Ocena nr 40 – Imperium

Blog – Ostatnia fantazja, opowiadanie Imperium
Autorka – Alenna
Gatunek – fantasy
Oceniajaca – Maxine

Ostrzeżenie: ze względu na tematykę opowiadania mogą występować treści nieodpowiednie dla młodszych bądź wrażliwych czytelników (brutalne przedstawienie śmierci, przemoc seksualna).
Uwaga! W ocenie pojawiają się spoilery.

Nie ma potrzeby rozpisywać się na temat adresu – jest dobrze, tj. adekwatnie do tematyki bloga oraz jego treści. Tytuł opowiadania, Imperium, rodzi wystarczające skojarzenia, by zaciekawić potencjalnego czytelnika, a także zorientować go w osadzeniu akcji i skali historii. 
Szablon i cała oprawa graficzna prezentują się świetnie; powiedziałabym, że to jeden z lepiej wyglądających blogów, jakie miałam przyjemność oceniać. Prosty, ale elegancki wygląd, a do tego przejrzysty układ i kolorystyka pozwalająca na komfortowe czytanie. Czego chcieć więcej? Wielkie brawa dla Agaty, jego autorki. 
Formatowaniu tekstu również nie ma czego zarzucić. Jedyne, co może przeszkadzać, to przytłaczająco szeroka kolumna w postach; całość wygląda zdecydowanie lepiej po minimalnym zmniejszeniu, np. gdy ustawi się stronę na dziewięćdziesiąt procent w przeglądarce.
Jeżeli chodzi o zakładki i gadżety, wszystko znajduje się na swoim miejscu. Przyjemnym dodatkiem jest mapa świata, do której zdarzało mi się zaglądać podczas lektury. 
Z niedociągnięć w oczy rzuciła mi się tylko jedna rzecz, a mianowicie powtórzenie w blurbie Imperium
Przez potomnych został on nazwany Artemem Żelaznym, bowiem jego wola — niczym żelazo — łatwiej pękała niż uginała się. Badacze historii z innych państw natomiast uwielbiają umniejszać jego dokonania, przypisując część pomysłów jego faworycie, księżniczce Aili. Może można by zastąpić drugie „jego” słowem „imperatorskie dokonania” albo trzecie na „imperatorskiej faworycie”. Zawsze pozostaje też opcja całkowitego przepisania tego fragmentu. W każdym razie szkoda, by taka bzdurka psuła dobre wrażenie. 

Treść:
Rozdział 1
Oczy też miała zamknięte — bała się, że gdy otworzy, ujrzy jedynie krew i ogień.Literówka, powinno być „je”.
Nie chciała niczego widzieć ani niczego słyszeć i gdyby to zależało od niej, najchętniej straciłaby teraz świadomość.Używanie określeń czasu typu „teraz”, „w tej chwili/momencie” itd. jest zupełnie zbędne, gdyż każda akcja, jaką podejmuje bohater, dzieje się wtedy, kiedy zostaje opisana (chyba że zaznaczono inaczej). Nie trzeba dodatkowo uwzględniać tego w tekście. A tak nie dość, że dodaje się informację oczywistą, to jeszcze zwraca uwagę czytelnika na teraźniejszość, która nie pasuje, gdy pisze się w czasie przeszłym.
Niektórzy, pozbawieni nadziei na przeżycie, wybierali śmierć od trucizny, niż od wrogiego miecza.Przecinek przed spójnikiem „niżjest zbędny, ponieważ nie wprowadza on zdania składowego. Warto by również nieco przepisać to zdanie, brzmi koślawo. Możliwa opcja to np. „woleli śmierć od trucizny niż wrogiego miecza”.
Dwórki Aili, choć dotychczas nazywały się jej przyjaciółkami i obiecały wierność, natychmiast wydały księżniczkę zwycięzcom. – „Księżniczka” to córka księcia, córkę króla nazywamy „królewną”.
Zamiast tego wykorzystała swoją jedyną przewagę, znajomość zamku i uciekła, zamykając się w swojej komnacie.Przed „i” powinien znaleźć się przecinek – „znajomość zamku” to w tym wypadku wtrącenie, które należy wydzielać z obu stron.
Jakby to miało cokolwiek jej pomóc lub odwrócić losy bitwy! – „W czymkolwiek” pomóc.
Ilekroć Aila wspominała tę chwilę, nie pamiętała wiele.To zdanie sugeruje, że szturm na zamek miał miejsce dawno temu i bohaterka tylko go wspomina, dlaczego więc wcześniej całość jest opisywana, jak gdyby działa się na bieżąco (zarysowano to choćby poprzez ogólny chaos w narracji)? Dalej też nie jest lepiej – myśli „dawnej” Aili mieszają się ze spostrzeżeniami tej „obecnej”, robiąc w narracji bałagan. W takich sytuacjach powinno się trzymać jednej wersji – albo opisywać szczegóły świadczące o natychmiastowości przeżyć, albo dać narratorce swobodę omawiania wydarzeń z dystansu. 
Chyba cały zamek zatrząsł się, gdy za jednym zamachem tarana wyważono drzwi.Dlaczego „chyba”? Narrator powinien być pewny tego, co opisuje, inaczej tylko dezorientuje czytelnika. Dodatkowo słowo „drzwi” można by zamienić na „wrota”, dzięki czemu lepiej zostałoby zaprezentowane, że akcja dzieje się na zamku.
Z każdym kolejnym akapitem pojawiają się skoki od tego, co widzi Aila do tego, co się dzieje na zamku w partiach, których nie mogła widzieć. Zdaję się więc, że zaplątały się tu dwa różne typy narratorów. Nie sprawia to najlepszego wrażenia i dodatkowo potęguje chaos.
Tylko tyle, że płakała jak mała dziewczynka i błagała o litość.Wcześniej jest „mogła błagać o litość”, teraz jednak „błaga”. Dlaczego najpierw pojawia się informacja, że tego nie robi, a potem, że tak? Czy to dwie różne sytuacje? A nawet jeśli, po co je dublować? Przy okazji pojawia się problem w chronologii – wpierw mamy opis Aili błagającej o litość, a dopiero potem zostaje odkryta przez najeźdźców.
Uderzyła głową o blat stołu, gdy ktoś wyrwał z kryjówki. Ailę aż zamroczyło, ledwo zdołała się wyprostować. Jej nędzna postawa wywoływała szyderstwa. Ktoś pociągnął za rękaw jej sukni, bezceremonialnie rozrywając szew, a ktoś inny szarpnął za falbanę, aż zapiszczała. Nogi miała jak z waty, gdy wyprowadzono z komnaty. To brzmi, jakby ktoś pociągnął falbanę, aż zapiszczała, nie Ailę. Podmiot domyślny kompletnie się tu nie sprawdził, w dodatku przyczynił się do namnożenia powtórzeń.
Nie anonimowe ciała obcych ludzi, czy wojowników, ale trupy własnych, najwierniejszych służących.Przecinek przed czy zbędny. 
Aila ledwo widziała przez łzy, ale im bliżej tronu ją prowadzono, tym lepiej dostrzegła posturę najeźdźcy. Imperator był trzydziestoletnim mężczyzną, na którego dźwięk imienia cały cywilizowany świat trząsł się ze strachu. W jednym zdaniu trafiają zdania z perspektywy nieobeznanej Aili, w drugim wszystkowiedzącego narratora – to denerwujące.
Nie da mu tej satysfakcji, chociaż jednocześnie wszystko się w niej trzęsło na myśl o własnym położeniu. Co jej mogą zrobić? Zabiją? Zamkną? Zgwałcą? Będą torturować? Myśli jak wezbrana rzeka przelały wartko przez głowę Aili. Czy oni wszyscy widzieli, jak bardzo się boi? – „Przelewały się”. Niepotrzebnie został zmieniony czas z przeszłego na teraźniejszy.
Co ona tam bełkocze? — zrozpaczona Aila zaniemówiła.Reakcja Aili nie może być w tym samym akapicie, co wypowiedź kogoś innego – link. To poważny błąd w zapisie dialogów. No i ona przecież nic nie mówiła, jedynie próbowała się uwolnić, więc nie rozumiem skąd to „zaniemówienie”.
A gdy ten moment odpłacą się za wszystkie doznane krzywdy z nawiązką.Zgubiło się „nadejdzie”. 
Przez długi czas pamiętała krwawy ślad, jaki został po niej [głowie]. – „Jaki po niej został”.
Bez żadnego opisu czy wstępu – dosłownie niczego – z sali tronowej narracja przenosi się do królewskiej sypialni. Wygląda to, jakby przez przypadek kawałek tekstu został wycięty. 
Pomieszczenie wyglądało dokładnie, tak jak zostawił je ojciec. – „Dokładnie tak, jak”.
Przez walkę, wszystko bardziej bolało. – Przecinek zbędny.
Ostrożnie nalała wina do pełna pucharu, czując na sobie baczny wzrok imperatora.To nie brzmi zbyt dobrze. Proponuję: „nalała pełny puchar wina”.
Nie mogą zwyczajnie wziąć sobie noża, gdy spojrzeniem wyraźnie pilnował każdy jej ruch. – „Nie mogła” oraz „każdego jej ruchu” – słowo „pilnował” łączy się bowiem z dopełniaczem.
Przy ich blasku, sięgające bioder włosy księżniczki nabrały głębokiego odcienia ciemnoczerwonego wina, wyraźnego na tle jej jasnej karnacji. Imperator wyraźnie zachwycał się subtelnościami ciała swojej młodziutkiej branki.
Gdyby tylko wiedział, jakie myśli głębiły się w głowie jego kochanki w czasie tych kilku bezszelestnych kroków do łóżka! – „Kłębiły”.
Upodlona, teraz najchętniej by teraz wycięła sobie zbrukane krocze tym przeklętym nożem do owoców, a każdy kawałek skóry, który dotknął — zerwała, niczym zbyt dobrze przylegające do ciała, brzydkie ubranie. – „Którego”. Myślnik wydaje się tu zbędny, niepotrzebnie robi pauzę oddechową.
Wieża króla górowała nad murami miasta, dlatego księżniczka dobrze widziała wszystko, co obecnie się dzieje.Powinno być działo „działo”. Przy okazji „obecnie” tak samo jak „teraz” konfunduje czytelnika. No i wspominanie, że wieża była wyższa od murów to niepotrzebne opisywanie oczywistości.
Chociaż od przegranej stolicy minęła już niemalże cała noc, wciąż było słychać krzyki przegranych, którzy nie pogodzili się jeszcze ze swoim losem.Lepiej będzie „zdobycia stolicy”.

Rozdział pierwszy zaskoczył mnie totalnym chaosem. Teraźniejszość i przeszłość mieszające się ze sobą, wydarzenia przeskakujące nagle z jednego do drugiego, rzeczowy narrator wszystkowiedzący opowiadający na zmianę z roztrzęsioną bohaterką. Czy to był celowy chaos? Jeśli tak, to niezbyt dobrze zaplanowany. Kompletnie nie wzbudził we mnie pozytywnych wrażeń ani tym bardziej nie pomógł wczuć się w dramatyczną sytuację. Odczuwałam jedynie frustrację wynikającą z niemożności zorientowania się w opisywanych wątkach.
Wrzucanie tu i tam bardziej racjonalnych uwag burzyło efekt natychmiastowości zdarzeń i wyszedł z tego jedynie irytujący miszmasz. Jeśli Aila faktycznie wracała myślami do pewnych zdarzeń z czasowego oddalenia, na pewno zdążyłaby już wszystko poukładać sobie w głowie. Jeśli narrator to inny od niej byt, okazjonalne wnikanie w myśli protagonistki aż tak głęboko wydaje się nie pasować do opisowych obrazów reszty zamku.
Jedynym sensownym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłoby zdecydowanie się na jedną opcję: albo Aila przeżywająca wszystkie emocje na bieżąco, albo bohaterka wspominająca wydarzenia, albo narrator wszechwiedzący. Zdecydowanie nie wszystko naraz.
A jak poza tym wypadł rozdział? Poz względem ilości informacji dobrze spełnił rolę wstępu. Ograniczenie inwazji królestwa do zamkowych murów wypadło pozytywnie, bo dało kontekst o tym, kto kim jest w konflikcie, nie wrzucając przy tym czytelnika w wielką wojnę, która mogłaby go przytłoczyć. Nie przesadzono z ilością bohaterów, skupiając się przede wszystkim na Aili i po krótce przedstawiając postać imperatora. Udało się nawet zarysować motywacje i przyszły cel protagonistki – brawo.
Jeżeli chodzi o technikalia, ogólny poziom tekstu wypadł nieźle, a popracować przydałoby się przede wszystkim nad zapisem dialogów, przecinkami i literówkami.

