Serdecznie witamy w pierwszym odcinku serii „Parszywa trzynastka”.
W tej części przedstawimy trzynaście najczęściej powielanych
klisz i rozwiązań fabularnych, które pojawiają się w blogowych
opowiadaniach, niezależnie od tego, czy to epickie fantasy, czy może
fanfik o One Direction.
W tworzeniu tej notki brały udział wszystkie oceniające, a styl
tekstów był zupełnie dowolny, więc sporo tu różnorodności.
Pisanie zapewniło nam mnóstwo zabawy i mamy nadzieję, że również
wam taka humorystyczna forma przypadnie do gustu.
Wszystkie zamieszczone cytaty oraz ilustracje są naszego autorstwa.
Gify i obrazki pochodzą z internetu.
Odważniejszych zapraszamy do podzielenia się informacją, ile
punktów zebrali, wszystkich zaś do sugestii, o czym chcieliby
przeczytać w następnych odcinkach. Zastanawiamy się też, czy
jesteście w stanie odgadnąć autorki poszczególnych punktów.
Gotowi? Zaczynajmy.
1. Unikanie powtórzeń – kiedy robisz to źle?
„ – Ładnie wyglądasz – powiedziała koperkowooka do ognistowłosej.
– Ty też. – Chabrooka nie zwlekała z odwzajemnieniem komplementu”.
Powtórzenia nie są dobre. Wie to (prawie) każdy, kto kiedykolwiek
zmierzył się z pisaniem, w związku z czym niezwykłe akrobacje, by
tylko takowych uniknąć, nie zaskakują raczej nikogo. Ktoś jednak
wpadł kiedyś na pomysł, żeby w zastępstwie imienia użyć koloru
włosów lub oczu Głównego Bohatera. I niestety spodobało się to
innym na tyle, że postanowili ten jakże zgrabny zabieg wprowadzić
także w swoim tekście. Kończy się to zwykle tym, że albo nam się
robi sztuczny tłum, gdyż czytelnik ma wrażenie, że bohaterów
jest co najmniej dwa razy więcej niż w rzeczywistości, albo
wyskakuje błąd, gdy rozmawia ze sobą dwóch brunetów.
No, ale dobrze, może ktoś powiedzieć, my tu gadu-gadu, a
powtórzenia, jak były, tak są. I CO TERAZ???
Użyć podmiotu domyślnego. Zdać się na inteligencję czytelnika,
że bez ciągłego wskazywania domyśli się, kto wypowiada którą
kwestię. Ale nie „kolorowłosować”.
2. Zaburzenia w gospodarce wodnej organizmu? Nie, to tylko
blogasek
„Amelia siedziała z kubkiem gorącej herbaty i wpatrywała się w gołe gałęzie drzew, targane mocnymi podmuchami wiatru. Dziewczyna poczuła, jak po jej policzku powoli stacza się samotna łza, lśniąca niczym najczystszy kryształ, ale nie miała sił, by ją otrzeć”.
W dzisiejszych czasach ludzie spożywają naprawdę sporo
przetworzonej żywności, w której znajduje się sporo soli.
Substancja ta, ceniona za swoje właściwości konserwujące, sprzyja
niestety nadciśnieniu lub zatrzymywaniu wody w organizmie. Od tych
dolegliwości nie są wolne również bohaterki opowiadań, które
rzadko kiedy mogą pozwolić sobie na więcej niż jedną łzę. Jak
sobie z tym radzić? Nie przesadzać z solą, dużo pić i jeść
pomidory.
3. Chodzący ideał
Główna Bohaterka opowiadań musi być ładna. Dokładna definicja
zależy od autora, jednak praktycznie zawsze wybijają się: duże
oczy, figura modelki i długie włosy. Bohaterka może, ale wcale nie
musi zdawać sobie sprawy, że chłopcy nie potrafi oderwać od niej
wzroku. Jeśli sobie nie zdaje, to ktoś, najpewniej tru love,
niedługo ją, w sposób romantyczny, uświadomi.
Bohaterka jest też bystra. Niezależnie od tego, czy uczy się
dobrze, czy też źle (ponieważ jest zbuntowaną nastką) bądź
nienawidzi matmy, to swoje wie i kojarzyć umie. Na ogół trzeba
napisać o tym wprost, bo inaczej wszelkie niespójności w logice
jej przemyśleń mogłyby niechcący zmylić czytelnika i pozwolić
mu myśleć, że nasza Heroina aż taka mądra nie jest.
Jak to zrobić? Ano pomysłów jest kilka. Bohaterka zdecydowanie
musi zakosić innych swoją wiedzą o kosmosie i/lub fitoplanktonie
bądź też niespodziewanie wykryć Wielką i Zawiłą Intrygę.
Koniecznie musi też posiadać talenty i nie mówię jedynie o
robieniu perfekcyjnego makijażu, którego nauczyła się wyjątkowo
szybko od przyjaciółki bądź kuzynki. Nie, prawdziwa Bohaterka od
małego chodzi na tenisa, gra na pianinie itd., itp. i nawet jeśli
tego nie lubi, jest w tym perfekcyjna. Usłyszy raz szóstą symfonię
Beethovena i zagra ją bez problemu, co wcale nie oznacza, że sama
będzie uważać, że dobrze się zaprezentowała. Może, ale nie
musi: przecież skromność zawsze w modzie w przypadku ideałów.
Ponadto zawsze istnieje możliwość skorzystania z Tru Lova, który
na pewno, prędzej czy później, poinformuje wybrankę swojego
serca, że zagrała niesamowicie.
Bohaterka jest też uczynna. Niestraszne jej ograniczenia czasowe.
Jeśli sąsiadka potrzebuje kogoś do opieki nad dzieckiem, wiadomo,
gdzie się zgłosi. Nawet jeśli nasza nastoletnia Heroina tak
naprawdę nie przepada za małymi Homo sapiens bądź nigdy wcześniej
się nimi nie zajmowała (co absolutnie nie oznacza braku
umiejętności!).
Główna obowiązkowo jest wrażliwa, nawet jeśli skrywa to za maską
buntowniczki. Ma zazwyczaj wielu przyjaciół oraz znajomych, choć
nie zawsze od początku, w końcu czasem z natury bywa nieśmiała. Z
rodziną jest różnie, ale w każdej odsłonie w jakiś sposób
Bohaterka staje się ucieleśnieniem… bohatera Familii. Jeśli
Familia nie miała możliwości rozwijać pasji swojej perełki zza
młodu, jak sugerowałam wyżej, Główna i tak posiada niecodzienne
pasje i zdolności, na przykład strzelanie z łuku czy zgrabne
wymijanie śmiercionośnych ciosów. To ostatnie wiązać się może
również z nagłą zmianą świata, w którym żyje Bohaterka.
