Ocena nr 18 – Kupuaola

Blog – Kupuaola
Autor –  Imagine Warrior
Oceniająca – Legilimencja

Adres jest dla mnie absolutnie dziwny, nie mam pojęcia, co może znaczyć, a i wujek Google niewiele pomógł. Na blogu również nie widzę żadnego wytłumaczenia. Tytuł strony zapisałaś po angielsku. Trochę to dziwne: piszesz po polsku, dlaczego więc nie jesteś konsekwentna? „Życie herosa” nie brzmi wcale mniej interesująco od „Demigod life”. Nie jest to może szczyt kreatywności, ale z drugiej strony to prosta nazwa i łatwa do zapamiętania.
Limonkowa zieleń nieco razi mnie po oczach. Jeśli chodzi o nagłówek, to mam mieszane uczucia; trochę trzeba się mu przypatrzeć, żeby dostrzec, o co chodzi, ale niecodzienna kolorystyka sprawia, że jest na swój sposób ciekawy. Czcionka tytułów postów i gadżetów nie uwzględnia polskich znaków, przez co nieładnie wygląda. Napisy w lewej kolumnie zlewają się z tłem, zwłaszcza z ramki „Ważne”; lepiej, żeby kolor czcionki pozostał taki sam jak w postach czy ankiecie. Nie jestem też fanką przenoszenia linku do komentarzy na górę postu, bo początkowo mnie to dezorientuje. Generalnie szablon może być.
Zakładka bohaterowie to tylko zdjęcia aktorów (nie podałaś, skąd je wzięłaś), ale widzę, że dodałaś też parę swoich postaci, przez co wiem mniej więcej, czego mogę się spodziewać. Jeśli chodzi o dodatki, to ograniczyłaś się do niezbędnego minimum, co aprobuję. Nawet nie przeszkadza mi brak zakładki o blogu; napisałaś w ramce bocznej, że jest to fanfiction do Percy'ego Jacksona, a po zdjęciach bohaterów sama mogę się domyślić, że wprowadzisz własną postać.
Najpierw ocenię całą historię, potem opiszę Twój one-shot.

Rozdział 1, część 1.
Mają gwałtowne ruchy – wykonują gwałtowne ruchy.
Nie widziałam wiele takich ludzi, raptem kilka. I cieszyłam się z tego, bo to oznaczało, że nie jestem sama. Są ludzie tacy jak ja. – „Nie widziałam wielu takich ludzi, raptem kilku”. Skoro takich ludzi było paru, to może raczej „mimo to”? Ale równie dobrze można zacząć od „cieszyłam się” i też będzie OK. Powtórzyłaś też "ludzi".
Zastanawiałam się, co jeśli to jest prawdą. – Brzmi koślawo. Albo bez pierwszej części, zostawić samo pytanie, albo „zastanawiałam się: «co, jeśli to prawda?»".
Byłam przerażona myślą, że staję się szalona. Na moim miejscu każdy pomyślałby to. – Na moim miejscu każdy miałby takie obawy.
Matka wypowiadała potok słów, ale nie słyszałam ich – brzmi sztucznie (i w jakiś dziwny sposób kojarzy mi się z piosenką Nykiel o ciągu słów); „Matka paplała bez przerwy, ale nie słuchałam jej”. Poza tym ona słyszała, że matka coś do niej mówi, ale nie zwracała uwagi na sens słów, bo była pochłonięta własnymi myślami, zatem dlatego „nie słuchałam jej”.
Poczułam falę gorąca i zimna w jednej chwili. Zrobiło mi się słabo, prawdopodobnie przez zdenerwowanie, które towarzyszyło mi odkąd tylko mama zaczęła wszystko mi wyjaśniać. – Fala gorąca i zimna w jednej chwili? Trochę niezgrabnie ujęte, może „oblał mnie zimny pot”? Brakujący przecinek przed „odkąd”.
No bo wyobrażacie to sobie? Ja heroską. Pół człowiekiem, pół bogiem. Córką greckiego boga i śmiertelniczki. – Tutaj powinnaś kontynuować zdania pytające.
Mam małą dziurkę w pamięci. – I w nosie. I w uchu, i jak sobie gdzieniegdzie pogrzebię to też coś znajdę… A teraz serio: po pierwsze, "mała dziurka" to tautologia – dziurka zawsze jest mała, bo forma zdrobnienia na to wskazuje. Po drugie – w pamięci ma się raczej luki.
potem siedziałam na fotelu w małym salonie, gdzie właściwie mało co było - sofa, dwa fotele, mały stolik na kawę i telewizor na starym segmencie. //    W ręku trzymałam kubek z wodą. Na drugim fotelu siedziała matka. – Podsuwam lepsze rozwiązanie: „(...) małym, skromnie umeblowanym salonie”, dzięki czemu usuwamy te nieszczęsne powtórzenia. Ponadto przejście do następnego akapitu uważam za zbędne.
Miała brązowe włosy, do ramion – zbędny przecinek.
Zawsze wtedy uciekałam (i udawało się, o dziwo), a po ochłonięciu wmawiałam, że to tylko moje zwidy. – Wmawiałam sobie.
Byłam wystraszona, co chyba jest normalne. – Przejście z czasu przeszłego do teraźniejszego.
Uznałam, że to wszystko to zwidy – drugie „to” nie jest obligatoryjne.
Zazwyczaj nie dialogowałyśmy. – Sztuczne określenie, zwłaszcza w ustach nastolatki.
Najpierw atak Hydry, który osłabił mnie. Ucieczka matki, zamiast pomocy, a teraz to… – Połączyłabym to w jedno zdanie albo drugie zaczęła od „potem”, żeby podkreślić, że to się działo po kolei. Plus: który mnie osłabił.
Mama spojrzała na mnie współczująco, jakby ubolewała nad głupotą – warto wspomnieć czyją, bo teraz brakuje Ci dopełnienia.
Chciałam się o to spytać  – jeśli nie chciała spytać siebie, to „się” jest zbędne.
Nie byłam najlepsza w wyczytywaniu nastrojów ludzi po ich twarzach oraz oczach – w odczytywaniu nastrojów, dalej zaś można prościej: po ich mimice.
Tak właściwie, to czego innego mogłam się spodziewać? – Niepotrzebny przecinek.
Ale nie, najwidoczniej nie byłam (przyzwyczajona). Nie tylko byłam zła, ale także smutna. – Powtórzenie.
Spodobał mi się ten rozdział. Był bardzo emocjonalny. Myślę, że wybór narracji pierwszoosobowej to dobra decyzja; widać, że czujesz się w niej dobrze, chociaż kilka razy zdarzały się niezgrabne sformułowania, co jednak mogę zinterpretować na Twoją korzyść, jako że główna bohaterka ma tylko dwanaście lat. Przedstawiłaś Heather jako impulsywną dziewczynę, co jak najbardziej kupuję, biorąc pod uwagę jej buntowniczy wiek. Matka bohaterki nie została opisana w pozytywny sposób, ale podoba mi się, jak ukazałaś jej strach przed mocami córki i to, że najwyraźniej bała się tego od momentu narodzin Heather, przez co unikała kontaktów z nią. Tym samym niechęć dwunastolatki do j rodzicielki wydaje się jak najbardziej uzasadniona. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nawiążesz do relacji rodzinnych, bo już w pierwszym rozdziale wydają się interesujące i skomplikowane.
Mam mieszane co do tytułu rozdziału – „Poznaję imię mojego taty”. Raczej nie jestem zwolenniczką takiej osobowej formy rozdziałów, ale jeśli będziesz kontynuować taką pamiętnikową formę, nie zamierzam się czepiać.

