Ocena nr 33 – Zagubione dusze

Blog — Zagubione dusze
Autorka — Adna
Oceniająca — Maxine

Uwaga! W ocenie pojawiają się niewielkie spoilery.
Zacznijmy od samego początku, czyli adresu. „Zagubione dusze” brzmią tajemniczo, nieco mrocznie. Po przeczytaniu piętnastu rozdziałów mogę śmiało powiedzieć, że pasuje on do treści opowiadania.
Mam jeden mały problem z zapisem tytułu — na nagłówku widać „Zagubione dusze”, natomiast w bocznej kolumnie „Zagubione Dusze”. W języku polskim dużą literę w tytułach spotykamy jedynie w pierwszym wyrazie, a kolejne słowa zapisujemy już małą (oczywiście za wyłączeniem nazw własnych — imion, państw, miast, instytucji itd.) — link.
Wizualnie twój blog prezentuje się nieźle. Zachowano odpowiedni kontrast między tekstem notek a tłem, krój pisma jest czytelny i ma polskie znaki, formatowaniu również nie można niczego zarzucić.
Niestety znalazło się parę rzeczy, które przydałoby się poprawić. Przede wszystkim dobre wrażenie psuje nagłówek. Podejrzewam, że grafika była o połowę za mała i aby dopasować się do szerokości bloga, porozciągała się we wszystkich kierunkach i tym samym rozmazała. W dodatku jest zbyt różowa w porównaniu z resztą fioletowych akcentów na stronie. Uważam, że najlepiej byłoby wymienić ją na nową — może składać się z tych samych elementów, ale koniecznie musi być większa i lepiej dopasowana kolorystycznie. W końcu to wizytówka bloga tak samo jak okładka książki, na którą, nie oszukujmy się, wszyscy zwracamy uwagę. Wchodząc na „Zagubione dusze”, czytelnik mógłby sam siebie wykiwać, oczekując średniego opowiadania, a tymczasem w rzeczywistości mamy do czynienia z bardzo dobrą historią.
Brakuje mi również jakiejkolwiek informacji o pochodzeniu zdjęć użytych w nagłówku — poproś osobę, która go wykonała, o źródła i zamieść je na blogu.
Oprócz tego data znajduje się w bardzo dziwnym miejscu, schowana trochę pod spisem treści, a trochę lewitująca na przecięciu się ramek. Dość kiepsko prezentuje się w takim stanie, więc jeśli nie można jej gdzieś przenieść, najlepiej całkowicie z niej zrezygnować.
Wszystkie linki, zarówno w spisie treści, jak i zakładkach, działają bez zarzutu — nie pozostało mi nic innego, jak pochwalić cię za taką dokładność. Najważniejsze informacje podałaś w kolumnie bocznej, więc postawiłaś tu na całkowitą wygodę czytelnika, który nie musi szukać wszystkiego po podstronachach. Z tego powodu nie ma ich dużo, ale te, które są, wystarczają w zupełności. Gadżet masz jeden i dobrze, bo na dobrą sprawę więcej nie potrzeba; widać tu świetny przykład blogowego minimalizmu. Nieco brakuje mi łatwej opcji zaobserwowania, ale myślę, że jeśli komuś zależy, z łatwością może zrobić to ręcznie w liście czytelniczej. Domyślam, że chodziło ci głównie o względy estetyczne i rzeczywiście kolorowe avatary obserwujących mogłyby psuć mroczny klimat strony głównej.

Różnego rodzaju nieprawidłowości w zdaniach będę poprawiała od razu w oryginalnych cytatach za pomocą nawiasów. I tak:
[] — nawiasy odpowiadające za wyrazy lub znaki, które dopisuję do oryginalnych cytatów, np.: „Siedziała na łóżku które było miękkie” — „Siedziała na łóżku[,] które było miękkie”.
{} — nawiasy odpowiadające za wyrazy lub znaki, które są zbędne w oryginalnych cytatach, np.: „Lubiła się głośno, śmiać i tańczyć” — „Lubiła się głośno{,} śmiać i tańczyć”.
<> — nawiasy odpowiadające za poprawione przeze mnie za wyrazy lub znaki, które są literówkami, zostały źle użyte albo odmienione w oryginalnych cytatach, np.: „Hania jechał szybko rowerem” — „Hania jechał <jechała> szybko rowerem”.
Powtórzenia standardowo podkreślam.

Rozdział pierwszy
„Moja siostra słuchała wskazówek lekarza, ale ja wciąż gapiłam się w przestrzeń, jakby ich rozmowa tyczyła się zupełnie kogoś innego”. — Może „dotyczyła”? Brzmiałoby naturalniej. No i niezbyt rozumiem, dlaczego użyłaś tutaj akurat spójnika „ale”. Nie zauważyłam wystarczającego kontrastu czy braku zgodności — ze sposobu prowadzenia narracji nie nie wynika, by bohaterka musiała słuchać lekarza razem z siostrą. Nie wiem również, dlaczego „wciąż”. Odbieram to słowo jako kontynuowanie czegoś pomimo czegoś innego. Nie odczuwam jednak, by rozmowa nagle przerwała bohaterce patrzenie przez okno, a działa się w tle od dłuższego czasu. Scena zaczyna się opisem pogody, naturalnym wydaje się więc, że on gra pierwsze skrzypce. Z kolei rozmowa lekarza z siostrą sprawia wrażenie mniej ważnej, wtrącającej się w opis. Do tego dobór słów sugeruje mi, jakby doktor pojawił się dopiero w tym zdaniu i zaczął mówić, a bohaterka nie zwróciła na niego należytej uwagi. Na pewno nie jakby siedziała tam od jakiegoś czasu, ignorując resztę osób w pomieszczeniu.
„Wpatrując się w blondynkę, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego się na to godziła”. — Czy nie wydaje ci się dziwne, że Blanka określa w myślach siostrę kolorem włosów aż siedem razy w jednym, niezbyt długim rozdziale? Brzmi to tak, jakby Dahlia była dla niej obcą osobą. Rozumiem, że chodziło o unikanie powtórzeń, ale w narracji pierwszoosobowej stosowanie tego typu zamienników razi o wiele bardziej niż w trzecioosobowej, bo jest zbyt nienaturalne. Do tego nie rozumiem użycia tuj słowa „godziła się”, które wprowadza zamieszanie. Tekst wyraźnie mówi, że Dahlia sama wymyśliła sprowadzenie Blanki do domu, a nie była bierną uczestniczką tego planu.
„W końcu zmusiłam się, żeby podejść do biurka. Tęskniłam za nią każdego dnia, marzyłam o tym, żebyśmy znów mogły żyć blisko siebie, a gdy nadarzyła się ku temu okazja, chciałam się wycofać”. — Wybranie w tym miejscu podmiotu domyślnego nie było najlepszym rozwiązaniem. Zaczęłaś w tych dwóch zdaniach nowy akapit i trochę nie wiadomo, o kim mówi Blanka. Niby z kontekstu można się domyślić, że chodzi o Dahlię, ale instynktownie szukałam, co w poprzednim zdaniu mogłoby być podmiotem, i znalazłam tam tylko biurko, które nie pasowało rodzajem.
„– Blanka. – Zesztywniałam na głos doktora i czekałam. – Powodzenia”. — Jeżeli wypowiedział się doktor, reakcja Blanki nie może być w tym samym akapicie, nawet jeśli jest tylko jednym, krótkim zdaniem. Poprawnie wyglądałoby to tak:
„– Blanka.
Zesztywniałam na głos doktora i czekałam.
– Powodzenia”.
„– Przypinają was do łóżka? – Ze świstem wciągnęła powietrze i energicznie potrząsnęła głową {w zaprzeczeniu}, a jej blond loki jak sprężynki skakały przy twarzy”. — Potrząsanie głową na ogół ma charakter zaprzeczenia, do tego kontekst jest tutaj wyraźnie widoczny, więc dopowiedzenie jest niepotrzebne.
„Początkowo w jej głosie wyraźnie pobrzmiewało oskarżenie, ale gdy zadała pytanie, [u]słyszałam tylko niepokój.” — Wersja dokonana czasownika będzie pasowała lepiej.
„Westchnęłam cicho, wzruszyłam ramionami i wyszłam na zalane słońcem schody. Uśmiechnęłam się delikatnie, unosząc twarz w stronę nieba. Czułam na sobie wyczekujące spojrzenie. Wiedziałam, że chciała poznać odpowiedź na swoje pytanie, choć domyślała się, że tak właśnie było”.
„Tylko że ja nie miałam ochoty {jej} tego potwierdzać”. — Ten zaimek w zdaniu wygląda na zupełnie zbędny, wręcz czyni je pokracznym.
„Gdy tylko zamknęły się za nami bramy szpitala psychiatrycznego, poczułam wzbierającą {wewnątrz mnie} panikę”. — Nie wyobrażam sobie, żeby panika mogła wzbierać na zewnątrz bohaterki albo żeby Blanka mogła poczuć panikę kogoś innego niż swoją.
„Zamrugałam, wyrywając się z zamyślenia[,] i podeszłam do {drzwi od strony pasażera} granatowego opla, który jako jedyny stał na parkingu dla gości”. — Za bardzo wypełniłaś to zdanie szczegółami. Część o drzwiach wydaje się zbędna, nie wnosi żadnych ważnych informacji; poza tym chwilę później bohaterka dokładnie opisuje, że najpierw wrzuca torbę do tyłu, a potem siada z przodu.
„Nawet ten fakt mnie nie zdziwił”. — Ten szyk brzmi tutaj dość dziwnie, sugerowałabym: „Ten fakt nawet mnie nie zdziwił” albo po prostu „nie zdziwił mnie ten fakt” — słówko „nawet” z przodu nie pasuje, sugeruje bowiem, że nawet i brak aut nie był dziwny, a przecież nic wcześniej nie zaskoczyło bohaterki.
„Silnik zamruczał {cicho}, gdy blondynka wsunęła kluczyk do stacyjki i przekręciła”. — Mruczenie z definicji jest ciche, więc uznaję ten dopisek za zbędny.
„Zmysły stawały się otępiałe, sny blakły, a zjawy zanikały, ale mimo wszystko wiedziałam, że to istniało, było tak samo realne jak ja”. — Wcześniej „coś” było zapisane kursywą, więc chyba i „to” by należało.
„Żałowałam, że ja taka nie potrafiłam być”. — Ładniej brzmiałoby: „Żałowałam, że ja nie potrafiłam taka być”.
„Już dawno powinnam cię zabrać, ale dopiero teraz Davis wyraził na to zgodę. // Chciałam prychnąć, ale powstrzymałam się. Przez ostatnie pięć lat ten idiota był moim lekarzem prowadzącym. Stanowiłam dla niego problem. Nie wiedział, jak ze mną postępować, więc zapisywał coraz nowsze leki, aż w końcu przestałam mówić prawdę. Zaczęłam udawać, że poprawiło mi się, że nie widzę zjaw żerujących na ludziach, że znormalniałam. Moja siostra była dla niego rozwiązaniem. Chciała mnie odzyskać, a on chciał się mnie pozbyć – układ idealny”. — Hm… tyle pytań i potencjalnie sprzecznych informacji. Blanka wcześniej stwierdziła, że leki hamują wizje zjaw, tutaj zaś mówi, że tylko udawała, że tak było, bo jednak je widzi. Czy może nie bierze leków i to dlatego? Przynajmniej pojawił się powód, dla którego mogliby przestać dawać jej leki — oszukiwanie poprawy. Z drugiej strony dla mnie logiczne by było, że poprawa jest właśnie dzięki tym lekom, a więc nie powinna przestać ich brać, żeby nie wrócić do dawnego stanu. Omamy nie są kaszlem, nie przejdą po tygodniu brania syropu.
„I cóż, może tak faktycznie było”. — Kolejne już zdanie, przy którym mam wrażenie, że szyk jest jakiś kulawy. Niby wszystko w porządku, ale jednak mój mózg chce je poprawiać na: „I cóż, może faktycznie tak było”.
„Rzuciłam torbę na podłogę i podeszłam do okna, które wychodziło na podwórko. Uśmiechnęłam się, widząc dziewczynkę z blond lokami, która biegała, ciągnąc za sobą zabawkę na sznurku. Pod powiekami poczułam nieprzyjemne pieczenie. Tyle mnie ominęło. Oglądanie fotografii, które przedstawiały ją od narodzin po piąte urodziny, stanowiło zupełnie co innego, niż zobaczenie jej naprawdę”. — W tym rozdziale słowo „który” pojawiło się aż siedemnaście razy — poszukałabym go na twoim miejscu w tekście i nieco zmniejszyła tę liczbę. Fragmenty tego zdania można zmienić tak: „podeszłam do okna wychodzącego na podwórko”, „widząc biegającą dziewczynkę z blond lokami” i „oglądanie fotografii przedstawiających”.
„Nie spodziewałam się zgody od Davisa. Myślałam, że znów mi odmówi”. — Znów? Blanka wspominała wcześniej, że dla niego pozbycie się jej byłoby układem idealnym. Dlaczego więc wcześniej się nie zgadzał? Czyżby doktor jednak przejmował się losem bohaterki?
„Po kilku minutach Dahlia odsunęła się ode mnie, choć widziałam w jej oczach, że zrobiła to niechętnie”. — Z jednej strony wydaje mi się dziwne, żeby stać i przytulać się przez kilka minut, ale z drugiej jestem w stanie wyobrazić sobie, że siostry po takich przeżyciach mogłyby nie chcieć puścić się już nigdy. Cóż, jestem rozdarta. Może nie rzucałoby się to tak w oczy, jeśli napisałabyś: „Po dłuższej chwili”? Wtedy każdy mógłby to zinterpretować po swojemu.
„Przecierałam oczy, jednocześnie wstając i kierując się do drzwi”. — Nie jestem przekonana, czy da się zrobić te trzy rzeczy naraz.
„Zsunęła się z krzesła, po czym ostrożnie podeszła do blondynki, zupełnie jakby szukała u niej wsparcia w tej niezręcznej sytuacji”. — Wracając już do tych powtarzających się blondynek z początku — dlaczego Emma nie podeszła do swojej „mamy”? To by było o wiele bardziej sensowne.
Pod skórą jednak czułam, że moje pojawienie się w tym domu będzie dla nich sprawdzianem”. — Czyżby chodziło ci o słowo „podskórnie”? Bo właśnie jego używa się do określania uczuć. „Pod skórą” ma wydźwięk dosłowny, np.: „Pod skórą znajdują się mięśnie”.
Pierwsze rozdziały zawsze są najtrudniejsze dla czytelnika. Właśnie tu poznaje on bohaterów i otaczający ich świat. Wielu autorów ma z nimi problem, ponieważ chcą wprowadzić pełne wytłumaczenie pewnych zjawisk ze wszystkimi ich wyjątkami i niuansami, kiedy tak naprawdę jedyne, czego na tym etapie potrzebuje odbiorca, jest jasna i spójna wizja najważniejszych spraw.
U ciebie najwięcej zamieszania wywołały leki — raz Blanka je bierze, raz nie bierze, raz powinna, raz nie powinna, jednym razem pomagają („Kiedy brałam tabletki, jakoś funkcjonowałam”), a innym tylko trochę („Leki sprawiają, że jest lepiej, ale nie jest dobrze, do cholery!”), aż w końcu z jakiegoś tajemniczego powodu ma ich nie brać po wyjściu ze szpitala („Nie byłam gotowa, wiedziałam, że nie poradzę sobie bez leków”). Zrobiło mi to okropny zamęt w głowie.
Oczywiście mogą istnieć dwie wersje wydarzeń, różne osoby mogą mieć swoje prawdy — Blanka może udawać, że lek pomaga, kiedy nie pomaga — ale ładowanie kilku drastycznie różniących się od siebie wariacji na przestrzeni paru akapitów nigdy nie będzie dobrym rozwiązaniem. Pod koniec lektury odbiorca nie będzie już wiedział, w co ma wierzyć. Najlepiej zacząć od podstawowego, jasnego stwierdzenia, a dopiero z czasem je rozwijać, żeby dać czytelnikowi czas na przetworzenie informacji. Można też przedstawić jakąś tezę i od razu jej zaprzeczyć, ważne jednak, żeby od tej pory trzymać się bezwzględnie jednej wersji.
Poza tym rozdział zdecydowanie mi się podobał. Najbardziej przypadły mi do gustu opisy, ukazanie emocji bohaterów i przemyślenia bohaterki.
Chociaż zaczynanie opowieści od opisu pogody jest mocno wytartą kliszą, bardzo przyjemnie wypadł kontrast między ciepłem i słońcem na zewnątrz a ponurym wnętrzem oraz myślami protagonistki.
Ponadto szybko jesteśmy w stanie zorientować się, gdzie ma miejsce akcja. Nim zostaje to powiedziane wprost, ilość pozostawionych przez ciebie okruszków wystarcza, by samemu stworzyć sobie w głowie odpowiedni obraz. Bardzo podoba mi się takie zagranie — czuć wtedy, jakbyśmy odkrywali opowiadanie krok po kroku — niczego nie podajesz na tacy, a uwaga czytelnika jest mocno wskazana. Duża część tego to zasługa opisów — dość dokładnych, a przez to pozwalających na łatwe wyobrażenie sobie danej sceny, ale nie przytłaczających ilością detali ani nużących.
Emocje postaci zostały przedstawione poprzez ich reakcje, a nie nazwane wprost, co się chwali i co ładnie buduje ich obraz. Dobrze zostały nakreślone podstawowe relacje między bohaterami — bez trudu da się stworzyć w głowie obrazek tego, jak mogą rozwijać się w przyszłości.
Właściwie już na wstępie dowiadujemy się, co stało za pobytem bohaterki na oddziale zamkniętym. Nie ma tutaj sztucznie pompowanej tajemnicy — czytelnik dowiaduje się wszystkiego, czego potrzebuje; a jednocześnie podrzucasz mu skrawki szczegółów podsycających chęć dowiedzenia się, jak historia Blanki się rozwinie.
Co do głównej postaci — znamy jej przeszłość, lęki i pesymistyczne podejście, któremu nawiasem trudno się dziwić. Pomimo pozostawania dość bierną — bardziej obserwatorką niż bohaterką — Blanka wydaje się w pewien szczególny sposób sympatyczna. Nie irytuje, choć ciężko powiedzieć, jaka będzie w przyszłości.
Ogólnie rzecz biorąc, rozdział pierwszy uznaję za bardzo udany początek. Zdecydowanie zachęca do dalszej lektury.

Rozdział drugi
„Zaczerpnęłam głęboko do płuc powietrze <powietrza>, przetrzymałam je chwilę, po czym wypuściłam ze świstem”. — Powinna być końcówka „-a”, bo czasownikiem „zaczerpnąć” rządzi dopełniacz, nie biernik.
„Wystarczyło po nią sięgnąć i poszukać buteleczki. Tabletka zaczęłaby działać, a ja mogłabym zasnąć”. — Hm… Czyli jednak nikt nie pozbawił Blanki leków, ale sama nie chce ich brać. Dość ciekawy zalążek wątku, choć muszę powiedzieć, że lepiej, gdyby w poprzednim rozdziale zostało powiedziane, że to jej wybór, a nie złego czy oszukiwanego przez nią lekarza.
„Strach przed tym, co mogłam zobaczyć, co mogło mi się przyśnić, stanowił priorytet do zepchnięcia lęku gdzieś w zakamarki umysłu”. — Czy zamiast „priorytet” nie chodziło ci czasem o „pretekst”? A jeśli nie, to może o jakieś inne słowo? W tym momencie ten wyraz zwyczajnie nie pasuje. No i strach przed „potworami” spychał inny strach? Tylko jaki? Przed skutkami ubocznymi brania leków? Uzależnieniem? Dobrze rozumiem? Bo właściwie mam wrażenie, że wcale nie rozumiem, co Blanka miała tutaj na myśli.
„Kawałek granatowego nieba, które przez nie widziałam, zdawało <zdawał> się być otchłanią, która tylko czekała na moje potknięcie, żeby mnie pochwycić i pochłonąć”. — „Kawałek” jest tu podmiotem, a nie „niebo”, więc on „zdawał się”.
„Przez chwilę błądziłam po omacku, aż w końcu moje palce natrafiły na gładką, szklaną powierzchnię”. — Szklane opakowanie leków? Blanka ma tabletki robione na zamówienie? Przecież teraz wszędzie tylko plastik i plastik, z dobrych powodów zresztą. Zbić taką buteleczkę to pestka, szczególnie w jej stanie.
„Jeśli chciałam pełnej akceptacji, musiałam pokazać, że można mi zaufać”. — Nie bardzo rozumiem Blankę. Dlaczego branie przepisanych tabletek jest zerwaniem zaufania, a tym bardziej czyjego zaufania? Dahlii? Blanki do samej siebie? Protagonistka stwierdza, że po zażyciu leków wpada w apatię, a potem, że nie panuje nad swoimi czynami, więc zastanawiam się, dlaczego Davis został akurat przy nich, skoro powodowały takie efekty uboczne? Trudno mi uwierzyć, że jeśli bohaterka nie panowała nad sobą, mogłaby je przed nim ukryć. Za dużo tu chaosu i różnych wersji.
„Sama sobie nie ufałam. Nie potrafiłam przewidzieć swoich reakcji, zachowań”. — I znów kwestia zaufania. Blanka ostatecznie nie wyciągnęła buteleczki z torby, więc jakoś nie pasuje mi tutaj jej na wskroś pesymistyczne podejście. Nie bardzo wiem, dlaczego zwycięstwo miałoby przynieść bohaterce takie myśli. Czy w końcu właśnie nie zapanowała nad swoim zachowaniem?
To tylko majaki... Tylko majaki...”. — Nie bardzo rozumiem powodu zastosowania w tym miejscu kursywy. Wcześniej pojawiały się dość bezpośrednie myśli Blanki; ba, cała jej narracja składa się z jej myśli (w końcu mamy do czynienia z pierwszoosobówką) i kursywy nie było, więc nie wiem, jaką miałaby w tym miejscu spełniać rolę.
„I miałoby do tego pełne prawo, bo życie w jednym ciele ze mną było nieustanną huśtawką emocjonalną, przeplataną paraliżującym strachem i niezrozumiałą nadzieją”. — Nieco zabrakło mi dopowiedzenia, na co była ta nadzieja. Na wyleczenie? Normalne życie?
„W tamtym momencie nie zastanawiałam się, dlaczego ćma tak po prostu przysiadła na moim palcu”. — Hm… jak dotąd miałam wrażenie, że przedstawiane wydarzenia działy się raczej na bieżąco, poza oczywistym czasem przeszłym w narracji, a tutaj sugerujesz, jakby później miał być moment, w którym bohaterka się nad tym zastanawia, i tymi słowami odnosi się do niego. Stąd już całkiem blisko do tekstów w stylu: „jeszcze nie wiedziała, co ją czeka”, a potem „nie miała pojęcia, że na końcu przegra”, które psują frajdę z czytania, więc byłabym bardzo ostrożna w używaniu tego typu fraz.
„Ćmy towarzyszyły mi od zawsze... Czy to w postaci nadruku na koszulce, breloczka do kluczy, dziecięcego rysunku”. — Nie bardzo wiem, po co tu ten wielokropek. Pierwsze zdanie wygląda na dokończone, jeśli jednak drugie miałoby być jego kontynuacją, byłoby zapisane po wielokropku małą literą.
„Zupełnie jakby to wydarzyło się zaledwie wczoraj, a nie dziesięć lat temu”. — Dlaczego „to” kursywą? Brzmi jak synonim dla śmierci matki, ale takie podkreślenie wydaje się mieć zastosowanie, gdyby bohaterka nie mówiła o tym wprost, tymczasem ona wypowiada się o tym zdarzeniu w myślach, cóż, dość swobodnie.
„Za każdym razem, gdy próbowałam skupić się na jednym szczególe, to on wymykał się, żeby ponownie zamajaczyć{,} gdzieś na skraju świadomości (...) Nieznacznie uniosłam powieki, a przede mną zamajaczyła rozmazana, czarna ćma”. — Nie bardzo rozumiem, co miałby oddzielać ten ostatni przecinek. Zbitka „to on” z kolei zaburza swobodny przepływ zdania, jakbym, czytając, trafiła nagle na próg zwalniający na drodze. Lepiej byłoby ją opuścić, ewentualnie zostawić samo „to”.
„Z całą pewnością wcześniej była biała, więc dlaczego...[?]”. — To pytanie, więc lepiej zadziała z pytajnikiem na końcu.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i z zaskoczeniem odkryłam, że śpię. Poza tym już śniłam o tym, o otaczającej mnie pustce, która tylko czekała, aż nadam jej jakiś kształt”. — Zauważyłam, że drugi raz użyłaś tego dość specyficznego określenia w rozdziale, a równie dobrze wystarczyłoby zwykłe „usiadłam”. Do tego nie mogę nie powiedzieć, że nagłe odkrycie przez bohaterkę, że śpi, wydało mi się w jakiś sposób zabawne. W drugim zdaniu zabrakło mi za to wyrazu z rodzaju „wcześniej” czy „kiedyś”. Samo „już” w połączeniu z „poza tym” wydaje się trochę nieprecyzyjne — na początku nie załapałam, o co chodziło w tym zdaniu, i zastanawiałam się, czy nie napisałaś czasem, że Blanka „już” śniła o pustce w sensie „już, teraz”, i nie mogłam nic z tego zrozumieć.
„Wstałam i odruchowo odgarnęłam włosy do tyłu. (...) Co prawda i tak nic nie widziałam, ale byłam przekonana, że to, dokąd pójdę, miało znaczenie[,] i to dość istotne. Spojrzałam przez ramię w ciemność i, wiedziona wewnętrznym przymusem, zawróciłam na pięcie. Szłam przed siebie pewnie i szybko, niemal rozpaczliwe. (...) // Zaczęłam biec i nawet nie potrafiłam określić, w którym momencie ogarnął mnie strach, a przede wszystkim nie mogłam stwierdzić, co wywołało u mnie to uczucie”. — Z przecinkiem to zdanie lepiej wygląda.
„Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zastanowić się nad tym, co czekało mnie za drzwiami, chwyciłam mocno za klamkę, przekręciłam i pociągnęłam”. — Klamek się nie przekręca, tylko naciska; chyba, że chodziło ci o gałkę. Nie wspomniałaś nic o tym, czy ćma odleciała albo zniknęła z klamki, więc chcąc nie chcąc, wyobraziłam sobie, że Blanka przy tym mocnym chwyceniu zgniotła biednego owada.
„Gdy w końcu zapanowałam nad sobą i dotarło do mnie, że się obudziłam, powoli odwróciłam głowę. Za oknem panowała ciemność, więc tyle było z marzeń o przespaniu całej nocy”. — Może to nie najgorsze powtórzenie, jakie można popełnić, ale zawsze jakieś.
Rozdział drugi całkiem różni się od pierwszego; próżno tu szukać dialogów, gdyż przez całą scenę bohaterka nie opuszcza swojego pokoju, no przynajmniej ciałem. Nie znaczy to wcale, że jest nudno.
Na wstępie dostajemy fragment, dzięki któremu głębiej wnikamy w psychikę bohaterki. Wyraża ona swoje rozterki na temat brania leków i choć momentami są one dość bełkotliwe, dają całkiem dobry wgląd w zmagania Blanki ze swoimi lękami.
Stamtąd gładko przechodzimy do sekwencji snu, która może nie poraża nowatorskością, ale sprawdza się dobrze jako początek do czegoś większego.
W rozdziale pojawiły się też ćmy, mamy więc do czynienia z pewną symboliką. Ładnie wpasowują się w całość rozdziału — rozdarcie bohaterki, jej samotność i zagubienie. Są też pierwszym „interaktywnym” elementem nadprzyrodzonym w opowiadaniu. Dostajemy zatem nowy wątek, który przyjdzie nam eksplorować, a który jest kolejnym magnesem przyciągającym do tekstu. Oby tak dalej.

Rozdział trzeci
„Może głównie dlatego, że nie opuszczałam pokoju, gdy nie musiałam tego robić. Mimo że Dahlia wciąż powtarzała, że to teraz i mój dom, nie potrafiłam czuć się w nim swobodnie”.
„Nieważne, jak się starałam i jak szybko biegłam, po przekręceniu okrągłej klamki budziłam się i już nie mogłam zasnąć”. — Okrągła klamka to gałka.
„Okno co prawda znajdowało się na swoim miejscu, ale za szybą nie widziałam ogrodu, tylko hulający w bezkresnej pustce czerwony wiatr, a <którego> jego świst przyprawiał o ciarki”. — Ewentualnie zamiast „którego” możesz dać w tym miejscu średnik. Nie bardzo też wiem, jak powinnam wyobrazić sobie kolorowy wiatr — w końcu to tylko pęd powietrza, a ono nie ma koloru. Czyżby chodziło o to, że wiatr porywa za sobą coś czerwonego, na przykład ziarnka piasku, i one nadają mu barwę?
„Zniekształcone twarze zwracały się to w moją, to w swoją stronę, wydając przy tym niezrozumiałe {dla mnie} dźwięki”. — To dość logiczne, że niezrozumiałe dla Blanki, bo nikogo innego tam nie ma.
„Zacisnęłam zęby, aż rozbolała mnie cała szczęka, lecz i to nie sprawiło, że potwór zniknął. Przesuwał się sukcesywnie do przodu, a z każdym pokonanym przez niego centymetrem traciłam nadzieję {na to}, że to tylko majak, zwykła halucynacja spowodowana odstawieniem leków, ale wiedziałam... wiedziałam, że to żyło”. — Trochę nie pasuje mi ostatnia część zdania zaczynająca się od „ale” — początek mówi przecież o traceniu nadziei, więc na logikę Blanka nie mogła od razu wiedzieć, że to nie halucynacja, co konstrukcja z „ale” właśnie sugeruje. Bardziej miałoby sens, gdyby było to już osobne zdanie, najlepiej bez tego „ale”. Ogólnie mam nieodparte wrażenie, że u ciebie właśnie „ale” pojawia się zazwyczaj w dziwnych miejscach, w których pokusiłabym się o inny spójnik.
Zamknęłam oczy. W ciemności, która otoczyła mnie wraz z opuszczeniem powiek, poczułam się bezpieczna”. — Na dobrą sprawę dwukrotnie wspomniałaś o zamykaniu oczu — zupełnie niepotrzebnie, bo raz w zupełności by wystarczyło.
„Po policzkach spływały {kolejne} łzy, a sekundy przeciągały się w nieskończoność”. — Przedstawione w tym zdaniu łzy są pierwszymi w tym rozdziale, więc słowo „kolejne” jest tu dość zbędne — liczba mnoga wystarczająco sugeruje, że było ich, no właśnie, mnogo.
„Przyległam <przylgnęłam> jeszcze mocniej do Dahlii”.
„– Powiesz, co się stało? – zapytała cicho tuż przy moim uchu. Przymknęłam powieki i powoli pokręciłam głową. – Dobrze, ale jeśli tylko zmienisz zdanie, to możesz do mnie przyjść”. — Znów pojawia się problem z zapisem dialogu: reakcja Blanki powinna być w osobnym akapicie, gdyż można ją potraktować jak niemą odpowiedź. Nic nie szkodzi, że wypowiedź Dahlii zostanie podzielona na więcej części — najważniejsze, żeby czytelnik nie miał nawet cienia szansy na pomylenie tego, kto się wypowiada, a kto reaguje.
„– O czym ty mówisz? – W głosie Dahlii wyraźnie pobrzmiewało zaskoczenie, ale i nutka niepokoju, a moje ciało napięło się boleśnie. Nie spodziewałam się usłyszeć nic <niczego> dobrego na swój temat z ust Daniela, ale na pewno nie czegoś takiego”. — Zaprzeczenie — niczego, twierdzenie — nic. Tutaj ma miejsce podobna sytuacja, choć zostały pokazane reakcje aż dwóch osób w jednym zdaniu. W takich chwilach najlepiej rozdzielić zdanie i przenieść część innej postaci do akapitu niżej.
„Schodziłam po schodach w absolutnej ciszy i {w} zamyśleniu”. — Wcześniejsze „w” może tyczyć się obu wymienionych rzeczy dzięki spójnikowi „i”.
Weszłam do mieszkania z przerzuconą torbą przez ramię i szerokim uśmiechem na ustach. (...) // Cześć, mamuś! – krzyknęłam, zostawiając torbę z książkami w korytarzu”. — Zupełnie niepotrzebnie dwukrotnie wspominasz o torbie.
Z nieco niepokojących, acz całkiem bezpiecznych sennych klimatów przenosimy się do niemalże horrorowego klimatu.
Doszłam w tym miejscu do zapewne oczywistego wniosku, że Blanka opowiada o wydarzeniach z pewnego oddalenia, że wspomina. Musi mieć naprawdę dobrą pamięć do szczegółów, ale to i tak dla mnie bardziej prawdopodobny scenariusz niż zachowanie spokojnego, dość poetyckiego języka w spotkaniu z przerażającym stworem. Bo choć protagonistka dużo mówi o tym, jak się boi i co strach robi z jej ciałem, umysł ma cały czas jasny. Bohaterka opisuje całe zdarzenie bardzo dokładnie, używa długich wypowiedzeń i dość przemyślanych wyrazów. Strach nie przejmuje nad nią kontroli — Blanka nie rwie zdań, nie przeklina, nie plącze się ani nie wrzeszczy w myślach. Poza bardzo sporadycznymi wyjątkami, gdy pojawi się kilka wyrazów zapisanych kursywą czy wielokropkami (postawionymi nie przy urwanych zdaniach, lecz bardziej dla efektu wzbudzenia przemyśleń czy niepewności), wyglądającymi w tej oazie spokoju dość obco, nie można tutaj mówić o realistycznym oddaniu emocji.
I teraz nasuwa się pytanie — czy Blanka jest na tyle oswojona ze strachem, by nawet na chwilę nie stracić rezonu, czy całkowita kontrola w narracji bohaterki wynika z narzuconego przez ciebie stylu, Adno?
Oczywiście nie mówię od razu, że to źle. Takie sceny bardzo przyjemnie się czyta, są plastyczne, (w końcu spora ilość szczegółów pobudza wyobraźnię) — po prostu wszystko zależy od tego, do jakiego efektu się dąży. Takie zagranie nadaje całemu opowiadaniu pewnego onirycznego klimatu, ale fakt faktem, że oddala nieco czytelnika od bohaterki.
Poza tym nie mam do czego się przyczepić — akcja posuwa się własnym tempem, cały czas dowiadujemy się też nowych informacji o bohaterach i świecie. Na pewno nie ma mowy o nudzie.

