Blog
— Her infinity
Autorka
— Leslie
Oceniająca
— Maxine
Uwaga!
Ocena zawiera spojlery.
W
zakładce „O blogu” wspomniałaś, że adres powstał z myślą o
innym opowiadaniu, zakładam więc, że to, które przyjdzie mi
oceniać, dostało go w spadku. Zastanawiam się, na ile będzie
adekwatny do opowiadanej historii, bo sam w sobie jest intrygujący i
krótki, a tym samym łatwy do zapamiętania. Dodatkowo na belce
znajduje się napis „duch” po łacinie, co w kombinacji z adresem
luźno tłumaczonym jako „jej nieskończoność” stawia
interesujące pytania o możliwą treść.
Szatę
graficzną bloga oceniam jak najbardziej pozytywnie. Połączenie
mrocznego, animowanego nagłówka z ciemną kolorystyką podbiło
moje serce. Brawa należą się tutaj Prudence, autorce szablonu —
przy okazji muszę wspomnieć, że link do jej strony zamieszczony w
„Informacjach” jest nieważny i przydałoby się coś z tym
zrobić.
Na
blogu nie ma tony niepotrzebnych gadżetów ani zakładek i chwała
ci za to, ale mam pewne ale. Licznik wejść nieco psuje ogólny
klimat, a zakładka prowadząca do strony głównej w menu jest
niepotrzebna, bo z powodzeniem można kliknąć w nagłówek i
osiągnąć ten sam efekt. Font, choć o dobrym kroju i z polskimi
znakami, jest odrobinę za mały, przez co obawiam się, że długie
czytanie będzie męczyć mój wzrok. Przydałoby się zwiększyć go
do jedenastki lub chociaż dziesiątki. Pochwalić jednak należy
prawidłowe sformatowanie tekstu.
Podstron
masz niewiele — wszystkie niezbędne. „Linki” są w porządku,
choć niestety oba blogi, które czytasz, są zablokowane dla
niezaproszonych użytkowników, więc nie posiadają zbyt dużej
wartości dla osób szukających lektury.
Zakładka
„O blogu”
Ma
znacznie większy font niż cała reszta. Przydałoby się to
ujednolicić, gdyż wygląda to niechlujnie. Sprytnie wcisnęłaś
tutaj dwie podstrony w jednej, bo na końcu pojawiło się kilka słów
o tobie. Niestety, znalazło się też miejsce na kilka uwag:
„Blog
stoi już około dwóch lat”. — Zastanawiam się, od jakiego
czasu określenie „około dwa lata” widnieje na podstronie i jak
bardzo ten okres jest błędny. Radziłabym zastąpić je datą, od
której każdy mógłby sobie odliczyć, ile minęło od założenia
bloga. Nie musiałaby być nawet dokładna, wystarczyłaby pora roku.
Dodatkowo zastanawiam się, dlaczego usunęłaś cudzysłów przy
wyrazie „stoi”. Bez niego to wyrażenie wygląda tutaj po prostu
źle.
„Publikowałam
na nim inną historię, jednak uznałam, że złe zakończenie, które
sobie zaplanowałam, nie jest w moim stylu. Wewnętrzne „ja”
buntowało się na myśl o tragicznym dla bohaterów końcu”. —
Użycie niepoprawnego cudzysłowu. Prawidłowy powinien wyglądać
tak: „”.
Mam
wrażenie, że cały pierwszy akapit zdradza ton zakończenia. Przy
okazji opowiadania o swoim starszym utworze (nawet jeśli nie wprost)
przyznajesz, że ta historia skończy się dobrze, co jest oczywiście
dość ogólnym pojęciem, ale z drugiej strony odbiera czytelnikowi
pewien element zaskoczenia.
Zapowiedź:
„Emma
Winfield od dłuższego czasu miewa niezrozumiałe, lecz realistyczne
sny”. — Spójnik „lecz” nie do końca tutaj pasuje, bo
„niezrozumiałe” i „realistyczne” nie są ani
przeciwieństwami, ani nie kontrastują ze sobą.