Jednego dnia to (nie)zwykły Homo sapiens, drugiego zaś: księżniczka
elficka niemająca najmniejszych problemów z asymilacją w nowej
rzeczywistości. W końcu to Główna Bohaterka.
4. Miłość od pierwszego wejrzenia – miłość aż po grób
„Amelia wciąż myślała o poznanym tego ranka brunecie. Rozpływała się na wspomnienie jego czekoladowych oczu i choć wyszedł jedynie sprawdzić okolicę wokół chatki, już za nim tęskniła. Bała się do tego przyznać, ale gdzieś w głębi czuła, że łączyło ich coś więcej, jakieś niewytłumaczalne połączenie. Więź – podpowiadał jej umysł. Chciałaby oprzeć się na jego wyrzeźbionym niczym u greckiego posągu ramieniu i zapomnieć o wszystkich strasznych wydarzeniach tego poranka. Czuła się przy nim bezpiecznie i choć zdawała sobie sprawę, że to było szalone, jej serce tylko na wspomnienie o nim trzepotało niebezpiecznie, jak mały ptaszek tłukący się w klatce. I choć ta myśl błądziła po jej czaszce od chwili, gdy go zobaczyła, dopiero teraz potrafiła nazwać uczucie, którym go obdarzyła. Zakochała się”.
Jeżeli bohaterka spotka na swojej drodze przystojnego chłopaka,
spokojnie można założyć, że będzie romans, a uczucie między tą
dwójką zakiełkuje i wyrośnie niczym magiczna fasola aż do
granicy chmur. Mocna i nierozerwalna tru love będzie trwać do końca
dni kochanków, bo powszechnie wiadomo, że jak już raz wpadniesz w
sidła miłości, nigdy się z nich nie wyplączesz.
Bohaterka nie może zakochać się w swoim wieloletnim przyjacielu,
koledze z kółka dzielącego z nią te same zainteresowania ani po
prostu przypadkowym chłopaku poznanym na imprezie, przeciętnym
zarówno pod względem intelektualnym, jak i fizycznym. Nie, ona musi
obdarzyć uczuciem przystojnego i tajemniczego buntownika z niejasną
przeszłością, który będzie wielbił ją pod niebiosa, a ona
przyjmie go z całym dobrodziejstwem inwentarza i przekona, że warto
się zmienić na lepsze.
Związek z czasem pięknie się rozwinie, kochankowie zaczną się
coraz częściej całować i obściskiwać, a w przerwach między
tymi czynnościami będą się intensywnie w siebie nawzajem
wpatrywać z braku wspólnych tematów do rozmowy. Inni mogą
próbować ich rozdzielić, może nawet pojawi się kryzys w związku,
ale nigdy przenigdy nie rozstaną się ostatecznie. W końcu miłość
to najsilniejsze z uczuć i nic nie może jej pokonać. Żadne
spiski, zdrady, widma końca świata, a czasami sama śmierć. Nawet
codzienna proza życia i niepozmywane naczynia w zlewie.
5. Najbardziej śmiercionośny posiłek dnia
„Amelia obudziła się wczesnym rankiem. Nie miała najmniejszej ochoty na wychodzenie z łóżka; po kołdrą było jej tak ciepło! Kiedy jednak zaburczało jej w brzuchu, z ciężkim westchnieniem wstała, ubrała się w szlafrok i po wykonaniu porannych czynności zeszła na śniadanie”.
Chyba każdy słyszał o rybie fugu, której spożywanie, jeśli jest
nieodpowiednio przygotowana, może skończyć się przykrym
incydentem, w efekcie którego nie będziecie potrzebować już jeść
czegokolwiek więcej. Ta słodka rybka jest jednak niczym, jeśli
porównać ją ze śniadaniem.
W 80% opowiadań obyczajowych (w przypadku tekstów o szkolnych
przygodach bohaterów – 97%) mamy do czynienia z tragicznym
zakończeniem życia, czyli potocznym „zejściem”.* Skąd jednak
tak wysoka śmiertelność?
Ogólnie przyjęło się, że dowolny tekst lub wypowiedź składa
się ze wstępu, rozwinięcia i zakończenia, choć oczywiście nie
zawsze (wskażcie mi te elementy w zdaniu „Won!”). Jeśli jednak
zakładamy, że będziemy się trzymać tej wersji, to dobrze jest
nasz tekst od czegoś zacząć, a stąd już bardzo blisko do
pomysłu, że skoro nasz dzień zaczyna się rano i rozpoczynamy go
właśnie od śniadania, to dlaczego by nie przenieść tego do
opowiadania? Właśnie po to, żeby nie uśmiercić naszego
bohatera/bohaterki, zanim akcja rozkręci się na dobre. Nasuwa się
w tym momencie postawione już we wcześniejszym punkcie pytanie CO
TERAZ???
Ano nic. Zacznijmy od konkretnej chwili, na przykład jak postać
stoi sobie w tramwaju i narzeka na wczesne wstawanie czy wiecznie
opóźnioną komunikację miejską, by następnie spotkać prawdziwą
miłość swojego życia, gdyż, według punktu czwartego, pierwszy
napotkany przystojniak jest pisany głównej bohaterce. Odstępstwo
od normy grozi Niebieskim Ekranem Śmierci.
* Badania te oczywiście nigdy nie zostały potwierdzone.
6. „Dzień dobry. Miło mi panią poznać, ale co robi pani w
mojej łazience?”
„Amelia tuż przed wyjściem do szkoły zatrzymała się przed drzwiami i spojrzała w lustro. Patrzyła na nią wysoka, szczupła (żeby nie powiedzieć chuda) dziewczyna. Jej ciemnoniebieskie oczy, otoczone gęstymi rzęsami, które podkreśliła czarną mascarą, lśniły lekko w przytłumionym świetle i wpatrywały się w nią zaciekawionym wzrokiem”.
Niejaki pan Jacques Lacan stwierdził kiedyś, że ludzie zaczynają
rozpoznawać swoje odbicie w lustrze gdzieś tak około w wieku od 6
do 18 miesięcy. Gdyby przypadkiem przeczytał któreś z wielu
internetowych opowiadań, w których główna bohaterka (no bo zwykle
jest to dziewczyna) w wieku kilkunastu lat nie poznaje się w
lustrze, to z pewnością zastanowiłby się co najmniej dwa razy,
nim zdecydowałby się na postawienie tak odważnej tezy. Po drodze
pewnie zaginęłaby również jego wiara w ewolucję, czemu w sumie
trudno byłoby się dziwić.
Z naszej strony radzimy zrezygnować z tak wydumanej formy
przedstawienia głównej postaci. Opis wyglądu Bohatera na co
najmniej pół strony w każdym rozdziale naprawdę nie jest nikomu
potrzebny do szczęścia. O wiele lepiej wspomnieć o nim mimochodem
od czasu do czasu, a nie popisywać się znajomością najnowszych
trendów panujących w modzie, fryzjerstwie i makijażu.