Rozdział 1 część 2.
— Heather, to jest Grover. Dopilnuje, żebyś dotarła bezpiecznie do obozu. — powiedziała matka. – Zbędna kropka po „obozu”. Wyjaśnienie dialogu nawiązuje do niego bezpośrednio, nie opisuje czynności, którą matka Heather wykonała po swojej kwestii itp. Odsyłam do naszego poradnika.
Jak zawsze, z resztą – zresztą. Niepotrzebny przecinek.
Opisujesz Grovera słowem „satyr” – w pierwszej części zaznaczyłaś co prawda, że widać było, iż ma problemy z chodzeniem, jednak o ile dobrze pamiętam, w filmie okazało się to nieco później, gdy już nie był ubrany w spodnie. Zresztą w takim przypadku Heather powinna jakoś zareagować na jego odmienność. Przecież nie na co dzień widzi się ludzi z nogami kozy.
Nigdy nie lubiłam podejmować decyzji, szczególnie takich, które, jak w tym przypadku, mogły sprawić, że przeżyję lub nie. – Jak wiele takich decyzji musiała podejmować w swoim życiu dwunastolatka?
Grover, który przynajmniej chciał mojego bezpieczeństwa, a tak mi się wydawało w tamtym momencie. – A tak mi się przynajmniej wydawało w tamtym momencie. Trzeba to dodać, bo inaczej zdanie wydaje się niedokończone. Aby uniknąć powtórzenia przynajmniej proponuję zmienić pierwszą część zdania na „(...) który jako jeden z nielicznych/jedyny”.
— Opowiedz mi coś o tym obozie - poprosiłam Grovera – dywiz zamiast pauzy w drugim przypadku.
nie wiele mi to mówiło – niewiele.
wiedza bardzo przydałaby mi się – wiedza bardzo by mi się przydała/ wiedza byłaby bardzo przydatna.
— Co robicie na tym obozie? — Zmieniłam temat. – „Zmieniłam” małą literą.
Zrobić dziecko, a potem olać go, zapomnieć o nim, mieć go gdzieś. Zostawić go, żeby same sobie radziło. – Olać je, mieć je gdzieś, zostawić je.
Zrobić dziecko, a potem olać go, zapomnieć o nim, mieć go gdzieś. Zostawić go, żeby same sobie radziło. Ci, co mają jeszcze w porządku ludzkiego rodzica, mają dobrze. Moja matka... No cóż, to nie jest dobry materiał na rodzica. Jest do niczego. Ludzie tacy jak ja mają przekichane. – Powtórzenia.
Podeszliśmy pod ogromną sosnę, gdzie ukazał mi się cały obóz. – Dość duży skrót myślowy Ci wyszedł; wynika z tego, że obóz widoczny jest tylko spod sosny. Lepiej będzie napisać tak: „Gdy doszliśmy do ogromnej sosny, naszym oczom ukazał się cały obóz”.
Z daleka nie byłam w stanie dostrzec tekstu na nich, lecz widziałam, że owy napis znajduje się na nich. – Skoro nie była w stanie dokładnie dostrzec tekstu, to wiadomo już, że widziała, że coś tam mają napisane. Dodatkowo „ów”, nie „owy” – ta druga forma nie występuje w odmianie tego słowa (źródło).
Najpierw piszesz, że było tam morze, a potem zamieniasz je na jezioro.
Po jeden stronie – jednej stronie.
Na skraju lasu, obok jeziora, były domki, ustawione w podkowę. Było ich dokładnie dwanaście. Po jeden stronie były nieparzyste, po drugiej parzyste. – Skoro ustawione w podkowę, to ten podział na numery nie ma sensu, co z domami, które są pośrodku podkowy? Może po prostu były ustawione w dwóch rzędach? Dodatkowo nagromadzenie czasownika „być”.
Każdy z nich wyglądał inaczej, każdy był dziwny. Żaden z nich nie przypominał normalnej, obozowej daczy. – Warto byłoby napisać, pod jakim względem były dziwne, bo takie określenie niewiele nam mówi.
najprawdziwszą grecką arenę – w zasadzie to co odróżnia grecką arenę od zwykłej areny?
leśne ścieżki po których dzieciaki jeździły – przecinek przed „po których”.
Ale to nie zainteresowało mnie w tak wielkim stopniu, jak dom, czteropiętrowy, pomalowany na niebiesko z białymi wykończeniami. – Bez przecinka przed „jak”.
Ogółem, miejsce było niesamowicie piękne – zbędny przecinek.
snów o niewyobrażalnie cudownych pod względem wyglądu miejscach – „pod względem wyglądu” jest niepotrzebne.
Zalały mnie uczucia szczęścia, że w ogóle mogę przebywać w takim miejscu, a także ekscytacja na myśl, co mogę tutaj robić. Może łucznictwo nie było zajęciem, które można było spotkać na co dzień na ulicach… – Zalało mnie uczucie szczęścia (...), a także ekscytacji… Plus powtórzenia.
to tylko sprawiało, że pobudzała się we mnie adrenalina, rzecz jasna w niewielkim stopniu. – Nie rozumiem ostatniego wtrącenia. Nie poznaliśmy aż tak dobrze bohaterki, żeby to było na tyle oczywiste. Nie odniosłam wrażenia, żeby unikała niebezpieczeństw.
To wszystko było jak spełnienie moich marzeń, chociaż nie do końca były one właśnie takie. – To było to tym spełnieniem marzeń czy nie? Trochę gubisz się w pragnieniach i marzeniach Heather. Plus powtórzenie „być”.
jestem zadowolona z przyjechania tutaj – z przyjazdu.
Ciekawe, czemu? – Niepotrzebny przecinek.
poruszyła drażliwy dla mnie temat - o moim ojcu. – Lepiej: poruszyła drażliwy dla mnie temat mojego ojca. No i dywiz zamiast pauzy.
Zaczęłam się nawet obawiać, czy przypadkiem nie wyglądam teraz jak burak z czarnymi włosami. O matko. Musiałabym wtedy wyglądać okropnie. Ale wygląd nie liczył się dla mnie w tym momencie. – Powtórzenia.
podczas gdy wytknęła mi to – gdy mi to wytknęła.
jak wielką widownię miała nasza potyczka z Clarisse – jak wielką widownię przyciągnęła…
I wtedy także zauważyłam – bez „i” na początku.
Jakoś nie jestem zaskoczona, że ojcem Heather okazał się najważniejszy bóg. Opisałaś całkiem sprawnie Obóz Herosów. Mam jego obraz w głowie, więc jest dobrze. Podoba mi się to, że główna bohaterka nie jest orłem, jeśli chodzi o mitologię. Dzięki temu wyjaśniasz w dialogach zarówno jej, jak i czytelnikom, kto jest kim, w razie gdyby również mieli problemy z ogarnięciem całego panteonu bogów. Całkiem umiejętnie wprowadzasz czytelnika w nowy świat.
Rozdział 2 część 1.
Obok mnie siedział, albo raczej stał – trochę to bez sensu. Różnica pomiędzy staniem a siedzeniem jest dość znacząca, toteż bohaterka nie powinna mieć problemu z określeniem jego pozycji.
był wyższy ode mnie mniej więcej dwa razy – niezgrabne; „był ode mnie prawie dwukrotnie wyższy/ prawie dwa razy wyższy ode mnie”.
miał tułów człowieka z brązowymi lokami na głowie – brzmi to tak, jakby głowa miała na sobie tułów człowieka. Brakuje spójnika „i” przed „z brązowymi włosami”.
Chociaż nie robiło mi to żadnej różnicy w nienawiści do niego – lepiej: „nie przeszkadzało mi to go nienawidzić”.
znali doskonalę mitologię – doskonale.
Był tłustawym mężczyzną, z czerwonym nosem, takim, jakim chełpi się Święty Mikołaj w opowieściach rodziców. – Raczej „lekko otyłym”. Poza tym mi Święty Mikołaj jakoś nie kojarzy mi się z czerwonym nosem, prędzej jego renifer Rudolf…
Dużym wzrostem nie wyróżniał się, był wyższy ode mnie tylko o głowę, a sama byłam niska. – Chyba trochę przekombinowałaś. Wystarczyło napisać, że: „był wyższy ode mnie o głowę” i ewentualnie dodać, że nie czyniło go to wcale wysokim.
Jego włosy były tak samo czarne, jak moje – zbędny przecinek; „jak” w tym przypadku służy do porównania i nie wprowadza zdania podrzędnego.
O ile w domu brzmiało to normalnie, tak odniosłam wrażenie – brakuje słowa „teraz” po „tak”.
nie miałam w zwyczaju bycia posłuszną dla dorosłych. – Być posłusznym (komu? czemu?) dorosłym.
Nie wygląda pan za zadowolonego – na zadowolonego.
dodałam, już lekko otrząśnięta z szoku, który przeszłam przy potyczce z Clarisse. – Nie mówi się „przejść szok”. Można go przeżyć lub doświadczyć.
dzieci Wielkiej Trójki są potężni – potężne (dzieci).
Upominać swoje dzieci za pomocą manipulowania wyładowaniami atmosferycznymi. No błagam, kto tak teraz robi?!  – W zasadzie to nikt tak nie robi.
Przecież Zeus jego też ukarał, dając tutaj! – Co/kogo dając? Brak dopełnienia „go”.
Uniosłam ręce, w geście pokazania niewinności. – Zbędne słowo oraz przecinek.
— Dalej nie wiele z tego rozumiem — Zignorowałam go, na co Pan D. znowu posłał mi groźne spojrzenie. – Niewiele. „Zignorowałam” małą literą, gdyż odnosi się do tego, co powiedziała, a w zasadzie jak powiedziała.
Przed oczami przebiegły mi przeróżne obrazki, makabryczne. – Przeróżne, makabryczne obrazy. Masz skłonność do dodawania zdrobnień w naprawdę dziwnych momentach.
poczułam, jak oczy rozszerzają mi się. – Nie rozumiem? Jeśli chodziło Ci o rozszerzanie się źrenic, to nie mogła tego fizycznie poczuć. Może chodziło o wytrzeszczanie oczu? To również coś, czego raczej się nie czuje, ale jak już to robi (wytrzeszczyłam oczy).
To wszystko trwało może trzy sekundy, lecz mnie się to dłużyło w nieskończoność. Kiedy moje "wizje" minęły, wiedziałam skąd to się wzięło. Spojrzałam głęboko w oczy Dionizosa. // — Nie ignoruj mnie. Zrozumiałaś? – „Lecz mnie dłużyło się w nieskończoność”. Lepiej napisać „czyja to sprawka”, skoro sugerujesz Dionizosa. Bardziej przejrzyste, zwłaszcza że element złowrogich wizji jest dość niespodziewany i nieco zbił mnie z tropu. Zły cudzysłów, cudzysłów poslki wygląda tak: „ ”.
Zebranie się po takiej dawce strachu zajęło mi chwilę. – Albo „zebranie się w sobie” albo „pozbieranie się”.
zadowolony z efektu, jaki dał pokazanie mi tych obrazów. – Dało (pokazanie).
stojących po środku – pośrodku.
(o domu) W środku nie było wiele. – Czego nie było wiele? Brak dopełnienia.
Moja torba, którą Grover wziął ode mnie po tej całej potyczce z Clarisse, była na jednym z łóżek. Ściągnęłam ją, wsunęłam pod łóżko, a następnie zdjęłam buty i położyłam się na łóżku. – Powtórzenia.
(o wygodzie łóżka) Nawet zbytnio na takie nie wyglądało. – Może po prostu: „Nie wyglądało na takie wygodne”?
Nie przejmuj się, że przystopowałaś z akcją. Czasami takie rozdziały są potrzebne. Wytłumaczyłaś co nieco sytuację bogów, chociaż chciałabym się jeszcze dowiedzieć, co sprawiło, że Wielka Trójka złamała postanowienie trzymania się z dala od śmiertelniczek (poza nadzwyczajnym popędem seksualnym). Zwróciłaś tutaj uwagę na niecodzienny wygląd Chejrona, podczas gdy wcześniej Heather przeszła na porządku dziennym do koźlich nóg Grovera. Zapewne początkowo miał je ukryte pod spodniami, ale w obozie już raczej nie. To trzeba zmienić. Z jednej strony trochę mnie zawiodło, że dziewczyna jest jedynym dzieckiem Zeusa w obozie, ale z drugiej strony w tym przypadku jestem w stanie to zaakceptować. Aż tylu dzieci bogowie chyba nie płodzą… Zwłaszcza że wspomniałaś o zobowiązaniu trójki najważniejszych z nich.  
Rozdział 2 część 2.
W pierwszej chwili nie rozumiałam co się dzieje, ale po kilku sekundach przypomniałam sobie, co Chejron mówił o kolacji. – Brakuje przecinka po „rozumiałam”.
Byłam praktycznie pewna, że to właśnie on. Podeszłam do lustra, które było przywieszone na jednej ze ścian, zaraz obok łóżka. Byłam rozczochrana – powtórzenia.
właśnie tego się spodziewałam po tym miejscu - dziwnych rzeczy. – Pojawił się dywiz zamiast półpauzy.
Nie wiedziałam gdzie usiąść – brakujący przecinek przed „gdzie”.
W oczach dzieciaków zapłonął błysk szczęścia i ekscytacji. Jak oni często widywali swoich rodziców? – One widywały – chodzi o dzieciaki, przy czym to "one" nie jest obligatoryjne.
do kogo możemy się zwracać z wyrażaniem opinii, jak genialny jest to pomysł? – Hmm… Znowu przekombinowałaś. Może: „Komu możemy pogratulować pomysłu?”.
Za mną stała Clarisse i jej dwie koleżanki, tak samo brzydkie, jak ona. – Ostatni przecinek zbędny.
nie warto przejmować się z nią. – Zbędne „z”; „nią” przesunąć tuż za czasownik: „nie warto się nią przejmować”.
Na pewno nie będziemy przyjaciółkami , więc lepiej – tutaj pojawiła się niepotrzebna spacja przed przecinkiem.
Miał brązowe włosy, morskie oczy i tak na oko, był starszy ode mnie o dwa lata. – Zbędny przecinek po „oko”.
— Jestem Percy — Chłopak podał mi rękę. – Kropka po „Percy”. Wtrącenie nie odnosi się do jego słów.
Poklepał mnie po plecach, jak starą przyjaciółkę – zbędny przecinek.
Mogli mieć po siedemnaście, osiemnaście lat. Dwójka z nich miała blond włosy, podczas gdy trzeci brązowe włosy i zarost.  (…) Miałam tylko nadzieję, że nie zrobiłam się czerwona na twarzy. // Wstałam i ruszyłam ku domku Zeusa. Chyba jednak nie miałam ochoty tutaj siedzieć. – Powtórzenie.
To trochę zaczęło przypominać mi dom, a przynajmniej to, czego nie miałam w domu - to, aby mieć z kim pogadać, nawet jeśli tylko o chłopakach. – W takim razie nie mogło jej to przypominać domu, bo tam tak nie było.
Całkiem dobrze Ci idzie. Podobało mi się odosobnienie Heather i to, jak czuła się niepotrzebna i nie na miejscu. Clarisse jest dość szablonową wredną dziewczyną, mam nadzieję, że prędzej czy później wyjaśnisz jej motywy, bo takie zgrywanie się bez powodu jest słabe, a opowiadanie na tym traci. Pojawił się za to książkowy Percy w ramach pocieszenia koleżanki. No cóż, on na pewno wie, jak Heather się czuje. Co do Daisy, wydaje się sympatyczna i faktycznie niezmiernie gadatliwa. Jednak nie kupuję zainteresowania osiemnastolatka dwunastolatką. W drugą stronę – jak najbardziej. Chłopcy w tym wieku to raczej takimi młodymi dziewczynkami się nie interesują. Lepiej nie idź w tym kierunku.
Rozdział 2 część 3.
wsadziłam głowę w poduszkę – w podszewkę? Niepoprawny związek frazeologiczny: mówi się: „schować głowę w poduszkę”.
dopiero o pierwszej nad ranem poszłam spać – raczej mówi się: pierwszej w nocy.
— Puszczaj! — krzyknęłam, czując gniew na nią. – Wiadomo z kontekstu, że na nią. Nie musisz tego pisać.
Ty wparowałaś do tego domku i zaczęłaś drzeć się!  – I zaczęłaś się drzeć.
Nie zależnie od odpowiedzi – niezależnie.
Jedna siostra zupełnie wystarczała mi. – Mi wystarczała.
Usłyszałam za to, jak Chejron zawołał "wstawać". – Dwukropek po „zawołał”. Pojawił się także błędny cudzysłów.
Thalia błyskawicznie zerwała się z łóżka, wstając. – Zerwała się z łóżka = wstała. Możesz też zamienić kolejność, tzn. napisać "wstała, zrywając się" i jest też OK.
Potem, domek za domkiem, ustawialiśmy się, w oczekiwaniu na zobaczenie swojego boskiego rodzica. ­– Trzeci przecinek zbędny; zamiast „na zobaczenie” lepiej napisać „na spotkanie z”.
Pełna elegancja. Wątpiłam jednak, czy bogowie też okażą taką elegancję. – Taką klasę.
prążkowy garnitur – prążkowany.
kobieta w pięknej, choć prostej, białej sukni. – Jeśli zakładasz, że prosta suknia nie może być piękna, to „choć” może zostać, jednak przemyślałabym to.
nie papugowałam bezmyślnie siostry . – Ponownie pojawiła się spacja przed znakiem interpunkcyjnym.
No tak, zapomniałam o kanonicznej postaci Thalii. Cieszę się, że jej nie pominęłaś i Heather jednak nie jest jedyną potomkinią Zeusa w obozie. Poznawanie siostry może okazać się naprawdę interesujące. Pierwsze spotkanie dziewczyn było ogniste, najwyraźniej impulsywność to genetyczna cecha. Trochę brakowało mi ich rozmowy o ojcu, mogły dłużej o tym pogadać. Czy Thalia spotkała się z nim wcześniej? Skoro tak, to co o nim sądzi? Nie wiem, czy zrobiłaś to celowo, czy też nie, ale wtrącenie o śnie Heather, w którym pojawiał się przystojniak z poprzedniego rozdziału, całkiem mnie rozbawiło. Jeśli to celowa ironia, to bardzo w moim guście.

Rozdział 2 część 4.
Przy każdym stoliku panowała cisza. Od czasu do czasu ktoś się odezwał cicho – powtórzenie.
Ciekawe, co powiedziała Zeusowi, gdy dowiedziała się, że ma on dwie córki z innymi kobietami. – Cóż, biorąc pod uwagę mitologię, mogę założyć, że pewnie była już przyzwyczajona do jego zdrad. Pierwszy przecinek niepotrzebny.
Przez całą kolację obie nie prowadziłyśmy konwersacji. – Niezbyt naturalne zdanie jak na dwunastolatkę.
przystojny tak samo, jak dzień wcześniej – zbędny przecinek.
Olśniewał urodą każdego, z całego obozu właśnie on był najprzystojniejszy. – Zamiast przecinka bardziej pasowałby średnik, który ma większą moc; druga część zdania jest tutaj prawie że niezależna od pierwszej.
Fajnie było sobie poflirtować od czasu do czasu z kimś. – Okej, pewnie jestem już stara i nie rozumiem współczesnej młodzieży, ale wydaje mi się, że ja w wieku dwunastu lat nawet nie umiałam flirtować. Poza tym, wracając do kwestii poprawności językowej, zdanie to traktuje o czymś, co bohaterka uznaje jako ogólną zasadę, dlatego można napisać to w czasie teraźniejszym. Szyk zdania też nieco kuleje. Powinno być: „Fajnie od czasu do czasu z kimś poflirtować”.
W każdym kroku boga było widać jego pewność siebie, a także władczość. Był wyprostowany, głowę miał wysoko uniesioną. – Opisujesz gesty i posturę, a nie kroki.
Nie miałam ochoty na zrobienie chociażby trzech kroków w jego towarzystwie, ale wiedziałam, że innego wyboru nie mam. – Powtórzenie. Pierwsze „mieć” można zastąpić przez: „nie chciałam”.
Pewnie zastanawiali się, dlaczego rozmawiamy bez pierworodnej Pana Niebios. – Czyli z kim? Nie rozumiem, o kogo Ci tu chodziło. Ustalmy jednak jedną rzecz: pierworodnym synem/córką jest dziecko urodzone jako pierwsze. Zatem na pewno nie jest to Thalia.
który jest także jego tatom. – Tatą. To duży błąd w odmianie; końcówka -om jest do celownika liczby mnogiej, natomiast -ą do narzędnika liczby pojedynczej i to właśnie tej drugiej formy tu potrzebujesz.
— To po co z nią spałeś? — zapytałam, po czym znowu zaczęłam iść w stronę jeziora. Spotykałam wielu ludzi, ale miałam ich gdzieś. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się poza widokiem innych – „spotykanie” sugeruje nawiązywanie jakiegoś kontaktu chociażby poprzez uściśnięcie ręki. Bardziej odpowiednie byłoby „mijałam”.
Wiedziałam też, że już powoli staję się przedmiotem najróżniejszych plotek. – „Już” jest zbędne.
Usiadłam, opierając się o jedno drzewo. – Trudno by było opierać się o dwa. Chyba że Heather byłaby naprawdę ogromną dziewczyną…
chciałam wylać z siebie ten żal, który ciążył mi, za pomocą płaczu. – „Ciążenie żalu” dość niezręczne, może po prostu „który czułam/który mnie przepełniał”? A może w ogóle przeredagować to zdanie na: „Miałam ochotę się rozpłakać; wylać z siebie strumienie łez wraz z tym przepełniającym mnie żalem”.
Kiedy już czułam się lepiej, postanowiłam przejść się. Powoli wstałam i przeszłam mniej więcej sto metrów, po czym przystanęłam, obserwując spokojną wodę jeziora. Mniej więcej dziesięć metrów obok mnie było drzewo. Wcześniejszym było dopiero to, przy którym siedziałam. – Całkiem dobre oko do miar ma ta Heather. Opis nie wnosi wiele do całości; bez niego również mogłoby stać się to, co się dzieje później. Zresztą wcześniej pisałaś, że stała przy drzewie. Spod niego również mogła widzieć jezioro. „Postanowiłam się przejść”.
Starałam się nie dać panice oraz strachu, i próbowałam pobiec do przodu, bliżej jeziora. – Kolejny dość kulawy opis. Lepiej: „próbowałam biec przed siebie, w stronę jeziora”.
drzewo zmiażdżyło moją prawą nogę, przewracając mnie tym samym. – „Tym samym” przenieść przed „przewracając”, dodać wtedy dopełnienie „na ziemię”.
Coś jakbym jednocześnie złamała wszystkie kości, a na dodatek przytrzasnęła całe pięć palców w drzwiach. – Czy to nie za bardzo do siebie podobne? Lepiej wymyślić coś bardziej kontrastującego ze sobą.
Rozdział pozostawił mnie w lekkim szoku. Zeus nie powalił  elokwencją; okazał się zimnym i bezwzględnym mężczyzną, niemającym żadnych uczuć wobec swoich dzieci. Heather jest bardzo skrzywdzona przez rodziców. Naprawdę jej współczuję, ale jednocześnie mam nadzieję, że będzie to tworzyło pewną nić porozumienia między przyrodnimi siostrami. Czekam na ich poważniejszą i spokojniejszą rozmowę na ten temat (Thalia już w tym rozdziale trochę wchodzi w rolę starszej siostry przy rozmowie o chłopakach, ale to wciąż nie jest to). Wychodzą Ci takie emocjonalne wstawki, toteż taki moment również mógłby okazać się strzałem w dziesiątkę. Trochę gorzej za to wypadł opis akcji. W zasadzie tak nagle drzewo się zawaliło; brakuje mi takiego momentu niepokoju w tekście, chociaż jednego znaku, który bohaterka na początku zignorowała, ale później okazałby się zwiastunem niebezpieczeństwa (zwykle w takich momentach sprawdzają się opisy pogody). Językowo też mogło być lepiej. Dodatkowo, jako że jest to ostatnia część rozdziału drugiego, zwrócę uwagę na tytuł – w ogóle nie odzwierciedla on tego, co działo się przez te cztery notki. Jaki „zlot fanów”? Żadnych fanów tam nie było.
Rozdział 3 część 1.
Wystarczy, że powiedziałby "był zajęty". – „Wystarczyłoby, gdyby powiedział, że był zajęty” lub: „Wystarczyłoby, żeby powiedział: «jestem zajęty»”; musisz zdecydować się na całe zdanie w mowie zależnej lub zacytowanie tego, co powiedział (też, nomen omen, w mowie zależnej).
Z resztą – zresztą; ten błąd pojawił się już wcześniej.
— Przybyłam tutaj wczoraj, jeszcze nie zdążyłam z nikim pokłócić się. – Nie zdążyłam się z nikim pokłócić.
Skrzywiłam się z bólu, kiedy tylko wyprostowałam nogę. No, tak jakby wyprostowałam, bo miałam ją zgiętą w kolanie. – Czyli de facto jej nie wyprostowała.
Chwila. Na Heather spadło drzewo, pisałaś, że miała zmiażdżoną nogę, a chwilę później idzie o własnych siłach do swojego domku?
— Ktoś próbował zabić cię? – Ktoś próbował cię zabić?
— Komu jeszcze coś nawyrzucałaś, Heather? – nawrzucałaś.
każdemu mówię co o nim myślę. – Przecinek przed „co”.
Może pragnąć cię zniszczyć każdy. – Każdy może pragnąć cię zniszczyć (szyk zdania).
rozglądnie się wraz z Herą – lepiej: „rozejrzy się”.
Była ładniejsza od mojej matki o nieskończoną ilość razy. To ona szła obok Zeusa, kiedy pojawili się w obozie. Była to Hera. //  Postanowiłam, że będę miła. – Powtórzenie „być”.
Z resztą, nie miałam pojęcia – zresztą. Znowu.
postanowił nagle zostać super tatą. – supertatą (Więcej na ten temat pod tym linkiem).
Rozdział był nieco słabszy, pojawiło się zbyt wiele dialogów, no i do tego jeszcze ta wpadka ze zmiażdżeniem nogi. Jednak jestem ciekawa dlaczego ktoś miałby polować na Heather. Podejrzenie rzucone na Herę wydaje mi się niewystarczająco przekonujące, ale zobaczymy, co z tego wyniknie.

Rozdział 3 część 2.
To głupio wyglądałoby, biorąc pod uwagę, że ostatnio starał się. – To wyglądałoby głupio (…) ostatnio się starał.
Zeus  wyciągnął pustą dłoń. – Nadprogramowa spacja.
Nie jest to normalny prezent, jaki ojciec daje córce, ale powoli zaczynałam się przyzwyczajać, że moje życie nigdy nie będzie normalne. – Powtórzenie.
(o bransoletce) oglądnęłam ją na wszystkie strony – obejrzałam ją z wszystkich stron.
Z kieszonkowej puszki gazu łzawiącego wystawała ogromna włócznia. – Skąd się wziął gaz łzawiący przy bransoletce, która stała się tarczą?
moje obmacywanie Egidy dziwnie wyglądało  – to co ona dokładniej z tym robiła?
na nie wiele to się zdawało – niewiele.
Ludzi było całkiem sporo, i, tak jak moja siostra mówiła, praktycznie wszyscy to były dziewczyny. – Uważaj na powtórzenia „być”, lepiej: „Przyszło całkiem sporo osób i były to praktycznie same dziewczyny".
przejść się po gałęzi – przejść po gałęzi.
poczułam pulsujący ból w nodze, która właściwie jeszcze nie przestała boleć. – Powtórzenie. Poza tym skoro „nie przestała boleć”, to powinna cały czas odczuwać ból, a po skoku na dach powinien on się nasilić.
Ten rozdział nie jest wyjustowany, przez co estetyka postu spadła. Nieco dziwi dość diametralna zmiana w podejściu Heather do Zeusa. Z jednej strony uzasadniłaś to; rozumiem, że czuje się lepiej, mając świadomość, że ktoś się nią jako tako opiekuje, jednak coś mi nie gra. Może to, że zaczęła nazywać go w myślach „tatą”; to mocno emocjonalne i wręcz pieszczotliwe, postawiłabym na bardziej zdystansowaną wersję: „ojciec”. Zwłaszcza że sama zachowuje się jeszcze dość sceptycznie w stosunku do niego. Wzmianka o matce, która rzekomo „chciała ją zabić”, prawdopodobnie po grze w „prawdę i wyzwanie”, jest ciekawa i bardzo chciałabym zgłębić ten wątek. Podejrzewam, że powiedziała jej wówczas parę niemiłych zdań, ale, kto wie, może jestem w błędzie. Motyw gry w obozie to całkiem udany chwyt na rozluźnienie sytuacji, choć trochę zapomniałaś o Daisy, która chyba początkowo miała być najlepszą koleżanką głównej bohaterki. Szczerze mówiąc, obstawiałam, że wyczyn Heather dostrzeże jej sympatia, co zaprzepaści wszelkie ewentualne szanse na bycie parą (wybacz ten pesymizm, ale kompletnie im nie kibicuję). Możliwe, że wspomnisz o tym później. Tytuł rozdziału tym razem ma się jakoś do akcji, jednak nie oddaje głównego motywu tej sekcji. Zdecydowanie bardziej pasowałoby coś w deseń: „Nadchodzące zagrożenie” albo cokolwiek innego związanego z podejrzeniami co do ataku na Heather, z tym że bardziej dopasowane do obranego przez Ciebie dyskursu.

Rozdział 4 część 1.
Oczywiście, nikomu nie oberwało się z wyjątkiem mnie. Nikt nic złego nie zrobił, o ile ja się nie liczę. – To drugie zdanie jest jakieś dziwne, nie ma kompletnie sensu. Nie pasuje ani czasownik „zrobił”, ani zwrot „liczyć się”. Lepiej: „wszystko jest w porządku, chyba że chodzi o moje zachowanie”.
Owszem, sądziłam, że przesadzają, ale kara nie była dla mnie niczym strasznym. Wydawało się to być niczym – powtórzenie.
Zdawałam sobie sprawę, że oprócz kary, Dionizos doniesie Zeusowi o tym, co zrobiłam. – Zbędny przecinek. „Kara” jest tu dość oderwana gramatycznie, lepiej napisz: „poza wlepieniem mi kary”
kilka kroków ode mnie, rozmawiając ściszonym głosem, a potem podeszli do mnie. – Powtórzenie.
Lepsze od prasowania, albo odkurzania. – Zbędny przecinek; przed „albo” stawiamy go, gdy jest to drugie takie słowo w zdaniu lub któreś z kolei.
— Nie wyglądasz na specjalnie niezadowoloną — Pan D. zmarszczył czoło. Ucieszyłam się, że brak mojego smutku wkurzył go. Na dokładkę uśmiechnęłam się. – Podkreślone zdanie jest nienaturalne (zwłaszcza „brak mojego smutku”). Może lepiej napisać, że ucieszyła się z takiej reakcji?
przy kolejnej grze w "prawda czy wyzwanie" – w „prawdę czy wyzwanie”. Zły cudzysłów.
Wstałam z krzesła, na którym siedziałam na werandzie, i poszłam do domku, kuśtykając. – Coś za dużo tutaj „na” w bliskim towarzystwie. Poza tym to zdanie można skrócić: „Wstałam z krzesła na werandzie i pokuśtykałam do domku”.
Było już ciemno, wszyscy obozowicze byli w swoich domkach, wraz z ekipą, która zebrała się u mnie i Thalii. – pierwszy przecinek lepiej zastąpić średnikiem.
Każdy z nas był zmęczony, ten dzień był ciężki nie tylko ze względu na naszą małą imprezę, która trwała pięć godzin, ale także przez przygotowania do spotkań z rodzicami. I chociaż spałam dość długo w dzień, to mnie także udzieliło się zmęczenie. Może to przez ból w nodze, który był wykończający. – Powtórzenie + „wykańczający”. Wykończający odnosi się do skończenia czegoś, nie do wyczerpania, zmęczenia.
Nie odczuwałam tego tak bardzo, kiedy mieli niespełna dwa metry wzrostu (głównie ojciec, Hera była od niego niższa) i rozmawiało się z nimi na żywo – przeszłaś ze strony czynnej na bierną.
Facet mógłby zrobić ze mnie maleńkiego robaka, nawet nie męcząc się przy tym. Pewnie wystarczyłby do tego tylko maleńki gest dłoni.
Hera miała ręce skrzyżowane na piersi, jak jakieś małe obrażone dziecko. Pomimo tego wyglądała dość groźnie. Wciąż miała tą samą sukienkę, którą miała założoną w Obozie Herosów. – Powtórzenia.
Nie mogła sama na siebie zrzucić to drzewo. – Tego drzewa.
Co prawda, miało to swoje zalety – zbędny przecinek.
Lubiłam być w centrum zainteresowania, ale nie ze względu na współczucie. Nie chciałam, aby ludzie podchodzili do mnie i mówili "współczuję, że prawie zginęłaś".  – Powtórzenie.
To twoje kolejne dziecko z kimś innym, niż ja! – Wystarczy, że z kimś innym.
ostatnie o czym powinnam słuchać, to to, że mój tatuś wchodzi do łóżek innym kobietom niż jego żona. (…) Byłam pewna, że nawet matka zgodziłaby się ze mną, jeśli o to chodzi. Podobnie. Wiadomo, że chodzi o kobiety, które nie są jego żoną. Drugie zacytowane zdanie można zamienić na „zgodziłaby się ze mną pod tym względem”. Brakuje też przecinka przed "o czym".
rozłożył bezradnie dłonie – rozkłada się ręce, nie dłonie.
Strach bać się jej. ­– Strach się jej bać.
Nawet jeśli Zeus był najpotężniejszym bogiem, to pewnie i tak ta kobieta wywoływała u niego ciarki. Raczej nie było osoby, u której nie sprawiałaby ich. – Niezręczne. „Jak zapewne u wszystkich”.
Naprawdę bardzo podoba mi się kreacja Heather jako zbuntowanej, ale zranionej nastolatki. Zdanie mówiące, że „przecież wszyscy grali w tę grę, ale oczywiście tylko ja jestem ukarana” jest tak typowe dla jej wieku; masz za nie wielki plus. Widać, że czujesz tę postać. Jesteś także konsekwentna w kreacji Zeusa – w kontaktach z każdym innym bohaterem jest równie obojętny i w jakiś sposób też bezradny. Hera wychodzi „tę złą”, ale jednocześnie trudno jej nie zrozumieć. Wygląda na to, że przemyślałaś swoich bohaterów i relacje między nimi, jednak mam wrażenie, że momentami robisz to kosztem świata przedstawionego. Na początku opisałaś obóz, ale w następnych rozdziałach skąpisz charakterystyki otoczenia. Poza tym znowu zapomniałaś wyjustować tekst.

Rozdział 4 część 2.
wyruszyła już wraz z resztą Łowczyń. – O widzisz, właśnie w takim kontekście „z resztą” pisze się oddzielnie.
Wyciągnęłam z torby szczotkę, podeszłam do lustra i zaczęłam rozczesywać włosy. Były do pasa, a więc porządne rozczesanie zajęło mi trochę czasu. Postanowiłam zapleść je w warkocza – trochę niezręczny opis z tym „były do pasa”. Lepiej wypadłoby użycie czasownika „sięgały”. Dodatkowo: „zapleść w warkocz/ zrobić z nich warkocz” lub po prostu „postanowiłam zapleść warkocz”.
W między czasie – międzyczasie.
Tylko ja się nie śpieszyłam. Obserwowałam ich pośpiech – powtórzenie.
jednocześnie zdając sobie sprawę, że zostaję sama przy stole Zeusa, znowu. Miałam umiejętność, która była jednocześnie wadą oraz zaletą, że potrafiłam łatwo przystosować się do nowych sytuacji. Chociaż nie znałam zbytnio Thalii, przywiązałam się do niej, w pewnym stopniu. I nagle ona zniknęła. – Nie nazwałabym tego umiejętnością. To znaczy mówi się, że „umiem dostosować się do nowych sytuacji”, ale „umiejętność” kojarzy się z czymś nabytym, tutaj chodzi Ci raczej o ogólną cechę. Poza tym to zdanie nijak ma się do opisywanej sytuacji: Heather raczej ją zaakceptowała z żalem, bo cóż innego miała zrobić, skoro z domu Zeusa jest jeszcze tylko Thalia. No i o ile w języku mówionym poprawna jest forma "tą", o tyle w pisanym preferowana jest "tę" (źródło).
Jestem kiepska w odczytywaniu uczuć, a więc nie potrafiłam określić ich nastrojów po twarzach. – Pięć zdań później: Chociaż kiepsko odczytuję emocje z twarzy oraz oczów ludzi, ona była wyraźnie zrozpaczona. – Napisałaś to wcześniej, wspominałaś o tym również we wcześniejszym rozdziale. Nie trzeba tego wbijać do głowy czytelnikom. Dodatkowo: „z oczu ludzi”.
- Ja pójdę - zgodziłam się szybko, nie do końca przemyślając to. – Zauważyłam, że dość często używasz zaimka „to”, a przecież można go zastąpić nieraz czymś, co brzmi zdecydowanie lepiej, przez co tekst zyska stylistycznie. Na przykład w tym przypadku: „nie do końca przemyślawszy swoją decyzję”. Jeśli chcesz jednak zatrzymać ten wyraz, przenieś go przed imiesłów.
aby centaur nie oddalił się zanim nie powiem tego, co chciałam, a następnie powiedziałam – powtórzenie.
Duch wyroczni Elf – Wyroczni Delf. Przez ten błąd mam wrażenie, że nie tylko Heather nie zna za dobrze mitologii, ale również Ty.
to właśnie ta nieruchomość, co mnie zaciekawiła od samego początku. – Nieruchomość, która zaciekawiła mnie do samego początku.
   Usiadłyśmy przy dość dużym stole*. Za nami był kominek, po drugiej stronie pomieszczenia, w rogu, kanapa, a pod nią dywan. Podłoga trzeszczała, gdy się na nią stawało, ale pomimo tego, było tutaj przytulnie. Ściany były pomalowane na czerwono (zgadywałam, że to dlatego, iż wino, ulubiony napój Dionizosa, też miało głównie ten kolor), a po obu stronach drzwi wejściowych był regał, a na nim książki. – Ogólnikowy opis (aczkolwiek dobrze, że w końcu jakiś się pojawił). Następnym razem zwróć więcej uwagi na szczegóły. Nie muszą to być detale każdego przedmiotu w pomieszczeniu, ale na przykład jednego-dwóch, które zwróciły uwagę bohaterki. Pojawił się zbędny przecinek, a wtrącenie w nawiasie jest niezgrabne, prawdopodobnie przez słowo „głównie”. No i klasycznie już – powtórzenie „być”.
Natychmiastowo oczy wszystkich także zwróciły się na dziewczynę. Zrobiło mi się jej szkoda, szczególnie, że speszyła się. – To „szczególnie” nie ma za wiele sensu. Lepiej napisać „bo speszyła się” i do tego załączyć opis, jak to speszenie wyglądało w wykonaniu Daisy.
(…) oczy wszystkich spoczęły na mnie. Nie zlękłam się przed mówieniem. – Trochę bez sensu. Lepiej powiedzieć, że „nie przestałam mówić/nie wystraszyłam się”.
Końcówka rozdziału jest dość słaba. Po pierwsze bohaterowie zdecydowanie za szybko doszli do rozwiązania. W ogóle powinnaś wcześniej napisać, że mają iść nad rzekę związaną z utratą pamięci. Wtedy wyszłoby mniej sztucznie. Brakowało też dyskusji, wątpliwości co do interpretacji przepowiedni. Wszystko szło jak po maśle, zupełnie nieprzekonująco. Po drugie pozostała dwójka coś zbyt chętnie zgłosiła się do zadania jak na zaistniałe okoliczności – wprawdzie dopiero co usłyszeli, że jedna osoba nie wróci żywa z wyprawy. No i sama zagadka Delf dość prosta jak na taką wyrocznię. Jest zbyt dosłowna, a sama napisałaś, że takie przepowiednie można rozumieć na wiele sposobów, tymczasem nie dość, że domyślili się wszystkiego w przeciągu paru minut, to jeszcze jej rozwiązanie wydaje się w miarę oczywiste. Polegałaś głównie na tym, że czytelnicy nie wiedzą wszystkiego, jak np. tego, nad jaką rzekę bohaterowie się wybiorą. Ponadto zastanawia mnie, dlaczego Chejron wybrał akurat Daisy do takiej przygody? Na jakiej podstawie? Poza tym Heather nadal jedynie utyka po zmiażdżeniu jej nogi drzewem. Ale to już kontynuacja błędu z poprzednich rozdziałów.
Generalnie im dalej w las, tym bardziej się powtarzasz. Stawiasz na akcję, co dobrze Ci wychodzi, lecz nie rozwijasz szczególnie głównej bohaterki. Chodzi mi tu nie tylko o podkreślanie tego braku umiejętności interpretacji zachowań innych osób, ale także o niezmiennej niewiedzy Heather odnośnie mitologii – jest tam już prawie tydzień, mogłaby się doszkolić.

Rozdział 4 część 3.
Wizyta w Wielkim Domu nie zadowoliła mnie, ani trochę. – Zbędny przecinek.
Nie mogłam się doczekać tego spotkania, mojego pierwszego, ale kiedy już poznałam całą tą przepowiednię... Mogłam poczekać ze zgodą. – Wtrącenie o „pierwszym spotkaniu” jest niepotrzebne. Wprowadzałaś czytelnika razem z Heather w ten cały świat, więc jest to wiadome, a ponadto uwaga ta zakłóca odbiór zdania, ponieważ nie ma ono dopełnienia, przez co krótką chwilę zastanawiałam się, o co Ci chodziło. Równie dobrze można by napisać: „nie mogłam doczekać się mojego pierwszego spotkania”. Nomen omen nie chodzi tyle o spotkanie, co o „misję”. No i na koniec – powtórzenie „móc”.
Poza tym, bohaterska śmierć nie wydawała się być taka zła – zbędny przecinek.
Wiedziałam, że to nie będę ja. Miałam ujść z życiem, ale ledwo, a potem być zagładą lub ratunkiem. Daisy musiała bać się, że to będzie ona. Albo że będę zagładą. – Powtórzenia. Proponuję takie rozwiązanie: „Wiedziałam, że to nie będę ja. Miałam ujść z życiem, ale ledwo, a potem okazać się zagładą lub ratunkiem. Daisy musiała obawiać się, że chodzi o nią albo że misja się nie powiedzie”.
dziewczyna aż pałała się, aby iść tam. – Aż wyrywała się, aby tam iść. Czasownik „pałać” nie pasuje w tym kontekście (zobacz znaczenia).
Przez chwilę żadne z nas nic się nie odzywało.  – Wykreślić „nic”.
— Wyrocznia już dała przepowiednie? – Zakładam, że chodziło o jedną przepowiednię.
Musiał zrobić to ktoś na Olimpie, ktoś, kto wiedział o tym. – Ktoś, kto o tym wiedział.
No dobra, takiego obrotu spraw nie spodziewałam się.
byłam pewna, że od nowa rozpłacze się. – W tym oraz w zdaniu powyżej „się” powinno być przed czasownikiem, raczej nie stawiamy „się” na końcu zdania. Dotyczy to także wcześniejszych rozdziałów, w których taka sytuacja się powtarzała.
Daisy zbladła jeszcze bardziej, a więc uznałam, że już tutaj nie jest bezpiecznie. I miała rację. – „Tutaj już nie jest bezpiecznie”. Co do drugiego zdania – zapewne chodziło Ci o Heather, a nie o Daisy, dlatego „miałam”. Jeśli zaś faktycznie chodziło Ci o koleżankę głównej bohaterki, to nie jest to ani dobry pomysł, ani poprawny zapis, gdyż Daisy w zasadzie niczego nie stwierdziła, a Heather tylko przypuszczała, co ta miała na myśli (czyli jednak coś tam potrafi wyczytać z twarzy innych ludzi).
Wbiłam włócznię w tył hydry, ale spowodowałam tym tylko to, że zwierzę zwróciło na mnie uwagę. – Lepiej coś stylu: „Wbiłam włócznię w tył hydry, tym samym zwracając na siebie uwagę stworzenia”. Ten fragment ze „spowodowaniem” jest strasznie sztuczny.
w między czasie – w międzyczasie. Ten błąd pojawił się już wcześniej.
Po raz kolejny wbiłam w nią włócznię, lecz tym razem odbiłam się, tak jak to robią lekkoatletycy, wykonując skok o tyczce. Jedyne co, to to, że ja zabrałam swoją włócznię razem ze sobą. Wylądowałam na ziemi, czując jak przeszywa mnie ból w kostce. – O co chodzi w podkreślonym zdaniu? Nijak ma się zarówno do poprzedniego, jak i następnego zdania. Może gdybyś wyjaśniła, co jest tym „jednym”, trochę byś rozjaśniła sytuację. Poza tym: lekkoatleci.
zamknęłam oczy, starając skupić. – Starając się skupić. Albo zaznacz, na czym się skupić, bo brakuje albo zaimka zwrotnego „się”, albo właśnie dopełnienia.
Otworzyłam oczy, akurat, aby zobaczyć, jak hydra zupełnie znika – „akurat” jest zbędne.
Ten rozdział uświadomił mi jeszcze jedną irracjonalną rzecz: właśnie władze obozu wysłały na walkę z potworem dzieciaki, których w ogóle nie wytrenowano w jakiejkolwiek walce. A przynajmniej nie Heather i z tego co widać, Daisy również nie. Hola hola, przecież po to są w tym obozie, żeby móc kontrolować swoje moce! Tymczasem mimo że Heather ani razu nie ruszyła tyłka na zajęcia z kontrolowania swoich zdolności, to jeszcze nagle okazuje się, że sama potrafi przywołać pioruny. Co więcej: wykonuje skoki o tyczce, a raczej o dzidzie. Coś tu nie gra. Przed wprowadzeniem przepowiedni powinnaś była opisać jakieś zajęcia z walki – zarówno wręcz, jak i tych wyjątkowych dla każdego obozowicza. Dobrze, że wprowadziłaś Heather stopniowo do obozu, ale zaraz po tym wrzucasz ją w takie bagno. Zwłaszcza że, o ile sięgam pamięcią, raz przespała prawie cały dzień, który mogła poświęcić na naukę. Przy okazji może nauczyłaby się czegoś o mitycznych potworach i o mitologii w ogóle.
Podoba mi się za to zagranie z Zeusem. Intryga trzyma się kupy i jesteś w niej konsekwentna, dlatego za to plus.
Muszę jeszcze wspomnieć o Elizabeth, kolejnej postaci z domu Aresa, która jest prawie taka sama jak wróg Heather, Clarisse. To trochę stereotypowe i krzywdzące – opisywać postaci z tych samych domów w ten sam sposób. Dotychczas każdy bohater pochodził od innego boskiego rodzica, dlatego nie było tego tak widać, teraz jednak zaczyna rzucać się w oczy.
Powtórzę się, ale poza opisami akcji i dialogów przydałoby się także zobrazować wygląd otoczenia. Miałaś okazję chociażby wtedy, kiedy wyszli z obozu albo przy spotkaniu potwora, którego można było opisać bardziej dokładnie i przerażająco.