„Jej
działania przyniosą nieuniknione konsekwencje i nikt nie będzie w
stanie powstrzymać lawiny wydarzeń”. — Co właściwie to zdanie
znaczy, tak naprawdę? Pierwsza jego część to oczywistość, bo
każde działanie ma konsekwencje, natomiast druga to spojler, ale
taki, z którego i tak nic nie wynika, a denerwuje swoją
zdecydowanie niepotrzebną obecnością.
Tekst
nie prezentuje się zbyt atrakcyjnie: dwa średnie zdania, dwa
krótkie i jedno długie. Całość przypomina raczej suche
sprawozdanie niż ciekawy wstęp do lektury. Brak mu dynamizmu i
konkretnego tonu, wskazującego na to, z jakim typem historii będę
mieć do czynienia. Horror? Fantasy? Thriller psychologiczny?
Wszystko naraz? Nie jestem w stanie stwierdzić, a to niezbyt dobrze,
bo jeśli ktoś znalazł się tutaj inaczej niż przez katalog,
poczuje się zagubiony, gdyż nigdzie nie podałaś tego typu
informacji.
Całą
zapowiedź można by streścić w jednym zdaniu: „Emma Winfield ma
dziwne sny i chce się dowiedzieć, co oznaczają”. Reszta to
czyste ozdobniki, które co prawda ładnie brzmią, ale nie dają
czytelnikowi zbyt dużego pojęcia, o możliwym kierunku opowiadania.
Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad jej przepisaniem, bo w
obecnym stanie nie jest zbyt atrakcyjna.
A
jeśli chodzi o część „O mnie”:
„Jestem
kobietą (choć wolę określenie „dziewczyną”) po dwudziestce”.
— Jeśli wolisz być określana „dziewczyną” po prostu napisz:
„jestem dziewczyną po dwudziestce”. „Dziewczyna” to z
definicji „młoda kobieta”, a osoba po dwudziestce zdecydowanie
stara nie jest.
„Lubię
pisać – dla siebie, czasem, by coś opublikować”. — Lubisz
pisać, żeby publikować? Na pewno to miałaś na myśli?
Podoba
mi się, że na końcu zostawiłaś do siebie kontakt, to dobry znak.
Zanim
przejdę do omawiania rozdziałów, chciałam tylko zaznaczyć, że
przeczytałam oceny Gayaruthiel oraz Hiroki i w wielu momentach się
z nimi zgadzam. Zauważyłam, że masz tendencję do pomijania
niektórych uwag poprzednich oceniających, do czego oczywiście masz
pełne prawo, jednak sądzę, że gdybyś je zastosowała,
opowiadanie wiele by zyskało. Jeśli chciałabyś zrobić w
przyszłości gruntowny „remont” opowiadania — różnica między
rozdziałem szóstym a niedawno opublikowanym siódmym to prawie rok
i mogłaś zmienić koncepcję co do niektórych rzeczy — polecam
ci do nich wrócić. Poprawianie błędów to nie samo dostawianie
brakujących przecinków czy pojedynczych słówek, tylko przede
wszystkim zmiany fabularne, co wiąże się z dopisywaniem/usuwaniem
nawet całych akapitów tekstu, jednak nie jest to takie straszne i
trudne, jak się wydaje.
Treść:
Prolog
Wcięcia
akapitowe szaleją — każde ma inną szerokość. Wydaje mi się,
że zostały zrobione spacjami i dlatego tak się rozjechały.
Spróbuj wklejać tekst z ustawionym wcześniej wcięciem w edytorze
tekstu (linijka) albo poszukaj na nie kodu HTML, bo w obecnej formie
wygląda to niedbale i psuje pozytywne pierwsze wrażenie.
„Ludzie
powiadają, że sny są odzwierciedleniem naszych myśli i
najgłębszych pragnień. Inni twierdzą, że to zwiastuny
nadchodzącej przyszłości. Ciężko było nie zgodzić się z
którąkolwiek z teorii, więc po części wierzyłam w obie. Dla
mnie stanowiły zwiastun. Bardzo męczący zwiastun”.
