Ocena nr 39 – Biały lotos

Blog – Biały lotos
Autorka – Mari Kim
Gatunek – high fantasy
Oceniające – Condawiramurs i Maxine

Przed Wami pierwsza w historii KKB ocena grupowa, której autorkami są Condawiramurs i Maxine. Czekało nas z pewnością interesujące wyzwanie i jesteśmy bardzo ciekawe, jak zostanie przez Was odebrane. Pragniemy zaznaczyć, że oceniamy rozdziały przesłane nam przez Mari Kim na maila, a jest ich o dwa więcej niż na blogu.
Ostrzegamy, że w ocenie mogą pojawić się spoilery.

UKŁAD, GRAFIKA
Zarówno adres, jak i tytuł są krótkie oraz proste do zapamiętania, jednak trochę szkoda, że się różnią – gdyby brzmiały identycznie, łatwiej można by je jednoznacznie skojarzyć z danym utworem.
Szablon prezentuje się całkiem dobrze – postawiłaś na względny minimalizm, co przełożyło się na dużą czytelność. Monochromatyczna paleta dzięki zgaszonym odcieniom nie bije po oczach, zapewniając komfort podczas lektury.
Formatowanie głównego tekstu nie zawodzi – użyłaś wcięć akapitowych oraz półpauz. Interlinia, wielkość i wybór fontu również wypadają okej.
Co do gadżetów – jest nieźle, ale mogłoby być odrobinę lepiej. Niektóre z nich sprawiają wrażenie zbędnych, chociażby Autorka z Twoim awatarem (masz przecież od tego osobną zakładkę).
Brakuje nam jakiejkolwiek informacji na blogu o pochodzeniu użytej przez Ciebie fotografii, nie wiadomo nawet, jak nazywa się mężczyzna ze zdjęcia, nie mówiąc już źródłach klipów ze zwiastunów.
Podstawowe kwestie za nami – czas pomarudzić nad szczegółami strony wizualnej. Wracając do początku: miszmasz stylów nie wypada zbyt przekonująco w szablonie. Połączenie szeryfowych i bezszeryfowych krojów pisma oraz rozmytych i ostrych krawędzi w elementach graficznych nie współgra ze sobą. Trudno powiedzieć, czy tego typu kontrast jest zamierzony, wygląda raczej na nie do końca przemyślaną decyzję.
Bohater z tła został zbyt ostro wycięty na całej powierzchni. Konturowe światło padające z prawej strony dezorientuje – tam, gdzie powinno być ciemno, jest jasno. Na jednolitym, czarnym tle sprawia to sztuczne, kartonowe wrażenie. Przydałoby się choć lekkie przyciemnienie, nadające postaci efektu wyłaniania się z mroku. W tym przypadku oświetlenie padające z jednej strony – od środkowej (jasnej) kolumny – będzie wyglądało najsensowniej dla oka.
Wcięcia akapitowe są zbyt duże przynajmniej o pół centymetra – wbrew pozorom nie dodają czytelności, a zaburzają proporcje tekstu.
Łączna liczba wyświetleń na dobrą sprawę nic nie wnosi, robiąc tylko sztuczny tłok, choć trzeba przyznać, że cyferki są dość imponujące. Obserwowanych z dołu strony warto za to przenieść do lewej kolumny, jeżeli i tak dużo się w niej dzieje.
Kolorowe ikony mediów społecznościowych psują jednolitość szablonu, tak samo fiolet, pojawiający się po najechaniu na linki w podstronach, który nijak nie pasuje do wszechobecnych burgundów i róży. Warto też wspomnieć, że przejścia w animowanym menu sprawiają wrażenie bardzo topornych, najlepiej byłoby zrezygnować z tego efektu.
Podsumowując, pierwsze wrażenie wypada pozytywnie, jednak po zagłębieniu się w szczegóły strona wizualna sporo traci. Dla czytelnika, spędzającego niekiedy godziny na blogu, warto byłoby doszlifować pewne elementy.

PODSTRONY
Wybór i kolejność zakładek prezentują się bardzo dobrze, nie ma chociażby nieszczęsnych bohaterów, na których widok zawsze otwiera mi się nóż w kieszeni. Dobrze, że te podstrony, które dotyczą opowiadania, są w tym samym miejscu, natomiast inne, bardziej ogólne, znajdują się na zupełnie innej stronie, czyli Mariland. Nie będę tutaj rozpisywać się na temat tego bloga, natomiast przyznam, że podoba mi się pomysł na niego.
Przejdźmy do szczegółów na temat podstron:
1. Fabuła – opis opowiadania jest o tyle dobry, że zwięzły, krótki, przekazujący najważniejsze informacje o gatunku i specyfice tekstu, jak również dający nadzieję na wiele emocji i napięcia.
Mam jednak zastrzeżenia co do samej treści. Przede wszystkim opisałaś istotę opowiadania chyba aż za bardzo skrótowo. Oczywiście istotne jest, by czytelnik poczuł się zaintrygowany jakąś tajemnicą, natomiast coś konkretnego zasugerować się powinno, choćby jednym, zawierającym interesujące informacje zdaniem. Mogłabyś się na przykład pochylić bardziej w kierunku Posiadaczy, skoro już podałaś tę nazwę.
Ponadto w pierwszym zdaniu użyłaś słowa „zostanie” i byłam przekonana, że lada chwila podmiot zostanie ściśle określony. Okazało się, że nie. Jest to trochę mylące, zarówno jeśli chodzi o logikę, jak i kwestie gramatyczne. Przede wszystkim chodzi o krótkie zdanie „Zapewni dobrobyt”. Prawdopodobnie miałaś na myśli sformułowanie zapewnienie/zagwarantowanie dobrobytu. Dodatkowo z tego powodu nie podajesz nawet liczby, a co dopiero imion głównych bohaterów, co wydaje się poważnym niedopatrzeniem, szczególnie jeśli główny antagonista „zasłużył” na wymienienie z imienia. Dość kuriozalne. Do Alexa ogólnie wydajesz się mieć sporą słabość, bo w szablonie również zaprezentowałaś właśnie jego, a nie protagonistów.
Jeszcze jedna uwaga: „Biały lotos” został zapisany zarówno kursywą, jak i cudzysłowem – należy zdecydować się na jedną wersję.
Dodam na koniec, że to dobrze, iż umieściłaś informacje dodatkowe, takie jak te o konkursie (gratulacje!) i ocenach (pytanie tylko, dlaczego bez linków do stron?). Ale skoro Twoje opowiadanie jest publikowane po raz kolejny, tyle że w poprawionej wersji, to warto dodać o tym kilka słów w miejscu, w którym piszesz, że na Wattpadzie wygrało w kategorii „zakończone”. W końcu teraz na blogu masz opublikowanych dopiero sześć rozdziałów.
2. Rozdziały – tutaj właściwie nie ma nic do omawiania, może prócz małej uwagi dotyczącej tego, że w linkach do one shotów zmieniła Ci się czcionka.
3. Zwiastuny – nie znam się zupełnie na robieniu tego typu filmików, więc dla mnie to zawsze coś. Inną kwestią pozostaje, czy opowiadaniom internetowym aby na pewno potrzeba takiej formy reklamy, zazwyczaj przeznaczona jest ona filmom czy ewentualnie serialom.
Wstawiłaś aż trzy zwiastuny, ale początkowo, bezpośrednio na stronie, działał mi tylko jeden, ten ostatni, reszta była opisana jako niedostępna. Pozostałe obejrzałam dopiero dzięki Maxine, która przesłała mi do nich linki. Nie wiem, czy to kwestia przeglądarki czy nie, ale warto to sprawdzić.
Pierwszy i drugi zwiastun są do siebie bardzo podobne. Ta sama muzyka, częściowo te same kadry; wydaje mi się, że niepotrzebnie je dublujesz. Angielska wersja według mnie jest zbędna, skoro i tak piszesz po polsku. Za to w tej polskiej napisy, które pojawiają się na początku, uważam za zbyt patetyczne, a za mało merytoryczne i zachęcające do Twojej historii. Lepiej byłoby wrzucić coś na temat bohaterów lub tego, co ich czeka, by przyciągnąć potencjalnych czytelników.
Najbardziej podoba mi się trzeci z wstawionych zwiastunów. Jest co prawda bardzo krótki, ale ma według mnie znacznie lepszą oprawę muzyczną, jak również cechuje się większą spójnością niż jego poprzednicy. W dłuższych zwiastunach brałaś zapewne kadry z różnych filmów/seriali. Widać, że musiałaś spędzić trochę czasu nad montażem, co się chwali, natomiast szczególnie dwa pierwsze filmiki nie wydają się do końca przemyślane. Jest w nich dużo zamieszania, dużo bohaterów, dużo różnych kadrów nie bardzo do siebie pasujących. Jednym słowem: miszmasz.
Ponadto uważam, że ujęcia pokazujące same osoby, bez tła, wyglądają na dość nietrafioną próbę prowadzenia gry na emocjach potencjalnych czytelników, którzy tak naprawdę nie wiedzą, o co chodzi. Oczywiście nie przeczę, że po zwiastunach można się spodziewać, iż w Twoim opowiadaniu pojawi się sporo emocji, coś nadprzyrodzonego (moce żywiołów), wiele trudnych wyborów stojących przed bohaterami oraz walka ze złem. Niemniej problem polega na tym, że zostało to przedstawione zbyt ogólnikowo. Powinnaś zaprezentować coś bardziej specyficznego dla Twojego opowiadania, np. konkretne miejsce, kadr z nazwą organizacji itd., o czym zresztą pisałam na początku tego punktu. Po prostu jakoś się wyróżnić.
Dodam także, że brakuje informacji, skąd wzięłaś materiał do stworzenia zwiastunów, czyli mamy ten sam problem jak w przypadku zdjęcia użytego w szablonie.
4. Autorka – z racji zmiany opisu piszę o tym drugi raz. Obecna forma jest krótsza niż wcześniej i nie można się z niej dowiedzieć tyle, co poprzednio, natomiast nie uważam, że to źle. Ty decydujesz, co chcesz przekazać czytelnikom o sobie, a informacje na temat pasji do pisania i Azji może są i oczywiste, ale warte podkreślenia i zdecydowanie na temat. Co do drugiej części, dobrze, że wyjaśniłaś, skąd wziął się ten blog, tylko że powinnaś to napisać gdzieś indziej, np. na stronie głównej w „Witaj”.
5. Linki – zdziwiło mnie, że nie ma tutaj odnośników do jakichś opowiadań, tylko do samych katalogów, ocen i blogów z grafikami. Ponadto dlaczego blogi z ocenami określiłaś jako „inne”? Lepiej byłoby nazwać je po prostu „ocenialnie”, a ewentualne strony, które nie pasują do tej kategorii, wkleić na końcu i określić właśnie jako „inne”.
6. Spam – uważam, że taka zakładka jest potrzebna i czytelnicy powinni respektować to, o co prosi dany autor. Natomiast u Ciebie ktoś, kto zgodnie z Twoimi słowami chce zareklamować katalog czy ocenę, nie może zrobić tego pod tą notką, mimo że napisałaś, aby robił to „tu”.
Z innych uwag – nie mogę znaleźć informacji, że opowiadanie jest betowane przez Skoiastel. Powinno to zostać wyraźnie zaznaczone co najmniej na podstronie o opowiadaniu, a najlepiej stronie głównej.

TREŚĆ
Rozdział pierwszy
Jego początek, mający niecałą stronę, pasuje bardziej na prolog. Nie wiem, czy nie byłoby lepiej tak tego zaprezentować, np. pisząc „pięć lat wcześniej”, a właściwy rozdział pierwszy zacząć od następnego fragmentu, który zaczęłaś zapiskiem „Pięć lat później”.
Wycie alarmu częściowo zagłuszało jazgot strażników, aż podłoga drżała od ich ciężkich, pośpiesznych kroków. To, że alarm zagłuszał jazgot strażników, stoi w opozycji do faktu, że ta podłoga aż tak drżała od ich kroków; swoją drogą tych strażników nie było tylu, by wywołać drżenie podłoża. Nie wiadomo, na co tak naprawdę chciałaś zwrócić tutaj uwagę.
W setkach zamkniętych pomieszczeń wychudzone dzieci trzymały się blisko siebie, zapewniając sobie poczucie bezpieczeństwa. Żadne z nich nie miało pojęcia, co się tak naprawdę dzieje. Głośne eksplozje mroziły krew w żyłach, jednak nic tak nie przerażało, jak wrzask dziewczynki. Za szybko przeszłaś od ogółu do szczegółu. Nie wiadomo, gdzie konkretnie znajdowała się ta dziewczynka, raczej nie przy tych wszystkich „setkach pomieszczeń”. Trzeba by to skonkretyzować, najlepiej od nowego akapitu, a wcześniej może nieco dokładniej opisać cały budynek, skoro i tak postanowiłaś napisać, że te biedne dzieci są pozamykane w czymś na kształt celi. Wystarczy jedno, dwa zdania. Przecinek po „przerażało” jest zbędny, ponieważ nie oddziela dwóch zdań podrzędnych.
Później, przedstawiając Maddie i jej młodszą koleżankę, określasz ich położenie nieco lepiej, niemniej zagadką pozostaje, dlaczego opisałaś wrzask tamtej dziewczynki, skoro od razu przeskoczyłaś do kogoś innego – nie jest to logiczne. Podobnie jak fakt, dlaczego akurat one dwie mogły ot tak wyjść z pokoju, jeśli pomieszczenia generalnie były zamknięte, co podkreślasz po raz kolejny? Dlaczego tam nie ma żadnych innych strażników prócz dwóch mężczyzn, którzy dopiero co uspokajali tajemniczą dziewczynkę (nie wiadomo, czy w jej pokoju, czy na korytarzu, czy jeszcze gdzieś indziej), szczególnie jeśli w pierwszym akapicie tak zaciekle biegali i było ich z pewnością niemało?
Maddie zastanawiała się, czy dziewczynka da radę zrobić choćby krok na tych drżących chudych nogach, ale nie mogła jej tak zostawić. – Słowo „tych” jest zbędne.
Alarm nadal wył, zagłuszając ich przyśpieszone oddechy. Oddechy raczej nie są głośne z reguły, więc nie do końca wiem, co miała na celu taka uwaga. Może chodziło o to, że się zdyszały z powodu adrenaliny/zmęczenia, co alarm zagłuszał? Należałoby to lepiej określić.
Alarm raczej nie został włączony przez Maddie, która dopiero później wydostała się na korytarz. Może chodzi o krzyczącą dziewczynkę, ale zbyt enigmatycznie opisałaś sytuację, zresztą niby dlaczego akurat drzwi do pokoju Maddie miałyby się otworzyć? Jak to się ze sobą łączy? Czy nie chodzi tylko o imperatyw? Takie tajemnice nie wywołują w czytelniku chęci zagłębiania się w historię w celu poznania odpowiedzi, ponieważ tak naprawdę nie są to tajemnice, a niedociągnięcia i nielogiczności. Tajemnicą w dobrym tego słowa znaczeniu jest w przypadku tej sceny Maddie i młodsza współlokatorka oraz to, skąd uciekły.
Uwag napisałam sporo, więc pora na osłodę. W tym fragmencie, który – podkreślę raz jeszcze – zdecydowanie bardziej widziałabym jako prolog, najbardziej podoba mi się, że pokazałaś trudne wydarzenie i ucieczkę dwóch dziewczynek. Początek powinien być dynamiczny, zachęcający i nieprzegadany.
Rozpoczynam teraz opis fragmentu właściwego rozdziału, czyli „Pięć lat później”.
Przysadzisty chłopak z krótko ostrzyżonymi, jasnymi włosami i z kpiącym uśmieszkiem oraz Tępy wyraz twarzy, głęboko osadzone oczy, długa szyja. – Takie dwa równoważniki pojawiły się pomiędzy ładnie zbudowanymi zdaniami w czasie przeszłym, również opisującymi chłopaków. Nie wiem dlaczego, bo nie pasuje to do reszty. A dodam, że ogólnie zostali dobrze przedstawieni, nie za dokładnie (w końcu nie będą głównymi bohaterami), ale na tyle sprytnie, że każdy otrzymał jakąś cechę charakterystyczną. Tylko gorzej, że nie podałaś w tym miejscu ich ksywek/imion, bo jak zaraz zobaczysz, to dość problematyczna kwestia w omawianym fragmencie. Nie chodzi o wymienienie tych danych na zasadzie podobnej do wystrzelenia serii z karabinu, bo to żadna metoda, ale wypadałoby umiejętnie wpleść to w tekst, na przykład do tych opisów lub na samym początku dialogu.
Ciężki dzień w szkole, stres z powodu sprawdzianów, do tego i tak psychicznie nie czuła się najlepiej, a na sam widok tej okropnej facjaty odczuwała niepohamowany wstręt. Powinno się używać słowa „trudny” w takim kontekście; „ciężki” to kalka z angielskiego. Dwa pierwsze określenia znów nie mają czasowników i nie muszą mieć, ale skoro dalej piszesz już pełnoprawne zdania podrzędnie złożone, to dostrzegam w tym pewną niekonsekwencję. W dodatku w poprzednim akapicie opisywałaś trzech chłopaków, więc nie wiadomo, o którą facjatę konkretnie Ci chodzi. Powinnaś najpierw wspomnieć o Andym z imienia, a potem wrzucić tego typu tekst.
[Chciała] wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak ogromnym jest śmieciem, jak bardzo działa na nerwy. Potem ile sił przyłożyć mu metalowym prętem, by zrozumiał, że powinien przemyśleć swoje zachowanie i trzymać buzię na kłódkę. Brakuje „jej” przy „działaniu na nerwach”, bo mamy do czynienia z subiektywną opinią Tamary. Ogólnie dość często brakuje tego typu zaimków; być może jest to podyktowane nadmierną chęcią ich niepowtarzania – owszem, częstym błędem w opowiadaniach jest mnogość zaimków, ale nie można przesadzać w drugą stronę. Czasem określenie tego typu bywa niezbędne, by tekst pozostał logiczny i płynnie się go czytało. Wracając do omawianego fragmentu: wypowiedź od „potem” powinna być kontynuacją poprzedniego zdania. Dopiero później można zacząć następne, na przykład: „Wszystko po to, by zrozumiał [...]”. Zastanawia mnie też, czy tak mocne słowa głównej bohaterki w stosunku do innej postaci, zanim właściwie rozpocznie się akcja, to dobra zagrywka. Czytelnik niczego jeszcze nie wie, a Ty narracją trzecioosobową już narzucasz mu, co powinien sądzić. W jakimś sensie, nawet jeśli Tamara ma rację, pokazujesz ją nie do końca z dobrej strony. Jej przemyślenia są dla mnie przesadzone, niepotrzebne wręcz. Może nie zastosowałaś klasycznej ekspozycji, ale jednak… Szczególnie że w tym momencie Andy jeszcze nie zaczął nic mówić, chciałabym zauważyć. Z samą narracją też mam problem, bo raz narrator jest bardziej wszechwiedzący, a za chwilę aż za bardzo spersonalizowany; wydaje mi się to niespójne.
Następnie piszesz, że Patyczak się odezwał, ale to wcale nieprawda, a przynajmniej w tekście tego nie zawarłaś. On dopiero chwilę później się odzywa. Nie należy stwierdzać w opisie, że ktoś się odezwał, tylko po prostu rozpocząć dialog. Dodatkowo dla mnie na tym etapie nie jest w stu procentach jasne, czy Patyczak i Andy to ta sama osoba – i to dlatego wcześniej, w opisie, powinnaś była podać imiona/pseudonimy chłopaków, jak również określić, że to Andy nimi „rządzi”, bo tak przynajmniej zrozumiałam z tekstu.
Choć przyzwyczaiła się do ich odzywek, to słowa i tak ugodziły w pierś. Na dobrą sprawę to tylko Patyczak się wypowiedział, a czytelnik nie miał przyjemności poznać wcześniejszych odzywek kogokolwiek. Powinno być także: „Ugodzić prosto w serce”. Zwrotów frazeologicznych nie zmienia się ot tak, jeśli autor się na to decyduje, to musi to robić w stu procentach świadomie, z jakimś konkretnym zamysłem.
[...] zaśmiał się Andy, naruszając jej prywatną przestrzeń. Również śmierdział tytoniem i to znacznie mocniej niż kolega. Błyskawicznie się odsunęła. Oni obaj już tę przestrzeń naruszyli. A to, że Tamara się odsunęła, powinno znaleźć się w następnym akapicie. Przy okazji wiadomo już, że Andy i Patyczak to różne osoby, a więc wcześniejszy fragment jest mylący. Nie wiadomo także do teraz, co z trzecim chłopakiem.
Podoba mi się zabieg z kolejnymi zapalnikami, przykuwa uwagę czytelnika, sprytnie dynamizuje tekst.
[...] jak można być aż tak skończoną gnidą [...] Jak można być tak nieczułym i bezczelnym? Powtórzenia określenia „można być”; tego typu błędy będziemy w tekście oznaczać pogrubieniem.
– Odwal się i zamknij, debilu. To ciekawe, że Tamara ma, zdaje się, całkiem trafne spostrzeżenia w myślach, ale odzywa się do niego w taki sposób. Gorzej niż on, tak właściwie. Zresztą, jakby się odwalił, to by nie musiał się zamykać, bo dałby już dziewczynie spokój.
Trochę nie rozumiem, w jaki sposób chcesz przedstawić Tamarę. Rozumiem, że nie cierpi Andy’ego, że pewnie ten ją prześladuje od pewnego czasu, ale w jednym momencie dziewczyna patrzy na to dość racjonalnie, nawet jeśli wciąż emocjonalnie, a chwilę potem zaczyna naprawdę mocno zastanawiać się, jak chciałaby go zabić. Czytelnicy dopiero zaczęli tę historię i aż tak mocne określenia, nawet jeśli podyktowane złością i poczuciem niesprawiedliwości, są nie na miejscu. Trochę przerażają, jeśli mam być szczera.
To Tamara tu grała małą myszkę, która musiała uciekać w popłochu. „To Tamara grała tu”. Jeśli „myszkę”, to wiadomo, że „małą”, w końcu użyłaś zdrobnienia. Chyba że miałaś na myśli „szarą”? Ponadto główna bohaterka nie zachowuje się wcale jak ofiara. Oni w tym momencie dręczą ją słownie, ale nie grożą i nie atakują wprost. Mam wrażenie, że w Tamarze faktycznie skumulowały się różne emocje przez cały dzień, o których nie było dane nam przeczytać, ale w tym fragmencie zdecydowanie nie widać, jakby czuła się „małą myszką”. Nie czuć w ogóle żadnego strachu, nawet niewielkiego, wobec tych chłopaków.
Chłopak zgiął się w pół i jęknął przeciągle „wpół”, ponieważ w znaczeniu „w pasie” tego słowa obowiązuje pisownia łączna.
Przeklną z bólu, puszczając ją. – Przeklął.
W ostatniej chwili uniknęła złapania przez trzeciego koleżkę i puściła się biegiem. – Dopiero tutaj mówisz cokolwiek o trzecim chłopaku (choć określenie „koleżka” średnio tu pasuje). Jakoś wierzyć mi się nie chce, że naprawdę tak tylko stał i się gapił. Jak już wielokrotnie wspominałam, musisz dopracować ten fragment, jeśli chodzi o nastolatków zaczepiających Tamarę, aby było jasne, który co robi. Tylko nie przesadź z długością opisu, aby tempo pozostało dynamiczne; teraz jest w sam raz.
Druga moja główna uwaga dotyczy tego, co już pisałam o Tamarze i jej reakcjach. Widać to także w kolejnym zdaniu: Gdyby tylko posiadała wystarczająco dużo siły, a jej przeciwnikiem nie byłby osobnik trzy razy większy, to by zabiła. Naprawdę mnie to niepokoi, bo nie wydaje się, aby ona choć troszkę żartowała. Przecież nienawiść lub poczucie krzywdy nie równają się automatycznie chęci zabicia danej osoby. Nie wiem, czy chciałaś przedstawić jej zachowanie aż tak mocno. Jest naprawdę dziwne. Przez takie fragmenty przestaję współczuć protagnonistce prześladowania w szkole, a zaczynam się obawiać.
Mimo głodu Tamary adrenalina pozwoliła wykorzystać jej w ucieczce resztki energii. – Wiadomo, że głód dotyczy człowieka, o którym piszesz. Lepiej byłoby napisać „mimo głodu adrenalina pozwoliła Tamarze [...]”, wtedy nie będzie też potrzebny pisać „jej”. A najlepiej w ogóle przeredagować to zdanie, bo adrenalina została tutaj chyba za bardzo „uczłowieczona”.
Zatrzymała się dopiero, gdy znalazła się wystarczająco daleko od nich. – Dobrze by określić to miejsce choćby krótkim sformułowaniem „na ulicy”, „na dużym skrzyżowaniu”, cokolwiek. A przecinek powinien znajdować się przed całym wyrażeniem, czyli przed „dopiero gdy”. Więcej informacji na temat stawiania przecinków przed „gdy” znajdziesz tutaj.
Bo dwa lata temu śmierć Johna była na językach niemal całego miasta? // Powinna była przywyknąć do wszelkich obelg piszesz trochę tak, jakby już każdy miał wiedzieć, o co poszło i kim jest John. Cały akapit zaczynający się od drugiego zdania, jakie tutaj cytuję, to opis emocji Tamary, które dotykają niemal myśli samobójczych. Jako czytelnicy nie wiemy wystarczająco dużo, by wiedzieć, czy to jest zasadne czy nie, nie możemy więc choćby próbować zająć stanowiska. Podejrzewam, że ta dziewczyna wiele przeżyła, niemniej labilność emocjonalna nastolatki bez świadomości jakichkolwiek szczegółów nie gra na jej korzyść, nie wzbudza współczucia w czytelniku. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że te uczucia są zbyt dramatyczne, przerysowane, nieco charakterystyczne dla „emo-nastolatków”, co mnie osobiście dobrze się nie kojarzy.
Naprawdę wybuchnie i wyrzuci z siebie całą nienawiść, a wtedy będzie koniec. Przeleje szalę goryczy i nikt się nie uchroni. Zastanawiam się, jak bardzo dosłownie chciałaś, aby czytelnik to zinterpretował. Ponadto mamy do czynienia z pomieszaniem związków frazeologicznych. Szalę coś może przeważyć, nie przelać; natomiast jeśli chodzi o gorycz i przelewanie, to mówimy „przelać czarę goryczy”.
Muszę Ci powiedzieć, że w momencie, w którym z chaotycznie dramatycznych przemyśleń Tamary zaczęłaś opisywać okolicę (choć szkoda, że tak późno), a następnie „weszłaś” do sklepu pana Lee, rozdział czytało mi się znacznie lepiej. Nie dlatego, że nie lubię emocji, wręcz przeciwnie, uwielbiam je i uwielbiam w tekście dramę oraz utrudnianie bohaterom życia. Niemniej ta drama musi zostać dobrze przedstawiona, z czegoś wynikać. I nie może być na siłę przesadzona. Pamiętaj, że piszesz opowiadanie, czyli jakąś historię, a nie esej czy traktat filozoficzny.
Nie miała zamiaru odwiedzić pana Lee, jednak zmieniła zdanie, widząc odłamki szkła przy wejściu. Mężczyzna pośpiesznie je posprzątał [...] – rozumiem, że on to posprzątał na jej oczach? W takim razie dlaczego nie mogła już zacząć z nim rozmawiać, skoro i tak była tuż obok? Trochę dziwne. Szczególnie że później wychodzi na to, jakby oni się naprawdę nie zauważyli… Nie rozumiem, jakim cudem, szczerze mówiąc.
[...] wejścia, gdzie umieszono piękny, czarny wachlarz ze złotymi chińskimi napisami umieszczono.
Pan Lee uśmiechnął się i delikatnie kiwnął głową. Tamara przyzwyczaiła się do jego powitania. Nie zawsze tak się zachowywał, ale na tyle często, że nie zwracała już na to uwagi. – Takie powitanie nie jest dziwne, nie wiem, czemu Tamara aż tak zwraca na to uwagę.
To zawsze dość frustrujące, jak bohaterowie mówią o czymś, o czym czytelnicy nie wiedzą (tajemniczy gniewni), ale jakoś przeżyję. Zaciekawiłaś mnie.
[...] niczym z czcią – czemu „niczym”?
[...] skupiając uwagę na mieczu. W dłoniach mężczyzny miecz wydawał się lekki.
Bardzo ładnie opisałaś tę broń, profesjonalnie. Mam jednak dwie uwagi: po pierwsze trochę zabrakło tutaj nazwy miecza, pan Lee wydaje się osobą, która podzieliłaby się taką wiedzą z Tamarą, a główna bohaterka zdaje się na tyle zainteresowana, że zapytałaby. Po drugie nie rozumiem, dlaczego w pewnym momencie właściciel sklepu powiedział o mieczu w rodzaju żeńskim?
Poczuć tę siłę, jaką emanował miecz. Wyobrazić sobie, że staje do walki wychodzi na to, że „miecz” jest w drugim zdaniu podmiotem.
Sama pragnęła mieć choć jedną sztukę. Nawet jakby miała tylko leżeć na wystawie i zbierać kurz. Dla przykładu napiszę, że tutaj zlikwidować powtórzenie można chociażby poprzez zamianę pierwszego „mieć” na „posiadać”.
Podobało mi się, że pan Lee przestrzegł Tamarę przed niebezpieczeństwem stosowania przemocy. Niemniej szkoda, że tak nagle urwałaś  spotkanie… Nie oczekuję, że od razu miał dać jej broń, właściwie by mnie to zdziwiło, ale w połowie scen przerywać się nie powinno.
Gdy pół godziny później w końcu skręciła w Lakeshore, była już na tyle wyczerpana i do tego głodna, że mogłaby zjeść dosłownie wszystko. – Powinnaś napisać odwrotnie: „była na tyle głodna, że mogłaby zjeść dosłownie wszystko, a do tego (skrajnie) wyczerpana”.
Nadal jednak czuła zagrożenie. Tamara przyśpieszyła kroku, wyciągając klucze. Intuicja prawie krzyczała, że powinna uciekać, ale przed czym? – Właściwie określić podmiot dobrze byłoby w pierwszym zdaniu akapitu, jeśli się go nie zmienia. W trzecim zdaniu przez to, że intuicja na chwilę weszła w rolę podmiotu, wychodzi na to, jakby ona miała uciekać.
Nie widziała niczego, co by zagrażało jej życiu. – Lepiej napisać „co zagrażałoby jej życiu”.
Poczucie winy nie odpuszczało do dziś. – Nie opuszczało jej do dziś.
W każdym razie nie zamierzała tak stać na celowniku, jeśli się na nim znajdywała. – „Znajdowała”/„nie zamierzała pozostawać na celowniku”. Trochę brakuje mi „faktycznie” w tym zdaniu.
Końcówka zdecydowanie ciekawa. Co prawda po labilności emocjonalnej Tamary można by uznać, że jej wrażenie co do bycia śledzoną okaże się przesadzone, niemniej wyczuwa się przez skórę, że to nieprawda. Zachęcające.

Rozdział drugi
Zacznijmy od tego, że w nowym rozdziale przechodzisz do innego, męskiego narratora, jednak, w przeciwieństwie do Tamary, przez długi czas (będzie ze dwie trzecie strony) nie ujawniasz jego tożsamości. Trzymanie imienia postaci w sekrecie wydaje się niepotrzebne i zupełnie mija się z celem – jak bowiem czytelnik ma zżyć się z kimś, kogo oczami poznaje historię, jeżeli odmawiasz mu odkrycia tak podstawowej rzeczy? Jest to równie dezorientujące co niepraktyczne; w żadnym razie nie buduje klimatu naturalnie postępującego wprowadzania bohatera.
Nie wiedząc, o kim czytam, nie mogę dopasować wewnętrznego i zewnętrznego głosu do konkretnej osoby. Brak tego czynnika wywołuje swego rodzaju niepokój, a w głowie pojawia się ciągle pytanie „kto to, do cholery, jest?”, które skutecznie odciąga od treści fragmentu. Pojawia się nawet chęć przeskoczenia dalej, byleby tylko wzrokiem odszukać imię. Ogólnie jest to bardzo nieprzyjemne odczucie – dobre przy tworzeniu opowieści grozy, ale nie normalnej sceny. Jak myślisz, czemu spotykając nowych ludzi, z miejsca się przedstawiamy? Chodzi nie tylko o grzeczność, ale i psychiczny komfort. Wiedza zapewnia spokój, a także pozwala na szybkie kojarzenie w głowie danej osoby – nikt przecież nie będzie myślał: „nowa koleżanka z klasy, ta aparatem na zębach”, a po prostu „Janka” (ewentualnie nazywamy kogoś takiego charakterystycznym przezwiskiem, jeśli bardzo nie po drodze nam z imionami, ale to mimo wszystko mieści się w tej samej kategorii, co one). Dlatego jeśli w opowiadaniu pojawia się nowa, ważna dla fabuły osoba, przedstaw ją możliwie najszybciej. Nie chcesz przecież, żeby Twoi czytelnicy, zamiast relaksować się przy lekturze, obgryzali paznokcie?
Tak samo, posługując się tajemniczymi sformułowaniami w temacie rozstania (zdanie Miał nadzieję, że zrozumie go aż się prosi o wstawienie do środka imienia dziewczyny), nie zaciekawiasz, tylko po prostu irytujesz, nie dając czytelnikom zorientować się w sytuacji. Wygląda to jak pisanie na siłę i prezentuje się dość nienaturalnie. W końcu tożsamość dziewczyny Chrisa nie jest żadną tajemnicą, ciągnącą się przez połowę opowiadania, a zwyczajnym faktem. Opóźnianie jego pojawienia się nie daje żadnych wymiernych korzyści.
Może właściwie nigdy nie było tej miłości, a on sobie to tylko ubzdurał? – Prędzej „ją” niż „to”, w końcu chodzi o „tę miłość”.
Do tego był wystarczająco daleko od boiska piłkarskiego, na którym grupka rówieśników rozgrywała mecz. – Czyich rówieśników, Chrisa? Ale my przecież nie wiemy, ile on ma lat, ta informacja jest przez to do niczego.
Ten jeden, który ostatnimi czasy bardziej go drażnił, niż przyspieszał bicie serca. Chris podniósł głowę i zobaczył nieśpiesznie idącą dziewczynę. – Przy wyrazach pokrewnych stosowałabym jeden zapis dla zachowania spójności – tu przykładowo „przyspieszał” i „nieśpiesznie” – albo oba z „s”, albo z „ś”.
Przedzieliłabym ekspozycyjny akapit o związku z Melissą na pół – przed jej zmianą i po niej –  lepiej byłoby widać kontrast.
I mówił o tym otwarcie, ale go nie słuchała, dalej przeciągając granicę. Im trwało to, tym uczucie malało, a rosła niepewność co do samego związku. Ostatecznie się poddał i wiedział, że musi to skończyć. – Drugie zdanie nie brzmi zbyt zrozumiale. Możesz przepisać je np. tak: „Z biegiem czasu uczucie malało, a rosła niepewność...”.
Przywitał się, ale zamiast pocałunku w usta, pocałował w policzek. – Pomyślałabym nad czymś brzmiącym nieco inaczej w przypadku drugiego pocałunku, np. cmoknięciu.
Nie łatwo było mu na to patrzeć, ale jakoś nie potrafił wzbudzić w sobie większych uczuć. – „Nie” z przysłówkami odprzymiotnikowymi w stopniu równym piszemy łącznie, a więc „niełatwo”. Ewentualnie masz jeszcze opcję napisania: „nie było mu łatwo”.
Może to za wcześnie? Może to przez emocje? // Ze świstem wypuścił powietrze, odruchowo rozejrzał się i ruszył przed siebie. Miał przed sobą spory kawałek do domu, ale uważał, że długi spacer dobrze mu zrobi. Może w sam raz ochłonie, a fakt o tym, że właśnie stał się wolny, w końcu do niego dotrze. – Trzecie „może” to w tym przypadku o jedno za dużo, tak samo drugie „przed”.
Jedna niskiego wzrostu i drobnej budowy przygwożdżona do ściany przez drugą. Znacznie masywniejszą i wyższą, choć miała zgarbioną postawę. – Te zdania znacznie zyskałyby na połączeniu. „Jedną [...] przygwożdżoną przez drugą” – tak lepiej pasowałoby stylistycznie.
Usłyszał głośniejsze warknięcie i od razu poznał ten głos. – Chris rozpoznał głos po samym warknięciu? No nie wiem. W sumie dlaczego bohaterka warczy, przecież, jak sądzę, nie jest zwierzęciem? Może i brzmi to fajnie, ale na żywo warczący ludzie zazwyczaj prezentują się dość żałośnie. Później warknięcie pojawia się w kombinacji ze sposobem wypowiedzi, i być może o to chodziło Ci też tutaj, ale na obecnym etapie czytelnik nie ma skąd tego wywnioskować).
Zacisnął pięść i zmierzył wzrokiem nieznajomego. – Na pewno jedną? Później też wspominasz o liczbie pojedynczej, ale jednak taki obraz wydaje mi się dość rzadko spotykany. Oczywiście można komuś pięścią pogrozić, ale z nerwów zazwyczaj ściska się obie naraz.
– Niewychowany… – Demens mruknął złowrogo i zacharczał, ukazując zepsute zęby. – Chwila, skąd Chris zna tego typka? Bo, mam rozumieć, przedstawiasz akcję z perspektywy chłopaka, prawda? Tak wychodzi z całej reszty tekstu poza momentem, kiedy imię Demensa pojawia się z powietrza, jakbyś przeskoczyła na sekundę do niego (headhopping). Byłabym naprawdę mocno zdziwiona, gdybyś teraz powiedziała mi, że używasz narracji wszechwiedzącej.
Demens zawarczał niczym pies. Poprawił brudne, porwane łachmany i odgarnął długie, mysie włosy. – Kolejny warczący, nie aby zbyt blisko siebie? To dość charakterystyczne określenie, dobre dla jednej postaci, nie dla wszystkich wokoło. Mocno rzuca się w oczy, tak samo ponowne wspomnienie o kolorze jego włosów i stanowczym tonie Chrisa (który pojawił się już w rozmowie z Mel).
Wzrok szaleńca stał się nieobecny. Demens zamachnął nożem tuż przed twarzą chłopaka, a jego owiała fala gorąca. Nie spodziewał się takiej szybkości. Odepchnął Tamarę i zablokował kolejny atak, łapiąc napastnika za rękę. Trzymał w żelaznym uścisku. Poczuł nieprzyjemny zapach z jego z ust. Wstrzymał oddech, by nie zwymiotować. –  Można „machnąć” albo „zamachnąć się”. Nieprzyjemny nie brzmi z kolei wystarczająco dobitnie, żeby Chrisowi od razu chciało się wymiotować. Musiał poczuć naprawdę mocny fetor. Ogólnie ten akapit jest dość trudny do czytania, gdyż ciągle zmieniają się podmioty; ostatecznie trudno powiedzieć, co kto robi. Jaśniej wyglądałoby to, gdyby w jednym akapicie akcje należały do Demensa, a w drugim do Chrisa i Tamary.
Widział jak Demens złapał dziewczynę za szyję i przyglądał jej się, przesuwał ostrzem po jej policzku. Drżała. Próbowała łapać oddech, kopać, szarpać się, trzymając jego dłoń. [...] Słyszał, jak Tamara ze świstem łapie powietrze. – Brakuje przecinka przed pierwszym „jak”. „Złapał” można zamienić chociażby na „chwycił”, „łapie” z kolei da się zastąpić np. wyrazem „wciąga”.
– Demens, wystarczy. – Pojawienie się głosu jest dość dziwnie opisane. Po samym dialogu początkowo czytelnik może pomyśleć, że wypowiedział się tu Chris albo Tamara. Nie ma przecież powodu sądzić, że w scenie znalazł się ktoś czwarty. Przydałoby się zaznaczyć mówiącego w tym samym akapicie, co wypowiedź. Poza tym czy bohaterowie nie rozglądali się za tajemniczym głosem, nie szukali źródła dźwięku? Między wypowiedzią Demensa a odpowiedzią głosu mieli wystarczająco dużo czasu; wydaje się to odruchową reakcją.
– Wracamy – rzekł subtelny głos tonem nielubiącym sprzeciwu. – Lepiej „nieznoszącym”.
– Dzwoń po policję! – rzucił, unikając pięści atak, ale nie uchronił się przed kolejnym ciosem. – Słowo „atak” pojawiło się tutaj chyba omyłkowo, czyż nie?
Podczas starcia zabrakło nieco interakcji bohaterów z otoczeniem. Na pełne opisy nie byłoby tu raczej miejsca, ale szczegóły w stylu Tamary klęczącej na zaśmieconym bruku czy Chrisa odepchniętego na zabazgraną graffiti ścianę (bo np. było tam dość wąsko) dodałyby scenie kolorytu i większego zaczepienia w przestrzeni.
Bolała go twarz i czuł, jakby puchła. – Czy to znaczy, że ostatecznie nie puchła i tylko mu się zdawało – link?
Albo najlepiej zabić od razu. – Jeśli wcześniej mogło się wydawać, że mordercze zapędy Tamary były jednorazowe, to takie zdanie szybko wyprowadza z tego błędu. Pytanie, dlaczego świadomie robisz ze swojej bohaterki żądną krwi osobę? Fanów z pewnością jej tym nie przysporzysz.
Chris przystanął i złapał za ramię, zatrzymując. Położył dłonie na jej barkach i schylił się, by spojrzeć w oczy. Nie lubił widzieć jej w takim stanie, a kiedy tak jej się przyglądał, wspomnienia powróciły. – Jedna z niewielu sytuacji, kiedy zaimków jest akurat za dużo.
Zmęczenie i zdenerwowanie dawały się we znaki, ale musiał przede wszystkim zająć się przyjaciółką. [...] Długo czekali, aż któryś z policjantów się nimi zajmie.
Dźwięk telefonów, rozmów, stosy dokumentów na biurkach i stukanie w klawiaturę. – Stosy dokumentów jakoś nie pasują do reszty elementów w zdaniu, będących dźwiękami.
W tym czasie na komisariat przyjechały Elizabeth oraz matka Chrisa. – Dlaczego matka Chrisa to matka Chrisa, ale matka Tamary to Elizabeth? Taki zapis wygląda zdecydowanie podejrzanie. Czemu nie: matki Chrisa i Tamary? Biologiczny czy nie, rodzic pozostaje rodzicem.
Na razie to wszystko. [...] Na razie to wszystko. – Dwa identyczne zdania? Lepiej pozbyć się jednego.
– Mi nie, ale Chris najbardziej oberwał – odparła, patrząc na przyjaciela. – Nie wiem, czy to celowa stylizacja, ale mimo wszystko poprawne „mnie” wydaje się lepszą opcją. Jeśli jednak koniecznie chcesz pisać „mi”,  to może ogranicz je do jednej postaci, nadając jej bardziej widoczną charakterystyczność wypowiedzi?
Pozytywnie zaskoczyło mnie, że protagoniści faktycznie udali się na komisariat i złożyli zeznania. Wiele postaci w opowiadaniach wszystko chce robić samemu, prowadzić śledztwa i mścić się albo całkiem olewa podobne sytuacje. Twoi postąpili realistycznie, reakcja policjanta też wyszła nieźle – mimo wątpliwości nie pogonił bohaterów za robienie sobie żartów ani nie zbył ich. Super.
Zaczęła go boleć głowa, ale bardziej od wydarzeń niż od samego uderzenia. – Jakoś koślawo to brzmi, głowa boląca od wydarzeń; może raczej od przeżyć albo stresu?
– Mówiłam, że ta dziewczyna kiedyś sprowadzi na ciebie tylko kłopoty. – O któreś określenie tu za dużo. Albo „ta dziewczyna kiedyś sprowadzi na ciebie kłopoty”, albo „ta dziewczyna sprowadzi na ciebie tylko kłopoty”.
Przemył buzię zimną wodą. – Nie wiem, ile dokładnie lat ma Chris, ale jeśli zrywa z dziewczyną i tłucze włóczęgów, to chyba jest na tyle dorosły, by mieć twarz, a nie dziecięcą buzię.
Najważniejsze, że Tamarze nie stało się nic gorszego. Nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby nie szedł tamtędy. – Właściwie to bardzo duży zbieg okoliczności, no ale jako że pierwszy, nie ma co się czepiać. Byle tylko w przyszłości nie trafiało się ich za dużo.
Chris wciąż pamiętał ten obłęd w jego oczach. – Jak dla mnie zaimek „ten” jest zupełnie zbędny. Widać, że masz tendencję do wciskania go w wielu miejscach, gdzie nie jest potrzebny, przy robieniu poprawek zwróć na to uwagę.
Zapalił światło i położył się na łóżku, które stało pośrodku pomieszczenia. – Domyślam się, że to skrót myślowy, ale zdanie wygląda, jakby łóżko faktycznie stało na środku, a nie pod którąś ze ścian.
Połkną jedną. – On „połknął” jedną (np. wczoraj). Oni „połkną” jedną (np. jutro).
Do środka zajrzałą ośmiolatka. – Zajrzała.
Christie usiadła na brzegu łóżka. – Chris i Christie? Ich rodzice nie są raczej zbyt kreatywni. Obawiam się, że osobom czytającym na szybko czy z rozpędu sceny z nimi mogą przysporzyć problemów z orientacją w narracji.
Zastanawiające jest, że Chris napisał do Tami, ale w ogóle nie sprawdził, czy odpisała. Nie przeszkodziło mu to w zaśnięciu, nie martwił się o nią?
Po emocjonalnym wstępie rozdział przeniósł się w tereny pełne akcji – na szczęście przez większość czasu zostawała przedstawiana dobrze i tylko czasami wkradało się do niej nieco za dużo chaosu w postaci często zmieniających się podmiotów. Jeśli chodzi o samo tempo wydarzeń, wyszło Ci nieźle – sprawnie lawirowałaś między krótkimi a nieco dłuższymi zdaniami, dzięki czemu tekst miał w sobie dynamikę.
W kwestii bohaterów – Chris prezentuje się znacznie lepiej niż Tamara. Jego myśli są spójne z zachowaniem, prezentują się sensownie. Bierze czynny udział w wydarzeniach i ma mocne opinie, których nie boi się wyrazić, ale wie, gdzie przebiega granica, i kiedy należy odpuścić. W jednym rozdziale udało Ci się zręcznie nakreślić jego charakter oraz powiązania z innymi postaciami.
Więcej niż jeden narrator cieszy, bowiem nawet jeśli Tamara nie rozwinie się w następnych częściach i nie ewoluuje w kogoś bardziej zyskującego sympatię, zawsze można czekać na Chrisa, a być może w przyszłości również na innych bohaterów.
No i jeszcze taka krótka uwaga na koniec – w rozdziale pojawiło się dość sporo powtórzeń czasownika „być” (ponad dwadzieścia) i przydałoby się trochę nad tym popracować.

