Adres bloga – glonek bb
Oceniane opowiadanie – Eldarya
Autorka – Glonek
Oceniająca – Condawiramurs
Po
nieprzyzwoicie długiej przerwie w ocenianiu powracam, choć nie wiem, na jaki
czas. Ostatnio moje priorytety uległy znacznemu przewartościowaniu. Niemniej
niespodziewanie miły okazał się nagły przypływ weny w okresie okołoświątecznym,
dzięki któremu zaczęłam pisać ocenę bloga „Glonek-bb”, a dokładniej opowiadania
„Eldarya”. Nie przynudzając więcej, zapraszam do lektury.
1. Pierwsze wrażenie (2,5/5 pkt.)
Adres
bloga nie sugeruje właściwie niczego i, szczerze mówiąc, nie jest dla mnie
zachęcający. A już szczególnie z tajemniczym „bb” na końcu.
Niestety
pierwsze wrażenie po wejściu na stronę również nie należy do najlepszych. Widzę
pewnego rodzaju nieuporządkowanie. Nie chodzi jedynie o niewyjustowany tekst
oraz niejednorodną czcionkę notek, których na stronie głównej jest bardzo dużo,
ale o tematykę bloga. „Glonek”, jak się okazuje, to Twój nick. Dlatego i tytuł
bloga, i napis na belce/nagłówku bardziej sugerują pamiętnik niż blog z
ff/historiami autorskimi bądź rzeczami, które Cię interesują. Jako osoba
spodziewająca się strony z opowiadaniami poczułam się trochę oszukana;
informacje na głównej nie sugerują mi właściwie nic o ich tematyce. Ale, z
drugiej strony, jeśli Twoim zamysłem było stworzenie bloga „wielofunkcyjnego”,
to się udało, a przecież to Ty jesteś panią na własnej stronie. Tylko wciąż nie
rozumiem skrótu „bb”.
2. Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (2,5/5 pkt.)
Nie
do końca korzystne pierwsze wrażenie wiąże się po części z grafiką. Nagłówek
jest na mój gust za wąski w stosunku do układu, a napis na nim niepotrzebnie
się powtarza z tym z belki. Różne odcienie czerwieni, jak również jasny kolor
fontu mi się podobają. Popracowałabym za to nad prawą kolumną – osobiście nie
należę do fanów mnogości dodatków i uważam, że wygląda zbyt „pstrokato”, a jej
zawartość przeszkadza podczas czytania. O treści tychże dodatków wypowiem się
pod koniec, w ostatnim punkcie oceny.
3. Treść
opowiadania (34/85 pkt.)
Na
wstępie pragnę zaznaczyć kilka rzeczy. Po pierwsze nie znałam dotychczas gry
komputerowej, na której podstawie powstało opowiadanie, nie grałam w nią, a
moim błędem było początkowe niezauważenie, że opowiadanie to ff; oczywiście
sprawdziłam w Internecie, z czym mam do czynienia. Po drugie w ocenie mogą
pojawić się spoilery. Po trzecie błędy wypisuję z prologu, rozdziału
pierwszego, dziesiątego, jedenastego, dziewiętnastego i dwudziestego. Po
czwarte podsumowanie dotyczące treści pojawi się na końcu oceny, a nie na końcu
tego punktu. Po piąte natomiast niemal każdy rozdział ma inny font, rozłożenie
itd., a niektórych nie da się po prostu przeczytać na komputerze w sposób
komfortowy.
– fabuła + świat
przedstawiony (8/20 pkt.)
Prolog
W
nieznanym sobie wcześniej świecie budzi się… ona. „Ona” nie została określona
właściwie żadnym rzeczownikiem aż do końca postu. Pewnie, nie musisz podawać
imienia prawdopodobnie głównej bohaterki już na wstępie, szczególnie w prologu,
który powinien nieść w sobie tajemnicę, aby zachęcić potencjalnych czytelników.
Niemniej należałoby ją określić w jakikolwiek sposób. Chociażby rzeczownikiem
„dziewczyna”, a jeszcze lepiej tak, by stała się dla czytelników charakterystyczna,
by mogli oni ją później rozpoznać.
Tak
jak wspomniałam, prolog ma zachęcić do dalszej lektury, ale samo umieszczenie
bohaterki w alternatywnym świecie, o którym ta nie miała do tej pory pojęcia, z
pewnością nie wystarczy. Szczególnie jeśli piszesz to wszystko jak zwykły
rozdział czy raczej wstęp do niego, a nie jako krótką, zamkniętą całość. Powiem
wprost – ten tekst nie zachęca do dalszej lektury. Jest chaotyczny. Zawiera
bardzo mało opisów, za to dużo przeskoków. Chciałaś w nim umieścić za dużo
wydarzeń, nie skupiając się w wystarczającym stopniu na żadnym z nich.
Przedstawienie
dotychczasowego życia bohaterki zupełnie nie wyszło, bo to, że ktoś lubi spać i
ma dziwnych współlokatorów, z którymi również pracuje, to zdecydowanie za mało.
Również opis właściwej akcji pozostawia wiele do życzenia. Trudno choćby
próbować domyślić się, jak, gdzie i na przestrzeni jakiego czasu przemieszcza
się bohaterka, a już tym bardziej szukać w tym sensu (dwór/jaskinia/inne
zamknięte pomieszczenie, dzień/noc, miasto/las w innym świecie/nieokreślone
bliżej miejsce). Opis ataku dziwacznej bestii musiałam przeczytać dwa czy trzy
razy, zanim zrozumiałam, że wilk napadł na bohaterkę od tyłu, a nie z miejsca,
w którym ta usłyszała szelest i do którego – podobnie jak w każdym
(nie)przewidywalnym horrorze – szła.
Gdy
w drugim fragmencie niespodziewanie przedstawiasz większą ilość bohaterów,
pojawia się, zapewne automatycznie, totalny miszmasz w podmiotach, a
jakiekolwiek próby określania tła zostają kompletnie porzucone. Bo tło
właściwie tutaj nie istnieje, a bohaterka już teraz wydaje się mało rozgarniętą
nastolatką mającą poważne zadatki na Merysujkę, która poznaje swojego Trulova
praktycznie od razu i świata poza nim nie widzi. Co z tego, że chyba przed
chwilą znalazła się w alternatywnej rzeczywistości i prawdopodobnie zaatakował
ją wilkołak, który mógł zrobić jej poważną krzywdę; ona ma to gdzieś. Ja
próbowałabym się chociażby budzić przez szczypanie albo powtarzanie sobie, że
to musi być sen, i pewnie wpadałbym w panikę, gdyby to nic nie dawało. A ona,
mimo Twojego pisania o przestraszonym siadaniu, pozostaje spokojna, zachwyca
się „złotookim białowłosym” i nie pyta, czym jest królestwo Eldaryi…
Podejrzewam,
że takiej właśnie bierności pragnął Imperatyw, aby nie musieć się zanadto
rozpisywać. Błąd. W każdym opowiadaniu trzeba budować tło, a już szczególnie w
świecie fantastycznym. Najważniejsze w pisaniu o innej rzeczywistości jest w
końcu jej tworzenie, a następnie przedstawienie, choć zapewne i najtrudniejsze.
Tutaj mamy do czynienia z ff, ale to nie oznacza, że zabawa z tworzeniem
rzeczywistości Cię nie dotyczy. Nawet jeśli założyłabyś, że opowiadanie czytają
tylko superfani gry „Eldarya”, to nie mogą się oni gubić w Twoim tekście
dlatego, że nie dajesz im żadnych punktów odniesienia, nie określasz podmiotów,
za to stosujesz całą masę przeskoków.
Rozdział
pierwszy
Niestety
tekst się nie poprawia. Tło nadal nie istnieje, a jeśli podejmujesz jakąkolwiek
próbę jego zarysowania, pojawia się sporo luk logicznych, np. dotyczących
określania miejsc i przemieszczania się bohaterów. Dodatkowo nie potrafisz
odpowiednio wzbudzać emocji. W pierwszym fragmencie w ogóle nie czuć, by główna
bohaterka, której imię w końcu wyjawiasz, komukolwiek skądkolwiek uciekła. Ona
sobie stoi w lesie i zastanawia się, co się właściwie dzieje, jakby tylko
czekała, aż ją znajdą… a raczej znajdzie – Trulove oczywiście.
W
ogóle nie da się poczuć emocji, które powinny dotyczyć osoby od dwóch tygodni
znajdującej się w zupełnie nieznanym jej magicznym świecie i decydującej się na
ucieczkę z miejsca, w którym mieszka, a którego nie opisałaś. Podobnie Valkyon
nie zachowuje się jak żołnierz, któremu ktokolwiek uciekł. Może i o tym
rozmawiają, ale tak, jakby gadali o pogodzie. Ponadto jestem niemal pewna, że wracają
tam, skąd Elisma rzekomo uciekła, więc jak dziewczyna może nie wiedzieć, jak to
miejsce się nazywa bądź nie nazywać go jakoś w myślach? To, krótko mówiąc,
paranoja.
Podobnie
jak wprowadzanie bohaterów w akcję, a dokładniej – jego brak. Gdy ktoś jest potrzebny,
po prostu nagle się materializuje albo nawet lepiej – odzywa się z eteru – i
bądź tu, człowieku, mądry, domyślaj się, kto to. Teraz mówię o Valkyonie, ale
później jest jeszcze gorzej. Otóż, gdy para głównych bohaterów powraca do
kwatery, niespodziewanie pojawia się cała masa osób oznaczonych ich imionami,
jakbyśmy mieli doskonale je znać, za to nieposiadających żadnych innych cech.
Przekrzykują się oni między sobą zbitką zdań bez ładu ni składu, ni logiki, ni…
czegokolwiek zachęcającego. W tym fragmencie pojawia się tylko jedna informacja
o przedstawionym świecie, o dwóch rodzajach straży.
Bohaterowie
są zanurzeni w próżni podobnie jak te wypowiedzi, a Elisma biernie godzi się na
to, że nie ma pojęcia o niczym – podobnie jak czytelnicy – a mimo to sytuacja
całkowicie jej odpowiada. Nawet gdy mówią o niej jak o przedmiocie, który można
pożyczać, ona zachowuje się gorzej niż pusty słój. Jeśli wyraża jakiekolwiek
uczucia, dotyczą one zazwyczaj jej opiekuna, czyli Trulova.
Rozdział
drugi
Poprzedni
rozdział skończył się tym, że Elisma pobiegła do jakiegoś Corka. Tutaj okazuje
się, że Corko to nazwa gatunku chowańców, a ten konkretny ma na imię Pasza.
Pytaniem pozostaje, dlaczego raz zapisujesz słowo „Corko” małą, a raz wielką
literą. Skoro to nazwa gatunku, proponuję małą, ale skoro częściej jest wielką,
to też będę tak pisać.
Wracając
do treści, nic więcej o Paszy nie wiemy, mimo że stworzenie stanowiące
przedmiot rozmowy głównych bohaterów jest obecne we fragmencie. Czytelnik nie
wczuje się w dialog, jeśli nie zna i nie rozumie jego tematu albo nie otrzyma
od Ciebie czegoś, co go zainteresuje… Wisienkę na torcie stanowi fakt, że to
Elisma mówi swojemu opiekunowi, kim/czym jest Corko. Czy naprawdę mam
przypomnieć, kto mieszka w tym świecie prawdopodobnie od urodzenia, a kto od
dwóch tygodni?
Następnie
pojawia się pierwszy dłuższy akapit, w którym próbujesz tworzyć namiastkę
prawdziwego tła. Bardzo dobrze, próbę z pewnością należy docenić. Skupmy się na
tym, jak Ci wyszło. Próbowałaś zawrzeć kilka informacji ogólnych na temat
świata, jak również tego, co w tej chwili robią bohaterowie. W tak niewielkiej
objętości tekstu o wszystkim napisać się nie da i należy zawsze przemyśleć, na
co gdzie jest miejsce.
Z
tych kilku zdań można wywnioskować, że w Eldaryi istnieje kryształ, który
został zniszczony, i teraz trzeba znaleźć kawałki, by połączyć je w całość.
Niestety nic więcej nadal nie wiadomo. Ani o właściwościach samego kryształu,
ani kto to zrobił, ani dlaczego, ani kiedy, ani jak. Ani o magii, jaka panuje w
tym świecie i jaką podobno włada również Elisma. Ani o Straży Cieni; można
ewentualnie podejrzewać, że Valkyon jest jej dowódcą lub co najmniej wyżej
postawionym generałem. Nie wiadomo, dlaczego Elisma została włączona w tę straż
ani jakie ma moce, bo podobno jakieś ma. Zagadką pozostaje, gdzie ona właściwie
mieszka, czy sama czy z kimś, oraz co robi całymi dniami. Ja już nie wymagam
jakichś przemyśleń na temat tego, co się z nią stało, ale dlaczego tutaj nawet
nie ma podstaw?
Pewne
jest za to jedno – że Elisma i Valkyon wybierają się na misję do jakiejś wioski
(o geografii krainy również wiadomo tyle co nic). A z dialogu pomiędzy nimi, w
którym praktycznie nie ma żadnych opisów ani zaznaczania, co kto mówi, opiekun
tłumaczy się bez powodu swojej podopiecznej.
W
drugim fragmencie dzieje się nieco więcej, dostaję nawet informację, że
bohaterowie znajdują się w lesie, a ja nie mogę nie zadać sobie pytania, czy
tam w ogóle jest coś innego niż las i kwatera. Może i to zboczenie zawodowe,
ale – pomimo że to fantastyka – zastanawia mnie niesamowicie, dlaczego Elisma
stwierdziła, że znaleziona kobieta zemdlała, „sprawdzając jej tętno”. Obawiam
się, że miałaś na myśli, iż główna bohaterka tego tętna nie wyczuła. Jeśli tak,
to nie chodziło o omdlenie, które z definicji trwa bardzo krótko, tylko z
bardziej długotrwałą utratą przytomności. Stąd prawdopodobnie trzeba było
podjąć resuscytację, a nie zastanawiać się nad przenosinami kobiety nie wiadomo
gdzie (Valkyon) czy pozostawieniu jej samej sobie, dopóki się nie budzi (Elisma).
Dodam jeszcze, że zgodnie z zasadami BLS, by podjąć decyzję o rozpoczęciu
resuscytacji, sprawdza się oddech, a nie tętno – z racji popełniania mniejszej
ilości błędów zwłaszcza przez ludzi niezwiązanych z medycyną. Owszem, stan tej
kobiety może być wywołany magią, bohaterowie zastanawiają się w końcu, czy to
nie z powodu utraty części kryształu. Ale jeśli nie, to omdlenie na pewno nie
trwa godziny, jak napisałaś w jednej z wypowiedzi.
Naprawdę
szkoda, że nie tłumaczysz dokładniej, czym jest maana, jak została zniszczona i
na czym polega poszukiwanie jej kawałków. Brzmi to całkiem ciekawie, choć do
końca nie wiem, czy o to chodziło, bo według Wikipedii gry, maana to rodzaj
nominału, którym płaci się w grze. Dobrze za to, że po raz drugi wrzuciłaś dłuższy
opis i to całkiem uporządkowany, a przynajmniej dotyczący jednego tematu,
mianowicie zbroi Valkyona. Dodatkowo udało Ci się tutaj pokazać, w jaki sposób
Elisma reaguje na swojego opiekuna i częściowo jak on na nią, a nie tylko
opisać.
Wytłumacz
mi za to, dlaczego gdy kobieta budzi się z „omdlenia”, od razu zaczyna…
podrywać Valkyona? Czy mogłoby to wyglądać bardziej kiczowato i przewidywalnie?
Pewnie, że mężczyzna mógł jej się spodobać, a dobre pociągnięcie tego wątku
dałoby Elismie sporo powodów do zazdrości, ale no… nie w taki sposób. Po prostu
nie. Ponadto tak naprawdę nie wiadomo nic o napaści ani o tym, gdzie mógłby
znajdować się kawałek kryształu. Valkyon nic nie tłumaczy, tylko rzuca
kolejnymi rozkazami/pomysłami, a oczarowana reszta go słucha. Szczerze mówiąc,
do tej pory jedynie raz ten facet faktycznie coś tłumaczył i próbował być w
miarę dojrzały i kompetentny – gdy mówił, że wróżka może mieć obrażenia
wewnętrzne. Zasadniczości to ja w nim nie widzę za grosz, ale cóż, trudno
powiedzieć o bohaterach cokolwiek, jeśli znam ich niemal tylko z dialogów o
mało znaczącej treści… Ponadto gdy w scenie opisujesz więcej niż dwie postaci,
to zaczynasz na potęgę mylić podmioty, głównie dlatego, że Elisma z
niewiadomych powodów niemal zawsze pozostaje podmiotem domyślnym. Nie pomaga to
w czytaniu.
Rozdział
trzeci
Wątek
z półwróżką został zakończony szybko i absolutnie bez fajerwerków. Byłoby miło,
gdybyś kiedyś do niego wróciła i okazałoby się, że ich spotkanie miało jakiś
sens. Tak to narobiłaś smaku, ale żadnych wyjaśnień czy choćby dalszych
tajemnic nie zyskaliśmy. Ot, przespali się u wujka półwróżki i tyle. Nic na
temat miejsca, nic na temat osób, nic na temat kryształu. Nic, żeby zyskać
jakiekolwiek wyobrażenie o czymkolwiek… A to, jak podałaś imię nowej postaci,
jest chyba jeszcze gorszym zabiegiem niż wrzucenie imienia głównej bohaterki.
W drugiej części przynajmniej więcej się
dzieje. Elisma kupuje za własne pieniądze ubrania i po raz pierwszy pojawia się
element obyczajowości w opisywanym przez Ciebie świecie. Dodatkowo wprowadzasz
nową postać, Vino, która wydaje się dość szaloną dziewczyną. Przejść i tła
wciąż za wiele nie ma, ale nie można nie zauważyć prób poprawy dialogu i nie
pochwalić Cię za to, że w końcu przydzieliłaś Elismie coś w rodzaju hobby, a
mianowicie grę na gitarze.
Ponadto
po raz pierwszy pojawia się akcja-reakcja, a nie tylko słaba ekspozycja. Mam tu
na myśli zachowanie Valkyona wobec głównej bohaterki po jej powrocie do
kwatery. Mógł się zdenerwować i zrobił to, a czytelnicy wiedzą dlaczego, bo o
tym napisałaś. To dobrze. Ale nadal o świecie i misji bohaterów wiadomo tyle,
co kot napłakał. A te żarty o podtekście seksualnym są… No cóż, dość słabe i
nie na miejscu. Valkyon wydaje się mimo wszystko zbyt dojrzały na takie teksty.
Rozdział
czwarty
Każdy
z Twoich rozdziałów można by streścić w jednym, maksymalnie dwóch zdaniach.
Znów biegniesz z akcją, nie zwracając uwagi na tło. Nie wiadomo, ile czasu
mija, pewnie nie więcej niż dwa tygodnie, ale przez cały ten czas Valkyon robi
nie wiadomo co, natomiast Elisma zyskuje nową przyjaciółkę, ponieważ spędza z
Vino całe dnie. Nie opisałaś z tego nic, nawet jednej ich wspólnej chwili, za
to nadałaś nowej bohaterce miano kogoś bardzo ważnego dla Elismy. Nikt w to nie
uwierzy. Ponadto cóż to za organizacja, by podopieczna szwendała się po wiosce,
a jej opiekun latał nie wiadomo gdzie, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi?
A podobno tak ważne jest jej bezpieczeństwo.
Ale
to druga część rozdziału, w której dochodzi do „akcji”, jest gorsza. Sama zobacz
– Elisma ubiera swoją nową, letnią sukienkę i idzie do ciemnego lasu na misję,
o której nie wie zupełnie nic, bo Valkyon nagle ją na nią wysłał. Okazuje się,
że tajemnicza Vino nie jest zwykłym człowiekiem – od czasu do czasu zamienia
się w dziwne stworzenie o morderczych instynktach zabijające mieszkańców
wioski. W konsekwencji więc to oni wykańczają je na oczach głównej bohaterki.
Z
tej sceny wynika jasno, że wprowadziłaś Vino tylko po to, by się jej pozbyć. Po
pierwsze, dlaczego nie napisałaś ani słowa, że tego typu problem w ogóle w
wiosce istnieje? Po drugie, w tekście nie ma praktycznie żadnych informacji, do
jakiego gatunku należała Vino, czym takowy się charakteryzuje, itd., itp.
Generalnie ani słowa na temat czegokolwiek. Pozostaje natomiast pytanie,
dlaczego egzekucja została wykonana w tak dziwny sposób, po co Valkyon wysłał
Elismę do lasu, jaki miał w tym wszystkim cel? Wydaje się to okrutne i
bezsensowne.
A sama akcja… Cóż, wyraźnie widać Imperatyw.
Kiedy Vino na chwilę nie jest potrzebna, to ucieka, a kiedy mieszkańcy chcą ją
zabić, to ona sama wspaniałomyślnie rzuca się na jedną z wyciągniętych szabli,
bo akurat z niewiadomego powodu zamieniła się z powrotem w ludzką formę i ma
wyrzuty sumienia. Wisienkę na torcie stanowi wypad Elismy do baru, oczywiście
Valkyon nic o tym nie wie; on zawsze jedynie mówi o czyhającym
niebezpieczeństwie, ale żeby próbował faktycznie pilnować podopieczną… to
zupełnie inna para kaloszy.
Ponadto
z uporem maniaka wciąż nie podajesz wprost podmiotu, kiedy jest nim Elisma.
Staje się to szczególnie uciążliwe, gdy opisujesz akurat inne postacie rodzaju
żeńskiego, a nawet jakieś rzeczy tego rodzaju.
Rozdział
piąty
Pijana
Elisma zmierza oczywiście prosto do pokoju Valkyona, który – tak bardzo o nią
zmartwiony – grzecznie tam na nią czeka. Imperatyw z pewnością zaciera z
uciechy rączki. Ich rozmowa również zbytnio nie zaskakuje, choć plusem z
pewnością jest to, że bardziej się na niej skupiłaś – że w ogóle się pojawiła –
a nie, że przeskoczyłaś o kolejnych kilka dni bez żadnych tłumaczeń.
Co
do treści tej konwersacji – chaos w słowach Elismy jest akurat w tej sytuacji
jak najbardziej na miejscu i dobrze, że dziewczyna w końcu mówi, co jej nie
odpowiada i czego oczekuje. Niestety jeszcze mniej niż wcześniej rozumiem Valkyona.
Ten facet zaprzecza sobie cały czas, przede wszystkim w rzekomej chęci
pilnowania czy bronienia Elismy, a teraz również w kwestii tego, co stało się w
lesie. Pozwól, że przytoczę, bez zaznaczania błędów: Gdy zaczęłaś ode mnie
uciekać... Ja... nie mogłem cię zatrzymać. Byłem ci winien tą ostatnią rozmowę
– no to w końcu „nie mógł zatrzymać” czy „był winien tę rozmowę”? Zachowuje
się, jakby miał rozdwojenie jaźni. Podejrzewam, jaki był Twój zamysł, ale
zrobiłaś za duży skrót myślowy.
