Ocena nr 24 – Precious fondness

Adres bloga – Precious fondness,
Autor – Âri Tié
Oceniająca – Condawiramurs

1.                  Pierwsze wrażenie (4/5 pkt.)
Adres bloga jest ładny, zachęcający. Nie mówi nic o tym, czy mamy do czynienia z ff, ale wcale nie musi – szczególnie że po wejściu na stronę jedno spojrzenie na nagłówek wszystko tłumaczy.
Blog wygląda schludnie. Nie ma włączającej się z automatu muzyki, a na stronie głównej znajduje się tylko jeden rozdział. Można by się przyczepić do różnych wcięć akapitowych, ale wiem, jak bardzo blogger potrafi być pod tym względem uciążliwy. Jeśli chodzi o inne elementy, na pierwszy rzut oka nie odpowiada mi treść „Nowinek”, ponieważ podajesz tam jedynie kontakt do siebie, a brakuje jakichkolwiek wiadomości dotyczących dat publikacji kolejnych postów (co sugerowałby tytuł), nie widać też nigdzie ani słowa na temat treści opowiadania, a krótki wstęp zawsze się przyda.
2.                  Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (4,5/5 pkt.)
Szablon najwyraźniej nie jest Twojego autorstwa, co można wyczytać w nagłówku oraz na samym dole strony. Mimo to przydałoby się napisać w wyraźnie czcionką normalnych rozmiarów, np. w „Nowinkach”.
Szata graficzna, utrzymana w szarościach, ma sporo elementów ozdobnych, które zapewne nie wszystkim przypadłyby do gustu, ale mnie się podobają. Nie odczuwam ich natłoku, ładnie się to wszystko ze sobą komponuje: w jakiś sposób elegancko, a w jakiś – delikatnie.
Sylwetki głównych bohaterów zostały dobrze wyeksponowane na nagłówku, tło nie przeszkadza w czytaniu, font jest odpowiedniej wielkości i koloru. Podoba mi się też układ dwukolumnowy, ale chyba lepiej wyglądałoby, gdyby szablon został przesunięty na środek. O dodatkach wypowiem się pod koniec oceny.
3.      Treść opowiadania (43/85 pkt.)
fabuła + świat przedstawiony (9/20 pkt.)
Tak jak się umówiłyśmy, oceniam jedynie opowiadanie główne, nie odnoszę się w ogóle do miniaturek.
Prolog
Funkcją prologu powinno być zachęcenie czytelnika do historii. Można postawić na coś w rodzaju krótkiego rozdziału, czemu nie, ale trzeba mieć jakiś pomysł. Gdybyś w pierwszej części opisała uczucia Hermiony, a później Dracona, efekt byłby znacznie lepszy. Jednak już samo rozpoczęcie psuje ten prolog. Na samym początku wydaje się jeszcze, że może pokusisz się o wstęp do historii. Ale niestety – pierwszy akapit trudno nazwać porządnym opisem (zapraszam do piątej części „Siedmiu wspaniałych” i lektury na temat tworzenia opisów).
Po pierwsze to, że pisze się ff, nie oznacza, że można zrezygnować z tła. A przynajmniej nie, jeśli chce się stworzyć coś dobrego. Szkół są tysiące, Hogwart – tylko jeden. Bitwa o Hogwart miała miejsce tak niedawno, że nikogo nie zdziwiłoby, że bohaterowie by ją przeżywali. Nie dałoby się funkcjonować dokładnie tak jak wcześniej: i pod dobrymi, i pod złymi względami. Nie można skrócić tak przełomowego wydarzenia i uczuć, które w związku z nim odczuwają bohaterowie, do jednego, krótkiego zdania.
Po drugie dobór różnych informacji w pierwszym akapicie wygląda na kompletnie losowy. Najbardziej rozbroiła mnie końcowa, zupełnie niepasująca do niczego uwaga o nowym nauczycielu mugoloznawstwa (co tam inne przedmioty, np. eliksiry czy obrona przed czarną magią, nieistotne!), szczególnie że nie ujawniłaś jego tożsamości.
Następnie opisywanie Ci się znudziło, bo przeskoczyłaś do dialogu między Hermioną a Ronem, który urwał się równie szybko, jak się zaczął. Tak się scen nie tworzy, czy to w prologach, czy w dialogach. Ponadto już w tych kilku linijkach widać zmianę charakterów postaci kanonicznych. Granger zdaje się być furiatką, która denerwuje się w mało dojrzały sposób, zaś Weasley przemądrzałym na maksa bucem, który nazywa ją „Mioną”, jak to świat ff Dramione nakazuje. Rola Harry’ego, który nie zasłużył nawet na nazwanie go za pomocą imienia, sprowadza się do trzymania przyjaciół w ryzach. Nie czujesz potrzeby poinformowania, gdzie znajdują się bohaterowie ani jaki właściwie mamy czas – czy początek roku szkolnego, czy może październik albo listopad? Nie wspominając już o tym, że wg Rowling Harry i Ron nie wrócili na siódmy rok do Hogwartu… A niby trzymasz się kanonu. Oczywiście tego w sadze nie było, ale mimo wszystko powinnaś napisać, czy respektujesz kanon tylko z sagi, czy również z wywiadów z Rowling, czy może jednak z niczego, bo postacie już na tym etapie zachowują się zupełnie na opak.
Później bez żadnej przerwy w tekście przechodzisz do opisu uczuć Dracona. To lepszy fragment, bardziej uporządkowany, niewypełniony takim chaosem jak poprzedni. Zresztą emocje w prologu to dobry zabieg. Niemniej użalający się nad sobą mhhhroczny Malfoy nie wzbudza we mnie współczucia, a raczej niechęć. Pewnie jest to częściowo związane z moim ogólnym stosunkiem do niego, ale pisząc w taki sposób, raczej tego nie zmienisz. To niby tajemniczo-mroczne tło jest bardziej śmieszne niż nastrojowe, zaś sam Draco zachowuje się irracjonalnie, siedząc w miejscu, gdzie z sufitu – nie wiadomo dlaczego – kapie woda. Ponadto znów pojawia się pytanie, kiedy właściwie zaczynasz historię, skoro z tekstu wychodzi, jakby Malfoy mógł spędzać czas już na tysiącach imprez organizowanych w Slytherinie… To kolejna klisza, podobnie jak ten nieszczęsny „arystokrata”. A według tego, co mówiła Rowling, Lucjusz Malfoy został po zakończeniu Drugiej Wojny Czarodziejów ułaskawiony, więc w więzieniu nie był (to znów uwaga z zakresu tych, o których pisałam pod koniec poprzedniego akapitu).
Nie zapowiada się dobrze. Tylko czekam na „Świętą Trójcę”, „Smoka”, „Dracze”, „Fretkę” itp., itd. Niemniej, gdyby poprawić nieco ten opis, a pierwszy zastąpić emocjami Hermiony, która myślałaby o Bitwie o Hogwart, prolog mógłby okazać się niezły.
Rozdział pierwszy
Niestety nie jest dobrze. Już w pierwszym rozdziale powieliłaś bardzo dużo typowych schematów w opowiadaniach Dramione, które nijak mają się do kanonu i psują dobrze znanych nam bohaterów. Ron to niewychowany, przechwalający się buc mający się za Bóg wie kogo, Harry – niemal niewidoczny fragment tła, Hermiona, niby wciąż szlachetna, strzela zaklęciami w niegrzecznych uczniów, a tleniony Draco pogrąża się w depresyjnych nastrojach, udając dorosłego (co najgorsze, to narrator tak nazywa Malfoya, a nie któryś z bohaterów). Jako wisienkę na torcie mamy kolejne sztampowe określenia: „Święta Trójca” odhaczona. Podobnie jak wspomnienie, że Ginny jest przyjaciółką Hermiony, a następnie kompletne olanie Weasley przez „szlachetną Mionę”. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, kogo profesor McGonagall wyznaczyła na prefektów naczelnych – nie musi ich mieć, ponieważ nie spotka go żadna niespodzianka.
Ponadto wszystko serwujesz bez większego zastanowienia. Jakbyś miała w głowie plan, zgodnie z którym musisz to wszystko zawrzeć, ale jak – to już nieistotne. Nie pokazujesz ani tego, jak Ron rzekomo przechwala się swoimi zasługami w Bitwie o Hogwart, nie interesujesz się samym tym wydarzeniem, nie pokazujesz złości Hermiony na niesfornych uczniów… Tylko informujesz o tym, a następnie lecisz do kolejnego wątku. Nad uczuciami Dracona przystajesz niby na dłużej, ale często są one pozbawione logiki, skaczą z jednego wątku na drugi, momentami zaś zalatują kiczem. A potem ni stąd, ni zowąd wyskakujesz z informacją, że Malfoy powraca do rozmowy z kolegami, o których wcześniej nie napisałaś nawet pół słówka.
Zaczynasz opisywanie lekcji historii magii tylko po to, aby po dwóch akapitach poinformować, że minął wrzesień i rozpoczął się październik. Tak to się fabuły nie prowadzi. Ani te dwa pierwsze akapity NIC nie wniosły, ani kolejne. Jeśli chcesz ominąć cały miesiąc w opowiadaniu – nikt Ci nie zabroni – ale trzeba zrobić to z klasą, a nie w jednym zdaniu. Zresztą określenie tego, kiedy rozpoczęłaś opowiadanie, powinno znaleźć się znacznie wcześniej.
Tak właściwie dopiero pod koniec rozdziału nareszcie coś się dzieje – pojawia się wątek zdjęcia. Udało Ci się podkreślić, że będzie miało ono znaczenie w dalszej części historii, ale niestety otoczka nie należy do udanych. Po pierwsze wyszło tak, jakby Hermiona nie wiedziała, kto wraz z nią sprawuje funkcję prefekta naczelnego (chwała Ci za to, że nie dałaś im przynajmniej wspólnego dormitorium, przynajmniej tyle!), po drugie skoro Malfoy zajmuje takie stanowisko, wydaje mi się kompletnie niezrozumiałe, że Granger aż tak intryguje fakt jego wieczorno-nocnego włóczenia się po korytarzach. To mocno naciągane. Po trzecie podczas ich rozmowy najpierw Draco gdzieś siedział, później „dziękował” Hermionie za odprowadzenie, a przecież a) na korytarzach nie ma krzeseł, chyba że o czymś nie wiem (mogłyby stać przy ścianach jakieś ławki, ale warto by o tym wspomnieć), b) napisałaś, że Malfoy zaczął iść, ale o poruszaniu się przez Granger nie pojawiło się nic.
Wniosek taki, że stanowczo tutaj za mało tła. Próbowałaś na początku opisać pokój wspólny Slytherinu i bardzo dobrze (tak à propos, to w lochach nie było okien), ale trzeba zająć się tym znacznie dokładniej. Nie można wspominać o wszystkim naraz, bo w rezultacie nie ma się nic. Zamiast lecieć z akcją na łeb na szyję, warto by wspomnieć o tym, że niedawno świat czarodziejów zmienił się o 100%… No, ale to już byłby cięższy orzech do zgryzienia.
Rozdział drugi
Połowa tego rozdziału to dyskusja Hermiony i Draco przypominająca przepychanki dzieci z podstawówki. W dodatku momentami mocno naciągane. Szczerze wątpię, że Malfoy byłby na tyle nieuważny bądź głupi, aby nie zareagować na to, że Granger wyciągnęła różdżkę i go zaatakowała, skoro sam przyłożył swoją do jej skroni. Albo na to, że potem Hermiona z łatwością mu się wywinęła. Nie można tego nazwać inaczej niż imperatywem. Jeszcze później piszesz, że Draco odszedł, Granger pobiegła za nim i nikogo nie było… A mimo to nagle w połowie akapitu okazuje się, że Ślizgon wszystko widzi i komentuje.
Dalej jest nieco lepiej niż w poprzednim rozdziale, ponieważ skupiasz się bardziej nad poszczególnymi fragmentami. Cieszę się, że poświęciłaś trochę miejsca na wspominanie o przeszłości i wyrażenie tęsknoty Hermiony za Syriuszem i Remusem, jednak pod koniec przesadziłaś w drugą stronę. To wręcz nienaturalne. Myślę, że dziewczynę bombardowałyby również, a może przede wszystkim, wspomnienia sprzed kilku miesięcy czy też kwestia jej rodziców… Ponadto Syriusz nie zginął od zaklęcia niewybaczalnego.
Fragment z wizytą u dyrektorki musiałam przeczytać dwa razy, by zrozumieć, po co właściwie Hermiona do niej poszła. Otóż, żeby się usprawiedliwić z nieobecności na lekcji. Jakoś wierzyć mi się nie chce, że w takiej sytuacji nie załatwiałoby się tego z nauczycielem danego przedmiotu… Ponadto podobnie jak niektóre sceny z poprzedniej notki ta właściwie również nic nie wniosła. Dowiedzieliśmy się z niej na przykład, że Hermiona sądzi, że niedługo czeka ją koniec, co jest mocną przesadą, zważywszy na wiek dziewczyny. Jeśli już miałyby ją dręczyć takie myśli, to kilka miesięcy wcześniej, a nie teraz. I to ni stąd, ni zowąd.
Zainteresowanie Granger tym zdjęciem uważam za przesadzone. Jakby szukała dziury w całym, jakby musiała wchodzić z buciorami w czyjeś życie dla samego tylko wchodzenia. I to jeszcze w życie jednego ze swoich największych wrogów (choć u Ciebie ona już dostrzegła w Malfoyu chłopaka, którego trzeba uratować, no tak, schemat rządzi).
Dałaś również do zrozumienia, że Hermiona nie chciała chodzić z Ronem, ale nie przedstawiłaś nigdy tej sceny, a wypadałoby, jeśli po lekturze oryginału dobrze wiemy, że byli w sobie zakochani… Po raz kolejny wchodzę w zakamarki bezsensu Dramione, więc lepiej przejdę do następnego postu. W końcu muszę mieć coś do napisania w podsumowaniu.
Rozdział trzeci
W całości kręci się wokół zdjęcia. Zwolniłaś z akcją i bardziej skupiasz się na opisywaniu konkretnych wydarzeń, za co plus, ale gdyby Hermiona nie oddała fotografii Draconowi, chyba naprawdę bym się zirytowała. Te ich przepychanki zdecydowanie nie były na wysokim poziomie.
Dodatkowo imperatyw ma się w tym opowiadaniu aż za dobrze. Draco budzi się i z niewiadomego powodu ma złe przeczucia co do losów swojej matki, mimo że Lucjusz znajduje się w więzieniu. Niby dlaczego? Albo taka Hermiona… nagle wymyśliła, że będzie walczyć o dobrą współpracę między domami hogwarckimi i zaczęła idealizować rzeczywistość. Przy czym odnoszę wrażenie, że nie widzi we własnym zachowaniu (przetrzymywaniu czyjejś własności i wścibstwie) nic złego, tylko wręcz chwalebnego. Granger była w kanonie na swój sposób ciekawska, ale w taki sposób nie działała.
