Blog – Kupuaola
Autor – Imagine Warrior
Oceniająca – Legilimencja
Adres jest dla mnie absolutnie dziwny, nie mam pojęcia, co
może znaczyć, a i wujek Google niewiele pomógł. Na blogu również nie widzę
żadnego wytłumaczenia. Tytuł strony zapisałaś po angielsku. Trochę to dziwne:
piszesz po polsku, dlaczego więc nie jesteś konsekwentna? „Życie herosa” nie
brzmi wcale mniej interesująco od „Demigod life”. Nie jest to może szczyt
kreatywności, ale z drugiej strony to prosta nazwa i łatwa do zapamiętania.
Limonkowa zieleń nieco razi mnie po oczach. Jeśli chodzi o
nagłówek, to mam mieszane uczucia; trochę trzeba się mu przypatrzeć, żeby
dostrzec, o co chodzi, ale niecodzienna kolorystyka sprawia, że jest na swój
sposób ciekawy. Czcionka tytułów postów i gadżetów nie uwzględnia polskich
znaków, przez co nieładnie wygląda. Napisy w lewej kolumnie zlewają się z tłem,
zwłaszcza z ramki „Ważne”; lepiej, żeby kolor czcionki pozostał taki sam jak w
postach czy ankiecie. Nie jestem też fanką przenoszenia linku do komentarzy na
górę postu, bo początkowo mnie to dezorientuje. Generalnie szablon może być.
Zakładka bohaterowie to tylko zdjęcia aktorów (nie podałaś,
skąd je wzięłaś), ale widzę, że dodałaś też parę swoich postaci, przez co wiem
mniej więcej, czego mogę się spodziewać. Jeśli chodzi o dodatki, to
ograniczyłaś się do niezbędnego minimum, co aprobuję. Nawet nie przeszkadza mi
brak zakładki o blogu; napisałaś w ramce bocznej, że jest to fanfiction do Percy'ego
Jacksona, a po zdjęciach bohaterów sama mogę się domyślić, że wprowadzisz
własną postać.
Najpierw ocenię całą historię, potem opiszę Twój one-shot.
Rozdział 1, część 1.
Mają gwałtowne ruchy – wykonują
gwałtowne ruchy.
Nie widziałam wiele takich ludzi, raptem kilka. I
cieszyłam się z tego, bo to oznaczało, że nie jestem sama. Są ludzie
tacy jak ja. – „Nie widziałam wielu takich ludzi, raptem kilku”.
Skoro takich ludzi było paru, to może raczej „mimo to”? Ale równie dobrze można
zacząć od „cieszyłam się” i też będzie OK. Powtórzyłaś też "ludzi".
Zastanawiałam się, co jeśli to jest prawdą. – Brzmi
koślawo. Albo bez pierwszej części, zostawić samo pytanie, albo „zastanawiałam
się: «co, jeśli to prawda?»".
Byłam przerażona myślą, że staję się szalona. Na moim
miejscu każdy pomyślałby to. – Na moim miejscu każdy miałby takie
obawy.
Matka wypowiadała potok słów, ale nie słyszałam
ich – brzmi sztucznie (i w jakiś dziwny sposób kojarzy mi się z piosenką
Nykiel o ciągu słów); „Matka paplała bez przerwy, ale nie słuchałam jej”. Poza
tym ona słyszała, że matka coś do niej mówi, ale nie zwracała uwagi na
sens słów, bo była pochłonięta własnymi myślami, zatem dlatego „nie słuchałam
jej”.
Poczułam falę gorąca i zimna w jednej chwili. Zrobiło mi
się słabo, prawdopodobnie przez zdenerwowanie, które towarzyszyło mi odkąd
tylko mama zaczęła wszystko mi wyjaśniać. – Fala gorąca i zimna w jednej
chwili? Trochę niezgrabnie ujęte, może „oblał mnie zimny pot”? Brakujący
przecinek przed „odkąd”.
No bo wyobrażacie to sobie? Ja heroską. Pół człowiekiem,
pół bogiem. Córką greckiego boga i śmiertelniczki. – Tutaj powinnaś
kontynuować zdania pytające.
Mam małą dziurkę w pamięci. – I w nosie. I w uchu, i
jak sobie gdzieniegdzie pogrzebię to też coś znajdę… A teraz serio: po
pierwsze, "mała dziurka" to tautologia – dziurka zawsze jest mała, bo
forma zdrobnienia na to wskazuje. Po drugie – w pamięci ma się raczej luki.
potem siedziałam na fotelu w małym salonie, gdzie
właściwie mało co było - sofa, dwa fotele, mały stolik na kawę i
telewizor na starym segmencie. // W ręku trzymałam kubek z
wodą. Na drugim fotelu siedziała matka. – Podsuwam lepsze rozwiązanie:
„(...) małym, skromnie umeblowanym salonie”, dzięki czemu usuwamy te
nieszczęsne powtórzenia. Ponadto przejście do następnego akapitu uważam za
zbędne.
Miała brązowe włosy, do ramion – zbędny przecinek.
Zawsze wtedy uciekałam (i udawało się, o dziwo), a po
ochłonięciu wmawiałam, że to tylko moje zwidy. – Wmawiałam sobie.
Byłam wystraszona, co chyba jest normalne. –
Przejście z czasu przeszłego do teraźniejszego.
Uznałam, że to wszystko to zwidy – drugie „to” nie
jest obligatoryjne.
Zazwyczaj nie dialogowałyśmy. – Sztuczne określenie,
zwłaszcza w ustach nastolatki.
Najpierw atak Hydry, który osłabił mnie. Ucieczka matki,
zamiast pomocy, a teraz to… – Połączyłabym to w jedno zdanie albo drugie
zaczęła od „potem”, żeby podkreślić, że to się działo po kolei. Plus: który
mnie osłabił.
Mama spojrzała na mnie współczująco, jakby ubolewała
nad głupotą – warto wspomnieć czyją, bo teraz brakuje Ci dopełnienia.
Chciałam się o to spytać – jeśli nie chciała
spytać siebie, to „się” jest zbędne.
Nie byłam najlepsza w wyczytywaniu nastrojów ludzi po ich
twarzach oraz oczach – w odczytywaniu nastrojów, dalej zaś można
prościej: po ich mimice.
Tak właściwie, to czego innego mogłam się spodziewać?
– Niepotrzebny przecinek.
Ale nie, najwidoczniej nie byłam (przyzwyczajona).
Nie tylko byłam zła, ale także smutna. – Powtórzenie.
Spodobał mi się ten rozdział. Był bardzo emocjonalny. Myślę,
że wybór narracji pierwszoosobowej to dobra decyzja; widać, że czujesz się w
niej dobrze, chociaż kilka razy zdarzały się niezgrabne sformułowania, co
jednak mogę zinterpretować na Twoją korzyść, jako że główna bohaterka ma tylko
dwanaście lat. Przedstawiłaś Heather jako impulsywną dziewczynę, co jak
najbardziej kupuję, biorąc pod uwagę jej buntowniczy wiek. Matka bohaterki nie
została opisana w pozytywny sposób, ale podoba mi się, jak ukazałaś jej strach przed
mocami córki i to, że najwyraźniej bała się tego od momentu narodzin Heather,
przez co unikała kontaktów z nią. Tym samym niechęć dwunastolatki do j
rodzicielki wydaje się jak najbardziej uzasadniona. Mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś nawiążesz do relacji rodzinnych, bo już w pierwszym rozdziale wydają się
interesujące i skomplikowane.
Mam mieszane co do tytułu rozdziału – „Poznaję imię mojego
taty”. Raczej nie jestem zwolenniczką takiej osobowej formy rozdziałów, ale
jeśli będziesz kontynuować taką pamiętnikową formę, nie zamierzam się czepiać.
Rozdział 1 część 2.
— Heather, to jest Grover. Dopilnuje, żebyś dotarła
bezpiecznie do obozu. — powiedziała matka. – Zbędna kropka po „obozu”.
Wyjaśnienie dialogu nawiązuje do niego bezpośrednio, nie opisuje czynności,
którą matka Heather wykonała po swojej kwestii itp. Odsyłam do naszego
poradnika.
Jak zawsze, z resztą – zresztą. Niepotrzebny
przecinek.
Opisujesz Grovera słowem „satyr” – w pierwszej części
zaznaczyłaś co prawda, że widać było, iż ma problemy z chodzeniem, jednak o ile
dobrze pamiętam, w filmie okazało się to nieco później, gdy już nie był ubrany
w spodnie. Zresztą w takim przypadku Heather powinna jakoś zareagować na jego
odmienność. Przecież nie na co dzień widzi się ludzi z nogami kozy.
Nigdy nie lubiłam podejmować decyzji, szczególnie takich,
które, jak w tym przypadku, mogły sprawić, że przeżyję lub nie. – Jak wiele
takich decyzji musiała podejmować w swoim życiu dwunastolatka?
Grover, który przynajmniej chciał mojego bezpieczeństwa,
a tak mi się wydawało w tamtym momencie. – A tak mi się przynajmniej
wydawało w tamtym momencie. Trzeba to dodać, bo inaczej zdanie wydaje się
niedokończone. Aby uniknąć powtórzenia przynajmniej proponuję zmienić pierwszą
część zdania na „(...) który jako jeden z nielicznych/jedyny”.
— Opowiedz mi coś o tym obozie - poprosiłam Grovera – dywiz
zamiast pauzy w drugim przypadku.
nie wiele mi to mówiło – niewiele.
wiedza bardzo przydałaby mi się – wiedza bardzo by mi
się przydała/ wiedza byłaby bardzo przydatna.
— Co robicie na tym obozie? — Zmieniłam temat. –
„Zmieniłam” małą literą.
Zrobić dziecko, a potem olać go, zapomnieć o nim,
mieć go gdzieś. Zostawić go, żeby same sobie radziło.
– Olać je, mieć je gdzieś, zostawić je.
Zrobić dziecko, a potem olać go, zapomnieć o nim, mieć
go gdzieś. Zostawić go, żeby same sobie radziło. Ci, co mają jeszcze w
porządku ludzkiego rodzica, mają dobrze. Moja matka... No cóż, to nie jest
dobry materiał na rodzica. Jest do niczego. Ludzie tacy jak ja mają
przekichane. – Powtórzenia.
Podeszliśmy pod ogromną sosnę, gdzie ukazał mi się cały
obóz. – Dość duży skrót myślowy Ci wyszedł; wynika z tego, że obóz widoczny
jest tylko spod sosny. Lepiej będzie napisać tak: „Gdy doszliśmy do ogromnej
sosny, naszym oczom ukazał się cały obóz”.
Z daleka nie byłam w stanie dostrzec tekstu na nich, lecz
widziałam, że owy napis znajduje się na nich. – Skoro nie była w
stanie dokładnie dostrzec tekstu, to wiadomo już, że widziała, że coś tam mają
napisane. Dodatkowo „ów”, nie „owy” – ta druga forma nie występuje w odmianie
tego słowa (źródło).
Najpierw piszesz, że było tam morze, a potem zamieniasz je
na jezioro.
Po jeden stronie – jednej stronie.
Na skraju lasu, obok jeziora, były domki,
ustawione w podkowę. Było ich dokładnie dwanaście. Po jeden stronie były
nieparzyste, po drugiej parzyste. – Skoro ustawione w podkowę, to ten
podział na numery nie ma sensu, co z domami, które są pośrodku podkowy? Może po
prostu były ustawione w dwóch rzędach? Dodatkowo nagromadzenie czasownika
„być”.