Rozdział 2
W czasie kilkunastu niemiłosiernie przeciągających się dni od upadku jej państwa, dziewczyna doświadczyła wielu okropnych sytuacji, których wolała nigdy nie widzieć.Troszkę to zagmatwane – jeśli doświadczyła tych sytuacji, to raczej nie tylko samym wzrokiem, a wszystkimi zmysłami. Dopowiedzenie, zamiast pomóc, raczej przeszkodziło w odbiorze. Jeśli miałoby zostać, prędzej już w formie z „była świadkiem” w miejscu „doświadczyła”. Można też napisać inaczej: „spotkało ją wiele sytuacji, których wolałaby nigdy nie doświadczyć”.
Nie, jest w porządku — odparła drżącym głosem Aila , chociaż rzeczywiście, jej ciało pokryła gęsia skórka. Nadprogramowa spacja i drugi przecinek. Teoretycznie można by zrobić z „rzeczywiście” wtrącenie (lepiej “w rzeczywistości”) oddzielone wtedy z obu stron przecinkami, ale nie wydaje się to konieczne.
Od czasu do czasu pojawiają się nieco pokrętnie zapisane zdania opisujące dość proste rzeczy. Łatwo się wtedy pogubić, gdy jedna odrębna myśl przechodzi w drugą, jak np. tu: Czasami zdarzało się tak, że mimo wytężenia wszystkich sił, nie zdołała zdusić płaczu, który nieustannie męczył ją, odkąd doszło do tych wszystkich tragedii. Z przeraźliwie mocno bijącym sercem, dłonią wytarła suche powieki, upewniając się, że łzy jeszcze nie spłynęły po jej policzkach. 
Później Artem pojechał sobie na polowanie, zostawiając Ailę w zamku. – „Pojechał sobie” brzmi dość potocznie, zupełnie niepasująco do dotychczasowego poważnego tonu narracji. Samo „pojechał” jest neutralne i w zupełności wystarczy.
Z czasem noce stały się nieco spokojniejsze, ale to wcale nie oznaczało, że były, choć odrobinę bezpieczniejsze.Przecinek przed „choć” zbędny – tu występuje w funkcji partykuły – więcej tutaj.
Z niegdyś pięknego uniwersytetu wzniesionego u stóp zamku zostały jedynie zniszczone mury pozbawione dachu, a wspaniała biblioteka — duma jej narodu — z pewnością nieubłaganie traciła kolejne bezcenne woluminy. // Być może właśnie tak wyglądałby pochód jego wojsk, gdyby miasto poddałoby się bez walki. Zwarty szyk, dyscyplina zbrojnych, na przedzie kilku jego ulubionych rycerzy, ozdobionych trezońską bielą.Przeskok z tematu na temat w nowym akapicie mnie zdezorientował. Co ma biblioteka do pochodu wojsk? Chwilę zajęło mi zrozumienie, o co chodzi. Widzę też wyraźną tendencję do pisania najpierw wniosku, a potem rozwijania go w kolejnych zdaniach. Choćby tutaj – najpierw „tak wyglądałby pochód”, a dopiero w kolejnych zdaniach zostaje opisane jak w rzeczywistości on wygląda. Naturalna wydaje się odwrotna kolejność: „Zwarty szyk, dyscyplina [...] – tak wyglądałby jego pochód, gdyby [...]”.
Daleko za imperatorem sześć koni ciągnęły rząd połączonych ze sobą wozów, na którym leżał wyciągnięty, czarny jak smoła gad. Sześć koni „ciągnęło” oraz „na których”.
Na okazję jego powrotu księżniczka wybrała ostentacyjnie białą suknię zdobioną misternymi neustijskimi haftami i ormijskimi koronkami.Mówi się „z okazji”, ewentualnie można napisać tu „na jego powrót”. To zdanie jednak w fajny, naturalny sposób podrzuca czytelnikowi parę nazw miejsc w świecie – w tym wypadku sąsiednich królestw.
Trezońska służba imperatora, nawet nie zawracała sobie głowy przyjazdem ich pana.Zbędny przecinek przed „nawet”.
Rozmiękła ziemia zadrżała gdy do zamku wpadł Artem ze swoją świtą.Tu z kolei przecinka brakuje przed „gdy”.
Drużyna jego kundli trzymała się zbyt daleko niego, by uznawać to za normalne. Zbyt daleko „od” niego.
Kiedy wydał z siebie pełen groźby pomruk, ludzie stojący najbliżej, natychmiast zaczęli odsuwać się od skrępowanej bestii.Próbuję wymyślić, co miałby robić tutaj drugi przecinek i nie bardzo mi to idzie. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to chęć zrobienia wtrącenia. Wtrącenie może jednak działać jedynie wtedy, gdy po jego wycięciu, zdaniu niczego nie będzie brakowało, a tutaj tak nie jest.
Isarczykom niestraszne było zabijanie smoków. Wbrew pozorom, to nie taka trudna sztuka, gdy wie się co nieco na temat natury tego osobliwego zwierzęcia. Jednak łapanie gadów żywcem to zupełnie inna sprawa. W pierwszym zdaniu jest liczba mnoga, w drugim pojedyncza, a w trzecim znów mnoga – trzeba to ujednolicić.
Isarczyjce zrobiło się żal gada, gdy w miejsce dwóch członków zobaczyła jedynie krótkie kikuty pokryte świeżym strupem.W miejscu.
Nie wiem, czy smarkacz był bardziej głupi, czy odważny — rechotał Kortaj, wyszczerzając jasne zęby. Aila nie wiedziała, jak mogła, chociaż na chwilę uwierzyć, że ten rycerzyk w złotej zbroi przyniesie jej ratunek. Zamiast tego okazał się zwiastunem okropnej klęski. Przecinki przed pierwszym „czy” i „chociaż” zbędne, zasada przy tym drugim jest identyczna co z „choć”. No i nie wiem już, o kim mówi Kortaj. No bo czy nazywałby tę samą osobę naprzemiennie „imperatorem” i „smarkaczem”? To tak odległe od siebie określenia, że bardziej się nie da. Albo facet mówi o Artemie z szacunkiem, albo nie. 
Mimo sytuacji trzeba oddać Kortajowi, że był przystojnym chłopakiem.Mimo jakiej sytuacji? Tego, że wracał z polowania?
Silas gotowy był ją uderzyć, ale dwaj pozostali kundle w porę go przytrzymali. – „Dwaj kundle” – teoretycznie jest to poprawne, ale jednak nie czyta się tego dobrze. Obstawiałabym za użyciem jakiegoś synonimu, np. „żołnierze” albo „podwładni” Artema.
Nie podobało im się, że na ich widok, Isarczycy, zamiast walczyć, poddawali się.Drugi przecinek zbędny.
Jedynym sztućcem, którego używali przy stole Trezończycy były noże.Brakujący przecinek przed „były”. W zdaniu powinno być jeszcze albo „jedynym sztućcem [...] był nóż”, albo „jedynymi sztućcami [...] były noże”.
Mieli do swojej dyspozycji dobrze zorganizowane wojsko, uczonych strategów i przede wszystkim, siejący ogromne zniszczenie czarny proch.Nadprogramowy ostatni przecinek albo brakujący przed „przede”.
Bez drugiej chwili do namysłu, nim zbyt dobrze przemyśli konsekwencje pyskówki, odparła: W tym zdaniu zostały niepotrzebnie zdublowane informacje. Albo „bez chwili namysłu odparła”, albo „nie przemyślawszy konsekwencji, odparła”. 
Bez zarostu i ciemnych włosów wyglądał jeszcze groźniej.Nie widzę potrzeby powtarzania tej informacji tak szybko. Podobna uwaga pojawiła się ledwie przed rozpoczęciem dialogu.
Zdecydowanie gorzej zniosła następny komentarz władcy, który zdecydowanie zbyt natarczywie studiował jej twarz.Komentarz studiował jej twarz?

Odnoszę wrażenie, że rozdziały są pisane na żywioł i później się ich nie porządkuje. Zdarza się, że dany temat nie jest wyczerpany do końca, często akapity brzmią, jakby były pisane od środka i brakowało im wstępu. Zmiany toku rozważań postępują bez wprowadzenia i przygotowania gruntu. Tekst wygląda przez to na poszatkowany i chaotyczny.
Podoba mi się za to, z jaką lekkością do historii są wplatane elementy świata przedstawionego. Wydaje się, że z łatwością są tu wprowadzane sytuacje wymagające od bohaterów odniesienia się do różnic kulturowych, jak np. w scenie z kucharzem. Co prawda w pewnym momencie postacie zaczynają sobie dużo tłumaczyć (rozważania o niebie), co niektórym mogłoby nie przypaść do gustu, jednak mnie całkiem zainteresowało i mam nadzieję, że będzie to kontynuowane.
Narracja wciąż nie zdecydowała się na jeden kierunek, nad czym ubolewam. Czasem pojawiają się również słowa takie jak „rozchodzi się”, „kombinować” czy „pojechał sobie”.  Nie mogę przekonać się do używania ich w tekście w większości wykorzystującym bardziej oficjalny język. 
Fabularnie zostałam nieprzyjemnie zaskoczona – narracja z początku szybko prześlizguje się po kilku tygodniach od najazdu, nie pokazując nawet jednej sceny, dialogu z prawdziwego zdarzenia ani dłuższego opisu, tak jakby z góry uznała, że nie działo się w tym okresie nic interesującego. A przecież musiało się sporo dziać! W końcu obca nacja właśnie przejęła królestwo, cały ustalony porządek zawalił się mieszkańcom Isarii na głowy. Nie rozumiem całkowitego pominięcia tego okresu – paroma streszczeniami nie da się wzbudzić w czytelniku zainteresowania ani tym bardziej emocji, a jak inaczej miałby zacząć przejmować się losem Isarczyków z Ailą na czele?
Pierwsza sensowna scena pojawia się dopiero, gdy imperator przyjechał z polowania (nawiasem mówiąc, co się stało ze smokiem? Mam nadzieję, że temat wróci). Przy okazji zastanawiające jest, że już po paru tygodniach od przejęcia Isarii Artem tak po prostu opuścił zamek z większością swoich najlepszych ludzi, by zażyć rozrywki. Nie bał się buntu? A może przygotował się na taką ewentualność? Nie wiadomo, ponieważ nie poświęcono temu czasu w narracji.
Co mi się podobało? Relacja Artema z Ailą. Imperator sam w sobie jest ciekawą postacią. Przedstawiany przez Ailę jako barbarzyńca, jednak zdaje się mówić w sposób może nie wyrafinowany, ale zdradzający sporą wiedzę i inteligencję. 
Sama Aila wypada tak sobie – nie znam jej jeszcze na tyle dobrze, by wyrazić konkretną opinię. Nie podoba mi się jednak, że narrator opisuje ją w jeden sposób, kiedy ona zachowuje się inaczej – choćby wspomnienie o jej niecharakterystycznej odwadze w rozmowie z imperatorem albo pyskowanie jego kundlom. Za szybko przeszła od roztrzęsionej, błagającej o litość królewny do pogodzonej z losem, zarządzającej zamkiem dziedziczki tronu. Pewnie gdyby nie przeskoczono tak szybko pierwszych dni po podboju, ta zmiana wizerunku wyszłaby naturalniej. Dużo chętniej śledziłabym przemianę Aili ze strachliwej królewny w pewną siebie towarzyszkę imperatora, gdybym mogła ją widzieć od punktu startowego, a nie gdzieś od środka, kiedy ta już próbuje wyciągać pazurki. Oczywiście Aila na razie nie została jakąś wielką personą, ciągle jest dość niepewna w swoich działaniach, po prostu momentami wykazuje bunt i nie bardzo wiadomo, skąd on pochodzi (nie licząc złości na imperatora i jego ludzi, to wiadome – chodzi mi bardziej o jej wewnętrzną siłę).

Rozdział 3
W wielkiej sali przeznaczono jej miejsce u podnóża tronu, tradycyjnie należących do dworskich wesołków.Należącym, bo jedno „miejsce”. Zauważyłam czasami problemy z odmianą, jak gdyby końcówki były podstawione do niewłaściwych słów. Tu – do wesołków mających liczbę mnogą.
Dzięki temu każdy z ziemskich dostojników, który składał okup za życie oraz hołd nowemu władcy, doskonale widział, że ich prawowita księżniczka została zdana na łaskę najeźdźcy. Okup nie bardzo tutaj pasuje, powszechnie kojarzy się z opłatą uiszczaną przez bliskich za uwolnienie zakładnika. Z treści wychodzi jednak na to, że ci dostojnicy sami oddawali dobra, a przecież będąc w niewoli raczej nie mogliby tego osobiście zrobić. Zgaduję więc, że chodziło tutaj o haracz.
Ludzie imperatora zbierali daninę z bezlitosną rzetelnością, dzięki czemu, zaledwie w ciągu kilku tygodni, zrujnowany przez wojnę królewski skarbiec znowu napełniały kosztowności.Powinno być „wypełniały”. 
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie na poduszkach, gdy wśród interesantów dostrzegła gości z Hagr. Wzorzyste, jedwabne szaty, pełne brązowe buzie i szerokie uśmiechy przybyszów zza Zielonych Gór wyróżniały się na tle przerażonych prostaczków. Większość odwiedzających zamek przychodziła do Artema z prośbą o pomoc przed nadchodzącą zimą bądź uskarżała się na nowe, nałożone przez niego podatki. Ludzie imperatora zbierali daninę z bezlitosną rzetelnością, dzięki czemu, zaledwie w ciągu kilku tygodni, zrujnowany przez wojnę królewski skarbiec znowu napełniały kosztowności. A niepokoje w państwie jeszcze nigdy nie były aż tak wysokie, jak daleko Aila sięgała pamięcią. – „Twarze” – „buzie” nie pasują stylistycznie. 
Szczerze, co ma pierwsza połowa powyższego akapitu do drugiej? Najpierw opisywani są goście z Hagr, a potem sposoby zapełniania skarbca. W następnym akapicie dialogiem wraca się do przybyszów. Jak to się łączy? Lepiej skończyć jedną myśl, a dopiero potem zacząć drugą. Najsensowniej w tej sytuacji byłoby wpierw wspomnieć o stanie skarbca, a dopiero potem wprowadzić gości, jako że później ich obecność staje się kluczowa. 
Tak samo sytuacja wygląda, kiedy pojawia się Hassin. Co ma wspólnego jego skłon w nieokreślonym kierunku, fakt, że imperator ubiera się jak biedak i myśl Aili o tym, że imperator wygląda prymitywnie? Jaki wniosek powinnam z tego wyciągnąć? Nie jestem pewna. Czytając te akapity, czuję się, jakbym starała się rozwiązać zagadkę.
Chociaż czasami lubił przywłaszczać sobie rzeczy poprzedniego króla, Artem zdecydowanie na co dzień nosił się zbyt skromnie, jak na barbarzyńskiego władcę, często wyglądając biedniej niż jego właśni poddani.To zdanie jest zbyt pokrętne, jakby na siłę próbowano tu połączyć trzy niezwiązane ze sobą informacje. 
Nie zrzedł też jego szeroki uśmiech, błyskający z daleka.Mina rzednie, ale uśmiech? Niekoniecznie.
Niewidzialna pętla zdawała się zaciskać wokół białej jej szyi, kiedy gładząc materiał sukni na kolanach, posłała Hagryjczykowi blady i wymuszony uśmiech.Dziwna składnia, „jej białej szyi”, jeśli już.
Za wami trudna droga. Zostańcie na dworze, póki nie wystarczająco nie wypoczniecie przed powrotem. O jedno (pierwsze) „nie” za dużo.
Mimo tego imperator nie tylko pozwolił posłowi zostać w zdobytym zamku, ale również towarzyszył im podczas wieczornego posiłku[...] – „Im”? W zdaniu jest tylko jeden poseł.
Dostojna Ceria przesyła swoje pozdrowienia — rzekła w końcu, melodyjnym głosem kobieta.Część po przecinku miała być dopowiedzeniem? Nie widzę w tym zbyt wiele sensu.
Czy właśnie tak traktuje się gości na Północy? — dopytywała się kobieta, zwracając na siebie uwagę wszystkich tych biesiadników, którzy akurat nie zatracili się w tańcach. Samo „dopytywała” wystarczy, „się” jest zbędne.
Co innego Aila. Obserwując scenę, z drugiej strony stołu, widziała minę Hagryjczyka bardzo dobrze. Zdecydowanie nie zdradzała ani zażenowania pijacką awanturą, ani strachu przed rozgniewaniem Artema. Zamiast tego wyglądał na całkiem zadowolonego z rozwoju sytuacji, kiedy raz po raz głaskał zawieszony na szyi immunitet.Pierwszy przecinek w drugim zdaniu zbędny. Do tego dzieją się tu niedobre rzeczy z podmiotami. Najpierw jest to Aila, potem „mina Hagryjczyka”, a na końcu bliżej niezidentyfikowany mężczyzna. Całość musi być spójna. Bez uprzedniej zmiany podmiotu trzeba trzymać się jednej wersji.
Jego widok przyprawił księżniczkę do zimne dreszcze. Przez krótki czas miała okazję posmakować, co znaczy brak twardej ręki. Nie chciała przeżywać tego ponownie. –  „O”. Nie mam zielonego pojęcia, co Aila ma tutaj na myśli. Brakiem twardej ręki powinna raczej się cieszyć.
Nim Aila się obejrzała, mały podczaszy zbiegł z podestu i zniknął w przejściu dla służby, a ona znowu została sama z najeźdźcą. A czy narrator nie wspominał ostatnio, że chłopiec nie był tak naprawdę podczaszym, tylko paziem? Nie rozumiem, czemu miałby powielać błędy imperatora.
Kiedy na zamku panował jej ojciec, spiralne klatki schodowe co wieczór oświetlano mocą żeliwnych kandelabrów. I stały one na schodach, żeby ludzie przypalali sobie od nich rąbki szat?
Czyzby zaniemógł? — Zaczęła od odpięcia złotych spinek na ramionach księżniczki. Kiedy nie uzyskała odpowiedzi, dopytywała dalej: Może jest chory? Tu na południu panuje bardzo złe powietrze i łatwo o chorobę. – „Czyżby” i zabrakło myślnika przed „może”.
A może to przez kwaśną minę? // — Co takiego? // — Przez minę, którą pani cały czas robi. Nie jest zbyt przyjazna — wyjaśniła Dalia, pomagając księżniczce wciągnąć na ciało szatę. — Na pawno jego wysokość działałby chętniej, gdyby podarowała mu pani jeden czy dwa uśmiechy. – „Pewno”.  „Jego Wysokość” wypadało by napisać dużą literą – link. Nie widzę też powodu dublowania informacji o minie Aili. Przedtem była opisana przez narrację i właśnie wcześniejszy dopisek bym wyrzuciła. W dialogu dużo lepiej to wygląda.
Ciemnoróżowa lilia pod jej stopami przechodziła w kręte ornamenty aby kawałek wykładziny dalej znowu stać się kwiatem. Brakuje przecinka przed „aby”.
Po rozpuszczeniu włosów księżniczki, Dalia sięgnęła po stary grzebień z kości słoniowej. Brakowało w nim kilku zębów i był tak mały, że porządne rozczesanie włosów zajmowało mnóstwo czasu, ale Aila nie zgadzała się na używanie innego. Z ciężkim westchnięciem, służąca ćwiczyła własną cierpliwość, nie wiedząc, że ten drugi zrobiono na zlecenie matki jej pani. Wykonano go z bursztynu przywiezionego prosto z mroźnej północy, gdzie królowa Isarii pertraktowała z Artemem o pokoju i używanie go mimo woli kojarzyło się księżniczce ze zdradą. Ten akapit sugeruje, że na zamku były tylko dwa grzebienie. Wyjątkowo nieprawdopodobnie.
Nie mogła również znaleźć pozycji, w której mogłaby bezpiecznie zasnąć.To brzmi, jakby łóżko zostało najeżone pułapkami. 
W końcu to dobrze, że potwory się nie mnożyły.Bardzo fajne zdanie kończące rozdział, świetnie tu pasuje. 

