Witamy w kolejnej odsłonie Parszywej Trzynastki. Tym razem coś nieco innego od poprzednich wpisów, bo tym razem omawiamy błędy głównie związane z gramatyką, a nie z denerwującymi motywami. Mamy nadzieję, że czytanie tej trzynastki okaże się nie tylko dobrą rozrywką, ale też pozytywnie wpłynie na poprawność waszych tekstów.
1. Nie
Niepoprawny zapis partykuły „nie” z różnymi częściami mowy to jeden z najczęściej popełnianych błędów. W końcu ku wielkiej rozpaczy ludzkości Word nie podkreśla na czerwono słów, które istnieją jako samodzielne, ale które w pewnych okolicznościach powinno zapisywać się łącznie, a nie oddzielnie.
Zacznijmy od podstaw:
1) „nie” piszemy łącznie z:
- rzeczownikami („nieszczęście”),
- przymiotnikami w stopniu równym („nieładny”).
- imiesłowami przymiotnikowymi („niepasujący”, „nieznaczny”) – pełnią one w zdaniu rolę taką jak przymiotniki (przydawki), a nie jak czasowniki (orzeczenia),
- przysłówkami odprzymiotnikowymi w stopniu równym („niełatwo”).
2) „nie” piszemy oddzielnie z:
- z czasownikami („nie być”),
- z przymiotnikami w stopniu wyższym i najwyższym („nie lepszy”, „nie najlepszy”),
- z imiesłowami odczasownikowymi („nie próbując”, „nie skończywszy”) – są one w zdaniach orzeczeniami tak samo jak czasowniki,
- przysłówkami nieutworzonymi od przymiotników („nie całkiem”),
- z większością liczebników, zaimków oraz wyrażeń przymiotnikowych („nie pierwszy”, „nie mnie”, „nie każdy”).
Jak można się domyśleć, w praktyce nie wszystko jest łatwe i przyjemne. W konstrukcjach, w których nie mamy do czynienia z wyraźnym przeciwstawieniem, np. „nie dziewczyna, a kobieta”, rzeczownik piszemy z „nie” oddzielnie. Tak samo z przymiotnikami: np. „nie ładny, a piękny” (pomocny może być fakt, że w domyśle możemy wstawić czasownik: „nie był ładny, a piękny”).
W przypadku czasowników należy pamiętać, iż istnieje nieliczna grupa, w której „nie” łączy się z nimi na zawsze, np. „niedomagać”, „niepokoić”, więc trzeba zapisywać je jako jedno słowo.
Niektóre liczebniki czy zaimki mogą sprawić kłopot. Piszemy „niejeden”, jeśli chodzi nam o „wielu”, czy na przykład „niektóry”, a nie „nie który”.
Najbardziej specyficzny jest zapis rzeczowników czy przymiotników zapisywanymi wielkimi literami. Jeśli chcemy dopisać przed nimi partykułę „nie”, musimy zastosować dywiz, np. „nie-Polak”, „nie-Mickiewiczowski”.
2. O nadużywaniu „jakby” słów sto
Tak jakby Wam powiem, że nie rozumiem nadużywania słowa „jakby”. Bo to „jakby” niekonkretne takie: niby jest, ale jednocześnie nie jest; bo to tak na niby, rzekomo, poniekąd, jak gdyby. Zmienia to „jakby” odbiór zdania, gdyż „jakby” to żadne konkretne twierdzenie, a co najwyżej osłabione znaczenie. Wtedy wszystko takie jakby pokręcone, nijakie, nieprawdziwe, nie do końca, bo przecież tylko tak jakby.
Ty to taka jakby ładniutka jesteś, wiesz?, mówi mi. A ja nie wiem, więc rozmyślam, analizuję, kalkuluję i rozważam, co też autor chciał przekazać. I wciąż pojęcia nie mam, czy ładniutka to ma cecha, czy też bardzo marna pociecha.
3. Word (nie)mistrzem interpunkcji
Interpunkcja to zmora wielu. Korekty wordowskie itp. w pewnym stopniu zapobiegają przed popełnianiem podstawowych błędów w tym zakresie, ale na niektóre z nich pozostają niewrażliwe, a czasem potrafią wręcz sprowadzić biednego autora na manowce, gdy zwracają uwagę na nieistniejące w rzeczywistości błędy. Dlatego właśnie zamiast bazować na sztucznej „inteligencji”, lepiej samemu zapoznać się z zasadami, a w przypadkach wątpliwych poszukać informacji w internecie albo słownikach.