7. Dama w opałach
„Amelia stała na przejściu dla pieszych, wsłuchując się w swoją ulubioną muzykę. Deszcz lał jak z cebra, a ona zapomniała parasola, więc nie dość, że mokła i marzła, to jeszcze dzisiaj ta wstrętna baba od matmy wlepiła jej kolejną jedynkę. Wymyślając wymówkę, jakiej użyje w domu, aby usprawiedliwić się przed rodzicami, bezmyślnie wyszła na ulicę, podążając za kimś, kto przeszedł na drugą stronę mimo czerwonego światła. Z zadumy wyrwało ją głośne trąbienie samochodu, nadjeżdżającego z przeciwka. Amelię kompletnie zamurowało. Wpatrywała się w światła pojazdu, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Czy właśnie tak zginie...?
Wtem ktoś szarpnął ją za rękę i pociągnął na chodnik.
– Oszalałaś? Naprawdę życie ci niemiłe? – Usłyszała chłodny męski głos tuż obok jej ucha. Podniosła wzrok i zobaczyła starszego od niej chłopaka z ciemnymi rozczochranymi włosami i niesamowicie niebieskimi oczami. Amelia oblała się szkarłatnym rumieńcem. Ten młody bóg o szerokich, silnych ramionach, właśnie uratował jej życie. Była przytłoczona tą sytuacją: właśnie cudem uniknęła śmierci, a jej wybawiciel stał tak blisko, pobudzając zmysły duszącymi męskimi perfumami i przyglądając się uważnie jej osobie.
– Przepraszam… I dziękuję – wymamrotała z zakłopotaniem.– Nie ma za co. Ale następnym razem uważaj na siebie”.
I tak dalej… Mechanizm jest bardzo prosty: uratowałeś mi życie?
Bierz mnie! Jestem w końcu tylko wątłą kobietką, potrzebującą
silnych ramion. Bądź więc moim Batmanem, Spidermanem, Supermanem
czy innym -manem.
Co na to Bohater? Chcąc nie chcąc, zawsze przypadkiem pojawia się
w sytuacjach ryzykownych dla damy, gotowy rozpiąć koszulę i
przebrać się w bojowe rajtuzy (podkreślające mięśnie,
oczywiście). Poza tym pomoc w znalezieniu złodziejaszka ulubionej
torebki to doskonały pretekst do pierwszego spotkania lub do
zapieczętowania związku łzawym wyznaniem tuż przed palącym się
budynkiem, z którego właśnie wyszli (oczywiście bez szwanku).
Rada? Cóż, w imię równouprawnienia i feminizmu dajmy szansę
Bohaterce na samodzielne wyjście z sytuacji. W końcu kobiety też
potrafią samodzielnie myśleć, prawda? A uratowanie przed gwałtem
nie jest najfajniejszą okolicznością na łączenie się w pary. Co
Wy na to, aby dać szansę na powolny rozwój uczucia niż oparcie
relacji na dozgonnej wdzięczności?
8. Dysfunkcyjna rodzina
„Amelia miała dość swojej matki. Najchętniej wyniosłaby się od niej do ojca. Gdyby tylko wiedziała, gdzie był. Odszedł od nich parę lat temu i słuch o nim zaginął. Matka nigdy nie chciała jej powiedzieć, dlaczego to zrobił.Może i wytrzymałaby w domu z matką, ale nie z tym okropnym ojczymem. Rządził się i nie robił nic poza rozkazywaniem jej. Raz tak na nią popatrzył, że dostała gęsiej skórki. Od tamtej pory zawsze zamykała drzwi pokoju na klucz.
Tak bardzo chciała znaleźć ojca. Pamiętała, jak czytał jej na dobranoc i zabierał w niedziele na lody do parku. Z nim na pewno byłaby szczęśliwsza. Od jakiegoś czasu Amelia codziennie zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby do niego dotrzeć. Przetrząsnęła już cały dom w poszukiwaniu wskazówek, ale nic tam nie było. Miała nadzieję, że ciotka coś jej powie, lecz i tu trafiła na ślepy zaułek. Wtedy przypomniało jej się, że w dzieciństwie odwiedzała ojca w uniwersytecie, gdzie pracował. Uznała, że może tam czegoś się dowie.”
Czytelnicy lubią dramy, a autorzy doskonale o tym wiedzą. W końcu
nic tak nie poprawia humoru jak przeżywanie epickich dramatów z
pozycji wygodnego fotela.
A że co w rodzinie, to nie zginie, punkt startowy wydaje się wręcz
oczywisty. Nieodrodne dzieci swoich rodziców powtarzające dokładnie
te same błędy. Zlęknione ofiary próbujące się wyrwać z
zaklętego kręgu nędzy i rozpaczy. Toksyczni ludzie nieznający
innego stylu życia niż to, co wynieśli z domu i najbliższego
otoczenia, zarażający swoim pesymizmem.
Przemoc, tajemnice, zdrady. Dlaczego ktokolwiek chciałby pomijać
tak cudowny krok na drodze do zahartowania bohatera? Co lepiej
przygotuje do stawienia czoła Wielkiemu Złu, jak nie cotygodniowe
kłótnie z matką? Co poprawi zdolności detektywistyczne bohatera
szybciej niż poszukiwania zaginionego rodzica? Co pozwoli mu lepiej
poznać ciemne zaułki miasta i nabrać sprawności fizycznej, jak
nie brat ćpun, którego trzeba ciągle ratować z rąk dwumetrowych
dilerów, noszących zawodowo pod pachami telewizory i miażdżących
w dłoniach arbuzy?
Można iść o krok dalej i całkowicie „usunąć” rodzinę,
fundując im wypadek lub inne morderstwo. Ileż swobody ma wtedy
bohater, nikt mu nie jęczy nad uchem, nie każe wracać wcześnie z
imprezy i nie męczy ciągłym gadaniem o przyszłości i pracy.
Pojawia się tyle możliwości!
To jasne, że autorzy bardzo często pokuszą się o wykorzystanie
kanwy „skrzywdzonego” bohatera. Większy bagaż doświadczeń,
masa nieprzyjemnych historii do opowiedzenia i nadzwyczajna na swój
wiek dojrzałość. No i bucera. Bucera, angst i ciągłe przesuwanie
granic moralności. Jakże łatwo wytłumaczyć wtedy te cechy
tragicznym backstory. Nic, tylko pisać.
Jasne, większość skrzywień i dziwactw wynosimy z domu, w końcu
tam jest nasz początek. Ale żeby co drugi bohater miał poważne
problemy w domu, jest chyba lekką przesadą, nie sądzisz?
Bohatera może „podniszczyć” wiele rzeczy, nie tylko
dysfunkcyjna rodzina. Jak myślisz, o ile ciekawiej byłoby, gdyby
jego ostoją i ucieczką przed otaczającą zgnilizną świata
zostały jego własny dom i rodzina, a nie przypadkowo spotkana tru
love?
