Ocena nr 31 – Glonek bb (Eldarya)

Adres bloga – glonek bb
Oceniane opowiadanie – Eldarya
Autorka – Glonek
Oceniająca – Condawiramurs

Po nieprzyzwoicie długiej przerwie w ocenianiu powracam, choć nie wiem, na jaki czas. Ostatnio moje priorytety uległy znacznemu przewartościowaniu. Niemniej niespodziewanie miły okazał się nagły przypływ weny w okresie okołoświątecznym, dzięki któremu zaczęłam pisać ocenę bloga „Glonek-bb”, a dokładniej opowiadania „Eldarya”. Nie przynudzając więcej, zapraszam do lektury.

      1. Pierwsze wrażenie (2,5/5 pkt.)
Adres bloga nie sugeruje właściwie niczego i, szczerze mówiąc, nie jest dla mnie zachęcający. A już szczególnie z tajemniczym „bb” na końcu.  
Niestety pierwsze wrażenie po wejściu na stronę również nie należy do najlepszych. Widzę pewnego rodzaju nieuporządkowanie. Nie chodzi jedynie o niewyjustowany tekst oraz niejednorodną czcionkę notek, których na stronie głównej jest bardzo dużo, ale o tematykę bloga. „Glonek”, jak się okazuje, to Twój nick. Dlatego i tytuł bloga, i napis na belce/nagłówku bardziej sugerują pamiętnik niż blog z ff/historiami autorskimi bądź rzeczami, które Cię interesują. Jako osoba spodziewająca się strony z opowiadaniami poczułam się trochę oszukana; informacje na głównej nie sugerują mi właściwie nic o ich tematyce. Ale, z drugiej strony, jeśli Twoim zamysłem było stworzenie bloga „wielofunkcyjnego”, to się udało, a przecież to Ty jesteś panią na własnej stronie. Tylko wciąż nie rozumiem skrótu „bb”.

      2. Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (2,5/5 pkt.)
Nie do końca korzystne pierwsze wrażenie wiąże się po części z grafiką. Nagłówek jest na mój gust za wąski w stosunku do układu, a napis na nim niepotrzebnie się powtarza z tym z belki. Różne odcienie czerwieni, jak również jasny kolor fontu mi się podobają. Popracowałabym za to nad prawą kolumną – osobiście nie należę do fanów mnogości dodatków i uważam, że wygląda zbyt „pstrokato”, a jej zawartość przeszkadza podczas czytania. O treści tychże dodatków wypowiem się pod koniec, w ostatnim punkcie oceny.

      3. Treść opowiadania (34/85 pkt.)
Na wstępie pragnę zaznaczyć kilka rzeczy. Po pierwsze nie znałam dotychczas gry komputerowej, na której podstawie powstało opowiadanie, nie grałam w nią, a moim błędem było początkowe niezauważenie, że opowiadanie to ff; oczywiście sprawdziłam w Internecie, z czym mam do czynienia. Po drugie w ocenie mogą pojawić się spoilery. Po trzecie błędy wypisuję z prologu, rozdziału pierwszego, dziesiątego, jedenastego, dziewiętnastego i dwudziestego. Po czwarte podsumowanie dotyczące treści pojawi się na końcu oceny, a nie na końcu tego punktu. Po piąte natomiast niemal każdy rozdział ma inny font, rozłożenie itd., a niektórych nie da się po prostu przeczytać na komputerze w sposób komfortowy.

– fabuła + świat przedstawiony (8/20 pkt.)

Prolog
W nieznanym sobie wcześniej świecie budzi się… ona. „Ona” nie została określona właściwie żadnym rzeczownikiem aż do końca postu. Pewnie, nie musisz podawać imienia prawdopodobnie głównej bohaterki już na wstępie, szczególnie w prologu, który powinien nieść w sobie tajemnicę, aby zachęcić potencjalnych czytelników. Niemniej należałoby ją określić w jakikolwiek sposób. Chociażby rzeczownikiem „dziewczyna”, a jeszcze lepiej tak, by stała się dla czytelników charakterystyczna, by mogli oni ją później rozpoznać.
Tak jak wspomniałam, prolog ma zachęcić do dalszej lektury, ale samo umieszczenie bohaterki w alternatywnym świecie, o którym ta nie miała do tej pory pojęcia, z pewnością nie wystarczy. Szczególnie jeśli piszesz to wszystko jak zwykły rozdział czy raczej wstęp do niego, a nie jako krótką, zamkniętą całość. Powiem wprost – ten tekst nie zachęca do dalszej lektury. Jest chaotyczny. Zawiera bardzo mało opisów, za to dużo przeskoków. Chciałaś w nim umieścić za dużo wydarzeń, nie skupiając się w wystarczającym stopniu na żadnym z nich.
Przedstawienie dotychczasowego życia bohaterki zupełnie nie wyszło, bo to, że ktoś lubi spać i ma dziwnych współlokatorów, z którymi również pracuje, to zdecydowanie za mało. Również opis właściwej akcji pozostawia wiele do życzenia. Trudno choćby próbować domyślić się, jak, gdzie i na przestrzeni jakiego czasu przemieszcza się bohaterka, a już tym bardziej szukać w tym sensu (dwór/jaskinia/inne zamknięte pomieszczenie, dzień/noc, miasto/las w innym świecie/nieokreślone bliżej miejsce). Opis ataku dziwacznej bestii musiałam przeczytać dwa czy trzy razy, zanim zrozumiałam, że wilk napadł na bohaterkę od tyłu, a nie z miejsca, w którym ta usłyszała szelest i do którego – podobnie jak w każdym (nie)przewidywalnym horrorze – szła.
Gdy w drugim fragmencie niespodziewanie przedstawiasz większą ilość bohaterów, pojawia się, zapewne automatycznie, totalny miszmasz w podmiotach, a jakiekolwiek próby określania tła zostają kompletnie porzucone. Bo tło właściwie tutaj nie istnieje, a bohaterka już teraz wydaje się mało rozgarniętą nastolatką mającą poważne zadatki na Merysujkę, która poznaje swojego Trulova praktycznie od razu i świata poza nim nie widzi. Co z tego, że chyba przed chwilą znalazła się w alternatywnej rzeczywistości i prawdopodobnie zaatakował ją wilkołak, który mógł zrobić jej poważną krzywdę; ona ma to gdzieś. Ja próbowałabym się chociażby budzić przez szczypanie albo powtarzanie sobie, że to musi być sen, i pewnie wpadałbym w panikę, gdyby to nic nie dawało. A ona, mimo Twojego pisania o przestraszonym siadaniu, pozostaje spokojna, zachwyca się „złotookim białowłosym” i nie pyta, czym jest królestwo Eldaryi…
Podejrzewam, że takiej właśnie bierności pragnął Imperatyw, aby nie musieć się zanadto rozpisywać. Błąd. W każdym opowiadaniu trzeba budować tło, a już szczególnie w świecie fantastycznym. Najważniejsze w pisaniu o innej rzeczywistości jest w końcu jej tworzenie, a następnie przedstawienie, choć zapewne i najtrudniejsze. Tutaj mamy do czynienia z ff, ale to nie oznacza, że zabawa z tworzeniem rzeczywistości Cię nie dotyczy. Nawet jeśli założyłabyś, że opowiadanie czytają tylko superfani gry „Eldarya”, to nie mogą się oni gubić w Twoim tekście dlatego, że nie dajesz im żadnych punktów odniesienia, nie określasz podmiotów, za to stosujesz całą masę przeskoków.

Rozdział pierwszy
Niestety tekst się nie poprawia. Tło nadal nie istnieje, a jeśli podejmujesz jakąkolwiek próbę jego zarysowania, pojawia się sporo luk logicznych, np. dotyczących określania miejsc i przemieszczania się bohaterów. Dodatkowo nie potrafisz odpowiednio wzbudzać emocji. W pierwszym fragmencie w ogóle nie czuć, by główna bohaterka, której imię w końcu wyjawiasz, komukolwiek skądkolwiek uciekła. Ona sobie stoi w lesie i zastanawia się, co się właściwie dzieje, jakby tylko czekała, aż ją znajdą… a raczej znajdzie – Trulove oczywiście.
W ogóle nie da się poczuć emocji, które powinny dotyczyć osoby od dwóch tygodni znajdującej się w zupełnie nieznanym jej magicznym świecie i decydującej się na ucieczkę z miejsca, w którym mieszka, a którego nie opisałaś. Podobnie Valkyon nie zachowuje się jak żołnierz, któremu ktokolwiek uciekł. Może i o tym rozmawiają, ale tak, jakby gadali o pogodzie. Ponadto jestem niemal pewna, że wracają tam, skąd Elisma rzekomo uciekła, więc jak dziewczyna może nie wiedzieć, jak to miejsce się nazywa bądź nie nazywać go jakoś w myślach? To, krótko mówiąc, paranoja.
Podobnie jak wprowadzanie bohaterów w akcję, a dokładniej – jego brak. Gdy ktoś jest potrzebny, po prostu nagle się materializuje albo nawet lepiej – odzywa się z eteru – i bądź tu, człowieku, mądry, domyślaj się, kto to. Teraz mówię o Valkyonie, ale później jest jeszcze gorzej. Otóż, gdy para głównych bohaterów powraca do kwatery, niespodziewanie pojawia się cała masa osób oznaczonych ich imionami, jakbyśmy mieli doskonale je znać, za to nieposiadających żadnych innych cech. Przekrzykują się oni między sobą zbitką zdań bez ładu ni składu, ni logiki, ni… czegokolwiek zachęcającego. W tym fragmencie pojawia się tylko jedna informacja o przedstawionym świecie, o dwóch rodzajach straży.
Bohaterowie są zanurzeni w próżni podobnie jak te wypowiedzi, a Elisma biernie godzi się na to, że nie ma pojęcia o niczym – podobnie jak czytelnicy – a mimo to sytuacja całkowicie jej odpowiada. Nawet gdy mówią o niej jak o przedmiocie, który można pożyczać, ona zachowuje się gorzej niż pusty słój. Jeśli wyraża jakiekolwiek uczucia, dotyczą one zazwyczaj jej opiekuna, czyli Trulova.

Rozdział drugi
Poprzedni rozdział skończył się tym, że Elisma pobiegła do jakiegoś Corka. Tutaj okazuje się, że Corko to nazwa gatunku chowańców, a ten konkretny ma na imię Pasza. Pytaniem pozostaje, dlaczego raz zapisujesz słowo „Corko” małą, a raz wielką literą. Skoro to nazwa gatunku, proponuję małą, ale skoro częściej jest wielką, to też będę tak pisać.
Wracając do treści, nic więcej o Paszy nie wiemy, mimo że stworzenie stanowiące przedmiot rozmowy głównych bohaterów jest obecne we fragmencie. Czytelnik nie wczuje się w dialog, jeśli nie zna i nie rozumie jego tematu albo nie otrzyma od Ciebie czegoś, co go zainteresuje… Wisienkę na torcie stanowi fakt, że to Elisma mówi swojemu opiekunowi, kim/czym jest Corko. Czy naprawdę mam przypomnieć, kto mieszka w tym świecie prawdopodobnie od urodzenia, a kto od dwóch tygodni?
Następnie pojawia się pierwszy dłuższy akapit, w którym próbujesz tworzyć namiastkę prawdziwego tła. Bardzo dobrze, próbę z pewnością należy docenić. Skupmy się na tym, jak Ci wyszło. Próbowałaś zawrzeć kilka informacji ogólnych na temat świata, jak również tego, co w tej chwili robią bohaterowie. W tak niewielkiej objętości tekstu o wszystkim napisać się nie da i należy zawsze przemyśleć, na co gdzie jest miejsce.
Z tych kilku zdań można wywnioskować, że w Eldaryi istnieje kryształ, który został zniszczony, i teraz trzeba znaleźć kawałki, by połączyć je w całość. Niestety nic więcej nadal nie wiadomo. Ani o właściwościach samego kryształu, ani kto to zrobił, ani dlaczego, ani kiedy, ani jak. Ani o magii, jaka panuje w tym świecie i jaką podobno włada również Elisma. Ani o Straży Cieni; można ewentualnie podejrzewać, że Valkyon jest jej dowódcą lub co najmniej wyżej postawionym generałem. Nie wiadomo, dlaczego Elisma została włączona w tę straż ani jakie ma moce, bo podobno jakieś ma. Zagadką pozostaje, gdzie ona właściwie mieszka, czy sama czy z kimś, oraz co robi całymi dniami. Ja już nie wymagam jakichś przemyśleń na temat tego, co się z nią stało, ale dlaczego tutaj nawet nie ma podstaw?
Pewne jest za to jedno – że Elisma i Valkyon wybierają się na misję do jakiejś wioski (o geografii krainy również wiadomo tyle co nic). A z dialogu pomiędzy nimi, w którym praktycznie nie ma żadnych opisów ani zaznaczania, co kto mówi, opiekun tłumaczy się bez powodu swojej podopiecznej.
W drugim fragmencie dzieje się nieco więcej, dostaję nawet informację, że bohaterowie znajdują się w lesie, a ja nie mogę nie zadać sobie pytania, czy tam w ogóle jest coś innego niż las i kwatera. Może i to zboczenie zawodowe, ale – pomimo że to fantastyka – zastanawia mnie niesamowicie, dlaczego Elisma stwierdziła, że znaleziona kobieta zemdlała, „sprawdzając jej tętno”. Obawiam się, że miałaś na myśli, iż główna bohaterka tego tętna nie wyczuła. Jeśli tak, to nie chodziło o omdlenie, które z definicji trwa bardzo krótko, tylko z bardziej długotrwałą utratą przytomności. Stąd prawdopodobnie trzeba było podjąć resuscytację, a nie zastanawiać się nad przenosinami kobiety nie wiadomo gdzie (Valkyon) czy pozostawieniu jej samej sobie, dopóki się nie budzi (Elisma). Dodam jeszcze, że zgodnie z zasadami BLS, by podjąć decyzję o rozpoczęciu resuscytacji, sprawdza się oddech, a nie tętno – z racji popełniania mniejszej ilości błędów zwłaszcza przez ludzi niezwiązanych z medycyną. Owszem, stan tej kobiety może być wywołany magią, bohaterowie zastanawiają się w końcu, czy to nie z powodu utraty części kryształu. Ale jeśli nie, to omdlenie na pewno nie trwa godziny, jak napisałaś w jednej z wypowiedzi.
Naprawdę szkoda, że nie tłumaczysz dokładniej, czym jest maana, jak została zniszczona i na czym polega poszukiwanie jej kawałków. Brzmi to całkiem ciekawie, choć do końca nie wiem, czy o to chodziło, bo według Wikipedii gry, maana to rodzaj nominału, którym płaci się w grze. Dobrze za to, że po raz drugi wrzuciłaś dłuższy opis i to całkiem uporządkowany, a przynajmniej dotyczący jednego tematu, mianowicie zbroi Valkyona. Dodatkowo udało Ci się tutaj pokazać, w jaki sposób Elisma reaguje na swojego opiekuna i częściowo jak on na nią, a nie tylko opisać.
Wytłumacz mi za to, dlaczego gdy kobieta budzi się z „omdlenia”, od razu zaczyna… podrywać Valkyona? Czy mogłoby to wyglądać bardziej kiczowato i przewidywalnie? Pewnie, że mężczyzna mógł jej się spodobać, a dobre pociągnięcie tego wątku dałoby Elismie sporo powodów do zazdrości, ale no… nie w taki sposób. Po prostu nie. Ponadto tak naprawdę nie wiadomo nic o napaści ani o tym, gdzie mógłby znajdować się kawałek kryształu. Valkyon nic nie tłumaczy, tylko rzuca kolejnymi rozkazami/pomysłami, a oczarowana reszta go słucha. Szczerze mówiąc, do tej pory jedynie raz ten facet faktycznie coś tłumaczył i próbował być w miarę dojrzały i kompetentny – gdy mówił, że wróżka może mieć obrażenia wewnętrzne. Zasadniczości to ja w nim nie widzę za grosz, ale cóż, trudno powiedzieć o bohaterach cokolwiek, jeśli znam ich niemal tylko z dialogów o mało znaczącej treści… Ponadto gdy w scenie opisujesz więcej niż dwie postaci, to zaczynasz na potęgę mylić podmioty, głównie dlatego, że Elisma z niewiadomych powodów niemal zawsze pozostaje podmiotem domyślnym. Nie pomaga to w czytaniu.

Rozdział trzeci
Wątek z półwróżką został zakończony szybko i absolutnie bez fajerwerków. Byłoby miło, gdybyś kiedyś do niego wróciła i okazałoby się, że ich spotkanie miało jakiś sens. Tak to narobiłaś smaku, ale żadnych wyjaśnień czy choćby dalszych tajemnic nie zyskaliśmy. Ot, przespali się u wujka półwróżki i tyle. Nic na temat miejsca, nic na temat osób, nic na temat kryształu. Nic, żeby zyskać jakiekolwiek wyobrażenie o czymkolwiek… A to, jak podałaś imię nowej postaci, jest chyba jeszcze gorszym zabiegiem niż wrzucenie imienia głównej bohaterki.
 W drugiej części przynajmniej więcej się dzieje. Elisma kupuje za własne pieniądze ubrania i po raz pierwszy pojawia się element obyczajowości w opisywanym przez Ciebie świecie. Dodatkowo wprowadzasz nową postać, Vino, która wydaje się dość szaloną dziewczyną. Przejść i tła wciąż za wiele nie ma, ale nie można nie zauważyć prób poprawy dialogu i nie pochwalić Cię za to, że w końcu przydzieliłaś Elismie coś w rodzaju hobby, a mianowicie grę na gitarze.
Ponadto po raz pierwszy pojawia się akcja-reakcja, a nie tylko słaba ekspozycja. Mam tu na myśli zachowanie Valkyona wobec głównej bohaterki po jej powrocie do kwatery. Mógł się zdenerwować i zrobił to, a czytelnicy wiedzą dlaczego, bo o tym napisałaś. To dobrze. Ale nadal o świecie i misji bohaterów wiadomo tyle, co kot napłakał. A te żarty o podtekście seksualnym są… No cóż, dość słabe i nie na miejscu. Valkyon wydaje się mimo wszystko zbyt dojrzały na takie teksty.

Rozdział czwarty
Każdy z Twoich rozdziałów można by streścić w jednym, maksymalnie dwóch zdaniach. Znów biegniesz z akcją, nie zwracając uwagi na tło. Nie wiadomo, ile czasu mija, pewnie nie więcej niż dwa tygodnie, ale przez cały ten czas Valkyon robi nie wiadomo co, natomiast Elisma zyskuje nową przyjaciółkę, ponieważ spędza z Vino całe dnie. Nie opisałaś z tego nic, nawet jednej ich wspólnej chwili, za to nadałaś nowej bohaterce miano kogoś bardzo ważnego dla Elismy. Nikt w to nie uwierzy. Ponadto cóż to za organizacja, by podopieczna szwendała się po wiosce, a jej opiekun latał nie wiadomo gdzie, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi? A podobno tak ważne jest jej bezpieczeństwo.
Ale to druga część rozdziału, w której dochodzi do „akcji”, jest gorsza. Sama zobacz – Elisma ubiera swoją nową, letnią sukienkę i idzie do ciemnego lasu na misję, o której nie wie zupełnie nic, bo Valkyon nagle ją na nią wysłał. Okazuje się, że tajemnicza Vino nie jest zwykłym człowiekiem – od czasu do czasu zamienia się w dziwne stworzenie o morderczych instynktach zabijające mieszkańców wioski. W konsekwencji więc to oni wykańczają je na oczach głównej bohaterki.
Z tej sceny wynika jasno, że wprowadziłaś Vino tylko po to, by się jej pozbyć. Po pierwsze, dlaczego nie napisałaś ani słowa, że tego typu problem w ogóle w wiosce istnieje? Po drugie, w tekście nie ma praktycznie żadnych informacji, do jakiego gatunku należała Vino, czym takowy się charakteryzuje, itd., itp. Generalnie ani słowa na temat czegokolwiek. Pozostaje natomiast pytanie, dlaczego egzekucja została wykonana w tak dziwny sposób, po co Valkyon wysłał Elismę do lasu, jaki miał w tym wszystkim cel? Wydaje się to okrutne i bezsensowne.
 A sama akcja… Cóż, wyraźnie widać Imperatyw. Kiedy Vino na chwilę nie jest potrzebna, to ucieka, a kiedy mieszkańcy chcą ją zabić, to ona sama wspaniałomyślnie rzuca się na jedną z wyciągniętych szabli, bo akurat z niewiadomego powodu zamieniła się z powrotem w ludzką formę i ma wyrzuty sumienia. Wisienkę na torcie stanowi wypad Elismy do baru, oczywiście Valkyon nic o tym nie wie; on zawsze jedynie mówi o czyhającym niebezpieczeństwie, ale żeby próbował faktycznie pilnować podopieczną… to zupełnie inna para kaloszy.
Ponadto z uporem maniaka wciąż nie podajesz wprost podmiotu, kiedy jest nim Elisma. Staje się to szczególnie uciążliwe, gdy opisujesz akurat inne postacie rodzaju żeńskiego, a nawet jakieś rzeczy tego rodzaju.