W rozdziale pojawiły się tak naprawdę dwie sceny – pojawienie się gości z Hagr i przyjęcie – choć, co dziwne, w żaden sposób ich nie podzielono. Początek tej pierwszej wyszedł tak sobie za sprawą wstępu, który wydawał się pisany na siłę, byleby stworzyć otoczkę do dalszych wydarzeń. Na szczęście później to nie wróciło.
Miło czytać, jak na każdym kroku świat zostaje rozbudowywany, powiększany o nowe miejsca i kultury. Cieszy mnie również to, że przyjazd Hagryjczyków jest fabularnie po coś i daje nadzieję na ciekawe zwroty akcji, a nie został przywołany tylko dla wprowadzenia kosmetycznych różnic między Isarią i królestwem Hagr.
Mniej entuzjastycznie napawa mnie z kolei tendencja do pisania bez wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego, jak gdyby przede wszystkim liczyła się ilość informacji, a nie ich właściwa prezentacja. Wyglądało to nieraz bardziej jak słownikowy wpis niż ciągły tekst fabularny. Miewałam wątpliwości na temat zasadności pojawienia się niektórych fragmentów, myśląc „dlaczego czytam o tym akurat teraz, jaki ma to związek z czymkolwiek, co się dzieje w scenie?”. Wydawało mi się wtedy, że tło stało się ważniejsze od wydarzeń. 

Rozdział 4
Wcześnie rano Ailę obudziło muczenie zarzynanej dla smoka jałówki. Skorzystała z tej sposobności, żeby poleżeć w łóżku nieco dłużej niż zazwyczaj i delektowała się myślą o rychłej wściekłości imperatora.A to nie jest tak, że bez względu na to, czy spała czy nie, leżałaby w sumie tyle samo czasu? No i czy tylko mnie się zdaje, czy to naprawdę brzmi, jakby słuchanie zabijania krowy sprawiało Aili przyjemność?
W jaką furię wpadnie, gdy zorientuje się, że poselstwo z Hagr ją wykradło?To brzmi, jakby ona już została wykradziona.
Jak szybko ten impotent będzie przed nią uciekać?Nie wydaje mi się, żeby ta obelga pasowała do Artema. Brak potomstwa to jednak trochę inna kwestia. No i dlaczego „przed nią”? Ostatnio było mówione o wojskach. 
Ostatnia myśl sprawiła, że dziewczyna skuliła się na łóżku, a własne myśli ją zawstydziły. Nie powinna myśleć o zdaniu swoich ludzi na łaskę czy niełaskę barbarzyńców.
Szczęk otwieranych drzwi ostrzegł księżniczkę. Pośpiesznie zamknęła oczy, udając, że śpi, podczas gdy Dalia ostrożnie układała śniadanie na niewielkim sekretarzyku. [...] Od świtu nie mogło minąć wiele czasu.Właściwie po co Aila się rygluje, skoro później Dalia sobie wychodzi i zostawia drzwi otwarte przynajmniej od nastania świtu? Wtedy nikt już nie łazi po zamku? Szczerze wątpię.
Prawdziwy lekarz natychmiast rozpoznałby przyczynę jej stanu, ale ten konował, którego przysłał do niej Artem, kiedy tylko usłyszał, że nie dojadała, potrafił tylko zaparzać zioła.
Na samą myśl o tym okropnym słowie, ciałem dziewczyny targnął skurcz, a język w jej ustach rósł. Z trudem przełknęła ślinę.Podoba mi się sposób opisywania stanu emocjonalnego bohaterki poprzez jej zachowanie.
Wyraźnie schudła od podboju. Jej podbródek jeszcze nigdy nie był aż tak szpiczasty, a kości policzkowe równie wyraźnie zarysowane. Spod fioletowego jedwabiu sukni wystawały szczupłe obojczyki, a zarumieniona skóra na twarzy miała brzydki, niezdrowy odcień.Podoba mi się też ten opis. Pojawił się, by pokazać zmianę w wizerunku bohaterki spowodowaną trudną sytuacją, a jednocześnie daje czytelnikowi wystarczająco wskazówek, by móc sobie wyobrazić Ailę.
Bez namysłu zapukała.A powinna się przy tym specjalnie namyślać? Pytam, bo nie bardzo wiem, po co o tym wspomniano.
Chcąc się o tym przekonać, Aila żwawo, niemal pospiesznie, ruszyła do sali tronowej, ale tam, ku własnemu zdumieniu, również nie zastała władcy.Jest tu tyle przecinków, że ciężko się patrzy. Niby jest poprawnie, ale próbując czytać to zdanie ze wszystkimi pauzami oddechowymi, zaczyna się brzmieć jak robot. Przydałoby się pozbyć się jednego z wtrąceń, żeby zaoszczędzić na dwóch przecinkach – najlepiej „niemal pospiesznie”, które dubluje wcześniejsze określenie „żwawo”. Warto też wybrać opcję z podzieleniem zdania na kilka krótszych, dzięki czemu lepiej zostałaby podkreślona dynamika akcji.
Jego bawełniana tunika w czerwono—żółte romby przepasana białą szarfą przypominała jej raczej strój błazna niż piwniczego.Zaplątał się tu niepoprawny myślnik zamiast dywizu.
Przez jego głupie rozkazy będzie musiała wykłócać się z byle kmiotkiem, jakby nadzwyczajnie zależało jej na… Spotkaniu z nim.Tę samą myśl dokończoną po wielokropku piszemy małą literą.
Udałaby zagubioną sarnę, wyjaśniłaby, że nie pozwolono jej wejść i tym samym, zburzyłaby jego plan. Bez ostatniego przecinka.
Na palcach nosił całe mnóstwo pierścieni z kolorowymi klejnotami, ale nawet one nie odwracały uwagi od ogromnych cieni pod oczami, jasno dowodzącymi, że rzeczywiście nie spał przez całą noc. – „Jasno dowodzących” cieni. 
Z głośnym szurnięciem, imperator odsunął swoje krzesło od stołu. Wstał ze swojego miejsca. [...] Wyraźnie zrezygnowany, Artem usiadł na swoim miejscu. [...] Pierwszy z szeregu wystąpił łysy Silas, gotowy spełnić wolę swojego władcy. Ostatecznie jego interwencja nie była jednak konieczna. Minister skarbu sama wstała ze swojego miejsca i po zebraniu ze stołu wszystkich swoich papierów oraz liczydła, z hukiem opuściła Małą Salę.Zbędny przecinek przed „imperator”. W niektórych fragmentach pojawia się przesadna ilość wyrazu „swój”. W wielu wypadkach jest on całkowicie zbędny, więc warto się nad tym pochylić. 
Jeśli Dastar swoimi wojskami odetnie nas zamknie szlak handlowy przez Szmaragdową Przełęcz, w żaden sposób nie uda nam się wykarmić twoich poddanych.Zostało tu o jedno określenie za dużo.
Troje spośród tych, którzy tego dnia zabrali głos, bez słowa wytłumaczenia się wstało i zgodnie ruszyło ku wyjściu.Bez „się”.
Kirlem? Famir? — wymieniał kolejne imiona, a dwóch mężczyzn przy stole zrezygnowanie pokręciło głową. – „Z rezygnacją”.
Młodszy z mężczyzn wyprostował się na własnym krześle, aby choć trochę mężniej prezentować się przed wszystkimi.No raczej, że nie na cudzym krześle. No i jakimi wszystkimi? Ponoć wszyscy już wyszli.
Obydwoje dobrze wiemy, że tobie wcale nie chodzi o rozumienie — podjął swoją próbę Kaj, zacisnąwszy lewą dłoń w pięść. – „Obaj”, liczebnika zastosowanego w cytacie używamy do osób odmiennej od siebie płci i dzieci.
Sama też zastanawiała się, na ile wszystkim tkwiła jej własna zasługa, a na ile stopniu stanowiła jedynie niewielki element w zabawie, jaką prowadził ten okrutnik. – „W tym wszystkim było jej zasługi” i bez „stopniu”. 

Rozdział, podobnie jak poprzednie, na początku zawiera dużo przemyśleń Aili, przez co może wydawać się nieco nudnawy. Byłabym za trochę większą różnorodnością w treści, bo ciągłe zaczynanie spokojnymi opisami i przemyśleniami, a kończenie akcją i dialogami wydaje się monotonne.
Cały rozdział został poświęcony naradzie Artema z jego doradcami. Szczerze powiedziawszy, nie było to zbyt ciekawe. Jak na tyle miejsca, ile zostało temu poświęcone, nie porozmawiali o niczym innym niż o Aili, co mnie trochę zawiodło. Do tego wszyscy doradcy okazali się głupcami w bardzo naiwny sposób. Czyżby żaden z nich nie znał się na koligacjach rodzinnych w królestwie, które wspólnie podbili? Brzmi to absurdalne.
Artem robiąc z królewny „jedyną mądrą”, wydał mi się dziwny. Nie wiem, jaki miał w tym cel poza ośmieszeniem reszty. No i nie zapominajmy, że kiedy wygłaszał tę swoją tyradę, w pokoju został tylko jego brat – marna widownia jak na mój gust. 
Do tego zupełnie nie rozumiem odwołania całej rady tylko dlatego, że nie wiedzieli, co chodzi wielkiemu imperatorowi po głowie (chociaż potem są wspomniane następne obrady, więc już sama nie wiem, jak to jest). Opuszczanie sali przez kolejnych doradców wyglądało jak pochód zbuntowanych nastolatków. To cud, że w takich warunkach Artem w ogóle podbił Isarię. Ostatecznie mam wrażenie, że jego bierność i ciche przyglądanie się miało wyglądać na inteligentne zagranie, ale mnie na razie nie przekonało. 

Rozdział 5
Rozdział rozpoczyna się powrotem do obrad, a właściwie rozmową imperatora z Ailą po obradach. Mam wrażenie, że lepiej byłoby skończyć tamten temat w poprzedniej odsłonie, a tu zacząć od nowa z czymś innym. Teraz wydaje się, jakby zakończona wcześniej scena  została rozgrzebana tylko po to, żeby dodać kawałek dialogu.
Niezdolna do zapanowania nad własnym strachem nie miała pojęcia gdzie je podziać. – Brakuje przecinków przed „nie” i „gdzie”.
Skoro dotychczas nie doczekał się pomiotów… – Trochę mnie rozbawiło to określenie, nie powiem. Skojarzyło mi się z „pomiotami szatana” albo czymś zwierzęcym i nie wiem, czy to do końca dobrze. Widziałabym w tym miejscu raczej bardziej neutralnych „potomków”.
Oh, jestem pewna, że jego wysokość zostawił w swoim domu niemałe stadko — wybrnęła obojętnym tonem Aila. To nie brzmi jak coś, co mówi się obojętnie, za dużo tu nacechowanych emocjonalnie słów, i jeszcze to „oh” na początku.
Ruszył do wyjścia, a Aila rzuciła się pościg za nim.Czy to aby nie przesada? Pewnie zdążył zrobić dopiero ze dwa kroki.
Artem jednak zdawał się już jej nie słuchać i twardym krokiem przemierzał przez chłodne korytarze, które zdały się księżniczce dziwnie mroczne. – „Przez” jest zbędne.
Na szczęście, szybko weszli do rozświetlonej sali tronowej, która udekorowana w trezońską biel i przygotowana do uczty, wydawała się jeszcze większa niż w rzeczywistości.Pierwszy przecinek zbędny.
Za pozwoleniem, zjem w swojej komnacie. — Bardziej poinformowała, niż zapytała o zgodę księżniczka. We własnym mniemaniu wierzyła, że i tak podobne oświadczenie stanowiło wyraz nadzwyczajnej grzeczności, dlatego stanowczy protest Artema sprawił, że zamarła. — Co takiego? // — Nie pozwalam. — powtórzył mężczyzna. — Dzisiaj zjesz z nami wszystkimi.Informacja o sprzeciwie imperatora w środku linijki kompletnie wybiła mnie z rytmu. Czemu po prostu nie została umieszczona w dialogu?
Po wejściu na podium górował nad wszystkimi jak jakiś olbrzym. // W oczach Aili wcale nie był olbrzymem. – „Jakiś” dodaje zdaniu potoczności, nie widzę powodu, by je tu umieszczać. No i po tych dwóch, zaprzeczających sobie zdaniach, nie wiem już co myśleć o narratorze. Jeśli nie identyfikuje się z Ailą, to czy nie powinien chociaż być obiektywny? Jeśli chwilkę później dowiadujemy się z tekstu, że Artem należy raczej do niskich osób, skąd to górowanie? Czy w takim razie każdy na tym podeście zalicza się do olbrzymów? A jeśli tak, po co wyróżniać tylko władcę?
Jego strój wyglądał na równie bogaty, co ubiór Artema. [...] Całość stroju spinał pas z jasnej skóry, do której przytroczono nieodzowny, trezoński nóż. Do „którego”.
Mebel okazał się twardym przeciwnikiem dla niej.To dopowiedzenie można sobie spokojnie odpuścić.
Nie, przy tylu świadkach. Zbędny przecinek.
Kompletnie nie rozumiem zachowania Kaja i braku jakiejkolwiek reakcji ze strony Artema. Na co było to rozgadywanie się i zmuszanie Aili do wymyślenia kary dla tego pierwszego, jeśli nic z tego nie wyniknęło? Mam wrażenie, że to miała być jakaś kolejna supersprytna technika stosowana przez imperatora do zrobienia z Aili godnej dla siebie partnerki, ale póki co wyglądało to zwyczajnie bezsensownie. Co niby Aila miała zrobić w tej sytuacji? Znów drzeć się jak rozkapryszone dziecko, wzorem wcześniejszej kłótni przed drzwiami obrad? A może powinna zrobić sobie z Kajem wyścig, kto pierwszy dobiegnie do stołu? 
Z pewnym zaskoczeniem zauważyła też brak Hagryjki, z którą rozmawiała poprzedniego wieczoru wśród jedzących. Lepiej byłoby przenieść „wśród jedzących” wcześniej, najlepiej przed „zauważyła”.
Niczego też nie wypiłaś — nie ustępował mężczyzna, samemu żłopiąc wino z miedzianego pucharku. – „Pucharka”.
Pod chustą skrywa dowody starości, ale możesz mi wierzyć. Kiedyś była pierwszą pięknością imperium.To by lepiej wyglądało jako całość niż dwa osobne zdania.
Lista urzędników zaprezentowana Aili była naprawdę imponująca. Na tyle, że mam pewność, iż nie zapamiętam nawet połowy informacji. Mam nadzieję, że na krótkim przedstawieniu poszczególnych bohaterów się nie skończy i za jakiś czas będzie mi dane odświeżyć pamięć.
Książę Kaj — poprawił ją z pełnymi ustami. // — Co znaczy ta funkcja? Czy to ktoś jak wicekról? // — Zarządca imperium, to ktoś znacznie większy niż byle król — padła odpowiedź. To brzmi, jakby Aila pytała, kim jest książę, a nie zarządca imperium. Poza tym, czy Aila jako królewna nie powinna sama się orientować w takich rzeczach? Postawowe informacje o swoich wrogach jednak warto znać.
Lekko wydęła drobne usteczka, kryjąc swoje politowanie dla rozmówcy. Czytając takie zdanie, odechciewa się kibicować Aili. Po komentarzu w którymś rozdziale zorientowałam się, że ona miała być rozpuszczona, ale w narracji jak na razie mało było podobnych fragmentów. Szczerze mówiąc, im więcej tego jest, tym mniej chce mi się jej żałować, więc nie jestem pewna, czy to dobra droga.
Większość barbarzyńców ma imiona z „j” – ciekawe rozwiązanie, żeby nieco ich zunifikować.
W istocie wskazana kobieta nosiła się wspaniale, nawet jak na typowe dla barbarzyńców bezguście.Nie wiem, czemu zaczęłaś to zdanie od „w rzeczywistości”. No i pomału przestał mi imponować przepych ubrań barbarzyńców, a już tym bardziej cokolwiek sygnalizować. Sądząc po kolejnych opisach oni są wszyscy wystrojeni.
Jej suknię uszyto zgodnie z północną modą, a Aila z daleka mogła jedynie podziwiać kunszt jej wykonania. Kłóciłabym się, że z daleka można podziwiać szczególiki wykonania, ale może Aila ma sokoli wzrok.
Zmęczony dniem, musiał zadowolić się maślaną bułką maczaną w zupie.Zbędny przecinek przed „musiał”. Nie bardzo wiem, jak mam rozumieć to zdanie. Był taki zmęczony, że nie miał siły gryźć mięsa? Czy to metafora mówiąca, że na starość można jeść tylko miękkie paćki?
Artem mówił jedno, chociaż myślał coś zupełnie innego. Twierdził, że nie musi być okrutny, aby być silnym, a mimo tego kazał zamordować dziecko. Miał podarować jej wyróżnione miejsce, a jednak obok niego ciągle siedział Kaj. To, co powiedział o bracie, wcale nie musiało oznaczać prawdy. Czy w ten sposób sprawdzał cierpliwość księżniczki? Może liczył, że sama przyjdzie do niego ze skargą? A jak zareagowałby, jeśli zażyczyłaby sobie okrutnej kary dla jego brata?Właściwie te same wnioski przychodzą mi do głowy. Gra Artema wydaje się dość sprzeczna.
Skoro uroił sobie, że ze wszystkich kobiet, to właśnie ona będzie zdolna urodzić mu dziecko.No nie wiem, przecież nazwał ją świnią.
To nie on przyniósł śmierć i głód tym ziemiom, a twoich bezmyślni bracia. – „Twoi”. Poza tym zginęło tu wcięcie akapitowe.
Odwróciwszy się na pięcie, niemal wybiegła z Sali tronowej, ledwo powstrzymując płacz. Dlaczego sala jest zapisana dużą literą?
Jak bardzo złym do szpiku kości trzeba być człowiekiem, żeby odmówić księżniczce litości?Bardziej niż do szpiku kości się chyba nie da, samo „złym” raczej by wystarczyło.
Jego tłusty brzuch trząsł się przy ciężko stawianych krokach, a twarz zdobył znajomy fałszywy uśmiech. – „Zdobił”.