— Powtórzenie słowa „zwiastun” aż trzy razy nie wydaje się
tutaj koniecznością. Dodatkowo dziewczyna wierzy w obie teorie, ale
tylko jedna z nich jej dotyczy? W kontekście fragmentu kiepsko to
brzmi. Jeśli chodzi o określenie „nadchodząca przyszłość”,
cóż, przyszłość nie ma innego wyboru, jak nadejść, więc
„nadchodząca” to dość zbędny ozdobnik (no i oczywiście
pleonazm). Podobnych konstrukcji, niepotrzebnie powtarzających
oczywistości, pojawia się w całym opowiadaniu dość sporo i na
twoim miejscu szczególnie pod tym względem prześwietliłabym
tekst. W niektórych przypadkach wypisywałam takie rzeczy, ale
ominęłam dość, byś miała co robić.
„Przychodziły
takie noce, po których godzinami dochodziłam do siebie, analizując,
bo było prawdą, a co fikcją”. — Literówka. Nie bardzo
rozumiem. Dziewczyna śni, więc wszystko to fikcja. Nawet jeśli ma
prorocze sny i pewne wydarzenia mogą stać się prawdą, to w
chwili, w której je analizuje, zapewne jeszcze nią nie są. No i po
czym stwierdza, co jest prawdą? Zastanawiam się też, jak ona
funkcjonuje, jeżeli tak długo po obudzeniu intensywnie myśli o
tych snach. Chodzi do szkoły, więc te pierwsze kilka godzin spędza
właśnie tam. Siedzi w ławce i zamiast słuchać nauczycieli,
analizuje sny? Jej oceny muszą być zatem w kiepskim stanie, a i na
pewno nie jest ulubienicą nauczycieli.
„Czasem
traciłam poczucie rzeczywistości na rzecz nieprawdziwych obrazów,
które mieszały mi w głowie”. — Ona ma te sny na jawie?
„Coraz
trudniej radziłam sobie z ustalaniem faktów”. — Czy sny są tak
bardzo podobne do jej życia, że nie umie zauważyć różnicy, czy
jak?
Pierwszy
akapit tekstu bardziej zdezorientował mnie, niż dostarczył
informacji czy zaciekawił. Nie wiem, o co tu chodzi, i wiele rzeczy
wydaje się nie mieć sensu. Twoja bohaterka zachowuje się jak ktoś,
kto zażywa narkotyki, a nie posiada nadnaturalne zdolności.
Zobaczę, jak będzie dalej, ale ten zagmatwany wstęp nie wróży
dobrze.
„To
nie ją każdej nocy dręczyły te same sny. Wizerunki tajemniczej
kobiety i przerażającego mężczyzny o atramentowych oczach oraz
ich nagie ciała złączone w jedno”. — Okej. Czyli nasza
bohaterka codziennie śni to samo? To nie wygląda jak wizje ani
„zwiastuny”, które trudno odróżnić od rzeczywistości, chyba
że codziennie przed protagonistką na szkolnej ławce ktoś się
obmacuje, ale myślę, że taką ewentualność można spokojnie
wykluczyć.
„Dzieliłam
jej obawy, miłość i gniew, a za dnia przed oczami stawał mi
wizerunek wysokiej, ciemnowłosej wojowniczki o zaciekłym
spojrzeniu”. — Teraz bohaterka ma zwidy, kiedy nie śpi. Co?
„Kim
była? Dlaczego wciąż mi się pojawiała? W jej oczach było
coś irracjonalnie znajomego. (...) Tylko one mogły sugerować, że
może gdzieś już się spotkałyśmy. Cała reszta była
zupełnie obca”. — Lepiej byłoby: „Dlaczego wciąż się
pojawiała?”. Wiadomo, że tylko bohaterka ją widzi, nie trzeba
tego podkreślać. Do tego wiem, co chcesz przekazać w tych
zdaniach, ale wzmianka na temat oczu brzmi nieco dziwnie.