Rozdział piąty
Pijana Elisma zmierza oczywiście prosto do pokoju Valkyona, który – tak bardzo o nią zmartwiony – grzecznie tam na nią czeka. Imperatyw z pewnością zaciera z uciechy rączki. Ich rozmowa również zbytnio nie zaskakuje, choć plusem z pewnością jest to, że bardziej się na niej skupiłaś – że w ogóle się pojawiła – a nie, że przeskoczyłaś o kolejnych kilka dni bez żadnych tłumaczeń.
Co do treści tej konwersacji – chaos w słowach Elismy jest akurat w tej sytuacji jak najbardziej na miejscu i dobrze, że dziewczyna w końcu mówi, co jej nie odpowiada i czego oczekuje. Niestety jeszcze mniej niż wcześniej rozumiem Valkyona. Ten facet zaprzecza sobie cały czas, przede wszystkim w rzekomej chęci pilnowania czy bronienia Elismy, a teraz również w kwestii tego, co stało się w lesie. Pozwól, że przytoczę, bez zaznaczania błędów: Gdy zaczęłaś ode mnie uciekać... Ja... nie mogłem cię zatrzymać. Byłem ci winien tą ostatnią rozmowę – no to w końcu „nie mógł zatrzymać” czy „był winien tę rozmowę”? Zachowuje się, jakby miał rozdwojenie jaźni. Podejrzewam, jaki był Twój zamysł, ale zrobiłaś za duży skrót myślowy.
Finał tej rozmowy niestety też mnie nie zaskoczył. Nie zdziwiła mnie propozycja Elismy ani reakcja Valkyona. Ale dobrze, że przynajmniej to opisałaś, i to całkiem nieźle. Tylko dlaczego musiałaś podkreślać, że Elisma pierwszy raz w życiu się upiła i nie wie, co i jak, więc – rzecz jasna – potrzebuje eskorty swojego księcia na białym koniu, który w rzeczywistości właściwie nie interesuje się, gdzie ona się podziewa? Dodam, że wcześniej, kiedy była w barze i prosiła o alkohol, grała kompletnie przeciwstawną rolę – nagle dorosłą nastolatkę w stylu „czego to ja nie mogę”. Zachowanie sztampowe i mało zachęcające do sympatyzowania z którąkolwiek ze stron.
Właściwie sama mogłabym zacząć pisać część rozmów Elismy i Valkyona – schemat cały czas się powtarza. On jej mówi, że ją obroni, czego nie robi, jak również za coś tam przeprasza, ona mu mówi, że nic nie jest jego winą, a na dodatek to z siebie robi winną/ofiarę, żeby tym bardziej on mógł mówić jej takie rzeczy (i tylko mówić). Konkretów o czymkolwiek trudno się niestety doczekać. Ponadto Valkyon zachowuje się czasem gorzej niż napalony trzynastolatek. Nie chodzi bynajmniej o to, że daje jej prezent TERAZ, mówiąc, że ma go otworzyć dopiero w kwaterze, tylko o to, co – a właściwie jak – powiedział na temat jej nagości.
W ostatniej części bohaterowie trafiają do Leen. Dopiero po imieniu „Kera” orientuję się, że wróciliśmy do wioski opisanej we wcześniejszych rozdziałach. Moim zadaniem jest ocenianie, więc czytam tekst dokładnie i nie raz, ale wierz mi, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, czytelnicy będą czuli się bardzo zdezorientowani. Nie zaznaczyłaś dokładnie, że to to samo miejsce i ta sama bohaterka co wcześniej. Ba, tak naprawdę wręcz zmyliłaś, bo wcześniej Kera miała wujka, a teraz wspomina o ojcu, o którym wtedy się nie zająknęłaś. Wszystko wygląda tak, jakby to było zupełnie inne miejsce.
Podoba mi się natomiast, że Elisma dostaje kolejne hobby, tym razem rysowanie (tak w ogóle to ciekawe, co z tą gitarą, taszczy ją wszędzie ze sobą?) i że poświęciłaś kilka linijek na opis szkicowania przez nią Valkyona. Może nie jest to zaskakujące, ale dobrze, że jest. W taki sposób opisujesz jej uczucia i ją samą pośrednio, a nie wprost.
Niestety dobre wrażenie nie utrzymało się do końca notki. Nie chodzi mi o to, co zrobił Valkyon – właściwie z jakiegoś powodu to nawet się cieszę, bo dotychczas jawił się jako niezdecydowana klucha, a teraz pokazał, że jest mężczyzną – ale o reakcję Elismy, która oczywiście nie miałaby nic przeciwko, by tak robił, jeśli robiłby to z nią. No naprawdę… Nie wytłumaczyłaś co prawda, na czym polega to, że on jest jej opiekunem, ale podejrzewam, że powinien nauczać ją magii albo szkolić na wojownika (w teorii, bo w praktyce ani razu nic o tym się nie pojawiło). W zakres jego obowiązków raczej nie wchodzą stosunki seksualne z podopiecznymi.
Zdecydowanie najgorsze jest zakończenie. Gdy Elisma wchodzi do pokoju, to żadnych rozrzuconych ubrań, o które mogłaby się potknąć, nie ma, ale jak już zrozpaczona chce stamtąd uciec, to magicznie się pojawiają i uniemożliwiają jej opuszczenie sypialni opiekuna z godnością. Ba, ona upada i traci przytomność! Oto „Księżniczka w opałach” odcinek tysięczny. Dlaczego, pytam grzecznie?

Rozdział szósty
Księżniczka w opałach budzi się, ale książę jest zbyt zawstydzony, by ją przywitać. To Kera musi przejąć jego rolę; Kera, która wie znacznie lepiej niż sama Elisma, co czuje główna zainteresowana. Akurat tutaj nie ma czego się czepiać czy zarzucać półwróżce umiejętności czytania w myślach, bo absolutnie każdy czytelnik zna uczucia głównej bohaterki. Tylko że inna rzecz to wiedzieć, a inna uwierzyć w aż tak silne zauroczenie ciepłą kluchą.
Ale cóż, opiekun nie jest totalnym zerem, bo jednak do niej przychodzi, a Elisma chyba po raz pierwszy zaskakuje mnie pozytywnie, ponieważ mimo że myśli, co myśli, to przynajmniej całkiem nieźle rozmawia z Valkyonem. To jego zachowania ponownie nie mogę pojąć, gdyż – tak, jak w pełni rozumiem, że chce naprawić sytuację, skoro jest jej opiekunem – tak zupełnie nie jarzę, dlaczego on się jej tłumaczy ze swojego osobistego życia w taki sposób. Jak jakiś uczniak.
Skoro Valkyon to dowódca armii, powinien być wściekły na to, że jego podopieczna go przyłapała w niedwuznacznej sytuacji albo wyśmiać ją jak dziecko, nawet jeśli się nią interesuje (a może wręcz szczególnie wtedy). Tak sobie wyobrażam dowódców w świecie, który opisujesz. Ponadto, błagam, jeszcze mogę jakoś przełknąć, że ona zakochała się w nim na zabój od pierwszego wejrzenia, ale nie mogę strawić tego, że on już jej się prawie przyznaje do tego samego. To nijak nie współgra z jego zachowaniem chociażby wobec Kery albo samej Elismy, którą przez większość czasu mimo swoich słów po prostu ignoruje i o niczym nie informuje. Nie traktuje jej jako partnera nawet w sprawach „zawodowych” – i nie musi – więc czemu nagle… Ech. Imperatyw odpowiedzią na wszystko. Przecież oni mają być razem, a wielkiej miłości nie wolno niszczyć. Tylko powiedz mi, jak my, czytelnicy, mamy im kibicować, skoro ani nie możemy poczuć wobec bohaterów silniejszych uczuć, ani w ogóle nie możemy się w nich wczuć? Jak mamy uwierzyć w ich emocje?
Gdy Elisma i Valkyon wracają do kwatery, wita ich… Pasza. Piszesz tak, że o nim zapomniałam – po prostu nagle zniknął, a teraz znów po prostu się pojawił. Nie można pisać w taki sposób – traktować postaci czy nawet rzeczy jak rekwizytów, które jak są potrzebne, mogą się zmaterializować z powietrza, a jak zbędne, to się o nich zapomina.
Po raz pierwszy dowiadujemy się czegoś o Kwaterze Głównej, która znajduje się w środku lasu (ani razu nie słyszałam, by w tej krainie było jakieś miasto, a wioski zdają się składać co najwyżej z kilku nieopisywanych domów). Otóż ma Salę Kryształową oraz Wielką Salę (wyczuwam bardzo dużą inspirację Harrym Potterem… a wręcz dosłowną inspirację, zmieniłabym tę nazwę. No chyba że tak jest w grze, choć wtedy jej twórcy też powinni się zastanowić, co z tym zrobić. Ale to oczywiście nie miejsce na takie dywagacje). Lepszy rydz niż nic. Spróbuję napisać obrazowo, na czym polega problem w tworzeniu przez Ciebie większości scen. Otóż często niby coś się dzieje, tutaj np. mamy rozmowę, wielu bohaterów, przejścia, a tak naprawdę nie dzieje się nic. Po raz kolejny marnujesz szansę, by przekazać nam choć trochę merytorycznych informacji na temat świata, w którym żyje Elisma. Mieszkańcy kwatery to masa różnych istot, część z nich nazwanych imionami, którzy dla czytelników nie wyróżniają się między sobą praktycznie niczym, ponieważ W OGÓLE ich nie opisujesz. Dlatego nawet nie będę sobie (na razie) strzępić języka, że nie wiemy nic o gatunkach, jakie zamieszkują Eldaryę, i o to, jakie mają moce/możliwości.
Nie rozumiem też, co pragną uzyskać Miiko i reszta. Z jednej strony zdają się wiedzieć wszystko, ba – z ich słów wynika, że chcieli wykorzystać Elismę, by zabić Vino, choć jednocześnie „tak bardzo, bardzo, bardzo żałują”, że aż się niedobrze robi. Z drugiej wykazują się rażącą ignorancją w kwestii tego, co może czuć inna osoba, jak również nieumiejętnością egzekwowania wykonywania rozkazów przez pracowników. Mogłabym, z bólem, ale zrozumieć, że Valkyon jest nieprofesjonalny i nie umie poradzić sobie z jakąś małolatą, ale dlaczego Miiko też ma problemy dowódcze? Z jej słów i zachowania jawi się obraz całkiem rozsądnej kobiety (mimo że wszystkiego trzeba się tu domyślać, np. tego, że Miiko prawdopodobnie dowodzi całą kwaterą. Jak ma się do niej i Valkyona np. Nevra, wiesz tylko Ty), więc dlaczego nie wymogła na opiekunie, by powiedział Elismie o Vino? Albo inaczej – dlaczego dała do zrozumienia przy jego podwładnej, że nie wykonał on tego polecenia? To naprawdę nieprofesjonalne.
Potem po raz pierwszy otrzymujemy jakieś wyjaśnienia, cokolwiek na temat istot i zasad panujących w Twoim świecie. Dobrze, że próbowałaś, nawet jeśli wyszło trochę chaotycznie, bo tak wątek pozostałby niczym ziejąca dziura, a ponadto być może jest to wstęp do rozpoczęcia kreowania świata (choć późnego)?
Nie do końca mi za to odpowiada, że nawet w rozmowie Valkyona i Kery musiałaś znów wrzucić wątek uczuciowy głównych bohaterów. To jest tutaj o wiele ważniejsze niż świat czy misja… Ja rozumiem, że im hormony szaleją, ale podejrzewam, że głównym gatunkiem tego opowiadania nie miał być dość kiczowato opisywany romans. Czy naprawdę napisałaś, że Elisma, upadając, zraniła się o pancerz swojego Trulova? Dlaczego?!

Rozdział siódmy
Dlaczego wszystkich interesuje, czy Elisma będzie dobrze spać czy nie, i to jeszcze z powodu życia seksualnego Valkyona? Czy oni naprawdę nie mają co robić? No nie wiem, na przykład szukać kawałków kryształów albo przysiąść i spróbować porządnie zaplanować kolejne misje, skoro ewidentnie nie jest to ich mocną stroną? Rozmawiać sobie? Grać w karty? Jeść kolację? Dłubać w nosie? Dlaczego jakiegoś Ezarela (kim on w ogóle jest i dlaczego narracja zachowuje się tak, jakby czytelnicy od dawna mieli do czynienia z tą postacią? Może i wzięłaś tę postać bezpośrednio z gry, ale to nie usprawiedliwia takiego wprowadzenia) interesują takie rzeczy? Dlaczego Elisma miałaby narzekać, a nawet jeśli ponarzekałaby sobie w ciszy, czemu miałoby to wpłynąć na nocny wypoczynek reszty mieszkańców kwatery? Przecież nie łaziłaby po korytarzach i nie lamentowała…! Prawda?
Ale dobra, załóżmy nawet, że miałaby tak robić, a życie seksualne Valkyona to najważniejszy temat dla całej armii. Wciąż pozostaje pytanie, czemu oni wszyscy zachowują się jak dzieci/aktorzy słabej komedii? Czy to jest w końcu Kwatera Główna jakichś straży czy cyrk? Ezarel jest wobec Elismy bezczelny, mówiąc wprost: „Nie męcz już dzisiaj nikogo”, a ta mu jeszcze dziękuje. Niestety nie zdziwiła mnie jej reakcja, bo taką bohaterkę zdążyłaś już nam zaprezentować przez te kilka rozdziałów. Ona ma naprawdę duże tendencje do umartwiania się i minimalizowania własnej wartości, a wątpię, że do tego dążyłaś…
Fascynuje mnie, czy Eli idzie do Nevry tego samego wieczoru (po tym, jak stwierdziła, że nie idzie, a później dostała eliksir na sen), bo wychodzi na to, że tak. Sensu, jak widzisz, w tym nie ma żadnego. Z rozmowy wynika, że Elisma znała Vino kilka tygodni, więc faktycznie mogła mówić o początku przyjaźni, ale dlaczego nie dałaś do zrozumienia tego WCZEŚNIEJ, kiedy było na to miejsce, bo o tym pisałaś (chciałam napisać „opisywałaś”, ale niestety minęłabym się z prawdą), tego nie rozumiem. Jednak w tym fragmencie znalazłam też plus. Otóż po raz pierwszy napisałaś dłuższy opis pomieszczenia, który wyszedł naprawdę nieźle.
Zdanie kryształ, który ma pomagać, przeszkodził jej w Przejściu jest zrozumiałe tylko dla Ciebie i – mam wielką nadzieję – dla osób, które znają grę, bo nie napisałaś wcześniej, że kryształ odgrywał jakąkolwiek rolę w klątwie czy śmierci Vino ani że ona próbowała gdziekolwiek Przechodzić (gdzie? Może na Ziemię, tylko Ty wiesz).
Nie wiem, czemu w każdą damsko-męską rozmowę musisz wrzucać niewybredne, seksistowskie wręcz teksty, które Elisma zawsze bez problemu toleruje, ba, wręcz wchodzi w te dyskusje. Mogę jedynie żywić nadzieję, że w rozmowie z Nevrą chodziło o upicie się, ale szczerze wątpię.
Jeśli główna bohaterka się tak przyjaźniła z Vino, czemu ta jej nie powiedziała, że Nevra to jej brat przyrodni? A, no tak, może dlatego, że udawała, że jest człowiekiem, a Elisma do najmądrzejszych nie należy. O samej Vino dowiedzieć się można najwięcej z listu, który napisała do Elismy, wiedząc, że niedługo umrze, a nie ze scen z jej udziałem. Z jego treści jawi się obraz miłej, na pewno mającej dystans do siebie i posiadającej sporo humoru dziewczyny. Szkoda zmarnować taki potencjał. Zagadką pozostaje również fakt, dlaczego Valkyon przekazuje przesyłkę z listem i łańcuszkiem podczas podróży, przecież może to spokojnie zrobić dopiero w Kwaterze Głównej… Bez sensu.
Dobre wrażenie z listu niszczy końcówka tego rozdziału. Elisma prosi Valkyona o zapięcie naszyjnika i tym samym zapomina, że dopiero co przeczytała list od zmarłej przyjaciółki, mniej więcej w sekundę. Przecież obok niej znajduje się Trulove, który już nie kręci z półwróżkami – może dlatego, że takowych w kwaterze chyba nie ma – za to zamierza z nią. Z zamiarów szybko przechodzi do czynów, pewnie, czemu nie. Przynajmniej tyle dobrego, że opisałaś to nie za wulgarnie i nawet z emocjami. Tylko że jeśli Twoim zamiarem było pokazanie między tą dwójką czegoś więcej niż pożądanie, to zupełnie się nie udało.

Rozdział ósmy
W tym rozdziale nie ma żadnych akapitów. Tekst to niekończąca się ściana tekstu i czytelnik sam ma się domyślić, gdzie jest czyjaś wypowiedź, a gdzie opis. To raczej niedopatrzenie, ponieważ zdarza się pierwszy raz, ale… to też niedobrze. Prawdopodobnie odpowiedź na pytanie, dlaczego każdy rozdział ma inny format oraz font, jest taka sama – mianowicie nie sprawdzasz, jak wyglądają Twoje posty, nie czytasz ich… A powinnaś. Każdy powinien.
Jeśli chodzi o treść – rozmowa Elismy i Valkyona jest przewidywalna, choć nie do końca. Obawiałam się bowiem, że może do niej nie dojść, że przejdą nad wszystkim do porządku dziennego, a jednak przynajmniej jedno z nich uważa, że zbliżenie miało miejsce dość niespodziewanie i za szybko, nawet jeśli oboje tego chcieli. Czyli mają w sobie trochę realizmu. Udało Ci się pokazać uczucia między nimi, choć niestety wciąż tyczy się to bardziej tej konkretnej sceny niż całości opowiadania, ponieważ oni według mnie prawie się nie znają.
Co do drugiej części – dobrze, że wiadomo coś więcej na temat świata i dobrze, że pretekstem do tego stał się naszyjnik od Vino. Jednak nie podoba mi się to, że wciąż uważasz, że nie trzeba mówić o rzeczach oczywistych tylko dla Ciebie, bo akurat Ci to nie po drodze. Na przykład tutaj wspominasz, że w Eldaryi miała miejsce jakaś wojna, prawdopodobnie między wampirami a innymi gatunkami, ale nie informujesz ani kiedy się odbyła, ani o co, ani między kim, ani jak się skończyła… Po prostu nic. Również tłumaczenie o ogniu zostało jakby… urwane, tylko część o wzmacnianiu uczuć jest dobrze opisana. I muszę przyznać, że to bardzo ciekawy pomysł.
Najgorsza w całym rozdziale jest zdecydowanie końcówka. Czy naprawdę przeszłaś do omawiania przez Nevrę życia seksualnego Elismy w ten sposób, że wampir pyta, kiedy zdążyła założyć naszyjnik, i od razu wpada na to, że musiał stać za tym Valkyon, który następnie spędził upojną noc z główną bohaterką? Po pierwsze myślałam, że nawet Imperatyw ma jakieś granice, a po drugie jak to w ogóle brzmi? Myślę, że najlepiej będzie, jak pozostawię to pytanie bez odpowiedzi i przejdę do następnego postu.

Rozdział dziewiąty
Na początku tego rozdziału po raz pierwszy zastosowałaś coś, co można by nazwać wprowadzeniem. Nie będę ukrywać, że na to czekałam. Aczkolwiek nad przejściem do akcji z pewnością musisz popracować, bo z tekstu wynika bardziej, jakby Elisma miała spotkać się z Valkyonem w bibliotece, a nie w sypialni. Tak w ogóle w tym opowiadaniu każdy wchodzi do kogoś jak do siebie, odnoszę wrażenie, że nawet bez pukania, i to o dziwnych porach dnia. Nie mogę się też wciąż zastanawiać nad tym, czym właściwie się te straże zajmują. Mam wrażenie, że ich głównym zadaniem jest rozmyślanie nad życiem emocjonalno-seksualnym Valkyona i ewentualnie Elismy, z niewielkimi wstawkami o istnieniu jakiejś rzeczywistości na zewnątrz.
Kolejne pytanie dotyczy właściwości naszyjnika, bo pomimo że załapałam, iż dzięki niemu można zwiększać natężenie czyichś emocji, to nie jest dla mnie całkowicie zrozumiały mechanizm. Ponadto dość w zagmatwany sposób podałaś, o czym i z kim rozmawiał Valkyon. Oni tam plotkują na potęgę, tego jestem pewna. Właściwie cały rozdział można znów streścić do jednego zdania, a szkoda.
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na opis Paszy. Już miałam nadzieję, że w końcu poznam choćby wielkość czy barwę tego chowańca, bo pojawiło się o nim kilka zdań… Ale nie! Dowiedziałam się, że musiał być szczęśliwy, bo się uśmiechał i był wyraźnie radosny, i że tak naprawdę to na ogół go nie ma, bo gdzieś się szlaja, a następnie przeczytałam, że jak Elisma wyszła, to stał przy półwróżce. Chaos i zero informacji, a później powrót do naszego ulubionego wątku miłosnego.

Rozdział dziesiąty
Po pierwsze ten rozdział wkleił Ci się w przedziwny sposób, tekst jest podwojony, ale jednocześnie podzielony na fragmenty. Kompletny miszmasz, a i z akapitami jest słabo. Dlaczego nie sprawdzasz, co wyprawia blogspot, po opublikowaniu postów?
Z jednej strony widać poprawę w treści. Rozdział jest dłuższy, bardziej uporządkowany, posiadający więcej opisów. Ponadto w całkiem sporej części dotyczy czegoś więcej niż relacji Valkyona i Elismy wałkowanej przez wszystkich. I to nie byle czego – mowa o walkach, żołnierzach, zdradach i zebraniach. Tylko że z drugiej… po raz kolejny zachowujesz się, jakby to wszystko miało być dla czytelników jasne. Jakby od dawna doskonale wiedzieli, z kim walczy armia Miiko, kto do niej należy, jak wygląda sytuacja polityczna i cały opisywany przez Ciebie świat – realia, nazwy własne, gatunki. Tymczasem tak nie jest. Nie wiadomo też, czym jest Cień, a czym Obsydian. Dopiero teraz dowiedziałam się z tekstu, że w Kwaterze jest czterech dowódców, co wcześniej mogły wiedzieć tylko osoby grające w grę bądź po lekturze Wikipedii.
Wciąż nie mam również pojęcia o hierarchii ani czy ktokolwiek stąd pochodzi z Ziemi jak Elisma, ani jak wiele osób o tym wie, bo Kera najwyraźniej nie. Wiem za to jedno – w Kwaterze Głównej był zdrajca, a Valkyon go ukarał. Szkoda, że nie poznałam tego chłopaka wcześniej, szkoda też, że nie dałaś do zrozumienia, skąd opiekun o nim wiedział, ale nie będę ukrywać, że cieszę się z tego typu sceny. Wreszcie bowiem pojawia się prawdziwa akcja, coś się dzieje, nawet jeśli zostało opisane dość chaotycznie. Dodatkowo Valkyon w końcu zachowuje się jak dowódca, jakoś… bardziej prawdopodobnie po prostu, mimo że nie do końca popieram jego metody rządzenia. I po raz pierwszy przyszło mi na myśl, że może faktycznie mam do czynienia z żołnierzami, a nie bandą wampiro-króliczo-wilkołaczych nastolatków, którzy interesują się głównie życiem seksualnym ciepłej kluchy i Merysujki.
Dodam jeszcze, że trudno powiedzieć, o co chodzi w rozmowie Kery i Elismy. Raz mowa o straży Obsydianu, raz jakby o Valkyonie; trudno powiedzieć, czego ma dotyczyć rzekoma rywalizacja między dziewczynami, bo jak dla mnie to do końca ani jednego, ani drugiego. Pewnie wiąże się to ze słabo napisanym dialogiem.
Zagadką pozostaje dla mnie związek czasowy pomiędzy poszczególnymi scenami, a dokładniej zebraniem, w którym uczestniczy Elisma, a tym, na którym byli tylko dowódcy. Prawdopodobnie to ten sam dzień, a jeśli tak, to dziewczyna rozmawiała z Valkyonem maksymalnie kilka godzin wcześniej, więc zdarzyło się bardzo niedawno, a nie nie wiadomo kiedy, jak podałaś w tekście.