Rozdział 5 część 1.
który ciążył mi – który mi ciążył.
O ile znowu nie natkniemy się na jakąś hydrę, której pomożesz zdobyć kolejną głową. – Głowę.
Poradziłaś sobie z nią, i to nawet nie zajęło dużo czasu. O wiele dłużej byłaś nieprzytomna. – Zbędne „to”.
Zdziwiło mnie napalenie tej dziewczyny do zabijania. – Zdziwił mnie zapał tej dziewczyny do zabijania.
Zanim dowiedziałam się, że jestem półbogiem, potwory przerażały mnie. – Potwory mnie przerażały. O pozycji zaimków osobowych w zdaniu więcej tutaj.
Nie przerażała mnie nazwa, która brzmiała groźnie, a być może uda mi się zobaczyć, czy Hades rzeczywiście ma łóżko z kości ludzkich? – Spójnik „a” nie do końca tu pasuje, zdecydowanie lepiej byłoby rozdzielić to zdanie na dwa. Pierwszą część można uprościć: „Nie przerażała mnie groźnie brzmiąca nazwa”. Dodatkowo „z ludzkich kości”.
Pozwoliłam w spokoju wygłupiać się im – im się wygłupiać.
podeszłam do wciąż bladej i wystraszonej Daisy. Uznałam, że muszę coś zrobić, nie mogłam pozwolić, aby była wciąż przerażona. – Powtórzenie.
Czy naprawdę należy bać się jej? – Czy naprawdę należy jej się bać? Najpierw kogo, a potem co.
Zaraz po niej mogłam zginąć, pewnie z rąk Hery, która nienawidziła mnie. – Która mnie nienawidziła.
— Łatwo ci mówić, Heather. Ty masz przeżyć. Jesteś dzieckiem boga z Wielkiej Trójki. – W zasadzie to nie. Część przepowiedni się już spełniła: dziecko Wielkiej Trójki cudem uniknęło śmierci. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas tej samej misji nie może zginąć, bo akurat ten wers przepowiedni nie precyzował, o kogo może chodzić.
moje słowa odniosły zamierzony skutek. Nie zamierzałam zrobić z kilku słów takiej przemowy, samo jakoś tak wyszło. – Powtórzenie.
Wszystko, co mogło dać pozytywny skutek, było dobre. A to co powiedziałam dało. – To samo, a nawet więcej, bo brakuje przecinka przed "co" oraz "dało" (w drugim zdaniu).
W jej oczach była mała iskierka zapału, a sam wzrok był twardy. - Nie rozumiem, o co Ci chodziło. No i powtórzyłaś "być".
Jak bardzo czujesz się być na siłach? – Bez „być”.
Daisy nie zasłoniła uszów – uszu.
Trochę nie wiem, co myśleć o tym rozdziale. Zaczyna mnie irytować Heather, która jest ciągle w centrum uwagi. Ja wiem, ona jest główną bohaterką i z jednej strony wszystko powinno kręcić się wokół niej, ale brakuje mi momentów, kiedy coś jej nie dotyczy bezpośrednio; kiedy jest tylko bacznym obserwatorem i na podstawie tego, co widzi, wyciąga pewne wnioski albo informacje. Tymczasem nieprzeszkolona dwunastolatka pokonuje hydrę, pomimo że w drużynie jest chociażby Aaron – silny osiemnastolatek – albo Elizabeth z domu Aresa, która najwyraźniej jest po jakimś bojowym szkoleniu. Dobrze, że najwyraźniej nie chcesz jej wepchnąć w ramiona Aarona, za co plus. Zastanawia mnie jej relacja z Daisy, bo z jednej strony chce ją pocieszyć, z drugiej strony w narracji mówi bez ogródek, że to dziewczyna z domu Afrodyty pewnie zginie, gdyż ma najmniejsze szanse, nie potrafi walczyć itd. Fakt faktem, nie zbudowały jeszcze silnej więzi; samą Heather najwyraźniej przyciągają silniejsze osoby, sądząc po tym, jak zrezygnowała z towarzystwa dziewczyny z domu Afrodyty na rzecz imprezy ze swoją nowopoznaną siostrą. Niemniej takie stwierdzenie jest dość mocne i… okrutne.

Rozdział 5 część 2.
krzyknęłam idąc w stronę chłopaka. – Przecinek przed „idąc”.
Teraz pożera wszystkich maluchów i nastolatków, najpierw zwabiając je do siebie! – Pożera (Kogo? Co?) wszystkie maluchy i nastolatki, zwabiając je do siebie.
Przyszło mi na myśl, że mój tato był trochę jak męska prostytutka, z tą różnicą, że z wielu jego związków wychodziły dzieci, nie brał za to pieniędzy i nie wiadomo, ile razy wracał do swoich kochanek. – Kisnę. Teraz już bez wątpliwości mogę stwierdzić, że Heather jest strasznie cyniczna. Ale porównanie jest słabe; nie był on przecież „panem na telefon”. Poza tym prostytutki, obojętne, czy są kobietami czy mężczyznami, też czasami mają swoich „stałych klientów”, tak przynajmniej mówią w serialach kryminalnych. No i skoro już jesteśmy tacy bezwzględni, to w zasadzie nie wiadomo, czy Zeus nie brał za to pieniędzy. Wracając, porównanie do playboya byłoby znacznie bardziej adekwatne.
Hera była przy niej po prostu brzydka. I stało się jasne, dlaczego Zeus ją zdradził. – To też jest brutalne; zakłada, że zdrady są wynikiem nieprzystępnej aparycji… (a przecież „każda potwora znajdzie swego amatora”!)
Elizabeth odciągnęła jedną rękę od ucha, chwyciła nóż i rzuciła ją w demonicę, trafiając. – Ręką rzuciła? Rzuciła nim (nożem).
Nagle wydawała się być piętnaście lat starsza, a zamiast jej nóg pojawił się tył jak u węża – „jej” jest zbędne; wiadomo, o kogo chodzi, nie zmieniłaś tutaj podmiotu.
(w odniesieniu do poprzednio zacytowanego zdania) Gdybym powiedziała, że nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, skłamałabym. – Nie zrobiło – „to” już się stało i nie jest hipotetyczne.
Wystraszyłam się do tego stopnia, że byłam bliska odwrócenia się i pobiegnięcia prosto do Obozu. – „Pobiegnięcie” jest strasznie niezgrabne. Lepiej byłoby napisać to np. tak: „(…) że chciałam odwrócić się i uciec z powrotem do Obozu”.
Widziałam, jak się trzęsie, ale dzielnie wyciągnęła miecz, jakby była gotowa do walki, chociaż wiedziałam, że nie była. – Powtórzenie; a można było je uniknąć zwyczajnie pomijając ostatnią część zdania: nie tylko Heather wie, że Daisy nie jest gotowa do walki – czytelnicy też to wiedzą. Wspomniałaś o tym w poprzednim rozdziale, poza tym już samo „jakby” sugeruje, że to tylko poza, coś na niby.
Chyba tylko jej upartość sprawiła, że nie poddawała się. – Chyba tylko jej upór sprawiał, że się nie poddawała.
I w końcu oberwała. Dzięki uderzeniu ogonem przeleciała kilka metrów.  Przynajmniej miała bliżej do wydostania się z lasu, bo zostało nam tylko dziesięć metrów do tego. O ile wierzyć przepowiedni, że w ogóle uda nam się wydostać całym i zdrowym. – Heather po tym omdleniu po spotkaniu z hydrą przechodzi samą siebie, zaczyna mnie to bawić i to prawdopodobnie bardziej, niż powinno. Pierwszą podkreśloną część zamienić na: „bo wylądowała dziesięć metrów od niego”, ponieważ chodzi o to, że Elizabeth znalazła się w takiej odległości od obozu; kolejną podkreśloną część można wyrzucić; na koniec „wydostać w jednym kawałku”.
— Chyba już czas — powiedziałam, naciskając bransoletkę i biegnąc w stronę Lamii. Było to ciężkie, noga nadal mnie bolała. – „Ciężkie” może mylnie sugerować, że chodzi o bransoletkę, która zamieniła się w tarczę. Lepiej napisać: „trudne”.
Lizzie jest już całkiem blisko, ale wciąż niewystarczająco. Wciąż musieliśmy odwracać uwagę potwora. – Powtórzenie. Jedno z nich można zamienić na „nadal”.
Potwór rozpłynął się w powietrzu, tak samo, jak jeszcze niedawno Dionizos zmaterializował się pod Wielkim Domem. – W sumie to materializacja a znikanie w powietrzu to dwie różne rzeczy. Sposób, w jaki to wygląda, może być podobny, ale powinno się to doprecyzować.
Chęć walki to nie wszystko, podejrzewałam nawet, że to ona zabije dziewczynę, być może szybciej niż Daisy jej zero obrony. – Namotałaś tutaj, że aż trudno zrozumieć, o co Ci chodzi (zwłaszcza druga część zdania). Najlepiej napisać to zdanie od nowa, może nawet podzielić na dwa.
— Gdzie teraz idziemy, Omnibusie?  – „Omnibusie” małą literą.
Mnemosyne – Wydaje mi się, że to bardziej zangielszczona wersja, skłaniałabym się ku Mnemozynie, jako że nazwy bogów zapisujesz po polsku.
Życie ci nie miłe?! – niemiłe. „Nie” z przymiotnikami w stopniu podstawowym piszemy razem.
Przecież ona zgniecie nas jak małe robaczki, których nawet nie zauważa się! – Których nawet się nie zauważa. Nie stawiamy „się” na końcu zdania.
po mojej głowie krążył idiotyczny, buntowniczy głosik, mówiąc, że nie powinnam być szczęśliwa, bo nic dla ojca znaczyć nie będę, nie ważne co zrobię. Starałam się go stłumić i cieszyć, że będę mogła zobaczyć ojca, jednak nie dawałam rady. Głos szybko podał mi wątpiące w szczerość intencji Zeusa myśli, a także kilka innych, mało przyjemnych, jak na przykład to, że dla nikogo nic nie znaczę. Jakby tego było mało, ku mojemu strachu, nie rozpoznawałam tego głosu, nie należał on do mnie. – głosik mówiący; nieważne, co zrobię; powtórzenie „być” oraz „głos”.
zrobić krzywdę wielu osobą, przez które cierpiałam, jak na przykład moja matka, która miała mnie gdzieś, albo ta dziewczyna, Ruby, co dwa miesiące temu obrażała mnie.osobom; zamiast „co” – „która”, bo początkowo myślałam, że obrażała ją regularnie co dwa miesiące, najlepiej w określony dzień miesiąca.
Trochę mnie rozbroił wręcz banalny plan Aarona na dostanie się do rzeki Lete, ponieważ, jak się okazuje, jest ona w Las Vegas. Dobra, akcja zarówno Percy’ego Jacksona, jak i Twojego opowiadania dzieje się w USA, ale jakoś nie przekonuje mnie fakt, że położenie mitycznej rzeki jest taką oczywistą sprawą. Jakoś prędzej kupiłabym ich podróż do Grecji; w końcu stamtąd wziął się tamten świat. Ale Las Vegas? Sprawdziłam w źródłach o serii Percy'ego, ale nie tam żadnego potwierdzenia Twojej wizji. Jestem w stanie jeszcze zrozumieć przeniesienie wyroczni Delf z Delf do obozu; może z czasem nazwa ta stała się określeniem wszystkich wyroczni. Ale rzeka to inna sprawa… Takie nieścisłości są konsekwencją opuszczenia części szkoleniowej Heather: z Twojej historii nie wiemy tak naprawdę, jak herosi ćwiczą swoje umiejętności (w zasadzie to według Ciebie nie ćwiczą ich wcale; po prostu nagle odkrywają, że robi się to myślami i jest to proste jak budowa cepa), nie mówiąc już o tym, jak przełożyłaś świat mitologii do naszego. Co więcej, według Twojej wersji, ignoranci tacy jak Heather w ogóle nie uczęszczają na żadne lekcje, pomagające poznać i zrozumieć mitologię, której powinni uczyć się tak jak my historii.
Rozdział był rozwinięciem akcji z poprzedniego rozdziału. Heather najwyraźniej poza tym, że potrafi trzaskać piorunami, ma nadzwyczajną zdolność regeneracji, bo ledwo co się ocknęła z omdlenia, to wstała i zaczęła popędzać resztę do walki; ale może to zasługa magicznego napoju, który wypiła po obudzeniu. Generalnie Heather i Elizabeth zachowują się strasznie niedojrzale. Ile ta druga ma lat, żeby bawić się w takie kłótnie w obliczu niebezpieczeństwa? Ponownie zepchnęłaś Daisy na drugi plan, a to przecież przyjaciółka Heather – sama tak o niej powiedziała – więc chyba powinna bardziej się nią przejmować, nie sądzisz? Chociaż z drugiej strony Heather jest pod tym względem naprawdę dziwną postacią.
W scenie walki mogłaś wykazać się dynamicznymi opisami, ale nie wykorzystałaś okazji. Zamiast tego skupiłaś się na okrzykach bohaterów i kłótniach między dziewczynami. Szkoda.