W początkowych opisach fragmentów, zanim dojdziesz do właściwych wydarzeń, wciąż zdarza Ci się wspomnieć o czymś zapowiadającym się interesująco, a następnie przeskoczyć przez kilka innych wątków. Na przykład tutaj napomknęłaś, że Hermiona wpadła na Blaise’a, ale go nie zauważyła, a potem siedziała spokojnie na lekcji transmutacji (którą swoją drogą nadal prowadziła McGonagall, a skoro jest dyrektorką, znalazłaby następcę). W ten sposób tła nie stworzysz.
No i co z Harrym, Ginny, kimkolwiek innym?
Rozdział czwarty
Na początku kontynuujesz rozmowę głównych bohaterów z poprzedniej notki. Z jednej strony to dobrze, bo tak wyglądałaby na urwaną, z drugiej – powtarzające się teksty obu stron zaczynają mnie już drażnić. Niemniej podoba mi się Twoje wytłumaczenie, dlaczego Granger tak bardzo intryguje zdjęcie przedstawiające matkę i syna, ma to sens. Tylko że… Rowling nigdzie nie napisała, że Hermiona rzuciła na rodziców Obliviate, a że zmodyfikowała im pamięć (w wywiadach Joanne wspomniała, że Granger udało się później odnaleźć rodzicieli i tę pamięć im zwrócić; ale to już na marginesie). Druga uwaga dotyczy samego sposobu, w jaki przedstawiłaś ten powód. Ani razu nie napisałaś „rodzice”, tylko wyrażałaś się „oni”. Ktoś, kto nie czytał HP, nic by z tego nie zrozumiał, a i ktoś, kto czytał, niekoniecznie, bo zrobiłaś bardzo duży skrót myślowy.
Dalsza część notki to dość obszerny kawał tekstu, w którym niestety znów chciałaś za dużo upchnąć. Dobrze, że Hermiona i Ginny znajdują się teraz na jednym roku, bo tak być powinno: obie powinny uczęszczać na siódmy. Pomysł na eliksir całkiem mi się podobał, szczególnie dlatego, że po raz pierwszy opisałaś nieco dłużej którąś z lekcji. Jednak wkradły się pewne nielogiczności: jak ktoś mógłby przez miesiąc pić wywar mający takie działania niepożądane?
Do fandomowych wyrażeń działających na mnie jak płachta na byka dodaję: „Wieprzleja”, zaś do sztampowych wątków: bal. Jak już przy nim jesteśmy: kiedy po raz pierwszy pojawiła się wzmianka o tym wydarzeniu, zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś nie przegapiłam, bo napisałaś to tak, jakby wszyscy mieli wiedzieć, o co chodzi. Okazało się, że nie: do końca postu o balu wspomniałaś jeszcze dwa razy i to miał być najwyraźniej wielki news. Nie dość, że łamiesz w ten sposób kanon, bo bale w Hogwarcie nie były częste i nie wyobrażam sobie McGonagall, która pozwalałaby na taką imprezę w szkole bez powodu, to ślepo podążasz za fandomem Dramione i nawet nie starasz się wymyślić jakiejś sensownej otoczki dla tej uroczystości. Dyrektorka nie powiedziała na temat wydarzenia NIC więcej niż to, że się odbędzie i że jak ktoś nie umie tańczyć, to ma się do niej zgłosić. Być może na ogłoszeniach w pokojach wspólnych w domyśle znajdowało się coś więcej, ale musisz pamiętać, że czytelnicy w Twojej głowie nie siedzą i wiedzą tylko to, co zdecydujesz się im przekazać.
Skoro McGonagall u Ciebie zachowuje się tak, jak się zachowuje, to chyba nie powinno mnie dziwić, dlaczego pozwala na – zdaje się kompletnie nieukrywane – libacje alkoholowe na cześć „Świętej Trójcy” (których podobno odbywa się w Hogwarcie tyyyyyle, a żadna nie została przez Ciebie opisana). Ale jako że Ślizgoni pewnie nie mają na nie wstępu, to po co sobie głowę zawracać?
Rozdział piąty
OK, kompletnie nie rozumiem. To jednak Hermiona i Ginny nie chodzą razem do klasy i z niewiadomego powodu cofnęłaś tę drugą o rok w edukacji? Wszystkich innych uczniów też? „Wielka Trójca” i ich roczna przerwa od nauki jest tak istotna, że wszyscy adepci Hogwartu muszą na tym cierpieć? Pierwszorocznych mamy dwa razy więcej niż zazwyczaj? Eh.
Dobrze, że pojawiają się wstawki bardziej skupiające się na tle, co nieco spowalnia tekst, za to bardziej umacnia daną scenę – na przykład w trakcie podróży Hermiony i Ginny do Hogsmeade tę rolę nadałaś pogodzie i samej wiosce. Oczywiście suknie dziewcząt zostały opisane bardzo dokładnie, ale mogłam się tego spodziewać. Trudno mi uwierzyć, by te dwie dziewczyny aż tak podniecały się balem.
Co do wielkiego wydarzenia, to mogłam się domyślić: jest organizowane na 31 października. Dobrze, że w końcu napisałaś o okazji. Pytanie tylko – dlaczego? Dlaczego, skoro w oryginale z okazji Nocy Duchów odbywała się tylko uroczysta uczta, a później pokaz duchów? Żadnych potańcówek. Jedyny bal w całej sadze został zorganizowany w ramach Turnieju Trójmagicznego.
W każdym razie widać różnicę między fragmentami, w których skupiasz się na czymś dłużej (np. bardzo spodobała mi się wzmianka o nowym redaktorze naczelnym Proroka Codziennego i pozytywnej zmianie gazety), a tymi, gdzie lecisz na łeb na szyję. Te drugie na ogół wyglądają tak, że stanowią jeden, ogromnych rozmiarów akapit, w którym poruszasz kilka różnych wątków i przemieszczasz – zazwyczaj Hermionę – przez kilka różnych miejsc, żeby koniec końców dojść do właściwej akcji. Tak naprawdę nie tworzy się dobrego opowiadania.
Ostatni fragment rozdziału mi się podobał. Fakt, że Draco potrafi się teleportować w Hogwarcie, jest zaskakujący, znacznie bardziej niż to, że posiada zdjęcie samego siebie i własnej matki (nadal nie rozumiem, dlaczego Hermiona już na początku się czegoś w tym doszukiwała; nie miała żadnych podstaw). Dodatkowo po raz pierwszy pokazałaś całą czwórkę przyjaciół razem, w nieco obszerniejszej odsłonie, i za to także należy Ci się pochwała. Choć boli mnie to, co robisz z Ronem.
Rozdział szósty
Plus za to, że cały rozdział poświęciłaś jednemu wydarzeniu; dzięki temu opisałaś je całkiem porządnie.
Na samym początku, tak jak w wielu Dramione, Hermiona i Ginny szykują się razem na bal i dzielą miłość do ubrań i wyglądu. Na całe szczęście u Ciebie znajduje się to w granicach rozsądku: tzn. Granger zaczęła interesować się takimi rzeczami, ale wciąż dużo się uczy, lubi utrzymywać porządek, a przede wszystkim nie zyskała nagle i nie wiadomo skąd ogromnych umiejętności w wielogodzinnym robieniu makijaży i układaniu fryzur.
Oczywiście dziewczyny prezentują się olśniewająco, a Ty – w narracji trzecioosobowej – podkreślasz, że „kto by pomyślał, że kujonica będzie tak wyglądać?!”. Dlaczego?! Już myślałam, że mi to odpuścisz.
Nie widzę nic złego w tym, że Twoi bohaterowie się bawią i że Harry z Ginny cały czas tańczą – wręcz przeciwnie, to bardzo dobrze – ale odnoszę wrażenie, że Potter tutaj jest tylko taki: bawi się albo żartuje w dziecinny sposób. Nie zmieniłby się tak bardzo. To dość… płytkie przedstawianie bohatera.
Zastanawia mnie też, jakiego tańca miała zamiar uczyć McGonagall uczniów, bo na balu chyba tańczyło się tylko tak jak na mugolskich imprezach. Jakoś wątpię, by dyrektorka Hogwartu kogokolwiek miała szkolić w czymś takim…!
Ponadto zupełnie nie rozumiem Rona i Hermiony. To znaczy, właściwie źle się wyraziłam. Weasleya rozumiem – w końcu musi zachowywać się okropnie i irracjonalnie, żeby wszyscy go znienawidzili (najpierw dziewczynę zaprasza, później olewa, a następnie się awanturuje, jakby był jej zazdrosny chłopakiem; całość wygląda dość sztucznie), ale Granger? Jeśli, co wnioskuję po jej przemyśleniach, nie chciała z nim iść na ten bal, to po co to zrobiła? Dlaczego nawet nie zaproponowała, żeby poszedł z nią zatańczyć, tylko go opuściła? Sama go prowokuje.
Jeśli Hermiona faktycznie tak dobrze wygląda, że wszyscy chłopcy na nią patrzą, a w dodatku jest inteligentna i znana w całym czarodziejskim świecie, to sądzę, że mógłby znaleźć się jakiś odważny chłopak, który by ją na ten bal zaprosił – i nie, nie mówię o Malfoyu. A nawet jeśli ten hipotetyczny chłopak nie zaprosiłby jej na bal, to do tańca tak – i nie, też nie mówię o Malfoyu. Ale po co sobie robić kłopoty, prawda? Koniec końców i tak połączysz Mionę z Dracze. A że może w międzyczasie byłoby trochę ciekawiej… Co tam.
W każdym razie z Draconem oczywiście jeden taniec Granger ma i opisałaś to dość dokładnie i dobrze. Tylko że Malfoy znów rzucił mało dojrzałym tekstem. Oni mają po osiemnaście lat i przeżyli wojnę czarodziejów. Mogliby się trochę powstrzymywać.
Szkoda, że nie opisałaś choć w jednym akapicie, jak bawiła się reszta uczniów, jak wyglądała sala, czy grał jakiś zespół, czy było coś do jedzenia itd. Tak, znów mówię o tle. W czytaniu przeszkadza mylenie podmiotów – szczególnie gdy rozmawiają ze sobą dwie dziewczyny (Hermiona i Ginny).
Rozdział siódmy
Cieszę się, że próbujesz pokazywać w opowiadaniu przyjaźnie. Ale to, że o czymś stwierdzisz jedynie w narracji, nie wystarczy. Piszesz, że Hermiona chciała się dowiedzieć od Ginny, jak ta bawiła się na balu z Harrym, ale gdy Weasley odpowiedziała: „Bardzo fajnie. Dużo tańczyliśmy…” i zapytała o to samo Granger, to główna bohaterka kompletnie odpuściła drążenie i zaczęła mówić o sobie. Przyjaciółka wróciłaby do tematu. Powiedziałaby przynajmniej tyle, że ma nadzieję, że między Ginny a Harrym będzie jak kiedyś i że bardzo się cieszy z ich szczęścia. A pewnie i zapytała o coś jeszcze. Szkoda, że tak się nie stało.
Scena Hermiony i Dracona znad jeziora podobała mi się bardziej niż dotychczasowe, bo Malfoy zachowywał się inaczej, spokojniej, co musiało zaskoczyć Granger, nawet jeśli na początku i tak musiał ją podenerwować. Właściwie to dziwi mnie, że kogoś, kto odegrał dużą rolę w unicestwieniu Voldemorta, złoszczą tego typu docinki. No, ale w końcu to Dramione.
Najbardziej podobała mi się końcówka. Przyjaźń między Draconem a Blaise’em wychodzi Ci o wiele lepiej. Choć sam początek tego fragmentu na to nie wskazywał: cały czas nie mogę uwierzyć, że Ślizgon, który zapewne nie okaże się gejem, mógł pomyśleć o najlepszym kumplu, że jest seksowny. Ponadto tutaj zachowują się, jakby przyjaźnili się od dawna, a na samym początku opowiadania Malfoy twierdził, że we własnym domu wszyscy go denerwują. Zawsze też zastanawia mnie, dlaczego Draco w Dramione nigdy nawet w myślach nie wspomina swoich wielkich, dawnych kumplach, Crabba i Goyle’a (ten pierwszy zmarł, więc tym bardziej). Ale po co nowemu Draconowi ktoś taki, nie?
W każdym razie, wracając do głównej myśli, rozmowa między Malfoyem a Zabinim wyszła Ci dobrze. Po pierwsze poruszała tematykę zdjęcia i nieco ją rozwinęła. Po drugie pokazała, że Draco przejmuje się Zabinim (choć zdziwiłam się, że matki obu chłopców też się przyjaźnią). Po trzecie to była taka męska rozmowa, od początku aż do zakończenia. Przyłożyłaś się do niej, widać to.
Rozdział ósmy
Początek bardzo dobry. Pojawił się bowiem porządny opis pogody, a następnie skrótowy, lecz przemyślanie napisany przekaz z dwóch pierwszych lekcji (podobały mi się dygresje o Krukonach). Dopiero na zaklęciach było trochę gorzej, gdy ponownie w jednym akapicie umieściłaś za dużo informacji (w tym „urocza korespondencja z Malfoyem” określona tak w narracji trzecioosobowej!) – na przykład ostatnia w ogóle nie dotyczyła samej lekcji, tylko biegu Hermiony za Harrym.
I właśnie ten fragment jest dla mnie kompletnie niezrozumiały. Po pierwsze dlaczego Hermiona nie pogadała z Potterem na lekcji albo tuż po? A po drugie czemu w ogóle za nim biegła? Ani w jednym momencie nie wyjaśniłaś, czemu Granger tak bardzo zależało na tym, by porozmawiać z Potterem przed jego treningiem. Nie dowiedzieliśmy się, o czym chciała z nim dyskutować. Wydaje się, że to był tylko kolejny pretekst, by Draco zjawił się znikąd i jej przeszkodził. To robi się nudne.
Fragment w pokoju wspólnym Gryfonów uważam za przyjemny, to właściwie pierwszy raz, gdzie między przyjaciółmi nawiązała się rzeczowa rozmowa, choć i tak niestety bardzo krótka (jak prawie wszystkie dialogi w opowiadaniu).
