Ocena nr 37 – Nie., czyli tomik niewydany


Autorka – Skoiastel
Gatunek – poezja
Oceniająca – Kvist 

Na koniec starego roku mamy dla Was nowość na naszej ocenialni, a mianowicie wiersze. Czy dobre, przekonacie się już za chwilę.
Zgodnie z ustaleniami oceniam wszystkie wiersze ze zbiorów „Nie.”, „Prace badawcze” oraz kilka z „Pozostałych”. Przy ich wyborze kierowałam się tytułem – decydowałam się na ten, który najbardziej mnie zaintrygował.
Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Postawienie na minimalizm oraz ograniczenie się do trzech kolorów (bieli, malinowego i ciemnego morskiego) stanowią dobrą decyzję. Wszystko wygląda ładnie i schludnie, a czego więcej można chcieć od szablonu?
Nazwa zbioru („Nie.”) jest bardzo wymowna. Niby wiadomo, że w tytułach kropek się nie stawia, bla, bla, bla, ale poezja rządzi się swoimi prawami. Słusznie zresztą, gdyż taki punkcik potrafi wiele przekazać: w tym wypadku podkreśla dobitność tytułu, a także stanowi formę pewnego sprzeciwu wobec opinii lub oczekiwań zarówno najbliższych, jak i dalszych znajomych czy też nawet ogółu społeczeństwa. Coś w stylu „nie i już”. Czy trafiłam, wyjdzie w praniu.
Gwoli formalności jeszcze parę słów odnośnie do pozostałych zakładek. „Linki” – wiadomo, „O mnie” – tak samo, „Pozostałe”, czyli inne teksty, oraz „O projekcie”, przy której na chwilę się zatrzymam.
Dobrze, że pokrótce wyjaśniasz, o co chodzi w Twoim zbiorze, a także tłumaczysz, czym w ogóle jest patchwork liryczny. Wiadomo więc, iż będziemy mieć do czynienia z jednym podmiotem oraz chronologicznym przedstawieniem wydarzeń. Zobaczymy więc, jak to wyszło w praktyce.
Mam jedno zastrzeżenie do zdania z pierwszego akapitu: Jak zgaszenie papierosa, odwrócenie się na pięcie czy trzaśnięcie drzwiami. Czy „trzaśnięcie drzwiami” albo „odwrócenie się na pięcie” są zakończeniem dyskusji? Jakimś na pewno, niekoniecznie miłym, kulturalnym czy zwycięskim. Poza tym prędzej czy później taka rozmowa kiedyś powróci. Nie można więc powiedzieć, że się ją skończyło, prędzej zawiesiło.
„Zgaszenie papierosa” jest chyba bliższe temu, co miałaś na myśli, gdyż koniec końców można powiedzieć „zgasić kogoś” i w tym wypadku widać, że wygrana w dyskusji może być miażdżąca, tak samo jak gasi się papierosa, wgniatając go w popielniczkę lub wdeptując w ziemię (czego jednak nie polecam, bo wtedy śmiecimy).
Wspomniałaś również, iż wcześniej wiersze (póki nie zostały zebrane w jeden tomik) miały tytuły. Przyznam szczerze, iż momentami brakowało mi ich podczas lektury. Koniec końców dzięki nim mogłabyś, zwłaszcza w przypadku tych bardziej niejednoznacznych, w pewien sposób zasugerować, jeśli nie interpretację, to chociaż drobną wskazówkę odnośnie do tego, co mogłaś mieć na myśli.
Zaznaczę jeszcze na początku, by nie powtarzać tego później: sporo komentarzy może brzmieć tak, jakbym mówiła, że coś inaczej będzie lepiej pasowało, w związku z czym od razu wyjaśniam: to prędzej luźne skojarzenia czy myśli, które przychodziły mi do głowy podczas lektury, nie sugestie poprawek, które natychmiast powinnaś wprowadzać. :)
Teraz już, bez zbędnego przeciągania, przechodzimy do meritum. 

(Nie mam dyplomu) 
Pierwszy wiersz można potraktować jako przedstawienie się podmiotu lirycznego: na wstępie mówi o sobie, że nie ma dyplomu (w domyśle ukończenia studiów). Z jednej strony definiuje się więc tym, co go najbardziej boli, skoro mówi o tym na samym początku, a z drugiej próbuje się trochę pocieszyć w tej sytuacji (to nie wstyd, jakoś to będzie, nie muszę niczego żałować) oraz przekonać, iż to w sumie bez znaczenia, gdyż i tak zaczyna wszystko od nowa. 
Najbardziej zastanawia mnie druga strofa: skoro to nie wstyd (nie być magistrem), dlaczego właśnie osoba wytykająca ma być dla podmiotu magistrem, kimś, od kogo warto się uczyć? Wydawać by się mogło, że zdanie ludzi, dla których wykształcenie innych odgrywa dużą rolę, nie powinno być zbytnio brane pod uwagę. 
A może chodzi o niepewność wywołaną brakiem tytułu i brak wiary we własną wiedzę (którą przecież posiada, nawet jeśli nie ma dyplomu), przez które słucha każdego, kto wytyka mu błędy (nawet rzekome), i bierze wszystko do siebie? 
Życie jako nauczyciel praktyki – trochę zalatuje truizmem, ale tutaj pasuje. 
Podoba mi się budowa, gdzie wyraźnie rozróżnione są refreny (zaczynające się od „nie”) i zwrotki („skoro”). Dzięki temu zabiegowi również wizualnie wiersz wygląda dobrze. 

(Ja – zaimek pierwszy zawsze) 
Początkowy wers przypomniał mi jedno z moich ulubionych powiedzonek: „Jestem najważniejszą osobą w moim życiu”; z tego, co widzę, nadaje się do Twojego wiersza. 
Przypadła mi do gustu gramatyczność pierwszej strofy (nie powinien być przypadkiem // ten, co ma ostatnie zdanie). Nie można pozwolić przypadkowym ludziom pozwolić decydować o nas i naszym życiu, poza tym „ja” to zaimek, a nie przypadek, więc do nas należy tak naprawdę ostatnie zdanie. Bardzo ładna puenta już na samym początku. 
Widać, że podmiot liryczny wziął za dużo na swoje barki (najpewniej dlatego, iż nie potrafił odmówić) i mimo że na początku sprawiało mu to radość, tak teraz już niekoniecznie (Mądrość czy głupstwo? Chyba nie cieszy // już wolontariat.). Zauważa również, że daje się wykorzystywać, prawdopodobnie by nie zostać nazwanym egoistą. 
Trochę zastanawia mnie ostatnia strofa – czy betowanie ma przynosić zyski? Zbyt dosłowne, choć wiadomo, samemu też się można w ten sposób sporo nauczyć. Poza tym betowanie może stanowić także źródło utrzymania, jeśli będzie ono punktem wyjścia do późniejszej pracy przy korekcie tekstów, na przykład w wydawnictwie. 
A może to wolontariat? Ale on raczej nie przynosi zysków, chyba że masz na myśli korzyści nie finansowe, a umysłowe, co w zasadzie może być już bliższe prawdy. 

(Mówiłam kiedyś)


Podmiot liryczny przedstawia się jako delikatna, wrażliwa istota – lubi ciepło, a gdy jest zimno, to przyda się ktoś, kto musi ogrzać mu łapki. Bardzo obrazowy i na swój sposób uroczy opis.
Tę delikatność podkreśla zresztą fraza wyrwałeś mnie w polny spacer, kojarzy się zresztą ze zrywaniem kwiatów z kolejnych wersów.
To była miła chwila połączenia // niespodziewana, że ma coś zmienić – czy chodzi o zwyczajny spacer, podczas którego podmiot liryczny po prostu trzymał chłopaka za rękę (chwila połączenia), ale oboje zakładali, że nic się nie stało? I dopiero po czasie okazało się, iż jednak sporo zmienił? Czy też może połączenie było niespodziewane i namieszało w ich życiach?
Podoba mi się zastosowane na końcu zestawienie – w życiu obeznani z reguły nie są ani młodzi, ani głupcy, choć często-gęsto właśnie tacy uważają się za doświadczonych.