Temat jest głęboki jak Rów Mariański, więc skupmy się na Zmorze Numer Jeden – przecinkach. Ich stawianie wiąże się przede wszystkim z konstrukcją zdania. W przeważającej ilości przypadków rozdzielają one zdania składowe w wypowiedziach złożonych. Istnieją spójniki, przed którymi bez żadnych wyjątków stawiamy przecinki, a mianowicie: „bo”, „gdyż”, „ale”. Istnieje mnóstwo innych, przed którymi należy postawić przecinek, jeśli rozpoczyna się nowe zdanie składowe, ale w innych okolicznościach już wcale niekoniecznie.
Najłatwiej zapamiętać zasadę: jeśli w wypowiedzi znajdują się co najmniej dwa orzeczenia, należy pomyśleć o przecinkach. W większości przypadków będzie musiał być użyty, np.: „Lubiłabym Zosię, gdyby była milsza”. Przy czym należy dodać, że orzeczenia to nie tylko czasowniki, ale również imiesłowy odczasownikowe, tzn. takie, które kończą się na „-ąc” i „-ąwszy”, o czym zapomina zatrważająca część użytkowników internetu. Niestety istnieją też takie spójniki, przed którymi nie stawiamy przecinków, mimo że łączą one dwa zdania. Oto one: „i”, „oraz”, „ani”, „lub”, „albo”, „tudzież”, „bądź”. Żeby nie było, od tego też są wyjątki: jeśli używamy w zdaniu więcej niż jedno „i” itd., przed drugim stawiamy przecinek. Podobnie czynimy, jeśli kończymy wtrącenia…
Właśnie, wtrącenia. Kolejny temat-rzeka. Kiedy mamy z nimi do czynienia? Ano wtedy, kiedy główne zdanie przerywamy jakimś dopowiedzeniem, które równie dobrze można by zapisać w nawiasie. A jak wiadomo, nawiasy są dwa: jeden rozpoczynający wypowiedź, a drugi ją kończący. Tak więc i przecinki (czy myślniki) MUSZĄ być dwa. Na przykład: „Miasto, które odwiedziłem, było piękne”. Zdanie główne to: „miasto było piękne”, a nie samo „miasto” (co swoją drogą w ogóle nie byłoby zdaniem). Autokorekta z pewnością nie zaznaczy nam braku drugiego przecinka, bo przecież zazwyczaj przed czasownikiem („było”) przecinków nie stawiamy.
Brak przecinków jest częsty, ale chyba jeszcze gorsze jest używanie ich wszędzie: tak na wszelki wypadek albo zgodnie z sugestią Worda. Uwierzcie mi, nie przed każdym „więc” czy „by” stawiamy przecinek. W zdaniu pojedynczym po prostu tego nie robimy. Piszemy: „Postanowiła więc pójść do kina”, a nie: „Postanowiła, więc pójść do kina”. Nie przed każdym „czy” piszemy przecinek: jeśli ma to być synonim „lub”, przecinka nie stawiamy (patrz wyżej).
Temat, jak już wspominałam, można by ciągnąć godzinami. Morał jest jeden: autokorekta to nie to samo co poprawność. Sprawdzajmy to, czego pewni nie jesteśmy. Jeśli chodzi o interpunkcję, polecam stronę prosteprzecinki.
4. „I jeszcze tutaj wcisnę coś swojego!”
Użycie słowa „swój” może stanowić problem. Stosuje się je między innymi jako synonim wyrazów: „mój”, „twój”, „jego”, „naszego”, „waszego”, „ich” itd., ale trzeba uważać. Weźmy przykład z SJP: „Pomógł im kupić swój pierwszy samochód”. Zgodnie z gramatyką tak sformułowane zdanie oznacza, że ktoś pomógł jakimś ludziom w tym, aby kupili mu samochód. Niemniej jestem niemal pewna, że autorowi chodziło o coś innego, a mianowicie, że „on” pomógł kupić „im” samochód, a więc samochód należał do „nich”. Dlatego powinno użyć się w tym przypadku słowa „ich”.