Rozdział trzeci
Post znacznie krótszy niż poprzednie, ale czytało mi się go lepiej niż na przykład początek pierwszego.
Już wolała tłum ludzi i uliczne hałasy niż kolejne spotkanie z jakimś szaleńcem – „wolała już”. I cóż, wydaje mi się to dość oczywiste, nawet dla najbardziej zażartego introwertyka.
Wewnętrzny niepokój pobudził to dziwnie znajome uczucie, jednak nie mogła sobie przypomnieć, skąd je znała. Kiedy chciała sięgnąć po jakieś wspomnienia, natykała się na blokadę, czarną dziurę. Jedyne, co pamiętała i było zarazem najstarszym wspomnieniem, to pobudkę w szpitalu. – Przed chwilą pisałaś o tym, że Tamara przeżywa napad, więc jej niepokój jest całkowicie uzasadniony. Ale dlaczego w tym samym akapicie przeszłaś do jakiegoś „znajomego uczucia”, a później zupełnie nieznanych czytelnikowi wydarzeń, zapewne sprzed wielu lat? Teraz Tamara do żadnego szpitala nie trafiła, tylko „dawno temu”, a Ty przedstawiasz to tak, jakby czytelnik miał wiedzieć, o co chodzi. Co do uwag technicznych – samo wyrażenie „to dziwnie znajome uczucie” jest bardzo enigmatyczne. Dopiero później piszesz, że chodzi o niewytłumaczalne poczucie zagrożenia, ale jak dla mnie nie jest to takie niewytłumaczalne. Nawet jeśli nie chodziłoby o świat fantastyczny – każdy by się bał po takim napadzie, jaki spotkał niedawno Tamarę. W ostatnim zdaniu cytatu mamy do czynienia z niepoprawną odmianą. Powinno być napisane: „Jedyne, co pamiętała i co było zarazem jej najstarszym wspomnieniem, to pobudka w szpitalu”.
W opisie informujesz, że Tamara często pojawia się w okolicach sklepu pana Lee. Szkoda, że nie napisałaś na początku, gdzie właściwie próbowała dobijać się po wbiegnięciu na podwórko – do tylnego wejścia sklepu? Mieszkania pana Lee? A może magazynu? Później okazuje się, że to jego dom, ale to powinno być wiadome już na tym etapie. Czytelnik nie siedzi w Twojej głowie. Należy pisać tak, by tło jawiło się odbiorcom jako jasne i przejrzyste, a te kwestie, które faktycznie mają pozostawać tajemnicze, ponieważ na nich skupia się oś jakiegoś wątku, zostawały ujawniane w kolejności i dawce dobrze przemyślanych przez twórcę.
Właśnie miała się już odwrócić, kiedy usłyszała jakiś hałas. – Odwracanie się tyle nie trwa, z dwa razy prawie można by zdążyć, czytając pierwszą część tego zdania. Należy wykasować „właśnie” albo „już”; proponuję zostawić „już” ze względu na zachowanie dynamiki.
– Panie Lee?! – zawołała, mocno stukając w drzwi. Brak odpowiedzi. – „Brak odpowiedzi” powinien znajdować się w następnym zdaniu, gdyż reakcja ta nie dotyczy Tamary, czyli osoby wypowiadającej się. Można by też użyć bardziej dynamicznego sformułowania, np. samego „cisza”.
Wszystko wyglądało w należytym porządku. – Utrzymane było.
Dobrze, że zwracasz uwagę na opisy pomieszczeń i robisz to w bardzo wyważony sposób, choć w tym przypadku może się trochę pospieszyłaś z lokalizowaniem łazienki i kuchni. No chyba że Tamara już była u pana Lee, ale wtedy i tak nie mogłaby ocenić, czy akurat teraz panuje tam porządek. Fizycznie nie zdążyłaby przejść się w tak krótkim czasie po mieszkaniu, nawet jeśli postanowiłaby od razu chodzić po całym domu bez zgody właściciela. Sama jednak piszesz, że robi to dopiero po chwili, gdy po raz kolejny pan Lee się nie odzywa. Swoją drogą nie wiadomo, czy do sypialni właściciela dziewczyna też dotarła.
Zabrakło także informacji na temat tego, czy z mieszkania istnieje bezpośrednie przejście do sklepu, a jestem pewna, że tak i że nie jest ukryte. Dziwi mnie więc, że Tamara tam nie zajrzała, na co miała raczej czas.
Ładnie udało Ci się wpleść w opis informację o porze roku, właśnie w taki sposób należy to robić. Subtelny, ale niedający ani cienia wątpliwości. Brawo.
Chociaż teraz powstało pytanie: gdzie pan Lee? – „Powstawało”, a nawet lepiej „nasuwało się”. Ponadto zapomniałaś o orzeczeniu, powinnaś napisać na przykład: „Gdzie znajdował się pan Lee?”.
[…] dowiedzieć się, czy mają takiego pacjenta? Choć wątpiła, czy uzyska takie informacje.
Część  kosmyków przysłaniała mu czoło – podwójna spacja.
[…] choć w tych brązowych oczach czaiło się coś drapieżnego. – Nie ma co pisać „tych”, wiadomo, że nie „tamtych”. Dopuszczalne byłoby dopisać „jego”, ale też niekoniecznie, bo to jest logiczne.
Po raz kolejny chwalę Cię za opis wyglądu i częściowo zachowania; chodzi oczywiście o Alexa. Dzięki takiemu przedstawieniu czytelnik od razu zapamiętuje charakterystyczne cechy danego bohatera, postać wywiera na nim jakieś pierwsze wrażenie. I jest to opis, a nie ekspozycja. Świetna robota. Aż szkoda, że na razie nie podzieliłaś się dokładniejszą charakterystyką zewnętrzną Tamary czy Chrisa, ale pewnie przyjdzie na to jeszcze pora.
– Dzień dobry. – Chrząknęła – „chrząknęła” małą literą, a wcześniej bez kropki. W końcu jest to sposób wypowiedzenia się.
Powtarzasz trochę w tym fragmencie imię Tamary. Na tym etapie moglibyśmy już jako czytelnicy znać jej nazwisko (np. ze względu na fragment z komendy policji w rozdziale drugim), z którego mogłabyś korzystać, bądź też określać ją „dziewczyną”, „nastolatką” itd., jak to zaczynasz robić później.
– Miło mi poznać, młodą damę – bez przecinka.
Wyraźnie zaniepokojony, ale po chwili znów przybrał maskę urzekającego mężczyzny – w pierwszej części nie ma czasownika, więc lepiej byłoby napisać: „Wyraźnie zaniepokojony po chwili znów przybrał […]”.
Ten błysk w oku Rudzielca ją zaniepokoił, a zarazem intrygował – nie powinno się określać bohaterów po kolorze włosów czy oczu, no chyba że to byłby pseudonim Alexa, co jest możliwe, sądząc po następnych rozdziałach, ale nie pasuje do samego bohatera. Po pierwsze dlatego, że jego włosy nie są czerwone, tylko rude, a nie wydaje się, że pragnęłaś uzyskać efekt „na opak”, tak jak na przykład przy nazywaniu kogoś chudego „Grubasem”. Po drugie i ważniejsze chodzi o osobowość Twojego antagonisty, która absolutnie nie kojarzy się ani z kimś pogodnym, ani kimś lubiącym się wygłupiać. Po trzecie czasem zapisujesz to określenie małą, czasem dużą literą, czyli niekonsekwentnie. Oprócz tego mam jeszcze uwagę co do formy czasowników w tym zdaniu: niech oba będą dokonane, albo oba niedokonane (czyli albo „zaniepokoił/zaintrygował”, albo „niepokoił/intrygował”). Ponownie chodzi o utrzymanie konsekwencji.
Nie wiedziała jak odpowiedzieć. – Brakuje przecinka przed „jak”. Łatwo określić, czy przed „jak” należy postawić przecinek czy nie, próbując dodać w myślach orzeczenie. Jeśli jest to możliwe, przecinek należy postawić. W tym przypadku te brakujące czasowniki to „powinna” bądź „ma”.
Poczuła jak prąd przeszedł po jej ciele, aż zawirowało jej w głowie. – Tutaj również brakuje przecinka przed „jak”, które rozpoczyna zdanie podrzędnie złożone.
Do tego był przystojny i to łagodne, ale tajemnicze spojrzenie mężczyzny. – Zakończenie tego zdania, nieposiadające żadnego czasownika, nie wygląda najlepiej. Rozumiem, że chciałaś w ten sposób pokazać, że Alex wywiera na Tamarę wyjątkowo fascynujący, ale i niebezpieczny wpływ, natomiast wyszło dość kulawo gramatycznie. No i nie trzeba w tym momencie dodawać, że „mężczyzny”; to wiadomo, piszesz w końcu cały czas o tej samej osobie płci męskiej. Podsumowując, drugą część zdania przeformułowałabym na coś w stylu „a jego spojrzenie fascynowało nutką widocznej w nim tajemnicy”. „Łagodne” do końca mnie nie przekonuje.
Delikatne muśnięcie palcami przez chwilę było przyjemne, lecz momentalnie mocno złapał ją za gardło. Mężczyzna puścił swój kubek. Kolejny dźwięk tłuczonego szkła zburzył ten cudowny spokój. […] Co powinna zrobić. – W pierwszym zdaniu akapitu przydałoby się doprecyzować podmiot, a w drugim z niego zrezygnować. Często robisz na odwrót, czyli tak jak w cytacie. W tym konkretnym przypadku w ogóle zmieniłabym początek, żeby się lepiej i bardziej spójnie czytało, np. „Delikatne muśnięcie palcami na szyi dziewczyny było przyjemne, lecz chwilę potem zamieniło się w mocny uścisk” (na pewno nie „momentalnie”, to słowo nie pasuje znaczeniowo). Przypominam, że nadal piszesz z perspektywy Tamary, więc wydaje mi się, że będąc duszoną, nie zauważyłaby samego puszczania kubka przez oprawcę, tylko raczej usłyszałaby efekt, o którym piszesz dalej, czyli dźwięk tłuczonego szkła. Nie rozumiem też, dlaczego Alex miałby iść w ślady Tamary i również nie panować nad trzymaniem kubków. To chyba lekka przesada. Ostatnie zdanie zakończyłabym znakiem zapytania.
Jedynie złapała za nadgarstek Alexa i przyglądała się, jak ten miły, pełen uroku człowiek, któremu prawie zaufała, diametralnie się zmienia. Stał się kimś obcym, drapieżnym. Kimś, kto chce zabić. I widziała to w jego oczach. – „Zdołała jedynie złapać […]” oraz „diametralnie się zmieniał”, czas przeszły. Choć tak właściwie Alex zmienił się już w poprzednim akapicie, a Tamara na samym początku nie do końca mu ufała: dopiero po chwili zaczął wpływać na jej percepcję… „Obcy” to on jest dla niej cały czas, nie najlepsze określenie. Chyba że chodziło Ci, iż Alex i fizycznie się zmienił, np. na twarzy, wtedy dobrze byłoby to dokładniej opisać. Dopiero później, na początku rozdziału czwartego, piszesz, że mężczyźnie zmienił się kolor oczu, ale to pasowałoby zaznaczyć właśnie w tym momencie.
Zaczęła wierzgać nogami, próbowała go kopnąć. Paraliż odebrał dziewczynie całą energię. Łzy napłynęły do oczu i zaraz spłynęły. – W drugim zdaniu brakuje „jednak”, ponieważ jakieś ruchy próbowała wykonać, tylko nie miała na siły. Co do łez, to albo napisz, że napłynęły, albo – lepiej – popłynęły bezwiednie z oczu. Za dużo nie ma potrzeby, wyjdzie za ckliwie i kiczowato.
Tylko jedna jedyna myśl krążyła w jej głowie i była święcie przekonana, że za chwilę zostanie zgwałcona. – To zdanie powinno stać w następnym akapicie, bo jest na tyle dramatycznie, że bardzo dobrze kończy rozdział. Trzeba je tylko poprawić pod względem stylistyczno-gramatycznym, np. „Po głowie krążyła jej tylko jedna myśl – była święcie przekonana, że za chwilę zostanie zgwałcona”, bo teraz wychodzi na to, że to myśl miała zostać zgwałcona.
Rozdział czytało mi się dobrze, zdołałaś od początku zbudować napięcie, najpierw opisując pokrótce emocje Tamary i następnie jej poszukiwania pana Lee, a kończąc na najbardziej dramatycznym wątku pojawienia się Alexa. Wybrałaś również idealne zakończenie zachęcające do dalszej lektury.

Rozdział czwarty
Ten rozdział, w porównaniu do poprzedników, bezpośrednio kontynuuje scenę zakończoną cliffhangerem; nic dziwnego, bowiem dzieją się tu rzeczy naprawdę emocjonujące.
Tęczówki Alexa zmieniły swój kolor z brązowych na zielone. – Zdanie dobitnie sugeruje czyje, więc „swój” zdaje się niepotrzebne.
Parę sekund później rozległ się dziwny dźwięk. Przypominał skwierczenie. Z dłoni nieznajomego wydobywała się pewnego rodzaju złocista poświata. Ten dziwny ładunek bił niesamowitym ciepłem. – Dziwny dźwięk, dziwny ładunek – za drugim razem można by się pokusić o inne stwierdzenie. No i pewnego rodzaju, czyli jaka? Odbiorca z takiego opisu za wiele się nie dowie.
Wytrzeszczyła oczy, wpatrując się w to „coś”. – Do wywołania Tamary z imienia czekasz aż do czwartego akapitu, nie bardzo pojmuję dlaczego. Jasne, dla kogoś, kto wziął się za lekturę wszystkiego za jednym zamachem, to nie problem, ale gdyby ktoś miał między rozdziałami trzecim i czwartym dłuższą przerwę, mógłby być przez dobrą chwilę zdezorientowany, zanim połączyłby fakty.
Nieliczne wspomnienia zaczęły przepływać przez głowę. – Nie bardzo rozumiem, co to za wspomnienia – sprzed godziny, tygodnia, kilku lat wstecz? Dlaczego nie zdecydowałaś się ich opisać ani jednym zdaniem, choćby enigmatycznym? Taki zapis niczego czytelnikowi nie powie. Może zaciekawić na sekundę, ale nic poza tym.
Choć najbardziej bolały ją myśli o tym, że już zapewne nigdy nie zobaczy najlepszego przyjaciela ani Elizabeth – swojej przyszywanej matki. Nie spędzi już z nimi czasu, nie porozmawia, nie pożegna się. Nie podziękuje za to, że byli przy niej i ją wspierali. Nie przeprosi za swoje błędy. Tak po prostu zniknie z ich życia. Czy będą za nią tęsknić? Czy choć przez chwilę poczują odrobinę smutku, kiedy zniknie z tego świata? Tak bardzo pragnęła, aby jedno z nich teraz było przy niej. Chciała, chociaż ostatni raz, ich zobaczyć. – Jak na kogoś, kto teoretycznie cierpi katusze, przemyślenia Tamary są dość kwieciste i rozbudowane. Nie prezentuje się to zbyt realistycznie.
Przestała mieć władzę nad własnym ciałem, które wykrzywiało ją, jakby demon nad nią zawładnął. – Hm… ciało ją wykrzywiało? Ale przecież ona jest tym ciałem, sama siebie wykrzywia? Prędzej to sprawka magii.
Niemo krzyczała, aby to coś się wyniosło. – Wcześniej „coś” zapisywałaś w cudzysłowie, nie kursywą – zdecyduj się na którąś wersję dla zachowania wewnętrznej spójności.
Czuła go. – Jeśli to „coś”, no to nie „go”.
W pewnym momencie elementy opisu cierpień Tamary zaczynają się powtarzać – wytrzeszczanie oczu, brak możliwości oddechu, niemy krzyk, szlochanie – przez co osłabiają ostateczny efekt. Gdyby tak nieco skondensować i zdynamizować całość krótszymi zdaniami, dawałaby ona większego emocjonalnego kopa. Teraz jest całkiem dobrze, ale mogłoby być lepiej.
Przede wszystkim zastanawia mnie, gdzie i kiedy zniknął Alex. Tamara w pewnym momencie zaczyna go obwiniać o całą zaistniałą sytuację, ale, jeśli dobrze rozumiem, on do tej pory dawno ulotnił się ze sceny. Czy stało się to wtedy, gdy ją puścił? Nie mam pojęcia, taka informacja się nie pojawia, budząc we mnie zmieszanie. Rozumiem, że Tamara w tamtej chwili miała ważniejsze problemy na głowie, ale jednak to Alex był sprawcą całego cierpienia i bohaterka powinna nieco bardziej interesować się tym, czy nie czai się aby gdzieś w pobliżu, chcąc zrobić jej większą krzywdę.
Próbowała podnieść się i stanąć o własnych nogach, ale pierwsze kilka prób skończyło się fiaskiem i Dyszała ciężko, próbując stanąć na drżących nogach. – Kolejny przykład powtórzenia podobnej frazy. Przez takie zabiegi czytelnik może się pogubić, np. stwierdzić, że już czytał takie zdanie. Sama często padam tego ofiarą – kiedy autor zaczyna za bardzo się rozwodzić i meandrować, czuję, jakbym w kółko miała przed oczami to samo, i gubię się w chronologii.
Po powtórnej lekturze opisu uczuć Tamary zaczęłam się (spojlerowo) zastanawiać –  czego doświadczyłby ktoś związany przykładowo z ziemią? Bo chyba nie tego samego, prawda? Może uczucia skamienienia, sztywności? Widzisz, wykreowałaś na tyle ciekawy świat, że skłania mnie do przemyśleń – brawo.
Z wielkim trudem znalazła kontakt do swojego przyjaciela i wcisnęła zieloną słuchawkę. [...] Powoli i z wielkim trudem ruszyła w kierunku wyjścia.
Wyszła na zewnątrz, taszcząc za sobą płaszcz. – Prędzej „ciągnąc”. Taszczenie kojarzy się z czymś bardzo ciężkim, płaszcz do tej kategorii raczej nie należy. Aktualny poziom sił Tamary raczej nie ma tu znaczenia.
Zeszła powoli ze schodów, a na ostatnim potknęła się i z impetem wpadła na drewniane ogrodzenie. – Może „ale” zamiast „a”? I „szła”? „Zeszła” jest czasownikiem dokonanym, więc nie pasuje, by najpierw Tamara czynność wykonała, a dopiero potem się potknęła.
Jak zwykle, kiedy potrzebowała pomocy, nikogo nie miała. Musiała radzić sobie sama. Zawsze. – Eee... nie? Czy ona już zapomniała o napadzie i reakcji Chrisa oraz Elizabeth? Bo ja nie i kiedy widzę takie kłamstwa, ciężko mi współczuć Tamarze. Wygląda to jak sztuczne nakręcanie dramy.
Nie tylko na Chrisa i przybraną matkę, ale również na jej życie, na nią samą. – Zauważyłam, że bardzo lubisz akcentować „przybraność” matki Tamary – myślę, że na tym etapie czytelnik zdążył już przetrawić tę informację.
Na przypadki, które ją spotykały. – Przypadek to raczej coś neutralnego, nie pasuje do negatywnego wydźwięku reszty. Może „wypadki”?
To wszystko dręczyło, było jak kula u nogi, ciągnąca w dół bezkresnego morza. – Naprawdę ładne porównanie, bardzo obrazowe. Osobiście nieco w odbiorze przeszkadza drugi przecinek, który zbyt mocno dzieli dwa wyobrażenia, ale poza tym na plus. Przekonało mnie dużo bardziej od pojawiającego się później wyświechtanego „noża w serce”.
Chętnie poddałaby się temu świrowi Alexowi, aby zakończył jej marne życie. Nie bała się, wręcz przeciwnie. Mogłaby spojrzeć w oczy samej śmierci. – Serio? Zupełnie tego nie kupuję. Miała okazję się poddać, czego jednak nie zrobiła. Nie wierzę, że parę chwil po tym, co jej zaserwowałaś, chciałaby myśleć w ten sposób o śmierci tylko dlatego, że ktoś nie odebrał komórki. Nawet w ramach podnoszenia samej siebie na duchu.
Nie miała niczego. Ani prawdziwej rodziny, ani wspomnień… ani własnej tożsamości. Wszystko wydawało się takie sztuczne, zakłamane. – Niby zdaję sobie sprawę, że mam do czynienia z myślami szesnastolatki, którą dopiero co spotkało coś traumatycznego i która próbuje na bieżąco przetrawić tę sytuację, ale i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu sztuczności i silenia się na tani dramatyzm. Jasne, każdemu mogą przebiegać przez głowę tego typu myśli, jednak w opowiadaniu, gdzie wyłuskuje się tylko to, co najważniejsze, zdają się one mieć dużo większą moc. No i cóż, jeśli Tamara potrafi być niewiarygodnym narratorem w jednej sprawie, to dlaczego nie w innych? Chciałabym poznać o niej więcej faktów, dostać więcej scen z udziałem innych bohaterów, zanim przeczytałabym tak emocjonalną scenę, żebym mogła porównać, na ile wyolbrzymia, a na ile mówi, jak jest.
Nie znała prawdy, a odkąd pamięta, to pojawiały się epizody, w których los podkładał kłody pod nogi. Jakby wisiało nad nią jakieś fatum i nie potrafiła tego zmienić. – Kłody pod nogi się rzuca, podkłada się z kolei komuś świnię. „Pamiętała” – nie ma powodu zmieniać czasu na teraźniejszy. W rozdziale pałęta się jeszcze parę takich teraźniejszych zwrotów, a całkiem niepotrzebnie, bo czas przeszły wcale nie neguje ciągłości danej czynności. Oprócz tego w pierwszym zdaniu naprawdę mocno zabrakło mi zaimka „jej”. No i każdemu przydarzają się takie epizody – nie zaznaczyłaś zbyt dobitnie, że występują w jakimś podejrzanie dużym natężeniu, więc nie bardzo wiem, o co jej chodzi.
Nie kwapiła się, by powiesić kurtkę, po prostu rzuciła ją na barierkę i poczłapała po schodach prosto do łazienki.
– Nie musisz się złościć. Po prostu pytam. Chcę wiedzieć, czy wszystko w porządku – powiedziała kobieta. – Dopisek sugeruje niejako, że w scenie pojawiła się jakaś nowa kobieta poza matką i Tamarą, raczej bym z niego zrezygnowała. Z kolejności i tak wynika, kto się wypowiada.
– Tak! – odparła chłodno. Dlaczego w spokoju nie mogła wziąć prysznica? Czy to było aż tak dziwne? Czuła się jak pod obserwacją. Zero swobody. Może jeszcze będzie musiała się tłumaczyć, czemu tak wcześnie się umyła. Bezsens. – Kurczę, nie rozumiem tej dziewczyny. Najpierw dzwoni do matki, a teraz ma na nią focha za interesowanie się. Nie podobają mi się te sprzeczności, robią z Tamary kogoś bardzo nieprzewidywalnego. No i zdanie z obserwacją brzmi jakoś kiepsko, może „czuła się jak pod stałym nadzorem”?
Fakt, że dziś została zaatakowana przez kolejnego świra, nie znaczyło, że chciałaby akurat się z tego spowiadać. Elizabeth w życiu by jej nie uwierzyła. Ledwo przeżyła wieść o napadzie poprzedniego wariata z nożem, a co dopiero wiadomość o jakimś Alexie, który de facto poczęstował Tamarę magiczną kulą. – Fakt, a więc „nie znaczył”. Szkoda, że czytelnikom nie było dane przekonać się o tym na własne oczy, poznanie faktycznej reakcji Elizabeth by nie zaszkodziło. Jak wspomniałam wcześniej, trudno brać słowa Tamary za pewnik. No i „poczęstowanie magiczną kulą”? To brzmi niepoważnie, kiedy pomyśli się o  emocjach, które towarzyszyły Twojej protagonistce podczas spotkania z Alexem.
Wydawało się ironiczne, wyrwane z jakiegoś dziwnego snu. – Co jest ironicznego w rzucaniu w ludzi świecącymi kulami?
W pewnym momencie zaczęła się zastanawiać, co by było gorsze. Gwałt, czy właśnie to, co się stało. – Zbędny przecinek przed „czy”. Jako jedno zdanie całość sprawdzałaby się lepiej, najlepiej zapisana po myślniku.
Ciało powoli się ostudziło, a zimna woda już przestała być przyjemna. Przyprawiała o ciarki. W końcu wstała, zakręciła kurek i wyszła. – Świetny przykład, jak zostawienie podmiotu domyślnego może wszystko pokręcić. Drugie zdanie sugeruje, jakby to woda z pierwszego zdania zakręciła kurek i wyszła. Może i w twoim świecie coś takiego nie byłoby aż tak nieprawdopodobne, ale z pewnością nie miałaś tego na myśli. Nie ma co się oglądać na to, że czytelnik i tak wie, o kogo Ci chodzi. Nigdy nie zaszkodzi raz na parę zdań podać imię czy jakieś inne określenie postaci. Po pewnym czasie staje się ono niemal niewidoczne dla czytelnika, podobnie jak „powiedział” w dialogach, a działa, jak należy, trzymając w ryzach podmioty.
Nie miała ochoty zająć się lekcjami, jedynie pragnęła zasnąć. – Zamieniłabym „pragnęła” i „jedynie” miejscami. No i w sumie temu zdaniu przeczą kolejne, bo Tamara wymienia wiele rzeczy, których pragnie, nie tylko spanie.
Sięgnęła po komórkę, którą wcześniej położyła na nocnej szafeczce i pod kołdrą wyszukała kontakt do Chrisa. – Brakuje przecinka zamykającego wtrącenie przed „i”.
Po tym, jakie miała przejścia oraz przeszłość, każdy by trzymał się od niej z daleka. Natomiast oni nadal się przyjaźnili. Chris stawał w jej obronie, pomagał, spędzał z nią czas i jeszcze nie miał dość, choć Tamara potrafiła dać każdemu nieźle w kość. – O, zdanie kompletnie odwrotne do wcześniejszego: Musiała radzić sobie sama. Wcześniej też widać, że matka się nią interesuje. Czyli dobrze mówiłam, że gadanie Tamary to stek bzdur. Pytanie – dlaczego opierasz tę postać na kłamstwach i sprzecznościach? Taki kierunek nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Wiadomo, prawdziwi ludzie tacy są, ale fikcyjni bohaterowie niezbyt dobrze na tym wychodzą, a już na pewno nie zyskują tego typu zachowaniami sympatii czytelników. Zdajesz się kreować Tamarę na bohaterkę pozytywną, więc dlaczego utrudniasz swoim odbiorcom polubienie jej?
Przetarła piekące oczy, a ciszę przerwało pukanie, a chwilę potem ktoś wszedł do środka. – Lepiej zamiast pierwszego „a” postawić kropkę i zacząć nowe zdanie.
– Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć. Powiedz. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście – rzekła Elizabeth swoim łagodnym głosem, któremu ślepo można było zaufać; – przed „powiedz” przydałoby się jakieś zaznaczenie upływu czasu. Teraz to wygląda, jakby Elizabeth powiedziała całość ciągiem, co zdaje się dość sztuczne.
Kobieta odetchnęła z ulgą, ale tak szybko nie szło jej spławić. – „Szło” brzmi dość kolokwialnie, niezbyt pasująco do sytuacji.
Z niedowierzaniem wpatrywała się w swoje przekrwione oczy, które nie były niebieskie a… fioletowe! – Zabrakło przecinka przed „a”. Znów zagłębiając się w spojlerowe terytoria – to dość interesujące, że oczy Tamary nie są, jak zdawałoby się po nazwie smoka, czerwone, ale fioletowe. Jestem ciekawa, czy stoi za tym konkretny powód.
Więc jednak COŚ się z nią działo, ten rudzielec COŚ jej zrobił. – To już trzecia wersja zapisu „cosia”, nie z tego samego co prawda rozdziału, ale słowo to słowo, wyglądające w ten sposób zwraca uwagę.
Pytanie tylko: co?! – Nie bardzo widzę sens w tym dwukropku.
Chciała jakiegoś wsparcia, ale teraz wątpiła, czy kobieta nie odeśle jej do jakiegoś wariatkowa.
Czy to był moment bliski śmierci? – Niezbyt rozumiem, co masz przez to na myśli? Dlaczego zmiana koloru oczu ma wskazywać na zbliżającą się śmierć?
Z wielki trudem, ale opowiedziała pokrótce Elizabeth, co się wydarzyło. – „Wielkim”, do tego „ale” jest niepotrzebne.
Powrót do domu i dalsza część fragmentu są mocno emocjonalne, momentalnie przytłaczające, ale to dobrze, tak powinno być po równie trudnym przeżyciu.
Poza wcześniejszymi uwagami, odnoszącymi się głównie do przedramatyzowania narracji Tamary, ogólnie całość pierwszego fragmentu mi się podobała. Potrafisz opisywać emocje oraz dobrze radzisz sobie z oddaniem fizycznych oznak roztrzęsienia i stresu.
Rozmowa Tamary z Elizabeth przekonała mnie, że ta druga jest troskliwą osobą, a wcześniejsze myśli Twojej protagonistki, podobnie jak w przypadku Chrisa, nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nie czuję się z tym najlepiej  – Tamara wydaje mi się w tej chwili nieatrakcyjna w głównej roli, irytująca zwalaniem źródła nieprzyjemnych emocji na konto innych i nieoferująca żadnych pozytywnych cech w zamian. Ot, taka zwyczajna, rozwydrzona nastolatka z „mhroczną”, tajemniczą przeszłością. Przydałyby się jakieś wcześniejsze sceny, kiedy nie przydarza jej się nic złego, i może pokazać swoją jasną stronę, czy to w relacjach z innymi, czy to jakąś ciekawą umiejętnością.
W ostatnim fragmencie dostajemy kolejny punkt widzenia i kolejne wzbranianie się przed ujawnieniem tożsamości narratora oraz jego rozmówcy. Czytelnik głupi nie jest, szybko zorientuje się, że w drugim przypadku to Alex, natomiast jeśli chodzi o narratorkę i końcowy efekt zaskoczenia – samo imię niczego by nie zdradziło, więc nie widzę żadnego problemu w podaniu go.
Wiedziała, iż to bez sensu i żadna amunicja nie powstrzyma typa. – „Typ” to kolejne niepasujące kolokwialne określenie.
– Nie myślałam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy – powiedziała głośno, nieśpiesznie krocząc w stronę swojego auta. Tam stał on. – Stał w stronie jej auta? Niepotrzebny skrót myślowy. No i ten on zaznaczony kursywą zajeżdża tanim dramatem.
Co takiego? – syknęła z niedowierzaniem, ale i przerażeniem. – Mogłeś go zabić! Może umrzeć w każdej chwili, jeśli to nie on! Kompletnie zwariowałeś?! – Dość ciekawie, nie powiem. Narratorka brzmi, jakby znała tego potencjalnego kandydata i martwiła się o jego życie. Tyle że my wiemy, że to żaden „on”. Hm...
Nie potrafiła wyobrazić sobie tak nieodpowiedzialnego zachowania z jego strony. Przecież mógł się mylić i przypłacić swoim błędem czyjeś niewinne życie! Miała ogromną nadzieję, że jednak chłopak wyjdzie cały i zdrowy po spotkaniu z tym rudzielcem. Równie dobrze młody mógł w tej chwili nie żyć, a ona nawet nie mogła nic z tym zrobić. – Jeśli już to „przypłacić swój błąd czyimś życiem” Ale, ale. Tu kobieta brzmi, jakby jednak nie wiedziała, kto to jest poza tym, że ma być młodym chłopakiem. A jeszcze później, gdy okazuje się, że to dziewczyna, nie widać u niej nawet odrobiny zdziwienia, więc czemu z góry założyła płeć? Czuję się skonfundowana.
Ogólnie rzecz biorąc, odpowiedzi Sandry nie wydają się zbytnio logiczne. Najpierw oskarża Alexa: Zabraliście ich? [...] – Zabiliście?, potem krzyczy: – Mogłeś go zabić! Może umrzeć w każdej chwili, jeśli to nie on! Kompletnie zwariowałeś?!, a na koniec myśli: Nie potrafiła wyobrazić sobie tak nieodpowiedzialnego zachowania z jego strony. Przecież mógł się mylić i przypłacić swoim błędem czyjeś niewinne życie! Czyli co, jednocześnie wie o morderczych zapędach oraz nieposzanowaniu ludzkiego życia przez Alexa i mu się dziwi? Nie kupuję tego (tym bardziej po rewelacjach na temat grupy z rozdziału ósmego).
Jeszcze chwilę obserwowała go, ale potem wyciągnęła brzęczącą komórkę, a widząc, że to jej siostra, natychmiast wcisnęła zieloną słuchawkę. Nie miała ochoty na rozmowę ze swoją siostrą. – Drugie zdanie przeczy temu pierwszemu: jeśli nie miała ochoty na rozmowę, to dlaczego tak ochoczo odebrała?
Twist z końcówki i masa nowych informacji bardzo ładnie popchnęły fabułę do przodu oraz otworzyły wiele ścieżek dla przyszłych wątków. Wreszcie można zacząć nabierać pojęcia o nadprzyrodzonych elementach opowiadania i różnych frakcjach w nim istniejących.
Wychodzi również na jaw źródło reakcji Elizabeth – naprawdę podoba mi się ten motyw. Nie ma siania paniki, ucieczki z krzykiem i tak dalej, a jest zrozumienie i chęć poradzenia sobie z sytuacją. Udało Ci się też ominąć jedną z bardziej wkurzających klisz o nieświadomej rodzinie, trzymaniu przed nią sekretów i wynikającej z tego wielkiej dramy; jak dla mnie rozdział zdecydowanie na plus.