Rozdział jedenasty
Nie rozumiem zachowania Twoich bohaterów. Być może Valkyon chciał ukarać Elismę, a później uznał, że trochę przesadził, i z powodu wyrzutów sumienia i tego, że mu zależy, chciał jej to zadośćuczynić. Ale on jest, a przynajmniej powinien być, dojrzały i umieć kontrolować swoje czyny, jeśli uczuć nie potrafi. Czyli przemyśleć na początku, czy kara jest adekwatna czy nie, a następnie zdecydować, co zrobić. Próbujesz przedstawić go jako silnego mężczyznę, dowódcę, lecz to działa tylko w dialogach, nie w zachowaniu. Pewnie, że on może bić się z myślami i emocjami, ale to nie powinno mieć odzwierciedlenia w czynach w tym sensie, by Valkyon wciąż zmieniał zdanie i robił co innego co pięć minut.
Elisma natomiast jest znacznie bardziej niedojrzała, młoda i rozchwiana emocjonalnie, może nie wiedzieć, czego chce, albo raczej – czego chce, a czego powinna chcieć. I to by było całkiem okay. Ale mimo wszystko każdy ma swoją godność, posiada jakieś przemyślenia, dochodzi do jakichś wniosków i nie powinien godzić się na wszystko. Eli może sądzić, że tamten chłopak zasługiwał na śmierć, a nawet uważać, że sama powinna otrzymać karę, może podobać się jej Valkyon, ale jest po prostu niemożliwe, by nie przeszkadzało jej, że on ją tak potraktował. By bez żadnej refleksji i rozmowy rzucała się na niego/pozwalała mu się rzucać, nawet jeśli bardzo go pragnie. O ile Valkyon naprawdę pociąga ją nie tylko fizycznie, a przecież chyba o to Ci chodzi, to ona byłaby w jakimś stopniu załamana. Mogłaby zbliżyć się do niego nawet tej nocy, ALE po dyskusji, po pewnym czasie, a nie ot tak! Przynajmniej tyle dobrego, że on koniec końców wyszedł.
Plus za to, że jest więcej opisów, że skupiasz się bardziej na stworzeniu sceny, jakiegoś odniesienia i nie biegniesz na łeb na szyję. Pojawia się za to problem polegający na tym, że chcesz pisać z perspektywy dwóch bohaterów w jednym akapicie i nie nazywać w ogóle podmiotów, przez co robi się miszmasz.

Rozdział dwunasty
To rozdział z prawdopodobnie największą ilością opisów. Cieszy mnie ta zmiana, nawet jeśli fragmenty pozostawiają nieco do życzenia. Dobrze, że dokładniej opisujesz, gdzie znajdują się bohaterowie, co robią i dlaczego. Dobrze też, że nie wszystko kręci się wokół naszej cudownej pary, a zaczyna być widoczne, że armie mają coś więcej do roboty.
Jednak tłumaczeń tego, co się dzieje, wciąż jest za mało. Informujesz, że jeden z żołnierzy trafił ciężko ranny i nieprzytomny do szpitala i połowa straży szuka teraz człowieka za to odpowiedzialnego, ale nie wiadomo na przykład, dlaczego aż tyle osób zaangażowano w poszukiwania. Używasz nowych imion i nazw własnych takich jak: „lorialet” i „faera” (nie jestem nawet pewna, czy tak powinno się to odmieniać, bo nic nie napisałaś), czego wcześniej nie robiłaś, więc zmiana jest dobra. Natomiast robisz to w taki sposób, jakbyś oczekiwała od czytelników doskonałej znajomości tych pojęć, jakbyś zdążyła już wszystko ładnie wytłumaczyć, a, jak obie wiemy, tak nie było. To niedopuszczalne.
Rozpisałaś się całkiem sporo na temat ran Elismy i bardzo dobrze; cieszę się także, że elfka próbuje wytłumaczyć głównej bohaterce, co jej się stało, jednak niestety nie do końca się to trzyma kupy. Ja rozumiem, że mam do czynienia ze światem fantastycznym, ale nie potrafię pojąć, dlaczego uznano za fakt tezę, iż na pewno nikt się od Elismy nie zarazi, o ile nie wypije jej krwi. To brzmi trochę jak wampiryzm, ale chyba akurat z Eli nie chciałaś robić wampira; wymaga to z pewnością lepszego tłumaczenia. Ponadto dotychczas nie zająknęłaś się prawie w ogóle na temat pochodzenia głównej bohaterki ani tego, że armia najwyraźniej stara się je ustalić, a tu nagle wyskakujesz z czymś takim.
Niemniej zdecydowanie najgorsze w tym wątku jest to, czego dowiadujemy się od Valkyona. Jaki miałaś cel w pisaniu, że dowódca wie, iż miecze są zatrute, ale zapomina o tym wspomnieć, bo się wściekł? Doprawdy nie mogę tego zrozumieć, po takiej rewelacji Elisma powinna uciec od niego, gdzie pieprz rośnie.
No i dlaczego – dlaczego?! – Elisma patrzy na rannego i myśli niemal tylko o tym, jaki on przystojny? Proszę, wyjdź z tej kliszy! Chwała Ci za to, że przynajmniej chwilę później dzieje się coś mrocznego i nieoczekiwanego, bo niesmak po rozdziale byłby naprawdę duży.

Rozdział trzynasty
Rozdział jest praktycznie niepodzielony na akapity, nawet przy dialogach, co bardzo utrudnia czytanie, a czasem wręcz uniemożliwia śledzenie rozmowy.
Akcja zaczyna być szybsza i w jakiś sposób ciekawsza, ale jednocześnie wydaje się, że za dużo kombinujesz. Mogę zrozumieć, że rany Elismy i żołnierza na siebie wpływają, co go ratuje, ale za bardzo nie rozumiem, dlaczego ona tak reaguje, a później – jak się budzi – czuje się świetnie. Nie do końca też pojmuję, dlaczego ktoś, kto nie chce czegoś mówić, podaje część informacji – tak, mam na myśli to o „trocare” (zdecyduj się na jedną pisownię tego słowa, wielką bądź małą literą, tak jak z „Corko”).
Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później Elismie uda się wybrać na ten nieszczęsny spacer, i jak dla mnie to bardzo nierozważne, skoro sytuacja należy do napiętych. Swoją drogą kwatera straży musi mieć bardzo słabą ochronę, jeśli przeciwnicy są w stanie podchodzić tak blisko, co jest podwójnie dziwne w świecie, w którym panuje magia.
Sam atak na Elismę jest więc dość przewidywalny, ale cieszę się z tej sceny, głównie dlatego, że opisałaś ją w dużej mierze i dopiero na końcu niepotrzebnie nagle ją zamknęłaś, pisząc, że „wszystko ustąpiło nagle” oraz nie dając jednoznacznie do zrozumienia, co stało się z drugim napastnikiem, jakby ten wyparował (dopiero później się tego dowiaduję). Nie można przestać opisywać czegoś w połowie tylko dlatego, że nie ma się już ochoty/pomysłu/siły. A szczególnie całkiem wartkiej, ciekawej sceny. To jest bowiem pierwsza odsłona, w której jacykolwiek przeciwnicy pojawili się bezpośrednio i choć ich motywacje czy cele wciąż pozostają niejasne, przynajmniej teraz wiemy, że istnieją. No i nie będę ukrywać, że interesuje mnie tajemniczy gatunek, do którego zdaje się należeć Elisma.

Rozdział czternasty
Problem z zapisem identyczny jak w rozdziale trzynastym.
Denerwuje mnie, że jako pierwszy powód milczenia na temat rasy Elismy są podane osobiste przeżycia Valkyona, a nie wytłumaczenia, o co w tym chodzi. Na całe szczęście potem opowiedziałaś co nieco o kapłanach, jednak w niewystarczająco jasny sposób. Głównie dlatego, że po raz kolejny zastosowałaś skrótowce i skoki myślowe. Ale przynajmniej raz w życiu Elisma zakomunikowała, że NAPRAWDĘ chce się czegoś dowiedzieć, postawiła na swoim, i to się liczy! Choć mnie na jej miejscu otrzymane informacje by nie usatysfakcjonowały, przede wszystkim w kontekście niecodziennej mocy i tego, jak dokładnie działa to uzdrawianie.
Dlatego właśnie bardzo mnie dziwi, że Elisma później zmienia zdanie i właściwie… rezygnuje z uzyskania odpowiedzi na pytania, ponieważ woli iść do biblioteki. Ja rozumiem poczucie obowiązku, ale w takiej sytuacji i jeszcze dodatkowo po zapewnieniu, że może się spóźnić, to bardzo dziwne zachowanie… Jakbyś chciała na siłę przedłużyć wyjaśnienia albo jakbyś sama się ich bała. Odnośnie do pierwszego powodu – metoda utrzymania zaciekawienia czytelnika przez poznanie tajemnicy nie działa, jeśli jednocześnie pojawia się irytacja. Efekt jest wręcz odwrotny.
Z dobrych rzeczy – jest więcej o wrogu, a Nevrze udaje się mnie rozbawić wypowiedzią. Gdybyś postawiła tylko na niego, jeśli chodzi o zabawne swatanie oraz teksty na temat Elismy i Valkyona, chyba mogłoby się to sprawdzić. No i fragment z Ezarelem też prezentuje się lepiej niż poprzednie; sarkazm nie został wciśnięty aż tak na siłę, choć szkoda, że przedstawiłaś to w tak niewielkiej objętości tekstu.

Rozdział piętnasty
To z pewnością najlepszy rozdział; już niemal poprawne formatowanie dawało nadzieję, która na szczęście nie okazała się płonna.
Skupiasz się w nim niemal w całości na rozmowie Elismy z Valkyonem, nie urywasz jej, nie przyspieszasz. Udaje Ci się zbudować klimat i wywołać różnorodne uczucia nie tylko u Twoich bohaterów, ale również w czytelniku. Stało się tak nie tylko dlatego, że przedstawiasz całą, długą rozmowę, ale również, że chyba po raz pierwszy podeszłaś bardziej analitycznie do uczuć Elismy, nie spłaszczając ich. Daje się czuć to, co ona, i zrozumieć, czemu odchodzi w taki sposób.
Sekret Valkyona dotyczący Gadony zaskakuje mnie, nie powiem; przeżył w swoim życiu wiele i aż trudno uwierzyć… To naprawdę okrutne, choć nie mogę się powstrzymać od myślenia o „Pięćdziesięciu twarzach Greya”. No nic, może lepiej to zostawić. Dobrze, że dostaję jakieś tłumaczenia, choć szkoda, że nie wiadomo, kto z tą Gadoną współpracuje, bo sama raczej nie dałaby rady.

Rozdział szesnasty
Ja rozumiem, że Elismę trzyma się celowo w niewiedzy, skoro ona jest jednym z najważniejszych celów Gadony, ale nie może być tak, że nagle, gdy poznałam tożsamość wroga, główna bohaterka nadal niby nic nie wie, a jednak coś tam podsłuchuje i to całkiem często. Musisz się zdecydować raz, a porządnie, jakie informacje kiedy przekazywać. Nie można ani utrzymywać wszystkiego w sekrecie, ani mówić naraz za dużo; dozowanie informacji jest bardzo istotne i musi cechować się logiką
W tym rozdziale dowiaduję się między innymi, że w kwaterze mieszkają jakieś dzieci oraz cała masa innych chowańców (wielką czy małą, hm?) niż Pasza o wciąż nieustalonym wyglądzie. Już dawno powinnam zaprzestać zadawania sobie pytania „Dlaczego?”, ale, jak widać, czasami to silniejsze ode mnie.
Nie rozumiem zachowania ani tłumaczeń Nevo, ale tym bardziej nie rozumiem Elismy. Może i ten facet nie zdążył nic jej zrobić, a odsiecz w postaci trzech dowódców to faktycznie nieco za dużo, ale… Jak kobieta w takiej sytuacji może bronić kogoś takiego, nawet jeśli z jakiegoś powodu poczułaby rozbawienie? Elisma czasem zachowuje się jak stuprocentowa i zupełnie niemyśląca ofiara męskiego świata.
W rozmowie sam na sam z Valkyonem główna bohaterka wypada lepiej, bo mu się stawia, i po raz drugi, choć teraz bardziej dosadnie, wyraża niezadowolenie związane z utrzymywaniem jej w niewiedzy. Szkoda tylko, że – mówiąc o dwa słowa za dużo – wybiega i znów się niczego nie dowiaduje. Owszem, emocje wzięły górę, lecz ich wytłumaczenie przerosło nie tylko Elismę, ale również Ciebie. Niemniej nie mogę nie zauważyć, że to kolejny nieźle napisany dialog między tą dwójką i teraz śledzę ich wątek z o wiele większym zainteresowaniem.
Na zakończenie dodam jeszcze, że bardzo mnie cieszy, iż próbujesz bardziej opisywać miejsca, np. tutaj łazienkę, że bohaterowie nie znajdują się już w bliżej niesprecyzowanej próżni. Widać stopniową poprawę.

Rozdział siedemnasty
W rozdziale pojawiły się częściowo tłumaczenia związane z pojawieniem się Elismy w Eldaryi. Mogę zrozumieć, że nie chciano jej o tym mówić wcześniej, ale nie przekonują mnie wyjaśnienia zawarte w tekście. Może dlatego, że tak właściwie ich nie ma. Nie do końca rozumiem też, dlaczego akurat teraz miano by coś tłumaczyć ani dlaczego Elisma nie wykazywała tak naprawdę nawet w myślach zniecierpliwienia czy strachu powiązanego z brakiem informacji. Ponadto gdzieś w pierwszych rozdziałach pisałaś o magii płynącej w jej żyłach – dlaczego tutaj nie zostało to poruszone? No i w ogóle gdzie się podziewa ta tajemnicza magia, bo do tej pory nie było mi dane przeczytać o tym, jak się ona w Twoim świecie przejawia – a przynajmniej inaczej niż w postaci wciąż dość tajemniczego kryształu.
Jak już przy nim jestem, przejdę do misji. Cieszę się bardzo, że zwracasz większą uwagę na tło, tłumaczenia, w końcu podzieliłaś straż na cztery części i każdej przydzieliłaś konkretne zadania. Szkoda tylko, że nie wszystko z tego brzmi dla mnie – i pewnie innych czytelników – zrozumiale, jak również, że nie wiadomo, co takiego ma dokładnie robić np. Valkyon. Tak więc tendencja jest zdecydowanie dobra, ale brakuje wykończenia.
Rozdziały stają się wielowątkowe, a poszczególne wątki zaczynają się przeplatać, co również uważam za plus i podoba mi się, jak wykorzystałaś w rozmowie między Valkyonem, Nevrą a Elismą kwestię zazdrości. Pokazałaś ją, a nie tylko opisałaś, przez co naprawdę dało się to odczuć.
Ostatni fragment z Nevo nie był zły, choć wydaje mi się, że gdybyś zaczęła perspektywą Elismy, wypadłoby lepiej – wiadomo byłoby, o czym z nim rozmawiała, zanim wtrącił się Valkyon. Opiekun faktycznie powinien zacząć pracować nad swoim temperamentem, choć wybuch jest bardziej usprawiedliwiony niż przy scenie z Nevrą. Potem znów zdenerwowała mnie pasywność Elismy w stosunku do Valkyona, ona za bardzo mu pobłaża. Ale przynajmniej chyba namówiła go na zaprzestanie trzymania dystansu.

Rozdział osiemnasty
Zaczynasz akcję od dialogu, a dopiero później tłumaczysz, co i jak – to znaczy, że Gadona i Valkyon się spotkali, że ma to miejsce niedaleko Kwatery Głównej w lesie i że straże obu stron znajdują się niedaleko. Dobrze o tyle, że kiedyś pewnie nie byłoby tych tłumaczeń, źle natomiast – że o wiele lepiej wyglądałoby to, gdybyś napisała jakiś wstęp. Ponadto, jeśli oni chcieli rozmawiać sam na sam, to straże – a przynajmniej te należące do Miiko – znajdują się zdecydowanie zbyt blisko.
Słowa Gadony brzmią dość irracjonalnie, ale być może o to chodziło – z pewnością można wyczytać, że ta kobieta jest niezrównoważona. Jednak wydaje mi się, że zagadką nie miało pozostać to, czego według Miiko i Gadony nie można dzielić – kryształu czy Valkyona. Z logicznego punktu widzenia chodziłoby o to pierwsze, tylko że ten przedmiot już jest podzielony. Przecież o to jest ta cała afera, nieprawdaż?
Drugi fragment tego postu dzieje się równolegle – dlatego nie rozumiem, z jakiego powodu wziął się tam Nevra będący wcześniej w lesie. A nawet jeśli przeszedł, o czym nie wspomniałaś, to skąd wiedział dokładnie, gdzie i kiedy powinien się znaleźć? Ponownie wyczuwam Imperatyw, którego jakiś czas na szczęście aż tak wyraźnie nie było… Niemniej dostajesz ode mnie duży plus za scenę walki. Po pierwsze opisałaś ją dość długo, po drugie momentami naprawdę dobrze. Dynamicznie, przerażająco… Tylko końcówka psuje nieco to wrażenie, ponieważ brakuje mi określenia, dlaczego Nevra uważa, że zabił Drakona… Jak można zabić wampira w tym świecie, tak właściwie brzmi to pytanie. Wcześniej bym w ogóle go nie zadała, bo nie opisywałaś niczego ani nikogo. Ale teraz, skoro – chwała Ci – pojawia się opis walki wampirów zawierający również cechy charakterystyczne dla nich, to pytanie nasuwa się samo przez się.

Rozdział dziewiętnasty
Post jest najdłuższy z dotychczasowych. Rozumiem, że mam do czynienia z blogiem, ale jednak rozdziały powinny zostać podzielone z jakąś myślą. Ostatni miał konkretne zakończenie, więc wprowadzasz niepotrzebny zamęt, gdy okazuje się, że w tym poście kontynuujesz rozmowę z pierwszego fragmentu poprzedniego. Choć przynajmniej dzięki temu zyskuję pewność, że chodzi o dzielenie kryształu, nie człowieka. Tylko że tu też brakuje logiki, gdyż, pragnę przypomnieć, on jest JUŻ podzielony!!!
Fakt, że Elisma się poświęci, był do przewidzenia, ale właściwie to się cieszę, bo mimo że główna bohaterka znów robi z siebie ofiarę, to teraz przynajmniej ma to usprawiedliwienie w rzeczywistości, tzn. sytuacja nie należy do ciekawych i łatwych. Choć dlaczego Nevra ją w ogóle do tego lasu zaprowadził, pozostaje dla mnie zagadką. Nie sądzę, by okazało się, że wampir jest w rzeczywistości przeciwnikiem Miiko i jej armii, ale tak można to zachowanie pośrednio interpretować.
Niestety nie zaskakuje mnie też zachowanie żołnierzy wrogiej armii ani to, że zostają na szczęście powstrzymani, ale muszę przyznać, że udało Ci się mnie zdecydowanie zadziwić w jednym, a mianowicie w tym, kto uratował Elismę. Tego konkretnego bohatera w życiu bym się nie spodziewała i mimo że jego motywacja ani to, jak udało mu się przeżyć, nie do końca pozostają dla mnie jasne, uważam, że to bardzo ciekawy wątek.
Wydaje mi się za to dość naciągane to, by wampirowi udało się niemal w sekundę zabić tak wielu żołnierzy, gdy wcześniej nie potrafił poradzić sobie z Nevrą czy porwaniem Elismy… Jednak i tak za najbardziej irracjonalne uważam zachowanie Gadony. To, że jest obłąkana, nie pozostawia żadnych wątpliwości, niemniej jednocześnie to kobieta-dowódca, która sieje postrach, a przez swoje szaleństwo tym bardziej stanowi niebezpieczeństwo. Dlatego właśnie tak płaczliwa i depresyjna reakcja w ogóle mi do niej nie pasuje, a tym bardziej nie pasuje mi jej totalna bierność. Co, nie mogła zrobić jakichś czary-mary? I czy naprawdę wszyscy żołnierze zginęli i tylko ona oraz Elisma przeżyły? Nie za duże aby działanie tego Imperatywu?
Na końcu chcę Cię pochwalić za bardzo ładne zdanie (nawet mimo braku przecinka po słowie „strach”): W całej tej obojętności, którą jej okazywali strach wyraźnie zmalał, pozostawiając po sobie lekki niesmak w ustach. Od pewnego czasu bardziej skupiasz się na uczuciach bohaterów, a gdy udaje Ci się zrobić to w taki sposób jak tutaj, moje serce się raduje.