Rozdział czwarty
„Odetchnęłam głęboko, a gdy mój oddech zderzył się z szybą, {ona} zaparowała. Bezwiednie uniosłam dłoń i palcem poprowadziłam linie. Na zaparowanym szkle powstała ćma, chociaż żywej nie widziałam od kilku dni...”. — Zauważyłam, że powtarzanie informacji zaczęło stawać się tendencją. Warto się nad tym pochylić. W pierwszym zdaniu mogłabyś ewentualnie napisać: „a gdy mój oddech zderzył się z szybą, ta momentalnie zaparowała”.
„(...) że powinnam wiedzieć, coś <co> zrobić”. — „Wiedzieć, co”.
„Stałam obok i patrzyłam, jak słońce wschodzi tylko po to, żeby o odpowiedniej porze ustąpić miejsca księżycowi, a za kilka godzin to on zniknie, zastąpiony przez słońce”. — Nie ma potrzeby zmieniania czasu w tym zdaniu. Równie dobrze wyglądałoby w przeszłym.
„Usłyszałam swoje imię poprzedzone pukaniem, a szelest otwieranych drzwi świadczył {tylko} o tym, że Dahlia nie czekała, aż zaproszę ją do środka”. — Nie ma szans, żeby czytelnik po przeczytaniu wyobraził sobie najpierw pukanie, a potem imię — z automatu zakoduje imię jako pierwsze, więc nie ma powodu tak kombinować. Nie pasuje mi też szelest do drzwi, prędzej „szmer”. No i właściwie dlaczego „tylko”? Jakoś nie mogę znaleźć zastosowania dla tego słowa w zdaniu.
„– (...) Taka okazja może się długo nie powtórzyć, więc proszę cię, nie marudź, tylko się przebieraj. – W końcu odwróciłam się w stronę siostry, a moja mina chyba nie świadczyła o zadowoleniu, bo Dahlia przewróciła tylko oczami i wskazała dłonią na całą moją sylwetkę. – Przecież nie musisz wciąż się tak ubierać, nie jesteś już w szpitalu”. — Trzeci i ostatni raz wspominam o źle zapisanym dialogu. Połączenie reakcji dwóch postaci nie jest przepustką do takiej taktyki — wciąż mamy reakcję nie tej postaci, co trzeba. W tym wypadku wygląda to kiepsko przede wszystkim dlatego, że z wypowiedzi Dahlii zrobił się bardzo długi akapit, zupełnie zresztą niepotrzebnie. W dialogach o wiele lepiej mieć nieco przestrzeni, dać czytelnikowi odetchnąć — przez wciśnięcie wszystkiego razem zrobiło się duszno.
„W mojej garderobie gościły tylko szare i czarne dresy[,] i <a> do tego kilka rozciągniętych koszulek w kolorach doskonale odzwierciedlających stan mojego umysłu”.
„Oparłam głowę o szybę i gapiłam się w obraz za nią”. — Nie da się ukryć, że Blanka uwielbia szyby. Cóż, to chyba nic dziwnego, prawdopodobnie większość życia spędziła, patrząc przez nie na świat. To właściwie smutne — mimo że opuściła zamknięcie, wciąż ogranicza ją perspektywa „zza szyby”, zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
„Przez szaro-granatowe <szarogranatowe> chmury, które przysłaniały błękit nieba[,] i ścianę deszczu, która nie przestawała słabnąć nawet na kilka sekund, świat zdawał się być nieprzyjaznym, a wręcz wrogim miejscem”. — Konstrukcja z łącznikiem oznacza dwa osobne kolory, np. w bluzkę w pasy czy kratę, a nie jeden składający się z dwóch pomieszanych ze sobą barw — link.
„Ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, a co najdziwniejsze, {to} nie dzięki lekom, tylko czułam się tak, jakby moja dusza należała do takiego ponurego miejsca”. — Dość pokraczne to zdanie. Początek od „ale” wygląda tak sobie — bardziej pasuje do poprzedniego zdania, z kolei potem wszystko zaburza „tylko”, wyglądające jak z innej parafii do późniejszego czasownika „czułam”. Dla lepszego zobrazowania, o co mi chodzi, proponuję: „Przez szarogranatowe chmury przysłaniające błękit nieba i niesłabnącą ścianę deszczu, świat zdawał się być wrogim miejscem, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Co najdziwniejsze — nie dzięki lekom, tylko poczuciu, jakby moja dusza należała do tak ponurego miejsca”.
Przy okazji tego eksperymentu rzuciła mi się w oczy pewna kwestia — mianowicie coś, co można nazwać ekonomią językową. Masz tendencję do używania dużej ilości słów do przedstawienia, zdawałoby się, prostych rzeczy. Większość z nich idzie na poczet budowania ciężkiego klimatu, i w tym akurat nie ma niczego złego, ale trafiają również się przypadki pewnej nieporadności językowej. Zdarza ci się dublować informacje, np. „nieprzyjazny” i „wrogi ” są synonimami — istnieje między nimi różnica, ale nie na tyle diametralna, żeby umieszczać oba. Jak już gdzieś wyżej wspomniałam, lubisz też używać słowa „który” — często można się obyć bez niego i hyc, mamy parę słów mniej. Nie zawsze trzeba być nadmiernie dokładnym i obrazowym, jak tutaj, gdzie zmieniłam: „nie przestawała słabnąć nawet na kilka sekund” na zwyczajne „niesłabnącą” — z siedmiu wyrazów zrobił się nagle jeden. Oczywiście nie za każdym razem należy pozbywać się opisowości, bez niej odebrałabyś swojemu stylowi wiele uroku. Ale musisz pamiętać, żeby od czasu do czasu zastanowić się, czy nie można powiedzieć dokładnie tego samego, tylko krócej, i zostawić rozpisywanie się jedynie na naprawdę ważne momenty. W ostatecznym rozrachunku mamy dylemat z serii „ilość czy jakość?”.
„Co niby miałam jej powiedzieć? Że słyszałam ich rozmowę? A może {o tym}, że znów łykam prochy?”. — „O tym” pasowałoby, gdyby w pierwszym zdaniu było „o czym”, a nie „co”.
„Przez dziesięć lat żaden psycholog i psychiatra mi nie pomógł, żadna terapia nie przyniosła pożądanego skutku, a jej się wydawało, że akurat ten lekarz coś zmieni[?]”. — To mi bardziej pasuje na pytanie, nie twierdzenie.
Brakuje mi opisu zjaw. Co prawda Blanka nie chce na nie patrzeć, ale chociaż jedno zdanie by się przydało — o ich kształcie, wielkości, kolorze. Niby zjawa to zjawa, ale może jednak przybierać różne formy.
„W końcu po trzydziestu minutach spędzonych na zakładaniu i ściąganiu kawałka bielizny mogłam wyjść z przymierzalni”. — Jednego kawałka? Lepiej użyć innego wyrazu, np.: „części”.
„– Wiem – odparowałam, nim zdążyłam ugryźć się w język. // – Skąd? // – Są podobni. – Wzruszyłam ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Na moje szczęście Dahlia tylko przytaknęła, bo faktycznie obaj wyglądali niemal identycznie”. — To brzmi bardzo podejrzanie, jakby Blanka znała ten fakt z innego źródła i próbowała go ukryć, a przecież z kłótni z poprzedniego rozdziału wcale nie wynikało, jakie jest pokrewieństwo między mężczyznami — pojawiło się tylko imię, więc mógł być i kuzynem, i kimkolwiek innym.
„Gdy zniknęłyśmy z jego pola widzenia, moja siostra zaczerpnęła głośno powietrza i zaczęła wachlować się dłonią, wcześniej oddając mi wszystkie torby z zakupami”. — Może zabawnie to zabrzmi, ale zauważyłam, że twoi bohaterowie uwielbiają oddychać.
Chwila spokoju od koszmarów i opuszczenie domu dobrze zrobiły opowiadaniu. Blance też, chociaż ona zapewne jeszcze o tym nie wie. Końcówka sceny, w której wykazuje zainteresowanie nieznajomym w porównaniu z przerażającymi początkowymi myślami, brzmi jak krok ku lepszemu, choć nie ma cienia wątpliwości, że przed bohaterką jeszcze długa droga. Choćby dlatego, że Blanka pomimo przeżytych lat tak naprawdę wciąż jest zagubioną nastolatką — w zamknięciu i przy ciągłym przeżywaniu traumy nie miała jak dorosnąć, co dobitnie zostaje przez nią zasugerowane podczas rozdziału. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że chociaż niektóre rzeczy uda jej się nadrobić i stanąć na nogi o własnych siłach. Kreujesz taką postać, której, mimo jej bardzo negatywnego nastawienia, chce się kibicować.
Do tego dostaliśmy nowego bohatera, i to nie byle jakiego, ale prawdopodobnego przyszłego sprawcę niejednego konfliktu, z czego pierwszy dosłownie widać za rogiem. Już mi się podoba ten Jared. Jedyne, co mnie zdziwiło, to porównywanie go do Daniela. Próbowałam sobie przypomnieć i przeleciałam wzrokiem poprzednie rozdziały, myśląc, że wypadło mi z głowy, ale ostatecznie nie znalazłam ani jednej wzmianki o tym, jak wygląda mąż Dahlii. I teraz klops, bo nie mam bazy w postaci Daniela, żeby wyobrazić sobie jego bardziej napakowaną wersję.

Rozdział piąty
„Podźwignęłam się do pozycji siedzącej, zsuwając jednocześnie stopy na podłogę”. — Mam wrażenie, że nie do końca zdajesz sobie sprawę, co znaczy „jednocześnie”. Żeby coś takiego wyszło Blance, musiałaby być jakąś szaloną gimnastyczką, a nie pozbawioną woli życia dziewczyną. Jeśli już, powinna dodatkowo przy tym manewrze przekręcić tułów w prawo/lewo, czego akurat nie opisałaś.
„Otworzyłam szufladę i po omacku odszukałam fiolkę z lekiem. Bez zbędnych wyrzutów sumienia wzięłam tabletkę, po czym, chyba już z przyzwyczajenia, sięgnęłam po dresy i koszulkę. Włosy upięłam w bezładny kok, zasłałam łóżko i, chwytając z komody kosmetyczkę, wyszłam z pokoju. // Schodząc po schodach, ominęłam piąty i ósmy stopień od góry, bo akurat te dwa zawsze skrzypiały. I nie miało znaczenia (...)”.
„W łazience przez chwilę stałam przed lustrem i przyglądałam się swojej twarzy; blado-szarej <bladoszarej> skórze, sińcom pod oczami, popękanym ustom”. — Bardziej pasowałby dwukropek niż średnik, w końcu mamy w tym miejscu standardowe wyliczenie.
„Przymknęłam powieki, a spod jednej z nich wypłynęła samotna łza, która stoczyła się po policzku i wylądowała w zlewie”. — Chcąc nie chcąc, czytając o samotnej łzie, skrzywiłam się. Nie da się wyplenić skojarzeń z kiepskimi opkami, które przewałkowały ten motyw do cna. Prawdopodobnie już zawsze będę widziała go w kategoriach taniego dramatyzmu i niczego więcej. W połączeniu z „porannymi czynnościami”, czyli kolejnymi standardowymi wydarzeniami z opek, ta scena straciła dość sporo w moich oczach, chociaż nie ma w tym twojej winy. Jak to mówią w romansach? It’s not you, it’s me.
„Zebrałam swoje rzeczy i użyty przeze mnie ręcznik, po czym chciałam pójść do pokoju, żeby je tam zostawić, ale gdy tylko znalazłam się w przejściu, z którego doskonale widziałam korytarz prowadzący do pokoi siostry i Emmy, zatrzymałam się w pół kroku” i „Przygryzłam dolną wargę, odłożyłam kosmetyczkę i ręcznik na schody, a następnie z obawą podeszłam do Emmy”. — Zastanawiam się, po co mi wiedza o ręczniku — wspominasz o nim aż dwa razy. Czy jest taki ważny? To jakiś nawiedzony ręcznik? Zostanie ostateczną bronią w walce ze zjawami? Jeśli nie, możesz opuszczać takie szczegóły — Blanka była w łazience, doprowadzała się do porządku — każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że do takich rzeczy używa się ręcznika, to po prostu logiczne. A nawet jeśli nie wyobrazi go sobie przewieszonego przez ramię bohaterki, w scenie nic się nie zmienia, niczego się nie traci. Jest tylko jednym rekwizytem wśród tysiąca innych. Czasami zbyt mocno czepiasz się ich, przez co kierujesz uwagę czytelnika nie w to miejsce, co trzeba — nie na akcję czy bohaterów, tylko na parasole, kluczyki od auta czy inne bzdety. Kiedy są potrzebne, pełnią jakąś rolę dla postaci — jak właśnie ręcznik, ale ten z późniejszej sceny, kuchenny — śmiało je wyciągaj, ale do samego budowania tła wystarczy wspomnieć o takich rzeczach raz, a czasem wcale.
„W półmroku nie potrafiłam dokładnie określić kolorów panujących w pokoju, ale niemal miałam pewność, że to nie róże. Dahlia nigdy nie lubiła tego koloru i najwidoczniej tak jej zostało do dnia dzisiejszego”. — Domyślam się, że za wystrój pokoju dziecka odpowiadają najczęściej rodzice, ale z jakiegoś powodu bardzo dziwnie czytało mi się to zdanie. W pierwszym odruchu pomyślałam „a co ma piernik do wiatraka”?
„Wstrzymałam oddech, gdy czułam <poczułam>, jak w oczekiwaniu na odpowiedź jego wzrok wypalał dziurę w tyle mojej głowy”. — Twoja wersja czasownika jest niedokonana, więc sugeruje, jakby Blanka czuła i czuła, i czuła… Średnio to pasuje do dialogu, kiedy zaraz czytelnik skupia się na czymś nowym.
„– Jeśli mojej córce albo żonie spadnie choć włos z głowy, ciebie spotka to samo”. — Też spadnie jej włos z głowy? Nawet jeśli to metafora, kiepsko zabrzmiała, wcale nie groźnie.
„Podniosłam się do pionu i na miękkich jak z waty nogach chwiejnie przemierzyłam odległość do zlewu”. — Dlaczego nie „wstałam”? Zawsze, jak twoja bohaterka zmienia pozycję, opisuje to w bardzo sztywny, nienaturalny sposób. No i wystarczyłoby „na nogach jak z waty” — słowo „miękkich” tylko niepotrzebnie dubluje informację.
„{Ona} miała w sobie tyle życia i radości, że robiło mi się niedobrze”. — Jak dla mnie podmiot zbędny — cały akapit mówisz tylko o tej dziewczynie. Nie ma możliwości pomyłki. Podobnie tutaj: „Gdy tylko opuściłyśmy sklep, {ona} na nowo zaczęła snuć jakąś opowieść, a w mojej głowie istniała jedna, jedyna myśl – czy on nadal tam był”. W dodatku podmiot brzmiący „ona” jest na ogół mało przydatny — przecież po samych końcówkach wyrazów da się stwierdzić dokładnie to samo. Ona” to tak samo „idea” jak „Kasia”. Wystarczą w jednym zdaniu dwa wyrazy o tym samym rodzaju i porażka murowana.
„Pani Maria opowiadała jakąś historię ze swojego życia, ale nie słuchałam”. — Jeśli nie słuchała, skąd wiedziała, o czym mówiła pani Maria?
„Tylko po śmiechu dziewczyny, która pakowała moje zakupy do torby, mogłam stwierdzić, że ów opowieść miała w sobie coś śmiesznego, a może uroczego”. — Słowo „ów” jak najbardziej się odmienia — link.
„Przygryzłam dolną wargę tak mocno, że aż poczułam na języku krew, ale i tak nie przestałam tego robić”.
„– Dzisiaj wszyscy pracują. I matki[,] i ojcowie, a dzieci do żłobków, przedszkoli, nianiek”. — Jeśli używamy drugi raz tego samego spójnika do wyliczenia równorzędnych rzeczy, trzeba przed nim i przed każdym kolejnym, postawić przecinek — link.
Trudno odmówić twoim postaciom pewnego uroku. Póki co nie było czasu, by rozwinąć charakter którejkolwiek z nich, ale interakcje Blanki z innymi czyta się tak samo uważnie jak jej samotne przeżycia. Każdy jest jakiś. Emma to aniołek tak bardzo potrzebny teraz Blance. Daniel stara się poukładać sobie w głowie całą tę sytuację, pozostając ciągle na pierwszym miejscu ojcem i mężem objawiającym się o dobro swojej rodziny. Bardzo spodobała mi się też pani Maria — zachowywała się i wysławiała jak rasowa staruszka, tylko pogratulować kreacji. Mimo że nie było jej dużo, od pierwszych chwil zyskała moją sympatię.
Przy okazji dostałam też wyczekiwany opis zjawy — to też na plus. W porównaniu z bestią z wcześniejszego rozdziału nie wyglądała strasznie, a raczej niepokojąco, i wydaje mi się, że taki był zamysł. Blanka ma szczęście, że u niej w domu nie ma nikogo noszącego na plecach takiego stwora — wtedy dopiero miałaby przerąbane.
Mam na koncie kilka historii z takimi cieniami czy też stworami żerującymi na ludziach, więc myślę, że mniej więcej wiem, o co z nimi chodzi, ale i tak z chęcią będę czytała dalej, żeby potwierdzić moje teorie. A nuż mnie czymś zaskoczysz?

Rozdział szósty
„W ogrodzie na tyłach domu Emma biegała z kolorowym latawcem, który w ogóle nie chciał się wzbić, ale mała nie dawała za wygraną, co mimowolnie wywoływało uśmiech na moich ustach”. — Nie podoba mi się to zdanie. Ilość spójników i zaprzeczeń sprawia, że dość niewygodnie się je czyta. Proponuję podzielić je na dwie części. No i bardziej pasuje „uśmiech na mojej twarzy”, choć sam „uśmiech” też daje radę.
„Przeciągnęłam palcem przy krawędzi narysowanych drzwi, jakbym dzięki temu mogła je otworzyć, choć przecież to było niemożliwe...” i „Dahlia podniosła wzrok znad listy zakupów na przyjęcie urodzinowe Emmy i przez dłuższą chwilę przyglądała mi się uważnie, a może ćmie...”. — Nie mogę za bardzo rozgryźć twojego powodu do używania wielokropków. Wygląda to tak, jakbyś zastępowała nimi pytajnik, wyrażała w ten sposób rozmyślania Blanki, pokazywała, że właśnie teraz następuje jakaś poważna refleksja… tyle, że ja tej refleksji nie łapię. Przede wszystkim taki styl wypowiedzi kojarzy mi się z pretensjonalną poezją, starającą się nadać wszystkiemu drugie dno, dodać tajemniczości, niedopowiedzenia. Nie wiem, co miałabym tu sobie dopowiedzieć — (...) to było niemożliwe… a może jednak było! (...) przyglądała mi się uważnie, a może ćmie… a może nam obu… a może krzesłu… a może stolikowi… Oczywiście teoretycznie to Blanka się zastanawia i ma do tego całkowite prawo, tylko dlaczego nie kontynuuje tych przemyśleń, nie zastanawia się dalej, nie wykazuje wątpliwości słowami? Czyżby coś ją powstrzymywało? Przestaje ją to interesować? Nie wie, co powiedzieć? Gubi tok myśli? Ale jeśli by gubiła, nie formułowałaby pełnych wypowiedzi. Bo właśnie tak widzę te zdania — nie ma w nich nic do dodania, stanowią spójną całość. Na wszelki wypadek zostawiam odsyłacz do zasad używania wielokropków — link.  
„Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a tuż przy mojej twarzy pojawił się nie kto inny jak nocny motyl”. — Czasem pochłaniają cię oczywistości. Dostrzegając coś, na ogół spoglądamy właśnie w tamtą stronę, a nie odwracamy się w przeciwną. To na tyle logiczna informacja, że każdy czytelnik spokojnie ją sobie dopowie i nie trzeba zaśmiecać i wydłużać nią sztucznie rozdziału.
„– A jak długo nie bierzesz? – zapytała cicho, niemal z obawą. // – Od czterech dni. Skończyły mi się. – Uśmiechnęłam się słabo, a ona wypuściła powietrze z aż za bardzo widoczną ulgą. – Teraz będziesz miała w domu wariatkę na pełen etat”. — Moje wątpliwości z pierwszego rozdziału wracają. Czy Blanka nie mogłaby wykupić recepty na nowe opakowanie? A może (co dla mnie wciąż jest bez sensu) lekarz nie wypisał jej recepty?  No i nie bardzo rozumiem, dlaczego Dahlia miałaby się cieszyć, że Blanka nie bierze tabletek. Jeśli jest chora — a przecież jest, przynajmniej oficjalnie — leki mają poprawić jej stan. Ciekawe, czy byłaby taka szczęśliwa, jeśli Blanka miałaby problemy z sercem i przestała łykać lekarstwa?
„– Nie wiem – odpowiedziała w końcu. Na jej czole pojawiła się poprzeczna zmarszczka świadcząca o konsternacji”. — Trudno mi sobie wyobrazić, co innego w tej sytuacji mogłaby znaczyć ta zmarszczka. Plus, Blanka zgaduje tak samo, jak zgadywałby czytelnik — w końcu nie siedzi swojej siostrze w głowie i nie zna jej myśli.
„Chyba{,} że mi nie powiedział, ale nie sądzę, żeby ukrywał powód...” — W konstrukcjach typu „chyba że”, „dlatego że”, „mimo że” nie stawia się przed „że” przecinka —  link. Tym razem wielokropek pojawił się w dialogu, i to nie z ust Blanki, a Dahlii, wygląda więc na to, że ta maniera jest twoja, nie twojej bohaterki — jeśli już chcesz używać takiego, hm… filozoficznego podejścia, proponowałabym, abyś przypisała tę cechę do jednej postaci. No i jeśli Dahlia zastanawiałaby się nad prawdomównością męża, wielokropek mógłby mieć nawet sens, ale przecież w tym samym zdaniu odrzuca tę myśl.
„Pokręciłam głową i oderwałam kartkę z rysunkiem, a następnie odłożyłam ją na stolik, tam[,] gdzie leżały już inne”.
„Oczywiście w żaden sposób nie pochwalałam Jareda, że pobił kogoś i dlatego ta osoba zmarła, ale interesowało mnie, dlaczego to zrobił, a najwidoczniej Daniel miał to w głębokim poważaniu, zresztą jak i Dahlia”. — Może „nie pochwalałam, że Jared pobił kogoś...” albo „nie pochwalałam zachowania Jareda”?
„Przygryzłam wewnętrzną stronę wargi i leżałam kilka długich minut w kompletnym bezruchu”. — I cały czas ją gryzła?
„Cmoknęła mnie w policzek, po czym wyszła na ogród, a ja podeszłam do szafki, w której znajdował się kosz[,] i tak, jak chciała Dahlia, wyciągnęłam już pełen worek”. — Prędzej „do ogrodu”, chyba że ma to być część idiolektu Blanki.
Fabuła posuwa się powoli, acz stabilnie do przodu. Nie ma na co narzekać. Kontynuowane są rozpoczęte wcześniej wątki — Jareda, wizji Blanki i motocyklisty. Mimo teoretycznego braku akcji nie ma powodów do nudy. Ciągle dostajemy rozwijającą się relację sióstr i dalsze zagłębianie się w psychikę bohaterki oraz jej pasje, co, jakby nie było, jest filarem tego opowiadania.

Rozdział siódmy
Na samym początku czeka nas niespodzianka — stery narracji przejmuje bowiem Jared. Jestem niezmiernie ciekawa, jak poradzisz sobie z tym zadaniem.
Westchnąłem ciężko i przekrzywiłem lusterko na swoje stałe miejsce, a mój wzrok powędrował ku autu, które stało przede mną” i „Z głośnym westchnieniem chwyciłem królika za ucho i wysiadłem z auta”. — Widzę, że nie tylko Blanka i Dahlia uwielbiają wzdychać.
„Nie czekała na odpowiedź, tylko sama skinęła sobie głową {w potwierdzeniu}”. — Ciężko byłoby jej skinąć głową w zaprzeczeniu — kolejna oczywistość, na którą warto zwrócić uwagę przy edytowaniu.
„Uśmiechała się smutno, ale mimo to ten uśmiech wydawał się szczery, a nie wymuszony. Wiedziałem, że chciała przeprosić, po prostu to czułem, ale w tamtym momencie to już nie miało znaczenia”.
„Byłem nieproszonym gościem na urodzinach pięciolatki i pierwszy raz w życiu nie miałem bladego pojęcia, co zrobić”. — Naprawdę pierwszy raz? Kim jest ten Jared, że całe życie był taki pewny swego?
„– Usiądź, proszę. – Głos Dahlii zadrżał, a w jej oczach widziałem coś, co wciąż gościło w moim spojrzeniu, determinacja”. — Widział co — „determinację”. Poza tym nie bardzo wiem, dlaczego akurat to słowo zapisałaś kursywą.
„Odburknął coś tylko pod nosem, a mnie znów to zabolało, choć po tylu latach powinienem przywyknąć”. — Czemu „znów”? Liczenie do tego zdarzeń sprzed iluś lat, o których czytelnik nie ma pojęcia, nie brzmi zbyt sensownie.
„Mama znów zaczęła coś mówić o tym, że oboje z bratem jesteśmy już za starzy na zdrobnienia, ale nie słuchałem, bo moja uwaga skupiła się na Blance, która wyszła przez drzwi tarasowe, a Emma z radosnym okrzykiem dopadła do jej nóg i po chwili dołączyła do niej reszta dziewczynek”. — Wiem, lubisz długie zdania, ale litości — jeśli nie mieszczą się w trzech linijkach, warto przemyśleć sytuację.
„Spojrzała na mnie, unosząc brwi {w górę}”. — Nie można unieść czegoś w dół, tak że dopisek zupełnie zbędny.
„Blanka zaczęła się trząść, a jej oczy uciekły do wnętrza czaszki, pozostawiając po sobie przerażające spojrzenie samych białek”. — W pierwszym odruchu wyobraziłam sobie, jakby całe oczy wessało do środka i zostały tylko czarne dziury w oczodołach. Dość przerażająca wizja, nie powiem, ale potem dotarłam do białek i zwątpiłam. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby przepisanie tego zdania, żeby brzmiało bardziej jednoznacznie; Użycie słów takich jak „tęczówki” zamiast „oczy” i „wywróciły” zamiast „uciekły” mogłoby przy tym pomóc.
„Patrzył to na krew na podłodze, to znów na mnie, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, o co {mój} brat mnie właśnie podejrzewał”.
Ciekawie było oglądać protagonistkę oczami kogoś innego. Bez tego całego mroku otaczającego jej osobę wyglądała po prostu na kogoś zagubionego. Całkiem trafnie zresztą opisała ją ciotka Liza.
Perspektywa Jareda okazała się swego rodzaju powiewem świeżości. Brat Daniela nie jest może uosobieniem szczęścia i zmaga się z własnymi demonami, ale daleko mu do nieustannie umartwiającej się i majaczącej Blanki. Na razie trudno powiedzieć, jak bardzo będzie się różnił od niej pod względem narracyjnym. Myślę, że na tę chwilę byłabym w stanie stwierdzić, które z nich się wypowiada bez pomocy w postaci końcówek wyrazów, ale raczej bardziej po tematach ich rozważań niż po samej konstrukcji zdań czy doborze słownictwa. Pozostało mi tylko czekać na dalsze rozdziały z narracją pana Caina, żeby dostać więcej tekstu do analizy.
Zupełnie nie spodziewałam się czegoś takiego jak zdarzenie w kuchni. Potwierdziło ono przy okazji coś, co i czytelnicy, i Blanka podejrzewali od jakiegoś czasu. Zmiana narratora wyszła w tej chwili o tyle na dobre, że nie można już mieć dłużej nawet cienia wątpliwości, że nasza bohaterka zmaga się z czymś nadprzyrodzonym. Aż chce się czytać, żeby poznać dalsze losy postaci, choć myślę, iż nikt nie wątpi, że ostatecznie wszystko skończy się dobrze. W końcu opowiadanie dopiero się rozkręca. Muszę jednak przyznać, że gdyby postać nie wyszła z tego cało i w ten sposób przeniosła się w pewne wietrzne miejsce, byłby to szalenie ciekawy zwrot akcji. Z drugiej strony wtedy szanse na powrót spadłyby pewnie do zera, a sporo wątków zostałoby urwanych, więc w sumie może i dobrze, że się na to nie zapowiada.

Rozdział ósmy
„Balansowałam gdzieś na granicy snu i jawy. Miejsce, w którym się znalazłam, nie przypominało ani jednego, ani drugiego. Podświadomie wiedziałam, że to było czymś, jakbym dostała się pomiędzy. Tylko że nie potrafiłam określić, co znajdowało się po jednej, a co po drugiej stronie. Brakowało mi słów, żeby to nazwać, a może po prostu nie znałam odpowiedniego określenia, ale to miejsce było moim”. — Blanka rzeczywiście ma problem, żeby się wysłowić, bo jej tłumaczenia brzmią strasznie koślawie; szczególnie trzecie zdanie boli gramatycznie.
„Cały czas rozglądałam się dookoła, mimo że otaczała mnie nieprzenikniona ciemność, i nawet na ułamek sekundy się nie zatrzymałam”. — Może „zatrzymywałam”?
Muszę przyznać, że poczułam niezłą frajdę, odkrywając, do czego nawiązuje kolorystyka bloga.
„Przymknęłam powieki, spod których wypłynęły pierwsze łzy, a kobieta pomogła mi usiąść na wózku inwalidzkim”. — Zaczynam mieć wrażenie, że Blanka przede wszystkim przymyka powieki, potem bije jej serce, a na końcu wzdycha. Przydałoby się nieco rozszerzyć jej repertuar.
„Potrzebowałam dłuższej chwili, aby oswoić się z całą sytuacją, która wydawała się {być} po prostu absurdalną”. — Dziwnie wygląda tutaj to słowo odmienione — „absurdalna” będzie miała więcej sensu.
„– Ale o co chodzi? – Zmarszczyłam brwi, kolejny raz nic nie rozumiejąc”. — Trochę nie wiem, do jakiego wcześniejszego razu odnosi się Blanka, tyle się działo niezrozumiałych rzeczy w tym rozdziale.
„– Mamy informacje, że zaatakował i poważnie zranił panią Jared Caine”. — W zakładce jego nazwisko było zapisane bez „e”, więc zastanawiam się, która wersja jest prawdziwa.
„Mojego szwagra? Przecież on jest uprzedzony do Jareda. A może moja siostra? Żadne z nich nie było z nami”. — Z tamtego rozdziału wynikało, jakoby Blanka nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym, a teraz brzmi, jakby dobrze się orientowała, kto gdzie był.
„Powstrzymałam się od złośliwego uśmieszku, co w ogóle nie było do mnie podobne – przecież ja się nie uśmiechałam, a tym bardziej nie złośliwie”. — No właśnie. Chyba bohaterka obudziła w sobie więcej, niżby się na początku wydawało.
Wróciliśmy do narracji Blanki. Zgodnie z przewidywaniami nic złego się nie stało. Byliśmy za to świadkami całkiem interesujących rzeczy. I cóż, zagmatwane okazało się dla mnie tylko te kilka pierwszych zdań, a potem wszystko wydawało mi się dość sensowne. Nie uważam jednak, żeby był to powód do poprawek. Widziałam i czytałam już tyle rzeczy, że po prostu trudno mnie zbić z tropu.
Coraz mniej we mnie pewności, że Blanka jest człowiekiem, a przynajmniej w całości. Wcześniej myślałam, że jej połączenie z ćmami i innymi rzeczami tego nie wykluczało, ale teraz, po zobaczeniu jej odbicia, komentarza o należeniu do tamtego świata i błyskawicznym zagojeniu się ran zaczynam skłaniać się ku teorii, że przynajmniej jedno z jej rodziców nie należało do zwykłych śmiertelników.
Poważnie zdziwiło mnie również to, do czego doszło w szpitalu między Blanką a policjantami. Zachowywała się niemal jak inna osoba. Było to całkiem dziwne, ale też interesujące. Bardzo ciekawi mnie, w jakim kierunku pójdziesz z tym wątkiem oraz jak to wpłynie na twoją bohaterkę. Czuć zmiany na horyzoncie. Mam nadzieję, że pozytywne.
Przy okazji czytania komentarzy zobaczyłam pewną interesującą rzecz, a mianowicie twoją odpowiedź na komentarz Nieznajomej. Konkretnie zdanie o Jaredzie, Danielu oraz poczuciu zdrady. Powiem tak — gość nazywa się Cain i „zdradza” brata, ktoś coś kojarzy? Właśnie — problem polega na tym, że wszyscy kojarzą. Trudno po kilku słowach powiedzieć, jak zamierzasz poprowadzić ten wątek, ale mam nadzieję, że nie w stylu, którego każdy może się spodziewać. Ten motyw przejadł się wieki temu i raczej w nikim nie wzbudzi ekscytacji ani tym bardziej zaskoczenia.