Rozdział piąty
Rozdział jest znacznie spokojniejszy niż wcześniejszy i dobrze. Musi istnieć równowaga między akcją a odpoczynkiem zarówno dla bohaterów, jak i czytelników.
Tamara z pewnością ma się nad czym zastanawiać, a dziwne zachowanie Elizabeth i na razie nieokreślone zaangażowanie jej w całą sprawę dodają tylko smaczku, zachęcają do dalszej lektury.
Przecież nie mogło istnieć coś takiego jak magia. Dziwne światło emanujące energią. Cały Alex to tylko chora wyobraźnia. – Znów brakuje mi czasowników. W ostatnim równoważniku aż się prosi o „musiała być”. No i może jeszcze „ten” bym dopisała przed Alexem, bo tak to wychodzi, jakby Alex mógł być też w połowie albo w jednej trzeciej.
Zdziwiło mnie, że Tamara stwierdziła, iż wydarzenia z poprzedniego zdania muszą być prawdą, a nie snem, na podstawie tego, że nadal nikt jej nie obudził. Po pierwsze właściwie jeszcze nie wiedziała, że już jest tak tyle późno (albo przynajmniej Ty nie napisałaś, że spojrzała na zegarek albo że pokój był zbyt mocno oświetlony jak na zimowy poranek, w którym jeszcze słońce pewnie jeszcze nie wstało). Po drugie zastanawia mnie, co z Elizabeth; czemu nie obudziła córki i czemu Tamara się nad tym nie zastanawiała? Może nie mają takiego zwyczaju, ale mimo to kobieta wstaje pewnie do pracy rano i powinna była zajrzeć do dziewczyny, skoro ta nie wychodziła z pokoju, chociażby z troski. A ma przecież powody do obaw, nawet jeśli wie o zmianie koloru oczu więcej, niż chce powiedzieć nastolatce. Mam wrażenie, że szczerze martwi się o Tamarę, więc jest to dla mnie dość nielogiczne zachowanie.
Próbowała zebrać wszelkie myśli i poskładać je w jedną całość. Taką, która by miała początek i koniec, ale przede wszystkim – logikę. Chociaż pewna rzecz nie dawała spokoju. Jakim cudem Tamara czuła taki pociąg do tego mężczyzny? Przecież był o wiele starszy od niej, co samo w sobie już go dyskwalifikowało, nie mówiąc o jego wyglądzie, który nijak nie pasował do gustu Tamary.Wrzucanie „Tamara” w czwartym zdaniu jest bez sensu, bowiem sugeruje, jakby to jakaś inna dziewczyna myślała o Tamarze. Dopiero w piątym zdaniu pozostawiłabym „gustu Tamary”. Ponadto komu ta „rzecz” nie dawała spokoju, Tamarze czy całości? Wiem, że się czepiam, ale musisz dbać o detale, szczególnie jeśli piszesz na tyle dobrze technicznie jak obecnie. Ponadto w poprzednim rozdziale nic nie wskazywało na to, żeby Alex miał być dużo starszy od głównej bohaterki ani by spodobał się jej pod względem fizycznym, więc trochę mnie to zaskoczyło.
Chociaż czy to był najważniejszy problem? – W taki sposób kończysz rozmyślania Tamary nad wydarzeniami z poprzedniego dnia. Po pierwsze to powinien być kolejny akapit, po drugie nie wydaje mi się, by dziewczyna musiała określać wagę poszczególnych problemów.
Wciąż pamiętała ten fiolet i te pionowe źrenice. – Znów to nieszczęsne „ten”, „te”. Niepotrzebnie. No i nic dziwnego, że pamiętała, skoro to było wczoraj, a ponadto to bardzo niecodzienna sytuacja. Dlatego „wciąż” jest zbędne.
Pewnie wziąłby ją za wariatkę jak cała reszta, a wystarczająco nabroiła. – Nie do końca rozumiem, co masz tutaj na myśli.
Następnie piszesz, że Tamara sprawdziła jednak wygląd własnych oczu z ciekawości. Czyżby tylko z niej? No chyba że to miała być bardzo spersonalizowana narracja trzecioosobowa, ale nic na to nie wskazuje.
Z jednej strony rozumiem, dlaczego główna bohaterka poczuła się spokojniejsza, nie widząc obrażeń z wczorajszego dnia i nie czując bólu, ale z drugiej… Czy nie powinna się zastanowić nad tym, dlaczego to minęło aż tak szybko?
Przymknęła oczy. Czuła się taka słaba… Czy wisiało nad nią jakieś fatum? Miała wrażenie, że całe jej życie to jakaś jedna wielka pomyłka, katastrofa albo nieśmieszny żart. A może iluzja? Jeśli tak, to bardzo chciałaby się z niej obudzić, zakończyć to wszystko i zacząć normalnie żyć. Po raz pierwszy przez jej głowę przemknęła pewna myśl, myśl o śmierci. Zabiciu siebie. – Zaczynają mnie denerwować te jej przemyślenia, my naprawdę nie wiemy za dużo o jej przeszłości, a Ty, zamiast choć trochę więcej o tym pisać, cały czas wchodzisz w ten dramatyzm, momentami niebezpiecznie zahaczający o nastoletnią drama queen. Ona nie myśli po raz pierwszy o samobójstwie, a ja nadal nie mogę potraktować tego do końca na poważnie. Albo raczej z należytą powagą, bo takie myślenie zawsze należy traktować poważnie, mnie bardziej chodzi o kwestie techniczne kreowania dobrego bohatera.
Wziąć  los we własne ręce i zadbać, aby już nic ani nikt nie sprawił dziewczynie cierpienia. – To brzmi, jakby chodziło o zupełnie inną dziewczynę niż Tamara. Pojawiła się także podwójna spacja, w tym rozdziale trochę ich było.
To wymagało wiele odwagi, której Tamara nie miała, choć pragnęła odejść z tego świata, to nie odważy się na ten ostateczny krok. – Niepotrzebna zmiana czasu, powinno być „nie odważyłaby się”. Zdarzają Ci się od czasu do czasu tego typu błędy.
Tamara szybko odrzuciła od siebie mocno depresyjne myśli. Wygląda to nie do końca przekonująco, jeśli faktycznie ma takie przemyślenia, ponieważ bardzo szybko wytłumaczyła samej sobie, że nie ma co się zamartwiać. Niemniej i tak się cieszę, bo dzięki temu będzie akcja, a nie zbytnie dramatyzowanie, nieprezentujące się dobrze w momencie, kiedy o przeszłości dziewczyny wiadomo tylko tyle, że wychowuje ją przybrana matka wydająca się w porządku nawet pomimo skrywania tajemnicy. Szkoda, że wciąż piszesz o tej przeszłości bardzo enigmatycznie; albo nie pisz o niej na razie w ogóle, albo uchyl choć rąbka tajemnicy. Nie chcę uczuć, których do niczego nie mogę przypisać, tylko najpierw konkretów, a później uczuć.
Zdała sobie sprawę, że nie miała pojęcia od czego zacząć. – Brakuje przecinka przed „od czego”.  
Jednakże musiała poczekać, aż przyjaciel skończy swój trening piłki nożnej, które miał po lekcjach – „skończy zajęcia z piłki nożnej, które miał po lekcjach”. Może warto by dodać jakiś konkret, bo chyba nie codziennie miał te treningi? Na przykład „dwa razy w tygodniu”/ „akurat dzisiaj”. Przy czym pragnę dodać, że piłka nożna, czyli soccer, nie jest w Stanach zbyt popularna, może lepiej postawić na football amerykański, koszykówkę bądź jakiś spokojniejszy sport? Bardziej by mi to pasowało do Chrisa, jakiego jak na razie przedstawiłaś. Oczywiście pewnie klub typowej piłki nożnej w Seattle się znajduje, ale i tak mi to zgrzyta.
Dziwi mnie początkowe nastawienie Tamary wobec Elizabeth. Dziewczyna z początku w ogóle nie chce wdawać się w konwersację, później rozczula ją opiekuńczy gest zastępczej matki, a chwilę potem znów zostaje wytrącona z równowagi, właściwie nie robiąc nic takiego: ani dobrego, ani złego. Później, gdy okazuje się, że Elizabeth wierzy, iż nastolatkę spotkało coś dziwnego i niepokojącego, a jednocześnie każe jej się nie zamartwiać, wzburzenie i niedowierzanie Tamary są jak najbardziej usprawiedliwione. Natomiast ta huśtawka emocjonalna, którą przed chwilą opisałam, jest niczym nieuzasadniona i bardzo dziwna.
To nie ją ostatnimi czasy zaatakowało dwóch dziwaków. – Aby pokazać emocje Tamary, proponuję zakończyć to zdanie wykrzyknikiem.
– Serio? Jakiś facet mnie atakuje… nie wiadomo czym… ani jak – Za dużo tutaj wielokropków, ten drugi jest zbędny.
Pewnie. Może znowu trzeba mi wymazać pamięć!? – Wymazać? To by znaczyło, że Tamara jest świadoma istnienia jakiegoś rodzaju magii/technologii nieznanej współczesnemu światu. Wydaje mi się, że na tym etapie miałaś na myśli coś innego, więc proponuję przeredagować zdanie na coś w rodzaju: „Może najlepiej by było, jakbym znów straciła pamięć?!”. Swoją drogą świetnie, że w dialogu pojawiło się tego typu zdanie, właśnie tak powinnaś zachęcać czytelnika do zastanawiania się nad przeszłością Tamary, a nie za pomocą jej bardzo dramatycznych przemyśleń, które dość szybko przechodzą ze skrajności w skrajność. To właśnie ten moment, o którym wspominałam kilka akapitów wyżej, pisząc o usprawiedliwieniu niedowierzania głównej bohaterki.
– Przecież jestem spokojna – wycedziła przez zęby, czując wzrastającą huśtawkę emocji – w tym momencie Tamara ma prawo mieć ambiwalentne uczucia, ponieważ rozmowa jest bardzo emocjonalna, a zachowanie Elizabeth dziwaczne. Dlatego czyta się to dobrze. Jeśli mamy odpowiedni kontekst, to drama może wyjść świetnie.
Strasznie korciło  ją, by pogadać z nim, choćby o bzdetach, aczkolwiek… to wszystko było zbyt dziwne, żeby o tym mówić. – „Strasznie” to zbyt kolokwialne określenie, jeśli używasz go w opisie, a nie w dialogu. Powinno być „bardzo” lub „niesamowicie”. A rozmawianie o bzdetach nie byłoby „dziwne”, tylko wiadomo, że Chris pewnie zacząłby ją wypytywać, więc… No i zwracaj uwagę na podwójne spacje.
Zastanawia mnie też, kogo Tamara faktycznie uważa za bliskie osoby, bo raz twierdzi, że i Chrisa, i Elizabeth, a raz, że tylko Chrisa.
Sam rozdział uważam za potrzebny, ale jednocześnie trochę przegadany. Może właśnie na takim etapie wyszłoby na dobre, gdybyś w przemyśleniach Tamary uchyliła rąbka tajemnicy na temat jej przeszłości?

Rozdział szósty
Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, a może czuć przerażenie. – Lepiej pasowałaby tu konstrukcja z powtórzonym „czy”.
– Mel, czy jakaś nowa panna? – Zbędny przecinek.
Nie moja wina, że jesteś ponurakiem – stwierdził, wpychając do budzi sporą ilość posiłku. [...] Gdy tylko skończyła swój posiłek, zebrała się i bez słowa opuściła znajomych. – „Buzi”. Zamiast ogólnego słowa „posiłek” lepiej byłoby użyć jakiegoś konkretnego dania. Przy okazji mogłabyś czytelnikom zaprezentować preferencje kulinarne bohaterów.
Już sama jego obecność bardzo ją drażniła, a ta wymiana zdań wystarczyła, żeby mieć jeszcze bardziej zepsuty humor. – Końcówka dziwnie brzmi, może: „by jeszcze bardziej zepsuć Tamarze humor”?
Zerknęła w jego błękitne oczy, od których aż biła troska i niesamowity spokój, ale to nie jedyna cecha, która podobała się Tamarze. Najbardziej lubiła w nim tę dojrzałość. Bystre spojrzenie. Poważne podejście do tematu i nie bagatelizowanie problemu. – „Niebagatelizowanie”. „Tę” przydałoby się wyrzucić, jest zbędne. No i tak: Tamara oprócz jego oczu (ciepłe, uspokajające spojrzenie) lubiła jeszcze jego oczy (bystre spojrzenie) – przydałoby się to jakoś połączyć, bo teraz wygląda kiepsko. Ogólnie odniosłam wrażenie, że lubujesz się raczej w krótkich zdaniach, przez co mimowolnie kładziesz duży nacisk na każdy pojedynczy element i zwracasz na niego uwagę czytelnika. Moim skromnym zdaniem nie zawsze potrzebnie, jak na przykład tutaj, gdzie wymienienie cech Chrisa po przecinku niczego by nie odebrało, a tekst czytałoby się lżej. Lepiej zostawić takie akcentowanie na najważniejsze informacje w danym fragmencie czy akapicie, żeby nie przyćmiewać ich innymi rzeczami. Cóż, tak to już jest, że z reguły dłuższe zdania płynniej się czyta, co przy opisach i wewnętrznych monologach zdecydowanie daje im przewagę nad krótkimi, które lepiej sprawdzają się w scenach akcji. W długich konstrukcjach zawsze można też przemycić jakąś informację i odwrócić od niej uwagę paroma innymi elementami – przydatne, jeśli ktoś próbuje choćby wrzucać wskazówki do tajemnicy.
Wzięła głęboki oddech, zbierając się na dowagę. – „Odwagę”.
Zdawała sobie sprawę z tego, jak to wszystko brzmi. – „Brzmiało”.
Te dziwne uczucie, kiedy do niej mówił. – „To” uczucie, „te” używa się w liczbie mnogiej.
– Tami – zaczął spokojnie. – Musisz z tym iść na komisariat… – Chyba lepiej wyglądałoby to jako jedno zdanie, bez kropki.
Tamara niezmiernie chciałaby zajrzeć do umysłu przyjaciela i dowiedzieć się, co takiego siedzi mu w głowie. – „Siedziało”. Oj, ja też. Skupiłaś się ostatnio na Tamarze, przez co dawno nie było fragmentu z perspektywy Chrisa.
Choć znała go trzy lata, to nadal pozostawał dla niej zagadką. [...] To ten ujmujący, szczery uśmiech ją wtedy onieśmielił, a zarazem pozwolił, aby przełamała barierę nieśmiałości. [...] I mimo że to on zawsze miał pogodne nastawienie i wiecznie uśmiechniętą buzię, to nie udało mu się nauczyć Tamary, jak się śmiać. – Pierwszego, trzeciego i czwartego „to” możesz się spokojnie pozbyć.
Wesoły i roześmiany chłopak przygasł, zmienił się w jeszcze bardziej dojrzałego młodzieńca. – Po co tu „jeszcze”? Do tego przygasanie kojarzy się negatywnie, na pewno nie z wydorośleniem, tylko raczej smutkiem, a nawet depresją.
– Yale, Harvard, Harborvier i Johna Hopkinsa. Chociaż matka chce, bym poszedł do Harborvier ze względu na Christie. Jak powiedziała – westchnął ciężko – będę mógł częściej ich odwiedzać, a i Christie nie straci brata. – Wedle researchu prawdziwa uczelnia znajdująca się w okolicy nazywa się Harborview. O nią Ci chodziło, prawda?
– Wkurza mnie to, że mówi mi, co mam robić, gdzie iść. Czekam tylko do skończenia szkoły i wyjeżdżam na Florydę. [...] – Trochę zarobić i skorzystać z uroków Florydy – uśmiechnął się znacząco. – Druga wzmianka o Florydzie po tym, jak wcześniej Chris wymienił już raz to miejsce, nie brzmi zbyt naturalnie.
– Nic – odparł szybko. – Chodź. Jestem strasznie… – zamilkł i ponownie przebiegł wzrokiem dookoła. Nagle znacznie zbladł, a do tego zesztywniał, jakby był czymś wystraszony, chociaż wyglądał na spokojnego. – Nie wiem, czy nie za bardzo chcesz wbić czytelnikowi do głowy tego spokoju Chrisa; pojawia się dosłownie co parę akapitów. Tutaj niezbyt pasuje, no bo ktoś, kto nagle sztywnieje i rozgląda się za zagrożeniem, nie przypomina oazy spokoju. Na spokój nie składa się przecież tylko neutralny wyraz twarzy, a jeszcze mowa ciała, która, w tym przypadku, ewidentnie sugeruje niepokój.
– Znów się spotykamy, Aniele. – „Anioł” to raczej nie stała ksywka, ale zwykłe określenie. Nie widzę powodu, by pisać je z dużej litery, choćby z tego powodu: link.
Och, znów cliffhanger na końcu rozdziału. Oby ostatni na jakiś czas, żebyś za bardzo nie przesadziła z ciągłymi niespodziankami.
Ogólnie rzecz biorąc – tego nam było trzeba, cichego momentu między przyjaciółmi, zarysowania ich przyjaźni; pokazania zwykłego, szkolnego życia tej dwójki i planowania przez nich przyszłości. Normalnych, nastoletnich spraw.
Ładnie rozwijasz postać Chrisa – rozbudowujesz wcześniej rzucane skrawki informacji oraz złożone relacje z matką. Niezwykle szkoda, że nie udało się odbić piłeczki w drugą stronę i bohater nie miał okazji zapytać o plany Tamary. Wtedy nie byłaby taką białą, nieciekawą plamą. No bo, bądź co bądź, o niej wiemy znacznie mniej niż o Chrisie. W tym przypadku narracja chłopaka przydałaby się podwójnie – mógłby opowiedzieć trochę czytelnikom o Tamarze bez poczucia sztuczności. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach to nastąpi, choć zostało nam tak mało materiału do oceny, że obawiam się, iż nie doczekamy tego momentu.

Rozdział siódmy
Jednakże Alex nie był sam. – „Jednakże” nie pasuje, niczemu nie zaprzeczasz.
Ponownie zaprezentowałaś świetny opis kolejnej postaci, brawo.
Lepiej opisujesz reakcje głównej bohaterki, już nie tylko, że serce jej wali/przyspiesza, ale w bardziej zróżnicowany sposób, bardzo dobrze.
Reakcja Chrisa na Alexa i jego tajemniczą towarzyszkę jest dość niepokojąca po tym, co przeżyła Tamara; na jej miejscu chyba bardziej dopytywałabym chłopaka, czy na pewno wszystko w porządku, zanim jeszcze udałabym się z nim do domu.
Wyprostował się i zerknął na nią, zastanawiając się przez chwilę, a po chwili pokręcił głową.
Nie chciała tak szybko mówić o spotkaniu z tym Rudzielcem ani tego, co zrobił – „ani o tym, co zrobił”.
Co chwila wzrokiem przeczesywała otoczenie, spodziewając się kolejnej wizyty Alexa – przeczesywała wzrokiem otoczenie.
Rozbawiło mnie dosyć, że na tablicy korkowej była budowa akurat układu limfatycznego, ale podoba mi się subtelność, z jaką pokazujesz dziedzinę nauki, którą w przyszłości chciałby zająć się Chris.
Przeczesał palcami swoje blond włos, odgarniając grzywkę na bok, po czym spojrzał na swoją przyjaciółkę z kontemplacją. – Wiadomo, że to jego włosy (masz literówkę w tym słowie) i jego przyjaciółka.
W takich momentach chciałby móc zajrzeć do jego głowy – „chciałaby”, bo mowa o Tamarze.
Spojrzała na Chrisa z pełnią obaw. – Pełna obaw.
Jedyne co pamiętam, to ten potworny ból. – Brak przecinka rozpoczynającego zdanie wtrącone, czyli przed „co”.
Czekała aż tylko wybuchnie zaraz śmiechem – „czekała tylko, aż” (z przecinkiem). No i wyrzuciłabym „zaraz”.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwała, ale przez moment wierzyła, że chłopak zna logiczne wytłumaczenie na to zjawisko, które zrobił Alex. – Zjawiska się nie da „zrobić”, ono jest. Może „na to, co zrobił Alex”?
Podszedł do biurka i wziął laptop oraz ładowarkę, żeby przygotować do maratonu filmowego. – Ewidentnie brakuje tutaj albo „się”, albo „je”, albo jakiegoś innego określenia podmiotu w stosunku do sprzętu.
Miała dziwne przeczucie, że Alex albo tamta kobieta coś z nim zrobiła – zrobili.
Może czuł to samo, co ona wtedy podczas spotkania tego Rudzielca? – Proszę, zrezygnuj z „Rudzielca”, i to jeszcze „tego”, jakbyśmy nie wiedzieli doskonale, o kogo chodzi, oraz pisanego wielką literą (choć to też bywa różnie, wcześniej pojawiało się także małą). Abstrahując od tych uwag, to ujmuje Alexowi zarówno majestatu, jak i tajemniczości.
Tamara gwałtownie się odwróciła i popchnęła dziewczynę znacznie mocniej, niż się tego spodziewała. Ta poleciała na swoje koleżanki, które w ostatniej chwili ją złapały. – Poczekaj, niż która się spodziewała? Chyba ta druga dziewczyna, nie Tamara? Więc to tam powinnaś dopisać „ta”, nie później.
Tamara poczuła ugodzenie w pierś. – Tak jak wcześniej przyspieszanie serca, tak teraz jakoś bardzo lubisz wyrażenie o piersiach. Tylko „ugodzenie w pierś” kojarzy się bardzo dosłownie, w sensie, że nożem. Tobie raczej chodziło o coś w rodzaju „ścięło ją z nóg”.
Tamara, czując się niechciana, pośpiesznie wyszła z szatni. – No cóż, właśnie się wdała w bójkę z jakąś laską, więc nic dziwnego. Sama chyba też nie chciała tam być. Dziwne tłumaczenie.
Zobacz przy okazji, jak często zaczynasz zdania od imienia głównej bohaterki.
Uderzyła w szafkę, przez co natychmiast zapiekła ją ręka. Jeszcze bardziej wkurzona, kopnęła w kolejną szafkę. – Przecinek w drugim zdaniu zbędny.
Chłodne popołudnie jedynie odrobinę przyniosło ukojenie i nieco ostudziło Tamarę. – To była zima, więc „chłodne” byłoby w tym przypadku dość ciepłe.
Uśmiechnął się i zawołał gestem dłoni. – „Zawołał ją” albo „przywołał machnięciem dłoni”. Co to jest „gest dłoni”, może być ich tysiące.
W głowie już szukała odpowiednich słów, aby zapytać się o Alexa. Bez „się”.
Tamara się zawahała. Zatrzymała się przed progiem, uważnie zaglądając do środka, by sprawdzić, czy nie ma Alexa. – Właściwie dziwi mnie, że ona jest aż tak pewna, iż Alex może się tam znajdować. Nie można tego wykluczyć, owszem, ale z sytuacji, jaka się wydarzyła, można raczej wnioskować, że tajemniczy przybysz szukał właściciela sklepu, którego dobrze nie zna, i że jemu też chciał zaszkodzić. Ale nawet jeśli Tamara jest przekonana, że Alex może się tam znajdować, powinna zmusić pana Lee do rozmowy przed sklepem, przynajmniej na początku, i zobaczyć, jak ten zareaguje. Byłoby to na pewno rozsądniejsze, szczególnie jeśli zdaje się w tym momencie być znacznie bardziej podejrzliwa w stosunku do pana Lee niż ja.
Powoli i niepewnie weszła do środka, podchodząc do lady, na której Azjata położył niewielkie pudełeczko. Otworzył je. – Aż się prosi, by to króciutkie zdanie było kontynuacją poprzedniego. Zdania w opisie, w którym nie przyspieszasz bądź nie zwalniasz z akcją, nie powinny się między sobą aż tak różnić długością.
– Nie. Czemu? - zdziwił się. – Powinienem? // – Nie, nie - rzekła pośpiesznie. – Masz tutaj dwa dywizy zamiast myślników; myślę, że to kwestia niedopatrzenia, ale na wszelki wypadek napiszę.
Nie wiem, czy na miejscu Tamary powiedziałabym o zdarzeniu z domu pana Lee, zważywszy na to, jak potoczyła się ich rozmowa. Zdziwiło mnie jednak to, że wycofała się, bo „nie chciała drążyć tematu”, a nie na przykład dlatego, że uznała, że może lepiej teraz nic nie mówić. Że może będzie bardziej taktycznie. Zastanawiam się też, czy aby na pewno pan Lee nie zauważył niczego podejrzanego w mieszkaniu, gdy już do niego wrócił. A skoro był na komisariacie, pewnie z powodu tych tajemniczych gniewnych, to dość dziwne, że nie zamknął drzwi wejściowych, więc coś mi tu nie gra. Może celowo, a może nie, postanowił nie ciągnąć tej rozmowy, ale dla mnie brzmi to na dość naciągane, bo dziewczyna zadawała mu dość wścibskie i niecodzienne pytania. Ponadto takie zakończenie, nawet jeśli niby zamyka temat, to nie kończy dialogu; mam lekkie wrażenie zakończenia sceny w połowie. Nieco szkoda.
Niemniej, abstrahując od wszystkiego, jestem bardzo ciekawa, jakie znaczenie będzie miał prezent podarowany Tamarze przez właściciela azjatyckiego sklepu. Bardzo podoba mi się ten pomysł.
Tempo rozdziału siódmego było szybsze niż poprzedniego, ale wolniejsze niż podczas pierwszego spotkania głównej bohaterki z Alexem. Dobrze, że potrafisz znaleźć między tym balans, dostosować szybkość akcji do opisywanych wydarzeń. Dodatkowo, dzięki takim zabiegom jak sugestia, że Chris coś ukrywa, a podarunek od pana Lee nie może być przypadkiem, czytelnik chce czytać dalej, a to jest najważniejsze.

Rozdział ósmy
Z niechęcią patrzyła na zeszyt od trygonometrii, który leżał na biurku. – „Do trygonometrii” – link.
Odrobienie choćby jednego zadania z matematyki przyprawi ją o ból głowy i całkowicie zrujnuje sobotę. – Narratorka może co najmniej przypuszczać, że tak się stanie, a więc „przyprawiłoby” i „zrujnowałoby”.
Postanowiła zacząć od pracy domowej z koreańskiego. – W amerykańskiej szkole normalnie uczą koreańskiego? Naprawdę? To nie jest raczej popularna opcja.
– Nie. Elizabeth i Nick pojechali do babci. – Przepraszam, kto? Jaki Nick? Z Elizabeth i Tamarą mieszka ktoś jeszcze, a my dowiadujemy się o tym dopiero w ósmym rozdziale? A nawet jak nie mieszka, to wciąż zdaje się kimś na tyle bliskim, że powinna pojawić się wcześniej choćby wzmianka.
– Dalej myślę nad tym facetem – zaczął Chris. – Można myśleć nad czymś, ale raczej o kimś.
– Zastanawia mnie… jak on mógł wyczarować tę całą energię, co mówiłaś – rzekł powoli, drapiąc się za uchem. – „O której”, nie „co”. Specjalnie zapisujesz dialogi w taki niepoprawny, potoczny sposób? Bo stylizacja stylizacją, ale jednak czytelnicy nie oczekują idealnego odzwierciedlenia rzeczywistości, tylko żeby dobrze i płynnie im się czytało.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Tamara aż podskoczyła i spojrzała w stronę wejścia. Zdumiona spojrzała na Chrisa.
Czarny, kobiecy garnitur ukrywał wysportowaną sylwetkę kobiety, znacznie uwydatniając szerokie ramiona. – Jak „kobiecy”, to wiadomo, że miała go na sobie kobieta, późniejsze określenie wpada w brzydką oczywistość. Co innego, gdyby kobiecy garniak miał na sobie facet – to jest coś wartego wspomnienia.
– Jestem Barid Roshan [...] // – Dzień dobry. Tamara Carren. – Zgubiła Ci się kropka.
– Cudownie – odezwała się. – Zapraszam! – Dlaczego Sandra zaprasza Barida do nie swojego domu? To nie tyle ekstrawaganckie zachowanie, co po prostu bezsensowne.
Czyżby Sandra wiedziała o czymś? Znała całą prawdę? – I to by było w sumie na tyle, jeśli chodzi o zdziwienie Tamary spowodowane dogłębną wiedzą ciotki na nadprzyrodzone tematy. Aby nie za mało?
– Jestem Barid Roshan. I jak wy, jestem Posiadaczem – mówił powoli, opierając łokcie o kolana i splatając swoje palce. – Tak, wiemy o waszych zdolnościach – dodał, kiedy Chris już otwierał usta. – Posiadacze to osoby o nadnaturalnych umiejętnościach panowania nad jednym z pięciu żywiołów. – Po pierwsze, Barid dopiero co się przedstawił, a już robi to drugi raz. Jasne, nie było wtedy Chrisa, ale z punktu oszczędności literek i czasu czytelników, lepiej, żeby ta kwestia pojawiła się w jednym miejscu. Po drugie, Barid mówi, że z Sandrą wiedzą, kim są dzieciaki, ale zaraz tłumaczy, kim są dzieciaki. Czy nie logiczniej byłoby, gdyby Tamara zapytała, o co chodzi z Posiadaczami, zamiast rzucać w czytelnika sztuczną ekspozycją? Akurat ona nie ma o niczym pojęcia, więc pasowałoby idealnie. Albo chociaż żeby zrobiła minę zachęcającą Barida do tłumaczeń. Po trzecie, trudno, by splatał czyjeś inne dłonie, więc „swoje” jest zbędne. Całkiem lubisz to słówko, ale na dobrą sprawę niczego ono nie wnosi do tekstu, więc może warto się zastanowić nad częściowym eliminowaniem go?
– Woda – Barid spojrzał na chłopaka – i ogień – wskazał na Tamarę. – Zadziwiający przypadek… // – Raczej celowa gierka Alexa – przerwała Sandra, patrząc na siostrzenicę. – Nie będę ukrywać, że być może zostałaś Posiadaczem z przypadku. W końcu rudzielec zmusił smoka do przebudzenia się. – Zdaję sobie sprawę, że to tylko przypuszczenia, ale mimo wszystko ciężko mi choć na chwilę wziąć pod uwagę wersję, w której Tamara zostałaby Posiadaczem z powodu przypadku, a tym bardziej znajomości z Chrisem. Ma za dużo rodzinnych powiązań w kręgu osób siedzących po uszy w temacie. Sandra najlepiej powinna o tym wiedzieć, więc dziwne, że takie słowa wypłynęły akurat z jej ust.
– Jest legenda – zaczął Barid – mówiąca, że smoki Nefrytowego Cesarza utraciły swoje ciała po walce z demonami, zwanymi Yaoguai, które chciały odebrać życie ludziom, jak i bogom, aby stać się nieśmiertelne i najpotężniejsze oraz zawładnąć nad całym światem. – To jest naprawdę długie zdanie – ludzie tak nie mówią. Nie sądzisz, że gdzieś po drodze Barid by się w nim zaplątał?
Dusze smoków ukrywały się w ciałach ludzi, aby przetrwać, a jako że demony powracały na Ziemię, Lóngi dzieliły się swoimi mocami i tak powstali Posiadacze. – „Dzieliły się z nimi swoimi mocami”.
Tamara osłupiona patrzyła na Barida, mając całkowity mętlik w głowie. – „Osłupiała Tamara”.
Wtem przypomniała sobie tamtą krótką chwilę, kiedy poczuła, że coś było wewnątrz niej, coś niebezpiecznego i potężnego. Czyżby to rzeczywiście była prawda? – Może „zagnieździło się” albo „wniknęło” zamiast pierwszego „było”?
Nie miała nic przeciwko, aby mieć nadzwyczajne zdolności, ale posiadanie duszy smoka? – „Nie miała nic przeciwko nadzwyczajnym zdolnościom”.
– Alex należy do Stowarzyszenia Odrodzenia, które inwigiluje i przeciąga na swoją stronę ludzi takich jak wy. [...] – Gromadzą armię? – prychnęła Tamara, chociaż w głębi duszy czuła niepokój. – Szczerze mówiąc, nie widzę armii złożonej przy dobrych wiatrach z pięciu osób; bo tak: z kontekstu wynika, jakby ta armia miała się składać z Posiadaczy, nie jakichś randomowych obywateli przekabaconych na stronę Stowarzyszenia Odrodzenia. W ogóle nie bardzo rozumiem, skąd Tamara wzięła tę myśl. Z dialogu wcale nie wychodzi, że SO jest organizacją militarną, bardziej szpiegowską albo polityczną. Nie widzę tu otwartej wojny, czy to na broń palną, czy ciskanie w przeciwników kulami ognia (ostatecznie na jedno wychodzi). Prędzej uwierzyłabym w jakieś działania od środka, destabilizację i eliminację poszczególnych, ważniejszych członków, jeżeli w kupie są tacy potężni.
Świetnie zdałeś SAT i chcesz iść do Harvardu, ale Odrodzenie dobierze ci się do tyłka, to zmienisz zdanie – odparła chłodno Sandra. – „Kiedy/jak dobierze ci się do tyłka”.
– Przecież nie rzucimy was od razu na pożarcie. Chce tylko pomóc wam rozwinąć swój dar. – „Chcemy”.
– Nikogo nie chcieliśmy do niczego zmuszać. Liczyliśmy jedynie na współpracę. – Dlaczego Barid mówi w czasie przeszłym? Brzmi, jakby już się poddał.
Mężczyzna wstał, a za nim kobieta. Tamara również. – Dziwacznie to wygląda, gdy opisujesz bohaterów płcią, a zaraz potem wywołujesz Tamarę z imienia, jakby ona nie należała do żadnej z tych grup (w końcu nie wynika w żadnym stopniu z narracji). W takich momentach najlepiej widać, jak opisywanie postaci tego typu określeniami może łatwo stać się problematyczne.
Więc magia naprawdę istniała i była jedną z ich właścicielek? – To zdanie sugeruje, jakby magia była właścicielką dusz smoków. A nawet, jeśli to Tamara jest właścicielką magii, nie powiedziałabym, że coś takiego można mieć na własność, nie mamy tu do czynienia z przedmiotem.
– Ale umiesz panować nad wodą? I mi o tym nie powiedziałeś! – oburzyła się, lekko uderzając Chrisa w ramię. –  Menda! Powinnam ci skopać tyłek! – Znów go uderzyła. Zawiodła się na nim, że ukrywał przed nią coś takiego. [...] – Jasne! Bo już ci wierzę. Kłamczuchu ty! – Uderzała go w ramię, ale nie na tyle mocno, aby go rzeczywiście zranić. – Podwójna spacja przed „mendą”. I może już starczy tego uderzania, co?
Zrobiło jej się przykro. Myślała, że jest jego przyjaciółką i mówią sobie wszystko, choć sama sobie też miała do zarzucenia. Co miała do zarzucenia?
– Rok czasu?! – Po prostu rok, „rok czasu” to brzydki pleonazm.
Menda! – Rzuciła poduszką w Chrisa, ale chłopak bez problemu ją złapał. – Nie lubię cię – mruknęła bez przekonania. – Reakcje Tamary z tym mendowaniem, biciem i obrazą brzmią strasznie dziecinnie. Nie wygląda na kogoś, kto właśnie dowiedział się, że ona i jej kumpel mają w sobie pradawne smoki, ale jakby Chris nie powiedział jej, że zaczął chodzić na zajęcia z szydełkowania ze strachu, że go wyśmieje. Nie wiem, czy to reakcja na stres, ale nie widać u niej żadnej powagi sytuacji.
Chris przymknął na chwilę oczy, a jego mina mówiła, że właśnie znowu podkopał pod sobą dołek. – „Kopał”.
Szybko się odsunął, gdy dziewczyna szybko znalazła się przy nim, by uderzyć go poduszką.
– Naprawdę powinnam skopać ci tyłek. I to tak porządnie – fuknęła, próbując wyrwać  od Chrisa poduszkę. – „Wyrwać Chrisowi poduszkę”. Podwójne spacje można łatwo znaleźć, kiedy w edytorze tekstu zaznaczy się opcję znaków niedrukowalnych (ikonka powinna wyglądać tak: ¶). W miejscu spacji pojawią się wyśrodkowane kropeczki.
Choć była zła na Chrisa i sprawił jej ogromną przykrość, to nie mogła się oprzeć temu zawadiackiemu uśmiechowi i spojrzeniu łobuza. – Bez „to” zdanie wyda się lżejsze. No i muszę powiedzieć, że „łobuz” i „zawadiaka” nie są określeniami, którymi nazwałabym Chrisa.
– Jest coś, czego jeszcze mi nie powiedziałeś? – zapytała, przypominając sobie, że sama nie powiedziała mu o fioletowych oczach. Przez moment rozmyślała, czy nie powiedzieć, ale ostatecznie stwierdziła, że sam zasłużył.
Nawet kiedy Chris sprawił, że ciecz stopniowo zaniknęła. Tamara nadal nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego słowa. – Lepiej sprawdzi się tu „zanikała”, można to też przepisać np. tak: „zanikała, dopóki nie pozostał po niej najmniejszy ślad”, żeby lepiej podkreślić magiczne zniknięcie wody. Przecinek zamiast kropki przed „Tamara”.
– Długo mi zajęło, żeby się tego nauczyć. Nie jest takie proste, jak się wydaje – powiedział, po czym pstryknął palcami przed twarzą przyjaciółki, aby ta się w końcu ocknęła. – No zbyt imponujący pokaz to to nie był. Może zrobienie literki przyszłoby mu łatwiej, gdyby ktoś go szkolił. Obawiam się, że w tym tempie Chris nabierze odpowiednich umiejętności do walki ze złolami, jak zacznie dobijać trzydziestki.
– Mówił o jakimś ogniu – rzekła pod nosem. – Bardziej niż krytyka to taka ogólna obserwacja pewnych schematów: dlaczego główna bohaterka zawsze musi być związana z ogniem, a przez to niestabilna emocjonalnie i temperamentna?
To byłoby wspaniałe uczucie. W końcu przestałaby być nic nieznaczącym człowiekiem. Gdyby tylko miała pewność, że cała ta historia to rzeczywistość… Mimo iż już drugi raz miała okazję zobaczyć magię na własne oczy, to i tak nie mogła do końca w to uwierzyć.
Dziwna końcówka rozdziału z tym urwanym dialogiem, jakby niedokończona. Kolejna już, zresztą. Widać, że masz problem z sensownym zamykaniem fragmentów. Kiedy czujesz, jakby dialog mógł później normalnie dalej trwać, to zazwyczaj znak, że końcówka jest słaba. Najłatwiej zamknąć fragment wraz z końcem rozmowy, rozdzieleniem się postaci albo jakąś mocną konkluzją na dany temat. Tutaj czekałam, aż Chris opowie więcej o swoim medalionie, nie poczułam, że „to już wszystko”. Ta wieść nie wydała mi się wystarczająco kluczowa, by zostać puentą całego rozdziału.
Rozdział napakowałaś po kokardę informacjami popychającymi akcję, choć na szczęście nie miałam zbytnich problemów z ich przetworzeniem. Wyjaśniło się całkiem sporo, nie powiem, chociaż narodziło się w tym samym czasie drugie tyle nowych kwestii. Szkoda, że to już ostatni dostępny fragment; aż chciałoby się zobaczyć, co z tego wszystkiego wyniknie oraz jak potoczą się losy bohaterów. Z chęcią poznałabym również innych Posiadaczy i Stowarzyszenie Odrodzenia.
Niestety za nic nie rozumiem sytuacji Chrisa. Gość potrafi robić dziwne rzeczy z wodą od roku, powtarzam, ROKU, czego Barid i Sandra byli świadomi, ale kompletnie nic z tym nie zrobili. Nie pofatygowali się do niego i nie opowiedzieli chociażby legendy, by biedny chłopak nie myślał, że oszalał albo coś w tym rodzaju. Ewidentnie mieli też w poważaniu, że Alexis może przeciągnąć go na stronę SO, co z punktu dialogu przeprowadzonego z dzieciakami jest bardzo nielogiczne.
Tamara z drugiej strony jest Posiadaczem od ilu, paru dni, i już dostaje pełen pakiet łącznie z propozycją treningu i dołączenia do grupy ścigającej tajną, złą organizację. No coś tu nie gra. Zasada równych i równiejszych? No bo tak: czy gdyby Alex nigdy nie przyczepił się do Tamary, Chris żyłby sobie normalnym życiem, bo nikomu nie chciało się ruszyć tyłka i go uświadomić? No halo! To chyba największa dziura fabularna do tej pory, przy czym dość oczywista, mocno rzucająca się w oczy. Nie bardzo wiem, jak mogłabyś ją sensownie wytłumaczyć. Chyba trzeba by pomyśleć nad poważną, fabularną zmianą – albo Chris jest Posiadaczem od niedawna, i grupa Sandry nie zdążyła jeszcze do niego dotrzeć, albo Chris miał już z nią spotkanie i, tak jak tutaj, kazał im się od niego odczepić, czym zyskał sobie święty spokój na jakiś czas. Innego wyjścia nie widzę.

PODSUMOWANIE
Fabuła:
W zgłoszeniu prosiłaś o szczególne pochylenie się nad fabułą, dlatego zapewne poczujesz się nieco rozczarowana tym, co znajdziesz poniżej. Wynika to jednak nie z naszego lenistwa, a z faktu, że do dyspozycji miałyśmy ledwie wstęp opowiadania o dość powolnym rozwoju wydarzeń (np. scena z atakiem Alexa ciągnie się przez dwa rozdziały), przez co nie miałyśmy się o czym rozpisać.
Co zasiejesz, to zbierzesz – set-up i payoff. Tak właśnie powinna być budowana historia, z elementów, które początkowo są pokazane czytelnikowi, a następnie wykorzystane w fabule, budząc w odbiorcy satysfakcję. U Ciebie doczekałyśmy tylko tego pierwszego.
W dużej mierze nie ma w tym nic złego, biorąc pod uwagę początkowe stadium tekstu, ale w niektórych kwestiach coś już powinno się dziać, a się nie dzieje, co zaczęło nas irytować. Przede wszystkim denerwuje brak wyjaśnień dotyczących postaci Tamary. Ciągle wrzucasz nawiązania do jej przeszłości, jak choćby wspominasz o śmierci Johna, ale nic z tego nie wynika. Na tym etapie dużo więcej wiemy o Chrisie niż o niej, a miał znacznie mniej czasu antenowego. Poza tym bohaterka nawiązuje w myślach do rzeczy, o których czytelnik nie ma pojęcia, co po pewnym czasie zaczyna frustrować, a nie ciekawić. Trudno powiedzieć, czy to efekt nie do końca udanego planu powolnego odkrywania kart, czy po prostu zakręciłaś się, co było w której wersji opowiadania. W każdym razie to spory problem Twojej historii.
Wracając do początku i naszej niemożności oceny fabuły – oczywiście sam fakt, że po „Białym lotosie” porozrzucałaś masę wskazówek i strzelb Czechowa oraz przyszykowałaś grunt i rozstawiłaś pionki na szachownicy, to bez dwóch zdań rzecz godna pochwały. Widać w tym wszystkim celowość oraz świadome działanie. Tylko że to za mało, by stwierdzić, czy fabuła trzyma się kupy i czy wszystkie naboje ze strzelby nie okażą się w przyszłości niewypałami. Z prostego powodu – nic z tego się jeszcze nie wydarzyło.
Przykładowo: pan Lee w pierwszym rozdziale pokazuje Tamarze miecz. Okej, na logikę  dziewczyna prawdopodobnie użyje go w pewnym momencie opowiadania. No ale właśnie – prawdopodobnie. Miecz może przecież już nigdy nie wrócić. Wszystko zależy od tego, czy do przygotowanych wcześniej fundamentów uda Ci się napisać satysfakcjonujące rozwiązanie: czy wątki zostaną kontynuowane i zakończone, a nie urwane w połowie. Żeby się o tym przekonać, musimy to najpierw przeczytać. Nie możemy po prostu założyć, że wiesz, co robisz.
Analogicznie z powyższym przykładem sytuacja ma się z misją Alexa, szkoleniem Posiadaczy, zerwaniem Chrisa z Melissą i tysiącem innych mniejszych czy większych wątków. Żaden z nich nie jest zakończony, więc nie może podlegać ocenie.
Jednak, aby nie było, że całkiem się poddajemy, udało nam się znaleźć coś, co nie do końca gra nawet pomimo nierozwiązania wątku: Chris i jego moce Posiadacza, które nie obchodziły nikogo przez rok. Pisałyśmy o tym przy opisach poszczególnych rozdziałów, więc nie będziemy się powtarzać, ale serio, to absolutnie nie ma sensu, z której strony by nie patrzeć.
Nieco zgrzyta też pewna powtarzalność w interakcjach Tamary z wrogami. Trudno nie odnieść wrażenia, że ona nie robi nic innego, jak tylko opędza się od nieprzyjaznych facetów – najpierw szkolna trójca, potem Demens, a na koniec Alex. Rozwiązania tych sytuacji się różnią, ale sam fakt, że ktoś ciągle zaczepia Twoją bohaterkę i chce jej zrobić krzywdę w przeciągu kilku rozdziałów, dość mocno się wyróżnia.
Co do samego pomysłu na opowiadanie – ogólnie rzecz biorąc, nie widać w nim nic przełomowego: za sprawą pewnego incydentu nastolatki dostają magiczne umiejętności i jako wybrańcy mają walczyć ze złem. Jeśli ktoś obejrzał w życiu chociaż jedną animację o grupie osób z nadprzyrodzonymi mocami, zapewne poczuje się jak w domu. Nietrudno wymienić przynajmniej trzy zachodnie serie o ludziach panujących nad żywiołami, a nawet kreskówkę o chłopaku ze smoczymi zdolnościami (serie anime z tego podgatunku można z kolei liczyć w dziesiątkach). Opowiadania w podobnych klimatach też istnieją, nawet jedna z nas takie pisała. Ale jak było powiedziane wcześniej, do dyspozycji miałyśmy tylko osiem rozdziałów – od tego momentu Twoja historia może skręcić w milion różnych kierunków. No i, cóż, oryginalność nie znajduje się jakoś specjalnie wysoko w pisarskiej hierarchii wartości; gdyby tak było, ludzkość nie wałkowałaby wciąż tego samego.
„Biały lotos” nie jest jednak całkowicie odtwórczy i to mu się chwali – za największy plus całej koncepcji uznajemy połączenie mocy żywiołów z duszami smoków. Podoba nam się, jak wykorzystałaś swoje dwie pasje – kulturę azjatycką i pisanie – do stworzenia czegoś interesującego. Zdecydowanie ucieszyłybyśmy się, gdyby w opowiadaniu wątek pochodzenia smoków oraz związane z tym tradycje odgrywały ważną rolę, przykładowo pojawiły się różnice w samych żywiołach – w naszym kręgu kulturowym powszechnie mówi się o wodzie, ogniu, powietrzu, eterze i ziemi, ale w Chinach wymienia się przecież wodę, ogień, drewno, metal (złoto) i ziemię. Różne tego typu nawiązania i ciekawostki zdecydowanie byłyby mile widziane.