Rozdział dwudziesty
Post, na który specjalnie czekałam, i który całkiem mi się podobał, ponieważ zawierał pewne tłumaczenia. Składał się też chyba z najdłuższych dialogów pomiędzy różnymi bohaterami i było jasne, co kto mówi, właściwie cały czas, więc widzę w tym zakresie sporą poprawę. Niemniej w pierwszym fragmencie zabrakło w pewnym momencie dookreślenia, co dzieje się w otoczeniu, jak Elisma i Draken się zachowują podczas tej dość poważnej rozmowy. Czy cały czas stoją, czy może zaczynają w pewnym momencie iść? Podoba mi się, że pokazałaś dość specyficzny charakter wampira i choć ja osobiście bym mu tak nie ufała, to lubię go za to, że nie jest tak płaski jak większość bohaterów, wyróżnia się językiem i niejednoznacznością. Mam wrażenie, że mówi prawdę, jeśli chodzi o swoją śmierć i zmianę poglądów, co nie oznacza od razu, że jest superdobry i nie wynikną z tego dalsze kłopoty, a przynajmniej taką mam nadzieję, ponieważ konflikt w opowiadaniach to mus.
To Elisma mnie ponownie rozczarowuje, głównie z powodów wymienionych przez Drakena. Pewnie od razu odpowiesz, że przecież sama przyznaje, że wampir ma rację, ale to właśnie stanowi problem – że ona znów robi z siebie ofiarę, pozwala innym o sobie decydować, jakby nie miała własnego charakteru, kręgosłupa moralnego, przemyśleń… Od razu daje się wpędzać w poczucie winy i nie wyciąga żadnych wniosków ze swojego postępowania, tzn. wciąż bezwiednie wierzy każdemu, kto jest dla niej miły, nawet jak ten ktoś powie jej, że to głupota. No błagam! Na końcu tego tematu dodam, iż uważam, że pytanie Elismy, dlaczego Draken jej pomaga, jest równie istotne, co to o śmierci, i na pewno nie świadczy o jej ignorancji. Byłabym z niej wręcz dumna, gdyby potem nie poczuła irracjonalnej ignorancji tylko dlatego, że ktoś zwrócił jej uwagę.
Drugi fragment nie zwalnia, jeśli chodzi o tempo, za co z pewnością należy Ci się plus. Nawet jeśli wkrada się tutaj nieco chaosu, daje się bez trudu wyczuć emocje targające Valkyonem dlatego, że w przeciwieństwie do głównej bohaterki nie nazywasz ich wprost, a pokazujesz. Zastanawia mnie, dla kogo członkowie straży, którzy pojmali Drakona, są nieznani? Pewnie dla Elismy, choć to też trochę niepokojące, skoro mieszka w Kwaterze od dłuższego czasu. Chyba narrator ponownie się pogubił.
Na końcu muszę przyznać, że autentycznie zainteresował mnie wątek dawnej miłości Valkyona: tożsamość tej kobiety i udział Drakena w całej sprawie. Za to samo zakończenie mnie zawiodło i mam nadzieję, że nie okaże się prawdą, ponieważ wtedy całe wprowadzenie Gadony nie miałoby sensu. Zdecydowanie nie pasowałaby ona na prawdziwego, fantasowego złola.

 – bohaterowie (5/20 pkt.)
Zacznę od kilku postaci, a następnie przejdę do ogólnych spostrzeżeń.

Elisma – główna bohaterka, o której nie wiadomo zadziwiająco wielu rzeczy, chociażby tego, jak wygląda ani ile właściwie ma lat; zachowuje się często jak trzynastolatka, ale zdaje się, że musi być pełnoletnia, skoro – chyba! – wynajmowała innym mieszkanie. Nie posiadam również żadnych informacji o jej przeszłości na Ziemi, o tym, gdzie mieszkała, jaką miała rodzinę, czym się zajmowała, a czym pasjonowała… Informacja, że nie miała ciekawego życia, zdecydowanie nie rozwiązuje sprawy, wręcz przeciwnie, czytelnika odrzuca już na wstępie.
Ponadto nawet jeśli losy Elismy nie były do tej pory interesujące, to dziewczyna powinna przeżywać nagłe obudzenie się w alternatywnej rzeczywistości o wiele mocniej i intensywniej, niż to przedstawiasz. Tymczasem ona reaguje na wszystko bardzo biernie, tak, jak nakazuje Imperatyw. Ma się dziwić i dowiadywać w danym momencie tylko tyle, ile inni bohaterowie/Ty pragniecie. Jeśli akurat nikt jej nie chce nic powiedzieć, to ona  automatycznie się na to zgadza, nie pojawia się w niej niemal żadna refleksja. Ba, w niej nie pojawiają się nawet instynktowne reakcje jak strach, niepewność, agresja…! To nie jest normalne nawet dla typowej, niedoświadczonej Merysujki!
Jak czytelnik może zżyć się z kimś, kto jest tak… nieżyciowy, bierny, zachowuje się jak szmaciana lalka i ma wyjątkowo dziwne priorytety? Jej nadrzędnym celem staje się uczucie do opiekuna, które trudno jakkolwiek wytłumaczyć i którego się nie czuje, szczerze mówiąc. Podobnie zresztą na początku nie czuje się jej przyjaźni wobec Vino czy Nevry, bo nie wystarczy czegoś napisać, by to przedstawić i by czytelnik w to uwierzył.
Zachowania te są problematyczne głównie dlatego, że w dużej mierze i przez dłuższy czas tej dziewczynie brakuje charakteru, posiadania opinii oraz decyzyjności, a mimo to wszystko się jej udaje. Jeśli nawet pojawi się hipotetyczny problem na jej drodze, na przykład Kera jako rywalka o uczucia Valkyona, to bardzo szybko okazuje się, że problem znika pomimo zerowej reakcji Elismy. Dodatkowo ta dziewczyna często wychodzi na kompletną ofiarę losu, która musi być otoczona przez wątpliwej jakości samców alfa, by sobie poradzić, i której nie przeszkadzają ich niekoniecznie sprawiedliwe i taktowne teksty; ba, często sama się obwinia, mimo że wina nie leży po jej stronie (a na pewno nie w całości)! Mówiąc krótko, typowa Merysujka. Niestety.
To, co próbujesz wmówić ekspozycją (suchymi, krótkimi stwierdzeniami), często stoi w opozycji do tego, jak przedstawia się główna bohaterka. Na przykład w rozdziale jedenastym piszesz: Osobista potrzeba wymierzenia sprawiedliwości była czymś co Eli rozumiała bardziej niż można by przypuszczać. Aby chcieć wymierzyć sprawiedliwość, trzeba mieć mocno ugruntowaną opinię na jakiś temat, coś przeżyć, a nic z tego nie pasuje do Elismy, którą wykreowałaś do tej pory.
Główna bohaterka przez dłuższy czas zachowuje się jak trzynastolatka żyjąca w szalonym śnie, który jednak snem nie jest. Może i się boi, że atakuje ją potwór, ale gdy widzi przystojną twarz, zapomina o tym. Może i zaprzyjaźniła się z dziewczyną, która umarła, lecz po co komu żałoba, skoro tuż obok znajduje się Trulove niezbędny do zapięcia naszyjnika i różnych innych banalnych rzeczy? Co z tego, że zdarza Ci się wspomnieć, że Elisma pragnie uzyskać wyjaśnienia, jeśli przez dłuższy czas ledwo o co pyta, a jeśli już, zadowala się chaotycznymi, krótkimi odpowiedziami?
Tak nie wygląda przemyślana kreacja kogoś, kogo czytelnik powinien co najmniej rozumieć, skoro jest główną postacią. Przez dłuższy czas Elisma głównie załamuje swoim zachowaniem i biernością wobec świata, w którym się znalazła, za to ogromnym zainteresowaniem wobec mężczyzny, który początkowo nie wydaje się zbytnio jego wart i wobec którego ona wydaje się bardzo niedojrzała.
Jednocześnie chcę podkreślić, że w którymś momencie, na pewno po jedenastym rozdziale, trochę się to zmienia. Zaczynasz bardziej skupiać się na uczuciach Elismy, a ona zaczyna faktycznie coś robić, działać, decydować o swoim losie, a nie tylko biernie snuć się z kąta w kąt. W ostatnim rozdziale po raz pierwszy można zauważyć, że zależy jej na innych mieszkańcach kwatery. To wszystko wiąże się między innymi z tym, że większą rolę zaczynają odgrywać inne wątki niż tylko jej początkowo naprawdę kiczowaty romans z Valkyonem. W uczucie między nimi, nie tylko fascynację seksualną, można zacząć wierzyć dopiero od kilku ostatnich rozdziałów, a domyślam się, że nie o to Ci chodziło.
Na koniec dodam, że Elisma jest prawdopodobnie jedyną osobą, o której zainteresowaniach coś wiadomo, mianowicie o rysowaniu i graniu na gitarze. Dodam, że to drugie zostało wspomniane tylko raz. Nie ma natomiast praktycznie nic na temat tego, czego dziewczyna uczy się w kwaterze, a podobno w jej krwi płynie magia. O tym, że Elisma chodzi pomagać do biblioteki bądź zajmuje się dziećmi (o których nie było długo ani słowa), dowiaduję się blisko dwudziestego rozdziału… Ale to już nie ten temat.
Valkyon – w przeciwieństwie do poprzedniczki o wyglądzie głównego bohatera płci męskiej coś wiem, a to dzięki temu, że zachwycona Elisma informuje mnie o tym od razu po przebudzeniu się w nieznanym jej świecie. Nie jest to zachęcający początek wprowadzenia postaci, oj nie; od razu zapala się w głowie lampka o miłości Merysujki do Trulova, który ratuje ją z każdej opresji. I gdyby tu jeszcze tak było… Niestety w Twoim opowiadaniu często jest to tylko powiedziane, a nie pokazane (nie traktuję jako obrony życia ukochanej tego, że położył ją na łóżku po tym, jak przyłapała go na stosunku z inną i załamana upadła na jego zbroję… Wciąż nie mogę przeżyć tej sceny). Chodzi mi o to, że Valkyon, którego widzą bohaterowie, a szczególnie Elisma, oraz ten, którego widzę ja jako czytelnik, to przez długi czas dwie zupełnie różne osoby.
Im bardziej wszyscy starają się go idealizować, twierdząc, jaki to cudowny, waleczny i odważny wojownik, a jednocześnie tak tajemniczy oraz zraniony przez los (bez żadnych szczegółów na ten temat), tym większą niechęć wobec niego odczuwam. Facet nie chce nic powiedzieć, chodzi nie wiadomo gdzie i wbrew swoim słowom wcale za bardzo się bezpieczeństwem czy nauczaniem Elismy nie interesuje. Wielokrotnie wykazuje się brakiem profesjonalizmu, jak również jest… no, gburowaty po prostu. Ale za najbardziej denerwujący uważam fakt, że na siłę starasz kreować się go jako tajemniczą osobę, przez dłuższy czas nie pisząc o nim za wiele. Jednocześnie w bezpośrednich scenach z jego udziałem nie widzę ani niczego specjalnie interesującego, ani zachęcającego, by poznać go bliżej. Bardziej niż dowódcę przypomina ciepłą kluchę.
W ostatnich rozdziałach na szczęście jest lepiej, tak samo jak z Elismą, gdyż bardziej skupiasz się na uczuciach, opisach. Widać, że w Valkyonie toczy się pewnego rodzaju walka. Być może dla Ciebie zabrzmi to zaskakująco, ale to w momencie, gdy okazało się, iż nie jest tak idealny, za jakiego wszyscy zdają się go uważać, bo tak chce Imperatyw, dla mnie okazał się po raz pierwszy interesujący. Miało to konkretnie miejsce wtedy, gdy mężczyzna wskazał wszystkim, że między nimi jest zdrajca, a następnie wyjawił jego tożsamość. Valkyon zaprezentował wtedy słabość, ale jednocześnie i siłę, władczość, choć szkoda, że chwilę później dobre wrażenie zostało zlikwidowane jego nieprzemyślanym zachowaniem wobec Elismy i tym, że ona znów mu ot tak wybaczyła…
Niemniej od tego wydarzenia Valkyon stał się bardziej żywy, rozpoczęłaś ujawniać jego przeszłość, przeżycia, przez co zaczął być o wiele znośniejszy. Można wręcz powiedzieć, że jakoś mnie zaciekawił, bo nawet jego uczucie do Elismy stało się prawdopodobne logicznie. Zaczął przypominać człowieka, a nie sztuczny twór, w którym Imperatyw opowiadania każe się zakochiwać nie tylko głównej bohaterce (i w odmiennym sensie innym postaciom), ale i czytelnikom, bo przecież wszyscy tak bardzo wielbią tam Valkyona i tak niesamowicie interesują się jego życiem, że z pewnością warty jest miłości ogółu.
Kera – można by o niej powiedzieć, że jest jedną z bardziej istotnych postaci w tym opowiadaniu, tylko że sposób, w jaki ją wprowadziłaś i poprowadziłaś, niszczy to wrażenie. Zastanawiam się, po co to wszystko było. Dlaczego po akcji w wiosce Kera została włączona do armii i gdzie się podziała następnie, ponieważ właściwie nie utrzymuje kontaktu z Elismą i Valkyonem w Kwaterze Głównej. Nie zamieszała wystarczająco w życiu prywatnym głównym bohaterów, nie ujawniła jakichś specjalnych mocy, nie przekazała informacji, nie stała się kimś ważnym. To, że została zaatakowana, rozmyło się tak samo jak fakt, że jest półwróżką, co mnie na przykład zaciekawiło. Ech, nawet nie wiadomo, czy mieszkała z ojcem czy z wujkiem, więc czego ja wymagam.
Miiko – prawdopodobnie główny dowódca armii będącej dla mnie ogromną zagadką, w każdym razie miłą odmianę stanowi fakt, że to kobieta, a przy okazji kitsune (i to by było na tyle, jeśli chodzi o ten gatunek; swoją drogą sporo w tej grze różnych odniesień i różnych stworzeń, że tak powiem, niezły miszmasz). Miiko pojawia się w tekście od czasu do czasu, niemal tylko w dialogach, więc tak naprawdę sama nie miałam szansy jej poznać. W słowa tej bohaterki próbujesz włożyć, niestety, niewielką ilość informacji o świecie przedstawionym i sytuacji, w której znajdują się bohaterowie. Oczywiście, czasem tematem jest również relacja między Elismą a Valkyonem. Trudno powiedzieć coś więcej o samej Miiko; myślę, że jej decyzje są dość zagadkowe – nie rozumiem, dlaczego raz coś ukrywa, raz postanawia mówić, a jak na dowódcę momentami wydaje się zbyt niedoświadczona.
Vino – pół-wampir, pół-wilkołak, dziewczyna, którą nazwałaś przyjaciółką Elismy, praktycznie jej nie przedstawiając. Najwięcej wyczytać o niej można z listu, jaki było mi dane przeczytać dopiero po jej śmierci. Nie prezentuje się kogoś, kto jest istotny dla głównej bohaterki, tylko po to, by lada chwila go uśmiercić. Czytelnik MUSI wyrobić sobie o tej postaci jakieś zdanie. Vino miała ogromny potencjał – mogła wprowadzić Elismę w ten świat, posiadała tajemnicę, była mieszańcem i na pewno nie miała łatwego życia. Stanowiła bardzo dobry materiał psychologiczny oraz ciekawy wątek. W liście wykazała się też między innymi dystansem oraz poczuciem humoru. Tymczasem Ty całkowicie zmarnowałaś jej potencjał. Został po niej tylko medalion, którego rola i ważność do dwudziestego rozdziału pozostają równie mgliste co wspomniany potencjał.
Nevra – oto wampir, który rzekomo podrywa Elismę, choć nie miałam okazji o tym przeczytać. Przyrodni brat Vino, o czym dowiaduję się poniewczasie. Mimo to uważam go za najciekawszą postać drugoplanową w tym opowiadaniu, ponieważ czymś się wyróżnia. Po pierwsze ma specyficzne poczucie humoru, a po drugie jest chyba jedyną osobą, po której naprawdę widać, że zależy jej na Elismie, i która próbuje ją wprowadzić w życie Kwatery Głównej. Niestety nie od początku; najpierw jego rola skupia się głównie na tym, by wciskać nos w mocno prywatne sprawy Elismy i Valkyona, rzucając jednocześnie niewybrednymi żartami. Czasami zbyt niewybrednymi, choć jakbyś ograniczyła się w tym zakresie tylko do niego, byłoby o wiele lepiej.
Ezarel – jedna z postaci, która została wprowadzona imieniem tak, jakbym miała ją znać, a w dosłownie dwie jej cechy – złośliwość, nietowarzyskość – mam uwierzyć ot tak, bo Imperatyw tak chce. Na szczęście później przedstawiłaś ze dwie sceny (niestety krótkie), w których można było zobaczyć specyficzny sposób zachowania Ezarela, jednocześnie dostrzegając, że to bardziej poza niż prawdziwa niechęć wobec innych. Dostaje też ode mnie osobistego plusa za dziedzinę, którą się zajmuje. Jest elfem, to też na plus, choć potencjał z pewnością nie został wykorzystany. Niemniej, jeśli Ezarel ma być drugoplanową postacią, to niestety nie wyszło – nic o nim prawie nie wiadomo, gdybyś z niego zrezygnowała, niemal nic by się nie zmieniło.
Draken – początkowo wydawało się, że to będzie tylko jeden z tych złych, ten od brudnej roboty. Spełniał swoją rolę całkiem nieźle i dobrze się czytało sceny z jego udziałem, choć szkoda, że pojawił się tak późno. Nie zmienia to wszystko faktu, że podobało mi się, co przygotowałaś dla niego w rozdziale dziewiętnastym, nawet jeśli nie jest dla mnie zrozumiałe i nie wiem, czy należy mu wierzyć. Niemniej to taki rodzaj niewiedzy, który w opowiadaniach jest bardzo pożądany, ponieważ utrzymuje zainteresowanie czytelnika.
Gadona – to osoba, która należy do tajemniczych trocare i pełni rolę antagonisty. Niestety niezbyt skutecznie, ponieważ, mimo że armia doskonale zna jej tożsamość, czytelnicy są pozbawieni tego przywileju przez kilkanaście rozdziałów. Za mało poznaliśmy ją także w bezpośrednich scenach. Szaleństwo świetnie pasuje do głównego „złola” w fantasy, ale na ogół nie bierze się – a na pewno nie powinno się brać – z niczego. Ponadto szaleństwo takich jednostek jest w pewnym sensie genialne w swoim okrucieństwie, a jak dla mnie Gadona załamała się zdecydowanie zbyt łatwo i szybko po wydarzeniach z dziewiętnastego rozdziału. Zastanawia mnie też, czy ona naprawdę jest tak trudna do pokonania, jak wszyscy zdają się tutaj twierdzić, ale to wiąże się z tym, że ogólnie nie znam zbyt wielu szczegółów dotyczących wojny, kryształu, magii, reguł panujących w Twoim świecie…
Podoba mi się, że powiązałaś Gadonę personalnie z Valkyonem, choć nie jestem przekonana, by aż tak duże nawiązanie do „Greya” było wskazane. Akurat o tej tajemnicy mogłam jako czytelnik nie wiedzieć jakiś czas, ale inne informacje dobrze byłoby podać wcześniej. Antagonista powinien zostać wyraźnie określony na początku właściwej akcji, żeby można było się w niego wczuć.