Cały
drugi akapit prologu wcale nie poprawił mojego zdania o
zaprezentowanej treści, a jeszcze je pogorszył. Tajemniczy
wstępniak wydaje się teraz zakłamany w stosunku do relacji
bohaterki ze snami, tego, czego one dotyczą i jak wyglądają.
Wydaje się też, że protagonistka widzi dwie różne kobiety; choć
zakładam, że ciągle chodzi o tę samą, opis tego nie sugeruje.
„Znów
scaliłyśmy się w jedność”. — Wcześniej ta kobieta „scalała
się” w jedność z jakimś mężczyzną (bohaterka patrzyła), a
teraz nagle tajemnicza dama przerzuciła się na bohaterkę?
Ewidentnie wywołujesz inne wyobrażenie tej sceny, niż zakładałaś.
Lepiej nie używaj takich samych określeń do różnych sytuacji, bo
potem wychodzą takie kwiatki.
„Tym
razem w pobliżu nie czaił się ten człowiek o mrocznym spojrzeniu,
z którym spędzałam czas”. — Myślę, że „ten” możesz
spokojnie usunąć.
„Zamiast
niego dookoła przebywało kilkanaście innych osób. Byli to
wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”. — Czyli jednak
bohaterka nie ma ciągle „tych samych snów”? W każdym kolejnym
akapicie zmieniasz zdanie i zdecydowanie przestaje mi się to
podobać.
„Wszyscy
siedzieliśmy przy długim stole z ciemnego, grubo ciosanego drewna”.
— „Siedzieli”? Bohaterka dość chaotycznie przechodzi od
opowiadania o śnie do jego przeżywania — nie jestem fanką takich
rozwiązań. Połączyłabym też to zdanie z poprzednim, żeby nie
trzeba było najpierw dawać ogólnikowego „przebywało” oraz
„kilkanaście osób”, które wnoszą tyle co nic. Ze swojej
strony mogę zaproponować coś takiego: „Zamiast niego, dookoła
ciemnego, grubo ociosanego stołu siedziało kilkanaście wojowników
i wojowniczek”.
„Użyłam
wszelkich sił, jakie posiadałam, by na nią spojrzeć”. — Nie
bardzo rozumiem: w tym śnie bohaterka nie panuje nad „swoim”
ciałem, prawda? Więc jak może wysilić się, żeby powieść
wzrokiem na mapę? Zmusza tajemniczą kobietę, żeby to zrobiła
siłą woli (to musiałby zabawnie wyglądać dla postronnych
obserwatorów, te bardzo powoli i z wysiłkiem poruszające się
gałki oczne)? Nie lepiej byłoby poczekać, aż ta kobieta z własnej
woli popatrzyłaby na tę mapę? Bo zakładam, że w którymś
momencie by to zrobiła, skoro się naradzają.
„Przez
chwilę myślałam, że to jakaś fikcyjna kraina, lecz obraz zaczął
się uwyraźniać”. — A tego to już wcale nie rozumiem.
Bohaterka zakłada, że wojownicy będą ślęczeć nad mapą
fikcyjnej krainy? Co oni, zagorzali fani fantasy, że grają w
strategiczną planszówkę, poprzebierani w stroje z epoki? Nie do
końca też wiem, co masz na myśli z tym „uwyraźnianiem się”
(chyba miałaś na myśli „wyostrzenie się” obrazu) —
bohaterka zmusiła tę kobietę, żeby zamrugała, zbliżyła się do
mapy czy co się właściwie stało?
„Tuż
pod moim nosem leżała mapa średniowiecznej Francji”. —
Wielokrotnie było wcześniej mówione, że okres, w którym dzieje
się opowiadanie, to nie średniowiecze. Przy przeglądaniu błędów
nie zatrzymuj się tylko na poprawieniu jednego cytatu, ale postaraj
się przeczytać całość i wyłapać powtarzające się błędy.
„Były
na niej umieszczone jakieś punkty orientacyjne, ale nie miałam
pojęcia, co oznaczały”. — „Jakieś” można wyrzucić, w
końcu potem protagonistka wyjaśnia, że nie wie, co znaczą.