Rozdział dziewiąty
„– Starał się mi pomóc – odpowiedziałam już nieco łagodniej. Powoli odzyskiwałam spokój, ale wciąż czułam mrowienie pod skórą, które jakby czekało na rozwój wydarzeń. Wzięłam głęboki wdech i znów odwróciłam się w stronę okna. Wpatrywałam się w niebo, na którym leniwie przesuwało się zaledwie kilka białych obłoków. Kątem oka widziałam, że ćma przysiadła na parapecie, ale tym razem nie patrzyła na mnie, a na Dahlię”. — Przy dłuższych reakcjach bohaterów, niezwiązanych ściśle z wypowiedzianą kwestią, najlepiej przenieść je do następnego akapitu i potraktować raczej jak część narracji niż dialogu, w tym wypadku zaczynając od „powoli”.
„– Kiedy mogę stąd wyjść? – przerwałam siostrze, czym chyba ją zaskoczyłam, bo gdy na nią spojrzałam, {to} wciąż miała otwarte usta”.
„– Za kilka dni (…) Chcą, abyś została jeszcze na obserwacji”. — Trochę mnie to zastanawia. Szpitale na ogół trzymają pacjentów najkrócej, jak mogą, a Blance teoretycznie nic już nie grozi. Co prawda jej stan jest dość niezwykły, ale nie sądzę, żeby lekarz mógł coś z tego wyciągnąć. Raczej nie zanosi się tutaj na eksperymenty na ludziach.
„Zamiast zrobić cokolwiek, aby coś zmieniło się na lepsze, {to ja} tylko użalałam się nad sobą”. — Średnio podoba mi się to „coś”, stojące zaraz obok „cokolwiek”. Wyszło ci bardzo ogólne stwierdzenie i chociaż wiem, że Blanka nie ma żadnego planu, po prostu źle się je czyta, szczególnie na głos. Możesz też napisać: „Zamiast zrobić cokolwiek, aby nastąpiła zmiana na lepsze, tylko użalałam się nad sobą”?
„Chciałam podnieść się z łóżka, ale zamarłam, bo usłyszałam nucenie. Zmarszczyłam brwi i starałam się namierzyć źródło dźwięku, bo wydawało mi się, że głos dobiegał mnie zewsząd”. — Zdecydowanie za dużo spójnika „bo” w tym rozdziale, użyłaś go niemal dwadzieścia razy.
„Gdy znalazłam się na wyciągnięcie ręki od skulonego chłopca, on gwałtownie odwrócił się, a ja upadłam na plecy”. — Nie łapię tu ciągu przyczynowo-skutkowego. Co ma wspólnego odwrócenie się chłopca z upadkiem bohaterki? Potknęła się o własne nogi ze strachu czy dźwięk ją odepchnął?
„W jednej chwili zapadła cisza, a dziecko o oczach jak dwie studnie bez dna przypatrywało mi się uważnie, przekrzywiając przy tym delikatnie głowę. (...) Przekrzywił lekko głowę, jednocześnie robiąc kilka drobnych kroków w moim kierunku”. — Chyba już wszyscy bohaterowie przekrzywili w tym opowiadaniu głowy, no, przynajmniej większość. I chociaż do chłopca akurat to pasuje, kreując dość demoniczny obrazek (ale raz, powtórzenie tego drugi raz psuje efekt), w innych miejscach przydałoby się nieco różnorodności.
„Machnęłam dłonią, przeganiającym <przeganiając> {tym gestem} ćmę[,] i podźwignęłam się na nogi”.
„W jakiś pokręcony sposób wszystko to, czego nie mogłam wytłumaczyć w racjonalny sposób, łączyło się ze sobą i {ze} mną, tylko jeszcze nie potrafiłam zrozumieć[,] dlaczego akurat ja”. — Dziwne to „ja” na końcu, takie nieodmienione, lepiej już skończyć to zdanie po „dlaczego” (oczywiście wtedy bez wcześniejszego przecinka).
„Mimo {to,} że w oczodołach nie widziałam gałek ocznych, {to} wydawało się, że to mnie widziało, a może po prostu wyczuwało moje położenie”.
„– Potępiona dusza – poinformował mnie, choć nie poruszył ustami. Powoli odwrócił się w moją stronę i wzruszył ramionami. – Nie pomożesz mu, ale nam tak”. — Jeśli nie poruszał ustami, dlaczego zapisałaś to jak dialog, a nie tak jak wcześniej kursywą?
Przygód odmienionej bohaterki ciąg dalszy. Jej konfrontacja z siostrą potoczyła się całkiem interesująco, zupełnie inaczej od ich poprzednich rozmów. Jestem ciekawa, jak przez to zmieni się ich relacja.
W tym rozdziale odkryło się przed nami sporo kart, przede wszystkim dotyczących miejsca, które widuje Blanka. Wszystko ładnie się rozwija, nowe informacje pojawiają się w bardzo przystępnych ilościach, pozwalających czytelnikowi na spokojne przetrawienie ich.
Szczególnie zainteresowało mnie „obiecałeś” i związek tej wypowiedzi z ćmą sugerujący jakiś poważniejszy wątek. Czyżby stał za tym jakiś tajemniczy opiekun Blanki?
No i chłopiec. Aż chce się zapytać, kim tak naprawdę jest oraz do czego potrzebna mu bohaterka. Mam nadzieję, że już niedługo pojawią się odpowiedzi na te pytania.

Rozdział dziesiąty
„Uczucia, które budziły się we mnie, stawały się coraz silniejsze i nie należały do tych pozytywnych i upragnionych, mimo to czułam się dzięki temu wolna”. — „Temu” czemu? Budzeniu się uczuć, tak? Większy sens miałoby raczej dzięki „nim”, tym uczuciom.
„– Bez znaczenia – mruknęłam pod nosem i, chwytając za pasek od torby, ruszyłam w stronę wyjścia z sali”. — Odpowiedź Blanki brzmi nienaturalnie. Lepiej pasowałoby coś w stylu: „nieważne”.
„Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nic ciekawego nie dostrzegłam”. — Uznaj, że nie widzisz nic ciekawego. Opisuj to przez pięć następnych linijek.
„Nawet jedna nie przedstawiała choćby sposobów na wytresowanie psa”. — Cóż za przypadkowa myśl. Nie mam pojęcia, dlaczego Blanka miałaby szukać w gabinecie lekarskim książek o psach. Sama nawet mówi o tym zdanie później.
„Przez boczną szybę przyglądałam się miastu, jak budzi się do życia”. — „Budziło”, zupełnie nie ma potrzeby zmieniania czasu. Albo najlepiej ominąć konstrukcję z „jak” i napisać: „Przyglądałam się budzącemu się do życia miastu” lub „Spoglądałam na budzące się do życia miasto”.
„Wpatrywałam się w plastikowe oczy królika, gładząc jego długie uszy”. — Koleś był królikiem, czy to znaczy, że Niuniuś też jest?
„Znów poczułam ruch pod skórą, ale naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i, ignorując mrowienie, ruszyłam za młodą kobietą w eleganckim kostiumie”. — Czy dobrze myślę, że mrowienie prowadzi do zmiany w wersję bohaterki z Limbo?
„– Blanka Astori”. — Wow, po dziesięciu rozdziałach w końcu je mamy! Przyznaję, to trochę zabawne, że wcześniej poznałam nazwiska wielu bohaterów pobocznych, a Blanki dopiero teraz. Niby dotąd nie było okazji, ale jakby się postarać, pewnie i by się dało je gdzieś naturalnie wcisnąć.
„Czekałam na Firtha{,} oparta o ścianę”. — Najlepiej byłoby zamienić te dwa człony albo w ogóle napisać, tym razem już z przecinkiem: „Opierając się o ścianę, czekałam na Firtha”.
To chyba pierwszy stricte przejściowy rozdział, jaki przeczytałam na tym blogu. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby wydał mi się nudny czy coś w tym rodzaju. Zdecydowanie był potrzebny — w końcu udało się zamknąć wątek szpitala i policji. Zwyczajnie zdążyłam przyzwyczaić się do nadnaturalnego i jego brak (nie licząc obowiązkowej ćmy) okazał się… cóż, inny. Spokojny. Za to końcówka napawa optymizmem — trudno po niej nie wyczekiwać spotkania tego ewidentnie ciągnącego do siebie duetu.
Przemiana  Blanki wypada dość ciekawie. Jak na dłoni widać, że targają nią sprzeczne emocje, z którymi sobie nie radzi. Bardzo dużo w niej złości i agresji, których do tej pory w sobie nie miała albo też były tłumione przez leki. Do tego stała się, hm… jakby to powiedzieć, w pewien sposób cwana. Nie każdemu przyszłaby na poczekaniu taka historyjka. Tak samo nie każdy odważyłby się zajrzeć do akt, choć tutaj widać wpływ pewnej małej ćmy. Z jednej strony aktywna, odważna Blanka mi się podoba, z drugiej widzę ją na tym etapie jako kogoś stąpającego po cienkiej linie. Jeśli zbyt długo będzie wredna dla innych, może stać się irytująca dla czytelników. Trzymam kciuki, aby do tego nie doszło.
Dobrze wychodzi ci żonglowanie postaciami — pojawiają się akurat w takich odstępach, że nie sposób o nikim zapomnieć. W tym rozdziale dał o sobie znać Daniel. Zauważyłam, że niektórzy w komentarzach nie wierzą w jego czyste zamiary, ale ja w ogóle nie widzę, by miał w swoim zachowaniu jakiś ukryty motyw czy spiskował przeciwko Blance. Owszem, w pewnym sensie może mu chodzić o Jareda, bo to się wszystko ze sobą łączy, ale oprócz tego interpretuję jego przyjazne zachowanie wobec bohaterki jako szczere. W końcu widział ją wtedy w kuchni i zawiózł do szpitala — takie przeżycie musiało dać mu nową perspektywę. Może i od początku był nieufny wobec Blanki, ale nie uważam go za takiego buca, żeby po czymś takim twardo obstawał przy zachowaniu całkowitej wrogości. Może nie zostaną z protagonistką najlepszymi przyjaciółmi, ale dla mnie ich rozmowa w aucie była malutkim kroczkiem w dobrą stronę.

Rozdział jedenasty
„Moje serce przyspieszyło ze zdenerwowania, ale jednak w dole brzucha zatrzepotały motyle skrzydła”. — „Ale” i „jednak” są bardzo podobnymi znaczeniowo spójnikami, wręcz synonimicznymi, mamy więc tutaj przykład pleonazmu — link.
„Całe to otoczenie napawało mnie niezrozumiałym lękiem, który skutecznie zastąpił wcześniejsze zdenerwowanie wymieszane z podnieceniem”. — Napisałaś to tak, jakbyś myślała, że zapomniałam, co było trzy zdania temu, albo nie załapałam, co zasugerowałaś wcześniej tymi motylkami. Wstawiłabym w to miejsce wyraz „uczucia” — wyjdzie i krócej, i nie będzie się niepotrzebnie powtarzało.
„Wypuściłam powietrze przez usta, co w żaden sposób mi nie pomogło, tylko jeszcze mocniej zestresowało”. — Blanka jest tak dramatyczna, że nawet oddychanie ją stresuje. Sama już nie wiem, czy jej współczuć, czy się podśmiewać (w taki opiekuńczo-pobłażający sposób, którym rodzice patrzą na problemy dzieciaków).
„Przysięgłabym, że na krótką chwilę czas się zatrzymał, a wtedy coś się ode mnie oderwało i cofnęło {się} na klatkę schodową”. — Nie trzeba powtarzać „się” przy takich konstrukcjach.
„Na domiar złego zamiast odebrać od Dahlii telefon, {gdy dzwoniła,} {to} wciąż ją ignorowałam, bo jakaś chora część mnie twierdziła, że ona na to zasłużyła”. — Nie można odebrać od kogoś telefonu, jeżeli ten ktoś nie dzwoni, logiczne. W związku z tym nie ma żadnego powodu dla wygłaszania takiej oczywistości. Cóż, w sumie zaczyna mi się wydawać, że czepiam się głównie takich błędów, ale co zrobić, jak innych nie za bardzo da się znaleźć?
„– Idziesz? – Spojrzał na mnie przez ramię, unosząc wysoko brwi”. — Jak bardzo wysoko? Samo „unosząc” dałoby radę.
„Korzystając z okazji, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam”. — Gdyby rozglądała się po innym pomieszczeniu niż tym, w którym się znalazła, miałoby sens o tym wspominać, a tak… sama już chyba wiesz.
„W takim miejscu mogłabym mieszkać”. — Oho, to się dziewczyna rozpędziła. Chociaż, znając życie, równie dobrze mogłaś tu cwanie wkomponować zwiastun.
„Spojrzałam na Jareda, który spoglądał na mnie spod uniesionych brwi z przystawioną do ust butelką, którą próbował zamaskować uśmiech, co niezbyt mu się udało”.
„Przez kilka minut po prostu jedliśmy, w ogóle się nie odzywając, ale nie przeszkadzało mi to. Dobrze się czułam w jego towarzystwie, a początkowy niepokój po prostu zniknął”.
„– Nie wiem – skłamałam i, odwracając wzrok, przygryzłam wargę”. — Konstrukcja z „i, imiesłów,” pojawiła się w tym rozdziale całe dziewięć razy, a samo „i” aż pięćdziesiąt pięć. Zdecydowanie za często jak na średniej długości rozdział. No i trudno nie wyobrazić sobie na koniec Blanki z poharatanymi ustami, tak zawzięcie cały czas je gryzła, biedaczka.
„Bałam się, że gdy tylko dowiedziałby się o mnie prawdy, to zacząłby traktować mnie jak wszyscy, co <którzy>  ją znali”.
„Dan nie wie[,] gdzie mieszkam, a jeśli nawet, to wątpię, żeby ci powiedział”.
„– I dobrze, kobiety nie powinny palić” oraz „– Czy ty kiedykolwiek przyjmujesz odmowę? // – Nie – odpowiedział natychmiast, wciągając na bose stopy adidasy”. — Jared nie brzmi tu zbyt zachęcająco, stawiając się w pozycji kogoś, kto zawsze stawia na swoim. No i jeszcze ten seksizm, jeśli chodzi o palenie. Cóż, nikt nie może być idealny, prawda?
Rozdział okazał się pełen malutkich elementów humorystycznych i miłej, choć momentami niezręcznej, atmosfery — czegoś, czego do tej pory można było ze świecą szukać na tym blogu. Podobała mi się ta chwila odpoczynku. Sama bohaterka stwierdziła, że chciałaby relacji nieopartej na jej chorobie, lecz czegoś normalnego, osoby, z którą tak po prostu mogłaby porozmawiać i rzeczywiście, ktoś taki jej się przyda. Zarówno dla jej zdrowia psychicznego, jak i czytelniczej rozrywki — mamy tu w końcu inny rodzaj napięcia niż w mrocznych zakątkach Limbo oraz wizjach, oparty na wzajemnym poznawaniu się i dopasowywaniu tych dwóch postaci.
Co do twoich wątpliwości z notki odautorskiej — faktycznie, sposób spotkania się tej dwójki w takich, a nie innych okolicznościach był dość naciągany, świecenie gołą klatą też wyglądało dość imperatywno-ekspozycjonalne (żeby Blanka zobaczyła tatuaże i wisiorek), ale już sama rozmowa wypadła dobrze. Nieco sztywno i nieporadnie, ale chyba tak miało być, w końcu oni prawie się nie znają. Jak dla mnie ta relacja powolutku zaczyna skręcać w stronę romansową, przynajmniej ze strony Blanki (była cudownie urocza z tymi swoimi rumieńcami). Nie mogę powiedzieć, żebym miała coś przeciwko temu, bo póki co zdają się całkiem do siebie pasować.
No i hej, samo wchodzenie na piętro było superszybkie, tylko protagonistka dużo się namyślała na dole — jak dla mnie cały ten stres oraz zagubienie wyszły całkiem wiarygodne. To w końcu przecież nie tak, że dostała tam zaproszenie, prawda?
Zaintrygowało mnie to, co stało się z Blanką po wejściu i wyjściu z mieszkania. Było to dość osobliwe. Podejrzewam, że mogło mieć związek z niedawnym połączeniem się bohaterki w Limbo ze swoim odbiciem albo może własnym, uczepionym do pleców potępieńcem? Na tę chwilę trudno zgadywać, ale ważne jest, że w ogóle chce się to robić — nic lepiej nie pokazuje zainteresowania lekturą niż analizowanie wydarzeń i ciekawość, jak potoczą się losy bohaterów.
Padła tu też jedna ważna wskazówka na temat ojca Blanki i jej podobieństwa do matki. Myślę więc, że mogę nieśmiało założyć, iż wszystkie nadnaturalne przygody bohaterki mają źródło w jego części rodziny, co czyni Dahlię, a więc i Emmę, odpornymi na tego typu przeżycia. Przynajmniej jedna rzecz, z której można się cieszyć, bo gdyby coś stało się tej małej, do spółki z czytelnikami rozpoczęłabym pewnie strajk.

Rozdział dwunasty
„Jared odjechał, a ja jeszcze stałam kilka długich minut, wpatrując się w okna pozasłaniane firankami. (...) Gdy tylko ją pchnęłam, drzwi się otworzyły, a w progu stanęła moja siostra z założonymi rękoma na piersi”. — Lepiej byłoby: „z rękoma założonymi na piersi”.
„– Nie lubię tego koloru. – Emma skrzywiła się delikatnie, a po chwili uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do biurka. Wyciągnęła coś z szuflady i, przyciskając to do siebie, wróciła do mnie”. — Czy nie wydaje ci się dziwne, że miała tyle opakowań czarnej farby, i to jeszcze w biurku, gdzie trzyma się najpotrzebniejsze rzeczy, a nie w kartonie z resztą rzeczy do malowania? To, że mogła ich nie używać, zrozumiałabym, ale po co miała je pod ręką?
Przygryzając policzek od wewnątrz, ruszyłam w stronę furtki” i „Przygryzając wewnętrzną stronę policzka, sięgnęłam po pierwszy pojemniczek”. — Przyuważyłam, że zdarza ci się powtarzać takie same reakcje bohaterów w jednym rozdziale po parę razy, a potem przez jakiś czas do nich nie wracać. Przykładowo tutaj — nie mogę sobie przypomnieć (choć całkowicie tego nie wykluczam), żeby Blanka do tej pory gryzła policzek, a w tym krótkim rozdziale robiła to dwa razy.
Najlepiej przypisać kilka konkretnych reakcji do jednego bohatera i uczynić z nich nawyki. Wydaje mi się, że po części już tak robisz i chwała ci za to (Blanka przygryza wargę, Dahlia sobie przytakuje, Jared przeczesuje włosy), ale moim zdaniem przydałoby się jeszcze nieco poszerzyć paletę możliwości. No i wydaje mi się, że fajnie będzie bardziej od siebie oddzielać te reakcje, bo dużo postaci robi te same rzeczy — wzdychają, przekrzywiają głowę, zakładają ręce na piersi. Zdaję sobie sprawę, że to dość neutralne, zwykłe odruchy, ale gdyby bohaterowie reagowali na te same sytuacje w różny sposób, wydawaliby się jeszcze bardziej różni od siebie. To warta dopracowania kwestia, niby niewielka, ale dość efektywna. Chyba że ktoś ewidentnie kopiuje ruchy drugiej osoby, bo i tak w przyrodzie bywa.
„Z tej perspektywy nie widziałam w całości mojego rysunku, ale to mi nie przeszkadzało, bo wiedziałam, że mój wzrok w tym przypadku był nieistotny – pozwoliłam działać własnej intuicji, a może zwykłemu przeczuciu?” — Czasem zauważam momenty, gdzie Blanka sporo opisuje coś słowem „moje”. W mniej więcej połowie przypadków można by się pozbyć tego zaimka dzierżawczego (choć zdarza się, że zdanie bez zaimka brzmi sztucznie i wtedy niech już sobie tam zostanie), bowiem doskonale wiadomo, do kogo coś należy, przykładowo wtedy, gdy bohaterka jest jedyną osobą w scenie. W tym cytacie oczywistym jest, że to rysunek Blanki, niczyj inny, wzrok też, tak samo intuicja i nie trzeba o tym wspominać. Zostaje nam zatem jedno „mi”, potrzebne do poprawnie brzmiącej składni, zamiast czterech podobnych określeń.
„Oblizałam popękane usta, unosząc głowę {ku górze}, i jeszcze bardziej się cofnęłam”.
„Połyskująca czerń kryła w sobie osobliwe piękno i silny magnetyzm, jednak wzbudzała też uczucie osaczenia, jakby coś przez nią widziało i ważyło, czy mnie pochwycić{,} czy jednak dać mi jeszcze odrobinę czasu. Czerwony wiatr jakby przycichł, gdy w skupieniu przyglądałam się po kolei wypukłym liniom, które w zupełnie naturalny sposób przeistaczały się w wyryte w obsydianie symbole”. — Drugiego przecinka przed „czy” nie trzeba stawiać, bo pełni w tym zdaniu funkcję „albo”.
„Nadal czułam nić porozumienia, która wtedy się między nami pojawiła. Sprawiała {ona}, iż mimo strachu, który pojawiał się wraz ze wspomnieniem mężczyzny, chciałam go odnaleźć i uwolnić”.
Z jednej strony mam ochotę nakrzyczeć na Blankę za bycie wredną dla siostry, ale z drugiej, widząc jej proces myślowy i wiedząc, że ma ku temu zachowaniu powody, czuję, że muszę to po prostu przełknąć i przeczekać, aż sytuacja się uspokoi, protagonistka mentalnie się ustabilizuje. Tak czy inaczej, złośliwość przywodząca na myśl zachowanie rozpuszczonej nastolatki wcale a wcale Blance nie pasuje. Uch, jako czytelniczka strasznie bym już chciała, żeby charakter bohaterki się wreszcie unormował i żeby dobrze się ze sobą czuła. Chciałabym zobaczyć prawdziwą Blankę, nie napakowaną lekami ani nie pod wpływem energii z Limbo. Jako oceniająca doceniam jednak przejście z wycofanej i biernej dziewczyny do kogoś generującego konflikty — widać tu całkiem nieźle pokazany rozwój, któremu, podejrzewam, długo jeszcze do zakończenia. Przypuszczam, że efekt końcowy będzie znajdował się gdzieś pośrodku tych dwóch skrajności, i jeśli moje przypuszczenia mają się sprawdzić, byłby to całkiem zadowalający stan rzeczy.
Z jakiegoś powodu, gdy tylko Blanka podeszła do ściany, wiedziałam, że narysuje drzwi. Potem opisy trochę mnie zmyliły, bo nie wspominałaś, co dokładnie stworzyła bohaterka (jak dla mnie zbyt późno okazało się, że początkowo obraz nie został dokończony), ale ostatecznie wyszło, że dobrze przewidziałam.
Trochę nie rozumiałam, co kierowało Blanką, że wyszła z sypialni i poszła do kuchni. Ani co skłoniło ją do wzięcia farb z pokoju Emmy. Wyglądało to dość niepokojąco, żeby nie powiedzieć, obłąkańczo. Może taki miał być efekt, ale chciałabym jednak tu troszkę więcej wglądu w motywacje bohaterki.
Podejrzewam, że malowidło stanie się przejściem do Limbo. W sumie trudno wymyślić inną możliwość. Co do tożsamości osoby po drugiej stronie — cóż, wiem to od ciebie, więc nie było dane mi samej zgadywać, ale nie mogę powiedzieć, żeby w jakiś sposób zepsuło mi to zabawę.

Rozdział trzynasty
„Potrząsnęłam głową, {jednocześnie} otwierając drzwi” oraz „Oparłam się plecami o ścianę, przymykając {jednocześnie} powieki”. — Imiesłów przysłówkowy współczesny służy właśnie do przedstawiania sytuacji, w których dwie rzeczy dzieją się jednocześnie.
„– Śpią – odparł, choć jego usta wciąż pozostawały zaszyte”. — Zaszyte? A to nowość. Wcześniej nie zostało sprecyzowane, dlaczego nie mówił, a tu taka gratka. Będę musiała teraz zmienić sobie nieco obraz mentalny tego chłopca.
„Potraktowałam to <je> jak coś naturalnego i zaczęłam iść przed siebie”. — „Je”, bo „zimno”.
„Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wtedy głupio postąpiłam”. — Na ogół takie zdania wychodzą kiczowato i psują napięcie, ale tutaj jakoś wcale mi ono nie przeszkadzało, powiedziałabym nawet, że zachęciło do sięgnięcia po następną część.
Wreszcie dostaliśmy odpowiedzi. Co prawda nie jakieś wielkie, ale kolejny kawałek układanki został przed nami odkryty. Pomału rozwija się też mitologia czy może raczej bestiariusz? W każdym razie podoba mi się to. Te ręce wyłażące z lustra — dziewczyno, ty chyba chcesz, żebym nie mogła zasnąć w nocy.
O dziwo mówiący zagadkami dzieciak mnie nie wkurza. Może dlatego, że wchłaniam wszystkie jego słowa jak gąbka i próbuję coś z nich wydedukować, podobnie zresztą jak Blanka.
No właśnie, Blanka. Nieźle dzisiaj poszalała, trzeba jej to przyznać. Nie spodziewałam się, że coś takiego może się stać. Dobrze ujęła to Dahlia, z tym gówniarskim zachowaniem. Jakby protagonistka na pobyt w szpitalu zatrzymała się w czasie i po powrocie ciągle miała szesnaście lat. Przez to naprawdę czasem ciężko mi przyswoić, że główna bohaterka ma tych lat dwadzieścia sześć. Pewnie taki był zamysł, całkiem ciekawy zresztą, ale nie zmienia on faktu, że mam w związku z tym niezły dysonans poznawczy.
Z drugiej strony znów, jak poprzednio, nie jestem w stanie winić Blanki. Przynajmniej nie w całości. Przytłoczyło ją to wszystko — dzieciak, misja i ten, który tę misję zlecił. Nie dziwię się, że nagromadzone emocje znalazły takie, a nie inne ujście. Szkoda tylko Dahlii, bo co by nie mówić, jak na dłoni widać, że martwi się o siostrę. Przykro patrzeć na obie kobiety w tej sytuacji i mam nadzieję, że już niedługo nastąpi chociaż mała poprawa ich stosunków.

Rozdział czternasty
„Zmarszczyłem brwi, gdy dźwięk melodyjki wydobywający się z {mojego} telefonu przedarł się przez szum i dotarł do moich uszu”.
„Z leżących na korytarzu spodni wyjąłem rzemyk i założyłem go na szyję, po czym zawróciłem do sypialni”. — A nie mógł odłożyć wcześniej tego rzemyka na blat, zamiast wkładać go do kieszeni? Po co tak kombinować?
„W czasie gdy Brad wdawał się w sprzeczkę ze swoją pracownicą, a ja stałem się ich wolnym słuchaczem, zdążyłem ubrać bokserki i jasne dżinsy” i „Przytrzymywałem właśnie zębami koszulkę, {chcąc ją ubrać,} ale mój kumpel przypomniał sobie, że ze mną rozmawiał i wypuściłem ją z ust”. — Można „założyć coś” albo „ubrać się w coś”.
„Auto jak zwykle zaparkowałem na tyłach i, wiele się nie namyślając, wszedłem przez zaplecze, wcześniej wyciągając z bagażnika skrzynkę z narzędziami”. — Unikałabym podobnych konstrukcji z „wcześniej”. Czytelnik zdążył już sobie wyobrazić Jareda wchodzącego na zaplecze i teraz musi dodać sobie jeszcze powrót do bagażnika i skrzynkę w ręku.
„Chwyciła za karton z jakimś alkoholem, a gdy przyjaciel wyciągnął po niego ręce, prychnęła i wyminęła mężczyznę, mrucząc coś pod nosem, co brzmiało jak „bałwan. (...) Nic nie odpowiedziałem i ruszyłem za mężczyzną, ale miałem zamiar wrócić do tego tematu, nim on zacznie wypytywać mnie”.
„Miałem tylko nadzieję, że sprawę da radę załatwić polubownie, choć nie wiedziałem, co takiego planował brunet”. — Jak nie blondynka, to brunet. Proszę, nie używaj tych określeń, są okropnie tanie. No i nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby w scenie było dwóch brunetów, pewnie zamieszanie na całego.
„– Co się dzieje? – wymamrotała Blanka, zwracając na siebie uwagę” i  „Policjant stojący w otwartych drzwiach zamachał dłonią, chcąc zwrócić uwagę dziewczyny na siebie, ale ona nie reagowała”.
„Idąc do łazienki, po drodze zostawiłem swoje i dziewczyny buty w korytarzu, a z podłogi zacząłem zbierać {swoje} ubrania, które w końcu trafiły do pralki”. — Wystarczyłoby napisać „nasze” zamiast tak kręcić.
Powróciliśmy do Jareda. Cieszę się, że zdążyłam na jego perspektywę, bo będę miała okazję lepiej porównać dwójkę narratorów.
Początkowo nie byłam przekonana, bo „mówiąc sam do siebie”, Jared brzmiał trochę jak Blanka, w sensie używał dość wyszukanych słów i tak dalej. Potem, kiedy zadzwonił Brad, było o wiele lepiej, bardziej swobodnie i do końca już mi się podobało. Na upartego wcisnęłabym tam może trochę więcej kolokwializmów, może krótkich zdań, żeby jeszcze bardziej się od siebie odróżniali, ale i tak wyszło całkiem całkiem.
Po raz pierwszy zetknęliśmy się ze światem Jareda, zupełnie różnym od paranormalnych widziadeł Blanki. Dowiedzieliśmy się o nim całkiem sporo, co tylko cieszy, bo pan Cain zapowiada się na interesującego bohatera. Dbasz o szczegóły — wracasz do ćwiczeń, serwując czytelnikom przy okazji zimny prysznic, posługujesz się technicznym żargonem odpowiednim dla osoby o jego fachu oraz nawiązujesz do odsiadki poprzez stosunek do policjantów. Z przyjaciółmi też rozmawia bardzo naturalnie, tak jak z osobami, które zna się długo, i nie ma mowy o chamskiej ekspozycji. Mimo że rozdział nie był specjalnie długi, można dzięki temu wyciągnąć bardzo dużo o tej postaci.
Dostaliśmy też całkiem nowych bohaterów — Brada i Amy — którzy póki co wypadli nieźle, a na pewno urozmaicili obsadę, będąc bardziej swobodnymi od reszty występujących dotąd dorosłych. Zdecydowanie nie zaszkodzi dać Jaredowi znajomych. W końcu nie wszyscy ludzie są takimi pustelnikami jak Blanka.
Co mogę ogólnie powiedzieć o tym rozdziale? Po pierwsze i najważniejsze, cóż to była za siła imperatywu, że akurat ci bohaterowie spotkali się w jednym barze? Wpadnięcie na siebie w centrum handlowym chowa się przy tym w piwnicy i kwili cichutko. Jeśli to nie przeznaczenie, to ja nie wiem co. Po drugie, Jared zachował się interesująco, kiedy postanowił zająć się Blanką, chociaż momentami razem z nim nie byłam do końca pewna, czy dobrze robi, zawożąc ją do siebie. Po trzecie, nie jestem przekonana co do tego całego rozbierania — tylko perspektywa Jareda ratuje ten fragment przed byciem niekomfortową lekturą. W końcu na dobrą sprawę niemal obcy facet zawozi upitą dziewczynę do swojego mieszkania i ściąga z niej ciuchy.
Naprawdę Blanka aż tak się upaćkała, żeby to było konieczne? No i czy w ogóle ubrudzenie jej miało narracyjną potrzebę? A może mogłaby mieć na sobie jakiś sweter czy bluzę, żeby zdjąć jej tylko tę jedną warstwę ubrań? Pokazanie paru siniaków i zadrapań protagonistki nie wydaje się wystarczającym do tego powodem — Jared mógł je zobaczyć choćby na ramieniu i też byłoby spoko.
Poruszany przez ciebie temat jest dość trudny — mimo że różne filmy często mówią nam co innego, wciskając tu romantyzm — i łatwo przekroczyć granicę. Można mieć dobre chęci, ale jednak ciągle jest to naruszanie czyjejś przestrzeni osobistej w dość dużym stopniu.
Gdyby Jared tylko ściągnął buty i wytarł twarz Blanki, a potem nakrył i zostawił w spokoju (albo pilnował od czasu do czasu, czy nic jej nie jest), uznałabym jego zachowanie za bardzo urocze i w ogóle, a tak, nie mogę przestać się zastanawiać, co na to wszystko powie i jak będzie się czuła bohaterka, kiedy obudzi się w samej bieliźnie w nieznanym sobie miejscu (bo przecież sypialni ostatnio nie widziała). Nie wygląda mi na osobę, której coś takiego by nie obeszło, szczególnie że rozbierającym był właśnie Jared, a nie lekarz czy siostra.