Bohaterów uważam za jeden z najsłabszych aspektów Twojego opowiadania, gorzej prezentuje się chyba tylko zapis dialogów (a czasami całych notek – w postach, w których nie zwróciłaś najmniejszej uwagi na formatowanie po publikacji). Postaci prawie od początku jest dużo, ale z powodu tego, jak je wprowadzasz (czy raczej NIE wprowadzasz), o większości nie można nic powiedzieć. Wiąże się to z pewnością z praktycznie nieistniejącym tłem w początkowych rozdziałach i brakiem umiejętności tworzenia przekonujących psychologicznie postaci.
Pytaniem pozostaje też, ile postaci faktycznie wzięłaś z gry, a ilu nie. Z Wikipedii o Eldaryi wyczytałam, że są dostępni: Valkyon, Ezarel, Nevra, Miiko i Ykhar. Kolejna kwestia to, czy i w jakim stopniu wymienione postacie są podobne do swoich pierwowzorów. Z opisów na Wikipedii wynikałoby, że z Valkyona wzięłaś wygląd i tajemniczość, z Nevry być może troskliwość, ale już raczej nie nieufność czy flitrowanie (a przynajmniej nie z Elismą). Miiko i Ezarel też nie za bardzo wypadają u Ciebie jak osoby opisane na tamtej stronie. Ale powtórzę, że gry nie znałam, więc więcej na ten temat pisać nie będę. Dodam tylko, że nadając imiona OC, nie powinno wybierać się zbyt podobnie brzmiących słów –  mniemam, że Nevo jest taką postacią, a jego imię wywołuje zbyt duże podobieństwo do Nevry.
Zacznijmy od mniej istotnych bohaterów. Postacie drugo- i dalszoplanowe to przez większą część opowiadania ogromna masa różnych osobników wypowiadająca mało zrozumiałe dla czytelników zdania oraz opatrzona zazwyczaj tylko imionami, których nie da się spamiętać. Problem polega na tym, że nie można dopasować dialogów i imion do osoby, ot co. Później jest z tym trochę lepiej, część bohaterów drugoplanowych dostaje jakieś cechy charakterystyczne, zaczynają się pojawiać wciąż okrojone informacje o tym, kto należy do jakiego gatunku i czym ten gatunek się charakteryzuje, ale niestety w większości przypadków to wciąż za mało.
Przeczytaj, proszę, ten akapit podany jako przykład na wprowadzanie przez Ciebie bohaterów, by stało się jasne, o czym mówię: Pod koniec tygodnia Miiko wezwała wszystkich dowódców do siebie. Elisma spacerowała z Nevrą gdy przybiegła Ykhar i poinformowała, że mają się zebrać w Kryształowej Sali. Wampir przeprosił je obie i pospiesznie się oddalił. Eli została sam na sam z króliczycą. Chcę podkreślić, że to nie jest wcale najgorsza wersja, bo przynajmniej dałaś Ykhar cechę rozróżniającą, mianowicie bycie króliczycą (choć wcale nie jest powiedziane, że nie ma tutaj innych króliczyc). Nawet jeśli ktoś zna grę i wie, kim jest Ykhar, nie będzie zadowolony z takiego wprowadzenia, a tym bardziej nie będzie mieć pojęcia, jak interpretujesz tę postać, skoro następnie w ogóle jej nie kreujesz.
Jeśli jakiś bohater nie będzie pełnił roli w Twoim opowiadaniu, nie musisz go wprowadzać bądź też nie musisz podawać jakiegoś imienia – „masa” też jest potrzebna, buduje w końcu tło. Ale jeśli już rzucasz imieniem i, powiedzmy, dwoma innymi określeniami, szczególnie z wypowiedzią/wypowiedziami, to dajesz do zrozumienia, że czytelnik powinien tego kogoś zapamiętać. W związku z tym należy poprowadzić tę postać dalej. Jeśli nie ma dużego znaczenia, może cechować się tylko jedną czy dwiema rzeczami, wcale nie musi, a wręcz nie powinna, mieć rozbudowanego charakteru i przeszłości, ale musi coś do opowiadania wnosić.
Kwestia z głównymi bohaterami pozornie wygląda nieco lepiej – w końcu trudno i o nich prawie nic nie wiedzieć – problemem pozostaje to, jak przekazujesz tę wiedzę i co się w niej dokładnie zawiera. A nie jest z tym dobrze, szczególnie na początku; przykładowo imię Elismy poznaję dość późno w chyba najgorszy możliwy sposób – rozmowie między bohaterami po pewnym czasie – a przecież mam z nią do czynienia od początku opowiadania. Co się tyczy natomiast wiadomości, trudno Ci je odpowiednio wybrać, a następnie przesiać. Dla przykładu opowiastka o żartach współlokatorów, z którymi Elisma chyba przy okazji pracuje, jest całkiem zabawna, ale nie może stanowić właściwie jedynej informacji ze starego życia głównej bohaterki, a co najwyżej uzupełnienie jej przeszłości.
Nie mówię, że powinnaś pisać rozdział stanowiący suchą biografię głównej bohaterki, zanim zaczniesz właściwą akcję w Eldaryi, ale warto pokazać, jaką była dziewczyną, nim znalazła się w alternatywnym świecie. A gdy już się do niego przeniosła, masz idealną możliwość przedstawić jej rozterki – również związane z tym, co zostawiła za sobą. Tak naprawdę jak na główną bohaterkę nie wiadomo o niej za wiele, o Valkyonie natomiast – jeszcze mniej.
Ponadto główni bohaterowie są boleśnie przewidywalni i wrzuceni w denerwujące schematy, o których wspominałam wcześniej. Na całe szczęście w ostatnich postach zaczęli z nich wychodzić, zaczęli coś czuć, reagować na otoczenie, a nie tylko biernie przechodzić z rozdziału do rozdziału, co stanowi dobrą zapowiedź na przyszłość. Ich zachowanie jest bardziej współmierne do akcji niż wcześniej.
Podsumowując, problem polega na nieumiejętnej kreacji bohaterów. Tych mniej ważnych nie można budować w ten sposób, że rzuca się tylko ich imionami i wypowiedziami, trzeba dać im coś więcej. Należy również rozdzielać ich „ważność” i w ten sposób decydować, kogo jak dokładnie się przedstawi, nie wszyscy są sobie równi – jedni będą drugoplanowi, inni trzecio-, a inni tylko epizodyczni, stanowiący niezbędną masę w tle. Jako że mają inną rolę, mają też inną ważność i inaczej należy ich prezentować.
W opowiadaniach fantasy trzeba także pamiętać, że ma się do czynienia nie tylko z jednostkami, ale również różnymi gatunkami magicznych stworzeń, które powinno się opisywać jako całość. Tego tutaj wyjątkowo brakuje, więc nie ma właściwie co oceniać. Najwięcej pojawiło się na temat wampirów i wyszło naprawdę nieźle. Magii za to wciąż jest jak na lekarstwo, a wielka, wielka szkoda.
Tutaj pewnym rozwiązaniem może być skupienie się bardziej na straży, a właściwie strażach. Z tekstu można było wysnuć wniosek, że są jej cztery rodzaje, a straż, do której należą Elisma i Valkyon, to Straż Obsydianu. Potwierdzają to informacje z Wikipedii, ale w samym opowiadaniu nie ma właściwie NIC więcej.
Główni bohaterowie są oczywiście trudniejsi do kreowania. Trzeba ich przedstawić tak, by czytelnik wczuł się w ich sytuację, rozumiał pobudki. Nie musi zawsze się z nimi zgadzać, ale powinien ich zrozumieć, kibicować im, przeżywać wraz z nimi emocje. W związku z tym osoby te muszą być wielowymiarowe, muszą być… jak ludzie.
Nie można popadać w schematyczność (Merysujka/Trulove), nie można też używać zbyt dużej ilości ekspozycji w stosunku do bezpośrednich scen. Czytelnik sam potrafi wyciągnąć wnioski z interakcji między bohaterami, a przynajmniej powinien móc je wyciągnąć z tekstu. Trzeba dać mu szansę. Idealizowanie kogoś na siłę (Valkyon) jest nierealne, więc osiąga się tym odwrotny efekt niż zamierzony. Tak samo jest z nierealną biernością i uległością wobec wydarzeń i innych bohaterów (Elisma). Przez dłuższą część tekstu ta dziewczyna jest po prostu załamująca z tą swoją ślepą fascynacją Valkyonem i niemal zerowym zainteresowaniem Eldaryą oraz własnym losem, nawet jeśli od czasu do czasu przypomni sobie, że może powinna się czegoś dowiedzieć.
Ostatnie słowo dotyczy antagonistów. W każdym opowiadaniu takowi powinni się znajdować, a w fantastyce jawią się oni jako typowe czarne charaktery, w których trudno zauważyć pozytywne cechy. Najlepiej jest jednak, by mieli oni jakąś przeszłość, która pozwala na zrozumienie, dlaczego są tacy, a nie inni. Jednak to sprawa drugorzędna w sytuacji, kiedy w opowiadaniu trzeba czekać kilkanaście dobrych rozdziałów, by antagonista/antagoniści otrzymali twarz i motyw. Bohaterowie doskonale wiedzieli, jak nazywa się ich wróg, i nie widzę żadnego argumentu, dla którego trzeba było tak długo ukrywać go przed czytelnikami. Antagonista musi się „wyrobić”, większość czytelników powinna być za „dobrymi”, a przeciw „złym” – a jeśli są jakieś wątpliwości, to nawet lepiej. Tymczasem, gdy autor ani tych, ani tych nie przedstawia, to czytelnik ich nie zna, więc trudno mu być za kimkolwiek, za to czuje po prostu nudę bądź irytację.

– styl + logika (8/20 pkt.)
Zacznę od przedstawienia błędów z wymienionych wcześniej rozdziałów, a na końcu napiszę podsumowanie dotyczące zarówno stylu, jak i logiki. Jeśli w jakimś fragmencie znajdują się błędy dotyczące innych punktów oceny, np. językowe czy interpunkcyjne, są ignorowane tutaj, a omawiane dalej, w odpowiednich miejscach. Nie wypisuję wszystkich błędów z danych rozdziałów, jeśli się powtarzają, a wypisywałam je na bieżąco.

Prolog
Obudziła się w ciemności. Nigdy nie miała problemów ze snem, wręcz przeciwnie, spała jak kamień, zdziwiła się więc, że obudziła się w nocy. – Powtórzenie. I to łatwe do wyeliminowania, ponieważ niepotrzebnie dublujesz informację dotyczącą zarówno budzenia, jak i tego, że dziewczyna nie ma zazwyczaj problemów ze snem.
Spojrzała na zegarek cyfrowy chcąc dowiedzieć się, która godzina, jednak zegarka tam nie było. – To w końcu spojrzała na ten zegarek czy nie? Podejrzewam, że mogłaś mieć na myśli nadgarstek/szafkę nocną, ale wyszło na rozdwojenie jaźni. Nikt nie wie, czym jest tajemnicze „tam”.
Podniosła się z zamiarem odnalezienia zguby, pomyślała, że mogła go strącić przez sen. // Zorientowała się, że leżała na ziemi, bardzo zimnej ziemi. W swoim pokoju miała deski, tutaj wyczuła kamienie. Z westchnieniem się podniosła, podejrzewała, że współlokatorzy znowu wykorzystali jej mocny sen i zrobili jej kawał wynosząc poza miejsce ich zamieszkania. Ostatnim razem znalazła się na zapleczu klubu, w którym razem pracowali. – Tutaj nie jest za dobrze ani z logiką, ani ze stylem. Wciąż bezimienna „ona” wyprawia zadziwiające rzeczy. Przecież podniosła się z zamiarem znalezienia zguby, a w następnym akapicie wciąż leży i, co jeszcze lepsze, podnosi się po raz kolejny. Dodatkowo ja już naprawdę nie wiem, dlaczego nie można po prostu podłogi nazywać podłogą, a kamieni kamieniami zamiast zimną ziemią. Co do stylu, w pierwszym zdaniu brakuje łącznika „bo”/„ponieważ”, natomiast pod koniec mamy powtórzenia, i to jeszcze zaimków, których nadmiar jest szczególnie bolesny dla oczu, a których niejednokrotnie nie trzeba używać/można je zastąpić rzeczownikami. Np. tutaj wystarczyłoby napisać „zrobili kawał”, „miejsce zamieszkania”. Zastanawiam się też, czy niedaleko ich mieszkania (można było je tak nazwać, znacznie prościej, nie sądzisz?) są jakieś kamienie, przecież nie taszczyliby jej nie wiadomo gdzie. Na końcu ostatnia uwaga – to bardzo wygodne, by współlokatorzy byli też współpracownikami, ale samo stwierdzenie „razem pracowali” nie załatwia wszystkiego. Czyżby mieszkali… nad klubem? Pod? Obok? W? Nic nie wiadomo.
Ruszyła na oślep przed siebie aż trafiła na ścianę. Idąc wzdłuż niej w pewnym momencie zauważyła światło. Pobiegła szybko czując narastający triumf i chęć zemsty. // Wybiegła na polanę (…) – chwileczkę. O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie tutaj jakiekolwiek tło, gdzie jakakolwiek logika? Ile to wszystko trwało? Chyba długo, skoro wcześniej było tak przeraźliwie ciemno, a teraz bohaterka nagle zauważyła światło. Ponadto skąd się nagle wzięła ta polana? Kiedy „ona” wyszła na dwór, skoro jeszcze przed chwilą znajdowała się w pomieszczeniu/miejscu posiadającym najwyraźniej ściany (może jaskini, skoro jednocześnie były tam kamienie i ziemia? Sęk w tym, że w ogóle nie powinnam się nad tym zastanawiać)? Nie napisałaś niczego, co mogłoby to sugerować. Ale cóż, opisów w ogóle jest tyle, co kot napłakał. Weźmy chociażby to biedne, nieokreślone nawet jednym przymiotnikiem światło. Brak opisów nie pomaga w logice, wręcz przeciwnie. Dodam jeszcze, że opisywana dziewczyna wcześniej nie sprawiała wrażenia takiej, która odczuwałaby chęć zemsty wobec swoich współlokatorów, a więc tym bardziej nie poczułaby jej teraz. Powinno być też „narastające”, nie „narastający”.
Usłyszała szelest w krzakach po swojej prawej stronie. // - Wreszcie się pokazujecie łąjzy! - krzyknęła idąc w ich stronę. – Ja rozumiem, że dziewczyna może sądzić, iż w tych krzakach znajdują się jej współlokatorzy (choć uważam, że w takich okolicznościach mogłaby już nabrać pewnych wątpliwości), ale nie potrafię pojąć, czemu narrator trzecioosobowy też „uważa” tak samo, pisząc „ich”. To „ich” mogłoby co prawda dotyczyć krzaków, a wtedy błąd polegałby na pomyleniu podmiotów, bo w międzyczasie wkradły się „łajzy”, ale sądząc po tym, co piszesz dalej, tak nie jest.
Jeśli dorobiliście sobie klucz do mojego pokoju zacznę poważnie zastanawiać się nad wymówieniem wam umowy! – Może się za bardzo czepiam, ale z tego zdania wynika, że dziewczyna, o której piszesz, jest właścicielką mieszkania, skoro może wymówić reszcie umowy (raczej nie jedną, a wiele). Tak więc wydaje mi się mało prawdopodobne, by współlokatorzy, znając jej stosunek do takich żartów, ryzykowaliby po raz kolejny. Chyba że nie podoba im się to mieszkanie, wtedy to co innego.
To co wyszło z ukrycia dosłownie zwaliło ją z nóg.Wbiegło w nią powalając na ziemię, wywołując ogromny ból w plecach. Krzyknęła próbując odepchnąć napastnika. Czarna maska zasłaniała całą głowę, przez to nie wiedziała z czym ma do czynienia. Obawiała się, że to nie jest część kawału współlokatorów. – Wklejam cały akapit, w którym roi się od błędów, ale chyba największym problemem jest ostatnie zdanie. Twoja bohaterka po prostu poraża w nim swoją bystrością. Musisz popracować nad przejściami. Jeszcze przed chwilą narrator sugerował, że to współlokatorzy czają się w krzakach, a teraz ni stąd, ni zowąd, nawet bez małego słówka „niespodziewanie” bohaterkę atakuje COŚ. Masz także tendencję do omijania pewnych spójników, np. tutaj aż się prosi o „i” w drugim zdaniu. Mylisz również perspektywy i podmioty – czarna maska nie należy tutaj do nikogo, a dodatkowo chyba potrafi myśleć, bo ze zdania wynika, że to właśnie ona nie wie, z czym ma do czynienia.
Usłyszała za sobą warczenie. Przestała się szarpać i odchyliła głowę. – To jaki zakres obrotu ma jej szyja? Coś czuję, że bohaterka pobiła rekord Guinessa.
W przestrachu podniosła się do pozycji siedzącej. – Twój styl generalnie jest prosty, na ogół wręcz za prosty, więc tego typu kwiatki tym bardziej rzucają się w oczy. Naprawdę wystarczyłoby napisać „usiadła”, za to dokładniej określić, jak to zrobiła, skoro się bała.
Z bliska obserwowały ją złote oczy. Piękne złote oczy należące do pięknej, męskiej twarzy. Pomyślała, że może dalej śniła. To by wiele wyjaśniało, choćby to, że znalazła się w tak kolorowym miejscu z kimś takim jak on. – Być może myślałaś, że tego typu powtórzenie barwy oczu mężczyzny będzie romantyczne/słodkie, a niestety jest kiczowate. Ponadto dziewczyna nawet nie rozejrzała się po pomieszczeniu, bo ten facet zajmuje całe jej pole widzenia, więc skąd ma wiedzieć, czy to miejsce jest kolorowe?
Powinnaś jeszcze leżeć. - odezwał się mężczyzna, prostując się. - Dostałaś mocno w głowę, // To wszystko wydawało się zbyt realne na sen. – Przepraszam, ale jakie „wszystko”? Te dwa zdania? Wyprostowanie się przez mężczyznę? Co w tym jest tak niesamowicie realnego?
- Gdzie jestem? - zapytała rozumiejąc coraz mniej. – A czy ona miała w ogóle szansę cokolwiek rozumieć? Przecież nikt jej jeszcze nic nie tłumaczył, a ona sama nic właściwie nie zdążyła zobaczyć.
(…) z kocimi uszami na głowie – gdyby te uszy znajdowały się gdzieś indziej niż na głowie, to warto byłoby wspomnieć, ale tak… Że też pozwolę sobie użyć pleonazmu – oczywiste oczywistości prawisz. Choć nauka idzie do przodu i dało już radę wyhodować ludzkie ucho na przedramieniu, więc może przesadzam.
Nic więcej nie pamiętasz? - dziewczyna nie dawała za wygraną. Pokręciła tylko głową. Czuła się coraz bardziej zagubiona. – Pomylenie podmiotów wywołujące zanik logiki. Dziewczyna z pierwszego zdania po wypowiedzi to nie ta sama osoba, która jest podmiotem w dwóch następnych zdaniach – stanowi go w nich bowiem wciąż nienazwana główna bohaterka.
Stworzenia, które nosili na ramionach, bądź stały przy nodze wcale nie zmieniały wrażenia. Wyglądały jak zwierzęta, ale zupełnie inne niż u niej. – Tutaj chyba nawet nie będę próbować doszukiwać się sensu. Choć po lekturze całego opowiadania mniemam, że mogło chodzić o chowańce.
Ile razy powtórzyłaś w drugim fragmencie prologu „wszystkich” i „wszystkiego”, wolę nie liczyć.

Rozdział pierwszy
Nie umiała nie myśleć o swoim prawdziwym domu, nie żeby kiedykolwiek miała miejsce, które mogła takowym nazwać. Zastanawiało jednak co w tym okresie działo się w jej świecie, chociaż twierdzili, że tu jest jej miejsce, przez wzgląd na odkrycie magicznej krwi w jej żyłach. – Ta dziewczyna cały czas sobie przeczy. To w końcu miała poczucie posiadania prawdziwego domu czy nie? W bardzo małej ilości tekstu chcesz przekazać zbyt wiele treści. Stąd tajemniczy, nieokreśleni „oni”, którzy coś sobie twierdzą. Nie można napisać, że w dziewczynie odkryto magię, i od razu przejść do czegoś innego. Albo nie wrzucaj tej informacji, albo się na niej skup. Nie można powiedzieć wszystkiego naraz i bardzo dobrze, w końcu pisanie opowiadania to nie wyścigi. Ponadto zbyt dużo „nie” w bliskim sąsiedztwie nie wygląda dobrze, lepiej napisać „nie umiała przestać myśleć (…)”. Znajduje się tutaj także masa powtórzeń, głównie zaimków, oraz trochę błędów interpunkcyjnych.
Poza pracą miała tylko dwóch współlokatorów (…) – chwila, przecież podobno także z nimi pracowała. Dodatkowo z konstrukcji zdania wynika, jakby praca była człowiekiem bądź współlokatorzy byli rzeczą/pojęciem, nie ludźmi.
Spodziewała się tego, nie musiał daleko szukać, nie spodziewała się tylko – rzadko zdarzają się aż tak kłujące w oczy powtórzenia.
(…) w jej głosie rozbrzmiewało rozgoryczenie, czuła to, nie potrafiła tego ukryć. – Może dorzuć jeszcze kilka określeń na to samo, tak na wszelki wypadek.
(…) stanął przed nią jakby w oczekiwaniu na jej ruch. Wiedziała jednak, że i tak zrobi co uzna za słuszne. – Po raz kolejny mylisz podmioty; „że i tak zrobi, co uzna (…)” z konstrukcji zdania tyczy się dziewczyny, a nie chłopaka. Ponadto skąd ona może wiedzieć, co zrobi facet, którego w ogóle nie zna? To po prostu magia Trulova, wiem, wiem.
Na razie na tyle na ile mogę wykorzystać swoją władzę, nakazuję ci spokój. – Co to w ogóle za określenie? Jak można za pomocą władzy wpływać na czyjś spokój?
Mimo swoich wątpliwości do jej osoby opiekował się nią, wszystko cierpliwie tłumaczył i odpowiadał na jej nieliczne pytania. – Typowy przykład ekspozycji, nie dałaś możliwości czytelnikowi, by sam mógł sobie wyrobić zdanie, czy Valkyon faktycznie tak robi czy nie. I dlaczego „nieliczne”? A, no tak, bo Elisma prawie w ogóle się nie odzywa, zapomniałam. No i wiadomo, że to były jego wątpliwości.
Postanowiła ruszyć za nim, uznała, że mu uwierzy. – Nie można uznać, że się komuś wierzy. Wierzy się albo nie wierzy, albo nie wie się, czy się wierzy, ale nie uznaje się czegoś, co jest uczuciem.
- Witaj z powrotem Eli. - w korytarzu powitał ich Nevra, uśmiechając się na ich widok. - Dziękuję ci Valkyon za przeprowadzenie obiadu. – Czy w tej wypowiedzi chciałaś dać do zrozumienia, że Nevra uważa Eli za obiad przyprowadzony przez Valkyona?
Elisma, rozumiem twoje zniecierpliwienie, ale musisz jeszcze poczekać. - wyrozumiały ton Miiko był zaskoczeniem dla obojga. - Ujawnienie ci niektórych faktów może być niebezpieczne nie tylko dla ciebie. - spojrzała na Valkyona, a ogień zamknięty w okrągłej klatce, która wisiała na kosturze trzymanym przez Miiko zawirował gniewnie – w ten sposób zaczyna się jedna ze scen. Żadnego wstępu, żadnego zaznaczenia, gdzie znajdują się bohaterowie i ilu ich jest. Od razu zaczynasz od dialogu, którego tym razem nie rozpoczęłaś choćby dywizem. Czytelnik wszystkiego musi się domyślać. Co prawda spróbowałaś dać namiastkę tła, pisząc o ogniu zamkniętym w klatce, jednak umieściłaś zbyt dużo przedmiotów w jednym zdaniu i dobre wrażenie znikło. No i jak dla mnie mądry dowódca powinien cechować się wyrozumiałością, nie wiem, dlaczego dla Elismy i Valkyona to takie dziwne.
Wyślę ciebie wraz z Valkyonem na twoją pierwszą misję. – Gdy czytam takie kwiatki, trudno jest mi utrzymać nerwy na wodzy. No niby kogo się wysyła na CZYJĄŚ misję, jeśli nie tę osobę? Zdecydowanie za bardzo kochasz zaimki.
Nie będziesz już tylko pomagać tutaj, w obrębie murów. – Serio, „w obrębie murów”, kto by tak powiedział? Szczególnie, jeśli większość wypowiedzi bohaterów jest tutaj prosta jak drut – taki w końcu mamy kli… styl.
Ucieszyła się. Wystraszyła, ale i ucieszyła. // - To niespodziewane. - wydukała, ale uśmiechnęła się. – Po co się tak powtarzać i traktować czytelników jak niespełna rozumu? Po co stosować niepotrzebną ekspozycję? O wiele lepiej określić zachowanie czy uczucia bohaterów poprzez sposób ich mówienia, mimikę, gestykulację, czyli tak, jak napisałaś w trakcie wypowiedzi, natomiast zrezygnować z dwóch pierwszych cytowanych zdań.