Z
każdym kolejnym akapitem mam coraz więcej pytań. Bohaterka ciągle
zmienia zdanie o tym, czym są jej sny albo inaczej, ty nie potrafisz
tego opisać tak, żebym mogła zrozumieć, o co ci chodzi. Masz
problem z używaniem precyzyjnego słownictwa i określeniem jasno
sytuacji. Jeśli zamysłem było zdezorientować czytelnika, to ci
wyszło, ale na pewno nie na dobre.
„—
Usta automatycznie się otworzyły i z gardła wydobyło się parę
słów”. — Ależ to zabrzmiało okropnie. Samobieżne,
mechaniczne usta i tak dalej. Ja wiem, że bohaterka nie ma (ma?)
władzy nad (nie)swoim ciałem, ale przeformułowałabym to i tak.
„O
czym ja mówiłam?”. — Ale bohaterka czy tajemnicza kobieta? Nowy
akapit powinien załatwić sprawę w rozróżnieniu.
„Kiedy
nie musiałam niczego mówić, spoglądałam na pozostałych”. —
Mam dysonans poznawczy. Bohaterka „kiedy nie mówi, spogląda na
pozostałych”, ale przecież to nie ona mówiła, tylko Pandora —
sama protagonistka stwierdziła, że „usta automatycznie się
otworzyły” i tak dalej. Czyli to nie ona mówiła, tak jak i ona
nie patrzyła — to wszystko robi Pandora, a bohaterka tylko biernie
świadkuje temu, siedząc w ciele Pandory. Mimo to narratorka jakimś
cudem zmusza Pandorę do patrzenia na mapę. Jak to działa?
„Nie
były to zbroje, więc raczej nie należeli do czyichś
strażników”. — Ale po co wciskasz „czyichś”? Tak jak
wcześniejsze „jakiś” to kompletnie puste słowo. Strażnicy z
definicji służą „komuś”, taką mają pracę. Bez takich
oczywistości styl jest o wiele bardziej zwięzły, postaraj się
więc tego unikać. Pisałyśmy o tym w jednym z naszych poradników
— link.
„Przypominały
lekkie szaty, które miały ułatwiać walkę wręcz i nie
krępować ruchów podczas uników czy biegu”. — Wbrew pozor zbroja nie krępowała ruchów tak bardzo, jak się powszechnie uważa
— link.
„Były
w jasnym kolorze i idealnie otulały sylwetkę. Każdy z ludzi
siedzących przy stole miał wyszyty na piersi emblemat w
kształcie słońca z sześcioma promieniami. Kim oni byli?
Może asasynami? Który mógł być obecnie rok?
Próbowałam ustalić więcej faktów, mimo wszystko będąc
wdzięczną za tyle szczegółów”. — Powtórzenia „być” i
„mieć”. „Wdzięczna”.
„Przed
chwilą powiedziałam coś o jakiś zwiadowcach”. — „Jakichś”.
Nie mogę się przyzwyczaić, że protagonistka mówi, że mówi,
kiedy nie mówi, bo to Pandora mówi. Przecież ona nie stwierdziła,
że jest Pandorą. Czuję, że poziom „złączenia się”
bohaterek powinien być lepiej wyjaśniony, zanim wrzuciłaś nas w
środek tego snu.
„A
co, jeśli ci ludzie szykowali zamach? Albo próbowali mu zapobiec?”.
— To trochę zabawne, kiedy bohaterka, miłośniczka historii, do
tej pory nie zorientowała się, że to, co ogląda, ewidentnie nie
jest „wizją przyszłości”, jak to określiła swoje sny w
akapicie pierwszym, a przeszłością. Po którejkolwiek stronie ci
wojownicy by nie stali, już dawno wąchają kwiatki od spodu.