Czasem nie da się uciec przed pewnymi rozwiązaniami i akurat ten
konkretny bohater musi mieć problemy rodzinne i basta. Niech i tak
będzie. Zastanów się tylko, czy za każdym razem jest ci to
potrzebne? Nie zawsze trzeba wszystko stracić i być poturbowanym
przez życie, żeby zostać odpowiednim materiałem na
niejednoznaczną postać. Pomyśl, czy być może kochający rodzice
nie uczyniliby twojego bohatera pewniejszym siebie, pomagające sobie
rodzeństwo życzliwszym, a wspierająca dalsza rodzina
odważniejszym. Siła nie zawsze tkwi w tym, czego człowiekowi
brakuje, a w tym, co ma na co dzień, choć często tego nie
dostrzega. Wspaniałość bohaterów polega na ich różnorodności i
tym, co da się wycisnąć z ich skrajnie odmiennych charakterów.
Wykorzystaj to.
Nie idź na łatwiznę. Przykładowo, nie ograniczaj się archetypem
smutnego, doświadczonego przez los lub mszczącego się za śmierć
rodziny bohatera fantasy, wyruszającego w podróż zwieńczoną
pokonaniem Wielkiego Złego. Może po prostu kocha swój kraj, może
chce wydostać się z małego miasteczka, a przygoda mu to ułatwia?
Może nigdy nie dotrze do Groźnego Imperatora, bo stwierdzi, że
wcale nie chce go zabijać? Wysil swoją kreatywność. Możliwości
są nieskończone.
9. Letki makijarz
„Amelia pospiesznie nałożyła na twarz lekki makijaż, wsunęła w biegu trampki i wybiegła z domu, zapominając śniadania. W ostatniej chwili zdążyła wskoczyć do autobusu i zajęła ostatnie wolne miejsce. Po drugiej stronie siedziała Klaudia, gapiąca się tępo w ekran komórki. Zgroza – pomyślała Amelia, widząc wymalowaną twarz dziewczyny. Co za tapeciara. Ten podkład dosłownie kapie, czym ona to nakładała, szpachlą? Klaudia założyła nogę na nogę i zaczęła szukać czegoś w torebce. Jezu, znowu ubrała miniówkę, żeby wypinać się przed Robertem. Zdzira”.
– Tapeciara, pustak, główna bohaterka, plastik – wykreśl jedno
wyrażenie, które nie pasuje.
Zebrani notują i w razie czego konsultują ze sobą, a ja czekam
chwilę, aż ktoś się odezwie z poprawną odpowiedzią, lecz nic
takiego nie następuje.
– Myślę, że wszyscy już uzgodnili między sobą, że to
trójeczka tutaj zgrzyta, więc możemy przejść dalej.
– Ale dlaczego? – pyta nagle niepozorna postać z ostatniego
rzędu. – Czy główna bohaterka nie może nosić makijażu?
Widząc zdziwione, a nawet kpiące spojrzenia zwrócone w stronę
dziewczyny, spieszę z wyjaśnieniem.
– Jakoś tak w społeczeństwie się przyjęło, że im więcej
makijażu na twarzy, tym mniej szarych komórek w głowie. Przed taką
generalizacją nie uratowały się również opowiadania. Kto
chciałby mieć głupią bohaterkę, co? Może ty? – Nie widzę
podniesionych żadnych rąk, a i postać jakby jeszcze bardziej
skurczyła się w sobie i nic nie odpowiada, więc kontynuuje: – W
popkulturze pojawia się więc, w opozycji do naturalnej bohaterki,
stereotyp pustaka-plastika. Dzikiej imprezowiczki i zdziry myślącej
tylko o modzie i kosmetykach. Dziewczyny wrednej, samolubnej i
najczęściej wykłócającej się o chłopaka, jak gdyby nie miała
swojego życia poza nim.
– Bo nie ma! – krzyknął ktoś z prawej. Kilka osób
zawtórowało.
– To postać jednowymiarowa w swoim pragnieniu uprzykrzenia dni
głównej bohaterki, czatująca za rogiem, by zniszczyć jej życie.
Często można ją spotkać w towarzystwie dwóch równie groteskowo
wymalowanych, ubranych w wyzywające stroje i bezmyślnych koleżanek.
Arogancja zionie od tej trójcy na kilometr, jak ciężkie perfumy.
– A co z bohaterką? Naprawdę nie może używać makijażu? Wcale
a wcale?
– Nie powinna, bo żyjemy w pochwale naturalnego piękna, ale...
Jest pewien wyjątek – mówię ściszonym głosem, jakbym wyjawiała
wielką tajemnicę. – „Letki makijarz”, inaczej zwany Świętym
Graalem wizażu.
Niektóre dziewczyny wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Doskonale wiedziały, o czym mówię. Jednak jeden z chłopców
wyglądał na zdezorientowanego.
– Ale czym jest ten „letki makijarz”? – spytał.
– Mój drogi, widać, że jeszcze wiele przed tobą. To tajna broń
bohaterek. Poprawia urodę, ale go nie widać. Idealny na każdą
okazję. Sprawia, że serca bohaterów zaczynają bić szybciej.
– No tak, jasne, ale może by tak konkretniej?
– Jak konkretniej? To jest konkretnie – rzucam groźnie, jednak
szybko się reflektuję. Ma prawo nie wiedzieć. Oczyszczam drogi
oddechowe i tłumaczę. – Podstawowymi narzędziami są tusz do
rzęs i delikatna pomadka lub błyszczyk. W zależności od tego, co
komu brakuje, możemy zakończyć tutaj lub dodać kilka innych
kosmetyków. Jednak pamiętaj – wskazuję na niego palcem – jest
jedna żelazna zasada. Ze wszystkich środków należy korzystać z
umiarem. Umiar to klucz do sukcesu. Wszystko ma wyglądać jak druga
skóra, żadnych pajęczych nóżek, żadnych wyrysowanych brwi,
żadnych wykonturowanych ust. A już na pewno żadnych mocnych
podkładów w zbyt ciemnych kolorach, bo wtedy wracamy do punktu
startowego, rzeczonego pustaka. Rozumiemy się?
Chłopak blednie, porażony moim wywodem, i pije wodę z butelki.
Ktoś inny dyskretnie ociera chusteczką spocone czoło. Na szczęście
czas wykładu się kończy i wszyscy mogą odetchnąć. Składam
notatki do torby i gdy odwracam się, przy biurku stoi dziewczyna, w
której rozpoznaję postać z ostatniej ławki.
– Tak?
– Bo ja chciałam zapytać... no... tego... A nie można by tak
odwrócić tych ról? Bohaterka nie może lubić mody, chłopaków i
makijażu? A przeciwniczka nie może być bladym molem książkowym?
– wyrzuca z siebie jednym tchem.