Finał
tej rozmowy niestety też mnie nie zaskoczył. Nie zdziwiła mnie propozycja
Elismy ani reakcja Valkyona. Ale dobrze, że przynajmniej to opisałaś, i to
całkiem nieźle. Tylko dlaczego musiałaś podkreślać, że Elisma pierwszy raz w
życiu się upiła i nie wie, co i jak, więc – rzecz jasna – potrzebuje eskorty
swojego księcia na białym koniu, który w rzeczywistości właściwie nie
interesuje się, gdzie ona się podziewa? Dodam, że wcześniej, kiedy była w barze
i prosiła o alkohol, grała kompletnie przeciwstawną rolę – nagle dorosłą nastolatkę
w stylu „czego to ja nie mogę”. Zachowanie sztampowe i mało zachęcające do
sympatyzowania z którąkolwiek ze stron.
Właściwie
sama mogłabym zacząć pisać część rozmów Elismy i Valkyona – schemat cały czas
się powtarza. On jej mówi, że ją obroni, czego nie robi, jak również za coś tam
przeprasza, ona mu mówi, że nic nie jest jego winą, a na dodatek to z siebie
robi winną/ofiarę, żeby tym bardziej on mógł mówić jej takie rzeczy (i tylko
mówić). Konkretów o czymkolwiek trudno się niestety doczekać. Ponadto Valkyon
zachowuje się czasem gorzej niż napalony trzynastolatek. Nie chodzi bynajmniej
o to, że daje jej prezent TERAZ, mówiąc, że ma go otworzyć dopiero w kwaterze,
tylko o to, co – a właściwie jak – powiedział na temat jej nagości.
W
ostatniej części bohaterowie trafiają do Leen. Dopiero po imieniu „Kera”
orientuję się, że wróciliśmy do wioski opisanej we wcześniejszych rozdziałach.
Moim zadaniem jest ocenianie, więc czytam tekst dokładnie i nie raz, ale wierz
mi, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, czytelnicy będą czuli się bardzo
zdezorientowani. Nie zaznaczyłaś dokładnie, że to to samo miejsce i ta sama
bohaterka co wcześniej. Ba, tak naprawdę wręcz zmyliłaś, bo wcześniej Kera
miała wujka, a teraz wspomina o ojcu, o którym wtedy się nie zająknęłaś.
Wszystko wygląda tak, jakby to było zupełnie inne miejsce.
Podoba
mi się natomiast, że Elisma dostaje kolejne hobby, tym razem rysowanie (tak w
ogóle to ciekawe, co z tą gitarą, taszczy ją wszędzie ze sobą?) i że
poświęciłaś kilka linijek na opis szkicowania przez nią Valkyona. Może nie jest
to zaskakujące, ale dobrze, że jest. W taki sposób opisujesz jej uczucia i ją
samą pośrednio, a nie wprost.
Niestety
dobre wrażenie nie utrzymało się do końca notki. Nie chodzi mi o to, co zrobił
Valkyon – właściwie z jakiegoś powodu to nawet się cieszę, bo dotychczas jawił
się jako niezdecydowana klucha, a teraz pokazał, że jest mężczyzną – ale o
reakcję Elismy, która oczywiście nie miałaby nic przeciwko, by tak robił, jeśli
robiłby to z nią. No naprawdę… Nie wytłumaczyłaś co prawda, na czym polega to,
że on jest jej opiekunem, ale podejrzewam, że powinien nauczać ją magii albo
szkolić na wojownika (w teorii, bo w praktyce ani razu nic o tym się nie
pojawiło). W zakres jego obowiązków raczej nie wchodzą stosunki seksualne z
podopiecznymi.
Zdecydowanie
najgorsze jest zakończenie. Gdy Elisma wchodzi do pokoju, to żadnych
rozrzuconych ubrań, o które mogłaby się potknąć, nie ma, ale jak już
zrozpaczona chce stamtąd uciec, to magicznie się pojawiają i uniemożliwiają jej
opuszczenie sypialni opiekuna z godnością. Ba, ona upada i traci przytomność!
Oto „Księżniczka w opałach” odcinek tysięczny. Dlaczego, pytam grzecznie?
Rozdział
szósty
Księżniczka
w opałach budzi się, ale książę jest zbyt zawstydzony, by ją przywitać. To Kera
musi przejąć jego rolę; Kera, która wie znacznie lepiej niż sama Elisma, co
czuje główna zainteresowana. Akurat tutaj nie ma czego się czepiać czy zarzucać
półwróżce umiejętności czytania w myślach, bo absolutnie każdy czytelnik zna
uczucia głównej bohaterki. Tylko że inna rzecz to wiedzieć, a inna uwierzyć w
aż tak silne zauroczenie ciepłą kluchą.
Ale
cóż, opiekun nie jest totalnym zerem, bo jednak do niej przychodzi, a Elisma
chyba po raz pierwszy zaskakuje mnie pozytywnie, ponieważ mimo że myśli, co
myśli, to przynajmniej całkiem nieźle rozmawia z Valkyonem. To jego zachowania
ponownie nie mogę pojąć, gdyż – tak, jak w pełni rozumiem, że chce naprawić
sytuację, skoro jest jej opiekunem – tak zupełnie nie jarzę, dlaczego on się
jej tłumaczy ze swojego osobistego życia w taki sposób. Jak jakiś uczniak.
Skoro
Valkyon to dowódca armii, powinien być wściekły na to, że jego podopieczna go
przyłapała w niedwuznacznej sytuacji albo wyśmiać ją jak dziecko, nawet jeśli
się nią interesuje (a może wręcz szczególnie wtedy). Tak sobie wyobrażam
dowódców w świecie, który opisujesz. Ponadto, błagam, jeszcze mogę jakoś
przełknąć, że ona zakochała się w nim na zabój od pierwszego wejrzenia, ale nie
mogę strawić tego, że on już jej się prawie przyznaje do tego samego. To nijak
nie współgra z jego zachowaniem chociażby wobec Kery albo samej Elismy, którą
przez większość czasu mimo swoich słów po prostu ignoruje i o niczym nie
informuje. Nie traktuje jej jako partnera nawet w sprawach „zawodowych” – i nie
musi – więc czemu nagle… Ech. Imperatyw odpowiedzią na wszystko. Przecież oni
mają być razem, a wielkiej miłości nie wolno niszczyć. Tylko powiedz mi, jak
my, czytelnicy, mamy im kibicować, skoro ani nie możemy poczuć wobec bohaterów
silniejszych uczuć, ani w ogóle nie możemy się w nich wczuć? Jak mamy uwierzyć
w ich emocje?
Gdy
Elisma i Valkyon wracają do kwatery, wita ich… Pasza. Piszesz tak, że o nim
zapomniałam – po prostu nagle zniknął, a teraz znów po prostu się pojawił. Nie
można pisać w taki sposób – traktować postaci czy nawet rzeczy jak rekwizytów,
które jak są potrzebne, mogą się zmaterializować z powietrza, a jak zbędne, to
się o nich zapomina.
Po
raz pierwszy dowiadujemy się czegoś o Kwaterze Głównej, która znajduje się w
środku lasu (ani razu nie słyszałam, by w tej krainie było jakieś miasto, a
wioski zdają się składać co najwyżej z kilku nieopisywanych domów). Otóż ma
Salę Kryształową oraz Wielką Salę (wyczuwam bardzo dużą inspirację Harrym
Potterem… a wręcz dosłowną inspirację, zmieniłabym tę nazwę. No chyba że tak
jest w grze, choć wtedy jej twórcy też powinni się zastanowić, co z tym zrobić.
Ale to oczywiście nie miejsce na takie dywagacje). Lepszy rydz niż nic.
Spróbuję napisać obrazowo, na czym polega problem w tworzeniu przez Ciebie
większości scen. Otóż często niby coś się dzieje, tutaj np. mamy rozmowę, wielu
bohaterów, przejścia, a tak naprawdę nie dzieje się nic. Po raz kolejny
marnujesz szansę, by przekazać nam choć trochę merytorycznych informacji na
temat świata, w którym żyje Elisma. Mieszkańcy kwatery to masa różnych istot,
część z nich nazwanych imionami, którzy dla czytelników nie wyróżniają się
między sobą praktycznie niczym, ponieważ W OGÓLE ich nie opisujesz. Dlatego
nawet nie będę sobie (na razie) strzępić języka, że nie wiemy nic o gatunkach,
jakie zamieszkują Eldaryę, i o to, jakie mają moce/możliwości.
Nie
rozumiem też, co pragną uzyskać Miiko i reszta. Z jednej strony zdają się
wiedzieć wszystko, ba – z ich słów wynika, że chcieli wykorzystać Elismę, by
zabić Vino, choć jednocześnie „tak bardzo, bardzo, bardzo żałują”, że aż się
niedobrze robi. Z drugiej wykazują się rażącą ignorancją w kwestii tego, co
może czuć inna osoba, jak również nieumiejętnością egzekwowania wykonywania
rozkazów przez pracowników. Mogłabym, z bólem, ale zrozumieć, że Valkyon jest
nieprofesjonalny i nie umie poradzić sobie z jakąś małolatą, ale dlaczego Miiko
też ma problemy dowódcze? Z jej słów i zachowania jawi się obraz całkiem
rozsądnej kobiety (mimo że wszystkiego trzeba się tu domyślać, np. tego, że
Miiko prawdopodobnie dowodzi całą kwaterą. Jak ma się do niej i Valkyona np.
Nevra, wiesz tylko Ty), więc dlaczego nie wymogła na opiekunie, by powiedział
Elismie o Vino? Albo inaczej – dlaczego dała do zrozumienia przy jego
podwładnej, że nie wykonał on tego polecenia? To naprawdę nieprofesjonalne.
Potem
po raz pierwszy otrzymujemy jakieś wyjaśnienia, cokolwiek na temat istot i
zasad panujących w Twoim świecie. Dobrze, że próbowałaś, nawet jeśli wyszło
trochę chaotycznie, bo tak wątek pozostałby niczym ziejąca dziura, a ponadto
być może jest to wstęp do rozpoczęcia kreowania świata (choć późnego)?
Nie
do końca mi za to odpowiada, że nawet w rozmowie Valkyona i Kery musiałaś znów
wrzucić wątek uczuciowy głównych bohaterów. To jest tutaj o wiele ważniejsze
niż świat czy misja… Ja rozumiem, że im hormony szaleją, ale podejrzewam, że
głównym gatunkiem tego opowiadania nie miał być dość kiczowato opisywany
romans. Czy naprawdę napisałaś, że Elisma, upadając, zraniła się o pancerz
swojego Trulova? Dlaczego?!
Rozdział
siódmy
Dlaczego
wszystkich interesuje, czy Elisma będzie dobrze spać czy nie, i to jeszcze z
powodu życia seksualnego Valkyona? Czy oni naprawdę nie mają co robić? No nie
wiem, na przykład szukać kawałków kryształów albo przysiąść i spróbować
porządnie zaplanować kolejne misje, skoro ewidentnie nie jest to ich mocną
stroną? Rozmawiać sobie? Grać w karty? Jeść kolację? Dłubać w nosie? Dlaczego
jakiegoś Ezarela (kim on w ogóle jest i dlaczego narracja zachowuje się tak,
jakby czytelnicy od dawna mieli do czynienia z tą postacią? Może i wzięłaś tę
postać bezpośrednio z gry, ale to nie usprawiedliwia takiego wprowadzenia)
interesują takie rzeczy? Dlaczego Elisma miałaby narzekać, a nawet jeśli
ponarzekałaby sobie w ciszy, czemu miałoby to wpłynąć na nocny wypoczynek reszty
mieszkańców kwatery? Przecież nie łaziłaby po korytarzach i nie lamentowała…!
Prawda?
Ale
dobra, załóżmy nawet, że miałaby tak robić, a życie seksualne Valkyona to
najważniejszy temat dla całej armii. Wciąż pozostaje pytanie, czemu oni wszyscy
zachowują się jak dzieci/aktorzy słabej komedii? Czy to jest w końcu Kwatera
Główna jakichś straży czy cyrk? Ezarel jest wobec Elismy bezczelny, mówiąc
wprost: „Nie męcz już dzisiaj nikogo”, a ta mu jeszcze dziękuje. Niestety nie
zdziwiła mnie jej reakcja, bo taką bohaterkę zdążyłaś już nam zaprezentować
przez te kilka rozdziałów. Ona ma naprawdę duże tendencje do umartwiania się i
minimalizowania własnej wartości, a wątpię, że do tego dążyłaś…
Fascynuje
mnie, czy Eli idzie do Nevry tego samego wieczoru (po tym, jak stwierdziła, że
nie idzie, a później dostała eliksir na sen), bo wychodzi na to, że tak. Sensu,
jak widzisz, w tym nie ma żadnego. Z rozmowy wynika, że Elisma znała Vino kilka
tygodni, więc faktycznie mogła mówić o początku przyjaźni, ale dlaczego nie dałaś
do zrozumienia tego WCZEŚNIEJ, kiedy było na to miejsce, bo o tym pisałaś
(chciałam napisać „opisywałaś”, ale niestety minęłabym się z prawdą), tego nie
rozumiem. Jednak w tym fragmencie znalazłam też plus. Otóż po raz pierwszy
napisałaś dłuższy opis pomieszczenia, który wyszedł naprawdę nieźle.
Zdanie
kryształ, który ma pomagać, przeszkodził jej w Przejściu jest zrozumiałe tylko
dla Ciebie i – mam wielką nadzieję – dla osób, które znają grę, bo nie
napisałaś wcześniej, że kryształ odgrywał jakąkolwiek rolę w klątwie czy
śmierci Vino ani że ona próbowała gdziekolwiek Przechodzić (gdzie? Może na
Ziemię, tylko Ty wiesz).
Nie
wiem, czemu w każdą damsko-męską rozmowę musisz wrzucać niewybredne,
seksistowskie wręcz teksty, które Elisma zawsze bez problemu toleruje, ba,
wręcz wchodzi w te dyskusje. Mogę jedynie żywić nadzieję, że w rozmowie z Nevrą
chodziło o upicie się, ale szczerze wątpię.
Jeśli
główna bohaterka się tak przyjaźniła z Vino, czemu ta jej nie powiedziała, że
Nevra to jej brat przyrodni? A, no tak, może dlatego, że udawała, że jest
człowiekiem, a Elisma do najmądrzejszych nie należy. O samej Vino dowiedzieć
się można najwięcej z listu, który napisała do Elismy, wiedząc, że niedługo
umrze, a nie ze scen z jej udziałem. Z jego treści jawi się obraz miłej, na
pewno mającej dystans do siebie i posiadającej sporo humoru dziewczyny. Szkoda
zmarnować taki potencjał. Zagadką pozostaje również fakt, dlaczego Valkyon
przekazuje przesyłkę z listem i łańcuszkiem podczas podróży, przecież może to
spokojnie zrobić dopiero w Kwaterze Głównej… Bez sensu.
Dobre
wrażenie z listu niszczy końcówka tego rozdziału. Elisma prosi Valkyona o
zapięcie naszyjnika i tym samym zapomina, że dopiero co przeczytała list od
zmarłej przyjaciółki, mniej więcej w sekundę. Przecież obok niej znajduje się
Trulove, który już nie kręci z półwróżkami – może dlatego, że takowych w
kwaterze chyba nie ma – za to zamierza z nią. Z zamiarów szybko przechodzi do
czynów, pewnie, czemu nie. Przynajmniej tyle dobrego, że opisałaś to nie za
wulgarnie i nawet z emocjami. Tylko że jeśli Twoim zamiarem było pokazanie
między tą dwójką czegoś więcej niż pożądanie, to zupełnie się nie udało.
Rozdział
ósmy
W
tym rozdziale nie ma żadnych akapitów. Tekst to niekończąca się ściana tekstu i
czytelnik sam ma się domyślić, gdzie jest czyjaś wypowiedź, a gdzie opis. To
raczej niedopatrzenie, ponieważ zdarza się pierwszy raz, ale… to też niedobrze.
Prawdopodobnie odpowiedź na pytanie, dlaczego każdy rozdział ma inny format
oraz font, jest taka sama – mianowicie nie sprawdzasz, jak wyglądają Twoje
posty, nie czytasz ich… A powinnaś. Każdy powinien.
Jeśli
chodzi o treść – rozmowa Elismy i Valkyona jest przewidywalna, choć nie do
końca. Obawiałam się bowiem, że może do niej nie dojść, że przejdą nad
wszystkim do porządku dziennego, a jednak przynajmniej jedno z nich uważa, że
zbliżenie miało miejsce dość niespodziewanie i za szybko, nawet jeśli oboje
tego chcieli. Czyli mają w sobie trochę realizmu. Udało Ci się pokazać uczucia
między nimi, choć niestety wciąż tyczy się to bardziej tej konkretnej sceny niż
całości opowiadania, ponieważ oni według mnie prawie się nie znają.
Co
do drugiej części – dobrze, że wiadomo coś więcej na temat świata i dobrze, że
pretekstem do tego stał się naszyjnik od Vino. Jednak nie podoba mi się to, że
wciąż uważasz, że nie trzeba mówić o rzeczach oczywistych tylko dla
Ciebie, bo akurat Ci to nie po drodze. Na przykład tutaj wspominasz, że w
Eldaryi miała miejsce jakaś wojna, prawdopodobnie między wampirami a innymi
gatunkami, ale nie informujesz ani kiedy się odbyła, ani o co, ani między kim,
ani jak się skończyła… Po prostu nic. Również tłumaczenie o ogniu zostało
jakby… urwane, tylko część o wzmacnianiu uczuć jest dobrze opisana. I muszę
przyznać, że to bardzo ciekawy pomysł.
Najgorsza
w całym rozdziale jest zdecydowanie końcówka. Czy naprawdę przeszłaś do
omawiania przez Nevrę życia seksualnego Elismy w ten sposób, że wampir pyta,
kiedy zdążyła założyć naszyjnik, i od razu wpada na to, że musiał stać za tym
Valkyon, który następnie spędził upojną noc z główną bohaterką? Po pierwsze
myślałam, że nawet Imperatyw ma jakieś granice, a po drugie jak to w ogóle
brzmi? Myślę, że najlepiej będzie, jak pozostawię to pytanie bez odpowiedzi i
przejdę do następnego postu.
Rozdział
dziewiąty
Na
początku tego rozdziału po raz pierwszy zastosowałaś coś, co można by nazwać
wprowadzeniem. Nie będę ukrywać, że na to czekałam. Aczkolwiek nad przejściem
do akcji z pewnością musisz popracować, bo z tekstu wynika bardziej, jakby
Elisma miała spotkać się z Valkyonem w bibliotece, a nie w sypialni. Tak w
ogóle w tym opowiadaniu każdy wchodzi do kogoś jak do siebie, odnoszę wrażenie,
że nawet bez pukania, i to o dziwnych porach dnia. Nie mogę się też wciąż
zastanawiać nad tym, czym właściwie się te straże zajmują. Mam wrażenie, że ich
głównym zadaniem jest rozmyślanie nad życiem emocjonalno-seksualnym Valkyona i
ewentualnie Elismy, z niewielkimi wstawkami o istnieniu jakiejś rzeczywistości
na zewnątrz.
Kolejne
pytanie dotyczy właściwości naszyjnika, bo pomimo że załapałam, iż dzięki niemu
można zwiększać natężenie czyichś emocji, to nie jest dla mnie całkowicie
zrozumiały mechanizm. Ponadto dość w zagmatwany sposób podałaś, o czym i z kim
rozmawiał Valkyon. Oni tam plotkują na potęgę, tego jestem pewna. Właściwie cały
rozdział można znów streścić do jednego zdania, a szkoda.
Chciałabym
jeszcze zwrócić uwagę na opis Paszy. Już miałam nadzieję, że w końcu poznam
choćby wielkość czy barwę tego chowańca, bo pojawiło się o nim kilka zdań… Ale
nie! Dowiedziałam się, że musiał być szczęśliwy, bo się uśmiechał i był
wyraźnie radosny, i że tak naprawdę to na ogół go nie ma, bo gdzieś się szlaja,
a następnie przeczytałam, że jak Elisma wyszła, to stał przy półwróżce. Chaos i
zero informacji, a później powrót do naszego ulubionego wątku miłosnego.
Rozdział
dziesiąty
Po
pierwsze ten rozdział wkleił Ci się w przedziwny sposób, tekst jest podwojony,
ale jednocześnie podzielony na fragmenty. Kompletny miszmasz, a i z akapitami
jest słabo. Dlaczego nie sprawdzasz, co wyprawia blogspot, po opublikowaniu
postów?
Z
jednej strony widać poprawę w treści. Rozdział jest dłuższy, bardziej
uporządkowany, posiadający więcej opisów. Ponadto w całkiem sporej części
dotyczy czegoś więcej niż relacji Valkyona i Elismy wałkowanej przez
wszystkich. I to nie byle czego – mowa o walkach, żołnierzach, zdradach i
zebraniach. Tylko że z drugiej… po raz kolejny zachowujesz się, jakby to
wszystko miało być dla czytelników jasne. Jakby od dawna doskonale wiedzieli, z
kim walczy armia Miiko, kto do niej należy, jak wygląda sytuacja polityczna i
cały opisywany przez Ciebie świat – realia, nazwy własne, gatunki. Tymczasem
tak nie jest. Nie wiadomo też, czym jest Cień, a czym Obsydian. Dopiero teraz
dowiedziałam się z tekstu, że w Kwaterze jest czterech dowódców, co wcześniej
mogły wiedzieć tylko osoby grające w grę bądź po lekturze Wikipedii.
Wciąż
nie mam również pojęcia o hierarchii ani czy ktokolwiek stąd pochodzi z Ziemi
jak Elisma, ani jak wiele osób o tym wie, bo Kera najwyraźniej nie. Wiem za to
jedno – w Kwaterze Głównej był zdrajca, a Valkyon go ukarał. Szkoda, że nie
poznałam tego chłopaka wcześniej, szkoda też, że nie dałaś do zrozumienia, skąd
opiekun o nim wiedział, ale nie będę ukrywać, że cieszę się z tego typu sceny.
Wreszcie bowiem pojawia się prawdziwa akcja, coś się dzieje, nawet jeśli
zostało opisane dość chaotycznie. Dodatkowo Valkyon w końcu zachowuje się jak
dowódca, jakoś… bardziej prawdopodobnie po prostu, mimo że nie do końca
popieram jego metody rządzenia. I po raz pierwszy przyszło mi na myśl, że może
faktycznie mam do czynienia z żołnierzami, a nie bandą
wampiro-króliczo-wilkołaczych nastolatków, którzy interesują się głównie życiem
seksualnym ciepłej kluchy i Merysujki.
Dodam
jeszcze, że trudno powiedzieć, o co chodzi w rozmowie Kery i Elismy. Raz mowa o
straży Obsydianu, raz jakby o Valkyonie; trudno powiedzieć, czego ma dotyczyć
rzekoma rywalizacja między dziewczynami, bo jak dla mnie to do końca ani
jednego, ani drugiego. Pewnie wiąże się to ze słabo napisanym dialogiem.