Rozdział piętnasty
„W pierwszej kolejności z moich ust wydobył się zbolały jęk, gdy światło padło na moją twarz. Dopiero po chwili uniosłam dłoń do oczu, chcąc je przysłonić, i skrzywiłam się, bo tępy ból zaczął pulsować w moich skroniach, żeby po kilku sekundach objąć całą czaszkę”.
„Szeroko otwarta szafa była mi zupełnie obca, zresztą jak całe pomieszczenie, po którym ostrożnie wodziłam zamglonym wzrokiem. Zdecydowanie nie znałam tego pokoju”.
„Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, a gdy kołdra zsunęła się z mojego ciała, zauważyłam, że miałam na sobie tylko bieliznę. Moje serce zamarło, a umysł gorączkowo szukał logicznego wyjaśnienia tej sytuacji, lecz na próżno, bo wciąż wpadał w bezkresną otchłań”. — Serio, to tyle w temacie? Ja się tak gorączkowałam, a Blanka prawie wcale o tym nie myśli? Jak na kogoś w samej bieliźnie, w obcym miejscu, niepamiętającego, jak się tam znalazła i co się z nią działo, jest nadzwyczaj opanowana. Zestresowana — tak, zdezorientowana — też, ale liczyłam jednak na więcej paniki z jej strony.
„Wsadziłam palce w moje włosy z zamiarem ich przeczesania, ale były na tyle posklejane, że co najwyżej mogłam je sobie powyrywać”. — Trudno mi wyobrazić sobie, żeby Blanka poszła przeczesywać włosy Jareda. Po prostu „we włosy”. Tak samo tutaj:  „Zrezygnowana uwolniłam {swoją} dłoń i po prostu założyłam pasma za uszy”.
„Uniósł {jedną} brew, przenosząc wzrok z mojej twarzy na jego koszulkę”. — Jak „brew” to wiadomo, że jedna.
„Nie odpowiedziałam, bo po co? Doskonale zdawałam sobie sprawę, co się ze mną działo przez ostatnie tygodnie – wiedziałam, ile schudłam i jaki odcień miała moja skóra, którą dodatkowo zdobiły sińce i zadrapania”. — To brzmi, jakby Blanka włóczyła się po ulicach tygodniami. Czy Blanka naprawdę włóczyła się po ulicach tygodniami? Nikt jej nie szukał ani nic? Dlaczego nie ma o tym ani jednej sceny? Byłoby szalenie interesująco zobaczyć, jak tak nieogarnięta życiowo osoba mogłaby sobie radzić w takiej sytuacji, a ty zrobiłaś duży przeskok w czasie.
„Przez kilka sekund poczułam się lepiej”. — Albo „Przez kilka sekund czułam się lepiej”, albo „Na kilka sekund poczułam się lepiej”.
„W pomieszczeniu panowała cisza, światło nie kuło <kłuło>, nawet ból głowy jakby ustąpił”. — Kuć — żelazo, kłuć — igłą.
„Znów poczułam się fatalnie, bo przecież on się mną zajął, choć wcale nie musiał tego robić” oraz „Był na mnie zły, a świadomość tego wcale nie pomagała, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej przytłaczała”. — Gość cię ratuje, a potem swoim wrednym zachowaniem wpędza w poczucie winy. Brzmi jak świetny materiał na partnera. Tyle że… nie.
„Na noc zawsze wracałam do domu siostry o własnych siłach, choć w różnym stanie, jednak ani razu nie urwał mi się film”. — C… co? To jest bardzo dziwne. Przeskakujesz nagle kilka tygodni, podczas których Blanka robi z siebie, cóż, nawet nie wiem co. Czytelnik przy tym nie ma szans tak naprawdę zrozumieć tej sytuacji, nie wie nawet, jak na takie zagrywki reagują Dahlia z Danielem ani tym bardziej, jak to wpłynęło na charakter samej protagonistki. Wygląda to tak, jakbyś urwała wątek ucieczki Blanki w połowie, przerzucając odbiorcę nagle do jej hulaszczego życia, bo nie chciało ci się o tym pisać. Tylko że jak ma uwierzyć w te hulanki i swawole, jeśli bohaterka do tej pory ledwie wychodziła do spożywczaka?
Do tego wszystkiego nie rozumiem Jareda. Złości się na bohaterkę, wydaje się być na nią obrażony, chociaż wcale jej nie zna. To nie jego córka, żeby mógł ją strofować za złe zachowanie. To dorosła kobieta. Ech, coraz mniej mi się ten facet podoba. Na miejscu Blanki uciekłabym stamtąd jak najprędzej.
„Ignorując cichy głosik, który wciąż powtarzał, że zasłużyłam na takie traktowanie ze strony Jareda”. — No właśnie, że nie zasłużyłaś. Jakiś obcy facet nie ma prawa cię oceniać. Wiem, że Blanka przejmowałaby się nawet, gdyby dziecko na ulicy krzywo na nią spojrzało, ale podawane to w takich ilościach zaczyna zakrawać na jakąś niezdrową sytuację.
„Wiele się nie zastanawiając, ściągnęłam męską koszulkę i wciągnęłam przez głowę tą <tę> swoją, a następnie spodnie i skarpetki”. — „Tę” koszulę, a tak naprawdę najlepiej w ogóle pominąć to słowo, jest kompletnie zbędne.
„Gdy Jared wrócił do kuchni, {ja} czułam się już nieco lepiej”.
„– Podszedł jakby nigdy nic <jak gdyby nigdy nic> i przyłożył mi dłoń do czoła, na co się wzdrygnęłam, czego nie zauważył, choć bardziej prawdopodobnym było, że to zignorował”. — Za długie to zdanie, za dużo w nim wszystkiego.
„– Możesz się ubrać? – zapytałam nieco drżącym głosem, a on stał przede mną i patrzył zaskoczony”. — A on czasem nie poszedł się ubrać do tej łazienki? Tak zrozumiałam jego „ogarnę się”.
„Tkwiłam w oczekiwaniu na jego powrót i kontynuację... sama nie wiedziałam czego, jednak zrozumiałam, że on nie był na mnie zły – on miał do mnie żal, a przecież wiedziałam, że nie dawał za wygraną”. — Niby o co żal? Że zamiast zostać jego idealną dziewczyną, protagonistka woli upijać się w barach z nieznajomymi? Matko, jak mnie ten facet zaczyna denerwować, a przecież tak dobrze się zapowiadał.
Ewidentnie widać, że Blanka nie czuje się w jego towarzystwie bezpiecznie, jest zdenerwowana (ciągle podskakuje oraz wierci się) ma poczucie winy, krępuje ją jego widok i tak dalej, i tak dalej. Jared w dodatku ignoruje jej prośby, w zamian wydając polecenia, a nawet rozkazy, do tego w niepotrzebnie oschły sposób. Zupełnie nie rozumiem, co się tu wyprawia.
„Jego oczy miały ładny, ciepły odcień czekolady. Daniel też miał takie, ale w nich zawsze gościł chłód, gdy na mnie patrzył, a w tych Jareda tego nie widziałam...”. — Ktoś mi tu wysyła bardzo sprzeczne sygnały. Całe dzisiejsze zachowanie Jareda można podpisać słowem „chłód”, a teraz Blanka mi mówi, że tego nie widzi?
„Następnie nalał do czajnika wody i postawił go na bazie <gazie>”.
„– Wyraźnie usłyszałam napięcie w jego głosie, co powstrzymało mnie od natychmiastowej odpowiedzi, a w mojej głowie pojawił się obraz porannej kawy z Danielem, gdy zaczął ze mną rozmowę w podobny sposób – niby przyjaźnie, ale tak naprawdę atakując. Tu nieważna była odpowiedź, bo Jared już swoją ustalił”. — Dobrze, że chociaż tyle Blanka widzi. Nie podoba mi się za to, że odnosisz się do jakiejś kawy z Danielem, o której nie mam zielonego pojęcia. Wolałabym jednak mieć lepsze rozeznanie, jak reagują inni domownicy na taką odsłonę Blanki. No i to pierwsze zdanie jest za długie.
„– Dlaczego? – zapytałam jeszcze bardziej zszokowana. – Jesteś na mnie wściekły, a moja obecność najwyraźniej tą <tę> wściekłość tylko podsyca”. — Dokładnie to samo uważam. Jared nie wydaje się troskliwy czy przejęty stanem bohaterki. On jest po prostu zły, że śmiała postąpić tak, jak postąpiła. Przykro mi, to jedyna interpretacja, jaką jestem w stanie przyjąć. Nie widzę w tym nic romantycznego czy coś.
„Na poduszce wyraźnie czułam jego zapach, co sprawiło tylko tyle, że mocniej wtuliłam w nią głowę. Ufałam mu, choć był zupełnie dla mnie obcy i to przecież ten mężczyzna mógł okazać się niebezpieczny. Jednak wiedziałam, że właśnie on nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie potrafiłam stwierdzić, skąd takie przekonanie u mnie, ale nie miało to większego znaczenia, bo on sprawiał, że czułam się dobrze, normalnie”. — Koślawe te zdania, oj koślawe. Lepiej wyglądałoby to tak: „Na poduszce wyraźnie czułam jego zapach, co sprawiło tylko tyle, że mocniej wtuliłam w nią głowę. Ufałam mu, choć był mi zupełnie obcy; przecież mógł okazać się niebezpieczny. Nie potrafiłam stwierdzić, skąd u mnie takie przekonanie, ale wiedziałam, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Powody nie miały znaczenia, bo sprawiał, że czułam się dobrze, normalnie”.
Przy czym nie to mnie głównie nurtuje. Zaczynam podejrzewać, że Blanka ma zaburzone postrzeganie związków. Co w sytuacji, kiedy siedziała pół życia w zamknięciu z nie wiadomo jak dziwnymi lekarzami i pielęgniarzami, a przez lata młodości nie miała ojca, nie powinno mnie chyba specjalnie dziwić. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że czuje się bezpieczna w towarzystwie osoby, z którą wie, że nie ma sensu się kłócić, bo i tak nie wygra. Kiedy wie, że jej własne zdanie nie ma znaczenia i najlepiej, żeby potulnie spełniała czyjeś polecenia? Wygląda to trochę jak skrzywiona relacja lekarz-pacjent. Czyżbyś była mistrzem sprytu, Adno, a to ja cały czas byłam ślepa?
„Spojrzałam przez ramię w stronę korytarzyka, gdzie udał się Jared. Przywitał się z kimś, przez chwilę rozmawiali, nawet się śmiał, a następnie drzwi trzasnęły”.
„– Więc dlaczego nie poszłaś do lekarza? // – Przez ciebie. (...) Dałeś mi nadzieję, że można mnie normalnie traktować. Sądziłam, że jeśli będę dość silna, {to} uda mi się z tym walczyć”. — Nie potrafię zrozumieć Blanki. Jej pokrętna logika po prostu mnie pokonuje. Siła woli ewidentnie nie ma nic wspólnego ze stworami, więc dlaczego bohaterka się przy tym upiera?
???„– To co, odwiozę cię? – zapytał, wstając, a ja za nim”. — Nie wyszło czasem z tego: zapytał a ja za nim? Wyszedł tu zbyt duży skrót, niejasny w odbiorze. Lepiej rozwinąć to zdanie, np.: „zapytał i wstał, a ja poszłam za nim” lub „zapytał i wstał, a ja zrobiłam to samo”.
W żadnej chwili ten rozdział nie dał mi odczucia, że czytam o spotkaniu towarzyskim, nie rozumiem tylko, dlaczego był do tego potrzebny Jared-buc. Dopiero po ponownym przebudzeniu bohaterki zaczął się zachowywać jak człowiek, w dużej mierze przez to, że głównie odzywała się Blanka. Znielubiłam go po tym rozdziale, tego władczego, oceniającego faceta, który spowodował u protagonistki ogromne poczucie winy i złe samopoczucie tym, jak to szlachetnie ją uratował, a ona jest podłą niewdzięcznicą.
Z jego strony ta sytuacja wygląda pewnie zupełnie inaczej. Prawdopodobnie strasznie zamartwiał się o biedną Blankę, wyrywał sobie włosy z głowy, szalał, myśląc, co mogło się z nią stać, jeśli zostałaby z tymi gośćmi. Wszystko fajnie, ale nie zmienia to faktu, że zachowuje się wobec niej niepokojąco. Nie jak dobry samarytanin, tylko jak zwyczajnie podła osoba. Chciałaś pewnie, żeby zastosował wobec Blanki tough love, ale tu  nie ma na razie mowy o żadnym  love, oni widzieli się do tej pory tylko kilka razy. Kiedy obca osoba próbuje stosować takie psychologiczne sztuczki, jest to po prostu nie na miejscu. Dahlia mogłaby sobie na coś takiego pozwolić, ale Jared? Z jakiej racji?
Bohaterowie mogą sobie mówić, co chcą o ich tajemnej więzi, sprawiającej, że po dwóch spotkaniach najchętniej pobiegliby przed ołtarz. Łatwo włożyć w usta postaci „nie wiem czemu, ale tak czuję” i uznać, że sprawa załatwiona. Ja tego nie kupuję. Za grosz. Dla mnie to ledwie znajomi, którzy zachowują się wobec siebie dziwacznie. Nie widziałam ich poznawania się, rozwijania relacji, budowania zaufania, powolnego odkrywania kart. Widzę w tym wszystkim narracyjną sztuczkę mającą mnie przekonać, że ta para jest sobie przeznaczona i cokolwiek by się między nimi nie działo, i tak będą razem, więc nie ma potrzeby podchodzić do sprawy małymi kroczkami. Jakbyś chciała w trzech scenach przeskoczyć dziesięć. Zapewnić, że wszystkie dziwne rzeczy spowodowane są uczuciem i nie powinnam się nimi niepokoić. To droga na skróty, po raz pierwszy w tym opowiadaniu, i bardzo, ale to bardzo, mi się ona nie podoba.
Głupio mi zamknąć tę część oceny tak negatywną nutą po wielu bardzo udanych rozdziałach, więc na zakończenie powiem, że w ogóle nie spodziewałam się twistu z Jaredem i jego znajomym. Oczekiwałam zupełnie czegoś innego, przez co bardzo mi się on spodobał. Może otworzyć furtkę do naprawdę wielu ciekawych scen i rewelacji. Prawdopodobnie będzie miał związek z zapowiedzianym rozdziałem szesnastym, który ma odpowiedzieć na wiele pytań. Czekam z niecierpliwością.

Podsumowanie:
Treść opowiadania:
Narracja:
W „Zagubionych duszach” rola narratora pierwszoosobowego przypada dwójce bohaterów — Blance i Jaredowi. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z solidną robotą, której brakuje już tylko ostatecznych szlifów. Nie znajdzie się tu błędów początkującego autora — narratorzy wiedzą tyle, ile mają wiedzieć, zachowują się naturalnie i zdecydowanie nie rzucają ekspozycją czy streszczeniami.
Jedyne, co przeszkadza, to niezręczne nazywanie w myślach znanych sobie osób kolorem włosów czy płcią. W normalnym życiu nikt tak nie robi. Niektórym narracja może wydawać się też zbyt statyczna, poprawna — jakby bohaterowie opowiadali tę historię, raczej siedząc w fotelu przy kominku, niż w niej uczestnicząc. No i, jak już wspominałam wcześniej, chciałabym, aby nieco bardziej się od siebie różnili pod względem doboru słownictwa, stylu i dynamiki wypowiadania się oraz opisów (dobrze, gdyby zwracali uwagę na całkowicie odmienne rzeczy i z różnym natężeniem).
Blanka to specyficzna narratorka: dość sztywna, rozmieniająca się na drobne, o niestałym charakterze. Jej narracja wypada gdzieś w okolicach mrocznej baśni zmiksowanej z instrukcją postępowania podczas parzenia herbaty. Lubi tłumaczyć przed sobą własne dziwaczne zachowanie oraz zachowanie innych, żebym czasem jako czytelnik nie pomyślała sobie czegoś złego. Czasem plącze się w zeznaniach, często się umartwia albo ma typowo nastoletnie wyskoki. Mimo tego wszystkiego dobrze czyta się jej relację, łatwo wsiąknąć w opisywany przez nią świat. Szybko wzbudza w czytelniku sympatię i współczucie, a jej reakcje na obecność brata Daniela są przez większość czasu urocze. Widzę w niej duży potencjał na silną, świadomą bohaterkę. Aż chce się śledzić jej przemianę z poczwarki w pięknego, nocnego motyla.
W przypadku Jareda póki co trudno zawyrokować, czy jest to występ udany, czy nie. Na pewno obiecujący. Młodszy Cain ma w sobie coś intrygującego. Zastanawia też rola i waga jego postaci w całej tej historii. Jako narrator został wprowadzony dość późno; na piętnaście rozdziałów wystąpił w tej roli tylko dwa razy, kiedy akurat Blanka była niedysponowana. Czy potem dostaniemy go więcej? Zajmie ziemską część narracji, gdy protagonistka zmieni otoczenie? Oby, bo ten niesprawiedliwy podział wydaje się dość zastanawiający.

Fabuła:
Póki co trudno tu mówić o tradycyjnej fabule. Ewidentnie nie spieszysz się z akcją, powoli i dokładnie wprowadzając czytelnika w wykreowany przez ciebie świat oraz jego bohaterów. W żadnym razie nie jest to nudne, bo choć na pierwszy rzut oka niewiele się dzieje, pod powierzchnią aż się roi od mniejszych czy nieco większych niespodzianek. Odkrywanie kolejnych warstw świata Limbo potrafi zupełnie zająć czytelniczą uwagę i nawet nie wiadomo, kiedy minęły te wszystkie części opowieści. Wszystko dlatego, że świetnie radzisz sobie z zachowaniem równowagi między pytaniami a odpowiedziami.
Przez piętnaście rozdziałów śledziłam losy Blanki po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego przeplatane snami i wizjami rodem z horrorów. Bohaterka nie ma jako takiego wyższego celu (poza świętym spokojem), a jedynym źródłem konfliktu są nieporozumienia z najbliższymi i dziwne wypadki powodowane więzią protagonistki ze światem Limbo. Jak do tej pory, całkowicie mi to wystarczało. Od niedawna w tle mamy dodatkowo pewną sprawę związaną z tajemniczymi duszami i misją od jeszcze bardziej tajemniczego mężczyzny, o której na razie niewiele wiadomo. Dopiero ostatnia rozmowa z chłopcem rozjaśniła nieco sytuację oraz pokazała ścieżkę, na którą w przyszłości może wstąpić bohaterka, a z notki pod przedostatnim rozdziałem dowiedziałam się, że w szesnastym czytelnicy dowiedzą się, o co tak naprawdę chodzi w fabule. Najwyższy czas.
Skłania mnie to do przemyśleń na temat tego, jak dużo treści sobie zaplanowałaś. Zakładam, że na tym etapie pożegnamy jako taki wstęp do opowieści, zostaje nam więc rozwinięcie i zakończenie, które  na ogół w takim formacie zajmują razem trzy czwarte treści. Zaokrąglając wstęp do piętnastu rozdziałów, zostaje nam w takim razie jeszcze czterdzieści pięć części. Realistycznie patrząc, raczej nie zdecydujesz się na sześćdziesięciorozdziałowe opowiadanie, prędzej czterdziestopięciorozdziałowe (czyli rozwinięcie i zakończenie zajmą dwie trzecie całości). Książki mają na ogół trzydzieści, więc to i tak dużo. Sądząc po częstotliwości publikacji, zajmie ci to dwa lata. Mam wielką nadzieję, że będziesz miała w sobie tyle samozaparcia i możliwości, żeby skończyć „Zagubione dusze”.
Wracając do fabuły — na podstawowym poziomie tworzysz historię dziewczyny z trudną przeszłością, starającą się wrócić do życia po długim czasie odseparowania od społeczeństwa, zmagającą się z problemami natury psychicznej. Jest to bardzo porządna baza, na której możesz zbudować dosłownie każdy rodzaj historii, fantastyka pasuje zatem całkiem nieźle.
Widać, że szykujesz też wątek romansowy. Spośród wszystkich w opowiadaniu ten prezentuje się niestety najsłabiej. Zaczęło się dobrze, niezręcznie i uroczo, ale im dalej, tym gorzej; jakbyś zaczęła się obawiać, że nie zdążysz pokazać i rozwinąć relacji dwójki bohaterów, więc przyspieszyłaś tempo do szalonych prędkości.
Niemal każde spotkanie protagonistów zostało w jakiś sposób wymuszone imperatywem. Każda interakcja agresywnie przełamuje granice, które powinny ustępować powoli — zawożenie dziewczyny do szpitala, goła klata Jareda, przysługi, rozbieranie Blanki, chodzenie prawie nago po domu — wszystko po to, żeby lody topniały szybciej, żeby postacie prędzej się do siebie przywiązywały. Czepiasz się tanich sztuczek rodem z podrzędnego harlekina, zupełnie niepasujących do powolnie toczącej się fabuły.
Uczucia bohaterów pojawiają się znikąd, ot, miłość od pierwszego wejrzenia. Rozumiem zauroczenie — w przypadku Blanki nawet to wychodzi, ale u Jareda nie. On zachowuje się, jakby byli już z protagonistką parą przynajmniej od jakiegoś czasu, i to parą nastawioną na jego przewodnictwo. Tragiczna przeszłość sprawia, że po części rozumiem jego motywacje, chęć opieki, ale nie skłania mnie ona, żebym przyklaskiwała jego czynom ani tym bardziej je usprawiedliwiała. Powinny mówić same za siebie, a mówią tyle, że Jared koniecznie chce Blankę do siebie przywiązać, że pragnie, aby coś między nimi było, coś opartego na wdzięczności bohaterki — w końcu ciągle oferuje jej pomoc, której ona potem nie ma okazji zrekompensować.
Żeby było ciekawiej, dialogi (oprócz pierwszego w ostatnim rozdziale — tamten był okropny) wychodzą dobrze. Nie spieszą się tak z akcją. Są naturalne. Główny winowajca to tło i sytuacje, w które wrzucasz bohaterów. Powstał tu bardzo więc dziwny dysonans.
Początkowo byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej rozkwitającej więzi. Podejrzewałam, że ta dwójka może w jakiś sposób się dopełniać i pomagać sobie nawzajem wyjść na prostą. Teraz wygląda na to, że szala przesunęła się w stronę Jareda, który został podporą dla Blanki; nie mogę powiedzieć, żeby podobała mi się ta jednostronna dynamika i mam nadzieję, że w przyszłości ich wkład w tę relację bardziej się wypośrodkuje, a bohaterka wypleni z Caina bucerę i władczość.
Nie jestem pewna tylko, jak pomiędzy tym wszystkim miałaby się odbyć podróż do piekła. Rozumiem jeden wątek — Blanka w Limbo albo Blanka na Ziemi ogarniająca życie i znajdująca miłość. Ale jak mają dziać się równocześnie obie te rzeczy? Wiem, że jak na razie protagonistka przeskakiwała płynnie między Limbo a Ziemią, ale od kiedy zrobiła sobie do niego osobiste przejście i dostała misję, wydawało mi się, że przejdzie do tego pierwszego na stałe, przynajmniej na jakiś czas. Trudno mi wyobrazić sobie, żeby po przekroczeniu tej fabularnej granicy, jaką są wrota piekieł, mogła spokojnie przenosi się z jednego miejsca w drugie. To wydaje się zbyt proste, zbyt rozdarte między tym, co było, a tym, co ma nastąpić. Głównie z tego powodu jestem ogromnie ciekawa, jak połączysz wszystkie wątki.

Bohaterowie:
Są w porządku. Nie zlewają się ani z tłem, ani ze sobą. Z oczywistych względów na pierwszy plan wysuwa się Blanka. Reszta wypada poprawnie — nie mają póki co przesadnie rozbudowanych czy trójwymiarowych kreacji, ale też i nie można tego od nich oczekiwać, kiedy ich czas antenowy pozostaje dość krótki. Bądź co bądź główna bohaterka spędza większość czasu sama albo w towarzystwie dziwnych stworzeń z Limbo. Pozostaje jedynie liczyć na to, że z czasem ich charaktery bardziej się rozwiną.

Bohaterowie główni:
Blanka Astori to jedna wielka chodząca sprzeczność. Z jednej strony nie jest jak typowa główna bohaterka opowiadania, a z drugiej jest. Raz zachowuje się niczym pasywna, umęczona dusza, kiedy indziej zaś jak pyskata i buntownicza osóbka — nie ma nic pomiędzy. Często taka mieszanka wybuchowa prowadzi do postaci irytującej, sprawiającej wrażenie poskładanej na szybko z przypadkowych części lub zwyczajnie niespójnej, ale nie tutaj.
Wszystkie sprzeczności mają sens i wynikają z fabuły. Zmiany wprowadzane są w jasny sposób, tak, że czytelnik w pełni rozumie, skąd się biorą, i ma czas do nich przywyknąć. Na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z bohaterką dynamiczną, zmieniającą się pod wpływem wydarzeń, i nie tylko ich.
Blanka na pewno nie jest przykładem zwykłej zjadaczki chleba, w której buty łatwo może wejść każdy czytelnik i dopowiedzieć sobie, co tylko chce. Stworzyłaś postać wyrazistą, o określonych cechach, z określoną przeszłością i demonami nękającymi ją w snach. Choć jeszcze niepewnie, stoi ona na własnych nogach, z każdym kolejnym rozdziałem mając nieco więcej kontroli nad swoim życiem, a nawet jeśli na moment ją traci, prowadzi to pannę Astori w interesujące miejsca. O takiej drodze bohatera chce się czytać.

Bohaterowie poboczni i epizodyczni:
Jared Cain to drugi narrator opowiadania. Osoba, której nie mogę go rozgryźć. Na pierwszy rzut oka, przebywając wśród innych postaci pobocznych, wydaje się spoko gościem, ale w ostatnich interakcjach z Blanką wyszedł z niego kontrolujący buc. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to świadoma kreacja, czy po prostu efekt nałożonych na siebie kilku cech i niefortunnych sytuacji. Nie wydaje mi się, żebyś chciała z kandydata do serca głównej bohaterki zrobić złola tej historii, ale kto wie, może i taki jest twój zamiar? Na pewno byłby to interesujący obrót spraw.
Kiedy nie jest z Blanką ani o niej nie myśli, Jared wydaje się porządnym człowiekiem, dobrym przyjacielem, kimś, kto chciałby odnowić relacje z rodziną. Gdy jednak na scenę wkracza protagonistka, dzieje się z nim coś niedobrego. Zaczynam wtedy dostrzegać podobieństwa między nim, a bohaterami Stephenie Meyer — przez ogół społeczeństwa uznawanymi za patologicznych dupków. Nie mam pojęcia, czy zakrawająca o przesadę nadopiekuńczość wobec bohaterki ma swoje źródła w jego mrocznej przeszłości, a seksistowskie tony wychodzą z niego przez pobyt w więzieniu, wiem natomiast, że w żaden sposób po takim przedstawieniu jego postaci nie mogę kibicować jego związkowi z Blanką. Na tę chwilę zwyczajnie nie widzę, jak może z tego wyjść dla niej cokolwiek dobrego.
Gorzej, a w sumie najsłabiej z całej zgrai, wypada Dahlia. Dla mnie jest po prostu troskliwa starsza siostra Blanki, kochająca matka i żona. Brak w niej charakterystycznego sznytu, czegoś, co by ją wyróżniało na tle innych. W żadnym wypadku nie jest to postać zła, spełnia swoją funkcję całkiem nieźle, ale chciałabym wiedzieć o niej czegoś więcej, choćby czym zajmuje się w pracy, co lubi, jakie ma poczucie humoru. Właściwie przydałoby się cokolwiek, nawet jakieś lepiej zaakcentowane hobby, jak np. ogrodnictwo — rodzina w końcu ma ładny ogród, więc ktoś musi się nim zajmować.
Parę punktów więcej zdobył Daniel, co do którego jednak można samemu wyrobić sobie opinię, polubić go bądź znielubić, a nawet być podejrzliwym; po prostu mieć wobec niego jakieś emocje (wobec Dahlii miałam głównie neutralny stosunek). Wbrew pozorom interesujący z niego przypadek, niejednoznaczny, chroniący przede wszystkim żonę i dziecko, a nieufny wobec szwagierki. Z własną zadrą w rodzinie, która ponownie wychodzi na światło dzienne i zmusza go do przemyśleń.
W początkowych rozdziałach zabawne wydawało mi się jego usilne bronienie i tłumaczenie przez Blankę. Miałam wręcz poczucie, jakbyś jako autorka chciała dokładnie pokazać, że jest on niewinny i ma prawo zachowywać się tak, jak się zachowuje, czyli dość wrogo wobec protagonistki. Może lepiej pozwolić czytelnikom samym zdecydować, jak go postrzegać?
Tym trzem najważniejszym po protagonistce postaciom brakuje idiolektu (jej zresztą trochę też) — czegoś, co wyróżniałoby ich mowę od reszty kukiełek. Posługują się oni poprawnym językiem, ale dość nudnym, bezpiecznym. Jared niby coś tam próbuje poluzować, ale ogólny ton jego wypowiedzi pozostaje neutralny. Chętnie zobaczyłabym nieco więziennego slangu w jego wykonaniu, może troszeczkę korpo-gadki od Daniela albo Dahlii (albo jakiegokolwiek ciekawego słownictwa, bo w sumie nie wiadomo, gdzie oni pracują; może jakiegoś dziecięcych słówek czy zdrobnień, nawet w luźnej rozmowie? W końcu zajmują się Emmą i pewnie nieświadomie coś by im się wymsknęło). Blanka też mogłaby od czasu do czasu rzucić jakimś medycznym czy psychologicznym słówkiem, w końcu siedziała pół życia w zakładzie psychiatrycznym, więc, chcąc nie chcąc, musiała podłapać całkiem sporo fachowych określeń.
Bohaterów epizodycznych skonstruowałaś za to bardzo przyjemnie — wybija się u nich jedna, charakterystyczna cecha, dzięki której łatwo ich zapamiętać. Często używają również specjalnego dla nich słownictwa — zauroczyła mnie pani Maria Stein, chociaż pojawiła się na razie ile, ze dwa razy? Uroku nie można odmówić też małej Emmie, która pełni funkcję słodkiego aniołka w tym mrocznym świecie. Duetowi Brada i Amy, choć pojawił się tylko raz, nie można niczego zarzucić; w pewnym sensie przypominają stare małżeństwo i trudno byłoby im po cichu nie kibicować. Obserwowanie tej dwójki to jak zaglądanie do zupełnie innego świata niż ten, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni. Pokazujesz tym, że poza otoczeniem Blanki istnieje normalność, i dajesz tym samym punkt odniesienia do jej dziwnych przygód.

Świat przedstawiony:
Czas i miejsce akcji:
Niedookreślenie dokładnego czasu akcji i miejsca zamieszkania bohaterki w niczym nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo nie rozprasza uwagi czytelnika. Bowiem każdy, kto sięgnie po „Zagubione dusze”, szybko przekona się, jakie miejsce gra tutaj główną rolę. Mianowicie świat z koszmarów Blanki, Limbo.
Przedsionek piekła opisujesz tak, że nigdy, przenigdy, nie chciałabym tam trafić. Momentami są to iście horrorowe krajobrazy rodem z koszmarów. Postępująca destrukcja otoczenia, zaburzona grawitacja, hulajacy wiatr i przerażające lub niepokojące potwory znajdują się tu na porządku dziennym. Niekończąca się ciemność i pustka nadają całości mrocznego klimatu. Chłopiec bez oczu to wprost demoniczny obrazek.
Nigdy nie wiadomo, kiedy Blanka przeniesie się do drugiego świata, więc lekturze ciągle towarzyszy pewien rodzaj napięcia. Nigdy nie dajesz też czytelnikowi odpocząć, bo nawet kiedy opuszcza on w narracji Limbo, raczysz go dymnymi stworami przyczepionymi do ludzi.
Nie powtarzasz się z opisami stworzeń żyjących tam, tylko pokazujesz ciągle nowe, tym samym dodając za każdym razem cegiełkę do własnej mitologii. Bawisz się symboliką i wykorzystujesz ją na swoją korzyść. Zapożyczasz istniejące już motywy i dopasowujesz do swojej historii, jak choćby w przypadku ciem dosłownie symbolizujących zbłąkane dusze albo samej nazwy Limbo znaczącej tyle co otchłań dla tych właśnie dusz.
Pokazujesz przez to wcześniejsze przemyślenie oraz zaplanowanie najważniejszych aspektów tekstu i chwała ci za to.

Opisy:
To jedna z najlepszych części składowych tego opowiadania. Tak dokładne, że aż czasami za dokładne. Potrafisz za ich pomocą sprawnie odmalować każdy dialog i scenę, nieważne, czy robimy z Blanką zakupy w spożywczaku, czy przenosimy się do piekielnych wizji. Zresztą, wszystkie elementy świata Limbo opisujesz bardzo klimatycznie, wręcz surrealistycznie i żywo, że aż nie chce się tam samemu trafić.
Chciałabym tylko, żebyś nieco częściej korzystała z innych zmysłów poza wzrokiem, głównie dotyku i węchu — może smród siarki byłby odpowiedni przy wejściu do Limbo? Albo jakiś inny zapach oznaczający przejście? Sny nie pachną, więc czytelnik miałby kolejną wskazówkę, że Blanka nie wymyśla sobie tego wszystkiego. Póki co zaprezentowałaś to miejsce jako ślepe, głuche i bezzapachowe, chociaż wietrzne, a to już coś. Może kiedy twoja bohaterka wreszcie w pełni przedostanie się na drugą stronę, powinna zacząć odczuwać je bardziej? A może właśnie jego pustka i brak bodźców mogłyby wprawić w niepokój swoją nienaturalnością? Co o tym sądzisz?
Oprócz tego zabrakło mi większej ilości opisów bohaterów. Przez małą ilość szczegółów trudno ich sobie wyobrazić. Czasem łapałam się na tym, że nie pamiętam, jak dana postać wygląda — czy jest gruba, chuda, niska, wysoka, jaką ma posturę, fryzurę, styl ubierania. Zresztą to wcale nie muszą być takie podstawowe sprawy; dobrze podrzucić też jakieś interesujące szczegóły jak pieprzyk w ciekawym miejscu albo charakterystyczny kształt nosa albo ust, długie palce u dłoni. Nawet grube kostki, co tylko sobie zamarzysz. Zdecydowanie sam kolor włosów nie wystarczy. Najlepiej obrazuje to sytuacja z pierwszym opisem Jareda, który próbowałaś oprzeć na Danielu, a ja o Danielu wiedziałam tylko tyle, że wygląda tak, jakby nie lubił protagonistki.
W miarę dokładny opis Blanki udało mi się poskładać z maleńkich kawałeczków dopiero przy ostatnim rozdziale, kiedy Jared wspomniał o kolorze jej oczu. I chodzi tu o główną bohaterkę! Osobę, której poczynania śledzę przez cały czas i powinnam potrafić ją sobie wyobrazić. Do tej pory oczami wyobraźni widziałam głównie szary dres oraz trampki, ewentualnie jakieś ciemne włosy zakładane za uszy.
Zdecydowanie nie chodzi mi o rzucanie cechami na prawo i lewo. Jestem za sprytnym, ale naturalnym wprowadzaniem szczegółów. Mimochodem, przy okazji zaprezentowania jakiejś zmiany albo skupieniu się na tym, co najbardziej przyciąga wzrok. Zawsze lepiej powiedzieć, że blond (a może pszeniczne, słomiane, platynowe?) włosy Dahlii wyglądały w misternym upięciu lepiej niż zwykle, ładnie odbijały światło, kiedy byli w ogrodzie, lub że Danielowi się przytyło, bo koszulka ciaśniej opasuje jego brzuszek. Warto też co jakiś czas przypominać odbiorcom najważniejsze cechy, żeby im się utrwaliły, jak to robisz chociażby z lokami Emmy. Po prostu musisz to zastosować na nieco większą skalę.
Zdaję sobie sprawę, że depresyjna Blanka raczej nie ma ochoty zawracać sobie głowy takimi sprawami, ale czytelnikom naprawdę pomogłoby, gdyby wiedzieli więcej o postaciach w takim najprostszym, powierzchownym znaczeniu. Może po tym, jak bohaterka przestała brać leki, powinna zacząć zwracać większą uwagę na ziemskie otoczenie i innych ludzi? A jeśli nie Blanka, może Jared mógłby przejąć tę funkcję? W końcu był na urodzinach Emmy i miał okazję popatrzeć sobie na Dahlię i Daniela, czyli osoby, z którymi panna Astori spędza najwięcej czasu.