(że jeden zdradzony pod wpływem)
Chyba jeden z moich ulubionych wierszy (bo i najbardziej emocjonalny), przynajmniej do tej pory. Dzięki mocno poszarpanej formie, z której przebija trochę chaosu, zwłaszcza w drugiej strofie, autentycznie można odczuć emocje targające podmiotem lirycznym.
Pobieżna interpretacja nie nastręcza trudności – rozstanie z powodu zdrady (z sugestią znajdowania się pod wpływem jakichś używek), potem próba utworzenia na siłę związku z kimś innym, następnie miłość do przyjaciela, który jednak już kogoś ma.
Chaotyczność drugiej strofy sprawiła, że przez dobrą chwilę musiałam porozmyślać nad tym, co też dokładnie miałaś na myśli, nie tylko ogólnikowo. Przypuszczam, iż ze strony podmiotu lirycznego przyjaźń przekształciła się miłość (lub zakochanie pojawiło się obok przyjaźni) poprzez spacery, uśmiechy czy też zwyczajną troskę (względy), które traktował on jako, nie wiem, jakieś znaki, że między nimi może dojść do czegoś więcej? Ale okazało się to błędem – zarówno takie zrozumienie zachowania przyjaciela, jak i w ogóle dopuszczenie do całej sytuacji.
Jednak, pomimo mojego zagubienia, ten wiersz trafia na listę moich faworytów.



(Nie było to nic wielkiego)
Ten wiersz traktuję w pewien sposób jako kontynuację poprzedniego; w tym jednak podmiot liryczny w pewien sposób godzi się z faktem, iż między nim a przyjacielem nie dojdzie do czegoś więcej – bo przecież on w sumie niczego nie obiecywał, a ona... No właśnie. Nie do końca wiem, co miałaś na myśli: Nie dotykaliśmy siebie, // ja nie grzeszyłam suspensem, // ty nie obiecywałeś. „Ja nie grzeszyłam zwolnieniem akcji”? Ewentualnie może „niespodziankami”? Chodzi o to, że ze strony dziewczyny nie dochodziło do jakichś nieplanowanych spotkań tylko we dwoje? Nie mam pojęcia, będę wdzięczna za wyjaśnienie.
Heh, widzę, że zakupy i wizyta u kosmetyczki miały pomóc w poprawie nastroju. No i chyba zdały egzamin, skoro podmiot liryczny, mimo że mały (rozumiem, że chodzi po prostu o „niski”), to czuje się wielki.
Czuć pogodzenie się bohaterki z całą sytuacją – zaczyna zauważać drobne rzeczy, które sprawiają przyjemność (Słońce świeciło odważnie, // tak raźniej, // a trawa gilgotała w stopy), a także uczy się trochę na nowo spędzać czas przyjacielem tak, by nie odczuwać przy nim skrępowania.
Klamra Nie było to nic wielkiego, // nic złego sugeruje mi trochę, że podmiot próbuje robić dobrą minę do złej gry oraz jeszcze przez jakiś czas będzie żałować, iż nic z tego nie wyszło. Ale to już taka bardzo luźna myśl z mojej strony, może nawet nadinterpretacja.



(Narzeczonemu, ale nieswojemu)
Hmm, coś mi podpowiada, że cały czas ciągniemy wątek przyjaciela z „że jeden zdradzony pod wpływem” i spaceru jeszcze z „Mówiłam kiedyś”, dobrze strzelam? Bo chyba nie bez przyczyny mamy do czynienia z podobnymi motywami w czwartym wierszu z rzędu?
Rozumiem, iż podmiot liryczny wręczył zajętemu przyjacielowi fiołka jako oznakę uczuć (czyli pasuje do wcześniejszych wierszy). Eks-harem sugeruje może, iż przyjaciel skakał z kwiatka na kwiatek? I wcześniej miał także na oku bohaterkę wiersza?
Fiołek pachnie ładnie, // chociaż rośnie w bagnie. – Fiołek symbolizuje dobre, czyste, piękne uczucie, ale wiadomo, że nic z tego nie będzie i umrze, bo narzeczony jest „nieswój”. Przy okazji tego słowa mam jeszcze pytanie: czy to zamierzona gra słowna z „nie swój” i „nieswój”? Ponieważ łączny zapis oznacza coś innego niż „należący do kogoś”; w takim wyrażenie należy zapisać „nie” oraz „swój” osobno. Jeśli przyjaciel podmiotu lirycznego wie o żywionym uczuciu, może zachowywać się nienaturalnie, nieswojo. Ale jeśli miałaś na myśli jedynie, że to czyjś narzeczony, wtedy należy napisać oba słowa osobno.
Spacer tragedią dla ekosystemu. – Czyżby chodziło o zdeptane uczucia, tak samo jak zdeptane kwiaty?
Ogólnie limeryk świetny, również trafia na listę moich ulubionych.



(Pani będąca literacką klęską)
Niekończąca się historia z tym zakochaniem, co? Oby się nie skończyło tak jak u Wertera (przepraszam za ten żart).
Podmiot liryczny pisze, pisze i pisze niekoniecznie dobre rzeczy, nie zwraca uwagi na krytykę i nadal przeżywa swoje zawody miłosne. Ogólnie wszystko okej, ale ten wcześniejszy bardziej przypadł mi do gustu; być może więcej sobą przekazywał albo po prostu stwarzał szersze pole do interpretacji, gdyż nie był aż tak bezpośredni i jednoznaczny.



(Umiem w samotność)
Po nieco lżejszych limerykach wracamy do trochę poważniejszych.

OK, podmiot liryczny czuje się samotnie, do czego już zdążył przywyknąć, bo o wiele za szybko się wyprowadził. Nie przeszkadza mu również fakt, że dusi się w klitce – przede wszystkim może być na swoim, co ma dla niego niebagatelne znacznie. Za sprawą pracy próbuje się uwolnić od dręczących go myśli; tutaj wszystko jasne.
Dwie ostatnie strofy sugerują mi, że z jednej strony nie ma problemu, jeśli przyjaciel (ten sam, co wcześniej?) wyjdzie, gdyż podmiot umie w samotność i bez problemu znajdzie sobie zajęcie; z drugiej bardzo by chciał, by ta bliska osoba została. Nawet nie po to, by przeżywać wielkie zakochanie, ale bardziej cieszyć się zwyczajną, wspólną codziennością.
Trochę mnie zmieszało wstawienie taty na koniec. Mam rozumieć, iż partner, w pewnym stopniu jak ojciec, a przy tym stereotypowa głowa rodziny, wzbudza pewne poczucie bezpieczeństwa? Czy może coś bardziej w stylu, że bohaterka żałuje szybkiej wyprowadzki i tęskni za rodziną, a partner stanowiłby jej namiastkę?

(tej mokrej plamy przed drzwiami)
Pierwsze, na co zwróciłam uwagę w tym wierszu, to fakt, że znalazłam w nim drugi; bo gdy te jednowersowe fragmenty zebrać razem, powstaje króciutka rymowanka, którą mogłoby napisać na przykład małe dziecko w laurce na Dzień Ojca – Zamykam zamek. // Wspominam dawne. // Ja już chcę lato. // Kocham cię, tato. I znów: nie wiem, na ile to moja interpretacja, ale pasuje mi do wymowy reszty wiersza.
Ogólnie rzecz biorąc, podmiot liryczny pisze o swoim ojcu tak, jak go pamięta z dzieciństwa, obrazami – buty, fotel, siadanie na kolanach, muzyka, łaskocząca broda. Niby drobiazgi, ale tworzą naprawdę wspaniały obraz.
Sama forma też wzbudza zainteresowanie – dość nietypowa nawet jak na biały wiersz. Najbardziej uderza mnie to, jak bardzo to widać graficznie. Jak wspominałam wcześniej, poezja nie jest moją bajką, ale zakładam, że taki zabieg wymagał sporo zachodu.
Jak do tej pory mój numer jeden.

(a może to)
W moim odczuciu dość enigmatyczny utwór – poprzez mocno okrojoną, zminimalizowaną formę, trudno chwilami zrozumieć, co też miałaś na myśli. Dzięki takiemu wyborowi czuć jednak niepewność podmiotu oraz jego rozmyślania na ten sam temat, co sugerują powtórzenia w wersach oraz kolejnych strofach.
Pierwsza – podmiot liryczny szuka sensu w tym, że ktoś najpierw zabiegał o kontakt, ale potem go urwał; tu wszystko jasne.
Druga – czy zastanawia się nad tym, iż może tamta osoba nie chce już tego kontaktu, zmieniła zdanie? Czy też, na przykład, podmiot liryczny zarzuca sobie niecierpliwość, za dużą chęć przyspieszenia relacji, przez co kontakt się urwał? Może też stracił na wszystko siły, choć, przyznam szczerze, trochę strzelam.
Trzecia – też w zasadzie łatwa: nie można mieć wszystkiego od razu. Nurtuje mnie pytanie, jak to połączyć z poprzednimi dwoma. Nie można mieć od razu ukochanej osoby i z nią być? Pasowałoby to również do ostatniej, gdzie wspomniana zostaje niecierpliwość podmiotu lirycznego i chęć zdobycia wszystkiego od razu.