Upewniam się, że wszyscy wyszli już z sali i spoglądam na nią
uważnie. Zastanawiam się, czy mogę powierzyć jej taki sekret,
wydaje się jednak godna zaufania i ostatecznie odpowiadam:
– Oczywiście, że można. – Śmieję się szczerze, czując, jak
spada ze mnie wielki ciężar. – Powiem więcej, powinno się to
robić. To o wiele ciekawsze i bardziej zaskakujące niż utarte
schematy. Bohaterki nie zawsze muszą bić się o chłopaka, rywalka
nie zawsze musi być okropna i jednowymiarowa. To taki sam człowiek
jak bohaterka. Obie są ludźmi, mają wady i zalety. Cele, do
których dążą, marzenia, które chcą spełnić.
Oczy dziewczyny coraz bardziej się rozszerzają, ściska rączkę
torebki, aż bieleją jej knykcie.
– Możesz wykreować kogokolwiek chcesz, nie ma określonych zasad.
Są tylko archetypy, które możesz łączyć i przełamywać. Odwagi
– delikatnie klepię ją po ramieniu – w końcu to ty jesteś
kreatorką swojej historii. Pisz o tym, na co tylko przyjdzie ci
ochota.
– Naprawdę?! To genialnie. Mam teraz tyle pomysłów w głowie –
rzuca uradowana. Robi kilka kroków do wyjścia, kiedy odwraca się i
pyta:
– Dlaczego nie powiedziałaś tego przy wszystkich? Po co te bzdury
o „letkich makijarzach” i plastikach?
– Nie wszyscy chcą znać właściwe odpowiedzi. Widzą świat w
czarno-białych barwach i nie szukają tego, co mogą znaleźć
pośrodku. Niektórzy zadowalają się gotowymi rozwiązaniami. Nie
poszukują i nie zastanawiają się nad tym, co widzą i słyszą. –
Spoglądam na nią, na włosy spięte w niedbałego koka, luźną
koszulkę i krwistoczerwone usta.
Już się nie garbi i nie przygrywa górnej wargi, tylko stoi pewnie
i patrzy mi prosto w oczy.
– Tylko ty z całej sali miałaś wątpliwości, przyszłaś
zapytać o więcej możliwości, o odcienie szarości. – Widzę,
jak moje słabe rymy sprawiają, że się uśmiecha. – To jest
cecha, którą powinien mieć autor. Reszta może z czasem również
zrozumie, też zacznie szukać, pytać i kwestionować. Wtedy
odpowiem im tak jak tobie. Ale nie są jeszcze gotowi.
10. Ironio, królowo dialogów nastolatek
„– Amelio, ile razy mam ci powtarzać; najpierw obowiązki, a później przyjemności! Wyjdziesz do Kornelii dopiero wtedy, gdy posprzątasz w pokoju i odrobisz matematykę. Kiedy ja byłam w twoim wieku…
– …to dinozaury chodziły po ziemi – wtrąciła dziewczyna, jednocześnie głośno ziewając.
– Zachowuj się, moja panno! – krzyknęła głośno matka, a jej policzki gwałtownie się zaczerwieniły.
Amelia uśmiechnęła się pod nosem. Matka była taka przewidywalna; nie trzeba było nawet specjalnie się wysilać, gdyż nawet najmniejsza dawka ironii potrafiła wytrącić kobietę z równowagi”.
Bohaterka to zazwyczaj postać pozytywna, choć nie może sobie dawać
w kaszę dmuchać (męskich bohaterów, którzy popalają po kątach
i rozwalają samochody, też się to tyczy). Jeśli rodzice wymagają
od niej czegoś, na co nie ma ochoty, musi się bronić! Kto to
przecież widział, żeby od dziecka czegokolwiek wymagać,
szczególnie jeśli naprawdę nie ma się czasu na tak nieistotne
rzeczy jak sprzątanie czy uczenie się! W przerażająco częstej
ilości przypadków rodzice nie pamiętają, jak sami byli dziećmi.
Bohaterka nie może więc dawać sobą pomiatać. Jako prawie dorosła
osoba musi odciąć się matce/ojcu, musi walczyć o swoje i robi to
zawsze w punkt! W końcu nawet jeśli zbiera same pały, to
inteligencji i umiejętności odpyskowania nikt jej nie odmówi.
Sarkazm i ironia przydają się także w walce z Największym
Wrogiem. W końcu żadna przebrzydła Klaudia czy Amanda, choćby nie
wiadomo jak popularna czy ładna, nie będzie bezkarnie dokuczać
Bohaterce. W myśl zasady Oko za oko, ząb za ząb trzeba takiej
delikwentce się odciąć. Co się dokładnie powie i czy będzie to
sensownie, nie ma specjalnego znaczenia. Najważniejsza jest, drodzy
państwo, skuteczność:
„ – No, no, no, widzę, że Amelia nie potrafi nawet porządnie
umyć rąk – zacmokała głośno Klaudia, odrzucając na plecy
swoje długie, platynowe włosy, i wskazując palcem opatrzonym w
tips w plamę na bluzce Amelii.
– A ja widzę, że Klaudia zapomniała gramatyki we własnym
języku, skoro nie wie, jak należy się zwracać do rozmówcy –
odparowała Amelia, zakrywając rękoma okropną plamę.
Klaudia momentalnie przestała szczerzyć się głupio, zaś Amelia,
chcąc nie chcąc, poczuła ogromną satysfakcję”.
11. Miłość potrafi zdziałać cuda
„Amelia spojrzała w oczy Michaela. Widziała w nich tylko jedno: miłość. Niczym niezakłócone uczucie, którego nie spodziewała się nigdy doznać z jego strony. Nie interesowało jej to, że wcześniej chłopak był złym człowiekiem. Że zajmował się zabijaniem ludzi i że nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Wiedziała, że zmienił się pod jej wpływem i była z tego powodu niezmiernie szczęśliwa”.
Wyobraźcie sobie największego złodupca, jakiego tylko jesteście w
stanie. Wiecie, takiego, który śmieje się diabolicznie, jego
ulubioną rozrywką jest kopanie szczeniaczków, na życie zarabia,
sprzedając narkotyki i zabijając ludzi na zlecenie, pije, pali,
przeklina na potęgę i nie chodzi do kościoła.
Jeśli już macie ten obraz przed oczami, to możecie o nim
zapomnieć, ponieważ w tym momencie pojawia się nasza Główna
Bohaterka, która za pomocą niezwyciężonej siły miłości naszego
złoczyńcę o sercu czarnym jak smoła zmieni w puchatego króliczka.
Każdego ranka będzie on szukał dla niej polnych kwiatów (nawet
jeśli mieszkają w centrum miasta) i budził czułym pocałunkiem w
czółko, a potem przygotowywał jej śniadanie.
I jeśli ktoś ma nadzieję, że nasz bohater stwarza sobie
przykrywkę albo oszukuje wybrankę serca, a w międzyczasie nadal
zajmuje się swoimi brudnymi sprawkami, no to niech sobie przypomni,
o czym jest ten poradnik.