„(...)
odezwał się inny mężczyzna. Był młodszy od poprzedniego”. —
Te dwa zdania możesz spokojnie połączyć w jedno: „(...) odezwał
się inny mężczyzna, młodszy od poprzedniego”. Zawsze to okazja,
żeby uniknąć czasownika „być”. Niestety nie znamy wieku
starszego, więc ostatecznie ta informacja jest tylko w połowie
użyteczna.
„Chciałam
się odezwać, coś powiedzieć, by tego nie robili. Że to tylko
blef. Mimo szczerych chęci i prób, moje usta pozostały zamknięte”.
— „Coś” to kolejny po „jakichś” i „czyichś” wyraz z
serii „jestem całkowicie bezużyteczny, ale jestem, bo lubię
zajmować miejsce”. No i dlaczego bohaterka chce sabotować plany
Pandory? Nie bardzo rozumiem, skąd się to wzięło. Przecież nie
wie, która strona jest tą „dobrą”.
„Na
chwilę zapomniałam o zdradzieckim usposobieniu Pandory i
spróbowałam przypomnieć sobie jakieś historyczne fakty, które
mogłam gdzieś wyczytać”. — Gdzie mogłaś wyczytać,
bohaterko? Jak nie wiesz, to po co o tym mówisz? Zupełnie
niepotrzebny dopisek, kolejny już zresztą. Dodatkowo mamy kolejny
wyraz do kolekcji — „gdzieś”.
„Nic
szczególnego nie zapadło mi w pamięć”. — Zdanie-zapychacz.
Wiadomo, że jeśli bohaterce nic innego nie przyszło na myśl, to
znaczy, że tego nie wie.
„Kiedy
wróciłam do rozglądania się po pomieszczeniu, gdzieś nade mną
rozległo się dzwonienie. Miałam wrażenie, jakby tuż obok
wisiał ogromny dzwon z Notre Dame. Wszyscy towarzysze spojrzeli na
mnie nieco przerażeni i na kilka chwil oniemieli. Próbowałam
ignorować dźwięk, ale hałas z każdą chwilą stawał się coraz
głośniejszy. Najstarszy z mężczyzn krzyknął coś z drugiego
końca stołu i jakby zaczął się oddalać. Ten drugi, z
blizną, uderzył pięściami w wypolerowany blat”. — Co się
właśnie stało? Szczególnie przedostatnie zdanie jest
niezrozumiałe. No i „»nieco« przerażeni”? Może
„wystraszeni”? Cały sens pisania, że ktoś czuje się
„przerażony” ma pokazać, jak wielki jest to strach, a ty
kompletnie zabrałaś ten ciężki wydźwięk przez „nieco”.
Zamiast osłabiać mocne słowa dodatkowymi wyrazami, używaj od razu
takich, które mają adekwatne znaczenie.
„—
Pandoro! — ryknął, a na jego groźnej twarzy pojawił się
strach. — Wróć do nas! — dodał ciszej. — Pandoro... — Głos
rozmazywał się w kakofonii przeróżnych dźwięków. Towarzysze
zaczęli falować, a ich sylwetki zmieniały kształt. Spróbowałam
przetrzeć oczy, lecz bezskutecznie. Chciałam im powiedzieć, że
wciąż tam byłam, ale gardło mi się ścisnęło i zaczęłam się
dusić, jakby ktoś zaciskał mi pętlę na szyi. Błądziłam
wzrokiem, błagając o pomoc, ta jednak nie nadeszła”. — To
trochę dziwne przejście, a na pewno dość straszne. Czy bohaterka
za każdym razem, jak się budzi, czuje jakby umierała?
„Zacisnęłam
powieki najmocniej jak tylko mogłam i kiedy znów je otworzyłam,
ujrzałam rozgniewane oblicze matki”. — Brakuje przecinków przed
„jak” oraz „i”.
„Masz
już piętnaście lat...”. — Ja wiem, że w tym wieku to już
można mieć dzieci i tak dalej, ale jak teraz wracam myślami do
tajemniczej kobiety „scalonej w jedno” z tym podejrzanym gościem
i bohaterki czującej wszystkie jej emocje to... no jakoś mi tak
nieswojo. Przy okazji zastanawiam się też, na ile tak młody wiek
protagonistki ma uzasadnienie w fabule.