Rozdział dziesiąty
Nevra tak jakby trochę mnie uprzedził. – Po co tyle tych określeń, a już szczególnie po co to „trochę”? Jak się uprzedza częściowo?
- Cześć cześć. - Dziewczyna wydawała się być zadowolona z towarzystwa. - Mam wrażenie, że dawno nie rozmawiałyśmy. // - Bo faktycznie tak było. - Na miły ton głosu koleżanki, napięcie, które wywołało to spotkanie powoli ulatywało. – Pierwsza wypowiedź należy do Kery, a druga do Elismy. Ale to wcale nie jest jasne. Nie można określać innych bohaterek niż Eli „dziewczynami”, a głównej w ogóle nie określać… To naprawdę dezorientujące. Ponadto dlaczego Elisma ma aż tak zmienne nastroje? Czy naprawdę miły ton koleżanki i jej mało inteligentna zaczepka mogą spowodować, że napięcie uleci? Cóż, w przypadku Eli może, skoro ona naprawdę odpowiedziała na retoryczną uwagę grzecznościową Kery. Dodatkowo powtórzenie „być” jest łatwe do wyeliminowania ze względu na to, że powinno być: „wydawać się jakimś”, bez słowa „być”.
Śledziła wzrokiem oddalającą się sylwetkę. Jej zachowanie wydawało się co najmniej niecodzienne, przez co wywoływało jeszcze większy mętlik w jej głowie. – To akapit z perspektywy Elismy, która myśli o odchodzącej Kerze. Jak sama już chyba widzisz, zupełnie nie zwracasz uwagi na uzgadnianie podmiotów, przez co głowy Elismy i Kery to jedno i to samo, a logika pojechała na długie, choć raczej niezasłużone wakacje.
Dopiero teraz dostrzegła, że Valkyon był wyraźnie spięty i jakby... wściekły. Jak na niego przystało niezwykle się kontrolował, ale jakby mniej niż zazwyczaj. Ruchy miał nerwowe, niecierpliwe, raz nawet upuścił zwój z raportem, co mu się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Wszyscy popatrzyli na siebie z niepokojem, zaskoczeni zachowaniem ich dowódcy. – Dlaczego robisz z Valkyona chodzący ideał, który do tej pory nigdy nawet zwoju nie upuścił i który jest tak istotną postacią, że każdy zdaje się go dokładnie obserwować od lat i wiedzieć, że on tego zwoju naprawdę nigdy nie opuścił? Ponadto co to znaczy, że nadal „niezwykle się kontroluje”, jeśli widać jak na dłoni, że musi być bardzo zdenerwowany, w takiej sytuacji zupełnie słusznie? Nie rozumiem zamysłu. Valkyon stałby się czytelnikom o wiele bliższy, gdyby był bardziej ludzki, a narrator nie starał się go z tego człowieczeństwa obdzierać za pomocą mało udanego i sztucznego idealizowania. Pisałam o tym zresztą wcześniej i dobrze, że później zdajesz się to dostrzegać. Tutaj zostawiam tylko przykład, który dobrze obrazuje moje uwagi z części o bohaterach, a jednocześnie nieścisłości logiczne.
- Patrol składający się ze strażników Obsydianu i Cieni – w ramach przypomnienia: czytelnicy nadal nie mają pojęcia o strażnikach Obsydianu i Cieni, ponieważ nie było odpowiedniego tłumaczenia.
Osobiście nie znała członków patrolu, widziała jednak w oczach wielu powstrzymywane łzy, ale nikt nie płakał, co wydawało jej się dziwne, chociaż z drugiej strony zdawała sobie sprawę z czym wiązał się zawód, którego się podjęli – to zdanie jest po pierwsze za długie, a po drugie za bardzo zagmatwane i właściwie… bezsensowne. Dlaczego to Elisma miała sobie zdawać sprawę, z czym wiązał się zawód członków patrolu, a nie oni sami? Ponadto czy to jest w końcu zwykły zawód czy armia? No i te powstrzymywane łzy… Nasza Elisma ma chyba sokoli wzrok, że tak dostrzega u wszystkich niepłynące łzy. Różni ludzie reagują różnie i nie sądzę, by nikt nie płakał.
Wyraźnie poczuła się na to wszystko naprawdę nieprzygotowana. – Albo „wyraźnie”, albo „naprawdę”, nie ma potrzeby tego tak podkreślać. Zauważyłam, że lubisz używać w zdaniach różnych określeń na to samo.
Eli i Kera zostały dosłownie przez nich wypchnięte. Obie mocno zaskoczone całym tym wydarzeniem oraz panującą dyscypliną. Odskoczyły za ścianę gdy tylko nadarzyła się taka możliwość. – W drugim zdaniu brakuje orzeczenia. Zastanawia mnie też to odskakiwanie za ścianę, gdy (tak, brakuje przecinka) nadarzyła się możliwość. Przecież one po prostu musiały przejść…
Ze swojej wiedzy Eli wiedziała, że to półtorak. – Z czyjej wiedzy można coś wiedzieć, jak nie ze swojej, oczywiście pominę milczeniem kwestię ściągania. I co można wiedzieć, jeśli nie wiedzę?
- Ty dostajesz pierwsze upomnienie. Zważając na twój krótki staż potraktuj to poważnie. – Drugie zdanie nie ma sensu, Elisma powinna traktować to poważnie raczej z innych powodów niż KRÓTKOŚĆ stażu.

Rozdział jedenasty
Gdy weszli trzasnął drzwiami i skierował do stojaków z mieczami stojących przy krańcowej ścianie. Puścił i wskazał leżące nieopodal brudne szmaty. // - Masz wypolerować je wszystkie. – Stojaki mają w nazwie to, że stoją, więc powtórzenie z pewnością niepotrzebne. Ze tego, co napisałaś, wynika, że Elisma ma wypolerować szmaty. Ale dobrze, każdy wie, że chodzi o miecze – dlaczego w takim razie Valkyon dał jej BRUDNE szmaty? Niby później to tłumaczysz tym, że Elisma uważa, iż opiekun chciał, by kara była dotkliwsza. Ale to i tak nie ma sensu, bo ona się na to bez szemrania godzi. Niezależnie od tego, co zrobi Valkyon, jest to świetne, ponieważ robi to Valkyon. To nie jest normalne. On ją ukarał, a ona nawet po cichu pokornie się na to zgadza, ba – wręcz mu przyklaskuje. Gdzie podziało się u Elismy jakiekolwiek poczucie własnej wartości?
Wiedziała, że na nią zasłużyła, bolał tylko chłód Valkyona, zwłaszcza w stosunku do niej, ale nie mogła mu się dziwić, musiał wykonać egzekucję na swoim strażniku, na każdym by to się odbiło.Wiedziała, że zajmie jej to dużo czasu, zabrała się więc do roboty. – Tak jak pisałam wyżej, nie rozumiem podejścia Elismy wobec tego, co musi, a czego nie musi robić Valkyon. Dobrze, że przynajmniej ten chłód ją boli, ale… On nie musiał jej tak karać (sprzątanie BRUDNYMI szmatami, wciąż nie mogę tego przeżyć), a jeśli chciałby być sprawiedliwy, ukarałby ją i Kerę tak samo. Ponadto to nie jest żadna „egzekucja”, zdecydowanie za mocne słowo. Dowódca nie powinien mieć „swoich” strażników, a przynajmniej ci strażnicy nie powinni myśleć, że to okay, że są „czyiś”, liczę, że wiesz, o co mi chodzi. Ostatnia uwaga jest taka, że z konstrukcji zdań wynika, jakby to egzekucja miała zająć Elismie dużo czasu, jakby to ona miała ją wykonywać.
Pomiędzy nimi siedziała Elisma wyraźnie śpiąc. – Po co to „wyraźnie”? Ponadto, jak się śpi na siedząco, to trzeba się o coś opierać.
Eli spojrzała na swoje dłonie i ze zdziwieniem stwierdziła, że są całe czerwone i napuchnięte, a w miejscu ran zbierała się ropa. Nie wiedziała jakim cudem nie zwróciła na to uwagi wcześniej. Nie bolały już jak wcześniej, doszły za to zakwasy na przedramionach, więc to na nich się skupiła. – Gdybyś nie napisała kolejnych zdań, to załamałabym się kompletnie. Ale napisałaś, trochę to sprawę uratowało. Choć serio, zakwasy ważniejsze od ropiejących ran? Ech, moja medyczna dusza płacze. No i wszedł Ci też niepotrzebnie czas teraźniejszy („są całe czerwone”).
O miły jesteś, jakie to niepodobne – rzuciła wątpliwie życzliwie i tak jak myślała strażnik miał na to odpowiedź. // - Nie chcę byś jeszcze bardziej skaziła mi klamki. – Ezarel pojawił się do tej pory raz i choć może nie był wtedy najmilszy, to z pewnością nie był też złośliwy (pisałam już o tym wcześniej). Może i taka jego charakterystyka pojawiła się na Wikipedii, ale to trzeba pokazać, a nie pisać wprost. Z innych uwag: to, co powiedziała Elisma, nie jest żadnym życzeniem, a tym bardziej wątpliwym.

Rozdział dziewiętnasty
Łudziła się, że się myliła, ale Gadona wyraźnie przedstawiła swoje nowe warunki. – W tej sytuacji Elisma nie miała czasu się łudzić.
Wykorzystała resztę samozaparcia by powstrzymać płacz, jedynie strach powstrzymywał suche łkanie. – Nie rozumiem, co masz na myśli, to w końcu samozaparcie czy strach jej pomagał?
Musisz jednak wiedzieć, że pozostanę przy życiu póki zostawisz Eldaryę w spokoju, w innym wypadku sprawię, że nawet moje ciało do niczego ci się nie przyda. – Ciekawy sposób na określenie samobójstwa.
Łzy już nie leciały, jednak im większy opór okazywał tym bardziej cierpiała. – Zobacz, jak to jest, gdy się nie określa podmiotów. Dobrze, że łzy są w innej osobie niż podmiot domyślny „on”, bo przynajmniej wiadomo, że nie o nie chodzi, ale… No właśnie.
(…) powiedziała starając się brzmieć jak najbardziej gniewnie, z marnym skutkiem. – No i zepsułaś dobre wrażenie, dopisując wprost w tym samym zdaniu, jaki skutek wywarły słowa Elismy, zamiast to pokazać, czyli zabawiłaś się w ekspozycję.
Wyraźnie się z czymś siłował i udało mu się w końcu przezwyciężyć to coś, było już jednak za późno. (…) - Nie myślałam, że tak szybko przezwyciężysz to zaklęcie. – Fajnie, że Valkyon przezwyciężył zaklęcie i że po raz pierwszy mieliśmy do czynienia bezpośrednio z magią, ale szkoda, że nie napisałaś, JAK Valkyon to uczynił. Pewnie rzucił się w kierunku Elismy, by ją ratować, ale, cóż, pozostawiasz to w kwestii domysłów. Ponadto strażnicy Gadony jakoś powinni na to zareagować, a Ty powinnaś to w tym momencie opisać…
Nie usłyszała jego odpowiedzi, pociągnęli ją dalej między swoich ludzi odzianych w czarne szaty, o dziwo bez broni, tylko z niewielkimi pakunkami na plecach. – Znów problem z nieokreślaniem podmiotów… Naprawdę zabolałoby napisać, że chodzi o wrogą armię? No i faktycznie nieco dziwny jest brak broni i obecność plecaków, ale jeszcze dziwniejsze jest to, że Elisma zaczęła się temu dziwić dopiero teraz, jakby nagle odzyskała wzrok.
Nie mogła jednak odpuścić zbyt szybko, by kupić im jak najwięcej czasu, musiała wytrzymać jak najdłużej, bo póki żyła miała mieć chociaż niewielki wpływ na przyszłe wydarzenia. – Ostatnimi „nimi” byli żołnierze wrogiej armii, teraz odnosisz się do służby Kwatery Głównej, więc trzeba wyraźnie to zaznaczać, bo sens dosłowny jest zupełnie odwrotny niż zamierzony. Dodatkowo przydałby się średnik po „szybko” – zdanie podrzędne od „by” odnosi się do zdania nadrzędnego „musiała”.
Obserwując po drodze ruchy, rozmowy i sposób postępowania czarownicy, Elisma utwierdzała się w przekonaniu, że jest ona lekko obłąkana. – Szkoda, że my nic z tego nie doświadczyliśmy, bo mimo że bohaterowie właśnie idą, Ty postanowiłaś zastosować ekspozycję.
- Tutaj się zatrzymamy - zagrzmiał dowódca – chwila, a czy dowódcą nie jest Gadona, czyli ona?
Eli stałą tymczasem pośrodku tego wszystkiego i rozglądała się bardziej zagubiona niż dotychczas. (…) // Nie chciała by się zatrzymywali, lecz nie miała tutaj zbyt wiele do powiedzenia. Stała więc z opuszczoną głową, obejmując się ramionami, starając się dodać sobie otuchy. – To w końcu się rozglądała czy stała z opuszczoną głową?

Rozdział dwudziesty
Dzięki niemu nie marzła teraz we wcześniej poszarpanych ciuchach, zdarł dla niej bowiem spodnie z jednego z zabitych, które okazały się wyjątkowo ciepłe, wciąż też miała na sobie jego płaszcz. Szła za nim, wiedząc, że i tak nie miała większego wyboru, jednak wpatrywała się w niego wciąż podejrzliwie. – Zdania stały się dłuższe, opisy nieco obszerniejsze, to dobrze. Trzeba jednak uważać na chronologię wydarzeń. W pierwszym zdaniu umieściłaś informacje zarówno z teraźniejszości, jak i przeszłości i to z różnych jej etapów. Nie rozumiem, po co jest to pierwsze „wciąż”, chyba aż tak długo nie idą. Ponadto denerwuje mnie, że zawsze ktoś musi myśleć za Elismę, jakby ona potrafiła tylko wtedy, kiedy ktoś da jej ustną zgodę.
(…) wrtącił mężczyzna rozbawionym tonem, wywołując u Eli pierwszą iskrę normalnych, codziennych emocji, których tak brakowało. Mogła ona mieć coś wspólnego z zaskoczeniem jego nagłą zmianą i objawiającymi się skłonnościami do żartów. – Jak dla mnie Elisma pokazuje przede wszystkim dosłownie kilka emocji, więc ciekawi mnie, co masz na myśli, pisząc „normalne, codzienne”. Ponadto nie pasuje mi słowo „objawiającymi”, lepiej brzmiałoby „nagłą skłonnością do żartów”.
(…) zagadnień. - Zmarszczyła brwi na ostatnie słowo, które kojarzyło jej się głównie ze studiami, ale w tym momencie brakowało jej innych. – Słowo „zagadnienia” faktycznie nie pasowało zbytnio do kontekstu, choć chyba aż tak ze skojarzeniami bym nie poleciała. Z drugiej strony to sugeruje, że Elisma mogła na Ziemi coś studiować. Co to było, pozostaje zagadką do tego rozdziału włącznie.
Eli nie wiedziała kim bądź czym są minaloo, ale pomyślała, że porównanie miało ją obrazić. Poczucie własnej głupoty boleśnie ścisnęło jej gardło. // - Mam chyba już za dużo strachu jak na jeden dzień - mruknęła i minęła go pospiesznie, czując, że absurdalnie się na niego gniewa. – Okay, może określenie „normalne, codzienne emocje” nie było tak bezpodstawne, jak myślałam, bo widzę, że Elisma potrafi się złościć. Choć nie, powinnam napisać, że czytam suchą informację, że potrafi, bo niestety znów stosujesz ekspozycję i to z pewnością nieudaną, bo lepiej byłoby nie skakać aż tak bardzo z tymi emocjami, zdecydować się na coś.
To co miał do powiedzenia mogło wpłynąć na każdą myśl, która się urodziła w głowie dziewczyny na jego temat, a na pewno pomoże zrozumieć jego hojne postępowanie, wiele w końcu oddał by ją ocalić. – Naprawdę nie rozumiem braku asertywności i/lub skrajnej naiwności Elismy, z których to cech Ty zdajesz się próbować zrobić zalety. Dlaczego miałaby uwierzyć w słowa Drakona od razu, wpłynąć na KAŻDĄ jej myśl? Bez przesady też z tą hojnością, a przynajmniej na tym etapie. Oprócz tego znalazło się powtórzenie, niepotrzebna zmiana czasu („pomoże” zamiast „pomogłoby”), kuleje też interpunkcja, ale przykłady na to daję niżej, w odpowiednim punkcie.
Nie wyobrażam sobie byś mógł zrobić coś, co jest niewybaczalne, skoro... // - Czy zabicie jego pierwszej miłości do takowych się zalicza? – Z drugiego zdania można wyczytać coś zupełnie odwrotnego, niż chciałaś napisać, ponieważ brakuje  „nie” przed  „zalicza”.
Łzy bezsilności i pełnej irytacji napłynęły jej do oczu, jednak gdy zobaczyła, że prowadzą mężczyznę w stronę odosobnionych cel postanowiła, że da się poprowadzić i na miejscu wyjaśni całą sytuację. – Po pierwsze zrezygnowałabym ze słowa „irytacja”. Po drugie czy ona na pewno mogła zobaczyć, gdzie go prowadzą (trudno powiedzieć, skoro nie opisałaś nigdy kwatery)? Oczywiście zakładając, że jej akurat nie zabrali do odosobnionych cel, co niestety wynika z tego zdania z racji braku dookreślenia, gdzie Elisma daje się poprowadzić.
Miiko postanowiła wyjaśnić wygląd i stan strażnika: // - Musieliśmy go jakoś powstrzymać by nie poleciał za wami, a niestety bez użycia siły się nie dało (…) – nie rozumiem, czemu Miiko tłumaczy się Elismie i to jeszcze tak długo, to nie jest nawet ¼ jej monologu na temat tego, dlaczego powstrzymali Valkyona. Wszyscy doskonale wiedzą, o co chodzi.
Elisma pomyślała, że to dobry moment, by wszystko im opowiedzieć, zaczęła więc od momentu gdy czarownica zabrała ją z Kwatery. – Aby uniknąć powtórzenia, spokojnie można użyć rzeczownika „chwila” zamiast pierwszego „momentu”. Zastanawia mnie też, dlaczego czasem Gadona nazywana jest czarownicą; czy w takim razie Elisma też jest czarownicą, skoro należy do trocare?
Miiko zachowywała zdrowy rozsądek, ale Eli dostrzegła, że jest już zdenerwowana tymi wszystkimi wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnim czasie: ogony nie wisiały spokojnie jak miały w zwyczaju, merdając na wszystkie strony, a ogień, który zwykle trzymała uśpiony w klatce przy kosturze, szalał tylko przypadkiem nie wychodząc poza pręty. – Oto drugi opis Miiko, o ogniu już było, ale o ogonach jeszcze nie. Generalnie się cieszę, bo oczekiwałam takich fragmentów od dawna, ale nie trzeba wszystkiego upychać w jedno zdanie, a już szczególnie nie informacji, które dla wielu osób są nowością. Ponadto zdanie „ogony nie wisiały spokojnie, jak miały w zwyczaju, merdając na wszystkie strony” to lekki strzał w stopę, bo można to interpretować na dwa sposoby; ten drugi to taki, że „generalnie merdały na wszystkie strony, mimo że na ogół były spokojne”.

Twój styl na pewno cechuje się prostotą, co nie jest czymś złym, a do osoby pokroju Elismy wręcz pasuje. Nie oznacza to jednak, że wszyscy inni bohaterowie mają wypowiadać się w taki sam sposób, a już szczególnie nie najważniejsi dowódcy. W Twoim stylu zdecydowanie największym problemem jest nieokreślanie podmiotów, a najczęściej stosowanie podmiotu domyślnego praktycznie w każdym opisie dotyczącym Eli, niezależnie od tego, czy w danej scenie są inne kobiety czy nie. Z tego powodu kuleje również logika. Innymi często występującymi błędami są powtórzenia (zarówno dosłowne, jak i pisanie dwa razy dokładnie tego samego) i dłuższe zdania, w których sama potrafisz się zgubić – często z powodu niepoprawnie użytych spójników.
Gdy – na całe szczęście – zaczynasz pisać więcej i stosować więcej opisów, problemem zaczynają być akapity, a dokładniej niedobre ich dzielenie. Otóż akapit jest zamkniętą całością, która powinna cechować się uporządkowaniem i w której nie powinno skakać się z bohatera na bohatera czy z miejsca na miejsce bez żadnego przemyślenia. Na szczęście to też się poprawia w dosłownie ostatnich rozdziałach.
Jeśli zaś chodzi o logikę, jej brak wiąże się głównie z brakiem tła, a tym samym niedostateczną ilością informacji, jaką posiada czytelnik. W pierwszych kilkunastu rozdziałach treściwe opisy praktycznie nie istnieją. Pamiętaj, że nikt nie siedzi w Twojej głowie, nawet osoby, które znają grę „Eldarya”. W mniejszej perspektywie chodzi na przykład o budowanie scen, które początkowo często zaczynają i kończą się na dialogu zazwyczaj niedostatecznie dobrze określonych osób w jeszcze bardziej nieokreślonej przestrzeni. W większej natomiast o brak przemyślenia przebiegu poszczególnych wątków, tego, jak się będą one łączyć, tego, kiedy należałoby podać jakie informacje i w jakim zakresie. O tym będzie jeszcze w podsumowaniu ogólnym.
Braki w logice związane są również z niepoprawną kreacją bohaterów, którzy przez to często zachowują się zupełnie nieadekwatnie do sytuacji bądź też są postrzegani przez innych zgodnie z jakąś nadrzędną ideą, która nijak się ma do ich zachowania. Innymi przyczynami są niepoprawne sformułowania czy błędy gramatyczne, o których dokładniej będzie później.

– poprawność gramatyczna + językowa (10/15 pkt.)

Prolog
Od tamtej pory zamykała swoje drzwi na klucz. – Podejrzewam, że ona nie ma swoich drzwi, ma za to swój pokój, który takowe posiada.
Tą informację – „tę informację”. Biernik od „ta” to „tę”. Forma „tą” jest dopuszczalna tylko w mowie potocznej, więc przeszłaby w dialogu, ale nie w opisie.
Łąjzy – „łajzy”. Literówka.
Zrodziło się w jej głowie masę pytań. – Masa jest rodzaju żeńskiego, a więc „zrodziła się (…) masa”, nie „zrodziło”. Choć najlepiej byłoby użyć czasownika „pojawić się”. Składnia też nie najlepsza, powinno być: „W jej głowie pojawiła się masa pytań”.
(…) odezwał się kobiecy głos – głos się nie odzywa. Odzywa się osoba, a głos może się np. rozlec.
Za plecami słotookiego. – Jakiego? Pewnie chodziło o „złotookiego”, ale to nie naprawia Twojej sytuacji. Jedna z najgorszych rzeczy, jaką można zrobić bohaterowi, to określanie go po kolorze włosów lub oczu. Na szczęście później tego nie robisz, bo prawie w całości rezygnujesz z opisów bohaterów albo robisz to w maksymalnie jednym zdaniu jako wyliczankę.
Na pierwszy plan wyłoniła się ciemnowłosa kobieta – wysunęła się.
Stworzenia (…) wcale nie zmieniały wrażenia. – Co to znaczy? Miały taką samą mimikę? Czy może potwierdzały pogląd głównej bohaterki, że trafiła do alternatywnej rzeczywistości? Wyrażenie „zmieniały wrażenie” jest nie tylko niepoprawne, ale mylące.
(…) niebieskie długie włosy i spiczaste uszy właściciela kolejnego głosu nadawały mu wygląd elfa – uwielbiasz robić ze słowa „głos” podmiot. Nie łatwiej byłoby napisać o elfie zamiast o głosie?
Przepaska na oku i ciemne ubrania dodawały tylko grozy jego pozornie miłym słowom. – Niepotrzebnie wstawione „tylko” niszczy to zdanie, jedno z najlepszych w całym prologu.
(…) a im dalej w las tym będzie trudniej. – Przysłowia są po to, by stosować je w całości, a nie zmieniać. No chyba że w dialogu, z pełną premedytacją.