Potem, gdy Hermiona idzie na patrol (jakoś dziwnym trafem Malfoy nigdy na nie nie chodzi, a przecież ma takie same obowiązki), trafia dokładnie w to miejsce i w tym czasie, co prosił ją Draco. Ten imperatyw to naprawdę przesada! No chyba że mamy do czynienia z jakąś klątwą, co trzymasz na razie w tajemnicy… Ale niestety nie sądzę. Zupełnie nie rozumiem też, dlaczego Draco chciał się spotkać z Gryfonką, jeśli pierwszym, o czym do niej mówi, jest wspominanie śmierci Dumbledore’a, a następnie wcale nie zachowuje się lepiej. Dlaczego Granger wciąż daje się nabierać i wciągać w dziecinne dogryzania? To załamujące, mam nadzieję, że to widzisz. Ponadto jeśli Malfoy naprawdę myśli o śmierciożerstwie tak, jak mówi, nie powinien wypowiadać się w ten sposób o byłym dyrektorze, do którego śmierci się przyczynił.
Rozdział dziewiąty
Odnoszę wrażenie, że nie za bardzo planujesz, co i kiedy chcesz przekazać czytelnikom. Pokazujesz scenę w szklarni, która nie wnosi nic nowego, tak naprawdę jest prawie tym samym co wcześniej. Zaczynasz rozmowę między Ronem a Hermioną, ale niemal od razu ją urywasz. To dość dziwne, że Granger uważa, że sam fakt, iż Weasley jest obok niej SAM, to coś podejrzanego; z tego, co wiem, nadal się przyjaźnią. Zresztą nie pasuje mi do kanonicznej Hermiony tego typu uciekanie. Totalnie rozwaliło mnie także nazwanie Weasleya „Obrońcą Gryffindoru” (rozumiem, że pewnie chodziło o quidditch, ale te wielkie litery…). Harry był nawet większym „Obrońcą”, całej szkoły wręcz, ale pozostał tylko „chłopakiem z blizną”. Jak z taniego westernu.
Spotkanie Hermiony i Malfoya w bibliotece również nic nowego nie wnosi, to odgrzewanie starych kotletów, co dostrzega sam Draco. Choć to właściwie jest nowość, która może coś zmieni między bohaterami. Ponadto po raz pierwszy od dawna pojawił się element opisów zewnętrznych bohaterów, za co plus.
Ale podsumowując – tutaj praktycznie nic się nie dzieje. Dopiero w końcówce pojawiła się scena choć trochę przykuwająca uwagę. Niemniej wybranie takiej, a nie innej pary przez nauczyciela to żadna niespodzianka, za to wielką zagadką pozostaje, dlaczego belfer nie zasłużył na podanie nazwiska, szczególnie po dobrym wstępie, którym rozpoczęłaś opis zajęć. Dobrze, że urwałaś to wydarzenie w połowie, bo to zawsze skuteczny chwyt na utrzymanie zainteresowania w czytelniku.
Rozdział dziesiąty
Kontynuujesz wątek z poprzedniego postu, czyli pojedynek. Kompetentny nauczyciel nie prosi błagalnie uczniów, żeby się nie pozabijali, bo w życiu by do czegoś takiego nie dopuścił. Samą walkę przedstawiłaś dość długo – i dobrze, bo bałam się, że możesz z tego zrezygnować. Było dość dynamicznie, choć niektóre stwierdzenia nie były trafne, a końcówkę za szybko urwałaś. Szkoda, że nie opisałaś, jak dokładnie zadziałało na Hermionę to zaklęcie.
Cieszę się, że ruszyłaś z akcją i nie czytam po raz kolejny tego samego. Niemniej pojawiło się wraz z tym tempem trochę chaosu… Zdziwiło mnie bardzo, że Draco i Blaise idą sobie jak gdyby nigdy nic po korytarzu i się kłócą. Odniosłam wrażenie, że oni po prostu wyszli z lekcji obrony przed czarną magią (chociaż tego nie napisałaś, co jest poważnym niedopatrzeniem, jeśli chodzi o możliwość umiejscowienia sceny w czasie), co wydaje się niemal niemożliwe – nauczyciel na pewno by im na to nie pozwolił. Jednak reakcje obu chłopaków mi się podobały: to, że Zabini tak się zdenerwował, i to, że Draco również od początku się nie usprawiedliwiał, tylko był wściekły. Niemniej trudno uwierzyć, że Malfoy uważałby, że na pewno wszyscy go teraz nienawidzą, takie myślenie raczej nie jest w jego stylu.
Podobało mi się też to, że chłopak poszedł sam z siebie do dyrektorki (choć uważam, że powinien być tam doprowadzony przez nauczyciela), bo to oznacza, że ma honor. Przebieg rozmowy na plus, choć zabrakło mi określenia wprost, jaką karę – prócz odebrania odznaki prefekta naczelnego – wymierzyła mu McGonagall.
Co do sceny w Skrzydle Szpitalnym – znów pojawiła się ściana nieprzerwanego tekstu ze sporą dawką różnych informacji. Niemniej podobało mi się, że skupiłaś się na opisie nieprzytomnej Hermiony z perspektywy Dracona.
Plus również za samą końcówkę i próbę przedstawienia choćby krótkiego fragmentu z punktu widzenia Harry’ego. To zawsze jakieś urozmaicenie, lecz oczywiście o wiele lepiej byłoby to przedstawić i szybciej, i dokładniej. Zdecydowanie brakuje mi tutaj odniesień do przeszłości. Wspominanie o Bitwie o Hogwart tylko w odniesieniu do pojedynku (że Hermiona ma dzięki niej duże zdolności w tym zakresie) zdecydowanie nie jest tym, czego bym pragnęła. Chodzi o emocje.
Rozdział jedenasty
W opowiadaniu pojawia się więcej dłuższych opisów i choć nie wszystkie są udane, to zdecydowanie widać poprawę. Szczególnie że niektóre z nich zaczynają budować tło. Skupiasz się dłużej na danych wydarzeniach. Podobało mi się przedstawienie w tym poście Harry’ego – zarówno w Skrzydle Szpitalnym, gdy myślał o przyjaźni z Hermioną, jak i później, kiedy w sposób dojrzały porozmawiał z Draconem i powstrzymał Rona przed atakiem na Malfoya. Żałuję jedynie, że nie pokazałaś rozmowy chłopaków w całości, i że Potter nie był taki od początku, tylko dopiero teraz. Ale cóż, wcześniej w ogóle z rzadka go pokazywałaś, na ogół traktowałaś go jedynie jako element czasoprzestrzeni albo nieco dziecinnego chłopaka zajmującego się głównie żartami.
Co do Dracona zachowuje się dość… niekonsekwentnie. Z jednej strony rozumie, że źle robił, atakując Hermionę, i odbywa karę bez protestów, ale z drugiej – podczas szlabanu – po chamsku i w dziecinny sposób traktuje słabszych uczniów, a ktoś, kto powinien go pilnować, czyli pani Pince, w ogóle tego nie widzi. W tym akurat zdecydowanie zgadzam się z Ronem.
Zdecydowanie najciekawsze było zakończenie postu. Choć krótkie, udało Ci się zbudować w nim mroczny, niepokojący klimat, zaintrygować, a dzięki samiutkiej końcówce – wręcz przestraszyć. Ponadto wygląda to na wprowadzenie wątku, który może ruszyć opowiadanie, a który pewnie łączy się i ze zdjęciem… Dobra robota.
Rozdział dwunasty
To według mnie najlepszy rozdział. Widać, że dłuższa przerwa, którą zrobiłaś od blogowania, dużo Ci dała. Opisy – zarówno otoczenia, jak i emocji – są coraz porządniejsze. Widać, że planujesz, co i w jaki sposób chcesz przekazać. Wątek z Narcyzą jest naprawdę ciekawy, to coś nowego, świeżego, a jednocześnie w jakiś sposób niebezpiecznego. Udało Ci się przedstawić kobietę w sposób interesujący. Ciekawi mnie, dlaczego akurat teraz chciała skontaktować się z synem (a przynajmniej takie mam podejrzenie). Co prawda nie do końca odpowiada mi pomysł z pociągiem, bo nie sądzę, żeby kursował on nie dla uczniów, ale ponadto… Śmierciożercy wywarli odpowiedni efekt – i to wręcz dosłownie, choć mogłaś opisać dokładniej ich sylwetki. Efekt ten dopełniło pojawienie się aurorów.
Zgrabnie połączyłaś tę scenę z Hermioną i jej pobytem w Skrzydle Szpitalnym. Opis podobnie należał do udanych. Szkoda trochę, że nie pokazałaś rozmowy między Draconem i matką bezpośrednio, ale i tak jestem całkiem usatysfakcjonowana. Nie pasuje mi za to fakt, że pani Pomfrey wyprowadziła gdzieś Narcyzę. Przecież kobieta była w bardzo złym stanie, to zupełnie irracjonalne.
Cieszę się jednak, że dałaś szansę głównym bohaterom na rozmowę. Co prawda rozpoczęła się podobnie do tych w przeszłości – czyli zapowiadało się na krótkie, dziecinne dogryzki, choć o znacznie poważniejszych zarzutach. Na szczęście zamieniłaś ją w coś innego. Myślę, że fakt, iż Draco pokazał Hermionie prawdziwą rolę tajemniczego zdjęcia, świadczy sam przez się o tym, co chciał jej powiedzieć; bardziej niż jakiekolwiek słowa. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten zabieg.
Rozdział trzynasty
Jak można się spodziewać, już po opuszczeniu Skrzydła Szpitalnego Hermiona udała się na poszukiwania informacji na temat zaklęcia, które zostało rzucone na zdjęcie. Po raz pierwszy nie wydaje się to dziwne – teraz Gryfonka faktycznie ma podstawy, aby dowiedzieć się, o co chodzi. Trochę dziwne wydawało mi się to nagłe olśnienie i znalezienie przez Gryfonkę odpowiedniej książki, ale mogłabym to przełknąć, gdybyś napisała, cóż to za tom. Czasem brakuje w Twoich opisach doprecyzowania.
Podobało mi się, w jaki sposób pokazałaś wzajemne przywiązanie do siebie Gryfonów (choć trochę szkoda, że ktoś taki jak Seamus został przedstawiony w opowiadaniu po raz pierwszy, a o współlokatorkach Hermiony właściwie do tej pory ani razu nie napisałaś nic więcej) – przywitanie Granger było bardzo miłe. Jednocześnie postawiłaś na ciekawy kontrast chwilę później, kiedy część Gryfonów bawiła się w mało kulturalną grę. Za to plus.
Co do rozmowy Ślizgonów: w treści zdecydowanie zaciekawiała, choć mam pewne zastrzeżenia – w jaki sposób nastolatkowie mogli pozbywać się Śmierciożerców, siedząc w szkole? Jeszcze rozumiem, że może mieli jakiś wpływ na tych, którzy nachodzili Narcyzę w jej domu (zdjęcie + skrzaty = rozwiązanie) ale w innych miejscach? Zdziwiło mnie też, że chłopcy nie zastanawiali się, dlaczego pani Malfoy podróżowała do Hogwartu. Oczywiście jest opcja, że kobieta powiedziała to Draconowi w Skrzydle Szpitalnym, ale my niestety tego nie wiemy i Zabini pewnie też nie… A chyba Draco by mu powiedział.
Jeśli chodzi o ostatnią scenę, miała dobre wprowadzenie, ale dialog niestety był bardzo krótki. Ponadto nie spodobało mi się, że Hermiona tak ślepo słucha się Dracona, szczególnie teraz, po tym pojedynku. Ona ma swoją godność i nawet jeśli jest ciekawa prawdy, wątpię, by nie skomentowała tego rozkazu ze strony Malfoya (i czy w ogóle wypełniłaby część dotyczącą patrolu). Ponadto Ślizgon aż się prosi, żeby mu nagadać po raz kolejny: że pewnie cieszy się teraz, że nie musi z nią patrolować, bo nie jest już prefektem naczelnym (a my niestety nadal nie wiemy, kto został jego następcą).
Ale nie mogę zaprzeczyć, że sama jestem ciekawa, czy Malfoy coś więcej jej powie… nawet jeśli moje zaintrygowanie zostało nieco zmniejszone przez końcówkę, w której za bardzo poetycko, a wręcz – „uduchowiono” – wybiegasz w przyszłość i spoilerujesz własne opowiadanie.
Rozdział czternasty
To faktycznie przełomowy rozdział dla Twoich bohaterów, ponieważ po raz pierwszy porozmawiali szczerze. Choć nie wiem, czy nie lepiej byłoby, aby najpierw zaczęli zwracać się do siebie po prostu normalnie, a potem dopiero rozprawiać o takich rzeczach… Z drugiej strony wynurzenie ze strony Malfoya akurat w takich okolicznościach jest przekonujące. Podobało mi się, że ich spotkanie odbyło się w kryjówce, o której Hermiona nie miała wcześniej pojęcia, to nadało temu pewien klimat. Dobrze, że Draco się otworzył, choć uważam, że powinien powiedzieć o wiele więcej. Być może w domyśle on mówił cały czas wtedy, kiedy Hermiona analizowała jego zachowanie i dostrzegała w nim coraz to nowsze twarze, ale niestety nie napisałaś tego wprost.
Wydaje mi się także, że nagłe olśnienie Granger to nieco za dużo. Oczywiście Gryfonka mogła być zdziwiona, mogła dostrzec nowe oblicze chłopaka, ale bez przesady. Nie aż tyle. Nie aż tak. To jakby przeskoczyła ze swoim stosunkiem do niego o sto osiemdziesiąt stopni. Ponadto ona wcale nie jest tak empatyczna, na jaką starasz się ją kreować… To, że kilka razy wspomniałaś, że Granger chciałaby wprowadzić w szkole integrację międzynarodową, wcale nie oznacza, że to zrobiła. Nie przedstawiłaś ani jednej sceny, w której próbowałaby wcielić swoją ideę w życie. Nawet do własnej przyjaciółki nie za bardzo potrafi wykazać się uczuciem, więc co ją tak nagle opętało?
Ja rozumiem, że koniec końców Mionę i Dracze połączy Big Tru Love, ale za szybko próbujesz pokazać między nimi porozumienie dusz. Ta rozmowa to dopiero początek. Powinnaś bardziej skupić się też na fizyczności; gdyby wcześniej pojawiało się więcej fragmentów jak na przykład ten dotyczący malinowych ust Hermiony sprzed kilku rozdziałów, to byłoby lepiej, ale tak… Tak to jest niestety dość kiczowate, oderwane od rzeczywistości. Z drugiej strony należy Ci się porządna pochwała za to, że nareszcie dłużej skupiasz się na uczuciach i że stają się one bardziej skomplikowane.
Zakończenie ich spotkania, choć dość przewidywalne, całkiem mi się podobało, bo ucieczka Dracona zagmatwała sprawę. Natomiast samiutki koniec rozdziału kompletnie zepsuło nieudolne wejście bezimiennego Ślizgona, który zadał zupełnie oderwane od rzeczywistości pytanie, co wprowadziło chaos.