Zagadką
pozostaje dla mnie związek czasowy pomiędzy poszczególnymi scenami, a
dokładniej zebraniem, w którym uczestniczy Elisma, a tym, na którym byli tylko
dowódcy. Prawdopodobnie to ten sam dzień, a jeśli tak, to dziewczyna rozmawiała
z Valkyonem maksymalnie kilka godzin wcześniej, więc zdarzyło się bardzo
niedawno, a nie nie wiadomo kiedy, jak podałaś w tekście.
Rozdział
jedenasty
Nie
rozumiem zachowania Twoich bohaterów. Być może Valkyon chciał ukarać Elismę, a
później uznał, że trochę przesadził, i z powodu wyrzutów sumienia i tego, że mu
zależy, chciał jej to zadośćuczynić. Ale on jest, a przynajmniej powinien być,
dojrzały i umieć kontrolować swoje czyny, jeśli uczuć nie potrafi. Czyli
przemyśleć na początku, czy kara jest adekwatna czy nie, a następnie zdecydować,
co zrobić. Próbujesz przedstawić go jako silnego mężczyznę, dowódcę, lecz to
działa tylko w dialogach, nie w zachowaniu. Pewnie, że on może bić się z
myślami i emocjami, ale to nie powinno mieć odzwierciedlenia w czynach w tym
sensie, by Valkyon wciąż zmieniał zdanie i robił co innego co pięć minut.
Elisma
natomiast jest znacznie bardziej niedojrzała, młoda i rozchwiana emocjonalnie,
może nie wiedzieć, czego chce, albo raczej – czego chce, a czego powinna
chcieć. I to by było całkiem okay. Ale mimo wszystko każdy ma swoją godność,
posiada jakieś przemyślenia, dochodzi do jakichś wniosków i nie powinien godzić
się na wszystko. Eli może sądzić, że tamten chłopak zasługiwał na śmierć, a
nawet uważać, że sama powinna otrzymać karę, może podobać się jej Valkyon, ale
jest po prostu niemożliwe, by nie przeszkadzało jej, że on ją tak potraktował.
By bez żadnej refleksji i rozmowy rzucała się na niego/pozwalała mu się rzucać,
nawet jeśli bardzo go pragnie. O ile Valkyon naprawdę pociąga ją nie tylko
fizycznie, a przecież chyba o to Ci chodzi, to ona byłaby w jakimś stopniu
załamana. Mogłaby zbliżyć się do niego nawet tej nocy, ALE po dyskusji, po
pewnym czasie, a nie ot tak! Przynajmniej tyle dobrego, że on koniec końców
wyszedł.
Plus
za to, że jest więcej opisów, że skupiasz się bardziej na stworzeniu sceny,
jakiegoś odniesienia i nie biegniesz na łeb na szyję. Pojawia się za to problem
polegający na tym, że chcesz pisać z perspektywy dwóch bohaterów w jednym
akapicie i nie nazywać w ogóle podmiotów, przez co robi się miszmasz.
Rozdział
dwunasty
To
rozdział z prawdopodobnie największą ilością opisów. Cieszy mnie ta zmiana,
nawet jeśli fragmenty pozostawiają nieco do życzenia. Dobrze, że dokładniej
opisujesz, gdzie znajdują się bohaterowie, co robią i dlaczego. Dobrze też, że
nie wszystko kręci się wokół naszej cudownej pary, a zaczyna być widoczne, że
armie mają coś więcej do roboty.
Jednak
tłumaczeń tego, co się dzieje, wciąż jest za mało. Informujesz, że jeden z
żołnierzy trafił ciężko ranny i nieprzytomny do szpitala i połowa straży szuka
teraz człowieka za to odpowiedzialnego, ale nie wiadomo na przykład, dlaczego
aż tyle osób zaangażowano w poszukiwania. Używasz nowych imion i nazw własnych
takich jak: „lorialet” i „faera” (nie jestem nawet pewna, czy tak powinno się
to odmieniać, bo nic nie napisałaś), czego wcześniej nie robiłaś, więc zmiana
jest dobra. Natomiast robisz to w taki sposób, jakbyś oczekiwała od czytelników
doskonałej znajomości tych pojęć, jakbyś zdążyła już wszystko ładnie
wytłumaczyć, a, jak obie wiemy, tak nie było. To niedopuszczalne.
Rozpisałaś
się całkiem sporo na temat ran Elismy i bardzo dobrze; cieszę się także, że
elfka próbuje wytłumaczyć głównej bohaterce, co jej się stało, jednak niestety
nie do końca się to trzyma kupy. Ja rozumiem, że mam do czynienia ze światem
fantastycznym, ale nie potrafię pojąć, dlaczego uznano za fakt tezę, iż na
pewno nikt się od Elismy nie zarazi, o ile nie wypije jej krwi. To brzmi trochę
jak wampiryzm, ale chyba akurat z Eli nie chciałaś robić wampira; wymaga to z
pewnością lepszego tłumaczenia. Ponadto dotychczas nie zająknęłaś się prawie w
ogóle na temat pochodzenia głównej bohaterki ani tego, że armia najwyraźniej
stara się je ustalić, a tu nagle wyskakujesz z czymś takim.
Niemniej
zdecydowanie najgorsze w tym wątku jest to, czego dowiadujemy się od Valkyona.
Jaki miałaś cel w pisaniu, że dowódca wie, iż miecze są zatrute, ale zapomina o
tym wspomnieć, bo się wściekł? Doprawdy nie mogę tego zrozumieć, po takiej
rewelacji Elisma powinna uciec od niego, gdzie pieprz rośnie.
No
i dlaczego – dlaczego?! – Elisma patrzy na rannego i myśli niemal tylko o tym,
jaki on przystojny? Proszę, wyjdź z tej kliszy! Chwała Ci za to, że
przynajmniej chwilę później dzieje się coś mrocznego i nieoczekiwanego, bo
niesmak po rozdziale byłby naprawdę duży.
Rozdział
trzynasty
Rozdział
jest praktycznie niepodzielony na akapity, nawet przy dialogach, co bardzo
utrudnia czytanie, a czasem wręcz uniemożliwia śledzenie rozmowy.
Akcja
zaczyna być szybsza i w jakiś sposób ciekawsza, ale jednocześnie wydaje się, że
za dużo kombinujesz. Mogę zrozumieć, że rany Elismy i żołnierza na siebie
wpływają, co go ratuje, ale za bardzo nie rozumiem, dlaczego ona tak reaguje, a
później – jak się budzi – czuje się świetnie. Nie do końca też pojmuję, dlaczego
ktoś, kto nie chce czegoś mówić, podaje część informacji – tak, mam na myśli to
o „trocare” (zdecyduj się na jedną pisownię tego słowa, wielką bądź małą
literą, tak jak z „Corko”).
Mogłam
się spodziewać, że prędzej czy później Elismie uda się wybrać na ten
nieszczęsny spacer, i jak dla mnie to bardzo nierozważne, skoro sytuacja należy
do napiętych. Swoją drogą kwatera straży musi mieć bardzo słabą ochronę, jeśli
przeciwnicy są w stanie podchodzić tak blisko, co jest podwójnie dziwne w
świecie, w którym panuje magia.
Sam
atak na Elismę jest więc dość przewidywalny, ale cieszę się z tej sceny,
głównie dlatego, że opisałaś ją w dużej mierze i dopiero na końcu niepotrzebnie
nagle ją zamknęłaś, pisząc, że „wszystko ustąpiło nagle” oraz nie dając
jednoznacznie do zrozumienia, co stało się z drugim napastnikiem, jakby ten
wyparował (dopiero później się tego dowiaduję). Nie można przestać opisywać
czegoś w połowie tylko dlatego, że nie ma się już ochoty/pomysłu/siły. A
szczególnie całkiem wartkiej, ciekawej sceny. To jest bowiem pierwsza odsłona,
w której jacykolwiek przeciwnicy pojawili się bezpośrednio i choć ich motywacje
czy cele wciąż pozostają niejasne, przynajmniej teraz wiemy, że istnieją. No i
nie będę ukrywać, że interesuje mnie tajemniczy gatunek, do którego zdaje się
należeć Elisma.
Rozdział
czternasty
Problem
z zapisem identyczny jak w rozdziale trzynastym.
Denerwuje
mnie, że jako pierwszy powód milczenia na temat rasy Elismy są podane osobiste
przeżycia Valkyona, a nie wytłumaczenia, o co w tym chodzi. Na całe szczęście
potem opowiedziałaś co nieco o kapłanach, jednak w niewystarczająco jasny
sposób. Głównie dlatego, że po raz kolejny zastosowałaś skrótowce i skoki
myślowe. Ale przynajmniej raz w życiu Elisma zakomunikowała, że NAPRAWDĘ chce
się czegoś dowiedzieć, postawiła na swoim, i to się liczy! Choć mnie na jej
miejscu otrzymane informacje by nie usatysfakcjonowały, przede wszystkim w
kontekście niecodziennej mocy i tego, jak dokładnie działa to uzdrawianie.
Dlatego
właśnie bardzo mnie dziwi, że Elisma później zmienia zdanie i właściwie…
rezygnuje z uzyskania odpowiedzi na pytania, ponieważ woli iść do biblioteki.
Ja rozumiem poczucie obowiązku, ale w takiej sytuacji i jeszcze dodatkowo po
zapewnieniu, że może się spóźnić, to bardzo dziwne zachowanie… Jakbyś chciała
na siłę przedłużyć wyjaśnienia albo jakbyś sama się ich bała. Odnośnie do
pierwszego powodu – metoda utrzymania zaciekawienia czytelnika przez poznanie
tajemnicy nie działa, jeśli jednocześnie pojawia się irytacja. Efekt jest wręcz
odwrotny.
Z
dobrych rzeczy – jest więcej o wrogu, a Nevrze udaje się mnie rozbawić
wypowiedzią. Gdybyś postawiła tylko na niego, jeśli chodzi o zabawne swatanie
oraz teksty na temat Elismy i Valkyona, chyba mogłoby się to sprawdzić. No i
fragment z Ezarelem też prezentuje się lepiej niż poprzednie; sarkazm nie
został wciśnięty aż tak na siłę, choć szkoda, że przedstawiłaś to w tak
niewielkiej objętości tekstu.
Rozdział
piętnasty
To
z pewnością najlepszy rozdział; już niemal poprawne formatowanie dawało nadzieję,
która na szczęście nie okazała się płonna.
Skupiasz
się w nim niemal w całości na rozmowie Elismy z Valkyonem, nie urywasz jej, nie
przyspieszasz. Udaje Ci się zbudować klimat i wywołać różnorodne uczucia nie
tylko u Twoich bohaterów, ale również w czytelniku. Stało się tak nie tylko
dlatego, że przedstawiasz całą, długą rozmowę, ale również, że chyba po raz
pierwszy podeszłaś bardziej analitycznie do uczuć Elismy, nie spłaszczając ich.
Daje się czuć to, co ona, i zrozumieć, czemu odchodzi w taki sposób.
Sekret
Valkyona dotyczący Gadony zaskakuje mnie, nie powiem; przeżył w swoim życiu
wiele i aż trudno uwierzyć… To naprawdę okrutne, choć nie mogę się powstrzymać
od myślenia o „Pięćdziesięciu twarzach Greya”. No nic, może lepiej to zostawić.
Dobrze, że dostaję jakieś tłumaczenia, choć szkoda, że nie wiadomo, kto z tą
Gadoną współpracuje, bo sama raczej nie dałaby rady.
Rozdział
szesnasty
Ja
rozumiem, że Elismę trzyma się celowo w niewiedzy, skoro ona jest jednym z
najważniejszych celów Gadony, ale nie może być tak, że nagle, gdy poznałam
tożsamość wroga, główna bohaterka nadal niby nic nie wie, a jednak coś tam
podsłuchuje i to całkiem często. Musisz się zdecydować raz, a porządnie, jakie
informacje kiedy przekazywać. Nie można ani utrzymywać wszystkiego w sekrecie,
ani mówić naraz za dużo; dozowanie informacji jest bardzo istotne i musi
cechować się logiką
W
tym rozdziale dowiaduję się między innymi, że w kwaterze mieszkają jakieś
dzieci oraz cała masa innych chowańców (wielką czy małą, hm?) niż Pasza o wciąż
nieustalonym wyglądzie. Już dawno powinnam zaprzestać zadawania sobie pytania
„Dlaczego?”, ale, jak widać, czasami to silniejsze ode mnie.
Nie
rozumiem zachowania ani tłumaczeń Nevo, ale tym bardziej nie rozumiem Elismy.
Może i ten facet nie zdążył nic jej zrobić, a odsiecz w postaci trzech dowódców
to faktycznie nieco za dużo, ale… Jak kobieta w takiej sytuacji może bronić
kogoś takiego, nawet jeśli z jakiegoś powodu poczułaby rozbawienie? Elisma
czasem zachowuje się jak stuprocentowa i zupełnie niemyśląca ofiara męskiego
świata.
W
rozmowie sam na sam z Valkyonem główna bohaterka wypada lepiej, bo mu się
stawia, i po raz drugi, choć teraz bardziej dosadnie, wyraża niezadowolenie
związane z utrzymywaniem jej w niewiedzy. Szkoda tylko, że – mówiąc o dwa słowa
za dużo – wybiega i znów się niczego nie dowiaduje. Owszem, emocje wzięły górę,
lecz ich wytłumaczenie przerosło nie tylko Elismę, ale również Ciebie. Niemniej
nie mogę nie zauważyć, że to kolejny nieźle napisany dialog między tą dwójką i
teraz śledzę ich wątek z o wiele większym zainteresowaniem.
Na
zakończenie dodam jeszcze, że bardzo mnie cieszy, iż próbujesz bardziej
opisywać miejsca, np. tutaj łazienkę, że bohaterowie nie znajdują się już w
bliżej niesprecyzowanej próżni. Widać stopniową poprawę.
Rozdział
siedemnasty
W
rozdziale pojawiły się częściowo tłumaczenia związane z pojawieniem się Elismy
w Eldaryi. Mogę zrozumieć, że nie chciano jej o tym mówić wcześniej, ale nie
przekonują mnie wyjaśnienia zawarte w tekście. Może dlatego, że tak właściwie
ich nie ma. Nie do końca rozumiem też, dlaczego akurat teraz miano by coś
tłumaczyć ani dlaczego Elisma nie wykazywała tak naprawdę nawet w myślach
zniecierpliwienia czy strachu powiązanego z brakiem informacji. Ponadto gdzieś
w pierwszych rozdziałach pisałaś o magii płynącej w jej żyłach – dlaczego tutaj
nie zostało to poruszone? No i w ogóle gdzie się podziewa ta tajemnicza magia,
bo do tej pory nie było mi dane przeczytać o tym, jak się ona w Twoim świecie
przejawia – a przynajmniej inaczej niż w postaci wciąż dość tajemniczego
kryształu.
Jak
już przy nim jestem, przejdę do misji. Cieszę się bardzo, że zwracasz większą
uwagę na tło, tłumaczenia, w końcu podzieliłaś straż na cztery części i każdej
przydzieliłaś konkretne zadania. Szkoda tylko, że nie wszystko z tego brzmi dla
mnie – i pewnie innych czytelników – zrozumiale, jak również, że nie wiadomo,
co takiego ma dokładnie robić np. Valkyon. Tak więc tendencja jest zdecydowanie
dobra, ale brakuje wykończenia.
Rozdziały
stają się wielowątkowe, a poszczególne wątki zaczynają się przeplatać, co
również uważam za plus i podoba mi się, jak wykorzystałaś w rozmowie między
Valkyonem, Nevrą a Elismą kwestię zazdrości. Pokazałaś ją, a nie tylko
opisałaś, przez co naprawdę dało się to odczuć.
Ostatni
fragment z Nevo nie był zły, choć wydaje mi się, że gdybyś zaczęła perspektywą
Elismy, wypadłoby lepiej – wiadomo byłoby, o czym z nim rozmawiała, zanim
wtrącił się Valkyon. Opiekun faktycznie powinien zacząć pracować nad swoim
temperamentem, choć wybuch jest bardziej usprawiedliwiony niż przy scenie z
Nevrą. Potem znów zdenerwowała mnie pasywność Elismy w stosunku do Valkyona,
ona za bardzo mu pobłaża. Ale przynajmniej chyba namówiła go na zaprzestanie
trzymania dystansu.
Rozdział
osiemnasty
Zaczynasz
akcję od dialogu, a dopiero później tłumaczysz, co i jak – to znaczy, że Gadona
i Valkyon się spotkali, że ma to miejsce niedaleko Kwatery Głównej w lesie i że
straże obu stron znajdują się niedaleko. Dobrze o tyle, że kiedyś pewnie nie
byłoby tych tłumaczeń, źle natomiast – że o wiele lepiej wyglądałoby to, gdybyś
napisała jakiś wstęp. Ponadto, jeśli oni chcieli rozmawiać sam na sam, to
straże – a przynajmniej te należące do Miiko – znajdują się zdecydowanie zbyt
blisko.
Słowa
Gadony brzmią dość irracjonalnie, ale być może o to chodziło – z pewnością
można wyczytać, że ta kobieta jest niezrównoważona. Jednak wydaje mi się, że
zagadką nie miało pozostać to, czego według Miiko i Gadony nie można dzielić –
kryształu czy Valkyona. Z logicznego punktu widzenia chodziłoby o to pierwsze,
tylko że ten przedmiot już jest podzielony. Przecież o to jest ta cała afera,
nieprawdaż?
Drugi
fragment tego postu dzieje się równolegle – dlatego nie rozumiem, z jakiego
powodu wziął się tam Nevra będący wcześniej w lesie. A nawet jeśli przeszedł, o
czym nie wspomniałaś, to skąd wiedział dokładnie, gdzie i kiedy powinien się
znaleźć? Ponownie wyczuwam Imperatyw, którego jakiś czas na szczęście aż tak
wyraźnie nie było… Niemniej dostajesz ode mnie duży plus za scenę walki. Po
pierwsze opisałaś ją dość długo, po drugie momentami naprawdę dobrze.
Dynamicznie, przerażająco… Tylko końcówka psuje nieco to wrażenie, ponieważ
brakuje mi określenia, dlaczego Nevra uważa, że zabił Drakona… Jak można zabić
wampira w tym świecie, tak właściwie brzmi to pytanie. Wcześniej bym w ogóle go
nie zadała, bo nie opisywałaś niczego ani nikogo. Ale teraz, skoro – chwała Ci
– pojawia się opis walki wampirów zawierający również cechy charakterystyczne
dla nich, to pytanie nasuwa się samo przez się.
Rozdział
dziewiętnasty
Post
jest najdłuższy z dotychczasowych. Rozumiem, że mam do czynienia z blogiem, ale
jednak rozdziały powinny zostać podzielone z jakąś myślą. Ostatni miał
konkretne zakończenie, więc wprowadzasz niepotrzebny zamęt, gdy okazuje się, że
w tym poście kontynuujesz rozmowę z pierwszego fragmentu poprzedniego. Choć
przynajmniej dzięki temu zyskuję pewność, że chodzi o dzielenie kryształu, nie
człowieka. Tylko że tu też brakuje logiki, gdyż, pragnę przypomnieć, on jest
JUŻ podzielony!!!
Fakt,
że Elisma się poświęci, był do przewidzenia, ale właściwie to się cieszę, bo
mimo że główna bohaterka znów robi z siebie ofiarę, to teraz przynajmniej ma to
usprawiedliwienie w rzeczywistości, tzn. sytuacja nie należy do ciekawych i
łatwych. Choć dlaczego Nevra ją w ogóle do tego lasu zaprowadził, pozostaje dla
mnie zagadką. Nie sądzę, by okazało się, że wampir jest w rzeczywistości
przeciwnikiem Miiko i jej armii, ale tak można to zachowanie pośrednio
interpretować.
Niestety
nie zaskakuje mnie też zachowanie żołnierzy wrogiej armii ani to, że zostają na
szczęście powstrzymani, ale muszę przyznać, że udało Ci się mnie zdecydowanie
zadziwić w jednym, a mianowicie w tym, kto uratował Elismę. Tego konkretnego
bohatera w życiu bym się nie spodziewała i mimo że jego motywacja ani to, jak
udało mu się przeżyć, nie do końca pozostają dla mnie jasne, uważam, że to
bardzo ciekawy wątek.
Wydaje
mi się za to dość naciągane to, by wampirowi udało się niemal w sekundę zabić
tak wielu żołnierzy, gdy wcześniej nie potrafił poradzić sobie z Nevrą czy
porwaniem Elismy… Jednak i tak za najbardziej irracjonalne uważam zachowanie
Gadony. To, że jest obłąkana, nie pozostawia żadnych wątpliwości, niemniej
jednocześnie to kobieta-dowódca, która sieje postrach, a przez swoje szaleństwo
tym bardziej stanowi niebezpieczeństwo. Dlatego właśnie tak płaczliwa i
depresyjna reakcja w ogóle mi do niej nie pasuje, a tym bardziej nie pasuje mi
jej totalna bierność. Co, nie mogła zrobić jakichś czary-mary? I czy naprawdę
wszyscy żołnierze zginęli i tylko ona oraz Elisma przeżyły? Nie za duże aby
działanie tego Imperatywu?
Na
końcu chcę Cię pochwalić za bardzo ładne zdanie (nawet mimo braku przecinka po
słowie „strach”): W całej tej obojętności, którą jej okazywali strach wyraźnie
zmalał, pozostawiając po sobie lekki niesmak w ustach. Od pewnego czasu
bardziej skupiasz się na uczuciach bohaterów, a gdy udaje Ci się zrobić to w
taki sposób jak tutaj, moje serce się raduje.
Rozdział
dwudziesty
Post,
na który specjalnie czekałam, i który całkiem mi się podobał, ponieważ zawierał
pewne tłumaczenia. Składał się też chyba z najdłuższych dialogów pomiędzy
różnymi bohaterami i było jasne, co kto mówi, właściwie cały czas, więc widzę w
tym zakresie sporą poprawę. Niemniej w pierwszym fragmencie zabrakło w pewnym
momencie dookreślenia, co dzieje się w otoczeniu, jak Elisma i Draken się
zachowują podczas tej dość poważnej rozmowy. Czy cały czas stoją, czy może
zaczynają w pewnym momencie iść? Podoba mi się, że pokazałaś dość specyficzny
charakter wampira i choć ja osobiście bym mu tak nie ufała, to lubię go za to,
że nie jest tak płaski jak większość bohaterów, wyróżnia się językiem i
niejednoznacznością. Mam wrażenie, że mówi prawdę, jeśli chodzi o swoją śmierć
i zmianę poglądów, co nie oznacza od razu, że jest superdobry i nie wynikną z
tego dalsze kłopoty, a przynajmniej taką mam nadzieję, ponieważ konflikt w
opowiadaniach to mus.