Jak jednak można domyśleć się po tytule punktu, nie o takim spojrzeniu na słowo „swój” i wszelkie jego odmiany miała być tutaj mowa. Otóż od pewnego czasu jedną z najbardziej denerwujących mnie rzeczy podczas czytania internetowych opowiadań jest nadużywanie tego zaimka. Autorzy bardzo lubią podkreślać, że coś należy do kogoś, nawet jeśli to oczywiste samo przez się. Na przykład o dziewczynie, która znajduje się SAMA w sypialni, piszą: „zdjęła swoją bluzkę”, a o chłopaku siedzącym na obiedzie: „zjadł swój kotlet”. Choć zdecydowanie najlepsze jest podkreślanie przynależności części ciała, np.: „potarła swoje oczy”.
Oczywiście jeśli wcześniej we fragmencie znajdował się ktoś inny, użycie „swojego” może mieć sens. W końcu z pewnością dziewczyna mogła zdjąć bluzkę chłopaka, a nie swoją, jeśli jednak w sypialni sama nie była. Chłopak mógł zjeść kotlet kolegi obok, kiedy tamten poszedł po ciastko, szczególnie jeśli był złośliwcem/głodomorem/mścicielem/Miłośnikiem Kotletów Innych Ludzi/all-in-one. W skrajnych przypadkach można pewnie potrzeć i nie swoje oczy, kto komu zabroni. I czasem trzeba podkreślić, że jednak to o swoją bluzkę czy o swój kotlet chodziło. Tylko że w takim przypadku musi być jakiś kontekst. Jeśli nie ma – nie piszmy rzeczy oczywistych. To samo tyczy się „ją”/„jego” itd., od których w części tekstów aż się roi.
5. Śmiem zapytać się o zaimek „się”
Zaimek zwrotny „się” jest niezbędny do prawidłowego opisania wielu czynności. Wszyscy „rodzimy się”, „bawimy się” i „starzejemy się”. Są potrzebne, by móc stwierdzić, kogo w zdaniu dana czynność dotyczy: „wytarła” — sugeruje, że „wytarła” coś albo kogoś, natomiast „wytarła się” — jasno mówi, że wytarła siebie.
Do słowa pisanego przeniknęły przyzwyczajenia z mowy potocznej, dlatego często możemy spotkać konstrukcje typu: „zapytała się” w kontekście „zapytała (kogoś)”, a nie, jak można by teoretycznie pomyśleć, „zapytała samą siebie”. Przekaz jest zrozumiały dla odbiorców, jednak takie dookreślenie najczęściej jest niepotrzebne, np. gdy w scenie jest tylko jedna osoba. Najlepiej więc wtedy się go pozbyć i ze „spytałam się” zrobić „spytałam”, z „patrzyłam się” — „patrzyłam” itd. Oszczędzajmy literki.
6. Słów kilka…set o opisach
Opisy są niezbędną częścią każdego opowiadania. Dzięki nim tworzy się świat przedstawiony oraz przelewa się swoje pomysły z myśli na pap… klawiaturę. Jednak, niestety, jak to na ogół bywa, sama świadomość nie oznacza, że będzie dobrze.
Pewnie każdy pamięta ze szkoły konieczność napisania charakterystyki postaci czy opisu miejsca. Bohatera najpierw trzeba opisać zewnętrznie, a później wewnętrznie. I to jeszcze w odpowiedniej kolejności. Tak samo jest z miejscem – trzeba wszystko skrupulatnie i konsekwentnie wymienić i będzie dobrze.
Otóż opowiadanie to nie szkolne wypracowanie, tylko część większej całości. Co po pierwsze nie powinno zezwolić na zanudzenie czytelnika zbyt mnogością szczegółów zgromadzonych w jednym miejscu, a po drugie daje znacznie większe pole do popisu i dużo możliwości, aby wspominać o bohaterach czy ważnych miejscach nie raz i nie dwa.