Rozdział piętnasty
Krótkie przemyślenia Hermiony na początku rozdziału to dobra próba opisu uczuć, ale niektóre pomysły dziewczyny wydają mi się mocną przesadą (na przykład ten z Eliksirem Wielosokowym).
Cieszę się, że coraz częściej skupiasz się na pisaniu wstępów, bardziej ogólnych fragmentów, które pokazują życie w Hogwarcie i umiejscawiają wydarzenia w czasie. Brakuje im dopracowania, na przykład dobrego rozdzielania akapitów, jednak widać zdecydowany progres w tym zakresie.
Cieszę się też, że przyjaźń między Gryfonami faktycznie zaczyna być widoczna. Dobrze, że wybrali się razem do Hogsmeade, lecz trochę zdziwiło mnie, że dopiero teraz wpadli na pomysł, by pójść do brata Albusa Dumbledore’a, i że jeszcze mają jakieś obiekcje. Nie sądzę, by postaci wykreowane przez Rowling tak do tego podchodziły. Po raz pierwszy skupiłaś się w bardziej ludzki sposób na postaci Rona, podobały mi się jego przemyślenia, choć szkoda, że nie były dłuższe.
Nie ominęłaś również samego wypadu do wioski, jednak zabrało mi pokazania przebiegu spotkania ze staruszkiem. Fajnie, że podjęłaś próbę przedyskutowania między bohaterami ich przyszłości, ale ta rozmowa rozpoczęła się zupełnie w nieoczekiwany sposób, od wypowiedzi Ginny; przydałby się jakiś wstęp, a nie wyrwane z kontekstu zdanie. Szkoda, że dialogi wciąż są tak krótkie.
Coraz bardziej ciekawi mnie, jak wygląda u Ciebie sprawa z obowiązkami prefektów. Odnoszę wrażenie, jakby tylko Hermiona je wypełniała i chodziła na patrole. Powinnaś to przemyśleć. Ciekawe też, na jakiej podstawie Granger twierdziła, że natknie się na Dracona, skoro temu odznaka została odebrana. No chyba że chodziło jedynie o Wieżę Astronomiczną, wtedy w porządku. A, nie sądzę też, żeby w szkole pozwolono uczniowi zapaść się pod ziemię; myślę, że Draco chodziłby na zajęcia, w końcu fizycznie nic mu nie jest. A to, że unikałby Hermiony, to inna kwestia.
Zastanawia mnie też, kto podglądał Granger. Właściwie jestem niemal pewna, że musiał to być albo Draco, albo Blaise. Ale do żadnego z nich nie pasuje dziwaczna niepewność i wręcz użalanie się nad samym sobą czy dość irracjonalny strach. Więc chyba nie do końca to przemyślałaś.
Fascynuje mnie też, że cały czas podkreślasz, że wszyscy przed przerwą świąteczną są niesamowicie zmęczeni i wypruci z radości. To jasne, że każdy potrzebuje oddechu, ale właśnie dlatego uczniowie i nauczyciele powinni się cieszyć z perspektywy nadchodzącego czasu wolnego…
Końcówka mi się podoba o tyle, że Blaise i Hermiona powinni byli porozmawiać już od pewnego czasu, ale zupełnie nie kupuję sposobu, w jaki rozpoczęli tę rozmowę: jakby byli dobrymi znajomymi już od dawna. Pomysł na zakończenie rozdziału jak najbardziej dobry, ponieważ wzbudza w czytelniku zainteresowanie.
Rozdział szesnasty
Ostatni z dotychczasowych postów jest dość dynamiczny. Okazuje się, że Draco wpadł w niezłe tarapaty, a Blaise i Hermiona próbują go z nich wyciągnąć. Na tym etapie wydaje mi się dość głupie, że od razu nie poszli po bardziej profesjonalną pomoc (tym razem brakuje informacji o tym, jaki eliksir ukradli ze Skrzydła Szpitalnego). Trochę szkoda również, że czytelnicy nie poznali treści listu z pogróżkami, ale jeśli planujesz to na później – okej. Zaangażowanie Granger nie uważam za przesadzone, myślę, że pomogłaby chłopakom, ale naciskałaby na Zabiniego, aby powiedzieć dyrekcji czy pani Pomfrey.
Koniec końców okazuje się, że pomoc i tak została wezwana przez Blaise’a. Reakcja czarodziejów w ostatnim akapicie wydała mi się na początku nieco przesadzona, ale z drugiej strony nie wiemy, co się działo z Draconem przed przybyciem Hermiony. Z pewnością udało Ci się przedstawić to dynamicznie i wzbudzić pewien strach, choć wkradło się też nieco chaosu.
Interesujące były także informacje na temat niecodziennej możliwości teleportowania się Dracona, o której dawno nic nie było, a która tłumaczy trochę niektóre „nieścisłości” z poprzednich rozdziałów, gdy Malfoy nagle znikał. To może być ciekawy wątek.
Podsumowanie treści
Tak jak wielokrotnie dawałam do zrozumienia, nie jestem fanką Dramione. Pomysł, że Hermiona i Draco mogliby się w sobie zakochać tak szybko po zakończeniu siódmej części HP, zupełnie mnie nie przekonuje. Ich wzajemna niechęć nie miała nic wspólnego z powiedzeniem „Kto się czubi, ten się lubi” albo z przeszłością, w której kiedykolwiek żywili do siebie pozytywne uczucia. Ponadto według Rowling Hermiona zakochała się w Ronie, więc coś takiego po prostu jest niezgodne z kanonem, nawet jeśli Malfoy się zmienia. Może jeśli ktoś pisałby o tej dwójce, gdyby mieli po czterdzieści lat, to tak, ale nie w takiej sytuacji.
W każdym razie z tego powodu, że Dramione samo w sobie nie zgadza się z oryginałem, autorzy często ten kanon naginają jeszcze bardziej i to w sposób wybitnie mi niepasujący. Początkowo wszystko wskazywało na to, że Ty również pójdziesz utartym schematem: wspominane przeze mnie nazwy własne, docinki przypominające przepychanki dzieci z podstawówki, ale z pewnością nie dorosłych ludzi, którzy przeżyli ciężką wojnę mającą miejsce kilka miesięcy wcześniej, zmienianie charakterów postaci (np. robienie z Rona zazdrosnego bydlaka, z Harry’ego – statysty, z Hermiony – nie za mądrą dziewczynę zakochaną w makijażu i ubraniach, a z Malfoya – wielce skomplikowanego wewnętrznie nastolatka, który tak naprawdę nie ma w sobie nic skomplikowanego). Również niektóre wydarzenia (bal) czy zabiegi (zrobienie z głównych bohaterów prefektów naczelnych) nie wróżyły nic dobrego. Dodajmy do tego mało porywający sposób narracji, upychanie wielu, nierzadko zupełnie niepotrzebnych informacji w jednym miejscu z jednoczesnym zapominaniem o tle, jak również krótkie, niewnoszące za wiele dialogi i mało refleksji związanych z trudną przeszłością bohaterów… Zdecydowanie dobrze się nie zapowiadało.
Ale koniec końców udało Ci się w jakiejś części wyjść z tego niebezpiecznego schematu, właściwie pod większością z wymienionych wyżej względów.
Jednak podejdźmy do sprawy chronologicznie: początkowy główny wątek opowiadania, a więc zdjęcie, to nie był dobry pomysł. A może inaczej – pomysł dobry był, ale rozpoczęcie całej akcji do udanych nie należało. Nie widzę niczego dziwnego czy podejrzanego w tym, że ktoś ma fotografię siebie samego i własnej matki. To, że Hermiona od początku uznała, że to niespotykane i że nie chciała oddać zdjęcia Draconowi, uważam za paranoję. Kanoniczna Granger była ciekawska, ale nie w taki sposób. Kanonicznej Granger nie zainteresowałoby normalne zdjęcie kogoś, do kogo czuje jedynie niechęć.
Dlatego właśnie ten wątek mi się nie odpowiadał, a kiedy ciągnęłaś go bez większych zmian przez kilka dobrych rozdziałów, przedstawiając niemal takie same wymiany zdań pomiędzy głównymi bohaterami, myślałam, że zasnę. Bal nie ratował za bardzo sytuacji, ponieważ idealnie wpasowywał się w stereotypowe Dramione, na które nie mogę patrzeć, a poboczne wątki… po prostu nie istniały.
Ale w którymś momencie zaczęło być lepiej. A po rocznej przerwie, którą zrobiłaś, różnica okazała się znaczna. Nie tylko zaczęłaś bardziej zastanawiać się nad tym, co piszesz, tworzyć tło, umieszczać bohaterów w czasie i miejscu, skupiać się bardziej na uczuciach, ale również w jakiś sposób wciągnęłaś mnie w treść. Nareszcie przedstawiłaś sprawę ze zdjęciem tak, jak powinnaś była robić to od samego początku, a ponadto ujawniłaś kilka innych tajemnic Dracona, które przyciągnęły moją uwagę. Wprowadziłaś inną perspektywę, o wiele bardziej dynamiczną, zaczęłaś także stosować dobre chwyty mające na celu zachęcić czytelnika do dalszej lektury (urywanie akcji w jej środku).
Jednak chyba największe gratulacje należą się za to, że najwyraźniej sama dostrzegłaś początkowe problemy. Chodzi mi przede wszystkim o to, że wyraźnie próbowałaś powstrzymać własnych bohaterów. Mianowicie w którymś momencie, mimo że nadal wyraźnie nie chciałaś połączyć nawet na chwilę Rona i Hermiony, przystopowałaś i postarałaś się, aby Weasley odzyskał nieco własnego charakteru. Harry również przestał być jedynie asystą czy kimś, kto tylko się śmieje i żartuje, a zaczął bardziej przypominać chłopaka, dla którego przyjaźń stanowiła ważną część życia i który – przypominam – niedawno uratował świat brytyjskich czarodziejów. W kwestii kreacji najbardziej wciąż cierpi Ginny, ponieważ do dziś trudno nazwać jej relację z Hermioną czymś choćby zbliżonym do przyjaźni – to, że napiszesz, że się kumplują, a one nawet nie rozmawiają o czymś więcej niż sukienki na bal, jest mało przekonujące.
Również Draco i Blaise stali się bardziej charakterni w ostatnich notkach i szczególnie ten pierwszy nie przypomina już aż tak nastolatka emo, którego nikt nie rozumie i który sam siebie nie rozumie i w ogóle wszystko w jego życiu jest nie tak, jak być powinno. Jednak jeśli chodzi o więź między Ślizgonami – przedstawiłaś ją nieźle właściwie od samego początku. A Blaise ma w sobie coś interesującego, tajemniczego.
Ponadto w ostatnich notkach choć częściowo – jako tło – ujawniają się inni bohaterowie. Niemniej zdecydowanym minusem jest to, że ani razu nie napisałaś nic o współlokatorkach Hermiony, a jeśli chodzi o Dracona – wiemy tylko o Zabinim. Krukoni i Puchoni właściwie nie istnieją. Problemem ponownie jest kanon: Harry i Ron w ogóle nie powinni znajdować się w szkole, zaś nawet jeśli, to wszyscy uczniowie prócz ich dwójki i Hermiony powinni znajdować się o rok wyżej. W zasadzie technicznie oznacza to, że Dracona czy Blaise’a w ogóle nie powinno być w szkole, bo oni już ją ukończyli za czasów, gdy Hogwartem rządzili Śmierciożercy! Nie sądzę, żeby McGonagall kazała wszystkim uczniom powtarzać rok, co najwyżej z powodu Bitwy o Hogwart przesunąłby się termin egzaminów.
Z mniej istotnych, ale też istotnych kwestii łamania oryginału: uczniowie po piątej klasie wybierają zajęcia i nie ma już podziałów na domy (tzn. jeden przedmiot-dwa domy). Harry nie chodził na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Bardzo często błędnie zapisujesz nazwy własne w sadze… Jak sama widzisz, trochę tego jest.
Na końcu dodam też, że niektóre wątki sprawiają wrażenie urwanych. Już na samym początku właściwie dałaś do zrozumienia, że Hermiona chce wprowadzać w szkole współpracę międzydomową, a później wracałaś do tego kilkukrotnie, ale tylko teoretycznie. W praktyce Granger nic z tym nie zrobiła. Nie pasuje to do jej charakteru znanego z sagi.
Podsumowując, jest o wiele lepiej, niż było na początku, zarówno planowanie i prowadzenie fabuły, jak i kreowanie bohaterów czy kwestie techniczne, o których będzie poniżej, uległy poprawie. Niemniej sama idea Dramione oraz umieszczenie wszystkich bohaterów w Hogwarcie jest zupełnie niekanoniczne. Ponadto przez dobrych dziesięć rozdziałów człowiek po prostu się nudzi, odnosząc wrażenie, że czyta o dwunastolatkach, a nie praktycznie dorosłych ludziach, którzy niedawno wzięli udział w wojnie. Gdyby nie pięć ostatnich rozdziałów, nota za tę część byłaby znacznie niższa.
bohaterowie (8/20 pkt.)
W kwestiach, które poruszyłam wyżej, a więc kanoniczności/schematyczności Dramione, powtarzać się nie będę.
Tutaj chcę zauważyć, że fakt, iż powstrzymałaś się przed kompletnym zniszczeniem postaci Harry’ego, Rona czy Hermiony nie wystarcza, by było okej. Aby dobrze kreować bohaterów, muszą oni mieć i wady, i zalety; być niejednoznaczni. Żyć. Gdy prowadzi się dialog, bardzo wiele informacji można przekazać pośrednio poprzez to, w jaki sposób wyrażają się i zachowują bohaterowie. Jedynymi aktywnościami pozalekcyjnymi, o jakich wspominasz, jest quidditch i gry w szachy – to zdecydowanie za mało. Przyjaciele nadal nie rozmawiają ze sobą o tym, co przeżyli, jakby nie miało to żadnego znaczenia, a na temat przyszłości dyskutowali tylko raz.
Hermiony może na szczęście nie zamieniłaś w trzpiotkę zakochaną w modzie, a nienawidzącą nagle nauki, jednak i tak nie wykreowałaś jej za dobrze. Nie wyobrażam sobie, aby Granger zapytała przyjaciół, czy w Hogwarcie można się teleportować. Albo by była tak zupełnie bez powodu wścibska i po tym, co przeżyła, dawała się wciągać Draconowi w tego typu dyskursy. Nie wydaje mi się, żeby nie panowała nad tym, co robi, i przychodziła tam, gdzie Malfoy chce, już na początku opowiadania albo słuchała jego rozkazów dotyczących patrolowania korytarzy. Nie sądzę, że rzuciłaby na rodziców Obliviate, wiedząc, że później nic nie mogłaby z tym zrobić.