(Spotkałam ciebie na mieście przypadkiem)
Rozumiem, że „nieprawda” odnosi się do przypadkowego spotkania na mieście, nie do tego, że mężczyzna był sam. Tutaj jednak brzmi tak, jakbyś zaprzeczała drugą część zdania, dopiero czekałam na ciebie precyzuje, co też podmiot miał na myśli.
Zapewne zauważyłaś, że nie zwracam specjalnie uwagi na rytm czy typy rymów. W dwóch pierwszych wersach czuć jednak problemy z dynamiką – wiersz zaczyna się dość ociężale.
Co do samej wymowy – podmiot liryczny rozmyśla, czy mężczyzna zastanawiał się kiedyś nad tym, co by było, gdyby, choć bohaterka sama nie widzi sensu w pytaniu o to. Widać również, że nie chce utracić z nim kontaktu, cały czas uważa go za osobę istotną w swoim życiu.
Ostatnie dwa wersy: jak ktoś, kogo znam i kogo chcę poznawać, // i ktoś, kto zostać powinien są zbyt egzaltowane jak dla mnie. Wydaje mi się, że można by je trochę „odchudzić”, okroić z tej podniosłości. Wiem jednak, że takie grzebanie w tekście, szczególnie przy wierszach, wydaje się bez mała świętokradztwem. :)



(Tamte dni poprzednie, które malowałeś)
Mocno rozbudowane porównanie, którego użyłaś w dwóch pierwszych wersach, sprawia, (podobnie zresztą jak w poprzednim wierszu), że tempo już na początku spowalnia. Znów: przydałoby się nieco więcej lekkości.
Co do interpretacji – czy masz na myśli kogoś, kto pocieszał podmiot liryczny po zawodzie miłosnym? Nie mam pewności, czy trafiłam.
Hmm, podmiot zakochał się w kimś nowym i musi się z tego zwierzyć? Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Podoba mi się końcówka oraz zwrot bajka na faktach. Pasowałoby mi, iż podmiot na podstawie drobnych sygnałów od drugiej osoby zaczyna snuć sobie fantazje na temat ewentualnej wspólnej przyszłości. Mogłoby okazać się również, że bajka czy marzenia stają rzeczywistością, faktem.



(O tobie myśleć)
Bardzo przyjemny i ciepły wiersz o szczęśliwie zakochanym podmiocie lirycznym. Podoba mi się przeskoczenie przez wszystkie pory roku, by pokazać, jak na różne sposoby można spędzać ze sobą czas, niezależnie od tego, co dzieje się za oknem.
Nie wiem, dlaczego w dwóch strofach zdecydowałaś się na zwrot myśleć o tobie zamiast o tobie myśleć. Wydaje mi się, że gdybyś zachowała przez cały czas tę drugą wersję, nie wprowadziłabyś wtedy mimowolnie pewnego zaburzenia, które powstaje przy czytaniu tych dwóch strof.



(Dwie dekady temu)
Teraz dla odmiany wiersz o matce. Nie jest zły, ale ten o ojcu bardziej przypadł mi do gustu, może dzięki nieco bardziej nietypowej formie.
Znów dwa pierwsze wersy (zwłaszcza wtrącenie w nawiasie) wprowadzają mnie w zakłopotanie. Czy chodzi o to, że karuzela kręciła się zbyt szybko jak dla dziecka i dlatego do tej pory, gdy podmiot liryczny jest na przykład na jakichś gokartach lub pędzi samochodem, nie czuje się najlepiej? W tym momencie dopowiedzenie brzmi tak, jakby niedziela spędzona w aucie oszołamiała podmiot, a na pewno nie coś takiego miałaś na myśli. Ten nawias pojawił się za wcześnie.
W dwóch ostatnich wersach w pierwszej strofie masz na myśli jakąś maskotkę, prawda? Matka ją wyrzuciła, bo już była pewnie w opłakanym stanie, ale nadal stanowiła ulubioną zabawkę podmiotu?
Podoba mi się również przejście przez różne etapy życia i stosunek do matki (lub ogólnie rodziców): pierwsza strofa odpowiada wczesnemu dzieciństwu, druga – już późniejszemu, a także wiekowi nastoletniemu, w którym często przecież uważa się, że zrobi się wszystko lepiej niż rodzice. Kolejna opisuje już dorosłość, w której przyznaje się przed sobą, że wcale nie jest tak łatwo i nieświadomie powiela się zachowanie rodziców.
Końcówka podnosi na duchu – nigdy nie jest za późno na wybaczenie złych chwil, wyjaśnienie nieporozumień i podziękowania za wszystko.



(Ocena nie jest przejawem geniuszu)
Ocenocepcja, czyli ocena wiersza o ocenianiu. Jedziemy.
Podmiot liryczny wie, że ocena nie stanowi jakiejś wyroczni, można się z nią nie zgodzić. Obawia się także mimowolnego narzucania swojego zdania i przedstawiania wersji tego, jak powinien według niego wyglądać oceniony tekst.
Widać również obawę przed wypowiadaniem się na tematy, o których wiedza może być niewielka. Przebija także maniakalna chęć (czy wewnętrzny przymus) sprawdzania bez mała każdej rzeczy, o której się mówi.
Po prostu dylematy oceniającego. :)



(Kto…)
Te cztery moskaliki w zasadzie czyta mi się jako jeden wiersz, więc pozwolę sobie ocenić je razem.
Wyszły Ci one łatwo, lekko i przyjemnie; idealnie nadają jako przerywnik do rozluźnienia atmosfery. Nie wiem, skąd wzięła się wzmianka o turystach (ćwiczenia w pisaniu?), ale życzenie komuś korzystania z greckich toalet jest naprawdę wredne. :)
[Edit: jedna z dziewczyn z załogi poinformowała mnie, że pracujesz w biurze podróży, więc już wszystko jasne].
Wybiły mnie ostatnie wersy drugiego i trzeciego wiersza. W drugim wykrzyknienia – nie wiem, czy nie lepiej brzmiałoby na Wattpadzie czy na Armadzie. Ilość sylab będzie ta sama, a unikniesz w ten sposób wytrącenia z rytmu.
W trzecim wierszu wystarczyłoby zastąpić kropkę przecinkiem, który nie będzie aż tak zatrzymywał podczas czytania.
Ogólnie jednak ta część jak najbardziej na plus.



(Są takie chwile)
W moim odczuciu niestety jeden ze słabszych wierszy w zbiorze. Przypuszczam, że podmiot liryczny na chwilę musiał rozstać się ze swoim partnerem, może przez wzgląd na pracę (chociaż bardziej mam na myśli to, iż nie jest to skutek kłótni). Takie tymczasowe rozejście sprawia, iż nie trzeba będzie rozdzielać się później.
Szczególnie przegadana została pierwsza strofa – za żadne skarby nie umiem rozgryźć, o co może Ci chodzić. Tłucze mi się myśl, że może chodzi o przedkładanie czegoś ważnego nad własną wygodę lub zachcianki, ale to takie mgliste skojarzenie.
Czym jest W pierś bicie katowskie? Bicie się w pierś jako przyznanie się do winy, wyrażenie skruchy – okej. Ale dlaczego katowskie? Kat ma wyrzuty sumienia? Jak odnieść ten wers do reszty wiersza? Chętnie zapoznam się z wyjaśnieniami.



(Kocham twój dotyk)
Kolejny ciepły wiersz, trochę przypomina mi atmosferę z „Mówiłam kiedyś”. W przyjemny sposób pokazujesz, jak można cieszyć się z drobnostek, których doświadcza się podczas bycia z bliską osobą.
Przypadł mi do gustu zwrot nikt-nigdy-nigdzie, w niebanalny sposób podkreślasz zwyczajną rzecz; bardzo dobry zabieg.
Zastanawiam się nad dwoma elementami: po pierwsze, dlaczego zestawiłaś ze sobą słowa „ciepły” i „niezłomny” na zasadzie przeciwieństwa, ewentualnie rzeczy, które rzadko występują razem? Pojedynczo mają sens, razem już niekoniecznie. Po drugie, ostatni wers nie pasuje mi do reszty. Wiem, że jego obecność bierze się z poprzedniego wiersza – podmiot liryczny tęskni za chłopakiem, który nadal nie wrócił. Problem tkwi w tym, iż wstawienie słowa „lecz” miałoby więcej sensu, gdyby całość skupiała się na wadach – na przykład na zostawianiu kubka w zlewie, picia mleka prosto z kartonu czy rozchlapywaniu wody w łazience. Wtedy jednoznacznie wynikałoby, że podmiot tęskni za partnerem pomimo tych niedoskonałości oraz irytujących zachowań. W tym momencie jednak nie widać w ostatnim wersie sensu, nie łączy się logicznie z resztą.
Najprostszym rozwiązaniem (żeby nie zmieniać treści całego wiersza) będzie zamiana z „lecz” na „więc”. Dzięki temu ostatnie zdanie będzie sensownie odnosić się do reszty utworu.