12. Sex, drugs and Rock & Roll, czyli Impreza
„Amelia była taka podekscytowana! W końcu miała iść na Imprezę organizowaną przez Roberta! Czekała na to od tylu lat! Co z tego, że nie została na nią zaproszona, skoro jej przyjaciółce, Ewelinie, udało się w jakiś sposób zbajerować najlepszego przyjaciela Roberta, by je zabrał! Bierny Maciek nie zdawał sobie sprawy, że dla Emi był tylko środkiem do celu…
Amelia nie miała jednak czasu na rozmyślania nad życiem uczuciowym koleżanki. Musiała pomyśleć o własnym, a jeśli chciała, aby On wreszcie ją zauważył, trzeba było stanąć na wysokości zadania! Zostało jej jedynie siedem godzin do rozpoczęcia Imprezy, a tymczasem nie miała nawet sukienki! Te, które znajdowały się w szafie, zupełnie jej nie przekonywały. Jednak to i tak był najmniejszy jej problem. W ciągu tych kilku godzin musiała wymyślić, w jaki sposób wydostać się z domu niezauważoną”.
Impreza to filar opowiadania. Z kilku powodów.
To idealna okazja, aby pokazać, że prawie dorosła, a już na pewno
wyjątkowo dojrzała bohaterka sama decyduje o własnym życiu. Co z
tego, że Impreza znajduje się pięćdziesiąt kilometrów poza
domem i że będą na niej starsi o co najmniej pięć lat ludzie,
dla których papierosy to codziennie stosowana używka, a na
Imprezach preferują inne środki odurzające? Co z tego, że albo
będzie musiała spać w domu, w którym organizowana jest Impreza,
albo wracać samochodem, który będzie prowadzić równie pijany co
ona nastolatek, albo zostanie zmuszona wydać milion złotych na
taksówkę? Co z tego, że pijani czy naćpani mężczyźni mogą
mieć różne zamiary? To nie ma znaczenia. Bohaterka jest na tyle
inteligentną i dobrą osobą, że złe wydarzenia się jej nie
imają, tylko że rodzice nie potrafią tego zrozumieć i zakazują
córce chodzenia na tego typu Imprezy tylko dlatego, że sami nie
potrafią się zabawić.
Ponadto dzięki Imprezie można opisywać to, co naprawdę ma
znaczenie, a więc strój i makijaż bohaterki (więcej na ten temat
można przeczytać w odpowiednim punkcie). Wiadomo, że Bohaterka
jest ładna, ale pomyślcie, jak cudowna się stanie ze smoky eyes
oraz przepięknie ułożonymi włosami (oczywiście dzięki
przyjaciółce czy kuzynce)!
Co najważniejsze zaś, na Imprezie wydarzy się Coś. Coś Złego
(bo jednak okazuje się, że Bohaterkę mogą imać się złe rzeczy)
albo Coś Dobrego, albo i to, i to. Na pewno jednak będzie to miało
związek z Bohaterem, jakżeby inaczej. Jeśli w międzyczasie w
życiu Najlepszej Przyjaciółki też będzie miało miejsce Coś,
zostanie ono opisane co najwyżej w jednym zdaniu, w końcu
najważniejsza pozostaje Bohaterka.
Najlepsze jest jednak to, że o wydarzeniach z Imprezy nie zawsze
przeczytamy wprost. Bo niby po co? Będziemy dokładnie znać makijaż
Bohaterki oraz jej strój, dowiemy się może, że na Imprezie była
muzyka i tona alkoholu, jakby było w tym coś wyjątkowego, ale sam
opis przebiegu Imprezy, niby tak Ważnej i Istotnej, może zostać
bardzo mocno skrócony lub w ogóle pominięty. Prawie na pewno nie
poznamy wnętrza domu, w którym odbywa się Impreza, ewentualnie
prócz wspomnienia o basenie czy sypialni, ani nie przeczytamy choćby
jednego porządnego opisu dotyczącego gości. O Ważnych
Wydarzeniach z dużym prawdopodobieństwem dowiemy się za pomocą
retrospekcji. W końcu dużo łatwiej jest coś streścić, na
przykład za pomocą mało udolnego dialogu, niż to opisać.
Szczególnie jeśli należałoby zawrzeć w takim opisie wiele
prawdziwych emocji.
13. Pędzenie na łeb na szyję, czyli o (nie)zaskakiwaniu
czytelników
Mówi się, że element zaskoczenia w historii to klucz do sukcesu.
Ale czy na pewno? Najwyraźniej wcale nie! Po co bawić się w
wymyślanie dziwnych zależności i wielu wątków, skoro można
prosto i jasno napisać, do czego się zmierza. Po co niepotrzebnie
przedłużać i wprowadzać czytelnika w świat Bohaterów? Po co
pisać o rzeczach nieistotnych, skoro każdy wie, że w większości
opowiadań i tak chodzi o tru love?
W rozdziale pierwszym Amelia poznaje Bohatera. Przystojnego jak
cholera, choć z charakteru na ogół nie za przyjemnego. W końcu
będzie musiała wydobyć jego prawdziwe wnętrze, czyż nie? Takie
zadanie Mary Sue.
W następnych notkach Amelia nie lubi Bohatera, a przynajmniej tak
sobie wmawia, jednak zdolność malowania się przyswaja w coraz
większym stopniu, mimo że wcześniej uważała to za głupotę.
Albo i nie, zależy. Rodzice, przyjaciele, sąsiedzi czy pani z
warzywniaka to statyści używani od czasu do czasu po to, aby
porozmawiać z kimś o Głównym Bohaterze. Czasem można pojawić
się Ten Drugi, ale jako że jest milszy i mniej przystojny, z góry
skazuje się go na porażkę, co ten przyjmuje na siebie z godnością
charakterystyczną dla Papierowego Bohatera.
Podobnie po macoszemu traktowane są miejsca, czas czy jakiekolwiek
ewentualne zainteresowania. Po co zawracać sobie głowę bzdetami i
spowalniać Najważniejsze Wydarzenia?
W końcu coś się zmienia. Bohater pokazuje swoją dobrą stronę, a
może to Amelia swoją złą. Ma miejsce coś tak niewyobrażalnie
nieprawdopodobnego jak brak ironii w rozmach między Parą,
przeciągłe spojrzenia, Impreza, wspólna kara w szkole czy też
nieoczekiwane wpadnięcie na siebie w galerii handlowej nieprowadzące
do Wielkiej Kłótni.