To
Elisma mnie ponownie rozczarowuje, głównie z powodów wymienionych przez
Drakena. Pewnie od razu odpowiesz, że przecież sama przyznaje, że wampir ma
rację, ale to właśnie stanowi problem – że ona znów robi z siebie ofiarę,
pozwala innym o sobie decydować, jakby nie miała własnego charakteru,
kręgosłupa moralnego, przemyśleń… Od razu daje się wpędzać w poczucie winy i
nie wyciąga żadnych wniosków ze swojego postępowania, tzn. wciąż bezwiednie
wierzy każdemu, kto jest dla niej miły, nawet jak ten ktoś powie jej, że to
głupota. No błagam! Na końcu tego tematu dodam, iż uważam, że pytanie Elismy,
dlaczego Draken jej pomaga, jest równie istotne, co to o śmierci, i na pewno
nie świadczy o jej ignorancji. Byłabym z niej wręcz dumna, gdyby potem nie
poczuła irracjonalnej ignorancji tylko dlatego, że ktoś zwrócił jej uwagę.
Drugi
fragment nie zwalnia, jeśli chodzi o tempo, za co z pewnością należy Ci się
plus. Nawet jeśli wkrada się tutaj nieco chaosu, daje się bez trudu wyczuć
emocje targające Valkyonem dlatego, że w przeciwieństwie do głównej bohaterki
nie nazywasz ich wprost, a pokazujesz. Zastanawia mnie, dla kogo członkowie
straży, którzy pojmali Drakona, są nieznani? Pewnie dla Elismy, choć to też
trochę niepokojące, skoro mieszka w Kwaterze od dłuższego czasu. Chyba narrator
ponownie się pogubił.
Na
końcu muszę przyznać, że autentycznie zainteresował mnie wątek dawnej miłości
Valkyona: tożsamość tej kobiety i udział Drakena w całej sprawie. Za to samo
zakończenie mnie zawiodło i mam nadzieję, że nie okaże się prawdą, ponieważ
wtedy całe wprowadzenie Gadony nie miałoby sensu. Zdecydowanie nie pasowałaby
ona na prawdziwego, fantasowego złola.
–
bohaterowie (5/20 pkt.)
Zacznę
od kilku postaci, a następnie przejdę do ogólnych spostrzeżeń.
Elisma – główna
bohaterka, o której nie wiadomo zadziwiająco wielu rzeczy, chociażby tego, jak
wygląda ani ile właściwie ma lat; zachowuje się często jak trzynastolatka, ale
zdaje się, że musi być pełnoletnia, skoro – chyba! – wynajmowała innym
mieszkanie. Nie posiadam również żadnych informacji o jej przeszłości na Ziemi,
o tym, gdzie mieszkała, jaką miała rodzinę, czym się zajmowała, a czym
pasjonowała… Informacja, że nie miała ciekawego życia, zdecydowanie nie
rozwiązuje sprawy, wręcz przeciwnie, czytelnika odrzuca już na wstępie.
Ponadto
nawet jeśli losy Elismy nie były do tej pory interesujące, to dziewczyna
powinna przeżywać nagłe obudzenie się w alternatywnej rzeczywistości o wiele
mocniej i intensywniej, niż to przedstawiasz. Tymczasem ona reaguje na wszystko
bardzo biernie, tak, jak nakazuje Imperatyw. Ma się dziwić i dowiadywać w danym
momencie tylko tyle, ile inni bohaterowie/Ty pragniecie. Jeśli akurat nikt jej
nie chce nic powiedzieć, to ona automatycznie się na to zgadza, nie
pojawia się w niej niemal żadna refleksja. Ba, w niej nie pojawiają się nawet
instynktowne reakcje jak strach, niepewność, agresja…! To nie jest normalne
nawet dla typowej, niedoświadczonej Merysujki!
Jak
czytelnik może zżyć się z kimś, kto jest tak… nieżyciowy, bierny, zachowuje się
jak szmaciana lalka i ma wyjątkowo dziwne priorytety? Jej nadrzędnym celem
staje się uczucie do opiekuna, które trudno jakkolwiek wytłumaczyć i którego
się nie czuje, szczerze mówiąc. Podobnie zresztą na początku nie czuje się jej
przyjaźni wobec Vino czy Nevry, bo nie wystarczy czegoś napisać, by to
przedstawić i by czytelnik w to uwierzył.
Zachowania
te są problematyczne głównie dlatego, że w dużej mierze i przez dłuższy czas
tej dziewczynie brakuje charakteru, posiadania opinii oraz decyzyjności, a mimo
to wszystko się jej udaje. Jeśli nawet pojawi się hipotetyczny problem na jej
drodze, na przykład Kera jako rywalka o uczucia Valkyona, to bardzo szybko okazuje
się, że problem znika pomimo zerowej reakcji Elismy. Dodatkowo ta dziewczyna
często wychodzi na kompletną ofiarę losu, która musi być otoczona przez
wątpliwej jakości samców alfa, by sobie poradzić, i której nie przeszkadzają
ich niekoniecznie sprawiedliwe i taktowne teksty; ba, często sama się obwinia,
mimo że wina nie leży po jej stronie (a na pewno nie w całości)! Mówiąc krótko,
typowa Merysujka. Niestety.
To,
co próbujesz wmówić ekspozycją (suchymi, krótkimi stwierdzeniami), często stoi
w opozycji do tego, jak przedstawia się główna bohaterka. Na przykład w
rozdziale jedenastym piszesz: Osobista potrzeba wymierzenia sprawiedliwości
była czymś co Eli rozumiała bardziej niż można by przypuszczać. Aby chcieć
wymierzyć sprawiedliwość, trzeba mieć mocno ugruntowaną opinię na jakiś temat,
coś przeżyć, a nic z tego nie pasuje do Elismy, którą wykreowałaś do tej pory.
Główna
bohaterka przez dłuższy czas zachowuje się jak trzynastolatka żyjąca w szalonym
śnie, który jednak snem nie jest. Może i się boi, że atakuje ją potwór, ale gdy
widzi przystojną twarz, zapomina o tym. Może i zaprzyjaźniła się z dziewczyną,
która umarła, lecz po co komu żałoba, skoro tuż obok znajduje się Trulove
niezbędny do zapięcia naszyjnika i różnych innych banalnych rzeczy? Co z tego,
że zdarza Ci się wspomnieć, że Elisma pragnie uzyskać wyjaśnienia, jeśli przez
dłuższy czas ledwo o co pyta, a jeśli już, zadowala się chaotycznymi, krótkimi
odpowiedziami?
Tak
nie wygląda przemyślana kreacja kogoś, kogo czytelnik powinien co najmniej rozumieć,
skoro jest główną postacią. Przez dłuższy czas Elisma głównie załamuje swoim
zachowaniem i biernością wobec świata, w którym się znalazła, za to ogromnym
zainteresowaniem wobec mężczyzny, który początkowo nie wydaje się zbytnio jego
wart i wobec którego ona wydaje się bardzo niedojrzała.
Jednocześnie
chcę podkreślić, że w którymś momencie, na pewno po jedenastym rozdziale,
trochę się to zmienia. Zaczynasz bardziej skupiać się na uczuciach Elismy, a
ona zaczyna faktycznie coś robić, działać, decydować o swoim losie, a nie tylko
biernie snuć się z kąta w kąt. W ostatnim rozdziale po raz pierwszy można
zauważyć, że zależy jej na innych mieszkańcach kwatery. To wszystko wiąże się
między innymi z tym, że większą rolę zaczynają odgrywać inne wątki niż tylko
jej początkowo naprawdę kiczowaty romans z Valkyonem. W uczucie między nimi,
nie tylko fascynację seksualną, można zacząć wierzyć dopiero od kilku ostatnich
rozdziałów, a domyślam się, że nie o to Ci chodziło.
Na
koniec dodam, że Elisma jest prawdopodobnie jedyną osobą, o której
zainteresowaniach coś wiadomo, mianowicie o rysowaniu i graniu na gitarze.
Dodam, że to drugie zostało wspomniane tylko raz. Nie ma natomiast praktycznie
nic na temat tego, czego dziewczyna uczy się w kwaterze, a podobno w jej krwi
płynie magia. O tym, że Elisma chodzi pomagać do biblioteki bądź zajmuje się
dziećmi (o których nie było długo ani słowa), dowiaduję się blisko dwudziestego
rozdziału… Ale to już nie ten temat.
Valkyon – w
przeciwieństwie do poprzedniczki o wyglądzie głównego bohatera płci męskiej coś
wiem, a to dzięki temu, że zachwycona Elisma informuje mnie o tym od razu po
przebudzeniu się w nieznanym jej świecie. Nie jest to zachęcający początek
wprowadzenia postaci, oj nie; od razu zapala się w głowie lampka o miłości
Merysujki do Trulova, który ratuje ją z każdej opresji. I gdyby tu jeszcze tak
było… Niestety w Twoim opowiadaniu często jest to tylko powiedziane, a nie
pokazane (nie traktuję jako obrony życia ukochanej tego, że położył ją na łóżku
po tym, jak przyłapała go na stosunku z inną i załamana upadła na jego zbroję…
Wciąż nie mogę przeżyć tej sceny). Chodzi mi o to, że Valkyon, którego widzą
bohaterowie, a szczególnie Elisma, oraz ten, którego widzę ja jako czytelnik,
to przez długi czas dwie zupełnie różne osoby.
Im
bardziej wszyscy starają się go idealizować, twierdząc, jaki to cudowny,
waleczny i odważny wojownik, a jednocześnie tak tajemniczy oraz zraniony przez
los (bez żadnych szczegółów na ten temat), tym większą niechęć wobec niego
odczuwam. Facet nie chce nic powiedzieć, chodzi nie wiadomo gdzie i wbrew swoim
słowom wcale za bardzo się bezpieczeństwem czy nauczaniem Elismy nie
interesuje. Wielokrotnie wykazuje się brakiem profesjonalizmu, jak również
jest… no, gburowaty po prostu. Ale za najbardziej denerwujący uważam fakt, że
na siłę starasz kreować się go jako tajemniczą osobę, przez dłuższy czas nie
pisząc o nim za wiele. Jednocześnie w bezpośrednich scenach z jego udziałem nie
widzę ani niczego specjalnie interesującego, ani zachęcającego, by poznać go
bliżej. Bardziej niż dowódcę przypomina ciepłą kluchę.
W
ostatnich rozdziałach na szczęście jest lepiej, tak samo jak z Elismą, gdyż
bardziej skupiasz się na uczuciach, opisach. Widać, że w Valkyonie toczy się
pewnego rodzaju walka. Być może dla Ciebie zabrzmi to zaskakująco, ale to w
momencie, gdy okazało się, iż nie jest tak idealny, za jakiego wszyscy zdają
się go uważać, bo tak chce Imperatyw, dla mnie okazał się po raz pierwszy
interesujący. Miało to konkretnie miejsce wtedy, gdy mężczyzna wskazał
wszystkim, że między nimi jest zdrajca, a następnie wyjawił jego tożsamość.
Valkyon zaprezentował wtedy słabość, ale jednocześnie i siłę, władczość, choć
szkoda, że chwilę później dobre wrażenie zostało zlikwidowane jego
nieprzemyślanym zachowaniem wobec Elismy i tym, że ona znów mu ot tak
wybaczyła…
Niemniej
od tego wydarzenia Valkyon stał się bardziej żywy, rozpoczęłaś ujawniać jego
przeszłość, przeżycia, przez co zaczął być o wiele znośniejszy. Można wręcz
powiedzieć, że jakoś mnie zaciekawił, bo nawet jego uczucie do Elismy stało się
prawdopodobne logicznie. Zaczął przypominać człowieka, a nie sztuczny twór, w
którym Imperatyw opowiadania każe się zakochiwać nie tylko głównej bohaterce (i
w odmiennym sensie innym postaciom), ale i czytelnikom, bo przecież wszyscy tak
bardzo wielbią tam Valkyona i tak niesamowicie interesują się jego życiem, że z
pewnością warty jest miłości ogółu.
Kera – można by o niej
powiedzieć, że jest jedną z bardziej istotnych postaci w tym opowiadaniu, tylko
że sposób, w jaki ją wprowadziłaś i poprowadziłaś, niszczy to wrażenie.
Zastanawiam się, po co to wszystko było. Dlaczego po akcji w wiosce Kera
została włączona do armii i gdzie się podziała następnie, ponieważ właściwie
nie utrzymuje kontaktu z Elismą i Valkyonem w Kwaterze Głównej. Nie zamieszała
wystarczająco w życiu prywatnym głównym bohaterów, nie ujawniła jakichś
specjalnych mocy, nie przekazała informacji, nie stała się kimś ważnym. To, że
została zaatakowana, rozmyło się tak samo jak fakt, że jest półwróżką, co mnie
na przykład zaciekawiło. Ech, nawet nie wiadomo, czy mieszkała z ojcem czy z
wujkiem, więc czego ja wymagam.
Miiko – prawdopodobnie
główny dowódca armii będącej dla mnie ogromną zagadką, w każdym razie miłą
odmianę stanowi fakt, że to kobieta, a przy okazji kitsune (i to by było na
tyle, jeśli chodzi o ten gatunek; swoją drogą sporo w tej grze różnych
odniesień i różnych stworzeń, że tak powiem, niezły miszmasz). Miiko pojawia
się w tekście od czasu do czasu, niemal tylko w dialogach, więc tak naprawdę sama
nie miałam szansy jej poznać. W słowa tej bohaterki próbujesz włożyć, niestety,
niewielką ilość informacji o świecie przedstawionym i sytuacji, w której
znajdują się bohaterowie. Oczywiście, czasem tematem jest również relacja
między Elismą a Valkyonem. Trudno powiedzieć coś więcej o samej Miiko; myślę,
że jej decyzje są dość zagadkowe – nie rozumiem, dlaczego raz coś ukrywa, raz
postanawia mówić, a jak na dowódcę momentami wydaje się zbyt niedoświadczona.
Vino – pół-wampir,
pół-wilkołak, dziewczyna, którą nazwałaś przyjaciółką Elismy, praktycznie jej
nie przedstawiając. Najwięcej wyczytać o niej można z listu, jaki było mi dane
przeczytać dopiero po jej śmierci. Nie prezentuje się kogoś, kto jest istotny
dla głównej bohaterki, tylko po to, by lada chwila go uśmiercić. Czytelnik MUSI
wyrobić sobie o tej postaci jakieś zdanie. Vino miała ogromny potencjał – mogła
wprowadzić Elismę w ten świat, posiadała tajemnicę, była mieszańcem i na pewno
nie miała łatwego życia. Stanowiła bardzo dobry materiał psychologiczny oraz
ciekawy wątek. W liście wykazała się też między innymi dystansem oraz poczuciem
humoru. Tymczasem Ty całkowicie zmarnowałaś jej potencjał. Został po niej tylko
medalion, którego rola i ważność do dwudziestego rozdziału pozostają równie
mgliste co wspomniany potencjał.
Nevra – oto wampir,
który rzekomo podrywa Elismę, choć nie miałam okazji o tym przeczytać.
Przyrodni brat Vino, o czym dowiaduję się poniewczasie. Mimo to uważam go za
najciekawszą postać drugoplanową w tym opowiadaniu, ponieważ czymś się
wyróżnia. Po pierwsze ma specyficzne poczucie humoru, a po drugie jest chyba
jedyną osobą, po której naprawdę widać, że zależy jej na Elismie, i która
próbuje ją wprowadzić w życie Kwatery Głównej. Niestety nie od początku;
najpierw jego rola skupia się głównie na tym, by wciskać nos w mocno prywatne
sprawy Elismy i Valkyona, rzucając jednocześnie niewybrednymi żartami. Czasami
zbyt niewybrednymi, choć jakbyś ograniczyła się w tym zakresie tylko do niego,
byłoby o wiele lepiej.
Ezarel – jedna z postaci,
która została wprowadzona imieniem tak, jakbym miała ją znać, a w dosłownie
dwie jej cechy – złośliwość, nietowarzyskość – mam uwierzyć ot tak, bo
Imperatyw tak chce. Na szczęście później przedstawiłaś ze dwie sceny (niestety
krótkie), w których można było zobaczyć specyficzny sposób zachowania Ezarela,
jednocześnie dostrzegając, że to bardziej poza niż prawdziwa niechęć wobec
innych. Dostaje też ode mnie osobistego plusa za dziedzinę, którą się zajmuje.
Jest elfem, to też na plus, choć potencjał z pewnością nie został wykorzystany.
Niemniej, jeśli Ezarel ma być drugoplanową postacią, to niestety nie wyszło –
nic o nim prawie nie wiadomo, gdybyś z niego zrezygnowała, niemal nic by się
nie zmieniło.
Draken – początkowo
wydawało się, że to będzie tylko jeden z tych złych, ten od brudnej roboty.
Spełniał swoją rolę całkiem nieźle i dobrze się czytało sceny z jego udziałem,
choć szkoda, że pojawił się tak późno. Nie zmienia to wszystko faktu, że
podobało mi się, co przygotowałaś dla niego w rozdziale dziewiętnastym, nawet
jeśli nie jest dla mnie zrozumiałe i nie wiem, czy należy mu wierzyć. Niemniej
to taki rodzaj niewiedzy, który w opowiadaniach jest bardzo pożądany, ponieważ
utrzymuje zainteresowanie czytelnika.
Gadona – to osoba, która
należy do tajemniczych trocare i pełni rolę antagonisty. Niestety niezbyt
skutecznie, ponieważ, mimo że armia doskonale zna jej tożsamość, czytelnicy są
pozbawieni tego przywileju przez kilkanaście rozdziałów. Za mało poznaliśmy ją
także w bezpośrednich scenach. Szaleństwo świetnie pasuje do głównego „złola” w
fantasy, ale na ogół nie bierze się – a na pewno nie powinno się brać – z
niczego. Ponadto szaleństwo takich jednostek jest w pewnym sensie genialne w
swoim okrucieństwie, a jak dla mnie Gadona załamała się zdecydowanie zbyt łatwo
i szybko po wydarzeniach z dziewiętnastego rozdziału. Zastanawia mnie też, czy
ona naprawdę jest tak trudna do pokonania, jak wszyscy zdają się tutaj
twierdzić, ale to wiąże się z tym, że ogólnie nie znam zbyt wielu szczegółów
dotyczących wojny, kryształu, magii, reguł panujących w Twoim świecie…
Podoba
mi się, że powiązałaś Gadonę personalnie z Valkyonem, choć nie jestem
przekonana, by aż tak duże nawiązanie do „Greya” było wskazane. Akurat o tej
tajemnicy mogłam jako czytelnik nie wiedzieć jakiś czas, ale inne informacje
dobrze byłoby podać wcześniej. Antagonista powinien zostać wyraźnie określony
na początku właściwej akcji, żeby można było się w niego wczuć.
Bohaterów
uważam za jeden z najsłabszych aspektów Twojego opowiadania, gorzej prezentuje
się chyba tylko zapis dialogów (a czasami całych notek – w postach, w których
nie zwróciłaś najmniejszej uwagi na formatowanie po publikacji). Postaci prawie
od początku jest dużo, ale z powodu tego, jak je wprowadzasz (czy raczej NIE
wprowadzasz), o większości nie można nic powiedzieć. Wiąże się to z pewnością z
praktycznie nieistniejącym tłem w początkowych rozdziałach i brakiem
umiejętności tworzenia przekonujących psychologicznie postaci.
Pytaniem
pozostaje też, ile postaci faktycznie wzięłaś z gry, a ilu nie. Z Wikipedii o
Eldaryi wyczytałam, że są dostępni: Valkyon, Ezarel, Nevra, Miiko i Ykhar.
Kolejna kwestia to, czy i w jakim stopniu wymienione postacie są podobne do
swoich pierwowzorów. Z opisów na Wikipedii wynikałoby, że z Valkyona wzięłaś
wygląd i tajemniczość, z Nevry być może troskliwość, ale już raczej nie
nieufność czy flitrowanie (a przynajmniej nie z Elismą). Miiko i Ezarel też nie
za bardzo wypadają u Ciebie jak osoby opisane na tamtej stronie. Ale powtórzę,
że gry nie znałam, więc więcej na ten temat pisać nie będę. Dodam tylko, że
nadając imiona OC, nie powinno wybierać się zbyt podobnie brzmiących słów –
mniemam, że Nevo jest taką postacią, a jego imię wywołuje zbyt duże
podobieństwo do Nevry.
Zacznijmy
od mniej istotnych bohaterów. Postacie drugo- i dalszoplanowe to przez większą
część opowiadania ogromna masa różnych osobników wypowiadająca mało zrozumiałe
dla czytelników zdania oraz opatrzona zazwyczaj tylko imionami, których nie da
się spamiętać. Problem polega na tym, że nie można dopasować dialogów i imion
do osoby, ot co. Później jest z tym trochę lepiej, część bohaterów
drugoplanowych dostaje jakieś cechy charakterystyczne, zaczynają się pojawiać
wciąż okrojone informacje o tym, kto należy do jakiego gatunku i czym ten
gatunek się charakteryzuje, ale niestety w większości przypadków to wciąż za
mało.
Przeczytaj,
proszę, ten akapit podany jako przykład na wprowadzanie przez Ciebie bohaterów,
by stało się jasne, o czym mówię: Pod koniec tygodnia Miiko wezwała wszystkich
dowódców do siebie. Elisma spacerowała z Nevrą gdy przybiegła Ykhar i
poinformowała, że mają się zebrać w Kryształowej Sali. Wampir przeprosił je
obie i pospiesznie się oddalił. Eli została sam na sam z króliczycą. Chcę
podkreślić, że to nie jest wcale najgorsza wersja, bo przynajmniej dałaś Ykhar
cechę rozróżniającą, mianowicie bycie króliczycą (choć wcale nie jest
powiedziane, że nie ma tutaj innych króliczyc). Nawet jeśli ktoś zna grę i wie,
kim jest Ykhar, nie będzie zadowolony z takiego wprowadzenia, a tym bardziej
nie będzie mieć pojęcia, jak interpretujesz tę postać, skoro następnie w ogóle
jej nie kreujesz.
Jeśli
jakiś bohater nie będzie pełnił roli w Twoim opowiadaniu, nie musisz go
wprowadzać bądź też nie musisz podawać jakiegoś imienia – „masa” też jest
potrzebna, buduje w końcu tło. Ale jeśli już rzucasz imieniem i, powiedzmy,
dwoma innymi określeniami, szczególnie z wypowiedzią/wypowiedziami, to dajesz
do zrozumienia, że czytelnik powinien tego kogoś zapamiętać. W związku z tym
należy poprowadzić tę postać dalej. Jeśli nie ma dużego znaczenia, może
cechować się tylko jedną czy dwiema rzeczami, wcale nie musi, a wręcz nie
powinna, mieć rozbudowanego charakteru i przeszłości, ale musi coś do
opowiadania wnosić.
Kwestia
z głównymi bohaterami pozornie wygląda nieco lepiej – w końcu trudno i o nich prawie
nic nie wiedzieć – problemem pozostaje to, jak przekazujesz tę wiedzę i co się
w niej dokładnie zawiera. A nie jest z tym dobrze, szczególnie na początku;
przykładowo imię Elismy poznaję dość późno w chyba najgorszy możliwy sposób –
rozmowie między bohaterami po pewnym czasie – a przecież mam z nią do czynienia
od początku opowiadania. Co się tyczy natomiast wiadomości, trudno Ci je
odpowiednio wybrać, a następnie przesiać. Dla przykładu opowiastka o żartach
współlokatorów, z którymi Elisma chyba przy okazji pracuje, jest całkiem
zabawna, ale nie może stanowić właściwie jedynej informacji ze starego życia
głównej bohaterki, a co najwyżej uzupełnienie jej przeszłości.