Opis nie polega także na napisaniu w jednym ciągu myślowym wszystkiego, co akurat przyjdzie nam do głowy. Tak to można zapisywać, ale pomysły do następnego postu, a nie właściwy rozdział. Chyba najbardziej boli mnie widok pozbawionej większego sensu kolumny tekstu pomiędzy jedną bezpośrednio przedstawianą sceną a drugą (przy czym „scena” oznacza w tego typu historiach na ogół jedynie dialog). W kilku zdaniach bohaterowie potrafią zrobić z piętnaście różnych rzeczy i przedostać się pomiędzy pięcioma różnymi miejscami. A czytelnik nie tylko nie wie, co robili ani gdzie są, ale często również o kim w końcu czyta, ponieważ podmiot zmienił się co najmniej parę razy.
Autor jest zadowolony – w końcu OPISAŁ, co robią bohaterowie. Tylko że nie do końca taki czasownik w ogóle tu pasuje. Może próbował jakoś przedstawić swoje wyobrażenie na temat poczynań postaci, ale zrobił to wyjątkowo chaotycznie. A właściwych opisów – miejsc, bohaterów, przedmiotów, akcji, uczuć – wciąż brak.
Jeśli coś już jest, to na ogół opisy czynności wykonywanych przez bohaterów. I niestety dość często bywa tak, że mamy do czynienia z kliszą za kliszą. Zamiast skupić się na budowaniu choćby w części oryginalnego tła, autorzy biorą za punkt honoru omawianie robienia makijażu przez główną bohaterkę czy też spożywanie przez nią śniadania. Przy czym porządnie napisanego opisu zewnętrznego dziewczyny ani chociażby jej kuchni nie uświadczymy. Nie twierdzę, że opis kuchni to must-have każdego opowiadania, ale...
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej tendencji, choć znacznie rzadszej. Za dużo rozwlekłych opisów miejsc, bohaterów czy praw, i to nawet dobrych, też nie zawsze gwarantuje sukces. Mało kto jest jak Tolkien. Opisy powinny być zróżnicowane nie tylko pod względem tematyki, ale i tempa.
7. Brak porządnego formatowania tekstu
Początkujący autorzy często nie zwracają uwagi na porządne formatowanie tekstu. To okropne zaniedbanie, które można bardzo łatwo naprawić.
Często wystarczy wyjustować tekst — kliknąć na pasku narzędzi „wyrównanie do lewej i prawej” i dodać wcięcia akapitowe — przesunąć wartość na linijce znajdującej się pod paskiem narzędzi lub wejść w zakładce „formatowanie” w „akapit”, a stamtąd we „wcięcia i odstępy” i tam zaznaczyć wybraną wartość — tekst najlepiej wygląda, jeżeli jest to gdzieś pomiędzy pół a półtora centymetra. Do kompletu warto też dodać czytelny font z polskimi znakami w odpowiednim kolorze i gotowe (ci bardziej zainteresowani mogą pobawić się również odstępami międzyakapitowymi i interlinią, ale zazwyczaj nie ma potrzeby tego robić).
Roboty dosłownie na pół minuty, a wygoda czytania znacznie większa. No i nikt już wam nie zarzuci, że kompletni z was amatorzy.
8. Plaga naszych czasów — Być i Mieć
„Być” i „Mieć” — niezastąpieni królowie opisów. Nikt się przed nimi nie ustrzeże, a szczególnie mocno atakują niedoświadczonych autorów z małym zasobem słownictwa. Nadają się do opisania wszystkiego, toteż nie dziwota, że zdobyli tak wielką popularność.
Co zatem jest w nich takiego złego? Cóż, w nich samych nic — chodzi głównie o natężenie. Kiedy okazuje się, że w opisie wszystko „jest” i każdy „ma”, można dostać potężnego zawrotu głowy. A niestety w pułapkę wciskania tych czasowników do wszystkiego, do czego tylko jesteśmy w stanie, wpaść bardzo łatwo.
Jak się przed tym ustrzec? Po pierwsze — czytać to, co się pisze. Nawet jeśli natrzaskamy Byciów i Mieciów, zawsze jest jeszcze szansa, żeby powycinać ich w „postprodukcji”.
Co do metod zapobiegania notorycznego z nich korzystania — warto czytać porządną literaturę, żeby poznać możliwości zgrabnego operowania słowem. Duży wpływ ma też po prostu praktyka; im więcej piszemy, tym mniej sięgamy po takie same rozwiązania i uczymy się pisać tak, żeby nie musieć ciągle posiłkować się tymi samymi czasownikami. No, w każdym razie powinniśmy.