Koniec końców Główni Bohaterowie zaczynają ze sobą chodzić,
przy czym samo to wydarzenie na ogół nie jest opisywane wprost, za
dużo zachodu. Albo inaczej, pocałunek jak najbardziej się pojawia,
ale rozmowy o emocjach nie ma żadnej. To albo koniec opowiadania,
albo i nie – w końcu w międzyczasie może pojawić się Rywalka
albo Rywal i trzeba jakoś sobie z tym poradzić. Ale przecież
wiadomo, że Wielka Miłość i tak wygra, a komentatorzy będą w
Ochach i Achach wychwalać cudownie poprowadzony, zupełnie
(nie)zaskakujący Jedyny Słuszny Wątek.
Nie tylko w czystych romansidłach mamy do czynienia z tym problemem.
Przykłady można mnożyć: wyjawianie w pierwszym rozdziale
przepowiedni mającej zmienić świat, nie skupiając się na żadnych
szczegółach tworzonego świata fantastycznego, czy podkreślanie od
początku wybijającej się negatywnej cechy jednego z głównych
bohaterów, przez którą ten będzie przedstawiany i oceniany przez
innych w ciągu całego opowiadania.
Bardzo prawdziwe! Post zabawny, ciekawy i na pewno pouczający. Dzięki :D
OdpowiedzUsuńDzieki :)
UsuńDlaczego punkt trzeci nie nazywa się "Mary Sue"? Albo "Marysuizm"? :D
OdpowiedzUsuńHaha, parę lat temu popełniałam wszystkie te błędy (w większym lub mniejszym stężeniu). Przyznaję się, zabiłam ojca Belli Swan, żeby mogła żyć jak jej się podoba. :(
Jak poprzednio jestem pod wrażeniem trafności błędów i podziwiam za ogrom pracy włożony w ten post.
O mamusiu :D nigdy nie pisałam ff o zmierzchu, ale to ewidentne genialny przykład :D cieszymy się z takiego odzewu :)
UsuńŚwietny post! Lepiej bym sama nie napisała. A teraz kilka słów ode mnie.
OdpowiedzUsuń3. Najbardziej drażniąca rzecz. Bohaterki, które ciągle narzekają, jakie to one brzydkie i w ogóle, a tak naprawdę niczego im nie brakuje i są jak modelki Victoria Secret, a do tego każdy facet się za nią ugania. A żeby było ciekawiej, to oczywiście największe ciacho na świecie pożąda tą "szarą myszkę". Bleee... Moim zdaniem wszystko zależy od przedstawienia bohaterki przez autora i narratora. Myślę, że byłoby inaczej, gdyby czytelnik wiedział, że np. ma kompleksy na punkcie swojego krzywego nosa, czy grubych ud i faktycznie gdyby coś takiego było, ale nie... każda z bohaterek jest chodzącym ideałem i świetnie pasuje do każdego bad boya. Mrau
4. Oh my gaa... to to już w ogóle doprowadza mnie do szału. Ach, te jedno spojrzenie i od razu wielka miłość! Nieważne, że ledwo się znają i tak się pokochają. Idealny przykład to Zmierzch. Ja tego sposobu na miłość w swoich opkach unikam, jak ognia. To jest takie nierealne przecież i głupie...
6. Klasyk. Ale marny klasyk. Tutaj trochę się uśmiałam. No bo kurde... Jeszcze człowiek by zrozumiał, gdyby bohaterka rzeczywiście przez całe życie nie widziała swojego odbicia w lustrze, ale jakoś do tej pory nie widziałam takiego przypadku w opku. xD
7. To też odnosi się nieco do punktu 4. No bo jak kobietkę uratuje ją facet życia to będzie romantyczniej. Bo kobietki to takie słabiutkie sierotki, że ciągle trzeba je ratować... Pomijając, że w niektórych przypadkach są tak durne, że same wpadają w tarapaty... niektórym bohaterkom brak mózgu.
8. Kolejny klasyk. A jeszcze trzeba ciągle pisać "rodzice zginęli w wypadku samochodowym". Czy muszę coś więcej o tym wspominać?
9. Tutaj trochę macie rację. Każda bohaterka to taka naturalna piękność i nie potrzebuje żadnego kosmetyku, bo i tak wygląda jakby miała ten "letni makijaż". Może to i kwestia gustu, ale ja tam wolę bardziej pomalowane postacie, chociaż nie takie typowe tapeciary, ale jednak niech se trochę dadzą na twarz. Czemu każda musi być taka anty-kosmetykowa?
11. ...tu aż mi brak słów, bo na samą myśl to nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. Najbardziej absurdalna rzecz, jaka może być w opkach (nie tylko, ale wiecie). Tygrysy zmieniające się w urocze baranki. Serio? Takie silne charaktery tak szybko by się zmieniły? W sumie, ja tam bym wolała, aby dalej byli tymi tygrysami niż zmienili się nagle w ciepłą kluchę.
Z mojego punktu widzenia, nie popełniam żadnego błędu z powyższych. Myślę, że u mnie aż takiej draki nie ma. xD
Jestem ciekawa kolejnej Parszywej Trzynastki.
PS. Pewnie zrobiłam dużo błędów, więc nie bijcie... :(
co do szósteczki: kiedy autorka opisuje wpatrującą się we własne odbicie dziewczynę, która analizuje każdy fragment własnej twarzy, jakby jej nigdy wcześniej nie widziała, takie można czasem odnieść wrażenie :p oczywiscie, to wszystko trzeba brać z pewnym przymrużeniem oka.
UsuńCo do dziewiąteczki, to już dosyć indywidualnie, przegięcia zdarzają się w obie strony xD wszystko z umiarem jest dobre :D
Dziękujemy za obszerny komentarz, a na następny odcinek zapraszamy już 13.09 :)
Bardzo zabawny post, ale w pewnym sensie prawdziwy.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie mogę powiedzieć, że nie stosuję powyżej wymienionych "metod", ale też i nie przesadzam z nimi.
Bardzo dobry pomysł z tym postem :-)
Dziękujemy za opinię. :)
UsuńNo właśnie, umiar jest najważniejszy. W zasadzie niemal każdy z tych wymienionych przez nas punktów można przedstawić w interesujący sposób, tylko trzeba po prostu się postarać. W wielu przypadkach ma się jednak do czynienia z powielaniem tych klisz w niemal ciągle tej samej formie, przez co można odnieść wrażenie, że ciągle czyta się ten sam tekst.
Pozdrawiamy serdecznie. :)
Wiecie, co jest jeszcze zabawniejsze? Nie tylko w blogowych opowiadaniach znajdziemy parszywą trzynastkę - w wielu książkach "profesjonalnych" autorów także natkniemy się na owe perełki. (Szczególnie w romansidłach - omijam je zwykle szerokim łukiem, przez cały czas celując w książkę widłami). Naprawdę świetnie się bawiłam, czytając ten post, to była jak muzyka dla mojej duszy spragnionej kreatywności w opowiadaniach. Pozdrawiam ciepło całą ekipę i czekam na kolejną dawkę Konstruktywnej Krytyki! ~ EvilRay
OdpowiedzUsuńTak, to prawda i to jest przerażajace. Nigdy nie zapomnę, jak miałam w rękach książkę, gdzie w co trzecim zdaniu były błędy interpunkcyjne i to całkiem podstawowe.. Moze nico inny temat, ale to była juz kompletna porażka na mój gust :D
UsuńKto to wydał? *przerażona*
UsuńJeśli wszystkie wydawnictwa będą tak robić, to może być ciężko ze znalezieniem odpowiedniego, kiedy przyjdzie czas na wydwanie książki...