Nie
mówię, że powinnaś pisać rozdział stanowiący suchą biografię głównej bohaterki,
zanim zaczniesz właściwą akcję w Eldaryi, ale warto pokazać, jaką była
dziewczyną, nim znalazła się w alternatywnym świecie. A gdy już się do niego
przeniosła, masz idealną możliwość przedstawić jej rozterki – również związane
z tym, co zostawiła za sobą. Tak naprawdę jak na główną bohaterkę nie wiadomo o
niej za wiele, o Valkyonie natomiast – jeszcze mniej.
Ponadto
główni bohaterowie są boleśnie przewidywalni i wrzuceni w denerwujące schematy,
o których wspominałam wcześniej. Na całe szczęście w ostatnich postach zaczęli
z nich wychodzić, zaczęli coś czuć, reagować na otoczenie, a nie tylko biernie
przechodzić z rozdziału do rozdziału, co stanowi dobrą zapowiedź na przyszłość.
Ich zachowanie jest bardziej współmierne do akcji niż wcześniej.
Podsumowując,
problem polega na nieumiejętnej kreacji bohaterów. Tych mniej ważnych nie można
budować w ten sposób, że rzuca się tylko ich imionami i wypowiedziami, trzeba
dać im coś więcej. Należy również rozdzielać ich „ważność” i w ten sposób
decydować, kogo jak dokładnie się przedstawi, nie wszyscy są sobie równi –
jedni będą drugoplanowi, inni trzecio-, a inni tylko epizodyczni, stanowiący
niezbędną masę w tle. Jako że mają inną rolę, mają też inną ważność i inaczej
należy ich prezentować.
W
opowiadaniach fantasy trzeba także pamiętać, że ma się do czynienia nie tylko z
jednostkami, ale również różnymi gatunkami magicznych stworzeń, które powinno
się opisywać jako całość. Tego tutaj wyjątkowo brakuje, więc nie ma właściwie
co oceniać. Najwięcej pojawiło się na temat wampirów i wyszło naprawdę nieźle.
Magii za to wciąż jest jak na lekarstwo, a wielka, wielka szkoda.
Tutaj
pewnym rozwiązaniem może być skupienie się bardziej na straży, a właściwie
strażach. Z tekstu można było wysnuć wniosek, że są jej cztery rodzaje, a straż,
do której należą Elisma i Valkyon, to Straż Obsydianu. Potwierdzają to
informacje z Wikipedii, ale w samym opowiadaniu nie ma właściwie NIC więcej.
Główni
bohaterowie są oczywiście trudniejsi do kreowania. Trzeba ich przedstawić tak,
by czytelnik wczuł się w ich sytuację, rozumiał pobudki. Nie musi zawsze się z
nimi zgadzać, ale powinien ich zrozumieć, kibicować im, przeżywać wraz z nimi
emocje. W związku z tym osoby te muszą być wielowymiarowe, muszą być… jak
ludzie.
Nie
można popadać w schematyczność (Merysujka/Trulove), nie można też używać zbyt
dużej ilości ekspozycji w stosunku do bezpośrednich scen. Czytelnik sam potrafi
wyciągnąć wnioski z interakcji między bohaterami, a przynajmniej powinien móc
je wyciągnąć z tekstu. Trzeba dać mu szansę. Idealizowanie kogoś na siłę
(Valkyon) jest nierealne, więc osiąga się tym odwrotny efekt niż zamierzony.
Tak samo jest z nierealną biernością i uległością wobec wydarzeń i innych
bohaterów (Elisma). Przez dłuższą część tekstu ta dziewczyna jest po prostu załamująca
z tą swoją ślepą fascynacją Valkyonem i niemal zerowym zainteresowaniem Eldaryą
oraz własnym losem, nawet jeśli od czasu do czasu przypomni sobie, że może
powinna się czegoś dowiedzieć.
Ostatnie
słowo dotyczy antagonistów. W każdym opowiadaniu takowi powinni się znajdować,
a w fantastyce jawią się oni jako typowe czarne charaktery, w których trudno
zauważyć pozytywne cechy. Najlepiej jest jednak, by mieli oni jakąś przeszłość,
która pozwala na zrozumienie, dlaczego są tacy, a nie inni. Jednak to sprawa
drugorzędna w sytuacji, kiedy w opowiadaniu trzeba czekać kilkanaście dobrych
rozdziałów, by antagonista/antagoniści otrzymali twarz i motyw. Bohaterowie
doskonale wiedzieli, jak nazywa się ich wróg, i nie widzę żadnego argumentu,
dla którego trzeba było tak długo ukrywać go przed czytelnikami. Antagonista
musi się „wyrobić”, większość czytelników powinna być za „dobrymi”, a przeciw
„złym” – a jeśli są jakieś wątpliwości, to nawet lepiej. Tymczasem, gdy autor
ani tych, ani tych nie przedstawia, to czytelnik ich nie zna, więc trudno mu
być za kimkolwiek, za to czuje po prostu nudę bądź irytację.
– styl + logika
(8/20 pkt.)
Zacznę
od przedstawienia błędów z wymienionych wcześniej rozdziałów, a na końcu
napiszę podsumowanie dotyczące zarówno stylu, jak i logiki. Jeśli w jakimś
fragmencie znajdują się błędy dotyczące innych punktów oceny, np. językowe czy
interpunkcyjne, są ignorowane tutaj, a omawiane dalej, w odpowiednich
miejscach. Nie wypisuję wszystkich błędów z danych rozdziałów, jeśli się
powtarzają, a wypisywałam je na bieżąco.
Prolog
Obudziła się w ciemności. Nigdy nie miała problemów ze snem, wręcz
przeciwnie, spała jak kamień, zdziwiła się więc, że obudziła się w nocy. – Powtórzenie. I
to łatwe do wyeliminowania, ponieważ niepotrzebnie dublujesz informację
dotyczącą zarówno budzenia, jak i tego, że dziewczyna nie ma zazwyczaj
problemów ze snem.
Spojrzała na zegarek
cyfrowy chcąc dowiedzieć się, która godzina, jednak zegarka tam nie
było. –
To w końcu spojrzała na ten zegarek czy nie? Podejrzewam, że mogłaś mieć na
myśli nadgarstek/szafkę nocną, ale wyszło na rozdwojenie jaźni. Nikt nie wie,
czym jest tajemnicze „tam”.
Podniosła się z
zamiarem odnalezienia zguby, pomyślała, że mogła go strącić przez sen. //
Zorientowała się, że leżała na ziemi, bardzo zimnej ziemi. W swoim pokoju miała
deski, tutaj wyczuła kamienie. Z westchnieniem się podniosła, podejrzewała, że
współlokatorzy znowu wykorzystali jej mocny sen i zrobili jej
kawał wynosząc poza miejsce ich zamieszkania. Ostatnim razem znalazła się na zapleczu
klubu, w którym razem pracowali. – Tutaj nie jest za dobrze ani z logiką,
ani ze stylem. Wciąż bezimienna „ona” wyprawia zadziwiające rzeczy. Przecież
podniosła się z zamiarem znalezienia zguby, a w następnym akapicie wciąż leży
i, co jeszcze lepsze, podnosi się po raz kolejny. Dodatkowo ja już naprawdę nie
wiem, dlaczego nie można po prostu podłogi nazywać podłogą, a kamieni
kamieniami zamiast zimną ziemią. Co do stylu, w pierwszym zdaniu brakuje
łącznika „bo”/„ponieważ”, natomiast pod koniec mamy powtórzenia, i to jeszcze
zaimków, których nadmiar jest szczególnie bolesny dla oczu, a których
niejednokrotnie nie trzeba używać/można je zastąpić rzeczownikami. Np. tutaj
wystarczyłoby napisać „zrobili kawał”, „miejsce zamieszkania”. Zastanawiam się
też, czy niedaleko ich mieszkania (można było je tak nazwać, znacznie prościej,
nie sądzisz?) są jakieś kamienie, przecież nie taszczyliby jej nie wiadomo
gdzie. Na końcu ostatnia uwaga – to bardzo wygodne, by współlokatorzy byli też
współpracownikami, ale samo stwierdzenie „razem pracowali” nie załatwia
wszystkiego. Czyżby mieszkali… nad klubem? Pod? Obok? W? Nic nie wiadomo.
Ruszyła na oślep
przed siebie aż trafiła na ścianę. Idąc wzdłuż niej w pewnym momencie zauważyła
światło. Pobiegła szybko czując narastający triumf i chęć zemsty. // Wybiegła
na polanę (…)
– chwileczkę. O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie tutaj jakiekolwiek tło, gdzie
jakakolwiek logika? Ile to wszystko trwało? Chyba długo, skoro wcześniej było
tak przeraźliwie ciemno, a teraz bohaterka nagle zauważyła światło. Ponadto
skąd się nagle wzięła ta polana? Kiedy „ona” wyszła na dwór, skoro jeszcze
przed chwilą znajdowała się w pomieszczeniu/miejscu posiadającym najwyraźniej
ściany (może jaskini, skoro jednocześnie były tam kamienie i ziemia? Sęk w tym,
że w ogóle nie powinnam się nad tym zastanawiać)? Nie napisałaś niczego, co
mogłoby to sugerować. Ale cóż, opisów w ogóle jest tyle, co kot napłakał. Weźmy
chociażby to biedne, nieokreślone nawet jednym przymiotnikiem światło. Brak
opisów nie pomaga w logice, wręcz przeciwnie. Dodam jeszcze, że opisywana
dziewczyna wcześniej nie sprawiała wrażenia takiej, która odczuwałaby chęć
zemsty wobec swoich współlokatorów, a więc tym bardziej nie poczułaby jej
teraz. Powinno być też „narastające”, nie „narastający”.
Usłyszała szelest
w krzakach po swojej prawej stronie. // - Wreszcie się pokazujecie łąjzy! -
krzyknęła idąc w ich stronę. – Ja rozumiem, że dziewczyna może sądzić, iż w tych
krzakach znajdują się jej współlokatorzy (choć uważam, że w takich
okolicznościach mogłaby już nabrać pewnych wątpliwości), ale nie potrafię
pojąć, czemu narrator trzecioosobowy też „uważa” tak samo, pisząc „ich”. To
„ich” mogłoby co prawda dotyczyć krzaków, a wtedy błąd polegałby na pomyleniu
podmiotów, bo w międzyczasie wkradły się „łajzy”, ale sądząc po tym, co piszesz
dalej, tak nie jest.
Jeśli dorobiliście
sobie klucz do mojego pokoju zacznę poważnie zastanawiać się nad wymówieniem
wam umowy!
– Może się za bardzo czepiam, ale z tego zdania wynika, że dziewczyna, o której
piszesz, jest właścicielką mieszkania, skoro może wymówić reszcie umowy (raczej
nie jedną, a wiele). Tak więc wydaje mi się mało prawdopodobne, by
współlokatorzy, znając jej stosunek do takich żartów, ryzykowaliby po raz
kolejny. Chyba że nie podoba im się to mieszkanie, wtedy to co innego.
To co wyszło z ukrycia
dosłownie zwaliło ją z nóg.Wbiegło w nią powalając na ziemię, wywołując ogromny
ból w plecach. Krzyknęła próbując odepchnąć napastnika. Czarna maska zasłaniała
całą głowę, przez to nie wiedziała z czym ma do czynienia. Obawiała się, że to
nie jest część kawału współlokatorów. – Wklejam cały akapit, w którym roi się
od błędów, ale chyba największym problemem jest ostatnie zdanie. Twoja
bohaterka po prostu poraża w nim swoją bystrością. Musisz popracować nad
przejściami. Jeszcze przed chwilą narrator sugerował, że to współlokatorzy
czają się w krzakach, a teraz ni stąd, ni zowąd, nawet bez małego słówka
„niespodziewanie” bohaterkę atakuje COŚ. Masz także tendencję do omijania
pewnych spójników, np. tutaj aż się prosi o „i” w drugim zdaniu. Mylisz również
perspektywy i podmioty – czarna maska nie należy tutaj do nikogo, a dodatkowo
chyba potrafi myśleć, bo ze zdania wynika, że to właśnie ona nie wie, z czym ma
do czynienia.
Usłyszała za sobą
warczenie. Przestała się szarpać i odchyliła głowę. – To jaki zakres
obrotu ma jej szyja? Coś czuję, że bohaterka pobiła rekord Guinessa.
W przestrachu
podniosła się do pozycji siedzącej. – Twój styl generalnie jest prosty, na
ogół wręcz za prosty, więc tego typu kwiatki tym bardziej rzucają się w oczy.
Naprawdę wystarczyłoby napisać „usiadła”, za to dokładniej określić, jak to
zrobiła, skoro się bała.
Z bliska
obserwowały ją złote oczy. Piękne złote oczy należące do pięknej, męskiej
twarzy. Pomyślała, że może dalej śniła. To by wiele wyjaśniało, choćby to, że
znalazła się w tak kolorowym miejscu z kimś takim jak on. – Być może
myślałaś, że tego typu powtórzenie barwy oczu mężczyzny będzie
romantyczne/słodkie, a niestety jest kiczowate. Ponadto dziewczyna nawet nie
rozejrzała się po pomieszczeniu, bo ten facet zajmuje całe jej pole widzenia,
więc skąd ma wiedzieć, czy to miejsce jest kolorowe?
Powinnaś jeszcze
leżeć. - odezwał się mężczyzna, prostując się. - Dostałaś mocno w głowę, // To
wszystko wydawało się zbyt realne na sen. – Przepraszam, ale jakie „wszystko”?
Te dwa zdania? Wyprostowanie się przez mężczyznę? Co w tym jest tak
niesamowicie realnego?
- Gdzie jestem? -
zapytała rozumiejąc coraz mniej. – A czy ona miała w ogóle szansę
cokolwiek rozumieć? Przecież nikt jej jeszcze nic nie tłumaczył, a ona sama nic
właściwie nie zdążyła zobaczyć.
(…) z kocimi
uszami na głowie
– gdyby te uszy znajdowały się gdzieś indziej niż na głowie, to warto byłoby
wspomnieć, ale tak… Że też pozwolę sobie użyć pleonazmu – oczywiste
oczywistości prawisz. Choć nauka idzie do przodu i dało już radę wyhodować
ludzkie ucho na przedramieniu, więc może przesadzam.
Nic więcej nie
pamiętasz? - dziewczyna nie dawała za wygraną. Pokręciła tylko głową. Czuła się
coraz bardziej zagubiona. – Pomylenie podmiotów wywołujące zanik logiki.
Dziewczyna z pierwszego zdania po wypowiedzi to nie ta sama osoba, która jest
podmiotem w dwóch następnych zdaniach – stanowi go w nich bowiem wciąż
nienazwana główna bohaterka.
Stworzenia, które
nosili na ramionach, bądź stały przy nodze wcale nie zmieniały wrażenia. Wyglądały
jak zwierzęta, ale zupełnie inne niż u niej. – Tutaj chyba nawet nie będę
próbować doszukiwać się sensu. Choć po lekturze całego opowiadania mniemam, że
mogło chodzić o chowańce.
Ile
razy powtórzyłaś w drugim fragmencie prologu „wszystkich” i „wszystkiego”, wolę
nie liczyć.
Rozdział
pierwszy
Nie umiała nie
myśleć o swoim prawdziwym domu, nie żeby kiedykolwiek miała miejsce, które
mogła takowym nazwać. Zastanawiało ją jednak co w tym okresie działo się
w jej świecie, chociaż twierdzili, że tu jest jej miejsce, przez
wzgląd na odkrycie magicznej krwi w jej żyłach. – Ta dziewczyna
cały czas sobie przeczy. To w końcu miała poczucie posiadania prawdziwego domu
czy nie? W bardzo małej ilości tekstu chcesz przekazać zbyt wiele treści. Stąd
tajemniczy, nieokreśleni „oni”, którzy coś sobie twierdzą. Nie można napisać,
że w dziewczynie odkryto magię, i od razu przejść do czegoś innego. Albo nie
wrzucaj tej informacji, albo się na niej skup. Nie można powiedzieć wszystkiego
naraz i bardzo dobrze, w końcu pisanie opowiadania to nie wyścigi. Ponadto zbyt
dużo „nie” w bliskim sąsiedztwie nie wygląda dobrze, lepiej napisać „nie umiała
przestać myśleć (…)”. Znajduje się tutaj także masa powtórzeń, głównie zaimków,
oraz trochę błędów interpunkcyjnych.
Poza pracą miała tylko
dwóch współlokatorów (…) – chwila, przecież podobno także z nimi pracowała.
Dodatkowo z konstrukcji zdania wynika, jakby praca była człowiekiem bądź
współlokatorzy byli rzeczą/pojęciem, nie ludźmi.
Spodziewała się
tego, nie musiał daleko szukać, nie spodziewała się tylko – rzadko
zdarzają się aż tak kłujące w oczy powtórzenia.
(…) w jej głosie
rozbrzmiewało rozgoryczenie, czuła to, nie potrafiła tego ukryć. – Może dorzuć
jeszcze kilka określeń na to samo, tak na wszelki wypadek.
(…) stanął przed
nią jakby w oczekiwaniu na jej ruch. Wiedziała jednak, że i tak zrobi co uzna
za słuszne.
– Po raz kolejny mylisz podmioty; „że i tak zrobi, co uzna (…)” z konstrukcji
zdania tyczy się dziewczyny, a nie chłopaka. Ponadto skąd ona może wiedzieć, co
zrobi facet, którego w ogóle nie zna? To po prostu magia Trulova, wiem, wiem.
Na razie na tyle
na ile mogę wykorzystać swoją władzę, nakazuję ci spokój. – Co to w ogóle
za określenie? Jak można za pomocą władzy wpływać na czyjś spokój?
Mimo swoich
wątpliwości do jej osoby opiekował się nią, wszystko cierpliwie
tłumaczył i odpowiadał na jej nieliczne pytania. – Typowy przykład
ekspozycji, nie dałaś możliwości czytelnikowi, by sam mógł sobie wyrobić
zdanie, czy Valkyon faktycznie tak robi czy nie. I dlaczego „nieliczne”? A, no
tak, bo Elisma prawie w ogóle się nie odzywa, zapomniałam. No i wiadomo, że to
były jego wątpliwości.
Postanowiła ruszyć
za nim, uznała, że mu uwierzy. – Nie można uznać, że się komuś wierzy.
Wierzy się albo nie wierzy, albo nie wie się, czy się wierzy, ale nie uznaje
się czegoś, co jest uczuciem.
- Witaj z powrotem
Eli. - w korytarzu powitał ich Nevra, uśmiechając się na ich widok. - Dziękuję
ci Valkyon za przeprowadzenie obiadu. – Czy w tej wypowiedzi chciałaś dać do
zrozumienia, że Nevra uważa Eli za obiad przyprowadzony przez Valkyona?
Elisma, rozumiem
twoje zniecierpliwienie, ale musisz jeszcze poczekać. - wyrozumiały ton Miiko
był zaskoczeniem dla obojga. - Ujawnienie ci niektórych faktów może być
niebezpieczne nie tylko dla ciebie. - spojrzała na Valkyona, a ogień zamknięty
w okrągłej klatce, która wisiała na kosturze trzymanym przez Miiko zawirował
gniewnie
– w ten sposób zaczyna się jedna ze scen. Żadnego wstępu, żadnego zaznaczenia,
gdzie znajdują się bohaterowie i ilu ich jest. Od razu zaczynasz od dialogu,
którego tym razem nie rozpoczęłaś choćby dywizem. Czytelnik wszystkiego musi
się domyślać. Co prawda spróbowałaś dać namiastkę tła, pisząc o ogniu
zamkniętym w klatce, jednak umieściłaś zbyt dużo przedmiotów w jednym zdaniu i
dobre wrażenie znikło. No i jak dla mnie mądry dowódca powinien cechować się
wyrozumiałością, nie wiem, dlaczego dla Elismy i Valkyona to takie dziwne.
Wyślę ciebie wraz
z Valkyonem na twoją pierwszą misję. – Gdy czytam takie kwiatki, trudno jest
mi utrzymać nerwy na wodzy. No niby kogo się wysyła na CZYJĄŚ misję, jeśli nie
tę osobę? Zdecydowanie za bardzo kochasz zaimki.
Nie będziesz już
tylko pomagać tutaj, w obrębie murów. – Serio, „w obrębie murów”, kto by tak
powiedział? Szczególnie, jeśli większość wypowiedzi bohaterów jest tutaj prosta
jak drut – taki w końcu mamy kli… styl.
Ucieszyła się.
Wystraszyła, ale i ucieszyła. // - To niespodziewane. - wydukała, ale
uśmiechnęła się.
– Po co się tak powtarzać i traktować czytelników jak niespełna rozumu? Po co
stosować niepotrzebną ekspozycję? O wiele lepiej określić zachowanie czy
uczucia bohaterów poprzez sposób ich mówienia, mimikę, gestykulację, czyli tak,
jak napisałaś w trakcie wypowiedzi, natomiast zrezygnować z dwóch pierwszych
cytowanych zdań.
Rozdział
dziesiąty
Nevra tak jakby
trochę mnie uprzedził. – Po co tyle tych określeń, a już szczególnie po co to
„trochę”? Jak się uprzedza częściowo?
- Cześć cześć. -
Dziewczyna wydawała się być zadowolona z towarzystwa. - Mam wrażenie, że dawno
nie rozmawiałyśmy. // - Bo faktycznie tak było. - Na miły ton głosu koleżanki,
napięcie, które wywołało to spotkanie powoli ulatywało. – Pierwsza
wypowiedź należy do Kery, a druga do Elismy. Ale to wcale nie jest jasne. Nie
można określać innych bohaterek niż Eli „dziewczynami”, a głównej w ogóle nie
określać… To naprawdę dezorientujące. Ponadto dlaczego Elisma ma aż tak zmienne
nastroje? Czy naprawdę miły ton koleżanki i jej mało inteligentna zaczepka mogą
spowodować, że napięcie uleci? Cóż, w przypadku Eli może, skoro ona naprawdę odpowiedziała
na retoryczną uwagę grzecznościową Kery. Dodatkowo powtórzenie „być” jest łatwe
do wyeliminowania ze względu na to, że powinno być: „wydawać się jakimś”, bez
słowa „być”.
Śledziła wzrokiem
oddalającą się sylwetkę. Jej zachowanie wydawało się co najmniej
niecodzienne, przez co wywoływało jeszcze większy mętlik w jej głowie. – To akapit z
perspektywy Elismy, która myśli o odchodzącej Kerze. Jak sama już chyba
widzisz, zupełnie nie zwracasz uwagi na uzgadnianie podmiotów, przez co głowy
Elismy i Kery to jedno i to samo, a logika pojechała na długie, choć raczej
niezasłużone wakacje.