Ten rozdział, jak również i poprzednie, opierał się głównie na dialogach i przemyśleniach Aili. Teoretycznie jest to ciekawe i pogłębia świat, ale ja bym chciała trochę akcji (niekoniecznie szalonej. Po prostu żeby poza siadaniem, jedzeniem i staniem ludzie coś robili). Mam nadzieję, że już wkrótce się jej doczekam.
Poza rozmową o nieistniejących dzieciach, ta część opierała się głównie na niezbyt zajmującym wytykaniu palcem kolejnych urzędników spośród świty Artema. Pokazała też czytelnikom, że może rodzina Aili nie była taka wspaniała, jak to się wydaje królewnie. Chętnie dowiedziałabym się nieco na temat faktycznego stanu królestwa sprzed i w trakcie najazdu.
Na koniec Aila porozmawiała jeszcze z wysłannikiem swoich krewnych, ale czego się w sumie od niego dowiedziała? No, niczego nowego. Teoretycznie zmusiło ją to do spojrzenia na zachowanie Artema z innej strony, ale jakie ma znaczenie, co ona sądzi? Jeśli Artem powie nie, to nigdzie nie pojedzie, czy tego będzie chciała, czy nie. Poświęcanie tyle miejsca dla jednej myśli wydaje mi się przesadne.

Rozdział 6 
Chociaż niebo pozostawało czyste i bez zarzutu, a nagrzane cegły powinny oddawać ciepło, Aila nagle poczuła chłód jak w środku zimy.Nie bardzo wiem, co może znaczyć, kiedy niebo jest „bez zarzutu”.
Ignorując paplaninę Hassina, który długo gadał o wzajemnej przyjaźni między pięknym błękitnym królestwem, a wspaniałym Oa, Aila rozpamiętywała przeszłość. W takich sytuacjach przecinka przed „a” nie stawiamy – link.
Zdumiało mnie, że ponownie powrócono do ostatniej sceny poprzedniego rozdziału, tak samo jak w piątce. Dzięki temu akcja wydaje się rozwlekać do granic możliwości. Zamiast iść naprzód, stoi w miejscu.
Otwarty entuzjazm lub jego brak, w chwili kiedy powiedziano jej wprost, że poufność tej rozmowy należało wcześniej kupić, kazało jej zachowywać daleko posuniętą ostrożność.Co kazało jej zachować ostrożność? Nie mogę tego wywnioskować ze zdania.
Dziewczyna niebezpiecznie zachwiała się na własnych nogach. Nim się zorientowała, usiadła na powrót na swoim miejscu, nie mogąc złapać tchu.
Hagryjczyk zerwał się na równe nogi i nic nie odpowiadając natychmiast pognał w kierunku zamku, po medyka albo jakiegoś innego uzdrowiciela.Nie wiem, jak inaczej nazwać przecinek w tym miejscu niż nieuwagą. Powinien stać przed „natychmiast”. 
Dwoje podłogowych przejęło zadanie Dalii i odprowadziło słaniającą się na nogach Ailę do jej komnat, podczas gdy dziewczyna pobiegła do medyka.Co właściwie robi taki podłogowy? Cały dzień zamiata i szoruje? Google nie jest w tym przypadku pomocne.
Właściwie, to mogę podać tonik wzmacniający —  zdecydował na głos, splatając dłonie za swoimi plecami. Co ten pierwszy przecinek ma oddzielać?
Później służąca psiknęła głośno, pewnie wąchając któryś z perfum Aili. – „Któreś”.
A gdyby dowiedziała się tego, pierwsza wymierzyłaby karę za tak niecny czyn.Eee… dlaczego? Przecież nienawidzi Artema. Tego, kto chciał go oszukać, powinna raczej wychwalać, czyż nie?
W Isarii bowiem to szlachta wybierała władcę w spośród królewskich dzieci.Drugie „w” zbędne.
Ojciec wiedział o tym, więc pozwolił księciu działać na własną rękę i po śmierci matki jak najdłużej zwlekał z wyborem, dając Jabirowi czas na zostanie bohaterem. Bez sensu. Jak to król zwlekał z wyborem, jeśli zdanie wcześniej jest o tym, że szlachta się tym zajmuje? Mam wrażenie, że przez zbytnią sympatię do ogólników i niedopowiedzeń doszło tu do przekłamania. 

Co do wątpliwości królewny – rozmowa braci z pewnością była prawdziwa. Mówili w końcu tak, że kompletnie nic z niej nie zrozumiałam. Umysł Aili wyprodukowałby zapewnie coś bardziej przydatnego fabule. No i Artem nie wysławiałby się o niej tak pochlebnie ani był taki łagodny. 
W kwestii moich odczuć względem całego rozdziału: wyszedł okej, ale jak dla mnie za bardzo to wszystko rozwleczone. Opowiadanie bardzo skupia się na przemyśleniach i retrospekcjach Aili, przez co bardzo mało się dzieje w świecie zewnętrznym. Na początku była kontynuacja rozmowy, potem księżniczce zrobiło się słabo, pojawił się lekarz i na końcu znowu pojawiła się rozmowa. Całość od sześciu rozdziałów jest napisana w tym samym, ponurym tonie oraz jednostajnym, ślimaczym tempie bez chwili odpoczynku ani rozluźnienia i powoli zaczynam się męczyć, zasiadając do lektury.
Czytając blurb, miałam nadzieję na coś o większym zasięgu: politycznych rozgrywkach i zarządzaniu państwem, pisanych przynajmniej po części z perspektywy imperatora. Na razie dostałam masę (usprawiedliwionych czy nie, w tej sytuacji to bez różnicy) uskarżeń królewny na jej obecne położenie. Wydaje mi się więc, że opis trzeba zmienić, żeby lepiej odzwierciedlał rzeczywistość. Z jakiegoś powodu notka w zgłoszeniu do nas była o wiele bardziej bliższa prawdy, więc można by pokombinować choćby i w tę stronę.

Rozdział 7
Nie znosiła czuć jego brudnych łapsk na sobie, więc ostentacyjnie odwróciła głowę w kierunku okna.Kiedy akapit wcześniej widzę informację, że imperator dopiero co wyszedł z kąpieli i ogólnie robi to regularnie, „brudne łapska” wydają się nie pasować. Obelgi obelgami, ale powinny one z czegoś wynikać. 
Jeszcze dwa razy ruszył zadem, pogłaskał biodro i po krótkiej, błogiej dla siebie chwili zszedł z kochanki.Brakuje przecinka przed „zszedł”. No i czyje biodro pogłaskał Artem – swoje czy Aili – oto jest pytanie.
Z ręką na sercu przysięgam, że myślałam iż po opisie stołu Aila zacznie usługiwać Artemowi przy posiłku, a nie że skieruje to jej myśli na głodujących poddanych. Naprawdę już nie wiem czy jestem po prostu zbyt niedomyślna do tego opowiadania, czy jednak zostało ono napisane w sposób, który nie pozwala mi wyciągać właściwych wniosków. To nie pierwszy raz, kiedy dałam się nabrać. 
Kiedy zakładała narzutę, zauważyła suto zastawiony stół.Czy wcześniej, wchodząc do pokoju, nie zauważyła go? Wiem, że to czepialstwo, ale dla mnie ona dziwi się tym stołem, jakby zmaterializował się, kiedy nie patrzyła. Gdy tekst jest w miarę poprawny, takie szczególiki uwypuklają się i drażnią.
Z jakiegoś powodu zrobiło mi się żal, kiedy na mapce nie znalazłam zaznaczonych wszystkich miejsc, o których wspominają bohaterowie. Podglądanie, co gdzie leży, weszło mi w nawyk. Pasujące byłoby tu z pewnością powiedzenie „daj kurze grzędę…”, bo równie dobrze mapki mogłoby nie być i nie miałabym na co narzekać.
[...] warknął Artem, tonem, który w zamierzeniu miał uciąć wszelkie dalsze dyskusje, mimo tego jego branka pozostawała głucha na to.Pierwszy przecinek jest zbędny. Poza tym ostatnia część zdania brzmi niegramatycznie – trzeba przenieść „na to” przed „głucha”. 
Wypalanie pól w środku upalnego i suchego na ziemiach we wschodniej części królestwa lataPrzesunęłabym „lata” przed „na”. 
Wasza matka z pewnością przewracała się w grobie, widząc takie marnotrawstwo. — nie przestawał mówić Artem.Bez kropki na końcu wypowiedzi.
Zeszłej jesieni skręciła kark, gdy nieszczęśliwie spadła ze schodów. // Brwi imperatora uniosły się nieznacznie, ale nie odpowiedział nic na tę rewelację. Może lepiej „nic nie odpowiedział” albo po prostu „nie odpowiedział”? No i czy Aila naprawdę wierzy w coś brzmiącego tak podejrzanie?
Z drugiej strony, odkąd tylko zabrakło królowej Aiminy, miała poczucie, iż z wiekiem jedynie coraz bardziej rozczarowywała obydwoje rodziców. Zbyt często słyszała od nich, co powinna zmienić w swoim zachowaniu, a bracia żartowali z jej rychłego odesłania do potencjalnego narzeczonego.Jak mogła usłyszeć cokolwiek od nieżyjącej matki? Powstał tu za duży skrót myślowy.
Wierzę, że jej strata była bolesnym doświadczeniem?Dlaczego on ją o to pyta? Jego wypowiedź brzmi bardziej na stwierdzenie.
Naprawdę wierzysz, że jeden człowiek jest w stanie rozwiązać pewne kwestie w zaledwie dwa dni? Jakie kwestie? Dlaczego Artem mówi zagadkami?
Naprawdę, moja droga, nie ma tutaj się o nic obrażać. – „O co obrażać”.
Własna bezradność doprowadzała ją do szału, więc nie odpowiedziała nic na jego słowa.Samo „odpowiedziała” w zupełności wystarczy, „nic” jest zbędne.
Wyrzuty nadętej dziewczynki to żadna prawda.Ja wiem, że Aila to protagonistka i powinnam jej współczuć, a Artem ma być tym złym, ale… polać mu, dobrze gada. 
Jedyne, czego chciałaś, to zagłuszenie własnego poczucia winy. – „To zagłuszyć poczucie winy”.
Przeniesienie akcji do retrospekcji bez żadnej zapowiedzi nieco mnie zaskoczyło. Wolałabym, żeby zostało to wcześniej zasygnalizowane albo oddzielone. Niby pojawiła się wcześniej przerwa między jedną sceną a drugą, ale kolejny fragmenty zaczął się normalnie, „w teraźniejszości” i dopiero po chwili czas i miejsce się zmieniły.
[...] mówiła dalej królowa, biorąc do ręki kolejny ze stosów listu, leżących na stole. – „Kolejny list ze stosów”.
Ceria ani drgnęła, kiedy Laira w milczeniu podeszła do władczyni, podając jej wynik pracy księżniczki.Mam nadzieję, że ta Laira jeszcze powróci. Inaczej nie widzę sensu kreowania jej do tej jednej retrospekcji.
Jeszcze chwila, a będziesz mówić w więcej językach niż twój ojciec. – „W większej ilości języków”.
Skoro to wszystko, to możesz już odejśćDrugiego „to” można się pozbyć, zdanie niczego nie straci.
Aila wzdrygnęła się, wspominając słowa matki. Słowa moja droga" stanowiły w jej mniemaniu tytuł zarezerwowany wyłącznie przez Artema i z pewnością królowa zwróciła się do niej odmiennymi słowami. Księżniczka wzdrygnęła się, w panice próbując włożyć we wspomnieniach jakieś inne słowa w usta matki.W tym akapicie nieco się zdezorientowałam. Do tej pory nic nie wskazywało na to, że Aila na bieżąco opowiadała sobie w myślach tę scenę. Wszystko działo się jakby z perspektywy wszechwiedzącego narratora, a tu takie coś, kompletnie wybijające z rytmu.
Chcę marazmijczyka. Siwego!Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co sądzić o takiej nazwie dla rasy koni. Marazm z pewnością nie kojarzy się pozytywnie ani tym bardziej pasująco do zwierząt, które powinny być przecież szybkie i silne.
Z zapamiętanych słów matki wynikało, że miała już upatrzonego kandydata na narzeczonego dla córki jeszcze zanim wyswatała starszą niemal o dekadę bratanicę. Zastanawia mnie, jakim cudem Aila zapamiętała tę rozmowę aż tak dokładnie – jakby puszczała ją sobie na wideo wybraną z całego katalogu wspomnień – ale może Isarczycy mają jakąś superpamięć, kto wie?
Mógł poczekać jeszcze kilka lat, zanim zacznie starać się o rękę najlepszych dziewcząt i jeśli królowej udałoby się w końcu przekonać króla o zrezygnowaniu z jego działań na rzecz najstarszego syna.Zanim „zacząłby” – w końcu nie ma już na to możliwości. 
Na jego widok Aili zatchnęło w ustach.A nie przypadkiem „zaschło”? Nie wyglądała, jakby się zadławiła.
Dobra i zaszczyty w wyobraźniach spływają na nie szerokim strumieniem, a ich wspólne noce w wygodnym łożu bez wątpienia przepełnione przyjemnościami. – „Są” przepełnione przyjemnościami. Ewentualnie „wypełnia przyjemność”. 