(nie widzę sensu)
Podobają mi się rozmyślania podmiotu – czy pisanie ma sens? Z jednej strony nie, bo to wysiłek i praca często niewarte zachodu, z drugiej zaś tak, gdyż, wiadomo, pochwały zawsze są przyjemne. Widać także wewnętrzny przymus do tworzenia: to paranoja że wciąż tu jestem // słowem buduję, co chowam wewnętrznie.
Cały wiersz pisałaś bez znaków interpunkcyjnych, nie licząc myślników, a nagle jednak pojawił się przecinek. Myślę, że skoro wcześniej ich nie używałaś, tak tutaj też możesz z niego zrezygnować.
Do gustu przypadł mi również wers trzeba odwagi głupoty talentu, który można zrozumieć na różne sposoby – do tworzenia należy być zarówno odważnym, jak i głupim oraz utalentowanym zarazem albo wystarczy tylko jedna z tych rzeczy, by wybić się ze swoją twórczością. W gruncie rzeczy obie te rzeczy są zgodne z prawdą.



(dom)
Zdecydowanie mój numer jeden. Prosty, oszczędny w budowie, bardzo minimalistyczny, a mimo tego niezwykle poruszający. Prawdziwa perełka.
Jednoznacznie wynika z niego, że podmiot liryczny przeprasza za to, iż nie jest w stanie urodzić dziecka.
Trafia do mnie również metafora z tym, że skoro dom ma trzy litery, powinien składać się z trzech osób. Niby banał, a co można na tym zbudować!



(– Nie musisz pisać)
Hmm, wiersz czyta się sprawnie, ale nie wiem, czy nie jest nieco zbyt hermetyczny. Mam wrażenie, iż część odpowiedzi możesz zrozumieć tylko Ty. I okej, takie przemycanie elementów, które zauważą jedynie wtajemniczone osoby, to normalny zabieg, lecz takie słowa czy zdania powinny być zrozumiałe również dla reszty; powinny brzmieć logicznie również bez tej otoczki, a nie tylko z nią. Bo czy „tracenie tchu” wiąże się z przerwaniem pisania o wszystkim? A „wróżenie na dwoje” do upragnionego dziecka? Nie pasuje mi taka bądź co bądź taka przygnębiająca wstawka do lekkiego wiersza.



(Tak, mamy kota)
Podoba mi się klamra, jaką utworzyłaś między pierwszym wierszem a tym: Jakoś to będzie – Już dobrze będzie. O tym jednak, jak zbiór prezentuje się jako całość, wypowiem się w podsumowaniu.
Przyznam szczerze, że ucieszyło mnie, że pomimo wszystkich perturbacji podmiot liryczny był w stanie ułożyć sobie życie. Podnoszące na duchu i dające nadzieję jest więc wynikające z tego wiersza przesłanie – nieważne, jak źle by nie było, przez jakie trudności by się nie przeszło, zawsze można liczyć na dobre zakończenie. Bardzo dobry wybór na wiersz zamykający całość.



Dobrze, a teraz czas na wiersze z „Prac badawczych”.


(Pierwsze doświadczenie)
O tym wspominałam na początku – tytuł wiersza może podpowiadać nieco, w jaki sposób powinniśmy interpretować utwór. Widać, że chodzi o coś, co podmiot liryczny będzie robił po raz pierwszy w życiu; w tym wypadku – pisał biały wiersz.
Ciekawie pokazałaś, że wbrew pozorom nie jest to takie łatwe zadanie, jak mogłoby się wydawać. Większości ludzi uważa bowiem białe wiersze za prostsze do napisania, gdyż nie trzeba się bawić w szukanie rymów, pilnować przy tym, by tekst nie brzmiał jak rymowanka przedszkolaka oraz liczyć sylab. Okazuje się jednak, że wcale nie jest tak łatwo.
Nasunęło mi się również skojarzenie ze ślubem – teoretycznie ślub bierze się raz, zwykle w białej sukni, w dodatku może pojawić się uczucie paniki, która także przebija z tego wiersza.



(tak jakby)
A tu bardziej romantyczny wiersz. Dość minimalistyczna forma, ale przekazujesz wszystko, co trzeba wiedzieć – podmiot liryczny bez mała potrzebuje ukochanej osoby, aby przeżyć.
Podoba mi się zestawienie opadów przed szkłem (chodzi o okulary, prawda?) zarówno z jednej, jak i drugiej strony (deszcz i łzy).
przesz szkło // wiesz // jaką mam pogodę – Chyba „przez”?



(mam)
Kolejny miłosny utwór, ale już trudniej odgadnąć, co też podmiot ma na myśli. Dopiero w drugiej części wiersza widać, że chodzi o tęsknotę, pożądanie, lecz pierwsza jest kompletnie niezrozumiała.



(o alfabecie ciągłych uplastycznień)
Ciekawy tytuł, przykuwa uwagę.
Wybrałaś całkiem interesującą formę – w jednej grupie „inwektywy” (przymiotniki), w innej czasowniki, ale chyba i tak najbardziej spodobała mi się końcówka, gdzie nie pisałaś „a jak coś tam”, „b jak coś tam”, tylko słowa zaczynały się od konkretnych liter. Gdybyś w ten sposób napisała cały wiersz, to byłoby naprawdę genialne.



(etos śliwy)
Tutaj niestety naprawdę trudno powiedzieć mi coś konkretnego; można wyłapać jakieś szczątkowe skojarzenia, ale albo przesadziłaś z metaforyką, albo z hermetycznością.
Zaciskanie zębów podczas mówienia oraz marszczenie czoła i nosa kojarzą się raczej z reagowaniem na coś nieprzyjemnego, a Ty piszesz przecież o miłych rzeczach. Nie wiem, czemu miałoby służyć takie zestawienie.
Druga strofa jest nieco bardziej zrozumiała – podmiot liryczny wyolbrzymia usłyszane komplementy, chociaż chyba zdaje sobie z tego sprawę (prawdę skrywać nader celnie).

No i koniec odwołanie do tytułowej śliwy. Rozumiem, że to nieruchome stanie, niepodnoszenie nogi (czyli rzeczy charakterystyczne dla drzewa) znaczą tyle, że podmiot nie jest w stanie zareagować bardziej niż tylko narzekaniem. Trafna metafora z trzeszczeniem nad głową.


(Fakt autentyczny)
Podoba mi się zabieg z powtykaniem pleonazmów, z pewnością przyciągają uwagę. Sama wymowa wiersza dość banalna – nie należy tracić czasu na skupianiu się na przeszłości, gdyż do niczego to nie prowadzi, trzeba żyć tym, co jest i będzie.



(Prawidło)
Ten wiersz łączy mi się z „Faktem autentycznym” – nie cofniemy czasu, aby naprawić ewentualne błędy, dlatego należy się pilnować, by ich nie popełniać za dużo.



(Wypadki chodzą po ludziach [limeryki])
Muszę przyznać, iż tytuł mnie nieco zwiódł – mając w pamięci limeryki ze zbioru „Nie” liczyłam na coś lżejszego. Nie licząc jednak wiersza o opryszczce, pozostałe cztery są zaskakująco wręcz poważne. Przyznaję, że spełniają one swoje zadanie – dzięki nieco żartobliwemu początkowi tym bardziej uderza ich bądź co bądź przygnębiająca wymowa. Świetna robota.