9. Błędowe „must have”, czyli co jest obecnie na topie
Czasy się zmieniają, a wraz z nimi i moda; w tym konkretnym przypadku – moda na poszczególne błędy w Internecie. Mieliśmy do czynienia z nieustannym myleniem „tą/tę” czy „bynajmniej” z „przynajmniej”. Nie znaczy to oczywiście, że nie zobaczymy już w tych przypadkach pomyłek, ale, w porównaniu z innymi przypadkami, te dwa są już w odwrocie.
Ostatnio na absolutnym topie mamy, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, swojego rodzaju uwstecznienie do poziomu nieznajomości zaimków wskazujących. Chodzi mianowicie o mylenie „te” i „to”.
Wyjaśnijmy więc raz na zawsze: zaimka „to” używamy wyłącznie w liczbie pojedynczej rodzaju nijakiego, czyli „to okno”, „to dziecko” albo, nieco bardziej dosadny przykład, „to gó*no”, ale też „to mylenie”, „to pieczenie”, „to sprzątanie”. Jak widać, tutaj uzasadnienie „jak masz »ę« na końcu, to dajesz »tę«” nie pasuje: jeśli na końcu rzeczownika znajduje się „e”, to i tak używamy „to”. Poza tym warto przypomnieć sobie, jak zawsze pięknie się recytowało „ten-ta-to”, a nie „ten-ta-te”. Toż to pierwsze klasy podstawówki.
Z „te” mamy do czynienia tylko w liczbie mnogiej: „te okna”, „te dzieci”, „te drzwi”. TYLKO WTEDY. Uprzejmie prosimy więc nie mylić ze sobą tych dwóch zaimków, bo to naprawdę wstyd. I to spory.
10. Najbardziej problematyczne słowo
Kolejnym częstym błędem, wynikającym głównie z chęci nadania tekstowi trochę wyższego poziomu, jest niepoprawne używanie zaimka „ów”: albo jest on nieodmieniony w ogóle, albo niepoprawnie.
„Ów”, tak jak absolutna większość słów języku polskim, podlega odmianie, więc już na starcie wiadomo, że coś trzeba z nim zrobić, a nie radośnie napisać sobie „ów dziewczyna” i dalej bezmyślnie trzaskać w klawiaturę.
Samo to, że ktoś wpadnie na pomysł, że „ów” trzeba odmienić, stanowi dopiero połowę sukcesu, ponieważ i tutaj łatwo o błąd, przede wszystkim w rodzaju męskim i nijakim. Należy pamiętać, że poprawna wersja w mianowniku tego zaimka brzmi „ów” (np. „ów mężczyzna”) dla rodzaju męskiego oraz „owo” („owo dziecko”). Nigdy „owy” i „owe”. Nigdy.
Jeśli nie masz pewności, czy odmieniasz „ów” poprawnie – sprawdź to. Jeśli wydaje ci się, że robisz to dobrze – sprawdź tym bardziej. Lepiej opublikować tekst dzień później, ale wolny od błędów, niż zaraz po napisaniu, ale z różnymi gramatycznymi czy interpunkcyjnymi potworkami. Tutaj pełna odmiana.
11. Pisać zdania każdy może – trochę lepiej lub trochę gorzej.
Język polski jest językiem pięknym i bogatym – stwarza przez to tyle możliwości! Mamy przecież zdania złożone współrzędnie, podrzędnie, równoważniki, rozwinięte, nierozwinięte, imiesłowowe, bierne, czynne, pro...
Stop! Na co to komu potrzebne? Niby co to za sztuka dla piśmiennego Polaka ułożyć konstrukcję zdaniową? Jest podmiot, jest orzeczenie: no to zdanie też jest. Z tym niezawodnym schematem pisanie opowiadań jest proste jak budowa cepa.
Otóż nie do końca. W wielu blogowych opowiastkach można się zetknąć z opisami tak uproszczonymi i tak schematycznymi, że człowiek ma wrażenie, iż napisał je robot wyprany z emocji zamiast człowieka, i niestety nie jest to przesada. Nie mówiąc już o tym, że takie postępowanie generuje ogromną ilość powtórzeń; rozdział składający się z samych zdań prostych z minimalną liczbą przymiotników nie jest w stanie ani zainteresować, ani wciągnąć czytelnika, a już tym bardziej sprawić, aby został z nami na stałe. Ponadto w ten sposób akcja pędzi na łeb na szyję i zwyczajnie można się pogubić. Dla przykładu poznajmy losy Franki.