Teraz, gdy nie nazywasz jej „Mioną”, a ona faktycznie ma powód pomagać Ślizgonom i interesować się tą sprawą, oraz odkąd pokazałaś, że nauka i porządek wciąż są dla niej ważne, Hermiona przypomina bardziej dziewczynę, którą znam z sagi, ale mimo wszystko nie jest dobrze.
Z Draconem jest podobnie (swoją drogą jego imię to „Draco”, nie „Dracon”, a określanie go jako „tleniony blondyn” robi mu znacznie więcej złego niż dobrego). Na początku kojarzył mi się tylko i wyłącznie z małolatem użalającym się nad sobą, który sam dobrze nie wie, czego chce i jakie ma poglądy. Był śmieszny, a nie wzbudzający współczucie. Uważał się za kogoś, kogo i tak nikt nie zrozumie, popadał w różne, dziwne nastroje i sądził najwyraźniej, że udawanie bardziej dziecinnego, niż się jest, to coś coolerskiego. Z biegiem czasu zmienił się nieco na plus, jego motywacje stały się bardziej zrozumiałe. Mimo to i tak brakuje mi w nim pewnej stabilności, tego, że można przewidzieć w jakimś stopniu, o co mu chodzi, co uczyni. Wciąż jest za bardzo… sinusoidalny i brakuje mu charakteru. No i błagam, niech on nie ma tych tlenionych włosów!
Opowiadanie zdecydowanie cierpi na niedostatek bohaterów drugo- i trzecioplanowych. Luna mająca być przyjaciółką Hermiony i Ginny w ogóle nie istnieje, o współlokatorach też już mówiłam. Wielokrotnie pojawiały się wstawki o jakichś nauczycielach, ale nie dostawali oni nawet imion. Trzeba nad tym popracować.
UWAGI: Błędy wypiszę z prologu oraz rozdziałów numer 1, 8, 15, 16. Wypisuję typy błędów, a nie wszystkie przypadki.
styl + logika (12/20 pkt.)
Jeśli chodzi o styl, ulega on poprawie wraz z czasem. Początkowo trudno mówić, byś skupiała się na tle, w jednym akapicie potrafisz zawrzeć kilka różnych informacji, zupełnie od siebie oderwanych. Niektóre zdania są zbyt krótkie, „szczekające” wręcz, a te dłuższe potrafią zgubić sens.
Później jest nieco lepiej. Zauważasz potrzebę dokładniejszego oznaczania miejsca i czasu. Opisy są bardziej szczegółowe, mocniej skupiasz się na opisywanych wydarzeniach. Niemniej cały czas zdarzają się akapity zbyt chaotycznie napisane, zawierające za dużo wiadomości podanych po macoszemu. Problemem są powtórzenia, głównie „być” i „jednak”. Dość widoczne w negatywnym sensie są kolokwializmy, które wprowadzasz czasem w narrację trzecioosobową, wybijające czytelnika z rytmu. Zdarzają się też czasem niepasujące, „trudne” słowa, ale rzadko. Natomiast budowa zdań ulega znacznej poprawie i mimo że nadal pojawiają się kwiatki, tekst zdecydowanie czyta się płynniej.
Jeśli chodzi o logikę… Cóż, sam pomysł Dramione od razu po zakończeniu sagi jest dla mnie kompletnie alogiczny, o czym rozpisałam się powyżej, podobnie jak na temat innych zastrzeżeń wobec kanonu i rozwiązań. Późniejsze rozdziały są bardziej sensowne niż wcześniejsze ze względu na to, że są po prostu lepiej napisane, ale czasem zdarzają się interesujące stwierdzenia: na przykład nagle spersonifikowane nogi czy oczy żyjące własnym życiem, dziwaczne wyrażenia, niedopatrzenia albo skróty myślowe. W dialogach zaś brak logiki, szczególnie na początku, wiązał się z nieokreślaniem podmiotów. Zdarza Ci się też wprowadzać typowo polskie wstawki, np. picie kompotu. Jakoś tego nie widzę w Hogwarcie.
Prolog
(…) krzyczała zirytowana Hermiona, zabijając wzrokiem wszystkich – pierwsze pojawienie się Hermiony w opowiadaniu, a już przedstawiasz ją jako kompletną furiatkę. Kanonie, gdzie jesteś…?! Ja rozumiem, że Granger czasem się denerwowała, ale nie w taki sposób. Ponadto lepiej byłoby napisać „gromiąc wzrokiem”.
Całkowity mrok zdominował wszystko wokół blondyna. Siedział na zimnych schodach z głową w dłoniach, a czarna szata przesiąkała wodą. – Ech. Dlaczego? Dlaczego Malfoy musi być przedstawiany w otoczeniu ciemniejszym niż sama ciemność? Ani on specjalnie straszny, ani tajemniczy, żeby tak robić. Taka kreacja jest szyta wyjątkowo grubymi nićmi, szczególnie że bardzo łatwo można wejść w pułapkę nastolatków emo, co u Ciebie dzieje się bardzo szybko, a mianowicie: Choć matka kazała mu kontynuować naukę, on wolał siedzieć w swoim smutnym, czarnym pokoju i nie pokazywać się światu. Really? Szkoda, że tam jednak nie został, bo jak się później okazuje, to chłopak nie siedzi w żadnym pokoju, tylko na schodach (co nie jest tak załamujące, ale równie nielogiczne). Wracając do pierwszego cytatu: skąd wzięła się ta woda? Nie napisałaś, skąd ona przesiąkała i dlaczego ktoś miałby z własnej woli siedzieć pod takim wodospadem, nawet będąc faktycznie załamanym życiem?
Oczywiście, jak to Draco, nie dawał sobie po tego poznać i wciąż był dumnym Malfoyem, jednak często znikał na długie godziny, rzadko uczestniczył w imprezach Slytherinu i stał się cichy. – Gdybyś nie napisała „jak to Draco”, w życiu bym się nie domyśliła. No i te niezapomniane imprezy Slytherinu, o których tyle rozpisywała się Rowling! Zresztą zdanie można by podzielić na dwa krótsze.
Otwartością serca mógł poszczycić się jedynie Gryfon, otoczony przyjaciółmi, rodziną, ale nie odważny, czystokrwisty Ślizgon! – No tak, bo światem rządzą stereotypy i nawet jeśli się chce, to nie można ich przeskoczyć. Czystokrwiści znajdują się tylko w Slytherinie, bo jakżeby inaczej, no i nigdy nie mają przyjaciół ani dobrych kontaktów ze swoją czystokrwistą rodziną, bo niby dlaczego, skoro to niszczyłoby aurę samotnego, biednego, walczącego z całym światem Ślizgona?
Przemyślenia tlenionego blondyna przerwała samotna kropla spadająca z kamiennego sufitu na jego policzek. Starł ją natychmiast pełny pogardy – zupełnie nie rozumiem, dlaczego autorzy Dramione tak często utleniają Draconowi włosy. Chyba lubią tę postać, skoro wybierają ją na głównego bohatera, więc tym bardziej pozostaje to dla mnie zagadką. Kolejną uwagą jest kwestia kropli. Zwracałyśmy uwagę w jednej z części „Parszywej Trzynastki” na samotną łzę płynącą po policzku, która na ogół wcale nie wprawia czytelnika w smutny nastrój, tylko zdegustowany. Jednak niewiadomego pochodzenia kropla, spadająca z kamiennego sufitu, to wyższa szkoła jazdy. Szczególnie że rzeczona kropla zdaje się być upersonifikowana, skoro można wobec niej odczuwać pogardę.
Rozdział pierwszy
W gustownym kominku tlił się jasny płomyk, a z jasnozielonych lamp padało światło. Rzucił pogardliwe spojrzenia na wychowanków Domu Węża. – Jeden był ten płomyk? Ponadto warto by opisać pokój nieco dokładniej. Najważniejsza jednak uwaga dotyczy samego przejścia: próbujesz opisać miejsce, a w następnym zdaniu jak gdyby nigdy nic opisujesz czyjeś uczuć, nawet nie określając tej osoby. Tak się nie robi. Nie mówiąc już o tym, że „Dom Węża” to nie jest określenie zgodne z kanonem.
Lucjusz został usunięty z jego życia, nie musiał wykonywać jego rozkazów – problemy z określaniem podmiotów i osób: jedno „jego” dotyczy Dracona, drugie – Lucjusza. Ponadto to powtórzenie.
Odkąd stali się bohaterami Hogwartu, często zaczepiano ich w różnych niespodziewanych miejscach przez co mieli trochę mniej czasu na włóczenie. Ron właśnie zaczynał kolejną przemowę o czasach bitwy, kiedy na swojej drodze napotkali Malfoya. – Chwila, chwila… Przed momentem śpieszyli się na śniadanie. Teraz Ron zaczyna przemowę na temat bitwy (która była kilka miesięcy temu – ile dokładnie, nie wiadomo, bo nadal nie określiłaś dokładnie czasu) – ale do kogo czy przed kim – tego nie wiemy. Bo najważniejsze jest wprowadzenie Malfoya. Po co tak gnać? Albo rozwiń wątek Rona chwalącego się przed innymi swoimi wyczynami, albo w ogóle o tym nie pisz i skup się tylko i wyłącznie na spotkaniu Gryfonów z Draconem. Ponadto kolokwialne słowo „włóczenie” w ogóle nie pasuje, a po „miesiącach” należy postawić przecinek. A „miejsca” raczej nie były niespodziewane, tylko momenty.
Powoli uświadamiał sobie, że tak naprawdę to nikogo z nich nie lubi, nie mówiąc już o głębszych relacjach. Zadawał się z nimi tylko dlatego, że wymagał tego od niego ojciec – głupie przyzwyczajenie. – Drugie zdanie dotyczy pewnie przeszłości, nie teraźniejszości, a nie jest to zupełnie jasne. Ponadto uważam, że lepiej byłoby nie mieszać czasów i w pierwszym zdaniu napisać „lubił”.
Święta Trójca przemierzała wspólnie korytarz. Śpieszyli się na śniadanie – jakbym nazywała biednych głównych bohaterów sagi Rowling w taki sposób, to też bym pewnie nie wiedziała, jaką końcówkę im dawać. Gramatycznie, skoro mowa o „trójcy”, to jest „ona”, nie „oni”: również w następnych zdaniach. Ale tak naprawdę takim określaniem nie tylko łamiesz kanon i możesz urazić czyjeś uczucia religijne, ale również ranisz swoje postacie, więc należy z niego rezygnować. Nie sądzę, żeby Prorok Codzienny tak pisał (co sugerujesz w następnych rozdziałach), szczególnie po pozytywnej zmianie redakcji.
Odświeżyć ci pamięć, Miona? –  zaczął przekonywać do swoich racji przyjaciółkę. – Chwilę wcześniej podmiotem była Hermiona, a jeszcze wcześniej Draco. Dlatego koniecznie trzeba napisać, kto się wypowiada teraz. Powielasz kolejny ze schematów autorów opowiadań Dramione, czyli nazywasz Granger „Mioną”, co w kanonie nie miało miejsca. Po co?
To nie tak, że młody Malfoy czuł jakąś szczególną nienawiść do Weasleya, po prostu go nie trawił – jego i jego pieprzniętej rodzinki. Czasami myślał, że chyba wolałby takich rodziców niż zimnych morderców. – Powtórzenie. Ponadto to zupełnie alogiczne: na początku Draco twierdzi, że nie cierpi Weasleyów, ale już w następnym zdaniu uważa, że wolałby takich rodziców niż własnych. Z tym, że, podkreślę to wyraźnie, w domyśle chodzi i o matkę, i o ojca. A jak sama piszesz pod koniec tego akapitu – Narcyzy z pewnością za zimnego mordercę nie uważał. Swoją drogą przymiotnik „bezwzględny” byłby znacznie lepszy. Podejrzewam, że ten „zimny” wziął się z powiedzenia „mordować z zimną krwią”, ale trzeba w takim przypadku zapisać je poprawnie.
(…) jednak w niektórych przypadkach było już za późno. Blondyn nie był typem osoby – powtórzenie.
Jedyną rzeczą cenną dla niego było wspomnienie matki, która pod nieobecność ojca-tyrana opowiadała mu piękne bajki dla czarodziejów, w których dobro zawsze zwyciężało, nie było przemocy i śmierci. Chłopak otrząsnął się z tych roztkliwiań i skupił się na rozmowie z kolegami. – Powtórzenie „być”, „których” (za bardzo złożone zdania). Pojawiło się tu zupełnie nieudane przejście ze zbyt tkliwego i idealistycznego zdania do teraźniejszości. Odnosząc się do poprzedniego i następnego fragmentu, naprawdę nie wiem, z jakimi kolegami ani gdzie miałby rozmawiać Draco. Albo w ogóle z tego zrezygnuj i pozostaw te jego przemyślenia w bliżej nieokreślonych czasie i przestrzeni, albo napisz, co i jak. Osobiście byłabym za drugą opcją, bo w opowiadaniach należy budować tło. Słowo „roztkliwiań” zastąpiłabym „rozmyśleń”.
Po drodze spotkała Ginny wyraźnie czymś zaniepokojoną, jednak nie miała ona czasu dokładniej zbadać sytuacji. – Ach, ta przyjaźń z Ginny. Trzeba podkreślić, że Hermiona ma przyjaciółkę, żeby było odhaczone, a później można gnać dalej. Lepiej brzmiałoby „wyraźnie czymś zaniepokojoną Ginny”.
Chyba nie trzeba tłumaczyć, co całymi weekendami robił Ronald Weasley w Miodowym Królestwie. Ja za to chyba nie muszę tłumaczyć, że z każdym kolejnym zdaniem powielasz wszystkie schematy Dramione? Nie mówiąc już o tym, że nie uważam, by McGonagall jako nowa dyrektorka pozwalała uczniom na cotygodniowe wypady do Hogsmeade Nawet Dumbledore tego nie robił.
Któregoś razu Miona nie wytrzymała i rzuciła kilka niewinnych zaklęć na niesfornych uczniów. Podziałało, bo więcej się już nie pojawili, a na pewno nie na pogawędki. Kilka godzin później po sytuacji w bibliotece, dziewczyna przemierzała szkolne korytarze. – Święty Boże, czy naprawdę uważasz, że kanonicza Hermiona by tak zrobiła? Zresztą jak mogła ocenić, czy oni się nie pojawili w przyszłości, skoro minęło jedynie kilka godzin? Zdanie od „kilka” powinno zacząć się od nowego akapitu, ponieważ zaczynasz nim nową scenę. Ten cytat w ogóle pochodzi z akapitu o ogromnej obszerności, który należałoby podzielić na kilka mniejszych i bardziej je rozbudować, aby lepiej zakreślić tło. Przecinek w ostatnim zdaniu jest zbędny.