Styl:
Jest niezły — widać, że to nie twoje pierwsze spotkanie z dłuższą formą. Próżno tu szukać streszczeń czy ekspozycji. Błędy zdarzają się rzadko, za co koniecznie trzeba cię pochwalić. Nic nie rozprasza ani nie wybija z rytmu lektury. Co tu dużo mówić, mam przed sobą jedno z najlepiej napisanych opowiadań, jakie do tej pory było mi dane oceniać. Czyta się je po prostu z przyjemnością.
Niemniej jednak znajdzie się tu jeszcze sporo pola do pracy. Styl miejscami wydaje się przyciężki; nie polecam czytania tego opowiadania w zbyt dużych dawkach naraz, gdyż może zwyczajnie zmęczyć.
Jak wspominałam wcześniej w ocenie, nie jest u ciebie najlepiej z ekonomią językową. Za bardzo skupiasz się na (czasem nieistotnych) szczegółach, używasz od czasu do czasu nazbyt oficjalnie brzmiących słów czy sztywnych wyrażeń, sztucznie wydłużając tym rozdział (podnoszenie się do pozycji siedzącej, leżącej, stojącej, kiedy zwykłe usiąść zajmuje o wiele mniej miejsca i znaczy dokładnie to samo). Lubisz się też zupełnie niepotrzebnie powtarzać i komplikować proste rzeczy.
Zbyt długie wypowiedzenia są stałym problemem — warto w nich nieco pohamować zapędy i najdłuższe kolosy podzielić, nawet na kilka mniejszych części. Przydałoby się pokusić o większe zdynamizowanie tekstu, czyli używanie w akapitach bardziej różnorodnych długości zdań, nawet jedno czy dwuwyrazowych równoważników.
Czasem trafiają się niezręczne zdania — przekombinowane lub o dziwnej składni. Zbyt często pojawiają się również takie same konstrukcje. Oprócz tego powtarzane w nadmiarze zaimki (osobowe [ona], dzierżawcze [mój], względne [który]) i spójniki (to, i) nie wyglądają dobrze.
Masz pewną określoną pulę zachowań postaci oraz konkretny sposób ich opisywania. Pełno w opowiadaniu zdań o sercu podejmującym szybszy bieg, w ogóle o sercu, oddychaniu, wzdychaniu i tak dalej. Koniecznie musisz powalczyć z powtarzalnością tych elementów, gdyż po pewnym czasie aż samemu chce się wzdychać na kolejną wzmiankę o tym, że bohaterowie znów to robią.
Jak wyżej wspominałam, przeszkadzały mi wielokropki używane w celu pokazania rozmyślań postaci. Nie zawsze zakańczasz też zdania pytajnikami, kiedy ewidentnie są one pytaniami. Ponadto stosujesz kursywę w miejscach, gdzie nie trzeba jej używać, np.: gdy pojawiają się myśli postaci albo chcesz zaakcentować jakieś słowo (to wypada pół na pół, bo kiedy słowo ma charakter ironiczny, ten trik akurat działa, ale w innych miejscach niekoniecznie).
Przede wszystkim radzę ci doszlifować i uprościć składnię, poszerzyć zasób słownictwa oraz poeksperymentować z formą. Do opowiadania wkradła się pewna zachowawczość, a także powtarzalność słowna i konstrukcyjna, przydałby się zatem powiew świeżości i nieco luzu.

Logika:

Tylko w pierwszym rozdziale, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z opowiadaną historią, odczułam chaos w związku z lekami. Potem nie miałam już większych problemów ze zrozumieniem tekstu. Nie znalazłam też żadnych mniejszych czy większych nielogiczności świata przedstawionego.
Nieważne, jak abstrakcyjne dzieją się rzeczy, zachowują one wewnętrzną spójność. Wszystko, co ma miejsce w opowiadaniu, posiada przyczynę i skutek.
Decyzje bohaterów są dla mnie czytelne i logiczne; nawet jeśli robią coś, co może mi się nie podobać, jest to podyktowane ich wcześniej ustalonym charakterem i okolicznościami danego zdarzenia.
Nie ma sensu dalej się rozpisywać — mamy tu zwyczajnie do czynienia z dobrze przemyślaną historią. Po prostu brawo.

Błędy:
Stylowe przeszkadzajki:
— nadużywanie zaimków dzierżawczych (mój, moje, moim);
— nadużywanie zaimka względnego „który”;
— używanie zaimków osobowych (ona) w miejscach, w których wcale nie pomagają w sprecyzowaniu podmiotu;
— nadużywanie spójników: „to”, „i”;
— powtarzanie tych samych informacji bez potrzeby/w niewielkich odstępach tekstu;
— wygłaszanie oczywistości, pleonazmy;
— powtarzalne konstrukcje, np.: „i, imiesłów”;
— czasami zbyt długie zdania, zawijające spójnikami w dość odległe od siebie miejsca (od początku zdania do końca czasem chodzi już o coś całkiem innego);
— momentami miałam wrażenie, że nie używałaś tego spójnika, co trzeba (szczególnie na początku z „ale” i „a”);
— miejscami szyk zdania wydaje się nieco nienaturalny
— bohaterowie zdecydowanie zbyt często wzdychają.

Najczęściej popełniane błędy techniczne:
— niewielkie problemy z zapisem dialogów;
— powtórzenia tego samego wyrazu w dwóch następujących po sobie zdaniach, kiedy spokojnie można tego uniknąć.

Plusy i minusy opowiadania:
Plusy:
— strona techniczna;
— dopięcie wszystkiego na ostatni guzik;
— brak literówek, pomyłek i innych różnych dziwnych rzeczy;
— poprawa jakości z rozdziału na rozdział, coraz mniej błędów i wpadek składniowych;
— przemyślana treść;
— interesująca fabuła, którą odkrywamy razem z bohaterką;
— barwne opisy;
— intrygujący świat przedstawiony;
— klimat;
— protagonistka.

Minusy:
— za mało rozdziałów!;
— momentami ciężkie w odbiorze: chwilami dziwna składnia, przydługie zdania, wygłaszanie oczywistości i powtarzanie informacji.

Przydatne linki:
Ocena końcowa: 4 +
Ocenianie tego opowiadania było przyjemnością. Nie codziennie mamy u nas na blogu historie tak dobrze napisane i wciągające, zasługujące na równie wysoką ocenę. Nie jest idealnie, ale niewiele do ideału brakuje.
Widać, że się uczysz, starasz, poprawiasz błędy i dopieszczasz treść pod każdym względem, zarówno fabularnym, jak i technicznym. To właśnie twoje zaangażowanie i determinacja w publikowaniu kolejnych rozdziałów podobają mi się najbardziej, a zaraz po nich wykreowany przez ciebie świat Limbo i główna bohaterka.
Tuż po ocenie lecę zaobserwować bloga i niecierpliwie będę czekała na rozdział szesnasty. Jeśli to nie jest najlepsza możliwa rekomendacja, nie wiem, co nią jest.

53 komentarze:

  1. Dziękuję ślicznie za ocenkę! Gdy tylko się z nią ogarnę, to zostawię sensowny komentarz. (^_^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, jestem po dokładnej lekturze całej oceny i przyznaję, że odetchnęłam z ulgą, bo strachliwą osobą jestem. ;) Zresztą co ja gadam? Cieszę się, bo jest znacznie lepiej, niż sądziłam.
      Myślałam nad tym, jak napisać komentarz, żeby było składnie i ładnie, więc chyba zostawię ich kilka – możliwe, że w różnych odstępach czasu. ;)
      Na początku jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i przebrnięcie przez całość. Mam świadomość, że Dusze są ciężkie, ale taki był mój zamysł i chyba udaje mi się go trzymać.

      To lecimy. xD

      Odnośnie wyglądu bloga, a konkretnie grafiki. Uwierzysz, jeśli powiem, że tego nie widziałam aż do teraz? Zapyta ktoś – jak to możliwe? Niestety nie wiem, ale już nie raz złapałam się na tym, że widzę coś innego, niż jest w rzeczywistości. Chyba mam coś nie tak z mózgiem. ;) I tak, ja posługuję się zapisem „Zagubione Dusze” i może wychodzi, że błędnie, ale już tłumaczę dlaczego (i w sumie to będzie spojler) – chodzi o dusze głównej bohaterki. Dokładnie tak – „dusze”, a nie „duszę”. To jest moje takie podkreślenie tego faktu, który w przyszłości i dla czytelników stanie się jasny, więc akurat ten błąd pozostawię świadomie.
      I tu mnie zaciekawiłaś, bo u mnie grafika wygląda w porządku – nie jest ani rozmazana, ani rozciągnięta, ani też zbyt różowa (tu nawet powiedziałabym, że wpada w fiolet). Ale faktem jest, że czekałam do oceny i pozostawienia swojej odpowiedzi, żeby ową grafikę zmienić. ^^ Więc pewnie niedługo to zrobię, a tam informacja o pochodzeniu zdjęcia jest. Jedynym mankamentem może być to, że to co podoba się mnie, nie podoba się innym.
      Co do daty, to chyba kwestia przeglądarki, bo u mnie widnieje dokładnie między postem a rozdziałami. A że jest w pionie, to za niczym się nie chowa.
      Z gadżetem do zaobserwowania chodziło mi o coś zupełnie innego (bo przecież można zrobić, że awatary będą w odcieniach szarości). Po prostu nie sądziłam, że ktoś będzie na tyle zainteresowany, iż zechce zostać. Tak jak pisałam na początku, wiem, że Dusze są ciężkie i mogą zniechęcać, a w dodatku, gdy zaczynałam je pisać, miały być tylko odskocznią od innej historii. Z czasem jednak wysunęły się na pierwszy plan, więc może przy zmianach dorzucę ten gadżet. ;)

      Przy niektórych wrzuconych przez Ciebie cytatach nie miałam pojęcia, o co chodzi. Czytałam je kilka razy i dostawałam olśnienia, że tam były powtórzenia. Wracając do początku oceny, spojrzałam jeszcze raz na „legendę”, i wiesz co? Zapomniałaś podkreślać powtórzenia. Albo formatowanie nie zadziałało. Ale spoko, ogarnęłam się z tym. xD

      Usuń
    2. Zajęło mi to parę dni, ale wreszcie przychodzę z odpowiedzią. :)
      Przede wszystkim cieszę się, że ocena pozytywnie cię zaskoczyła. Dusze okazały się naprawdę fajnym opowiadaniem, więc przebrnięcie przez tekst okazało się całkiem łatwe.

      Mam nadzieję, że się nie pogubimy w tych wszystkich komentarzach. :3 Będę się starała odpisywać w miarę czytelnie.

      Zdążyłam cię już na tyle poznać, że uwierzę. :D O grafice i tytule nie będę się powtarzać, bo o tym pisałam ci w wiadomości, natomiast co do daty masz rację. Czytałam opowiadanie na Mozilli i właśnie tam data świruje, natomiast na Chrome jest już okej. Trochę to niefortunne, muszę przyznać, ale nie mogę powiedzieć, żebym spotkała się z czymś takim pierwszy raz. :\ Podeślę ci później screena, żebyś wiedziała, jak to wygląda.
      Naprawdę? Na takie wytłumaczenie braku obserwatorów nigdy bym nie wpadła. Myślę, że spokojnie możesz ich w takim razie dodać. Chętni na pewno się znajdą. ;)

      Formatowanie to zło. XD Wklejałam tekst z podkreśleniem, ale ewidentnie blogger postanowił mnie zignorować. Już to poprawiłam.

      Usuń
  2. I tu się zaczynają schody. xD Możliwe, że będę dziesięć razy się powtarzać. ;)
    Ale może najpierw ogólnie.

    Co do błędów – nie mam o czym dyskutować. Wkradały się i wkradać się będą. W dużej mierze to jednak moje niedopatrzenie, a nie niewiedza, więc załamywać się nie będę. Gdzieś tam po drodze czas przestawiłam, zamiast „tę” wpisałam „tą” albo „czułam”, a nie „poczułam” – pouciekały mi przy sprawdzaniu, więc na pewno to wszystko popoprawiam. No i inne kwiatki, które nie wiem skąd się wzięły, również. :D

    W przypadku „ale” i „a” masz świętą rację. Często i gęsto stawiam je na odwrót i tego nie widzę, dopóki ktoś mi nie wskaże. Czytanie po dłuższym czasie wcale nie pomaga, zresztą tak samo jak czytanie na głos. :/ W tym przypadku muszę się bardziej skupić (jak i w innych) albo liczyć na dobre duszki, które pokażą mi, że powinno być inaczej. ;)

    Sama doskonale zauważyłaś, że na coś się uprę, zapominam o tym na jakiś czas i znów do tego wracam – wiem o tym i cholernie ciężko mi to opanować. :/ Stąd te blondynki i brunecie w początkowych rozdziałach, później nie, a w ostatnich znów się pojawiają – wiem, że tak nie powinno być; obiecuję poprawę.
    Nadużywanie „który”, „bo” i „i” – wiem, zauważyłam to całkiem niedawno i próbuję nad tym zapanować. ;)

    O dialogu, trochę wstyd, nie wiedziałam. A tyle czytałam! I za każdym razem chyba musiałam omijać ten punkt albo nie wiem co. Już się dokształciłam w tym temacie, choć nie wiem jeszcze jednej rzeczy. W sumie nie mogłam tego znaleźć w Internecie, więc otworzyłam książki i przeglądałam dialogi, a teraz szukam potwierdzenia. :3
    Czy jeśli po wypowiedzi bohatera następuje narracja związana z jego reakcją oraz jakieś działanie innego bohatera, może być ciągiem?
    – Wyglądasz ślicznie – powiedział Mateusza, a ja zachichotałam zawstydzona.
    Czy ten powyższy przykład jest poprawny czy nie? Według książek – tak. Ba, nawet znalazłam po wypowiedzi narrację z reakcją trzech bohaterów i szczerze powiem, że trochę mi to namieszało. Więc jakieś dodatkowe wyjaśnienia mile widziane. ;)

    Dopowiadanie dlaczego, po co i w ogóle (bo jest tego dużo, wiem) – zostało mi zarzucone, że nikt nie siedzi w mojej głowie i nie wie, dlaczego ta postać zrobiła to, a tamta powiedziała tamto. Więc chyba wzięłam sobie te uwagi zbyt do serca i dopowiadam, żeby nie było wątpliwości. I choćby pisząc o podchodzeniu do samochodu – część, którą zaznaczyłaś jako zbędną – wyobraziłam sobie TĘ osobę mówiącą „to co? usiadła za kierownicą?”. I później tak samo wychodzi, że niby coś jest oczywiste lub zbędne, ale to umieszczam.

    Szyk w zdaniach – a tu Ci powiem, że ja tak po prostu mówię i dla mnie to jest zupełnie naturalne. :D

    Kursywa w niektórych miejscach to i moje przeoczenia i żyjąca własnym życiem edycja tekstu. A w przypadku sceny z chłopcem w szpitalu, to po prostu moja skleroza. xD

    Odnośnie wielokropka – na ogół wstawiam je tylko wtedy, gdy ktoś przerwie wypowiedź. Ale też gdy ktoś się nad czymś zastanawia, a po chwili traci tym zainteresowanie i przechodzi dalej. Nie chciałam wymuszać poszukiwań jakiejś refleksji, bo chyba w każdym przypadku jej po prostu nie ma.

    Z zaimkami masz całkowitą rację. Będę musiała się na tym bardziej skupić.
    Tyle rzeczy do zapamiętania. O_o

    O! Pojawiły się podkreślenia. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli, to damy radę. Sama pewnie parę razy się powtórzę. ;)

      „Błędy” — dokładnie, nie ma się co z tego powodu załamywać. I tak dobrze stoisz z błędami — w tekście było ich niewiele, więc jak już poprawisz to, co wypisałam, wyjdzie miodnie. ;)

      „Ale” i „a” naprawdę mnie zaskoczyły — wcześniej nie spotkałam się z sytuacją, żeby ktoś je zamieniał. Nie wiem, na ile pomogłoby ci wczytanie się w definicje słownikowe, ale raczej nie zaszkodzi. Może przy czytaniu książek staraj się zwracać większą uwagę, w jakich sytuacjach pojawia się które i jakoś z czasem mózg sobie wyrobi odpowiedni zapis? Innego pomysłu nie mam.

      „Upartość” — zauważyłam. ;P Poprawiaj prędko. Może zrób sobie w dokumencie listę rzeczy, których musisz się pozbyć, a które masz dodać i sprawdzaj sobie z nią tekst. Cltrl+f i do przodu. :D Pewnie głupio to brzmi, ale póki nie wychodzi ci naturalnie, może zadziałać. Ewentualnie daj tę listę becie, niech cię ściga. ;)
      W każdym razie dobrze, że sama widzisz sporo problemów i próbujesz z nimi walczyć. To najważniejsze. :)

      „Dialogi” — może tak troszkę. ;P Faktycznie może się tak zdarzyć i wtedy nie jest to błąd — główne skupienie wciąż jest na pierwszym bohaterze. Byle nie ciągnąć potem reakcji tej doczepionej postaci w kolejnych zdaniach w tym samym akapicie. No i to trochę taki wyjątek od reguły, więc lepiej, żeby nie korzystać z niego przesadnie często. ;)

      „Dopowiadanie” — nie wiem na ile precyzyjnie się wysłowiłaś, ale wyjaśnienie „dlaczego” jakaś postać coś robi i wypisywanie po kolei każdego jej mrugnięcia to trochę inne kwestie. Można prześledzić każdy krok bohatera i dalej nie rozumieć motywacji kierującej jego czynami. W końcu zachowanie nie zawsze zgrywa się z intencją. ;) Zakładam jednak, że chodzi ci tu bardziej o to, że postać np. je kanapkę, a zaraz potem już jedzie autobusem i nie ma przy tym żadnego przejścia. Wszystko rozbija się o skalę i kontekst — dużo rzeczy jest tak naturalne, że nie pomyślałabyś, że można w tej sytuacji zrobić coś innego i wtedy dopowiadanie denerwuje. Jeśli jednak dzieje się coś niespodziewanego, wytłumaczenie może okazać się przydatne. No i powiem tak — ta hipotetyczna osoba jest straszna i okropnie przesadza. Ja bym jej odpowiedziała z przekorą pewnie coś w stylu: „nie, na dachu, i przebiera nogami w powietrzu, a auto samo jedzie”. A najlepiej kopnęła ją w tyłek, żeby poleciała daleko, daleko, aż za horyzont. :D Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie zasypywać czytelnika takimi oczywistymi oczywistościami, bo to, cóż, nudne. Nie mówię, żebyś od razu skakała z jednej rzeczy na drugą, ale zdecydowanie przyda się nieco balansu. Teraz niestety przeszłaś ze skrajności w skrajność.

      „Szyk” — każdy ma jakiś tam swój styl wypowiedzi, to fakt, ale przy pisaniu trzeba się jednak trochę powstrzymywać. :P Co na żywo przejdzie i w razie czego niezrozumienie da się wyjaśnić na miejscu, tak w literaturze nie ma już tak łatwo. Za to w dialogach można to świetnie wykorzystać, choćby do kreacji mowy jednej z postaci. ;)

      „Kursywa” — czasem głowiłam się, jak wytłumaczyć jej istnienie, a wyjaśnienie okazuje się takie prozaiczne. :D

      „Wielokropek” — gdy ktoś przerwie wypowiedź — wtedy się nie czepiam, jest poprawnie. ;) Teoretycznie mogę przyjąć wersję z traceniem zainteresowania, tylko że nowy akapit i zmiana tematu na coś zupełnie innego sugeruje właściwie dokładnie to samo. Dwukrotne podkreślanie tego faktu wydaje się trochę przesadą. Chyba, że koniecznie chcesz pokazać roztrzepanie jakiejś postaci, jej ciągłe gubienie wątku i tak dalej, no ale, jak wspominałam w ocenie, nie dawaj tego wszystkim.

      „Dużo do zapamiętania” — zapisuj sobie w punktach. ;) Choćby było mało, naraz się nie da wszystkiego spamiętać. :P

      Usuń
    2. „Ale” i „a” – definicje słownikowe znam. W ogóle jestem osobą, która wszystko sprawdza – czegoś nie wiem, nie jestem pewna, zainteresowała mnie jakaś bzdura. Czytam, szukam, porównuję. Mylenie „ale” i „a” nie mam od dziś, i w sumie takich dziwnych rzeczy znalazłabyś u mnie znacznie więcej. ;) Może ma to związek ze sposobem mojego myślenia (wiem jak to dziwnie brzmi xD)? Albo z tym, że nigdy nie przepadałam za językiem polskim i bliżej była mi matematyka? A może to dlatego, że gdy miałam kilka miesięcy spadłam z przewijaka. Mama zapewniała mnie, że lądowanie miałam miękkie i nic mi się nie stało, ale kto tam ją wie? xD

      „Upartość” – kobieto! Ja czasu na napisanie odpowiedzi nie mam, a gdzie tu jeszcze listę robić! xD Ale w sumie to dobry pomysł. ;)

      „Dialogi” – prześlę Ci zdjęcie z książki albo nawet z książek, bo chciałabym tak mieć co do tego wszystkiego pewność, a jeszcze mam małe wątpliwości. ;)

      „Dopowiadanie” – ja i moje skrótowce. :3 Chodziło mi o typowe dla mnie dopowiadanie oczywistości. Tak jak napisałaś, niektóre rzeczy są tak naturalne, że można spokojnie je pominąć, ale ja i tak je wciskam. No cóż, wyplenienie tego pewnie mi trochę zajmie, bo jednak siedzi to we mnie dość głęboko. Nikt wcześniej nie powiedział mi „nie rób tak, do cholery!”, a może wcześniej był zaczęła to kontrolować?
      A co do tej osoby – teraz pewnie bym jej tak powiedziała, wtedy jeszcze nie potrafiłam. :/

      „Szyk” – tylko właśnie o to chodzi, że ja tak mówię i nie widzę/słyszę, że coś jest nie tak, bo wydaje mi się, że jest w porządku. ¯\_(ツ)_/¯

      Usuń
    3. „Ale i a” — Zdecydowanie ci się to chwali. ;) Cóż, tyle opcji. :3 Każda ma pewnie w sobie ziarno prawdy, no, może poza tą z przewijakiem. Maluchy są wbrew pozorom dość odporne na upadki. :D

      „Upartość” — hah, co mogę powiedzieć, sztuka wymaga poświęceń.

      „Dialogi” — okej, możesz słać, ale ekspertem nie jestem. Zawsze może się jakiś mało znany wyjątek od reguły czy coś w tym stylu, o którym nie mam pojęcia.

      „Dopowiadanie” — Trzymam za ciebie kciuki. :) No i coby cię chociaż trochę pocieszyć powiem, że takie dopowiadanie jest zaskakująco częste. Autorzy zazwyczaj dzielą się na dwa obozy — takich, co opisują wszystko i takich, co nie opisują niczego. Widać wszyscy lubimy skrajności.
      W takim razie dobrze, że teraz masz już na to odwagę. :)

      „Szyk” — w takim razie chyba jesteś zdana na betę i czytelników.

      Usuń
  3. A teraz to ja może zacznę od końca. ;)

    Narracja:
    zdaję sobie sprawę, że nadal trochę kuleje i staram się nad tym pracować. Wydaje mi się, że jest znacznie lepiej, niż było kiedyś. Niestety, jak już zaznaczyłam, gdy skupię się na jednym, to inne mi ucieka.

    Fabuła:
    tu się cieszę, bo już zaczęło mi się wydawać, że zostawiam same pytania, ale skoro jakieś odpowiedzi widać, to nie jest źle. xD
    Liczby przerażają. O_o Jednak mam nadzieję, że w końcu uda mi się częściej publikować i napisanie Dusz zajmie mniej czasu niż dwa lata.

    Wątek romansowy – cóż, tu inaczej wygląda Twoja interpretacja niż moje założenia. Mogę jedynie zapewnić, że nie będzie wyznawania sobie miłości ani nic z tych rzeczy. Ba! Nawet całować się nie będą. xD I w sumie nadal nie wiem, skąd u Ciebie przeświadczenie o miłości od pierwszego wejrzenia. Na obecną chwilę to tu nie ma żadnej miłości.
    Zresztą wydaje mi się, że gdy pozna się motywy Jareda, to wszystko będzie wyglądać nieco inaczej.

    A kto powiedział, że wrota są przejściem do Limbo? xD

    Bohaterowie:
    Blanka – opisałaś ją tak, jak sobie wymyśliłam. Cieszy mnie to, bo wychodzi, że zrobiłam ją dobrze. :) Miała być sprzeczna, inaczej postrzegać świat, wiele rzeczy nie rozumieć albo reagować nie tak jak się reagować powinno. Nawet to plątanie się w zeznaniach nie jest przypadkowe. Więc no. Cieszę się. :3

    Jared – cóż, on też wyszedł tak jak powinien. Ideałem nie jest, ma swoją przeszłość i jego postępowanie oraz zachowanie ma wytłumaczenie. I nie chodzi o przeznaczenie i wpychanie go na siłę Blance. Można powiedzieć, że został poniekąd wykorzystany. Nie żebym go usprawiedliwiała, ale po prostu można będzie zrozumieć jego postępowanie. Więc mimo że dobrej opinii obecnie nie ma, to i tak się cieszę, bo wyszedł okej. :)

    Dahlia – tu nieco szaleńczo się zaśmiałam. Taka nijaka, może i nawet pospolita, nie? Super. ;) A ogrodnictwo to Ty zostaw Danielowi, on biega z kosiarką.^^ A w ogóle Daniel – przyznaję się bez bicia, że wyszedł przypadkiem, bo początkowo miał być dupkiem. Poza tym chyba jest najbardziej w porządku postacią. I to wobec wszystkich. Ostatecznie taki mi się podoba i pewnie taki już zostanie. :3

    Z idiolektem mogę mieć problem, ale postaram się i nad tym popracować. Dziękuję za wskazanie tego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisy:
      dopiero czytając ocenę, uświadomiłam sobie, że faktycznie Blanka głównie tylko widzi. Muszę się koniecznie nad tym pochylić – nawet już pierwsze kroki ku temu poczyniłam. :)
      Siarka jest już oklepana. xD Jakieś zawodzenie, warczenie, smród zgnilizny... coś się ogarnie. ;)

      Powiem szczerze, że nie przywiązuję większej wagi do wyglądu bohaterów. Wychodzę z założenia, że każdy może wyobrazić sobie ich na swój sposób, dlatego tak mało podrzucam.
      Co do wyglądu Jareda, to czegoś do końca nie rozumiem. Napisałaś, że starałam się oprzeć jego wygląd na wyglądzie Daniela, ale że jak? Nie napisałam przecież, że Jared w porównaniu do Daniela był taki i taki. Napisałam, że Daniel był szczupły i smukły, a Jared barczysty z wyraźnie zarysowanymi mięśniami pod koszulką. Poważnie nie widzę tutaj opierania wyglądu jednego mężczyzny o drugiego. Chyba że chodziło Ci o to, że napisałam, iż wyglądali niemal identycznie – tu się zgodzę, ale jak wspominałam wcześniej – nie przywiązuję do tego większej wagi.

      Styl:
      Staram się, cały czas się uczę i wychodzi to różnie. Jednak cieszę się, że nie ma tragedii. ;) Co do powtarzania różnych rzeczy i niepotrzebnych szczegółów – już napisałam skąd to się u mnie wzięło, co wcale nie oznacza, że się z Tobą nie zgadzam. W wielu przypadkach na pewno mogę skrócić opis, użyć innego słownictwa, dzielić zdania na krótsze, ale też muszę uważać, żeby nie iść właśnie w drugą stronę aż za bardzo. Jakby nie patrząc, wszystkie te elementy budują mój styl pisania. ^^

      Za to z określoną pulą zachowań bohaterów nie mam co polemizować. Zauważyłam przy pisaniu ostatniego rozdziału – trochę późno, ale lepiej niż wcale, nie? :D

      Logika:
      tutaj to się uśmiecham od ucha do ucha, bo bałam się, że nie wszystko ze sobą gra – przynajmniej dla czytelnika. Plan ułożenia co z czym, dla kogo i po co trochę mi zajął i wymęczył, więc super, że się nie zakręciłam.

      Chyba wszystko jest, więc przejdę dalej. ;)

      Usuń
    2. „Narracja” — widać tu postępy. Zresztą jak we wszystkim. Niestety nie bardzo wiem, co poradzić na zbytnie skupienie na jednym aspekcie i zapominanie o drugim, bo też miewam z tym problemy. :P

      „Fabuła” — jak dla mnie było parę odpowiedzi, chociaż pytań bez dwóch zdań pojawiło się więcej.
      Oj przerażają, dlatego właśnie o nich wspomniałam. Dobrze mieć świadomość, ile coś takiego może zająć. Też mam taką nadzieję. :3

      „Wątek romansowy” — co to za wątek romantyczny bez wyznawania sobie miłości, no jak to tak, ja się pytam? XD Ale serio, prawdopodobnie zinterpretowałam wszystko „za bardzo”, jednak tylko przez to, że obiecałaś mi na starcie romans (masz go wypisanego w zgłoszeniu) . Miał być romans, to szukałam romansu i podkładałam wszystkie sceny pod standardowy, uroczy romansik. Miłość od pierwszego wrażenia to może trochę skrót myślowy — po prostu ze wszystkich bohaterów ta dwójka — w dodatku narratorów — interesuje się sobą nawzajem najbardziej, co wysnuwa pewnego rodzaju oczekiwania w czytelniku. Mamy parę bohaterów zainteresowanych sobą nawzajem, chcących się sobą opiekować, spotykać, rumieniących się do siebie i tak dalej — jak w mordę strzelił przepis na romans. :D Brak wyznawania miłości i całusów za to na pewno mogę uznać za odświeżające. Jeśli tak będzie, to się cieszę.

      „Wrota” — nikt nie powiedział. Po prostu wydało mi się to sensowne — w końcu to drzwi, a bohaterka, było nie było, podróżowała póki co jedynie do Limbo. :P

      Bohaterowie:
      „Blanka” — no to nie zostaje nic innego jak i mnie się cieszyć. ;)

      „Jared” — zaintrygowałaś mnie tym wykorzystywaniem. Jared z całą pewnością ma potencjał na niejednoznaczną postać. Nie każę ci robić z niego potulnego miśka; po prostu było go na razie trochę za mało, żeby w pełni zrozumieć jego motywacje — choćby jeśli chodzi o jego przeszłość, którą powoli odkrywasz.

      „Dahlia” — o kurczę, aż się boję, co dla niej szykujesz. O.O Brzmi na pewno... obiecująco. Jak dla mnie i Daniel może biegać z kosiarką, nawet z łopatką i doniczką. Hobby mu na pewno nie zaszkodzi. Parafrazując Boba Rossa — nie ma pomyłek, tylko szczęśliwe przypadki. ;)

      „Idiolekt” — nie jest to łatwa rzecz, ale szczerze zachęcam do prób. Proszę bardzo. :)

      Usuń
    3. „Opisy” — w 8 na 10 opowiadaniach bohaterowie głównie widzą, to pewnie takie nasze przyzwyczajenie z oglądania filmów na kanapie. Może gdybyśmy chodzili ciągle na te wszystkie seanse ze spryskiwaczami czy dmuchawami do kina, byłoby z tym lepiej. ;) Inne zmysły naprawdę potrafią zrobić różnicę — jeśli dobrze się je wykorzysta, czytelnik poczuje się dosłownie, jakby był razem z bohaterami.
      Prawda — rzuciłam po prostu pierwsze, co przyszło mi do głowy. :D Jak się ogarnie, to super.

      „Wygląd Jareda/bohaterów” — tak, dokładnie o to mi chodziło. I możesz nie przykładać do tego wagi, ale w tym momencie strasznie się zdezorientowałam. Bez skutku próbowałam wyszperać w pamięci wygląd Daniela. No bo w jaki sposób są identyczni, kiedy nie wiem, jak wyglądają? To kompletnie bez sensu. W efekcie mam już nie jedną, a dwie niewiadome. I chociaż potem dodajesz zdanie o sylwetce, zdezorientowanie zostaje, bo przytłoczyło wszystko inne. A wystarczyło do tej pory rzucić dwa zdania, że Daniel spojrzał na Blankę wrogo lodowatymi oczami albo że założył na piersi ręce o długich, pajęczych dłoniach i już jakiś tam obraz malowałby się w mojej głowie. Naprawdę nie trzeba dużo.
      Niestety bez interesującej bazy, na której czytelnik może zbudować obraz bohatera, nie ma czego sobie wyobrażać. Sam z siebie nie wymyśli z powietrza, jak ktoś wygląda. Przykładowo ja — bez opisów nie wyobrażam sobie nic, po prostu czytam ciurkiem dialogi. :P
      Kreowanie wyglądu bohaterów i tego, jak on wpływa na ich życie może bardzo fajnie budować całą postać — osoba niska nigdzie nie dosięga, jest brana za dziecko albo wyśmiewana, szczególnie jeśli jest facetem. Ktoś gruby szybko się męczy, nie może wejść na trzecie piętro bez sapania, będzie brał zawsze windę. Ktoś, kto dobrze wygląda, wykorzystuje to do przekonywania innych do swoich racji, będzie sprawiać wrażenie kogoś, komu można zaufać. Osoba wychudzona nie będzie miała siły podnieść siatki z zakupami.
      Nie musisz opisywać dokładnie każdej części ciała — bo to strasznie nudne i nikomu niepotrzebne — ale na przykład szczegółami budować wrażenie, jakie dana osoba sprawia — ciężkie brwi nadają groźnego wyglądu, jasne włosy dodają niewinności, kocie ruchy lekkości, prosta postawa elegancji. Gniazdo na głowie roztrzepanie, staromodne, niedopasowane ubrania nieprzywiązywanie uwagi do wyglądu, obgryzione paznokcie stres.
      Nie mam nic przeciwko ograniczonej ilości opisów bohaterów, byleby te, które są, zapadały w pamięć. Do tego potrzeba szczegółów, a np. kolor włosów czy ogólny opis sylwetki średnio się do tego nadają. Potrzeba czegoś charakterystycznego. Czegoś czego można się uczyć np. od bab plotkujących na ulicy — ta z wąsem, ten brzuchaty, nosacz, kościotrup itd. XD Nie muszą nawet używać imion, każda wie, że owieczka to Halinka z trwałą na głowie. Wady mocniej zapadają w pamięć niż zalety, sprawiają, że bohaterowie wydają się bardziej ludzcy. Wyobrażając sobie Jareda, widzę jakiegoś przystojnego typa, jakich na pęczki w opkach. Nie ma w nim nic ciekawego poza tatuażami. Daniel, który tatuaży nie ma, muskułów zresztą też, całkiem nie ma się czym wyróżniać, dosłownie człowiek widmo.
      Może więc warto nieco bardziej się przyłożyć? Nie w takim standardowym sensie z listą zawierającą numer buta ani nudną, szkolną charakterystyką, ale takim, który lepiej pozwoli na lepsze zaprezentowanie czytelnikowi postaci?