Podsumowanie
Ocenianie szeroko rozumianej poezji nie jest zadaniem łatwym. O ile jeszcze w tekstach prozatorskich, opowiadaniach czy innych powieściach dostajemy, a przynajmniej powinniśmy, spory wycinek z życia bohaterów (chyba że mowa o biografii, wtedy zwykle mamy do czynienia z całością) na bazie którego możemy ich interpretować, tak w przypadku poezji nie jest tak kolorowo. Wszyscy analizowali wiersze w szkole, więc wiadomo, o co chodzi – na podstawie wycinku z wycinka, często o niewielkiej ilości słów, należy opisać emocje, przeżycia czy poglądy podmiotu lirycznego.
Pisanie poezji staje się z tych wszystkich powodów jeszcze trudniejsze niż jej analizowanie. Dla autorów wierszy najważniejsze jest więc to, by napisać tekst w taki sposób, by w ogóle dało się go zrozumieć. Czy udało się to w tym przypadku?
Moim zdaniem tak.
Dużą zasługę odgrywa na tym polu sprawne operowanie słowem, przede wszystkim w przypadku wierszy bardziej minimalistycznych w formie; na myśli mam „dom” i „tej mokrej plamy przed drzwiami”, które według mnie są najlepsze w całym zbiorze. Dobrze wychodzą Ci także limeryki – panujesz w ich przypadku nad rymami oraz rytmem. Jeśli to wynik talentu, gratuluję. Jeśli ciężkiej pracy nad wyrobieniem w sobie zmysłu i wyczucia – gratuluję tym bardziej, ponieważ mogę się jedynie domyślać, ile wysiłku musiałaś w to włożyć.
Momentami widać jednak, że chcesz za bardzo, przez co treść zostaje przykryta (chwilami dość mocno) zbyt przekombinowaną formą lub przesadnie wydumanym pomysłem („etos śliwy”, „Są takie chwile”). Wiadomo, dobrze, gdy można się przez chwilę zatrzymać się nad tekstem i zastanowić się, co autor miał na myśli, ale jeśli trzeba wczytywać się kilkukrotnie i przedzierać się przez gramatyczne meandry, to już tak nie bawi. To nie jest tak, że czepiam się pod tym kątem jedynie wierszy – bo gdy w prozie ktoś za bardzo stara się ubarwić tekst, przez co staje się niezrozumiały, odczuwam dokładnie to samo.
Jeśli chodzi o treść, mam nieco większy problem. Zgadza się, ogólnie przedstawiasz swoimi utworami jakąś historię i można powiedzieć, że układają się w jedną całość. Przyznaję też, że pomysł opowiedzenia części życia za pomocą wierszy nie jest zły, ale nie widzę, by szło za tym coś więcej (na tym tle ponownie wyróżnia się „dom”, w którym przekazujesz naprawdę wiele i wiem, iż będę go pamiętać przez długi czas). Owszem, większość czyta się naprawdę przyjemnie, ale brakuje w nich puenty, która sprawiłaby, że zostałyby ze mną na dłużej lub wpłynęły na mnie w konkretny sposób.
Trochę wahałam się z końcową notą, ale przeczytanie pozostałych Twoich dzieł (oraz świąteczna atmosfera, a co tam) sprawiły, że zdecydowałam się na bardzo dobrą z minusikiem.
Tak jak wspominałam jeszcze podczas zgłaszania Twojego bloga, była to dla mnie ocena dość eksperymentalna. Mam jednak nadzieję, że okaże się dla Ciebie przydatna. Jeśli nie wspomniałam o czymś istotnym lub chciałabyś, żebym rozwinęła jakąś myśl, daj znać. :)

10 komentarzy:

  1. Widziałam ocenę już dawno, ale obiecałam sobie, że dopóki nie wrócę do pracy, do biura, to nie zabieram się za pisanie czegokolwiek, nawet komentarza – ot, potrzebowałam przerwy, bo jestem pisarskim nałogowcem. Teraz, w nowym roku, mogę zasiąść do działania pełna sił, czego i wam, całej ekipie KKB życzę, a szczególnie tobie, Kvist! :)
    A teraz komentarz właściwy. Będę pisała go na bieżąco przy czytaniu ocenki, więc jak wyjdą bzdury lub babole, to kajam się i proszę o wybaczenie.

    Wspomniałaś również, iż wcześniej wiersze (póki nie zostały zebrane w jeden tomik) miały tytuły. Przyznam szczerze, iż momentami brakowało mi ich podczas lektury. – Problem w tym, że Nie. jakoś tak nagle przestało być zbiorem czy tomikiem, a zaczęło być... jednym wierszem. To stąd rezygnacja z tytułów. Teraz mi nawet ta nazwa Nie. nie bardzo pasuje, właściwie nie pasuje do niczego. :v Może zmienię to po prostu w Niewydany. Pomyślę nad tym.

    Pierwszy wiersz można potraktować jako przedstawienie się podmiotu lirycznego: na wstępie mówi o sobie, że nie ma dyplomu (w domyśle ukończenia studiów). – Czekałam, aż zaczniesz i byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób będziesz odnosiła się do podmiotu lirycznego. A jednak, jak podejrzewałam, nazywasz go właśnie w taki sposób. Hmm, po ocenie Hiroki na WS, pamiętam, dziwiłam się strasznie, czemu ani razu w całej ocenie nie nazywała tego nieszczęsnego podmiotu po imieniu czy nawet po… nicku. :) Ciekawe, czy dlatego, że nie wypada, czy raczej dlatego, że od początku do końca nie wiadomo, że całe Nie. jest o mnie? ^^

    Najbardziej zastanawia mnie druga strofa: skoro to nie wstyd (nie być magistrem), dlaczego właśnie osoba wytykająca ma być dla podmiotu magistrem, kimś, od kogo warto się uczyć? – nie być magistrem nie jest już nie wstyd, bo nikt tego nie wytyka. Ale jeżeli ktoś wytknie jakiś błąd, no to jest jakby wyżej w wyimaginowanej przez podmiot hierarchii. ;)

    Trochę zastanawia mnie ostatnia strofa – czy betowanie ma przynosić zyski? – Betowanie nie jest tu jedynie dosłowne. Beta to nie jest tylko praca, a stan umysłu – drugie miejsce, ustępowanie komuś, robienie komuś dobrze, brak pewności siebie, brak umiejętności walki o swoje. Ja wiem, że ja, zaimek pierwszy zawsze, ale na samej wiedzy się kończy; w praktyce odwalam wolontariat. Wiesz, mnie można wykorzystać. I w ostatniej linijce ja już wiem, że tego nie zmienię, więc się zastanawiam, czy to przyniesie mi jakiś zysk... może odbije się czkawką, a może jednak powróci karma...?

    niegrzeszenie suspensem – suspens niedosłowny – brak konkretnego planu, zamysłu, chwytu – w tym przypadku jednak nie na widzu, a na obiekcie zainteresowań. Chodziło mi o to, że tamte działania, w tym spacery, nie były skrzętnie zaplanowaną zagrywką, by uzyskać jakiś efekt, zaskoczyć czymś. Wszystko wychodziło w praniu, na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, widzę, że zakupy i wizyta u kosmetyczki miały pomóc w poprawie nastroju. No i chyba zdały egzamin, skoro podmiot liryczny, mimo że mały (rozumiem, że chodzi po prostu o „niski”), to czuje się wielki. – Ale… ale… ja mam metr siedemdziesiąt… ;____; XDD
      Tutaj jednak chodziło o wielki świat, bogactwo. Podmiot już nie rozróżnia marek, wszystko jej jedno, czy ma portfel ze skóry węża z Wittchen, czy szpilki z Wojasa, jest panią żyjącą wtedy w Trójmieście. Tak wielka – bo nieco snobka na szpilkach, ale wciąż taka mała, bo niedoświadczona, przerażona trochę tym bogactwem, otoczeniem, od którego uciekła wyrwana na... zwykły polny spacer. Z kimś innym, z kim wystarczy spędzać czas na słońcu i czytać wieczorami, i nagle przypomniała sobie, że to daje więcej niż marka i drogie imprezy.

      Rozumiem, iż podmiot liryczny wręczył zajętemu przyjacielowi fiołka jako oznakę uczuć (czyli pasuje do wcześniejszych wierszy). Eks-harem sugeruje może, iż przyjaciel skakał z kwiatka na kwiatek? I wcześniej miał także na oku bohaterkę wiersza? – Hah! Hiro też zakładała, że to mężczyzna skacze z kwiatka na kwiatek, a przecież w tekście jak byk wisi panna z eks-haremu, a więc to raczej ja miałam coś za uszami. XDD

      Spacer tragedią dla ekosystemu. – Czyżby chodziło o zdeptane uczucia, tak samo jak zdeptane kwiaty? – Zimno! Ekosystem oznacza zrozpaczone mną najbliższe otoczenie (z Wojasa czy innych Wittchen), które musiało się pogodzić z takim zawirowaniem, nagłym moim zniknięciem z dużego miasta, rezygnacją z dotychczasowych przyjemności i towarzystwa – ot, całkowita zmiana otoczenia. Bo jeden spacer zmienił mi wszystko. :)
      [tu polecam na uzupełnienie: 04.03.2016 – o tym, jaki ten spacer miał wpływ; słowo-klucz to ex-marynarz, może coś się nieco rozjaśni]. :)

      Podmiot liryczny pisze, pisze i pisze niekoniecznie dobre rzeczy, nie zwraca uwagi na krytykę i nadal przeżywa swoje zawody miłosne. – O, tu właśnie o tę krytykę społeczeństwa chodzi, o ten ekosystem. :D chyba jednak za bardzo namieszałam.