Tło:
Podobnie jak w przypadku fabuły nie ma możliwości sporego rozpisania się na ten temat, ponieważ mamy do czynienia dopiero z początkiem tekstu. Natomiast z pewnością można powiedzieć o pewnych tendencjach.
Z jednej strony w Twoim opowiadaniu jest sporo opisów, przede wszystkim przeżyć wewnętrznych, ale również osób czy miejsc. Z tłem nie powinno być więc najgorzej. I najgorzej nie jest, ale mogłoby być lepiej.
Wszystko rozchodzi się o to, co dzieje się w danej scenie. Jeśli przedstawiana przez Ciebie sytuacja nie jest zbytnio emocjonalna, to znacznie mocniej skupiasz się na detalach i tym, aby przedstawić warunki, w jakich odgrywa się akcja. Znacznie gorzej jest wtedy, gdy – zazwyczaj Tamara – zaczyna przeżywać wydarzenia emocjonalnie, o czym więcej przeczytasz dalej. Podobnie sytuacja miewa się przy dialogach, szczególnie jeśli z niewiadomych powodów je urywasz.
W obu przypadkach zdajesz się zapominać o odpowiednim zakreślaniu miejsca czy czasu, a szkoda, ponieważ gdy to robisz, robisz to dobrze – zwracasz uwagę na otoczenie, podajesz nazwy ulic, inne punkty orientacyjne. Również w scenie akcji, czyli ataku Alexa, niemal wszystko było jasno i przejrzyście opisane. Jesteś więc nierówna i odnosimy wrażenie, że są fragmenty, przy których znacznie bardziej się przyłożyłaś, oraz takie, które trochę zlekceważyłaś. Pewnie miało to miejsce przy przepisywaniu tekstu, ale to nie jest usprawiedliwienie.
Na koniec jeszcze jedna uwaga, która pojawia się właściwie przez całą naszą ocenę – na tym etapie powinnaś już bardziej zarysować informacje na temat przeszłości i sytuacji życiowej Tamary, co również jest elementem tła. Coś z pewnością możesz nam powiedzieć, wszystkiego w tajemnicy trzymać się nie da, a dodatkowo taki zabieg wzbudza w czytelniku niepotrzebną frustrację.

Bohaterowie:
Większość udało Ci się całkiem sprawnie nakreślić – widać, że kreacja postaci przychodzi Ci dość łatwo. Każdy bohater, który się liczy, jest jakiś, posiada określone cechy wyróżniające go z tłumu, ale nie przesadnie stereotypowe. Przykładowo Elizabeth – to opiekuńcza kobieta, jednakże nie ślepa na trudną sytuację, w jakiej znalazły się z Tamarą. Widać w niej zarówno miłość do córki, jak i strach przed jej zdolnościami. W innych postaciach również można dojrzeć zalążki pewnej dwoistości, co, biorąc pod uwagę wczesne stadium historii, dobrze rokuje.
Trudno niestety przewidzieć, jak w przyszłości te charaktery się rozwiną (i czy w ogóle) oraz na ile i które przymioty bohaterów się wykrystalizują. Twoje postacie nie stanęły jeszcze przed żadnym poważnym konfliktem, a więc nie wiadomo, czy przejdą próbę pomyślnie, zachowując wewnętrzną spójność, czy się pod nią załamią, ulegając sile imperatywu.
Zanim przejdziemy do szczegółowego opisu poszczególnych postaci, mamy jedno pytanie: czy specjalnie nazwałaś rodzeństwa aż tak podobnie do siebie? A jeśli tak, to dlaczego? Imiona, które brzmią i wyglądają podobnie, w większości przypadków to kiepski pomysł, bo łatwo się ze sobą mylą, i jeśli już się na nie decydujesz, dobrze żebyś miała ku temu bardzo dobry powód, fabularny (np. dwie postacie to naprawdę ta sama osoba) czy tematyczny (pn. pokazywanie paraleli pomiędzy tymi bohaterami). Inaczej tworzysz więcej zamieszania niż to warte.
Spójrzmy: Chris i Christie, Alex i Alexis – dla czytelnika to niezbyt pomocne kombinacje, wręcz utrudniające rozeznanie się w tekście; szczególnie, gdy obie postacie dzielą scenę, a ktoś szybko lub nieco mniej uważnie czyta. Dosłownie jedna literka nie tak i już tekst staje się niezrozumiały, bo nagle wydaje się, że bohater robi coś, czego nie powinien, kiedy w rzeczywistości chodzi o drugiego członka rodziny. Teoretycznie ratują Cię rodzaje czasowników, bo akurat masz mieszane rodzeństwa, ale czy mimo to warto stwarzać niejednoznaczne sytuacje?

Tamara:
Będziemy szczerze: z nią miałyśmy zdecydowanie najwięcej problemów. Nie ma żadnej zasady, że głównego bohatera z góry trzeba polubić i zgadzać się z nim w stu procentach. Wręcz przeciwnie, to postacie w jak największym stopniu przypominające nas samych – a więc posiadające zarówno zalety, jak i wady, dobre i złe strony – stają się nam najbliższe. To im najmocniej kibicujemy. Sztuka polega na tym, by autor umiejętnie przedstawił czytelnikowi motywacje postępowania głównych bohaterów; żeby czytanie fragmentów z perspektywy danej postaci było przyjemnością, a nie męczarnią.
Tamara nie jest kreowana przez Ciebie na Mary Sue i chwała Ci za to; problem polega na skrajnościach w jej zachowaniu i przemyśleniach w sporym stopniu związanymi z tym, czego jako czytelnicy o niej nie wiemy. Mimo że w ośmiu rozdziałach dostała najwięcej miejsca na ekranie, to tak naprawdę trudno powiedzieć coś więcej w obiektywny sposób o jej życiowej sytuacji. Wszelkie wiadomości o przeszłości głównej bohaterki bardzo kurczowo trzymasz w tajemnicy, podając jedynie jakieś imiona czy urywki informacji, które niczego nie tłumaczą, a powodują tylko frustrację w odbiorcach.
Przez to, że nie mamy praktycznie żadnej wiedzy o sytuacji Tamary zarówno w teraźniejszości, jak i przeszłości, jako czytelnicy nie możemy odnieść się w żaden sposób do jej – jakby nie było – dość kontrowersyjnego i nieświadczącego korzystnie o stabilności emocjonalnej zachowania. Ledwo poznajemy jej imię, a ona już w myślach wyobraża sobie, jak robi krzywdę rówieśnikom, i nie brzmi to na żart. Owszem, oczywiste jest, że dziewczynę prześladują w szkole, prawdopodobnie bez powodu, ale nie mając odniesienia, nie czuje się wobec niej współczucia, tylko raczej się jej obawia. Stawia na równi z oprawcami, a pewnie nie o to Ci chodziło.
Uczucie to narasta, gdy poznajemy opisy większości jej przeżyć wewnętrznych. Wydają się one mocno „zawyżone” w stosunku do tego, co się dzieje. I znowu, gdybyśmy posiadali więcej informacji na temat przeszłości Tamary, być może nie rzucałoby się to tak bardzo w oczy i nie budziło wobec niej odruchowej awersji. Rozumielibyśmy ją. Obie jesteśmy niemal pewne, że Tamara przeżyła w dzieciństwie bardzo nieprzyjemne wydarzenia, być może związane z wydarzeniem pięć lat wcześniej, natomiast jako że informacji nie ma w samym tekście, to wrażenie niesmaku i niechęci jest mocniejsze niż próba zrozumienia zachowania nastolatki.
Ponadto, jak już wspomniałyśmy, główna bohaterka opowiadania przedstawia się jako osoba bardzo niestabilna emocjonalnie. Potrafi w tym samym rozdziale stwierdzić, że Chris to jedyna osoba, na której może polegać, a równocześnie, że nikogo bliskiego przy sobie nie ma – to samo tyczy się Elizabeth. Wobec swojej opiekunki dziewczyna jest wręcz niewdzięczna, za to w momencie, kiedy faktycznie mogłaby zacząć się „czepiać”, tego nie robi, ponieważ imperatywowi to nie po drodze – chodzi o fragment, w którym Elizabeth nie dziwi się zmianie koloru tęczówek nastolatki.
Mówiąc krótko, drama rozgrywająca się w głowie Tamary bez obiektywnie zarysowanego tła wypada śmiesznie i mało przekonująco. Dlatego właśnie o wiele lepiej prezentują się fragmenty, w których dziewczyna tyle nie rozmyśla, a działa. Na przykład scena, w której szukała pana Lee i chciała mu pomóc albo to, jak wysłuchała rozterek Chrisa dotyczących jego przyszłości, co świadczy, że faktycznie uważa się za jego przyjaciółkę i chce mu pomóc. Z drugiej strony na przykład to, że Tamara przejmuje się przemianą koloru oczu i mocami, jest jak najbardziej uzasadnione, ponieważ i ona, i my jako czytelnicy znamy powód tego przejmowania się i większość ludzi zapewne zachowałaby się tak samo. Mamy nadzieję, że to rozumiesz.
Na końcu dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do Chrisa nie wiemy praktycznie nic o zainteresowaniach czy marzeniach Tamary, mimo że hipotetycznie tak wiele fragmentów było opisywanych z jej perspektywy. Ledwo można zauważyć zainteresowanie dziewczyny tańcem, bo poświęciłaś na to dwa zdania stanowiące suchą ekspozycję. Warto zwrócić większą uwagę nie tylko na samo zagadnienie, ale również sposób jego przedstawienia.

Chris:
Mniej go w opowiadaniu niż Tamary, a więcej o nim wiemy (choć jego nazwiska nie podałaś!) i jest znacznie lepiej od niej wykreowany. Być może jako chłopak nie pogrąża się w rozmyślaniach aż tak bardzo jak jego przyjaciółka, ale podejrzewamy, że chodzi o coś więcej. Po prostu postanowiłaś go bardziej zaprezentować, niż opisywać za pomocą kontrowersyjnych i niestabilnych przemyśleń, co zdecydowanie wyszło i tobie, i jemu na plus.
Owszem, można by powiedzieć, że pierwsza sytuacja, w jakiej go spotykamy, czyli chęć zerwania, a następnie samo zerwanie z byłą dziewczyną, jest dość dramatyczna. Natomiast została przedstawiona znacznie lepiej niż opisy uczuć Tamary. Po pierwsze dlatego, że większy nacisk postawiłaś na opisanie faktów, czyli to, jak wyglądał ich związek, a po drugie ze względu na stabilność emocjonalną samego Chrisa. Czytelnik z pewnością nie odczuje wobec niego niechęci w tej sytuacji, mimo że sama scena nie należy do najprzyjemniejszych.
Ponadto, jak już wspominałyśmy wyżej, w przypadku Chrisa już od początku bardziej skupiłaś się opisie jego marzeń i zainteresowań, jak również obiektywnie przedstawiłaś relację z matką – za pomocą sceny, a nie jedynie opisu. Chłopak wydaje się naprawdę w porządku, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że przez rok nie powiedział przyjaciółce nic na temat swoich mocy. To nastolatek, który ma mniej więcej poukładane w głowie, wie, czego chce, nie boi się opinii innych i pragnie spełniać marzenia. Równocześnie dba o ważne dla siebie osoby (Tamara, siostra) i istotna jest dla niego szczerość w relacjach – mówimy tutaj o sposobie zerwania z byłą dziewczyną. Uznałybyśmy go również, przynajmniej na razie, za osobę bystrą, rozsądną (np. rady dotyczące policji) i wykazującą się odwagą w sytuacjach zagrożenia (napad na Tamarę). Jednym słowem, prezentuje się znacznie lepiej niż protagonistka.
Z czysto technicznych, acz istotnych kwestii brakuje szerszego opisu wyglądu Chrisa. To ciekawe, że dokładniej opisałaś oprawców Tamary z pierwszego rozdziału niż głównych bohaterów.
Bardzo ciekawi nas, w jaki sposób ta dwójka się zaprzyjaźniła. W skrócie o tym napisałaś, ale to sam proces zacieśniania relacji jest intrygujący.

Bohaterowie poboczni:
Budujesz ich przede wszystkim na zasadzie jednej przeważającej cechy i paru pomocniczych. Sprawdza się to dobrze, nie pozwalając postaciom wpaść w pułapkę monotonii.
Pan Lee – sympatyczny, poczciwy staruszek z chińskiego sklepu, a może ktoś więcej, ukrywający się pod niegroźną fasadą? Zdecydowanie to drugie. Pan Lee jest dość enigmatyczną postacią, swego rodzaju mentorem dla Tamary – widać, że dobrze jej życzy. Tylko jego zniknięcie w dzień, kiedy spotkała Alexa, brzmi dość podejrzane, nie sądzisz? No i dlaczego jako jedyny jest określany swoim kontynentalnym i narodowym pochodzeniem? A gdzie wszyscy Amerykanie i Europejczycy, hm?
Trochę szkoda, że relacja między Lee a Tamarą została na razie dość mętnie zarysowana – nie do końca wiadomo, w jakim stopniu są ze sobą blisko. W jej myślach padają takie słowa jak przyjaciel i przyszywany wujek – według bohaterki nie do końca celne, ale dające pewien obraz zażyłości. Tyle, że raz Tamara nie jest w stanie zapamiętać nazwy sklepu ani nie ma zamiaru nawet odwiedzać staruszka, innym zaś chce z nim dyskutować o tym, że nie czuje się bezpiecznie, jeszcze innym okazuje się, że odwiedza go od dwóch lat i nie ma problemu z przyjmowaniem od niego prezentów. Niby te rzeczy się nie wykluczają (mam nawet wrażenie, że np. początkowo mylną interpretację wprowadza kiepski dobór słów w pierwszym rozdziale), ale mając z jednej strony pewne lekceważenie, a z drugiej zaufanie, nie składa się to w jednolity obrazek.
Mimo wszystko ten bohater wzbudza w nas pozytywne uczucia i mamy nadzieję, że przyszłości będzie pojawiać się on częściej.
Alex – kreujesz go na arystokratę, majestatyczną personę. Widać Twoje starania, by pod maską dystyngowania i delikatności zrobić z niego drapieżnika. Przywodzi na myśl romantyczne wyobrażenie wampira, istoty w pewien sposób zmysłowej, ale i niebezpiecznej. Kogoś, kto żyje od dawna i postrzega śmiertelników w nieco odległy sposób, zakładamy więc, że należy do niebezpiecznej rasy demonów. A potem nazywasz go... Rudzielcem. To się bardzo gryzie i psuje cały nabudowany efekt. To nie jest w żadnym razie wyrafinowane określenie i dużo bardziej pasuje komuś w typie chochlika. Alex z całą pewnością zadziorności czy duchowej młodzieńczości w sobie nie ma, ot, starodawny dżentelmen.
Póki co ciężko powiedzieć, jaką ma spełniać funkcję w tej historii. Na pierwszy rzut oka – antagonista. Ale czy na pewno? Wygląda raczej na jednego z kapitanów wykonującego polecenia z góry, ale nie dowódcę. Ostatecznie nie wzbudza zbytniego respektu: dużo gada, obserwuje i straszy protagonistów, ale mało robi. Podejrzewamy, że nie o taki efekt Ci chodziło.

Niektórzy bohaterowie pojawili się dotychczas w zbyt małym natężeniu, żebyśmy mogły wypowiedzieć się na ich temat, choć można wyczuć, że w przyszłości odznaczą się na fabule. Zaliczają się do nich między innymi: Sandra, Barid Roshan i Alexis.
Bohaterowie epizodyczni, tacy jak banda ze szkoły, rodzina i znajomi protagonistów, sprawują się nieźle – spełniają swoje funkcje wystarczająco dobrze, by działali na rzecz fabuły, ale nie wyróżniają się na tyle, by odbierać blask reflektorów ważniejszym graczom. Każdy posiada jakąś unikalną cechę, która go identyfikuje i więcej im nie potrzeba.

Styl:
Jest niezły – potrafisz sprawnie balansować długością zdań tak, aby tekst miał w sobie dynamikę, i dostosowywać ją w zależności od potrzeb danej sceny. Nie szukasz dziwnych porównań, określeń czy eksperymentalnych form, nie przesadzasz ze związkami frazeologicznymi. W kwestii budowy zdań trzymasz się klasyki i zdaje się Ci to służyć, bo potknięć znalazłyśmy niewiele.
Zasób słów masz niezgorszy, chociaż miejscami niestety pojawiają się różnego rodzaju powtórki, przykładowo w scenie ataku Alexa, kiedy przeżycia Tamary zaczynają się zapętlać. Od czasu do czasu zdarza Ci się na siłę szukać synonimów. W efekcie z powinna wychodzi winna, która nie pasuje do ogólnego stylu wypowiedzi narratora i brzmi sztucznie, gdyż nie jest to celowa stylizacja, a jedynie przypadkowa i jednostkowa sytuacja. Niestety, pojedyncze wyrazy potrafią zachwiać całym tekstem. Dobranie pasujących słów może czasem okazać się niezwykle trudne, ale warto nad tym przysiąść, od czasu do czasu zmienić parę rzeczy po drodze, a jeśli trzeba, zostawić je do przemyślenia na później. Z drugiej strony nie ma co męczyć się tygodniami nad jednym określeniem. Niekiedy trzeba odpuścić i najzwyczajniej w świecie się powtórzyć. Ostatecznie lepsze to niż zaburzona spójność.
Ewidentnie lubisz też duże litery – Rudzielec, Anioł, Yaoguai, Posiadacze. Czy każde z nich trzeba aż tak akcentować? Pisząc krasnolud, grubas czy wybraniec, używa się przecież małych liter. Taki zabieg trąci tanią fantastyką, gdzie wszystko uważa się za przesadnie ważne.
Jak już jesteśmy przy bohaterach, warto pochylić się trochę bardziej nad podmiotami. Im bardziej emocjonalny jest jakiś fragment bądź im więcej postaci w nim występuje (szczególnie tej samej płci, a więc z tymi samymi końcówkami), tym większy masz problem z utrzymaniem w ryzach podmiotu. Czasem w jednym akapicie zmienia się on kilkakrotnie bez prawidłowego podawania, kto co robi. Potrafią wyjść z tego niestety nielogiczne kwiatki, na przykład gdy coś ewidentnie nieożywionego nagle zostaje ożywione i otrzymuje ludzkie możliwości (czyli mówiąc bardziej profesjonalnie, staje się uosobione).
W tekście znajdą się również inne, nieco bardziej rozległe elementy do poprawy. Przede wszystkim całość czyta się dość sztywno. Momentami zdaniom brakuje lekkości i płynności, jakby w jednych miejscach wyrazów (bądź sylab) w zdaniu było za dużo, a w innych za mało. Przekłada się to na kiepską melodyjność tekstu. Spróbuj czytania na głos, wtedy łatwiej wyłapać miejsca, w których coś zgrzyta – jeśli zatrzymujesz się przy jakimś wyrazie, bo wydaje się on nie pasować do reszty, to znak, że przydałoby się go zmienić. Z drugiej strony warto też przejeżdżać wzrokiem po tekście bez jego czytania, patrząc na sam graficzny układ słów. Jeśli jakieś zwraca (lub zwracają) niepotrzebną uwagę albo po prostu sam jego wygląd wydaje się nie na miejscu, lepiej coś z tym zrobić.
Poza tym naturalność tekstowi odbiera nagminne unikanie zaimków dzierżawczych (przede wszystkim jej). Niby istnieją sytuacje, kiedy da radę się bez nich obyć, ale na ogół brzmi to dziwacznie i najzwyczajniej w świecie sztucznie, bo żaden człowiek tak nie mówi ani nie myśli. Można wręcz powiedzieć, że dosłownie widać miejsca, gdzie zaimki normalnie by się znalazły, i gdzie Twoja ręka specjalnie przepisywała zdanie, by się ich pozbyć. Daj sobie więcej luzu – trzy, cztery zaimki więcej na rozdział będzie akurat. Miej na uwadze, że skrajność w żadną stronę nie jest dobra.
Czasem te zaimki generują problemy z podmiotami – kiedy opierasz się za bardzo na domyślnych, a końcówki są takie same, ze zdania nie da się wywnioskować na sto procent, kogo/co masz na myśli. Szczególnie da się to zauważyć w scenach, w których pojawia się więcej postaci.
Masz z kolei nieprzyjemną manierę wciskania wszędzie zaimków wskazujących, kiedy to zupełnie zbędne, np. w tych oczach, na tych nogach, ten ładunek.

Opisy:
Myślę, że miłośnicy opisów nie powinni być zawiedzeni – jesteś dość dokładna w opisywaniu zarówno bohaterów, jak i otoczenia, ale nie zbyt dokładna, żeby nużyć. Od czasu do czasu przypominasz o tym, w jaki dana osoba wygląda – to dobre posunięcie.
Gdybyśmy miały wybrzydzać, powiedziałybyśmy, że zabrakło nieco bardziej charakterystycznych określeń dla protagonistów – Tamary i Chrisa – czegoś, co mogłybyśmy z nimi natychmiastowo kojarzyć. Pamiętamy jedynie dość ogólnie brzmiące blond włosy i niebieskie oczy; identyczna kombinacja, jakby mogli być rodzeństwem. Poza tym nic.
Cieszy nas, że używasz nie tylko zmysłu wzroku, ale i powonienia; Twoje postacie odczuwają też temperatury. Zabrakło z kolei nieco tekstur i smaków. Do tego we wszystkich powyższych kategoriach brakowało pazura. Wymieniałaś przykładowo zapach pleśni czy smrodek z ust Demensa, ale na tym kończyłaś, jakby z pewnością, że ta informacja jest wystarczająca, jednak to jedynie wymienienie, pokazanie, ale nie opisanie. W efekcie całość wydawała się nieco bez życia. Jeśli nie masz ochoty na rozpisywanie się, może użyj w zamian mocniejszych, bardziej konkretnych i obrazowych słów? Zamiast nieprzyjemny zapach – kwaśny odór, zamiast zapach owoców egzotycznych – świeżość kokosa, gorycz grejpfruta itd. Trochę tak, jakbyś próbowała opisać komuś coś, czego nigdy nie doświadczył.
Dialogi:
Na ogół nie są złe, chociaż przydałoby się im od czasu do czasu więcej literackości i płynności. Twoi bohaterowie mają zwyczaj wypowiadania się w swobodny, potoczny sposób, ale niestety przy tym czasem dość nieskładny. Tego typu oddanie rzeczywistości niekoniecznie działa na korzyść tekstu. Jako idiolekt dla poszczególnej postaci byłoby to w porządku, ale już dla większej ilości osób niekoniecznie.
No właśnie, z jednej strony można stwierdzić, że nie wszyscy Twoi bohaterowie brzmią tak samo, ale z drugiej… w niemal każdym po pewnym czasie dało się wyczuć szczyptę ducha Mari Kim (jedna z nas miała okazję poczytać całkiem sporo twoich artykułów na Mariland). Twój pisarski głos, charakterystyczna mieszanka słów i konstrukcji zdań, nieco za bardzo przebijała spod słów postaci. Autonomiczność bohaterów gdzieś się zatracała, po pewnym czasie zdawali się kukiełkami w Twoich rękach, przez co trudno było się wciągnąć w ich przygody.
To uczucie nasilało się głównie przy młodych postaciach – przykładowo pan Lee opierał się temu efektowi, ale już wszelkie pyskówki pomiędzy nastolatkami brzmiały prawie identycznie. Ton, nastawienie, argumenty – wszystko to wydawało się bardzo do siebie podobne. Nawet Chris i Tamara momentami mieli takie momenty. Rozumiemy, że są najlepszymi przyjaciółmi, więc podbierają od siebie styl, ale ten argument nie do końca przekonuje. Więcej różnych sposobów wypowiedzi – oto, czego tutaj trzeba. Czegoś, czego nie dałoby się łatwo zapomnieć.
Inna kwestia – czasami przeszkadzały długie akapity opisów czy przemyśleń powplatywane między dialogi postaci. Sprawiały, że trzeba było wracać wzrokiem na sam początek, żeby odświeżyć sobie, o czym przed chwilą mówili bohaterowie. Przydałoby się je nieco skompresować.
Kiepsko wypadło też urywanie dialogów w połowie stosowane jako zakończenie danej sceny. Wypadało sztucznie, zupełnie nie na miejscu. Nie zostawiało nas oczekujących na ciąg dalszy, a po prostu zdziwionych, że nie ma nic więcej, że nieoczekiwanie przerwałaś rozmowę.
Poza tym raczej nie mamy zastrzeżeń. Stosunek dialogów do innych elementów był w porządku, ilość narracji wewnątrz nich też, choć trzeba przyznać, że pojawiło się dość sporo określeń typu: warknęła, wychrypiała albo rzekła, które, w porównaniu z przezroczystym powiedziała, w nadmiarze mogą nieco przytłaczać.

Narracja:
Zdecydowałaś się na narrację trzecioosobową z perspektywy kilku bohaterów. Zapewniło Ci to pełniejszą i większą opowieść, niż gdybyś ograniczyła się do jednego narratora, co w przypadku Białego lotosu uważamy za spory plus.
Dzieląc narrację na wiele osób, łatwiej w przyszłości będzie Ci przeszmuglować wiele potrzebnych informacji, których nie mogłabyś naturalnie ujawnić, mając tylko do dyspozycji, powiedzmy, Tamarę.
Oczywiście taki wybór łączy się zarówno z zaletami, jak i wadami. U Ciebie te drugie objawiały się najczęściej w formie nierównego rozłożenia akcentów – Tamara na razie dostała najwięcej czasu antenowego, przez co Chris wydaje się nieco zaniedbany. Jesteśmy też ciekawe, czy narracja Sandry była jednorazowa, i czy pojawi się więcej narratorów w przyszłości – przykładowo spośród innych Posiadaczy. Byłoby to z pewnością interesujące: przykładowo mogłabyś przedstawić jedno wydarzenie z różnych perspektyw. Obawiamy się tylko, że w nadmiarze mogłoby niepotrzebnie rozbuchać opowieść do rozmiarów intrygi rodem z Gry o tron, dlatego zastanawiamy się, jak sobie to wszystko rozplanowałaś.
Wracając do minusów – słowem kluczem do wszystkich poniższych zarzutów będzie spójność, a raczej jej brak.
Masz ewidentne problemy z zapanowaniem nad narracyjnym dystansem w opowiadaniu – subiektywność miesza się z obiektywnością w dość nieprzewidywalny sposób. Raz jesteśmy blisko myśli i poglądów bohaterów, kiedy to narrator podchwytuje ich osobowość, innym razem daleko, gdy narracja staje się kompletnie neutralna oraz rzeczowa, a potem gdzieś pośrodku, i tak w kółko. Tutaj możesz znaleźć wideo (niestety po angielsku) omawiające dość szeroko tę kwestię – link.
W narrację wdarła się niekonsekwencja. Przez większość czasu przywodzi na myśl styl artystyczny, ale czasem pojawiają się zdania zawierające potocyzmy, sugerujące mowę pozornie zależną. Albo jeszcze lepiej, w tym samym wypowiedzeniu znajdują się oba: Chociaż nadal ubolewał nad tym, że przemowę trafił szlag – pierwsza lepsza osoba nie pomyśli, że ubolewa nad czymś, tak samo jak obiektywny narrator, że coś trafił szlag. Dodatkowo ramię w ramię pojawiają się też archaizmy i kolokwializmy: Wiedziała, to bez sensu i żadna amunicja nie powstrzyma typa. – Jasne, zależało Ci na ominięciu powtórzenia że, ale to wciąż razi, bo nadaje narracji niespójny ton, przechodząc z jednej skrajności w drugą. Wyczucie fałszu może stać się dla co uważniejszego czytelnika murem nie do przejścia. Zdecyduj się albo na pełną stylizację pod charakter danej postaci, albo na obiektywnego narratora. Ewentualnie potoczne wstawki przepisz jako myśli bohatera i potraktuj kursywą czy cudzysłowem.
W narracji pojawia się zarówno narrator wszechwiedzący, jak i ograniczony do wiedzy danego bohatera. Przykładowo – kiedy narracja jest niby prowadzona z perspektywy Chrisa, imię Demensa pojawia w niej, zanim zostaje ujawnione przez inną postać. Protagonista nie mógł znać tej informacji, co sugeruje narratora, który posiada całą wiedzę o przedstawianej historii. Kiedy jednak Tamara pierwszy raz ściera się z Alexem, narrator ogranicza się jedynie do tego, co zostaje jej przekazane ustnie. W przypadku Twojego opowiadania najlepszym rozwiązaniem byłoby pozbyć się elementów sugerujących wszechwiedzącą opcję, gdyż ewidentnie stawiasz na tajemnice, a taki narrator, jak wiadomo, obdziera w pewnym sensie tekst z klimatu enigmatyczności.
Z drugiej strony, jak na osoby, zza których pleców miałaby być opowiadana historia, Twoi narratorzy zachowują się czasem nienaturalnie, cenzurując w myślach samych siebie, żeby na siłę zataić pewne informacje. Najlepszy przykład – Chris. Zamiast myśleć o Melissie po imieniu, używa tajemniczej jej albo dziewczyny. Opisywanie ukochanej jak obcej osoby jest dziwne, nawet jeśli Chris chciałby się w ten sposób od niej mentalnie odgrodzić. Sugeruje to więc suchego narratora, który każdą nowo napotkaną postać będzie traktował jak obcą.
Tak samo sytuacja wygląda z opisami, które mają w sobie niewiele indywidualnych przemyśleń danej postaci, a sporo beznamiętnych stwierdzeń. Tamara zdaje się opisywać pana Lee, jakby widziała go pierwszy raz w życiu, a nie odwiedzała od dwóch lat. Identycznie jak z chłopakami, którzy wcześniej się jej czepiają – stery zdecydowanie przejmuje tu oddzielny narrator-kronikarz.
Czasem niepotrzebnie rzucasz ekspozycją, np. tu: Postanowiła zacząć od pracy domowej z koreańskiego. Bardzo lubiła ten przedmiot i ten język, więc szybko uwinęła się z lekcjami, a nawet rozwiązała kilka dodatkowych zadań. Przecież gdyby Tamara nie lubiła koreańskiego, nie przerabiałaby tych dodatkowych zadań, to się rozumie samo przez się.
Zainteresowaniu tańcem też nie poświęciłaś zbyt wiele uwagi, jedynie parę zdań streszczenia: Niedbale wrzuciła do szafki parę butów i trzasnęła drzwiczkami. Nadal nie mogła przeboleć, że dzisiaj ani trochę się nie popisała na zajęciach z tańca. Zaczęła mylić kroki, co jej się prawie w ogóle nie zdarzało. Przez to największa rywalka Tamary mogła zalśnić, a potem z podniesionym głosem się przechwalać. To jeszcze bardziej ją drażniło. Dlaczego nie stworzyłaś do tego sceny, tylko jej suchą namiastkę? Nieco zakamuflowaną, ale wciąż spełniającą identyczną funkcję szybkiego podania informacji. Uznałaś ten wątek za mało ważny? Ale przecież o życiu Tamary nie wiadomo prawie nic, więc poświęcenie jednego fragmentu na jej hobby to wręcz logiczne posunięcie. Jeśli nie teraz, kiedy będzie czas na takie szczegóły? Przecież nie wtedy, gdy zacznie walczyć z demonami i tajną, złą organizacją. Bardzo też szkoda, że do siódmego rozdziału tematu tańca zupełnie nie było. Takie rzeczy powinny się pojawiać w narracji od początku, chociażby jako wskazówki, np. bohaterka wiele razy jest zaczepiana lub napadana – czy nie powinna więc pochwalić się przy tym swoją koordynacją i kondycją? Czy w wolnych chwilach, a może podczas stresu, nie powinna nieświadomie się rozciągać? Albo wracając do domu, słuchać muzyki i w głowie przypominać sobie układ taneczny? Czy nie mogłabyś wykorzystać tajemniczej rywalki choćby tylko po to, by stworzyć krótką scenę na ten temat?
Póki co zainteresowania Tamary są pustym gadaniem, niemającym odzwierciedlenia w jej życiu, a to bardzo spłaszcza narrację, zabiera jej realizm. Musisz pamiętać, że jeśli dany bohater posiada jakieś przymioty, nie możesz ich włączać i wyłączać, kiedy Ci wygodnie. W choćby nawet najmniejszym stopniu powinny cały czas być obecne w jego życiu.

Logika
Ogólnie rzecz biorąc, z logiką w tekście nie jest źle. Większość z tego, co piszesz, brzmi zrozumiale i sensownie. Problemem bywają różnego rodzaju niuanse.
Pierwszy, dość specyficzny, ale jednocześnie chyba największy kłopot polega na tym, że to kolejna wersja tego samego opowiadania. Podejrzewamy, że ta historia ma wiele, wiele lat i wiele, wiele wersji. Z jednej strony to dobrze, że jesteś wobec siebie i tekstu krytyczna i chcesz go udoskonalać, z drugiej poprawianie zawsze niesie za sobą pewne trudności, a już szczególnie w sytuacji, gdy robi się to po raz enty. A z tego, co wiemy, przepisujesz opowiadanie nie pierwszy raz.
W takim przypadku trudno jest się samemu nie pogubić w zawiłościach fabuły, a co dopiero sprawić, żeby to samo nie spotkało czytelnika. Nawet tak niby nieistotny fakt, jak to, że w jednej wersji bohater miał mieć zielone oczy, a potem niebieskie, może z łatwością umknąć nawet najbardziej pedantycznemu i drobiazgowemu z natury autorowi, a czytanie tysięczny raz tego samego tekstu może tylko bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
W opisywanej sytuacji łatwiej jest również zapomnieć, czy w obecnej odsłonie opowiadania już się o czymś powiedziało, czy jeszcze nie, a przez to strzelić logiczny bubel. W Twojej opowieści idealnym na to przykładem zdaje się być wspomnienie o Nicku tak, jakbyśmy jako czytelnicy mieli dobrze wiedzieć, kim on jest. To ze starych komentarzy, które omawiały poprzednie wersje, dowiedziałyśmy się, że to syn Elisabeth, a nie z obecnego tekstu. Musisz bardzo uważać na tego rodzaju pułapki. Czasem przepisywanie bywa trudniejsze niż pisanie od początku.
Przepisywanie po raz kolejny tego samego może prowadzić również do zmęczenia materiału i zdaje nam się, że dostrzegłyśmy tę reakcję u Ciebie. Widać, że nie masz już cierpliwości do nudnych początków (a także niektórych pobocznych wątków i postaci). Tniesz i skracasz na potęgę wszystko, co da się ciąć i skrócić. Pamiętamy z poprzedniej wersji chociażby to, że Chris i Melissa przez jakiś byli jeszcze parą – tutaj zaczynasz od sceny ich zerwania. Przez takie traktowanie prezentowane wydarzenia nie mają odpowiedniej podbudowy, skrótowość nie pozwala wątkom odpowiednio wybrzmieć. Boimy się, że na dłuższą metę może to poważnie zaszkodzić „Białemu lotosowi” – w Twojej głowie opowiadanie będzie okrąglutkie i ładnie rozwinięte, ale dla czytelników okrojone i suche. Trzeba zachować w tym wszystkim złoty środek.
Innym dość często powtarzającym się błędem logicznym w tekście jest to, o czym częściowo pisałyśmy już przy bohaterach. Chodzi mianowicie o momenty, w których chcesz niepotrzebnie wprowadzić sztuczną tajemnicę. Masz na przykład tendencję do niepodawania imion czy ksywek bohaterów i nazywania ich za pomocą zaimków, mimo że za parę akapitów i tak dzielisz się tymi informacjami, bo wcale nie chciałaś tak naprawdę trzymać tego w tajemnicy albo byłoby to skrajnie nielogiczne (np. gdyby Chris nie znał imienia swojej dziewczyny). Zupełnie niepotrzebnie panował więc zamęt.
Wprowadzanie w scenę bywa u Ciebie problematyczne. Na przykład pierwsza akcja w opowiadaniu zaczyna się bez odpowiedniego wejścia za pomocą tła i przez zbyt dużą ilość bohaterów nie można zawsze jasno określić, co kto mówi. Innym razem dopiero w połowie okazuje się, że to Tamara, dobrze przecież znana Chrisowi dziewczyna, jest napastowaną „nieznajomą” – to z kolei są problemy z narracją, o których również wspominałyśmy.
Podobnie jak początki scen również ich kończenie bywa kłopotliwe. Zazwyczaj mamy jakąś konkluzję i bardzo dobrze, ale czasem, szczególnie gdy przedstawiasz jakiś dialog, potrafisz urwać rozmowę w połowie. Czytelnik aż się zastanawia, czy czegoś nie przeoczył, czy to naprawdę koniec. Tak kończy się chociażby ósmy, ostatni dla nas rozdział.
Nielogiczne często są przemyślenia Tamary, ale to akurat może być celowe; zresztą zagadnienie to zostało opisane w wystarczająco szeroki sposób na górze, więc nie ma sensu się powtarzać.
Zastanawia nas jeszcze jedna kwestia, związana z technikaliami na blogu. Zauważyłyśmy, że poprawione rozdziały pojawiają się w miejsce starych, datą sięgających do 2016 – widać to po komentarzach w większości niemających nic wspólnego z obecną treścią. Jak to działa od strony czytelników? Czy kiedy aktualizujesz posty, zostają powiadamiani automatycznie? Skąd wiedzą, czy zmieniłaś tylko parę zdań i nie ma sensu brać się za czytanie, czy cały rozdział i jednak należałoby wziąć się za lekturę od nowa, jeśli nie śledzą Cię na bieżąco? Przyznajemy, że nie mamy wielkiego doświadczenia w tym temacie, a jesteśmy ciekawe, jak Ty i Twoi czytelnicy sobie z tym radzicie.

Poprawność językowa
Nie mamy do tej części wielu zastrzeżeń. Jesteśmy pewne, że na przestrzeni lat zrobiłaś kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o poprawność tekstu. Błędy, które popełniasz, częściowo wynikają zapewne z nieuwagi (literówki). Umiesz poprawnie technicznie zapisywać dialogi, znasz w większości zasady ortografii i interpunkcji.
Co do ortografii czasami zdarzają Ci się błędy w odmianach czasowników – np.: „[On] połkną” zamiast „on połknął”, brak „ę” przy pierwszej osobie albo nieporawny zapis z partykułą „nie” przy mniej oczywistych przypadkach. Zapamiętałyśmy również „nóż” zamiast “nuż” w powiedzeniu „a nuż, widelec”.
Jeśli chodzi o interpunkcję, jest naprawdę dobrze. Przecinków brakuje czasem w dość trudnych zdaniach złożonych, np. przed „aż”. Zauważyłyśmy, że często sprawia Ci problem słówko „jak”: tam, gdzie faktycznie zaczyna ono zdanie podrzędne, przecinka brakuje, a tam, gdzie nie – pojawia się nadprogramowy znak interpunkcyjny. Czasem nadużywasz wielokropków, szczególnie w dialogach.
Bardziej poważnymi, choć niezdarzającymi się często błędami, są dziwne połączenia wyrazowe lub błędnie zapisane bądź pomieszane frazeologizmy (np. „podkopał dołki”, zamiast „kopał”, „ktoś przelałał szalę goryczy” zamiast „coś przeważyło szalę/czara goryczy została przelana”). Pomocny może być słownik związków frazeologicznych, na przykład internetowy. Zdarza Ci się także popełnić błędy gramatyczne, np.: „wyrwać od Chrisa poduszkę” zamiast „Chrisowi” albo „[...] mówić o spotkaniu z tym Rudzielcem ani tego, co zrobił” zamiast „o tym, co zrobił”. Odnosimy wrażenie, że tego typu błędy pojawiają się częściej w tych momentach, w których na siłę próbowałaś coś przekombinować.
Inne błędy zostały opisane przede wszystkim w sekcji dotyczącej stylu, więc nie będziemy się tutaj niepotrzebnie powtarzać. W końcu powtórzenia, również merytoryczne, także należą do błędów, na jakie często można się natknąć w różnych tekstach.

Podsumowanie w skrócie:
Dobre strony:
– interesujące połączenie chińskiej mitologii z elementami magicznymi;
– wzbudzający sympatię główny bohater;
– sprawnie nakreślone postacie poboczne;
– ciekawie zarysowana fabuła;
– dość wysoki poziom poprawności językowej.