      „Styl” — tragedii na pewno nie ma. Dokładnie, oby nie przesadzić w żadną stronę. Na pewno nie chciałabym, żebyś pozbyła się swojej charakterystyczności. :)

      „Pula zachowań” — pewnie, samokrytyka to podstawa, nawet jeśli trochę spóźniona. ;)

      „Logika” — w takim razie bardzo mnie to cieszy — widać, że praca nie poszła na marne. :)

      Usuń
    4. „Wątek romansowy” – jak mamy być szczegółowe, to w zgłoszeniu mam, że z wątkiem, a przecież pojawili się Amy i Brad, nie? :3 A tak poważnie, to za nic nie chciałam i nadal nie chcę, żeby ten wątek wysuwał się na pierwszy plan i prowadził historię, ma być on dodatkiem i ja go tak traktuję. I nie będę ukrywać, że Blanka i Jared mogą stanowić parę, ale na pewno nie teraz i nie za kilka rozdziałów.

      „Wygląd bohaterów” – wiem o co masz na myśli i co mi próbujesz przetłumaczyć. ;) I tutaj chyba właśnie chodzi o to, czego ja czy też Ty oczekujemy podczas czytania książki. Mnie często w ogóle nie obchodzi, jak wyglądają bohaterowie czytanej książki. Skupiam się bardziej na tym jacy są, co robią i ogólnie co się dzieje. Pewnie przez to ja nie skupiam się na tym, przedstawiając własnych bohaterów. Ale masz rację, że można przedstawić ich w fajny sposób i nie robić z tego szkolnej charakterystyki. Jednak ja nadal nie wiem, czy tego chcę. I to będzie największy mój problem. ;)

      Usuń
    5. „Wątek romansowy” — Nie ma tak łatwo. :P Nikt nie weźmie wątków trzecioplanowych pod uwagę. Póki co, jak na moje oko, wątek Blanka-Jared plasuje się za demonicznymi przygodami bohaterki i jej przemyśleniami, a przed wątkami rodzinnymi, czyli jest całkiem ważny. Jeśli nie chcesz, żeby zajmował tak wysokie miejsce, musiałabyś chyba zmniejszyć nieco jego czas antenowy albo zwiększyć przebywanie Blanki z najbliższymi. Mówię oczywiście o stanie dotychczasowym, bo nie mam pojęcia, jak to zaplanowałaś na później.

      „Wygląd bohaterów” — doskonale widać tu twoje podejście typu „go big or go home”. :D Przecież wcale nie musisz tych opisów dawać przesadnie dużo. Na początku możesz wrzucać po jednym, dwóch zdaniach na rozdział, żeby wybadać grunt. A nuż ci się spodoba? W końcu gust człowiekowi cały czas się zmienia. No i warto wziąć pod uwagę czytelników, którym te kilka słów opisu pomogłoby lepiej wczuć się w bohaterów. A jak po tym całym eksperymencie stwierdzisz, że dalej ci się to nie podoba, to nic nie stracisz, bo zawsze możesz wrócić do dawnych metod, a pojedyncze zdania pousuwać z rozdziałów. ;) Wracając na koniec do moich oczekiwań — czytając książki jakoś przesadnie nie interesuje mnie wygląd postaci, ale lubię, kiedy mogę poczuć ich „aurę”, mieć w głowie jakieś skojarzenie przywodzące ich na myśl, coś, o co mogę się zahaczyć.

      Usuń
    6. „Wątek romansowy” – oj tam, czepiasz się. ;) No ale tak całkiem poważnie i między nami. ;) Tak, Blanka-Jared, oni kwalifikują się do tego wątku, ale w sensie takim, jak pokazują to książki młodzieżowe. Przynajmniej nie chcę tego tak zrobić i z tego co sobie zaplanowałam, to tak wyglądać nie będzie. Ale szczerze nie wiem, gdzie będzie się ten wątek plasował za kilka rozdziałów, choć mam nadzieję, że nie będzie odbierany jako najważniejszy.

      „Wygląd bohaterów” – zobaczę co mi z tego wyjdzie. Nie obiecuję, że tak zrobię, ale solidnie to przemyślę i może gdzieś tam powrzucam co nieco. ;)

      Usuń
  4. I czas na same rozdziały. Może i powinnam się zamknąć i przyjąć to, że czegoś nie widać albo coś, ale z chęcią podyskutuję, bo nie wszędzie uważam, że tak faktycznie było. :D
    A chwilami to nawet zabawnie było czytać niektóre uwagi, bo w Duszach wiele spraw oparłam na wydarzeniach z własnego życia. Zresztą niektóre nawyki bohaterów są zaczerpnęłam od siebie i ludzi mnie otaczających. Ale do rzeczy. ;)

    Rozdział pierwszy
    Mam problem z tym „wciąż” i nie do końca wiem, jak przedstawić to zrozumiale. Możliwe, że winą jest tutaj samo postrzeganie tego słowa przeze mnie. Dla mnie oznacza tyle, że Blanka ciągle gapiła się przez okno. Od samego wejścia stanęła przy nim i patrzyła. Nic więcej ją nie interesowało, nawet to co przekazywał siostrze lekarz, a przecież tyczyło się to właśnie jej (stąd też późniejsze sprzeczności w myśleniu Blanki w temacie leków).
    Hmm... a może tak inaczej. Czas leci, a ona się w ogóle nie rusza sprzed okna, tylko ciągle się gapi.
    Jeśli pominęłabym to słowo, to można by odebrać tę scenę tak, że Blanka akurat w momencie przekazywania konkretnych wskazówek Dahlii, patrzyła przez okno, a wcześniej, powiedzmy, chodziła i rozglądała się po gabinecie.
    Przynajmniej taki mi się wydaje. :)

    Kwestia „godziła się” – owszem, Dahlia sama to wymyśliła i jak później się dowiadujesz, to nie była to pierwsza próba. Blanka jednak postrzega to zupełnie inaczej. Uważa, że to lekarz chce się jej pozbyć.
    Tego typu nieścisłości są tu zamierzone. Nie twierdzę, że wszyscy tak mają, ale wiem, że niektóre osoby traktują tych, którzy starają się im pomóc jak wrogów. Widzą ich zupełnie inaczej niż reszta; uważają, że tamci chcą ich skrzywdzić.

    Potrząsać głową można również po to, aby pozbyć się z niej myśli – teoretycznie – więc przy zaprzeczeniu pozostawiać samo potrząsanie, a w drugim przypadku dopisywać? Bo w sumie jeśli nie będzie chodziło o zaprzeczenie, to można opatrznie to potrząsanie zrozumieć.

    A coś mnie naszło odnośnie „mruczenia”. Napisałaś, że z definicji mruczenie jest ciche, ale można powiedzieć i nie raz się z tym spotkałam – że kot głośno mruczy, gdy się go drapie tam gdzie lubi. Więc w przypadku kota mruczenie może być i głośne i ciche, a w przypadku silnika już nie? Wiem, że to taka duperela, ale mnie to zaciekawiło.

    Widzenie przez Blankę zjaw a leki i zabieranie ją do domu przez Dahlię – jak gdzieś tam wyżej napisałam, Blanka widzi wszystko inaczej niż faktycznie jest; ona nie uważa, że lekarz chciał jej pomóc, za to Dahlia wie, że on szukał rozwiązania problemu. Zresztą w tym wszystkim jest jeszcze jedna kwestia – to o czym wie Dahlia i to ukrywa. Idąc dalej – tutaj muszę zapytać, co masz na myśli pisząc „hamują”? Bo owszem, napisałam, że zjawy zanikały, ale nigdzie nie podałam, że znikały czy też Blanka przestawała je widzieć. Użyłam „zanikać” w kontekście „blaknąć”. Zjawy stawały się mniej wyraźne, a sama ich obecność była Blance wtedy obojętna, przestawała się ich bać.
    Wydaje mi się, że tu problemem w odbiorze może być samo użycie słowa „zanikały”, ale pewności nie ma. ;)
    A co do samych leków – nie odstawili ich, po prostu przestali zmieniać – tak chyba robią w każdej dziedzinie medycyny, jeśli trafią z lekiem.

    Podsumowanie rozdziału:
    W którym momencie napisałam, że Blanka nie bierze leków? Domyślam się, że chodzi o „Kiedy brałam tabletki, jakoś funkcjonowałam”. Nie miałam zamiaru powodować, żeby było odebrane to jako raz branie a raz nie. Zwyczajnie nie chciałam mieszać czasów i stąd może tak to zabrzmieć. Jeśli zamienić by to na czas teraźniejszy, ten problem by zniknął?
    W przypadku skuteczności leków – nie widzę tu większego problemu. Blanka stwierdza, że „jakoś funkcjonowała”, a nie, że normalnie – ważne jest tu to jakoś. Można złamać nogę i jakoś sobie radzić, ale wcale nie oznacza to, że będzie się poruszać jak ze sprawną nogą.
    A to, że ma ich nie brać – tu znów wracam do myślenia Blanki, które nijak ma się do rzeczywistości.

    Opis pogody na początku pojawił się dlatego, że wtedy nie miałam pojęcia jak to wszystko zacząć. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z chęcią poznam twoją opinię na temat rozdziałów. Autor ma zawsze inny punkt widzenia niż czytelnik, więc fajnie będzie porównać różnice.
      Czerpanie od siebie i innych to całkiem spoko pomysł — byleby po przełożeniu na fikcyjną rzeczywistość miało to sens i wynikało naturalnie z charakterów postaci.

      Rozdział pierwszy
      „Wciąż” — zacznę od tego, że czytelnik nie może wyobrazić sobie sceny zaczynając od końca i wracając do początku. Nikt nie będzie z każdym kolejnym szczegółem przebudowywał obrazka na nowo, może jedynie dokładać kolejne cegiełki, które pasują do wcześniejszego krajobrazu. Scenę buduje się stopniowo, chronologicznie. Jeśli zaczynasz pogodą — wyobrażam sobie pogodę i tylko pogodę. Piszesz „siostra” — w kadrze pojawia się siostra, piszesz „lekarz” — materializuje się lekarz. Choćby stali tam od miliona lat, zauważę ich obecność dopiero, gdy o niej wspomnisz. Dlatego niemożliwe jest, by Blanka w oczach odbiorcy przed patrzeniem w okno robiła cokolwiek, bo przecież wtedy jeszcze nie istniała. Nikt nie wyobrazi sobie, jak wchodzi do gabinetu, idzie do okna i tam przystaje. Ona „rodzi się” wmurowana w okno.
      Oczywiście „wciąż” może oznaczać ciągłość wykonywanej czynności, po prostu w tym kontekście nie do końca ono nie pasuje. Na siłę można tak napisać, tyle że, jak wspomniałam, nie ma żadnego „wcześniej”. Dlatego „wciąż” wydaje mi się zbędne.

      „Godziła się” — OK. ;)

      „Potrząsanie” — faktycznie, to słowo może oznaczać dwie rzeczy, choć dla mnie bardziej ich miks — pozbywanie się myśli to też w pewien sposób zaprzeczanie, nawet jeśli samemu sobie, i na odwrót. Myślę że najlepiej oprzeć się na kontekście zdania — od niego w dużej mierze zależy, co to słowo będzie znaczyło i jak czytelnik je zinterpretuje. Najbezpieczniej oczywiście będzie do zaprzeczania użyć „kręcenia głową”.

      „Mruczenie” — zauważ, że sama napisałaś, że kot może mruczeć „głośno”. I to ma sens, bo opisujesz wtedy coś, co z natury jest ciche i zaznaczasz, że w tym przypadku jest inaczej. Natomiast pisząc „zamruczał cicho” to nic innego jak „włączył się cicho cicho”. Zasada jest taka sama w przypadku kotów, jak i aut.

      „Zjawy i leki” — OK, tylko musisz mieć świadomość, że celowo robisz zamieszanie i ktoś może się w tym wszystkim pogubić — choćby ja. Taki urok pierwszoosobówki z niewiarygodnym narratorem. Przede wszystkim zalecałabym dawać różnice tam, gdzie czytelnik może porównać obie wersje. Skonfrontować to co, mówi Blanka z tym, jak wyrażają się o problemie inni bohaterowie. Doktor pojawił się tylko na pół rozdziału — zakrzywianie rzeczywistości wygląda wtedy na marnowanie uwagi czytelnika, którą mógłby skupić na ważniejszych wątkach.

      „Zanikanie” — nie wiem jak inni, ale jeśli zjawa zrobiłaby się o 20% bardziej przezroczysta to wcale nie bałabym się jej mniej. Przecież dalej bym ją widziała. Dlatego takie wytłumaczenie uznałam za nielogiczne i szukałam innego — najbliżej leżał czasowy odpoczynek od potworów, więc się go trzymałam.
      Jak mówiłam wcześniej — wrzuciłaś za dużo do tego rozdziału. Nie starczyło miejsca, żeby porządnie rozwinąć, co dokładnie przeżywa bohaterka i jaki jest jej tok myślenia. W tym momencie nie znam jeszcze Blanki, nie mogę sobie niczego dopowiadać ani usprawiedliwiać. Muszę brać jej słowa na wiarę, inaczej całkiem bym się zgubiła.
      Wiem, że przestali zmieniać leki, ale w tym chaosie nie umiałam stwierdzić, co jest prawdą.

      Usuń
    2. Tutaj się rozwodzić za wiele nie będę, bo wiem o co chodzi i nie mam pytań ani nic. ;)
      Napisałaś, że wprowadzam zamieszanie – tak. Właśnie o to mi chodziło w początkowych rozdziałach. Zamieszanie, dezorientacja, sprzeczności. Sytuacja ma się klarować z czasem i rozwojem historii. Może to być denerwujące, a nawet zniechęcające – wiem o tym, ale też poniekąd przez to, chcę pokazać jak Blanka się zmieni, a raczej jak zmieni się jej myślenie i postrzeganie świata (już później, a nie teraz, żeby nie było;)). Gdzieś w ocenie napisałaś, że Blanka może się stać świadomą bohaterką (jeśli czegoś nie pomyliłam) i do tego zmierzam, a co mi z tego wyjdzie? Się zobaczy. xD

      Usuń
    3. Zawsze mnie zastanawia, dlaczego niektórzy autorzy celowo upierają się przy psuciu czytelnikom lektury, żeby spełnić jakiś swój ukryty cel, na którym nikomu poza nimi nie zależy. :D Z drugiej strony nie wszystkie książki czyta się dla przyjemności, a jakichś innych wrażeń — między innymi śledzenia właśnie takiej zmiany jak w Blance — więc może o to w tym chodzi. :P Jedyne, co mogę dodać, to to, że dezorientować i mieszać też trzeba umieć. Podejrzewam, że potrzeba do tego dużo więcej wprawy niż do pisania prostych historii. Teraz masz jej trochę więcej niż na początku opowiadania, więc zastanowiłabym się nad małą korektą niektórych zdań w początkowych rozdziałach — nie tyle na bardziej jednoznaczne i pozbawiające dezorientacji, co może na sprytniej napisane i wprowadzające chaos kontrolowany. ;)

      Usuń
    4. Dla mnie to proste. Skoro coś wymyślam, planuję od A do Z, to chcę przedstawić swoją wersję. Ale jeśli zacznę zmieniać ją typowo pod innych, to mam odczucie, że to już nie będzie tylko moja wersja. Nie wiem czy ma to sens – może tak, a może nie.
      Będę te rozdziały jeszcze sprawdzać i korygować, spokojnie. ;)

      Usuń
  5. Rozdział drugi
    Ten strach i lęk – przyznam się, że musiałam wrócić do tekstu, żeby sprawdzić o co mi chodziło. To taki strach przed strachem. Boi się, że będzie się bała. Logiki może tu za wiele nie ma i trudno to zrozumieć, ale o to mi chodziło. Muszę jakoś to poprawić. xD

    A szklana buteleczka jest ciekawa, bo jest autentykiem. Nie mam bladego pojęcia czym się kierują lekarze i co sobie myślą, dając lek w takim opakowaniu. Choć z drugiej strony ciężko mnie w tym temacie zaskoczyć, bo wszystko przebija pani psycholog, która zapytała dziewczynę (trafiła na oddział zamknięty przez początki anoreksji, myśli samobójcze i pierwsze etapy depresji), jaką dietę stosowała, bo ona też chciałaby tak schudnąć. –_–
    A pomijam już fakt, że po wypisie ze szpitala miała się stawić kontrolnie i to wyglądało tak, że pani doktor zapytała czy chce jeszcze leki, nie? To w porządku, nie dostaniesz, do widzenia.

    Pisząc fragment o zaufaniu i w sumie teraz go czytając, nie mam przed oczami dziewczyny, która krzyczy, rzuca przedmiotami czy atakuje innych. Widzę taką, która odsuwa się od wszystkich, wzdryga się na głośniejsze dźwięki, skupia się na układaniu puzzli, które leżą na świetlicy i nie widzi nic poza tym albo gapi się w jeden punkt przez długi czas. Jednak mimo to wciąż potrafi myśleć samodzielnie. Teraz widzę, że nie doprecyzowałam tego.
    Dlaczego branie tabletek jest zerwaniem zaufania? To jest kwestia pokrętnego myślenia Blanki. Dahlia uważa, że jest dobrze, bo lekarz w końcu się zgodził ją zabrać do domu, z kolei Blanka chce, aby było tak jak kiedyś, przed szpitalem – branie leków uważa za oszustwo. A sama sobie nie ufa, bo mimo że postanowiła nie brać tabletek, nie jest w stanie nad tym tak do końca zapanować. Nie potrafi przewidzieć tego, że coś się jej odwidzi i jednak po nie sięgnie.

    O tej nadziei – to Blanka sama tego nie rozumie, nie wie czego miałaby się tyczyć, stąd niezrozumiała.

    Jakoś niedawno została mi zwrócona uwaga o te nieszczęsną klamkę – u mnie i na gałkę i na klamkę mówi się klamka, więc to stąd. Ale spokojnie, już wiem i poprawię. XD No i emm... no nie zgniotła jej. Znów niedoprecyzowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowanie rozdziału 1:
      „Branie leków” — tak, chwyciłam się tego zdania jak tonący brzytwy. Nie da się ukryć, jest dość dwuznaczne. Nie byłabym za zmianą czasu, bo to droga na skróty — radziłabym ci raczej pokombinować z tym zdaniem, może rozbić je na kilka, żeby lepiej określić, co masz na myśli.
      „Skuteczność” — dobra, Blanka nigdy nie funkcjonuje super, biorąc leki, tego nie sugerowałam, ale może się wydawać, że raz jest lepiej, a raz gorzej. W trzech ekspozycyjnych zdaniach na krzyż, porozrzucanych po rozdziale po prostu nie da się opisać tak skomplikowanej sprawy, żeby była w stu procentach zrozumiała. Najlepiej przydałaby się do tego scena z Blanką na lekach i Blanką bez leków do kontrastu — w obu powinna widzieć potwory i w obu powinien być pokazany jej stan emocjonalny, żeby czytelnik sam mógł ocenić, jak to naprawdę z nią jest, jeśli ma tendencje do zakrzywiania rzeczywistości.

      „Pogoda” — czyli standardowe rozpoczęcie w stylu: to była ciemna i burzowa noc? Zawiodłam się. :D

      Rozdział drugi
      „Strach przez strachem” — dziwnie to brzmi, nie da się zaprzeczyć, chociaż da się to jako tako pojąć — byleby było to rozwinięte i jasno napisane. ;)

      „Szklana buteleczka” — okej, powiem tak. Czy jeśli jedna matka da dziecku na śniadanie gwoździe, a dziewięć kanapki, to czy napiszesz, że Dahlia dała te pierwsze Emmie do jedzenia, dodatkowo bez żadnego komentarza? Oczywiście że nie, bo to bez sensu. Na pewno jednak gdzieś na świecie zdarzy się właśnie taki przypadek — ludzkiej głupoty nie trzeba nikomu udowadniać. Chcę przez to powiedzieć, że przyciągasz uwagę czytelnika do szczegółów, które nie mają żadnego znaczenia w narracji. Jeśli Blanka nie rozbije butelki, nie ma potrzeby, żeby była ona szklana. W opowiadaniu nie chodzi o to, żeby przekładać rzeczywistość jeden do jednego, tylko stworzyć replikę, która będzie skupiała się na określonych motywach. Jedne rzeczy wychodzą na pierwszy plan, inne schodzą na drugi, trzecich nie ma wcale, żeby nie mącić powierzchni czystego jeziorka. Sama widzisz — spędziłam teraz dobre parę linijek roztrząsając się nad pierdółką zajmującą w rozdziale jedno krótkie zdanie. Pytanie — chciałaś to osiągnąć? Chciałaś, żebym zwróciła uwagę na buteleczkę i się nad nią zastanawiała, zamiast skupić się na stanie psychicznym bohaterki? :P

      „Zaufanie” — niekoniecznie chodziło mi konkretnie o rzucanie rzeczami, choć faktem jest, że to zdanie sugeruje jakąś akcję, a nie jej brak. Z drugiej strony brak reakcji — jeśli jest odmianą od zwyczajnego stanu — też powinien być w jakiś sposób zauważalny. Na pewno warto nieco tę kwestię rozwinąć.
      Dlaczego Blanka zawsze musi mi utrudniać zrozumienie czegokolwiek tym swoim krętactwem? >.< Ale tak serio, rozpisz to jakoś lepiej, bo z tekstu ciężko to wywnioskować.

      „Nadzieja” — jak to nie wie? Ja rozumiem, że twoja bohaterka nie ogarnia świata, ale jednak przydałoby się jej czasem, żeby wiedziała, o czym mówi, zamiast gadać od rzeczy. :D

      Trochę się droczyłam z tym zgniataniem ćmy, no raczej, że tego nie zrobiła. Ale fajnie byłoby, gdyby ta ćma rozpłynęła się w powietrzu czy zmieniła w dym — mógłby wyjść z tego ciekawy, senny efekt.

      Usuń
    2. „Branie leków” – coś pomyślę. ;)

      „Skuteczność” – scena, gdy Blanka jest na zakupach – jest na lekach i w sumie ma gdzieś, że są ludzie i stworki; scena z panią Marią – Blanka nie panikuje, że kobieta ma na sobie zjawę.
      Scena, gdy Blanka wraca z Danielem i widzi zjawy – boi się ich. Zresztą jest jedna ważna rzecz, a może dwie, które chyba nie dość podkreśliłam – gdy Blanka jest na lekach nie przenosi się do Limbo i nie widuje ćmy.

      „Pogoda” – nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. xD

      „Szklana buteleczka” – „...a dziewięć kanapki...” – że co? Okej, rozumiem o co Ci chodzi i użycie przeze mnie „szklanej buteleczki” nie miało zwracać aż takiej uwagi. Było użyte z dwóch powodów – pierwszy, żeby nie powtarzać „leki” i „tabletki” w kółko, a drugi – podświadomie użyłam szklanego opakowania a nie plastikowego, bo znam to z życia.

      „Nadzieja” – w końcu będzie wiedziała o czym mówi, czego chce. Będzie samodzielna i świadoma – obiecuję. ;)

      Usuń
    3. „Branie leków” — super. :)

      „Skuteczność” — przyznam, że nie bardzo zwracałam uwagę na takie szczegóły i nie połączyłam tych dwóch rzeczy ze sobą, więc całkiem możliwe, że nie zasugerowałaś ich dostatecznie. Może miałam też zbyt mało przykładów, żeby zachowanie Blanki przypisać do konkretnego schematu — brania leków i braku strachu.

      „Pogoda” — gdyby tylko w literaturze było to takie proste. :D Edytor przeczyta kilka pierwszych zdań i jak tekst mu się nie spodoba, to pa pa. XD

      „Szklana buteleczka” — wiem, ten przykład był bardzo skrajny. :D Czasem się zdarza zwrócić uwagę nie na to, co trzeba. Zawsze możesz zostawić samo „buteleczka”, wtedy każdy zostawi sobie miejsce na interpretację. ;)

      „Nadzieja” — będę na to czekać. ;)

      Usuń
    4. „Skuteczność” – na pewno to przejrzę jeszcze.

      „Pogoda” – uff, dobrze, że ja się nie pcham do wydawnictw. xD

      „Szklana buteleczka” – w sumie racja. Nawet nie pomyślałam, żeby pominąć „szklana”. :P

      Usuń
  6. Rozdział trzeci
    No właśnie o to chodzi – normalnie wiatr nie ma koloru. Tutaj nie narzucam interpretacji – można wyobrazić sobie czerwony dym albie poderwany do lotu piasek – pełna dowolność.

    Stwór i dźwięki – zaznaczyłaś, żeby odpuścić „dla mnie”, bo nikogo tam nie ma, ale czy wtedy zrozumiałym będzie, że głowy te dźwięki rozumiały? Bo mimo że mają jedno ciało, to osobno myślą i rozmawiają ze sobą.

    Podsumowanie rozdziału:
    Tworząc Blankę – pomijając jej chaotyczność – narzuciłam sobie od góry, że ona wiele rzeczy po prostu wie. Powiedzmy, że ma to wpisane w geny. Mimo to często, jak nie wciąż, próbuje przekonywać samą siebie, że jest zupełnie inaczej, niż mówi jej ta druga dusza.
    A strach Blanki i jej nienaturalne reakcje. Nie chcę rzucać teraz takim mega spojlerem, a musiałabym to zrobić, aby odpowiedzieć. Może tak – nie doszukuj się w niej zupełnie ludzkich odruchów, reakcji, zachowań.

    Rozdział czwarty
    „(...) że powinnam wiedzieć, coś zrobić”. — „Wiedzieć, co”. – raczej nie, teraz tak patrzę i jak już to powinien być średnik – w sensie „powinnam wiedzieć, powinnam coś zrobić”.

    Masz rację, z kłótni nie wynikało wprost, że Jared i Daniel to bracia. To było kolejne założenie Blanki, co z resztą wydaje mi się dość naturalne. Nie raz człowiek coś usłyszy, później kogoś zobaczy albo z kimś rozmawia i dopowiada sobie niektóre kwestie. Zazwyczaj później rodzą się z tego plotki. :P A wracając do rozmowy, a raczej kłótni – Dahlia porównała jej więź z Blanką i Daniela z Jaredem – miała być taka mała podpowiedź, ale widocznie nie wyszło.

    Rozdział piąty
    Powiem szczerze, że to odnośnie wstawania wygląda mi na zwykłe czepialstwo. Raczej wstając z łóżka siadasz i jednocześnie kładziesz nogi na podłogę i nie myślisz o przekręcaniu się w prawo czy w lewo. Czy dopisywanie tego nie byłoby dopisywaniem oczywistości? Bo w tym momencie wygląda to tak – nie dopisuj rzeczy oczywistych, ale tu jednak powinna ona być.
    Zresztą żeby coś takiego zrobić, nie trzeba być gimnastyczką, o ile stopy nie są prostopadle do łóżka – sprawdzone. :3
    W przypadku rozmowy Daniela z Blanką, a raczej jego słów o tym włosie z głowy, tu też uważam, że to jest doczepienie się bez powodu. Przecież to zwykłe powiedzenie, w dodatku dość powszechne. I raczej bez problemu można się domyślić, że chodzi o to, że jeśli jakaś krzywda spotka Emmę lub Dahlię, to Daniel zrobi to samo Blance.

    A te szczegóły o tym nieszczęsnym ręczniku – po co o nim wiedza? Żeby nikt mi nie zarzucił, że Blanka nie miała się w co wytrzeć, później, że to fleja i zostawiła go w łazience, albo że poszła razem z nim do pokoju siostrzenicy. XD

    Pani Maria i opowieść historii z życia – słyszeć a słuchać. Można przecież usłyszeć o czym ktoś mówi, ale wcale nie trzeba tego słuchać. To dla mnie w sumie sprawa oczywista.

    Podsumowanie rozdziału:
    Jestem bardzo ciekawa co oznacza to mniej więcej. Bo wiesz, takie Twoje przemyślenia podczas tej oceny dużo mi mówią. Z jednej strony uśmiecham się, gdy coś tam rozkminiłaś i idziesz w dobrym kierunku, a z drugiej cieszę się jeszcze bardziej, gdy staram się utrzymać coś w tajemnicy i kombinujesz zupełnie w inną stronę, więc ta tajemnica nie wychodzi na jaw. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział trzeci
      „Wiatr” — ale ja nie chcę dowolności! Ja chcę wiedzieć, co widzi Blanka! XD

      „Stwór” — zaznaczenie, że były niezrozumiałe dla Blanki i tak nie mówi, że były zrozumiałe dla głów. Musiałabyś napisać coś w stylu, że sobie odpowiadały albo że wyglądało to jak rozmowa.

      Podsumowanie rozdziału 2:
      Wiedzenie czegoś z góry jest celowe dla ciebie, ale robi czytelnikowi niedźwiedzią przysługę. To zwyczajnie niepraktyczne z poziomu narracji — wprowadza jedynie zamęt i niezrozumienie. Pojawiają się rzeczy i sytuacje, których nie tłumaczysz, „zasłaniając się” kreacją bohaterki, tym, że dla niej odpowiedzi są zbędne lub że z góry je odrzuca. Prowadzi to po prostu do kiepskich rezultatów. To, że jej coś nie dziwi albo nie przeszkadza, nie znaczy, że z czytelnikiem będzie tak samo. Prawdopodobnie nie. On będzie chciał wiedzieć, co się dzieje, ale bohaterka nie ma ochoty mu odpowiadać, bo to dla niej naturalne.
      Okej, nie będę. Tylko wtedy jej gadanie o ciągłym strachu wychodzi trochę sztucznie. ;)

      Rozdział czwarty
      „Powinnam wiedzieć; powinnam coś zrobić” — o, i tak będzie spoko. :)

      „Bracia” — dla Blanki mogłoby to być naturalne, ale dla czytelnika już nie. Jakby pojawiło się znikąd. Przyznam, że rozmowa była bardzo delikatną sugestią — o ile dobrze pamiętam, chwilę zastanawiałam się na teoretycznym pokrewieństwem Jareda i Daniela, ale uznałam, że kiedy będzie czas, to się dowiem i zostawiłam temat. ;)

      Rozdział piąty
      „Wstawanie” — wydało mi się to dziwne, więc uznałam, że warto wspomnieć. :P Nie mówię, żebyś dopisywała, tylko że jednoczesność jest dziwna. Nawet spróbowałam tak zrobić, ale wyszło mi kompletnie nienaturalnie, jakbym chciała stamtąd szybko wyskoczyć. :D Chyba wychodzi na to, że nie wstaję tak, jak ty. Prawdopodobnie chodzi o to, że śpię na boku.

      „Włos z głowy” — jasne, jest powszechne i zrozumiałe, tylko że według mnie wcale nie zabrzmiało w jego ustach groźnie, a chyba powinno.

      „Ręcznik” — ktoś, kto skupia się na takich rzeczach przy czytaniu, nie ma z niego chyba za dużo przyjemności, więc ostatecznie on na tym traci, nie ty. :D

      „Pani Maria” — ale kiedy się nie słucha, to raczej dochodzą do ciebie tylko niezidentyfikowane głosy, dźwięki. Żeby poznać temat, trzeba się jednak odrobinę przysłuchiwać, przynajmniej tak mi się wydaje.

      Podsumowanie rozdziału 5:
      „Mniej więcej” — mam wrażenie, że rozkminiam tylko to, co mi podrzuciłaś bocznymi drzwiami, a jak przychodzi do samodzielnego wysnuwania wniosków to nie jest już tak różowo. :D
      Co miałam na myśli? Według mnie potwory mogą być niespokojnymi duszami zmarłych — np. na plecach pani Marii może siedzieć jej mąż. :P Albo są to dusze żerujące na słabościach ludzi, wysysające z nich siły — pani Maria w końcu narzekała na bóle pleców.

      Usuń
    2. „Wiatr” – no to Blanka widzi czerwony wiatr. xD

      „Stwór” – było coś w tym stylu, ale wtedy dopiero było to niezrozumiałe. xD Poprawię jakoś. ;)

      Podsumowanie rozdziału 2: czytelnik dostanie odpowiedzi; te wszystkie jej zachowania mają swoje uzasadnienie i będzie powiedziane dlaczego tak jest, więc w tym momencie tak, zasłaniam się kreacją bohaterki. Jeśli wyjaśniłabym dlaczego tak wszystko wygląda, to mogłabym darować sobie pisanie dalszych scen.
      Przede wszystkim trzeba by tu zaznaczyć, że ja prowadzę Dusze jakby od... dupy strony. xD Dostajesz czymś w twarz, a odpowiedzi i wyjaśnienia przychodzą później.

      „Prawdopodobnie chodzi o to, że śpię na boku.” – ja na plecach i to często z dłońmi tak jak... no... w trumnie. xD


      „Włos z głowy” – niekoniecznie groźnie, bardziej informacyjnie. Tak jak „pociąg osobowy relacji...”. :3

      „Ręcznik” – pewnie i masz rację, ale tak jak wcześniej pisałam – to siedzi mi głęboko i minie czasu aż się tej drobiazgowości oduczę.

      „Pani Maria” – nie wiem. Patrzę tylko po sobie. W tym momencie piszę komentarz, a w tle leci jakiś program. Nie wsłuchuję się, tylko skupiam się na tym co odpowiedzieć, a wiem o czym gadają w tv. Wydaje mi się, że to kwestia odbierania kilku bodźców na raz.

      Podsumowanie rozdziału 5:
      „Mniej więcej” – zapomniałam ile napisałam w mailu. –_– Musiałabym to sprawdzić i zweryfikować. :D
      Potworki – niby coś tam podobnego sobie wymyśliłam, ale jednak nie do końca, więc może i będzie jakieś delikatne zaskoczenie. ;)

      Usuń
    3. „Wiatr” — będzie mogła przynajmniej śpiewać razem z Pocahontas — barwy, które nieeesieee wiaaatr. :D

      „Stwór” — o, a to ciekawe. Może tym razem będziesz miała więcej szczęścia przy znajdowaniu odpowiednich słów. ;)

      Podsumowanie rozdziału 2: byle nie za późno — nikt nie będzie czekał połowy opowiadania na podstawowe odpowiedzi, dlaczego coś jest tak a nie inaczej, bo zanim do tego dojdzie, czytelnik dawno straci zainteresowanie. W dodatku tłumaczenie podstawowych pojęć przez więcej niż jedną trzecią historii to po prostu przesada, o ile nie chcesz zrobić jakiegoś wielkiego twistu na sam koniec.
      Wiesz, jeśli dobrze użyjesz odwrotnego podejścia, to może ono działać przez jakiś czas, ale mam nadzieję, że nie będzie to taktyka, która utrzyma się do samego końca, bo zamęczysz biednych czytelników. :P

      „Śpię” — to się wydaje spoko pozycja do spania, ale ja bym się tak tłukła całą noc i nie zasnęła. :D

      „Włos z głowy” — jakby co to mam problem tylko z częścią „ciebie spotka to samo”, nie wiem, czy wystarczająco dobrze wcześniej to zaznaczyłam. :P Jakby Daniel za bardzo uczepił się systemu oko za oko, tyle że w rozumieniu włos za włos, co wyszło dość komicznie. :P

      „Ręcznik” — nieważne jak długo, ważne, że będziesz z tym walczyć. ;)

      „Pani Maria” — całkiem możliwe.