„To jest Franka. Lubi chodzić do sklepu. Wybrała się do sklepu Franka kupić chleb. Nagle spotkała Krzyśka. Był przystojny. Chciał ją odprowadzić. Odprowadził Krzysiek Frankę i nagle zapytał o randkę. Franka bardzo się zaskoczyła. Zgodziła się. Poszli razem do restauracji. Na randce było fajnie. Franka nie zapomni tej przygody. Koniec”.
Losy Franki, choć co prawda trochę przerysowane, idealnie obrazują efekt używania ubogiej polszczyzny i braku umiejętności tworzenia zdań złożonych. Budowanie rozwiniętych struktur zdaniowych może odstraszać ze względu na problem przecinków, lecz w końcu kto nie będzie ćwiczyć, ten się nie nauczy. Wszystkie zasady są ogólnodostępne w zaufanych źródłach internetowych lub w słownikach. Ta sama scena, barwnie opisana dzięki bogatemu zasobowi słownictwa, mogłaby nabrać całkiem innego znaczenia, a nawet porwać czytelnika przygodą Franki, co to do sklepu poszła i spotkała Krzyśka.
Pamiętajmy! „Pisać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej”, ale każdy woli czytać opowiadania z kategorii „lepsze” niż „gorsze”.
Stop! Na co to komu potrzebne? Niby co to za sztuka dla piśmiennego Polaka ułożyć konstrukcję zdaniową? Jest podmiot, jest orzeczenie: no to zdanie też jest. Z tym niezawodnym schematem pisanie opowiadań jest proste jak budowa cepa.
Otóż nie do końca. W wielu blogowych opowiastkach można się zetknąć z opisami tak uproszczonymi i tak schematycznymi, że człowiek ma wrażenie, iż napisał je robot wyprany z emocji zamiast człowieka, i niestety nie jest to przesada. Nie mówiąc już o tym, że takie postępowanie generuje ogromną ilość powtórzeń; rozdział składający się z samych zdań prostych z minimalną liczbą przymiotników nie jest w stanie ani zainteresować, ani wciągnąć czytelnika, a już tym bardziej sprawić, aby został z nami na stałe. Ponadto w ten sposób akcja pędzi na łeb na szyję i zwyczajnie można się pogubić. Dla przykładu poznajmy losy Franki.
„To jest Franka. Lubi chodzić do sklepu. Wybrała się do sklepu Franka kupić chleb. Nagle spotkała Krzyśka. Był przystojny. Chciał ją odprowadzić. Odprowadził Krzysiek Frankę i nagle zapytał o randkę. Franka bardzo się zaskoczyła. Zgodziła się. Poszli razem do restauracji. Na randce było fajnie. Franka nie zapomni tej przygody. Koniec”.
Losy Franki, choć co prawda trochę przerysowane, idealnie obrazują efekt używania ubogiej polszczyzny i braku umiejętności tworzenia zdań złożonych. Budowanie rozwiniętych struktur zdaniowych może odstraszać ze względu na problem przecinków, lecz w końcu kto nie będzie ćwiczyć, ten się nie nauczy. Wszystkie zasady są ogólnodostępne w zaufanych źródłach internetowych lub w słownikach. Ta sama scena, barwnie opisana dzięki bogatemu zasobowi słownictwa, mogłaby nabrać całkiem innego znaczenia, a nawet porwać czytelnika przygodą Franki, co to do sklepu poszła i spotkała Krzyśka.
Pamiętajmy! „Pisać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej”, ale każdy woli czytać opowiadania z kategorii „lepsze” niż „gorsze”.