Złe strony:
– wzbudzająca niechęć, niezrozumiała i niespójna główna bohaterka;
– niespójna narracja;
– brak równowagi między ilością narracji dwójki głównych bohaterów;
– zdecydowany nadmiar bądź wręcz niedobór zaimków.

Przydatne linki:
opisy;
narracja.

OCENA KOŃCOWA: 4
Właściwie od razu zadecydowałyśmy, że wystawiamy Ci czwórkę. Zastanawiałyśmy się tylko, czy przy tej nocie należy Ci się jakiś znak: czy to w postaci plusa, czy minusa. Po dyskusjach postanowiłyśmy nie dodawać nic.
Opowiadanie w swojej najnowszej odsłonie to dopiero początek historii. Można w niej wyczuć potencjał na dobrą i ciekawą lekturę, ale pewności nigdy mieć się nie powinno. Podobnie sprawa stoi z poprawnością językową: na pewno jej dość wysoka jakość w dużej części jest Twoją zasługą, ale nie wiadomo, na ile to kwestia dobrej bety. Rozdziały 1-6 (betowane) i 7-8 (niebetowane) nie różnią się od siebie znacząco, może pomijając to, że ostatniego rozdziału nie przeczytałaś chyba zbyt dokładnie – miał stosunkowo sporo literówek. Wracając jednak do meritum, mocna czwórka wydaje się nam na tę chwilę najbardziej sprawiedliwą notą.
Chyba najmilszymi słowami, jakimi możemy się z Tobą podzielić, są te, że „Biały lotos” nas zainteresował. Obie jesteśmy ciekawe, jak dalej potoczy się ta historia, co konkretnie zaplanowałaś dla swoich bohaterów. Obie chętnie przeczytałybśmy ciąg dalszy i jeśli ten powstanie, bardzo prosimy o podzielenie się nim z nami.
Tego typu historia to nie lada wyzwanie – wymyślenie, a następnie napisanie high fantasy to zdecydowanie wyższa szkoła wtajemniczenia. Żeby sfinalizować napisanie takiej opowieści, potrzeba dużo więcej niż dobrych pomysłów i warsztatu. Trzeba naprawdę dużo się napracować, mieć masę samozaparcia i cierpliwości. Pytaniem z niełatwą do podania odpowiedzią jest także to, czy autor aby na pewno chce pracować nad tym samym tekstem po raz któryś tam z kolei czy nie.
Cokolwiek postanowisz i o czymkolwiek będziesz pisać, mocno trzymamy za Ciebie i Twoją twórczość kciuki. Mamy także nadzieję na owocną dyskusję pod oceną.

107 komentarzy:

  1. Zaczęłam czytać i już od początku zastanawia mnie, na jakiej podstawie poprawiacie zdjęcie, które nie jest udostępnione w Google na wolnej licencji? ;) Bo wątpię, by twórcy musicalu Draculi (a przynajmniej plakatu) przewidywali taką możliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za moją ignorancję i obiecuję, że na przyszłość będę ostrożniejsza. Faktem jest, że kiedy Mari nie dała na blogu żadnej wzmianki o pochodzeniu zdjęcia, powinnam była przeprowadzić śledztwo na własną rękę i sprawdzić, jaką ma licencję, żeby nie powielać jej błędu z łamaniem praw autorskich.
      Zdjęcie już wyleciało z ocenki. ;)

      Usuń
    2. W sumie to ma sens, nie pomyślałam o tym z perspektywy Mari jako korzystającej z grafiki, zdziwiła mnie raczej w samej ocenie. BTW., przeczytałam ocenę i chcę się nagadać, jako że czytuję i betuję Mari, i aż świerzbiło mnie, by zajrzeć do treści. Ale nie chcę, byście mnie odbierały jako adwokata czy coś. Przychodzę tu niezrzeszona, nie-jako-oceniająca-z-ws i nie jako czepliwa maruda. O! :) To sztama i lecimy z moimi uwagami.

      – Brakuje „jej” przy „działaniu na nerwach”, bo mamy do czynienia z subiektywną opinią Tamary. – Nie bardzo brakuje, bo POV nie wymaga takich dopowiedzeń. Poza tym Tami mogła zauważyć lub zwyczajnie wiedzieć, że typ działał na nerwy nie tylko jej, ale ogólnie innym znajomym też. Bo trzeba przyznać, że jest wkurzający.

      nie, nie musi przywyknąć do obelg, wręcz nie powinna, ponieważ nie powinna być nimi obrzucana. – czy to przypadkiem nie podchodzi pod narzucanie Mari kreacji postaci? Tami, z tego co wiem, generalnie ma być raczej niepewna i słabo ogarnięta, wycofana, co potem zresztą w tekście chyba bardziej widać, więc tutaj nieprzywykanie do obelg pokazywałoby jakąś pewność siebie – cenioną przez czytelnika, jasne – ale to zupełna odwrotność tego, co Mari chciałaby uzyskać w charakterze Tami. Niby nic, a coś.

      To zawsze dość frustrujące, jak bohaterowie mówią o czymś, o czym czytelnicy nie wiedzą (tajemniczy gniewni), ale jakoś przeżyję. – No to będzie kłopotów więcej i więcej, i pewnie w wersji x-raz poprawionej, bo się z Mari uwzięłyśmy na POV-y. xD

      Brak tego czynnika wywołuje swego rodzaju niepokój, a w głowie pojawia się ciągle pytanie „kto to, do cholery, jest?”, które skutecznie odciąga od treści fragmentu. (...) Jak myślisz, czemu spotykając nowych ludzi, z miejsca się przedstawiamy? – W sumie to jest bez sensu. POV-y nie wymagają podawania imion od razu (zresztą nie ma żadnej reguły na ten temat), bo postać nie musi przedstawiać się sama sobie, w swoich myślach, w swoim punkcie widzenia, perspektywie i tak dalej (zgadzam się jednak, że Chris mógłby nazwać swoją dziewczynę normalnie, bez kombinowania). Nie wiem, nie potrafisz sobie wyobrazić postaci po tym, jak składa myśli i o czym, bo na gwałt potrzebujesz jej imię? Nie skupisz się na rozmowie z przechodniem, bo ci się nie przedstawi i wymusisz na nim podanie ręki tu i teraz? Takie trochę lol.

      Usuń
    3. Chris i Christie? Ich rodzice nie są raczej zbyt kreatywni. – Eee... To akurat częsta sytuacja, kiedy rodzice nazywają dzieciaki podobnie, nie wiem, Olek i Ola albo Karol i Karolina. Fakt, że jak się zbiegło z Alexami, to już słabo to wygląda, ale na tamtym etapie oceny, gdy Alexa nie znamy, bardziej wygląda jak czepliwość. W podsumowaniu rozwinięte brzmi lepiej.

      nie powinno się określać bohaterów po kolorze włosu czy oczu, no chyba że to byłby pseudonim Alexa, co jest możliwe, sądząc po następnych rozdziałach, ale nie pasuje do samego bohatera. – A nie wpadłyście na to, że skoro Rudzielec napisany jest wielką literą, to to MUSI być ksywka? Tak z marszu? Mało – że skoro mamy zalążki POV (jaki by nie był, ale POV xDD), to Tamara mu właśnie w tamtym momencie dała mu tę ksywkę? Więc po co ma ona pasować do bohatera? Wystarczy, że pasuje do Tami.
      Przy czym zgadzam się z tym, podpisując się rękami i nogami, że Tami brakuje takich wstawek typu typ więcej. Naturalnych, młodzieżowych, ludzkich wstawek z młodzieżowego słownika. To może dlatego ten jeden samotny typ tak rzuca się w oczy. Bo w tej wersji straszna z Tami sztywniara.

      „Strasznie” to zbyt kolokwialne określenie, jeśli używasz go w opisie, a nie w dialogu. Powinno być „bardzo” lub „niesamowicie”. – Ekhm. *szepta*: ale to POV... i to przeżywającej jak mrówka okres wszystko szesnastolatki...
      W sumie całkiem sporo uwag można podpiąć pod POV. I wasza uwaga w podsumowaniu o tym, że w tekście przeplata się z POV-em Tamary jakiś narrator wszystkowiedzący oznacza, że ten POV musi cały czas ledwo raczkować. Bo w tej najnowszej-najnowszej wersji (w sumie nie wiem, którą oceniałyście xD) tego wszystkowiedzącego nie ma prawa być. Inna sprawa, że nie wiadomo, czy nam się to uda. Z podsumowaniem też ogólnie się zgadzam; masa uwag, szczególnie zamieszanie w zaimkach/postaciach, podmiotach i tak dalej, także powtórzenia – tego się wykluczyć po prostu nie da, tak jak napisałyście, prawdopodobnie dlatego, że tekst męczony jest już, z tego co mi wiadomo, kilka ładnych lat.

      A odnośnie poprawności – tekst dostałam praktycznie czysty, a więc poprawność językowa Mari to nie zasługa żadnej bety, a jej samej. Ogólnie szkoda, że ocena i beta zbiegły się w czasie, bo Mari – chociażby przecinki przed „jak” i te nieszczęsne podmioty, i zaimki – widziałam, że ostatnio ogarniała, walczy dzielnie, dużo uwag się więc w naszych pracach powtarza i teraz jest przedawnionych, na przykład, jak pisałam wyżej, walczymy cały czas z narracją.
      Zastanawia mnie jedno. Kto, jak nie my i nie wy, oceni tę wersję kiedyś jeszcze raz, poprawioną w całości? xD A może zrobi się kiedyś jakąś jedną ostateczną grupową, co by się nie rozmieniać na dwie osobne prace o tym samym? To byłby w sumie całkiem sztos pomysł.

      Usuń
    4. W sumie to jestem ciekawa, dlaczego cię zdziwiła. ;P Oczywiście poza całą tą sprawą z nieuprawnionym użyciem grafiki.

      Proszę bardzo, nagaduj się, po to są komcie. ;) Ja się tam cieszę, że ktoś postronny, ale zapoznany z materiałem źródłowym ma chęć wypowiedzieć się pod ocenką. Zawsze to więcej różnych perspektyw.
      Zaznaczę tylko, że głównie będę odpowiadała na uwagi do mojej części ocenki, więc jak coś pominę, to najpewniej nie przez ślepotę. ;)

      czy to przypadkiem nie podchodzi pod narzucanie Mari kreacji postaci? – Nie wydaje mi się. Dla mnie to bardziej komentarz do całej tej nieprzyjemnej sytuacji (fabularnie na plus, ale zwyczajnie po ludzku nam smutno).
      Co do charakteru Tami – mnie nie wydawała się jakoś specjalnie wycofana czy niepewna. Ktoś taki prędzej za wszelką cenę unikałby konfrontacji, a nie, tak jak ona, prowokował napastników słownie, odpyskowując i atakując ich fizycznie. Jasne, takie sytuacje mogły powtarzać się tysiące razy i w końcu puściły jej nerwy, ale dla mnie to pierwsze spotkanie z nią i do niego będę
      przyrównywać kolejne sceny. Zresztą dalej też nie jest jakoś bardzo nieogarnięta – choćby sama wchodzi do domu pana Lee, kłóci się z dziewczyną po treningu tańca i tak dalej. Czasem zamiera w bezruchu z powodu silnych emocji, ale kto by nie spanikował w sytuacjach, w które wrzucą ją Mari?

      POV-y nie wymagają podawania imion od razu – Muszę przyznać, że kiedy piszesz skrótem „POV”, mój mózg odmawia współpracy, bo mu nie wychodzi w tłumaczeniu dokładnie to, o czym mówisz, mimo że teoretycznie wiem, o co ci chodzi. :D
      Ale do rzeczy – narracja u Mari nie wygląda jak POV, więc przez całą ocenę nie była jako taka traktowana. Po prawdzie nie była traktowana w tym względzie też jako cokolwiek konkretnego, bo zwyczajnie nie potrafiłyśmy nigdzie jej przypasować; przedstawiało się to raczej jako pomieszanie z poplątaniem.
      Z kolei co do ogółu podawania imion – oczywiście, nie ma reguły, ale sądzę, że byłoby miło wiedzieć, z czyjej perspektywy czyta się tekst. Dla mnie tylko pierwszoosobówka wyklucza taki zabieg, bo faktycznie bohater sam sobie się nie będzie przedstawiał. Nie rozumiem z kolei, dlaczego w trzecioosobówce byłoby to nienaturalne, przecież właściwie co chwilę pisze się zdania w stylu „Marcin szedł do sklepu po bułki”, żeby nie pogubić podmiotów.
      I tak, nie potrafię sobie wyobrazić postaci po paru wstępniakowych zdaniach, bo większość narratorów brzmi dość neutralnie. Imię to dla mnie spore ułatwienie. Ale ja sobie w ogóle mało co wyobrażam, kiedy czytam. Niemal zupełnie nie wizualizuję sobie w głowie bohaterów ani scen, więc możliwe, że to tylko moja przypadłość.
      Jeśli chodzi o przechodniów – dopiero przy powtórnym czytaniu tamtego fragmentu zauważyłam, skąd wzięła ci się ta absurdalna myśl. Dałam po prostu pierwszy z brzegu przykład, który niepotrzebnie namieszał. :D Wiadomo, że obcy to całkiem inna kategoria niż główni bohaterowie. Cały mój wywód o imionach w ogóle nie brał ich pod uwagę. Szybko go podmienię, żeby ktoś następny nie został przypadkiem wprowadzony w błąd.

      Usuń
    5. rodzice nazywają dzieciaki podobnie, nie wiem, Olek
      i Ola albo Karol i Karolina.
      – Nie jestem pewna, czy powinno się brać przykład z takich rodziców, jeśli chodzi o nazywanie postaci. Zwyczajnie nie widzę pozytywów w tym dość ryzykownym posunięciu. Wyjątkiem byłaby chęć przekazania tym czegoś konkretnego, ale u Mari się raczej na to nie zanosi. Co do kwestii czepliwości – no cóż, w trakcie pisania ocenki miałam to opowiadanie przeczytane dwa razy (dość dawno temu starą i później nową wersję), więc podświadomie myślałam przyszłościowo też o Alexach. No i nie przepadam, kiedy w podsumowaniu pojawia się coś, o czym nie było mowy wcześniej w uwagach, w końcu to, no, podsumowanie. ;)

      A nie wpadłyście na to, że skoro Rudzielec napisany
      jest wielką literą, to to MUSI być ksywka?
      – Z początku parę razy był pisany małą, a parę dużą. Dopiero później zatrzymało się na dużej i intencje stały się jasne.
      Wszystko fajnie, tyle że to słowo nie pojawiło się tylko u Tamary, ale i u Sandry, więc nie
      brzmiało na wymysł konkretnej postaci tylko wpływ „z góry”, by koniecznie go tak nazywać. Z drugiej strony nawet, jeśli byłaby to ksywka używana wyłącznie przez Tamarę, to i tak nie mogłabym do niej przywyknąć. Dlaczego? Bo nazywanie kogoś, kto wzbudza w tobie
      niepojęty strach i paraliż, możliwe że przyszłego przeciwnika tak lekko jest zwyczajnie... no nie na miejscu. Wyobraź sobie Luke'a nazwywającego Dartha Vadera papciem albo Harry'ego Lorda Voldemorta Voldim.
      Wstawek było zdecydowanie za mało, jedna od wielkiego dzwonu robiła więcej zamieszania niż to warte.

      Ekhm. *szepta*: ale to POV... – *też szepta* ale wcale nie widać, że to POV.
      Dokładnie – sporo uwag wychodzi z faktu, że narracja nie działa tak, jak powinna. Kiedy przez większość czasu zdania są ładne i okrąglutkie, ale za to mało w duchu konkretnej postaci, w ogóle nie czuć, żeby tę historię opowiadała szesnastolatka, chłopak nieco od niej starszy albo ciotka-ekstrawagantka.
      Prawdopodobnie oceniłyśmy przedostatnią wersję, jeśli teraz coś kombinujecie, bo tekst zaczęłyśmy dostawać we wrześniu.
      Jestem bardzo ciekawa, jak wam to wyjdzie, bo twórczość Mari znam z właśnie takiego dość, jakby to powiedzieć, statecznego stylu. Na pewno podejrzę, jak coś poleci na bloga. ;)
      No właśnie to męczenie tekstu nieco mnie martwi. Mam nadzieję, że ten raz będzie już ostatnim.

      A odnośnie poprawności – dostałyśmy informację, że część rozdziałów betowałaś (bez większych szczegółów), więc tak na to patrzyłyśmy. W takim razie brawa dla Mari, opowiadanie pod tym względem prezentuje się naprawdę dobrze i widać, ile musiała włożyć wysiłku, żeby doprowadzić je do takiego stanu.
      Co do zbiegu bety i oceny – no cóż, mówi się trudno. Wzięłyśmy się za to, kiedy miałyśmy czas. Najwyżej Mari przepuści nasze słowa przez filtr i oleje tę część uwag, która już się przedawniła.
      Zapewne są na to małe szanse, ale kto wie, może do tej pory pojawi się jakaś nowa ocenialnia? Mari prawdopodobnie za szybko nie skończy ślęczenia nad Lotosem, jeśli znowu jedzie z poprawkami od początku. A jak nie ktoś nowy, to właściwie pomysł z połączeniem dwóch prac w jedną nie brzmi wcale tak źle. :)

      Usuń
    6. Wybaczcie za bałagan, coś mi się zdublowało.

      Muszę przyznać, że kiedy piszesz skrótem „POV”, mój mózg odmawia współpracy, bo mu nie wychodzi w tłumaczeniu dokładnie to, o czym mówisz, mimo że teoretycznie wiem, o co ci chodzi. :D – chodzi o to, że w tym sposobie narracji praktycznie każde zdanie to świadomość bohatera. Dlatego całkiem naturalnym jest to, że Chris nie przedstawia się od razu. Dalej piszesz o pierwszoosobówce, ale tutaj mamy dokładnie to samo, tylko z odmienionymi końcówkami w trzeciej osobie. Patrz: Only what the viewpoint character knows, feels, perceives, thinks, guesses, hopes, remembers, etc., can be told. The reader can infer what other people feel and think only from what the viewpoint character observes. [Ursula K. Le Guin – „Steering the Craft”, 1998] – generalnie chodzi o to, by być w głowie bohatera, do którego w scenie należy POV. Więc Chris nie musi się przedstawiać, może się to stać na przykład dalej, gdy będzie rozmawiał z dziewczyną i ona nazwie go po imieniu. A w czasie takiej narracji powinno łatwo i naturalnie przychodzć skupienie się na tym, co czuje i myśli postać.

      I tak, nie potrafię sobie wyobrazić postaci po paru wstępniakowych zdaniach, bo większość narratorów brzmi dość neutralnie. – I to kwestia słabo prowadzonych POV-ów, a nie kwestia podania czy niepodania imienia.

      Nie jestem pewna, czy powinno się brać przykład z takich rodziców, jeśli chodzi o nazywanie postaci. – To nadal osobista preferencja.

      Z początku parę razy był pisany małą, a parę dużą. Dopiero później zatrzymało się na dużej i intencje stały się jasne. – Ach, ok, czyli to jest ta wersja, gdy Rudzielec jeszcze występuje w każdym POV, w różnych wersjach. Ok. ;)

      Dlaczego? Bo nazywanie kogoś, kto wzbudza w tobie
      niepojęty strach i paraliż, możliwe że przyszłego przeciwnika tak lekko jest zwyczajnie...
      – Przy czym ona w obecnej wersji nazywa go tak przed napaścią, gdy jeszcze nie wyczuwa zagrożenia.

      A odnośnie poprawności – dostałyśmy informację, że część rozdziałów betowałaś (bez większych szczegółów), więc tak na to patrzyłyśmy. – Przy czym na tej becie to raczej jednak merytoryka niż poprawność, Mari świetnie sobie radzi z techniką. ;)

      Usuń
    7. Czesc, dziewczyny, dołaczam się do dyskusji. Jeśli chodzi o dyskusję na temat POV-ow i kwestii na przyklad wrzucania czyjegos imienia, wydaje mi się, ze chodzi juz nie tylko o rodzaj narracji, a o sama technikę prowadzenia tej narracji, czyli np. sposób wprowadzania w ktoryms tam w koncu momencie imienia innego bohatera, np. dziewczyny Chrisa z perspektywy chłopaka.
      Inna kwestia to fakt mieszania narracji - nawet gdyby POVy bylyby pisany lepiej, to problemem pozostawaloby mieszanie narracji - tak jak sama piszesz, Skoi, narrator wszechwiedzacy w takich momentach nie powinien w ogóle sie pojawiać.

      Usuń
    8. chodzi o to, że w tym sposobie narracji praktycznie każde zdanie to świadomość bohatera. – Ale wiesz, że samo POV to po prostu „punkt widzenia”, to pojęcie ogólne, a ty używasz ogromnego skrótu myślowego i chodzi ci tak naprawdę o deep POV(przynajmniej ja znam to pod taką nazwą)? Stąd moje wcześniejsze skonfundowanie – wiedziałam, że mówisz o czymś innym niż piszesz, ale dopiero teraz potwierdziło się na 100%, o czym dokładnie. Nie pomyślałabym, że z opowiadania pisanego niemalże narratorem wszechwiedzącym, porwiecie się na najbardziej radykalną opcję, gdzie każdy przejaw narratora jest tępiony. Jeśli taki ma być zamysł, to spoko, imię w takim układzie faktycznie mogłoby naruszyć immersję.

      I to kwestia słabo prowadzonych POV-ów, a nie kwestia podania czy niepodania imienia. – Ja mówiłam tu zupełnie ogólnie, żeby nie było. Nie chodziło mi o konkretny rodzaj narratora. ;)

      To nadal osobista preferencja. – No tak, jest – uważam, że ocena z samymi suchymi faktami byłaby nudna i bezosobowa. Czy może to źle, że mam w ocenie jakieś poglądy? Czy może zabrzmiało to dla ciebie jak sztywna zasada i stąd ten komentarz? Kurczę, nie bardzo rozumiem, co chcesz mi tu powiedzieć. Przecież Mari nie musi stosować się do wszystkiego, co jej zaproponuję. To raczej oczywiste, że jeśli ma inne podejście i wierzy, że ma rację, to zostanie przy swoim, a mnie nic do tego.

      Przy czym ona w obecnej wersji nazywa go tak przed napaścią, gdy jeszcze nie wyczuwa zagrożenia. – Jedno z pierwszych zdań po opisie Alexa jeszcze przed atakiem w mojej wersji (która to by nie była): Czuła dyskomfort przez wzrok mężczyzny. Dalej:
      Tamara spuściła wzrok, nie mogąc wytrzymać spojrzenia mężczyzny. Dostrzegł to skrępowanie i odsunął się na bezpieczną odległość. Jeszcze dalej: Nie czuła się bezpiecznie z obcym człowiekiem, lecz miała też dylemat, czy powinna zostawić nieznajomego samemu sobie. Tamara zdecydowanie nie czuła się w tego towarzystwie swobodnie, nadawanie ksywki obcemu w takich okolicznościach nie wygląda na naturalną reakcję. Chwilę później następuje atak, więc obraz Alexa w jej głowie powinien się zmienić. Nawet jeżeli z jakiegoś powodu wcześniej czuła do niego sympatię (Rudzielec brzmi w pewien sposób sympatycznie, nie da się zaprzeczyć), to później nazywanie go w ten sam sposób wydaje się niewłaściwe. Zrobiła to raz, po paru minutach znajomości – nie wierzę, żeby aż tak wryło się to jej w głowę, żeby nie mogła pozbyć się tego skojarzenia przez całe opowiadanie.

      Mari świetnie sobie radzi z techniką. – W takim razie zostaje tylko jeszcze raz pogratulować. ;)

      Usuń
    9. Skoia: zapomniałam się zapytać, skąd wiesz, że to fotka z musicalu "Dracula ? O.o

      Usuń
    10. Z Google Grafika ;) wystarczy ją wkleić, by pokazało się źródło.

      Usuń
    11. I tak, oczywiście, chodziło mi o deep POV, nie przywykam, bo wciąż (niestety!) za rzadko stosuje się to nazewnictwo w polskich internetach. ;)

      Usuń
    12. Prawda, dość rzadko u nas widzi się takie nazwy. Właściwie to żałuję, że nikt tego wszystkiego nie zebrał i nie porwał się na spolszczenie, które byłoby powszechnie znane i używane. Opowiadanie o pisaniu stałoby się duuużo prostsze. ;)

      Usuń
  2. Monochromatyczna paleta dzięki zgaszonym odcieniom nie bije po oczach, zapewniając komfort podczas lektury.
    Czy ktoś tu dorabia, pisząc reklamy dla Ikei?

    Formatowanie głównego tekstu nie zawodzi – użyłaś wcięć akapitowych oraz półpauz.
    Interlinia oraz wielkość i wybór fontu również wypadają okej.

    A co autorowi do tego, czy formatowanie zawiedzie, czy nie? Złośliwość rzeczy martwych się zdarza i autor niewiele może z tym zrobić. Co innego, gdy sam to formatowanie ustawia. Sądzę jednak, że nie ogranicza się ono do wspomnianych wcięć i półpauz, więc dlaczego ich zastosowanie ma być jakimś wyznacznikiem? Zdaje się, że nie o to Wam chodziło.

    Podstawowe kwestie za nami – czas pomarudzić nad niektórymi szczegółami strony wizualnej.
    A do tej pory niby o czym rozprawiałyście, o pogodzie?

    Wybór i kolejność zakładek prezentują się bardzo dobrze, nie ma chociażby nieszczęsnych bohaterów, na których widok zawsze otwiera mi się nóż w kieszeni.
    Wybór i kolejność się prezentują? Sądziłem, że prezentować mogłyby się ogólnie zakładki, które możemy postrzegać między innymi poprzez ich odpowiedni dobór i dopracowanie przez autora. A tu psikus!
    Co do bohaterów, to można było na nich psioczyć za czasów ocenkowania na Onecie. Obecnie o ile nie jest to zwykły zapychacz z gifami z popularnych wśród nastolatek seriali, to nie ma co narzekać, bo zakładka się zdecydowanie przydaje. Co ciekawe, taki spis postaci występuje również w książkach, choćby w Sadze o Ludziach Lodu Margit Sandemo. Schowaj więc ten nóż, bo się niepotrzebnie skaleczysz, słonko.

    Nie będę tutaj rozpisywać się na temat tego bloga, natomiast przyznam, że podoba mi się pomysł na niego.
    Jakieś uzasadnienie? Nie? To po kij o tym piszesz?

    Fabuła – opis opowiadania jest o tyle dobry, że zwięzły, krótki, przekazujący najważniejsze informacje o gatunku i specyfice tekstu, jak również dający nadzieję na wiele emocji i napięcia.
    Mam jednak zastrzeżenia co do samej treści. Przede wszystkim opisałaś istotę opowiadania bardzo skrótowo, chyba aż za bardzo.

    Lol, to opis jest taki dobry, zwięzły, na temat, zachęcający czytelnika czy jednak masz zastrzeżenia i jest zbyt skrótowy? Nie sądzisz, że jedna uwaga powinna wynikać z drugiej i tworzyć spójną, merytoryczną całość? Tak tylko sugeruję.

    Przede wszystkim chodzi o krótkie zdanie „Zapewni dobrobyt”. Prawdopodobnie miałaś na myśli zapewnienie/zagwarantowanie dobrobytu.
    No... tak. Pewnie właśnie dlatego to napisała.

    Za to w tej polskiej napisy, które pojawiają się na początku, uważam za zbyt patetyczne, a za mało merytoryczne i zachęcające do Twojej historii.
    Przykład? Screen? Link? Cokolwiek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej byłoby napisać coś na temat bohaterów lub tego, co ich czeka, by przyciągnąć potencjalnych czytelników.
      Wait... w zwiastunie? xD W sensie co, miała wstawić jakąś aktorską wizualizację bohatera i napisać, że umrze w trzecim rozdziale? I tu Ci się nóż w kieszeni nie otwiera?

      Za szybko przeszłaś z ogółu do szczegółu.
      Od ogółu do szczegółu.

      Czy nie chodzi tylko o Imperatyw?
      Ta wielka litera jest tu z jakiegoś konkretnego powodu?

      Tajemnicą w dobrym tego słowa znaczeniu są w przypadku tej sceny Maddie i młodsza współlokatorka oraz to, skąd uciekły.
      Tajemnicą jest lub tajemnicami są. Taki błąd u oceniających?

      Zastanawia mnie też, czy tak mocne słowa głównej bohaterki w stosunku do innej postaci, zanim właściwie rozpocznie się akcja, to dobra zagrywka. Czytelnik właściwie niczego jeszcze nie wie (...).
      Czy ktoś to sprawdzał przed publikacją?

      W jakimś sensie, nawet jeśli Tamara ma rację, pokazujesz ją nie do końca z dobrej strony.
      A to bohatera trzeba zawsze przedstawiać z dobrej strony? Może jeszcze list motywacyjny mu napisać?

      Jej przemyślenia są dla mnie przesadzone, niepotrzebne wręcz.
      Przemyślenia głównego bohatera są niepotrzebne… Tego jeszcze nie było. Wspaniale! To może w ogóle poprowadźmy fabułę kompletnie bezosobowo, bez jakichkolwiek emocji i niech czytelnik sam sobie określi, co powinien czuć w danej chwili bohater w wybranej scenie. Why not.

      Z samą narracją też mam problem, bo raz narrator jest bardziej wszechwiedzący, a za chwilę aż za bardzo spersonalizowany; wydaje mi się to trochę niespójne.
      Albo coś jest niespójne, albo nie jest. Albo to stwierdzasz, albo przestajesz chrzanić jakieś eufemistyczne farmazony. W całej ocence jest mnóstwo zmiękczaczy. Autor, jeśli się zgłasza, chce wiedzieć, że jego tekst trafił w dobre, względnie fachowe ręce. Nie takie niepewne, drżące i sypiące wszelkimi zdaje się, sądzę, uważam, mam wrażenie.

      (…) i to dlatego wcześniej, w opisie, powinnaś była podać imiona/nicki chłopaków, jak również określić, że to Andy nimi „rządzi”, bo tak przynajmniej zrozumiałam z tekstu.
      Nick to, według SJP PWN, pseudonim stosowany w internecie. Jeśli więc mówimy o fabule i zwykłej sytuacji w tzw. realu, to mówimy o pseudonimie, nie nicku. To prawdziwe życie, nie sexchat na Interii.

      Zwrotów frazeologicznych nie zmienia się.
      Zmienia się. Jest coś takiego jak zabawa słowem. Powinien być ku temu jakiś konkretny powód, owszem, ale nie można powiedzieć, że definitywnie takich zmian się nie wprowadza w beletrystyce, bo to ściema i wstyd.

      Usuń
    2. Zresztą, jakby się odwalił, to by nie musiał się zamykać, bo dałby już dziewczynie spokój.
      No nie, bo mógł się odwalić od niej, ale iść trajkotać komuś innemu, co dalej byłoby wkurzające.

      Czytelnicy dopiero rozpoczęli poznawać tę historię (...).
      Rozpocząć można podróż. To dość literackie słowo i wygląda komicznie w zestawieniu z poznawaniem historii. Przekombinowane.

      Oni nagabują ją w tym momencie słownie (...).
      A to można jakoś inaczej? Według SJP PWN: nagabnąć — nagabywać «natarczywie poprosić o coś lub zatrzymać kogoś niespodziewanie dla zapytania o coś lub nawiązania rozmowy»

      Dopiero tutaj mówisz cokolwiek o trzecim chłopaku (choć określenie „koleżka” średnio tu pasuje).
      Dlaczego? Konkrety, na litość boską! Dotąd głównie piszecie, że jest ok, jest nieźle, coś średnio pasuje, ale żeby jakoś uzasadnić lub podeprzeć konkretnym argumentem lub źródłem, to już nie bardzo.

      Dobrze by określić to miejsce choćby krótkim określeniem „na ulicy”, „na dużym skrzyżowaniu”, cokolwiek.
      Czy nadal komunikujemy się w tym samym języku? Dobrze byłoby popracować nad powtórzeniami w tekście, nie sądzicie?

      Więcej informacji na temat stawiania przecinków przed „gdy” znajdziesz tutaj.
      Macie trzy (trzy!) artykuły o interpunkcji i żaden nie nadaje się do przytoczenia w ocence? Po co więc je publikujecie, skoro później podsyłacie autorom linki zewnętrzne? Czyżbyście same nie wierzyły w swoje kompetencje? A może nie znacie własnych publikacji?

      (...) nie mogę zgodzić się z Tamarą: nie, nie musi przywyknąć do obelg, wręcz nie powinna, ponieważ nie powinna być nimi obrzucana. Może je co najwyżej ignorować.
      Problem w tym, że po pierwsze: owszem, ludzie przyzwyczajają się do przedziwnych warunków, w tym regularnej przemocy psychicznej. Nie ignorują jej, a wręcz zaczynają wierzyć, że oprawca mówi samą prawdę. Podstawy psychologii.
      Po drugie: jesteście od oceny tekstu, wskazania błędów merytorycznych i wyrażenia opinii. Tutaj mamy do czynienia ze zwykłą opinią, a wyrażona została jako prawda objawiona, jedyna słuszna. Nie jest ani słuszna, ani nie stanowi prawdy objawionej.

      Jako czytelnicy nie wiemy wystarczająco dużo, by wiedzieć, czy to jest zasadne czy nie, nie możemy więc choćby próbować zająć stanowiska.
      Ale przecież przed chwilą właśnie to zrobiłaś!

      Nie dlatego, że nie lubię emocji, wręcz przeciwnie, uwielbiam je i uwielbiam w tekście dramę oraz utrudnianie bohaterom życia.
      Przed chwilą do tej dramy miałaś zastrzeżenia.

      Niemniej ta drama musi zostać dobrze przedstawiona, z czegoś wynikać. I nie może być przesadzona.
      Tu wcale nie ma powtórzeń. Nieee. Nikt nic nie widzi. Oceniające szczególnie.
      Drama z definicji oznacza przesadę. Dlatego nazywa się dramą.
      Nie musicie dziękować.

      Usuń
    3. Takie powitanie nie jest dziwne, nie wiem, czemu Tamara się aż tak zwraca na to uwagę.
      Poważnie? Teraz przynajmniej mam pewność, że puściłyście to na główną bez sprawdzenia. Albo sprawdzałyście to z zamkniętymi oczami. Nie wiem, która z opcji jest gorsza.

      Mam jednak dwie uwagi: po pierwsze zabrakło trochę nazwy miecza (...).
      Albo jej zabrakło, albo nie. Nie mogło jej TROCHĘ zabraknąć. Litości. Zresztą czy każdy miecz musi mieć nazwę?

      Powinnaś napisać odwrotnie: „była na tyle głodna, że mogłaby zejść dosłownie wszystko, a do tego (skrajnie) wyczerpana”.
      Ja tu zejdę, jeśli przeczytam jeszcze kilka takich bzdur.

      [...] i wtem wstrzymała oddech, ale po chwili go wypuściła. – Dlaczego „wtem”? Dziwne, skoro zaraz wypuściła powietrze. I właśnie tak powinnaś napisać, bo wypuszcza się „je” – powietrze, a nie „go” – oddech.
      Że co, proszę? Miała napisać, że wstrzymała [ten] oddech, ale po chwili je [powietrze] wypuściła? Faktycznie, wypuszcza się powietrze, nie sam oddech, ale dopisanie je będzie w tym przypadku błędem, skoro wcześniej pisała o oddechu. A wtem oznacza, że coś stało się nagle, gwałtownie. Da się gwałtownie zaczerpnąć powietrza, więc w czym problem?

      Trzymanie imienia postaci w sekrecie wydaje się niepotrzebne i zupełnie mija się z celem – jak bowiem czytelnik ma zżyć się z kimś, kogo oczami poznaje historię, jeżeli odmawiasz mu odkrycia tak podstawowej rzeczy?
      Czyli jeśli nie poznasz czyjegoś imienia, nie potrafisz się postawić w jego sytuacji? Współczuję tak niskiego poziomu empatii.

      Jest to równie dezorientujące co niepraktyczne; w żadnym razie nie buduje klimatu naturalnie postępującego wprowadzania bohatera.
      Oczywistym jest bowiem, że wprowadzanie bohatera zaczynamy od zaprezentowania metryczki. Jak w kiciu – bez numerka ani rusz. Albo w ZUS-ie. Na jedno wychodzi.

      Dalej nie przebrnąłem. Poziom absurdu przekroczył granice mojej tolerancji. Życzę powodzenia autorce ocenionego bloga. Może uda jej się wyłuskać z powyższego chaosu kilka wartościowych uwag.

      Usuń
    4. Dziękujemy za opinię. Błędy ściśle merytoryczne zostały poprawione.

      Usuń
  3. Hej. Czytałam ocenę, ale skomentuję dopiero jak będę miała więcej czasu. Może być nawet po świętach, bo nie wiem, czy uda mi się do soboty. Daje tylko znać, że wiem, widziałam i na bank wrócę.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info. ;) Wysłałam ci powiadomienie o ocence na maila i nie byłam pewna, czy dotarło.
      Nie ma sprawy, nigdzie nikomu się nie spieszy. ;)

      Usuń
  4. Hej. Jestem w końcu. Przepraszam za spóźnienie, ale naprawdę nie dałam rady wcześniej. Podziękowania zostawię na koniec. I jak zwykle, nim przejdziemy do moich komentarzy, zaznaczę, że moje tłumaczenia nie są po to, aby na siłę bronić mojego opka, a wyjaśnić, co autor miał na myśli. W końcu po to jest możliwość rozmowy, prawda? :)

    Adres miał być inny niż tytuł opowiadania ze względu na to, że gdy zakładałam bloga jakieś 5-6 lat temu miałam w planach publikację przynajmniej dwóch części Lotosa o innych tytułach. Poza tym wtedy (w sumie jak i dziś) wolałam angielski adres z zaznaczeniem, że jest to historia o smoku.

    Szablon – dawno temu zajmowałam się szablonem, wtedy też nie bardzo umiałam dostosować czcionki, nie miałam aż takiego wyczucia, ale z pewnością to poprawię. Postać z tła nie była wycinana przeze mnie, nie miałam możliwości, aby samemu zająć się zdjęciem. Z pewnością teraz (albo w najbliższej przyszłości) zajmę się szablonem. To nadal są moje małe kroki w stronę CSS, z którego nie jestem dobra, ale wolę swoje szablony, które mogę dostosować pod swoje wymagania i upodobania.

    Kopiuje tekst z Worda albo Dokumentów Google, tam mam taki rozmiar wcięć akapitowych, który najlepiej mi odpowiada.

    Fabuła – z pewnością to poprawię. I tak, mam ogromną słabość do Alexa. Po prostu go uwielbiam. Linki są zalinkowane i działały, nie mam jednak pojęcia, dlaczego nagle coś się zmieniło. Nawet gdy edytuję post widać, jakby wszystko działało. Będę musiała to poprawić.

    Zwiastuny – ja akurat bardzo lubię robić filmiki, więc trudno, abym nie zrobiła do swojego opka. Piosenka w dwóch zwiastunach jest jedną z moich ulubionych, jest swego rodzaju (dla mnie) „symbolem”/”muzyką przewodnią” dla BL. Filmiki były robione… hoho parę lat temu, pierwszy to był ogólnie mój drugi robiony w życiu zwiastun, drugi też raczej był z tych raczkujących. I w zasadzie mam jeszcze czwarty (najnowszy) zwiastun do BL, którego nie wstawiłam na bloga. XD

    Linki – miałam kiedyś linki do blogów z opkami, które czytałam. Na przestrzeni lat 99% z nich się wykruszyło, więc stwierdziłam, że nie ma sensu wstawiać linki, a potem je usuwać, bo autor nagle zniknął. Dla mnie to jedynie dodatkowa robota, a od dłuższego czasu nie czytam nic tak… ciągle na necie, bo ciężko mi coś znaleźć ciekawego. Poza tym to żaden wymóg, aby autor musiał przedstawiać, co czyta. :P

    Spam – ta… respektować… :) Chciałabym. Nie lubię spamu i nie życzę go sobie i choćbym nie wiem jak wielką czcionką napisała, ludzie i tak tego nie czytają i wklejają swoje reklamy. Nawet potrafili mi spamować pod rozdziałem, choć ewidentnie sobie tego nie życzyłam. Katalogi i ocenialnie mogą zostawić reklamę w innej zakładce, nie widzę w tym żadnego problemu. To ma działać przede wszystkim dla mnie i dla mojego świętego spokoju. Nie lubię również jak ktoś wpada tylko po to, aby zostawić reklamę do siebie. Nie, moje miejsce/mój blog nie jest jakimś banerem czy miejscem do reklamy. Jak ja chce przeczytać bloga, to szukam po katalogach. Nawet miałam reklamę w prywatnych wiadomościach, co dla mnie było szczytem wszystkiego. Rozumiem, że reklama dźwignią handlu, ale uważam, że są pewne granice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, nie będę odpowiadać na wszystkie uwagi, tylko na niektóre :)
      linki - oczywiście takiego obowiązku nie ma, a i niestety bądź stety racją jest, że blogosfera umiera... Co do Spamu osobiście też go nie lubię, ale niestety to nie zmienia faktu, że ten istnieje. Zakładka Spam wg mnie powoduje, że zmniejsza się znacznie ryzyko otrzymywania spamu w innych miejscach, np. pod rozdziałami, gdzie jest baaardzo frustrujący. Ty również stworzułaś tę zakładkę i poprosiłaś o spam "tu", więc zdziwiło mnie, że tego spamu nie można tam zostawić. To po co ta zakładka?

      Usuń
    2. Zakładka Spam jest po to, aby potencjalny spamiciel wszedł i zobaczył, że nie życzę sobie spamu i poszedł, bo mam zablokowaną możliwość komentowania. Do tej pory działało i nie zamierzam zmieniać coś, co pozwala mi w ogromnej mierze pozbyć się spamerów. Niestety, bez tej zakładki miałam bałagan.