      Podsumowanie rozdziału 5:
      Mnie się już samej miesza, czego się dowiedziałam mailem, a co znam z tekstu. :D
      W takim razie super. Lubię być zaskakiwana. ;)

      Usuń
    4. Ty masz mnie za głupią dzikuskę. XD Zrobiłaś mi tym wieczór. :3

      Podsumowanie rozdziału 2: w sumie, to niemal wszystkie pytania, które pojawiły się do tej pory, uzyskają odpowiedzi teraz, w sensie rozdział szesnasty. Czy to za późno? Może tak. Nawet chwilami miałam takie przemyślenia, ale ostateczne stwierdziłam, że to wcale nie jest tak źle. A odwrotne podejście – jeśli czegoś właśnie nie pominęłam we własnej głowie, to kończy się właśnie w szesnastce. To chyba taki przełomowy rozdział. ;)

      „Włos z głowy” – aaahhhaaa, no to się nie zrozumiałyśmy. xD

      Usuń
  7. Rozdział szósty
    Tutaj tylko kwestia leków – że tak powiem, pierwszą działkę leków Blanka miała ze sobą, a w takich przypadkach raczej lekarze nie wypisują recepty na przód. Cóż, może nie we wszystkich, ale w tym, który ja znam i na nim się opieram, tak nie było. Więc idąc dalej, Blanka musiałaby iść do lekarza, a mimo wszystko ona nie chce, choć czasami mogłoby się wydawać coś z goła innego.
    Co do Dahlii – wyjaśniając jej motywację, musiałabym rzucić spojlerem, czego robić nie chcę – przynajmniej nie publicznie. ;)
    Ale w sumie, to dobrze, że to rzuciło się w oczy, czyli można uznać to za coś podejrzanego. :D

    Rozdział siódmy
    „Byłem nieproszonym gościem na urodzinach pięciolatki i pierwszy raz w życiu nie miałem bladego pojęcia, co zrobić”. — Naprawdę pierwszy raz? Kim jest ten Jared, że całe życie był taki pewny swego? – nigdy nie zdarzyło Ci się powiedzieć „nigdy” albo „zawsze”? No właśnie, słowa Jareda są na tej samej zasadzie.

    „Odburknął coś tylko pod nosem, a mnie znów to zabolało, choć po tylu latach powinienem przywyknąć”. — Czemu „znów”? Liczenie do tego zdarzeń sprzed iluś lat, o których czytelnik nie ma pojęcia, nie brzmi zbyt sensownie. – Ale dlaczego nie? Zgodzę się, że czytelnik nie ma o tym teraz pojęcia, ale Jared tak. Idąc tym tokiem, który wydaje mi się, że Ty obrałaś, to powinnam nie brać pod uwagę wszystkiego tego, co wydarzyło się ileś tam lat temu, a ma wpływ na mężczyznę? Czy to „znów” nie sugeruje, że ojciec ma od dawna nieprzychylny stosunek do syna? I że mimo tych wszystkich lat Jared nie zobojętniał i nadal sprawia mu to przykrość?

    Oczy do wnętrza czaszki – emm... nie raz, nie dwa spotkałam się z tym określeniem, a nawet powiem, że dość często i zawsze chodziło o to, że ukazywały się same białka, Jedyne co mogę sobie w tym przypadku zarzucić, że częściej jest użyte „w głąb czaszki”.

    Rozdział ósmy
    Odkrycie związku kolorystyki bloga z treścią – chyba jesteś pierwsza. :D

    Blanka brała pod uwagę tylko to, kto był w kuchni, gdy zniknęła, a wiedziała dobrze, że Jared jej nic nie zrobił.

    Podsumowanie rozdziału:
    I tu właśnie jest przykład tego, gdzie się szczerzę, bo Twoje myśli w końcu idą tak konkretnie w kierunku tych moich. :3 I to tak trafnie. ^^

    Zachowanie Blanki w szpitalu – podpowiem – dwie dusze.

    O cholera... O_O nie, nie, nie. Żadnego Kaina i Abla. Nawet przez sekundę nie pomyślałam, że można tak skojarzyć. Co ja gadam, ja nie widziałam tego skojarzenia. Cały czas mam w głowie obrany dla braci konkretny plan i byłam ślepa na inne możliwości. Więc nie, zdecydowanie nie pójdzie to w tę stronę.

    Rozdział dziewiąty
    Szpitale na ogół zostawiają pacjenta na trzy dni, żeby dostać zwrot z NFZ – uściślając i jeśli mówimy o tych naszych, bo przyznam się, że zagraniczne nie wiem czy tak działają. Zresztą to też kwestia samego lekarza, a on jest ciekawski i zna się z jednym z policjantów. ;)

    Podsumowanie rozdziału:
    Ćma opiekunem Blanki? Dobrze kombinujesz, aż się znów szczerzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział szósty
      „Leki” — wydawało mi się, że to działa raczej tak, że w zakładzie dawali jej leki z ich szafki, a po wyjściu dostała receptę i teraz ma całe pudełko, którego raczej szybko nie wykończy. Może naoglądałam się za dużo filmów. :D Jeśli jest, jak mówisz to okej, ale chciałabym mieć jednak w tekście znak, że Blanka nie chce iść na wizytę (oraz przy okazji z jakiego powodu) i dlatego powstał cały ten problem z lekami — jak widać, nie jest to jasne. Widzę, że Dahlia zaczyna wyrastać na antagonistkę. Ciekawe, ciekawe.

      Rozdział siódmy
      „Pierwszy raz” — zdarzyło, ale nie o to mi w sumie chodzi. Jestem w głowie Jareda dopiero od paru akapitów — ciężko stwierdzić, czy mówi na serio, czy tylko gada od rzeczy. Po tym, jak kreujesz go na pewnego siebie i stawiającego na swoim, nawet by mi pasowało, gdyby mówił to na serio.

      „Znów” — nie chodzi mi o to, żeby nie wspominać dawnych krzywd, w żadnym wypadku. ;) Wspominaj, ile chcesz, ale nie w ten sposób. Autentycznie zastanawiałam się, do czego tym słowem pijesz i szukałam po tekście miejsca, które mogłam przeoczyć. To, że dla bohatera coś jest jasne, nie usprawiedliwia pisania zagadkami. Trzeba wypośrodkować między realizmem a stylizacją na potrzeby odbiorcy, w końcu nie piszesz tylko dla siebie. Jeśli wyrzucisz ze zdania to jedno słowo, nic nie tracisz, naprawdę. „Po tylu latach” dobitnie sugeruje, że to nie pierwszy raz, kiedy ojciec zachowuje się w stosunku Jareda nieprzychylnie. Natomiast „znów” jedynie mnie zdezorientowało.

      „Oczy” — doskonale rozumiem zamysł, ale to konkretne słownictwo wywołało u mnie efekt inny od zamierzonego. Raczej przyznasz, że „uciekające do wnętrza czaszki” oczy brzmią strasznie, jakby dostały miniaturowych nóżek i pobiegły prosto do mózgu. XD W głąb to w sumie to samo — w końcu znaczy to „do środka”. Co jest w środku czaszki? No właśnie nic innego mózg. Jak wspominałam w ocenie, według mnie problemem są całe „oczy”, czyli gałka oczna, uciekająca do „czaszki”, a nie do góry czyli do samego oczodołu.

      Rozdział ósmy
      „Kolorystyka” — może po prostu pierwsza, która o tym wspomniała. ;)

      „Kuchnia” — jak na kogoś, komu urwał się film, kiedy byli sami z Jaredem, zaskakująco celnie wytypowała ze wszystkich gości akurat Daniela i Dahlię, którzy pojawiają się na zawołanie Jareda o pomoc.

      Podsumowanie rozdziału 8:
      „Dusze” — ciekawe, jak się razem mieszczą. Pewnie im ciasno. ;P

      „Kain i Abel” — cieszę się, ale wiesz, nie zmienia to faktu, że dałaś im na nazwisko właśnie Cain, spośród wszystkich możliwych na świecie. Czytelnicy są przyzwyczajeni, że imiona i nazwiska coś znaczą albo sugerują. Nawet specjalnie sprawdziłam, co znaczy „Astori”. :D

      Rozdział dziewiąty

      „Lekarz” — kilka zabrzmiało na trochę więcej niż trzy. Dłużej zdrowej osoby trzymać na pewno nie powinni. Przecież nie mieliby co wpisać do karty ani tym bardziej co „obserwować”.
      No i cóż, samego doktora miałam okazję spotkać dwa razy i nie wydawał się ani przesadnie ciekawski, ani tym bardziej zaznajomiony z policjantem, więc te informacje po fakcie to tak trochę o kant... no wiesz, o co mi chodzi. ;) Spoko, że to wiesz, ale mnie się nie przyda.

      Podsumowanie rozdziału 9:
      „Opiekun” — połączyłam to tylko dlatego, że mi to podpowiedziałaś. XD

      Usuń
    2. Rozdział szósty
      „Leki” – po części tak – podczas pobytu dostaje leki od personelu, po tabletce, ale wychodząc dostała całe opakowanie, które miało jej tam na ileś wystarczyć. Później musiałaby być wizyta u lekarza, żeby dostać kolejne. I tak się teraz zastanawiam, bo coś mi błądzi po głowie, czy faktycznie nie było wzmianki o tym, że Blanka nie chce iść do lekarza. Muszę to sprawdzić.
      Poza tym zastanawiałam się, żeby gdzieś nie wrzucić sceny, gdzie Blanka rozmawia z kimś o pobycie w szpitalu, żeby przedstawiła jak to wygląda z perspektywy czasu i jej już normalnego postrzegania świata.
      W ogóle z chęcią przedyskutowałabym z Tobą moje wersje rozwiązań większości tematów – czy mają ręce i nogi, ale kwestia taka czy byś się zgodziła?

      Rozdział siódmy
      „Pierwszy raz” – aha, no on akurat nie gada od rzeczy. ;)

      „Znów” – rozumiem.

      „Oczy” – jestem na tyle oswojona z tym stwierdzeniem, że ja widzę tylko to wywrócenie oczu, a nie uciekające gałki oczne. :P Ale przemyślę to.

      Rozdział ósmy
      „Kuchnia” – jakby nie było oni są jej najbliżsi, to z nimi mieszka w ich domu, więc nie wydaje mi się dziwne, że właśnie o nich powiedziała, zwłaszcza znając stosunek Daniela do brata.

      Podsumowanie rozdziału 8:
      „Dusze” – a żebyś wiedziała! A na dodatek się nie dogadują. :P

      „Kain i Abel” – tylko że z tym nazwiskiem to zwyczajny przypadek. Zawsze mam problemy z imionami i nazwiskami, zawsze. I mam na to dwa sposoby. 1. Wchodzę na Filmweb i szukam co mi wpadnie w oko, a że kiedyś oglądałam serial Superman – zgadnij jak nazywa się aktor odgrywający rolę Clarka Kenta? xD 2. W tłumacza Google wrzucam jakieś słowo i tłumaczę na różne języki. „Astori” wzięło się od „gwiazda” przetłumaczone na grecki, ale zmieniłam „e” na „o”, bo mi się z Asterixem kojarzyło. Tak więc, jeśli czytelnicy są przyzwyczajeni, to wyjdzie, że zrobię im żarcik. ;)

      „Lekarz” – to z tymi dniami nie tyczyło się bezpośrednio tekstu, ale tak ogólnie. A w tekście te kilka to faktycznie było dłużej niż trzy. Temat lekarza i policjanta jeszcze wróci, zresztą tak samo jak sam pobyt Blanki w szpitalu po wypadku. Tu mogę tylko tyle dać na swoją „obronę”.

      Podsumowanie rozdziału 9:
      „Opiekun” – a niech to! :P

      Usuń
    3. Rozdział szósty
      „Leki” — jakoś nie odniosłam wrażenia, że Blanka siedziała w domu tyle czasu, żeby wykończyła calutkie opakowanie. Z drugiej strony nie wiem jak często i po ile ona bierze tych tabletek, więc mogła wyżreć je i w tydzień. Nie przypominam sobie, żeby Blanka wspominała o powodzie niechęci, ale minęło już trochę czasu i mogło mi się to zatrzeć w pamięci, jeśli padło jako jedno zdanie rzucone od niechcenia.
      Jak dla mnie dialog o szpitalu to bardzo dobry pomysł — kiedyś na taką osobę do rozmowy proponowałabym Dahlię, ale teraz to już nie wiem, czy się nada. ;P
      A pewnie, że bym się zgodziła. Nie ma to jak soczyste spojlery. :D

      Rozdział siódmy
      „Pierwszy raz” — no właśnie. :P

      „Oczy” wszystko zależy od dobranych słów — wystarczy że jedno będzie trochę inne i już cała wizja się sypie. ;)

      Rozdział ósmy
      „Kuchnia” — może i tak, mnie po prostu wydało się to dziwne, w końcu tam było sporo różnych osób i każda z nich mogła tam wejść.

      Podsumowanie rozdziału 8:
      „Dusze” — no to musi być tam totalna wojna. :D

      „Kain i Abel” — W książkach nie powinno być przypadków, a przynajmniej nie takiego kalibru. To już trzeba było ich nazwać Smith czy Johnson. :D Przecież Cain to takie sugestywne nazwisko, szczególnie kiedy ma się dwóch braci, z czego jeden zabił człowieka. No proszę cię, skojarzenie po prostu samo się nasuwa. XD

      „Lekarz” — no to chociaż tyle, że wróci, chociaż na obecną chwilę trochę nie wiem po co. Tylko żeby wszystko było logiczne, a nie tak, żeby tobie pasowało. :P

      Podsumowanie rozdziału 9:
      „Opiekun” — no cóż, chciałabym sama być taka sprytna, ale nie można mieć wszystkiego. :D

      Usuń
    4. Rozdział szósty
      „Leki” – zakładałam, że wyszła ze szpitala na końcu maja, a w galerii był czerwiec i tam jeszcze była na lekach, ale co do maja to nigdzie nie dałam chyba wzmianki. Nie jestem pewna. Co do lekarza powodu nie było, powiedziała tylko że nie chce, ale to w sumie o zwykłego psychologa chodziło.
      Ale za to wiesz co znalazłam? Że po wyjściu ze szpitala (po tym ataku), gdy Blanka wracała z Danielem – widziała nastolatków, którzy stoją na przystanku z plecakami, a przecież urodziny Emmy były dwudziestego lipca. :'D Pocieszam się tym, że nie tylko ja to przegapiłam. xD
      No nie jestem pewna czy właśnie Dahlia jest odpowiednia do tego, choć może wkręciłabym tu Daniela. Sprawa do przemyślenia. ;)

      „Kain i Abel” – akurat ja jak widzę „Smith”, to czekam aż wyskoczy Neo. :D
      Niby takie sugestywne, ale mi serio to w ogóle nie przyszło do głowy. Zresztą zaczęłam się zastanawiać, czy Tobie skojarzyło się od razu? Czy po przeczytaniu komentarza o zdradzie? Pytam tak z czystej ciekawości, bo akurat zmiana nazwiska to jedna z najprostszych spraw do poprawek.

      „Lekarz” – będzie logiczne. ;)

      Usuń
  8. Rozdział dziesiąty
    Osobiście tak mam, że jeśli gdzieś wejdę i, choćby nie było tam nic ciekawego, to się rozglądam. Np. przychodnia zdrowia u mnie – szaro, buro i ponuro – nic ciekawego nie znajdziesz, a za każdym razem się rozglądam i czytam te wszystkie plakaty, które nie zmieniły się od kilku lat. Choć faktycznie w przypadku opka mogło wyjść, że to zapychacz. Natomiast co do książki o psie – w gabinetach lekarskich na ogół zawsze widziałam coś, co łączyłoby się z życiem prywatnym lekarza. U kardiologa właśnie zauważyłam książkę o tresurze psów. Nie wiem czy miał czas ją czytać, ale leżała. xD A wracając do tematu – opisując tamtą scenę, opisywałam moją wizytę.

    A nie napisałam, że Niuniuś też był królikiem? Cholercia... no Emma uwielbia króliki i Niuniuś też nim jest – byłam pewna, że o tym wspomniałam. Ach ta skleroza.

    A tak sobie teraz myślę – czy nazwisko bohaterki tak naprawdę jest do czegoś potrzebne?

    Podsumowanie rozdziału:
    Agresja i złość tłumiona przez leki? – bingo!

    Rozdział jedenasty
    „Na domiar złego zamiast odebrać od Dahlii telefon, {gdy dzwoniła,} {to} wciąż ją ignorowałam, bo jakaś chora część mnie twierdziła, że ona na to zasłużyła”. — A gdy tu wyrzucę „gdy dzwoniła” nie odbierze się tego, że dzwoniła akurat w tamtym momencie? Bo chodziło mi tutaj o to, że siostra próbowała się do niej dodzwonić wcześniej i nie raz.

    Nieeee... zwiastuna nie wkomponowałam, chciałam tylko nakierować na to, że Blanka woli większe pomieszczenia niż te mniejsze – nie wyszło.

    Gryzienie ust wcale nie jest takie trudne, gdy ma się taki nawyk. Blanka ma to ode mnie. xD Ciągle się gryzę – usta, policzki, nawet język. I żeby nie było – nie jest to jakieś masochistyczne gryzienie, krew się nie leje ani nic. Tak się przygryzam bez użycia świadomości. Ale co w tym najważniejsze? Nie mam poharatanych ust, ran w buzi czy coś.

    Jared nie brzmi zbyt zachęcająco – wiem. xD Ale i tacy ludzie istnieją, a nawet gorsze przypadki. Nie chciałam z niego robić ideału, choć wiem, że większość ludzi pewnie by tego właśnie oczekiwała. Nie widzę powodu, aby łagodzić cechy, które mu przypisałam, nawet jeśli wywoła on swoim zachowanie oburzenie.

    Emm... romans? Że teraz w tę stronę? Nie, zdecydowanie nie. A przynajmniej nie planowałam tego.
    Świecenie gołą klatą – nie chodziło o tatuaże i wisiorek, choć faktem jest, że w trakcie to wykorzystałam. Na obecną chwilę za mało się tego pokazało, żeby czytelnik mógł stwierdzić, iż to po prostu nawyk mężczyzny, choć „nawyk” nie jest tu odpowiednim słowem. Facet po prostu chodzi po chacie półnago, śpi w samych gaciach, a zimą to i w krótkim rękawku przespaceruje się do sklepu. Nic ponad to nie ma. Żadnego ukrytego przekazu.
    I teraz mnie zastanawia, czy jeśli będzie tego więcej – nie w obecności Blanki – to czy da się to zauważyć, bez mojego dopowiedzenia?

    Podsumowanie rozdziału:
    Odczepianie się czegoś od Blanki – ciekawym motywem byłyby Twoje podejrzenia, ale ja tu wymyśliłam zupełnie coś innego. :>
    I znów mam chwilę refleksji – jeśli już się wiele wyjaśni – w kwestii Blanki i Limbo – czy te wszystkie ukryte przeze mnie wskazówki zostaną zauważone?

    Tam pod koniec miało chyba być „brak podobieństwa do matki”?
    Przy ostatnim zdaniu uśmiechnęłam się może nieco złośliwie. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział dziesiąty
      „Opis” — faktycznie, w przypadku opowiadania wyszło kiepsko, bo Blanka nigdy nie przejawiała podobnych tendencji. Opisałaś swoją wizytę, nawiązując do książki o psach — spoko, zrobiłaś sobie samej inside joke'a, którego nikt poza tobą nie zrozumie. Dla mnie to nadal bardzo przypadkowa, ale bardzo szczegółowa informacja. Gdybyś nawiązała, że Davies miał tego typu książki, wyszłoby znacznie naturalniej. ;)

      „Niuniuś” — nie mogłam znaleźć nigdzie takiej informacji; mignął mi „miś”, ale to ogólna kategoria pluszaka, więc się nie sugerowałam. Wiesz, że w takiej sytuacji to, że Jared sprezentował jej akurat królika wydaje się dużym zbiegiem okoliczności?

      „Nazwisko” — właściwie to nie. Czasem bohaterowie nie mają nawet porządnych imion. ;P Wydaje się to jednak dziwne, kiedy wszyscy inni mają kopmplet, a tylko oni nie, i nie zostaje to w żaden sensowny sposób wytłumaczone.

      Podsumowanie rozdziału 10:
      „Tłumienie emocji” — w końcu coś strzeliłam!

      Rozdział jedenasty
      „Gdy dzwoniła” — na dobrą sprawę czytelnik i tak nie wie, kiedy było „gdy” — mogło sekundę temu, mogło dwie godziny temu. Przydałoby się lepiej podkreślić, że razy było więcej — niby „wciąż” to sugeruje, ale nie pokazuje skali. Proponuję przepisać całe zdanie od nowa, bo w tym za dużo nie da się nakombinować.

      „Zwiastun” — eh, myślałam, że jestem sprytna. XD

      „Gryzienie” — zawsze zastanawia mnie, jak bohater, który nie zdaje sobie z czegoś sprawy, opisuje to potem w narracji, ale to w sumie dygresja. :D Gdyby dziabnęła sobie raz czy dwa pewnie bym się nie przyczepiła; częstotliwość wydała mi się to trochę przesadzona. ;)

      „Jared” — jeśli wszystko będzie do siebie pasowało i inni bohaterowie będą reagować na jego wątpliwe zachowanie i rozpoznawać je jako takie, to OK. ;) Dla mnie nie musi być idealny, w końcu nie każdą postać trzeba lubić. Zaczęłam się po prostu obawiać, że możesz nie zauważać pewnych wad — jak to autor widzący na kilku poziomach jednocześnie, ale niedostrzegający tego, co ma pod nosem — albo niechcący pokazać je jako coś dobrego, jak to mają w zwyczaju autorki YA.

      „Romans” — ale wiesz, że tak pokazuje się romans? Po tekście porozrzucałaś te czy inne znaki świadczące o takim kierunku. Całe to przyciąganie się bohaterów, zaufanie bez podstaw, stwierdzanie w głowie, że wyglądają ładnie/przystojnie, rumienienie się, dotykanie i tak dalej. To standardowy przepis na pokazanie, że bohaterowie mają się ku sobie. Jeśli chcesz to potem odwrócić, zaskoczyć czytelnika innym przebiegiem tej relacji, to fajnie, ale na razie tak to właśnie wygląda — jak najzwyczajniejszy początek romansu. Co do małej ilości ubrań — Jeśli Jared przejdzie się do sklepu w zimie w samej koszulce, ludzie powinni się na niego dziwnie patrzeć, ktoś mógłby to skomentować. Albo np. Brad mógłby się z niego nabijać, że chodzi, jakby był na wakacjach — jeśli postacie dookoła Jareda będą zwracać na to uwagę, automatycznie czytelnik też zwróci. Samo napisanie „Jared poszedł gdzieś tam, mając na sobie coś tam” albo „Jaredowi było zawsze ciepło” szybko przeleci przez głowę. Dobrze przy okazji wspomnieć o tym ze dwa, trzy razy, jeśli uważasz to za na tyle ważne, żeby czytelnik zapamiętał ten fakt.

      Podsumowanie rozdziału 11:
      „Coś innego” — rozumiem, że piekielna dusza, jako ta „zła” czy „nieczysta”, nie została wpuszczona przez obecność Jareda czy czegoś w jego domu, co dostał od tego tajemniczego kumpla?

      „Wskazówki” — te wcześniejsze? Trudno powiedzieć. Jeśli zrobiłaś to dobrze, powinny, a przynajmniej część. Jeśli zakopałaś je za bardzo, może być problem. Może też się zdarzyć, że czytelnicy po prostu nie będą o nich pamiętać przez czas, który upłynął od publikacji rozdziałów — nawet czytając ciurkiem książkę można coś pominąć, a co dopiero, kiedy początkowe rozdziały czytało się rok wcześniej.

      „Podobieństwo” — napisałam to tak, w razie, gdyby to był jakiś ważniejszy spojler. Nie jestem dobra w konspirze. :D
      Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że siostry miały różnych ojców i uznałam to za zabezpieczenie przed mrocznymi wpływami. Pokręciłam coś?

      Usuń
    2. Rozdział dziesiąty
      „Opis” – wcześniej w sumie nie patrzyłam na to w ten sposób. Hmm... a jakbym zamiast tej książki o psach, dała inną, związaną z tym z czym związany jest lekarz, a będzie miało związek z późniejszymi wydarzeniami? XD

      „Niuniuś” – no tak... nie zauważyłam tego. –_–

      „Jared” – im więcej jego tematu, tym chętniej przedyskutowałbym jego postać poza kulisami. Bo mam na niego plan i wydaje mi się on całkiem w porządku i w ogóle poukładany, ale wiadomo – mogę coś przeoczyć.
      Nie mam zamiaru przedstawiać tej zaborczości Jareda jako coś dobrego, bo ja sama nie uważam, że to dobre jest. Nawet zaczęłam się zastanawiać, żeby stworzyć jakąś scenę ukazującą choćby zwrócenie uwagi Jaredowi, że tak się nie robi i w ogóle. Jeszcze zobaczę jak mi to wyjdzie, ale myślę, że to będzie dobre posunięcie.

      „Romans” – wiem. :) I to jest w tym piękne – to oczekiwanie aż oni w końcu się zejdą, będą patrzeć sobie w oczka i wyznawać miłość do końca świata i o dzień dłużej, a tu taki wał. xD
      Jared – sama zauważyłaś, że jego zbyt wiele nie było. To wszystko co napisałam, mam zamiar dopiero przedstawić; pokazać, że to dla niego zupełnie normalne i on nie rozbiera się, bo Blanka przyszła.

      Podsumowanie rozdziału 11:
      „Coś innego” – hmm... w sumie tak. xD

      „Podobieństwo” – nie pokręciłaś. Siostry miały różnych ojców, ale napisałaś „jej podobieństwa do matki”. Na początku chyba po prostu nie zrozumiałam, bo z tego co pamiętałam to w tekście napisałam, że Blanka do matki podobna nie była. Dlatego tak mi się to zakręciło. ;)

      Usuń
    3. Rozdział dziesiąty
      „Opis” — jeśli na półce doktora znajdzie się książka mająca związek z fabułą, to będzie super ;)

      „Niuniuś” — każdemu się zdarza.

      „Jared” — właściwie też byłabym chętna zrozumieć go trochę bardziej. ;) Jeśli taka scena wyjdzie z naturalnych przyczyn, a nie tylko dlatego, że chcesz pokazać, że jego zachowanie jest be, to nie widzę przeszkód. :)

      „Romans” — Jaka jest podstawowa powinność autora? Spełnianie obietnic zawartych w tekście. Nie można pisać tysiąca rozdziałów o romansie, a w ostatnim krzyknąć: takiego wała, teraz pokażę wam całkiem coś innego! Jeśli chcesz robić twist, musisz być przebiegła. Musisz rzucać małymi znakami, że to może się inaczej skończyć, że ta relacja nie przekroczy pewnej granicy, że być może oni nie są wcale dla siebie stworzeni. Inaczej czytelnicy cię znienawidzą i nigdy nie wrócą, i żadne tłumaczenie się spiskami nie pomoże. To tak, jakbyś powiedziała komuś, że dasz mu cukierka, a wyciągasz rękę z pustym papierkiem i śmiejesz się, jaka to jesteś dowcipna. Każdy by się wkurzył. :P
      Obyś się tylko z tym przesadnie nie ociągała.

      Podsumowanie rozdziału 11:
      „Podobieństwo” — no to okej. Cóż, trzeba było nie kombinować i napisać o „braku podobieństwa”.

      Usuń
    4. „Romans” – „To tak, jakbyś powiedziała komuś, że dasz mu cukierka, a wyciągasz rękę z pustym papierkiem i śmiejesz się, jaka to jesteś dowcipna.” – to brzmi jak ja. (^_^)
      A tak serio, to chcę powiedzieć, że to nie jest romans z komedii romantycznej albo książek z YA. I jeśli ktoś czegoś takiego oczekuje, to na pewno poczuje się rozczarowany.

      Usuń
  9. Rozdział dwunasty
    Biurko i farbki – w ogóle nie wydaje mi się to dziwne, bo to z życia wzięte. U pięciolatki biurko raczej pełni funkcję żadną, zwłaszcza jeśli ma stolik w pokoju – to na nim maluje, chyba że z mamą/tatą przy stole dla „dorosłych” albo na podłodze. I teraz biorąc przykład z mojej kuzynki, Emma wrzuciła wszystkie czarne farbki do szuflady biurka. A jak to działa? Kuzynka za każdym razem gdy naciągnęła kogoś na farby (koniecznie plakatowe), wyciągała z nich pojemniczek z czarną i wrzucała go do szuflady, ewentualnie do szafki pod tą szufladą. Tam wszystko znikało jak w czarnej dziurze. karton z pozostałymi farbami lądował w szafie na górnej półce, żeby Młoda nie miała do niego swobodnego dostępu – raz ciotka zapomniała schować i już więcej tego błędu nie popełniła. :'D Więc tak, dla nas biurko może i jest miejscem, gdzie trzyma się najpotrzebniejsze rzeczy, ale dla takiego dziecka już nie.

    Podsumowanie rozdziału:
    Prawdziwa Blanka pojawi się chyba wcześniej, niż mogłoby się wydawać, choć ja inaczej widzę jej rozwój, bo przecież wiem co będzie. :3 I w tym miejscu jestem ciekawa jak zareagujesz, gdy pewne kwestie się rozwiną. Szczerze powiem, że tylko się uśmiecham i może trochę pobłażliwe, gdy czytam opinie na temat Dahlii.

    Blanka leci do kuchni – tutaj mój zamysł był raczej prosty (i w sumie napisałam to) – Blanka chciała znaleźć siostrę, choć sama nie wiedziała po co. A gdy usłyszała śmiech Emmy, pomyślała o farbach – tego akurat nie dopisałam. Ale też wcześniej zaznaczyłam, że ten cały proces tworzenia dział się pod wpływem impulsu; ona nie do końca nad tym panowała, o rozumieniu nie wspominając.

    Hmm... może i trudno wymyślić, ale się da. :) Poniekąd Twoje podejrzenia są słuszne, ale nie w takim rozumieniu jak myślisz. Nie wiem jak to inaczej napisać, żeby nie zdradzić się z miejscem.

    Rozdział trzynasty podsumowanie
    Na obecną chwilę to raczej bestiariusz.;) Mitologi to się poskłada pewnie za niedługo.
    Dobrze, że Twoja reakcja była taka, a nie, że zapytałaś co ja mam w głowie. xD

    Rozdział czternasty
    Rzemyk do kieszeni zamiast na blat – zwykły odruch. Niektóre rzeczy robi się tak po prostu bez zastanowienia.

    „Idąc do łazienki, po drodze zostawiłem swoje i dziewczyny buty w korytarzu, a z podłogi zacząłem zbierać {swoje} ubrania, które w końcu trafiły do pralki”. — Wystarczyłoby napisać „nasze” zamiast tak kręcić. – ale gdzie? Zamiast pierwszego czy drugiego „swoje”? Pytam tak dla pewności. ;)

    Podsumowanie rozdziału:
    Siła imperatywu? – nie, to tylko spisek sił wyższych – ani przypadek, ani przeznaczenie. :3

    „Po trzecie, jestem przekonana co do tego całego rozbierania(...)” – eee... chyba nie jesteś przekonana? To mi się trochę gryzie. ;)

    Tak się zastanawiałam nad tym tematem z rozbieraniem Blanki. Z założenia miała na sobie tylko bluzkę i spodnie (w końcu lato) i tak, ubabrana była mocno – zaznaczałam choćby, że włosy myła dwa razy. Człowiek po wcześniejszym piciu śmierdzi, a co dopiero jeśli śpi w ubrudzonych wymiocinami ciuchach. A i jeszcze miałam na uwadze, żeby późniejsze rozmowy odbyły się bez zbędnego smrodu w powietrzu, a dziewczyna mogła założyć czyste, swoje ubrania. – po części tym się kierowałam jeśli chodzi o ogół.
    Kolejna sprawa, nie miałam zamiaru tworzyć czegoś na kształt romantyzmu czy nawet, żeby zachowanie Jareda wyszło na urocze czy bohaterskie. To jest bardziej albo w sumie głównie nawiązanie do jego przeszłości, której no jeszcze się nie zna.
    Będzie spojler, ale cóż, on już przez to przechodził. Co wcale nie oznacza, że popieram jego postępowanie. Mógł faktycznie zrobić tak jak opisałaś, ale postąpił inaczej i on nie widzi w tym nic złego.
    Co do Blanki i przyszłej jej reakcji – chyba już wiadomo, że ona nie reaguje tak jak powinna, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział dwunasty
      „Farbki” — nie mogłam wiedzieć, że Emma ma stolik, na którym wszystko robi, a biurko to dekoracja. :P Ale niech będzie, że tak to działa z pięciolatkami. Nie mam żadnych dzieci w tym wieku, więc w sumie może i tak robią. ;)

      Podsumowanie rozdziału 12:
      „Prawdziwa Blanka” — o, interesujące. Już się nie mogę doczekać, jaka będzie. Oby bardziej ogarnięta. :3

      „Dahlia” — śmiej się śmiej, dla mnie to najnormalniejsza i najnudniejsza kobieta pod słońcem. :D

      „Kuchnia” — a ja razem z Blanką nie wiedziałam, po co jej Dahlia. Potem szybko o niej zapomniała, skupiła się na potworze, potem na Emmie. Za dużo i za szybko — dlatego nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Jeśli miałam nie rozumieć, to OK. Miałam?