      Czy może coś bardziej w stylu, że bohaterka żałuje szybkiej wyprowadzki i tęskni za rodziną, a partner stanowiłby jej namiastkę? – O, zdecydowanie tak. Ja z tate zawsze bardzo blisko byłam. :)

      Jak wspominałam wcześniej, poezja nie jest moją bajką, ale zakładam, że taki zabieg wymagał sporo zachodu. – A pochwalę się, a co mi tam. Tego zachodu było aż 15 minut po reklamie w telewizji z ojcem i synem w roli głównej, w sumie już nawet nie pamiętam dokładnie której. Pamiętam jednak, że zdążyłam skończyć, zanim Polsat łaskawie puścił ciąg dalszy starego Tomb Raidera z Angie (swoją drogą tate w nocy przed filmem wtedy do mnie zadzwonił, że mam włączyć pudło, bo nasz film leci :> ).

      Przy a może to wszystko w punkt. Jeżeli strzelałaś, to bardzo celnie. Może zagraj w totka? :D

      Usuń
    2. Ostatnie dwa wersy: jak ktoś, kogo znam i kogo chcę poznawać, // i ktoś, kto zostać powinien są zbyt egzaltowane jak dla mnie. Wydaje mi się, że można by je trochę „odchudzić”, okroić z tej podniosłości. – Zgadzam się z tym, ale jest mi strasznie ciężko to odciążyć, bo wtedy to było takie ciężkie właśnie. I patetyczne bardzo, bo ja naprawdę wyszłam z domu, poszłam poczekać tam, gdzie wiedziałam, że znajdę i ta rozmowa ze mną naprawdę tak wyglądała. Pierwszy raz Skoia-mentalna-beta-która-wszystkim-robi-dobrze stanęła wyprostowana i powiedziała: powinieneś zostać. Nie zrobiła tego wcześniej, w samotnym domu, chciała móc być cierpliwą jak w części a może to.... Ale tu i teraz ta cierpliwość się skończyła.

      Co do interpretacji – czy masz na myśli kogoś, kto pocieszał podmiot liryczny po zawodzie miłosnym? Nie mam pewności, czy trafiłam. – To kontynuacja rozmowy ze spotkania na mieście przypadkiem. Dalej Skoia-męczydupa męczy... dupę. No. xD Dopóki ktoś nie powiedział no dobra... spróbujmy z tą bajką, którą tak mi obiecujesz.... I został. :D [W truciu jestem niezła, to muszę przyznać].

      Nie wiem, dlaczego w dwóch strofach zdecydowałaś się na zwrot myśleć o tobie zamiast o tobie myśleć. – Ja też nie wiem. Chyba uznałam, że tak będzie jakoś bardziej kolorowo i różniściej. ¯\_(ツ)_/¯

      Znów dwa pierwsze wersy (zwłaszcza wtrącenie w nawiasie) wprowadzają mnie w zakłopotanie. – Och, mnie też! Tyle nad nim pracowałam, żeby brzmiał znośnie, ale nie potrafię go zmienić w żaden sposób.

      Dwie dekady temu zabrała w niedzielę
      (do dziś nawet w autkach zbyt mnie oszołamia)
      na niezbyt dziecięcą, żwawą karuzelę.


      Chodziło raczej o to, że po tym, co zgotowała mi mama w wieku sześciu lat, zabierając mnie na jakiegoś pseudorollercoastera, po którym płakałam ze dwie godziny, do teraz w lunaparkach nawet do autek, które są raczej bezpieczne, nie wsiadam. Nie wiem, jak to inaczej napisać, by było czytelne i by autka kojarzyły się z autkami stricte lunaparkowymi... :/ masz jakiś pomysł?

      W dwóch ostatnich wersach w pierwszej strofie masz na myśli jakąś maskotkę, prawda? – Pytasz, a wydawało mi się, że „szmatławy kundel” jest dość obrazowy (btw., tak naprawdę po latach okazało się, że był owcą) i wiadomo, że nie chodzi o prawdziwego psa. xDD Bo jak się wahasz, to coś pozmieniam, chociaż nie wiem co i jak.

      Końcówka podnosi na duchu – nigdy nie jest za późno na wybaczenie złych chwil, wyjaśnienie nieporozumień i podziękowania za wszystko. – Mam pytanie, czy później, docierając do wiersza o literach trzech w słowie dom, przyszło ci na myśl powiązanie z wersem stąd: też chciałabym kiedyś usłyszeć od kogoś: dziękuję, mamo., czy raczej w ogóle nie przyszło ci to do głowy? Bo coś czuję, że nie, a szkoda. Ale nie mogę i nie chcę bardziej tego wątku uwypuklać.

      Usuń
    3. Ocenocepcja, czyli ocena wiersza o ocenianiu. Jedziemy. – <3 to co ja na to? ocenocepcja, czyli ocena oceny wiersza o ocenianiu? xDD

      [Edit: jedna z dziewczyn z załogi poinformowała mnie, że pracujesz w biurze podróży, więc już wszystko jasne]. – Tak, a tak centralnie na przeciwko biura mam Lidla, który od niedawna też sprzedaje wycieczki. No to jest po prostu komediodramat dla mnie.

      Ale na Wattpadzie czy na Armadzie ma sylab dziewięć, a ja potrzebuję osiem. A może:

      Kto nie mówi, że aŁtorzy
      nie przyklaskują żenadzie,
      niech poszuka dobrej prozy
      na Wattpadzie czy Armadzie.
      , ale mam wrażenie, że tracę wtedy na dynamice i jakimś takim śmieszkowaniu.

      W trzecim wierszu wystarczyłoby zastąpić kropkę przecinkiem, który nie będzie aż tak zatrzymywał podczas czytania. – A może myślnik?:
      tego wysłać na kastrację
      do Bangkoku – wyjścia nie ma.?

      W moim odczuciu niestety jeden ze słabszych wierszy w zbiorze. Przypuszczam, że podmiot liryczny na chwilę musiał rozstać się ze swoim partnerem, może przez wzgląd na pracę (chociaż bardziej mam na myśli to, iż nie jest to skutek kłótni). – A ja myślałam, że jest to logiczne po wersie o tym, że nie chcę drogich kopert ani przelewów i że lepiej pojechać teraz, by na kiedyś mieć lepsze życie i potem już nic nie musieć. Tylko że to tak bardzo boli, dlatego bicie katowskie.
      Na pewno coś tam pozmieniam, też mnie męczy ta końcówka, jest strasznie ciężkostrawna i pogmatwana.

      Zastanawiam się nad dwoma elementami: po pierwsze, dlaczego zestawiłaś ze sobą słowa „ciepły” i „niezłomny” na zasadzie przeciwieństwa, ewentualnie rzeczy, które rzadko występują razem? – Bo… tak właśnie patrzy na mnie Pawełeł[...eł; chociaż nie lubi, jak tak przeciągam]. Tylko dlatego. Niby ciepło, ale jakoś tak nic sobie nie da powiedzieć, nie wsadzisz go pod pantofel, no nie da się.
      Rada z więc zamiast lecz – tak! Tego ewidentnie tam trzeba, biorę, stosuję, geniusz! :D Takie proste, tego szukałam, a w ogóle nie przyszło mi to do głowy.

      Myślę, że skoro wcześniej ich nie używałaś, tak tutaj też możesz z niego zrezygnować. – Bo ten wiersz kiedyś miał chyba nawet jakieś znaki i to taki relikt przeszłości. Do śmieci z nim, a fe!

      Usuń
    4. Bo czy „tracenie tchu” wiąże się z przerwaniem pisania o wszystkim? – O wszystkim? Nie, ale weź pod uwagę, po jakim wierszu pojawiła się ta wymiana zdań... Pisanie samo w sobie nie jest złe, ale pisanie o wszystkim, o życiu prywatnym... Widziałaś ten odcinek House'a, kiedy bloggerka na swoim blogu pytała swoich obserwatorów i komentujących o zdanie na temat przebytych zabiegów, mimo tego, że jej partner tego nie akceptował? No właśnie. Tutaj nie było wprawdzie tak skrajnie, bo nie uzewnętrzniałam się aż tak, ale... Trochę jednak. Trzeba było porozmawiać (stąd forma dialogu), podjąć decyzję, ustalić jakieś reguły (– czy to aż tak ważne? // – nie, raczej...).
      Wróżenie na dwoje miało być trochę metaforyczne, a trochę dosłowne. Chodzi o to, że mamy dosłownie: dwie osoby w powiedzeniu. Dwie, nie trzy czy nie dwadzieścia z czytelnikami; i mamy metaforycznie: na dwoje babka wróżyła oznacza, że wynik jest nieznany, jeszcze nic nie wiadomo, mamy czas, więc czekamy.