Rozdział pierwszy
Stał z postawą żołnierza – chciałabym poznać tę postawę. Gwoli wyjaśnienia, to rzecz czy człowiek?
(…) przystępując z nogi na nogę – prawidłowa forma tego czasownika to „przestępować”.
(…) gdy coś ode mnie chciałeś – czegoś.
Spróbowałaby ponownie ucieczki dla choćby jeszcze odrobiny wolności – po co i „choćby”, i „jeszcze”? Ponadto, proszę, daj nam odczuć, dlaczego niby Elisma nie czuje wolności tam, gdzie przebywała przez dwa tygodnie… Pozwól nam się dowiedzieć, GDZIE ona przebywała i CO tam robiła!
(…) jakby wyczytując zamiary – zamiary się odczytuje.
(…) zaczynając odczuwać wstyd za swoje zachowanie pod wpływem tego spojrzenia. – To przykład na to, jak składnia może zmienić sens zdania. O wiele lepiej brzmiałoby to zdanie, gdyby przerzucić „pod wpływem spojrzenia” przed „zaczynając”.
- Elisma. - odezwał się jej imieniem – zawołał ją po imieniu.

Rozdział dziesiąty
Nie zdążyła zastanowić się nad słowami króliczycy gdy jej towarzyszce uszy drgnęły i wybiegła do przodu. – Dziwna budowa zdania złożonego; zdecydowanie wynika z niego, że podmiot z początku jest ten sam co z końca, a przecież z tekstu znamy prawdę – na początku to Elisma, później króliczyca. Dodatkowo niepoprawna składnia, najpierw powinien być czasownik „drgnęły”, a później rzeczownik „uszy”.
(…) a mina mu stężała. – Mówi się „mina zrzedła” albo „twarz stężała”, zrobiłaś miszmasz tych dwóch wyrażeń.
- Jak na nią to przyjęła wiadomość całkiem spokojnie, zwykle się denerwowała. - Spąsowiała nieco. – Pąsowienie kojarzy się z zawstydzeniem, a nie widzę powodu, dla którego dziewczyna miałaby być zawstydzona czy zdenerwowana.
Nikt nie spodziewał się takich wieści, a podane tak nagle i bez wstępu spotęgowały jeszcze szok, który obudził się w zebranych – to zdanie po pierwsze jest bardzo dziwnie zbudowane, a po drugie szok raczej się w nikim nie budzi, za to może być spowodowany przez niespodziewane wieści.    
(…) dostrzegając w niektórych twarzach ryzującą się nienawiść – „rysującą”. Myślałam, że to literówka, ale ten błąd się powtarza.
- Kerze się nie dziwię za jej niesubordynacje – zdanie jest niegramatycznie i niepoprawnie składniowo. Powinno być: „Nie dziwię się (komu?, czemu?) niesubordynacji (kogo? czego?) Kery”.

Rozdział jedenasty
 (…) wskazał leżące nieopodal brudne szmaty – wskazał na.
Potrząsnął nią lekko na swoich ramionach i zobaczył, że jej oczy niechętnie się otwierają. – Wiadomo, że na ramionach, skoro ona na nich leżała, a tym bardziej wiadomo, że na „swoich”.
Eli zdążyła w tym czasie usiąść, gdy zobaczyła na co jej opiekun skierował wzrok zaczerwieniła się, ale nie ruszyła się z miejsca. – Za dużo zdań pojedynczych w tym zdaniu; pierwsze i drugie powinny być oddzielone kropką bądź średnikiem, żeby dobrze się to czytało.           
Nigdy nie miałam takiej pewności, że to co zrobił nie mogło zostać wybaczone. – Bardzo dziwne zdanie, strona bierna w języku polskim nie jest tak często używana jak np. w angielskim i lepiej jej nie nadużywać. Prawdopodobnie chodziło Ci o coś w stylu: „Nie mogłabym być bardziej pewna tego, że takiego uczynku nie da się wybaczyć”. Nie powinnaś też pisać, że nie miała pewności „nigdy”, bo wcześniej Elisma w ogóle nie miała powodów, by zastanawiać się nad zdradą faceta, którego widzi pierwszy raz w życiu. I dlaczego główna bohaterka nagle okazuje się tak bezwzględna i nieskora do wybaczania innym, nie wydawała się wcześniej taką osobą. Pewnie chodzi jak zwykle o Valkyona.
Podobnej mocy ogarniała go teraz gdy patrzył w jej błyszczące od lampy oczy, czuł jej bliskość. – Nie rozumiem, czemu pojawiła się tak dziwna odmiana, „podobnej mocy”, ani co właściwie chciałaś osiągnąć przez to zdanie. Lampa może się od oczu co najwyżej odbijać. I zmieniłabym raczej czasownik „ogarniać” np. na „wzbierać”.
Wpił się w nie łapczywie, podnosząc zrównując ich wzrostem. – A gdzie jakiś łącznik między „podnosząc” i „zrównując”? Ponadto czy on podnosił same usta?
Pozwoliła sobie na ten skrywany wybuch nie myśląc już o konsekwencjach. – Dobrze byłoby dopisać, czego wybuch.
Przycisnął ją mocniej do siebie, zapierając dech. – Widok może zaprzeć dech w piersiach, to nie jest wyrażenie dosłowne.

Rozdział dziewiętnasty
Najwidoczniej nie dostrzegła tego co chciała, przez chwilę powiem wydawała się mocno rozczarowana. – Literówka, powinno być „bowiem”. Interpunkcja też jest interesująca.
Nie opuszczała jednak dziewczyny świadomość, że od niej zależy przebieg tej rozmowy i, być może, najbliższe losy Eldaryi. – Bardzo dziwna składnia. Powinno być: „Jednak dziewczyny nie opuszczała świadomość, że (…)”.
Jej oczy zalały się powstrzymywanymi łzami, mężczyzna przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno, zapierając jej dech. – Można powiedzieć „zalała się łzami”, ale nie, że oczy zalały się łzami. Dodatkowo mówi się „zapierać dech w piersiach”, nie można wykorzystać tylko połowy powiedzenia.
Elismę obeszło czterech wrogich strażników i dwóch złapało ją mocno za ramiona. – Myślę, że chodziło Ci o otoczenie czy okrążenie, a nie obejście. Tutaj powinnaś używać czasownika „okrążyć”. Ponadto zamiast spójnika „i” o wiele bardziej pasowałoby „a”.
Nie zostało w niej nic z nonszalanckiej kobiety za jaką uchodziła. – W scenach, w których występowała Gadona, nie nazwałabym jej nonszalancką. Bardziej władczą.

Rozdział dwudziesty
Dopiero teraz uświadomiła sobie jak lekkomyślnym było zaufanie mu (…) – „lekkomyślne”. Jeśli piszesz „lekkomyślnym”, musisz dodać rzeczownik, np. „zachowaniem”.
- Nie martw się, tylko żartowałem, chciałem pokazać ci trochę twoją naiwność (…) – po co to „trochę”? Psuje efekt.
To mi uświadomiło, że odkąd przystałem z Gadoną odrzuciłem wszelkie poszukiwania celu. – Brzmi nazbyt filozoficznie z tym celem.
(…) zebranych niedowierzącym wzrokiem (…) – niedowierzającym.
Już trzymała mnie w swojej butnej władzy i na tyle mi to odpowiadało, że mogłem przymknąć oko na to co robiła. – Co to znaczy trzymać kogoś w butnej władzy?
Cieszyła się z każdym krokiem zbliżającym ich do murów Kwatery, jednak naiwnie nie spodziewała się tego co ich pod nimi spotkało. – Brakuje określenia słowa „cieszyć”, w stylu „coraz bardziej”. No i to nieszczęsne „naiwne”, cecha, która tak bardzo próbujesz wmusić Elismie, że aż niedobrze się robi.
Zamknął ją w żelaznym, desperackim uścisku, który skutecznie wydusił jej powietrze z płuc. – Czasownik „wydusić” ma zgoła inne znaczenie niż to, jakie mu tu nadałaś, chyba że chciałaś, by Valkyon zabił Elismę poprzez uduszenie, no to jeszcze. Link.
Był nam wrzodem na dupie. – „Dla nas”, a najlepiej to bez niczego.
(…) dostrzegała w tej wiadomości szansę na ocalenie byłego długi czarownicy. – Sługi.
- No to wydaje mi się, że jeden konflikt nam się rozwiązał. – Nevrze chodziło o „problem”, nie „konflikt”.

Jak widać, zdarzają Ci się niepoprawne sformułowania, polegające na nieprawidłowym doborze słów lub zmianie idiomów. Pojawiają się również błędy gramatyczne, podejrzewam, że w większości związane z nieuwagą, bo nie ma ich dużo. Występuje też stosunkowo sporo literówek. Największy problem to niepoprawna składnia, która pojawia się w wielokrotnie złożonych zdaniach, gdy postanawiasz nagle zakombinować. Zazwyczaj nie warto.

– ortografia + interpunkcja + zapis dialogów (3/10 pkt.)

Prolog
Spojrzała na zegarek cyfrowy chcąc dowiedzieć się – przecinek po „cyfrowy”. Brak przecinków w zdaniach z imiesłowami przysłówkowymi zdarza się u Ciebie niemal zawsze. Tymczasem imiesłowy te pełnią rolę orzeczenia dokładnie tak samo jak czasowniki w formie osobowej, więc obowiązują przy nich te same zasady.
Właśnie... zamykała na klucz... – Co za dużo, to niezdrowo, wielokropków też się to tyczy. Tutaj na końcu idealnie pasowałby wykrzyknik.
Obiecała sobie, że jak tylko ich znajdzie wydusi z nich tą informację, choćby siłą. – Przecinek po „znajdzie”, za to ten przed „choćby” nie jest obligatoryjny, bo „choćby” nie otwiera w tym przypadku kolejnego zdania podrzędnego.
W mieście, w którym mieszkała nie znaleziono by tylu roślin – przecinek po „mieszkała”. Zdanie wtrącone należy wydzielić za pomocą przecinków bądź myślników z obu stron.
- Piękne miejsce. - powiedziała do siebie. – Błędny zapis dialogu. Po pierwsze zamiast pauz/półpauz (czyli długich kresek) użyte są dywizy, a po drugie postawiona jest niepotrzebna kropka po „miejsce”. Wiąże się to z tym, że użyłaś czasownika „powiedziała”, oznaczającego sposób mówienia, a w takim przypadku nie stawia się kropki po ostatnim zdaniu czyjejś wypowiedzi. Tego typu błędy pojawiają się cały czas, w związku z tym zapraszam do wnikliwej lektury naszego poradnika dotyczącego poprawnego zapisu dialogów.
Wreszcie się pokazujecie łąjzy! – Brakuje przecinka po „pokazujecie”. „Łajzy” są tutaj użyte w formie wołacza, a wołacz należy oddzielić od reszty zdania za pomocą przecinków (gdyby stał w środku zdania, to zarówno z przodu, jak i z tyłu).
Jeśli dorobiliście sobie klucz do mojego pokoju zacznę poważnie (…) – przecinek po „pokoju”, należy rozdzielać przecinkami zdania nadrzędne (orzeczenie „zacznę”) od podrzędnych (orzeczenie „dorobiliście”).
Na pierwszy plan wyłoniła się ciemnowłosa kobieta, z kocimi uszami na głowie. – Ten przecinek jest zbędny.
(…) niebieskie długie włosy i spiczaste uszy właściciela kolejnego głosu nadawały mu wygląd elfa – istnieje zasada mówiąca, że rozdziela się określenia równoważne, a więc tutaj należy postawić przecinek po „niebieskie”.

Rozdział pierwszy
Nie wiedziała kim są jej rodzice – przecinek po „wiedziała”, powód – po raz kolejny kwestia wprowadzania zdań podrzędnych, w tym przypadku zdanie to zaczyna się od spójnika „kim”.
- Mogłeś wysłać po mnie kogoś ze swoich ludzi, jak zwykle gdy coś ode mnie chciałeś. – Przecinek powinien stać dopiero po „zwykle”; „jak zwykle” jest częścią zdania nadrzędnego, dopiero od „gdy” zaczyna się zdanie podrzędne.
Dlaczego miałbyś. – To pytanie, więc powinnaś je zakończyć znakiem zapytania. Sarkazmu z kontekstu nie wyczuwałam.
Zanim zdążyła podjąć decyzje złapał ją za rękę – „decyzjĘ”, bo jedną, a nie wiele; brakuje też po tym słowie przecinka.

Rozdział dziesiąty
Podeszła niepewnym krokiem oglądając się to na strażnika to na Kerę. – Przed drugim „to” powinien stać przecinek, zasada taka sama jak z „albo/albo”, „ani/ani” czy „i/i”.
- Nie więcej niż mógł. - Powód jego decyzji coraz bardziej ją intrygował, ale wolała na razie nie próbować wyciągnąć z niego szczegółów. Wyraźnie sobie tego nie życzył. - Uważał by nie złamać danej ci obietnicy. – Wrzucam cały akapit, by skupić się na chyba najtrudniejszych problemach związanych z dialogami. Osobą wypowiadającą się tutaj jest główna bohaterka, która rozmawia o Nevrze z Valkyonem. To wiadomo bezsprzecznie. Pytanie brzmi, o czyjej decyzji mowa we wtrąceniu. Mnie się wydawało, że Nevry – dlaczego nie chce on nic mówić – skoro to o nim mówi Elisma, ale z kontekstu pewnie chodzi o Valkyona. Zapis jest bardzo mylący. We wstawce tego typu powinno się skupiać na osobie wypowiadającej i tylko z niej czynić podmiot, bo naprawdę łatwo zmylić czytelnika i nawet samemu się pogubić. Inne błędy to brak przecinka przed „niż”; „nie więcej” nie jest zdaniem samym w sobie, ale w domyśle chodzi o to, że „nie zrobił więcej, niż mógł”, więc skoro mamy dwa czasowniki, są dwa zdania i to nie równorzędne wobec siebie, a więc trzeba je koniecznie oddzielić. Brakuje też przecinka przed „by”. Otóż „uważałby” i „uważał by” to nie to samo. „Uważałby” to tryb przypuszczający od czasownika „uważać”, a czasowniki osobowe z partykułą „by” zawsze piszemy łącznie. Natomiast można napisać „uważał, by”, jeśli wprowadzamy zdanie podrzędne zaczynające się od „by” (wtedy to synonim „aby”/„żeby”), tylko że wtedy, tak jak każde zdanie podrzędne, musimy rozpocząć je od przecinka, którego tutaj zabrakło.
,,Podejrzewają mnie" – niepoprawny cudzysłów; początkowy wygląda tak „ (to nie dwa przecinki, tylko oddzielny znak na klawiaturze, do napisania którego używa się shiftu). Natomiast kończący – ”.
- Kerze się nie dziwię za jej niesubordynacje (…) – niesubordynację.

Rozdział jedenasty
W tym rozdziale stosunkowo często nie stawiałaś spacji między kropką a początkiem nowego zdania.
- Proszę wyjaśnij mi co się wydarzyło – przecinki po „proszę” i „mi”. Całkiem niezłą metodą na szacowanie przecinków w zdaniu jest liczenie orzeczeń, jak widać, tutaj są aż trzy, mimo że zdanie jest całkiem krótkie: „proszę”, „wyjaśnij” oraz „wydarzyło”. Jak już wiadomo, ile jest orzeczeń – zdań w zdaniu – to trzeba się zastanowić, gdzie znajdują się między nimi granice (na ogół tam, gdzie spójniki, choć akurat tutaj między „proszę” a „wyjaśnij” go nie ma). Następnie, jeśli są to zdania nierównorzędne wobec siebie, to trzeba je zawsze oddzielić przecinkami. Więcej na ten temat i interpunkcji w ogóle znajdziesz w naszych poradnikach, do których linki wrzucam na końcu oceny.
(…) wywołując lekkie ukucie w miejscu ran. – Ukłucie.
- Zgłoś się proszę jutro do Ezarela, da ci coś na te twoje dłonie, obrzęk szybciej przejdzie.Skierował się w stronę wyjścia. – Wypowiedź nie została w żaden sposób oddzielona od opisu. Nawet spacją. I znów czasownik „proszę” nie został oddzielony od reszty.
Oplotła jego biodra nogami wyraźnie czując reakcje jego organizmu (…) – reakcję jego ciała. Myślę, że chodziło o jedną, bardzo konkretną reakcję.

Rozdział dziewiętnasty
Wiedziała co musiała zrobić, lecz nie mogła zmusić nóg do poruszenia się. To już koniec, to nie będzie szybka śmierć, pomyślała zaciskając oczy i kuląc się. – Można zapisać w taki sposób myśl, jak to zrobiłaś, ale jeśli piszesz ją w środku akapitu, to lepiej użyć cudzysłowu lub kursywy, żeby dokładnie to rozdzielić. Brakuje przecinka przed „co” i „zaciskając”.
- Na pewno by chciała, by któryś z naszych pięknych panów przygarnął ją do siebie tej nocy. - Zawtórowała jej salwa śmiechu. Przesunęła palcem po jej policzku, na co dziewczyna zareagowała skrzywieniem i odsunięciem głowy. Gadonie wyraźnie się to nie spodobało. Opuściła rękę, zmrużyła oczy i odwróciła się do niej plecami, ruszając w stronę szałasu. – Dobry przykład na to, jak NIE zapisywać dialogów. Salwa śmiechu nie jest osobą mówiącą ani osobą w ogóle, więc nie powinna znajdować się w tym samym akapicie, co wypowiedź. Salwa tym bardziej nie potrafi przesuwać palca po czyimś policzku i wcale nie tylko dlatego, że nie posiada palca… Chyba nie muszę kontynuować? Podmioty domyślne znów bawią się tutaj w najlepsze, choć jest jakaś zmiana, tym razem Elisma została nazwana „dziewczyną”.
(…) a ona, nie trzymana przez nikogo, upadła na kolana. – Nietrzymana. „Nie” z przymiotnikami piszemy łącznie.
Ktoś nachylił się nad nią i podniósł ją z kolan, gdy zobaczyła kim okazał się jej wybawca nogi ponownie się pod nią ugięły, lecz mężczyzna w porę ją przytrzymał. – Mimo że nie wklejam już za bardzo zdań, w których są błędy interpunkcyjne, to uznałam, że tutaj warto, przecinków brakuje  przed „kim” oraz „nogi”. Czasami tworzysz zbyt złożone zdania i to jest właśnie przykład (a przy okazji nadużywasz w nich zaimków).
(…) wyglądając przy tym prawie tak żałośnie jak Elismę w rękach jej byłych podwładnych (…) – mam nadzieję, że z „Elismę” to literówka, a nie aż tak zła gramatyka. Dodam jeszcze, że trudno określić tych podwładnych „byłymi”, skoro oni zginęli, a nie odeszli.

Rozdział dwudziesty
Sposób w jaki to powiedział sprawił, że stanęła w miejscu. – Brakuje przecinków oddzielających zdanie wtrącone, czyli przed „w” i po „powiedział”.
(…) ona tylko delikatnie wspomagała się w perswazji gdy miewałem napady... wątpliwości. – Brakuje przecinka po „perswazji”. Jako że stosunkowo często brakuje przecinków w zdaniach z „gdy”, przytaczam to jako kolejny przykład braku przecinków w zdaniach złożonych nierównoważnych.
Zanim zdążyli załomotać do zamkniętych bram rzucili się na nich nieznani członkowie straży, odciągając dziewczynę od Draken'a, jego samego przygwożdżając siłą do ziemi. – Drakena. Jeśli imię/nazwisko pochodzenia obcego kończy się na spółgłoskę, nie stosuje się apostrofu (który, swoją drogą, jest tutaj nieprawidłowy). Brakuje także przecinka przed „rzucili się” oraz spójnika przed „jego”. Natomiast prawidłowy imiesłów współczesny od czasownika „przygwoździć” brzmi „przygważdżając”.

Podsumowując ten punkt, stwierdzam, że z ortografią jest najlepiej, co w erze Worda nie zaskakuje. Największy problem stanowi pisownia „nie” z różnymi częściami mowy, jak również od czasu do czasu końcówki.
Interpunkcja niestety nie jest Twoją mocną stroną, choć w późniejszych rozdziałach ulega niewielkiej poprawie. Błędy są związane przede wszystkim z brakiem przecinków rozpoczynających zdania podrzędne czy zamykających zdania wtrącone. Szczególnie częsty brak przecinków związany jest z użyciem imiesłowów przysłówkowych. Nie wrzucałam wszystkich przykładów błędów interpunkcyjnych z wybranych rozdziałów, bo było ich za dużo, a polegały na tym samym.
Zdecydowanie największy problem stanowi zapis i to nie tylko dialogów, ponieważ niektóre rozdziały są koszmarnie sformatowane i niepodzielone nawet na akapity. Absolutnym faworytem stał się rozdział, w którym wszystko zostało podwojone w dość intrygujący sposób.
W samych dialogach niestety aż roi się od błędów. Dziwi mnie to, ponieważ pod drugim (!) rozdziałem ktoś wstawił Ci link do strony opisującej to zagadnienie, a Ty do dziś nic z tym nie zrobiłaś. Począwszy od złej strony technicznej (dywizy zamiast myślników, niewiedza na temat stawiania bądź niestawiania kropek itd.), poprzez mieszanie osób w opisach przy wypowiedziach, skończywszy na niewielkim zróżnicowaniu stylu wypowiedzi między bohaterami, jak również chaosie w wypowiedziach. Całkiem spora część rozmów, szczególnie na początku opowiadania, nie zawiera tak naprawdę zbyt wiele treści bądź jest do bólu przewidywalna (wątek romansu).