Rozmyślania dziewczyny przerwały ciche przekleństwa. Zdziwiona szepnęła Lumos i podążyła za uroczą wiązanką. Szła przed siebie, gdy coś wyrosło przed nią i nie mogła się ruszyć. Opuściła różdżkę i jej oczom ukazał się... – Hermiona uważa, że przekleństwa są urocze? Jakbyś przymiotnik zapisała kursywą lub w cudzysłowie, byłoby jasne, że to ironia, a tak, to nie wiadomo. Skoro dziewczyna użyła zaklęcia Lumos, to czemu nie widziała „tego czegoś”? Czemu zauważyła „to coś” dopiero po opuszczeniu różdżki? Powinno być zupełnie na odwrót! Ponadto, skoro już ustaliliśmy, że dziewczyna widziałaby „to coś” dobrze, to nie ma co ukrywać i należy wprost napisać, na kogo wpadła. Przecież i tak nikogo nie zaskoczysz.
– Nie będę się spowiadać, sz...– nie dokończył. Przyjrzał się dziewczynie. Nie była czystej krwi, ale nie odebrało jej to prawa do zniewalającej urody. Hermiona stała przez chwilę w konsternacji. Blondyn powstrzymał się przed obrażeniem jej – niewiarygodne. – Święty Boże, jak czytam takie stwierdzenia, szczególnie Dracona, który niby się zmienił, to nie mogę wytrzymać. Ponadto mamy zły zapis dialogu (więcej poniżej na innym przykładzie): w tym samym akapicie najpierw mówisz o wypowiadającym się Draconie, a później o Hermionie – przytaczasz jej myśli. Kompletny miszmasz. Brakuje też spacji między wielokropkiem a pauzą.
To był jej obowiązek, a poza tym była ciekawa, co młody Malfoy robi w takim miejscu o takiej porze. – Powtórzenia. Choć to drugie jest dopuszczalne.
Hermiona prychnęła i postanowiła skończyć dyżur. Pierwszoroczniacy wykazywali tendencje do chodzenia po szkole nocą, więc mimo zmęczenia zadecydowała pochodzić jeszcze przez chwilę. – Aha, czyli Granger ma rozdwojenie jaźni? To by wiele wyjaśniało. Ponadto „tendencję”, bo jedną.
(…) jednak bezskutecznie. Otworzyła drzwi jednej z opuszczonych sal, jednakpowtórzenie.
Stalowooki wyszukał wśród znajomych twarzy tą konkretną wychowankę Domu Lwa – no nie, nie dość, że za poetycko określasz bohatera po kolorze oczu, to jeszcze znów używasz tych okropnych określeń o hogwarckich domach. Powinno być „tę”, choć najlepiej to w ogóle wykreślić.
Rozdział ósmy
Postanowiła olać przyjaciela i poczekać, aż minie mu głupawka. – Na ogół w narracji nie używasz aż tak kolokwialnych stwierdzeń, więc dość mocno się takie kwiatki wybijają. Szczególnie że chyba bardzo Ci zależy, aby pokazać, że Ron jest znacznie bardziej infantylny niż Hermiona.
Od razu poznała ten styl – tchórzofretka. – Naprawdę, ona tak uważa? Już nawet nie chodzi o określenie, ale o sam fakt. Na początku Hermiona wymyśliła ot tak, że będzie wprowadzać integrację międzydomową, czego właściwie w ogóle robić nie próbowała, a teraz myśli w taki sposób? To naprawdę niekonsekwentne…
Hermiona zaczęła się zastanawiać czego nagle zachciało się blondynowi – „czego się zachciało” to bardzo mało „książkowe” sformułowanie w narracji trzecioosobowej. Powinien być przecinek przed „czego”, tak na marginesie.
Gryfonkę oblał rumieniec. Potrząsnęła głową i odgoniła od siebie tą zawstydzającą myśl. – Hermiona nic nie pomyślała, ona tylko oblała się rumieńcem (bo tak brzmi prawidłowo to wyrażenie). A jeśli coś nawet pomyślała, to Ty tego nie napisałaś. Powinno być „tę myśl”.
(…) by wyciągnąć nogi przy cieple kominka – nie wyciągnęli nóg przy cieple, tylko przy kominku.
Czasami tracił wiarę w sens gry. Nawet beztroskiego Weasley'a trafiał dołek. Ne zdarzało się to zbyt często. Zaczął pojawiać się dopiero po stracie ukochanego brata. – Dołek to nie jest jakaś materialna rzecz, która się „pojawia” – jakby przez dłuższy czas – czy coś. Albo dołek kogoś dopada, albo nie (słowo „trafiać” też się nie łączy z tym słowem). Ponadto tutaj odnosiłaś się do quidditcha, a nawet w sadze przed śmiercią Freda Ron bardzo się meczami denerwował. Swoją drogą to chyba jedyna miła rzecz, jaką do tej pory napisałaś o Ronie – że kochał brata. Powinno być napisane „Weasleya” oraz „nie”.
– Myślę, że Snape byłby zły, że korzystamy z jego notatek – powiedział brunet pod wpływem natarczywego wzorku Miony. Rudzielec to zauważył i ziewnął przeciągle dając znać, że jest zmęczony. Klepnął przyjaciele w ramię i obydwoje wstali życząc dziewczynie dobrej nocy. Gryfonka ubrała buty i poprawiając szatę ruszyła na dyżur. Nie ucieszyła jej wiadomość od McGonagall, że dzisiaj miała posprawdzać korytarze. Zniechęcona i bardzo zmęczona szła przed siebie. Nie wiedząc czemu jej nogi powiodły ją w stronę Wieży Astronomicznej. Zegar w zamku wybił godzinę 20. Puknęła się w czoło. Znalazła się na miejscu spotkania z Malfoy'em/. Już miała zawracać, gdy wyrosła przed nią ciemna postać. Odruchowo sięgnęła po różdżkę. – Postanowiłam wkleić cały, długi akapit przedstawiający pewien problem, który pojawia się w opowiadaniu bardzo często, choć na szczęście w coraz mniejszym stopniu. Otóż chodzi o kwestię akapitów. Specjalnie wzięłam przykład, który rozpoczyna się od wypowiedzi, żeby poruszyć też kwestię dialogu. Po czyjejś wypowiedzi, w tym samym akapicie dopisek może dotyczyć tylko osoby, która mówiła. Czyli już od „Rudzielec” powinno zaczynać się w tym przypadku nowe zdanie. Nowe akapity rozpoczyna się również wtedy, gdy zaczyna się nową myśl. Na przykład gdy zmieniasz perspektywę bohatera, kierujesz go w inne miejsce. Dlatego tutaj „Gryfonka” musi być napisana od nowego akapitu. Zdanie dotyczące Wieży Astronomicznej zaczyna nowy wątek, więc znów powinno być zapisane od nowego wiersza. A zarówno konieczność patrolowania, jak i sama wzmianka o wieży powinny zostać opisane obszerniej, żeby zbudować tło i żeby nie miało się wrażenia, jakbyś wyliczała tylko kolejne zdania, by nareszcie przejść do Malfoya… Jeśli chodzi o inne błędy: powinno być „wzroku” (literówka), „ziewnął przeciągle, dając znać” (przecinek), „przyjaciela” (literówka), „wstali, życząc” (przecinek), „założyła buty” (a nie „ubrała”) „nie wiedząc czemu, nogi” (przecinek, bez „jej”), „dwudziestą” (słownie) oraz „Malfoyem” (bez apostrofu i „/”). Zastanawia mnie też tajemniczy, JEDEN zegar hogwarcki; w kanonie jakoś nic o takowym nie było.
(…) jej nogi powiodły ją – powtórzenie. Naprawdę nie trzeba podkreślać, że nogi były „jej”.
Rozdział piętnasty
Nie miała również czasu na uwarzenie Eliksiru Wielosokowego. Cieszyła się z tego, ponieważ nie była pewna czy zdołałaby wejść do lochów bez wydania samej siebie. – A niby dlaczego miałaby to robić? Naprawdę uważasz, że Hermiona warzyłaby tego typu eliksir w takiej sytuacji? Niby z jakiej racji? Ponadto co masz na myśli w drugim zdaniu? To w końcu na serio rozważała ten eliksir czy nie? Brakuje przecinka przed „czy”.
(…) Wszyscy byli zmęczeni i tylko pierwszoroczni zdawali się znajdować siłę, by poznawać tajemnice zamku. Przy kominku wygrzewał się Harry, a na jego kolanach spoczywała Ginny. Z wyjątkową energią opowiadała o ostatnim mieczu quidditcha, obracają w dłoniach najnowszy numer czasopisma. Na okładce widniał Wiktor Krum i z uśmiechem na ustach trzymał złoty znicz. Odrobinę dalej siedział Ronald (…) – znów nie oddzielasz akapitów. Ostatnie zdanie to koniec wstępu. Zdanie rozpoczynające się od „przy kominku” MUSI znaleźć się w nowym akapicie (a najlepiej byłoby wprowadzić je inaczej, tzn. wspomnieć o pokoju wspólnym). Jeśli skupiłaś się na tym, co robiła Ginny, lepiej byłoby rozszerzyć tę kwestię, a zdanie o Ronaldzie przerzucić do następnego akapitu. Z innych błędów: potraktowałaś Harry’ego i Ginny jak koty oraz nie podałaś właściwie najważniejszej informacji tego fragmentu, a mianowicie nie nazwałaś czasopisma, które trzymała w rękach Ginny. Masz też dwie literówki, powinno być „meczu” oraz „obracając”. Trzeba koniecznie czytać rozdziały przed ich publikacją.
- Dawno nie byłem w Miodowym Królestwie - stwierdził Ron, które myśli krążyły wokół słodkich przysmaków. – Naprawdę nie trzeba podkreślać rzeczy oczywistych, wiemy, czym jest Miodowe Królestwo. Problem z gramatyką, powinno być „którego”. Swoją drogą, nie wiem, dlaczego komputer kopiuje mi niektóre Twoje cytaty z dywizami, a niektóre z półpauzami. Jako że na blogu znaki wyglądają tak samo, nie będę się czepiać.
Ponowie obejrzała się za siebie. (…) i już ani razu nie obejrzała się za siebie. – Pomiędzy niemal takimi samymi zdaniami mamy tylko dwie inne wypowiedzi. Naprawdę nie da się inaczej określić, że Hermiona się nie odwróciła? Literówka, powinno być „ponownie”.
– Granger – usłyszała za sobą męski głos o przyjemnej barwie. // Hermiona odwróciła się. Nie była zdziwiona, że stoi przed nią Zabini. – Dlaczego Hermiona nie była zdziwiona, że stał za nią Zabini? Ten chłopak w życiu z nią nie rozmawiał, a przynajmniej Ty takiej konwersacji nie pokazałaś, więc dlaczego zupełnie jej to nie zaskoczyło?
Rozdział szesnasty
Może to dlatego, że byli z różnych domów, a może dlatego, że ona była szlamą, a on czystokrwistym czarodziejem. – Powtórzenie. Zdanie powinno zakończyć się znakiem zapytania.
Gorączkowo mijali Ślizgonów, którzy wychodzili powoli ze swoich dormitoriów – chwila, uczniowie rozpoczynali już lekcje, więc dlaczego Ślizgoni dopiero powoli opuszczali dormitoria?
Do tej pory szatynka nie bardzo wiedziała jakim cudem Zabini podołał temu zadaniu. Może mimo swojego okropnego samopoczucia i wątpliwej urody tego ranka, posiadał urok osobisty. – A może użył sprytu, jakiegoś podstępu? Hermiona naprawdę uważa, że tylko ładną buźką mógłby zdobyć ten eliksir? Wątpię, aby pani Pomfrey się na to nabrała. Zgodzę się za to, że okropne samopoczucie mogło stanowić problem w misji Zabiniego, ale na pewno nie przeważało nad strachem o przyjaciela. Brakuje przecinka przed „jakim”, za to ten po „ranka” nie jest potrzebny.
Jego wygląd poprawił się nieco, jednak wciąż widać było, że jest z nim kiepsko. – Kolokwializm na końcu nie pasuje; znów mamy powtórzenie czasownika „być”.
Westchnęła, a następnie niezauważona prześlizgnęła się na Zaklęcia. Los jej sprzyjał, ponieważ dzisiaj wszyscy pracowali indywidualnie. Uczniowie byli tak skupieni na swoim zadaniu, że nie zauważali, co dzieje się dookoła nich. – A nauczyciel to ślepy i głuchy, że nic nie zauważył? Sformułowanie „prześlizgiwanie się” nie do końca mi odpowiada. Słowo „zaklęcia” należy zapisać małą literą.
Miała nadzieję, ze nie wzbudzi większego zainteresowana, pojawiając się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów trzeci raz tego samego dnia. – A to niby dlaczego miała taką nadzieję? Już z rana Ślizgoni patrzyli na nią nieprzyjaźnie, co niby miało się zmienić? Literówki, powinno być „że” oraz „zainteresowania”. A „pokój wspólny” piszemy małymi literami.
Podniosła się gwałtownie z łóżka, a o ściany odbił się trzask tłuczonego szkła. – Zupełnie nie rozumiem, skąd wzięło się to szkło? Dlaczego czarodzieje mieliby nim trzaskać? Ponadto o ściany mogło się odbić szkło, a nie trzask.
– poprawność gramatyczna + językowa (10/15 pkt.)
Z tym ogólnie nie jest źle. Jeśli chodzi o gramatykę, czasem zdarza Ci się pomylić końcówki (również ze względu na mylenie podmiotów) lub zrobić błąd w odmianie nazwisk; miewam również zastrzeżenia do składni. Mylenie czasów zdarza się sporadycznie. Gorzej sprawa wygląda z błędami językowymi: niektóre sformułowania brzmią nienaturalnie bądź po prostu są nieprawidłowe (mylenie znaczenia słów albo sformułowań). Przykłady poniżej:
Prolog
(…) którzy nazbyt przykuwali uwagę na tę scenę. – Zwracali zbytnią uwagę. Przykuwać uwagę może coś, a nie, że ktoś przykuwa uwagę na coś.
Dziewczyna potrząsnęła głową z niedowierzania – z niedowierzaniem.