Dopiero teraz
dostrzegła, że Valkyon był wyraźnie spięty i jakby... wściekły. Jak na niego
przystało niezwykle się kontrolował, ale jakby mniej niż zazwyczaj. Ruchy miał
nerwowe, niecierpliwe, raz nawet upuścił zwój z raportem, co mu się nigdy
wcześniej nie zdarzyło. Wszyscy popatrzyli na siebie z niepokojem, zaskoczeni
zachowaniem ich dowódcy. – Dlaczego robisz z Valkyona chodzący ideał, który do
tej pory nigdy nawet zwoju nie upuścił i który jest tak istotną postacią, że
każdy zdaje się go dokładnie obserwować od lat i wiedzieć, że on tego zwoju
naprawdę nigdy nie opuścił? Ponadto co to znaczy, że nadal „niezwykle się
kontroluje”, jeśli widać jak na dłoni, że musi być bardzo zdenerwowany, w
takiej sytuacji zupełnie słusznie? Nie rozumiem zamysłu. Valkyon stałby się
czytelnikom o wiele bliższy, gdyby był bardziej ludzki, a narrator nie starał
się go z tego człowieczeństwa obdzierać za pomocą mało udanego i sztucznego
idealizowania. Pisałam o tym zresztą wcześniej i dobrze, że później zdajesz się
to dostrzegać. Tutaj zostawiam tylko przykład, który dobrze obrazuje moje uwagi
z części o bohaterach, a jednocześnie nieścisłości logiczne.
- Patrol
składający się ze strażników Obsydianu i Cieni – w ramach przypomnienia:
czytelnicy nadal nie mają pojęcia o strażnikach Obsydianu i Cieni, ponieważ nie
było odpowiedniego tłumaczenia.
Osobiście nie
znała członków patrolu, widziała jednak w oczach wielu powstrzymywane łzy, ale
nikt nie płakał, co wydawało jej się dziwne, chociaż z drugiej strony zdawała
sobie sprawę z czym wiązał się zawód, którego się podjęli – to zdanie jest
po pierwsze za długie, a po drugie za bardzo zagmatwane i właściwie…
bezsensowne. Dlaczego to Elisma miała sobie zdawać sprawę, z czym wiązał się
zawód członków patrolu, a nie oni sami? Ponadto czy to jest w końcu zwykły
zawód czy armia? No i te powstrzymywane łzy… Nasza Elisma ma chyba sokoli
wzrok, że tak dostrzega u wszystkich niepłynące łzy. Różni ludzie reagują różnie
i nie sądzę, by nikt nie płakał.
Wyraźnie poczuła
się na to wszystko naprawdę nieprzygotowana. – Albo „wyraźnie”, albo
„naprawdę”, nie ma potrzeby tego tak podkreślać. Zauważyłam, że lubisz używać w
zdaniach różnych określeń na to samo.
Eli i Kera zostały
dosłownie przez nich wypchnięte. Obie mocno zaskoczone całym tym wydarzeniem
oraz panującą dyscypliną. Odskoczyły za ścianę gdy tylko nadarzyła się taka
możliwość.
– W drugim zdaniu brakuje orzeczenia. Zastanawia mnie też to odskakiwanie za
ścianę, gdy (tak, brakuje przecinka) nadarzyła się możliwość. Przecież one po
prostu musiały przejść…
Ze swojej wiedzy
Eli wiedziała, że to półtorak. – Z czyjej wiedzy można coś wiedzieć, jak
nie ze swojej, oczywiście pominę milczeniem kwestię ściągania. I co można
wiedzieć, jeśli nie wiedzę?
- Ty dostajesz
pierwsze upomnienie. Zważając na twój krótki staż potraktuj to poważnie. – Drugie zdanie nie
ma sensu, Elisma powinna traktować to poważnie raczej z innych powodów niż
KRÓTKOŚĆ stażu.
Rozdział
jedenasty
Gdy weszli
trzasnął drzwiami i skierował ją do stojaków z mieczami stojących przy
krańcowej ścianie. Puścił ją i wskazał leżące nieopodal brudne szmaty.
// - Masz wypolerować je wszystkie. – Stojaki mają w nazwie to, że stoją,
więc powtórzenie z pewnością niepotrzebne. Ze tego, co napisałaś, wynika, że
Elisma ma wypolerować szmaty. Ale dobrze, każdy wie, że chodzi o miecze –
dlaczego w takim razie Valkyon dał jej BRUDNE szmaty? Niby później to
tłumaczysz tym, że Elisma uważa, iż opiekun chciał, by kara była dotkliwsza.
Ale to i tak nie ma sensu, bo ona się na to bez szemrania godzi. Niezależnie od
tego, co zrobi Valkyon, jest to świetne, ponieważ robi to Valkyon. To nie jest
normalne. On ją ukarał, a ona nawet po cichu pokornie się na to zgadza, ba –
wręcz mu przyklaskuje. Gdzie podziało się u Elismy jakiekolwiek poczucie
własnej wartości?
Wiedziała, że na nią zasłużyła, bolał ją tylko
chłód Valkyona, zwłaszcza w stosunku do niej, ale nie mogła mu się
dziwić, musiał wykonać egzekucję na swoim strażniku, na każdym by to się
odbiło.Wiedziała, że zajmie jej to dużo czasu, zabrała się więc
do roboty. –
Tak jak pisałam wyżej, nie rozumiem podejścia Elismy wobec tego, co musi, a
czego nie musi robić Valkyon. Dobrze, że przynajmniej ten chłód ją boli, ale…
On nie musiał jej tak karać (sprzątanie BRUDNYMI szmatami, wciąż nie mogę tego
przeżyć), a jeśli chciałby być sprawiedliwy, ukarałby ją i Kerę tak samo.
Ponadto to nie jest żadna „egzekucja”, zdecydowanie za mocne słowo. Dowódca nie
powinien mieć „swoich” strażników, a przynajmniej ci strażnicy nie powinni
myśleć, że to okay, że są „czyiś”, liczę, że wiesz, o co mi chodzi. Ostatnia
uwaga jest taka, że z konstrukcji zdań wynika, jakby to egzekucja miała zająć
Elismie dużo czasu, jakby to ona miała ją wykonywać.
Pomiędzy nimi
siedziała Elisma wyraźnie śpiąc. – Po co to „wyraźnie”? Ponadto, jak się
śpi na siedząco, to trzeba się o coś opierać.
Eli spojrzała na
swoje dłonie i ze zdziwieniem stwierdziła, że są całe czerwone i napuchnięte, a
w miejscu ran zbierała się ropa. Nie wiedziała jakim cudem nie zwróciła na to
uwagi wcześniej. Nie bolały już jak wcześniej, doszły za to zakwasy na
przedramionach, więc to na nich się skupiła. – Gdybyś nie napisała kolejnych
zdań, to załamałabym się kompletnie. Ale napisałaś, trochę to sprawę uratowało.
Choć serio, zakwasy ważniejsze od ropiejących ran? Ech, moja medyczna dusza
płacze. No i wszedł Ci też niepotrzebnie czas teraźniejszy („są całe czerwone”).
O miły jesteś,
jakie to niepodobne – rzuciła wątpliwie życzliwie i tak jak myślała strażnik
miał na to odpowiedź. // - Nie chcę byś jeszcze bardziej skaziła mi klamki. – Ezarel pojawił
się do tej pory raz i choć może nie był wtedy najmilszy, to z pewnością nie był
też złośliwy (pisałam już o tym wcześniej). Może i taka jego charakterystyka
pojawiła się na Wikipedii, ale to trzeba pokazać, a nie pisać wprost. Z innych
uwag: to, co powiedziała Elisma, nie jest żadnym życzeniem, a tym bardziej
wątpliwym.
Rozdział
dziewiętnasty
Łudziła się, że
się myliła, ale Gadona wyraźnie przedstawiła swoje nowe warunki. – W tej sytuacji
Elisma nie miała czasu się łudzić.
Wykorzystała
resztę samozaparcia by powstrzymać płacz, jedynie strach powstrzymywał suche
łkanie.
– Nie rozumiem, co masz na myśli, to w końcu samozaparcie czy strach jej
pomagał?
Musisz jednak
wiedzieć, że pozostanę przy życiu póki zostawisz Eldaryę w spokoju, w innym
wypadku sprawię, że nawet moje ciało do niczego ci się nie przyda. – Ciekawy sposób
na określenie samobójstwa.
Łzy już nie
leciały, jednak im większy opór okazywał tym bardziej cierpiała. – Zobacz, jak to
jest, gdy się nie określa podmiotów. Dobrze, że łzy są w innej osobie niż
podmiot domyślny „on”, bo przynajmniej wiadomo, że nie o nie chodzi, ale… No
właśnie.
(…) powiedziała
starając się brzmieć jak najbardziej gniewnie, z marnym skutkiem. – No i zepsułaś
dobre wrażenie, dopisując wprost w tym samym zdaniu, jaki skutek wywarły słowa
Elismy, zamiast to pokazać, czyli zabawiłaś się w ekspozycję.
Wyraźnie się z
czymś siłował i udało mu się w końcu przezwyciężyć to coś, było już jednak za
późno. (…) - Nie myślałam, że tak szybko przezwyciężysz to zaklęcie. – Fajnie, że
Valkyon przezwyciężył zaklęcie i że po raz pierwszy mieliśmy do czynienia
bezpośrednio z magią, ale szkoda, że nie napisałaś, JAK Valkyon to uczynił.
Pewnie rzucił się w kierunku Elismy, by ją ratować, ale, cóż, pozostawiasz to w
kwestii domysłów. Ponadto strażnicy Gadony jakoś powinni na to zareagować, a Ty
powinnaś to w tym momencie opisać…
Nie usłyszała jego
odpowiedzi, pociągnęli ją dalej między swoich ludzi odzianych w czarne szaty, o
dziwo bez broni, tylko z niewielkimi pakunkami na plecach. – Znów problem z
nieokreślaniem podmiotów… Naprawdę zabolałoby napisać, że chodzi o wrogą armię?
No i faktycznie nieco dziwny jest brak broni i obecność plecaków, ale jeszcze
dziwniejsze jest to, że Elisma zaczęła się temu dziwić dopiero teraz, jakby
nagle odzyskała wzrok.
Nie mogła jednak
odpuścić zbyt szybko, by kupić im jak najwięcej czasu, musiała wytrzymać
jak najdłużej, bo póki żyła miała mieć chociaż niewielki wpływ na
przyszłe wydarzenia.
– Ostatnimi „nimi” byli żołnierze wrogiej armii, teraz odnosisz się do służby
Kwatery Głównej, więc trzeba wyraźnie to zaznaczać, bo sens dosłowny jest
zupełnie odwrotny niż zamierzony. Dodatkowo przydałby się średnik po „szybko” –
zdanie podrzędne od „by” odnosi się do zdania nadrzędnego „musiała”.
Obserwując po
drodze ruchy, rozmowy i sposób postępowania czarownicy, Elisma utwierdzała się
w przekonaniu, że jest ona lekko obłąkana. – Szkoda, że my nic z tego nie
doświadczyliśmy, bo mimo że bohaterowie właśnie idą, Ty postanowiłaś zastosować
ekspozycję.
- Tutaj się
zatrzymamy - zagrzmiał dowódca – chwila, a czy dowódcą nie jest Gadona,
czyli ona?
Eli stałą tymczasem
pośrodku tego wszystkiego i rozglądała się bardziej zagubiona niż dotychczas.
(…) // Nie chciała by się zatrzymywali, lecz nie miała tutaj zbyt wiele do
powiedzenia. Stała więc z opuszczoną głową, obejmując się ramionami,
starając się dodać sobie otuchy. – To w końcu się rozglądała czy stała z
opuszczoną głową?
Rozdział
dwudziesty
Dzięki niemu nie
marzła teraz we wcześniej poszarpanych ciuchach, zdarł dla niej bowiem spodnie
z jednego z zabitych, które okazały się wyjątkowo ciepłe, wciąż też miała na
sobie jego płaszcz. Szła za nim, wiedząc, że i tak nie miała większego wyboru,
jednak wpatrywała się w niego wciąż podejrzliwie. – Zdania stały
się dłuższe, opisy nieco obszerniejsze, to dobrze. Trzeba jednak uważać na
chronologię wydarzeń. W pierwszym zdaniu umieściłaś informacje zarówno z
teraźniejszości, jak i przeszłości i to z różnych jej etapów. Nie rozumiem, po
co jest to pierwsze „wciąż”, chyba aż tak długo nie idą. Ponadto denerwuje
mnie, że zawsze ktoś musi myśleć za Elismę, jakby ona potrafiła tylko wtedy,
kiedy ktoś da jej ustną zgodę.
(…) wrtącił
mężczyzna rozbawionym tonem, wywołując u Eli pierwszą iskrę normalnych,
codziennych emocji, których tak brakowało. Mogła ona mieć coś wspólnego z
zaskoczeniem jego nagłą zmianą i objawiającymi się skłonnościami do żartów. – Jak dla mnie
Elisma pokazuje przede wszystkim dosłownie kilka emocji, więc ciekawi mnie, co
masz na myśli, pisząc „normalne, codzienne”. Ponadto nie pasuje mi słowo
„objawiającymi”, lepiej brzmiałoby „nagłą skłonnością do żartów”.
(…) zagadnień. -
Zmarszczyła brwi na ostatnie słowo, które kojarzyło jej się głównie ze
studiami, ale w tym momencie brakowało jej innych. – Słowo „zagadnienia”
faktycznie nie pasowało zbytnio do kontekstu, choć chyba aż tak ze
skojarzeniami bym nie poleciała. Z drugiej strony to sugeruje, że Elisma mogła
na Ziemi coś studiować. Co to było, pozostaje zagadką do tego rozdziału
włącznie.
Eli nie wiedziała
kim bądź czym są minaloo, ale pomyślała, że porównanie miało ją obrazić.
Poczucie własnej głupoty boleśnie ścisnęło jej gardło. // - Mam chyba już za
dużo strachu jak na jeden dzień - mruknęła i minęła go pospiesznie, czując, że
absurdalnie się na niego gniewa. – Okay, może określenie „normalne,
codzienne emocje” nie było tak bezpodstawne, jak myślałam, bo widzę, że Elisma
potrafi się złościć. Choć nie, powinnam napisać, że czytam suchą informację, że
potrafi, bo niestety znów stosujesz ekspozycję i to z pewnością nieudaną, bo
lepiej byłoby nie skakać aż tak bardzo z tymi emocjami, zdecydować się na coś.
To co miał do
powiedzenia mogło wpłynąć na każdą myśl, która się urodziła w głowie dziewczyny
na jego temat, a na pewno pomoże zrozumieć jego hojne postępowanie, wiele w
końcu oddał by ją ocalić. – Naprawdę nie rozumiem braku asertywności i/lub
skrajnej naiwności Elismy, z których to cech Ty zdajesz się próbować zrobić
zalety. Dlaczego miałaby uwierzyć w słowa Drakona od razu, wpłynąć na KAŻDĄ jej
myśl? Bez przesady też z tą hojnością, a przynajmniej na tym etapie. Oprócz
tego znalazło się powtórzenie, niepotrzebna zmiana czasu („pomoże” zamiast
„pomogłoby”), kuleje też interpunkcja, ale przykłady na to daję niżej, w
odpowiednim punkcie.
Nie wyobrażam
sobie byś mógł zrobić coś, co jest niewybaczalne, skoro... // - Czy zabicie
jego pierwszej miłości do takowych się zalicza? – Z drugiego
zdania można wyczytać coś zupełnie odwrotnego, niż chciałaś napisać, ponieważ
brakuje „nie” przed „zalicza”.
Łzy bezsilności i
pełnej irytacji napłynęły jej do oczu, jednak gdy zobaczyła, że prowadzą
mężczyznę w stronę odosobnionych cel postanowiła, że da się poprowadzić i na
miejscu wyjaśni całą sytuację. – Po pierwsze zrezygnowałabym ze słowa
„irytacja”. Po drugie czy ona na pewno mogła zobaczyć, gdzie go prowadzą
(trudno powiedzieć, skoro nie opisałaś nigdy kwatery)? Oczywiście zakładając,
że jej akurat nie zabrali do odosobnionych cel, co niestety wynika z tego
zdania z racji braku dookreślenia, gdzie Elisma daje się poprowadzić.
Miiko postanowiła
wyjaśnić wygląd i stan strażnika: // - Musieliśmy go jakoś powstrzymać by nie poleciał za wami, a niestety bez użycia
siły się nie dało (…) – nie rozumiem, czemu Miiko tłumaczy się Elismie i to
jeszcze tak długo, to nie jest nawet ¼ jej monologu na temat tego, dlaczego
powstrzymali Valkyona. Wszyscy doskonale wiedzą, o co chodzi.
Elisma pomyślała,
że to dobry moment, by wszystko im opowiedzieć, zaczęła więc od
momentu gdy czarownica zabrała ją z Kwatery. – Aby uniknąć
powtórzenia, spokojnie można użyć rzeczownika „chwila” zamiast pierwszego „momentu”.
Zastanawia mnie też, dlaczego czasem Gadona nazywana jest czarownicą; czy w
takim razie Elisma też jest czarownicą, skoro należy do trocare?
Miiko zachowywała
zdrowy rozsądek, ale Eli dostrzegła, że jest już zdenerwowana tymi wszystkimi
wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnim czasie: ogony nie wisiały
spokojnie jak miały w zwyczaju, merdając na wszystkie strony, a ogień, który
zwykle trzymała uśpiony w klatce przy kosturze, szalał tylko przypadkiem nie
wychodząc poza pręty.
– Oto drugi opis Miiko, o ogniu już było, ale o ogonach jeszcze nie. Generalnie
się cieszę, bo oczekiwałam takich fragmentów od dawna, ale nie trzeba
wszystkiego upychać w jedno zdanie, a już szczególnie nie informacji, które dla
wielu osób są nowością. Ponadto zdanie „ogony nie wisiały spokojnie, jak miały
w zwyczaju, merdając na wszystkie strony” to lekki strzał w stopę, bo można to
interpretować na dwa sposoby; ten drugi to taki, że „generalnie merdały na
wszystkie strony, mimo że na ogół były spokojne”.
Twój
styl na pewno cechuje się prostotą, co nie jest czymś złym, a do osoby pokroju
Elismy wręcz pasuje. Nie oznacza to jednak, że wszyscy inni bohaterowie mają
wypowiadać się w taki sam sposób, a już szczególnie nie najważniejsi dowódcy. W
Twoim stylu zdecydowanie największym problemem jest nieokreślanie podmiotów, a
najczęściej stosowanie podmiotu domyślnego praktycznie w każdym opisie
dotyczącym Eli, niezależnie od tego, czy w danej scenie są inne kobiety czy
nie. Z tego powodu kuleje również logika. Innymi często występującymi błędami
są powtórzenia (zarówno dosłowne, jak i pisanie dwa razy dokładnie tego samego)
i dłuższe zdania, w których sama potrafisz się zgubić – często z powodu
niepoprawnie użytych spójników.
Gdy
– na całe szczęście – zaczynasz pisać więcej i stosować więcej opisów,
problemem zaczynają być akapity, a dokładniej niedobre ich dzielenie. Otóż
akapit jest zamkniętą całością, która powinna cechować się uporządkowaniem i w
której nie powinno skakać się z bohatera na bohatera czy z miejsca na miejsce
bez żadnego przemyślenia. Na szczęście to też się poprawia w dosłownie
ostatnich rozdziałach.
Jeśli
zaś chodzi o logikę, jej brak wiąże się głównie z brakiem tła, a tym samym
niedostateczną ilością informacji, jaką posiada czytelnik. W pierwszych
kilkunastu rozdziałach treściwe opisy praktycznie nie istnieją. Pamiętaj, że
nikt nie siedzi w Twojej głowie, nawet osoby, które znają grę „Eldarya”. W
mniejszej perspektywie chodzi na przykład o budowanie scen, które początkowo
często zaczynają i kończą się na dialogu zazwyczaj niedostatecznie dobrze
określonych osób w jeszcze bardziej nieokreślonej przestrzeni. W większej
natomiast o brak przemyślenia przebiegu poszczególnych wątków, tego, jak się
będą one łączyć, tego, kiedy należałoby podać jakie informacje i w jakim
zakresie. O tym będzie jeszcze w podsumowaniu ogólnym.
Braki
w logice związane są również z niepoprawną kreacją bohaterów, którzy przez to
często zachowują się zupełnie nieadekwatnie do sytuacji bądź też są postrzegani
przez innych zgodnie z jakąś nadrzędną ideą, która nijak się ma do ich
zachowania. Innymi przyczynami są niepoprawne sformułowania czy błędy
gramatyczne, o których dokładniej będzie później.
– poprawność
gramatyczna + językowa (10/15 pkt.)
Prolog
Od tamtej pory
zamykała swoje drzwi na klucz. – Podejrzewam, że ona nie ma swoich
drzwi, ma za to swój pokój, który takowe posiada.
Tą informację – „tę
informację”. Biernik od „ta” to „tę”. Forma „tą” jest dopuszczalna tylko w
mowie potocznej, więc przeszłaby w dialogu, ale nie w opisie.
Łąjzy – „łajzy”.
Literówka.
Zrodziło się w jej
głowie masę pytań.
– Masa jest rodzaju żeńskiego, a więc „zrodziła się (…) masa”, nie „zrodziło”.
Choć najlepiej byłoby użyć czasownika „pojawić się”. Składnia też nie
najlepsza, powinno być: „W jej głowie pojawiła się masa pytań”.
(…) odezwał się
kobiecy głos
– głos się nie odzywa. Odzywa się osoba, a głos może się np. rozlec.
Za plecami
słotookiego.
– Jakiego? Pewnie chodziło o „złotookiego”, ale to nie naprawia Twojej
sytuacji. Jedna z najgorszych rzeczy, jaką można zrobić bohaterowi, to
określanie go po kolorze włosów lub oczu. Na szczęście później tego nie robisz,
bo prawie w całości rezygnujesz z opisów bohaterów albo robisz to w maksymalnie
jednym zdaniu jako wyliczankę.
Na pierwszy plan
wyłoniła się ciemnowłosa kobieta – wysunęła się.
Stworzenia (…)
wcale nie zmieniały wrażenia. – Co to znaczy? Miały taką samą mimikę?
Czy może potwierdzały pogląd głównej bohaterki, że trafiła do alternatywnej
rzeczywistości? Wyrażenie „zmieniały wrażenie” jest nie tylko niepoprawne, ale
mylące.
(…) niebieskie
długie włosy i spiczaste uszy właściciela kolejnego głosu nadawały mu wygląd
elfa –
uwielbiasz robić ze słowa „głos” podmiot. Nie łatwiej byłoby napisać o elfie
zamiast o głosie?
Przepaska na oku i
ciemne ubrania dodawały tylko grozy jego pozornie miłym słowom. – Niepotrzebnie
wstawione „tylko” niszczy to zdanie, jedno z najlepszych w całym prologu.
(…) a im dalej w
las tym będzie trudniej. – Przysłowia są po to, by stosować je w całości, a
nie zmieniać. No chyba że w dialogu, z pełną premedytacją.
Rozdział
pierwszy
Stał z postawą
żołnierza
– chciałabym poznać tę postawę. Gwoli wyjaśnienia, to rzecz czy człowiek?
(…) przystępując z
nogi na
nogę – prawidłowa forma tego
czasownika to „przestępować”.
(…) gdy coś ode
mnie chciałeś
– czegoś.