4. Dodatki (2/5 pkt.)
Jestem osobą lubiącą minimalizm, a przynajmniej uporządkowanie na blogu. Uważam więc, że znajduje się tutaj za dużo dodatków i to nieprzemyślanych, jeśli chodzi o ułożenie. Na Twoim miejscu zabrałabym się za gruntowne porządki.
Zdecydowanie brakuje jednoznacznej informacji, z jakim blogiem ma się do czynienia. Wystarczyłoby kilka zdań opisujących stronę, w stylu: „Znajdziecie tutaj opowiadania o tematyce (…), jak również informacje o grach komputerowych, festiwalach fantastyki itd.”. Następnie, w związku z tym, że archiwum i podstrony „opowiadania”, „top listy” i „gry” na dobrą sprawę się dublują, to pierwsze bym wykasowała. Natomiast notki podzieliłabym na te, które są rozdziałami opowiadań, oraz inne (gry, top listy, informacje o Tobie, informacje o nowych rozdziałach), i umieściłabym je na odpowiednio nazwanej podstronie, np. „Co możesz znaleźć na blogu”.
Skoro już doszłam do zakładek, muszę przyznać, że „top listy” to całkiem interesujący pomysł, jednak wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Szczerze mówiąc, Twoje opisy nie zachęciłyby mnie specjalnie do sięgnięcia po którąkolwiek z książek, nie stanowią nawet próby recenzowania; to po prostu suche i bardzo ogólne informacje dotyczące fabuły. Razi mnie też niekonsekwencja w postaci wklejania obrazków tylko do niektórych pozycji.
Podstrona „gry” to notki opatrzone etykietą „gry”. Zabieg wydaje mi się absolutnie zbędny, ponieważ zdecydowanie większa część to rozdziały opowiadań, do których linki są podane jeszcze w dwóch innych miejscach, zaś mniejsza – posty dotyczące np. festiwali fantastycznych, w których brałaś udział. Jednym słowem miszmasz, który należałoby uporządkować, najlepiej w postaci, jaką zaproponowałam powyżej. W obecnej formie wydaje mi się to mało praktyczne zarówno dla Ciebie, jak i dla czytelników.
Podstrona „opowiadania”, czyli spis treści do poszczególnych rozdziałów, jest od dawna nieaktualizowana, ponieważ zatrzymałaś się tu na ósmym rozdziale Eldaryi, a opublikowałaś dwadzieścia. Brakuje krótkich opisów określających chociażby gatunek i tematykę Twoich historii. Do tworzenia charakterystyk bohaterów w jakiejkolwiek formie nie namawiam i właściwie się cieszę, że tutaj tego nie znalazłam, bo tego typu zakładki na ogół wołają o pomstę do nieba. Dobrze, że umożliwiłaś dodawanie spamu; jakby nie patrzeć na internetowy świat, wiadomo, że ten zawsze się pojawi, więc już lepiej przeznaczyć na to miejsce.
Wracając do zawartości prawej kolumny, „Blogi, które czytam” zostały nazwane myląco, bo to spis katalogów i ocenialni, które zdecydowanie lepiej byłoby umieścić w odpowiednio nazwanej zakładce niż na głównej stronie. Tam też wrzuciłabym odnośniki do Instagrama, Facebooka i strony „top lista”. Uważam natomiast, że statystyka, obserwatorzy i możliwość napisania do Ciebie wiadomości powinny pozostać na stronie głównej. Za to w miejscu, gdzie obecnie znajduje się link do Instagrama, widziałabym ogólną informację na temat bloga, o której napisałam na początku.

Podsumowanie
Zdobyłaś 41/100 pkt., co rzutem na taśmę oznacza ocenę dopuszczającą. Będę szczera, początkowo punktów było mniej i dawały, może i mocną, ale jednak jedynkę (również z powodu dość słabo ocenionych punktów związanych z wyglądem bloga czy dodatkami). Nie można jednak zignorować poprawy w ostatnich rozdziałach. Zasługujesz na dwa, nawet jeśli dość słabe. Przy ocenianiu niestandardowym, które obecnie znacznie preferuję, na pewno od razu postawiłabym dopuszczający.
Na końcu pragnę podzielić się z Tobą pewnymi radami i podsumować parę zagadnień. Zanim zacznie się pisać, trzeba przemyśleć kilka ważnych spraw. Przede wszystkim należy odpowiedzieć na pytanie „o czym”, a to, że pisze się ff, wcale nie jest wystarczające. Mieć cel, do którego się dąży, główny wątek, a następnie poboczne, i określić najważniejszych bohaterów, ich ilość oraz wzajemne zależności. To wszystko musi być otoczone przez świat, który również należy opisać tak, jak widzi się go w wyobraźni. Mając to wszystko, trzeba wybrać najbardziej odpowiedni sposób narracji. A dopiero potem pisać.
Wydaje mi się, że to opowiadanie nie jest do końca przemyślane, że rozmyły się tutaj pewne wątki, a może raczej – rozmyła się ich ważność wobec siebie. W kilkunastu pierwszych rozdziałach zdecydowanie ważniejszy niż tworzenie świata przedstawionego czy przedstawienie walki z wrogiem jest wątpliwej jakości i wiarygodności romans między Elismą a Valkyonem. Dopiero później na dobrą sprawę zaczynają pojawiać się zalążki tła, jako tako zostają określone sytuacja i przeciwnik. Dzięki temu starcie z antagonistą, o którym była mowa od początku, a który się nie pojawiał, w końcu ma odniesienie w rzeczywistości.
Tak samo należy zrobić z magią czy informacjami na temat państwa, polityki i geografii, i czynić to od początku opowiadania. Tło bowiem tworzy się na wiele sposobów, nawet przez ekspozycję, by czytelnik mógł zrozumieć, jak wygląda świat, o którym czyta. Stateczne, niezmienialne rzeczy można podawać w opisach, wciskać w czyjeś wypowiedzi, podawać jako fragment książki, którą zagubiona Elisma znajduje w bibliotece i dzięki której nie tylko ona dowiaduje się więcej o Eldaryi. Realia można również poznawać poprzez akcję, choć tam, aby utrzymać odpowiednie tempo, powinno inaczej dawkować się tego typu informacje. To właśnie zaczęło Ci jako tako wychodzić w ostatnich rozdziałach, gdyż np. pisząc o walce między Nevrą a Drakonem, wykorzystałaś ich wampiryzm, niestety wciąż jest tego za mało. Za to pierwszego sposobu tworzenia tła, tego najbardziej typowego, pełnego, nadal nie ma w tekście prawie w ogóle. A jest to niezbędne, by opowiadanie zostało dobrze odebrane przez czytelnika, szczególnie jeśli tyczy się to alternatywnego świata. Nikt nie lubi czytać dla przyjemności o czymś, czego nie rozumie, bo mu nie wytłumaczono.
Może Cię to zaskoczy, ale wraz z położeniem większego nacisku na akcję i walkę, również wątek uczucia między głównymi bohaterami, który jest dla Ciebie tak istotny, zaczyna się faktycznie rozwijać. A może powinnam napisać „naprawdę pojawiać”, bo dopiero wtedy nie wygląda jedynie kiczowato, a zaczyna być przekonujący, bardziej emocjonalny. Zdecydowanie lepiej się o tym czyta, ponieważ zaczynasz to opisywać, a nie jedynie streszczać, ponadto odchodzisz troszkę od utartych, denerwujących klisz Elismy jako Merysujki i wiecznej ofiary losu oraz Valkyona – wątpliwej jakości Trulova bez białego konia i zdolności przywódczych.
Ale i tak chodzi mi przede wszystkim o to, że nie wybrałaś jako gatunku romansu, tylko fantasy stanowiące ff gry komputerowej, więc to nie romans powinien być jedynym istotnym wątkiem takiego opowiadania. Może być co najwyżej równoważny wartością. Oczywiście, istnieje wiele różnych ff, choćby potterowskich, gdzie magia stanowi ledwo tło w obliczu wielkiej miłości głównych bohaterów, ale to na ogół nie sprawdza się dobrze albo, jeśli autor wie, co robi, szybko można zorientować się, że taki był zamysł. Jeśli jednak Ty piszesz o dziewczynie, która pewnego dnia obudziła się w nieznanym sobie świecie, no to samo przez się skazujesz się na to, by to wytłumaczyć. A nawet na więcej, skoro w pewnym momencie jednak postanawiasz zająć się walką itd.
Kolejnym dużym problemem w Twoim opowiadaniu jest dawkowanie informacji, a raczej niemal całkowity jego brak. Wydaje mi się, że nie poświęciłaś zbyt wiele czasu na przemyślenie, co kiedy należy powiedzieć – tyczy się to zarówno informacji o świecie, jak i bohaterach. Jeśli wiadomości już się pojawiają, sposób ich podania wygląda na bardzo losowy, co skutecznie dezorientuje czytelnika. Nie można wszystkiego trzymać w tajemnicy, bo to nie jest zachęcające, a wręcz odwrotnie. O kreacji postaci rozpisałam się w wystarczającym stopniu powyżej, więc nie będę się powtarzać, ale podkreślę jeszcze raz, że jest to poważny problem w Twojej historii.
Zdecydowanie trzeba dalej pracować nad opisami i dialogami, choć widać poprawę. Przede wszystkim nie używasz tak dużo ekspozycji i skrótów myślowych jak na początku, zaczynasz tworzyć dłuższe sceny, a nie tylko biec z wydarzeniami na łeb na szyję często bez określania miejsca czy czasu. Początkowo przeskoków jest niestety tutaj równie dużo co podmiotu domyślnego, a to bardzo źle…
Jak już wspomniałam o podmiocie, warto poświęcić kilka słów na narrację. Myślę, że wybór trzecioosobowej narracji stosującej mowę pozornie zależną w tego typu opowiadaniu jest bardzo dobry, jednak należy pamiętać, że ta – jak każda zresztą – trzyma się pewnych reguł. Mianowicie mimo wszystko nie jest jednoosobówką, więc narrator wie choć trochę więcej niż sami bohaterowie, nie jest ograniczony ich punktem widzenia, że tak powiem. Ponadto on też się może bawić. A jeśli w takiej narracji stosuje się różne perspektywy, należy zdać sobie sprawę, że różnice między bohaterami, ich charakterami, temperamentami, doświadczeniami itd., przedstawia się nie tylko wprost, ale również przez sposób ich wypowiadania się, myślenia czy wniosków, jakie wyciągają.
Z technicznych rzeczy największy problem stanowi niepoprawny zapis dialogów, interpunkcja, niedostateczne określanie i mylenie podmiotów oraz powtórzenia, głównie zaimków, które stosunkowo łatwo można wyeliminować.
Na koniec wrzucam dokładniejsze tłumaczenie kilku pojęć, jakich używałam podczas oceny, by wszystko było jasne:
1. Ekspozycja – definicja z Wikipedii brzmi: „w utworach dramatycznych i epickich sytuacja przedstawiona w punkcie wyjścia fabuły, ukazana tak, by wstępnie zapoznać widza lub czytelnika z tłem wydarzeń, głównymi postaciami, problemami i konfliktami utworu”. Gdy robi się to w punkcie wyjścia fabuły, żeby zarysować ogólnie temat, nie jest to złe, wręcz przeciwnie – np. w Twoim opowiadaniu można by w taki sposób przedstawić dotychczasowe życie Elismy albo jego część. Gorzej, gdy ekspozycji używa się również później, podczas właściwej akcji i gdy nabiera ona niebezpiecznych rozmiarów. Innymi słowy, kiedy zamiast coś opisywać, nazywa się to wprost, przy okazji mocno streszczając. Czytelnik nie czyta streszczenia czy reportażu, tylko opowiadanie. Pragnie emocji, a odczuć będzie je mógł jedynie wtedy, gdy poprzez napisanie sceny je w nim wyzwolisz. Nazwanie ich wprost bez tłumaczenia może wywołać tylko jedno – frustrację. Trzeba uwierzyć w inteligencję czytających, dać im trochę zabawy, a nie podawać wszystko na tacy.
2. Imperatyw – wg Wikipedii to „nakaz, reguła, zasada, która nie podlega dyskusji”. Nas interesuje imperatyw narracyjny, czyli mówiąc najprościej, zjawisko polegające na tym, że bohaterowie zachowują się nielogiczne i nieprzewidywalnie, tylko po to, by posunąć często równie nielogiczną akcję do przodu. Nieważne jest otoczenie, inne postaci, prawa fizyki czy jakiekolwiek inne – być może dlatego przy nadmiarze imperatywu tak bardzo kuleje tło. Nieważne jest zachowanie samych głównych zainteresowanych. Skoro Imperatyw tak chce, tak ma być. W celu zgłębienia tematu zapraszam do lektury tego oto artykułu.
3. Merysujka i Trulove – to specyficzne klisze bohaterów często zachowujących się tak, jak nakazuje wyżej opisany Imperatyw. Myślę, że opisałam ich całkiem nieźle wyżej, polecam również zajrzeć do naszego poradnika o romansach, do którego link znajdziesz na samym końcu oceny, ale parę słów napiszę i tu. Twoja Elisma nie jest stuprocentową, klasyczną Mary Sue, czyli wyidealizowaną bohaterką bez najmniejszych wad. Typowa MS jest piękna, cudowna, mega zdolna i wszystko jej uchodzi na sucho, nawet jeśli jest chamska, co nie pokrywa się z Eli, choć akurat tego pierwszego pewna być nie mogę, bo nie napisałaś ani słowa o wyglądzie głównej bohaterki przez całe opowiadanie. Z kolei takie cechy jak wieczne szczęście, dziecinność i przykładanie zerowego wysiłku do rozwiązywania problemów z pewnością nasuwają takie skojarzenie. Natomiast True Love to kolejna klisza polegająca na tym, że od razu wiadomo, który bohater okaże się wielką, jedyną, niezniszczalną miłością głównej bohaterki niezależnie od poczynań czy charakterów obojga. Trulove jest jeszcze bardziej wyidealizowany. Umie wszystko, broni damę swojego serca, a jego słowa nie pokrywają się w czynach. Często nie zdaje sobie tak od razu sprawy z siły Uczucia. Jednak skoro wiadomo, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to każde zachowanie można mu wybaczyć, on jest przecież cudowny sam przez się. To tak w skrócie.
Wrzucam również kilka przydatnych linków z naszej strony, które – mam nadzieję – pomogą Ci w pewnych zagadnieniach:
Pod koniec pragnę jeszcze raz podkreślić jedno – gdybym miała ocenić pierwszych, powiedzmy, dwanaście rozdziałów, byłabym załamana. Jednak na szczęście oceniłam więcej i widzę zmianę na lepsze – zarówno w opisach, tworzeniu scen, rozwinięciu wątków, jak i przedstawianiu samych bohaterów. Pod koniec wręcz się wciągnęłam! Podejrzewam, że sama dostrzegłaś pewne rzeczy, o których piszę. Z drugiej strony oceniam całość, więc nie mogę zignorować początku.
Myślę, że najważniejsze jest, abyś dokładnie przemyślała fabułę, wiele czasu poświęcając na tło i bohaterów, jak również wyrobiła sobie nawyk czytania rozdziałów po ich napisaniu i opublikowaniu. Najlepiej, by post odczekał jakiś czas, zanim zostanie wklejony na bloga – oczywiście po wcześniejszej lekturze. Podczas pisania należy dużo sprawdzać, nikt nie jest nieomylny i każdy popełnia błędy. Dobrze jest wyeliminować choćby te, które powstały ze zwykłej, ludzkiej nieuwagi. Warto także dużo czytać – w tym poradników dotyczących pisania – jak i pisać, różne rzeczy, między innymi wykonywać ćwiczenia na pisanie. Tą uwagą kończę ocenę i mam nadzieję na merytoryczną dyskusję.

6 komentarzy:

  1. Na razie przeczytałam recenzję fragmentami i chcę coś powiedzieć:
    Przyznaję że ocena wydaje mi się dość niesprawiedliwa, chociaż naprawdę muszę się zgodzić z błędami wytkniętymi we wspomnianych fragmentach, są wręcz rażące.
    Pierwszy raz spotkałam się ze stwierdzeniem, że Elisma to Mary Sue, zwykle raczej ujmowali ją jako dość twardą babkę. Na żarty chłopaków odpowiada żartem, bo ja osobiście też bym z tego żartowała :).
    Na pierwszy rzut oka widać, że nie znasz gry, możliwe, że gdybyś znała Twoja opinia by się zmieniła :). Używam nazw wziętych z gier, więc nie jest to inspiracja Harrym Potterem, opis Corko był wpleciony w treść, musiałaś więc przegapić, szowinistyczne żarty są przywarą Ezarela, dlatego się pojawiają, o swoim świecie Elisma nie wspomina, bo za nim nie tęskni, chociaż faktycznie powinnam bardziej się na niej i na tym wątku skupić.
    Valkyon jest gburowaty i niewiele mówi, a zwłaszcza o sobie, starałam się odzwierciedlić jego charakter, gracze sądzą, że mi wyszło, ja z resztą również. Mówiąc, że nie mógł jej zatrzymać twierdził, że nie mógł sobie na to pozwolić, bo uważał, że winny jest jej tą rozmowę z Vino, ale może faktycznie nie każdy to tak rozumie.
    Nigdzie nie napisałam, że Draken jest wampirem.
    Piszę opowiadanie na podstawie tego do wiem z gry, z czasem pojawiało się więcej faktów, zaczynałam gdy odcinków było bodajże 6, teraz jest chyba 18. I faktycznie przy samej Kwaterze za murami jest niewiele miejsc zamieszkania dla innych poza strażą.
    Myślałam, że motyw medalionu dobrze wyjaśniłam, możliwe, że niekoniecznie ;).
    Vino nie powiedziała, że jest siostrą Nevry, bo nie mogła przypuszczać, że Eli go faktycznie bliżej zna, skoro jej szefem bezpośrednim jest Valkyon. Aczkolwiek to mogło wyjść kiedyś w rozmowie, no ale nie wyszło :).
    W Kwaterze jest wielu strażników, część na długich misjach, no i cały czas zatrudnia się nowych, stąd Elisma mogła ich nie kojarzyć.
    Co do pierwszej sceny, gdy ujrzała twarz Valkyona zaraz po przebudzeniu: z perspektywy czasu też uważam ją za kiepską :).
    Ogólnie uważam, że prosząc Cię o recenzję tego opowiadania wpakowałam Cię trochę na minę, na pewno prościej by Ci było ją pisać gdybyś znała grę, może nawet mniej błędów i minusów byś widziała :D. Nie ukrywam, że jest ono kierowane głównie do fanów Eldaryi, może też dlatego patrzą oni na Elismę jak na twardą babkę, bo przy Gardienne, głównej postaci gry, faktycznie na taką wychodzi xD. Niemniej dziękuję Ci za Twój trud, na pewno wiele z niej wyciągnę, przede wszystkim poprawię błędy :D. Zmienię również pierwszy rozdział oraz prolog :). Piszę to już jakiś czas i z jego perspektywy faktycznie jest co zmienić.
    Co do kontrolowania blogspota: faktycznie powinnam to robić, nie ma co z tym dyskutować.
    Zagłębię się bardziej w recenzję i przemyślę Twoje uwagi, bo właściwie pierwszy raz ktoś naprawdę się nimi podzielił, a ciężko się doskonalić słysząc same miłe rzeczy.
    Jeżeli będziesz miała czas chciałabym byś mi odpisała ;).
    Jeszczw raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i co do magii to w Eldaryi: same istoty, czyli ich rasy, są magiczne :).
      Nie odniosłam wrażenia, że Eli ma jakieś wieczne szczęście czy jest dziecinna, bądź łatwo przychodzi jej rozwiązywanie problemów. Po prostu z niewieloma musiała mierzyć się samodzielnie.
      Nie ze wszystkimi uwagami na temat interpunkcji bym się zgodziła, ale niestety z przeważającą wiekszością muszę. Niestety (chociaż na to swoje plusy) zapisuję rozdziały w zeszycie, a potem często muszę spisywać je na telefonie (taki mus), niektóre błędy wynikają z tego (przy okazji można mnie pochwalić za ortografię, bo telefon nie poprawia błędów ^^).
      Zapis dialogów: właściwie to czytałam ten artykuł i staram się stosować do zasad w nim zawartych, błędem moim jest to, że po spisaniu rozdziału z zeszyti faktycznie nie czytam go po raz kolejny. Nie mam też żadnego ,,bety".

      Usuń
    2. A i ,,ryzującą" to jest literówka, nie wiem jak ja to robię, że się powtarza :).

      Usuń
    3. Miiko jest niedoświadczonym dowódcą, której przypadło to stanowisko bez właściwego przygotowania, cieszę się więc, że to widać (zawarte w fabule gry).
      Muszę się po ludzku przyznać, że boli mnie ten prawie kompletny brak plusów. Wciąż mam ludzi, którzy chcą to czytać i upominają się gdy rozdział się nie pojawia, na wattpadzie mam nawet kilku stałych czytelników (musiałam się pochwalić by trochę połechtać swoje ego ^^). Sama jestem zadowolona z tego fanfiction, nawet mimo wielu błędów (które są do naprawienia). Jest moim pierwszym ff, dlatego pewnie, mimo prób rysowania świata dla ,,Eldary'owych laików, nie bardzo mi to wychodzi. Sama też zauważam różnice w moim stylu, który jeszcze niecały rok temu był dość... konkretny.
      W dialogach pozwalam sobie na różne sformułowania m bo to dialog, rozmowa, w czasie której nie zawsze uważa się na odpowiednią składnię.
      Na pewno bardzo by pomogło gdybym ponownie czytała rozdział przed poblikacją.
      Muszę jednak przyznać, że stawianie mnie tylko trochę wyżej niż internetowe ,,opowiadaniowe bajty" smuci.

      Usuń
    4. To prawda, ze nie znam gry i realiów i pewnie cześć rzeczy byłaby dla mnie bardziej zrozumiała, gdybym znała. Niemniej i tak zwróciłabym uwagę chociażby na nieskupianiu się na tle, może nawet bardziej, bo wiedziałabym, jak to tło powinno wyglądać. Co do Drakena, opisując walkę między bim a Nevra, brzmiało, jakby toczyła się między dwoma wampirami. Jeśli możesz, wklej opis Corko, naprawdę nie przypominam sobie nic więcej prócz tego, w którym wyrażał zadowolenie. Co do szowinistycznych żartów czy ogólnie zachowań nie tylko Ezarel sobie na nie pozwalał.
      Plusem z pewnością jest poprawa w stylu i większa świadomość tworzenia scen, mysle, ze jesteś na b dobrej drodze, a opowieść nabiera kolorów. Tak jak mówiłam, jestem autentycznie ciekawa, co będzie dalej, z Drakenem itd

      Usuń
  2. No i nie znam fabuły ,, Grey'a", więc nie jestem w stanie powiedzieć ile jest podobieństw między tymi relacjami ;).

    OdpowiedzUsuń