12. „-ą”, „-ął”, „-om” — końcóweczki mi się mylą
Końcówki, kto ich nie kocha? Wbrew pozorom te małe bajtle mogą narobić sporo zamieszania. Na szczęście zasady ich używania na są dość proste i wystarczy zapamiętać, że:
— końcówki „-ą” używamy, kiedy mówimy o:
- czynnościach wykonywanych przez podmioty (liczba mnoga) w czasie przyszłym np.: „przyjdą”, „zrobią”;
- czynnościach wykonywanych przez podmioty (liczba mnoga) w czasie teraźniejszym, np.: „jedzą”, „siedzą”;
- podmiocie (liczba pojedyncza) w narzędniku (z kim? z czym?) odmieniającym się jak przymiotniki zaimków, np.: (z) „nią”,„kaczką”;
- przymiotniku (liczba pojedyncza) w bierniku (kogo? co?) np.: „starą”, :moją”;
— końcówki „-ął” używamy, kiedy mówimy o:
- czynnościach wykonywanych przez podmioty (liczba pojedyncza) rodzaju męskiego w czasie przeszłym, np.: „uśmiechnął się”, „westchnął”;
— końcówki „-om” używamy, kiedy mówimy:
- w celowniku (komu?, czemu?) o podmiotach (liczba mnoga) wszystkich rodzajów, np.: „koleżankom”, „szczurom”.
13. Wioska Smerfów
Obecnie popkultura, zwłaszcza młodzieżowa, uwielbia stereotypy i kategoryzowanie bohaterów ze względu na cechy charakteru, umiejętności czy zainteresowania. Widać to w serii o Harrym Potterze czy Percym Jacksonie, w Igrzyskach Śmierci, Niezgodnej – zapewne parę tytułów można tu jeszcze dodać. Dzięki temu czytelnik wie od początku, z kim ma do czynienia i czego może spodziewać się po danych postaciach, jednak czynienie z bohaterów Smerfów zmienia opowiadanie w serię powtarzających się sytuacji. To z kolei grozi utratą czytelników, którzy znudzeni schematycznymi zachowaniami porzucają historię, bo przecież każdy z nas kiedyś czytał bajki i wie, jak one się kończą. Kiedy narrator zapowiada wypowiedź Śmieszka, wiadomo już, że zaraz przeczytamy wypowiedź w zamierzeniu zabawną (niezależnie od tego, czy pasującą do kontekstu, czy też nie), lecz nie zawsze tak odbieraną. Takie stałe wzorce nie tylko pozbawiają elementu zaskoczenia, ale też potrafią porządnie zirytować czytelnika: „Czy ten ktoś zawsze musi się tak zachowywać?!”. Zamiast na Wioskę Smerfów, postawcie na historię, w której nawet Gburek może czasami być Śmieszkiem.
Rzadko bywa tak, że nikt nie popełnia błędów, a szczególnie gdy ten ktoś nie jest pewny poprawnej pisowni. Ja np. miałam taką sytuację, że przez chyba pół roku powtarzałam kilka błędów, ale za sprawą bety. Powiedziała mi, że tak jest, to ja tak pisałam, a okazało się to błędem.
OdpowiedzUsuń"Pamiętajmy! „Pisać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej”, ale każdy woli czytać opowiadania z kategorii „lepsze” niż „gorsze”." - uwierzcie mi, że nie. Z doświadczenia wiem, że w 70% lepiej sprzedają się historyjki źle napisane, ale ze schematami, które ludzie lubią. Wystarczy spojrzeć na Wattpada i co tam się dzieje.
Ogólnie świetny artykuł, choć trzeba powoli się w niego wgłębiać, bo strasznie długi - albo mi się tak wydawało.
Dziękujemy za komentarz. :)
UsuńZnalezienie dobrej bety to podstawa. Jak sama zresztą zauważyłaś, nieodpowiednia osoba może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Schematyczność opowiadań to inna rzecz; specjalnie w tym wydaniu 13 skupiłyśmy się na błędach stricte poprawnościowych, a nie tych związanych z wtórnością pisanych historii. Jeżeli ktoś lubi tego typu teksty - no to czemu nie? Od czasu do czasu dobrze jest poczytać też coś lżejszego. :) Bardziej nam chodzi o to, żeby uczulić zarówno czytelników, jak i autorów takich opowiadań na pojawiające się błędy, które, niestety, utrwalają się i wchodzą w nawyk. To samo właśnie tyczy się opisów, których albo nie ma wcale, albo są byle jakie. Zwracamy na to uwagę, bo stwierdzenie "wszyscy tak piszą, więc ja też mogę" nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Pozdrawiamy serdecznie i życzymy Wesołych Świąt. :)