      Usuń
    3. Mnie też przyjście z odpowiedzią zajęło więcej czasu, niż się spodziewałam, więc chyba można powiedzieć, że jesteśmy kwita. ;)
      Ma się rozumieć, dobra dyskusja zawsze w cenie. :)

      Adres – to była właściwie taka obligatoryjna uwaga. Zdawałam sobie sprawę, że blog jest stary i pewnie po drodze coś się pozmieniało. W sumie teraz jestem ciekawa, dlaczego w takim razie zostawiłaś w tytule „Biały lotos”, jeśli ogólnie wolisz smoka i angielską wersję. Bo nie będzie już dwóch części, prawda?

      Szablon – domyślałam się, że szablon nie jest pierwszej świeżości, patrząc dla kontrastu na ten, który masz na Mariland, ale nie mogłam odpuścić sobie odrobiny marudzenia. O, a to ciekawe – myślałam, że jeśli robiłaś sama szablon, to zdjęcie też wycinałaś osobiście. To się w sumie wynika z faktu, że nigdzie nie wspomniałaś na blogu, żeby zrobił to ktoś inny. Koniecznie w nowej wersji zamieść takie informacje, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń. Doskonale rozumiem za to twoje zmagania z CSS. Lubię tę wolność wyboru, ale zazwyczaj więcej napsuję, niż poprawię. :D

      Wcięcia – może nie wyglądałyby tak źle, gdyby środkowa kolumna była nieco szersza? Proporcje rozłożyłyby się wtedy lepiej. Centymetr więcej zrobiłby moim zdaniem wystarczająco dobrą robotę. Myślę, że warto wziąć to pod uwagę, kiedy będziesz myślała nad nowym szablonem. ;)

      Fabuła – naprawdę widać tę sympatię, może trochę za bardzo. Albo inaczej – za mało jej widać w stosunku do reszty bohaterów, jeśli chodzi o takie powierzchowne sprawy jak szablon czy opis. Daje to mylne wrażenie, że on będzie głównym bohaterem, a chyba nie taki jest plan? Co do linków - blogger lubi robić takie rzeczy, ostatnio sama miałam podobny problem. Może trzeba by spojrzeć na kod w poście, coś tam usunąć albo dodać, ewentualnie wyczyścić całkowicie?

      Zwiastuny – właśnie problem w tym, że są stare. Nie odzwierciedlają już tak naprawdę ani opowiadania, ani twoich obecnych możliwości/wiedzy. W samej zakładce nie ma mowy, że są tylko ciekawostką, na którą trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Ogląda się to i myśli "ło jeżu, nic z tego nie rozumiem". Powinny jakoś zachęcać do lektury, a nie spełniają tej funkcji.
      Czwarty to ten, który umieściłaś na Mariland? Jeśli tak, to widziałam go. :D

      Spam – super, spamiciel sobie pójdzie, ale co z osobami, które faktycznie mają jakąś sprawę do ciebie?
      Nie pomyślałabym, żeby śmiecić w spisie treści albo pod rozdziałem, bo to po prostu chamskie. Napisałam z kolei na maila, który zostawiłaś do kontaktu, bo to wydaje się odpowiednie miejsce, ale skrzynka mi mówi, że nie odebrałaś tej wiadomości. Tak źle i tak niedobrze.

      Usuń
    4. Adres - Bo w zasadzie to mi się tak podoba, "Biały Lotos" to tytuł opka, czemu miałabym go zmieniać, gdy ma symboliczne znaczenie? Co do drugiej części... nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się ją zacząć pisać, a tym bardziej publikować. xD Fajnie by było, ale co będzie do tego czasu... nie wiem.

      Szablon - No właśnie nie, bo nie miałam żadnego programu, gdzie mogłam wyciąć. Kiedyś zajmowałam się photoshopem, teraz jak go nie mam, to niestety, niewiele mogę zrobić, bo nie znam innych programów. Miałam zaprzyjaźnić się z Gimpem, ale jakoś nie mogę się do niego zebrać. ;/

      Fabuła - kurcze, kiepska jestem w wyszukiwaniu problemów wynikających z kodów, ale już jakoś wybrnęłam z tej sytuacji. Śmieszne, bo jak były linki w pewnym miejscu w poście, to nie działały. Dałam kilka enterów, patrz, działa. WTF

      Zwiastuny - Yup, to ten. O, a bardzo mi miło, że ktoś, poza Skoią, go widział. :D

      Usuń
    5. Wiem, że trochę minęło, ale uznałam, że lepiej odpisać późno niż wcale.

      Adres – wspomniałaś, że wolisz, jak to brzmi po angielsku, więc zdawało mi się, że to mógłby być dobry pomysł, ale jeśli ci się podoba jak jest, to oczywiście się nie wcinam. ;)

      Szablon – Gimp to syf, kompletnie nieintuicyjny program, z którego uciekłam, tak szybko, jak się dało. :D Jest taki program Krita, zupełnie darmowy i całkiem podobny do Photoshopa – myślę, że jest warty uwagi.

      Fabuła – cały Blogger. XD Nic już mnie chyba nie zaskoczy, jeśli o niego chodzi.

      Zwiastuny – wisiał na blogu, to żal było choćby z ciekawości nie zerknąć. ;)

      Usuń
  5. Treść

    Nie lubię prologów, a ten fragment jest na tyle krótki (i miał taki być), aby właśnie móc go wkleić do rozdziału. Scena ogólna i z dziewczynką miały jedynie dać pewien obraz tego, co mniej więcej może tam się dziać.

    Akcja opisuje Maddie i jej koleżankę i to, że one mogły uciec, nie wiadomo, co działo się w innych częściach budynku. Strażników nie było na piętrze Maddie ani w pobliżu, bo wszyscy zostali zwołani do walki. Szczerze mówiąc już sama nie pamiętam, czy w tej wersji była wzmianka o ataku na budynek, bo o to też ktoś mi zwrócił uwagę.

    swoją drogą tych strażników nie było tylu, by wywołać drżenie podłoża – a skąd wiadomo, że było ich kilku? ;) Skoro podłoga drżała, to raczej znaczy, że jest właśnie tak dużo.

    Odnośnie do tych otwartych drzwi u Maddie i w zasadzie całego fragmentu, w moim odczuciu i moim zdaniem nie widzę sensu w wyjaśnianiu wszystkiego od A do Z, co, jak i dlaczego. Początek pokazał strażników i tę dziewczynkę, którą uśpili, potem jednak idziemy do Maddie. Nie ma żadnej wzmianki, czy inne dzieci przypadkiem też się nie wydostały, bo skupiamy się na tych dwóch dziewczynkach.

    Narracja – cóż… dopiero jakiś czas temu (dzięki Skoi) dowiedziałam się, że mieszam narrację personalną a wszystkowiedzącą. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, poza tym nie sądziłam, że aż tak jest pomieszane. Gdzieś musiałam się zagubić, gdy próbowałam dać jakieś emocje/uczucia, bo z tym mam ogromny problem. I pewnie dlatego z wszystkowiedzącego narracja zmieniła się w personalną i w końcu postanowiłam, że będę próbować z personalną, choć nie wiem, czy to się uda i z pewnością będą jeszcze potknięcia. Personalna dla mnie jest bardzo zbliżona do narracji 1-osobowej, która dla mnie jest bardzo trudna, zwłaszcza przy fantasy, dlatego nie wiem, co z tego wyjdzie. :(

    W takim razie dlaczego nie mogła już zacząć z nim rozmawiać, skoro i tak była tuż obok? – nie była obok, tylko dalej, dalej. XD

    Nie wiem, czy to celowa stylizacja, ale mimo wszystko poprawne „mnie” wydaje się lepszą opcją. – celowe

    Brakuje „jej” przy „działaniu na nerwach”, bo mamy do czynienia z subiektywną opinią Tamary. – A moim zdaniem to raczej oczywiste, że skoro jest mowa Tamary, to Andy działa jej na nerwy, ale również Skoia trafnie zauważyła, że Andy nie tylko irytuje Tami, bohaterka wie, że nie jest sama, która nie lubi typa.

    Druga moja główna uwaga dotyczy tego, co już pisałam o Tamarze i jej reakcjach. Widać to także w kolejnym zdaniu: Gdyby tylko posiadała wystarczająco dużo siły, a jej przeciwnikiem nie byłby osobnik trzy razy większy, to by zabiła. Naprawdę mnie to niepokoi, bo nie wydaje się, aby ona choć troszkę żartowała. Przecież nienawiść lub poczucie krzywdy nie równają się automatycznie chęci zabicia danej osoby. Nie wiem, czy chciałaś przedstawić jej zachowanie aż tak mocno. Jest naprawdę dziwne. Przez takie fragmenty przestaję współczuć protagnonistce prześladowania w szkole, a zaczynam się obawiać. – Bo Tami nie żartuje? To jest jej charakter i takie ma podejście. Jest mocne i takie ma być. U niej nienawiść w niektórych przypadkach równa się z chęcią mordu. Ale o charakterze Tamary opowiem trochę później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałaś o kilku strażnikach przy krzyczącej dziewczynce, czytelnicy nic nie wiedza o innych. podobnie jak o ataku. Tak jak wielokrotnie wspominałyśmy o tym w ocence, trzeba pamiętać o tym, że czytelnicy nie wiedzą tego, co autor. a już szczególnie jeśli autor pisze którąś z kolei wersję opowiadania. Nic dziwnego, że wtedy samemu twórcy może coś umknąć, ale mogą z tego wyjść różnego rodzaju dziwne kwiatki. Gdyby było dokładniej o tym ataku, to miałby sens i właczający się alarm. Zupełnie inaczej odebrałoby się ten fragment. No a co do innych dzieci i tego, czy uciekły czy nie - owszem, nie trzeba się na tym bardzo skupiać, ale jednak nie wydaje się, żeby w takich miejscach był taki komfort, by na piętrze znajdowały się tylko dwie dziewczynki, więc przydałoby się napisać, jeśli inne dzieci też mogły uciec, choćby w jednym zdaniu. Bo jeśli nie miały takiej możliwości, to dla mnie pozostaje to nielogiczne.

      Usuń
    2. Prolog – jeśli słowo prolog źle ci się kojarzy (no bo to jest przecież prolog – wygląda jak prolog, jest pisane w stylu prologu i spełnia funkcję prologu), zawsze mogłaś nazwać ten fragment rozdział 0, rozdział 0,5 albo po prostu rozdział 1, a resztę dać w rozdziale drugim. Ta scena wydaje się tak bardzo odrębna od wszystkiego, co jest dalej, że połączenie jej z kolejnym fragmentem wydaje się zwyczajnie nie na miejscu.

      Maddie i jej koleżanka – w takim razie źle skonstruowałaś ten fragment. Powinnaś była zacząć od Maddie opisującej hałasy, strażników i inne dzieci, żebym wiedziała, że to ona jest najważniejsza, zamiast używać narratora wszechwiedzącego, który jeździ sobie kamerą, jak chce, po całym budynku. Tutaj pokazałaś wszystkich na równi, dając im tyle samo czasu antenowego, więc to raczej naturalne, że chciałabym wiedzieć, co się z nimi stało.

      Narracja – oj, jest pomieszane bardzo. Dużo wniknęło z tego problemów. Powiedziałabym, że właściwie większość, dlatego bardzo się cieszę, że masz teraz świadomość, co jest nie tak, i będziesz z tym walczyć. Na początku na pewno nie będzie łatwo, ale jestem pewna, że z czasem się wyrobisz. ;) Póki co mogę ci polecić czytanie dużo książek w tym stylu, żebyś zapoznała się z ogólnym klimatem takich opowieści. Słyszałam, że Joe Abercrombie jest w tym dobry, jeśli chodzi o fantastykę, chociaż nie miałam jeszcze okazji osobiście tego sprawdzić.

      celowa stylizacja – jeśli celowa, to, jak mówiłam, niech zostanie dla jednej postaci. Najlepiej w kontraście z innymi, wypowiadającymi się poprawnie postaciami. Inaczej przestanie być tak postrzegana ;)

      Tamara i jej reakcje – w takim razie wkładasz Tamarę w niezbyt odpowiednie okoliczności, żeby zaprezentować jej „mocny” charakter. Jeśli ma być mordercza, stawianie jej ciągle w roli ofiary (przypominam, napadnięto ją aż trzy w ciągu kilku rozdziałów) tworzy dziwaczną sprzeczność, która zbyt mocno miesza czytelnikowi w głowie.

      Usuń
    3. Narracja - Gdybym wcześniej o tym wiedziała... :'( Cóż, pozostaje mi tylko walczyć z narracją, choć pewnie wiele razy jeszcze polegnę. Szczerze mówiąc myślałam, że 3-osobowy, który stoi przy bohaterze nie musi być aż tak personalny, tylko będzie przy postaci, będzie w głowie postaci i na tym się kończy. xD Dzięki za polecenie. Może się skuszę, chociaż ostatnio ciężko mi się zabrać do czytania jakiejś książki. Jeszcze czeka mnie trzeci, mega gruby, tom i boję się, że się znudzę. Lol

      Usuń
    4. Skoro jest w głowie postaci, to już jest personalny i nie jest wszechwiedzący w tym momencie. I zdecydowanie się zgadzam z uwagą Maxine co do rozpoczęcia fragmentu z Maddie. Co do tego fragmentu można by go tez nazwać „piec miesięcy wcześniej”, a następny zacząć jako „rozdział pierwszy” i już.

      Usuń
    5. Narracja – nie od razu Rzym zbudowano, więc i tobie małymi kroczkami na pewno uda się przyzwyczaić do nowego stylu.
      Myślę, że wszystko zależy od tego, jakie granice się wyznaczy. Jedni narratorzy są bardziej związani z postaciami, za którymi podążają, inni mniej. Najważniejsze, żeby być w tym konsekwentnym.
      Ja ostatnio jadę na książkach do maks 350 stron. Zupełnie nie mam energii na cegłówki. :P

      Usuń
  6. Pozytywnie zaskoczyło mnie, że protagoniści faktycznie udali się na komisariat i złożyli zeznania. Wiele postaci w opowiadaniach wszystko chce robić samemu, prowadzić śledztwa i mścić się albo całkiem olewa podobne sytuacje. Twoi postąpili realistycznie, reakcja policjanta też wyszła nieźle – mimo wątpliwości nie pogonił bohaterów za robienie sobie żartów ani nie zbył ich. Super. – Szczerze mówiąc sama jakoś nie przepadam za nastolatkami, którzy chcą na własną rękę prowadzić śledztwa, bo niby co mogliby zrobić? Dla mnie to trochę… śmieszne i mało realne, tym bardziej że po co mieliby szukać i na własną rękę łapać napastnika, który groził im śmiercią? Są zwykłymi nastolatkami (no, na razie), nie jakimiś superbohaterami, którzy mają zajmować się łapaniem złoczyńców. Zwłaszcza Chris, który jest realistą i bardzo spokojną osobą. Takie rzeczy zostawia odpowiednim do tego organom, on nie szuka kłopotów.

    Naprawdę wybuchnie i wyrzuci z siebie całą nienawiść, a wtedy będzie koniec. Przeleje szalę goryczy i nikt się nie uchroni. – Zastanawiam się, jak bardzo dosłownie chciałaś, aby czytelnik to zinterpretował. – Bardzo dosłownie. :D A tak serio na razie zostawiam to czytelnikowi. Niech to potraktuje jak on chce.

    Muszę Ci powiedzieć, że w momencie, w którym z chaotycznie dramatycznych przemyśleń Tamary zaczęłaś opisywać okolicę (choć szkoda, że tak późno), a następnie „weszłaś” do sklepu pana Lee, rozdział czytało mi się znacznie lepiej. Nie dlatego, że nie lubię emocji, wręcz przeciwnie, uwielbiam je i uwielbiam w tekście dramę oraz utrudnianie bohaterom życia. Niemniej ta drama musi zostać dobrze przedstawiona, z czegoś wynikać. I nie może być na siłę przesadzona. Pamiętaj, że piszesz opowiadanie, czyli jakąś historię, a nie esej czy traktat filozoficzny. – No a ta cała drama nie wynika z tego, że Andy znęca się psychicznie nad Tamarą? Że ją obraża od podrzutków, trupów, szmat i suk? Że wyśmiewa się, że jest podrzutkiem, a jej rodzice nie żyją? Naprawdę to jest nic? W tym momencie trochę czuję irytację i czuję, jakby takie sceny miały być odebrane jako coś lekkiego, jakby Tamara wręcz nie miała prawa wywoływać dramy, bo ktoś tam ją obrażał i wyśmiewał. Nie wiem, moim zdaniem takie teksty okropnie bolą, zwłaszcza słyszane dosyć często, że człowiek naprawdę ma dość.

    To zawsze dość frustrujące, jak bohaterowie mówią o czymś, o czym czytelnicy nie wiedzą (tajemniczy gniewni), ale jakoś przeżyję. Zaciekawiłaś mnie. – No… rozmawiają o jakichś gniewnych nastolatkach. Mam wymienić ich z nazwisk? Nie bardzo rozumiem.

    Mam jednak dwie uwagi: po pierwsze trochę zabrakło tutaj nazwy miecza, pan Lee wydaje się osobą, która podzieliłaby się taką wiedzą z Tamarą, a główna bohaterka zdaje się na tyle zainteresowana, że zapytałaby. – nazwa miecza? A po co? Nie każdy miecz musi mieć jakąś nazwę. Tym bardziej, że w chwili obecnej (kiedy pan Lee go przedstawia) to zwykła broń, nie ma żadnego powiązania historycznego (jak np. Excalibur) czy fantasy (że jest to jakiś np. Czarny Miecz).

    Gdy pół godziny później w końcu skręciła w Lakeshore, była już na tyle wyczerpana i do tego głodna, że mogłaby zjeść dosłownie wszystko. – Powinnaś napisać odwrotnie: „była na tyle głodna, że mogłaby zjeść dosłownie wszystko, a do tego (skrajnie) wyczerpana” – Dlaczego? Tak z ciekawości pytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do Andy'ego i Tamary - nie chodzi o to, że Tamara ma nie dramatyzować, jeśli Andy wraz z kolegami się nad nią znęca. Może, ma do tego pełne prawo. Tylko widzisz, nawet w tym krótkim tłumaczeniu, które tutaj napisałaś, podałas informacje, o których my jako czytelnicy nic jeszcze nie wiemy, nic a nic. Nie mamy żadnego odniesienia do rzeczywistości, ponieważ w ogóle jej jeszcze nie przedstawiłaś. Co do gniewnych, bylam pewna, że będzie chodzic o jakąś fantastykę. Miecz aż się prosił o nazwę, bo wydaje się ważny dla dalszej części fabuły, byłby to jakiś dodatkowy smaczek.
      A co do ostatniego, może się za bardzo przyczepiłam, ale gramatycznie wydaje mi się, że wychodzi trochę jakby to głównie wyczerpanie, a nie głód było przyczyną tego, że Tamara mogłaby zjeść w tym momencie wszystko. Dlatego zaproponowałam bezpieczniejszą wersję :p

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że aż za bardzo jest tu skupienie na szczegółach i skoro piszę fantasy, to musi wszystko być jak w stereotypowym fantasy i wszystko musi mieć nazwę. ;/ Miecz to miecz. Jeszcze przyjdzie czas na coś wyjątkowego. :P

      Usuń
    3. nazwa miecza – miecz, który pojawia się w pierwszym rozdziale, to nie byle jaka zabawka, bo inaczej by się tam nie znalazł. Nie chodzi tylko o to, że to fantasy. Z drugiej strony nie samo „imię” miecza jest tu najważniejsze – to może nadać mu dopiero Tamara czy ktoś inny, kto stanie się jego właścicielem – ale i jego rodzaj. Pan Lee chyba wie, czy to katana, dao, czy coś jeszcze innego. Z samego opisu raczej trudno wywnioskować jakieś konkrety, a w narracji przewija się tylko ten ogólnikowy „miecz”, co zdaje się po prostu niewystarczające.

      Usuń
  7. Co do rozdziału drugiego i imienia głównego bohatera, zgadzam się ze Skoią. Nawet teraz patrząc na rozdział, nie widzę sensu ani mega potrzeby od razu przedstawiania postaci imieniem, bo początek ma się skupiać na jego emocjach i przemyśleniach. Na tym ma się skupić czytelnik, i tak później się dowie, jak się Chris nazywa. Mnie również jakoś nie jest potrzebne imię bohatera na gwałt, jeśli czytam coś podobnego. Najważniejsze, abym chociaż wiedziała, jakiej płci jest osoba, bym wiedziała, kogo mam sobie wyobrazić – kobietę czy faceta. Reszta nie musi być rzucana natychmiastowo. Trochę tak zawiało, jakbym miała od razu rzucić imieniem, nazwiskiem, wiekiem i jeszcze numerem PESEL, żeby czytelnik mógł sobie wyobrazić kogokolwiek, jakby bez tych danych nie mógł żyć, jakby imię miało być odzwierciedleniem, określeniem i całą charakterystyką postaci, kiedy zamiast tego są po prostu przemyślenia i uczucia bohatera.

    Na pewno jedną? Później też wspominasz o liczbie pojedynczej, ale jednak taki obraz wydaje mi się dość rzadko spotykany. Oczywiście można komuś pięścią pogrozić, ale z nerwów zazwyczaj ściska się obie naraz. – Rozumiem, że wszyscy ludzie muszą w złości zaciskać dwie pięści, inaczej jest to coś paranormalnego… Bez obrazy, ale moim zdaniem ta uwaga jest niepotrzebna. Jakby każdy człowiek musiał reagować dosłownie tak samo, jakby wszyscy ludzie musieli chodzić schematem i nie mieli prawa robić coś po swojemu. Poza tym może Chris zacisnął pięść w razie, gdyby musiał wymierzyć cios?

    Chwila, skąd Chris zna tego typka? – fakt, jest już poprawione

    Domyślam się, że to skrót myślowy, ale zdanie wygląda, jakby łóżko faktycznie stało na środku, a nie pod którąś ze ścian. – ale łóżko stoi pośrodku pokoju...

    Chris i Christie? Ich rodzice nie są raczej zbyt kreatywni. – i nie musieli być; chcieli tak nazwać dziecko i to zrobili.

    W kwestii bohaterów – Chris prezentuje się znacznie lepiej niż Tamara. Jego myśli są spójne z zachowaniem, prezentują się sensownie. Bierze czynny udział w wydarzeniach i ma mocne opinie, których nie boi się wyrazić, ale wie, gdzie przebiega granica, i kiedy należy odpuścić. W jednym rozdziale udało Ci się zręcznie nakreślić jego charakter oraz powiązania z innymi postaciami.
    Więcej niż jeden narrator cieszy, bowiem nawet jeśli Tamara nie rozwinie się w następnych częściach i nie ewoluuje w kogoś bardziej zyskującego sympatię, zawsze można czekać na Chrisa, a być może w przyszłości również na innych bohaterów.
    – Cieszę się, że tak został odebrany, to znaczy, że mi wyszło z jego kreacją.

    Po raz kolejny chwalę Cię za opis wyglądu i częściowo zachowania; chodzi oczywiście o Alexa. Dzięki takiemu przedstawieniu czytelnik od razu zapamiętuje charakterystyczne cechy danego bohatera, postać wywiera na nim jakieś pierwsze wrażenie. I jest to opis, a nie ekspozycja. Świetna robota. Aż szkoda, że na razie nie podzieliłaś się dokładniejszą charakterystyką zewnętrzną Tamary czy Chrisa, ale pewnie przyjdzie na to jeszcze pora. – Cieszy mnie to, bo to kolejne ćwiczenie opisania postaci. Wcześniej wychodziło mi typowo, stereotypowo, teraz próbuje właśnie bardziej skupiać się na cechach szczególnych, dzięki którym czytelnik będzie mógł i bez problemu je zapamiętać, i jakoś barwniej sobie wyobrazić bohatera. Trudno przedstawić postać z perspektywy POV, zwłaszcza że Tamara i Chris się znają i już tak nie zwracają uwagi na swój wygląd, ale z pewnością będą wtrącenia wyglądu lub jakieś cechy charakterystyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj interesuje mnie głównie kwestia, dlaczego to łózko ma stać pośrodku? raczej dziwna opcja :P

      Usuń
    2. Teraz się zastanawiam, czy chodzi o dosłowność stania łóżka pośrodku pokoju, czy tego, że ono stoi pośrodku pokoju, ale pod ścianą.

      Usuń
    3. imię – wierz mi, chciałabym, żeby czytelnicy skupiali się tylko na tym, na co autor wskaże im palcem. Nie ma tak dobrze. :P A co do tych imion – widzisz, tobie potrzebna jest płeć, nie rozumiem więc, skąd tak duże zdziwienie, że komuś innemu zależy na czymś innym. Według mnie imię jest bardzo ważne, bo najłatwiej i najszybciej dzięki niemu można oddzielić jedną osobę od drugiej. Do tego na ogół dzięki niemu można dowiedzieć się sporej ilości informacji o bohaterze, np. o jego pochodzeniu albo usposobieniu. Nie bardzo wiem, skąd od imienia przeszłaś aż do PESEL-u, zupełnie nie chodziło mi o wypełnianie na gwałt jakiejś metryczki.

      pięści – bohaterowie z książek to nie żywi ludzie, nie podlegają tym samym zasadom. Schematy z jakiegoś powodu powstają, pomagają choćby na szybko zrozumieć daną sytuację. Łamanie schematu w takim przypadku zwraca na siebie niepotrzebną uwagę. Powinnam zajmować się w tej chwili tym, czy Chris przetrwa starcie bez szwanku, a nie myśleć, jak bardzo jest oryginalny w swoich reakcjach.

      łóżko – chodziło mi o łóżko stojące dosłownie na środku pokoju, no wiesz, tak jak ma się zazwyczaj żyrandol na suficie.

      opis wyglądu – hm... może opis Tamary i Chrisa mogłabyś zamieścić, kiedy stery przejęliby inni narratorzy, np. Sandra? Mogłaby być narratorką chociażby przy spotkaniu z dzieciakami i Baridem, kiedy opowiadali im o Posiadaczach. To byłaby dobra okazja na przyjrzenie się zarówno jednemu, jak i drugiemu, bo od ostatniego spotkania Tamara pewnie się zmieniła, a Chrisa Sandra pewnie nawet nie zna.

      Usuń
    4. imię - tak mi się skojarzyło, że skoro musi być imię, to i dalsze informacje, by móc sobie wyobrazić/wiedzieć więcej o bohaterze.

      łóżko - patrz, a ja bym na to nie wpadła. Dla mnie jak łóżko stoi po środku, to po środku, ale przy ścianie, bo dla mnie to było oczywiste. xD

      opis wyglądu - Tylko znowu przeskakiwać z Tamary na Sandrę, potem znowu na Tamarę... jakoś nie bardzo mi się to widzi. Fragmenty Sandry mają być zazwyczaj bardzo krótkie, a tu by była połowa rozdziału albo 1/3. Potem by był znowu przeskok na Tamarę, gdzie po spotkaniu rozmawia z Chrisem... Nie bardzo. ;/

      Usuń
    5. Dla mnie „pośrodku pokoju” oznacza dosłownie w jego centrum, co mnie zaskoczyło :D a Opis Tamary czy Chrisa z perspektywy Sandry raczej długi by nie był, a faktycznie by się przydał, a zmiana narracji to dobry sposób, by to wykorzystać. Nie musi być to tez koniecznie z perspektywy sandry, jeśli zdecydujesz się na wrzucenie w przyszłości fragmentów z jeszcze innej perspektywy - a nie odrzucasz takiej możliwości :)

      Usuń
    6. Imię – nie, kompletnie nie. To już byłaby przesada. :D

      Łóżko – no właśnie chodziło o to, że niby to oczywiste, ale w samym tekście brzmiało podejrzanie.

      Opis wyglądu – później właściwie zerknęłam, jak to wygląda, i faktycznie, byłoby przy tym sporo zamieszania. Chyba że kompletnie przepisałabyś tę część, żeby uniknąć skakania, ale to się średnio opłaca. Po prostu moment wydawał mi się idealny – pierwsze spotkanie Sandry z postaciami, których nie miałaś okazji za bardzo opisać.
      W takim razie może pokombinowałabyś coś z dialogami? Dręczyciele, którzy zaczepiali Tamarę w pierwszym rozdziale, mogliby rzucić jakąś nieprzyjemną uwagą na temat jej wyglądu albo Sandra, zamiast w narracji, mogłaby zauważyć jakaś zmianę w bohaterach przed rozpoczęciem rozmowy o Posiadaczach?

      Usuń
  8. Przede wszystkim zastanawia mnie, gdzie i kiedy zniknął Alex. Tamara w pewnym momencie zaczyna go obwiniać o całą zaistniałą sytuację, ale, jeśli dobrze rozumiem, on do tej pory dawno ulotnił się ze sceny. Czy stało się to wtedy, gdy ją puścił? Nie mam pojęcia, taka informacja się nie pojawia, budząc we mnie zmieszanie. Rozumiem, że Tamara w tamtej chwili miała ważniejsze problemy na głowie, ale jednak to Alex był sprawcą całego cierpienia i bohaterka powinna nieco bardziej interesować się tym, czy nie czai się aby gdzieś w pobliżu, chcąc zrobić jej większą krzywdę. – Czy to będzie naturalne, gdy podczas katuszy Tamara zwróci uwagę/zauważy, że wyszedł?

    Po powtórnej lekturze opisu uczuć Tamary zaczęłam się (spojlerowo) zastanawiać – czego doświadczyłby ktoś związany przykładowo z ziemią? Bo chyba nie tego samego, prawda? Może uczucia skamienienia, sztywności? Widzisz, wykreowałaś na tyle ciekawy świat, że skłania mnie do przemyśleń – brawo. – Tak tylko wspomnę, że tak, każdy z Posiadaczy w inny sposób przechodzi przebudzenie, jednak nakreślę tutaj, że smok Tamary został zmuszony do przebudzenia, więc to też wychodzi nieco inaczej. Proces jest przyśpieszony, dlatego jest tak bardzo bolesny dla Tamary. W przyszłości z pewnością będą albo wzmianki o innych przemianach, albo będzie scena ukazująca ten proces.

    i Kurczę, nie rozumiem tej dziewczyny. Najpierw dzwoni do matki, a teraz ma na nią focha za interesowanie się. Nie podobają mi się te sprzeczności, robią z Tamary kogoś bardzo nieprzewidywalnego. No i zdanie z obserwacją brzmi jakoś kiepsko, może „czuła się jak pod stałym nadzorem”? – Gdzie ona miała focha? Fakt, wcześniej dzwoniła do Elizabeth, bo została zaatakowana, potrzebowała pomocy, teraz trochę ochłonęła, wróciła, poniekąd, do rzeczywistości. Poszła wziąć prysznic, a Elizabeth od razu wali do jej drzwi z pytaniem, czy wszystko w porządku. To drażni Tamarę, bo przez takie rzeczy czuje się obserwowana. Nie może robić coś, co nie jest „normą”, bo zaraz „co się dzieje”. Fakt, tym razem coś się stało, ale Elizabeth od razu widzi coś podejrzanego w braniu prysznica, co dla Tamary jest już przesadą. To jest jej charakter.

    Pytanie – dlaczego opierasz tę postać na kłamstwach i sprzecznościach? Taki kierunek nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Wiadomo, prawdziwi ludzie tacy są, ale fikcyjni bohaterowie niezbyt dobrze na tym wychodzą, a już na pewno nie zyskują tego typu zachowaniami sympatii czytelników. Zdajesz się kreować Tamarę na bohaterkę pozytywną, więc dlaczego utrudniasz swoim odbiorcom polubienie jej? – Naprawiam już sprzeczność Tamary, bo faktycznie przesadziłam i jest to mało logiczne. Jednak czy kreuję Tamarę na bohaterkę pozytywną? No nie wiem… xD

    Znów zagłębiając się w spojlerowe terytoria – to dość interesujące, że oczy Tamary nie są, jak zdawałoby się po nazwie smoka, czerwone, ale fioletowe. Jestem ciekawa, czy stoi za tym konkretny powód. – Yup, w moim widzimisię jest, że to nie były w pełni oczy smoka, tylko jakby pierwsze stadium, znak smoka, a nie rzeczywiście „jego” oczy, w senie takie 100%.

    Tu kobieta brzmi, jakby jednak nie wiedziała, kto to jest poza tym, że ma być młodym chłopakiem. A jeszcze później, gdy okazuje się, że to dziewczyna, nie widać u niej nawet odrobiny zdziwienia, więc czemu z góry założyła płeć? Czuję się skonfundowana. – Ogólnie ten fragment albo poprawiłam, albo mam do poprawy, bo Skoia też zwróciła mi uwagę na tę scenę. Ale wyjaśnię ogólnie, że Sandra po prostu z góry zakłada, że Posiadacz to chłopak, bo to większe prawdopodobieństwo, ale wcale się też nie dziwi, jeśli to byłaby dziewczyna, bo były już takie przypadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pierwszego cytatu - być może Tamara nie zauważyłaby zniknięcia Alexa od razu, ale gdyby w jakimś momencie na chwilę by coś do jej mózgu trafiło prócz bólu, no to pewnie mógłby być to fakt, że Alex zniknął, a więc i nadzieja na koniec tortur może zniknąć :D
      wydaje mi się, że Elisabeth mogła się o Tamarę martwić właśnie w związku z tym telefonem xD
      podoba mi się pomysl z kolorem oczu i jego stopniowaniem.

      Usuń
    2. Zniknięcie Alexa – Może nie konkretnie wtedy, kiedy zwija się z bólu, ale gdy w miarę odzyskała już panowanie nad sobą, powinno się coś pojawić. Mogłaby np. odetchnąć z ulgą, że już go nie ma albo coś w tym rodzaju. Bądź co bądź czytelnicy na pewno chcieliby wiedzieć, na czym w danej scenie stoją.

      Przemiana – o, to bardzo ciekawe. Właściwie przy lekturze nie myślałam o tym, że dla innych mogłoby to być mniej bolesne, prawdopodobnie przez brak porównania, więc cieszę się, że temat jeszcze wróci i zostanie pełniej przedstawiony. :)

      Foch Tamary – patrząc na to z boku, z perspektywy czytelnika, który ma tyle informacji, ile przeczyta w tekście, jej zmienne zachowanie wygląda kiepsko. Raz chce pomocy matki, a zaraz nie chce. Nie bardzo da się wywnioskować, skąd jej się to bierze. Wyżywa się na Elizabeth, chociaż ta nic jej nie zrobiła, po prostu zapytała, czy wszystko w porządku. Nie widać tu, by matka zachowywała się w żaden sposób niewłaściwie – prysznic w środku dnia, kiedy nie ma ku temu powodu, jest dziwny, takie są fakty. Tamara może się czuć źle po tym, co się stało, ale to nie daje jej przyzwolenia na kierowanie swojego gniewu na postronne osoby. Jeśli taki ma charakter, to niech go sobie ma, ale musisz liczyć się z tym, że pakujesz w nią wszystkie możliwie paskudne cechy, nie dając nic interesującego w zamian, i trudno przez to jej kibicować.

      Bohaterka pozytywna – jeśli od początku nie kopie w scenach przysłowiowych szczeniaczków, to nie mam podstaw, żeby uważać inaczej. To tak jak z sądami – niewinny, dopóki nie udowodniono odwrotnie.

      Oczy smoka – interesujące. A będzie to miało jakieś znaczenie w fabule, czy to po prostu forma „dekoracji”?

      Płeć posiadacza – no to dobrze. ;) Niby to, co mówisz, ma sens, ale w dialogu wygląda zbyt niejasno.

      Usuń
    3. foch Tamary - Rozumiem, nie mogę obiecać, że uda mi się przyhamować, zwłaszcza że niedługo będzie jej kolejny popis chwiejności charakteru, ale nie chcę wyjawiać dlaczego. xD Jestem niedobra. xD

      oczy smoka - będzie miało. Jak niżej napisałam, w 99% u mnie wszystko jest zaplanowane. Nie bez powodu siedziałam nad BL latami i dopieszczałam szczegóły. ;D U mnie takie szczegóły muszą być na cacy ha ha.

      Usuń
    4. Foch Tamary – trochę się boję, jak ta chwiejność wypadnie z nową narracją, czy nie będzie jeszcze bardziej niezrozumiała niż teraz. No ale przekonam się na własne oczy. Chyba jakoś wytrzymam bez znajomości powodów. :P

      Oczy smoka – no to super. :) Mam tylko nadzieję, że całą tę szczegółowość przedstawisz tak, żeby czytelnicy zdawali sobie z niej sprawę. Szkoda by było, gdybyś namęczyła się i nikt nie zwrócił na to uwagi.

      Usuń
  9. Po drugie zastanawia mnie, co z Elizabeth; czemu nie obudziła córki i czemu Tamara się nad tym nie zastanawiała? Może nie mają takiego zwyczaju, ale mimo to kobieta wstaje pewnie do pracy rano i powinna była zajrzeć do dziewczyny, skoro ta nie wychodziła z pokoju, chociażby z troski. – Elizabeth kazała zostać Tamarze jeden dzień w domu, żeby dziewczyna odpoczęła po tym wszystkim, co jej się stało. Ja akurat nie widzę sensu, aby Elizabeth ją budziła z rana.

    Przy czym pragnę dodać, że piłka nożna, czyli soccer, nie jest w Stanach zbyt popularna, może lepiej postawić na football amerykański, koszykówkę bądź jakiś spokojniejszy sport? Bardziej by mi to pasowało do Chrisa, jakiego jak na razie przedstawiłaś. Oczywiście pewnie klub typowej piłki nożnej w Seattle się znajduje, ale i tak mi to zgrzyta. – Wiem o tym, że tam popularniejszy jest football amerykański, ale mi bardziej pasuje piłka nożna do Chrisa. Poza tym nie wiem, co w tym takiego zgrzytającego, że jest drużyna od tej dziedziny sportu… BTW akcja nie dzieje się w Seattle, blisko, ale nie tam.

    Wymazać? To by znaczyło, że Tamara jest świadoma istnienia jakiegoś rodzaju magii/technologii nieznanej współczesnemu światu. Wydaje mi się, że na tym etapie miałaś na myśli coś innego, więc proponuję przeredagować zdanie na coś w rodzaju: „Może najlepiej by było, jakbym znów straciła pamięć?!” – Z pewnością przeredaguję zdanie, bo faktycznie nie będzie pasowało do reszty. Aczkolwiek nie do końca chodzi o magię z tym wymazaniem pamięci ani jakąś super technologię. Ale to wyjaśnię później w tekście, w jaki sposób Tamara ma wymazaną pamięć.

    Ogólnie odniosłam wrażenie, że lubujesz się raczej w krótkich zdaniach, przez co mimowolnie kładziesz duży nacisk na każdy pojedynczy element i zwracasz na niego uwagę czytelnika. – Akurat raczej lubuję pisać dłuższe zdania, ale pewnie nieraz skracam je nagminnie tam, gdzie nie trzeba. XD

    Wedle researchu prawdziwa uczelnia znajdująca się w okolicy nazywa się Harborview. O nią Ci chodziło, prawda? – Yup. Pewnie albo zrobiłam literówkę, albo Word sam mi zmienił, lubi płatać mi figle, jeśli wpisuję jakieś zagraniczne słowa, mimo że potem staram się sprawdzać, czy się nic nie zmieniło.

    W amerykańskiej szkole normalnie uczą koreańskiego? Naprawdę? To nie jest raczej popularna opcja. – Popularna nie, ale nie niemożliwa. Uczniowie w USA mają do wyboru kilka języków, najbardziej popularnym jest francuski i hiszpański, ale to nie znaczy, że każdy się tam takiego musi uczyć. Oni wybierają pod siebie jakiś język obcy, Tamara wybrała koreański, bo miała taką możliwość.

    Zdaję sobie sprawę, że to tylko przypuszczenia, ale mimo wszystko ciężko mi choć na chwilę wziąć pod uwagę wersję, w której Tamara zostałaby Posiadaczem z powodu przypadku, a tym bardziej znajomości z Chrisem. Ma za dużo rodzinnych powiązań w kręgu osób siedzących po uszy w temacie. Sandra najlepiej powinna o tym wiedzieć, więc dziwne, że takie słowa wypłynęły akurat z jej ust. – Rodzinne powiązania mogą nie mieć nic wspólnego z tym, że Tamara została Posiadaczem. Miała w sobie smoka, ale nikt nie będzie wiedział, czy naprawdę miała zostać Posiadaczem, bo Alex wymusił przebudzenie smoka. To było nienaturalne. Nie wiadomo, czy Tamara nie była tylko przypadkowym „naczyniem” dla smoka, dopóki ten by nie znalazł kogoś lepszego na jej miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. fragment - dopiero później to było jasne, o ile dobrze pamiętam xD

      oo, naczynia dla smoków? to ciekawe, trochę jak dla aniołow w supernatural xD

      Usuń
    2. Wymazana pamięć – osobiście stawiałabym w takim razie na traumę/uraz mechaniczny po tamtej sytuacji z Johnem, ale równie dobrze może chodzić o coś z jej nieżyjącymi rodzicami, więc chyba nie będę dalej sama zgadywać i poczekam na to, co zaprezentujesz w tekście. ;P

      Krótkie/długie zdania – możliwe, ale musiałabym do tego zobaczyć oryginał. :D W samym tekście jednak nie natrafiałam na jakieś przesadnie długie zdania. To właściwie dość interesujące, jak dużo może się zmienić w trakcie edycji.

      Koreański – no dobrze, miała możliwość, tylko po co dzielić się tym z czytelnikami? Będzie to miało jakiś wpływ na dalsze wydarzenia, przyda się jej do czegoś, czy to tylko smaczek, bo ty akurat lubisz ten język? Nie lepiej, żeby uczyła się chińskiego? Pan Lee jest Chińczykiem, mogłaby z nim ćwiczyć rozmówki i tak dalej, cały ten bajzel z Posiadaczami też wydaje mi się zakorzeniony w chińskiej kulturze. Koreański przez to wygląda jak dolepiony na siłę.