      Pierwsze doświadczenie – to był wiersz na konkurs wierszy białych. Teraz, po ocenie, nieco go pozmieniałam, np. zamiast nowomowy, która kojarzy się z Orwellem, wstawiłam... białomowę. A jakże. :D Dodałam też nieco kursywy i jakoś tak się lepiej zrobiło. Możesz zerknąć?

      mamKolejny miłosny utwór, ale już trudniej odgadnąć, co też podmiot ma na myśli. Dopiero w drugiej części wiersza widać, że chodzi o tęsknotę, pożądanie, lecz pierwsza jest kompletnie niezrozumiała. – Ja też jej nie rozumiem. Problem w tym, że miałam jakąś wizję ułożonych słów, literek, ale nie mam pojęcia, co mi z tego wyszło. Jeżeli ktoś widzi w tym jakiś sens, to bardzo fajnie, ja go nadal szukam. Co jakiś czas wracam, czytam, patrzę, ale nic mi do głowy nie przychodzi, o co mogłoby chodzić i ewentualnie jak co zmienić, aby o coś w końcu chodzić zaczęło.

      o alfabecie ciągłych uplastycznień – o, a tu są nawiązania do Wojasa czy innego Wittchen ze Skoi trójmiejskiej. XDD To tak tylko wspomnę, bo w sumie można nie zauważyć, nie trzeba, ale – ot, ciekawostka.

      etos śliwy – piszesz, że nie trudno ci napisać coś konkretnego. Właśnie zrezygnowałam z tytułu i zostawiłam jego drugi człon: Ja, sumienie, bo o nie chodziło w całym wierszu. Podmiotem lirycznym jest ludzkie sumienie pochmurnego człowieka-malkontenta o za dużym ego. Człowieka wiecznie zachmurzonego, dumnego i pewnego siebie, który przyjmuje komplementy, ma innych za gorszy sort (gdy o sobie – tylko dobrze, gdy o innych – tylko nieźle). I tyle tylko mu w życiu jest potrzebne – nieco kłamstw, wyprostowane plecy, żaden mięsień nawet nie drgnie (stać, by stać, by nie dać ciała).
      A ja? (ja, twoje sumienie, człowieku...)

      tyle
      tylko
      tobie mogę –
      trzeszczeć ci nad głową.

      Wiem, że sumienie nie trzeszczy nad głową, tylko gdzieś w środku, w serduchu, może w głowie, ale nie wiem, co tam można wstawić, jak to zmienić, poza tym cholernie podoba mi się ta końcówka. A może właśnie:

      tyle tylko tobie mogę – trzeszczeć w twojej głowie.? – Co sądzisz? Czytelniejsze?

      Usuń

    5. Jeżeli chodzi o podsumowanie, to rumienię się przy wszystkich komplementach i się sama w sobie rozpływam z tego całego ciepełka, ale jednocześnie nie mogę się nie zgodzić z zarzutem o przeroście formy nad treścią. Gdy czasem coś chcę za mocno, za bardzo, zbyt skomplikowanie i tak dalej – wiem te momenty, widzę je, sama je sobie wytykam już dzień po wytworzeniu wiersza.
      Najgorsze jest jednak to, że tych wersów, które są takie ociężałe, to albo nie mogę zmienić, bo pamiętam, jak bardzo ciężkie i patetyczne, czasem nawet i depresyjne emocje mną targały, gdy je pisałam (w jakiś sposób przypominają mi to), albo nie mogę ich zmienić, bo nie wiem, jak je usprawnić. To dlatego z wdzięcznością przyjęłam uwagę o zamianie lecz na więc i przyznam, że trochę żałuję, że podobnych uwag jest w tej ocence tak mało. Wiem, że ciężko się komuś wtryniać w poezję, powiedzieć: o, tu, Skoia, trzaśnij jakieś dosadniejsze porównanie, a dodaj se charyzmy, no co ci szkodzi „i tu cytat takowego porównania”, jednak dużo zależy od odbiorcy, a przecież wiadomo, że jakimś wybitnym betonem broniącym swojej racji jak świętości to nie jestem. XDD

      Zainteresowała mnie też uwaga odnośnie tego, że przedstawiona historia nic nie wnosi do życia czytelnika. Właściwie zainteresować to złe słowo. Zaniepokoić – lepsze. Za tym, że większość wierszy czyta się przyjemnie, ale właściwie nic więcej z tego nie wynika... No cóż ja mogę napisać? Chyba najgorszym, co autor może przeczytać od czytelnika, to ukryte pod ładnymi zdaniami słowo nuda!. I znów trochę pomarudzę... Co mam z tym zrobić? Daj mie rad, jak mam sobie z tym poradzić. Więcej wątków, bardziej charakterystyczny główny bohater? Może któryś temat rozwinąć? Może tragedyję romantyczną w zbyt wielu aktach skrócić i drama_queen umniejszyć, a rozwinąć na przykład wątek wielkomiejski, uwypuklić motyw zmiany otoczenia? Jak opowiedzieć tę historię, by była ciekawsza, by czytelnik wyniósł coś więcej, a nie tylko, że fajne wiersze? Może je jakoś poprzestawiać? Albo w ogóle je skrócić, coś wyciąć, przenieść do Pozostałych? Po ocenie Hiroki dodałam wprowadzenia pisane małą czcionką (przerywniki czy tam wprowadzacze), z nimi jest jakoś jaśniej (w sensie bez nich było rozeznać się kijowo). Co jeszcze mogłabym zrobić? Nie będę też nieco ukrywać, że trochę rozczarowało mnie podsumowanie, jest takie... krótkie i ogólnikowe. W jednym zdaniu napisałaś, że widać, że historia jest powiązana, ale ja na przykład mam dylemat, czy te powiązania widać dość dobrze czy średnio na jeża. To znaczy domyślam się po analizach każdego z osobna, że raz lepiej, raz gorzej, ale mnie właśnie bardzo zależy, aby patchwork liryczny stał się może nie opowiadaniem, ale nieco czymś na ten kształt. Żeby przedstawiał życie bohatera, który się zmienia, rozwija i tak dalej. Bo ja miałam taki właśnie ambitny plan, że każdy element tego Nie. ma być sceną, ma wprowadzać nowe informacje, gdzieś dalej ma być punkt kulminacyjny, a wiem, że z punktem kulminacyjnym idą w parze emocje i napięcie rośnie, rośnie, rośnie, aż w końcu – JEB! – wybucha. A u mnie to nic nie rypło na końcu, dlatego to pewnie takie nijakie i nudne jest. Ale co mogłoby rypnąć? Delegacja się skończyła, trudna rozmowa o uzewnętrznianiu się była, no to... chyba przegapiłam gdzieś ten punkt kulminacyjny.

      W każdym razie coś pokombinuję, pozmieniam, będę kształtować, teraz jest przynajmniej w czym grzebać. Za ocenę oczywiście dziękuję, domyślam się, ile musiałaś włożyć w nią serca i ile czasu poświęcić, tym bardziej że nie ocenkujesz poezji. Eksperyment się udał, jestem usatysfakcjonowana.

      Gorąco pozdrawiam i życzę szczęścia w Nowym Roku!
      I przepraszam, że czekałaś na ten zestaw komentarzy za długo (i za to, że jak zwykle uzewnętrzniłam się za bardzo, za mocno, na tyle linijek…),
      Skoia
      :)

      Usuń
    6. [o, już zauważyłam babola u siebie logicznego – etos śliwy – piszesz, że nie trudno ci napisać coś konkretnego. Właśnie zrezygnowałam z tytułu i zostawiłam jego drugi człon... – tam jest zbędne zaprzeczenie, miało być że trudno jest ci, nie wiem, skąd się tam to nie wzięło.

      Usuń
    7. Hej. :)
      Dziękuję w imieniu swoim i całej załogi. Szczęśliwego Nowego Roku!
      Miałam odpisać wczoraj, ale wróciłam taka styrana z pracy po prawie dwóch tygodniach wolnego, że odłożyłam to na dzisiaj. :)

      Myślę, że Niewydany to nie najgorszy pomysł, ponieważ często zastanawiałam się, jak nie mam odnosić do niektórych wierszy. Fakt, że w trakcie pisania stały się one w zasadzie jednym, też nieco zmienia postać rzeczy. Ale lepiej to przemyśleć, z czasem może przyjść do głowy naprawdę pasujący tytuł.