Rozdział 6 część 1.
— To tutaj? — zapytałam, stając przed jakimś sklepem. Był z czarnego marmuru – nie pasuje mi określenie „sklep z czarnego marmuru”, raczej „jego ściany były z czarnego marmuru”.
W jaki sposób napis: „Akwizytorom, bezdomnym i żywym wstęp wzbroniony” miał rozwiać wątpliwości bohaterów co do tego, że w danym miejscu jest Mnemozyna?
Stała i wpatrywała się w napisy, lekko blada. A więc nie tylko ja chciałam zwiać gdzie pieprz rośnie, byle tylko nie wchodzić tam. Szybko ogarnęłam się, mówiąc, że ojciec mnie potrzebuje. Ale wątpliwości dopadły mnie jeszcze szybciej. – Część „byle tylko…” jest bez sensu, nie pasuje do wcześniejszej części zdania. Raczej „wpatrywała się w napis”, ponieważ chodzi o jedną tabliczkę, powiedzmy; a na koniec powtórzenie przysłówka „szybko”.
aby mógł policzyć swoje dzieci, o ile umiał do tylu liczyć. – Powtórzenie.
Co mnie miał obchodzić człowiek, który nic mi w życiu nie dał, z wyjątkiem życia i Egidy? – Powtórzenie.
Rodziny nie powinno się zostawiać w potrzebie, nie ważne jak okropna byłaby. – Nieważne, jak bardzo byłaby okropna. Najpierw czasownik, a potem jego określenie.
W środku było jasno i pełno ludzi, albo raczej zmarłych czekających na wejście do Hadesu. – W jasnym pomieszczeniu było pełno ludzi albo raczej zmarłych, czekających na wejście do Hadesu. „Było” nie może odnosić się w tym przypadku zarówno do ludzi, jak i do cechy „jasności”, ponieważ są to dwie różne klasy – kategoria określająca pomieszczenie vs kategoria czegoś w środku. Brakujący przecinek.
Teraz stałam i zastanawiałam się, czy by nie uciec jak najdalej stąd. – „By” nie jest potrzebne tutaj.
Mężczyzna w garniturze otworzył drzwi za pomocą karty. Puścił nas przodem, po czym sam wszedł. Zamknął drzwi, znowu za pomocą karty, i winda ruszyła bardzo szybko.
W ogóle rzadko kiedy jeździłam windą. – Dość zaskakujące jak na fakt, że akcja dzieje się w czasach obecnych, a wcześniej Heather mieszkała w USA.
Okej, a teraz proszę mi wyjaśnić w jaki sposób winda zmieniła się w łódkę? To, że bohaterka zamknęła oczy, nie załatwia sprawy, bo tak czy siak ktoś powinien ją popchnąć, żeby zmienić „środek transportu”, że tak powiem.
Daisy w ogóle nie chciała brać udział w walce. – Udziału.
Gdzieniegdzie był piasek wulkaniczny i poszarpane skały. Były trzy wejścia połączone łukiem, a na każdym inny napis. Nawet nie próbowałam przeczytać tego, to nie ja byłam tutaj od myślenia. – Powtórzenia. Warto sprecyzować wygląd skały, poza poinformowaniem czytelnika, że są. To samo o wejściach połączonych łukiem – co w ogóle masz przez to na myśli?
Chciał pomóc Elizabeth wyjść, ale ta zignorowała to i sama wyszła. Daisy z chęcią przyjęła jego pomoc, podobnie jak ja. Nie potrzebowałam jej, no ale proponował ją chłopak, do którego miałam słabość... Miałam to tak po prostu zignorować?! – Sugeruję: Chciał pomóc Elizabeth wyjść, ale ta zignorowała jego wyciągniętą dłoń i sama opuściła szalupę. Daisy z kolei z chęcią skorzystała z jego asysty, podobnie jak ja. Dałabym sobie radę sama, ale przecież chodziło o chłopaka, który mi się podobał… Miałam tak po prostu przejść obojętnie?!
Uznałam, że to to coś, co nas przewiozło. Nie chciałam nawet na to patrzyć. – Drugie „to” z powodzeniem można zastąpić np. słowem „stworzenie” czy „kreatura”. Poza tym: patrzeć.
Żadne z nas nie jest dzieckiem Hadesa, nie wiadomo, jak zareaguje na wieść, że tutaj jesteśmy, o ile w ogóle dowie się. – O ile w ogóle się dowie.
Mam tylko nadzieję, że nie napuści na nas jakieś potwory – jakichś potworów.
Jest coś, przed czym nie cofniesz się, Elizabeth? – Przed czym się nie cofniesz.
Staliśmy przed jakby jeziorkiem. – Co czyniło je mniej jeziorkiem? Dalej opisujesz zbiornik, jakby faktycznie był jeziorem, więc Twoje „jakby” jest nie na miejscu. A to, że plaża była skalista, nie odejmuje jezioru jeziorowatości.
Miała brązowe włosy, z których na czubku głowy miała koka zrobionego z warkocza. Była wysoka i szczupła. Ubrana była w białą suknię. Tego samego koloru szal miała owinięty na dłoniach i opuszczony trochę na plecy. – Poza tym, że znowu nagromadziłaś te same wyrazy obok siebie, to część o koku należy zdecydowanie przeredagować. Proponuję: „Miała brązowe włosy, które upięła na czubku głowy w kok, zrobiony z warkocza”. Jeśli ostatnie zdanie zamienisz na stronę czynną (czyli zamiast: „szal miała owinięty” na „szal owinęła sobie”) unikniesz powtórzeń.
czy przypadkiem nie próbuje specjalnie zdezorientować mnie. – Czy przypadkiem nie próbuje specjalnie mnie zdezorientować – albo lepiej – zdekoncentrować.
Skończyłaś rozdział w perfekcyjnym momencie, w którym to napięcie sięgnęło zenitu, ale niestety trzeba będzie poczekać na dalszy ciąg zdarzeń. Jednak post nie powala. Wejście do podziemi przez sklep z „normalnego świata” jest dobrym zabiegiem, ale wypadałoby wyjaśnić to i owo – czy sklep jest jakoś zabezpieczony? Jakoś nie wydaje mi się, żeby czarnoskóry człowiek (którego bohaterowie spotkali już po wejściu do pomieszczenia), mówiący: „śmiertelnikom wstęp wzbroniony” był wystarczającym straszakiem na nieproszonych gości. Może jest niewidoczny dla śmiertelników? A może coś zupełnie innego? Koniecznie trzeba takie rzeczy opisać! Poza tym po raz kolejny zmarnowałaś naprawdę wspaniałą okazję do budowania nastroju i mrocznego klimatu, kiedy to bohaterowie wchodzili do podziemnego świata. Tymczasem opisy były bardzo ubogie i niestety nie zbudowały atmosfery strachu ani tajemniczości. Pamiętaj, że takie opisy to nie tylko przedstawienie co było gdzie, zatem nie tylko bodźce wzrokowe. Mamy też inne zmysły: słuch, węch czy dotyk.
One-shot.
To taki bonus do Twojego opowiadania, ponieważ opisujesz w nim spotkanie matki Heather z Zeusem, z perspektywy tego drugiego. Przedstawiłaś go dość niepochlebnie i, szczerze mówiąc, stracił w moich oczach. Jednak wolę, gdy piszesz z perspektywy Heather, bo wówczas jej ojciec wydaje się jednak trochę bardziej poważny. Bardzo spłycasz motywy jego zdrad, a Herę przedstawiasz jako rozwrzeszczaną i zazdrosną żonę – o ile z perspektywy dwunastolatki jestem w stanie zrozumieć jej schematyczne podejście do tematu, bo jest młoda i jeszcze mało wie o życiu, tak w tutaj, w narracji trzecioosobowej, nie. Poza tym, Hera, choć faktycznie bardzo zazdrosna, była też groźna – chciała zabić niejedno nieprawe dziecko Zeusa, prześladowała jego kochanki. Mam wrażenie, że mężczyzna traktuje ją zbyt pobłażliwie, chociaż w Twojej interpretacji nie przejmuje się on nikim poza sobą, więc czemu też miałby swoimi dziećmi czy kochankami...
Co do błędów:
Czym była jedna, mała burzyczka, podczas której piorun rozwalał tej osobie dom – mam wątpliwości co do tego zdrobnienia „burzy”.
Wolał siedzieć na swoim tronie, co prawda nie w swojej normalnej boskiej postaci, lecz nie miał też niespełna dwóch metrów wzrostu, które czyniły go takim... małym. – Nie wiem, o co tutaj chodzi. Poza tym dlaczego na olimpijskim tronie musi siedzieć w ludzkiej postaci?
Żaden z bogów nie podważał jego autorytetu, może to za sprawą tego, że był najpotężniejszy z wszystkich. – No cóż, zapewne tak. To nie powinno być przypuszczenie, tylko fakt. Zresztą przedstawiasz Zeusa jako bardzo pewnego siebie i zadufanego mężczyznę, więc tym bardziej pasowałaby coś w stylu „bo przecież jestem największy, najstraszniejszy i rzucam piorunami”.
O ile z Hadesem nie miał za wiele kontaktu, a więc był to dość ograniczony kontakt – masło maślane.
Ale to nie znaczyło, że z nikim nigdy się nie kłócił. Głównymi osobami, z którymi tak było, to jego rodzeństwo, a dokładniej bracia i Hera. O ile z Hadesem nie miał za wiele kontaktu, a więc był to dość ograniczony kontakt, a z Posejdonem nie miał za wiele powód do tego, z Herą było zupełnie inaczej. – Najpierw napisałaś, że najczęściej kłócił się z żoną i rodzeństwem, a z dalszej części wynika, że jednak tylko z żoną, bo z braćmi nie miał o co.
Po prostu krzyczała, postawiając prawdopodobnie cały Olimp na nogi. – Stawiając cały Olimp na nogi.
Taki spacer zawsze dobrze na niego robił – dobrze mu robił.
Na środku było pełno tańczących ludzi, na różne sposoby. Po drugiej stronie baru, na wprost wejścia, był barman, który robił drinki. – Powtórzenie. Drugie zdanie mogłabyś zmienić tak: Po drugiej stronie baru, mężczyzna w białej koszuli nalewał klientom drinki.
Zeus poszedł tam, uznając, że jeden drink nie zaszkodzi mu. – Jeden drink mu nie zaszkodzi.
Ujrzał piękną szatynkę z długimi włosami, dołeczkami w policzkach i niebieskimi oczami i migdałową karnacją. – Pierwsze „i” zamień na przecinek.
Poczuł, jak powieki ciążą mu. – Jak powieki zaczynają mu ciążyć.
Obiecał pięknej szatynce wrócić, i dotrzymał obietnicy. – Ten przecinek jest niepotrzebny. Jest to pierwsze „i” w zdaniu. Jeśli chcesz mieć jakiś znak, to lepiej będzie wyglądało z myślnikiem.
tymczasem to jego już druga wpadka. –  To już jego druga wpadka.
Podsumowanie
Nie jest źle, ale może być lepiej. Zacznę od samej historii: bardzo dobrze wypada relacja Heather z matką i mam nadzieję, że jeszcze do niej wrócisz, a jej rodzicielka otworzy się i opowie jej perspektywę wydarzeń – musisz jednak przemyśleć porządnie jej punkt widzenia, żeby nie wyszło jak w krótkim one-shocie o Zeusie. Mam wrażenie, że wiele rzeczy w tym opowiadaniu robisz nieświadomie (co nie jest błędem, ale warto co nieco sobie uzmysłowić, żeby potem pisać lepiej), w tym też opisanie tej relacji; instynkt mówi mi, że chciałaś przedstawić matkę w złym świetle, ale gdzieś bokami wyszło to, co wyszło, czyli, że bała się jej nadprzyrodzonych mocy. Co do spotkania Zeusa; jasne, widać było, że chciała spędzić wieczór w towarzystwie mężczyzny, ale już potem w grę będzie wchodzić strach, niepewność, złość i wiele innych emocji. Wierzę, że dasz sobie radę.
Nieźle radzisz sobie także z punktem widzenia nastolatki, ale, sądząc po one-shocie, mam wrażenie, że nie dałabyś sobie rady w narracji kogoś starszego. Myślę, że wybór, którego dokonałaś, to dobry początek. Sama główna bohaterka ma typowe cechy nastolatki, co do mnie przemawia. Jest też cyniczna – momentami aż za bardzo, ale rozumiem, że nie miała lekkiego dzieciństwa. Jednak dziewczyny z domu Aresa są niemal takie same – warto byłoby je jakoś rozróżnić. Podoba mi się także rozsądek w prowadzeniu relacji pomiędzy bohaterami – Heather nie rzuca się wszystkim w ramiona, no i tak jak wspomniałam wyżej, jej sympatia zdaje się nie zwracać na nią większej uwagi, a przynajmniej nie w takim sensie, w jakim Heather by chciała. Zeus jest na swój sposób ciekawą postacią, chociaż momentami bywa okrutny w słowach – ale to chyba dziedziczne. Podoba mi się sposób, w jaki dystansuje się do córki, ale jednocześnie budzi respekt. Herę przedstawiłaś jako jednoznacznie złą osobę, ale po cichu mam nadzieję, że pokażesz także jej dobrą stronę. Bądź co bądź jest też boginią domowego ogniska, więc zakładam, że nie chodzi tu tylko o zdrady, co o burzenie świętego porządku prawdziwej rodziny. Kreacja postaci idzie zatem raczej na plus, ale warto zwrócić uwagę na rozwój postaci – tak jak pisałam, Heather przez te pięć rozdziałów nie dowiedziała się prawie nic o mitologii, co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że na tym opiera się jej przygoda. W ogóle jej to nie ciekawi? Ponadto z tego, co wiem, poza umiejętnością trzaskania piorunami, dzieci Zeusa potrafią manipulować ruchami powietrza, czasami latać. Można by wprowadzić taki element podczas szkoleń. Brakuje mi też takiej osoby, która sprowadziłaby momentami Heather na ziemię i pokazała jej, że nie zawsze ma rację i że wcale nie jest najlepsza.
Problemy pojawiają się przy wprowadzaniu akcji. Kompletnie nie przemyślałaś konsekwencji przygwożdżenia drzewem oraz totalnie zapomniałaś o opisaniu jakichkolwiek lekcji dla herosów z obozu. Chociaż nie wiadomo, co się stanie w najbliższych rozdziałach – prowadzenie intrygi jest całkiem w porządku – to brakuje budowania napięcia poprzez kreację tła. Opisy przyrody to jeden z niemal zawsze sprawdzających się zabiegów przy budowaniu napięcia, sygnalizowania niebezpieczeństwa czy wprowadzenia spokoju. Ale nie tylko to. Czasami warto skupić się na pewnych detalach wyglądu innych bohaterów; mimo że podkreślasz, iż Heather nie umie odczytywać ludzkich emocji, to w najnowszych rozdziałach widać, że jednak coś tam potrafi. Poprzez drobne elementy, które dostrzeże, takie jak nerwowe kręcenie włosów czy drapanie się po szyi, główna bohaterka może uczyć się interpretacji zachowań – z różnym skutkiem, to już zależy od Ciebie.
Uprościłaś trochę świat przedstawiony w Percym, a mogłaś opisać znacznie więcej – na terenie obozu mieszkają nie tylko inni herosi, ale też nimfy czy driady, przy czym jedna z nich jest dziewczyną wspominanego na samym początku Grovera. No i herosi mieli wiele zajęć, wspomniałaś tylko, że zbierają truskawki, a przecież poza tym czyszczą zbroje, rąbią drewno, ćwiczą szermierkę, uprawiają sporty itd. (to odnośnie mojej uwagi o lekcjach i szkoleniach), a pod koniec każdego dnia śpiewają wspólnie przy ognisku. Może Heather zbliżyłaby się do kogoś przy takiej okazji. Widać, że byłaś nieco niecierpliwa w budowaniu intrygi, przez co w pewnym momencie opowiadanie zaczęło tracić; a szkoda, bo początek był naprawdę niezły.
Nierzadko używasz zwrotu „rzecz jasna”, nie wiem, czy świadomie czy nie, ale daje to nawet fajny efekt, charakteryzuje główną bohaterkę, przez co poniekąd utożsamiamy ją z tym powiedzeniem.
Masz problem z pisownią łączną lub rozłączną niektórych zwrotów. Sporadycznie pojawiają się też błędy interpunkcyjne. Na koniec oceny załączam parę przydatnych linków, niektóre też pojawiły się w samej ocenie; sprawdź je, proszę.
Z kwestii technicznych: w pierwszych rozdziałach pojawiają się podwójne spacje. W czwartym rozdziale zapominałaś wyjustować tekst. Masz problemy ze składnią zdania, niektóre z nich brzmią strasznie sztucznie. Przede wszystkim stawiasz zaimki osobowe jak „się” na końcu zdania, czego się raczej nie robi. Poza tym często używasz słowa „to”, które można z powodzeniem zastąpić konkretnym rzeczownikiem. Powtarzasz też podmiot, nawet kiedy wiadomo, o kogo chodzi. Bez przerwy używasz czasowników „być” oraz „mieć”, co może wskazywać na ubogie słownictwo. Często korzystasz też z imiesłowów, co jest okej, ale czasami lepiej zamiast „idę w stronę domku, kuśtykając” albo „położyła ręce na stole, cała się trzęsąc” zamienić je na przymiotnik lub odpowiedni czasownik, czyli: „pokuśtykałam do domku” czy „położyła drżące ręce na stole”. W ten sposób łatwiej też uniknąć powtórzeń, bo zamiast „iść” masz już bardziej precyzyjny czasownik określający chód. Czasami z kolei zamiast imiesłowu idziesz w konstrukcję z „który/a”. W ten sposób niepotrzebnie narażasz się na powtórzenie tego zaimka. Zdarza Ci się zapomnieć dopełnienia w zdaniu, co wybija czytelnika z rytmu, czasami też czasownik nie jest zgodny z rzeczownikiem – gubisz się w odmianie. Przez takie rzeczy Twój styl bardzo traci.
Zbierając wszystko do kupy: zaletami Twojego opowiadania jest:
· postać głównej bohaterki, utrzymywanie jej narracji w tonie odpowiednim dla zbuntowanej dwunastolatki;
·    relacje Heather z rodzicami;
·    pomysł na akcję i intrygę;
·   konsekwencja w formie tytułów rozdziałów.
Do wad zaś należy:
·  stereotypowe podejście do niektórych postaci, upraszczanie ich pobudek;
·  nieprzemyślenie niektórych wątków;
·  problemy ze składnią;
· wiele powtórzeń;
·  za mało kreacji tła.
Dostajesz ode mnie ocenę dostateczną.
Na koniec załączam parę przydatnych stron:
·   Pisownia razem/osobno:


PS Zainteresowana Twoją zakładką „o sobie”, sama znalazłam jakiś test na dom z Percy’ego i wyszedł mi Zeus, więc chyba jestem siostrą Heather.


3 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o podobieństwo Clarisse i Lizzy, to chciałam pokazać, że są siostrami i odziedziczyły charakter po ojcu. Tak samo, jak podobne charaktery mają Thalia i Heather.

    Natomiast jeśli chodzi o wejście do Hadesu, to wzorowałam się na książce. To co było tam napisane, to to dałam.

    Relacje matki i Heather będą szczegółowo opisane w drugiej części. W tej pojawi się one-shot, który będzie wstępem do tego.

    Co do szablonu, to muszę przyznać ci zupełną rację. Miałam problem ze znalezieniem szablonu, który dość pasowałby do bohaterów itd. Znalazłam jeden, ale był zielonego koloru, którego bardzo nie trawię. Ten był drugi, właściwie przejściowy, bo czekałam na wykonanie zamówienia. Już został zmieniony :)

    Dziękuję za poprawienie oraz porady. Błędy w poprzednich częściach poprawię przy wolnej chwili, a w kolejnych będę starała się jak najbardziej stosować do twoich rad. Mam nadzieję, że dzięki nim moje opowiadanie będzie ciekawsze i przyjemniejsze do czytania :) Jeszcze raz - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to w takim razie jestem bardzo ciekawa tej drugiej części :) Trzymam kciuki, jesteś na dobrej drodze.
      Wiesz, siostry nie muszą być identyczne pod każdym względem, warto nakreślić jakąś różnicę. A co do Hadesu - zwracam honor :)choć naprawdę dziwna sprawa z tą rzeką.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Lizzy i Clarisse też nie są, chociaż z początku miały. Elizabeth jest mniej wredna :D

      Usuń