Każdy z nich wyglądał inaczej, każdy był dziwny. Żaden z
nich nie przypominał normalnej, obozowej daczy. – Warto byłoby napisać, pod
jakim względem były dziwne, bo takie określenie niewiele nam mówi.
najprawdziwszą grecką arenę – w zasadzie to co
odróżnia grecką arenę od zwykłej areny?
leśne ścieżki po których dzieciaki jeździły –
przecinek przed „po których”.
Ale to nie zainteresowało mnie w tak wielkim stopniu, jak
dom, czteropiętrowy, pomalowany na niebiesko z białymi wykończeniami. – Bez
przecinka przed „jak”.
Ogółem, miejsce było niesamowicie piękne – zbędny
przecinek.
snów o niewyobrażalnie cudownych pod względem wyglądu
miejscach – „pod względem wyglądu” jest niepotrzebne.
Zalały mnie uczucia szczęścia, że w ogóle mogę
przebywać w takim miejscu, a także ekscytacja na myśl, co mogę
tutaj robić. Może łucznictwo nie było zajęciem, które można było
spotkać na co dzień na ulicach… – Zalało mnie uczucie szczęścia (...), a
także ekscytacji… Plus powtórzenia.
to tylko sprawiało, że pobudzała się we mnie adrenalina,
rzecz jasna w niewielkim stopniu. – Nie rozumiem ostatniego wtrącenia. Nie
poznaliśmy aż tak dobrze bohaterki, żeby to było na tyle oczywiste. Nie
odniosłam wrażenia, żeby unikała niebezpieczeństw.
To wszystko było jak spełnienie moich marzeń,
chociaż nie do końca były one właśnie takie. – To było to tym
spełnieniem marzeń czy nie? Trochę gubisz się w pragnieniach i marzeniach
Heather. Plus powtórzenie „być”.
jestem zadowolona z przyjechania tutaj – z
przyjazdu.
Ciekawe, czemu? – Niepotrzebny przecinek.
poruszyła drażliwy dla mnie temat - o moim ojcu. –
Lepiej: poruszyła drażliwy dla mnie temat mojego ojca. No i dywiz zamiast
pauzy.
Zaczęłam się nawet obawiać, czy przypadkiem nie wyglądam
teraz jak burak z czarnymi włosami. O matko. Musiałabym wtedy wyglądać
okropnie. Ale wygląd nie liczył się dla mnie w tym momencie. –
Powtórzenia.
podczas gdy wytknęła mi to – gdy mi to wytknęła.
jak wielką widownię miała nasza potyczka z Clarisse –
jak wielką widownię przyciągnęła…
I wtedy także zauważyłam – bez „i” na początku.
Jakoś nie jestem zaskoczona, że ojcem Heather okazał się
najważniejszy bóg. Opisałaś całkiem sprawnie Obóz Herosów. Mam jego obraz w
głowie, więc jest dobrze. Podoba mi się to, że główna bohaterka nie jest orłem,
jeśli chodzi o mitologię. Dzięki temu wyjaśniasz w dialogach zarówno jej, jak i
czytelnikom, kto jest kim, w razie gdyby również mieli problemy z ogarnięciem
całego panteonu bogów. Całkiem umiejętnie wprowadzasz czytelnika w nowy świat.
Rozdział 2 część 1.
Obok mnie siedział, albo raczej stał – trochę to bez
sensu. Różnica pomiędzy staniem a siedzeniem jest dość znacząca, toteż
bohaterka nie powinna mieć problemu z określeniem jego pozycji.
był wyższy ode mnie mniej więcej dwa razy –
niezgrabne; „był ode mnie prawie dwukrotnie wyższy/ prawie dwa razy wyższy ode
mnie”.
miał tułów człowieka z brązowymi lokami na głowie –
brzmi to tak, jakby głowa miała na sobie tułów człowieka. Brakuje spójnika „i”
przed „z brązowymi włosami”.
Chociaż nie robiło mi to żadnej różnicy w nienawiści do
niego – lepiej: „nie przeszkadzało mi to go nienawidzić”.
znali doskonalę mitologię – doskonale.
Był tłustawym mężczyzną, z czerwonym nosem, takim,
jakim chełpi się Święty Mikołaj w opowieściach rodziców. – Raczej „lekko
otyłym”. Poza tym mi Święty Mikołaj jakoś nie kojarzy mi się z czerwonym nosem,
prędzej jego renifer Rudolf…
Dużym wzrostem nie wyróżniał się, był wyższy ode mnie
tylko o głowę, a sama byłam niska. – Chyba trochę przekombinowałaś.
Wystarczyło napisać, że: „był wyższy ode mnie o głowę” i ewentualnie dodać, że
nie czyniło go to wcale wysokim.
Jego włosy były tak samo czarne, jak moje – zbędny
przecinek; „jak” w tym przypadku służy do porównania i nie wprowadza zdania
podrzędnego.
O ile w domu brzmiało to normalnie, tak odniosłam
wrażenie – brakuje słowa „teraz” po „tak”.
nie miałam w zwyczaju bycia posłuszną dla dorosłych.
– Być posłusznym (komu? czemu?) dorosłym.
Nie wygląda pan za zadowolonego – na
zadowolonego.
dodałam, już lekko otrząśnięta z szoku, który
przeszłam przy potyczce z Clarisse. – Nie mówi się „przejść szok”.
Można go przeżyć lub doświadczyć.
dzieci Wielkiej Trójki są potężni –
potężne (dzieci).
Upominać swoje dzieci za pomocą manipulowania
wyładowaniami atmosferycznymi. No błagam, kto tak teraz robi?! – W
zasadzie to nikt tak nie robi.
Przecież Zeus jego też ukarał, dając tutaj! – Co/kogo
dając? Brak dopełnienia „go”.
Uniosłam ręce, w geście pokazania
niewinności. – Zbędne słowo oraz przecinek.
— Dalej nie wiele z tego rozumiem — Zignorowałam go, na
co Pan D. znowu posłał mi groźne spojrzenie. – Niewiele. „Zignorowałam”
małą literą, gdyż odnosi się do tego, co powiedziała, a w zasadzie jak
powiedziała.
Przed oczami przebiegły mi przeróżne obrazki,
makabryczne. – Przeróżne, makabryczne obrazy. Masz skłonność do
dodawania zdrobnień w naprawdę dziwnych momentach.
poczułam, jak oczy rozszerzają mi się. – Nie
rozumiem? Jeśli chodziło Ci o rozszerzanie się źrenic, to nie mogła tego
fizycznie poczuć. Może chodziło o wytrzeszczanie oczu? To również coś, czego
raczej się nie czuje, ale jak już to robi (wytrzeszczyłam oczy).
To wszystko trwało może trzy sekundy, lecz mnie się to
dłużyło w nieskończoność. Kiedy moje "wizje" minęły, wiedziałam skąd
to się wzięło. Spojrzałam głęboko w oczy Dionizosa. // — Nie ignoruj mnie.
Zrozumiałaś? – „Lecz mnie dłużyło się w nieskończoność”. Lepiej napisać
„czyja to sprawka”, skoro sugerujesz Dionizosa. Bardziej przejrzyste, zwłaszcza
że element złowrogich wizji jest dość niespodziewany i nieco zbił mnie z tropu.
Zły cudzysłów, cudzysłów poslki wygląda tak: „ ”.
Zebranie się po takiej dawce strachu zajęło mi chwilę.
– Albo „zebranie się w sobie” albo „pozbieranie się”.
zadowolony z efektu, jaki dał pokazanie mi tych
obrazów. – Dało (pokazanie).
stojących po środku – pośrodku.
(o domu) W środku nie było wiele. – Czego nie było
wiele? Brak dopełnienia.
Moja torba, którą Grover wziął ode mnie po tej całej
potyczce z Clarisse, była na jednym z łóżek. Ściągnęłam ją, wsunęłam pod
łóżko, a następnie zdjęłam buty i położyłam się na łóżku. –
Powtórzenia.
(o wygodzie łóżka) Nawet zbytnio na takie nie wyglądało. –
Może po prostu: „Nie wyglądało na takie wygodne”?
Nie przejmuj się, że przystopowałaś z akcją. Czasami takie
rozdziały są potrzebne. Wytłumaczyłaś co nieco sytuację bogów, chociaż
chciałabym się jeszcze dowiedzieć, co sprawiło, że Wielka Trójka złamała
postanowienie trzymania się z dala od śmiertelniczek (poza nadzwyczajnym
popędem seksualnym). Zwróciłaś tutaj uwagę na niecodzienny wygląd Chejrona,
podczas gdy wcześniej Heather przeszła na porządku dziennym do koźlich nóg
Grovera. Zapewne początkowo miał je ukryte pod spodniami, ale w obozie już
raczej nie. To trzeba zmienić. Z jednej strony trochę mnie zawiodło, że
dziewczyna jest jedynym dzieckiem Zeusa w obozie, ale z drugiej strony w tym
przypadku jestem w stanie to zaakceptować. Aż tylu dzieci bogowie chyba nie
płodzą… Zwłaszcza że wspomniałaś o zobowiązaniu trójki najważniejszych z nich.
Rozdział 2 część 2.
W pierwszej chwili nie rozumiałam co się dzieje, ale po
kilku sekundach przypomniałam sobie, co Chejron mówił o kolacji. – Brakuje
przecinka po „rozumiałam”.
Byłam praktycznie pewna, że to właśnie on.
Podeszłam do lustra, które było przywieszone na jednej ze ścian, zaraz
obok łóżka. Byłam rozczochrana – powtórzenia.
właśnie tego się spodziewałam po tym miejscu - dziwnych
rzeczy. – Pojawił się dywiz zamiast półpauzy.
Nie wiedziałam gdzie usiąść – brakujący przecinek
przed „gdzie”.
W oczach dzieciaków zapłonął błysk szczęścia i
ekscytacji. Jak oni często widywali swoich rodziców? – One
widywały – chodzi o dzieciaki, przy czym to "one" nie jest
obligatoryjne.
do kogo możemy się zwracać z wyrażaniem opinii, jak
genialny jest to pomysł? – Hmm… Znowu przekombinowałaś. Może: „Komu możemy
pogratulować pomysłu?”.
Za mną stała Clarisse i jej dwie koleżanki, tak samo
brzydkie, jak ona. – Ostatni przecinek zbędny.
nie warto przejmować się z nią. – Zbędne „z”; „nią”
przesunąć tuż za czasownik: „nie warto się nią przejmować”.
Na pewno nie będziemy przyjaciółkami , więc lepiej –
tutaj pojawiła się niepotrzebna spacja przed przecinkiem.
Miał brązowe włosy, morskie oczy i tak na oko, był
starszy ode mnie o dwa lata. – Zbędny przecinek po „oko”.
— Jestem Percy — Chłopak podał mi rękę. – Kropka po
„Percy”. Wtrącenie nie odnosi się do jego słów.
Poklepał mnie po plecach, jak starą przyjaciółkę –
zbędny przecinek.
Mogli mieć po siedemnaście, osiemnaście lat.
Dwójka z nich miała blond włosy, podczas gdy trzeci brązowe włosy i
zarost. (…) Miałam tylko nadzieję, że nie zrobiłam się czerwona na
twarzy. // Wstałam i ruszyłam ku domku Zeusa. Chyba jednak nie miałam
ochoty tutaj siedzieć. – Powtórzenie.