No więc tak – pierwsza połowa rozdziału coś w sobie miała – rozmowa między Ailą a Artemem pokazała czytelnikom, że być może sytuacja w kraju wygląda nieco inaczej niż królewna się spodziewała. Dialog dobrze się czytało, przybliżył też nieco charaktery postaci. 
Co natomiast dała druga? Naczytałam się o marudzeniu nastoletniej Cerii i wyborach partnerów dla książąt, którzy już nie żyją. Jak się to miało do fabuły? Nie wiem. Ten fragment na pewno nie odpowiedział na pytanie, czy Aila była blisko z matką. Czuję się trochę, jakbym straciła czas na coś nieistotnego. Gdyby scena skoncentrowała się tylko na królewnie rozmawiającej z Dalią o sytuacji w mieście, niczego bym nie straciła.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bardziej od przedstawiania, jak Isaria radzi sobie po podboju, narrację interesuje pogłębianie tego, dlaczego w ogóle upadła. Tyle że no… nie potrzeba aż tak mocno się w to zagłębiać. Wystarczy zarysować nieco najważniejszych faktów i na tym poprzestać. Opowiadanie nazywa się w końcu Imperium, wypadałoby więc pokazać, co dzieje się w nim obecnie – jak dawna potęga zostaje odbudowana, a nawet powiększona. Nastoletni dramat Cerii to ostatnie, o czym chciałabym tutaj czytać.
Na szczęście dwa ostatnie zdania dają mi nadzieję, że Aila wreszcie wyjdzie ze swoich komnat i coś zacznie się dziać. Trzymam za to kciuki, bo siedem rozdziałów to zdecydowanie maksimum na robienie wstępów.

Rozdział 8
Trudno powiedzieć co w większym wywołało w księżniczce nieprzyjemny ścisk żołądka.W większym „stopniu” i „u księżniczki”.
O ile Aila była jeszcze w stanie zrozumieć, że niektórzy gustowali w osobliwym gadzim mięsie lub kazali wyprawiać sobie cenną smoczą skórę, lub kości, tak nie potrafiła zrozumieć, co kryło się za pomysłem pojmania bestii żywcem, jeśli po tygodniu czy dwóch zwierzę i tak padnie.Zamiast pierwszego „lub” można dać „albo” a drugiego „i”. 
Ponure rozmyślania Aili przerwał kamyk, który uderzył ją w ramię. To Kortaj ku uciesze Nity rzucił w księżniczkę niewielkim kamieniem.Nie widzę potrzeby dwukrotnego powtarzania tej informacji.
Tłumiona złość rozpaliła jej wnętrzności, dlatego sztywno stawiając kroki odeszła od smoka i wróciła do zamku, nie racząc pary ani jednym spojrzeniem.Przecinka brakuje przed „odeszła”. „Wnętrzności” do dość dosłowne określenie – można je zamienić przykładowo na „wnętrze” albo iść inną drogą i napisać „złość rozpaliła ją do czerwoności”.
Przy każdym bezcelowym spacerze po twierdzy, księżniczkę dziwiło, w jakim tempie znikają ozdoby i kosztowności. Ze ścian korytarzy pościągano już kosztowne gobeliny oraz obrazy. Zbędny przecinek przed „księżniczkę”. No i wcześniej w tym rozdziale pojawiło się już zdanie zwracające na to uwagę, o takie: Niezwracający na nią uwagi służący kradli ozdoby z korytarzy [...] Wydaje się, że rozsądniej byłoby połączyć te spostrzeżenia w jedno.
W osobliwym harmidrze pracy, któryś służący potrącił księżniczkę, niosąc ogromny kandelabr, a komuś innemu Aila przeszkodziła w pracy, nieopatrznie przydeptując kawałek dywanu. Przecinek przed “któryś” jest zbędny.
Aila ze wstydem musiała przyznać sama przed sobą, że pozwoliła Trezonczykom się zastraszyć. – „Trezończykom”.
Zapaliła ją i w komnacie zaczęło śmierdzieć wyjątkowo aromatyczną mieszanką jeszcze nim położono księżniczkę do łóżka.To się wyklucza – link.
Począwszy od oburzenia na chichot losu, który podarował jej dziecko z człowiekiem, z którym chciała mieć nic wspólnego. – „Z którym nie chciała”.
Głód? — Kala wypowiedziała to słowo bardzo wolno i z odrazą. // — Więc chcesz porozmawiać o głodzie, dziecko? Dobrze, opowiem ci o nim, ale nie miej do mniej żalu, jeśli nie spodoba ci się to, co usłyszysz. – „Mnie”. Zrobił się też niepotrzebny nowy akapit.
Spokojne zwieńczenie jego panowania przeszkodziła susza i pożary na zachodnich ziemiach, co przetrzebiło zbiory w naszym kraju. – „Spokojnemu zwieńczeniu panowania”.
Chociaż bardzo obszernie opowiedziała mi pani o głodzie w imperium, to nadal nie odpowiedziała mi pani, w jaki sposób jego wysokość i Rada Nieustająca zamierza sobie z tym poradzić? – „Zamierzają”. 
Padały różne pomysły, ale z żadnego nasz pan z żadnego nie był wystarczająco zadowolony.
Nie tylko da ludziom jej jeść, ale również sprawi, że staną się bogatsi w najgorszym możliwym czasie. – „Da jej ludziom jeść”.
Nie chciała źle, dla swoich ludzi, ale myśl, że to nie ona – ich prawowita księżniczka – poprawiła ich byt, była dla niej bolesna.Zbędny przecinek przed „dla”. 
I podczas gdy po raz kolejny Artem nieświadomie triumfował, jego branka przełykała gorzką pigułkę porażki. Nie za bardzo wiem, jak można triumfować nieświadomie.

Kolejny spokojny rozdział utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam zacząć się przyzwyczajać, bo innych raczej nie będzie. Z jednej strony to dobrze, bo opowiadanie trzyma spójny ton, z drugiej natomiast niekoniecznie, bo sprawia, że staje się ono powtarzalne.
Spójrzmy na ten rozdział – ruszył fabułę do przodu dopiero samą końcówką, podobnie jak poprzedni. Można by odnieść wrażenie, że czytanie wszystkich wcześniejszych akapitów to strata czasu, i że mamy do czynienia z wypełniaczem mającym rozwinąć świat przedstawiony. Teoretycznie poszerzanie uniwersum to rzecz godna podziwu, ale szkoda, że opowiadanie od początku robi niewiele ponad to. Głównie przedstawia się to tak: Aila smętnie łazi korytarzami, myśląc o przeszłości, potem ktoś coś jej powie o rzeczywistości poza zamkiem, następnie trafi się jakaś nudna uczta albo spotkanie z imperatorem, królewna się przebierze/wykąpie, a zaraz potem idzie spać i tak w koło Macieju. Trzymających w napięciu kawałków jest tu jak na lekarstwo.
Początkowe przemyślenia Aili mogłyby być interesujące, gdyby się tak nie ciągnęły. Zdaje mi się, że tę samą ilość informacji dałoby się przemycić w połowie zajmowanego przez nie miejsca. 
Nie rozumiem też na przykład, po co tworzyć cały wątek z nieudolnym lekarzem – ani on ciekawy, ani potrzebny. Jego druga wizyta stwierdziła dokładnie to samo, co pierwsza – Aila może być w ciąży, ale wcale nie musi. Akcja nie posunęła się tu ani o milimetr. Medyk równie dobrze mógłby powiedzieć to w dwóch zdaniach i wyjść, natomiast w rozdziale rozwleczono ten dialog na niemal tysiąc słów.
Końcówka – choć najciekawsza ze wszystkich – okazała się jednym wielkim stosem ekspozycji. Kala produkowała się o głodzie całymi akapitami. Jak na kogoś, kto początkowo nazwał Ailę pyłem i nie bardzo miał ochotę poświęcać jej czas, szybka zmiana frontu kobiety zajeżdżała mi nieco imperatywem. 
Zawiódł mnie też fakt, że przy swoim marnym położeniu księżniczka na razie nie ma wielkich trudności ze zdobywaniem informacji. Miałam nadzieję, że będzie musiała uciekać się do sprytu oraz niezbyt królewskich praktyk bratania się ze służbą i podejrzanymi typkami, żeby cokolwiek ugrać, a tu praktycznie manna sama spada jej z nieba; wystarczyło plątać się pod nogami minister i w odpowiednim momencie zaliczyć wywrotkę.
Trudno na tym etapie powiedzieć, czy Imperium jest dobre czy nie. Teoretycznie błędów jako takich nie ma wiele, ale akcja nie porywa, bohaterowie nie zachwycają, a o świecie, zamiast na własne oczy, dowiadujemy się z dialogów. Można by zaryzykować stwierdzenie, że to opowiadanie jest jak życie królewny – smutne, szare i ponure, a przede wszystkim niewiele się w nim nie dzieje.

Rozdział 9
Nadal nie chciała zyskiwać pewności, ale czuła, że jeśli tego nie zrobi teraz, to z czasem będzie jeszcze mocniej żałować. – „Jeśli nie zrobi tego teraz”.
Nie mogę się połapać, o czym pod koniec pierwszego fragmentu mówi Aila i jakiego oświecenia doznała. Co ma niby oznaczać „mącenie w jej sprawie”. Jakiej sprawie? Czy jej się zdaje, że ktoś chodzi po zamku i rozpuszcza o niej złośliwe plotki? Nawet jeśli – jak to niby ma się wiązać z tym, że najeźdźcy za nią nie przepadają? Nie sądzę, by potrzebowali do tego konkretnego powodu – królewna była w końcu po stronie przegranych, a tych z zasady nie darzy się przesadnym szacunkiem. Czy umyka mi coś oczywistego?
[...] łatwo dostrzegało się łuszczący się lakier mebli.Z drugiego „się” można zrezygnować.
Chociaż początkowo myślała, że wcale nie jest podobny do starszego brata, przy bliższym spojrzeniu mogła dostrzec, że bracia mieli dokładnie taki sam wyraz oczu.
Niepotrzebnie dubluje się tu informacja: Bez licznych dzieł sztuki w głównej komnacie hulała pustka. i Ze smutkiem rozejrzała się po ziejących pustkami kątach.
Jedną z najbardziej wartościowych lekcji, jakie Aila odbyła na własnym dworze, była ta, w której czasie nauczyła się po czym łatwo poznać naprawdę wpływowego człowieka. – „W czasie której”.
Dzisiaj, kiedy zasłabłam była dla mnie bardzo miła — zaszczebiotała dziewczyna, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Brakuje przecinka przed „była”.
[...] Kaj nie wiedział, że trzy tygodnie to zbyt krótki czas na tak pewne stwierdzenie ciąży [...] Minęło dopiero trzy tygodnie od zajęcia stolicy? Wydawało mi się, że znacznie więcej. Już na początku drugiego rozdziału minęło „kilkanaście dni”. Chociaż, z drugiej strony, parę ostatnich rozdziałów rozgrywa się, nie wiedzieć czemu, w przeciągu tego samego dnia. Wychodzi na to, że czas stanął już po kilku rozdziałach jak w telenoweli. Aż strach pomyśleć, za ile części dojdzie do powstania zalążków osławionego w blurbie imperium.
Zaaferowana tym stwierdzeniem, nawet nie zastanowiła się nad zadanym pytaniem. Gdzie tam ostatnio pojawiło się pytanie? Nie mogę dojrzeć żadnego bez odpowiedzi.
Być może ktoś musi myśleć, że cośtam jeszcze znaczysz... — syknął ściszonym głosem. – „Coś tam”.
Kazał służącemu wyjsc, a kiedy w gabinecie zostali tylko w troje, rozłożył ręce i z uśmiechem oświadczył: – „Wyjść” i „we troje”.
Więc? — ponaglił ją imperator, doprowadzając dziewczynę do gorączki. Do „białej gorączki”.
We własnej naiwności, księżniczka nie bała się młodszego z braci tak bardzo, jak obawiała się imperatora, gdyż Kaja co najwyżej stać było na rzucanie w jej kierunku obelżywe komentarze, to wszystko.Zbędny przecinek przed „księżniczka” oraz „obelżywych komentarzy”.
Matka mojego dziecka nie powinna martwić się o takie błahostkizdecydował władca, wstając. – „Martwić się takimi błahostkami”.
Tak panie?Trzeba dopisać przecinek przed „panie”.

Ten rozdział, cóż, to było coś. Coś zapewne przełomowego dla fabuły, choć na razie się takim nie wydaje – nie czułam powagi sytuacji na wieść o królewskim potomku, wiedząc, że zapewne w dziewięćdziesięciu procentach nic z niego nie będzie. 
Niepokoi mnie, że Aili znów „niechcący” udało się poszerzyć wiedzę, a nawet otrzymać ułamek wpływów. Szczęście królewny wydaje się być niezarobione, więc trudno z nią sympatyzować. Jak mam jej kibicować, kiedy wiem, że do swojego chwilowego sukcesu prawie wcale nie przyłożyła ręki? Że udało jej się to przypadkiem i tylko dlatego, że postąpiła jak głupia gęś nierobiąca sobie nic z logicznego myślenia? Całe to jej planowanie i przemyślenia bledną, kiedy ostatecznie królewna, zamiast podążać wyznaczoną ścieżką, rzuca się byle gdzie, paplając byle co. Trzeba niestety przyznać, że nie jest ona zbyt mądrą bohaterką. Naprawdę szkoda, że nie poświęcono więcej czasu Artemowi – on z tej zgrai wydaje się najciekawszy, choć to może właśnie dlatego, że pojawia się tak rzadko.
Oczywiście ostatnie zdanie rozdziału zwiastuje, że dobra passa nie potrwa wiecznie i to daje mi nadzieję na zwrot z obranego kursu dawania Aili przywilejów za darmo, ale obawiam się, że mimo wszystko niesmak i poczucie chodzenia na łatwiznę pozostaną. Bardzo nie chciałabym oceniać całego późniejszego dorobku Aili na podstawie kiepskich początków opartych na łucie szczęścia.
Dopiero teraz zdałam sobie też sprawę, że od jakiegoś czasu (mam wrażenie, że od około dwóch rozdziałów) zniknął gdzieś narrator wszechwiedzący, pozostawiając stery w rękach Aili. Stwierdzam, że opowiadaniu ta zmiana wyszła zdecydowanie na dobre i nie czuję żadnej potrzeby powrotu do wcześniejszego stanu.

Interludium I
Pierwsze zdania tej części, a ja już chichoczę pod nosem. Tak, wreszcie dostałam narrację prosto z imperatorskich komnat! 
Władca zaśmiał się głośno, rozlewając nieco płynnego złota — wspaniałego, isarskiego specjału, którego receptury zazdrośnie strzegli lokalni miodosytnicy. Napój wyprowadzony z królewskich piwnic miał niemal idealny kolor czystego złota, któremu zawdzięczał swoją nazwę [...]Niepotrzebne zagłębianie się w oczywistości. Nazwa „płynne złoto” mówi za siebie – nie ma sensu jej tłumaczyć. 
Władca oparł głowę na pięści, jak miał w zwyczaju robić to, kiedy dumał.Widzę to stwierdzenie już chyba czwarty raz. Sama czynność stała się już wystarczająco charakterystyczna, że nie trzeba o tym przypominać. 
Nie minęło jednak więcej czasu, niż trwają trzy odbicia serca, kiedy odparł:Może lepiej „uderzenia”?
Tak szybki przemarsz przez królestwo, pomimo epidemii w naszej armii i wiele zwycięstw zawdzięczam temu, że po głupotach wyczynionych przez tego kretyna, ich księcia, blisko dwie piąte isarskich panów postanowiło nie mieszać się w ogóle w konflikt i poddawać mi swoje ziemie bez walki, a jakaś jedna piąta aktywnie mnie wsparła.Brakuje przecinka przed pierwszym „i”. Poza tym to strasznie długie zdanie, zwłaszcza jak na dialog. 
Większość, że umów należy dotrzymać, a ja jestem lepszą perspektywą, niż któryś z ich książąt. – „Wiedzą”? Nie mam pojęcia, co innego mogłoby tu być.

No więc tak – chwilowa zmiana punktu widzenia z pewnością była ciekawa. Liczyłam na nią i zaczęłam już myśleć, że jednak się jej nie doczekam, a tu taka niespodzianka. Całkiem lubię Artema i jego pogaduszki z bratem miło mi się czytało. Rozbawiło mnie, jak na początku obgadywali Ailę przy złotym trunku, niczym wytrawne plotkary. Późniejsze rozmowy o polityce również były interesujące, choć mogłyby dostarczyć mi nieco więcej nowości – od dawna wiadomo, że Aila na dworze jest niezbędna, żeby isarskim możnym nie przyszło na myśl planować buntu. Tak samo naturalne jest, że jej wspólne dzieci z Artemem zapewniłyby królestwu spokój ze strony reszty rodzinki. Zaskakuje natomiast ilość isarskich sprzymierzeńców imperatora. W królestwie musiało naprawdę źle się dziać, że zdecydowali się na taki krok. Odłażący tynk w zamku to zapewne przy tym nic.
Nawiązując do notki pod rozdziałem: czy powinnaś napisać wprost o pewnych rzeczach – zdecydowanie tak. Większość dotychczasowych rozmów o polityce to dla mnie bełkot (głównie przez to, że postacie mówią skrótami o tym, o czym tylko oni wiedzą), ale żeby nie było, akurat nie tutaj. Z tej rozmowy wyciągnęłam chyba dość sporo, choćby to, że matka braci zabiła dziecko Kali, więc nie należy jej ufać (Aili znowu podejrzanie się poszczęściło, że jej nie zaufała) i że królowa prawdopodobnie chciała wydać Ailę za imperatora. Nie powiem, nadaje to całości swego rodzaju ironię sytuacji. 
Jeśli chodzi o niedomówienia – nie do końca dla mnie jasny był przekaz o plotkach. Chodziło o to, że księżniczka jest wyjątkowo piękna, świadomie korzysta ze swojej urody dla wpływów czy że jest po prostu rozwiązła? Trochę się w tym zaplątałam.
Dziwić może też ogólny entuzjazm Artema, który bardzo łatwo połknął przynętę z wieścią o zostaniu ojcem. Na podstawie jego dotychczasowej kreacji spodziewałabym się większej podejrzliwości i ostrożności, ale może po prostu chłop zmęczył się już oczekiwaniem na potomków? To byłoby nawet całkiem ludzkie z jego strony, więc mogę chwilowo przymknąć oko.

Rozdział 10
Pewnie na rozkazy Artema, z okazji wspaniałych wieści o pierwszym potomku.Zbędny przecinek.
Nie był już przecież już najmłodszym mężczyzną, nic dziwnego, że nie chciał zwlekać z ogłoszeniem światu o dziecku. – „Wieści o dziecku”. 
Naprawdę zastanawia mnie fakt, że najwidoczniej nikt nie wstrzymuje się z pozytywnymi komentarzami na temat dziecka Aili. Podejrzewam, że poziom medycyny w tym świecie nie jest jakiś specjalnie wysoki, więc szanse na to, że wszystko pójdzie gładko nie są znowu bardzo duże. Tutaj wszyscy zdają się o tym zapominać.
Jeśli pałac, w którym mnie przyjęto, jest namiotem, to sama chętnie zamieszkam w takim — odpowiedziała rezolutnie królowa, nie przejmując się sugestywnym spojrzeniem męża. Położywszy rękę na jego dłoni, spojrzała mu czule w oczy i zapytała — A tobie jak się podoba prezent, kochany? Po „zapytała” powinien stanąć dwukropek.
Po minie ojca łatwo było zawyrokować, że z całą pewnością „zadowolenie” stanowiło ostatnie słowo, jakim opisałoby stan, w którym znajdował się od powrotu matki. – „Jakim opisałby” albo „jakie opisywałoby”.
Powinieneś był przyjechać ze mną i też to zobaczyć. – „Pojechać” pasowałoby lepiej w tej sytuacji.
Przecież Tahir nie był na tyle małostkowy, aby mieć pretensje o ziemie, których nie odwiedzał od wielu lat.Jeśli narracja podlega Aili, nazwywanie ojca imieniem i inne podobne temu określenia są nienaturalne.
Jest już bardzo późno — wykrztusił w końcu z siebie ojciec, wyszarpując rękę z uścisku żony. — Aila nie powinna jeszcze tak długo zostawać na kolacji. // — Tahirze, nie… — jęknęła królowa, ale mężczyzna nic sobie nie robił z jej zakazu. // Pomimo biernego oporu córki, dosyć szybko zdołał wyprowadzić ją z jadalni. Kiedy wspólnie wychodzili, matka straciła resztki już wystarczająco nadwyrężonej cierpliwości. // — NIE WAŻ SIĘ WYJŚĆ PRZEZ TE DRZWI!!! — huknęła władczyni, wstając z miejsca tak gwałtownie, że jej krzesło przewróciło się. // To wydarzenie na moment zatrzymało ojca, który na odchodne rzucił do żony: // — Aimino, ostrzegałem cię, że tak to się skończy. // Cokolwiek miały znaczyć te słowa. Cała wymiana zdań pomiędzy małżonkami wydaje mi się cokolwiek wymuszona i absurdalna. Żeby podnosić taki gwałt i sprzeciw, bo obrażony facet chce wyjść z kolacji? A niech idzie, jaką to komukolwiek robi krzywdę? Motywacje tych bohaterów są dla mnie kompletnie obce.
Jego wzrok bacznie, ale jednocześnie bardzo nerwowo krążył po sylwetce księżniczki — ni to dziecięcej, ni to już kobiecej — aż w końcu spojrzał Aili w twarz.Albo „ni to jeszcze dziecięcej, ni to już kobiecej” albo „ni to dziecięcej ni to kobiecej”.
Ale nie jest nic, co powinno cię martwić — dodał szybko, tuląc dziewczynkę do piersi. – „Ale nie jest to nic”. Dlaczego Aila, opisywana jako nastolatka, zostaje nazwana dziewczynką?
Tahir nie wiedział, czy uspokoił Ailę przynajmniej o odrobinę. Samo „odrobinę” wystarczy.
I tak poczekam!Nie wiem dlaczego, ale ten upór  szczerze mnie rozbawił.
Aila wiedziała, że przekonała matkę w chwili, kiedy ta położyła dłoń na jej głowie, ale Zahra nie przeszkodziła, mówiąc:Nie rozumiem, dlaczego „ale”.
Tak naprawdę nie widziałam całej północy — rzekła łagodnie kobieta, wcale niezdenerwowana zachowaniem córki. [...[ W tamtym rejonie klimat nie różni się znacząco od tego, który występuje na północy królestwa, więc nie wiem, czy mogę opowiedzieć cokolwiek, co by was zdziwiło. – „Północ” i „północ królestwa” wywołują konfundujące skojarzenia, kiedy tak stoją obok siebie. Warto pomyśleć o innym określeniu na to drugie.

Kolejna retrospekcja? Nie tego się spodziewałam, to pewne. Niby wszystko fajnie, o rodzinnej kolacyjce całkiem nieźle się czytało, ale czy tak naprawdę dowiedziałam się z niej czegoś nowego? No… nie za bardzo. Może tylko tyle, że królowa była przyjaźnie nastawiona do północy, a król nie. Ale tego mogłam się domyśleć ze strzępów wcześniejszych rozmów, więc to żadne objawienie. Nie czuję potrzeby czytania o tym przez cały rozdział.
Miałam nadzieję na kontynuowanie rozpoczętych wątków, nie cofanie się w czasie oraz kolejny postój. Czuję, że to opowiadanie lubi robić jeden krok naprzód i trzy do tyłu, i coraz mniej mi się to podoba. Tempo fabuły może być powolne, ale tutaj trafiłam chyba na wyścigi ślimaków.

Rozdział 11
Kaj wskazał na przygotowany zawczasu pakunek, na który składało się pół ryzy papieru, kilka gęsich piór ze srebrną stalówką i dwa zalakowane słoiczki inkaustu.Nie bardzo rozumiem, po co do ptasiego pióra miałoby się montować stalówkę (poza estetyką, chociaż obsadka z kości słoniowej byłaby bardziej królewska), kiedy to właśnie jego dutka spełnia tę funkcję. Co do srebra – na ogół się go nie używa w tym celu, ponieważ nie bardzo się do tego nadaje i o wiele lepszym zamiennikiem będzie złoto. W wersji dla „zwykłego kancelisty” wykończenie mogłoby być stalowe z drewnianą obsadką.
Chcę tylko wiedzieć, do czego potrzebujesz jej. – „Do czego jej potrzebujesz”.
Cokolwiek próbujesz od niego uzyskać swoją grą, nie przejdzie przede mną. – „Ze mną nie przejdzie”.
Kaj, który wykiwał Ailę, nawet mi się podobał. A więc to nie tylko wredniak, ale i cwaniak. Zastanawia tylko fakt, że w takim razie niezbyt interesuje go szczęście brata, bo nie złagodził jego ojcowskich zapędów (dzwony) ani nie pokierował w stronę logicznego myślenia. Widać trzymanie w szachu Aili jest dla niego ważniejsze.
Dotychczas nie miała go za człowieka godnego jej uwagi, wzięła go za zwykłego głupca, dokładnie takiego, jakim przedstawił go imperator.
Przerażona dziewczynka nigdy nie wzbudzi takiego szacunku, jak naturalna władczyni, a jeśli księżniczka chciała jaśniejszej przyszłości na dworze, to nie mogła pozwalać sobie na okazywanie niepewności. Nawet cały dwór mógł przecież uważać ją nie tylko za sprytną oszustkę, ale nawet za głupią kłamczuchę. Przecież im gorzej myślano o niej, tym gorzej świadczyło to o ich panu, który bez zastrzeżeń przyjął jej oświadczenie za fakt. Tak pokrzepiona Aila wyprostowała się i z dumnie uniesioną głową ruszyła w kierunku oficyny. – Nie bardzo wiem, co myśleć o stwierdzeniu Aili, że bycie głupią to zaleta, bo wtedy i Artem będzie głupi. Średnio mi się to składa w całość.
Oznaczały bowiem, że jej pozostałe na zamku dwórki nie wiodły najgorszego z możliwych życia, a być może nawet uda im się w końcu spotkać. Dziewczyna mimowolnie westchnęła, zastanawiając się, co im powie przy pierwszym spotkaniu i jak wytłumaczy się z braku zainteresowania ich losem.Dlaczego Aili nie przyjdzie do głowy, że może nie powinna w swoim „stanie” pchać się do komnaty chorej ani kontaktować z niestabilną skandalistką?
Jeśli rzeczywiście potrzebujesz tej księgi, to znajdziesz ją u niej.W takiej sytuacji „ to” jest zbędne.
Ochmistrzyni kontra Aila – przy tym starciu aż posypały się wióry. Szczerze zaskoczyła mnie ta scena, bo nie posądzałam królewny o aż tak gwałtowne reakcje. Nie powiem, to była przyjemna odmiana, a sama ochmistrzyni zyskała moją natychmiastową sympatię. 
Przejęła się głupimi słowami, chociaż one pozbawione były jakiekolwiek znaczenia. – „Chociaż były pozbawione jakiegokolwiek znaczenia”.
Trudno stwierdzić, kogo niespodziewana propozycja zaskoczyła bardziej. Pomimo tego, Aila nie żałowała, że ją zadała, bo dzięki temu miała poczucie odzyskania twarzy, chociaż w drobnym stopniu i utarcia nosa tym przeklętym zdrajcom, którzy nie doceniali jej starań. –  „Zadać propozycję”? Średnio to wygląda. Zbędny przecinek przed „chociaż” (albo brakujący przed „stopniu”). Poza tym obcy Trezończyk zarządzający zamkiem? Czy Aila nie chwyta się aby brzytwy? Wygląda też na to, że nie mam co liczyć na więcej ochmistrzyni. Szkoda – oglądanie, jak pomału zaczyna szanować Ailę za dokonywanie dobrych wyborów byłoby z pewnością satysfakcjonujące. O ile oczywiście królewna nieco by się ogarnęła, bo na razie z tym kiepsko.
Kala z uniesioną brwią patrzyła na isarską księżniczkę, kiedy ta przyszła po księgę płac. Aila starała się zachowywać tak naturalnie, jak tylko potrafiła. Chociaż ostatecznie dopięła swego i zgodnie z jej życzeniem stara ochmistrzyni zniknęła z zamku, nie czuła się jak zwyciężczyni.Pierwsze zdanie z Kalą w roli głównej daje złudne wrażenie, że dalsze też będą, a tu hyc, standardowo przechodzimy do Aili. Nie widzę powodu, żeby tak mieszać. Headhopping z reguły nie jest nazbyt pożądaną rzeczą.
Potrzebuję zamkowej księgi płac — oświadczyła, zduszonym głosem, który w ogóle nie przypominał jej własnego. Zbędny przecinek przed „zduszonym”.
Wszystko, co w niej widziano, to noce, które spędzała z imperatorem, zupełnie jakby robiła to dla własnych korzyści i porażki, które przecież nie zależały od niej. Brakuje przecinka przed „i”. Inaczej wychodzi, że Aila robiła to dla porażki, co nie ma sensu. 
Nie oskarżam go o zrozumienie ważkich idei prawa, zasad, które ludzkość wypracowała na przestrzeni nie setek, a tysięcy lat, które wywodzą się z ludzkiej moralności, a które nigdy nie będą idealne, bo człowiek nie jest istotą idealną i jesteśmy różni, i przekonują nas różne filozofie i to jest dobre, ale należy się zdecydować na jedną i konsekwentnie z niej korzystać, a nie tylko wtedy, kiedy to jest dla niego wygodne!To zdanie jest zdecydowanie przesadą nawet jak na celowe działanie. Siedemdziesiąt słów? Czy ktoś mi może przypomnieć, o co chodziło na początku?
Sija zmierzyła księżniczkę od stóp po czubek głowy i nawet nie siliła się na udawanie, że jej nie ocenia.Mówi się od stóp do głów, nie widzę powodu by zmienić ten frazeologizm.
Sija z wyrozumieniem pokiwała głową, a srebrne spinki w jej włosach zadźwięczały. – „Ze zrozumieniem”? „Wyrozumiale”?
Matka naszego pana przekazała mu wiele wspaniałych cech, ale na pewno nie litość dla głupców.To brzmi, jakby ona sama była litościwa, a Artem nie, a przecież jest na odwrót. 
Przecież wszyscy wiedzą, że nasz pan rozstawał się z Noją w niezgodzie — zaśmiała Sija, kosztując ciasta przyozdobionego kandyzowaną skórką pomarańczową.Zaśmiała „się”.
Dopiero po chwili, kiedy któraś z pań w końcu zauważyła niedomknięte skrzydło i z hukiem zatrzasnęła, a upadła księżniczka zaczęła pospiesznie się oddalać, nie chcąc zostać przyłapaną na podsłuchiwaniu.Nad tym akapitem trafił się nadprogramowy enter. Tutaj natomiast „a” jest zbędne.

Za mną ostatni dostępny na blogu rozdział Imperium. Co o nim sądzę? Nie było źle. Coś się w końcu zaczęło dziać. Aila wylano na łeb kubeł zimnej wody, ale też i dostała chwilę pocieszenia. Dobrze byłoby, gdyby od tego momentu nieco się ustabilizowała psychicznie. Jestem też ciekawa, kiedy w końcu zaczęłaby widzieć siebie i swoje otoczenie w bardziej obiektywny sposób.
Drugi fragment odkrył przed czytelnikiem kolejne warstwy społecznego kręgu – tym razem pozostawionych na północy faworyt. Cóż, wygląda na to, że Aila nie ma zbyt dużej konkurencji. Pojawiły się też kolejne zapewnienia, jakoby Artem był dobrym człowiekiem. Mam nadzieję, że na jakiś czas więcej tego typu wzmianek się nie pojawi, żeby za bardzo nie polukrować imperatora. Chętniej przekonałabym się o jego dobroci z czynów, nie słów postronnych osób.
Co poza tym? Na pewno doceniłam, że działo się trochę więcej niż snucie po ograbionych korytarzach. Zwiedzanie części zamku przeznaczonej dla służących okazało się miłą odmianą. Jeśli Aila zaczęłaby robić sobie więcej takich wycieczek, od razu byłoby ciekawiej.
Jedenaście rozdziałów to definitywnie wystarczająca ilość, żeby zakończyć etap wstępów i ruszyć z historią pełną parą. Trzeba przyznać, że potrzeba nieco życia w tych zdemolowanych murach, bo kwękanie Aili na jej los, nawet jeśli w pełni uzasadnione, zaczyna nużyć i męczyć. Jeśli od tej pory zajęłaby się w większym stopniu zyskiwaniem sobie wpływów, a w mniejszym przemyśleniom o tym, jak jej życie jest niesprawiedliwie, ta opowieść mogłaby jeszcze wyjść na dobre tory. Byleby tylko nie osiadała więcej na mieliznach marudzenia i retrospekcji. Myślę, że o przeszłości wiadomo już wystarczająco, żeby znać obraz sytuacji podczas podboju. Okazjonalne wspominki w dialogach mogą być, ale na całe sceny dziejące się wcześniej nie ma sensu tracić miejsca.

Podsumowanie:
Treść opowiadania:
Narracja:
Na początku była nieznośna. Skakała od narratora wszechwiedzącego do ograniczonej perspektywy Aili i z powrotem. Dezorientowało mnie to i męczyło. Szczęśliwie gdzieś od połowy rozdziałów ten pierwszy powoli zaczął zanikać, zostawiając stery głównej bohaterce. Wyszło to opowiadaniu zdecydowanie na dobre. Powolne odkrywanie kolejnych szczegółów na temat życia w królestwie po zajęciu go przez najeźdźców zostało dzięki temu przedstawione wiarygodnie. Gdyby narrator wszechwiedzący specjalnie ukrywał te informacje przed czytelnikiem, całość wydawałaby się sztuczna.
Co do chwilowej zmiany perspektywy w interludium – uważam to za ciekawy dodatek i nie miałabym nic przeciwko jej sporadycznym powrotom. Punkt widzenia Artema wniósł do opowiadania powiew świeżości i odrobinę humoru, którego do tej pory bardzo brakowało. 
Poza tym w tekście, szczególnie w początkowych rozdziałach, panował kompletny narracyjny chaos. Schemat wyglądał mniej więcej tak: bohaterka myśli o czymś, potem przerywa jakby w połowie rozważań, a nowy akapit mówi już o innej sprawie, zupełnie niezwiązanej z wcześniejszymi przemyśleniami. Coś w stylu: Kupiłam na obiad ziemniaki, a sąsiad pojechał z żoną na wakacje. 
Jeśli idzie o narrację, zazwyczaj jedna myśl powinna wywodzić się z drugiej lub jakoś z nią korespondować. Tutaj tego zabrakło. Brak związku między tematami i naturalnego przejścia między nimi sprawił, że często się gubiłam. Próbowałam wracać do wcześniejszych zdań sądząc, że coś pominęłam. Tekst sprawiał wrażenie poszatkowanego, wrzuconego niechlujnie bez odpowiedniej podbudowy; byleby w danym rozdziale znalazły się wszystkie potrzebne informacje – nieważne, czy miały znaczenie dla fabuły, ani czy szły za tokiem myśli bohaterki. Cieszy mnie natomiast fakt, że im dalej zabrnęłam w opowiadanie, tym mniej tego było.

Fabuła:
Ze względu na małą ilość rozdziałów trudno mówić o fabule. Mamy tu raczej do czynienia z jej zaczątkiem. Generalnie można jednak stwierdzić, że to opowieść królewny starającej się podnieść po podboju jej kraju; jej swego rodzaju dojrzewanie do (nawet jeśli ostatecznie wciąż ograniczonej) władzy.
Większa część opowiadania składa się z przemyśleń królewny na temat stanu jej ducha i królestwa, dialogów o innych, często nieznanych czytelnikowi ludziach oraz retrospekcjach pokazujących złe zarządzanie Isarią przed podbojem. Nie jest to nudne, ale i niespecjalnie porywające. Życie na zamku przez większość czasu po prostu jakoś się toczy. Sprawia to  niestety, że niezbyt czuć stawkę. Nie ma tu do czego się przywiązać ani komu kibicować, bo Isaria i jej mieszkańcy nie dostali za wiele własnego charakteru. Aili zależy na ich ratowaniu z obowiązku, ale czytelnik nie odczuje tego samego z automatu. Na jego empatię należy zapracować scenami.
Zdaje się, że opowiadanie próbuje zawędrować w rejony polityki i intryg dworskich. Na razie poczynione w tym kierunku zostały małe kroczki. Uznaję ten kierunek za ciekawą odmianę od klasycznego fantasy, natomiast nieco denerwowało mnie prędkie odsłonięcie kart względem postaci Kali i Kaja. Pozbawiło to lekturę szczypty napięcia w związku z ich wątkami.
Przede wszystkim nie podobało mi się tempo akcji. Z jednej strony miałam wrażenie, że w tekście niewiele się działo; z drugiej, że to, co już się działo, zostało przedstawione pospiesznie, byle popchnąć fabułę dalej. Przez połowę rozdziału postacie potrafiły rozmawiać o rzeczach mało istotnych, by pod sam koniec pojawił się jakiś przełomowy zwrot zapewniający królewnie awans w hierarchii społecznej lub cenną informację. Takie rozłożenie sił zaburzało równowagę całości.
Sporo miejsca poświęcono rozpamiętywaniu przeszłości, dodatkowo wzmacniając wrażenie fabuły zatrzymanej w czasie. Ładnie zarysowało to tło wydarzeń, ale odbiło się kosztem  teraźniejszości, niepotrzebnie odciągając od niej uwagę.
Potrafiłam sobie wyobrazić, że Aili łatwiej było wrócić do lepszych momentów w życiu niż konfrontować się z paskudną rzeczywistością dookoła niej, ale nie zmieniło to faktu, że czułam irytację, gdy fabuła zamiast iść naprzód, cofała mnie do np. scenek z życia martwych bohaterów, w których relacje, z wiadomych względów, nie było powodu się angażować. Tak samo nie potrzebowałam od kilku osób potwierdzenia faktu, że ojciec i bracia królewny nie nadawali się do zarządzania krajem. Bardzo możliwe jednak, że gdyby zostało to rozciągnięte na więcej rozdziałów, nie rzucało by się tak w oczy. 
Powolność rozdziałów potęgował również fakt, że miały tendencję do zaczynania się w tym samym momencie, w których kończyły się poprzednie. Dawało to poczucie, że jedno wydarzenie ciągnie się w nieskończoność, niemal jak w operze mydlanej.

Świat przedstawiony:
Czas i miejsce akcji:
Akcja opowiadania dzieje się w bliżej nieokreślonym, fantastycznym świecie. Na mapie znajduje się masa królestw, królewny siedzą w zamkach, po niebie latają smoki. Wydarzenia mają miejsce na ciepłym południu, najeźdźcy pochodzą natomiast oczywiście z zimnej i surowej północy. Ogólnie rzecz ujmując, standardowe fantasy, które nie wyróżnia się niczym ciekawym.
Z komentarzy wyciągnęłam, że miał być to mniej więcej siedemnasty wiek. Nic poza ubraniami inspirowanymi polską szlachtą z tego okresu niestety na to nie wskazywało, a w każdym razie nie odczułam ducha epoki. Siedemnasty wiek u nas to już pierwsze wydawane gazety, muszkiety i odkrycie istnienia bakterii. Nie przeczę, że ograniczenie akcji do ogołoconych z kosztowności zamkowych murów mogło utrudnić ukazanie świata, więc cieszy mnie, że zapowiada się na rozszerzenie horyzontów.
Mieszane uczucia wzbudziło u mnie z kolei pożyczanie różnych nazw z naszej historii, m.in. polskiej Rady Nieustającej (pochodzącej z osiemnastego wieku, tak nawiasem). Mam wrażenie, że użycie wymyślonych nazw nie powodowałoby problematycznych skojarzeń.

Opisy:
Z pewnością nie było ich ani za dużo, ani za mało. Skupiały się przede wszystkim na ubraniach, a czasem i na otoczeniu, jeżeli było w jakiś sposób ważne dla fabuły. Nie przyciągały specjalnie mojej uwagi przesadną kwiecistością, pełniły funkcję raczej utylitarną. Krótko mówiąc, w większości przypadków nie było się do czego przyczepić. Na plus postrzegam fragmenty zajmujące się opisywaniem stanu psychicznego bohaterki za pomocą jej odruchów. To akurat wypadło naprawdę nieźle. 

Wydarzenia:
Na razie nie działo się zbyt dużo: uczta, narada, przechadzka po komnatach służby. Aila więcej czasu poświęca myślom niż faktycznemu wykonywaniu jakichś czynności, a jeśli już, to raczej snuje się po zamku w nadziei, że przypadkiem spotka ją coś ciekawego. Inną często występującą opcją są dialogi, trudno je jednak zaliczyć do wydarzeń per se. 
Tego głównie brakuje mi w Imperiumjakichś interesujących fizycznych działań podjętych przez bohaterów. Chętnie poczytałabym o czymś z rodzaju polowania na smoka, z którego w drugim rozdziale wrócił Artem. Mogą to być oczywiście zajęcia na mniejszą skalę, byle nie ograniczały się do samych gadających głów. Dodatkowo pomogłyby pokazać świat i rządzące nim prawa dużo lepiej niż słowne opowiadanie o nich. Różnorodność zawsze jest mile widziana, nawet w opowiadaniu stricte skupionym na dworskim życiu, bo dzięki niej ważne momenty są lepiej wyeksponowane, nie gubiąc się w gąszczu podobnych do siebie scen.

Bohaterowie:
Imperium przez kilkanaście rozdziałów doczekało się całkiem sporego wianuszka postaci.
Większość epizodycznych szybko uległa zapomnieniu. Wszyscy ci delegaci i ministrowie wyparowali z mojej pamięci dosłownie w oka mgnieniu, ale z drugiej strony ich funkcja nie wykraczała ponad robienia za sztuczny tłum, więc nie ma w tym specjalnej szkody. 
Lepiej rozpisane zostały postacie poboczne – Kortaj, Kaj, ochmistrzyni, Kala i Dalia. Prezentowali sobą jakieś charaktery, nie będąc kompletnie bezbarwnymi. Grali głównie na jednej nucie, ale przez ograniczony czas ich występów trudno byłoby wymagać czegoś więcej. Liczę natomiast, że w przyszłości się rozwiną.
Najlepiej, co zrozumiałe, wypadli bohaterowie główni.
Aila zdołała otworzyć przed czytelnikiem swoje wnętrze, ukazując królewnę, której odebrano wszystko i która po raz pierwszy w życiu poczuła obezwładniającą bezsilność. 
Wydaje mi się, że mam o niej nieco podobne zdanie jak Artem. Zdaje mi się być rozpuszczoną dziedziczką tronu, ale w takim uroczym sensie, gdzie nie irytuje mnie jej zachowanie, a jedynie budzi uśmieszek politowania. Czekam, aż się ogarnie i zacznie zachowywać jak na rozważną i troskliwą władczynię przystało, bo widać, że ją na to stać. 
Mam za to zastrzeżenia do faktu, jak łatwo udaje jej się zdobywać to, czego chce. Na moje oko mogłaby się nieco bardziej napracować, a sam proces wdrapywania się po społecznej drabinie mógłby być nieco dłuższy.
Artem po początkowym akcie strasznego barbarzyństwa podczas rozdziału pierwszego, przeszedł metamorfozę w opanowanego, mądrego wodza, mającego niemal na wszystko odpowiedź, by po paru rozdziałach zmienić się jeszcze raz – w człowieka lekkomyślnego i nieco za bardzo pokładającego wiarę w nieznanej sobie zbyt dobrze królewnie. 
Muszę przyznać, że nieco przykro mi z tego powodu, bo jego najbardziej polubiłam z całej plejady bohaterów Imperium. No, a przynajmniej jego pośrednie wcielenie okraszone nutką współczucia. 
Sam zamysł, by imperatora przedstawić jako osobę o wielu obliczach w zależności od wymagań sytuacji, zdecydowanie mi się podoba. Zderzenie kierującego się rozsądkiem i chłodno kalkulującego władcy z łagodnym i wyrozumiałym partnerem/członkiem rodziny z pewnością dodałoby jego postaci trójwymiarowości. 
Sęk w tym, by lepiej zrównoważyć te cechy, pokazując je w scenach obok siebie, a nie hurtem tylko po jednej, i nie zapominać, by zawsze nieco się przenikały. Inaczej czytelnikom będzie mogło się wydawać, że Artem cierpi na rozdwojenie jaźni. 
Jeśli chodzi o wspólne interakcje tej dwójki – podobała mi się większość ich dialogów, przyjemnie się czytało te rozmowy. Osobiście ich relację widziałabym jako budowaną przez dłuższy czas i opartą przede wszystkim na wzajemnym szacunku. Wydaje mi się, że w niektórych scenach czegoś takiego można się dopatrzeć, ale przed bohaterami jeszcze długa droga, nim wyszliby względnie na prostą. Szczególnie po całym źle wyrządzonym przez Artema Aili, które uważam za największą przeszkodę na drodze do ich wzajemnego porozumienia. 

Logika:
Nie mam w tym zakresie większych zastrzeżeń. Czasami pojawiało coś, co miałam chęć zakwestionować, ale nie było tego dużo, głównie drobiazgi. Przede wszystkim nie zawsze umiałam zgrać się z konkluzjami bohaterów, momentami ich spostrzeżenia zdawały się wchodzić na niezrozumiałe dla mnie tory. Trudno mówić o problemach większej skali – ostatecznie nie pojawiło się jeszcze zbyt dużo kawałków fabularnej układanki, żeby powiedzieć, czy składają się one w całość.
Nie jestem jednak przekonana do jednej rzeczy. Ograniczony światopogląd Aili początkowo zaszczepił we mnie myśl, że barbarzyńcy wdarli się do całkiem nieźle funkcjonującego królestwa. Późniejsze odkrycia sugerujące coś zupełnie odwrotnego nie wzbudziły mojego zachwytu z jednego, ale dość ważnego powodu. Stawiło to Artema w roli raczej wybawcy niż złego najeźdźcy, a królewnę w jedyną osobę narzekającą na obecny stan rzeczy (a przecież to jej powinno się kibicować!). To oczywiście ciekawy twist, który dodał historii nietuzinkowości oraz przewrotności i normalnie bardzo bym go chwaliła. Gryzie mi się on jednak z opisaniem Artema, który miał w założeniu stąpać w odcieniach moralnej szarości, a teraz przez swoje słuszne i szlachetne czyny został mocno wybielony. 
Szczerze mówiąc jestem w tej sytuacji rozdarta, bo oba rozwiązania – Artem antagonista i Artem ratujący Isarię przez zgnilizną – wydają mi się atrakcyjne. Jeśli by chcieć je połączyć, proponowałabym, by poprzedni władcy omamili możnych i by chociaż większa ich część walczyła z najeźdźcami, nawet i ostatkami, po skończonej wojnie. Coś na zasadzie lepszy swój wróg niż obcy. A może królestwo od śmierci królowej nie zdążyło jeszcze tak mocno upaść? Mogły by być tego widoczne oznaki, które dałyby motywację Artemowi do wejścia z wojskiem na tereny Isarii, ale nadal pozostawiły nadzieję na poprawę u Isarczyków? W każdym razie, żeby działania imperatora nie wydawały się ani białe, ani czarne, potrzeba mniej jednoznacznej sytuacji politycznej i bardziej odczuwalnych zniszczeń nie tylko w stolicy. Głód mógłby jednak wedrzeć się z większą siłą do isarskich domów. Wojna powinna odcisnąć swoje piętno na kraju. Cena zwycięstwa powinna być okupiona czymś więcej niż  paroma ofiarami na zamku i niezadowoleniem królewny (jak to się teraz wydaje). Przecież będzie jeszcze czas, by mądrymi decyzjami Artem zdążył poprawić sytuację. Inaczej nie wyobrażam sobie, żeby to działało.

Styl:
Na ogół nie przeszkadzał w odbiorze, choć miejscami sprawiał wrażenie przyciężkiego – niektórym zdaniom brakowało rytmu, płynności. Wychodziły raczej kanciaste – przeważnie trafiało się w nich za dużo krótkich słów z rodzaju: ten, tak, taki, już, jeszcze a przede wszystkim to. Tyczyło się to zarówno narracji, jak i dialogów. 
O rytmie ciężko jest mówić teoretycznie, najlepiej przeczytać parę linijek na głos i zdać się na wyczucie. Jeśli coś jest trudne do wypowiedzenia, najpewniej warto pokusić się o parę zmian. Dobrze kierować się zasadą, że im mniej komplikacji w zdaniu, tym lepiej, ale oczywiście każdy przypadek jest inny i należy przyglądać mu się indywidualnie. 
W dialogach na przykład problemy często wynikały ze zbytniej chęci zbliżenia ich do języka mówionego. Jeśli w tym celu miałoby się dokładać niepotrzebne wyrazy, tworzyć powtórzenia lub kombinować z szykiem, nie ma potrzeby tego robić. Czytelnicy są przyzwyczajeni, że bohaterowie literaccy wysławiają się bardziej płynnie i poprawnie niż przeciętny zjadacz chleba. 
Co do innych rzeczy – w opowiadaniu widać uwielbienie do długich zdań. W opisach i przemyśleniach sprawdzają się nawet nieźle, o ile nie trafią się szaleństwa z przecinkami, za to w dialogach nieco kłują w oczy. Ludzie na ogół nie mają zwyczaju ciągnąć kilometrowych wypowiedzi na bezdechu. Warto zastanowić się nad przycięciem lub podzieleniem niektórych zdań nieco na mniejsze części, aby brzmiały naturalniej. 

Najczęściej powtarzane błędy techniczne:
Pod względem poprawności wyszło całkiem dobrze. Większość błędów wyniknęła zapewne z przeoczenia czy zaplątania się w zdaniu niż faktycznej niewiedzy. Przeważały głównie kłopoty z przecinkami – miejscami pojawiały się w naprawdę dziwnych miejscach, których nie umiałam niczym usprawiedliwić. 
Czasem trafiło się coś nie tak z szykiem czy odmianą końcówek.
Dialogi również nie zawsze były zapisane poprawnie (głównie na początku opowiadania), więc podrzucę na końcu link do naszego poradnika. 
Zdarzały się powtórzenia tych samych słów zdanie po zdaniu lub w bliskiej odległości, co jest dość częstą przypadłością. Zaobserwowałam również nadmiar słów takich jak „być” czy „to” (które w jednym rozdziale pojawiło się niemal sześćdziesiąt razy!).
Najbardziej irytowały literówki czy zapodziane znaki przestankowe, bo te najłatwiej dałoby się naprawić. Znalazłam ich całkiem sporo, co skłoniło mnie to do pomyślenia, że po ukończeniu rozdziału nie jest czytany ponownie lub też może jest, ale zbyt szybko od napisania, przez co błędy umykały.
Dwa tygodnie przerwy wydają się dobrą opcją, można też zmienić czcionkę dla zmniejszenia opatrzenia z tekstem. Sprawdzenie treści po pewnym czasie na pewno pomogłoby również z niektórymi tajemniczymi zdaniami, których zawoalowany sens nie wydawałby się tak oczywisty jak w chwili pisania, i skakaniem z tematu na temat. 

Plusy i minusy opowiadania:
Zalety:
interesujący pomysł;
stosunkowo niewielka ilość błędów technicznych;
niejednoznaczny bohater z potencjałem;
widoczna poprawa jakości w dalszych rozdziałach.

Wady:
narracyjny chaos na początku opowiadania;
monotonia wydarzeń;
literówki i powtórzenia kłują w oczy przy raczej poprawnym tekście.

Przydatne linki: 
Poradniki o przecinkach: cz. 1, 2, 3

Ocena końcowa: 4 -
Imperium to opowiadanie z potencjałem, którego punkt wyjściowy daje spore pole do popisu. Gdyby tylko popracować nad balansem i pozbyć się paru nieścisłości, byłoby naprawdę dobrze. Z każdym kolejnym rozdziałem widać poprawę warsztatu, a to bez wątpienia duża zaleta. 
Wielka szkoda, że od wielu miesięcy na blogu nie pojawiło się nic nowego. Mam nadzieję, że ocena stanie się zastrzykiem inspiracji wystarczającym, by podjąć próbę kontynuacji tej historii. Osobiście uważam, że warto. :)

10 komentarzy:

  1. Jej, doczekałam się u Was ocenki, super :D Ostatnio było pusto nie tylko u mnie na blogu, więc powoli godziłam się z myśla, że mogę się nie doczekać oceny (żeby nie było, to nie jest żaden przytyk czy coś), dlatego fajnie jest się czasem mylić.

    Mimo tego półtorej roku to już całkiem spory czas oczekiwania i od czasu zgłoszenia (o napisaniu pierwszych fragmentów nie wspominając) zdecydowanie zmieniła mi się już perspektywa co do tego opka, dlatego tutaj nie bardzo mam polemizować, czy z zarzutami a propos technikalii (tak, pierwsze rozdziały są koszmarne, pochlebia mi, że dopuszczałaś myśl, iż chaos w pierwszym rozdziale był zamierzony) albo ogólnych bzdurek (z perspektywy czasu kilka rzeczy opisałabym inaczej, na pewno nie sięgałabym po nazewnictwo z polski sarmackiej, bo ostatecznie prowadziło to donikąd) czy z faktem, że tekst w istocie nie trzyma tempa (co chyba jest moją największą bolączka, a po prawdzie nie bardzo wiem, jak ugryźć temat, żeby się poprawić w tej materii, ale też być może stosowanie retrospekcji rzeczywiście nie było też najlepszym pomysłem z mojej strony).

    Cieszy mnie za to, że nie uznałaś drugiego planu za kompletnie bezbarwnych. Zawsze boję się, że przy pisaniu charakter postaci drugoplanowej, któa pojawia się zdecydowanie mniej niż pierwszy plan, musi być wręcz przejaskrawiony, aby odróżniać się od reszty, ale z oczywistych względów nie chcę brnąć w taki sposób przedstawienia. Dlatego też trochę bałam się, że tutaj mogłam niewystarczająco dobrze ich zarysować, ale skoro tego nie odczułaś, to wszystko w porządku.

    Co do Aili to mój zamiar w jej kreacji jest raczej oczywisty. Jedną z moich największych inspiracji do zaczęcia pisania tego opka była frustracja falą historii YA, gdzie księżniczki poległych państw od tak odnajdowały się w powojennej rzeczywistości, zbierały nową armię i pokonywały złoli, jakby to było nic. Możesz za to rozwinąć fragment o tym, że za łatwo udaje jej się zdobywać to czego chce? Po prostu starałam się to wyważyć i ciekawi mnie, gdzie mogłam się potknąć.

    Co do Artema, to nie. Absolutnie nie jest moim zamiarem jakiekolwiek wybielenie Artema, ani tym bardziej zrobienie z niego kogoś, kto jest w stanie uratować obcy kraj przed zgnilizną. Bardziej zależało mi na zrobieniu z niego człowieka, który jest skutecznym władcą, głównie dlatego, że potrafi zdobyć się na decyzję, których ktoś o bardziej miękkim sercu by nie podjął.

    Dalej: właśnie o to chodzi. Dobrze funkcjonujące królestwa (a tak Isarię wyobraża sobie Aila) nie upadają. Mogą tracić ziemię, skarby, podpisywać niekorzystne traktaty pokojowe, ale już nawet patrząc na historię, to generalnie całe państwo musi być już ostro osłabione i podzielone wewnętrznie, żeby jakiś obcy element mógł je całkowicie podporządkować (no chyba, że dysponuje się zdecydowaną przewagą technologiczną lub substytutem bomby atomowej w postaci ziejącej ogniem jaszczurki, to wtedy spoko). To nie jest tak, że państwo upadło, bo Artem je zdobył, a raczej Artem zdobył państwo, bo ono już upadało. Ofc, pewnie Twoje wrażenie wynika z mojego biedapisania, ale tę jedną kwestię chciałam naprostować. Więcej na ten temat pewnie byłoby w najbliższych rozdział, gdy w końcu wyprowadziłabym cały kram z ruin na północ i Aila miałaby szansę przyjrzeć się z bliska jak wygląda jej kraj, noale żeby to zrobić trzeba jeszcze to wszystko napisać (:

    Jeszcze raz dzięki wielkie za ocenkę :D Pewnie jeszcze nie raz i nie dwa do niej wrócę, zwłaszcza przy poprawianiu pierwszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minęło naprawdę dużo czasu, zanim udało mi się ją skończyć, przyznaję się bez bicia. XD Obiecałam sobie jednak, że ją skończę, i oto jest. :P

      Fakt, że po czasie dostrzegasz wszystkie te głupotki, działa zdecydowanie na twoją korzyść. ;) Co do tempa to proponowałabym zapoznać się chociażby z konceptem scen i sequeli Dwaita V. Swaina. Wprowadziłyby one nieco struktury i przymusiłyby do konstruowania tekstu tak, by zawsze coś się działo, dzięki czemu wszystko byłoby bardziej zwarte. Zachęcam też do analizowania na chłodno, które fragmenty można:
      a) skrócić, jeśli trafiają się np. opisy zajmujące stronę zastanów się, jak przepisać je, by zajęły połowę tego miejsca, zostawiając tyle samo informacji;
      b) wyciąć całkowicie, jeśli nie wpływają w żadnym stopniu na fabułę;
      c) połączyć w jedno, jeśli zawierają podobne informacje;
      d) zamienić miejscami, jeśli strukturalnie wyglądają podobnie (żeby np. obok siebie nie było dwóch rozmów w podobnych okoliczościach z podobnymi wnioskami) albo informacje zawarte w nich są ważne, ale jeszcze nie w najbliższej przyszłości.
      Generalnie w pierwszej kolejności warto brać pod uwagę, czy coś przysłuży się głównemu wątkowi, celowi bohaterki i konfliktowi w opowiadaniu, potem na dodaniu do tego rozwoju innych bohaterów i na koniec przedstawienia świata. Oczywiście jeśli scenie uda się pokazać zarówno konflikt, bohaterów, jak i świat, byłoby idealnie, ale dobrze mieć i dwa z trojga. Jeżeli jednak za wiele scen zacznie się skupiać tylko na bohaterach albo świecie, wtedy opowiadanie zacznie zwalniać i się dłużyć.
      Jeśli chodzi o retrospekcje - nie był to pomysł najgorszy i gdyby każda była bezpośrednio powiązana z główną linią czasową i skupiała się przysłużeniu się jej, zamiast na rozwijaniu postaci rodziny królewskiej, myślę, że nie byłoby problemu.

      Mogło być zdecydowanie gorzej z postaciami drugoplanowymi. Przejaskrawienie faktycznie jest jakąś opcją, ale chyba najlepsza jest jednak po prostu konsekwencja. Jeśli spójny charakter danej postaci będzie widoczny w każdej scenie, w której występuje, powinno wyjść dobrze. ;)

      Swoją przygodę z YA skończyłam dość szybko i w ten rejon fantastyki nie miałam okazji za bardzo się zapuścić, ale po tym opisie jakoś nie żałuję. :P
      W sprawie Aili odniosłam wrażenie (choć opieram się teraz głównie na swojej marnej pamięci, wybacz jeśli coś pokręcę), że z początku nie miała żadnej faktycznej władzy, ale od razu, kiedy postanowiła sobie, że czegoś się dowie, dowiedziała się tego z łatwością. Nikt nie odmówił jej wyjaśnień ani nic w tym rodzaju. Jej rozmówcy nie byli najmilsi, ale to tyle jeśli chodzi o przeszkody. Nie musiała się nachodzić i naprosić, żeby uzyskać cokolwiek, bo odpowiedzi dostawała za pierwszym razem, a już szczególnie od momentu odkrycia domniemanej ciąży.

      Niestety te ciężkie decyzje nie bardzo można zobaczyć. Po pierwszym rozdziale Artem nie zrobił nic kontrowersyjnego. Narządzić też się nie zdążył, bo czym jest jedno spotkanie rady, na którym głównie wytykał głupotę innym? Właściwie nie wiadomo, co robi z państwem po zajęciu go, dowiadujemy się tylko tyle, że nie zamierza oddać nikomu Aili i że pakuje się do powrotu bliżej rodzinnych stron. Jakiekolwiek szczegóły na temat innych decyzji giną w morzu scen i nie zwraca się na nie szczególnej uwagi.

      Cała sytuacja Isarii była dla mnie mało jasna przez sprzeczne fakty, które pojawiały się po drodze. Najpierw dowiedziałam się, że wszystko było dobrze, tylko najeźdźcy się do niego wpakowali, a potem tak źle, że aż mieszkańcy praktycznie sami oddali państwo. Z trzeciej strony sprawa głodu też za każdym razem prezentowała się nieco inaczej. Trudno z tego wywnioskować, jak to faktycznie wyglądało - kto mówi prawdę, a kto koloryzuje. Zdecydowanie wyjaśnienie by się przydało i trochę mi szkoda, że nie miałam okazji poznać rozdziałów, o których wspominasz, no ale jak mówisz, trzeba by je najpierw napisać. ;)

      Proszę bardzo. :) Jeśli okazała się choć odrobinę pomocna, czuję się usatysfakcjonowana. Życzę mnóstwa weny i powodzenia w poprawkach.

      Usuń
  2. W linkach do poradników zrobiło się 2x "Poradniko" zamiast "poradnik o" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedobry blogger namieszał przy dodawaniu linków. Dzięki za czujność. Już poprawione. ;)

      Usuń
    2. Mnie notorycznie Blogger usuwa akapity, znam ten ból. Czasem doprowadzenie tekstu do stanu czytelności zajmuje pół dnia.

      Piszę z anonimka, bo jestem w pracy... D:

      Usuń
    3. Mnie usuwa z kolei podkreślenie, jeśli przeklejam tekst z docksów. :P Nie mam pojęcia dlaczego, bo kiedyś tak nie robiło. XD

      Spoko. ;)

      Usuń
  3. Hej, dziewczyny :) Tak, nadal jestem zainteresowana oceną bloga. Nigdy nie dostał żadnej oceny, więc mimo że trochę czasu minęło od zakończenia, ciekawi mnie, czy nauczyłam się pisać trochę mniej krindżowo od mojego wcześniejszego bloga xdd
    Pozdrawiam,
    Raylie
    las-smoka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, w takim razie bierzemy się do pracy. :) Prosimy tylko, żebyś na czas oceny nie wprowadzała żadnych zmian na blogu.

      Usuń