Takie cuda wychodzą zwykle z wydawnictw, którym płaci się za wydanie książki. Korekty zwykle nie ma, a jeśli jest, to leży i kwiczy. No i potem mamy kwiatki w stylu alternatywnej interpunkcji czy nielogiczności fabularnych.
UsuńTo takie zderzenie z twardą rzeczywistością... Osobiście cenię najbardziej blogi, które mają w sobie coś oryginalnego. Chociaż nie powiem, że nie użyłam zwrotu "zejść na śniadanie" ;D
OdpowiedzUsuńJa sama użyłam go całkiem niedawno :D
UsuńDobry!
OdpowiedzUsuńCóż... Ja, jeśli się za coś biorę, staram się to robić porządnie. Dlatego zanim zaczęłam publikować Life of Shinigami, zrobiłam całą górę notatek — od charakterystyk wszystkich ważniejszych postaci pierwszo- i drugoplanowych (jest ich z dwudziestu) po realia świata przedstawionego. Bardzo mi to pomogło, nie musiałam cały czas się martwić: „Kurde, jakiego koloru oczy miał Nathaniel?! Żółte czy brązowe?!”. Każdemu autorowi, który poważnie traktuje swoją twórczość, polecam to rozwiązanie, bo naprawdę ułatwia życie.
A co do idealizmu bohaterów, zawsze każdeg staram się przedstawić obiektywnie. Każdemu przydzielam trzy czy cztery wady i się ich trzymam, choć oczywiście nie zawsze wychodzi to tak, jak powinno.
Zgadzam się z Mari Kim — nie rozumiem, jak można mylić „miłość od pierwszego wejrzenia” z „prawdziwą miłością”. Uważam, że żeby kogoś kochać, trzeba go najpierw poznać, bo przecież nie kocha się za wygląd, tylko za to, że jest się, kim się jest. A żeby wiedzieć, jaki jest wybranek serca, nie wystarczy raz czy dwa spojrzeć mu w oczy. Wychodzę teraz na hipokrytykę, bo to, co tu teraz wygaduję, i to, co piszę na blogu, jest skrajnie różne, ale na blogu to specjalny zabieg, by pokazać uczuciowość i niestabilność bohaterki. Dobra, to już są kompletne bzdury.
EvilRay, z tobą również się zgadzam. Przeczytałam serię Wodospady Cienia (jakimś cudem... Fanów książek C.C. Hunter proszę o wyrozumiałość i poszanowanie mojego zdania) i wydało mi się, że główna bohaterka jest właśnie taką idealną nastolatką z rozbitej rodziny, którą wciąż musi ratować albo rycerz na białym koniu, albo bad boy. Schematycznie, i tak wybrała tego drugiego, choć Derek kochał ją (tak myślę) szczerze, a Lucas, jakby nie było, złamał jej serce. Ogólnie, sądzę, że pojawiły się tam wszystkie rzeczy z listy, wyłączając schodzenie na śniadanie, imprezę i makijaż (choć do tego ostatniego nie jestem pewna, serię czytałam już dość dawno). Jeszcze wrócę do opisywania postaci przez panią Hunter — odnoszę wrażenie, że przez wszystkie pięć książek postaci opisywała w ten sam, szablonowy sposób: kolor włosów, kolor oczu, sylwetka, muskulatura. Tak jakby postać składała się tylko z tego, nie miała rąk, nóg, nosa, ust...
Podsumowując, post zgrabny, humorystyczny i dający nadzieję, że blogi z opowiadaniami może jeszcze się uratują od planów i schematów.
Pozdrawiam
Heques DSE
Dziękujemy za komentarz.
UsuńTak, notatki to jedno z lepszych rozwiązań podczas pisania; nie ma co liczyć na to, że zapamięta się wszystkie najdrobniejsze szczegóły, a już na pewno nie wtedy, gdy ma się kilkadziesiąt stron tekstu.
Miłość od pierwszego wejrzenia z prawdziwą można pomylić, a przynajmniej może się to przytrafiać bohaterom. Ważniejsze jest to, jak to będzie rozegrane w tekście, ponieważ jeśli postać nauczy się, że nie zawsze jest tak kolorowo, to w zasadzie nie widzę problemu, żeby tego wątku nie wykorzystać. Gorzej, gdy wszyscy, łącznie z narratorem, próbują wmówić czytelnikowi, że tak ma być.
Na temat przytoczonej przez Ciebie książki się nie wypowiem, ponieważ jej nie czytałam, ale już po samym opisie widać naprawdę porażającą schematyczność. Chyba z ciekawości zapoznam się z tym utworem.
Pozdrawiamy serdecznie :)
Bardzo pomysłowy post!
OdpowiedzUsuńSama popełniłam te błędy kilka razy, ale po poważnym przemyśleniu spraw przerzuciłam się na męskich głównych bohaterów. Bywa ciężko, ale większość tych błędów zostało wyeliminowane przed rozpoczęciem :'). I przede wszystkim mój bohater ma już stałego partnera.
Troszkę smutno mi się robi, że zdążają się opowiadania z niesamowitym pomysłem, ale przyćmionym przez takie rozterki bohaterki, które opisałyście.
Czekam z niecierpliwością na następną część! Życzę mnóstwa pomysłów!
White Angel
Przy męskich bohaterach tez mozna przesadzić :D zawsze mozna ;) No, ale męski bohater mający partnera juz na poczatku to faktycznie raczej rzadkość ;)
Usuń"samotna zła" - nie chodziło o łzę?
OdpowiedzUsuńOgólnie naprawdę genialne artykuły. Już je zareklamowałam wśród czytelników, bo sporo z nich pisze opowiadania i warto zajrzeć do takich zabawnych postów, które dają do myślenia. Czasami nawet nie jest się świadomych tego, jak wiele popełnia się błędów, dlatego pomagacie i sprawiacie, że zaczyna się myśleć. Uważam, że genialnym pomysłem jest rozpisać sobie bloga przed stworzeniem na karce i porównać to z którymś z artykułów. Można się zdziwić, ale uniknie się dzięki temu wielu potknięć. Ja na razie poprawiam bloga, super, że znalazłam Waszą stronkę, bo już widzę, na co mam zwrócić uwagę i co zmienić!
Pozdrowionka!
dziękujemy za opinię i tak miłe słowa. cieszymy się, że możemy pomóc. dziękujemy też za tę łzę ;p
Usuń