To trochę zaczęło przypominać mi dom, a przynajmniej to,
czego nie miałam w domu - to, aby mieć z kim pogadać, nawet jeśli tylko o
chłopakach. – W takim razie nie mogło jej to przypominać domu, bo tam tak
nie było.
Całkiem dobrze Ci idzie. Podobało mi się odosobnienie
Heather i to, jak czuła się niepotrzebna i nie na miejscu. Clarisse jest dość
szablonową wredną dziewczyną, mam nadzieję, że prędzej czy później
wyjaśnisz jej motywy, bo takie zgrywanie się bez powodu jest słabe, a
opowiadanie na tym traci. Pojawił się za to książkowy Percy w ramach
pocieszenia koleżanki. No cóż, on na pewno wie, jak Heather się czuje. Co do
Daisy, wydaje się sympatyczna i faktycznie niezmiernie gadatliwa. Jednak nie
kupuję zainteresowania osiemnastolatka dwunastolatką. W drugą stronę – jak
najbardziej. Chłopcy w tym wieku to raczej takimi młodymi dziewczynkami się nie
interesują. Lepiej nie idź w tym kierunku.
Rozdział 2 część 3.
wsadziłam głowę w poduszkę – w podszewkę? Niepoprawny
związek frazeologiczny: mówi się: „schować głowę w poduszkę”.
dopiero o pierwszej nad ranem poszłam spać – raczej
mówi się: pierwszej w nocy.
— Puszczaj! — krzyknęłam, czując gniew na nią. –
Wiadomo z kontekstu, że na nią. Nie musisz tego pisać.
Ty wparowałaś do tego domku i zaczęłaś drzeć się!
– I zaczęłaś się drzeć.
Nie zależnie od odpowiedzi – niezależnie.
Jedna siostra zupełnie wystarczała mi. – Mi
wystarczała.
Usłyszałam za to, jak Chejron zawołał
"wstawać". – Dwukropek po „zawołał”. Pojawił się także błędny
cudzysłów.
Thalia błyskawicznie zerwała się z łóżka, wstając.
– Zerwała się z łóżka = wstała. Możesz też zamienić kolejność, tzn. napisać
"wstała, zrywając się" i jest też OK.
Potem, domek za domkiem, ustawialiśmy się, w
oczekiwaniu na zobaczenie swojego boskiego rodzica. – Trzeci
przecinek zbędny; zamiast „na zobaczenie” lepiej napisać „na spotkanie z”.
Pełna elegancja. Wątpiłam jednak, czy bogowie też
okażą taką elegancję. – Taką klasę.
prążkowy garnitur – prążkowany.
kobieta w pięknej, choć prostej, białej sukni. –
Jeśli zakładasz, że prosta suknia nie może być piękna, to „choć” może zostać,
jednak przemyślałabym to.
nie papugowałam bezmyślnie siostry . – Ponownie
pojawiła się spacja przed znakiem interpunkcyjnym.
No tak, zapomniałam o kanonicznej postaci Thalii. Cieszę
się, że jej nie pominęłaś i Heather jednak nie jest jedyną potomkinią Zeusa w
obozie. Poznawanie siostry może okazać się naprawdę interesujące. Pierwsze
spotkanie dziewczyn było ogniste, najwyraźniej impulsywność to genetyczna
cecha. Trochę brakowało mi ich rozmowy o ojcu, mogły dłużej o tym pogadać. Czy
Thalia spotkała się z nim wcześniej? Skoro tak, to co o nim sądzi? Nie wiem,
czy zrobiłaś to celowo, czy też nie, ale wtrącenie o śnie Heather, w którym
pojawiał się przystojniak z poprzedniego rozdziału, całkiem mnie rozbawiło.
Jeśli to celowa ironia, to bardzo w moim guście.
Rozdział 2 część 4.
Przy każdym stoliku panowała cisza. Od czasu do
czasu ktoś się odezwał cicho – powtórzenie.
Ciekawe, co powiedziała Zeusowi, gdy dowiedziała się, że
ma on dwie córki z innymi kobietami. – Cóż, biorąc pod uwagę mitologię,
mogę założyć, że pewnie była już przyzwyczajona do jego zdrad. Pierwszy
przecinek niepotrzebny.
Przez całą kolację obie nie prowadziłyśmy konwersacji.
– Niezbyt naturalne zdanie jak na dwunastolatkę.
Eh – ech. Więcej na
ten temat.
przystojny tak samo, jak dzień wcześniej – zbędny
przecinek.
Olśniewał urodą każdego, z całego obozu właśnie on był
najprzystojniejszy. – Zamiast przecinka bardziej pasowałby średnik, który
ma większą moc; druga część zdania jest tutaj prawie że niezależna od
pierwszej.
Fajnie było sobie poflirtować od czasu do czasu z kimś.
– Okej, pewnie jestem już stara i nie rozumiem współczesnej młodzieży, ale
wydaje mi się, że ja w wieku dwunastu lat nawet nie umiałam flirtować. Poza
tym, wracając do kwestii poprawności językowej, zdanie to traktuje o czymś, co
bohaterka uznaje jako ogólną zasadę, dlatego można napisać to w czasie
teraźniejszym. Szyk zdania też nieco kuleje. Powinno być: „Fajnie od czasu do
czasu z kimś poflirtować”.
W każdym kroku boga było widać jego pewność siebie, a
także władczość. Był wyprostowany, głowę miał wysoko uniesioną. – Opisujesz
gesty i posturę, a nie kroki.
Nie miałam ochoty na zrobienie chociażby trzech
kroków w jego towarzystwie, ale wiedziałam, że innego wyboru nie mam.
– Powtórzenie. Pierwsze „mieć” można zastąpić przez: „nie chciałam”.
Pewnie zastanawiali się, dlaczego rozmawiamy bez
pierworodnej Pana Niebios. – Czyli z kim? Nie rozumiem, o kogo Ci tu
chodziło. Ustalmy jednak jedną rzecz: pierworodnym synem/córką jest dziecko
urodzone jako pierwsze. Zatem na pewno nie jest to Thalia.
który jest także jego tatom. – Tatą. To duży
błąd w odmianie; końcówka -om jest do celownika liczby mnogiej, natomiast -ą do
narzędnika liczby pojedynczej i to właśnie tej drugiej formy tu potrzebujesz.
— To po co z nią spałeś? — zapytałam, po czym znowu
zaczęłam iść w stronę jeziora. Spotykałam wielu ludzi, ale miałam ich gdzieś.
Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się poza widokiem innych –
„spotykanie” sugeruje nawiązywanie jakiegoś kontaktu chociażby poprzez
uściśnięcie ręki. Bardziej odpowiednie byłoby „mijałam”.
Wiedziałam też, że już powoli staję się przedmiotem
najróżniejszych plotek. – „Już” jest zbędne.
Usiadłam, opierając się o jedno drzewo. – Trudno by
było opierać się o dwa. Chyba że Heather byłaby naprawdę ogromną dziewczyną…
chciałam wylać z siebie ten żal, który ciążył mi, za
pomocą płaczu. – „Ciążenie żalu” dość niezręczne, może po prostu „który
czułam/który mnie przepełniał”? A może w ogóle przeredagować to zdanie na:
„Miałam ochotę się rozpłakać; wylać z siebie strumienie łez wraz z tym przepełniającym
mnie żalem”.
Kiedy już czułam się lepiej, postanowiłam przejść się.
Powoli wstałam i przeszłam mniej więcej sto metrów, po czym przystanęłam,
obserwując spokojną wodę jeziora. Mniej więcej dziesięć metrów obok mnie było
drzewo. Wcześniejszym było dopiero to, przy którym siedziałam. –
Całkiem dobre oko do miar ma ta Heather. Opis nie wnosi wiele do całości; bez
niego również mogłoby stać się to, co się dzieje później. Zresztą wcześniej
pisałaś, że stała przy drzewie. Spod niego również mogła widzieć jezioro.
„Postanowiłam się przejść”.
Starałam się nie dać panice oraz strachu, i próbowałam
pobiec do przodu, bliżej jeziora. – Kolejny dość kulawy opis. Lepiej:
„próbowałam biec przed siebie, w stronę jeziora”.
drzewo zmiażdżyło moją prawą nogę, przewracając mnie tym
samym. – „Tym samym” przenieść przed „przewracając”, dodać wtedy
dopełnienie „na ziemię”.
Coś jakbym jednocześnie złamała wszystkie kości, a na
dodatek przytrzasnęła całe pięć palców w drzwiach. – Czy to nie za bardzo
do siebie podobne? Lepiej wymyślić coś bardziej kontrastującego ze sobą.
Rozdział pozostawił mnie w lekkim szoku. Zeus nie powalił
elokwencją; okazał się zimnym i bezwzględnym mężczyzną, niemającym
żadnych uczuć wobec swoich dzieci. Heather jest bardzo skrzywdzona przez rodziców.
Naprawdę jej współczuję, ale jednocześnie mam nadzieję, że będzie to tworzyło
pewną nić porozumienia między przyrodnimi siostrami. Czekam na ich poważniejszą
i spokojniejszą rozmowę na ten temat (Thalia już w tym rozdziale trochę wchodzi
w rolę starszej siostry przy rozmowie o chłopakach, ale to wciąż nie jest to).
Wychodzą Ci takie emocjonalne wstawki, toteż taki moment również mógłby okazać
się strzałem w dziesiątkę. Trochę gorzej za to wypadł opis akcji. W zasadzie
tak nagle drzewo się zawaliło; brakuje mi takiego momentu niepokoju w tekście,
chociaż jednego znaku, który bohaterka na początku zignorowała, ale później
okazałby się zwiastunem niebezpieczeństwa (zwykle w takich momentach sprawdzają
się opisy pogody). Językowo też mogło być lepiej. Dodatkowo, jako że jest to
ostatnia część rozdziału drugiego, zwrócę uwagę na tytuł – w ogóle nie
odzwierciedla on tego, co działo się przez te cztery notki. Jaki „zlot fanów”?
Żadnych fanów tam nie było.
Rozdział 3 część 1.
Wystarczy, że powiedziałby "był zajęty". –
„Wystarczyłoby, gdyby powiedział, że był zajęty” lub: „Wystarczyłoby, żeby
powiedział: «jestem zajęty»”; musisz zdecydować się na całe zdanie w mowie
zależnej lub zacytowanie tego, co powiedział (też, nomen omen, w mowie
zależnej).
Z resztą – zresztą; ten błąd pojawił się już
wcześniej.
— Przybyłam tutaj wczoraj, jeszcze nie zdążyłam z nikim
pokłócić się. – Nie zdążyłam się z nikim pokłócić.
Skrzywiłam się z bólu, kiedy tylko wyprostowałam nogę.
No, tak jakby wyprostowałam, bo miałam ją zgiętą w kolanie. – Czyli de
facto jej nie wyprostowała.
Chwila. Na Heather spadło drzewo, pisałaś, że miała
zmiażdżoną nogę, a chwilę później idzie o własnych siłach do swojego domku?
— Ktoś próbował zabić cię? – Ktoś próbował cię zabić?
— Komu jeszcze coś nawyrzucałaś, Heather? –
nawrzucałaś.
każdemu mówię co o nim myślę. – Przecinek przed „co”.
Może pragnąć cię zniszczyć każdy. – Każdy może
pragnąć cię zniszczyć (szyk zdania).
rozglądnie się wraz z Herą – lepiej: „rozejrzy się”.
Była ładniejsza od mojej matki o nieskończoną
ilość razy. To ona szła obok Zeusa, kiedy pojawili się w obozie. Była to
Hera. // Postanowiłam, że będę miła. – Powtórzenie „być”.
Z resztą, nie miałam pojęcia – zresztą. Znowu.
postanowił nagle zostać super tatą. – supertatą (Więcej na ten temat pod tym
linkiem).
Rozdział był nieco słabszy, pojawiło się zbyt wiele
dialogów, no i do tego jeszcze ta wpadka ze zmiażdżeniem nogi. Jednak jestem
ciekawa dlaczego ktoś miałby polować na Heather. Podejrzenie rzucone na Herę
wydaje mi się niewystarczająco przekonujące, ale zobaczymy, co z tego wyniknie.
Rozdział 3 część 2.
To głupio wyglądałoby, biorąc pod uwagę, że ostatnio
starał się. – To wyglądałoby głupio (…) ostatnio się starał.
Zeus wyciągnął pustą dłoń. – Nadprogramowa
spacja.
Nie jest to normalny prezent, jaki ojciec daje
córce, ale powoli zaczynałam się przyzwyczajać, że moje życie nigdy nie będzie normalne.
– Powtórzenie.
(o bransoletce) oglądnęłam ją na wszystkie strony –
obejrzałam ją z wszystkich stron.
Z kieszonkowej puszki gazu łzawiącego wystawała ogromna
włócznia. – Skąd się wziął gaz łzawiący przy bransoletce, która stała się
tarczą?
moje obmacywanie Egidy dziwnie wyglądało – to
co ona dokładniej z tym robiła?
na nie wiele to się zdawało – niewiele.
Ludzi było całkiem sporo, i, tak jak moja siostra
mówiła, praktycznie wszyscy to były dziewczyny. – Uważaj na
powtórzenia „być”, lepiej: „Przyszło całkiem sporo osób i były to praktycznie
same dziewczyny".
przejść się po gałęzi – przejść po gałęzi.
poczułam pulsujący ból w nodze, która właściwie
jeszcze nie przestała boleć. – Powtórzenie. Poza tym skoro „nie przestała
boleć”, to powinna cały czas odczuwać ból, a po skoku na dach powinien on się
nasilić.
Ten rozdział nie jest wyjustowany, przez co estetyka postu
spadła. Nieco dziwi dość diametralna zmiana w podejściu Heather do Zeusa. Z
jednej strony uzasadniłaś to; rozumiem, że czuje się lepiej, mając świadomość,
że ktoś się nią jako tako opiekuje, jednak coś mi nie gra. Może to, że zaczęła
nazywać go w myślach „tatą”; to mocno emocjonalne i wręcz pieszczotliwe,
postawiłabym na bardziej zdystansowaną wersję: „ojciec”. Zwłaszcza że sama
zachowuje się jeszcze dość sceptycznie w stosunku do niego. Wzmianka o matce,
która rzekomo „chciała ją zabić”, prawdopodobnie po grze w „prawdę i wyzwanie”,
jest ciekawa i bardzo chciałabym zgłębić ten wątek. Podejrzewam, że powiedziała
jej wówczas parę niemiłych zdań, ale, kto wie, może jestem w błędzie. Motyw gry
w obozie to całkiem udany chwyt na rozluźnienie sytuacji, choć trochę
zapomniałaś o Daisy, która chyba początkowo miała być najlepszą koleżanką
głównej bohaterki. Szczerze mówiąc, obstawiałam, że wyczyn Heather dostrzeże
jej sympatia, co zaprzepaści wszelkie ewentualne szanse na bycie parą (wybacz
ten pesymizm, ale kompletnie im nie kibicuję). Możliwe, że wspomnisz o tym
później. Tytuł rozdziału tym razem ma się jakoś do akcji, jednak nie oddaje
głównego motywu tej sekcji. Zdecydowanie bardziej pasowałoby coś w deseń:
„Nadchodzące zagrożenie” albo cokolwiek innego związanego z podejrzeniami co do
ataku na Heather, z tym że bardziej dopasowane do obranego przez Ciebie dyskursu.
Rozdział 4 część 1.
Oczywiście, nikomu nie oberwało się z wyjątkiem mnie.
Nikt nic złego nie zrobił, o ile ja się nie liczę. – To drugie zdanie jest
jakieś dziwne, nie ma kompletnie sensu. Nie pasuje ani czasownik „zrobił”, ani
zwrot „liczyć się”. Lepiej: „wszystko jest w porządku, chyba że chodzi o moje
zachowanie”.
Owszem, sądziłam, że przesadzają, ale kara nie była dla
mnie niczym strasznym. Wydawało się to być niczym –
powtórzenie.
Zdawałam sobie sprawę, że oprócz kary, Dionizos
doniesie Zeusowi o tym, co zrobiłam. – Zbędny przecinek. „Kara” jest tu
dość oderwana gramatycznie, lepiej napisz: „poza wlepieniem mi kary”
kilka kroków ode mnie, rozmawiając ściszonym
głosem, a potem podeszli do mnie. – Powtórzenie.
Lepsze od prasowania, albo odkurzania. – Zbędny
przecinek; przed „albo” stawiamy go, gdy jest to drugie takie słowo w zdaniu
lub któreś z kolei.
— Nie wyglądasz na specjalnie niezadowoloną — Pan D.
zmarszczył czoło. Ucieszyłam się, że brak mojego smutku wkurzył go. Na
dokładkę uśmiechnęłam się. – Podkreślone zdanie jest nienaturalne
(zwłaszcza „brak mojego smutku”). Może lepiej napisać, że ucieszyła się z
takiej reakcji?
przy kolejnej grze w "prawda czy wyzwanie"
– w „prawdę czy wyzwanie”. Zły cudzysłów.
Wstałam z krzesła, na którym siedziałam na
werandzie, i poszłam do domku, kuśtykając. – Coś za dużo tutaj „na” w
bliskim towarzystwie. Poza tym to zdanie można skrócić: „Wstałam z krzesła na
werandzie i pokuśtykałam do domku”.
Było już ciemno, wszyscy obozowicze byli w swoich
domkach, wraz z ekipą, która zebrała się u mnie i Thalii. – pierwszy
przecinek lepiej zastąpić średnikiem.
Każdy z nas był zmęczony, ten dzień był ciężki nie
tylko ze względu na naszą małą imprezę, która trwała pięć godzin, ale także
przez przygotowania do spotkań z rodzicami. I chociaż spałam dość długo w
dzień, to mnie także udzieliło się zmęczenie. Może to przez ból w nodze,
który był wykończający. – Powtórzenie + „wykańczający”. Wykończający
odnosi się do skończenia czegoś, nie do wyczerpania, zmęczenia.
Nie odczuwałam tego tak bardzo, kiedy mieli
niespełna dwa metry wzrostu (głównie ojciec, Hera była od niego niższa) i rozmawiało
się z nimi na żywo – przeszłaś ze strony czynnej na bierną.
Facet mógłby zrobić ze mnie maleńkiego robaka,
nawet nie męcząc się przy tym. Pewnie wystarczyłby do tego tylko maleńki
gest dłoni.
Hera miała ręce skrzyżowane na piersi, jak jakieś
małe obrażone dziecko. Pomimo tego wyglądała dość groźnie. Wciąż miała
tą samą sukienkę, którą miała założoną w Obozie Herosów. –
Powtórzenia.
Nie mogła sama na siebie zrzucić to drzewo. –
Tego drzewa.
Co prawda, miało to swoje zalety – zbędny przecinek.
Lubiłam być w centrum zainteresowania, ale nie ze względu
na współczucie. Nie chciałam, aby ludzie podchodzili do mnie i mówili
"współczuję, że prawie zginęłaś". – Powtórzenie.
To twoje kolejne dziecko z kimś innym, niż ja!
– Wystarczy, że z kimś innym.
ostatnie o czym powinnam słuchać, to to, że mój tatuś wchodzi
do łóżek innym kobietom niż jego żona. (…) Byłam pewna, że nawet
matka zgodziłaby się ze mną, jeśli o to chodzi.– Podobnie. Wiadomo,
że chodzi o kobiety, które nie są jego żoną. Drugie zacytowane zdanie można
zamienić na „zgodziłaby się ze mną pod tym względem”. Brakuje też przecinka
przed "o czym".
rozłożył bezradnie dłonie – rozkłada się ręce, nie
dłonie.
Strach bać się jej. – Strach się jej bać.
Nawet jeśli Zeus był najpotężniejszym bogiem, to pewnie i
tak ta kobieta wywoływała u niego ciarki. Raczej nie było osoby, u której
nie sprawiałaby ich. – Niezręczne. „Jak zapewne u wszystkich”.
Naprawdę bardzo podoba mi się kreacja Heather jako
zbuntowanej, ale zranionej nastolatki. Zdanie mówiące, że „przecież wszyscy
grali w tę grę, ale oczywiście tylko ja jestem ukarana” jest tak typowe dla jej
wieku; masz za nie wielki plus. Widać, że czujesz tę postać. Jesteś także
konsekwentna w kreacji Zeusa – w kontaktach z każdym innym bohaterem jest
równie obojętny i w jakiś sposób też bezradny. Hera wychodzi „tę złą”, ale
jednocześnie trudno jej nie zrozumieć. Wygląda na to, że przemyślałaś swoich
bohaterów i relacje między nimi, jednak mam wrażenie, że momentami robisz to
kosztem świata przedstawionego. Na początku opisałaś obóz, ale w następnych
rozdziałach skąpisz charakterystyki otoczenia. Poza tym znowu zapomniałaś
wyjustować tekst.
Rozdział 4 część 2.
wyruszyła już wraz z resztą Łowczyń. – O widzisz,
właśnie w takim kontekście „z resztą” pisze się oddzielnie.
Wyciągnęłam z torby szczotkę, podeszłam do lustra i
zaczęłam rozczesywać włosy. Były do pasa, a więc porządne rozczesanie zajęło mi
trochę czasu. Postanowiłam zapleść je w warkocza – trochę niezręczny
opis z tym „były do pasa”. Lepiej wypadłoby użycie czasownika „sięgały”.
Dodatkowo: „zapleść w warkocz/ zrobić z nich warkocz” lub po prostu
„postanowiłam zapleść warkocz”.
W między czasie – międzyczasie.
Tylko ja się nie śpieszyłam. Obserwowałam ich pośpiech
– powtórzenie.
jednocześnie zdając sobie sprawę, że zostaję sama przy
stole Zeusa, znowu. Miałam tą umiejętność, która była jednocześnie wadą
oraz zaletą, że potrafiłam łatwo przystosować się do nowych sytuacji. Chociaż
nie znałam zbytnio Thalii, przywiązałam się do niej, w pewnym stopniu. I nagle
ona zniknęła. – Nie nazwałabym tego umiejętnością. To znaczy mówi się, że
„umiem dostosować się do nowych sytuacji”, ale „umiejętność” kojarzy się z
czymś nabytym, tutaj chodzi Ci raczej o ogólną cechę. Poza tym to zdanie nijak
ma się do opisywanej sytuacji: Heather raczej ją zaakceptowała z żalem, bo cóż
innego miała zrobić, skoro z domu Zeusa jest jeszcze tylko Thalia. No i o ile w
języku mówionym poprawna jest forma "tą", o tyle w pisanym
preferowana jest "tę" (źródło).
Jestem kiepska w odczytywaniu uczuć, a więc nie
potrafiłam określić ich nastrojów po twarzach. – Pięć zdań później: Chociaż
kiepsko odczytuję emocje z twarzy oraz oczów ludzi, ona była wyraźnie
zrozpaczona. – Napisałaś to wcześniej, wspominałaś o tym również we
wcześniejszym rozdziale. Nie trzeba tego wbijać do głowy czytelnikom.
Dodatkowo: „z oczu ludzi”.
- Ja pójdę - zgodziłam się szybko, nie do końca
przemyślając to. – Zauważyłam, że dość często używasz zaimka „to”, a
przecież można go zastąpić nieraz czymś, co brzmi zdecydowanie lepiej, przez co
tekst zyska stylistycznie. Na przykład w tym przypadku: „nie do końca
przemyślawszy swoją decyzję”. Jeśli chcesz jednak zatrzymać ten wyraz, przenieś
go przed imiesłów.
aby centaur nie oddalił się zanim nie powiem tego,
co chciałam, a następnie powiedziałam – powtórzenie.
Duch wyroczni Elf – Wyroczni Delf. Przez ten błąd mam
wrażenie, że nie tylko Heather nie zna za dobrze mitologii, ale również Ty.
to właśnie ta nieruchomość, co mnie zaciekawiła od samego
początku. – Nieruchomość, która zaciekawiła mnie do samego początku.
Usiadłyśmy przy dość dużym stole*. Za
nami był kominek, po drugiej stronie pomieszczenia, w rogu, kanapa, a
pod nią dywan. Podłoga trzeszczała, gdy się na nią stawało, ale pomimo tego, było
tutaj przytulnie. Ściany były pomalowane na czerwono (zgadywałam, że to
dlatego, iż wino, ulubiony napój Dionizosa, też miało głównie ten kolor), a po
obu stronach drzwi wejściowych był regał, a na nim książki. –
Ogólnikowy opis (aczkolwiek dobrze, że w końcu jakiś się pojawił). Następnym
razem zwróć więcej uwagi na szczegóły. Nie muszą to być detale każdego
przedmiotu w pomieszczeniu, ale na przykład jednego-dwóch, które zwróciły uwagę
bohaterki. Pojawił się zbędny przecinek, a wtrącenie w nawiasie jest niezgrabne,
prawdopodobnie przez słowo „głównie”. No i klasycznie już – powtórzenie „być”.
Natychmiastowo oczy wszystkich także zwróciły się na
dziewczynę. Zrobiło mi się jej szkoda, szczególnie, że speszyła się. – To
„szczególnie” nie ma za wiele sensu. Lepiej napisać „bo speszyła się” i do tego
załączyć opis, jak to speszenie wyglądało w wykonaniu Daisy.
(…) oczy wszystkich spoczęły na mnie. Nie zlękłam się
przed mówieniem. – Trochę bez sensu. Lepiej powiedzieć, że „nie przestałam
mówić/nie wystraszyłam się”.
Końcówka rozdziału jest dość słaba. Po pierwsze bohaterowie
zdecydowanie za szybko doszli do rozwiązania. W ogóle powinnaś wcześniej
napisać, że mają iść nad rzekę związaną z utratą pamięci. Wtedy wyszłoby mniej
sztucznie. Brakowało też dyskusji, wątpliwości co do interpretacji
przepowiedni. Wszystko szło jak po maśle, zupełnie nieprzekonująco. Po drugie
pozostała dwójka coś zbyt chętnie zgłosiła się do zadania jak na zaistniałe
okoliczności – wprawdzie dopiero co usłyszeli, że jedna osoba nie wróci żywa z
wyprawy. No i sama zagadka Delf dość prosta jak na taką wyrocznię. Jest zbyt
dosłowna, a sama napisałaś, że takie przepowiednie można rozumieć na wiele
sposobów, tymczasem nie dość, że domyślili się wszystkiego w przeciągu paru
minut, to jeszcze jej rozwiązanie wydaje się w miarę oczywiste. Polegałaś
głównie na tym, że czytelnicy nie wiedzą wszystkiego, jak np. tego, nad jaką
rzekę bohaterowie się wybiorą. Ponadto zastanawia mnie, dlaczego Chejron wybrał
akurat Daisy do takiej przygody? Na jakiej podstawie? Poza tym Heather nadal
jedynie utyka po zmiażdżeniu jej nogi drzewem. Ale to już kontynuacja błędu z
poprzednich rozdziałów.
Generalnie im dalej w las, tym bardziej się powtarzasz.
Stawiasz na akcję, co dobrze Ci wychodzi, lecz nie rozwijasz szczególnie
głównej bohaterki. Chodzi mi tu nie tylko o podkreślanie tego braku
umiejętności interpretacji zachowań innych osób, ale także o niezmiennej
niewiedzy Heather odnośnie mitologii – jest tam już prawie tydzień, mogłaby się
doszkolić.
Rozdział 4 część 3.
Wizyta w Wielkim Domu nie zadowoliła mnie, ani trochę.
– Zbędny przecinek.
Nie mogłam się doczekać tego spotkania, mojego
pierwszego, ale kiedy już poznałam całą tą przepowiednię... Mogłam
poczekać ze zgodą. – Wtrącenie o „pierwszym spotkaniu” jest niepotrzebne.
Wprowadzałaś czytelnika razem z Heather w ten cały świat, więc jest to wiadome,
a ponadto uwaga ta zakłóca odbiór zdania, ponieważ nie ma ono dopełnienia,
przez co krótką chwilę zastanawiałam się, o co Ci chodziło. Równie dobrze można
by napisać: „nie mogłam doczekać się mojego pierwszego spotkania”. Nomen omen
nie chodzi tyle o spotkanie, co o „misję”. No i na koniec – powtórzenie „móc”.
Poza tym, bohaterska śmierć nie wydawała się być taka zła
– zbędny przecinek.
Wiedziałam, że to nie będę ja. Miałam ujść z
życiem, ale ledwo, a potem być zagładą lub ratunkiem. Daisy musiała bać
się, że to będzie ona. Albo że będę zagładą. – Powtórzenia.
Proponuję takie rozwiązanie: „Wiedziałam, że to nie będę ja. Miałam ujść z
życiem, ale ledwo, a potem okazać się zagładą lub ratunkiem. Daisy musiała
obawiać się, że chodzi o nią albo że misja się nie powiedzie”.
dziewczyna aż pałała się, aby iść tam. – Aż
wyrywała się, aby tam iść. Czasownik „pałać” nie pasuje w tym kontekście (zobacz znaczenia).
Przez chwilę żadne z nas nic się nie odzywało. –
Wykreślić „nic”.
— Wyrocznia już dała przepowiednie? – Zakładam, że
chodziło o jedną przepowiednię.
Musiał zrobić to ktoś na Olimpie, ktoś, kto wiedział o
tym. – Ktoś, kto o tym wiedział.
No dobra, takiego obrotu spraw nie spodziewałam się.
byłam pewna, że od nowa rozpłacze się. – W tym oraz w
zdaniu powyżej „się” powinno być przed czasownikiem, raczej nie stawiamy „się”
na końcu zdania. Dotyczy to także wcześniejszych rozdziałów, w których taka
sytuacja się powtarzała.
Daisy zbladła jeszcze bardziej, a więc uznałam, że już
tutaj nie jest bezpiecznie. I miała rację. – „Tutaj już nie jest
bezpiecznie”. Co do drugiego zdania – zapewne chodziło Ci o Heather, a nie o
Daisy, dlatego „miałam”. Jeśli zaś faktycznie chodziło Ci o koleżankę głównej
bohaterki, to nie jest to ani dobry pomysł, ani poprawny zapis, gdyż Daisy w
zasadzie niczego nie stwierdziła, a Heather tylko przypuszczała, co ta
miała na myśli (czyli jednak coś tam potrafi wyczytać z twarzy innych ludzi).
Wbiłam włócznię w tył hydry, ale spowodowałam tym tylko
to, że zwierzę zwróciło na mnie uwagę. – Lepiej coś stylu: „Wbiłam włócznię
w tył hydry, tym samym zwracając na siebie uwagę stworzenia”. Ten fragment ze
„spowodowaniem” jest strasznie sztuczny.
w między czasie – w międzyczasie. Ten błąd pojawił
się już wcześniej.
Po raz kolejny wbiłam w nią włócznię, lecz tym razem
odbiłam się, tak jak to robią lekkoatletycy, wykonując skok o tyczce.
Jedyne co, to to, że ja zabrałam swoją włócznię razem ze sobą. Wylądowałam
na ziemi, czując jak przeszywa mnie ból w kostce. – O co chodzi w
podkreślonym zdaniu? Nijak ma się zarówno do poprzedniego, jak i następnego
zdania. Może gdybyś wyjaśniła, co jest tym „jednym”, trochę byś rozjaśniła
sytuację. Poza tym: lekkoatleci.
zamknęłam oczy, starając skupić. – Starając się
skupić. Albo zaznacz, na czym się skupić, bo brakuje albo zaimka zwrotnego
„się”, albo właśnie dopełnienia.
Otworzyłam oczy, akurat, aby zobaczyć, jak hydra zupełnie
znika – „akurat” jest zbędne.
Ten rozdział uświadomił mi jeszcze jedną irracjonalną rzecz:
właśnie władze obozu wysłały na walkę z potworem dzieciaki, których w ogóle nie
wytrenowano w jakiejkolwiek walce. A przynajmniej nie Heather i z tego co
widać, Daisy również nie. Hola hola, przecież po to są w tym obozie, żeby móc
kontrolować swoje moce! Tymczasem mimo że Heather ani razu nie ruszyła tyłka na
zajęcia z kontrolowania swoich zdolności, to jeszcze nagle okazuje się, że sama
potrafi przywołać pioruny. Co więcej: wykonuje skoki o tyczce, a raczej o
dzidzie. Coś tu nie gra. Przed wprowadzeniem przepowiedni powinnaś była opisać
jakieś zajęcia z walki – zarówno wręcz, jak i tych wyjątkowych dla każdego
obozowicza. Dobrze, że wprowadziłaś Heather stopniowo do obozu, ale zaraz po
tym wrzucasz ją w takie bagno. Zwłaszcza że, o ile sięgam pamięcią, raz
przespała prawie cały dzień, który mogła poświęcić na naukę. Przy okazji może
nauczyłaby się czegoś o mitycznych potworach i o mitologii w ogóle.
Podoba mi się za to zagranie z Zeusem. Intryga trzyma się
kupy i jesteś w niej konsekwentna, dlatego za to plus.
Muszę jeszcze wspomnieć o Elizabeth, kolejnej postaci z domu
Aresa, która jest prawie taka sama jak wróg Heather, Clarisse. To trochę
stereotypowe i krzywdzące – opisywać postaci z tych samych domów w ten sam
sposób. Dotychczas każdy bohater pochodził od innego boskiego rodzica, dlatego
nie było tego tak widać, teraz jednak zaczyna rzucać się w oczy.
Powtórzę się, ale poza opisami akcji i dialogów przydałoby
się także zobrazować wygląd otoczenia. Miałaś okazję chociażby wtedy, kiedy
wyszli z obozu albo przy spotkaniu potwora, którego można było opisać bardziej
dokładnie i przerażająco.
Rozdział 5 część 1.
który ciążył mi – który mi ciążył.
O ile znowu nie natkniemy się na jakąś hydrę, której
pomożesz zdobyć kolejną głową. – Głowę.
Poradziłaś sobie z nią, i to nawet nie zajęło dużo
czasu. O wiele dłużej byłaś nieprzytomna. – Zbędne „to”.
Zdziwiło mnie napalenie tej dziewczyny do zabijania.
– Zdziwił mnie zapał tej dziewczyny do zabijania.
Zanim dowiedziałam się, że jestem półbogiem, potwory
przerażały mnie. – Potwory mnie przerażały. O pozycji zaimków osobowych w
zdaniu więcej tutaj.
Nie przerażała mnie nazwa, która brzmiała groźnie, a
być może uda mi się zobaczyć, czy Hades rzeczywiście ma łóżko z kości ludzkich?
– Spójnik „a” nie do końca tu pasuje, zdecydowanie lepiej byłoby rozdzielić to
zdanie na dwa. Pierwszą część można uprościć: „Nie przerażała mnie groźnie
brzmiąca nazwa”. Dodatkowo „z ludzkich kości”.
Pozwoliłam w spokoju wygłupiać się im – im się
wygłupiać.
podeszłam do wciąż bladej i wystraszonej Daisy.
Uznałam, że muszę coś zrobić, nie mogłam pozwolić, aby była wciąż przerażona.
– Powtórzenie.
Czy naprawdę należy bać się jej? – Czy naprawdę
należy jej się bać? Najpierw kogo, a potem co.
Zaraz po niej mogłam zginąć, pewnie z rąk Hery, która
nienawidziła mnie. – Która mnie nienawidziła.
— Łatwo ci mówić, Heather. Ty masz przeżyć. Jesteś
dzieckiem boga z Wielkiej Trójki. – W zasadzie to nie. Część przepowiedni
się już spełniła: dziecko Wielkiej Trójki cudem uniknęło śmierci. Nie zmienia
to jednak faktu, że podczas tej samej misji nie może zginąć, bo akurat ten wers
przepowiedni nie precyzował, o kogo może chodzić.
moje słowa odniosły zamierzony skutek. Nie zamierzałam
zrobić z kilku słów takiej przemowy, samo jakoś tak wyszło. – Powtórzenie.
Wszystko, co mogło dać pozytywny skutek, było
dobre. A to co powiedziałam dało. – To samo, a nawet więcej,
bo brakuje przecinka przed "co" oraz "dało" (w drugim
zdaniu).
W jej oczach była mała iskierka zapału, a sam
wzrok był twardy. - Nie rozumiem, o co Ci chodziło. No i powtórzyłaś
"być".
Jak bardzo czujesz się być na siłach? – Bez
„być”.
Daisy nie zasłoniła uszów – uszu.
Trochę nie wiem, co myśleć o tym rozdziale. Zaczyna mnie
irytować Heather, która jest ciągle w centrum uwagi. Ja wiem, ona jest główną
bohaterką i z jednej strony wszystko powinno kręcić się wokół niej, ale brakuje
mi momentów, kiedy coś jej nie dotyczy bezpośrednio; kiedy jest tylko bacznym
obserwatorem i na podstawie tego, co widzi, wyciąga pewne wnioski albo informacje.
Tymczasem nieprzeszkolona dwunastolatka pokonuje hydrę, pomimo że w drużynie
jest chociażby Aaron – silny osiemnastolatek – albo Elizabeth z domu Aresa,
która najwyraźniej jest po jakimś bojowym szkoleniu. Dobrze, że najwyraźniej
nie chcesz jej wepchnąć w ramiona Aarona, za co plus. Zastanawia mnie jej
relacja z Daisy, bo z jednej strony chce ją pocieszyć, z drugiej strony w
narracji mówi bez ogródek, że to dziewczyna z domu Afrodyty pewnie zginie, gdyż
ma najmniejsze szanse, nie potrafi walczyć itd. Fakt faktem, nie zbudowały
jeszcze silnej więzi; samą Heather najwyraźniej przyciągają silniejsze osoby,
sądząc po tym, jak zrezygnowała z towarzystwa dziewczyny z domu Afrodyty na
rzecz imprezy ze swoją nowopoznaną siostrą. Niemniej takie stwierdzenie jest
dość mocne i… okrutne.
Rozdział 5 część 2.
krzyknęłam idąc w stronę chłopaka. – Przecinek przed
„idąc”.
Teraz pożera wszystkich maluchów i nastolatków,
najpierw zwabiając je do siebie! – Pożera (Kogo? Co?) wszystkie maluchy i
nastolatki, zwabiając je do siebie.
Przyszło mi na myśl, że mój tato był trochę jak męska
prostytutka, z tą różnicą, że z wielu jego związków wychodziły dzieci, nie brał
za to pieniędzy i nie wiadomo, ile razy wracał do swoich kochanek. – Kisnę.
Teraz już bez wątpliwości mogę stwierdzić, że Heather jest strasznie
cyniczna. Ale porównanie jest słabe; nie był on przecież „panem na telefon”.
Poza tym prostytutki, obojętne, czy są kobietami czy mężczyznami, też czasami mają
swoich „stałych klientów”, tak przynajmniej mówią w serialach kryminalnych. No
i skoro już jesteśmy tacy bezwzględni, to w zasadzie nie wiadomo, czy Zeus nie
brał za to pieniędzy. Wracając, porównanie do playboya byłoby znacznie bardziej
adekwatne.
Hera była przy niej po prostu brzydka. I stało się jasne,
dlaczego Zeus ją zdradził. – To też jest brutalne; zakłada, że zdrady są
wynikiem nieprzystępnej aparycji… (a przecież „każda potwora znajdzie swego
amatora”!)
Elizabeth odciągnęła jedną rękę od ucha, chwyciła nóż
i rzuciła ją w demonicę, trafiając. – Ręką rzuciła? Rzuciła nim (nożem).
Nagle wydawała się być piętnaście lat starsza, a zamiast
jej nóg pojawił się tył jak u węża – „jej” jest zbędne; wiadomo, o kogo
chodzi, nie zmieniłaś tutaj podmiotu.
(w odniesieniu do poprzednio zacytowanego zdania) Gdybym
powiedziała, że nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, skłamałabym. – Nie
zrobiło – „to” już się stało i nie jest hipotetyczne.
Wystraszyłam się do tego stopnia, że byłam bliska
odwrócenia się i pobiegnięcia prosto do Obozu. – „Pobiegnięcie” jest
strasznie niezgrabne. Lepiej byłoby napisać to np. tak: „(…) że chciałam
odwrócić się i uciec z powrotem do Obozu”.
Widziałam, jak się trzęsie, ale dzielnie wyciągnęła
miecz, jakby była gotowa do walki, chociaż wiedziałam, że nie była.
– Powtórzenie; a można było je uniknąć zwyczajnie pomijając ostatnią część
zdania: nie tylko Heather wie, że Daisy nie jest gotowa do walki – czytelnicy
też to wiedzą. Wspomniałaś o tym w poprzednim rozdziale, poza tym już samo
„jakby” sugeruje, że to tylko poza, coś na niby.
Chyba tylko jej upartość sprawiła, że nie
poddawała się. – Chyba tylko jej upór sprawiał, że się nie poddawała.
I w końcu oberwała. Dzięki uderzeniu ogonem przeleciała
kilka metrów. Przynajmniej miała bliżej do wydostania się z lasu, bo
zostało nam tylko dziesięć metrów do tego. O ile wierzyć przepowiedni,
że w ogóle uda nam się wydostać całym i zdrowym. – Heather po
tym omdleniu po spotkaniu z hydrą przechodzi samą siebie, zaczyna mnie to bawić
i to prawdopodobnie bardziej, niż powinno. Pierwszą podkreśloną część zamienić
na: „bo wylądowała dziesięć metrów od niego”, ponieważ chodzi o to, że
Elizabeth znalazła się w takiej odległości od obozu; kolejną podkreśloną część
można wyrzucić; na koniec „wydostać w jednym kawałku”.
— Chyba już czas — powiedziałam, naciskając bransoletkę i
biegnąc w stronę Lamii. Było to ciężkie, noga nadal mnie bolała. –
„Ciężkie” może mylnie sugerować, że chodzi o bransoletkę, która zamieniła się w
tarczę. Lepiej napisać: „trudne”.
Lizzie jest już całkiem blisko, ale wciąż
niewystarczająco. Wciąż musieliśmy odwracać uwagę potwora. –
Powtórzenie. Jedno z nich można zamienić na „nadal”.
Potwór rozpłynął się w powietrzu, tak samo, jak jeszcze
niedawno Dionizos zmaterializował się pod Wielkim Domem. – W sumie to
materializacja a znikanie w powietrzu to dwie różne rzeczy. Sposób, w jaki to
wygląda, może być podobny, ale powinno się to doprecyzować.
Chęć walki to nie wszystko, podejrzewałam nawet, że to
ona zabije dziewczynę, być może szybciej niż Daisy jej zero obrony. –
Namotałaś tutaj, że aż trudno zrozumieć, o co Ci chodzi (zwłaszcza druga część
zdania). Najlepiej napisać to zdanie od nowa, może nawet podzielić na dwa.
— Gdzie teraz idziemy, Omnibusie? – „Omnibusie”
małą literą.
Mnemosyne – Wydaje mi się, że to bardziej
zangielszczona wersja, skłaniałabym się ku Mnemozynie, jako że nazwy bogów
zapisujesz po polsku.
Życie ci nie miłe?! – niemiłe. „Nie” z przymiotnikami
w stopniu podstawowym piszemy razem.
Przecież ona zgniecie nas jak małe robaczki, których
nawet nie zauważa się! – Których nawet się nie zauważa. Nie stawiamy „się”
na końcu zdania.
po mojej głowie krążył idiotyczny, buntowniczy głosik,
mówiąc, że nie powinnam być szczęśliwa, bo nic dla ojca znaczyć nie będę,
nie ważne co zrobię. Starałam się go stłumić i cieszyć, że będę
mogła zobaczyć ojca, jednak nie dawałam rady. Głos szybko podał mi
wątpiące w szczerość intencji Zeusa myśli, a także kilka innych, mało
przyjemnych, jak na przykład to, że dla nikogo nic nie znaczę. Jakby tego było
mało, ku mojemu strachu, nie rozpoznawałam tego głosu, nie należał on do
mnie. – głosik mówiący; nieważne, co zrobię; powtórzenie
„być” oraz „głos”.
zrobić krzywdę wielu osobą, przez które
cierpiałam, jak na przykład moja matka, która miała mnie gdzieś, albo ta
dziewczyna, Ruby, co dwa miesiące temu obrażała mnie. – osobom;
zamiast „co” – „która”, bo początkowo myślałam, że obrażała ją regularnie co
dwa miesiące, najlepiej w określony dzień miesiąca.
Trochę mnie rozbroił wręcz banalny plan Aarona na dostanie
się do rzeki Lete, ponieważ, jak się okazuje, jest ona w Las Vegas. Dobra,
akcja zarówno Percy’ego Jacksona, jak i Twojego opowiadania dzieje się w USA,
ale jakoś nie przekonuje mnie fakt, że położenie mitycznej rzeki jest taką
oczywistą sprawą. Jakoś prędzej kupiłabym ich podróż do Grecji; w końcu stamtąd
wziął się tamten świat. Ale Las Vegas? Sprawdziłam w źródłach o serii
Percy'ego, ale nie tam żadnego potwierdzenia Twojej wizji. Jestem w stanie jeszcze
zrozumieć przeniesienie wyroczni Delf z Delf do obozu; może z czasem nazwa ta
stała się określeniem wszystkich wyroczni. Ale rzeka to inna sprawa… Takie
nieścisłości są konsekwencją opuszczenia części szkoleniowej Heather: z Twojej
historii nie wiemy tak naprawdę, jak herosi ćwiczą swoje umiejętności (w
zasadzie to według Ciebie nie ćwiczą ich wcale; po prostu nagle odkrywają, że
robi się to myślami i jest to proste jak budowa cepa), nie mówiąc już o tym,
jak przełożyłaś świat mitologii do naszego. Co więcej, według Twojej wersji,
ignoranci tacy jak Heather w ogóle nie uczęszczają na żadne lekcje, pomagające
poznać i zrozumieć mitologię, której powinni uczyć się tak jak my historii.
Rozdział był rozwinięciem akcji z poprzedniego rozdziału.
Heather najwyraźniej poza tym, że potrafi trzaskać piorunami, ma nadzwyczajną
zdolność regeneracji, bo ledwo co się ocknęła z omdlenia, to wstała i zaczęła
popędzać resztę do walki; ale może to zasługa magicznego napoju, który wypiła
po obudzeniu. Generalnie Heather i Elizabeth zachowują się strasznie
niedojrzale. Ile ta druga ma lat, żeby bawić się w takie kłótnie w obliczu
niebezpieczeństwa? Ponownie zepchnęłaś Daisy na drugi plan, a to przecież
przyjaciółka Heather – sama tak o niej powiedziała – więc chyba powinna
bardziej się nią przejmować, nie sądzisz? Chociaż z drugiej strony Heather jest
pod tym względem naprawdę dziwną postacią.
W scenie walki mogłaś wykazać się dynamicznymi opisami, ale
nie wykorzystałaś okazji. Zamiast tego skupiłaś się na okrzykach bohaterów i
kłótniach między dziewczynami. Szkoda.
Rozdział 6 część 1.
— To tutaj? — zapytałam, stając przed jakimś sklepem. Był
z czarnego marmuru – nie pasuje mi określenie „sklep z czarnego marmuru”,
raczej „jego ściany były z czarnego marmuru”.
W jaki sposób napis: „Akwizytorom, bezdomnym i żywym
wstęp wzbroniony” miał rozwiać wątpliwości bohaterów co do tego, że w danym
miejscu jest Mnemozyna?
Stała i wpatrywała się w napisy, lekko blada. A więc nie
tylko ja chciałam zwiać gdzie pieprz rośnie, byle tylko nie wchodzić tam. Szybko
ogarnęłam się, mówiąc, że ojciec mnie potrzebuje. Ale wątpliwości dopadły mnie
jeszcze szybciej. – Część „byle tylko…” jest bez sensu, nie pasuje
do wcześniejszej części zdania. Raczej „wpatrywała się w napis”, ponieważ chodzi
o jedną tabliczkę, powiedzmy; a na koniec powtórzenie przysłówka „szybko”.
aby mógł policzyć swoje dzieci, o ile umiał do
tylu liczyć. – Powtórzenie.
Co mnie miał obchodzić człowiek, który nic mi w życiu
nie dał, z wyjątkiem życia i Egidy? – Powtórzenie.
Rodziny nie powinno się zostawiać w potrzebie, nie ważne
jak okropna byłaby. – Nieważne, jak bardzo byłaby okropna. Najpierw
czasownik, a potem jego określenie.
W środku było jasno i pełno ludzi, albo raczej zmarłych
czekających na wejście do Hadesu. – W jasnym pomieszczeniu było pełno ludzi
albo raczej zmarłych, czekających na wejście do Hadesu. „Było” nie może
odnosić się w tym przypadku zarówno do ludzi, jak i do cechy „jasności”,
ponieważ są to dwie różne klasy – kategoria określająca pomieszczenie vs
kategoria czegoś w środku. Brakujący przecinek.
Teraz stałam i zastanawiałam się, czy by nie uciec jak
najdalej stąd. – „By” nie jest potrzebne tutaj.
Mężczyzna w garniturze otworzył drzwi za pomocą karty.
Puścił nas przodem, po czym sam wszedł. Zamknął drzwi, znowu za pomocą
karty, i winda ruszyła bardzo szybko.
W ogóle rzadko kiedy jeździłam windą. – Dość
zaskakujące jak na fakt, że akcja dzieje się w czasach obecnych, a wcześniej
Heather mieszkała w USA.
Okej, a teraz proszę mi wyjaśnić w jaki sposób winda
zmieniła się w łódkę? To, że bohaterka zamknęła oczy, nie załatwia sprawy, bo
tak czy siak ktoś powinien ją popchnąć, żeby zmienić „środek transportu”, że
tak powiem.
Daisy w ogóle nie chciała brać udział w walce. –
Udziału.
Gdzieniegdzie był piasek wulkaniczny i poszarpane
skały. Były trzy wejścia połączone łukiem, a na każdym inny napis. Nawet
nie próbowałam przeczytać tego, to nie ja byłam tutaj od myślenia. –
Powtórzenia. Warto sprecyzować wygląd skały, poza poinformowaniem czytelnika,
że są. To samo o wejściach połączonych łukiem – co w ogóle masz przez to na
myśli?
Chciał pomóc Elizabeth wyjść, ale ta zignorowała
to i sama wyszła. Daisy z chęcią przyjęła jego pomoc,
podobnie jak ja. Nie potrzebowałam jej, no ale proponował ją chłopak, do
którego miałam słabość... Miałam to tak po prostu zignorować?!
– Sugeruję: Chciał pomóc Elizabeth wyjść, ale ta zignorowała jego
wyciągniętą dłoń i sama opuściła szalupę. Daisy z kolei z chęcią skorzystała z
jego asysty, podobnie jak ja. Dałabym sobie radę sama, ale przecież chodziło o
chłopaka, który mi się podobał… Miałam tak po prostu przejść obojętnie?!
Uznałam, że to to coś, co nas przewiozło. Nie chciałam
nawet na to patrzyć. – Drugie „to” z powodzeniem można zastąpić np. słowem
„stworzenie” czy „kreatura”. Poza tym: patrzeć.
Żadne z nas nie jest dzieckiem Hadesa, nie wiadomo, jak
zareaguje na wieść, że tutaj jesteśmy, o ile w ogóle dowie się. – O
ile w ogóle się dowie.
Mam tylko nadzieję, że nie napuści na nas jakieś
potwory – jakichś potworów.
Jest coś, przed czym nie cofniesz się, Elizabeth? –
Przed czym się nie cofniesz.
Staliśmy przed jakby jeziorkiem. – Co czyniło
je mniej jeziorkiem? Dalej opisujesz zbiornik, jakby faktycznie był jeziorem,
więc Twoje „jakby” jest nie na miejscu. A to, że plaża była skalista, nie
odejmuje jezioru jeziorowatości.
Miała brązowe włosy, z których na czubku głowy miała
koka zrobionego z warkocza. Była wysoka i szczupła. Ubrana była w
białą suknię. Tego samego koloru szal miała owinięty na dłoniach i
opuszczony trochę na plecy. – Poza tym, że znowu nagromadziłaś te same
wyrazy obok siebie, to część o koku należy zdecydowanie przeredagować.
Proponuję: „Miała brązowe włosy, które upięła na czubku głowy w kok, zrobiony z
warkocza”. Jeśli ostatnie zdanie zamienisz na stronę czynną (czyli zamiast:
„szal miała owinięty” na „szal owinęła sobie”) unikniesz powtórzeń.
czy przypadkiem nie próbuje specjalnie zdezorientować
mnie. – Czy przypadkiem nie próbuje specjalnie mnie zdezorientować – albo
lepiej – zdekoncentrować.
Skończyłaś rozdział w perfekcyjnym momencie, w którym to
napięcie sięgnęło zenitu, ale niestety trzeba będzie poczekać na dalszy ciąg
zdarzeń. Jednak post nie powala. Wejście do podziemi przez sklep z „normalnego
świata” jest dobrym zabiegiem, ale wypadałoby wyjaśnić to i owo – czy sklep
jest jakoś zabezpieczony? Jakoś nie wydaje mi się, żeby czarnoskóry człowiek
(którego bohaterowie spotkali już po wejściu do pomieszczenia), mówiący: „śmiertelnikom
wstęp wzbroniony” był wystarczającym straszakiem na nieproszonych gości. Może
jest niewidoczny dla śmiertelników? A może coś zupełnie innego? Koniecznie
trzeba takie rzeczy opisać! Poza tym po raz kolejny zmarnowałaś naprawdę
wspaniałą okazję do budowania nastroju i mrocznego klimatu, kiedy to
bohaterowie wchodzili do podziemnego świata. Tymczasem opisy były bardzo ubogie
i niestety nie zbudowały atmosfery strachu ani tajemniczości. Pamiętaj, że
takie opisy to nie tylko przedstawienie co było gdzie, zatem nie tylko bodźce
wzrokowe. Mamy też inne zmysły: słuch, węch czy dotyk.
One-shot.
To taki bonus do Twojego opowiadania, ponieważ opisujesz w
nim spotkanie matki Heather z Zeusem, z perspektywy tego drugiego.
Przedstawiłaś go dość niepochlebnie i, szczerze mówiąc, stracił w moich oczach.
Jednak wolę, gdy piszesz z perspektywy Heather, bo wówczas jej ojciec wydaje
się jednak trochę bardziej poważny. Bardzo spłycasz motywy jego zdrad, a Herę
przedstawiasz jako rozwrzeszczaną i zazdrosną żonę – o ile z perspektywy
dwunastolatki jestem w stanie zrozumieć jej schematyczne podejście do tematu, bo
jest młoda i jeszcze mało wie o życiu, tak w tutaj, w narracji trzecioosobowej,
nie. Poza tym, Hera, choć faktycznie bardzo zazdrosna, była też groźna –
chciała zabić niejedno nieprawe dziecko Zeusa, prześladowała jego kochanki. Mam
wrażenie, że mężczyzna traktuje ją zbyt pobłażliwie, chociaż w Twojej
interpretacji nie przejmuje się on nikim poza sobą, więc czemu też miałby
swoimi dziećmi czy kochankami...
Co do błędów:
Czym była jedna, mała burzyczka, podczas której piorun
rozwalał tej osobie dom – mam wątpliwości co do tego zdrobnienia „burzy”.
Wolał siedzieć na swoim tronie, co prawda nie w swojej
normalnej boskiej postaci, lecz nie miał też niespełna dwóch metrów wzrostu,
które czyniły go takim... małym. – Nie wiem, o co tutaj chodzi. Poza tym
dlaczego na olimpijskim tronie musi siedzieć w ludzkiej postaci?
Żaden z bogów nie podważał jego autorytetu, może to za
sprawą tego, że był najpotężniejszy z wszystkich. – No cóż, zapewne tak. To
nie powinno być przypuszczenie, tylko fakt. Zresztą przedstawiasz Zeusa jako
bardzo pewnego siebie i zadufanego mężczyznę, więc tym bardziej pasowałaby coś
w stylu „bo przecież jestem największy, najstraszniejszy i rzucam piorunami”.
O ile z Hadesem nie miał za wiele kontaktu, a więc był to
dość ograniczony kontakt – masło maślane.
Ale to nie znaczyło, że z nikim nigdy się nie kłócił.
Głównymi osobami, z którymi tak było, to jego rodzeństwo, a dokładniej bracia i
Hera. O ile z Hadesem nie miał za wiele kontaktu, a więc był to dość
ograniczony kontakt, a z Posejdonem nie miał za wiele powód do tego, z Herą
było zupełnie inaczej. – Najpierw napisałaś, że najczęściej kłócił się z
żoną i rodzeństwem, a z dalszej części wynika, że jednak tylko z żoną,
bo z braćmi nie miał o co.
Po prostu krzyczała, postawiając prawdopodobnie
cały Olimp na nogi. – Stawiając cały Olimp na nogi.
Taki spacer zawsze dobrze na niego robił – dobrze mu
robił.
Na środku było pełno tańczących ludzi, na różne sposoby.
Po drugiej stronie baru, na wprost wejścia, był barman, który robił drinki.
– Powtórzenie. Drugie zdanie mogłabyś zmienić tak: Po drugiej stronie baru,
mężczyzna w białej koszuli nalewał klientom drinki.
Zeus poszedł tam, uznając, że jeden drink nie zaszkodzi
mu. – Jeden drink mu nie zaszkodzi.
Ujrzał piękną szatynkę z długimi włosami, dołeczkami w
policzkach i niebieskimi oczami i migdałową karnacją. – Pierwsze „i” zamień
na przecinek.
Poczuł, jak powieki ciążą mu. – Jak powieki zaczynają
mu ciążyć.
Obiecał pięknej szatynce wrócić, i dotrzymał obietnicy.
– Ten przecinek jest niepotrzebny. Jest to pierwsze „i” w zdaniu. Jeśli chcesz
mieć jakiś znak, to lepiej będzie wyglądało z myślnikiem.
tymczasem to jego już druga wpadka. – To już
jego druga wpadka.
Podsumowanie
Nie jest źle, ale może być lepiej. Zacznę od samej historii:
bardzo dobrze wypada relacja Heather z matką i mam nadzieję, że jeszcze do niej
wrócisz, a jej rodzicielka otworzy się i opowie jej perspektywę wydarzeń –
musisz jednak przemyśleć porządnie jej punkt widzenia, żeby nie wyszło jak w
krótkim one-shocie o Zeusie. Mam wrażenie, że wiele rzeczy w tym opowiadaniu
robisz nieświadomie (co nie jest błędem, ale warto co nieco sobie uzmysłowić,
żeby potem pisać lepiej), w tym też opisanie tej relacji; instynkt mówi mi, że
chciałaś przedstawić matkę w złym świetle, ale gdzieś bokami wyszło to, co
wyszło, czyli, że bała się jej nadprzyrodzonych mocy. Co do spotkania Zeusa;
jasne, widać było, że chciała spędzić wieczór w towarzystwie mężczyzny, ale już
potem w grę będzie wchodzić strach, niepewność, złość i wiele innych emocji.
Wierzę, że dasz sobie radę.
Nieźle radzisz sobie także z punktem widzenia nastolatki,
ale, sądząc po one-shocie, mam wrażenie, że nie dałabyś sobie rady w narracji
kogoś starszego. Myślę, że wybór, którego dokonałaś, to dobry początek. Sama
główna bohaterka ma typowe cechy nastolatki, co do mnie przemawia. Jest też
cyniczna – momentami aż za bardzo, ale rozumiem, że nie miała lekkiego
dzieciństwa. Jednak dziewczyny z domu Aresa są niemal takie same – warto byłoby
je jakoś rozróżnić. Podoba mi się także rozsądek w prowadzeniu relacji pomiędzy
bohaterami – Heather nie rzuca się wszystkim w ramiona, no i tak jak
wspomniałam wyżej, jej sympatia zdaje się nie zwracać na nią większej uwagi, a
przynajmniej nie w takim sensie, w jakim Heather by chciała. Zeus jest na swój
sposób ciekawą postacią, chociaż momentami bywa okrutny w słowach – ale to
chyba dziedziczne. Podoba mi się sposób, w jaki dystansuje się do córki, ale
jednocześnie budzi respekt. Herę przedstawiłaś jako jednoznacznie złą osobę,
ale po cichu mam nadzieję, że pokażesz także jej dobrą stronę. Bądź co bądź
jest też boginią domowego ogniska, więc zakładam, że nie chodzi tu tylko o
zdrady, co o burzenie świętego porządku prawdziwej rodziny. Kreacja postaci
idzie zatem raczej na plus, ale warto zwrócić uwagę na rozwój postaci – tak jak
pisałam, Heather przez te pięć rozdziałów nie dowiedziała się prawie nic o
mitologii, co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że na tym opiera się jej przygoda.
W ogóle jej to nie ciekawi? Ponadto z tego, co wiem, poza umiejętnością
trzaskania piorunami, dzieci Zeusa potrafią manipulować ruchami powietrza,
czasami latać. Można by wprowadzić taki element podczas szkoleń. Brakuje mi też
takiej osoby, która sprowadziłaby momentami Heather na ziemię i pokazała jej,
że nie zawsze ma rację i że wcale nie jest najlepsza.
Problemy pojawiają się przy wprowadzaniu akcji. Kompletnie
nie przemyślałaś konsekwencji przygwożdżenia drzewem oraz totalnie zapomniałaś
o opisaniu jakichkolwiek lekcji dla herosów z obozu. Chociaż nie wiadomo, co
się stanie w najbliższych rozdziałach – prowadzenie intrygi jest całkiem w
porządku – to brakuje budowania napięcia poprzez kreację tła. Opisy przyrody to
jeden z niemal zawsze sprawdzających się zabiegów przy budowaniu napięcia,
sygnalizowania niebezpieczeństwa czy wprowadzenia spokoju. Ale nie tylko to.
Czasami warto skupić się na pewnych detalach wyglądu innych bohaterów; mimo że
podkreślasz, iż Heather nie umie odczytywać ludzkich emocji, to w najnowszych
rozdziałach widać, że jednak coś tam potrafi. Poprzez drobne elementy, które
dostrzeże, takie jak nerwowe kręcenie włosów czy drapanie się po szyi, główna
bohaterka może uczyć się interpretacji zachowań – z różnym skutkiem, to już zależy
od Ciebie.
Uprościłaś trochę świat przedstawiony w Percym, a mogłaś
opisać znacznie więcej – na terenie obozu mieszkają nie tylko inni herosi, ale
też nimfy czy driady, przy czym jedna z nich jest dziewczyną wspominanego na
samym początku Grovera. No i herosi mieli wiele zajęć, wspomniałaś tylko, że
zbierają truskawki, a przecież poza tym czyszczą zbroje, rąbią drewno, ćwiczą
szermierkę, uprawiają sporty itd. (to odnośnie mojej uwagi o lekcjach i
szkoleniach), a pod koniec każdego dnia śpiewają wspólnie przy ognisku. Może
Heather zbliżyłaby się do kogoś przy takiej okazji. Widać, że byłaś nieco
niecierpliwa w budowaniu intrygi, przez co w pewnym momencie opowiadanie
zaczęło tracić; a szkoda, bo początek był naprawdę niezły.
Nierzadko używasz zwrotu „rzecz jasna”, nie wiem, czy
świadomie czy nie, ale daje to nawet fajny efekt, charakteryzuje główną
bohaterkę, przez co poniekąd utożsamiamy ją z tym powiedzeniem.
Masz problem z pisownią łączną lub rozłączną niektórych
zwrotów. Sporadycznie pojawiają się też błędy interpunkcyjne. Na koniec oceny
załączam parę przydatnych linków, niektóre też pojawiły się w samej ocenie;
sprawdź je, proszę.
Z kwestii technicznych: w pierwszych rozdziałach pojawiają
się podwójne spacje. W czwartym rozdziale zapominałaś wyjustować tekst. Masz
problemy ze składnią zdania, niektóre z nich brzmią strasznie sztucznie. Przede
wszystkim stawiasz zaimki osobowe jak „się” na końcu zdania, czego się raczej
nie robi. Poza tym często używasz słowa „to”, które można z powodzeniem zastąpić
konkretnym rzeczownikiem. Powtarzasz też podmiot, nawet kiedy wiadomo, o kogo
chodzi. Bez przerwy używasz czasowników „być” oraz „mieć”, co może wskazywać na
ubogie słownictwo. Często korzystasz też z imiesłowów, co jest okej, ale
czasami lepiej zamiast „idę w stronę domku, kuśtykając” albo „położyła ręce na
stole, cała się trzęsąc” zamienić je na przymiotnik lub odpowiedni czasownik,
czyli: „pokuśtykałam do domku” czy „położyła drżące ręce na stole”. W ten
sposób łatwiej też uniknąć powtórzeń, bo zamiast „iść” masz już bardziej
precyzyjny czasownik określający chód. Czasami z kolei zamiast imiesłowu
idziesz w konstrukcję z „który/a”. W ten sposób niepotrzebnie narażasz się na
powtórzenie tego zaimka. Zdarza Ci się zapomnieć dopełnienia w zdaniu, co
wybija czytelnika z rytmu, czasami też czasownik nie jest zgodny z
rzeczownikiem – gubisz się w odmianie. Przez takie rzeczy Twój styl bardzo
traci.
Zbierając wszystko do kupy: zaletami Twojego opowiadania
jest:
· postać głównej bohaterki, utrzymywanie jej
narracji w tonie odpowiednim dla zbuntowanej dwunastolatki;
· relacje Heather z rodzicami;
· pomysł na akcję i intrygę;
· konsekwencja w formie tytułów rozdziałów.
Do wad zaś należy:
· stereotypowe podejście do niektórych postaci,
upraszczanie ich pobudek;
· nieprzemyślenie niektórych wątków;
· problemy ze składnią;
· wiele powtórzeń;
· za mało kreacji tła.
Dostajesz ode mnie ocenę dostateczną.
Na koniec załączam parę przydatnych stron:
· Pisownia razem/osobno:
PS Zainteresowana Twoją zakładką „o sobie”, sama znalazłam
jakiś test na dom z Percy’ego i wyszedł mi Zeus, więc chyba jestem siostrą
Heather.
Jeśli chodzi o podobieństwo Clarisse i Lizzy, to chciałam pokazać, że są siostrami i odziedziczyły charakter po ojcu. Tak samo, jak podobne charaktery mają Thalia i Heather.
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o wejście do Hadesu, to wzorowałam się na książce. To co było tam napisane, to to dałam.
Relacje matki i Heather będą szczegółowo opisane w drugiej części. W tej pojawi się one-shot, który będzie wstępem do tego.
Co do szablonu, to muszę przyznać ci zupełną rację. Miałam problem ze znalezieniem szablonu, który dość pasowałby do bohaterów itd. Znalazłam jeden, ale był zielonego koloru, którego bardzo nie trawię. Ten był drugi, właściwie przejściowy, bo czekałam na wykonanie zamówienia. Już został zmieniony :)
Dziękuję za poprawienie oraz porady. Błędy w poprzednich częściach poprawię przy wolnej chwili, a w kolejnych będę starała się jak najbardziej stosować do twoich rad. Mam nadzieję, że dzięki nim moje opowiadanie będzie ciekawsze i przyjemniejsze do czytania :) Jeszcze raz - dziękuję.
O, to w takim razie jestem bardzo ciekawa tej drugiej części :) Trzymam kciuki, jesteś na dobrej drodze.
UsuńWiesz, siostry nie muszą być identyczne pod każdym względem, warto nakreślić jakąś różnicę. A co do Hadesu - zwracam honor :)choć naprawdę dziwna sprawa z tą rzeką.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję :)
UsuńLizzy i Clarisse też nie są, chociaż z początku miały. Elizabeth jest mniej wredna :D