Spróbowałaby
ponownie ucieczki dla choćby jeszcze odrobiny wolności – po co i „choćby”, i „jeszcze”? Ponadto, proszę, daj nam
odczuć, dlaczego niby Elisma nie czuje wolności tam, gdzie przebywała przez dwa
tygodnie… Pozwól nam się dowiedzieć, GDZIE ona przebywała i CO tam robiła!
(…) jakby
wyczytując zamiary –
zamiary się odczytuje.
(…) zaczynając
odczuwać wstyd za swoje zachowanie pod wpływem tego spojrzenia. – To przykład na
to, jak składnia może zmienić sens zdania. O wiele lepiej brzmiałoby to zdanie,
gdyby przerzucić „pod wpływem spojrzenia” przed „zaczynając”.
- Elisma. -
odezwał się jej imieniem – zawołał ją po imieniu.
Rozdział
dziesiąty
Nie zdążyła
zastanowić się nad słowami króliczycy gdy jej towarzyszce uszy drgnęły i
wybiegła do przodu.
– Dziwna budowa zdania złożonego; zdecydowanie wynika z niego, że podmiot z
początku jest ten sam co z końca, a przecież z tekstu znamy prawdę – na
początku to Elisma, później króliczyca. Dodatkowo niepoprawna składnia, najpierw
powinien być czasownik „drgnęły”, a później rzeczownik „uszy”.
(…) a mina mu
stężała.
– Mówi się „mina zrzedła” albo „twarz stężała”, zrobiłaś miszmasz tych dwóch
wyrażeń.
- Jak na nią to
przyjęła wiadomość całkiem spokojnie, zwykle się denerwowała. - Spąsowiała
nieco.
– Pąsowienie kojarzy się z zawstydzeniem, a nie widzę powodu, dla którego
dziewczyna miałaby być zawstydzona czy zdenerwowana.
Nikt nie
spodziewał się takich wieści, a podane tak nagle i bez wstępu spotęgowały
jeszcze szok, który obudził się w zebranych – to zdanie po pierwsze jest
bardzo dziwnie zbudowane, a po drugie szok raczej się w nikim nie budzi, za to
może być spowodowany przez niespodziewane wieści.
(…) dostrzegając w
niektórych twarzach ryzującą się nienawiść – „rysującą”. Myślałam, że to
literówka, ale ten błąd się powtarza.
- Kerze się nie
dziwię za jej niesubordynacje – zdanie jest niegramatycznie i
niepoprawnie składniowo. Powinno być: „Nie dziwię się (komu?, czemu?)
niesubordynacji (kogo? czego?) Kery”.
Rozdział
jedenasty
(…) wskazał leżące nieopodal brudne szmaty – wskazał na.
Potrząsnął nią
lekko na swoich ramionach i zobaczył, że jej oczy niechętnie się otwierają. –
Wiadomo, że na ramionach, skoro ona na nich leżała, a tym bardziej wiadomo, że
na „swoich”.
Eli zdążyła w tym
czasie usiąść, gdy zobaczyła na co jej opiekun skierował wzrok zaczerwieniła
się, ale nie ruszyła się z miejsca. – Za dużo zdań pojedynczych w tym
zdaniu; pierwsze i drugie powinny być oddzielone kropką bądź średnikiem, żeby
dobrze się to czytało.
Nigdy nie miałam
takiej pewności, że to co zrobił nie mogło zostać wybaczone. – Bardzo dziwne
zdanie, strona bierna w języku polskim nie jest tak często używana jak np. w
angielskim i lepiej jej nie nadużywać. Prawdopodobnie chodziło Ci o coś w
stylu: „Nie mogłabym być bardziej pewna tego, że takiego uczynku nie da się
wybaczyć”. Nie powinnaś też pisać, że nie miała pewności „nigdy”, bo wcześniej
Elisma w ogóle nie miała powodów, by zastanawiać się nad zdradą faceta, którego
widzi pierwszy raz w życiu. I dlaczego główna bohaterka nagle okazuje się tak
bezwzględna i nieskora do wybaczania innym, nie wydawała się wcześniej taką
osobą. Pewnie chodzi jak zwykle o Valkyona.
Podobnej mocy
ogarniała go teraz gdy patrzył w jej błyszczące od lampy oczy, czuł jej bliskość. – Nie rozumiem,
czemu pojawiła się tak dziwna odmiana, „podobnej mocy”, ani co właściwie
chciałaś osiągnąć przez to zdanie. Lampa może się od oczu co najwyżej odbijać.
I zmieniłabym raczej czasownik „ogarniać” np. na „wzbierać”.
Wpił się w nie
łapczywie, podnosząc zrównując ich wzrostem. – A gdzie jakiś łącznik między
„podnosząc” i „zrównując”? Ponadto czy on podnosił same usta?
Pozwoliła sobie na
ten skrywany wybuch nie myśląc już o konsekwencjach. – Dobrze byłoby
dopisać, czego wybuch.
Przycisnął ją mocniej
do siebie, zapierając dech. – Widok może zaprzeć dech w piersiach, to nie jest
wyrażenie dosłowne.
Rozdział
dziewiętnasty
Najwidoczniej nie
dostrzegła tego co chciała, przez chwilę powiem wydawała się mocno
rozczarowana.
– Literówka, powinno być „bowiem”. Interpunkcja też jest interesująca.
Nie opuszczała
jednak dziewczyny świadomość, że od niej zależy przebieg tej rozmowy i, być
może, najbliższe losy Eldaryi. – Bardzo dziwna składnia. Powinno być:
„Jednak dziewczyny nie opuszczała świadomość, że (…)”.
Jej oczy zalały
się powstrzymywanymi łzami, mężczyzna przyciągnął ją do siebie i przytulił
mocno, zapierając jej dech. – Można powiedzieć „zalała się łzami”, ale nie, że
oczy zalały się łzami. Dodatkowo mówi się „zapierać dech w piersiach”, nie
można wykorzystać tylko połowy powiedzenia.
Elismę obeszło
czterech wrogich strażników i dwóch złapało ją mocno za ramiona. – Myślę, że
chodziło Ci o otoczenie czy okrążenie, a nie obejście. Tutaj powinnaś używać
czasownika „okrążyć”. Ponadto zamiast spójnika „i” o wiele bardziej pasowałoby
„a”.
Nie zostało w niej
nic z nonszalanckiej kobiety za jaką uchodziła. – W scenach, w
których występowała Gadona, nie nazwałabym jej nonszalancką. Bardziej władczą.
Rozdział
dwudziesty
Dopiero teraz
uświadomiła sobie jak lekkomyślnym było zaufanie mu (…) – „lekkomyślne”.
Jeśli piszesz „lekkomyślnym”, musisz dodać rzeczownik, np. „zachowaniem”.
- Nie martw się,
tylko żartowałem, chciałem pokazać ci trochę twoją naiwność (…) – po co to
„trochę”? Psuje efekt.
To mi uświadomiło,
że odkąd przystałem z Gadoną odrzuciłem wszelkie poszukiwania celu. – Brzmi nazbyt
filozoficznie z tym celem.
(…) zebranych
niedowierzącym wzrokiem (…) – niedowierzającym.
Już trzymała mnie
w swojej butnej władzy i na tyle mi to odpowiadało, że mogłem przymknąć oko na
to co robiła. –
Co to znaczy trzymać kogoś w butnej władzy?
Cieszyła się z
każdym krokiem zbliżającym ich do murów Kwatery, jednak naiwnie nie spodziewała
się tego co ich pod nimi spotkało. – Brakuje określenia słowa „cieszyć”, w
stylu „coraz bardziej”. No i to nieszczęsne „naiwne”, cecha, która tak bardzo
próbujesz wmusić Elismie, że aż niedobrze się robi.
Zamknął ją w
żelaznym, desperackim uścisku, który skutecznie wydusił jej powietrze z płuc. – Czasownik
„wydusić” ma zgoła inne znaczenie niż to, jakie mu tu nadałaś, chyba że
chciałaś, by Valkyon zabił Elismę poprzez uduszenie, no to jeszcze. Link.
Był nam wrzodem na
dupie.
– „Dla nas”, a najlepiej to bez niczego.
(…) dostrzegała w
tej wiadomości szansę na ocalenie byłego długi czarownicy. – Sługi.
- No to wydaje mi
się, że jeden konflikt nam się rozwiązał. – Nevrze chodziło o „problem”, nie
„konflikt”.
Jak
widać, zdarzają Ci się niepoprawne sformułowania, polegające na nieprawidłowym
doborze słów lub zmianie idiomów. Pojawiają się również błędy gramatyczne,
podejrzewam, że w większości związane z nieuwagą, bo nie ma ich dużo. Występuje
też stosunkowo sporo literówek. Największy problem to niepoprawna składnia,
która pojawia się w wielokrotnie złożonych zdaniach, gdy postanawiasz nagle
zakombinować. Zazwyczaj nie warto.
– ortografia +
interpunkcja + zapis dialogów (3/10 pkt.)
Prolog
Spojrzała na
zegarek cyfrowy chcąc dowiedzieć się – przecinek po „cyfrowy”. Brak przecinków
w zdaniach z imiesłowami przysłówkowymi zdarza się u Ciebie niemal zawsze.
Tymczasem imiesłowy te pełnią rolę orzeczenia dokładnie tak samo jak czasowniki
w formie osobowej, więc obowiązują przy nich te same zasady.
Właśnie...
zamykała na klucz...
– Co za dużo, to niezdrowo, wielokropków też się to tyczy. Tutaj na końcu
idealnie pasowałby wykrzyknik.
Obiecała sobie, że
jak tylko ich znajdzie wydusi z nich tą informację, choćby siłą. – Przecinek po
„znajdzie”, za to ten przed „choćby” nie jest obligatoryjny, bo „choćby” nie
otwiera w tym przypadku kolejnego zdania podrzędnego.
W mieście, w
którym mieszkała nie znaleziono by tylu roślin – przecinek po
„mieszkała”. Zdanie wtrącone należy wydzielić za pomocą przecinków bądź myślników
z obu stron.
- Piękne miejsce.
- powiedziała do siebie. – Błędny zapis dialogu. Po pierwsze zamiast
pauz/półpauz (czyli długich kresek) użyte są dywizy, a po drugie postawiona
jest niepotrzebna kropka po „miejsce”. Wiąże się to z tym, że użyłaś czasownika
„powiedziała”, oznaczającego sposób mówienia, a w takim przypadku nie stawia
się kropki po ostatnim zdaniu czyjejś wypowiedzi. Tego typu błędy pojawiają się
cały czas, w związku z tym zapraszam do wnikliwej lektury naszego poradnika
dotyczącego poprawnego zapisu dialogów.
Wreszcie się
pokazujecie łąjzy!
– Brakuje przecinka po „pokazujecie”. „Łajzy” są tutaj użyte w formie wołacza,
a wołacz należy oddzielić od reszty zdania za pomocą przecinków (gdyby stał w
środku zdania, to zarówno z przodu, jak i z tyłu).
Jeśli dorobiliście
sobie klucz do mojego pokoju zacznę poważnie (…) – przecinek po
„pokoju”, należy rozdzielać przecinkami zdania nadrzędne (orzeczenie „zacznę”)
od podrzędnych (orzeczenie „dorobiliście”).
Na pierwszy plan
wyłoniła się ciemnowłosa kobieta, z kocimi uszami na głowie. – Ten przecinek
jest zbędny.
(…) niebieskie
długie włosy i spiczaste uszy właściciela kolejnego głosu nadawały mu wygląd
elfa
– istnieje zasada mówiąca, że rozdziela się określenia równoważne, a więc tutaj
należy postawić przecinek po „niebieskie”.
Rozdział
pierwszy
Nie wiedziała kim
są jej rodzice
– przecinek po „wiedziała”, powód – po raz kolejny kwestia wprowadzania zdań
podrzędnych, w tym przypadku zdanie to zaczyna się od spójnika „kim”.
- Mogłeś wysłać po
mnie kogoś ze swoich ludzi, jak zwykle gdy coś ode mnie chciałeś. – Przecinek
powinien stać dopiero po „zwykle”; „jak zwykle” jest częścią zdania
nadrzędnego, dopiero od „gdy” zaczyna się zdanie podrzędne.
Dlaczego miałbyś. – To pytanie,
więc powinnaś je zakończyć znakiem zapytania. Sarkazmu z kontekstu nie
wyczuwałam.
Zanim zdążyła
podjąć decyzje złapał ją za rękę – „decyzjĘ”, bo jedną, a nie wiele;
brakuje też po tym słowie przecinka.
Rozdział
dziesiąty
Podeszła niepewnym
krokiem oglądając się to na strażnika to na Kerę. – Przed drugim „to” powinien
stać przecinek, zasada taka sama jak z „albo/albo”, „ani/ani” czy „i/i”.
- Nie więcej niż
mógł. - Powód jego decyzji coraz bardziej ją intrygował, ale wolała na razie
nie próbować wyciągnąć z niego szczegółów. Wyraźnie sobie tego nie życzył. -
Uważał by nie złamać danej ci obietnicy. – Wrzucam cały akapit, by skupić się na
chyba najtrudniejszych problemach związanych z dialogami. Osobą wypowiadającą
się tutaj jest główna bohaterka, która rozmawia o Nevrze z Valkyonem. To
wiadomo bezsprzecznie. Pytanie brzmi, o czyjej decyzji mowa we wtrąceniu. Mnie
się wydawało, że Nevry – dlaczego nie chce on nic mówić – skoro to o nim mówi
Elisma, ale z kontekstu pewnie chodzi o Valkyona. Zapis jest bardzo mylący. We
wstawce tego typu powinno się skupiać na osobie wypowiadającej i tylko z niej
czynić podmiot, bo naprawdę łatwo zmylić czytelnika i nawet samemu się pogubić.
Inne błędy to brak przecinka przed „niż”; „nie więcej” nie jest zdaniem samym w
sobie, ale w domyśle chodzi o to, że „nie zrobił więcej, niż mógł”, więc skoro
mamy dwa czasowniki, są dwa zdania i to nie równorzędne wobec siebie, a więc
trzeba je koniecznie oddzielić. Brakuje też przecinka przed „by”. Otóż
„uważałby” i „uważał by” to nie to samo. „Uważałby” to tryb przypuszczający od
czasownika „uważać”, a czasowniki osobowe z partykułą „by” zawsze piszemy
łącznie. Natomiast można napisać „uważał, by”, jeśli wprowadzamy zdanie
podrzędne zaczynające się od „by” (wtedy to synonim „aby”/„żeby”), tylko że
wtedy, tak jak każde zdanie podrzędne, musimy rozpocząć je od przecinka,
którego tutaj zabrakło.
,,Podejrzewają
mnie"
– niepoprawny cudzysłów; początkowy wygląda tak „ (to nie dwa przecinki, tylko
oddzielny znak na klawiaturze, do napisania którego używa się shiftu).
Natomiast kończący – ”.
- Kerze się nie
dziwię za jej niesubordynacje (…) – niesubordynację.
Rozdział
jedenasty
W
tym rozdziale stosunkowo często nie stawiałaś spacji między kropką a początkiem
nowego zdania.
- Proszę wyjaśnij
mi co się wydarzyło
– przecinki po „proszę” i „mi”. Całkiem niezłą metodą na szacowanie przecinków
w zdaniu jest liczenie orzeczeń, jak widać, tutaj są aż trzy, mimo że zdanie
jest całkiem krótkie: „proszę”, „wyjaśnij” oraz „wydarzyło”. Jak już wiadomo,
ile jest orzeczeń – zdań w zdaniu – to trzeba się zastanowić, gdzie znajdują
się między nimi granice (na ogół tam, gdzie spójniki, choć akurat tutaj między
„proszę” a „wyjaśnij” go nie ma). Następnie, jeśli są to zdania nierównorzędne
wobec siebie, to trzeba je zawsze oddzielić przecinkami. Więcej na ten temat i
interpunkcji w ogóle znajdziesz w naszych poradnikach, do których linki wrzucam
na końcu oceny.
(…) wywołując
lekkie ukucie w miejscu ran. – Ukłucie.
- Zgłoś się proszę
jutro do Ezarela, da ci coś na te twoje dłonie, obrzęk szybciej
przejdzie.Skierował się w stronę wyjścia. – Wypowiedź nie została w żaden
sposób oddzielona od opisu. Nawet spacją. I znów czasownik „proszę” nie został
oddzielony od reszty.
Oplotła jego
biodra nogami wyraźnie czując reakcje jego organizmu (…) – reakcję
jego ciała. Myślę, że chodziło o jedną, bardzo konkretną reakcję.
Rozdział
dziewiętnasty
Wiedziała co
musiała zrobić, lecz nie mogła zmusić nóg do poruszenia się. To już koniec, to
nie będzie szybka śmierć, pomyślała zaciskając oczy i kuląc się. – Można zapisać
w taki sposób myśl, jak to zrobiłaś, ale jeśli piszesz ją w środku akapitu, to
lepiej użyć cudzysłowu lub kursywy, żeby dokładnie to rozdzielić. Brakuje
przecinka przed „co” i „zaciskając”.
- Na pewno by
chciała, by któryś z naszych pięknych panów przygarnął ją do siebie tej nocy. -
Zawtórowała jej salwa śmiechu. Przesunęła palcem po jej policzku, na co
dziewczyna zareagowała skrzywieniem i odsunięciem głowy. Gadonie wyraźnie się
to nie spodobało. Opuściła rękę, zmrużyła oczy i odwróciła się do niej plecami,
ruszając w stronę szałasu. – Dobry przykład na to, jak NIE zapisywać dialogów.
Salwa śmiechu nie jest osobą mówiącą ani osobą w ogóle, więc nie powinna
znajdować się w tym samym akapicie, co wypowiedź. Salwa tym bardziej nie
potrafi przesuwać palca po czyimś policzku i wcale nie tylko dlatego, że nie
posiada palca… Chyba nie muszę kontynuować? Podmioty domyślne znów bawią się
tutaj w najlepsze, choć jest jakaś zmiana, tym razem Elisma została nazwana
„dziewczyną”.
(…) a ona, nie
trzymana przez nikogo, upadła na kolana. – Nietrzymana. „Nie” z przymiotnikami
piszemy łącznie.
Ktoś nachylił się
nad nią i podniósł ją z kolan, gdy zobaczyła kim okazał się jej wybawca nogi
ponownie się pod nią ugięły, lecz mężczyzna w porę ją przytrzymał. – Mimo że nie
wklejam już za bardzo zdań, w których są błędy interpunkcyjne, to uznałam, że
tutaj warto, przecinków brakuje przed „kim” oraz „nogi”. Czasami tworzysz
zbyt złożone zdania i to jest właśnie przykład (a przy okazji nadużywasz w nich
zaimków).
(…) wyglądając
przy tym prawie tak żałośnie jak Elismę w rękach jej byłych podwładnych (…) – mam nadzieję, że
z „Elismę” to literówka, a nie aż tak zła gramatyka. Dodam jeszcze, że trudno
określić tych podwładnych „byłymi”, skoro oni zginęli, a nie odeszli.
Rozdział
dwudziesty
Sposób
w jaki to powiedział sprawił, że stanęła w miejscu. – Brakuje przecinków
oddzielających zdanie wtrącone, czyli przed „w” i po „powiedział”.
(…) ona tylko
delikatnie wspomagała się w perswazji gdy miewałem napady... wątpliwości. – Brakuje
przecinka po „perswazji”. Jako że stosunkowo często brakuje przecinków w
zdaniach z „gdy”, przytaczam to jako kolejny przykład braku przecinków w
zdaniach złożonych nierównoważnych.
Zanim zdążyli
załomotać do zamkniętych bram rzucili się na nich nieznani członkowie straży,
odciągając dziewczynę od Draken'a, jego samego przygwożdżając siłą do ziemi. – Drakena. Jeśli
imię/nazwisko pochodzenia obcego kończy się na spółgłoskę, nie stosuje się
apostrofu (który, swoją drogą, jest tutaj nieprawidłowy). Brakuje także
przecinka przed „rzucili się” oraz spójnika przed „jego”. Natomiast prawidłowy
imiesłów współczesny od czasownika „przygwoździć” brzmi „przygważdżając”.
Podsumowując
ten punkt, stwierdzam, że z ortografią jest najlepiej, co w erze Worda nie
zaskakuje. Największy problem stanowi pisownia „nie” z różnymi częściami mowy,
jak również od czasu do czasu końcówki.
Interpunkcja
niestety nie jest Twoją mocną stroną, choć w późniejszych rozdziałach ulega
niewielkiej poprawie. Błędy są związane przede wszystkim z brakiem przecinków
rozpoczynających zdania podrzędne czy zamykających zdania wtrącone. Szczególnie
częsty brak przecinków związany jest z użyciem imiesłowów przysłówkowych. Nie
wrzucałam wszystkich przykładów błędów interpunkcyjnych z wybranych rozdziałów,
bo było ich za dużo, a polegały na tym samym.
Zdecydowanie
największy problem stanowi zapis i to nie tylko dialogów, ponieważ niektóre
rozdziały są koszmarnie sformatowane i niepodzielone nawet na akapity.
Absolutnym faworytem stał się rozdział, w którym wszystko zostało podwojone w
dość intrygujący sposób.
W
samych dialogach niestety aż roi się od błędów. Dziwi mnie to, ponieważ pod
drugim (!) rozdziałem ktoś wstawił Ci link do strony opisującej to zagadnienie,
a Ty do dziś nic z tym nie zrobiłaś. Począwszy od złej strony technicznej
(dywizy zamiast myślników, niewiedza na temat stawiania bądź niestawiania
kropek itd.), poprzez mieszanie osób w opisach przy wypowiedziach, skończywszy
na niewielkim zróżnicowaniu stylu wypowiedzi między bohaterami, jak również
chaosie w wypowiedziach. Całkiem spora część rozmów, szczególnie na początku opowiadania,
nie zawiera tak naprawdę zbyt wiele treści bądź jest do bólu przewidywalna
(wątek romansu).
4. Dodatki (2/5 pkt.)
Jestem
osobą lubiącą minimalizm, a przynajmniej uporządkowanie na blogu. Uważam więc,
że znajduje się tutaj za dużo dodatków i to nieprzemyślanych, jeśli chodzi o
ułożenie. Na Twoim miejscu zabrałabym się za gruntowne porządki.
Zdecydowanie
brakuje jednoznacznej informacji, z jakim blogiem ma się do czynienia.
Wystarczyłoby kilka zdań opisujących stronę, w stylu: „Znajdziecie tutaj
opowiadania o tematyce (…), jak również informacje o grach komputerowych,
festiwalach fantastyki itd.”. Następnie, w związku z tym, że archiwum i
podstrony „opowiadania”, „top listy” i „gry” na dobrą sprawę się dublują, to
pierwsze bym wykasowała. Natomiast notki podzieliłabym na te, które są
rozdziałami opowiadań, oraz inne (gry, top listy, informacje o Tobie,
informacje o nowych rozdziałach), i umieściłabym je na odpowiednio nazwanej
podstronie, np. „Co możesz znaleźć na blogu”.