Jego ojciec, Lucjusz, trafił do Azkabanu, jednak on go nie żałował. Bał się, że mimo  przetrzymywany w więzieniu może mieć wpływ na jego los, na matkę. – W pierwszym zdaniu niepotrzebne powtórzenie „jego/go” (już po prologu widać niebezpieczną tendencję do nadużywania zaimków). Drugie zdanie jest kompletnie niezrozumiałe. Brakuje w nim czegoś pomiędzy „nim” a „przetrzymywanego” – obecność podwójnej spacji może oznaczać, że niechcący się coś wykasowało. W każdym razie z treści nie wynika, że zmieniasz podmiot na „przetrzymywanego” w więzieniu Lucjusza. Wyrażenie „na matkę” sugeruje, jakby chodziło o matkę Lucjusza, a nie Dracona. Lepiej byłoby napisać „na losy jego i matki”, jeśli wcześniej, po poprawieniu zdania, jasno wynikałoby, że chodzi o Dracona.
Czarny Pan nie żyje i już nigdy nie powstanie, jednak czy młody Malfoy miał pewność, że idei Voldemorta już nikt nie powieli? – Niepotrzebna zmiana czasu na teraźniejszy w pierwszej części zdania. Ponadto nikt nie miałby w świecie potterowskim takiej pewności, nie tylko młody Malfoy.
(…) ktokolwiek miałby odkryć jego myśli, wejść mu do głowy i poznać, że wcale nie jest taki silny jak wszystkim się wydaje – „dowiedzieć się”, a nie „poznać”. Ponadto najpierw ktoś musiałby wejść do czyjejś głowy, aby odkryć czyjeś myśli, a nie odwrotnie. Lepiej byłoby napisać całość w czasie przeszłym. Z błędów interpunkcyjnych: brakuje przecinka przed „jak” (dwa orzeczenia: „jest” i „wydaje”).
Rozdział pierwszy
Dni mijały i wrzesień, który mylił swoją pogodą – co robił?
Popularniejszy stał się Hogsmeade i jego atrakcje. – Popularniejsze stało się.
(…) – spytała zirytowana, że też na niego wpaść musiała. – Cóż to za dziwaczna składnia. „Że też na niego wpaść musiała” należy napisać w oddzielnym zdaniu. Proponuję: „Że to też akurat na niego musiała wpaść!”.
Stalowe oczy przyjrzały się jej, a następnie ich właściciel wstał. – Ach, nie ma jak personifikacja oczu. W poezji by przeszło, ale… No właśnie.
(…) jednak dziewczyna nie dała się zmyć bez wyjaśnień. – Zbyć.
(…) ani Harry'emu, a tym bardziej Ronowi. – Ani Harry’emu, ani tym bardziej Ronowi.
Rozdział ósmy
Jako pierwszoroczna ceniła sobie historię magii, jako coś co interesowało, to z wiekiem sposób nauczania bardzo bulwersował. – Coś zdecydowanie jest nie tak z konstrukcją. Zdanie powinno się zaczynać od „chociaż” albo „mimo że”. Ponadto o wiele lepiej byłoby napisać „na pierwszym roku”, a nie „pierwszoroczna”, bo to trochę mylące. Przecinek sprzed drugiego „jako” należy przesunąć za „coś”. No i skoro „z wiekiem”, to proponuję napisać „coraz bardziej ją bulwersował”.
Nie miała jednak wielu powodów do radości, ponieważ dzieliła ten przedmiot ze Ślizgonami. – Nie wiem, czy przedmiot szkolny można z kimkolwiek dzielić.
Niski czarodziej zaprosił gestem różdżki do sali. – Trzeba dopisać kogo. Ponadto wcześniej nie pojawiło się nazwisko nauczyciela, pewnie chodzi o profesora Flitwicka, ale nie powinnaś pozostawiać tego kwestii domysłu nawet na początku.
(…) rudzielec patrzy przez jej ramię. – Po pierwsze czas, powinno być „patrzył”, po drugie kolejność, powinno być „jej przez ramię”.
Jej rozczarowanie i szok było ogromne, gdy tą osobą okazał się znienawidzony Ślizgon. – Skoro czuła dwie emocje, to „były”. Ponadto na mój gust Twoja Hermiona od początku nie nienawidzi Malfoya, nawet lepiej: najpierw chciała się z nim godzić w ramach tej super współpracy międzydomowej. A nawet teraz, niby tak go nie cierpi, a mówi „dziękuję”, jąkając się co niemiara. Mało konsekwentne zachowanie dla kogoś, kto przeszedł tyle, że z pewnością nie jest już nastolatką z buzującymi hormonami.
Rozdział piętnasty
Odgoniła od siebie tą myśl. – .
Wiedziała, że w Draco nie może (…) – „W” niepotrzebne.
Przed uczniami został ostatni tydzień nauki, a później czekała przerwa świąteczna. – Trzeba określić, kogo czekała ta przerwa („ich”).
(Nauczyciele) Nie zadawali już tylu prac domowych, rzadziej słyszano o szlabanach i stracie punktów. – Najlepiej nie zmieniać konstrukcji zdania i dalej pociągnąć myśl w kontekście „oni”. Choć w ogóle to zdanie nie ma dla mnie dużego sensu. Jeśli uczniowie zachowywaliby się niezgodnie z regulaminem, to myślę, że dostaliby szlaban i utraciliby punkty niezależnie od pory roku.
Chyba nawet profesorzy nie oczekiwali od niej, że je przyniesie. Nie można jednak zapomnieć, że to Granger, która nigdy nie odpuści sobie nauki. – Powinnaś napisać „profesorowie”. Ponadto zmiana czasu w drugim zdaniu jest nieprawidłowa. A tak naprawdę tego typu zdania nie są potrzebne, bo stanowią nikomu niepotrzebny komentarz, którego narracja niezależna powinna być pozbawiona. Dodatkowo „je” to „zaległe eseje”, więc jestem przekonana, że nauczyciele oczekiwaliby od Hermiony ich napisania, choć faktycznie może nie od razu przed świętami, a już po.
(…) dodał Harry, który raczej z obowiązki – obowiązku.
(…) jednak zdawało się, że zupełnie się tym nie przejmował. Po drodze wstąpili do kilku sklepów, jednak najbardziej wyczekiwane było Miodowe Królestwo – w języku polskim unika się strony biernej, o wiele lepiej byłoby zapisać drugą część drugiego zdania tak, by podmiotem pozostali „oni”. Ponadto mamy powtórzenie.
Gospoda Pod Trzema Miotłami albo Trzy Miotły. – Prawidłowa nazwa tego miejsca to „Pub pod Trzema Miotłami”.
Szatynka z rozczuleniem wspominała wszystkie te krótkie chwile, kiedy to znajdowała się z przyjaciółmi właśnie tam. – Pojęcia nie mam, dlaczego „krótkie”. Dodatkowo określanie bohaterów za pomocą koloru włosów czy oczu nie jest mądrym pomysłem. Oczywiście „szatynka” brzmi znacznie lepiej niż to, co zdarzało Ci się umieszczać w początkowych rozdziałach („stalowooki” albo „CZEKOLADOoka”), ale i tak nie jest dobre, ponieważ istnieje dużo szatynek na tym świecie, a czasem nawet w jednej scenie opowiadania, co myli czytelników.
Była zaskoczona jak szybko jego twarz stała się tak dojrzała i mężna. – Myślę, że chodziło Ci o „męska”. Definicję słowa „mężny” znajdziesz tutaj. Brakuje przecinka przed „jak”.
Była pewna, że to któryś z uczniów robi sobie głupie żarty. Wyciągnęła różdżkę, by lepiej oświetlić sobie korytarz – powtórzenia. Powinno się unikać kolokwialnych stwierdzeń w opisach.
(…) i właśnie tam zmierzały jego stopy. – Stopy nie mają mózgu, żeby decydować o tym, że mają gdzieś zmierzać.
(…) i z błogą miną kierowali się na pierwszą drzemkę tego zimowego poranka. – Błogimi minami. Skoro to byli „oni”, to raczej nie mieli jednej twarzy, aby robić jedną minę.
(…) czy powinna podejść i spytać się Ślizgona – to chciała pytać siebie czy Ślizgona? Podejrzewam, że to drugie, a więc bez „się”.
Rozdział szesnasty
Blaise Zabini wyglądał fatalnie. Hermiona nie zauważyła tego na korytarzu, ale stojąc twarzą w twarz ze Ślizgonem mogła bez trudu zauważyć wszelkie mankamenty. – Słowo „mankamenty” nie pasuje do opisu czyjegoś wyglądu, jest za mocne, no i stylistycznie również się wybija. Brakuje przecinka przed „mogła”.
(…) a kości policzkowe bardziej niż zazwyczaj, wyeksponowane i widoczne – wystarczy jedno określenie na końcu (proponuję zostawić „wyeksponowane”), zaś przecinek jest zbędny.
Szatynka otworzyła szerzej oczy, ale nic więcej nie powiedziała – ostatnią osobą wypowiadającą się był Blaise, Hermiona jedynie otworzyła szerzej oczy, a to nie należy do sposobów mówienia. Dlatego słowo „więcej” jest niepotrzebne.
W głowie rozstrzygała różne scenariusze – rozstrzygać można pojedynek czy spór, zaś scenariusze – na przykład analizować. Albo rozmyślać nad nimi. Ewentualnie je rozgrywać.
Z zadartą do góry głową, opuściła Ślizgonów. – Głowę można zadrzeć tylko do góry, więc to pleonazm. Przecinek zbędny.
Zdawało się jej, że Zabini nikogo nie wpuścił do góry dzisiejszej nocy. – Na górę. Ciekawe, swoją drogą, dlaczego współlokatorzy najstarszych Ślizgonów są tacy wyrozumiali. Ale skoro nie znamy nawet ich imion, to co będę pytać…
Malfoy skrzywił się, pogłębiając tylko rany – słucham? Rozumiem, że nawet najmniejszy ruch powodował ból na twarzy, ale to za duży skrót myślowy.
Ciche westchnięcie Blaise świadczyło o tym, że wie więcej niż mówi. – A czemu imię nie zostało odmienione? Powinno być „Blaise’a”. No i zabrakło przecinka między dwoma zdaniami podrzędnymi, a mianowicie przed „niż”.
Uznałem, że pojął moje ostrzeżenie – nie sądzę, żeby Zabini wypowiedział się w taki sposób. O wiele naturalniej brzmiałoby „zrozumiał”.
(…) jednak nadal rany sprawiały mu ogromny ból. – Rany nadal sprawiały.
Hermiona nie była pewna czy spowodowane było to przez ból czy jej widokiem. – Bólem czy jej widokiem. Konsekwentnie. Przecinek przed pierwszym „czy” obligatoryjny. Powtórzenie.
(…) tylko Malfoy mógł posłyszeć jej słowa. – Usłyszeć. Po prostu.
Chwilę później nad poczerwieniałym ciałem Ślizgona – poczerwieniałe ciało? Pewnie chodziło o „zaczerwienione”?
– ortografia + interpunkcja + zapis dialogów (4/10 pkt.)
Z ortografią źle nie jest, najwięcej problemów sprawiają Ci końcówki „ę”/„e” – jeśli chodzi Ci o liczbę pojedynczą, to pisz „ę”: np. „pracę”, a nie „prace”. Interpunkcja sprawia Ci o wiele więcej problemów: na ogół brakuje przecinków oddzielających zdania podrzędne lub takich, które zaczynają bądź kończą wtrącenia. Często zapominasz o przecinkach przy imiesłowach przysłówkowych, które tak jak czasowniki pełnią w zdaniach rolę orzeczeń. Pojawiają się też niepotrzebne wstawiane przecinki w obrębie jednego zdania.
Dość często niepoprawnie odmieniasz nazwiska bądź imiona zagraniczne – chodzi o apostrofy; zapraszam do naszego poradnika na ten temat. Nazwy własne nie zawsze zapisywane są zgodnie z kanonem: np. „quidditch” piszemy małą literą.
Jeśli chodzi o dialogi: niestety właściwie przez wszystkie szesnaście rozdziałów nie należały one do długich, a więc i błędów dużo nie można było zrobić. Jednak i tak się zdarzyły. Często nie stawiasz spacji między myślnikami a słowami czy znakami interpunkcyjnymi. Nie zwracasz większej uwagi na to, czyje myśli pojawiają się po danej wypowiedzi, i nie stawiasz akapitów, gdy przytaczasz myśli kogoś innego niż wypowiadający się bądź gdy kończysz konwersację. Nie jestem również przekonana, czy wiesz, kiedy należy po myślnikach stawiać wielką, a kiedy małą literą. Dlatego właśnie zapraszam do lektury naszego poradnika o dialogach.
Prolog
W kilka miesięcy po ataku Voldemorta i jego upadku, szkoła była w pełni gotowa na przyjęcie uczniów. – Przecinek zbędny.
(…) odpowiedział rudzielec szturchając lekko swojego przyjaciela, który skwitował ich kłótnie szerokim uśmiechem. – Przecinek przed „szturchając”, powinno być „kłótnię” (w liczbie pojedynczej rodzaju żeńskim końcówka w bierniku to „ę”, nie „e”). Dodatkowo wspomnę, że w prologu ani razu nie padło ani imię, ani nazwisko Harry’ego, więc ten „swój przyjaciel” nie jest dobrym określeniem (ponadto to nieszczęsne „swój”… To co, Ron ma Harry’ego za przyjaciela na własność, Hermiona nie może rościć sobie żadnych praw?).
(…) jednak nie dla Niego. – Ja rozumiem, że niektórzy kochają Dracona jak szaleni (choć wciąż nie wiem za co), ale Bogiem to on nie jest, żeby zapisywać jego imię wielką literą w narracji trzecioosobowej.
(…) największego złoczyńce – złoczyńcę.
Straciłby wszystko – reputacje, szacunek, a zyskałby pogardę – reputację (jedną, a nie wiele). Ponadto, skoro użyłaś myślnika po „wszystko”, to i po „szacunku” trzeba napisać ten znak interpunkcyjny, a nie przecinek: jeśli wtrącenie zaczęłaś myślnikiem, to musisz je skończyć myślnikiem.
Rozdział pierwszy
– Patrzcie kto to! – Przecinek przed „kto”.