      Czekałam, aż zaczniesz i byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób będziesz odnosiła się do podmiotu lirycznego – Przypuszczam, że to jeszcze przyzwyczajenie ze szkoły i po części ze studiów, żeby nigdy nie mówić, że autor jest podmiotem lirycznym, mimo że to dość jasno wynika z tekstu, tak jak w Twoim wypadku. Możesz więc uznać, że i tak mam na myśli Ciebie, nawet jeśli nie mówię tego wprost.

      Okej, z magistrem już wszystko jasne. :)

      Dobrze, teraz rozumiem – osobnik beta ustępujący alfie, wiedza o tym, że powinno stawiać się siebie na pierwszym miejscu to jedno, a praktyka drugie. Skupiłam się na becie jako poprawiaczu tekstów i umknęło mi to drugie znaczenie.

      Suspens – okej, wiem już co masz na myśli, niemniej wydaje mi się w takim razie, że można by spróbować zastąpić to słowo jakimś odpowiedniejszym, bo teraz wprowadza za dużo zamieszania. Może coś w stylu ja niczego nie planowałam? Oczywiście w takiej formie, żeby sylaby się zgadzały. :)

      Usuń
    8. Snobka na szpilkach – wszystko jasne. Na wzrost spojrzałam akurat przez swój pryzmat, bo ja to metr sześćdziesiąt cztery w kapeluszu, więc gdy szpilki dodają wzrostu, to i człowiek czuje się wielki. :)

      Harem – a widzisz, w takim razie gramatyka nie zadziałała, bo jeśli to bohaterka miała harem, to powinno być panna z eks-haremem; jeśli piszesz z haremu, to znaczy, że ona była jego członkiem, a nie posiadała własny.

      Okej, z ekosystemem już wszystko jasne. Akurat w tej sytuacji namieszanie nie jest złe, ponieważ można sobie to różnorako zinterpretować, a wydaje mi się, że ekosystem jako taki zbiór uczuć też prasuje, co? :)

      Czyli wena Cię dopadła po prostu. A ja zakładałam, że się bardzo napracowałaś. :D
      Heh, też mam sentyment do tego Tomb Raidera.

      Odciążanie – hmm, może dobrze byłoby zrezygnować z kilku zaimków? Bo to tak naprawdę one głównie przeszkadzają. Co powiedziałabyś na wersję jak ktoś, kogo znam i chcę poznawać, // i kto zostać powinien? Bo już pół biedy z patetyzmem w tym momencie, ale jeśli do tego jest tłoczno z zaimkami właśnie, to już się robi nieciekawie.

      OK, czyli męczyłaś, męczyłaś i wymęczyłaś. :D

      Karuzela – może w takim razie zamień miejscami wers drugi i trzeci? Wtedy będzie bardziej oczywiste, do czego odnosi się wtrącenie w nawiasie.
      Hmm, a może zamiast w autkach napisz na autkach? Wtedy będzie widać, że to nie chodzi konkretnie o samochód, tylko coś bardziej specyficznego. Poza tym, gdy zamienisz te wersy miejscami, to też będzie lepiej widać, że ta uwaga dotyczy karuzeli.

      Maskotka – wydaje mi się, że ten Kundel mnie zmylił; większość dzieci daje swoim pluszakom jakieś imiona, ewentualnie mówi zdrobniale. A szmatławy mógł też znaczyć po prostu stary, którego ktoś mógł chcieć się pozbyć (jejku, nie chcę tu pod żadnym pozorem sugerować, że Twoi rodzice wyrzuciliby psa, po prostu wiadomo, różne rzeczy się zdarzają).

      Usuń
    9. Dziękuję, mamo – to akurat dla mnie wydawało się oczywiste, nie tak jak z maskotką, więc chyba dlatego o tym nie wspomniałam; chodzi mi o to, że w tym wierszu podmiot po prostu zakłada, że kiedyś tak będzie, ale później widać, że niekoniecznie. Ale jeśli nie chcesz, to już zostawiam ten temat.

      Na Wattpadzie czy Armadzie – tak, to miałam na myśli, nie wiem, skąd przypałętało mi się drugie na.
      Śmieszkowanie faktycznie wtedy ucieka, aczkolwiek takie wybicie z rytmu też zaburza dynamikę, nie sądzisz? Chyba że to ewentualnie kwestia spójnika; a jakby tam wstawić lub?

      O, myślnik też może być, jak najbardziej. :)

      Są takie chwile – okej, jak o tym napisałaś, to faktycznie stało się mocno oczywiste, co miałaś na myśli.

      Tracenie tchu – pisząc wszystko miałam na myśli mocno prywatne rzeczy (właśnie przez poprzedni wiersz), najwidoczniej nie wyraziłam się dość precyzyjnie.
      Odcinek pamiętam, w liceum oglądaliśmy House'a prawie całą klasą. :D
      Dziękuję za wyjaśnienie, teraz już lepiej widzę, o co chodziło.

      Białomowa brzmi świetnie! I sam wiersz również dobrze wyszedł, zmiany jak najbardziej na plus.

      Ach, skoro Ty też nie widzisz sensu, to czuję się rozgrzeszona. :D

      Trzeszczenie – tak, trzeszczenie w głowie bardziej pasuje do sumienia, bo nad głową to coś w stylu, że ktoś stoi komuś nad głową i ciągle narzeka.
      I dlatego też wspominałam o tytułach – Sumienie właśnie pomaga odgadnąć, o co mogło Ci chodzić. :)

      Heh, dlatego pisałam, że gmeranie w poezji jest z pewnością o wiele trudniejsze niż w prozie, z której łatwiej coś wyrzucić czy pozmieniać. W końcu, jak sama piszesz, formą możesz oddać nastrój, jaki towarzyszył Ci podczas pisania. Z tego też względu ewentualnych sugestii, jak powinnaś coś poprawić, nie było za dużo, ponieważ po prostu nie wiedziałam, w jakim stopniu mogę sobie pozwolić na ingerencję w tekst, w którym każde słowo może mieć niebagatelne znaczenie. Do tego też często dochodzi podejście a może tak miało być i ja czegoś po prostu nie widzę, dlatego ograniczałam się do komentarzy, że coś jest za ciężkie, niezrozumiałe czy niepasujące do reszty.

      Myślę, że faktycznie wątek historii miłosnych można by okroić. Bo jeśli zaznaczyłabyś wcześniej, że to mają być romantyczne teksty, to w porządku, ale skoro to miała być konkretna historia, to przydałyby się inne wątki – opisy pracy, zmiany otoczenia byłyby jak najbardziej na plus.
      W gruncie rzeczy można odnieść trochę wrażenie, że miała być obyczajówka, a zrobiło się romansidło, podobnie jak się to często-gęsto zdarza w opkach. Oczywiście, wątek miłosny nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, ale jeśli wybija się on na główny plan, mimo że całość miała być o czymś innym, to wtedy czytelnik zaczyna się zastanawiać, co on właściwie czyta i dlaczego w zasadzie o tym samym. Nierzadko narzekam na to w ocenach: niby ma być potterowskie ff o czymś tam, a tu nagle robią się Trudne Sprawy w Hogwarcie.
      Jeśli chodzi o kolejność i powiązania wierszy ze sobą, to tutaj raczej nie ma na co narzekać, może ewentualnie te wiersze o rodzicach można by dać bliżej tematu przeprowadzki, żeby było widać tęsknotę podmiotu. Poza tym jednak widać ogólne perturbacje podmiotu lirycznego, punkt A i punkt B oraz drogę z jednego do drugiego.
      Całość układa się w jedną historię, tylko, jak sama wspomniałaś, faktycznie za mało urozmaiconą. Dorzucenie kilku wierszy o innej tematyce, które zróżnicują całość, będzie na pewno dobrym rozwiązaniem. Wtedy też łatwiej będzie ocenić, czy niektóre wiersze romansowe mogą zostać czy nie.

      Dla mnie tym punktem kulminacyjnym był dom i potem takie spokojne zejście w dwóch ostatnich wierszach; prędzej pokusiłabym się o stwierdzenie, że droga do tego punktu nie została aż tak wyraźnie zaznaczona, ale to już kwestia tego, jak bardzo chcesz pisać o wszystkim. Myślę jednak, że już samo dodanie utworów o innej tematyce może pomóc w pokazaniu tego wzrostu napięcia.

      Bardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z oceny. :) Dziękuję za komentarze, jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to z chęcią odpowiem.

      Usuń