Skoro
już doszłam do zakładek, muszę przyznać, że „top listy” to całkiem interesujący
pomysł, jednak wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Szczerze mówiąc, Twoje
opisy nie zachęciłyby mnie specjalnie do sięgnięcia po którąkolwiek z książek,
nie stanowią nawet próby recenzowania; to po prostu suche i bardzo ogólne
informacje dotyczące fabuły. Razi mnie też niekonsekwencja w postaci wklejania
obrazków tylko do niektórych pozycji.
Podstrona
„gry” to notki opatrzone etykietą „gry”. Zabieg wydaje mi się absolutnie
zbędny, ponieważ zdecydowanie większa część to rozdziały opowiadań, do których
linki są podane jeszcze w dwóch innych miejscach, zaś mniejsza – posty
dotyczące np. festiwali fantastycznych, w których brałaś udział. Jednym słowem
miszmasz, który należałoby uporządkować, najlepiej w postaci, jaką
zaproponowałam powyżej. W obecnej formie wydaje mi się to mało praktyczne
zarówno dla Ciebie, jak i dla czytelników.
Podstrona
„opowiadania”, czyli spis treści do poszczególnych rozdziałów, jest od dawna
nieaktualizowana, ponieważ zatrzymałaś się tu na ósmym rozdziale Eldaryi, a
opublikowałaś dwadzieścia. Brakuje krótkich opisów określających chociażby
gatunek i tematykę Twoich historii. Do tworzenia charakterystyk bohaterów w
jakiejkolwiek formie nie namawiam i właściwie się cieszę, że tutaj tego nie
znalazłam, bo tego typu zakładki na ogół wołają o pomstę do nieba. Dobrze, że
umożliwiłaś dodawanie spamu; jakby nie patrzeć na internetowy świat, wiadomo,
że ten zawsze się pojawi, więc już lepiej przeznaczyć na to miejsce.
Wracając
do zawartości prawej kolumny, „Blogi, które czytam” zostały nazwane myląco, bo
to spis katalogów i ocenialni, które zdecydowanie lepiej byłoby umieścić w
odpowiednio nazwanej zakładce niż na głównej stronie. Tam też wrzuciłabym
odnośniki do Instagrama, Facebooka i strony „top lista”. Uważam natomiast, że
statystyka, obserwatorzy i możliwość napisania do Ciebie wiadomości powinny
pozostać na stronie głównej. Za to w miejscu, gdzie obecnie znajduje się link
do Instagrama, widziałabym ogólną informację na temat bloga, o której napisałam
na początku.
Podsumowanie
Zdobyłaś
41/100 pkt., co rzutem na taśmę oznacza ocenę dopuszczającą. Będę szczera,
początkowo punktów było mniej i dawały, może i mocną, ale jednak jedynkę
(również z powodu dość słabo ocenionych punktów związanych z wyglądem bloga czy
dodatkami). Nie można jednak zignorować poprawy w ostatnich rozdziałach.
Zasługujesz na dwa, nawet jeśli dość słabe. Przy ocenianiu niestandardowym,
które obecnie znacznie preferuję, na pewno od razu postawiłabym dopuszczający.
Na
końcu pragnę podzielić się z Tobą pewnymi radami i podsumować parę zagadnień.
Zanim zacznie się pisać, trzeba przemyśleć kilka ważnych spraw. Przede
wszystkim należy odpowiedzieć na pytanie „o czym”, a to, że pisze się ff, wcale
nie jest wystarczające. Mieć cel, do którego się dąży, główny wątek, a
następnie poboczne, i określić najważniejszych bohaterów, ich ilość oraz
wzajemne zależności. To wszystko musi być otoczone przez świat, który również
należy opisać tak, jak widzi się go w wyobraźni. Mając to wszystko, trzeba
wybrać najbardziej odpowiedni sposób narracji. A dopiero potem pisać.
Wydaje
mi się, że to opowiadanie nie jest do końca przemyślane, że rozmyły się tutaj
pewne wątki, a może raczej – rozmyła się ich ważność wobec siebie. W kilkunastu
pierwszych rozdziałach zdecydowanie ważniejszy niż tworzenie świata
przedstawionego czy przedstawienie walki z wrogiem jest wątpliwej jakości i
wiarygodności romans między Elismą a Valkyonem. Dopiero później na dobrą sprawę
zaczynają pojawiać się zalążki tła, jako tako zostają określone sytuacja i
przeciwnik. Dzięki temu starcie z antagonistą, o którym była mowa od początku,
a który się nie pojawiał, w końcu ma odniesienie w rzeczywistości.
Tak
samo należy zrobić z magią czy informacjami na temat państwa, polityki i
geografii, i czynić to od początku opowiadania. Tło bowiem tworzy się na wiele
sposobów, nawet przez ekspozycję, by czytelnik mógł zrozumieć, jak wygląda
świat, o którym czyta. Stateczne, niezmienialne rzeczy można podawać w opisach,
wciskać w czyjeś wypowiedzi, podawać jako fragment książki, którą zagubiona
Elisma znajduje w bibliotece i dzięki której nie tylko ona dowiaduje się więcej
o Eldaryi. Realia można również poznawać poprzez akcję, choć tam, aby utrzymać
odpowiednie tempo, powinno inaczej dawkować się tego typu informacje. To
właśnie zaczęło Ci jako tako wychodzić w ostatnich rozdziałach, gdyż np. pisząc
o walce między Nevrą a Drakonem, wykorzystałaś ich wampiryzm, niestety wciąż
jest tego za mało. Za to pierwszego sposobu tworzenia tła, tego najbardziej
typowego, pełnego, nadal nie ma w tekście prawie w ogóle. A jest to niezbędne,
by opowiadanie zostało dobrze odebrane przez czytelnika, szczególnie jeśli
tyczy się to alternatywnego świata. Nikt nie lubi czytać dla przyjemności o
czymś, czego nie rozumie, bo mu nie wytłumaczono.
Może
Cię to zaskoczy, ale wraz z położeniem większego nacisku na akcję i walkę,
również wątek uczucia między głównymi bohaterami, który jest dla Ciebie tak
istotny, zaczyna się faktycznie rozwijać. A może powinnam napisać „naprawdę
pojawiać”, bo dopiero wtedy nie wygląda jedynie kiczowato, a zaczyna być
przekonujący, bardziej emocjonalny. Zdecydowanie lepiej się o tym czyta,
ponieważ zaczynasz to opisywać, a nie jedynie streszczać, ponadto odchodzisz troszkę
od utartych, denerwujących klisz Elismy jako Merysujki i wiecznej ofiary losu
oraz Valkyona – wątpliwej jakości Trulova bez białego konia i zdolności
przywódczych.
Ale
i tak chodzi mi przede wszystkim o to, że nie wybrałaś jako gatunku romansu,
tylko fantasy stanowiące ff gry komputerowej, więc to nie romans powinien być
jedynym istotnym wątkiem takiego opowiadania. Może być co najwyżej równoważny
wartością. Oczywiście, istnieje wiele różnych ff, choćby potterowskich, gdzie
magia stanowi ledwo tło w obliczu wielkiej miłości głównych bohaterów, ale to
na ogół nie sprawdza się dobrze albo, jeśli autor wie, co robi, szybko można
zorientować się, że taki był zamysł. Jeśli jednak Ty piszesz o dziewczynie,
która pewnego dnia obudziła się w nieznanym sobie świecie, no to samo przez się
skazujesz się na to, by to wytłumaczyć. A nawet na więcej, skoro w pewnym
momencie jednak postanawiasz zająć się walką itd.
Kolejnym
dużym problemem w Twoim opowiadaniu jest dawkowanie informacji, a raczej niemal
całkowity jego brak. Wydaje mi się, że nie poświęciłaś zbyt wiele czasu na
przemyślenie, co kiedy należy powiedzieć – tyczy się to zarówno informacji o
świecie, jak i bohaterach. Jeśli wiadomości już się pojawiają, sposób ich
podania wygląda na bardzo losowy, co skutecznie dezorientuje czytelnika. Nie
można wszystkiego trzymać w tajemnicy, bo to nie jest zachęcające, a wręcz
odwrotnie. O kreacji postaci rozpisałam się w wystarczającym stopniu powyżej,
więc nie będę się powtarzać, ale podkreślę jeszcze raz, że jest to poważny
problem w Twojej historii.
Zdecydowanie
trzeba dalej pracować nad opisami i dialogami, choć widać poprawę. Przede
wszystkim nie używasz tak dużo ekspozycji i skrótów myślowych jak na początku,
zaczynasz tworzyć dłuższe sceny, a nie tylko biec z wydarzeniami na łeb na
szyję często bez określania miejsca czy czasu. Początkowo przeskoków jest
niestety tutaj równie dużo co podmiotu domyślnego, a to bardzo źle…
Jak
już wspomniałam o podmiocie, warto poświęcić kilka słów na narrację. Myślę, że
wybór trzecioosobowej narracji stosującej mowę pozornie zależną w tego typu
opowiadaniu jest bardzo dobry, jednak należy pamiętać, że ta – jak każda
zresztą – trzyma się pewnych reguł. Mianowicie mimo wszystko nie jest
jednoosobówką, więc narrator wie choć trochę więcej niż sami bohaterowie, nie
jest ograniczony ich punktem widzenia, że tak powiem. Ponadto on też się może
bawić. A jeśli w takiej narracji stosuje się różne perspektywy, należy zdać
sobie sprawę, że różnice między bohaterami, ich charakterami, temperamentami,
doświadczeniami itd., przedstawia się nie tylko wprost, ale również przez
sposób ich wypowiadania się, myślenia czy wniosków, jakie wyciągają.
Z
technicznych rzeczy największy problem stanowi niepoprawny zapis dialogów,
interpunkcja, niedostateczne określanie i mylenie podmiotów oraz powtórzenia,
głównie zaimków, które stosunkowo łatwo można wyeliminować.
Na
koniec wrzucam dokładniejsze tłumaczenie kilku pojęć, jakich używałam podczas
oceny, by wszystko było jasne:
1.
Ekspozycja
– definicja z Wikipedii brzmi: „w utworach dramatycznych i epickich sytuacja
przedstawiona w punkcie wyjścia fabuły, ukazana tak, by
wstępnie zapoznać widza lub czytelnika z tłem wydarzeń, głównymi postaciami,
problemami i konfliktami utworu”. Gdy robi się to w punkcie wyjścia fabuły,
żeby zarysować ogólnie temat, nie jest to złe, wręcz przeciwnie – np. w Twoim
opowiadaniu można by w taki sposób przedstawić dotychczasowe życie Elismy albo
jego część. Gorzej, gdy ekspozycji używa się również później, podczas właściwej
akcji i gdy nabiera ona niebezpiecznych rozmiarów. Innymi słowy, kiedy zamiast
coś opisywać, nazywa się to wprost, przy okazji mocno streszczając. Czytelnik
nie czyta streszczenia czy reportażu, tylko opowiadanie. Pragnie emocji, a
odczuć będzie je mógł jedynie wtedy, gdy poprzez napisanie sceny je w nim
wyzwolisz. Nazwanie ich wprost bez tłumaczenia może wywołać tylko jedno –
frustrację. Trzeba uwierzyć w inteligencję czytających, dać im trochę zabawy, a
nie podawać wszystko na tacy.
2.
Imperatyw
– wg Wikipedii to „nakaz, reguła, zasada, która nie podlega dyskusji”. Nas
interesuje imperatyw narracyjny, czyli mówiąc najprościej, zjawisko polegające
na tym, że bohaterowie zachowują się nielogiczne i nieprzewidywalnie, tylko po
to, by posunąć często równie nielogiczną akcję do przodu. Nieważne jest
otoczenie, inne postaci, prawa fizyki czy jakiekolwiek inne – być może dlatego
przy nadmiarze imperatywu tak bardzo kuleje tło. Nieważne jest zachowanie
samych głównych zainteresowanych. Skoro Imperatyw tak chce, tak ma być. W celu
zgłębienia tematu zapraszam do lektury tego
oto artykułu.
3.
Merysujka i Trulove
– to specyficzne klisze bohaterów często zachowujących się tak, jak nakazuje
wyżej opisany Imperatyw. Myślę, że opisałam ich całkiem nieźle wyżej, polecam
również zajrzeć do naszego poradnika o romansach, do którego link znajdziesz na
samym końcu oceny, ale parę słów napiszę i tu. Twoja Elisma nie jest
stuprocentową, klasyczną Mary Sue, czyli wyidealizowaną bohaterką bez
najmniejszych wad. Typowa MS jest piękna, cudowna, mega zdolna i wszystko jej
uchodzi na sucho, nawet jeśli jest chamska, co nie pokrywa się z Eli, choć
akurat tego pierwszego pewna być nie mogę, bo nie napisałaś ani słowa o
wyglądzie głównej bohaterki przez całe opowiadanie. Z kolei takie cechy jak
wieczne szczęście, dziecinność i przykładanie zerowego wysiłku do rozwiązywania
problemów z pewnością nasuwają takie skojarzenie. Natomiast True Love to
kolejna klisza polegająca na tym, że od razu wiadomo, który bohater okaże się
wielką, jedyną, niezniszczalną miłością głównej bohaterki niezależnie od
poczynań czy charakterów obojga. Trulove jest jeszcze bardziej wyidealizowany.
Umie wszystko, broni damę swojego serca, a jego słowa nie pokrywają się w
czynach. Często nie zdaje sobie tak od razu sprawy z siły Uczucia. Jednak skoro
wiadomo, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to każde zachowanie można mu
wybaczyć, on jest przecież cudowny sam przez się. To tak w skrócie.
Wrzucam
również kilka przydatnych linków z naszej strony, które – mam nadzieję – pomogą
Ci w pewnych zagadnieniach:
- Fantasy;
- Romans;
- Tło;
- Kreowanie bohaterów;
- Antagoniści;
- Logika;
- Chaos (i jak z nim walczyć);
- Narracja;
- Zapis dialogów;
- Interpunkcja – część 1., 2., 3.
Pod
koniec pragnę jeszcze raz podkreślić jedno – gdybym miała ocenić pierwszych,
powiedzmy, dwanaście rozdziałów, byłabym załamana. Jednak na szczęście oceniłam
więcej i widzę zmianę na lepsze – zarówno w opisach, tworzeniu scen,
rozwinięciu wątków, jak i przedstawianiu samych bohaterów. Pod koniec wręcz się
wciągnęłam! Podejrzewam, że sama dostrzegłaś pewne rzeczy, o których piszę. Z
drugiej strony oceniam całość, więc nie mogę zignorować początku.
Myślę, że najważniejsze jest, abyś dokładnie przemyślała fabułę, wiele czasu poświęcając na tło i bohaterów, jak również wyrobiła sobie nawyk czytania rozdziałów po ich napisaniu i opublikowaniu. Najlepiej, by post odczekał jakiś czas, zanim zostanie wklejony na bloga – oczywiście po wcześniejszej lekturze. Podczas pisania należy dużo sprawdzać, nikt nie jest nieomylny i każdy popełnia błędy. Dobrze jest wyeliminować choćby te, które powstały ze zwykłej, ludzkiej nieuwagi. Warto także dużo czytać – w tym poradników dotyczących pisania – jak i pisać, różne rzeczy, między innymi wykonywać ćwiczenia na pisanie. Tą uwagą kończę ocenę i mam nadzieję na merytoryczną dyskusję.
Myślę, że najważniejsze jest, abyś dokładnie przemyślała fabułę, wiele czasu poświęcając na tło i bohaterów, jak również wyrobiła sobie nawyk czytania rozdziałów po ich napisaniu i opublikowaniu. Najlepiej, by post odczekał jakiś czas, zanim zostanie wklejony na bloga – oczywiście po wcześniejszej lekturze. Podczas pisania należy dużo sprawdzać, nikt nie jest nieomylny i każdy popełnia błędy. Dobrze jest wyeliminować choćby te, które powstały ze zwykłej, ludzkiej nieuwagi. Warto także dużo czytać – w tym poradników dotyczących pisania – jak i pisać, różne rzeczy, między innymi wykonywać ćwiczenia na pisanie. Tą uwagą kończę ocenę i mam nadzieję na merytoryczną dyskusję.
Na razie przeczytałam recenzję fragmentami i chcę coś powiedzieć:
OdpowiedzUsuńPrzyznaję że ocena wydaje mi się dość niesprawiedliwa, chociaż naprawdę muszę się zgodzić z błędami wytkniętymi we wspomnianych fragmentach, są wręcz rażące.
Pierwszy raz spotkałam się ze stwierdzeniem, że Elisma to Mary Sue, zwykle raczej ujmowali ją jako dość twardą babkę. Na żarty chłopaków odpowiada żartem, bo ja osobiście też bym z tego żartowała :).
Na pierwszy rzut oka widać, że nie znasz gry, możliwe, że gdybyś znała Twoja opinia by się zmieniła :). Używam nazw wziętych z gier, więc nie jest to inspiracja Harrym Potterem, opis Corko był wpleciony w treść, musiałaś więc przegapić, szowinistyczne żarty są przywarą Ezarela, dlatego się pojawiają, o swoim świecie Elisma nie wspomina, bo za nim nie tęskni, chociaż faktycznie powinnam bardziej się na niej i na tym wątku skupić.
Valkyon jest gburowaty i niewiele mówi, a zwłaszcza o sobie, starałam się odzwierciedlić jego charakter, gracze sądzą, że mi wyszło, ja z resztą również. Mówiąc, że nie mógł jej zatrzymać twierdził, że nie mógł sobie na to pozwolić, bo uważał, że winny jest jej tą rozmowę z Vino, ale może faktycznie nie każdy to tak rozumie.
Nigdzie nie napisałam, że Draken jest wampirem.
Piszę opowiadanie na podstawie tego do wiem z gry, z czasem pojawiało się więcej faktów, zaczynałam gdy odcinków było bodajże 6, teraz jest chyba 18. I faktycznie przy samej Kwaterze za murami jest niewiele miejsc zamieszkania dla innych poza strażą.
Myślałam, że motyw medalionu dobrze wyjaśniłam, możliwe, że niekoniecznie ;).
Vino nie powiedziała, że jest siostrą Nevry, bo nie mogła przypuszczać, że Eli go faktycznie bliżej zna, skoro jej szefem bezpośrednim jest Valkyon. Aczkolwiek to mogło wyjść kiedyś w rozmowie, no ale nie wyszło :).
W Kwaterze jest wielu strażników, część na długich misjach, no i cały czas zatrudnia się nowych, stąd Elisma mogła ich nie kojarzyć.
Co do pierwszej sceny, gdy ujrzała twarz Valkyona zaraz po przebudzeniu: z perspektywy czasu też uważam ją za kiepską :).
Ogólnie uważam, że prosząc Cię o recenzję tego opowiadania wpakowałam Cię trochę na minę, na pewno prościej by Ci było ją pisać gdybyś znała grę, może nawet mniej błędów i minusów byś widziała :D. Nie ukrywam, że jest ono kierowane głównie do fanów Eldaryi, może też dlatego patrzą oni na Elismę jak na twardą babkę, bo przy Gardienne, głównej postaci gry, faktycznie na taką wychodzi xD. Niemniej dziękuję Ci za Twój trud, na pewno wiele z niej wyciągnę, przede wszystkim poprawię błędy :D. Zmienię również pierwszy rozdział oraz prolog :). Piszę to już jakiś czas i z jego perspektywy faktycznie jest co zmienić.
Co do kontrolowania blogspota: faktycznie powinnam to robić, nie ma co z tym dyskutować.
Zagłębię się bardziej w recenzję i przemyślę Twoje uwagi, bo właściwie pierwszy raz ktoś naprawdę się nimi podzielił, a ciężko się doskonalić słysząc same miłe rzeczy.
Jeżeli będziesz miała czas chciałabym byś mi odpisała ;).
Jeszczw raz dziękuję.
A i co do magii to w Eldaryi: same istoty, czyli ich rasy, są magiczne :).
UsuńNie odniosłam wrażenia, że Eli ma jakieś wieczne szczęście czy jest dziecinna, bądź łatwo przychodzi jej rozwiązywanie problemów. Po prostu z niewieloma musiała mierzyć się samodzielnie.
Nie ze wszystkimi uwagami na temat interpunkcji bym się zgodziła, ale niestety z przeważającą wiekszością muszę. Niestety (chociaż na to swoje plusy) zapisuję rozdziały w zeszycie, a potem często muszę spisywać je na telefonie (taki mus), niektóre błędy wynikają z tego (przy okazji można mnie pochwalić za ortografię, bo telefon nie poprawia błędów ^^).
Zapis dialogów: właściwie to czytałam ten artykuł i staram się stosować do zasad w nim zawartych, błędem moim jest to, że po spisaniu rozdziału z zeszyti faktycznie nie czytam go po raz kolejny. Nie mam też żadnego ,,bety".
A i ,,ryzującą" to jest literówka, nie wiem jak ja to robię, że się powtarza :).
UsuńMiiko jest niedoświadczonym dowódcą, której przypadło to stanowisko bez właściwego przygotowania, cieszę się więc, że to widać (zawarte w fabule gry).
UsuńMuszę się po ludzku przyznać, że boli mnie ten prawie kompletny brak plusów. Wciąż mam ludzi, którzy chcą to czytać i upominają się gdy rozdział się nie pojawia, na wattpadzie mam nawet kilku stałych czytelników (musiałam się pochwalić by trochę połechtać swoje ego ^^). Sama jestem zadowolona z tego fanfiction, nawet mimo wielu błędów (które są do naprawienia). Jest moim pierwszym ff, dlatego pewnie, mimo prób rysowania świata dla ,,Eldary'owych laików, nie bardzo mi to wychodzi. Sama też zauważam różnice w moim stylu, który jeszcze niecały rok temu był dość... konkretny.
W dialogach pozwalam sobie na różne sformułowania m bo to dialog, rozmowa, w czasie której nie zawsze uważa się na odpowiednią składnię.
Na pewno bardzo by pomogło gdybym ponownie czytała rozdział przed poblikacją.
Muszę jednak przyznać, że stawianie mnie tylko trochę wyżej niż internetowe ,,opowiadaniowe bajty" smuci.
To prawda, ze nie znam gry i realiów i pewnie cześć rzeczy byłaby dla mnie bardziej zrozumiała, gdybym znała. Niemniej i tak zwróciłabym uwagę chociażby na nieskupianiu się na tle, może nawet bardziej, bo wiedziałabym, jak to tło powinno wyglądać. Co do Drakena, opisując walkę między bim a Nevra, brzmiało, jakby toczyła się między dwoma wampirami. Jeśli możesz, wklej opis Corko, naprawdę nie przypominam sobie nic więcej prócz tego, w którym wyrażał zadowolenie. Co do szowinistycznych żartów czy ogólnie zachowań nie tylko Ezarel sobie na nie pozwalał.
UsuńPlusem z pewnością jest poprawa w stylu i większa świadomość tworzenia scen, mysle, ze jesteś na b dobrej drodze, a opowieść nabiera kolorów. Tak jak mówiłam, jestem autentycznie ciekawa, co będzie dalej, z Drakenem itd
No i nie znam fabuły ,, Grey'a", więc nie jestem w stanie powiedzieć ile jest podobieństw między tymi relacjami ;).
OdpowiedzUsuń