      Rodzinne powiązania – mogą nie mieć, ale fabularnie to byłaby kpina, gdyby Alex czystym przypadkiem przebudził smoka akurat w tej jednej nastolatce spośród całego świata, której ciotka i matka siedzą po uszy w temacie Posiadaczy. Nie chodzi już o samo to, czy miała mieć tego smoka, czy nie, tylko o fakt, że w ogóle została w to wmieszana.

      Usuń
    3. koreański - Wzmianka języka, którego uczy się Tamara to hint na przyszłość. Mówiłam, stawiam grunt, daje szczegóły, które z początku na pozór nie mają żadnego znaczenia/powiązania, ale będą miały swoje wytłumaczenie w przyszłości. ;) Myślałam, czy aby nie dać jej chińskiego, skoro zna się z panem Lee, ale myśląc o późniejszych scenach/częściach to nie wyjdzie na dobre, bo koreański będzie w użyciu Tamary. I tu pojawia się problem, bardziej mój, jako autorki, bo nie władam chińskim. Nie jestem z tym językiem za pan brat tak jak z koreańskim. A koreański potem bardziej się przyda w rozdziałach i będzie miał lepsze zastosowanie. No, takie jest przynajmniej moje zdanie.

      rodzinne powiązania - Od początku. Tamara była naczyniem dla smoka. Dlaczego? Tu trzeba byłoby cofnąć się w czasie i poznać całą historie, łącznie z tym, dlaczego Elizabeth i Sandra siedzą w temacie oraz poznać poprzedników Posiadaczy, ale nie chcę spojlerować. To od nich, od strony Sandry, jest mówione, że to przypadek, że Tamara została Posiadaczem, bo Alex namieszał. Gdyby nie on, nikt by nawet nie wiedział, że Tamara ma w sobie smoka, chyba że sam by się przebudził, co tego nie zrobił. Alex nie przypadkowo przebudził smoka w Tamarze, to jest pewne, ale czy jej powiązania z przyszywaną rodziną mają dla niego jakieś znaczenie? Raczej nie. Tu za to trzeba byłoby poznać cel Alexa, dlaczego akurat zdecydował przebudzić smoka i zrobić z Tamary Posiadacza. Nie wiem, czy ktokolwiek cokolwiek z tego zrozumie, ale nie wiem, czy umiem to ładniej wytłumaczyć. XD

      Usuń
    4. Wow, mówisz po koreańsku, Mari? To zdeecydowanie niecodzienne, w Polsce jeszcze bardziej niż w Stanach zapewne :p zastanawia mnie tez bardzo, coraz bardziej, dlaczego Alex przebudził smoka w Tamarze i skąd o niej wiedział. Jeśli nie chodzi o przyszywaną rodzinę, to może o tą prawdziwą, która nie żyje? Może o Rodziców, a może o Johna? To naprawdę interesujące

      Usuń
    5. Oj, zdziwiłabyś się, ile jest osób mówiących po koreańsku albo chociażby się uczących. Ja również jeszcze się uczę, bo znam jedynie podstawy i najlepiej mi się czyta niż mówi. XD

      Usuń
    6. Koreański– hm... a nie można by pana Lee w takim razie przerobić na Koreańczyka i ograniczyć wpływy chińskie w opowiadaniu do minimum? Nie wiem, na ile ci będą one potrzebne, ale nie widzę sensu, żebyś się męczyła z chińskim, bo coś tam sobie kiedyś wymyśliłaś, kiedy koreański jest ci bliski i czujesz się z nim pewnie. To pokrewne kraje, kulturalnie na pewno od siebie podbierały, legendy chyba nie mogą się diametralnie różnić, a takiemu szaremu polskiemu obywatelowi nawet nie zrobiłoby to różnicy. W końcu Azja, to Azja, nie? :D Pamiętaj, że to ty odpowiadasz za to, jak będzie wyglądać świat twoich bohaterów, możesz go dowolnie kształtować i zmieniać. Nikt inny nigdy się nie dowie, że coś miało być inaczej, więc nie będzie kwestionować żadnych „odbiegnięć od normy”. ;)

      Rodzinne powiązania– rozumiem chyba połowę, tak mi się zdaje. :D Czyli Tamara od początku miała mieć smoka, tak? Tylko, że był leniem i się nie obudził, więc Alex wziął sprawy w swoje ręce? Albo może jest więcej pretendentów do bycia Posiadaczem i smok mógłby sobie wybrać z pewnej puli, a zostało wybrane za niego, żeby poszedł do Tamary?
      To znaczy, że wszystko trzeba by odwrócić – to nie rodzina Tamary ma związki ze smokami, tylko Tamara ma tę konkretną rodzinę, bo ona sama ma związki ze smokami? O jejku, jak to zagmatwanie brzmi, mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi. Nie rozumiem tylko, skąd wzięło się to kłamstwo z przypadkiem i czemu miałoby służyć.

      Usuń
    7. No niestety nie mogę zamienić pana Lee na koreańczyka ani ograniczyć wpływ chińskich legend, gdyż chińskie legendy są moim zdaniem najlepsze i najciekawsze oraz dosyć rozbudowane. Koreańskich znalazłam niewiele. Nawet teraz nic konkretnego nie mogę sobie przypomnieć, bo mało tego było. Druga sprawa jest taka, że w przyszłości pan Lee zabierze Tamarę do Chin, do swojej szkoły, w której uczył się kung fu, a kung fu w porównaniu z taekwondo jest moim zdaniem lepszą sztuką walki. Poza tym chińskie elementy były u mnie w opku od lat, koreański za to jest dosyć świeżym tematem. Wiem, że dla zwykłego człowieka Azja to Azja, ale dla mnie Korea a Chiny to dwa różne światy, które mają swoje podobieństwa, ale jednak różnią się szczegółami. Tak jak Polska i Rosja. Elementy japońskie też będą w to wmieszane, bo lubię brać po trochu z Chin, Korei czy Japonii. Nie mówię też, że będę skupiać się tylko na tych krajach, bo mam przygotowaną mieszankę kulturową, jeśli chodzi o bohaterów.

      Albo może jest więcej pretendentów do bycia Posiadaczem i smok mógłby sobie wybrać z pewnej puli, a zostało wybrane za niego, żeby poszedł do Tamary? - Coś w tym rodzaju. Smok budzi się dopiero u osoby, którą on sam wybierze, aby była Posiadaczem. W innym wypadku jedynie przesiaduje w ciele człowieka i czeka, aż napotka kogoś lepszego. To trochę jak duch przeskakujący z ciała do ciała, dopóki nie znajdzie idealnego kandydata.
      Nie, rodzina Tamary ma związek ze smokami. XD Tamara była przypadkowym naczyniem dla smoka, dopóki Alex go nie przebudził i nie zrobił z Tami Posiadacza. Stąd jest to powiedzenie Sandry "przypadek", bo teraz nie wiadomo, czy Tamara miała być tym Posiadaczem. Nie wiem, czy teraz lepiej. XD Jeśli nadal jest niezrozumialez to bym musiała dać spojler haha.

      Usuń
    8. Ach, no to trochę szkoda. W ten sposób byłoby łatwiej to wszystko ogarnąć, ale jak tak ci się podoba i jesteś pewna, że wyjdzie lepiej w ogólnym rozrachunku, to nie ma co kombinować. Cóż, zostaje ci w takim razie przeprowadzenie duuużo researchu, żeby nie wyszło stereotypowo. Mieszanka kulturowa będzie z pewnością ciekawa, ale przy małej ilości czasu antenowego (no bo to jednak zapewne będą postacie drugoplanowe) łatwo pójść na skróty i niechcący wpaść w podążanie za utartymi obrazami danych kultur. Albo też całkiem ominąć ten temat, co ostatecznie też nie jest do końca dobre, bo jednak miejsce wychowania ma wielkie znaczenie, jeśli chodzi o światopoglądy postaci.

      A że tak jeszcze zapytam z ciekawości – rozplanowałaś już sobie całość na rozdziały? Im więcej twoich komentarzy czytam, tym bardziej mam wrażenie, że szykujesz prawdziwego kolosa z tego opowiadania. Takiego, którym lepiej nie tłuc ludzi, bo można by zabić. :D

      Aha, czyli jak poprzedni Posiadacz umarł, to smok po prostu przeskoczył sobie byle gdzie i się przyczaił, czekając na odpowiedniego kandydata? Tu akurat padło na Tamarę. Wynika z tego, że przed przebudzeniem była całkiem nieświadoma, że coś w niej siedzi. Chociaż zastanawia mnie, czy i uśpiony smok nie wpływałby nawet minimalnie na jej zachowanie czy kondycję fizyczną, w końcu to zawsze dodatkowy mieszkaniec – a więc i obciążenie – dla czyjegoś ciała.

      Chyba bez spojleru nie zrozumiem tej sytuacji, ale tak sobie myślę, że nie muszę tego teraz wiedzieć. ;P Ciekawiej wyjdzie, jak będę mogła w przyszłości zweryfikować, czy w samym opowiadaniu ten splot zdarzeń będzie odpowiednio przedstawiony. ;)

      Usuń
    9. Różnice kulturowe będą raczej łagodnie wprowadzone i tak, aby inni też zrozumieli pewne rzeczy. W końcu BL nie skupia się jedynie na multikulti. XD

      Hahaha prawdę mówiąc mam zaplanowane na 2-3 części. Max 4, jeśli w praniu wyjdzie coś jeszcze, bo właśnie na jednego opka to wszystko to byłoby zdecydowanie za dużo. No i na każdą część mam zaplanowany jakby inny główny wątek. Coś jak w HP, że niby przez wszystkie tomy jest walka Harry'ego z Voldkiem, ale jednak mamy Zakon Feniksa czy Kamień Filozoficzny. BL tak naprawdę będzie krótkie raczej. Zamknęłam się w około 30 rozdziałach, ale i tak ta liczba może się ciut zmienić, bo czasem jeden rozdział dzielę na dwa, żeby do publikacji nie był za długi.

      Tak, dokładnie. Naczynie smoka nie ma zielonego pojęcia, że coś w sobie ma. I nie, smok raczej nie oddziałowuje na organizm, w którym jedynie się ukrywa. Nie jest jakby połączony/szczepiony, więc tym bardziej nie widać różnicy ani nie ma żadnych negatywnych/pozytywnych oddziaływań.

      Miejmy nadzieję. XD

      Usuń
    10. No to się cieszę. ;) Skupiać się za bardzo nie musi, nie o to tu chodzi, ale na pewno ten fakt doda realizmu. W końcu świat jest wielki, a dusz smoków tylko parę. Gdyby Posiadaczami zostały dzieciaki z jednego podwórka, byłoby słabo. :P

      No właśnie coś tak czułam. Brzmi to całkiem sensownie – jedna większa intryga przeplatana pomniejszymi historiami. Przynajmniej przy drugiej części świat już będziesz miała ładnie rozwinięty i zostanie tylko dopisywać bohaterom fabułę. ;)
      W takim razie tym bardziej nie ma już sensu przepisywać niczego od nowa po nadchodzącym generalnym remoncie, tylko iść do przodu. Później też za dużo rundek poprawek nie opłaca się robić; inaczej życia ci nie starczy, żeby to ogarnąć. ;)
      Hm... nie powiedziałabym, że trzydzieści rozdziałów to krótkie opowiadanie. Niektóre książki tyle nie mają. :D Jeśli kolejne części będą jeszcze dłuższe, to życzę wytrwałości, zdecydowanie się przyda. No i ciągłego zajarania tą historią, bo bez tego będzie ciężko. :)

      To trochę zastanawiające, tak właściwie. Jeśli smok nie dostaje od człowieka niczego, co by mu pomagało przeżyć, to dlaczego nie siedzi sobie w jakimś zwierzęciu, roślince czy nawet kamieniu? Z tego, co rozumiem, na jedno by wyszło – no bo czym się różni w takim układzie ludzkie ciało od żółwia czy homara, co może dobić ponad setki? W głazie smok mógłby z kolei przeczekać i tysiąc lat. :D O, albo w jakimś magicznym amulecie mógłby się ukryć.

      Usuń
    11. Czyli w Twoim świecie właściwie każdy człowiek mógłby przez chwilę mieć w sobie smooka, ale nawet o tym nie wie, a ten smok wcale się nie chce ujawniać, tylko czeka? Ale jak właściwie ocenia,w kim by się chciał ujawnić i jak zmusza do tego człowieka...? No i podpinam się pod komentarz Maxie dotyczący innych istot

      Usuń
  10. Szczerze mówiąc, nie widzę armii złożonej przy dobrych wiatrach z pięciu osób; bo tak: z kontekstu wynika, jakby ta armia miała się składać z Posiadaczy, nie jakichś randomowych obywateli przekabaconych na stronę Stowarzyszenia Odrodzenia. W ogóle nie bardzo rozumiem, skąd Tamara wzięła tę myśl. Z dialogu wcale nie wychodzi, że SO jest organizacją militarną, bardziej szpiegowską albo polityczną. Nie widzę tu otwartej wojny, czy to na broń palną, czy ciskanie w przeciwników kulami ognia (ostatecznie na jedno wychodzi). Prędzej uwierzyłabym w jakieś działania od środka, destabilizację i eliminację poszczególnych, ważniejszych członków, jeżeli w kupie są tacy potężni. – Nie chodziło tylko o przekabacenie Posiadaczy, ale ludzi takich jak oni, czyli z mocami i to przywiodło Tamarze na myśl o armii. Tak po prostu, a armia to nie tylko siły militarne, ale też po prostu grupa ludzi.

    Po prostu rok, „rok czasu” to brzydki pleonazm – wiem o tym; zostawiłam to dla stylizacji, ale ten dialog jest już przeredagowany, więc jest już inaczej.

    No zbyt imponujący pokaz to to nie był. Może zrobienie literki przyszłoby mu łatwiej, gdyby ktoś go szkolił. Obawiam się, że w tym tempie Chris nabierze odpowiednich umiejętności do walki ze złolami, jak zacznie dobijać trzydziestki. – Kto wie. XD Chris dużo nie ćwiczył, bardziej skupiał się na nauce, więc raczej nic dziwnego, że nie ma wielkich umiejętności. Nikt go nie szkolił ani na to nie naciskał. Inaczej będzie, kiedy w końcu zacznie trening.

    Niestety za nic nie rozumiem sytuacji Chrisa. Gość potrafi robić dziwne rzeczy z wodą od roku, powtarzam, ROKU, czego Barid i Sandra byli świadomi, ale kompletnie nic z tym nie zrobili. Nie pofatygowali się do niego i nie opowiedzieli chociażby legendy, by biedny chłopak nie myślał, że oszalał albo coś w tym rodzaju. Ewidentnie mieli też w poważaniu, że Alexis może przeciągnąć go na stronę SO, co z punktu dialogu przeprowadzonego z dzieciakami jest bardzo nielogiczne. – To też już poprawiłam, bo wyszło właśnie nielogicznie, ale już wyjaśniam. Sandra i Barid nie mają żadnego wykrywacza do Posiadaczy ani sposobu, chyba że Posiadacz sam się ukaże (np. nie będzie potrafił kontrolować mocy i zostanie przyłapany). Oni dowiedzieli się dopiero od Alexa, że i Chris jest Posiadaczem (też już poprawione). To nie tak, że mieli na niego wywalone, po prostu nie wiedzieli, bo Chris radził sobie z mocami i się nie wychylał.

    nie powinno się określać bohaterów po kolorze włosu czy oczu, no chyba że to byłby pseudonim Alexa, co jest możliwe, sądząc po następnych rozdziałach, ale nie pasuje do samego bohatera. Po pierwsze dlatego, że jego włosy nie są czerwone, tylko rude, a nie wydaje się, że pragnęłaś uzyskać efekt „na opak”, tak jak na przykład przy nazywaniu kogoś chudego „Grubasem”. Po drugie i ważniejsze chodzi o osobowość Twojego antagonisty, która absolutnie nie kojarzy się ani z kimś pogodnym, ani kimś lubiącym się wygłupiać. Po trzecie czasem zapisujesz to określenie małą, czasem dużą literą, czyli niekonsekwentnie. Oprócz tego mam jeszcze uwagę co do formy czasowników w tym zdaniu: niech oba będą dokonane, albo oba niedokonane (czyli albo „zaniepokoił/zaintrygował”, albo „niepokoił/intrygował”). Ponownie chodzi o utrzymanie konsekwencji. – „Rudzielec” pisane wielką literą to samo z siebie powinno wynikać, że jest to pseudonim (choć jest już to poprawione, że ten pseudonim zniknął lub zniknie całkowicie, przynajmniej na razie, na początku rozdziałów, ewentualnie będzie to określenie Sandry). Poza tym włosy Alexa są czerwone, nie rude i jest to opisane, kiedy Tamara pierwszy raz spotyka Alexa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a czy teraz Chris aż tak się wychylił z mocami czy chodzi o to, że został "zdemaskowany" przez akcję z Tamara? Swoją drogą trochę słabo dla Sandry, Barida i rezsty, że nie mają takiego radaru :D

      Usuń
    2. Wyjaśniłam w komentarzu, że fragment jest poprawiony (odnośnie do Chrisa i jego bycia Posiadaczem). Alexis namawiała go na współpracę, więc Odrodzenie wiedziało o nim. Sandra & Barid dowiedzieli się o Chrisie od Alexa. Niestety, oni nie mają żadnego radaru. Muszą liczyć na jakieś objawienie. xD

      Usuń
    3. Armia – z dialogu nie wynika to, co mówisz, a przynajmniej ja nie potrafię tego zrozumieć, nie mając żadnej wiedzy na temat magicznej części twojego świata. Uznałam, że „ludzie tacy jak wy” to Posiadacze, bo Tamara i Chris nimi są. Skąd niby miałabym wiedzieć, że są jeszcze jakieś inne rodzaje ludzi z mocami? Rozumiem, że istnieją jeszcze demony, ale oni się chyba nie zaliczają do tej samej grupy, co nasi protagoniści, nie?
      Armia jako grupa ludzi? To najmniej kojarząca się z tym słowem opcja, przecież nikt tego nie będzie zakładał. Trzeba było użyć innego słowa, które lepiej oddałoby, co masz na myśli.

      Rok czasu – dodam tylko, że stylizowanie w ten sposób, czyli na niepoprawne formy, rzadko wygląda jak coś celowego i byłabym z tym ostrożna. Bohaterowie nie muszą się mylić w takich sprawach, czytelnicy są przyzwyczajeni do tego, że postacie mówią poprawnie i bardziej literacko niż normalni ludzie.

      Pokaz Chrisa – oby. :P Aż szkoda się robi, jak człowiek pomyśli, że chłopak marnuje takie zdolności, no ale to Chris. Każda inna osoba rzuciłaby w cholerę naukę i bawiła się tymi mocami do upadłego. :D

      Sytuacja Chrisa – no to super, bo przy czytaniu to najbardziej kulało. Tylko zaraz, czyli oni nie mają wykrywacza, a Alex/Alexis mają? Skąd inaczej by o nim wiedzieli, jeśli jest naturalnym Posiadaczem i nie przebudzali w nim smoka, jak w Tamarze?

      Rudzielec – z ust Sandry chyba najmniej to bolało, więc jeśli będzie tylko u niej, dałoby się przeżyć. No i właśnie, gdyby były rude, Rudzielec pasowałby bardziej. Kiedy są czerwone, to przezwisko wychodzi trochę od czapy – o to nam chodziło.

      Usuń
    4. armia - mnie się wydało oczywiste, że chodzi o ludzi ze zdolnościami, nie tylko Posiadaczy, no bo mówimy tu też o Stowarzyszeniu Odrodzenia, Alexie, który ma magiczne zdolności i ludzi jego pokroju. W dialogu jest mówione, że Odrodzenie również jest wyjątkowe (gdzie napisałam to słowe kursywą) dla podkreślenia.

      pokaz Chrisa - Cóż, Chris to Chris, on się nie jara takimi rzeczami, bo nie uważa je za przydatne. xD Przynajmniej na razie.

      sytuacja Chrisa - Rząd nie ma wykrywacza Posiadaczy; nic takiego nie stworzyli. Natomiast jeśli chodzi o to, skąd Odrodzenie wie, kto jest Posiadaczem albo osobą z innymi nadnaturalnymi zdolnościami, to już trzeba byłoby zdradzić więcej o samym Stowarzyszeniu. Powiem tylko, że mają bardzo zróżnicowane zdolności i to też nie jest tak, że od razu znajdują takiego delikwenta, bo też muszą się jednak postarać, potwierdzić, że dana osoba ma w sobie smoka/magię. A jak zrobią pomyłkę i kogoś zabiją... to dla nich nic specjalnego.

      Usuń
    5. Armia – tylko, że ja nie wiem, co to za ludzie i co to za zdolności, ani na czym ma polegać ta wyjątkowość członków Stowarzyszenia. Nigdzie w opowiadaniu nie ma o tym mowy (zapewne będzie później, ale na tym etapie to utrudnia zrozumienie dialogu) – wiem, że są Posiadacze, smoki i demony. Tyle. Zauważyłam, że Alex ma jakieś tam magiczne sztuczki w rękawie, ale one mi nic nie mówią – ot, facet pojawia się i znika, manipuluje umysłami i rzuca magiczną kulą w Tamarę. Nie wiem z kolei, czym Alex jest, ilu jest takich jak on, czym się od siebie różnią, skąd się biorą i tak dalej.

      Pokaz Chrisa – to ostatnie zdanie mnie zaintrygowało. Jeśli Chris ma się w to wkręcić, jestem za. :D

      Sytuacja Chrisa – Od razu widać, że to miłe towarzystwo. XD Dlaczego tylko w takim razie Stowarzyszenie ma wszystkie szmery i bajery, ludzi z przeróżnymi mocami, a strona Sandry i Barida jedynie biednych Posiadaczy, którzy nie potrafią się nawet nawzajem wyczuwać? Wydaje się to zbyt nierównym rozłożeniem sił. No i nie wiem, ile tych różnych mocy szykujesz, ale nie przesadzałabym z ilością, bo ja jeszcze nic nie wiem, a już zaczyna mnie to przerastać. :D Zawsze dużo lepszym rozwiązaniem będzie rozwinąć jeden typ zdolności, niż namnożyć różnych rodzajów magii, które trzeba będzie potem spamiętać.

      Usuń
    6. Chris nie będzie miał wyboru. Chce czy nie będzie musiał działać jako Posiadacz. XD

      Spokojnie, Odrodzenie nie liczy sobie dużo członków, a ich moce są równo rozłożone.
      Jak już gdzieś tam wcześniej pisałam, Sandra i Barid nie mają żadnego wykrywacza na Posiadaczy ani innych osób z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Amerykański rząd nie zbudował czegoś takiego. Fakt, obecnie wygląda to na nierówną walkę; Odrodzenie vs Posiadacze/rząd, ale to wszystko się wyrówna. :D Ja mam tak zaplanowane, że w teorii to wszystko jest cacy, gorzej z wykonaniem, bo jeden zły ruch i już leżę. XD

      Usuń
    7. No to fajno. :D

      W takim razie dobrze, bo już się zaczęłam obawiać, że za bardzo się to wszystko rozrośnie. ;)
      Jeśli w pewnym momencie nastąpi wyrównanie sił, to spoko. Dzięki takiemu rozwiązaniu na początku zaserwujesz większe napięcie, a potem z kolei czytelnik będzie mógł uwierzyć, że bohaterowie będą mieli szansę wygrać. Sprytnie. ;)
      Trzymam kciuki, żeby wszystko się udało i nic się nie wyłożyło. :)

      Usuń
  11. Podsumowanie

    Fabuła – wszelkie rzucane poszlaki/wskazówki/strzelby Czechowa porozrzucane w tekście w 99% przypadkach mają zawsze jakieś znaczenie. Nawet jeśli nie teraz albo nie w tej części, to i tak jest to zaplanowane i będzie miało swój show time w przyszłości. Staram się, aby wszystko miało swój cel i znaczenie. Rozumiem, że na tym etapie ciężko jest powiedzieć coś więcej, czy wszystkie wątki zostaną ładnie połączone. Cóż… czas pokaże czy uda mi się ładnie to sklecić. Są też takie rzeczy, a raczej wątki, o których mówię głośno, lecz nie wyjaśniam od razu np. śmierć Johna. Jest to zabieg celowy, głównie dlatego że ten temat jest dobrze znany bohaterom, wszyscy wiedzą, o co chodzi, co się stało, ale żaden z nich nie chce o tym rozmawiać, bo jest to nadal bolesne, zwłaszcza dla Tamary, która była przy śmierci ojczyma, była (i przez część rodziny Elizabeth oraz Johna) również obwiniana, co jest chore, bo wtedy Tamara miała 13 lat i niewiele mogła zrobić, aby ratować Johna. Ale cała tajemnica śmierci również zostanie wyjaśniona.

    W opku są i będą rzeczy, które też na pierwszy rzut oka mogą wydawać się bezsensowne, dziwne i niepotrzebne, ale akurat jestem osobą, która stara się, aby wszystko miało sens i swój cel. Poruszam tematy, które praktycznie zawsze mają coś pokazać, albo właśnie zbudować grunt. Np. choćby zerwanie Chrisa z Mel (oczywiście dziewczyna jeszcze się pojawi), ale moim głównym zamierzeniem było ukazanie, że Chris nie był singlem w wieku nastoletnim, że ma/miał życie uczuciowe, bo wiele właśnie jest historii, gdzie bohater dopiero poznaje swoją miłość, co mi się już kompletnie znudziło. Ten wątek poboczny będzie gdzieś się tam pojawiał, bo wręcz nie chce całkowicie wymazywać związki i miłość z opka, skoro jest to fantasy, ale nie chcę też, aby grało to pierwsze skrzypce.

    Ustawiam sobie też grunt na tle kryminalnym, bo BL to nie tylko fantasy, zwłaszcza nie takie typowe, że tylko magia czy jakaś walka dobra ze złem. Chcę w tym wszystkim poruszyć ważne elementy, które otaczają nas, zwykłych ludzi, ale niektórzy nie potrafią ich dostrzec albo nie wierzą, chociaż na te elementy trzeba będzie sporo poczekać i nie chcę wyjawiać jednego z głównych wątków.

    Co do oryginalności… trochę mnie zasmuciłyście, ale cóż, teraz ciężko o coś naprawdę, niesamowicie nowego. A i tak ostatnio widzę, że ludzie uwielbiają klisze (już nie mówię tu o fantasy). I nie to, żebym chciała iść w tę drogę, absolutnie nie! To takie moje spostrzeżenia. Z jednej strony mówi się, że każdy pragnie oryginału, a lepiej sprzedają się schematy. Smutne. :( Z drugiej strony mam nadzieję, że jednak choć trochę, dzięki późniejszym rozdziałom, mój opek jednak zahaczy o odrobinę oryginalności. Marzenia ściętej głowy. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to bardzo dobrze, że swiadomie te strzelby Czechowa rozrzucasz i jesteśmy bardzo ciekawe, czy faktycznie poszlaki i wątki, z którymi są powiązane, się ładnie połączą. Co do wątku Chrisa z Mel to wszytsko rozumiem i się zgadzam, ale chodzi o to, że trochę smutne, że zaczęłaś od końca, że tak powiem xD nawet się nie poczulo, czy Mel faktycznie stała się taka,za jaką miał ją Chris. ale zawsze pozostają retrospekcje czy wspomnienia pozniej xD Samo suche stwierdzenie, że Chris kogoś miał, nie jest do końca dla mnie wystarczające do przełamania schematów, że główny bohater nastolatek na początku nie ma życia miłosnego xD
      Hm, wątek kryminalny, ciekawe. Jeśli będzie się wiązać z głównym wątkiem, czyli posiadaczami, to może być ciekawe

      Usuń
    2. W sumie nie miałam jakoś zamiaru, aby czytelnicy czuli, czy Chris ma rację, czy nie. Miało to tylko pokazać, że nie był singlem. xD
      Zrobię co w mojej mocy, by ładnie to połączyć. Zobaczymy, jak mi to wyjdzie.

      Usuń
    3. Fabuła – czasem jest tak, że autor nawet nie wie, że wrzuci jakąś obietnicę czytelnikom albo niektóre wskazówki gubią się, bo nie są dostatecznie wyeksponowane, więc może niech właśnie czas pokaże, jak to ostatecznie wyjdzie. ;) Oczywiście doceniam starania, by wszystko trzymało się kupy.
      Myślę, że kiedy w opowiadaniu pojawi się reszta Posiadaczy, którzy nie znają Tamary i Chrisa, łatwiej ci będzie sięgać po takie tematy. Mam nadzieję, że nie zmarnujesz okazji. ;) Z drugiej strony śmierć Johna tak bardzo zwraca uwagę i prosi się o rozwinięcie, bo nie dajesz czytelnikom niczego innego, co mogłoby odwrócić ich uwagę od tego tematu.

      Związek Chrisa i Mel – jeśli ten wątek będzie się pojawiał i miał jakiś sens, to spoko. Żałujemy tylko, że nie pokazałaś ich chociaż chwilkę jako pary. To by pomogło zrozumieć motywacje Chrisa, bo jego gadanina z początku drugiego rozdziału to tylko gadanina, a ciężko wierzyć bohaterom na słowo. Jeśli z kolei ten wątek naprawdę znalazł się w opowiadaniu tylko po to, żeby pokazać, że Chris ma za sobą związek no to... trochę bez sensu. To byłoby takie zawracanie gitary po nic, byleby na siłę złamać schemat. Równie dobrze mogłaś to streścić do jednego zdania i wyszłoby na to samo.

      Wątki kryminalne – tego bym się nie spodziewała. Jeśli dobrze to poprowadzisz, może być naprawdę ciekawie.

      Oryginalność – nie masz co się smucić, takie są po prostu realia. O coś nowego jest bardzo ciężko. Z drugiej strony naprawdę nie ma co się zapierać rękami i nogami przed schematami czy kliszami. Ostatecznie nie ma w nich nic złego, wystarczy je odpowiednio ograć.
      Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy lubią schematyczne historie. One są po prostu bezpieczne. Czasem człowiek potrzebuje czegoś, o czym wie, że się nie zawiedzie, bo dostanie dokładnie to, czego oczekuje. Niektórzy oglądają ten sam film dziesięć razy, niektórzy oglądają dziesięć takich samych filmów.
      Co do dalszych rozdziałów u ciebie – okaże się. Z twoich komentarzy wynika, że historia ma zadatki na coś interesującego, więc może na razie poczekajmy z tym ścinaniem głów, okej? ;)

      Usuń
    4. fabuła - to fakt, czasami autor nie może spojrzeć na swoją pracę ze strony czytelnika. Akurat śmierć Johna niedługo w rozdziałach zostanie ujawniona. ;)

      wątki kryminalne - no właśnie... jeśli tylko dobrze je poprowadzę...

      To znaczy ja też czasami sięgam/wciągam się w schematy, ale dziwi mnie, że takie mega skrajne schematy są najbardziej popularne, a naprawdę dobre prace widnieją gdzieś tam w oddali.

      Ja się modlę, aby to, co planuję, wyszło dobrze i ciekawie, bo w innym wypadku to się chyba pochlastam. XD Będę chyba pracować do upadłego, aż w końcu wyrwie kogoś z butów. XDDD Dlatego też nie bez powodu tak bardzo zależy mi na tym opku.

      Usuń
    5. Fabuła – o, no to w takim razie dobrze. Nie ma sensu tego przesadnie przeciągać, bo w końcu czytelnikom przestanie zależeć.

      Wątki kryminalne – na pewno nie będzie tak źle, jak myślisz. Jeśli plan, który sobie ułożyłaś, nie ma dziur i przy okazji jakiś choćby mały element zaskoczenia, to już połowa sukcesu.

      Zawsze będzie łatwiej „sprzedać” coś, co już jest znane, nawet jeśli jest słabsze, niż coś dobrego, ale nieznanego. Tak to już niestety działa. ;\ Mimo wszystko czasem udaje się przebić czemuś totalnie świeżemu, więc nie ma co zwieszać głowy, bo a nuż uda się nam. ;)

      Mam nadzieję, że ci wyjdzie. Patrząc na dotychczasową ścieżkę twojego rozwoju, myślę, że to nawet nie takie bardzo nieprawdopodobne. Tylko pamiętaj, że odpoczywać też trzeba. Tak samo przewietrzyć od czasu do czasu łepetynę. Dopiero wtedy praca idzie pełną parą. ;)

      Usuń
  12. Bohaterowie

    Alex i Alexa – *Alexis; w sumie to jakoś długo nie zastanawiałam się nad tymi imionami. Wybrałam je, bo obydwa rodzeństwa łączy silna więź i dlatego ich imiona są podobne. Ogólnie też dawno temu w planach miałam wątek kazirodczy między Alex i Alexis, miałam też tak, aby byli bliźniakami, których ciężko odróżnić (nawet w takim sensie, że nie byłoby wiadomo, jakiej płci byłaby ta osoba). Z tego też wzięło się to podobieństwo, aby (w tamtej wersji) jak najbardziej zminimalizować możliwość rozpoznawania, czy jest to Alex czy Alexis.

    Tamara – postaram się hamować, aby Tamara za dużo już tak nie lamentowała, ale jest to ciężkie, bo kiedy piszę o emocjach i uczuciach, to po prostu piszę, przelewam wszystko, co może czuć bohaterka, aby jak najlepiej oddać jej emocje (bo z nimi miałam i nadal mam ogromny problem). Jest to też ten problem, że Tamara na razie jest dosyć ciężką postacią. Jak zauważyłyście jest bardzo niestabilna, jej humor potrafi diametralnie się zmienić. To jest celowe. Tamara ma być zmienna, humorzasta, niestabilna psychicznie i z problemami psychicznymi oraz agresywna. Jej myśli samobójcze są lekkie, nie poważne, bo ona tego nie odbiera na poważnie, jeśli chodzi o jej życie. Ona może umrzeć w każdej chwili, jej jest to obojętne, a nawet chętnie by umarła, inna sprawa jest, kiedy odczuwa potężny ból i cierpi (np. wtedy, kiedy zaatakował ją Alex). Czuła tortury i po prostu nie chciała umierać w takich męczarniach. Nie ma też żadnej reguły, aby główna postać koniecznie musiała być pozytywna, dobra. To nie bajka dla dzieci. Właśnie chcę wyjść z tej ramy, bo szczerze mówiąc męczą mnie i nudzą bohaterowie skrajnie pozytywni, tacy z sercem na dłoni, gdzie chcą wszystkich ratować, że nie skrzywdzą nawet muchy. I nawet kiedy walczą z wrogiem, to darują im życie. Na myśl w tym momencie przychodzi mi Son Goku z Dragon Ball, Sailor Moon, Naruto czy Harry Potter. Główne postacie, które mocno wierzyły w dobro i w to, że uratują wszystkich od złego, zawsze byli symbolem dobroci i dla swoich wrogów mieli dużo litości. I nieraz udawało im się złą osobę zmienić na dobrą (choćby Naruto i Pain, a właściwie Nagato). Ja celuję w postaci typu Light z Death Note, Itachi Uchiha czy Hannibal Lecter. Postacie wyraźne, mega intrygujące, mające swoje brudy za uszami, nieraz przekraczające granice moralności, drapieżne na swój sposób. Taka ma być Tamara. Charakterna, mocna, ostra, szalona (nie w takim pozytywnym sensie), agresywna, ale nie aż tak zepsuta, bo ma swoje problemy (depresja, która przerodzi się w ChAD, mała pewność siebie, kompleksy, poczucie pustki i samotności, odizolowania od społeczeństwa, bycia gnębioną przez innych, wyśmiewaną). Jeśli chce ktoś zobaczyć, do czego zmierzam, to polecam ten one shot ( KLIK). Ma w sobie spojlery zachowania bohaterki. I od razu powiem, że pisałam go daaaaaaaawno temu, dlatego zawiera błędy, a narracja 1-osobowa, to raczej nie mój konik, ale wtedy chciałam go wypróbować. Dlatego też na razie Tamara jest osobą nieraz wycofaną, przez Andy’ego ma niskie poczucie wartości, pewności siebie, choć stara się z tym walczyć, stąd też jej zachowanie. Próbuje walczyć o swoje, ale jeszcze nie zawsze jej się to udaje. Z czasem się trochę uspokoi, będzie przypominała normalnego człowieka. Na razie jest bardziej lamentującą nastolatką, która dopiero próbuje walczyć. Kiedy zdobędzie więcej pewności siebie i tego, że będzie coś znaczyła, że będzie potrafiła sama siebie obronić, to się zmieni. No i dojrzeje. To też wiele zmieni w jej charakterze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, że można pisać pod wpływem emocji o emocjach bohaterów, ale efektu z tego dobrego dla dłuższego opowiadania raczej dobrego nie będzie. A to dlatego, że to najpewniej będzie dość chaotyczna sciana tekstu z wieloma niedopowiedzeniami i nadmiernym dramatyzowaniem. Trzeba się uczyć nad tym panować i to z pewnością nie lada sztuka: pisanie o emocjach tak, by było czuć, że to emocje, ale by nad tym jednocześnie panować i umieć spojrzeć na takie fragmenty z boku.
      Druga kwestia to to, jaki ma być głowny bohater. Oczywiście, że nie musisz kreować Tamary na bohaterkę pozytywną. Oczywiście, że można stworzyć jako głównego bohatera Hannibala Lectera, czy może mniej dramatycznie, dra House'a i wyjdzie świetnie. Chodzi o to, że jest to trudniejsza sztuka niż postawienie na bohatera pozytywnego, znacznie trudniejsza. Harry Potter jako bohater pozytywny może denerwować swoją swiętoszkowatością i tym, że wydaje się nie doceniać to, co robią dla niego inni; mnie na przykład niejednokrotnie wkurzał, ale mimo to dobrze się o nim czyta. Łatwiej autorowi stworzyć takiego bohatera i zachęcić czytelników, by o nim czytali. Aby ludzie chcieli czytać o - obiektywnie rzecz biorąc - osobie, która moralnie jest... łagodnie mówiąc - kontrowersyjna - trzeba umieć naprawdę dobrze kreować postacie i wiedzieć o tym, że ta postać musi mieć cos w zanadrzu, jakiś atut, coś mocnego w swojej osobowości, zachowaniu, sposobie bycia, zeby zachęcić o niego czytelnika. W przypadku House'a np. wielką medyczną wiedzą, niesamowita zdolnoscią dedukcji i łączenia różnych faktow w niestandardowy sposób.

      Nie chodzi więc o to, że Tamara MA koniecznie być pozytywną bohaterką, a o sposób, w jaki o niej piszesz. Osobiście nie wyczytałam z tekstu, że chcesz, by ona była postacią negatywną, i na tym polega problem. Owszem, zrozumiałam, że ma być labilna emocjonalnie, ale nie, że ma być uważana za "złą", aby zmienić ją na dobrą. Czyli generalnie chodzi o problemy z kreacja, które wiązą się również z tym, że nie mamy wystarczająco dużo tła w stosunku do tych emocji, często naprawdę mocno nienawistnych. To, co robi Andy i jego koledzy, co jest ewidentnie zle, traci trochę na "wadze" w momencie, gdy Tamara reaguje w taki, a nie inny sposób, nawet jeśli tylko w myślach.

      Usuń
    2. No i właśnie tu jest mój problem. Nie umiem pisać idealnie i nigdy nie będę. Na szczęście na razie mam Skoię, w razie czego powie mi, co mam wywalić. xD

      Wiem, o co Ci chodzi. Na razie powiem, że tak, Tamara ma być kontrowersyjna i zła, ale jeszcze nie aż tak zła, że do szpiku kości i w ogóle. Takie sceny mają pokazać jej zajawki do możliwości rozwoju ostrego charakteru.

      Usuń
    3. Alex i Alexis – aż mi się pomyliło z tego wszystkiego. XD Już poprawiam. Mam nadzieję, że to niechcący obrazuje, jak takie podobne imiona łatwo pokręcić. Jeśli miałabym wybierać Chrisa/Christie albo Alexa/Alexis, to zostawiłabym tę drugą dwójkę, bo oni faktycznie zdają się mieć dużo wspólnego, (patrz twoje wyjaśnienia). Wątki z nierozpoznawalnością i związkiem kazirodczym nie wiem czemu, ale kojarzą mi się za to z anime. :P

      Tamara – żeby nie wychodziła na takie jęczydło, postaraj się wprowadzić nieco różnorodności. Niech nie tylko grozi ludziom i lamentuje, ale i się cieszy, ekscytuje rzeczami, współczuje. Ogólnie okazuje całą gamę emocji. Wtedy to wszystko powinno się lepiej rozłożyć i sprawić, że nie będzie taka monotematyczna.
      Co do jej charakteru... ach, dlaczego autorzy zawsze wybierają sobie takie typy, które w 90% przypadków jedynie cudem można przelać na papier? Wciśnięcie tylu niuansów w jedną postać niemal zawsze kończy się spektakularną porażką. Idealizm nie ma tu nic do rzeczy
      – to się po prostu nie sprawdza. Taka postać, chcąc nie chcąc, będzie wydawać się kimś innym w każdej kolejnej scenie, w której wystąpi. Musiałabyś poświęcić na jej rozwój całą sagę, a i to nie wiem, czy by wystarczyło, żeby naturalnie pokazać wszystkie przemiany, o których tu piszesz.