Dobrze wiedziała jak może się to skończyć. – Przecinek po „wiedziała” (dwa orzeczenia – „wiedziała” i „może”)
(…) – Co tam u tatusia? Jak mu tam z dementorami? – nie dawał za wygraną. Blondyn usłyszawszy wzmiankę o ojcu natychmiast się wzdrygnął. Jeszcze jedno słowo i arystokrata nie zawaha się nawet na chwilę.– Co tak milczysz?- chłopak nie rezygnował. // – Weasley, nie chcesz chyba bym uszkodził ci którąś z kończyn...– zaczął spokojnie Draco. Nie chciał być wyprowadzony z równowagi przez przyjaciela Wybrańca. – Kwestia zapisu dialogów. Po pierwsze między myślnikiem a słowem/znakiem interpunkcyjnym zawsze musi być spacja: i przed, i po. Po drugie jeśli na początku mówi Ron, to w opisach pomiędzy wypowiedziami powinnaś odnosić się do niego. Jeśli chcesz określić, co czuł/robił Draco, powinnaś zrobić to od następnego akapitu, zaś wypowiedź kontynuować jeszcze od kolejnego. Po trzecie zmieniłaś czas w zdaniu rozpoczynającym się od „jeszcze jedno słowo”, które pod względem logicznym stoi w opozycji do późniejszych rozmyślań Dracona. Najpierw twierdził, że nie wytrzyma (i to z niewiadomych powodów w czasie przyszłym), a potem spokojnie odpowiadał Ronowi, wciąż nie będąc wyprowadzonym z równowagi. Coś nie tak. Mamy też błędy interpunkcyjne. Używając imiesłowów odczasownikowych przysłówkowych, należy stawiać przecinki i przed, i po wtrąceniu. A więc tutaj powinny znaleźć się przecinki zarówno przed „usłyszawszy”, jak i „natychmiast”. Ponadto powinno być „nie zawaha się nawet przez chwilę”. Myślniki muszą być oddzielane od reszty za pomocą spacji i z przodu, i z tyłu. Zaś pogrubione „nie” oraz „chłopak” powinny być zapisane wielkimi literami. Ostatnia kwestia Dracona powinna być zakończona znakiem zapytania.
Dopiero jak dorósł sam się ich nauczył – przecinek przed „sam”. A zamiast „jak” lepiej napisać „gdy”.
(…) w poszukiwania jakiś wskazówek. – Poszukiwaniu/jakichś.
(…) oprócz starych mebli, fiolek, kurzu i zapachu dębowych belek, nic nie znalazła – Przecinek po „belek” zbędny.
(…) zahaczając o dormitorium ruszyła na lekcję zadowolona, że znalazła jakiś trop. – Przecinek po „dormitorium”. Ponadto myślę, że chodziło Ci ogólnie o zajęcia, a więc „lekcje”.
Rozdział ósmy
Wyglądali jakby przed paroma chwilami wyszli z łóżka. – Przecinek przed „jakby”. No i o wiele lepiej byłoby napisać „chwilą”, to brzmi krócej niż „paroma chwilami”, a przecież o krótkość chodzi.
Głównie dlatego, że nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. – Przecinek przed „czego”.
Nie lubił tego przedmiotu odkąd szatynka go pouczyła jak powinien wypowiadać zaklęcia. – Przecinki przed „odkąd” i „jak”.
Mimo, że było to kilka lat temu wciąż skrywał urazę. – Przecinek przed „wciąż”. Za to pomiędzy „mimo że” nie stawiamy tego znaku interpunkcyjnego, podobnie jak w „chyba że”, „szczególnie że”.
Za każdym razem, kiedy ich oczy się spotykały odwracała wzrok udając, że się zagapiła. – Przecinek po „spotkały” (zakończenie zdania wtrąconego) oraz po „wzrok”.
(…) by dowiedzieć się co tak zdenerwowało przyjaciółkę. – Przecinek przed „co”.
Wzniósł oczy ku gorze – górze.
(…) z ostatnio przerabianych tematów.a dokładnie z całego semestru.Nie lubił zaprząta sobie głowy ego typu sprawami w grudniu, gdy ma wiele pracy związanej z wychowankami Domu Węża. – Wcześniej cały czas pisałaś z perspektywy Hermiony, później też tak o nią Ci chodzi, więc końcówka męska jest bardzo myląca. Choć faktycznie takie stwierdzenie bardziej pasowałoby do Dracona, który w teorii pełni rolę drugiego prefekta naczelnego. Ponadto nie ma dwóch spacji po kropkach, zaś między „tematów” a „a” powinien znajdować się przecinek zamiast kropki. Pojawiły się także literówki, należy napisać „zaprzątać” oraz „tego”.
Chciała dogonić Harry'ego za nim zniknie w otchłani Quidditcha. – Pisze się „zanim” w znaczeniu „zrobić coś przed czymś”. Ponadto „quidditch” małą literą. No i pojęcia nie mam, co to jest otchłań quidditcha. A apostrof używany w języku polskim wygląda tak ’. Powinnaś także napisać „on” albo „ten”, by wiadomo było, że to Harry znika, a nie Hermiona (będąca podmiotem wcześniej).
Zważając na twoje szczęście to ,,po moim trupie" nadejdzie prędzej niż myślałem – przecinek po „szczęście, przed „nadejdzie” i po „prędzej” (trzy orzeczenia: „zważając”/„nadejdzie”, „myślałem”). No i końcówka cudzysłowu jest nieprawidłowa, powinna wyglądać tak ”.
(…) kiedy trojka – trójka.
Gdzie nie pójdę to paparazzi – przecinek po „pójdę”.
(…) dokończył zdanie za Hermione.– – Hermionę. A między kropką a myślnikiem powinna być spacja.
(…) coraz częściej zadawała sobie pytanie czy dla jednej zagadki warto tak się poświęcać – przecinek przed „czy”.
Rozdział piętnasty
- Może jutro wybierzemy się do Hogsmeade – zaproponowała – po „Hogsmeade” powinien znaleźć się znak zapytania.
- Myślisz, że będzie zadowolony gdy nas zobaczy? – Przecinek po „zadowolony”.
Prawda była taka, że nikt nie był pewny jak zareaguje Aberforth. Każdy jednak zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo im pomógł i nie wyobrażali sobie – powtórzenie „sobie”, „jak” oraz „być”. Dodatkowo przecinki przed obydwoma „jak” oraz „i”. Zamiast „każdy” napisałabym „wszyscy” i odpowiednio zmieniłabym końcówki.
Grzaniec, którym ich poczęstował rozgrzał ich do końca pobytu w Hogsmeade – brakuje przecinka po „poczęstował” – bo to wtrącenie. W którym określiłabym podmiot wprost, gdyż z pewnością nie jest nim „grzaniec”.
Będziemy razem z Harry'm – Harrym.
– A ty Hermiono? – Przecinek przed „Hermiono” (to wołacz, a wołacz należy oddzielać od reszty słów i z przodu, i z tyłu).
(…) na jej twarzy widać był zaskoczenie i determinacje – determinację. I „było”.
Ci nieszczęśnicy, którzy zaczynali Historią Magii byli jeszcze bardziej zniechęceni i ślamazarni niż pozostali. – Przedmioty szkolne w Hogwarcie zapisywane były w oryginale małymi literami. Dotychczas nie popełniałaś tego błędu, więc pewnie to niedopatrzenie. Brakuje zakończenia wtrącenia za pomocą przecinka (po „magii”).
Kiedy zniknęła z zasięgu jego wzroku zrezygnowany ruszył schodami w dół – przecinek przed „zrezygnowany”.
Ostatecznie zmrużyła oczy i obracając się napięcie, ruszyła na lekcje. – Na pięcie! „Napięcie” to co najwyżej czuła w sobie. Ponadto imiesłów powinien brzmieć „obróciwszy się” – bo Hermiona najpierw się obróciła, a potem ruszyła. Tylko wtedy trzeba pamiętać o obligatoryjnym przecinku przed imiesłowem przysłówkowym (nawet jeśli jest po „i”).
Rozdział szesnasty
(…) i cholera, Granger ja nie mam pojęcia co robić – przecinki przed „cholera”, po „Granger” (bo to wołacz) oraz przed „co” (ponieważ w domyśle jest orzeczenie „mam” – „co mam robić?”).
To co zobaczyła, przeraziło ją. – Wtrącenie trzeba i rozpocząć, i zakończyć przecinkami bądź myślnikami (byle konsekwentnie). Dlatego tutaj trzeba postawić przecinek między „to” a „co”.
Wyglądał jakby stoczył w nocy pojedynek na noże – przecinek przed „jakby”.
Nie miał on jednak siły, by otworzyć oczy i tylko mruknął coś niezrozumiałego – trzeba zamknąć wtrącenie, a więc przecinek po „oczy”.
Gdyby miał więcej siły zapewne przekląłby Granger i Zabiniego. – Przecinek przed „zapewne” (żeby rozdzielić dwa zdania podrzędne).
– Nie masz pojęcia gdzie był i co robił twój przyjaciel? – Słychać było w jej głosie irytacje i niedowierzanie. – Przecinek po „pojęcia”. Ponadto „irytację”. A jeśli chodzi o składnię, lepiej byłoby napisać „W jej głosie słychać było (…)”.
(…) im mniej inni wiedzą o nim i Malfoyu tym lepiej. – Przecinek po „Malfoyu”. W sformułowaniu  „im coś, tym coś” zawsze stawiamy przecinek przed „tym”.
Poza wyjątkowym kolorem, nie było w niej nic nie zwykłego. – Niezwykłego (przymiotniki w stopniu równym piszemy z partykułą „nie” łącznie). Tutaj przecinek zbędny, mamy jedno zdanie.
(…) on zawsze postępuje tak jak chce – przecinek przed „jak”.
– Teleportował się? – spytała, a zaskoczenie wypłynęło tym razem na twarz Zabiniego. Zastanawiał się skąd ona o tym wie. Skoro Hermiona pyta, to to, co myśli Zabini, powinno znaleźć się w następnym akapicie. Brakuje przecinka przed „skąd”, a zdanie lepiej byłoby zakończyć znakiem zapytania, a nie kropką.
(…) na prawdziwą teleportacje. – Teleportację. Jedną.
(…) nie mówiąc o udawaniu zdrowego i pełnego sił - głos zdradzał jej zdenerwowanie. – „Głos” wielką literą, zaś po „sił” kropka. Jeśli po wypowiedzi piszemy o czymś innym niż sposobie mówienia, należy rozpocząć zdanie wielką literą, a wypowiedź poprzedzającą – znakiem interpunkcyjnym.
Skąd u licha mielibyśmy mieć Eliksir Wielosokowy? – ton z jakim się wypowiadał zupełnie do niego nie pasował. – „Ton” wielką literą. Przecinki powinny znaleźć przed „z” oraz „zupełnie”.
(…) dlatego Hermiona zaraz po pożegnaniu się z przyjaciółmi, pobiegła do lochów. Przez sprawę związaną z Malfoyem, nawet nie czuła głodu z czego w obecnej sytuacji się cieszyła. – Oba przecinki są zbędne, bo nie oddzielają zdań podrzędnych. Za to brakuje tego znaku interpunkcyjnego przed „z czego”.
4.                   Dodatki (2,5/5 pkt.)
Za wiele ich nie ma i dobrze, bo wychodzę z założenia, że co za dużo, to niezdrowo. Ale cokolwiek napisać trzeba. Dlatego właśnie bardzo brakuje mi na stronie głównej kilku słów ogólnych na temat Twojego opowiadania i szablonu, o czym napisałam już na samym początku oceny. Ponadto ostatni rozdział pojawił się we wrześniu, więc przydałoby się również napisać, co się z Tobą dzieje.
Jeśli chodzi o podstrony, to szkoda, że nie ma spamu, który nie tylko dla typowych reklamujących, ale i dla osób takich jak ja – czyli oceniających – z pewnością by się przydał. Od razu rzuca się w oczy nieobecność zakładki z bohaterami, za co na wstępie dostajesz duży plus (szczególnie że piszesz ff z dobrze znanymi fanom postaciami) – zazwyczaj nie wygląda to dobrze ani pod względem merytorycznym, ani technicznym i zdecydowanie za dużo zdradza.
Teraz kilka zdań na temat tego, co na blogu zawarłaś: informacje na temat opowiadania pojawiły się na stronie, ale ukryłaś je w zakładce „Rozdziały”, w której oczywiście znajdują się również odnośniki do poszczególnych postów (prócz, nie wiedzieć czemu, ostatniego). Niedobrze, bo trudno się domyślić, że to tam można poczytać o Twojej historii. Polecam albo stworzyć zakładkę „O opowiadaniu”, albo – co według mnie jest lepsze – napisać o tym na stronie głównej. Nie rozpisałaś się na temat fabuły i właściwie dobrze, ale zabrakło wyraźnej informacji, że to ff potterowski (istnieją na tym świecie ludzie, którzy nie wiedzą, kim jest Granger i Malfoy – dziwnym trafem postanowiłaś nie napisać ich imion). „Dodatkowe informacje” to tak naprawdę podstawowe, i to bardzo zdawkowe, wiadomości na temat fabuły, więc z pewnością nie są „dodatkowymi” i powinny znaleźć się przed „Ostrzeżeniami”. Ponadto napisałaś „kanon zachowano” – to kompletny strzał w stopę, bo jak można wywnioskować z całego mojego wywodu, takie stwierdzenie jest po prostu kłamstwem. Z pewnością przydałoby się chociażby jedno, dobre i ciekawe zdanie zachęcające do lektury.
Na blogu opublikowałaś też swoje „Miniaturki”, do których można przejść z zakładki; dobrze, że przy każdej dopisałaś, o kim traktuje, nie rozumiem za to, dlaczego ostatnia, ta konkursowa, nie została opatrzona numerem.
Mam trochę zastrzeżeń do podstrony „Polecam”. Co prawda oczywiste jest, że znajdują się tam linki, ale kompletnie ich nie uporządkowałaś, przez co panuje chaos. Wkleiłaś kilkanaście odnośników do różnych rodzajów stron, nie rozdzielając ich ani tematycznie, ani chociażby alfabetycznie. Zdecydowanie lepiej byłoby podzielić linki na grupy – opowiadania, katalogi, ocenialnie, szablony. Ułatwiłabyś życie samej sobie, jak również czytelnikom, którzy na ogół nie są zainteresowani wszystkimi typami stron.
Podsumowanie
Zdobyłaś 54/100 pkt., co daje ocenę dopuszczającą z plusem. Myślę, że to sprawiedliwa nota. Porównując początkowe i ostatnie notki, widać poprawę pod każdym względem, co oznacza, że powinno być coraz lepiej. Musisz przemyśleć całą fabułę; to, czy na pewno dobrym pomysłem jest aż takie łamanie kanonu, a następnie przeanalizować poszczególne wątki: np. ten ze zdjęciem. Pisząc, pamiętaj o budowaniu tła tak, jak zaczęłaś robić to w pewnym momencie, oraz o kreowaniu bohaterów również poprzez akcję, a nie samo opisywanie uczuć. Jeśli chodzi o kwestie techniczne, popracuj przede wszystkim nad poprawnym rozdzielaniem akapitów, dialogami (rozszerz je, wykorzystaj możliwości, jakie daje opisywanie sposobu zachowania i mówienia postaci) oraz interpunkcją. Zachęcam do lektury poradników znajdujących się na naszej ocenialni. Życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu i zapraszam do dyskusji.

2 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za ocenę. Widać, że poświęciłaś jej wiele czasu. Doceniam to :) Na pewno zastosuję się do Twoich rad
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń