Ocena nr 17 – Cordragon

Adres bloga – Cordragon
Autorka – Corteen
Oceniająca – Condawiramurs

1.      Pierwsze wrażenie (4,5/5 pkt.)
Tytuł bloga kojarzy się z fantastyką, a więc spełnia swoje zadanie. Szczególnie że można się tutaj dopatrzeć połączenia „serca” ze „smokiem”, co może okazać się mieć głębsze znaczenie. Podoba mi się.
Pierwsze wrażenie po wejściu na stronę ogólnie jest pozytywne, choć zawsze trochę smutno widzieć jako pierwszą notkę wiadomość o zastoju. Dobrze, że od razu można przeczytać podstawowe informacje o blogu i publikowanym opowiadaniu. Zgrzytają mi jedynie: odnośnik do urodzin strony oraz wiadomość o konkursie na samym dole – obie wiadomości są mocno przeterminowane, więc myślę, że powinnaś je wykasować ze strony głównej.

2.      Grafika (4/5 pkt.)
Szablon przypadł mi do gustu. Podoba mi się prostota kolorystyczna, symbolika bieli i czerni oraz niecodziennie umieszczony mroczny nagłówek. Przerażająca dziewczyna od razu nadaje klimatu.
Układ generalnie także mi odpowiada, choć muszę przyznać, że forma otwierania podstron na komputerze jest dość uciążliwa. Trzeba najeżdżać specjalnie na czarne kwadraciki, żeby otworzyć konkretną stronę, których mamy całkiem dużo, przez co trwa to jakiś czas. Szczególnie że nie wszystkie zakładki nazwałaś w jednoznacznie definiujący je sposób. O samej treści podstron wypowiem się na końcu oceny.

3.      Treść opowiadania (62/85 pkt.)

– fabuła + świat przedstawiony (15/20 pkt.)
Na wstępie zaznaczę, że w tej części znajduje się trochę spoilerów, zważywszy na to, że wychodzę z założenia, iż najlepiej argumentować jest swoją opinię za pomocą konkretnych przykładów.

Prolog
Podoba mi się. Już tutaj skupiasz uwagę zarówno na tle akcji, opisach wyglądu bohaterów, jak i ich emocji. Nie zapominasz o budowaniu napięcia, umiejętnie przedstawiasz dialogi. Słownictwo jest rozbudowane, powtórzeń praktycznie nie ma.
Treść prologu umieszczasz w miejscu idealnym do przedstawienia takiego spotkania. Podobnie zresztą ma się sprawa z pogodą i ubiorem bohaterów. Mimo że pod koniec notki wychodzi na jaw, jaką profesję ma Montero, wzbudza on we mnie dzięki takiemu, a nie innemu przedstawieniu pewien rodzaj sympatii oraz ciekawość, podobnie jak i jego towarzyszka.
Podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz bohaterów: nie tylko przez bezpośrednie ich opisywanie, ale również, na przykład, zmianę sposobu ich wypowiadania się. Angeli mówi chaotycznie i trochę bez sensu, zaś Milan próbuje być bardzo poprawny, ale daje się wyczuć w nim i strach, i niecierpliwość. Dobrze dawkujesz także informacje: z jednej strony dowiaduję się, z jakiego powodu para spotyka się akurat na cmentarzu, ale z drugiej w mojej głowie rodzi się mnóstwo kolejnych pytań.
Jedyne, co trochę mi zgrzyta, jeśli chodzi o treść, to zakończenie: skąd Montero wie, do kogo konkretnie się udać? Przecież dziewczyna nie wypowiedziała imienia czy nazwy ofiary… Być może czytają sobie w myślach, ale z fragmentu nie wynika to jednoznacznie.

Rozdział pierwszy
Następuje tutaj zmiana narracji na pierwszoosobową. Nieco mnie to zaskakuje, choć mogę to przeboleć, o ile wszystkie rozdziały będą pisane w ten sposób. Mimo to nie do końca rozumiem, dlaczego uważasz za stosowne zapisać prolog w trzeciej osobie?
Milan rozpoczyna na dobre wykonywanie swojego zdania. Zagadką pozostaje dla mnie, dlaczego stwierdziłaś, że akcję pierwszej części rozdziału należy umieścić w środku pustego lasu, jednak dostajesz duży plus za opisywanie uczuć i refleksji narratora.
Posiadasz dużą zdolność do takiego tłumaczenia, aby jednocześnie pobudzać wyobraźnię czytelnika do zadawania kolejnych pytań, co jest bardzo dobrą umiejętnością, jeśli chodzi o prowadzenie narracji. W tym rozdziale jednak w zdaniach, które miały nieco uchylić rąbka tajemnicy, chyba sama się czasem gubiłaś.
Ponadto wydaje mi się, że Montero ma się spotkać się ze swoją siostrą, a czeka na niego ktoś, kto zachowuje się, jakby go zupełnie nie znał. Później nie pojawia się nikt inny, a więc chyba jednak to ta postać miała być rzekomą siostrą, jednak zupełnie mnie to nie przekonuje.
Podoba mi się wątek z gazetą, którego celem miało być przedstawienie zarówno Milanowi, jak i nam świata, w którym nie do końca „legalnie” się znajduje.
Zakończenie rozdziału idealne, widzę, że dokładnie wiesz, kiedy należy przerwać wątek, aby czytelnik nie mógł się doczekać kontynuacji.

Rozdział drugi
Niestety nie podoba mi się tak jak poprzednie. Głównie dlatego, że napisałaś go z perspektywy Montera, jednocześnie przedstawiając rozmowę między kimś innym, a mianowicie Leną i Aniołem Śmierci.
Z powodu licznych przemyśleń Montera, i to nie zawsze dotyczących tylko ludzi, których rozmowie się przysłuchuje, trudno jest śledzić samą konwersację. Kiedy pojawia się odpowiedź, czytelnik nie pamięta już, jakie było pytanie, gdyż w międzyczasie przedstawiasz obszerne wynurzenia Milana. Rozumiem, że chciałaś pokazać, co Montero myśli o swojej szesnastoletniej ofierze (swoją drogą ironię specyfikę jego… pracy udało Ci się pokazać bardzo dobrze i muszę przyznać, że Milan już teraz zyskał moją sympatię), ale nie powinnaś do tego powracać przez cały rozdział. Najlepiej byłoby opisać uczucia mężczyzny albo przed, albo po rozmowie, zaś samą konwersację przedstawić z perspektywy nic nierozumiejącej dziewczyny; taki zabieg zdecydowanie ułatwiłby życie czytelnikom.
Z powodu dość nagłego rozpoczęcia tego rozdziału początkowo wcale nie jest jasne, że bohaterowie nadal znajdują się w miejscu przypominającym szpital. Powinnaś to podkreślić na początku. Pomysł z drzwiami na samym końcu uważam za bardzo dobry, ale zastanawia mnie, dlaczego dopiero wtedy bohaterowie poruszyli tę kwestię. To znaczy, w rozmowie – okej, ale czemu Milan nie zainteresował się tak osobliwymi napisami na drzwiach już na samym początku? Jednak muszę przyznać, że podobnie jak Montero i mnie zainteresowało, dlaczego akurat takie, a nie inne drzwi udało się otworzyć Lenie, i znów chwalę Cię za zakończenie postu.
Fascynuje mnie także spojrzenie Mikler na śmierć, podobnie zresztą jak jej opanowanie. Wydaje się, że będzie interesującą i silną postacią.

Rozdział trzeci
Początek tego rozdziału utwierdza mnie w przekonaniu, że dość dziwnie rozpoczynasz sceny będące bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzednich postów. Na przykład tutaj piszesz, że Lena płacze przed otworzeniem drzwi, tymczasem można odnieść wrażenie, że ona już dawno przez nie przeszła. Dodatkowo chyba w sekundę musiała się załamać, bo przecież pod koniec dwójki miała się całkiem dobrze. Ale to akurat można zrozumieć; pewnie świadomość o akurat takiej śmierci przelała czarę goryczy. Szczególnie że dziewczyna nic z tego nie pamięta (ktoś musiał się przecież postarać, żeby to wszystko spreparować).
Pomysł na wspomnienia w zamierzeniu uważam za dobry, jednak przez to, że chciałaś umieścić zbyt dużo postaci i wydarzeń z życia Leny w jednym miejscu, dodatkowo praktycznie nie używając orzeczeń, wychodzi to dość chaotycznie i mało zrozumiale (szczególnie zdanie dotyczące pięcioletniej siostry Mikler).
Później jednak, kiedy dziewczyna w końcu przechodzi przez drzwi, chaos techniczny zanika, za to pojawia się fabularny. Trochę szkoda, że nie opisujesz dokładniej reakcji ludzi czekających w kolejce, bo byłby to jeszcze lepszy przegląd psychologiczny, że tak powiem. Bardzo podoba mi się Twoja wizja recepcjonistki oraz to, że Lena pokazuje, że pomimo niezrozumienia sytuacji i załamania nie da sobą pomiatać i ma swoje zdanie. Jak na razie lubię jej postać, choć trochę dziwi mnie, że podchodzi do tego, co dzieje się wokół, tak spokojnie, jakby codziennie miała do czynienia z podobną sytuacją. Wydaje mi się, że powinna być bardziej zaskoczona, wręcz przerażona.

Rozdział czwarty
Znowu brakuje mi podkreślenia w początkowej części postu, gdzie się znajdujemy. Wychodzi na to, że nadal na szpitalnym korytarzu, co mnie trochę dziwi. Ale z drugiej strony wydarzenia, które się rozgrywają, pasują do tego miejsca.
Nie spodziewałam się, że pierwsza osoba, która z własnej woli przywita się z Leną w takim miejscu i będzie dla niej miła, chwilę potem będzie odczuwać tego typu problemy. Poczułam pewnego rodzaju współczucie wobec Arcany, ponieważ już w tak krótkim fragmencie zdołałam go polubić. Wszystko staje się coraz dziwniejsze oraz bardziej tajemnicze i nie dziwię się Lenie, że odnosi wrażenie, iż zaraz oszaleje.
Co do drugiej części, trochę zbiła mnie z pantałyku. Podoba mi się pomysł telepatycznych rozmów między Milanem a Angeli, ponadto lubię sposób, w jaki ze sobą rozmawiają. Rozbraja mnie fakt, że chłopak próbuje przekonać samego siebie, że nie musi bać się Vivere, twierdząc, że przecież kobieta w ogóle nie jest straszna. Plus również za to, w jaki sposób pokazujesz zależność między śmiercią chłopaka, którym opiekował się Iker, a treścią tej konwersacji. Niestety jednak nie do końca jasno informujesz czytelników, kim jest Artur: czy właśnie tym chłopakiem, czy może zupełnie kimś innym.
Ponadto mimo bogatego słownictwa i wielu opisów zdarza Ci się wplatać w tekst dość dziwaczne sformułowania, niepoprawnie użyte słowa czy błędy gramatyczne, które nieco psują odbiór interesującego i wzbudzającego emocje tekstu. Później napiszę o tym więcej, ale już teraz wspomnę, że uważam, iż prolog napisany w trzeciej osobie czytało się o wiele lepiej, wręcz perfekcyjnie, a z narracją pierwszoosobową jest nieco gorzej.

Rozdział piąty
Prawie w całości skupiasz się tutaj na przemyśleniach Milana i przedstawieniu jego dość dziwnego, retrospekcyjnego snu, o ile można to tak nazwać. Dopiero pod koniec staje się jasne, że mężczyzna nadal znajduje się w świecie „pomiędzy”. Ale gdzie w takim razie zasnął? I czy fragment zapisany kursywą to sen, z którego się obudził, czy może następny, który go nawiedził? Niestety z narracji nie wynika to jednoznacznie. Ponadto przemyślenia Milana z początku postu wydają mi się dość chaotyczne i bardziej gmatwają, niż cokolwiek tłumaczą. Jednak sama wizja z przeszłości podoba mi się: matka Montero robi wrażenie swoją szaleńczą, nieco przerażającą inteligencją i stanowczością, co zyskuje dodatkowe znaczenie, gdy wracamy do rzeczywistości i refleksji Milana. Ponadto intryguje mnie miejsce tej wizji, niepokojąco podobne do „szpitala”.
Cieszę się, że w końcówce rozdziału wracasz do Leny, jednak niestety ponownie czynisz to dość chaotycznie; dopiero w połowie kolejnego tekstu napisanego kursywą staje się jasne, że wciąż niewidzialny Milan wdziera się do umysłu dziewczyny, która gorączkowo rozmyśla o Arcanie. Wspominasz także o jakimś teście, a potem dość niespodziewanie urywasz rozdział.
Nie sposób nie zauważyć, że ciągniesz tę samą scenę już piątą notkę. Przydałaby się albo rozmowa między Milanem i Leną, albo zmiana perspektywy, bo powoli to zawieszenie robi się nużące. Szczególnie że Montero chyba jednak nie zamierza na razie wchodzić z Leną w bezpośrednie kontakty.
Ponadto muszę dodać coś jeszcze. Jestem wielką miłośniczką czytania o czyichś emocjach, refleksjach itd., serio, ale o wiele bardziej przekonują one czytelnika wtedy, kiedy równolegle rozgrywa się akcja. Człowiek bardziej przeżywa czyjeś uczucia, kiedy wie, do czego się one odnoszą, kiedy pozna daną postać po tym, co ta robi, jakie ma relacje z innymi osobami. Tutaj zaś większość czasu stoimy w miejscu, a refleksje dotyczą zarówno przeszłości, teraźniejszości, jak i przyszłości, w czym kompletnie niezapoznany z Twoim światem czytelnik może się z łatwością pogubić. Idealnym rozwiązaniem jest przeplatanie emocji z właściwą akcją, dzięki czemu opowiadanie stanie się bardziej dynamiczne.

Rozdział szósty
Początkowo to znów opis uczuć, tym razem Leny. Zupełnie nie rozumiem, co masz na myśli we fragmencie dotyczącym morderców, wydaje się to kompletnie wyrwane z kontekstu. Później jednak post zaczyna mi się bardziej podobać. Udaje Ci się bardzo przekonująco pokazać rozpacz Ikera. O to właśnie chodziło mi wcześniej: kiedy wiemy, dlaczego chłopak aż tak cierpi, jego zachowanie staje się bardziej przekonujące, współczujemy mu tak samo jak Lena. Podoba mi się także to, że Mikler próbowała go pocieszyć, mimo że sama jest w niezłej rozsypce.
Nagłe wejście kolejnego bohatera zupełnie zmienia atmosferę. Muszę przyznać, że to wyjątkowo specyficzny osobnik. Właściwie przypominało to nieco poznanie Arcany, on też przecież początkowo wydawał się nieco szalonym, wesołym nastolatkiem, nieprzypominającym anioła. Jednak udaje Ci się dobrze pokazać różnicę pomiędzy nimi i to nie tylko dlatego, że Ikerowi z wiadomych powodów kompletnie zepsuł się humor, czego Ty wydaje się nieświadomy, a przynajmniej takie wrażenie można odnieść po jego zachowaniu. Mimo wszystko cieszę się z jego przybycia, bo najwyraźniej nie tylko Lena, ale i my dowiemy się czegoś więcej na temat aniołów i Stron.

Rozdział siódmy
Oprócz prologu podoba mi się najbardziej, ponieważ zawiera dużo wyjaśnień. Muszę przyznać, że dobrze wyszła Ci ballada: ma rytm, rymuje się, zawiera sens, nawet jeśli pojawia się w niej trochę celowych niedomówień. Jedyne zastrzeżenie: wydaje mi się, że Tenebris to chłopak, a na końcu nagle wychodzi na to, jakby była to dziewczyna.
Całkiem zgrabnie przedstawiasz rozmowę między trójką bohaterów, choć w pewnym momencie brakuje częstszego wskazywania podmiotu. Ale za umiejętność zmieniania stylu wypowiedzi poszczególnych postaci zdecydowanie należy się plus. Cieszę się również, że sprawa samobójstwa w części zostaje wyjaśniona. Nie rozumiem jednak, dlaczego Lena nie zadaje pytań? Dlaczego nie interesuje ją, czego tak naprawdę oczekują od niej anioły? Dlaczego pozwalają jej na powrót na ziemię po przejściu testu? Dlaczego nie przejmuje się, że jej sobowtórem jest ktoś aż tak potężny i okrutny ani nie dopytuje się, kto jest dowódcą jej Strony? Naprawdę wydaje mi się mało realne, żeby sama informacja o tym, że powróci do swojej rodziny i ze nie popełniła w rzeczywistości samobójstwa, naprawdę wystarczała Lenie, aby się w miarę uspokoić.
Za zakończenie dostajesz kolejny plus. Podoba mi się nawiązanie do słów wypowiedzianych przez Ikera. Ciekawe, czy przeczucia dziewczyny się sprawdzą.

Rozdział ósmy
Znów wracamy do Milana, który nadal przesiaduje niewidzialny w świecie „pomiędzy”. Trochę dziwi mnie fakt, że dla niego czas biegnie jakby inaczej niż dla Leny. Co prawda przyspieszasz akcję, ale maksymalnie o dobę: w końcu dziewczyna dopiero rozpoczęła test. Nie do końca więc rozumiem, dlaczego ktoś taki jak Milan tak źle znosi pobyt w tym miejscu. Ale może to dlatego, że nie powinno go tam być? To byłoby przekonujące, ale niestety wyjaśnienia na to, w jaki sposób ktoś niewidzialny może się przebrać w leżące w magazynie ubrania, w tekście nie znajduję. Mogę to przeboleć, skoro w końcu po pierwsze – mamy do czynienia z magią, a po drugie – nareszcie rozpoczyna się akcja, jednak i tak uważam, że takie luki narracyjne psują odbiór tekstu.
Dziwi mnie nieco informacja o tym, że Montero nie tylko odczytuje myśli i wspomnienia Leny, ale i modyfikuje jej zachowanie, choć z drugiej strony to nieco wyjaśnia. Bardzo podoba mi się pierwsze zadanie postawione przez dziewczyną, wyszło naprawdę przerażająco, a więc zgodnie z zamierzeniem! Również pierwsze wspomnienie mnie przekonuje, choć jego początek uważam za nieco chaotyczny.
Najprzyjemniej jednak czytało mi się końcówkę tego rozdziału. Uwielbiam rozmowy między Milanem a Vivere, może dlatego, że jego nadal lubię, a Lena zaczęła mnie od pewnego czasu nieco denerwować. W każdym razie podoba mi się, że między Vivere a Montero wyczuć można nieco bardziej zażyłą więź, niż którekolwiek pozwoliłoby po sobie pokazać. Ponadto lubię ich sarkazm oraz inteligencję. Jednak pomimo iż Angeli jest bardzo interesującą postacią, to przez swoje okrucieństwo i postępowanie nie mogę jej kibicować.
Jedynym, co dziwi mnie w tej konwersacji, jest to, dlaczego Milan oburza się na propozycję Vivere aż tak mocno, że chce jej dać w twarz. Akurat za to bym jej nie dała, za wiele innych komentarzy – tak. Przecież powinien być wdzięczny, że choć na chwilę uwolni się z tego świata i sobie, biedaczysko, odpocznie.

Rozdział dziewiąty
Początek był dla mnie niezrozumiały. Wydawało mi się, że dokończysz w nim test z perspektywy Leny, tymczasem niestety tak się nie stało; dowiedzieliśmy się za to, że Mikler jest zła, że podczas niego nie dowiedziała się niczego istotnego. Ale niby dlaczego miałaby? To chyba w trakcie rozmowy mogłaby się czegoś takiego dowiedzieć. Co prawda podczas lektury rozdziału staje się jasne, że dziewczyna przez kilka dni zdobyła całkiem dużą wiedzę na temat różnych rodzajów magicznych istot, ale to, że ona wie, nie znaczy, że my też. To, że anioły kontaktują się z nią telepatycznie i potrafią wpływać na jej zachowanie czy ruchy, jest dobrym pomysłem, ale nie możesz zapominać, że czytelnicy powinni nadążać za bohaterami. A dla mnie naprawdę część wydarzeń mających miejsce w tym rozdziale nie jest jasna.
Po pierwsze, zdziwiłam się nieco, dowiedziawszy się, że Lena jest w „szpitalu” już od kilku dni, a chyba tylko podczas jednego przechodziła test. To co robiła w resztę? Dodatkowo nie za bardzo zrozumiałam, dlaczego Ty przetransportował do świata „pomiędzy” Luizę i Maję? Wydawało mi się początkowo, że ich obecność musi oznaczać, że obie umarły, ale najwyraźniej nie. Zaskoczyło mnie, że pomiędzy dziewczętami nie nawiązała się nawet krótka rozmowa. Ale najbardziej zaskakuje mnie pojawienie się kolejnych postaci, przez co robi się naprawdę niezły rozgardiasz.
Niby co takiego w postawie tych kobiet pozwala narratorce na dywagacje na temat Queerini i Upadłych Aniołów, bo naprawdę nie rozumiem? Jeśli to miało być wyjaśnienie, niestety nie wyszło. Ale plusem jest to, że jedną z nowych bohaterek okazuje się Mika Montero, a więc faktycznie pojawia się siostra Milana… Tylko że ona – przypominam – miała się zjawić w pierwszym rozdziale! Niemniej jej postać wydaje się dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam. A, za Ty’a masz dużego plusa, bo jego specyficzność pokazujesz w naprawdę przekonujący sposób.

Rozdział dziesiąty
Podoba mi się w Twoim opowiadaniu wizja więzi, jaka łączy danego człowieka z jego Aniołem Stróżem. Początkowo miałam co prawda wrażenie, że Iker wydaje się być bliższy Lenie niż Ty, pewnie z powodu jej denerwowania się na tego drugiego, ale chyba do końca tak nie jest, nawet jeśli to z Arcaną dziewczyna czuje większą zgodność poglądów. Widać, że to Arteficiam bezproblemowo potrafi ocenić uczucia swojej podopiecznej i bardzo mi się to podoba.
Jednak nie do końca rozumiem, dlaczego rozdział rozpoczyna taka, a nie inna scena. Czy Lena naprawdę uznała za stosowne opuścić w takim momencie całe zbiorowisko? Zostawić swoją siostrę i Maję? Wydaje mi się to nieco absurdalne, szczególnie że chyba nic nie zostało ustalone. Ja na przykład nadal nie rozumiem, dlaczego Luiza i przyjaciółka Leny znalazły się w szpitalu. Może narratorka zna przyczynę, ale niestety nie podzieliła się tą wiedzą z czytelnikami. Za to oskarża Ty’a o dobry humor, co wydaje się być mocno ironiczne.
W drugiej części wracamy do Milana, który postanawia się wreszcie ujawnić. Niestety nie do końca rozumiem, na jakiej zasadzie. Po pierwsze, dlaczego nikt nie zwrócił na niego wcześniej uwagi, skoro z wiadomych powodów nie jest już niewidzialny? Ponadto jak to się stało, że jego własna siostra rzuca się na niego w pomieszczeniu, gdzie znajduje się mnóstwo innych ludzi? Przecież oni też musieliby go zobaczyć! No chyba że sobie ot tak stanął nagle pośrodku, zjawiwszy się nie wiadomo skąd, ale niestety nic o tym nie wspominasz. Dziwi mnie to wszystko. Dziwi mnie, dlaczego Mika Montero ma pomagać tej dobrej stronie i nikt nie ma z tym problemu. Dziwi mnie absurd obecności Mai i Luizy, którym najwyraźniej nic nie przeszkadza, a sama narratorka w ogóle z nimi nie rozmawia, pomimo że są to jedne z najważniejszych osób z jej poprzedniego życia. Dziwi mnie, że nie wspomina prawie rodziców, nie zastanawia się, co się z nimi stało, nie prosi swojego Anioła Stróża o wyjaśnienia.
Walka między Milanem a Miką podoba mi się, wreszcie mamy szybszą, trzymającą w napięciu akcję. Jedynie w końcówce mi nieco zgrzyta: kiedy czytam o nieco dziwnym zachowaniu Ty’a. Jednak samo finiszujące zdanie uważam za dobre, akurat końcówki rozdziałów zazwyczaj wychodzą Ci w porządku; gorzej bywa z rozpoczęciami, ponieważ często trudno zrozumieć, w jakim odstępie czasu i gdzie w porównaniu do poprzednich dzieją się dane wydarzenia.

Rozdział jedenasty
Idealnym przykładem uwagi powyżej jest rozpoczęcie tegoż rozdziału. Poprzedni zakończyłaś pytaniem Ty’a skierowanym do Miki na temat jej brata, ale odpowiedzi ani tam, ani tutaj nie uzyskujemy. W zamian za to mamy nie do końca sprawiedliwie przeprowadzone głosowanie. Przypominam, że nie pojawiło się do tej pory ani słowo o roli siostry Montero w tym wszystkim. Niedopatrzeniem jest również to, że nie napisałaś szybciej i wprost, jakim rodzajem anioła jest Mika.
W dalszej części postu wracamy przynajmniej do testu. Jak zwykle jednak rozpoczynasz od rozterek Leny. Naprawdę brakuje tutaj opisów samych wydarzeń. W ten sposób również można przekazać uczucia, i to nawet lepiej, ponieważ, jak już mówiłam, czytelnik ma wtedy punkt odniesienia. O wiele lepiej uwierzyć w prawdziwość chociażby miłości, czytając czy słuchając o sytuacjach, w których była ona pokazana, niż zapoznając się jedynie z fragmentami mówiącymi o jej istnieniu. Mam nadzieję, że wiesz, co masz na myśli. W skrócie chodzi o zasadę: „show, don’t tell” Same emocje przedstawiasz dobrze, ale gdyby miały podstawy w wydarzeniach, byłoby znacznie lepiej.
Kiedy skupiasz się bardziej na opisywaniu zadania, jakie ma przed sobą Lena, robi się o wiele lepiej. Powinnaś przedstawić pokój, w którym się znajduje, przed opisem uczuć, aby wprowadzić klimat, i problem miałabyś z głowy. Bo potem jest naprawdę dobrze. Podoba mi się, że Ty pomaga dziewczynie w zadaniach, że Lena musi walczyć z własnymi ograniczeniami i że nic nie da się tutaj przewidzieć. Muszę przyznać, że dobrze to wymyśliłaś. Dzięki opisywaniu tego, co jest wokół, strach dziewczyny jest bardziej namacalny, lepiej odczuwalny nie tylko przez nią, ale i przez czytelnika.

Rozdział dwunasty
Kontynuacja testu wychodzi Ci dobrze. Nadal uczucia stanowią ważną część rozdziału, ale w połączeniu z opisami wydarzeń i miejsc wszystko nabiera o wiele głębszego wymiaru. Potrafisz też dobrze dawkować strach. Smaczku dodaje cały czas obecny w głowie dziewczyny Ty. Nie sposób też odmówić Ci w tym rozdziale wyobraźni. Oby tak dalej!

Rozdział trzynasty
Szkoda, że nie dokończyłaś opisu drugiej części testu. W jaki sposób Lena się wydostała z trumny? Co stało się z atakującą ją postacią? Przedstawiłaś jedynie uczucia na temat tego wydarzenia, ale niestety dość chaotycznie. Szkoda.
Przechodzisz następnie do wydzielania zadań dla poszczególnych grupek przez Ty’a, ale w taki sposób, że znów nie do końca wiadomo, co właściwie się dzieje, nadal nie ma również żadnych dokładniejszych informacji na temat nowych postaci.
W międzyczasie staje się coraz bardziej jasne, że anioły oczekują od Leny pomocy. Ale ja nie rozumiem, czemu ona w takim razie NADAL nie żąda wyjaśnień. Istnieje szansa, że je otrzymała od Ty’a poprzez telepatię, ale niestety MY tego nie wiemy, ponieważ o tym nie napisałaś. Zastanawia mnie kilka rzeczy: w jaki sposób jej powrót na ziemię miałby pomóc w pokonaniu Vivere? Na czym właściwie polega ta wojna? Jeśli ten powrót jest tak ważny, to czemu Lena cały czas nie bierze udziału w teście? Jaki cel mają zadania, które rozdziela w tym rozdziale Ty? Nie mówię, że to nie jest ciekawy pomysł, bo jest, ale brakuje wyjaśnień.
Jeśli chodzi o misję Ikera i Leny, jest ona dobrze opisana. No może z wyjątkiem niektórych akapitów dotyczących Mikler. Szczerze mówiąc, na początku bardziej ją lubiłam i bardziej mnie przekonywała. Teraz wydaje mi się małolatą, która cały czas się nad sobą użala. Jakby była wielką indywidualnością, której nikt nie rozumie i która nie chce ani nie musi z nikim rozmawiać, bo woli zamartwiać się w samotności; w końcu przecież i tak nikt by jej nie zrozumiał! Trochę to denerwujące, niepasujące do końca do jej wcześniejszej prezentacji. Nie mówię, że nie mogłaby mieć chwili zwątpienia, ale chyba trochę Cię poniosło.
Nie rozumiem, po co Iker i Lena zakładają się o kolor pasów więziennych; chyba mogli od razu to zauważyć, skoro później bez żadnego wysiłku spostrzegają z korytarza młodego więźnia, mimo że też znajduje się w celi jak cała reszta.
Swoją drogą, to mocno ironiczne, że OFIARY morderstwa siedzą w więzieniu. Ciekawe, gdzie się podziewają w takim razie zabójcy. Muszę przyznać, że podoba mi się taki zabieg. Dostajesz także plus za nawiązanie do adresu bloga.

Rozdział czternasty
W pierwszej części rozdziału po raz kolejny udowodniasz, że potrafisz wprowadzić z pompą nowego bohatera i kompletnie zaskoczyć jego kreacją. Jednak niestety ten fragment jest również idealnym przykładem gubienia się w narracji, kiedy nagle pojawia się większa liczba bohaterów. Potrafisz w jednym akapicie opisywać z perspektywy Leny kilku męskich bohaterów, co kompletnie dezorientuje czytelnika. A tutaj chyba niechcący wspomniałaś nawet o większej ilości niż w rzeczywistości. Podczas czytania tego fragmentu czułam podobne zawroty głowy co nasza biedna narratorka.
Drugi fragment jest lepszy, chociaż nie od początku. Na początku bowiem próbujesz opisywać sztylet podarowany Milanowi przez Vivere, jednak w międzyczasie wstawiasz przemyślenia mężczyzny na tematy wszelakie, przez co kiedy wracasz do głównego wątku, muszę się chwilę zastanowić, o co właściwie chodzi. Problemem po raz kolejny jest niestawianie enterów, jak i nieokreślanie podmiotów.
I miejsc właściwie też. Niby napisałaś, że rodzeństwo znajduje się na wyjątkowo ładnej łące, jednak nie za bardzo wiadomo, gdzie to jest: czy na ziemi, czy w zaświatach? Podejrzewam, że to część misji, ale nie napisałaś właściwie nic na temat tego, co zdobyła Anielica Śmierci, trochę szkoda. Jednak otrzymujesz plus za rozmowę rodzeństwa. Muszę przyznać, że postawa kobiety mnie zaskoczyła i chętnie poczytam o niej więcej. Również Milan skrywa w sobie więcej człowieczeństwa, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Dodatkowo treść rozmowy ładnie łączy się z prologiem oraz Leną i jej babcią – nie napisałaś tego, siląc się na skomplikowane, często nietrafne sformułowania i wyszło dobrze.

Rozdział piętnasty
Początek znów jest dla mnie zaskakujący. W poprzednim fragmencie nie było jeszcze żadnych „ich” próbujących skrzywdzić Lenę i jej towarzyszy! Dodatkowo w pierwszym zdaniu mówisz o ataku, a później jednak zmieniasz zdanie i piszesz, że wcale nikt jeszcze nikogo nie zaatakował, chociaż tak właściwie to należałoby stamtąd uciec. Zamiast tego przedstawiasz monolog Artura. Nie trzyma się to wszystko za bardzo kupy.
Dobrze, że przynajmniej opowieści nowego bohatera są napisane w miarę składnie i niosą za sobą ciekawe informacje. Mimo że nadal trudno zrozumieć jego zachowanie, to pomysł z sangue uważam za udany. Podobnie jak wieści o toczącej się wojnie, o której szczerze mówiąc, wciąż wiemy zadziwiająco mało. A przecież zważywszy na bohaterów i liczbę opublikowanych rozdziałów, tak być nie powinno.
Po raz kolejny bardziej podoba mi się fragment z Montero. Tutaj nie mam już prawie żadnych zastrzeżeń, gdyż udaje Ci się ładnie wytłumaczyć, co robi anioł. Prawie nie mieszasz akcji z dużą ilością wspomnień. Jedyne, co trochę zgrzyta, to nagłe stwierdzenie o nieprzytomnym mężczyźnie, co należałoby nieco dokładniej opisać (a raczej wprowadzić chociaż jedno zdanie rozpoczynające myśl), lecz później czyta się naprawdę dobrze. A przemyślenia Milana na temat siebie jako kukiełki też mi się podobały. Lubię jego dwoistość; to, że z jednej strony podkreśla swoją bezwzględność, a z drugiej za wszelką cenę nie chce stać się taki jak Vivere. Ciekawe, czy eksperyment potwierdzi jego teorię i rozwiąże choć jedną zagadkę tego opowiadania.

Rozdział szesnasty
Fragmenty z Montero wyraźnie ewoluują. Opisany przez Ciebie „sen-niesen” jest wyjątkowo sugestywny i trzyma czytelnika w napięciu, świetna robota!
Kiedy przechodzisz do rzeczywistości, trochę się niestety gubisz, ponownie próbując umieścić zbyt wiele różnych informacji w jednym akapicie, przez co tak naprawdę trudno się czegokolwiek dowiedzieć. Nie mam na przykład pojęcia, dlaczego Milan stwierdza, że nie musi jeszcze sprawdzać, co stało się z mężczyzną z poprzedniego rozdziału, a chyba powinnam to z tego fragmentu jednoznacznie wywnioskować, wg Twoich zamierzeń.
Trochę zdziwiło mnie, że Ty nie zasypał Ikera pytaniami, kiedy ten wrócił z nieprzytomną Leną, wydaje się to niezgodne z jego kreacją.
Jeśli chodzi o drugi fragment, niestety kompletnie go nie kupuję. Po raz pierwszy przedstawiłaś rozmowę między Leną a jej przyjaciółką, co powinnaś była zrobić o wiele, wiele wcześniej. Nie rozumiem, dlaczego dziewczyny nie rozmawiają o istotnych rzeczach. Dlaczego wciąż żywa Maja jak gdyby nigdy nic pojawiła się w tym świecie, nie mając właściwie żadnych pytań? Skąd teraz wytrzasnęła nagle taki strój i makijaż? Dlaczego Lena nie chce się jej zwierzyć, szczególnie jeśli sama nagle stwierdza, że Maja jest tutaj, aby ją wspierać (wcześniej jakoś o tym nic nie wspominałaś)? Ich przyjaźń od początku wydawała mi się farsą, ale teraz jest jeszcze gorzej. Co prawda Maja trochę ratuje sytuację specyficznym poczuciem humoru i dobrymi alegoriami, jednak to nie wystarczy, aby nadać tej scenie prawdziwości.
Cieszę się jednak, że w konwersacji wyraźnie napisałaś, co czeka Lenę, kiedy już dojdzie do siebie: rzadko podajesz coś wprost, a czasem – szczególnie jeśli tworzysz swój własny świat – to niezbędne, aby się nie pogubić. Tyczy się to zarówno Ciebie, jak i czytelników.

Rozdział siedemnasty
Muszę przyznać, że ciekawiło mnie, jak przedstawisz pierwszą scenę „sam na sam” głównych bohaterów. Z pewnością jest to najlepiej opisana scena z perspektywy Leny do tej pory. Może obecność Milana ma na to wpływ? Mimo że trochę dziwi mnie, że ponownie trudno zauważyć cel, w jakim bohaterowie przybyli do takiego, a nie innego miejsca, to, co przypadkowo odkrywają, robi wrażenie. Oczywiście domyślałam się, że ta wizyta przyjemna nie będzie, ale… Podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz anioła z perspektywy Leny. To zupełnie inny człowiek niż ten, którego znamy z jego własnej narracji, i za to otrzymujesz ogromny plus. Dziwi mnie jedynie wzmianka sugerująca, jakby Mikler dobrze go znała, a przecież wcześniej tego nie pokazałaś. On, rzecz jasna, zna ją dobrze, w końcu cały czas grzebie jej w myślach, ale ona…? Chyba nie.
Dobrze, że powoli zaczynasz nie tylko tłumaczyć, ale i łączyć różne wątki i dawać pewne wskazówki. Jednak nadal za mało jest tej rzekomo toczącej się, krwawej wojny. Nie, żeby mi na tym zależało, ale dopiero od niedawna faktycznie widzimy, że coś takiego FAKTYCZNIE ma miejsce. Wcześniej wszystko dotyczyło znacznie węższej perspektywy.
Zastanawia mnie też, czy przypadkiem nie zapomniałaś o teście Leny. Przecież pierwotnie miało być tak, że dziewczyna jak najszybciej zobowiązana jest skończyć zadania, aby móc wrócić na ziemię. A tutaj od kilku dobrych rozdziałów cisza.

Rozdział osiemnasty
Muszę przyznać, że dalszy ciąg wydarzeń z jaskini pozytywnie mnie zaskakuje. Po pierwsze, okazuje się, że nie zapomniałaś o teście (choć powinnaś była o nim wcześniej gdzieś wspomnieć, żeby nie odnosić takiego wrażenia). Po drugie, również czytanie o Lenie z perspektywy Milana (tym razem nie jako biernego obserwatora, ale czynnego rozmówcy) jest intrygujące. Dziewczyna wydaje się silniejsza z perspektywy kogoś innego. A może to ona w siebie nie wierzy? W każdym razie pozytywnie zdziwiła mnie jej determinacja i umiejętność dostrzegania szczegółów. W oczach Montero wydaje się mniej irytująca, właściwie prawie wcale. Ale i tak trochę mnie dziwi, że Milan nie wszedł po prostu w jej myśli, aby szybciej domyśleć się, o co chodzi. Przecież Ty był daleko, a i tak Anioł Ciemności często robi to pod jego nosem…
Kupuję subtelny sposób, w jaki udowadniasz, że Lena myśli bardzo podobnie do Vivere, że obie mają takie same upodobania, a przecież ani razu się jeszcze nie widziały. Powód dla każdego czytelnika jest oczywisty, ale co innego wiedzieć tylko teoretycznie, a co innego przeczytać o tym w kontekście konkretnego wydarzenia.
Przyznam szczerze, że żałuję, że dopiero teraz postanowiłaś pokazywać głównych bohaterów w taki sposób – opisując to samo wydarzenie raz z perspektywy jednego, a raz drugiego, kiedy oboje biorą w nim czynny udział. Wychodzi Ci to naprawdę dobrze, szczególnie kiedy ograniczasz opisywanie zbyt wielu pobocznych rzeczy naraz. Jest bowiem miejsce na akcję, jest miejsce na przemyślenia, jest miejsce na wspominanie, ale nie należy tego wszystkiego zbyt często mieszać, a już szczególnie wtedy, kiedy przedstawia się większą grupę postaci naraz. Cieszę się, że ulega to poprawie.

Rozdział dziewiętnasty
Rozmowa Milana z Vivere jak zwykle ma klimat, który zdążyłaś wypracować, choć trochę szkoda, że nie należy do długich. Nadal pozostaje zagadką upadek Montero, ale podoba mi się, że po raz pierwszy wyraźnie próbuje się przeciwstawiać Angeli, nawet jeśli wie, czym może to się skończyć.
Najwyraźniej dziewczyna nie wie o nim wszystkiego, bo chyba nie jest świadoma jego małego eksperymentu, który, muszę przyznać, co nieco wyjaśnił, jeśli chodzi o Lenę, aczkolwiek też trochę mnie zdezorientował. Nie przypominam sobie, żebyś wcześniej wspominała, że Vivere udała się na pogrzeb Mikler. Mało zrozumiałe wydaje mi się również nagłe stwierdzenie Montero, że szesnastolatki są do siebie aż tak podobne (to przecież logiczne, nawet jeśli inaczej wyglądają)…
To nasunęło mi na myśl, że dość często potrafisz napisać o czymś, co powinno być czytelnikowi znane, ale wcale nie jest. Dwa rozdziały wcześniej wspomniałaś w narracji Mikler o Ordinariach, w ogóle nie tłumacząc, o co chodzi, jakbyśmy już dawno mieli wiedzieć, co masz na myśli. Pamiętałam, że pisałaś o tym w dodatkach, a dokładniej „Bestiariuszu”, ale niestety w treści nie wytłumaczyłaś, co to takiego, a to poważna luka narracyjna.

Rozdział dwudziesty
Fragmenty z Leną są coraz lepsze. Powraca dziewczyna z początkowych rozdziałów, a nie „emo” szesnastolatka. Podoba mi się, że zaczęła analizować fakty, że nie chce być już pomijana przez anioły. Plus masz również za ostatni test, który przed nią postawiłaś i jego związek ze „snem-niesnem” Montero: naprawdę ładne nawiązanie, a zakończenie próby idealne.
Zastrzeżenia mam wobec drugiej części postu. Sam pomysł na otwarcie portalu mi się podoba, szczególnie że z poprzedniego postu mogę wnioskować, czyja to sprawka. Jednak nie za bardzo rozumiem, dlaczego w ośrodku znajduje się tylko Iker i co się z nim dzieje, gdy pożegnał się z Leną. Nie piszesz bowiem, żeby którekolwiek z nich gdzieś odeszło. Dopiero później Mikler chowa się w jednym z pokoi, czego też do końca nie rozumiem – jaki ma w tym cel, czemu nie ucieka?
Zdziwiła mnie także nieobecność Ty’a, ale to akurat da się pewnie wytłumaczyć – ciekawe tylko, czy zrobisz to w kolejnym rozdziale.
Akcja wyraźnie nabiera tempa i muszę przyznać, że jestem zaintrygowana, jak zakończysz pierwszą część.

Rozdział dwudziesty pierwszy
Ma tutaj miejsce bardzo ważne spotkanie, na które trochę się naczekałam. Wypada całkiem nieźle, choć spodziewałam się więcej gróźb ze strony Vivere. Ale właściwie taka nonszalancja też na swój sposób budzi przerażenie, może nawet większe.
Dziwi mnie, że tylko w tak krytycznych sytuacjach wspominasz o Luizie czy Mai. Nadal nie rozumiem, dlaczego one tutaj są, ani dlaczego Lena nie interesuje się losem własnych rodziców. Wydaje się, że postać sześcioletniej już (nie wiadomo kiedy, ale najwyraźniej Luiza miała w międzyczasie urodziny, o których nie pojawiła się żadna wzmianka) dziewczynki jest Ci potrzebna jedynie wtedy, kiedy trzeba pokazać, że Lena musi o kogoś walczyć… O, tak w ogóle wyjaśniła się jedna kwestia: Iker biegnie ratować Artura i Lee (choć, przypominam, że nie napisałaś, żeby on kiedykolwiek FAKTYCZNIE odszedł), ale dlaczego nie zwraca uwagi na swoją podopieczną, tego już nie rozumiem.
Dobrze, że przynajmniej Ty zachowuje się jak prawdziwy Anioł Stróż. Szkoda jedynie, że zapominasz nieco o jego charakterze i charakterystycznym sposobie bycia. Ale cóż, może to przez tę wojnę, chłopak może nie mieć już siły i właściwie trudno się dziwić. Nie wiem jednak, dlaczego Lena uważa w tym rozdziale, że Artificem musi być w niebezpieczeństwie, a później on nagle ot tak się po prostu pojawia. Eh.
Jest to wszystko opisane dość chaotycznie, ale pasuje to w jakiś sposób do owczego pędu dusz ośrodka i podoba mi się jako alegoria. Niemniej trzeba trochę popracować nad detalami, żeby nie było luk narracyjnych.
Krótki fragment z Milanem mocno mnie zaskoczył, ale pozytywnie! Nie spodziewałam się, że odważy się na taki krok. Ciekawe, jakie będzie to niosło za sobą konsekwencje.

Rozdział dwudziesty drugi
Żałuję, że w tym rozdziale nie pojawił się fragment z perspektywy Montero, myślę, że w rozdziale kończącym pierwszą część należałoby przestawić perspektywy obojga głównych bohaterów.
Powrót Leny na ziemię z pewnością nie przebiega tak, jakby dziewczyna tego pragnęła. W prawdziwym tym razem szpitalu po raz pierwszy poczułam autentyczną więź między nią a Luizą, choć jednocześnie nie mogłam pozbyć się z myśli pytania, dlaczego niby wszyscy uważają to odejście za ostateczne… Ponadto w drugim fragmencie również ta siostrzana relacja jakby zanikła, ale może to chwilowe. Coś mi mówi, że Lena będzie przeżywać to wydarzenie przez długi czas.
W opisie ponownie masz dość znaczącą lukę: na początku Ty tłumaczy Lenie, w jaki sposób powinna zachować się w szpitalu, a potem jak gdyby nigdy nic siadają na jednym z korytarzy, a Luiza znajduje się na sali operacyjnej. Żadnego przejścia, nic a nic. Może i jest tutaj sporo magii, ale z pewnością nie działa ona w taki sposób.
Nie do końca rozumiem, czy przenoszenie się na drugą Stronę jest dla Leny bezpieczniejsze, raczej nie, ale nie da się ukryć, że to z pewnością dobre zakończenie tej części, szczególnie że bohaterowie zmuszeni zostają do rozdzielenia się. Podoba mi się to, jak Mikler walczyła o Ikera, naprawdę wydoroślała podczas tych kilku rozdziałów. No i Ty jednak nie stracił do końca swojego specyficznego sposobu bycia, na całe szczęście.

Rozdział dwudziesty trzeci
Milan znowu w akcji, choć teraz to już trudno powiedzieć, czy na życzenie Vivere, Cordragon, czy może samego siebie. Trochę szkoda, że nie mamy pojęcia, skąd anioł wiedział, że powinien pojawić się w tym domu. Muszę przyznać, że pomimo tego to była jedna z lepiej napisanych scen. Trzymała w napięciu, a zachowanie kobiety mocno zaskakiwało. Również dalsze podchody mi się podobały, choć w bibliotece trochę się powtarzałaś. Najważniejsze, że Montero co nieco odkrył i że chyba coraz poważniej myśli o zmianie stron.

Rozdział dwudziesty czwarty
Zabrakło mi tutaj nieco wyjaśnienia, dlaczego po przeniesieniu się na drugą, niebezpieczną Stronę, bohaterowie znaleźli się w takim, a nie innym miejscu. Dlaczego Vivere miałaby pozwolić na istnienie takich schronisk dla wrogich dla niej osób? Szkoda, że tego nie wytłumaczyłaś. Plus dostajesz za to, że nareszcie obecna jedynie w tle Cecilo w tym poście wreszcie się ujawnia i pokazuje, że ma swój własny rozum.
Cieszę się także z powrotu Milana. Nie spodziewałam się po nim takich zagrywek, ale nie mogę zaprzeczać, że podoba mi się, że w wyniku jego planu Lena została z nim sama. Może powinnam się bać, w końcu nadal nie wiadomo, jakie Montero ma tak naprawdę zamiaru, ale coś mi mówi, że raczej Mikler nie znajduje się w większym niebezpieczeństwie niż dotychczas.

Podsumowanie
Czas na podsumowanie fabuły i prowadzenia narracji.
Pomysł na opowiadanie jest dobry, ale wiadomo, że wybierając fantastykę, trzeba mocno skupić się na tle. Dodatkowo ostatnimi czasy coraz więcej autorów sięga po wampiry, wilkołaki, anioły, demony i inne tego typu istoty. Trzeba więc się wyróżnić, pamiętać, żeby nie powielać schematów oraz by przedstawiać tło tworzonego przez siebie świata i zasady w nim panujące.
Tobie z pewnością nie można zarzucić, abyś szła na łatwiznę. Może nie jestem aż tak zapoznana z książkami czy opowiadaniami akurat na temat aniołów, ale uważam, że jest w miarę oryginalnie. Podoba mi się sposób przedstawienia świata „pomiędzy”, sporo odniesień do kultury, to, że widać, że przemyślałaś, jak ma wyglądać miejsce dla samobójców, a jak dla ofiar morderstwa. Mam jednak również pewne zastrzeżenia. Po pierwsze, niektóre opisy tła są zbyt mało dokładne. W ani jednym miejscu nie było wprost powiedziane, w jaki sposób miejsca, w których znajdują się bohaterowie, mają się wobec Ziemi. Jak zbudowane są Strony? Gdzie odbywają się walki pomiędzy Stronami?
Skoro jesteśmy już przy tym, to jak na dwadzieścia cztery rozdziały wiemy zadziwiająco mało o toczącej się wojnie. Nie mówię, że powinnaś od pierwszego rozdziału przedstawiać krwawe rzezie, ale dopiero od niedawna faktycznie można poczuć choć w części wojenny klimat. Przyczyną może być również to, że nie do końca nadal jest jasna rola Leny i Cordragon. Mamy za mało informacji na temat tego, czego KONKRETNIE oczekują anioły od Mikler, a co najlepsze, ona sama nie próbuje się tego dowiedzieć. A jeśli się dowiedziała, to w ogóle tego nie analizuje. Na pewno ma to związek z Vivere, ale to za mało.
Brakuje mi też informacji na temat zasad panujących w Twoim świecie, a przecież to jedna z najlepszych części tego opowiadania. Te reguły, o których wspominasz, naprawdę są ciekawe i mają zazwyczaj głębszy sens. Mówię na przykład o więzi między Aniołem Stróżem a jego podopiecznym czy też o specyficznych relacjach między Queerini a Aniołami Ciemności. Jednak to nie wystarcza. Potrafisz wspominać o nowym rodzaju aniołów, w ogóle nie tłumacząc, co takiego potrafią. Bohaterowie często używają telepatii, teleportacji bądź innych sztuczek, ale czytelnicy sami muszą się tego domyślać. Do dziś tak naprawdę nie wiem, czy każdy anioł ma dodatkowe zdolności, czy nie. O przykładzie Ordinarii wspomniałam już wyżej. Często bywa tak, że Lena coś już wie, ale my nie, a to poważna luka narracyjna.
Sporym niedociągnięciem jest również brak odniesienia… politycznego, że tak powiem. Nie wiemy właściwie nic o strukturach panujących w nadprzyrodzonym świecie. Nie wiemy, ile członków ma Cordragon, ani kto nim rządzi, a przecież powinnyśmy być tego świadomi. Nie wiemy, czy aniołami włada ktoś w rodzaju Boga.
Chciałabym jednocześnie podkreślić, że to, co wiemy, generalnie mi się podoba. Uważam za bardzo dobre rozwiązanie pomysł z odpowiednikami, Stronami, pokazaniem Śmierci itd. Dlatego tym bardziej boli brak informacji, które wymieniłam na górze, bo Tobie z pewnością nie można zarzucić ani braku wyobraźni, ani umiejętności.
Opisy uczuć są mocną częścią tego opowiadania, bardzo dobrze potrafisz przekazać często skrajne emocje bohaterów, ich refleksje, a dla osoby kochającej takie fragmenty, czyli mnie, to prawdziwa gratka. Początkowo często bywało jednak tak, że uczucia były niepotwierdzone wydarzeniami, oderwane od nich. Ostatnio jednak, kiedy ruszyłaś z akcją, opisy emocji dobrze komponują się z wydarzeniami i czyta się je jeszcze lepiej.
Jeśli o samą akcję chodzi, początkowo nie było jej za dużo i trochę się to wszystko dłużyło. Jednak od pewnego momentu, kiedy zaczęłaś powoli wprowadzać dobre proporcje między refleksjami a tempem i skupiać się bardziej na wydarzeniach, znacznie się to poprawiło. Czasem niestety nadal potrafisz sama pogubić się w tym, co robią bohaterowie, szczególnie jeśli jest ich więcej. Musisz popracować nad wprowadzeniem nowego wątku, bo często brakuje informacji, gdzie coś się znajduje, albo dlaczego nagle ktoś gdzieś przeszedł. Kiedy już „wejdziesz” w akcję jest już na ogół dobrze.
W rozdziałach często odnosisz się do kultury: cytujesz poetów, porównujesz własnych bohaterów do tych znanych z książek czy filmów. Czasem to pasuje, jak na przykład w rozmowie Mai i Leny, kiedy ta pierwsza wspomina o Messim. Jednak to samo w ustach Montero, na temat Dumbledore’a, brzmi groteskowo. W innych przypadkach odnoszę wrażenie, że chciałaś na siłę wstawić jakąś mądrą sentencję i dlatego cytujesz, dla przykładu, mojego ukochanego Herberta, co nie do końca pasuje do treści.
Reszta uwag poniżej, a na samym końcu krótkie podsumowanie zbiorcze.

– bohaterowie (16/20 pkt.)
To dość trudny do ocenienia podpunkt. Niektórzy bohaterowie bowiem są wykreowani naprawdę świetnie, a niektórzy wręcz przeciwnie. Ogólnie nie sposób odmówić Ci kluczowej dla każdego autora umiejętności przedstawiania postaci zarówno bezpośrednio, poprzez nazywanie ich emocji wprost, jak i pośrednio, poprzez pokazywanie ich zachowania, gestów, mimiki, oraz różnych sposobów wypowiadania.
Milan, Ty, Iker oraz Vivere to najlepiej wykreowani bohaterowie. Nawet jeśli nie wszystkich lubię (głównie Angeli), to ich zachowanie jest dobrze wytłumaczalne poprzez charaktery każdego z nich. Są przekonujący: mają zarówno wady, jak i zalety, zachowują się różnie wobec różnych wydarzeń i postaci.
Chyba najlepszym przykładem jest Montero. Mimo że hipotetycznie nie powinnam go lubić, ponieważ z rozkazu Angeli próbuje zaszkodzić Lenie i całej reszcie, zdobył moją sympatię już od samego początku. Od razu widać, że wiele przeszedł. Fascynuje mnie jego przeszłość, przyczyna upadku, to, kim był kiedyś, dlaczego stał się, jaki stał. Widać, że próbuje wszystkiego, aby nie odczuwać zbyt wiele emocji, że chce przed samym sobą grać gorszego, niż jest w rzeczywistości. Jednocześnie chce zrobić wszystko, aby nie stać się taki, jak jego władczyni. Podoba mi się ta jego dualizm, nieprzewidywalność. Do tego wszystkiego dochodzi pewnego rodzaju wrażliwość, dobra umiejętność obserwowania rzeczywistości, spryt, inteligencja. Z całą pewnością lubię go najbardziej.
Iker jest trochę ciapowaty i nie do końca rozumiem, dlaczego tak bardzo zależy mu na kimś takim jak Artur, ale on właśnie taki jest. To właśnie ktoś taki jak on jest idealnym Aniołem Stróżem dla sześcioletnich dziewczynek. Wydaje się nieco naiwny w swoim postępowaniu, wierzy w dobroć wszystkich wokół, ale to właśnie go wyróżnia. Potrafi walczyć o tych, na których mu zależy, nawet jeśli nie zawsze wie jak ani właściwie dlaczego. Czasem potrafi zachowywać się prawie tak beztrosko jak Artificiem, później zaś popada w depresję, ale do niego pasuje takie zachowanie
Ty… jest poza konkurencją. Uwielbiam jego specyficzny sposób wypowiadania się, kreację na niby niczym nieprzejmującego się, niefrasobliwego, nieco szalonego nastolatka, który zupełnie nie przypomina Anioła Stróża, a jednocześnie wielką lojalność i potrzebę niesienia pomocy Lenie. Gdyby nie on, Mikler z pewnością nie dałaby rady. Dodatkowo do niego naprawdę w dziwny sposób pasuje rola przywódcy i to też bardzo mi się podoba.
Vivere wydaje się psychopatką i podobnie jak Milan wielokrotnie zadaję sobie pytanie, jakim cudem to właśnie ona może przewodzić złą Stroną, skoro jest tak młoda. Ale cóż, to pewnie z powodu jej okrucieństwa i bezwzględności. Dodatkowo jest w tym wszystkim szalenie inteligentna i niesamowicie sprytna. Potrafi planować, manipulować i zaskakiwać, co czyni z niej ciężkiego do pokonania przeciwnika. Wydaje mi się jednak, że ktoś taki jak Milan byłby w stanie się od niej uwolnić. Pytanie tylko, czy tego chce? Uwielbiam relację między nim a Angeli, która obok więzi między Leną a Ty’em jest najlepiej wykreowaną w tym opowiadaniu.
Teraz czas na nieco mniej miłe słowa. Powyżej wymieniona grupa to dobrze wykreowane postacie. Jednak nie wszystkie takie są. Luiza i Maja to kompletna porażka. Nie mówię, że nie mogły się pojawić w świecie „pomiędzy”, ale tak naprawdę ani razu nie było powiedziane wprost, dlaczego Ty zdecydował się je przenieść. Również same dziewczyny w ogóle nie wydawały się zdziwione zaistniałą sytuacją, co wydaje mi się po prostu niemożliwe. Nawet mała dziewczynka, jaką jest Luiza, byłaby zszokowana. Praktycznie ani razu nie dałaś odczuć, że między Leną a tymi dwiema postaciami panuje jakakolwiek więź. Trudno mi je nazwać inaczej niż zapchajdziurą, a w przypadku Mai to nawet trudną do uzasadnienia, bo jedyne, co ta dziewczyna robiła, to wymiotowała i wdzięczyła się do Ty’a. Zdecydowanie trzeba z tym coś zrobić.
Podobna sytuacja jest z Miką i Celico. No, może nieco lepsza, bo jednak są to dwie dość specyficzne postacie, które łączy wyjątkowo dziwna więź, ale ich przedstawienie pozostawia równie dużo do życzenia. Pojawiły się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego, bez praktycznie żadnego wyjaśnienia, a później są przez długi czas takim samym dodatkiem w tle jak Luiza i Maja, co jest JESZCZE większą stratą niż w przypadku L&M.
Lee i Artur mieli niby dobre wprowadzenie, ale zostali kompletnie zapomniani. Ten pierwszy właściwie niczym się nie wykazał, ten drugi narobił niezłego zamieszania, ale jakoś nikt nie skupiał się na tym, aby wyjaśnić tak dziwne zachowanie, co bardzo mnie dziwi. No dobrze, może nie do końca nikt, Iker tak, ale niestety nic o tym nie wiemy.
Na końcu wisienka na torcie, czyli Lena. Wobec niej mam mocno mieszane odczucia. Nie chodzi o to, czy ją lubię czy nie: Angeli nienawidzę, a uważam, że jest świetnie wykreowaną postacią. O Mikler nie mogę tego jednoznacznie powiedzieć. Jest bowiem dość zmienna. Początkowo wydawało mi się, że będzie silną osobowością, później niebezpiecznie przypominała użalającą się nad sobą nastolatkę, która uważa, że powinna być w środku zainteresowania wszystkich wokół, ale jednocześnie to najchętniej umartwiałaby się w samotności. Za sporą lukę w jej kreacji uważam zarówno brak zainteresowania siostrą oraz przyjaciółką, jak i brak zadawania przez długi czas pytań. Dopiero ostatnio nieco się ogarnęła, zaczęła zadawać pytania i uznała, ze ma dość bycia odsuwaną od ważnych dyskusji. Dodatkowo zdołała zaskoczyć mnie kilka razy pozytywnie swoimi spostrzeżeniami, uporem i dojrzałymi przemyśleniami. Nie mówię, że nie mogłaby przejść zmiany, ale wydaje mi się, że zabrakło płynnego przejścia, szczególnie że początkowo ona naprawdę wydawała się w porządku i zdziwił mnie ten nagły spadek, że tak powiem. Dobrze, że teraz jest lepiej, ale i tak widzę tutaj dość poważny zgrzyt.

Błędy
Postanowiłam wypisać je z prologu oraz rozdziałów: pierwszego, dwunastego, trzynastego, dwudziestego trzeci i czwartego.

– styl + logika (14/20 pkt.)

Prolog
To światełko nadziei, za które uznawano żywioł odpowiedzialny po części za utratę jego człowieczeństwa. Za śmierć ojca, szaleństwo matki, bliznę siostry i złą drogę, na którą przez to wkroczyli. Wzmianka o życiu po śmierci w wiecznym szczęściu na nagrobku osoby, która nigdy nie powinna nawet przyjść na ten świat. // Życie pisało doprawdy absurdalne scenariusze. Milan Montero wiedział o tym aż nazbyt dobrze. Przerwał swoje rozważania, zauważając zmierzającą ku niemu postać. – Rozumiem, że pewnie nie chciałaś zbyt dużo zdradzić o przeszłości Milana zbyt szybko, jednak zbitek tych zdań jest trochę nielogiczny, szczególnie że w zdaniu o „wzmiance” brakuje jednego orzeczenia, a w zdaniu o rodzinie jest nagła zmiana podmiotu na „oni”, co trochę mnie zdezorientowało (pewnie chodziło o Montero i jego siostrę, ale jednoznacznie to nie jest). Ostatnie zastrzeżenie mam do rozpoczęcia nowego akapitu. Powinien zaczynać się on później, a mianowicie zaczynać się od słowa „przerwał”, ponieważ to właśnie to zdanie rozpoczyna nową myśl. Podobnie w dziwnym miejscu postawiłaś enter, kiedy opisywałaś wygląd Angeli, dosłownie w środku jej prezentacji.
Mam ciekawsze i ważniejsze sprawy do roboty. Masz. – Zamiast „masz” napisałbym „trzymaj”, aby uniknąć powtórzenia.
(…) zainteresował się jeszcze bardziej zdziwiony – niepotrzebnie podkreślasz zaskoczenie mężczyzny.
By choć przez chwilę, choć jeden z nich, poczuł się tak jak ty. – Powtórzenie „choć”, a przecinki zbędne.
Oderwał myśli od telekinezy swojej towarzyszki (…) – nie rozumiem, jak można oderwać myśli od telekinezy? Ktoś może mieć telekinezę? Przecież to nie przedmiot, a zdolność przesuwania przedmiotów za pomocą myśli.
Bez słowa, delektując się umiejętnościami, teleportował się (…) – dobrze byłoby dodać „nowo odzyskanymi”, żeby było jasne, o co chodzi.

Rozdział pierwszy
Przez chmury próbowało przebić się słońce, kiedy po kilku godzinach przestał prószyć śnieg. W powietrzu unosił się swąd dymu z komina domu, należącego do rodziny mieszkającej w samym środku gaju. – W pierwszym zdaniu dopisałabym na przykład „wreszcie”, aby było bardziej dobitnie, a najlepiej zamieniłabym kolejność (najpierw „kiedy”, później „przez chmury”). Jeśli zaś chodzi o drugie: „gaj” to nie jest to samo co „las”, a tak określałaś to miejsce wcześniej.
Pełen korowód  myśli nie chciał się ode mnie oderwać. – A co to ma oznaczać? Zbyt artystycznie chciałaś opisać mętlik w głowie Milana. Jest też podwójna spacja.
Z tego oto powodu Milan Montero, musiał po zażyciu specjalnego eliksiru niewidzialności i pomocy Anioła Śmierci, podążyć tam razem z nią, by pilnować szesnastolatkę. Gdyby zdecydowała się spróbować i byłaby za blisko zwycięstwa, wpłynąć na jej działania. – Tego fragmentu nie rozumiem. Po pierwsze, to, że Milan ni z tego, ni z owego zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie, dobrze nie wygląda. Po drugie, coś jest tutaj nie tak z osobami. Czy ona, za którą ma podążać Montero, to Anioł Śmierci czy Vivere? Nie jest to jasne. Za to „ona” w kolejnym zdaniu to jeszcze ktoś inny, podejrzewam, że nieznana nam jeszcze Lena, a więc mamy brak logiki związanej z brakiem określenia podmiotu. Ponadto w ostatnim zdaniu to zapewne Milan na „wpłynąć na jej działania”, a gramatycznie nie jest to jasne. Należy przeredagować ten fragment. Pierwszy przecinek zbędny.
Do moich obowiązków należało zwyczajne chodzenie za nią, gdy to niezbędne[,] i mieszanie w głowie? – Zabrakło określenia, komu Milan miałby mieszać w głowie. No i skoro to pytanie, to wypadałoby zacząć zdanie od „czy”. Nie rozumiem też, po co pisać „zwyczajne”.
Nie do końca potrafi zachowywać się klinicznie. – Co to znaczy „zachować się klinicznie”? Zbyt duży skrót myślowy.
Nagle wstałem pośpiesznie z kłody, jak wyrwany ostro z transu. – Zupełnie nie spodziewałam się, że Milan siedzi na jakiejś kłodzie. Odniosłam wrażenie, jakby spacerował po lesie. „Ostro” zupełnie tu nie pasuje. No i jeśli „nagle”, to raczej pospiesznie.
Nie widziałem nadal jakiegokolwiek bliższego podobieństwa (…) – żeby zachować sens, dobrze byłoby dodać „między nami”.
Opanowałem odruch wymiotny, przełknąwszy głośno ślinę i zaczynając głośno kaszleć. – Podejrzewam, że chodziło o to, że Milan opanował odruch wymiotny dzięki przełknięciu śliny i kaszlu? Jeśli tak, to „przełykanie” i „kaszlenie” były równe w czasie, a z gramatyki zdania to nie wynika (imiesłów przysłówkowy uprzedni wskazuje na to, że czynność miała miejsce wcześniej). Dlatego proponuję zmianę na przykład na: „Opanowałem odruch wymiotny, przełknąwszy głośno ślinę i kaszlnąwszy kilkakrotnie” bądź „Opanowałem odruch wymiotny dzięki przełknięciu śliny i kilkakrotnym kaszlnięciu”. Choć tak właściwie kaszlenie nie wydaje się dobrym pomysłem na opanowanie odruchów wymiotnych, wręcz przeciwnie, więc najlepiej pozostać tylko przy przełykaniu śliny.
(…) a ja zacząłem labilnie włóczyć się za nim. – Jak?! Trzeba było napisać „chwiejnie”. Choć najlepiej i tak byłoby „powoli”. Zdarza Ci się wplatać w narrację niby mądre, ale niepasujące słowa.
Mimo że do rzeczy możliwych należało rozmawianie, idąc po płytkach i specjalnie ciągnąc trampki, nie wydawałem żadnych odgłosów. – Nie za bardzo rozumiem to zdanie. Brzmi, jakby Milan ciągnął trampki za sobą, a raczej nie o to Ci chodziło. Ponadto to raczej nie byłoby takie bezgłośne.

Rozdział dwunasty
Nadal było mi duszno, nawet jeszcze bardziej, więc chciałam coś z tym zrobić, lecz nie miałam siły, by wstać. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, nie mogłam nimi swobodnie poruszać. Ledwo doczołgałam się do drzwi, czując, jak gorąca mieszanina parzy moje nagie kończyny dolne i górne. Z trudem na chwilę podniosłam się do góry, by uwiesić się na klamce i w ten sposób otworzyć drzwi. – Powtórzenia zaznaczyłam, ale masz jeszcze jedno: podkreślanie w drugim zdaniu dwa razy tego samego. Można by napisać „kończyny” bez precyzowania, które, skoro wszystkie, i uniknąć tym samym dublowania słów. Dodatkowo w pierwszym zdaniu brakuje odniesienia, w tym przypadku „jeszcze bardziej niż wcześniej”. Często zdarza Ci się nie dopisywać w zdaniach niby małych, ale jakże znaczących słówek, które nadają sensu.
Nie zdziwiły mnie panujące dookoła egipskie ciemności. Leżałam natomiast na czymś zaskakująco wygodnym i miękkim – oto przykład przeskoku myślowego, który niestety sprawia, że ucieka logika. Zdarza się to w tekście stosunkowo często. Rozumiem, że chodzi o to, że posłanie było wygodne i miękkie, w związku z czym stanowiło miły kontrast wobec ciemności, ale trzeba to napisać WPROST. Na przykład: „Niestety nie zdziwiły mnie panujące dookoła egipskie ciemności, ale miłą niespodzianką okazało się wygodne i miękkie posłanie, na którym leżałam”.
Spoglądało na mnie jedno martwe oko o przeszywająco pustych tęczówkach. Ogarnęła mnie chęć zamknięcia go. Natomiast drugi oczodół był pusty, jakby ktoś na pół oślepił denata. Głowę porastały siwe, sterczące na wszystkie strony, jak natapirowane, włosy. – Skoro to było jedno oko, to miało jedną tęczówkę. „Na pół” źle brzmi, może „połowicznie”? A może w ogóle tego nie pisać, bo to przecież logiczne. W ostatnim zdaniu zabrakło słówka „jego”. Zrezygnowałabym też z określenia „jak natapirowane”, bo to według mnie niepotrzebnie przedłuża zdanie. Ponadto natapirowane włosy nie oznaczają od razu sterczących na wszystkie strony. Ogólna uwaga do tego fragmentu: skoro wychodzi na jaw, że trupem jest kobieta, powinnaś pisać „denatka”, nie „denat”.
Nie odpowiedziałam, przesuwając z powrotem martwe ciało na swoje miejsce z nieskrywanym wytchnieniem. – Wygląda na to, jakby to miejsce było z nieskrywanym westchnieniem, a „z powrotem” można wykasować, skoro „na swoje miejsce”. Należy zmienić składnię na „przesuwając z nieskrywanym westchnięciem (…)”.
Mój wzrok spoczął na pięknej, czarnej sukni. Następnie spojrzałam na zwisający z szyi denata naszyjnik z połączonymi dwoma literami – C i D. Wtem coś we mnie uderzyło, zalała mnie fala wspomnień. Piętnastoletnia ja, pogrzeb, kościół, cmentarz, dobrze znana ta suknia i ten doskonale przeze mnie pamiętany wisiorek. – Powtarzasz się w trzecim zdaniu. Trochę za dużo „mnie”, ponadto zarówno „ta”, jak i „ten” są zbędne. „Piętnastoletnia ja” brzmi niezgrabnie.
Po omacku zaczęłam wieść dookoła rękoma i z przerażeniem stwierdziłam, że z każdej strony, zaledwie w odległości kilku centymetrów, okalają mnie przegrody. – W życiu bym nie wpadła na to, żeby określić ściany trumny „przegrodami”, dlatego zdziwiłam się, kiedy okazało się, że to właśnie w takim miejscu znalazła się niespodziewanie Lena. O tych przegrodach piszesz również później. Skoro Lena wyczuwała „przegrody”, to dlaczego szybciej nie natrafiła na trupa? Powinno być też „wodzić”, a nie „wieść” oraz „otaczają”, a nie „okalają”.

Rozdział trzynasty
Nie mogłam nadziwić się, dlaczego typowe czynności życiowe tak długo mnie nie opuszczają. Od końca przeklętego zadania minęła już prawie doba, a ja nadal zwyczajnie oddychałam i odczuwałam ból. Stawiałam, że minie to najwyżej po kilku godzinach. Z pewnością nie obstawiałabym aż tak diametralnej pomyłki, ale wszystko działo się bardzo szybko, więc nie miałam czasu na analizowanie tej przypadłości. – Nie za bardzo rozumiem logiki tych rozmyślań. To w końcu dzieje się to szybko czy wolno? Ponadto czego się tyczy „diametralna pomyłka”?
(…) co mógł oznaczać napis na ścianie: Przeszłość wskaże ci drogę do przyszłości. W takiej sytuacji dowolność w interpretacji nabierała zupełnie nowego znaczenia. Każdy patrzył na niego pod innym kątem, ale brak rezultatów łączył nierozerwalnie wszystkich. – Jakiego „niego”? Jeśli chodzi o napis, gramatycznie to nie pasuje; szczególnie że „sytuacja” jest rodzaju żeńskiego. Dodatkowo pierwsze zdanie powinno kończyć się znakiem zapytania, zaś „dowolność w interpretacji” powinna brzmieć „dowolność interpretacji”. Również końcówka ostatniego zdania nie jest do końca logiczna.
Co oczywiste, przeżywałam wszystko najbardziej i podchodziłam do sprawy bardziej emocjonalnie od towarzyszy. – Żeby uniknąć powtórzenia, zamiast „najbardziej” proponuję „najmocniej”.
Chwila przerwy sugerowała zapewne jego konfrontacje z niezadowoloną dziewczyną, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. – To ciekawe, zauważyła, że Ty przestał mówić, ale nie zauważyła, czy rozmawiał z jej przyjaciółką, czy nie. Dodatkowo powinno być „konfrontację”.
Przy Arcanie zbliżająca się nieuchronnie wizja wydawała się jakby lżejsza. Zastępował mi ojca, choć dowiedziałam się, że ma jedynie dwadzieścia cztery lata, a Luiza to jego pierwsza podopieczna. Pozostali nie byli równie zadowoleni z takiego obrotu spraw. Rozjuszona Montero była zmuszona współpracować z tajemniczym bratem (…) – Po pierwsze, nie wiem, dlaczego w pierwszym zdaniu użyłaś słowa „wizja” i „jakby”. Po drugie, ten fragment to przykład niepoprawnego rozdzielenia sąsiadujących fragmentów. Przez to, że przed „pozostali” nie użyłaś entera, ma się wrażenie, że pozostali nie byli zadowoleni z tego, że Iker jest dla Leny jak ojciec, a przecież im nie pasuje dobór par. Dlatego właśnie powinnaś była rozpocząć to od nowego akapitu. Od czasu do czasu zdarzają się tego typu błędy, co niestety skutkuje brakiem logiki.
Montero może czytać w myślach, ale wątpi, by się na to zdobył, narażając się na rzekome zdemaskowanie, gdy któreś z nas coś wyczuje. – To brzmi, jakby Milan wątpił, a przecież wątpi Ty. Brak logiki spowodowany jest niezaznaczeniem podmiotu. Inna kwestia, że taki wniosek wydaje mi się mało logiczny. Jak było wspomniane wcześniej, Montero niejednokrotnie wszedł w umysł Leny i jakoś nie obawiał się zdemaskowania, bo wiedział, że dziewczyna nie może tego zauważyć, a teraz nagle wyskakujesz z tym, że anioły, które były przecież obecne przez cały czas, mogą to wyczuć… Ostatnia kwestia, zdemaskowanie nie byłoby „rzekome”, tylko po prostu MIAŁOBY MIEJSCE, gdyby do niego doszło.
(…) przecząco kręcąc głową. – Pleonazm.
Wprawdzie to Ty'a jeszcze mu sporo brakowało, acz to ambiwalentne stwierdzenie byłoby zadziwiające. – Znów użyłaś bardziej skomplikowanego słowa, pewnie tylko po to, by pokazać, że je znasz, ale ono naprawdę nie pasuje. „Pełne sprzeczności” brzmiałoby o wiele lepiej, ale tutaj i tak nie o to chodziło. Nie widzę bowiem nic sprzecznego w stwierdzeniu, że Ty miałby mieć podobny humor do Ikera. Niby z czym? Błąd zarówno stylistyczny, jak i językowy.
(…) ruszyłam do przodu, choć dobrze zapowiadającym marsz, idealnym startem nie mogłam tego nazwać. – Przez źle dobrane końcówki zdanie jest kompletnie niezrozumiałe
(…) że Iker był w tym miejscu wcześniej, acz nie miał sposobności (…) – po co to „acz”; oto niepotrzebne wprowadzanie stylu wysokiego po raz kolejny.
Klaustrofobia o dziwo nie dawała mi się we znaki, chociaż miałam poważnie ograniczoną przestrzeń. Korytarz nie należał do szczególnie szerokich, ciągnął się w nieskończoność, a po prawej stronie miałam Arcanę.  – W drugim zdaniu napisałaś tak, jakby korytarz nie mógł istnieć bez Arcany.
Gdy się stresowałam, zaczynałam bełkotać i majaczyć – może i Lena czasem bełkocze, ale nie majaczy. Nie zauważyłam.
Mój organizm zareagował na pierwszą teleportację o wiele lepiej od organizmu Mai. – Powtórzenie.
Odruchowo zrobiłam to samo, czując się jak żegnająca małą kuzynkę sceptycznie nastawiona nastolatka,  która nie znosi dzieci, ale jest do kurtuazji zmuszona. – Cóż za dziwaczne porównanie, dlaczego akurat „małą kuzynkę”, a nie „małego kuzynka”? Ponadto zdanie wyglądałoby lepiej, gdybyś najpierw napisała kto, a później co, a więc na początku „negatywnie nastawiona kuzynka”, a potem„żegnająca (…)”. No i „zmuszona do kurtuazji”. Mamy też podwójną spację.
– Artur? – zagadnął z trudem łamiącym się głosem, upuszczając na podłogę kartkę trzymaną w dłoniach.  – Tu aż się prosi, żeby dodać: „kiedy zobaczył stojącą w drzwiach postać”. No i zamiast „zagadnął” to może „zawołał”, hm?
Oglądał w nim jakąś głupawą komedię familijną z gadającym, raczej bredzącym, psem. – Tym razem mamy pomieszanie stylów. Z jednej strony wzniosłe „familijną”, zamiast „rodzinną”, a z drugiej „bredzący” będący kolokwializmem. Ponadto przed „raczej” należy dodać „a”.

Rozdział dwudziesty trzeci
Miałem zaledwie kilka godzin na załatwienie swoich spraw i miałem stawić się w schronie, z którego prędko nie wyjdę. – Powtórzenie. Ponadto to zdanie nie brzmi poprawnie gramatycznie. Lepiej napisać: „na załatwienie własnych spraw, a następnie stawienie się w schronie”.
Moje wnętrzności z pewnością nie tańczyły samby, lecz skoro nagrabiłem sobie u Queerini (…) uprzejmego Queera lub Queerini. – Po pierwsze, powtórzenie. Po drugie, dobrze byłoby zaznaczyć, że w pierwszym zdaniu mówisz o konkretnej Queerini, czyli Angeli (inna kwestia, że właściwie w treści opowiadania nigdy nie napisałaś dokładniej, kim są te konkretne anioły, więcej na ten temat jest tylko w zakładkach). Po trzecie, wyrażenie z sambą niezbyt tutaj pasuje. Po czwarte, Queer może jest „uprzejmY”, ale Queerini już nie.
Wyjątkowo idiotycznie czułem się w smokingu, obserwując dyskretnie flirtującą ze mną kobietę o śniadej cerze, ciemnych, nieco przymrużonych oczach i ustach zaciśniętych w wąską kreskę. – Oto przykład niedokładnych opisów. OK., tutaj akurat nie próbujesz wpleść zbyt wielu informacji naraz, jednak mamy równie często występujący w opowiadaniu błąd: omijanie istotnych wiadomości, co jest zarówno błędem stylistycznym, jak i odbija się negatywnie na logice. W jakiej odległości od Milana znajduje się ta kobieta? Czy siedzą przy jednym stole, czy on stoi, a ona siedzi, a może znajduje się prosto przed nim? Ponadto w ogóle ten akapit jest dość oderwany od poprzednich, nie wiadomo bowiem, dlaczego Milan znalazł się w takim miejscu, gdzie tak właściwie jest. Na bankiecie, obiedzie, na Ziemi, w kolejnych magicznych światach?… Kilka wzmianek o scenerii zlikwidowałoby tę dziurę narracyjną, a potem spokojnie mogłabyś opisywać patrzącą na niego kobietę.
Dusiłem w sobie chęć wypuszczenia serii głośnych kaszlnięć. Dusił mnie odór dymu papierosowego, alkoholu i innych używek. – To dość dziwne, bo wcześniej nie było prawie powtórzeń, a tutaj kolejny przykład. Myślę, że w pierwszym zdaniu bardziej pasowałby czasownik dokonany. Nie można również wypuścić kaszlnięć.
(…) zareagował automatycznie jej mąż, przykładając dłoń do czoła blondynki. Natomiast ja poczułem chęć klepnięcia się we własne. – Dlaczego drugie zdanie w oryginale jest napisane kursywą? Nie powinno się ono również zaczynać od „natomiast”, lepiej połączyć je z poprzednim poprzez „a ja”.
Sięgnąłem po moją szklankę z wodą, by stłamsić próbujące wydostać się na zewnątrz parsknięcie. Gość nieźle dobiera sformułowania. W efekcie czego niemal się udławiłem, a wśród zebranych nie widziałem nikogo, kto zacząłby mnie wtedy uderzać w plecy. – Żeby wszystko było jasne, w oryginale drugie zdanie napisane jest kursywą, to dobrze, ale mimo wszystko ten fragment nie jest zbyt fortunny. Ostatnia wypowiedź to zdanie podrzędne, które idealnie pasowałoby do pierwszego. Tylko że wtedy to środkowe, będące zapiskiem myśli Montero, albo należy wyrzucić, albo przenieść na początek – co miałoby o wiele większy sens. Na koniec dodam, że nie trzeba podkreślać „moją”, to logiczne.
Zaczęła rozpinać kieszenie mojej koszuli – dlaczego kieszenie, a nie guziki?
Skonfundowany spostrzegłem, że zaczyna ssać moją krew jak cholerny wampir. – Przykład łączenia wysokiego i niskiego stylu. Niestety „skonfundowany” i „cholerny” w jednym zdaniu brzmi… śmiesznie, a to raczej nie było tutaj Twoim celem. Ponadto on raczej „poczuł”, a nie „spostrzegł”.
Przetarłem podrażnione oczy i rozejrzałem się dookoła. Sceneria skojarzyła mi się z typowym, surowym mieszkaniem po Tenebris. Królowały stonowane barwy, ciemne meble i minimalizm. Ściany pomalowane były na różne odcienie szarości, a panele na posadzce podpadały pod ciemny brąz. Westchnąłem ze zrezygnowaniem i ukucnąłem przy bezwładnie leżącym ciele blondynki. Była Queerini, więc poza Ordinarią nic jej nie groziło. Niedbale zarzuciłem sobie kobietę przez ramię i wstałem. Zapamięta cię jako krępego szatyna z bokobrodami... gadającego do siebie. Całkiem nieźle. Zostawiłem ją przy schodach, decydując, że aranżacją wypadku zajmę się na samym końcu. Nie byłem może w stanie prawidłowo zrekonstruować skutku spadnięcia ze schodów, ale, jak zdążyłem zauważyć, jej mąż to szczególnie bystrych jednostek nie należał. – Wklejam cały akapit, bo to dobry przykład często powtarzającego się błędu, a mianowicie wtłaczania zbyt wielu informacji w jeden akapit. Skoro skończyłaś opisywać pokój, to należy postawić enter i rozpocząć opisywanie kobiety. Również „zostawiłem ją” napisałabym od nowego akapitu, ponieważ jest to dosłowne przejście bohatera do innego miejsca. Trochę również nie rozumiem tych ostatnich stwierdzeń, skoro Montero zdecydował się ją przenieść na schody, to już podjął się aranżacji wypadku, więc powinien to dokończyć. Z innych błędów: dlaczego „podrażnione oczy”? To w szyję został zraniony. Mamy też powtórzenia „być” i literówkę w ostatnim zdaniu, „do” zamiast „to”.
Wśród grzbietów książek żaden zbyt się nie wyróżniał, nic nie rzuciło mi się w oczy. Z przyjemnością wciągałam przez nozdrza odprężający zapach starych, trochę zakurzonych książek tutaj powtarzasz się zarówno wprost („książka”), jak i znaczeniowo, skoro się nic się nie wyróżniało, to i się nie rzucało w oczy. Ponadto z Milana zrobiła się w drugim zdaniu dziewczynka.
To z pewnością ułatwiłoby sprawę, tytułu lub nazwiska autora wśród tylu tomów szukałbym przez dobre trzydzieści minut. – Nie rozumiem, dlaczego Milan najpierw nie sprawdził, czy książki nie są ułożone alfabetycznie. Pedant raczej by tak zrobił, a Montero tak właśnie nazwał właściciela domu. Dodatkowo zamiast przecinka postawiłabym średnik.
Miałem ochotę walić głową w ścianę, gdy zabłądziłem myślami i zdałem sobie sprawę, że mógł mieć – powtórzenia.
Natknąłem się nawet na zbłąkaną Kamasutrę, która niewątpliwie zaliczała się do literatury pięknej. Natomiast umieszczonych w niej zadziwiająco precyzyjnych, oddających emocje ilustracji nie powstydziłby się sam Jan Matejko. To prawie jak Bitwa pod Grunwaldem. – Tytuły są zapisane kursywą, więc się nie czepiam (choć we wcześniejszych rozdziałach używałaś głównie cudzysłowów, dobrze byłoby zdecydować się na jedną wersję). Czepiam się jednak tego porównania, Kamasutra porównywana do obrazów Matejki to nie jest dobry pomysł. O rozpoczynaniu zdań od spójników już się wypowiadałam, pasuje to czasem przy opisach uczuć, aby podkreślić przekaz, ale niekoniecznie w przypadkach płynnego, spokojnego opisywania wydarzeń.
Gdy w pewnym momencie wypadła niewielka, zwinięta na pół kartka – warto dopisać, z czego wypadła ta kartka.
(…) jeszcze intensywniej nie trawiłem, gdy szło mi stanowczo zbyt łatwo.  – Intensywniej? Po co, wystarczy zwykłe „bardziej”. No i w tym przypadku uważam, że ze „stanowczo” można zrezygnować.
Dotykała ona podłogi w zbyt wielu miejscach, niemal cała przylegała do podłoża.  – Brakuje podmiotu. W tym przypadku „ona” nie załatwia sprawy, bo we wcześniejszym zdaniu to Milan był podmiotem.
Czekała mnie, o dziwo, miła niespodzianka w postaci 6 listopada 2015 roku. – Dość dziwne sformułowanie. Lepiej byłoby napisać: „w postaci napisu 6 listopada 2015 roku”.

Rozdział dwudziesty czwarty
Musiałam podwinąć nogawki jeansów, a w ciemnej, rozpinanej bluzie niemal się topiłam. Dziwnie pachniały (…) – co dziwnie pachniało? Nogawki, jeansy? Gramatycznie to bluzka, ale wtedy końcówki się nie zgadzają.
Włosy związałam niedbale. Nie wiedząc, co zrobić ze zbyt krótkimi kosmykami, których nie zdołałam upiąć. – To miało być jedno zdanie, prawda? Z „których nie zdołałam upiąć” zrezygnowałabym.
Wciągnęłam z powrotem glany, po czym chwyciłam pod pachę stare, zakrwawione ubrania, kilka opakowań chusteczek i paczkę słonych krakersów. – Skąd ona wytrzasnęła chusteczki i krakersy? Co więcej, dlaczego poszła się przebierać z takim asortymentem?
Wśród tylu ludzi, aniołów, Queerów i nefilim czułam się tak samotnie – a co to jest nefilim? Ani razu o nich nie wspominałaś. OK, może i w internetach piszą, że to olbrzymy (i to raczej pisane przez „ph”), ale wypadałoby wspomnieć też w treści opowiadania. Ponadto ja żadnego olbrzyma w tekście jeszcze nie zauważyłam, a Lena najwyraźniej tak? Jak już jesteśmy przy nazwach własnych, to mam nadzieję, że wiesz, co oznacza „Queer” (wikipedia)? Oprócz tego zrezygnowałabym z „tak”, szczególnie jeśli wcześniej mamy „tylu”; proponuję na przykład „wyjątkowo”.
Skierowałam się w stronę Miki Montero, która, jak zawsze, awanturowała się namiętnie. Zapewne z powodu jakiejś głupoty. Celico Lindsey spuściwszy z pokorą głowę, co jakiś czas kiwała nią z aprobatą, przyznając się do błędów, których nie popełniła. Nadal nie zdjęli jej opatrunku z oczu, przez który poruszała się po omacku, nic nie widząc. Jednak oczywiście wolałam to od widoku jej powiek, przyszytych do skóry pod oczami w rzekomym celu udoskonalenia wewnętrznego oka. // Ty miał rację, w ich relacji było coś dziwnego. – Ostatnie zdanie tyczy się relacji Miki Montero i Celico Lindsey, ale jako że w międzyczasie wspominałaś o czymś jeszcze, to sens zaniknął.
(…) dostała skrzydła, gdy upadła. Coraz bardziej interesował mnie powód upadku rodzeństwa. – Nie dość, że mamy powtórzenie, to znów w jednym akapicie przeskakujesz do kolejnej myśli, a dokładniej kolejnego bohatera, czyli Milana. Po pierwsze, nie spodziewałabym się, że Lena tak dobrze zna już anielskie zależności. Szkoda, że my nie dostąpiliśmy w dużej mierze tego zaszczytu. Po drugie, trochę dziwne, że po raz pierwszy Lena poruszyła ten temat. Mnie to interesuje, odkąd się tylko dowiedziałam. Ale plus za ewidentną różnicę w dwóch równolegle prowadzonych relacjach pomiędzy Queerini a Aniołem Śmierci i Ciemności otrzymujesz. Chociaż, chwila… To Queerini moją mieć pod swoimi skrzydłami zarówno Aniołów Ciemności, jak i Śmierci? Czy to niedopatrzenie? Bo przecież Milan jest tym pierwszym, a Mika – drugim.
Żywiłam nadzieję, że nikt w nocy nie zakradnie się i ich nie zwinie. – Kolejny przykład mieszania stylów.
Niemal zaryłam twarzą w parawanie, nie spodziewając się żadnego sygnału ostrzegawczego. – Kolokwializm „zaryć” zupełnie nie pasuje. A gramatycznie powinno być „parawan”, nie „parawanie”, Lena raczej nie była w niego zawinięta.
Omal nie nadepnęłam na przewrócone dziecko – dziecko to nie mała rzecz, którą trudno dostrzec.
Zasłoniłam dłońmi uszy i zamknęłam oczy, po czym po omacku kierowałam się dalej w stronę wyjścia. Przynajmniej wydawało mi się, że akurat w tamtą stronę – zatkanie uszu rozumiem, ale to wybitnie głupie, żeby zamykać sobie oczy w takim momencie. Lepiej byłoby połączyć zdania i napisać „a przynajmniej tak mi się wydawało”.
Wydusiwszy z siebie serię żałosnych skowytów, kopnęłam napastnika w goleń – a skąd ona wie, że akurat w goleń? Chyba musiała w międzyczasie otworzyć oczy, choć i wtedy nie wiem, czy miałaby szansę precyzować aż tak dokładnie atakowaną część ciała.
(…) warknął niskim głosem, który od razu poznałam. // Krzyczał głośno, mając niewielką siłę przebicia w tej wrzawie. – To w końcu warczał cicho, krzyczał głośno (to pleonazm, swoją drogą), czy jednak nie miał szans na usłyszenie? Nic z tego nie rozumiem.
(…) chociaż funkcje życiowe wyjątkowo długo się u ciebie utrzymują. – Tak naprawdę to ich początkowo nie było, później się stopniowo zaczęły pojawiać, bo Lena przechodziła kolejne etapy testu. Wydaje się, że Milan powinien być tego świadomy, więc dziwi mnie ta wypowiedź. No chyba że to Twoje niedopatrzenie.
Zawróć, jeśli chcesz pomóc, a nie mnie poćwiartować gdzieś w kącie! – Nie rozumiem, dlaczego Lena myśli, że Milan ją ciągnie, żeby poćwiartować ją w kącie, serio, dlaczego akurat teraz? Powinno być „poćwiartować mnie”, w takiej, a nie innej kolejności.
Nie moja wina, że dostali fizia przez głupi alarm. – Naprawdę uważasz, że ktoś taki jak Milan użyłby takiego słowa, nawet jeśli zależałoby mu na zdobyciu zaufania Leny? Inna kwestia, że powinno być „fisia”!
Podał mi ją, od razu spojrzałam ze zaintrygowaniem. Nie spodziewałam się krwawego odcisku stopy, pozostawionego na betonie. (…) Przylegała do podłoża w zbyt wielu miejscach. Przymknęłam machinalnie oczy i schyliłam głowę. – Pomiędzy pierwszą a drugą częścią jest całkiem sporo słów, w tym dwie krótkie wypowiedzi, a więc naprawdę powinnaś podkreślić w ostatnim zdaniu, że chodzi ci o stopę, a nie o nic innego.

Podsumowanie
Ogólnie piszesz dobrze. Masz zróżnicowane słownictwo, skupiasz się i na opisach, i na dialogach, potrafisz różnicować style wypowiedzi poszczególnych bohaterów, zdania są złożone, czyta się dość płynnie. Mam jednak kilka ogólnych, dość istotnych uwag.
Po pierwsze stosunkowo często silisz się na styl wysoki. Używasz trudnych, mądrych słów, które nie pasują do reszty wypowiedzi, a często są wręcz źle użyte, przez co stanowią nie tylko błąd stylistyczny, ale i językowy, dlatego uwagi na ten temat znalazły się zarówno powyżej, jak poniżej. Musisz pamiętać, że nie wszystkie słowa łączą się i z osobami, i z przedmiotami. Tam, gdzie nie trzeba, nie ma się co silić na nie wiadomo jak wyszukane słownictwo. Szczególnie że przez to pojawia się jeden błąd, nawet gorszy: mieszanie stylów. Potrafisz w jednym zdaniu użyć pięknego wyrazu, a zaraz obok kolokwializmu, który jest równie nie na miejscu. Efekt to groteska, która nie była z pewnością Twoim zamierzeniem.
Powtórzeń jest stosunkowo mało. Być może dlatego, by ich uniknąć, często nie zaznaczasz podmiotu, ale to nie zawsze jest dobry pomysł. Trzeba od czasu do czasu wspomnieć, o kim mówimy, nawet jeśli cały czas jest to ta sama osoba, a tym bardziej, jeśli w danej scenie występuje więcej niż jeden bohater. Z powodu używania innych rzeczowników w zdaniach można czasem odnieść wrażenie, że nagle jakaś rzecz została przez Ciebie ożywiona.
Jeśli chodzi o logikę, źle nie jest. Napisałam już powyżej, czego mi brakuje jako tła. Inną przyczyną gubienia się w tekście jest upychanie zbyt dużej ilości informacji w jednym akapicie lub przeskakiwanie w czasie czy zbyt późne określania miejsca, w którym dzieje się dana scena. Takie drobiazgi są bardzo ważne w prowadzeniu fabuły; zauważyłam poprawę w ostatnich rozdziałach pod tym względem, z czego bardzo się cieszę.

– poprawność gramatyczna i językowa (8/15 pkt.)

Prolog
Jednak wśród ośnieżonych konarów wysokich drzew, wręcz monstrualnych rozmiarów, malowała się (…) – zastrzeżenie mam do składni, mianowicie powinno być: „wysokich, wręcz monstrualnych drzew”. Z „rozmiarów” w ogóle bym zrezygnowała.
(…) i skrzydła, których jeszcze nie tak dawno się brzydził. – Którymi.
Mógł ją nienawidzić. – Jej.
Większość wtajemniczonych do nadprzyrodzonego świata (…) – wtajemniczonym można być w coś, nie do czegoś.
Do chłopaka dotarły również famy o tym, że jeszcze nie nauczyła się w pełni kontrolować ów mocy. – Owych. Ponadto mówi się „fama głosi”, „Fama niesie”, „rozeszła się fama”, zawsze w liczbie pojedynczej. Tutaj chodziło nie o famę, a o plotki.
Latami uczył się najpierw odczytywać czyjeś nastroje, potem myśli. Dopiero później je kontrolować, wpływać na czyichś tok myślenia oraz skłaniać do zrobienia czegoś wbrew woli. – To powinno być jedno zdanie. Ponadto nie „czyichś”, a „czyjś”. No i zabrakło zaimka na końcu, proponuję napisać: „skłaniać go”.
Ogarniała go ochota, by napomknąć jej o tym w o wiele mniej klarowny sposób. – Z treści wynika, że nie chodzi o klarowność („czystość”), a „grzeczność” czy raczej jej brak. Powinno więc być na przykład: „w o wiele mniej grzeczny” albo „w bardziej dobitny”.

Rozdział pierwszy
Z niecierpliwością wpatrywałem się w niewielką fiolkę, spoczywającą na moich dłoniach (…) – w moich dłoniach.
(…) mętny płyn, który zabarwieniem wahał się pomiędzy czerwienią a różem. – Nie można wahać się zabarwieniem. Napisałabym na przykład: „mętny, ni to czerwony, ni różowy płyn”.
Otworzyłem buteleczkę i przyłożyłem do nosa. – Zabrakło „ją”.
Ostry wiatr poruszał cienkie gałęzie (…) – cienkimi gałęziami. No i proponuję „silny”, nie „ostry”.
Ślepo wierzyłem dłuższy czas w to, że Angeli Vivere, po tym[,] jak zamorduję jej odpowiedniczkę, da mi święty spokój. – Składnia, proponuję: „dłuższy czas ślepo wierzyłem (…)”. Przecinek po „Vivere” zbędny, powinien on stać po „tym”.
Jak zwykle się pomyliłem, co nie powinno już mnie zaskoczyć. – Brakuje „było” w drugiej części, aby zachować czas przeszły.
Byłem zaledwie od kilku dni Aniołem Ciemności, ale to nie miało dla niej żadnego znaczenia. – Znów mam zastrzeżenia co do składni. Powinno być: „Zaledwie od kilku dni byłem Aniołem Ciemności (…)”.
Musiałem robić wszystko, co mi kazała. Choćby było to nie wiadomo jak okrutne, aby nie odebrała mi świeżo przyznanych skrzydeł. – Te zdania połączyłabym w jedno.
(…) a być może nawet wręcz przeciwnie. – Albo „nawet”, albo „wręcz”. To znaczy dokładnie to samo.
Ich kolor, zamiast rzeczywiście być kojącym dla oczu, kojarzył się większości przechodniów z nieprzyjemnymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem. Podłogę wyłożono siwymi płytkami (…) – najlepiej byłoby zamienić „przechodniów” na „odwiedzających”, bo „przechodzień” w odniesieniu do szpitala, nawet nieprawdziwego, nie brzmi zbyt poprawnie. Podobnie jak „siwe płytki”, „siwy” odnosi się do istot, a nie przedmiotów. Proponuję „szary”.
(…) a co kilka z nich ustawiono także okrągłe stoliki z gazetami i komiksami do czytania. – „A co kilka z nich” nie brzmi dobrze. Proponuję napisać: „pomiędzy którymi co jakiś czas ustawiono”.
Skinął głową, pokazując moją kieszeń z lekkim odkształceniem. – Lepiej byłoby „wskazując na”.
Przeniosłem wzrok znów przed siebie, trafiając akurat na moment, gdy anioł znika za zakrętem. – „Znikał”. Wyjaśnienie wyżej. No i albo „znów”, albo „akurat”. Widzę, że masz tendencję do umieszczania w jednym zdaniu synonimicznych przysłówków.
Fragment po fragmencie, łapczywie łapiąc na spływającą szkarłatną maź. – Tutaj zapewne chodziło o „łypiąc”.

Rozdział dwunasty
W niczym nie pomagało nagminne powtarzanie, że to nie jest prawdziwe, że dzieje się jedynie w mojej głowie. – Niestety słowo „nagminne”, które bardzo lubisz, tutaj nie pasuje. Lepiej „nieustanne”.
Powtórzyłam ten ruch jeszcze kilka razy, lecz nie utworzyła się na niej nawet delikatna pajęczyna. Rozpaczliwie zaczęłam walić zaciśniętymi pięściami w szybę, a potem nogami, lecz nawet nie drgnęła. – Słowo „pajęczyna” należy zamienić na przykład na „rysa”. W drugim zdaniu mamy błąd składniowy, powinno być „zaciśniętymi pięściami, a potem nogami w szybę”. Po drugim „lecz” dodałabym „ta”.
(…) powtórzyłam jeszcze kilka razy, tracąc szybko rezon. – Słowo „rezon” tutaj nie pasuje. Jego znaczenie to „pewność siebie”, a tutaj chodziło raczej o „wiarę”.
Siódme poty wstąpiły na moje ciało, z trudem oddychałam. – Wyrażenie „siódme poty” łączy się z takimi czasownikami jak „wylewać” czy „wyciskać”, ale nie „wstępować”. Dodatkowo chodzi o zmuszanie kogoś do niesamowitego wysiłku fizycznego, a nie o strach, więc w ogóle bym to zmieniła.  
(…) biorąc olbrzymie hausty powietrza z desperacją. – „Biorąc z desperacją (…)”, a najlepiej „nabierając”.
Ocknęłam się nadal niemrawa, przepocona i niesamowicie zmęczona. Marzył mi się długotrwały impas, acz wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę niewinnego odpoczynku. – Słowo „impas” nie pasuje znaczeniowo, tutaj chodzi o zwykły „relaks/odpoczynek”. No i przestarzałe „acz”, bardzo je lubisz.
Zignorował jakby moją prośbę, gasząc w ten sposób słabą iskrę wiary, raczej iskierkę. – „Jakby” jest zbędne, bo przecież to zrobił, a nie „jakby” zrobił. No i znów problem ze składnią; napisałabym: „iskrę, a właściwie iskierkę wiary”.
Co zakopanie mnie w trumnie kilkanaście metrów pod grząską ziemią, miało do tego, czy zasługuję na to, by powrócić na ziemię, do żywych? – Pierwszy przecinek zbędny. Należy uzgodnić czasy.
Uporczywie zaczęłam uderzać piąstkami w wieko trumny, nie wiedząc, co innego mogę zrobić. – Dlaczego nagle Lena dostała „piąstki”, a nie „pięści”? Zmieniłabym „mogę” na „mogłabym”.
Zachowywał się jak mądrala, bo go to nie dotyczyło i nie musiał się męczyć, a łatwo jest sztucznie radzić w takiej sytuacji. – „Sztucznie radzić” brzmi… sztucznie. No i niepotrzebna zamiana czasu na teraźniejszy.
Nie przyniosło to oczywiście żadnych pokaźnych rezultatów, ale deliberowanie nad tym nie sprawi, że zostanę odratowana. – „Pokaźny” zwyczajowo określa rozmiary, nie rezultaty, proponuję „wymiernych”, to słowo kolokuje z „rezultatami”. A tak zwane trudne słowo „deliberowanie” zupełnie tutaj nie pasuje. Lepiej byłoby pamiętać, żeby nie zmieniać czasów („sprawi”) niż silić się na wyszukane słowa (co, jak pisałam wyżej, mocno godzi w styl). I tak każdy widzi, że masz rozbudowane słownictwo, a w taki sposób strzelasz sobie w stopę. Tutaj bardziej chodziło o „rozmyślanie” niż o „dyskutowanie nad czymś”. No i „uratowana”, nie „odratowana”. Nikt jej nie musi odratowywać.  
Nie byłam pewna, co to takiego, ale struktura i fason wskazywały na suknię. Zapewne czarną, koronkową, żałobną, pożegnalną suknię– Użyłaś tak wielu przymiotników w stosunku do sukni, że niestety straciło to żałobny nastrój. Ponadto mamy powtórzenie.
Napotkałam przypadkiem książeczkę świętą oraz różaniec – ją odłożyłam, a sznur z koralami oplotłam wokół nadgarstka, zaciskając mocno palce na drewnianym krucyfiksie. – Cóż, gramatycznie ze zdania wynika, jakby „różaniec” był rodzaju żeńskiego. W drugiej części zdania zmieniłabym zaś składnie „mocno zaciskając palce”.
(…) w miarę przekonywujące imię i nazwisko. – Przekonujące/przekonywające. Wyjaśnienie tutaj.
Skup się i dasz radę. – Zastosowałaś w jednym zdaniu dwa różne tryby. Proponuję zamianę na: „skupisz się, to dasz radę”.
Nie mogłam się opanować, to było zbyt wiele. – Tego.
Lecz ogień ani drgnął, dmuchałam mocno i machałam rękami, ale on zaczął się tylko wyginać odrobinę na knocie w obie strony. Nie reagował praktycznie wcale na kolejne podmuchy powietrza, zaprzestałam, nie mając już siły. – Zamiast „on” lepiej napisać „ten”, żeby nie personifikować ognia. „Na knocie” wykreśliłabym. Ponadto często nie określasz, z czym ktoś coś robi. Tutaj należy dodać „na niego”, żeby zdanie miało sens. Ponadto pierwszy przecinek można by zastąpić średnikiem, lepiej by się czytało.

Rozdział trzynasty
Nie znajdowałam się tu z ludźmi, lecz jakby tylko obok nich. – „Tylko” niepotrzebne.
(…) a chłód kleił się nagminnie do skóry – serio, nie wiem, co Ty masz z tym słowem. Podobnie jak z pisaniem „klinicznie”, kiedy masz na myśli „logicznie”. To nie są synonimy.
(…) oświadczył wyraźny lider – a po co ten przymiotnik?
(…) ale nie próbowałam na siłę tego zmieniać. Bowiem doszłoby wtedy do skutku odwrotnego niż zamierzony. – To należy połączyć w jedno zdanie.
Już poradził sobie z odejściem Artura, wiedząc, że dzięki przysiędze krwi i własnej wierze, niedługo się odnajdą. – „Już” tutaj nie pasuje, może „w końcu”? Ostatni przecinek zbędny.
Szczególnie się nie zmartwił moją reakcją. – Składnia; proponuję: „Nie zmartwił się szczególnie moją reakcją”.
W przeciwieństwie do mnie Arcana wiedział, kim jest enigmatyczny ,,on''.  – Słowo „enigmatyczny” tutaj nie pasuje, najlepiej napisać „zagadkowy” albo „tajemniczy”.
Miałam już pytać o pochodzenie i znaczenie terminu, aczkolwiek stwierdziłam, że akurat to może zaczekać. – Cóż za logika. Szybko ta nasza Lena zmienia zdanie. Dopisałabym „tego” przed „terminu”, brakuje podkreślenia.
Oniemiała wpatrywałam się w stalowe drzwi z kolidującą z nimi mosiężną klamką – słucham? Klamka nie może kolidować z drzwiami, ona jest im potrzebna. Przez niepoprawne użycie słowa brakuje logiki. Znaczenie „kolidowania” znajdziesz tutaj.
Złapaliśmy się za rękę – ręce.
(…) nieco zakręciło mi się w głowie. Jak podczas płynięcia statkiem czy zbyt długiej jazdy szkolnym, zatłoczonym autobusem. – Należy połączyć te fragmenty razem, żeby druga część nie była równoważnikiem zdania, najlepiej za pomocą „podobnie jak”.
Zazdrościłam Ikerowi, że tego nie czuje, a on sam podśmiewał się kpiąco. – Podśmiewywał.
Zaraz się we wszystkim zorientujesz – wyszeptał mi do ucha. – We wcześniejszym fragmencie podmiotem była Lena, więc wypadałoby napisać „Iker” albo „Arcana”.
Bliżej mu było do dwornego stańczyka, który ma zasłużoną przerwę (…) – znów niepotrzebna zmiana czasu.

Rozdział dwudziesty trzeci
(…) obierających te drogi, z których trudniej zabłądzić. – Jeśli „z których”, to „zejść”.
(…) weselić się z powodu czyjejś tragedii, gdy nie byłem w stanie zawalczyć o własne szczęście. – Rozumiem, że nie chciałaś powtarzać słowa „radość”, ale zamiast przestarzałego „weselić” mogłaś użyć „cieszyć się”. Nie „gdy”, a „skoro”; nieco inne znaczenie.
Wprawdzie szansa na otrzymanie skrzydeł za nic wielkiego była znikoma, acz w coś musiałem wierzyć, by widzieć w czymkolwiek jakikolwiek sens. Chociażby jego namiastkę, światełko nadziei, które nie zgaśnie równie szybko, jak się zapaliło. – Po pierwsze, przestarzałe „acz” nie pasuje, zaś „coś” i „czymkolwiek” to zbytnie ogólniki. No i znów w opisach refleksji przechodzisz na czas teraźniejszy…
(…) duszącej mnie muchy. Kwadrat był jednak wygodniejszym rozwiązaniem (...) – chyba „krawat”, co?
(…) niczego żałośnie nieświadom. – Po pierwsze, składnia, po drugie, znów starodawne określenie, po trzecie, „żałośnie” nie pasuje. Proponuję: „zupełnie niczego nieświadomy”.
(…) ignorować rozległe zainteresowania szanownej małżonki. – „Rozległe” nie pasuje w kontekście zainteresowania innymi mężczyznami.
O niczym więcej się ostatnio świat nie zajmuje – niczym więcej.
(…) stwierdziła moja adoratorka, mrugała nienaturalnie często wyraźnie podkreślonymi oczyma. – Gramatycznie lepiej brzmiałoby „mrugając”. Napisałabym też „oczami”, po co wciskać niepotrzebnie ten wysoki, niepasujący styl?
Kobieta rozmasowała skronie z przymrużonymi oczami, lekko kołysząc się na swoim krześle. – To brzmi, jakby skronie miały przymrużone oczy. Dodatkowo nie trzeba podkreślać, że kiwała się na „swoim” krześle, na innym raczej nie dałaby rady. W tym rozdziale nie jest to jedyny błąd tego typu.
Wypuściłem powietrze między zębami – przez zęby.
Dom chroni bariera, ale gdy już się tam dostaniesz, masz połowę kłopotów z głowy. – Znów przykład zmiany czasu. Gdybyś napisała to kursywą – a masz prawo, skoro Milan przypomniał sobie te słowa wypowiedziane przez kogoś innego – problem by zniknął.
Ostentacyjnie dwoma palcami podrapałem się – składnia, powinno być: „Dwoma palcami ostentacyjnie”, przysłówek stoi przy czasowniku.
Może i ten głupca chwilowo napadł przejaw inteligencji – alternatywna gramatyka. Albo „tego głupca napadł”, albo „ten głupiec chwilo przejawił inteligencję”. Proponuję drugą wersję, bo tak właśnie wygląda sformułowanie; „ktoś przejawia inteligencję”.
Uderzyło mnie mentalnie – „mentalnie” zbędne.
Queer był strasznym pedantem oraz przesadnym perfekcjonistą – po pierwsze, „straszny” nie jest synonimem „ogromnego”, w takim znaczeniu to zwykły kolokwializm, który nie powinien znaleźć się w opisie opowiadania. Po drugie, wcześniej nie wspomniałaś, że ten mężczyzna jest Queerem, przez co czytelnik może poczuć się chwilowo zdezorientowany.
Niemal zapiszczałem, jak słyszące melodię dochodzącą z budki z lodami, małe dziecko, dostrzegając dość grubą księgę w twardej, szkarłatnej oprawie ze złotym Sto lat samotności. – Warto dopisać kiedy, na przykład: „gdy skręciłem w kolejną alejkę, mój wzrok padł na dolną półkę (…)”.
Jednym wyrażeniem – jednym słowem.

Rozdział dwudziesty czwarty
Była jeszcze Maja, ale chyba wolałabym, by znów się tu nie znalazła – nie mogła znaleźć się „tu”, bo „tu” Mai jeszcze nie było. Chodziło raczej ogólnie o świat alternatywny, jak mniemam, ale niestety „znów” myli czytelnika, należy więc z niego zrezygnować.
Członkowie Cordragon powoli się wyciszali, przez co rozumiem mniej więcej tyle, że wreszcie zaczęłam słyszeć chociaż własne myśli, a nie ciągły jazgot. – „Przez co rozumiem” nie dość, że zapisane jest w czasie teraźniejszym, to jeszcze niepotrzebnie podkreśla to, co logiczne. Napisałabym o wiele krócej, na przykład: „Członkowie Cordragon wreszcie powoli się wyciszali, co pozwoliło mi na usłyszenie własnych myśli”.
(…) kocami walającymi się na każdym skrawku posadzki.. – „Na całej posadzce” byłoby znacznie lepiej. Ponadto nie ma takiego znaku przestankowego „..”.
(…) nie wspominając o absurdalnie prezentujących się białych kwiatów. – Kwiatach.
Nigdy tak bardzo nie pragnęłam znów ujrzeć rodziców, choć nie mogłabym nic im powiedzieć prócz głuchego: Przepraszam, które nic nie zmieni. – Znów zmiana czasu na teraźniejszy. Tutaj należałoby napisać „które nic by nie zmieniło”, w trybie przypuszczającym. Swoją drogą, miło, że Lena przypomniała sobie o istnieniu rodziców.
Na próżno zdało się usiłowanie odnalezienia znajomej twarzy. – „Na próżno usiłowałam znaleźć (dojrzeć)” albo „na nic zdały się próby znalezienia”.

Podsumowanie
Błędy językowe to głównie niepoprawne używanie „mądrych słów”, czasem również błędne zapisywanie całych sformułowań. W opowiadaniu występuje stosunkowo dużo błędów gramatycznych: zarówno niedopasowanych końcówek, niepoprawnej odmiany, złego używania imiesłowów oraz mieszania czasów. To ostatnie często zdarza się szczególnie podczas opisywania uczuć czy refleksji. Musisz się pilnować, bo szkoda, żeby coś takiego niszczyło odbiór tekstu.

– ortografia + interpunkcja + zapis dialogów (9/10 pkt.)

Prolog
Spłowiałe i sprane, niegdyś czarne, tenisówki szurały po kostce brukowej. – Przecinek przed „tenisówki” zbędny.
Przez długie niemycie głowy, przetłuszczone włosy ledwie utrzymywały swą jasną barwę. – Przecinek zbędny. Ponadto lepiej brzmiałoby: „z powodu długiego niemycia głowy”.
Zmrużywszy delikatnie zaspane oczy, przeczytał widniejący na postawionym grobie napis: ,,MARIA ZOFIA MIKLER". – Cudzysłów początkowy to dwa przecinki (,,), a powinno być „. Cudzysłów kończący zaś powinien wyglądać tak: ”. Błąd pojawia się też w innych miejscach.
Zawierały pełno sztucznych Gwiazd Betlejemskich oraz sosnowych gałązek. – A dlaczego wielkimi literami? Nazw roślin tak nie piszemy.
Po ostrożnym wybadaniu palcami ostrza, okazało się ono ostre jak brzytwa. – Przecinek zbędny.
Jak przeklęty. — Powtórzyli kolejny raz schemat polegający na podchodzeniu dziewczyny i automatycznym odsuwaniu się chłopaka. – To, co znajduje się po myślniku, powinno zaczynać się od nowego akapitu, ponieważ podmiotem nie jest mówiąca osoba.  
(…) z nie dającą się wykryć satysfakcją. – Niedającą.
Nadal chwytał się jak koła ratunkowego, nadziei (…) – przecinek zbędny.

Rozdział pierwszy
(…) w skutek tego niebezpiecznie się uginały. – Wskutek.
Pragnęła wciąż więcej, więcej i więcej[,] bez końca. – Dobrze byłoby dopisać „(…), i tak”. A jeśli nie, to niezbędny jest przecinek bądź średnik po „więcej”.
Były to zupełne przeciwieństwa, acz często porównywałem to, co robię, do zadań chirurga – brak kropki kończącej zdanie.
Przy ścianach stały nie grzeszące wygodą krzesła – Niegrzeszące. W opowiadaniu jest mało błędów ortograficznych, ale jeśli już się jakiś powtarzają, to często jest to oddzielne pisanie „nie” z przymiotnikami.
Moja starsza siostra, Mika Montero[,] pełniła funkcję Anielicy Śmierci. Do czasu[,] aż zamiast zajmować się pomaganiem zmarłych, zaczęła ich w pewnym sensie tworzyć. – Przecinki dostawiłam, gdyż wtrącenia należy zarówno zaczynać, jak i kończyć znakami interpunkcyjnymi. Ponadto w drugim zdaniu sugerowałabym dopisać na początku „(a) przynajmniej”. Jest też błąd gramatyczny, powinno być „zmarłym”.
„Jesteśmy do siebie podobni, tylko jeszcze nie dostrzegasz jak bardzo.'' – W oryginale jest to zapisane zarówno kursywą, jak i w cudzysłowie; trzeba się zdecydować na jedną opcję. Kropka powinna znaleźć się po cudzysłowie. Tego typu błąd się powtarzał co pewien czas.
Zganiłem siebie w myślach za zachowywanie się jak przestraszony[,] mały dzieciak. – Przecinek należy postawić, ponieważ dwa przymiotniki, których użyłaś, są sobie równorzędne. Wyjaśnienie tutaj. Zdarza Ci się popełniać ten błąd co jakiś czas.
Do Ordinarii daleko, więc nie mógł mnie zabić, ale zranić [] owszem. – Sugeruję dopisanie myślnika.
A pro po, łykniesz to kiedyś? – O nie, tak się tego nie pisze. Zajrzyj tutaj.

Rozdział dwunasty
Wraz z każdą chwilą, wzrastał jeszcze bardziej, krople wody mieszały się z krwią. – Pierwszy przecinek zbędny, a po drugim przydałoby się dopisać „a”, skoro mamy zmianę podmiotu.
Śmiertelną ciszę przeszyło krótkie zapewnienie Anioła Stróża. – Jestem. – Powinien być dwukropek, a nie kropka. Ponadto, uwaga ogólna: w opowiadaniu do tej pory pojawili się już dwóch Aniołów Stróżów. Akurat tutaj jest jasne, że mówimy o Ty’u, ale kiedy pojawia się i on, i Iker nie możesz jednego z nich określać w ten sposób na początku opisu, bo nie wiadomo, o którym myślisz.
Wiedząc, że potem może być za późno, wbrew radzie Ty'a, spróbowałam zgasić zapałkę. – Ostatni przecinek zbędny.

Rozdział trzynaście
Słowa Arteficemia  przedarły się przez ciszę. – Podwójna spacja. Zdarza się od czasu do czasu ten błąd, będący zapewne niedopatrzeniem. Ponadto powinno być „Arteficema”.
Nie byłam pewna, czy wszystkie obrazy są prawdziwe[,] czy ich część dorysowuje sobie mój zdezorientowany mózg – brak przecinka.
Nie – ogarniała mnie ochota (…) – kropka po „nie”, a „ogarniała” wielką literą, wytłumaczenie niżej.
Półmartwy, ale szczęśliwy, Anioł Miłości, czyli kupidyn stopnia drugiego. – Drugi przecinek zbędny. I raczej „drugiego stopnia”, ale to nie jest obligatoryjne.
(…) ale po chwili odpowiedział pewnie. // – Pomarańczowe. – Po „pewnie” powinien być dwukropek.
– Lena Mikler – zrobiłam to[,] co on(…) – po „Mikler” należy postawić kropkę, a „zrobiłam” napisać wielką literą. Na ogół poprawnie zapisujesz dialogi, więc może być to niedopatrzenie, ale jako że „zrobić” nie jest synonimem jakiegokolwiek rodzaju wypowiadania się nie można nie rozpocząć takiego zdania wielką literą.

Rozdział dwudziesty czwarty
Celico Lindsey[,] spuściwszy z pokorą głowę, – należy postawić przecinek również przed zdaniem wtrąconym, nie tylko po.
Uwierz, nie ma, czego żałować. – Drugi przecinek zbędny.
Czy w ogóle będzie mi dane się o tym przekonać. – Powinnaś postawić znak zapytania, a nie kropkę.
(…) w tej bezsensownej, acz trochę uspokajającej, czynności – o „acz” już pisałam. Tutaj chcę zaznaczyć, że ostatni przecinek jest zbędny.
(…) nie przewrócenia się. – Nieprzewrócenia.
(…) a po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.. – Znów dwie kropki na końcu zdania.
Zaczął mnie ciągnąć w przeciwną stronę, jak worek, trochę leniwie. – „Jak worek” nie jest wtrąceniem, pierwszy przecinek zbędny. A „trochę leniwie” nie pasuje do takiej czynności, wykreśliłabym to.

Podsumowanie
Błędów ortograficznych, interpunkcyjnych oraz związanych z zapisem dialogów nie ma dużo.

4.      Dodatki (3,5/5 pkt.)
Jak już wspominałam na wstępie, otwieranie zakładek jest dość uciążliwe, a i nazwy nie są jednoznaczne. Tutaj omówię pokrótce ich zawartość.
„Skierowanie” okazuje się być opisem historii, zawiera też zwiastun. Podoba mi się, że nadałaś temu krótkiemu tekstowi charakter zachęcający, w postaci kilku pytań. Brzmi to nieco chaotycznie, ale przede wszystkim interesująco. Już na wstępie widać, że masz dużo wyobraźni i zachęcasz kogoś, kto lubi fantastykę, do pozostania na stronie. Zgrzyta jedynie to, że wielokrotnie zmieniasz podmiot: raz piszesz o Lenie, raz o Milanie, raz jako narrator trzecioosobowy wszechwiedzący o prawdach uniwersalnych, a później wracasz znów do Mikler.
Okazuje się, że masz dwa spisy treści: jeden dotyczący głównego opowiadania, a drugi – innych postów. Muszę przyznać, że ich obecność frustrowała mnie podczas czytania opowiadania i konieczności wielokrotnego klikania „nowszy”, aby wreszcie trafić na kolejny rozdział. Wydaje mi się, że to dlatego, iż pierwotnie ten blog miał mieć nieco inny profil. Jednak skoro później postanowiłaś publikować na nim jedno, długie opowiadanie, to uważam, że dobrze byłoby przenieść posty dotyczące filmów, muzyki, książek na inną stronę, a tutaj skupić się na „Cordragonie” (gdyby nie adres, można by zrobić też odwrotnie). A jeśli już, to te dodatkowe notki powinny znajdować się tylko w tym drugim spisie treści, a nie pozostawać wplecione pomiędzy właściwe rozdziały.
Myślałam, że będące w przebudowie „Marionetki” to miejsce dla bohaterów, dlatego zdziwiłam się, widząc, że to „Bestiariusz” traktuje o postaciach. Ale być może chodzi o to, że w tym pierwszym chcesz opisywać konkretne osoby, a w tym drugim rasy. Pomimo że na ogół nie przepadam za tego typu zakładkami, tutaj nie mam zastrzeżeń. Wprowadzasz w opowiadaniu wiele różnych rodzajów gatunków i opisanie ich w jednym miejscu pomaga zarówno Tobie, jak i czytelnikom. Podoba mi się, że w „Bestiariuszu” postawiłaś na konkretny sposób zapisywania informacji; konsekwencję się chwali. Ponadto widać, że przemyślałaś dawkę wiadomości, którą należało tutaj zawrzeć, to znaczy: jeśli ktoś jeszcze nie zaczął czytać opowiadania, to dowiaduje się podstawowych rzeczy o bohaterach, ale jednocześnie ma sporo pytań zachęcających go do rozpoczęcia lektury. Nie wiem tylko jednego: dlaczego na samym końcu, o Aniołach Miłości, nie napisałaś nawet jednego słowa?
Napisałaś też kilka zdań o sobie oraz na innych portalach, na których można Cię znaleźć; podanie kontaktu do siebie również uważam za istotne. Na blogu znajdują się także uporządkowane linki. Więcej zakładek nie ma i bardzo dobrze; uważam, że jest ich tyle, ile być powinno. Może jedynie „Spamu” nieco brakuje, np. dla osób takich jak ja, czyli oceniających.
Jeśli chodzi o lewą kolumnę, zastanawia mnie, dlaczego umieściłaś zarówno obserwatorów, jak i obserwujących Google.

Podsumowanie oceny
Zdobyłaś 72 pkt., co oznacza ocenę dobrą.
Historia w pewnym momencie zaczyna wciągać, akcja nabierać tempa, a część bohaterów od początku jest dobrze kreowana. W opowieści umieściłaś sporo tajemnic, niespodziewanych zwrotów akcji, a Tobie nie sposób odmówić ani wyobraźni, ani umiejętności wpływania na emocje czytelnika. Bardzo podoba mi się również to, że przedstawiasz równolegle narrację Leny i Milana, a wydarzenia, w których oboje biorą udział, opisywane z dwóch perspektyw były jednymi z najlepszych scen w całym opowiadaniu. Przypadła mi do gustu również większość alegorii zawartych w historii i to, że w końcowych rozdziałach coraz więcej wątków zaczyna się ze sobą przeplatać.
To, co najbardziej przeszkadzało mi w tekście, to silenie się na wysoki styl, co często godziło również w logikę. Początkowo brakowało mi akcji. Denerwowało mnie również mieszanie czasów oraz nie do końca porządnie zbudowane tło.
Wiem, że zaczęłaś „Cordragona” jeszcze raz. Przeczytałam „Kota z masłem” i muszę przyznać, że jest lepszy. Po pierwsze, piszesz w czasie teraźniejszym, dzięki czemu nie mieszają Ci się czasy. Po drugie, w opisach znajduje się zdecydowanie mniej wyszukanych, a przez to często niepoprawnych sformułowań, chociaż niestety trochę i tak ich jest. Ponadto bardziej skupiasz się na detalach, podkreślaniu, gdzie rozgrywają się wydarzenia, dzięki czemu prawie nie ma luk narracyjnych. Od początku są i uczucia, i akcja, a Ty o wiele więcej tłumaczysz, ale nie za dużo. Jedyną wadą w porównaniu z pierwszą wersją jest według mnie to, że nie piszesz równolegle z perspektywy Milana, którą w „Cordragonie” bardzo polubiłam i którą uważam za dobry, przyciągający uwagę zabieg narracyjny. Myślę, że za „Kota (…)” pewnie dostałabyś piątkę.
Widać, że sama dostrzegłaś sporo zastrzeżeń, które mam. Jak na tak młodą osobę piszesz pewnie, dojrzale, masz mnóstwo pomysłów. Musisz jednak pamiętać o kilku rzeczach:
·                    czytelnik nie siedzi w Twojej głowie, więc potrzebuje wyjaśnień dawkowanych w odpowiedni sposób,
·                    jeśli nie jesteś pewna, z jakimi wyrażeniami łączy się dane słowo, sprawdź, na przykład tutaj,
·                    „dziwniej/trudniej” nie znaczy „lepiej”,
·                    każdy bohater ma swoje miejsce i powinien być wprowadzany w wyraźnym celu (właśnie, to kolejny plus „Kota z masłem”).
Nie wiem, czy będziesz kontynuować „Cordragona”. Ja na Twoim miejscu skupiłabym się na „Kocie”, nawet jeśli szkoda, że Milan nie ma swojej narracji. Ale może się to zmieni i wprowadzisz ją w dalszej części opowiadania? Z chęcią zobaczę, ponieważ mam zamiar zostać stałą czytelniczką „Kota”. Tymczasem pozostaje mi życzyć Ci dużo weny i zaprosić do dyskusji poniżej.


8 komentarzy:

  1. Witam. Dziękuję za opublikowanie sumiennej oceny. Przeczytam ją zaraz, ale skomentuję dokładniej chyba dopiero jutro, bo w związku z zakończeniem roku szkolnego mam mało czasu i ledwo znalazłam go trochę na samo czytanie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dokładne wskazanie błędów, zwłaszcza fabularnych. Teraz wiem, co muszę poprawić. Tak, zamierzam kontynuować ,,Kota'', a w zakładce ,,Akta'' znajdziesz odpowiedź na kolejne z pytań odnośnie narratorów:

      KSIĘGA I: KRONIKI TCHÓRZA (LENA MIKLER)
      KSIĘGA II: KRONIKI JUDASZA (MILAN MONTERO)
      CZ.II
      KSIĘGA III: KRONIKI MUMII (MILAN MONTERO)
      KSIĘGA IV: KRONIKI ROMEA (PUER TIMORE)
      To do jutra.
      PS A ,,Kota'' z pewnością zgłoszę kiedyś do oceny. :)

      Usuń
    2. OK, to dobrze. Ciekawi mnie postać Puera.
      Do jutra:)

      Usuń
    3. Oto jestem. :)
      Prolog napisałam w narracji trzecioosobowej, gdyż jego akcja dzieje się wcześniej, wszystko utrzymane jest trochę w innym klimacie i stanowi wstęp do historii, więc nie fair byłoby napisanie go z perspektywy Milana.
      Wiem, mam ,,problem'' z tymi trudnymi słowami. Chcę napisać jak najlepiej, a potem wszystko jest przekombinowane i pseudofilozoficzne.
      Z wątku niewidzialnego Milana zrezygnowałam w ,,Kocie'', bo sama zaczęłam się gubić, na czym to tak właściwie polega.
      Często urywam w połowie sceny (taki cliffhanger), a w następnym rozdziale jest ona kontynuowana. Myślę, że idzie się przyzwyczaić, bo to często stosowany zabieg.
      Milan w ,,szpitalu'' czuje się o wiele inaczej od Leny, bo tam nie należy.
      Natomiast sny-nie sny są równie ważne w jego perspektywie jak zadania testu u Leny. Chociaż może jeszcze nie na tym etapie.
      Kreacja Mai i Luizy to jakaś porażka, wiem. To jeden z powodów, przez które zdecydowałam się pisać od nowa w postaci Kota. Po prostu na miejscu czytelnika po śmierci Luizy pomyślałabym tylko: ,,Aha, okej, trudno'', a to chyba nie o to chodzi, zwłaszcza, że poznajemy tę historię w dużej mierze ,,jako Lena''.
      Wszyscy chwalą balladę, a ja jej tak nie lubię, że w Kocie zostawiłam tylko najlepsze fragmenty...
      Rozczarował mnie podpunkt z postaciami. Już tłumaczę. Chodzi po prostu o to, że do kreacji bohaterów przywiązuję ogromną wagę. Nie oznacza to oczywiście, że mam pretensje, broń, Boże. Z Leną wyszło dziwnie, bo mam problem z tym, by z głównych postaci nie robić Mary Sue. I sobie myślałam, że nikt nie polubi idealnej, mądrej, dobrej, opanowanej, silnej Leny i chciałam dodać jej ludzkich wad. Myślałam, jak czułabym się na jej miejscu. Niesprawiedliwie potraktowana? Na pewno. Dziecinne? Na pewno. Ale jednak.
      Lee będzie miał swoje pięć minut, oj, będzie miał.
      Cieszę, że poszło po mojej myśli, jeśli chodzi o postrzeganie się wzajemnie przez głównych bohaterów. To, że Milan jest zupełnie inną postacią, gdy sam opowiada, a gdy opowiada Lena. Tak chciałam to pokazać. To bardzo istotne. W ogóle to miód na serce, pochwała kreacji Milana, bo to moje ukochane dziecko. I ta niejednoznaczność. Tak miało być.
      Dlaczego nie mieliby uważać tego odejścia za ostateczne? Nie rozumiem tego fragmentu.
      Aniołowie wspominali o Bogu, ale, wiem, za mało, i muszę to dopracować w Kocie.
      Maja znajduje się w trudnej sytuacji. Lena nie żyła, a tu nagle przedział, wojna Stron...
      Ciąg dalszy nastąpi... :)

      Usuń
    4. Chodzi mi o to, ze w tym świecie smierć nie zawsze oznacza koniec, wiec zastanawia mnie, gdzie trafiła Lena: zapewne do świata "po", nie "pomiędzy", ale taka mi sie refleksja po prostu nasunęła.
      Prawda, była wzmianka o Bogu, ale stanowczo za mała; dobrze, ze na Kocie bedzie tego wiecej :)

      Usuń
    5. Kwestia fenomenu Vivere także zostanie wyjaśniona. Myślę o przyspieszeniu niektórych wątków, bo zbyt dużo niewiadomych nie sprawia, że opowiadanie wciąga, ale irytuje i jest niezrozumiałe. I tak, tak, wojna musi być wreszcie namacalna. Trzeba wymyślić jakiś twist, który nie wpłynie na główną fabułę, a podpowie wiele czytelnikowi.
      PS Skoro zamierzasz czytać Kota, nadal po pewnym czasie (może po skończeniu I księgi i zrobieniu gruntownej korekty pod względem gramatyki, interpunkcji itd.) będziesz chciała tego bloga ocenić, czy mam w razie czego zgłaszać się do innej oceniającej?
      PS 2 Jeszcze raz dziękuję za złożoną ocenę, przy której musiałaś się naprawdę napracować. Dobrze jest mieć wypunktowane błędy, wszystko sprecyzowane, oparte przykładami. Teraz wiem, którą drogą iść, co poprawić, na czym bardziej się skupić i mam w pełni obiektywną opinię, która daje porządnego kopa.

      Usuń
    6. Tak, twist to z pewnością dobre rozwiazanie.
      Mam zasadę, ze nie oceniam blogów, ktore czytam; aczkolwiek z pewnością w komentarzach na Kocie bede sie odnosić do Cordragona i tej oceny. Mysle, ze kiedy uznasz za stosowne, mozesz zgłosic Kota do i innej oceniającej :).
      Bardzo miło jest czytac takie słowa, doceniające pracę, jaka sie włożyło :)

      Usuń
    7. Takie rozwiązanie mi odpowiada, ale jak poczuję potrzebę, może zgłoszę bloga do kolejnej oceny, jeśli inna z oceniających ma podobne preferencje.

      Usuń