      Nie mam nic przeciwko temu, żeby Tamara była postacią negatywną, ale takie rzeczy trzeba ustalić od początku. Ty piszesz ją jak dobrą, ewentualnie neutralną, tylko z życzeniami śmierci dla jej wrogów w myślach. Stąd nasze zdziwione reakcje podczas oceny.
      W totalnie negatywne postaci trudno wczuć się zwykłemu, szaremu człowiekowi; będzie miał niechęć do ich myśli i czynów. Zauważ, że ani Itachi, ani Hannibal nie są narratorami. Nikt im nie wchodzi prosto do głowy, oglądamy ich czyny z bezpiecznej odległości. Light na początku nie jest aż tak bardzo pokręcony, jak na końcu, no i jest szalenie inteligentny, więc chce się go oglądać.
      Takiej negatywnej postaci są potrzebni przeciwnicy naprawdę ohydni, robiący rzeczy niewybaczalne, niemal czyste zło, żeby na ich tle prezentowała się jako tako. Tamara na swojej drodze spotykała tylko gości, którzy atakowali ją bez powodu i znikali albo głupkowatych prześladowców, którzy owszem, są okropni, ale co innego ludzi nękać, a co innego ich zabijać (bo o tym w końcu marzy Tamara).
      Na razie Tamara z charakteru też nie jest zbyt ciekawa. Pyskuje tylko po nastolatkowemu każdemu, kto ją zaczepi, co przestaje być fajne, gdy samemu choć odrobinę przekroczy się ten wiek. Ewentualnie robisz z niej ofiarę – to nie krzyczy z daleka „ona jest moralnie szara”, tylko „to sierotka Marysia, współczuj jej”. Ciągle wysyłasz sprzeczne sygnały. Tego się nie czyta dobrze, trudno z tego cokolwiek sensownego wywnioskować.

      Przeprowadźmy mały eksperyment. Mając trzy słupki: kompetencja, proaktywność i wzbudzanie współczucia, w skali od 1-10, ile dałabyś jej punktów w każdym? Powinna się wybijać chociaż trochę w jednym z nich. Jeśli chodzi o mnie, wszędzie jest nisko. Nawet, jeśli w jednej sytuacji poziom nieco wzrasta, w kolejnej znów spada.
      Byłabyś w stanie powiedzieć, jakie ona ma zalety? Tak na start. Takie, które mogłyby się spodobać szerszej publiczności, które mogłyby przeważyć szalę na tyle, żeby chciało się o niej czytać? Humor, samoświadomość, duże umiejętności w jakiejś przydatnej dziedzinie, wspieranie innych, cokolwiek? Na razie wspomniałaś tylko o samych negatywnych aspektach jej osoby. Nic z tego, co przeczytałam w twoim komentarzu, nie zachęca mnie do zainteresowania się tak zniszczoną, mściwą i umęczoną duszą.
      No i najważniejsze – do czego ona dąży w życiu, co ma być jej celem podczas trwania opowiadania? To, że ma walczyć dla samej siebie, nie poprawia jej sytuacji, bo ona nie jest kimś, za kogo chcieliby walczyć inni (no bo ma być zła, a złoli się chce wykańczać, nie ratować). Tu potrzeba jakiegoś zewnętrznego czynnika, który sprawiłby, że podąży za czymś, co wydaje się chociaż na pozór słuszne – Light mordował morderców, według niego oczyszczał świat, a choćby taki Punisher mścił się za zamordowanie rodziny.

      Usuń
    4. Alex i Alexis - w sumie... jak tworzyłam najpierw Alexa (w wieku gimnazjalnym), to był rysowany jako postać mangowa i z tą rozpoznawalnością to masz rację, że może trochę zaleciało anime. Wtedy też myślałam, że skoro oni by byli tacy podobni to fajnie byłoby wrzucić kazirodztwo. Ostatecznie zrezygnowałam. Bosze, jak sobie przypomnę, z ilu wątków zrezygnowałam to hoho...

      Tamara - hm, myślę, że włożenie tylu rzeczy do jednej postaci to bardziej mój prywatny problem/zasługa. Nie dlatego, że chciałam z bohaterki zrobić takiego człowieka, że włożyć wszystko, wymieszać i bum! To już zahacza o moją prywatność, o której nie chciałabym otwarcie mówić. To znaczy, całkowicie rozumiem, co masz na myśli i w pewnych aspektach się zgadzam. Postaram się nad tym popracować, aby pokazać jej jaśniejsze strony. Dodam jeszcze, że właśnie chciałam napisać też coś, co jest pokazane od strony złej postaci, ale nie, żeby ona od początku była mega zła, tylko to żeby się z czasem rozwijało. Żeby czytelnik widział, że bohaterka jest na razie, jak to napisałaś, neutralna, ale były sygnały, że może nie jest/będzie taka dobra. Może to też mój problem/nieporadność, że na początku w zasadzie nawet nie chciałam pokazywać zalet Tamary, dopiero później nakreślić jej charakter razem z jej przemianą stabilności. Cel Tamary wyjdzie razem z wyjaśnieniem śmierci Johna i reszty po drodze wątków, które wyjdą na światło dzienne. Ale obiecuję, że postaram się nad tym popracować, bo właśnie dzięki wam mogę zobaczyć, co kuleje.

      Usuń
    5. Tamara powinna mieć jakieś zalety bądź pozytywne zachowania, hobby, które jakoś łączyłoby ją z czytelnikiem od początku, albo silniejszą osobowość. Celu jej działania nie musimy znać na samym początku, ale nie powinno się tez go zbytnio przedłużać. Przyznam szczerze, ze interesuje mnie, co się stało z Johnem i jej pamięcią. A, i jeszcze jedno, wiadomo, ze autor, tworząc bohaterów, wrzuca w nich trochę samego siebie czy ludzi, których zna. Natomiast nie powinien robic tego za dużo/musi to kontrolować, jeśli dzieło, które pisze, nie jest o nim samym/ludziach z jego otoczenia. To tyczy się także np.tego pisarskiego głosu, o którym dyskutujemy poniżej ;)

      Usuń
    6. Tamara ma hobby i ma zalety, ale chyba przy pisaniu bardziej skupiłam się na pokazaniu jej z tej neutralnej/gorszej strony.
      Spokojnie, akurat ja potrafię kontrolować bohaterów, którzy są inspiracją z rzeczywistości. Po prostu czasem wrzucam cechy ludzi i mogę rozdzielić ich na postaci.

      Usuń
    7. Alex i Alexis – pewnie ktoś, kto nigdy nie siedział w anime, nawet by tego nie zauważył. Pozbywanie się takich wątków fajnie pokazuje, jak się rozwinęłaś na przestrzeni lat i że nie stoisz w miejscu. Ktoś i po dziesięciu latach mógłby iść w zaparte albo wcale nie zauważyć, że niektóre z nich się nie sprawdzą.

      Tamara– charakter postaci trzeba przedstawiać od pierwszych linijek tekstu. Zwlekanie w tym wypadku nie ma sensu – czytelnik nie poświęci swojego czasu na kogoś nieciekawego, bo może za parę rozdziałów akurat mu się odmieni. Można oczywiście przedstawić ten charakter w formie bazowej i na tej podstawie wprowadzać później zmiany, byleby z czegoś wynikały i pozostawały w zgodzie z samym rdzeniem postaci – choćby ktoś, kto jest z natury introwertykiem nie stanie się nagle duszą towarzystwa, potrzebującą uwagi 24/7. Może próbować taki być, ale ostatecznie nie będzie to w zgodzie z jego naturą.

      Jeśli chcesz uwypuklić drogę Tamary, najlepiej będzie, jeśli poznamy ją na najwyższym pułapie „dobra”, na jaki ją stać, i dopiero wtedy powoli zaczniemy schodzić w dół w coraz to bardziej moralnie szare decyzje aż w końcu do „zła”. Krok po kroku wpuszczać do jej myśli i czynów odrobinkę więcej negatywności, tak, żeby na końcu czytelnik nawet nie zorientował się, kiedy dokładnie przeszła na ciemną stronę mocy. Tym sposobem efekt końcowy będzie bardziej spektakularny, no i wiarygodny. Chociażby Walter White z „Breaking Bad” jest tego świetnym przykładem.

      Skoro Tamara ma hobby i zalety, powinny dość szybko wyjść na pierwszy plan, żeby jej postać zainteresowała sobą czytelników. Inaczej nie zostaną z nią na długo. A tak, kiedy ma się jakiś punkt zaczepienia – wspólne zainteresowania, podobne poczucie humoru i tak dalej – pojawia się możliwość przywiązania do postaci, sympatyzowania z nią, a na początku to bardzo ważne. Wtedy nawet, jeśli gdzieś po drodze zacznie odwalać różne dzikie akcje, wciąż w pewnym stopniu będzie miała kredyt zaufania, dzięki czasowi, który do tej pory spędził z nią czytelnik.

      Jej jasną stronę możesz pokazywać choćby w relacjach z rodziną i przyjaciółmi. Może być zacięta i bezlitosna w rywalizacji choćby z tą drugą tancerką, atakować swoich prześladowców i tak dalej, ale niech pokaże łagodniejszą stronę w rozmowach z Chrisem – niech mu doradzi albo pocieszy po zerwaniu z Melissą czy zatroszczy się o zdrowie jego młodszej siostry. W tym one shocie, który wcześniej zalinkowałaś, pojawił się jej brat – fajnie by było, żeby ich relacja wydobywała z niej lepsze strony, jeśli z matką nie do końca się dogadują. Mogłaby gdzieś się z nim wybrać czy zwyczajnie pożartować. Albo niech pomaga panu Lee w sklepie. Właściwie cokolwiek, co wymyślisz, będzie lepsze od zupełnego braku zainteresowania innymi. Jeśli pokażesz, że zależy jej na bliskich, w łatwy sposób pokażesz jej człowieczeństwo, którego w starciach z wrogami ewidentnie ma deficyty.

      Co zrobić z kolei, żeby ta przemiana wyszła naturalnie? Przykładowo – jeśli przy pierwszym spotkaniu z prześladowcami Tamara zaciśnie zęby i puści ich obelgi między uszy, a dopiero później stanie z nimi twarzą w twarz i spuści manto, będzie to miało więcej znaczenia, niż gdyby od razu sprzedała im przysłowiowego kopa w jaja. Potem dodatkowo może zobaczyć, jak ci goście zaczepiają kogoś innego, wkurzyć się i zgotować im niezbyt przyjemną zemstę. Dzięki temu czytelnik zobaczy, jak bohaterka przekracza pewną granicę, gdzie przestanie być to samoobrona – coś, co można łatwo usprawiedliwić – a zacznie atak. Na podstawie tego małego wątku można od razu zobaczyć, jak Tamara zmienia się ze sceny na scenę, jak na każde kolejne spotkanie z tymi gośćmi reaguje coraz bardziej skrajnie, aż do poziomu, który trudno ot tak zaakceptować.

      Pomyśl, jak bardzo można się wewnętrznie skonfliktować, kiedy nasza ulubiona postać zaczyna robić rzeczy, z którymi się nie zgadzamy. Kiedy powoli orientujemy się, że nie możemy jej już dłużej kibicować. Coś takiego jest naprawdę mocne i zmusza do myślenia.

      Usuń
    8. Choć to tez zależy, jaka ma być Tamara na końcu

      Usuń
  13. Chris – choć jego nazwiska nie podałaś! jego nazwisko jeszcze się pojawi, chociaż w sumie myślałam, że gdzieś było podane… Przyznaje się bez bicia, że Chrisa trudniej mi się prowadzi i kreuje, jest strasznie spokojnym człowiekiem, mało myśli, nie przeżywa tak (jak np. Tamara), więc tu jeszcze gorzej mam z jego uczuciami. To fakt, że dużo opieram się na jego marzeniach/celach, bo to jest człowiek konkretny, staram się, aby był rozsądny i dojrzały, choć wiele osób zarzucało, że jest aż za bardzo, jakby taki człowiek w ogóle nie miał prawa istnienia. Nie wiem, skąd się bierze przekonanie, że nastolatkowie to muszą być szaleni wariaci, co mają pusto w głowie i tylko imprezki. Przecież ludzie są różni. Nie chcę też, aby Chris był jakimś snobem, też będzie miał swoje występki, ale nie aż tak mocne jak Tamara.

    Pan Lee – Tylko jego zniknięcie w dzień, kiedy spotkała Alexa, brzmi dość podejrzane, nie sądzisz? Zamierzone. No i dlaczego jako jedyny jest określany swoim kontynentalnym i narodowym pochodzeniem? Bo zazwyczaj ludzie tak określają Azjatów, nawet spotkałam się z takim czymś w książkach. Wszędzie, po prostu wszędzie mówi „Azjata” albo „Chińczyk”, mało kiedy „Europejczyk”. Ale już to w większości poprawiłam (dzięki Skoi), chociaż niekiedy zostawiłam bodajże to określenie. To samo chyba muszę zrobić z „Rudzielcem”.
    Zaspoileruję, że tak, Alex nie jest najwyżej w hierarchii. Można wywnioskować nawet po tym, jak Sandra powiedziała, że tylko on (i Alexis) się wychylają, tzn pokazują. Reszty praktycznie nie ma, nie widuje się. Więc ktoś wyżej tym wszystkim steruje. Nie chcę też powiedzieć, że Alex jest nic nie znaczącym pionkiem, bo ma też swoje udziały.

    Ostatecznie nie wzbudza zbytniego respektu: dużo gada, obserwuje i straszy protagonistów, ale mało robi. – Hm… szkoda, że nie ma respektu na dzielnicy xD Na razie Alex ma być takim obserwatorem, ale spokojnie, mój Alex jeszcze pokaże pazurki. :)

    Momentami zdaniom brakuje lekkości i płynności, jakby w jednych miejscach wyrazów (bądź sylab) w zdaniu było za dużo, a w innych za mało. – czytałam tyle razy, że już wymiotuje własnym tekstem i jestem zwyczajnie ślepa. ;/

    Zamiast nieprzyjemny zapach – kwaśny odór, zamiast zapach owoców egzotycznych – świeżość kokosa, gorycz grejpfruta itd. Trochę tak, jakbyś próbowała opisać komuś coś, czego nigdy nie doświadczył. – z pewnością spróbuję taki zabieg. Zobaczymy, czy mi wyjdzie. ;D

    No właśnie, z jednej strony można stwierdzić, że nie wszyscy Twoi bohaterowie brzmią tak samo, ale z drugiej… w niemal każdym po pewnym czasie dało się wyczuć szczyptę ducha Mari Kim. Twój pisarski głos, charakterystyczna mieszanka słów i konstrukcji zdań, nieco za bardzo przebijała spod słów postaci. Autonomiczność bohaterów gdzieś się zatracała, po pewnym czasie zdawali się kukiełkami w Twoich rękach, przez co trudno było się wciągnąć w ich przygody. – Naprawdę? XD Spróbuję na to uważać, chociaż przyznam szczerze, że trudno czasem nie włożyć bohaterowi w usta wypowiedź w moim stylu (bardziej chodzi mi tu o Tamarę, mniej o Chrisa).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrisa Ci trudniej się kreuje, ale chyba włąsnie dlatego lepiej wychodzi, bo nie wchodzisz aż tak głęboko w emocje czy raczej tylko emocje, a bardziej się skupiasz też na odniesieniach do rzeczywistosci

      Usuń
    2. Chris – mnie kompletnie nie przeszkadzało jego zachowanie. Nie uważam, żeby był „zbyt” rozsądny. Podobało mi się, jak bardzo kontrastowo wypadł w porównaniu z Tamarą. Na ilość jego przemyśleń/emocji też nie mogę narzekać.

      Pan Lee – super, że to zniknęło. Mnie akurat bardzo raziło, bo czułam, jakby ważniejsze od tego, kim jest, było to, skąd pochodzi.

      Alex – Tylko dwójka na całą tak potężną organizację? To co robi cała reszta? Siedzi w piwnicy i gra w karty? Wydaje polecenia przez komputer? :D
      Ogólnie jego relacja z Sandrą mnie zastanawia. Jak na wrogów, zdawali się do siebie dość przyjaźnie nastawieni na tamtym parkingu, i jeszcze ta wymiana informacji o Posiadaczu. Zastanawiające to było.
      No nie ma respektu. :D Może faktycznie później będzie w tej materii lepiej, bo jak na razie on mnie kompletnie nie rusza. :P

      Czytanie milion razy tego samego – uwierz, nie tylko ty tak masz. Chyba wszyscy, którzy bawią się w poprawki przez to przechodzą i klną, na czym świat stoi.

      Pisarski głos – samemu trudno coś takiego zauważyć, dlatego postanowiłam wspomnieć. Wiem też, że w 100% nie ma szans tego wyeliminować, więc jeśli ograniczyłoby się go tylko do Tamary, myślę, że dałoby się to przeboleć. Byleby nie przeciekało na postaci poboczne. ;)

      Usuń
    3. Alex - haha nie no, w piwnicy nie siedzą. xD Oni równie prężnie działają, ale bardziej incognito i sięgają po grubsze ryby niż Posiadacze czy osoby jak Sandra. Nie ujawniają się tak otwarcie, bo np Alex czy Alexis bez problemu mogą się pokazać np policji, wojsku czy mediom, ale reszta absolutnie. Nie no, może tak ze trzy osoby prócz A&A by się ujawniło, ale to też w bardzo szczególnych przypadkach.
      Ogólnie jego relacja z Sandrą mnie zastanawia. Jak na wrogów, zdawali się do siebie dość przyjaźnie nastawieni na tamtym parkingu, i jeszcze ta wymiana informacji o Posiadaczu. Zastanawiające to było. - W KOŃCU KTOŚ TO JAWNIE ZAUWAŻYŁ. DZIĘKUJĘ!

      pisarski głos - teraz, gdy wiem o tym, to postaram się pilnować, bo naprawdę nie sądziłam, że można to odczuć. Oczywiście starałam się, aby reszta postaci nie miała mojego głosu, ale postaram się być czujniejsza, bo absolutnie nie chcę, aby brzmieli jak ja. XD

      Usuń
    4. Zastanawia mnie bardzo, jak wyglada organizacja od środka, ilu jest tam ludzi itd. I czy Alex, i Sandra nie mieli kiedyś jakiejś lepszej znajomości

      Usuń
    5. Alex – a, no to dobrze. :D Tak samo jak Con, interesuje mnie, jak właściwie działa ta organizacja. Na podstawie tego, co piszesz, mogą wyjść albo super – i stanowić zagrożenie, którego naprawdę można się bać, albo całkowicie do bani – gdzie skala tego zagrożenia będzie tak kuriozalnie duża, że nie będzie się w stanie dać tego objąć umysłem i przestanie się liczyć.

      Alex i Sandra – Naprawdę nikt wcześniej o tym nie wspomniał? O.o Toż to była pierwsza rzecz, na jaką zwróciłam uwagę w tej scenie. :D

      pisarski głos – może gdybym nie czytała twoich wpisów, nie odczułabym tego. No ale tak czy inaczej – większa różnorodność zawsze wyjdzie na plus. ;)

      Usuń
  14. Co do narracji, to wyżej napisałam, że staram się już nad tym popracować, ale jest cholernie trudno. Skoia już tyle mi zaznaczyła, że mogę się tylko załamać. XD Jesteśmy też ciekawe, czy narracja Sandry była jednorazowa, i czy pojawi się więcej narratorów w przyszłości – przykładowo spośród innych Posiadaczy. – Nie, nie było jednorazowe, ale też nie będzie jakoś mega częste, bo Sandra nie jest jakąś główną postacią, ale jej sceny pokażą brakujące puzzle, które potem albo będą pasować do reszty, albo trzeba będzie samemu je ułożyć.

    Co do aktualności postów i czytelników. Dawno nic nie aktualizowałam. Tak, blog jest bardzo zaniedbany, bo nie wrzucam na niego rozdziałów, które trzeba albo dopracować, albo napisać. Nie mogę pisać, przeczytać po kilku dniach, poprawić i opublikować, bo i tak ktoś zaraz mi wytknie, że nie czytałam tekstu, bo są potknięcia, literówki. Tak, to męczy. A najbardziej męczy i irytuje, że jest mi zarzucane nieczytanie własnego tekstu. Teraz wyrzucam swoje żale, ale naprawdę mnie to męczy, bo kurczę… tyle lat siedzenia nad jednym opkiem, tyle czasu ślęczenia nad tekstem, tyle poprawek, a i tak wychodzi, że jakbym olewała opka ciepłym moczem, dlatego są literówki czy inne błędy. Po prostu… naprawdę nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać. Nawet po czasie (dłuższym, nie kilka dni, a przynajmniej po miesiącu) coś znajduję. A inni piszą z tyloma błędami i wszystko dobrze. A czytelników nie mam, więc nie ma kogo powiadamiać.

    Dziękuję za link do słownika związków frazeologicznych. <3

    Przepisywanie po raz kolejny tego samego może prowadzić również do zmęczenia materiału i zdaje nam się, że dostrzegłyśmy tę reakcję u Ciebie. – Oj tak, przepisywanie kolejny raz tego samego opka jest baaaaaardzo męczące, ale też sama nieraz się gubię w tych wszystkich wersjach i tego, co włożyłam do najnowszej aktualizacji, a czego nie ma. Staram się nad tym zapanować, ale jestem tylko człowiekiem.

    Nie mamy do tej części wielu zastrzeżeń. Jesteśmy pewne, że na przestrzeni lat zrobiłaś kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o poprawność tekstu. Błędy, które popełniasz, częściowo wynikają zapewne z nieuwagi (literówki). Umiesz poprawnie technicznie zapisywać dialogi, znasz w większości zasady ortografii i interpunkcji.
    Co do ortografii czasami zdarzają Ci się błędy w odmianach czasowników – np.: „[On] połkną” zamiast „on połknął”, brak „ę” przy pierwszej osobie albo nieporawny zapis z partykułą „nie” przy mniej oczywistych przypadkach. Zapamiętałyśmy również „nóż” zamiast “nuż” w powiedzeniu „a nuż, widelec”.
    – Niestety, choćbym nie wiem, ile razy czytała tekst, zawsze coś przeoczę. ;/ Taka moja pięta Achillesowa. Nie mogę też przestawić się na „przeklął”, ja odruchowo piszę „przeklnął”, bo jakoś tak słyszę i tak mi zostało. :( Nieraz jeszcze mam problem z przecinkiem albo się walnę nie tam, gdzie trzeba i też to przeoczę, bo wzrok już się przyzwyczaił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli fragmenty "inne" niż Chrisa i Tamary będą tylko z perspektywy Sandry? czy jeszcze kogoś?
      Każdy przeoczy jakiś błąd, a już szczególnie w swoim własnym tekście. PO to sa korektorzy.

      Usuń
    2. Zdarzy się może tylko raz, że będzie wstawka kogoś innego. To jest pewne, nie wiem, czy później nie skorzystam jeszcze z takich wstawek. Na razie tego nie przewiduję, ale kto wie, co później strzeli mi do głowy.

      Usuń
    3. Narracja – domyślam się, jaki to musi być szok stylizować praktycznie każde zdanie, kiedy wcześniej w ogóle o tym nie myślałaś i pisałaś jako ty. No i jak dużo zmienia się w samej budowie myśli, ile trzeba wycinać, żeby brzmiało to jak coś, co płynie prosto z głowy bohaterów, nie od narratora. Trzymam mocno za ciebie kciuki. :)
      Byle nie wyszło na to, że Sandra jest tylko po to, żeby zarzucać ekspozycyjnymi scenkami. Powinna być przy okazji pełnoprawną postacią, jeżeli już dostała swój głos. ;)
      Co do innych postaci – nie wiem, czy dodawanie pojedynczego narracyjnego występu się opłaca, to musiało by być naprawdę coś, przy czym reszta bohaterów nie mogłaby być ani o tym usłyszeć od kogoś innego. No i uważałabym z mnożeniem punktów widzenia, jeśli porywasz się na tę narrację imitującą pierwszoosobówkę – w takim wypadku każdy kolejny narrator musi sporo się różnić od poprzednich, żeby czytelnik poczuł, że jest z krwi i kości.

      Aktualność – Jeśli nie masz czytelników, to kto ci wytyka te błędy? Ktoś tam jednak musi zaglądać i na tyle się przejmować, żeby chciało mu się walić w klawiaturę. Wiesz, mówi się, że hejterzy to znak fejmu, więc z jednej strony zawsze to jakieś pocieszenie, nawet, jeśli niewielkie.
      Najważniejsze to robić swoje i się nie przejmować takimi ludźmi, jeśli gadają głupoty. Bo czepianie się literówek to z pewnością głupota (mimo że wkurza).
      Ale tak serio – samemu nigdy nie dojdzie się do perfekcji i trzeba się z tym pogodzić, nawet, jeśli to trudne. Zwyczajnie ludzką rzeczą jest być niedoskonałym. Dobrze mówi Con, stąd wzięły się bety, stąd w wydanych książkach są zastępy korektorów i edytorów. A i, zauważ, tam też trafiają się potknięcia. ;)

      Przepisywanie – oj, nie dziwię się. Choćby człowiek i okleił się od stóp do głów notatkami, to i tak coś się prześliźnie. Mam u siebie to samo. Napisałam ze trzy wersje tego samego rozdziału i teraz nie mogę się połapać, co ma gdzie być. Mózg uparcie twierdzi, że napisał to i to, ale nie chce przyjąć do wiadomości, że przy okazji zostało usunięte drugie tyle, a w międzyczasie zmieniła się aranżacja całych scen.

      Usuń
    4. Dziękuję bardzo! :)
      Hm, zobaczymy, jak wyjdzie w praniu z Sandrą. XD Co do reszty, na razie planuję tylko jeden odrębny występek, gdzie nie będzie żaden z połączonych główniejszych postaci. Wiem, że im więcej postaci tym bardziej różny powinien być narrator, ale to też nie jest dobre, jak jest od groma narratorów. Miałam przyjemność czytać książkę, gdzie było kilku bohaterów, co mieli swój czas antenowy, tak normalnie na rozdział i nie... To jest okropne.

      aktualności - kto mi wytyka błędy? Obecnie tylko Skoia, ale wcześniej były sytuacje, gdzie ktoś mi pisał, że chyba nie czytałam tekstu, bo były literówki i źle ułożone zdania, niekiedy było to napisane w niezbyt przyjemny sposób, wręcz uszczypliwa drobiazgowość. I to nie zawsze chodziło o BL, ale inne moje teksty. Dlatego mnie takie rzeczy już męczą, takie wieczne czepialstwo i zaczęłam odbierać to tak, jakbym ja w ogóle nie mogła popełniać błędów, bo to wstyd i hańba! Kiedy inni również się mylą i wszystko jest okay. Albo to tylko moje jakieś spaczone myślenie, ale niestety, tak już mam urojone. ;/

      Dlatego to jest tak ciężkie... Z jednej strony fajnie, że człowiek tyle pracuje, doskonali swój twór, ale i siebie, swój warsztat, ale z drugiej strony, ile to męczarni i własnych pomyłek. :(

      Usuń
    5. Jeśli chodzi o narrację i ilość perspektyw, to zależy od założeń, ale wiadomo, ze im będzie ich więcej, tym trudniej będzie to ogarnąć i może powstać miszmasz. W Twoim przypadku wersja z perspektywa głównie dwójki bohaterów wydaje się najlepsza, plus właśnie ewentualnie takie krótkie wstawki z perspektywy kogoś innego, wnoszące coś istotnego dla fabuły, dające np. Prawdziwa bądź fałszywa poszlakę. To może być b. ciekawy zabieg, jeśli dobrze to napiszesz.

      Usuń
    6. Sandra jest konkretną babką, choćby z doborem jej słów nie powinnaś mieć większych problemów. To całkiem inny typ niż Tamara czy Chris. Jeśli dasz jej do tego jakiś pomniejszy cel, który będze również widoczny dla innych bohaterów, jak choćby opieka nad Posiadaczami, to myślę, że będzie dobrze. ;)
      Osobiście nie mam nic przeciwko kilku bohaterom na stanowisku narratorów, ale jak wszystko, to musi być dobrze zrobione. Może po prostu trafiłaś na kiepską książkę, gdzie autor nie umiał nad tym zapanować.

      Aktualności– przykro mi słyszeć, że cię to dotknęło. :( Ci ludzie muszą po prostu szukać miejsca, żeby się wyżyć. Nie widzę innego powodu dla takiego zachowania. Rozumiem frustrację, ale wszystko ma swoje granice. Anonimowość niektórym daje po prostu za dużo swobody.
      Prawdopodobnie to dzieło przypadku, że ciebie się uczepili, a kogoś innego nie. A może inni po prostu kasują takie chamskie komentarze, które nic nie wnoszą, żeby nie psuć sobie i reszcie czytelników humoru – wcale nie zdziwiłoby mnie to.

      No cóż, gdyby to było łatwe, wszyscy byliby twórcami, nie tylko ci najbardziej zdeterminowani. A tak zostają ci, którzy kochają to, co robią na tyle, żeby przeciwstawiać się tym przeciwnościom.

      Usuń
  15. Tego typu historia to nie lada wyzwanie – wymyślenie, a następnie napisanie high fantasy to zdecydowanie wyższa szkoła wtajemniczenia. Żeby sfinalizować napisanie takiej opowieści, potrzeba dużo więcej niż dobrych pomysłów i warsztatu. Trzeba naprawdę dużo się napracować, mieć masę samozaparcia i cierpliwości. Pytaniem z niełatwą do podania odpowiedzią jest także to, czy autor aby na pewno chce pracować nad tym samym tekstem po raz któryś tam z kolei czy nie. – Oj tak, BL nie jest prosty i nie będzie. To w sumie nie tylko zwykłe high fantasy, ale też drobny kryminał. Czy mi się uda? Nie mam pojęcia. Czy się poddam? Wiele razy miałam taką ochotę rzucić to wszystko w cholerę, ale nie potrafię. Choć mam dość tej wersji/części BL, choć mam dość nieraz nadal pisania o nastolatkach, to nie potrafię wywalić to wszystko do kosza, porzucić jak psa na drodze i jechać dalej. Mam ogromny sentyment do BL, to moje oczko w głowie, moje dziecko, moje serce i moje całe życie. Mam teraz Skoię (przynajmniej dopóki nie zapragnie uciec byle dalej od moich marnych wypocin XD) i myślę, że dzięki niej uda mi się w końcu dotrwać do końca, robiąc w trakcie pisania korektę jedną, ale porządną. Choć wiem, że opek nigdy nie będzie wybitny, bo to jest akurat ponad moje siły i zawsze znajdą się jakieś potknięcia.

    Na koniec jeszcze pragnę Wam podziękować za ocenę, za poświęcenie swojego czasu i pracy nad moim opkiem. Za wyrażenie swojej opinii i wskazanie błędów, nawet jeśli część jest przedawniona albo z niektórymi się nie zgadzam. Naprawdę bardzo Wam dziękuję! :)

    Zastanawia mnie jedno. Kto, jak nie my i nie wy, oceni tę wersję kiedyś jeszcze raz, poprawioną w całości? xD A może zrobi się kiedyś jakąś jedną ostateczną grupową, co by się nie rozmieniać na dwie osobne prace o tym samym? To byłby w sumie całkiem sztos pomysł. – XDDD to jest dobre pytanie haha ale sądzę, że skoro mam na razie Skoię to nie będę potrzebowała ocenki. Zgłoszę się dopiero, jak będę miała dwa-trzy razy więcej tekstu albo jak skończę. Wtedy fajnie by było wiedzieć, jak wyjdzie opowiadanie i czy rzeczywiście jest w miarę dobre.

    Zapewne są na to małe szanse, ale kto wie, może do tej pory pojawi się jakaś nowa ocenialnia? Mari prawdopodobnie za szybko nie skończy ślęczenia nad Lotosem, jeśli znowu jedzie z poprawkami od początku. A jak nie ktoś nowy, to właściwie pomysł z połączeniem dwóch prac w jedną nie brzmi wcale tak źle. :) – Oj, z pewnością szybko nie skończę. Zwłaszcza że co nie napiszę, to po czasie kasuję, bo stwierdzam, że jest mało logiczne i już słyszę komentarz Skoi. XD Ale mam plan, by do końca roku albo do początku następnego już skończyć BL, bo to zdecydowanie za długo się ciągnie. :(

    Jestem bardzo ciekawa, jak wam to wyjdzie, bo twórczość Mari znam z właśnie takiego dość, jakby to powiedzieć, statecznego stylu. Na pewno podejrzę, jak coś poleci na bloga. ;) – Statecznego, czyli bez szału? Dupy nie urywa? XD Wiem, wiem. Jakoś tak… mam właśnie chyba taki styl. Taki mega… nudny, ciągnący się, poważny (?), taki, że no, z butów nie wyrywa. XD W sumie może bierze się to stąd, że jak czytam jakieś książki, to ja sama nie czuję się wyrwana. Po prostu wszystko jest takie… bardziej monotonne, przynajmniej dla mnie. Zwłaszcza mam takie uczucie czytając Azjatyckich autorów (np. Ostateczne Wyjście – Natsuo Kirino czy trylogię Problem trzech ciał – Cixin Liu). Albo nawet Transplantację – Scotta Siglera, tam to było tak dużo przeciągane, że masakra. Oczywiście to wszystko jest tylko moja opinia.

    Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! <3

    Co do bety – cóż, napisałam, że Skoia mi betuje, bo miałam dużo do poprawki, nie sądziłam jednak, że jeśli chodzi o technikę to sobie radzę. Jest mi naprawdę miło to słyszeć, chociaż chyba już na zawsze zostanie mi w głowie przeświadczenie, że robię masę błędów i zawsze jest coś do korekty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my dziękujemy. Nie możemy się doczekać kontynuacji tekstu, osobiście jeśli możesz, to przesyłaj mi rozdziały na maila, chyba że będziesz je wrzuciać na bloga, no to co innego :) jak to planujesz? :)

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Chciałabym wrócić do publikowania, ale patrząc na moje tempo pisania, to wątpliwa sprawa. xD Zobaczę, jak mi wyjdzie do września. Może będę już miała trochę czystego tekstu do publikacji.

      Usuń
    3. Trzymam za ciebie kciuki, Mari. Za to, żeby to była ostatnia przymiarka do Białego lotosu i żebyś już nie musiała się męczyć z przepisywaniem jeszcze raz tej samej historii. Gdyby udało ci się skończyć BL do następnego roku, byłoby świetnie. Życzę ci tego z całego serca.

      Mówi się, że dzieło nigdy nie jest tak naprawdę skończone, po prostu artysta w pewnym momencie stwierdza, że nie będzie już do niego wracać. Myślę, że nam, autorom, warto od czasu do czasu o tym przypominać. O tym, że to my mamy władzę, by powiedzieć dość.

      Słyszałam tysiące razy, żeby nie poprawiać i nie kasować zaraz po napisaniu, tylko iść dalej. Trudno mi się samej tego trzymać, ale próbuję i myślę, że to dobra rada. Tekst nie musi być super od razu. W tych czasach za łatwo nam dłubać w nieskończoność przy słowach, kiedy wystarczy otworzyć dokument i kliknąć do upadłego delete. A jak poczeka się jakiś czas, może się okazać, że nasze wcale nie było takie złe, jak nam się zdawało.

      Twoje opowiadanie nie musi być wybitne i nie ma w tym nic złego. Ważne, żebyś ty była z niego dumna, żeby tobie się ono podobało. Nie każde zdanie z osobna musi być idealne, byleby całość przekazywała to, co chcesz opowiedzieć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że dla niego to nie to, czego oczekiwał, że mogłoby być lepiej. Niech i tak uważa, jego prawo. Nie można zadowolić wszystkich, wystarczy zadowolić jedną osobę – siebie. Jeśli tak będzie, możesz uznać„Biały lotos” za sukces. ;)

      Autor, który przychodzi po ocence z komentarzami i swoimi przemyśleniami, to najlepsze podziękowania, jakie może dostać oceniający. :) Miło jest się kulturalnie wymienić opiniami, nie chodzi nawet o zgadzanie się ze sobą, a dostrzeganie tych samych aspektów tekstu w nowym świetle.

      Powtórna ocena – całość najlepiej by się oceniało. Dałoby się w 100% stwierdzić, czy wszystkie elementy układanki trafiły na swoje miejsce, ale oczywiście to się wiąże z masą materiału do przerobienia, więc taka ocenka zajęła by sporo czasu.

      Stateczny styl – ach, zawsze patrzysz od najgorszej strony, Mari. :D Stateczny nie znaczy zły, po prostu bez jakichś eksperymentów i tak dalej. Taki no... narratorski, pełny, okrąglutki, wszystko jest wyłożone od a do z. Nie że jest nudno czy że coś przeciągasz niemiłosiernie. Po prostu trudno mi sobie wyobrazić go w wersji przełożonej na praktycznie pierwszoosobówkę, która jest nieco bardziej chaotyczna, jeśli mogę to tak ująć. ;)

      Beta – ano jest całkiem nieźle. ;) Może myślenie, że zawsze jest coś do poprawki, wyjdzie ci ostatecznie na dobre? Choćby nie wiem, jak się było doświadczonym, całe życie uczymy się coraz to nowych rzeczy, nad którymi nieustannie musimy pracować. Z czasem style i preferencje się zmieniają, tak samo techniki i sztuczki, których używamy w pisaniu. Być może dzięki temu nie spoczniesz na laurach. :)

      Usuń
    4. Bardzo dziękuję! ^.^ Też mam taką nadzieję. :D

      Całkowicie się z Tobą zgadzam, bo jednak jako autorzy zawsze będziemy uważali, że coś można poprawić, coś dopisać, zmienić, ulepszyć, ale nie tędy droga.

      Właśnie ja przede wszystkim chcę być zadowolona z BL, bo głównie piszę dla siebie, a zwłaszcza tego opka. Chcę go skończyć dla własnej satysfakcji. Oczywiście, że fajnie, jak ktoś doceni, komuś się to spodoba. To daje radochę i poczucie, że jednak człowiek zrobić coś, co podoba się też i innym, jego wysiłek nie poszedł na marne.

      Również jeszcze raz dziękuję za ocenę i właśnie za tę możliwość rozmowy, przedyskutowania nad tekstem, To jest również bardzo cenne. Ja, jako autor, też to doceniam, bo to jest bezcenne. :)

      Tak, myślę, że jeśli już mam zyskać gdzieś kolejną notę, to już po ukończeniu. O ile nadarzy się taka okazja. ;D

      stateczny styl - no takie już moje przyzwyczajenie, że zawsze podchodzę pesymistycznie. xD Może to też dlatego, że sama jestem raczej statyczna, głównie w myślach.

      Wiesz, czego boję się najbardziej, jeśli mówimy już o tym, że z biegiem lat człowiek się uczy? Że tak naprawdę nigdy nie będę zadowolona z własnego stylu czy opka i zawsze już utknę w takim przeświadczeniu, że ciągle mogłabym dłubać w tym samym tekście, że utknę na jednym i nie ruszę do przodu. To mnie przeraża. :(

      Usuń
    5. Po pierwsze nadmierny perfekcjonizm nie jest wskazany nigdzie, a już szczególnie w pracy twórczej, jaką jest pisanie. Nic nie jest idealne i bardzo dobrze ;). Ważne jest dać sobie pozwolenie na niedoskonałość, a jednocześnie oczywiście rozwijać się i w tym przypadku pisać najlepiej, jak się da.
      Ponadto w pisaniu pewne rzeczy są oczywistymi błędami, ale pewne to kwestia gustu itd., w końcu to rodzaj sztuki. Np. jeśli chodzi o styl - np. powtórzenia powinno się eliminować, ale czasem są one zamierzone. Sam styl się zmienia, ewoluuje, ważne, by działo się to z pełna wiedza i przyzwoleniem autora.
      Ba, przecież często twórcy się bawią stylem, specjalnie eksperymentują i bywa, że wychodzi dość specyficznie. Ryzykują na przykład, ze fan jednej książki wcale nie będzie fanem innej, ale z drugiej strony poszerzają w ten sposób grono odbiorców. Idealnym przykładem zdaje się być tutaj Glukhovsky, który nawet w obrębie tej samej serii (czyli oczywiście Metra) napisał zupełnie inaczej trzy książki, a co dopiero, gdy weźmiemy pod lupę "Futu.re" czy "Czas Zmierzchu". Styl autor przypisuje wg mnie treści, głównemu bohaterowi i temu, co chce przekazać, jaki nastrój wywołać. Dlatego część fragmentów trudno się czyta, ale gdy widzi się, że to zamierzone, inaczej też się do tego podchodzi; jest to dla mnie niesamowita umiejętność.

      Usuń
    6. Cieszę się, że tak to widzisz. Pisanie przede wszystkim dla siebie pozwala iść dalej, nawet jeżeli nie stoi za nami nikt inny, a w tym fachu trudno o ciągłe wsparcie.

      My też to doceniamy. :) Ciężko o dobrą dyskusję z komentarzach, ale kiedy trafia się taka jak z tobą, aż chce się oceniać dalej.

      Wiesz co, ja też się tego boję. I to nie tylko w stosunku do siebie, choć też na to cierpię, ale i wszystkich autorów na bloggerze, którzy piszą swoje opka latami, ciągle zaczynając od nowa. Widziałam to już tyle razy i za każdym razem mi żal, że przez tyle czasu poświęcają swoją uwagę tej jednej jedynej historii, choć mogliby w tym czasie opowiedzieć wiele innych, czerpiąc z tego radochę i ucząc się przy tym niepomiernie więcej. Ludzie nie chcą odpuszczać i często robią sobie tym krzywdę. Rozumiem napisanie czegoś raz i do tego przeprowadzenie dwóch, ostatecznie trzech rund poprawek, ale kiedy siedzi się nad czymś od niepamiętnych czasów i nigdy nie kończy, to się zaczyna robić niezdrowe. :\

      Usuń
  16. Ło matko, aż tyle komentarzy mi wyszło? XD Sorki za ten spam. I tak starałam się odnieść tylko do ważnych rzeczy, bo z większością uwag się zgadzam. Ja jak zwykle muszę się rozpisać. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. :D W takich przypadkach to żadem spam. :P Sama mam tendencję do rozpisywania się, widać to po powyższych komciach. Trafił więc swój na swego, że tak powiem. XD

      Usuń
    2. W końcu ocena z prawdziwą dyskusją :)

      Usuń