      „Podejrzenia” — jakiś czytelnik zgadł? To nie zdradzaj, może samo się wyjaśni na podstawie nowych rozdziałów. ;)

      Rozdział trzynasty
      „Reakcja” — masz w głowie nietuzinkowe pomysły, tyle powiem. No i horror w gatunku zobowiązuje. :D

      Rozdział czternasty
      „Rzemyk” — okej. ;)

      „Nasze” — zamiast „swoje i dziewczyny”.

      Podsumowanie rozdziału 14:
      „Spisek” powiadasz? Podoba mi się, że masz na to jakiś plan. Chętnie dowiem się więcej, oczywiście w swoim czasie. ;)

      „Po trzecie” — masz absolutną rację — zmieniałam to zdanie na koniec i usunęło się trochę za dużo, tylko podwójna spacja została. :) Już poprawiłam.

      „Rozbieranie” — rozumiem twoje wytłumaczenie. Mogę przyjąć lato i wyprane ubrania, okej. Co do przeszłości Jareda — szkoda, że o tym nie wiedziałam, bo może widziałabym całą sytuację z nieco innej perspektywy; nie pozytywnej, ale może odrobinę bardziej wyrozumiałej.

      „Reakcje Blanki” — to jest w sumie problem i jednocześnie twoja wtyczka dla różnych wątpliwych rzeczy czy scen — Blanka nie widzi w tym nic złego, Jared nie widzi w tym nic złego, więc idzie sygnał, że w rzeczywistości opowiadania to nic złego. Niby pozostawiłaś interpretację czytelnikom, ale w świecie, gdzie opka i książki gloryfikują takie zachowania... no cóż, nie da się zaprzeczyć, że to grząski grunt i musisz mieć tego świadomość.

      Usuń
    2. „Kuchnia” – emm... no w sumie tak, miałaś nie zrozumieć. Chociaż bardziej chodziło o dezorientację. Jeśli poczułaś się zdezorientowana, to dobrze.

      „Podejrzenia” – nope, nikt nie zgadł. ;)

      Podsumowanie rozdziału 14:
      „Spisek” – wyjaśnienie już w szesnastce, która idzie jak krew z nosa (aż chce mi się płakać :().

      „Rozbieranie” – to że szkoda, że wcześniej nie wiedziałaś o przeszłości Jareda – bo to będzie. Tak jak pisałam już gdzieś tam wyżej – coś się dzieje, dopiero później tłumaczenia.

      „Reakcje Blanki” – świadomość to ja tego mam, mogę Cię o tym zapewnić. I nie zostawię tego w tej formie do końca. Postacie się rozwijają, przynajmniej mam taki plan, i postrzeganie świata i różnych zachowań choćby przez Blankę się zmieni. Zresztą przez Jareda również, tylko akurat w jego przypadku będzie to wyglądać inaczej. Oczywiście to wciąż przyszłość i mam nadzieję, że uda mi się to wszystko ogarnąć i odpowiednio przedstawić. ;)

      Usuń
    3. „Kuchnia” — no to okej.

      „Podejrzenia” — może ktoś zgadł i nawet nie wie, że miał coś odgadnąć. :D

      Podsumowanie rozdziału 14:
      „Spisek” — w takim razie trzymam kciuki za pisanie. Łączę się w bólu, bo doskonale wiem, o czym mówisz. Sama piszę po akapicie na miesiąc, potem przepisuję to samo od nowa, a na koniec stwierdzam, że mój bohater mnie niemiłosiernie męczy i nie chce mi się o nim w ogóle pisać. Tak nawiasem to taka sama miernota życiowa jak twoja Blanka, a nawet i gorsza, bo jeszcze drama queen (king?) do tego. :D

      „Rozbieranie” — jak widzisz na tym przykładzie, czasem pisanie od dupy strony ma więcej wad niż zalet. Niektóre rzeczy nie mają powodu, by być trzymane w tajemnicy.

      „Reakcje Blanki” — To się cieszę, że wiesz i masz zamiar coś na to poradzić. Zaczynam się tylko trochę martwić, gdzie ty to wszystko zmieścisz, bo ciągle piszesz, że to i tamto będzie później. :D To wszystko brzmi, jakbyś z tym opowiadaniem cały czas była jeszcze w lesie, a przecież już tyle rozdziałów za nami. :D Nie wymyśliłaś sobie przypadkiem za dużej ilości materiału do tego opowiadania? To wszystko zaczyna brzmieć jak grubaśna trylogia.

      Usuń
    4. „Spisek” – cieszę się, że nie jestem sama w takim pisaniu. xD Kiedyś w końcu tam dotrę i sama sprawdzę. :3

      „Rozbieranie” – po części się zgodzę, bo dopiero jakiś czas temu wpadło mi do głowy, że przecież to było z perspektywy Jareda i on mógł myśleć o swojej przeszłości i nawiązać do niej choć po części. Ale pocieszam się tym, że mogę to do rzucić, bez przebudowy połowy planu zdarzeń. ^^

      „Reakcje Blanki” – to się wydaje, że tego jest aż tyle. Wiele spraw odbywa się w tle, a nie są osobnymi wątkami. Zmiany w Blance powinny być widoczne równolegle do postępującej fabuły, zresztą te u Jareda również. Czy za dużo materiału? Raczej nie. Główna ścieżka i kilka odnóg. ;) Jakoś nie potrafię pisać prostych opek. :P

      Usuń
  10. Rozdział piętnasty
    Odnośnie picia Blanki i tych tygodni (trochę mogę namieszać, bo to się w przestrzeni rozdziału powtarza, a posklejam to w jedno) – nie było tak, że mi się nie chciało tego pisać. Mogłabym, jak najbardziej, tylko taki rozdział czy tylko akapit, byłby w całości zapychaczem. Pijąca Blanka to jak Blanka na lekach – nic się nie dzieje, a dziewczyna zamyka się na wszystko. Nie ma Limbo, chłopca bez oczu, wychodzących stworów z lustra, zjawy nie budzą żadnych emocji.
    Kręciłoby się to w ten sposób – Blanka wstaje na kacu, wychodzi, pije, wraca pijana, kłóci się z siostrą, kładzie się spać i od nowa – nic poza tym. Bo przecież nie napisałam, że ona uciekła z domu, tylko że wyszła. A później sama mówi, że zawsze wracała na noc do domu.
    Piszesz, że ledwo wychodziła do spożywczaka – tak, ale na początku. Później sama poszła na policję i do Jareda, jej postępowanie zaczęło się zmieniać jak i charakter, stała się odważniejsza – nawet to zauważyłaś.
    To jak reagowali na to Dahlia i Daniel będzie, ba, nawet Emma ma w tym swój udział.
    Rozumiem, że czytelnik po tym rozdziale może czuć się zdezorientowany, ale w późniejszym dostanie odpowiedzi.

    Reakcje Blanki na zachowanie Jareda – dla nas normalnym i naturalnym jest, że w takiego delikwenta rzucasz czymś ciężkim, każesz mu się walić i wychodzisz. Ale widzisz, Blanka szuka jego akceptacji, tak jakby za wszelką cenę, bo przecież traktował ją normalnie.
    Zachowanie Jareda – tu znów nawiązanie do przeszłości i pewnych zobowiązań. Zdradzę, że on podejrzewa co się dzieje z Blanką i to już od wypadku w kuchni.

    Jeśli miałby ze sobą ciuchy, to mógłby się ubrać w łazience, ale na ogół chyba tam nikt ubrań nie trzyma. Można się umyć, wyszorować zęby, zrobić siku. xD

    Akurat widok Jareda (nie w pełni ubranego) będzie krępował Blankę jeszcze długo. Poczucie winy to ona ma dlatego że się schlała, a on to zobaczył – Blanka i jej skrzywione postrzeganie relacji.

    Chłód w ślepkach – Daniel trzyma Blankę na dystans, nie ma zamiaru zacieśniać z nią więzi i ona to widzi. Jared zezłościł się nie na nią, a na jej zachowanie, w dodatku wspomnienia wróciły i już w ogóle się podburzył. Przeraziło go to wszystko. W tę stronę szłam. A w sumie to mój zamysł.

    A dlaczego elektryczny czajnik stawiać na gazie? O_O

    Kawa Blanki z Danielem była tylko jedna i ją opisałam (ten włos z głowy). A ona Blance zapadła w pamięć.

    „Dokładnie to samo uważam. (...) Nie widzę w tym nic romantycznego czy coś.” – no i dobrze, że nic nie widzisz, bo tam nic takiego nie ma.

    „Siła woli ewidentnie nie ma nic wspólnego ze stworami, więc dlaczego bohaterka się przy tym upiera?” – tu nie miałam na myśli, że stworki znikną czy coś, tylko że ona przestanie się ich bać i w jakiś sposób nauczy się z nimi żyć.

    Podsumowanie rozdziału:
    „W żadnej chwili ten rozdział nie dał mi odczucia, że czytam o spotkaniu towarzyskim(...)” – no i dobrze, bo rozdział nie miał być towarzyski – co zaznaczyłam pod nim.xD

    Ze strony Jareda sytuacja nie wygląda jakoś inaczej – on się nie zamartwiał tak dramatycznie o Blankę. Facet ma swoje demony, które gdzieś w nim tkwią i nie zawsze nad nimi panuj (a jak będzie się można o tym przekonać – jest tego świadom). I nie chciałam tu czegoś takiego stosować jak tough love. Nie uważam również, że na tym etapie ich znajomości można mówić o miłości, nawet nie o przyjaźni. Nie będzie tak, że zaczną biegać pod tęczą, trzymając się za ręce. I nie przypominam sobie, żebym gdzieś napisała, że są sobie przeznaczeni. Pewne sprawy są wynikiem spisku – tak jak już wspominałam. Na pewno nie chciałam zakomunikować – patrzcie! oni już zawsze będą razem. Nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się nie zmieściłam, więc niżej ciąg dalszy do piętnastki. :D


      I się tak zastanawiam. Na ogół szłaś w kierunku zgodnym z moimi założeniami, choć nie zawsze. W tym przypadku zupełnie pogalopowałaś w przeciwną stronę, co swoją drogą troszeczkę mnie zaskoczyło, bo jednak nie do końca wiem, skąd taka interpretacja. Bo Blanka czuje się bezpiecznie? spojler – Jared ma te znaki wytatuowane, a jego mieszkanie jest szczególnym miejscem. Bo Jared okazał się nie być miłym facetem? – najlepszym się zdarza, [spojler] zresztą przeprosi.
      Serio mnie to ciekawi, bo odniosłam wrażenie, że do oceny tego rozdziału podeszłaś dość emocjonalnie. Ale! Jeśli tak faktycznie było i wkurzyłaś się, że Jared był dupkiem, a Blanka posłusznie wszystkiemu przytakiwała, to zostaje mi się z tego cieszyć.
      Wiem, że ten rozdział był na swój sposób ciężki i nie raz zawahałam się, żeby jednak zrobić z Jareda kochanego miśka, ale nie mogłam, bo przeszłość ma tu zbyt dużo do powiedzenia. :)

      I tym akcentem chyba ogarnęłam całość. :3
      Ponownie dziękuję za ocenę. Na pewno dużo mi podpowiedziałaś, gdzie powinnam zwrócić większą uwagę. Mam tylko nadzieję, że nie zacznę znów popadać w skrajności. xD I na pewno nie raz przyjdę do Ciebie po opinię. ^^

      Usuń
    2. Rozdział piętnasty
      „Picie” — treść takiego rozdziału będzie zapychaczem tylko w takim stopniu, w jakim ty go nim zrobisz. Powiedziałaś sobie na starcie, że nie ma tam nic ciekawego i uwierzyłaś w to, ale jest tysiąc kreatywnych sposobów na wyciśnięcie z tematu czegoś interesującego. Nie mówię, żebyś rozpisywała się na kilka rozdziałów — jeden zupełnie wystarczy. Może być złożony z niedługich scen dziejących się na przestrzeni tygodni. Teraz nie ma żadnego przejścia między Blanką „kłócę się ze wszystkimi, ale nie jestem jeszcze wrakiem człowieka” a „Jared mnie uratował od zbirów, dał cynk do kumpla i teraz będzie tylko lepiej”.
      Chętnie zobaczyłabym pijaną Blankę tylko po to, żeby dowiedzieć się, jak widzi zjawy i lekceważącym tonem każe im spadać. Albo jak wraca do domu po ciemku, wywala się na schodach, budząc wszystkich, ale jest tak zalana, że ma gdzieś, kto na nią krzyczy, a potem wszystko wokół niej zlewa się ze sobą, a sufit wiruje w zastraszającym tempie. Wkręcanie się w spiralę picia, kłótni i kaca może być ciekawe od strony rozwoju charakteru bohaterki. Możesz zapchać taki rozdział do bólu jej dziwacznymi przemyśleniami, tym bardziej abstrakcyjnymi, że doładowanymi alkoholem. Może spotkać kogoś ciekawego podczas jej pijackich eskapad, może wciągnąć się w jakąś dziwaczną rozmowę z kimś równie „szalonym” jak ona — jeśli ma siłę się wykłócać, nie może być zamknięta tak bardzo, żeby ignorować cały świat. Możesz też pokazać, jak zapoznaje się z bandą tych gości z baru — tym bardziej wyszłoby, jak bardzo Blanka ma skrzywiony obraz sytuacji, nie tylko z Jaredem, ale ogólnie różnymi ludźmi. Do tego pokazanie jej na samym dnie sprawi, że kiedy się ogarnie, będzie to bardziej satysfakcjonujące.
      Nie w każdym rozdziale muszą być długie sceny z chłopcem i atakującymi ją potworami albo przechodzeniem do Limbo; nie tylko one są w tym opowiadaniu istotne, główna bohaterka też.
      Okej, wyszła z domu trzy razy i napyskowała osobom, o których wiedziała, że nic jej nie zrobią. To wciąż nie wydaje się specjalnym osiągnięciem. :P
      Późniejsze odpowiedzi, powciskane po kątach, postreszczane nigdy nie będą tak dobre jak relacja z pierwszej ręki, taka jest smutna prawda.

      „Zachowanie Jareda i Blanka” — ale zdajesz sobie sprawę, że stworzyłaś dwójkę bohaterów pięknie wpisujących się w schematy toksycznych opek i książek, nie? Zdecydowałaś się świadomie powtórzyć schemat wszystkich ofiar losu i buców — Bella i Edward jak malowani. Masz na wszystko wyjaśnienie, ale na bazowym poziomie te historie mają ten sam, szkodliwy szkielet. Trochę ciężko mi zrozumieć, dlaczego ktoś tak świadomy, jak to wygląda z boku, dalej decyduje się pisać o tym konkretnym wątku. Jeśli masz w tym jakiś sekretny cel, np. żeby na końcu pokazać jak bardzo złe jest to wszystko, to chętnie się dowiem. :3

      „Ciuchy” — jak to nie ma? A pranie to gdzie się wiesza? ;P No i zawsze mógł je wziąć we sobą z pokoju. ;)

      „Widok Jareda” — czyli chłop nie zacznie się ubierać, żeby Blanka nie musiała się krępować? To takie typowe dla niego. :D

      „Chłód” — no to powinna chyba widzieć w nich w takim razie gorąc. ;P

      „Czajnik” — dlatego, że nie napisałaś, że był elektryczny, a ja mam czajnik na gaz. Nawet nie przyszłoby mi do głowy, że podstawka może się tak nazywać. XD

      „Kawa” — przez chwilę zastanawiałam się, czy może nie chodzi o tamtą scenę, ale wydawało mi się, że była zbyt dawno temu, żeby Blanka do niej nawiązywała. No i napisałaś „porannej”, więc bardziej byłam skłonna uwierzyć, że chodziło o rozmowę tamtego ranka, kiedy Blanka się upiła.

      „Nic nie widzę” — no, to dobrze. :D

      „Siła woli” — nie bardzo wiem, jak ona chce się przestać ich bać, kiedy nie robi właściwie nic konkretnego w tym kierunku. Z drugiej strony widać, że sama sobie z tym nie poradzi. W każdym razie trudno, żeby magicznie po wielu latach nagle się do nich przyzwyczaiła. Ale o tym, że Blanka nie myśli sensownie, nie muszę ci raczej mówić.

      Podsumowanie rozdziału 15:
      „Spotkanie towarzyskie” — no a ja to potwierdziłam, bo wydawało mi się, że nie byłaś pewna, czy ci wyszło. ;)

      Usuń

    3. „Strona Jareda” — jeśli się nie martwił, tym bardziej jego bucowata reakcja wydaje się przesadzona. Nie możesz zasłaniać się za każdym razem jego przeszłością i demonami, bo czekanie „połowy” opowiadania, żeby cokolwiek zaczęło mieć sens, to trochę przesada. Trzeba było wcisnąć jego narrację gdzieś wcześniej, np.: po tym, jak Blanka trafiła do szpitala, i przedstawić czytelnikowi jego punkt widzenia, zanim zaczęły się spotkania z Blanką. Kiedy nie wiem, że chodzi o spisek, szukam innego wytłumaczenia — najbliższe to „miłoźdź” prezentowana z subtelnością pociągu towarowego. Bohaterowie niekoniecznie mówią, że się kochają czy lubią, ale ich zachowanie podświadomie sugeruje mi, że coś się kroi. Może nie romantycznego w cukierkowym sensie, ale na pewno nie zostaną tylko po znajomości.

      We wcześniejszych odpowiedziach rozsianych po różnych rozdziałach chyba wytłumaczyłam to w miarę sensownie, przynajmniej tak sądzę. W skrócie — obiecałaś romans, pokazywałaś początki romansu różnymi wstawkami, przedstawiłaś Jareda dość ogólnie, ale jako postać pozytywną (bo przecież nie wiadomo, co się dokładnie stało za jego pójściem do więzienia, równie dobrze ktoś mógł go wrobić albo to był nieszczęśliwy wypadek, prawda?).
      Czy to dlatego, że Blanka czuje się bezpiecznie? Po części tak. Wszędzie jest jej źle — w domu źle, bo jej nie chcą, na ulicy ktoś ją podgląda, w szpitalu — wiadomo, dobrze nie będzie. Jeśli dziewczyna stwierdza, że facet jest przystojny, przychodzi do niego do domu bez żadnego powodu, ufa mu z jakiegoś tajemniczego powodu i dobrze czuje się w jego towarzystwie, to co innego mam pomyśleć? „Hm... może zostaną znajomymi, bo czym innym?” — nie, nauczona latami czytania książek, widzę wyraźny sygnał, że to właśnie Jared zostanie drugą połówką romansu. Przecież nie ma innej opcji — jest jedynym wolnym facetem w opowiadaniu, a to już piętnaście rozdziałów. Stwierdzasz, że dużo sytuacji to spisek i różne sprawy wyglądają inaczej, niż się wydają. Nie znając spisku, spojlerów, tajemnic, drugiego dna, przeszłości i kto wie czego jeszcze zostaję z bardzo dziwną dynamiką pomiędzy dwoma postaciami i staram się z pomocą dostępnych klocków poskładać z tego coś sensownego. Wyszło mi to, o czym wspominałam w ocenie. Pewnie gdybym miała okazję czytać opowiadanie dalej, moje zdanie uległoby zmianie. Takie niestety są uroki oceniania niedokończonych tekstów. ;)
      Wkurzyłam się, to prawda. :D Co mogę powiedzieć, z miksu martwienia się o Blankę i znużenia toksycznymi facetami w książkach powstała reakcja wybuchowa. Chętnie dowiem się, jak to wygląda z twojej strony, bo widać, że poszło w zupełnie innym kierunku niż zamierzony. Teraz pozostaje pytanie — ty przestrzeliłaś czy ja. :D Myślę, że ciekawym eksperymentem byłoby zapytać innych czytelników, jak postrzegają relację tej dwójki. Może wtedy wyszłoby, kto zawinił. ;)

      Proszę bardzo i polecam się na przyszłość. Będę podczytywać opowiadanie i jak przesadzisz w którąś stronę, to cię okrzyczę. :D Nie mam nic przeciwko, a nawet do tego zachęcam. Bardzo lubię takie zakulisowe rozmowy. :)

      Usuń
    4. Rozdział piętnasty
      „Picie” – po części masz rację. Takie sceny na pewno pomogłyby w zrozumieniu Blanki i przedstawiłby jej postrzeganie wszystkiego. Jednak zatrzymałby kompletnie akcje, a już przecież dość się rozciąga w czasie. Rozpisywanie scen, które nie będą miały żadnego znaczenia później, nie wydają mi się dobrym posunięciem.

      „Zachowanie Jareda i Blanka” – tworząc ich, a bardziej relację między nimi ani razu nie zakładałam, że w ten sposób będzie wyglądać ona cały czas. Wiem doskonale, jak wyglądało to w tym rozdziale i mam jakiś w tym cel, choć nie wiem czy będzie on dla Ciebie dość satysfakcjonujący. ;)

      „Ciuchy” – a to doskonały przykład tego jak wygląda nasza codzienność. ;) U mnie nie wieszam prania w łazience, więc nawet o tym nie pomyślałam. :P Teoretycznie mógł pójść do pokoju, ale nic o tym nie wspomniałam.

      „Widok Jareda” – z czasem zacznie. ;)

      „Czajnik” – yyy... no dla mnie oczywistym jest, że jeśli odstawiam czajnik na bazę, to jest elektryczny. I to jest tak, jak z tym praniem w łazience. ;)

      Podsumowanie rozdziału 15:
      „Spotkanie towarzyskie” – początkowo nie zrozumiałam, stąd moje nawiązanie do tego. xD

      „Strona Jareda” – tylko ja zwyczajnie nie chciałam przedstawiać jego przeszłości wcześniej. Nie chciałam, żeby czytelnik miał podane dlaczego Jared zachowuje się tak i koniec. Wolę, żeby się zastanowił czy postępowanie Caina wynika z tego, że jest chamskim dupkiem i lubi się rządzić, czy może kryje się za tym coś więcej. Najprościej jest iść w kierunku takim, że wymyśliłam sobie, że oni są sobie pisani i się będą kochać mimo wszystko, bo tak jest prawie że wszędzie. Jeśli ktoś tak założył i właśnie na to będzie czekał, no to się po prostu zdziwi, ewentualnie się wkurzy, że sprowadziłam go na manowce.
      Blanki, Jareda i ich relacja – kierujesz się tym, co już gdzieś tam było, a wszystko co ja przedstawiłam do tej pory ładnie do tego pasuje – rozumiem i nie przeczę. Tylko że jeśli coś pasuje do jakichś ram, nie znaczy, że nie będzie pasować do innych. I rozumiem, że czytelnik może chciałby mieć jasność sytuacji już teraz albo i wcześniej, ale nie rozumiem, dlaczego ja nie mogę odwlec ujawnienia przeszłości Jareda w czasie, skoro tak naprawdę te wszystkie wątpliwości i niezrozumienie pojawiły się dopiero teraz?
      Może trochę krzywdzące jest to, że przez pryzmat przeczytanych książek zakładasz konkretny wariant i koniec. Ale w sumie to rozumiem, bo trudno się dziwić, żeby było inaczej. No i tak, tekst nie jest skończony, więc nie mogę oczekiwać, że wszystko da się zrozumieć według moich założeń. Jedynie mogę mieć nadzieję, że moje zapewnienia i cała „obrona” faktycznie zadziała, a wszystko wskoczy na swoje miejsce. ;)
      Tylko z czytelników ciężko coś wyciągnąć – to raz, a dwa – zbyt wielu to ja ich nie mam. xD

      Usuń
    5. Rozdział piętnasty
      „Picie” — Nie mogę pojąć, jak możesz powtarzać, że te sceny mają nie mieć żadnego znaczenia, jeśli możesz sama je napisać i im to znaczenie nadać. Sądząc po tych wszystkich rzeczach, o których wspominasz, że mają się jeszcze wydarzyć, jeden rozdział w tę czy wewte nie robi żadnej różnicy :D Ale niech będzie. Jeśli uważasz, że historia nie potrzebuje wyjaśnienia, co się działo z bohaterką przez parę tygodni, to spoko. Radziłabym jednak w takiej sytuacji przyjąć wersję, według której Blanka była na takim haju, że kompletnie nic z tego okresu nie pamięta. :P

      „Zachowanie Blanki i Jareda” — ok, w takim razie okaże się w przyszłości. :D

      „Ciuchy” i „czajnik” — zabawne, jak od razu wychodzą takie różnice. :)
      „Widok Jareda” — no, chociaż tyle dobrze. :D

      Podsumowanie rozdziału 15:
      „Spotkanie” — tak to wychodzi, jak chcę być cwana. XD

      „Strona Jareda” — jak tak teraz o tym myślę, to jakiej przeszłości Jared by nie miał, i co by się za jego zachowaniem nie kryło, to prawdopodobnie i tak nie zyska mojej sympatii, o ile nie skłoni się bardziej w dobrą stronę. Przykładowo takiego Snape'a z Pottera nigdy nie polubiłam. XD Poza tym — już tak całkiem ogólnie, nie tylko w tej kwestii — wydaje mi się, że trochę dużo wymagasz od czytelników. :P Ludzie muszą się naprawdę czymś jarać, żeby szukać w tym drugiego dna i szczególików, a tym bardziej to analizować. Niedzielny czytacz pochłonie rozdział przy kawie i ciastku, spędzi miło czas, pomyśli „no fajne to było” i pójdzie czytać kolejne opko. Bardzo chcesz kombinować i w sumie nie wiem, komu to potrzebne do szczęścia — sobie robisz pod górkę, czytelnikom też robisz pod górkę. Może pod koniec okaże się to warte zachodu, ale w tej sprawie mogę sobie co najwyżej gdybać i poczekać na efekty.
      Dlaczego nie możesz odwlekać przeszłości Jareda? Bo odwlekasz wszystko inne i choć raz człowiek chciałby wiedzieć, na czym stoi. :D A tak na serio — przeszłość Jareda to tylko zobrazowanie większego problemu — w komentarzach cały czas ujawniasz coraz to nowe wątki, spiski, tajemnice, plot twisty i coraz bardziej zaczynam czuć się jak Jon Snow, który niczego nie wie, a przeczytałam przecież spory kawałek tekstu. Aż chce się krzyknąć: kiedy, do jasnej ciasnej, w końcu coś będzie miało sens?! To po prostu męcząca sytuacja i nie bardzo wiem, co o tym myśleć.
      Dlaczego krzywdzące? Czy nie tak właśnie działa ludzki mózg? Szuka wzorców, żeby móc na nie odpowiednio zareagować? Dostałam romans, reaguję na romans, a nie na, powiedzmy, dramat. Widzę trójkąt, więc to trójkąt, nie koło. Łamanie schematów jest spoko, jestem bardzo na tak, ale nie doszłyśmy jeszcze do tej części, więc trudno, żebyś spodziewała się, że znajdę coś, czego jeszcze nie ma. Też mam nadzieję, że twoja obrona zadziała, po prawdzie liczę na to, bo to, co przyszykowałaś, zapowiada się naprawdę ciekawie. Boję się tylko, czy nie przedobrzyłaś z ogromem tych wszystkich pokrętności i czy się w tym nie zagubisz, a nawet jak ty nie, to twoi czytenicy. No ale o tym dowiem się dopiero, jak przeczytam całość. ;)
      Klucz to zadawać im konkretne pytania — nie w stylu, czy im się podobał rozdział, ale, np. czy uważają, że zachowanie Blanki w drugiej scenie wobec Daniela było takie czy owakie. Na ilość czytelników za to nie mogę nic poradzić. Teoretycznie z czasem powinno się ich trochę nazbierać, jeśli jesteś systematyczna i zapisana do różnych katalogów, ale w rzeczywistości to ruletka, czy uda się wstrzelić w dobry czas.

      Usuń
    6. „Strona Jareda” – spoko, rozumiem. ;) O_O jak możesz? Ja go lubiłam! Zresztą ja wszystkich takich lubię – Joker, Khan, Boyka, wilkołak z takiego jednego filmu co próbował zeżreć wszystkich. :D
      Na samym początku, gdzieś tam baaardzo wysoko wspominałam, że Dusze były moją odskocznią i również zakładałam, że tego nikt nie będzie czytał. Są ciężkie i męczące – mam tego pełną świadomość. A to czy nie wymagam zbyt wiele od czytelników? Co mam Ci napisać? Ja w ten sposób podchodzę do czytania. Szukam podpowiedzi, ukrytych znaczeń, zagłębiam się w szczególiki, próbuję wpaść na rozwiązania. Wydaje mi się, że jestem dość wymagającym czytelnikiem i dlatego w ten sam sposób piszę.
      Nie martw się – Blanka nie okaże się ciotką Jareda. xD Serio nie ma tego tak dużo, jakby mogło się wydawać. Trudno jest zapewniać, że coś gra i nie wyjaśnić dlaczego, bez rzucenia spojlerami.
      Okej, szuka wzorców, ale z góry zakłada jeden wariant. Dostałaś romans, ale czy jest tylko jeden jego rodzaj? Widzisz trójkąt, ale jaki? Nie wiem czy rozumiesz, co próbuję powiedzieć, ale na obecną chwilę nie wiem jak to wytłumaczyć. xD
      Chyba nie przedobrzyłam, przynajmniej sądzę, że nie, ale jak wyjdzie, to się okaże. :3
      Spróbuję. ;)

      Usuń
    7. Wrzuciłam wszystko w dwóch częściach, żeby nie nabijać komci. Mam nadzieję, że się rozczytasz.
      „Wątek romansowy” — no to zaczekam, żeby zobaczyć, jak to wyjdzie w praniu. ;)

      „Wygląd bohaterów” — spróbować na pewno nie zaszkodzi.


      Jasne, ma to sens. Tworzysz dla siebie, a zdanie innych, choć mile widziane, nie jest najważniejsze. Nie chcesz się autocenzurować dla „uciechy szarego tłumu”, tylko pozostać szczera ze swoją wizją. Moja idealistyczna połówka uwielbia takie rzeczy. Natomiast moja racjonalna strona stwierdza, że to nie jest optymalne rozwiązanie i dla publiki tak się pisać nie powinno — ludzie nie będą rozumieć ani czerpać pozytywnych emocji z tekstu takim w stopniu, jakiego bym oczekiwała. Do szuflady spoko, ale na bloga już nie. W pewnym momencie trzeba iść na kompromis. W zależności od umiejętności przekazywania swojej wizji granicę można przestawiać dalej i dalej, ale gdzieś jednak trzeba.
      No to spoko. ;)


      To się cieszę, bo to była moja pierwsza myśl, kiedy przeczytałam o czerwonym wietrze. XD

      Podsumowanie rozdziału 2: 16 to rzeczywiście jeszcze nie tak źle. Kurczę, strasznie szkoda, że nie doczekałam do niego w ocenie.

      „Włos z głowy” — tak coś zaczęłam podejrzewać. :D


      Rozdział szósty
      „Leki” — a tego to już nie pamiętam. :3 W życiu nie powiedziałabym, że w opowiadaniu minęły trzy miesiące. Bardziej obstawiałabym jeden, no, może jeden i pół, gdyby się postarać. Nie przypominam sobie aż takich przeskoków w czasie.
      Wiesz, mogli iść na wycieczkę czy coś. Przecież plecaki nosi się nie tylko do szkoły. ;)
      Daniel na pewno byłby interesującym wyborem.

      „Kain i Abel” — tak źle i tak niedobrze. :D
      Mnie się skojarzyło od razu, jak tylko weszłam do zakładki „o blogu”. Prawdopodobnie można to jednak zwalić na to, że kiedyś czytałam artykuł o sugestywności imion oraz nazwisk bohaterów i jako przykład był właśnie Kain. No i w ostatnim roku miałam okazję już napotkać fikcyjnych Kainów — jednego w książce, drugiego w serialu. :P

      No to super. ;)

      Usuń
    8. „Romans” — o ty niedobra. :D
      W sumie jestem ciekawa, jak to wyjdzie. Może jakbym miała czas pooglądać tę dwójkę razem przez dłuższy czas, też doszłabym do podobnych wniosków.


      „Spisek” — no to chyba muszę ruszyć wreszcie cztery litery i zacząć pisać, żebyś w końcu miała co czytać. XD

      „Rozbieranie” — ciekawe, że jakoś ci to umknęło, w końcu w dialogu z Bradem były małe nawiązania. No ale tyle dobrze, że łatwo ci będzie to dodać. :)

      „Reakcje Blanki” — a, no to mi ulżyło. :3 Prawdopodobnie ilość rewelacji naraz dała mi złudne wrażenie, że się nie wiadomo ile tego namnożyło. :D


      „Strona Jareda” — zawsze zachodziłam w głowę, jak można lubić Snape'a, ale to nie miejsce na taką dyskusję. :P Mnie taki typ postaci w ogóle nie przyciąga, wredota, chaos i zniszczenie to nie moje klimaty. Wolę już nudnych, dobrych gości albo chociaż antybohaterów. :D
      Kurczę, to brzmi dla mnie mega męcząco. XD Gdybym miała się tak pochylać nad każdą czytaną książką, to by mi się odechciało czytać w ogóle. Normalnie jakby mi ktoś kazał odrabiać pracę domową. :D Analizowanie obdziera dla mnie czytanie z całej zabawy i magii. Miałam kiedyś taki okres, że potrafiłam przewidzieć większość scen w filmach i przez to nie chciało mi się ich nawet oglądać. Lubię być zaskakiwana, więc zdecydowanie wolę wyłączyć myślenie i dać się po prostu porwać nurtowi opowieści. Jak na coś wpadnę po drodze to spoko, jak nie to też dobrze, ale specjalnie szukać czegoś na pewno nie mam zamiaru. :P No chyba, że oceniam, ale to zupełnie inna kategoria.
      Uff... Tego bym chyba nie zdzierżyła. :D Jasne — po prostu poczekam i zobaczę, jak wyjdzie. ;)
      Rozumiem, rozumiem. Kształt może mieć wiele rodzajów. Oczywiście to prawda, cała ta metafora jest maksymalnie uproszczona. Chodzi mi po prostu o to, że znajdując klocek, który jako tako pasuje do otworu, nie chce nam się szukać dalej po jego idealne odwzorowanie. „Mniej więcej” zdecydowanie wystarcza na początek. Potem można zacząć dostrzegać szczegóły i różne wariacje, ale zawsze będziemy wracać myślami i porównywać z bazą, którą na samym początku zakwalifikowaliśmy jako tą pasującą.
      No i fajno. :)

      Usuń