„No
to po mnie”. — Eh... już mi się nie podoba. Oczywiście, że
jej matka musi być zołzą, no oczywiście. A ojciec poleciał w
siną dal i jeszcze pewnie ma tajemniczą przeszłość. Brzmi to jak
standardowi rodzice standardowej piętnastolatki ze standardowego
opowiadania.
„Gestykulowała
rękoma, jakby wygłaszała mowę wagi państwowej”. — Da
się gestykulować czymś innym, na przykład nogami? No i wkradła
się podwójna spacja.
„Nigdy
nie dałam jej powodu, by sądziła, że nie czuję względem niej
wdzięczności. Jak zawsze dramatyzowała, bo prawie zaspałam do
szkoły”. — Naprawdę? Ile ten budzik dzwonił, żeby aż
przyszła jej matka i zaczęła się wydzierać? I jakie „prawie
zaspałam do szkoły”? Jeżeli budzik wciąż dzwonił, kiedy
bohaterka obudziła się, a zanim jej matka zaczęła zrzędzić, to
i bez obecności matki protagonistka wstałaby o zwyczajnej porze.
Chyba miało być dramatycznie dla samej dramatyczności.
„—
Cudownie — skwitowała i oparła się o brzeg łóżka, nie
zamierzając zostawić mnie choć na chwilę samą. —”. —
Powinno być „samej” — źle odmieniłaś, bo: „zostawiać
(kogo, co) samą”, ale już „nie zostawiać (kogo, czego) samej”.
Masz białe tło na ostatnim myślniku — spróbuj usunąć
formatowanie tego fragmentu, a jak nie pomoże to, hm… przepisz
tekst z białym tłem od nowa i wklej do dokumentu.
„Kobieta
na chwilę odwzajemniła mój uścisk, lecz zaraz wrócił jej
destrukcyjny nastrój”. — „Destrukcyjny nastrój” nie jest
zbyt pasującym określeniem w tej sytuacji, prędzej „zrzędliwy”
albo „gderliwy”. Co ważniejsze, mamy narrację pierwszoosobową,
bohaterka przytula się do matki, a tu nagle ni stąd, ni zowąd
pojawia się „kobieta”. Bohater musi określać innych w narracji
pierwszoosobowej tylko tak, jakby nazwał ich w myślach. Nie sądzę,
żeby protagonistka o matce myślała: „Kobieta znowu się
wydziera” itd. Do tego najpierw bohaterka w próżni opowiada
enigmatycznie o swoich snach, trochę też o koleżance i szkole, a
potem o konkretnym śnie. Nagle jest w tym śnie, po czym niemal
umierając, budzi się wprost w ramiona wrzeszczącej matki? Pojęcie
czasu, miejsca i przestrzeni chyba tu nie istnieje.
„Kiedy
dojechałam do szkoły i wysiadłam z autobusu przed samym budynkiem,
niemal od razu dostrzegłam Marsy”. — To przejście było, cóż,
szybkie. Może lepiej zrobić z tego nowy fragment lub oddzielić go
od poprzedniego gwiazdkami albo linijką odstępu?
„Nigdy
nie należałam do popularnych osób i się nimi nie interesowałam.
Chciałam tylko ukończyć liceum, a potem dążyć do zdobycia jak
najlepszego wykształcenia i doświadczenia, by nie mieć takich
problemów jak rodzice. Mama stała się zgorzkniałą kobietą przed
czterdziestką, a z ojcem nie miałam kontaktu od czterech lat.
Zapamiętam go jako człowieka o bardzo specyficznym spojrzeniu na
świat. Poza tym zawsze wolał zabawę od obowiązków. Nie winiłam
go za to. Czułam jedynie żal, że moja rodzina nigdy nie była
kompletna”. — A teraz bohaterka wraca do opowiadania o wszystkim,
zamiast przeżywać sceny. Przecież połowy z tych rzeczy można się
domyślić z kontekstu, a druga połowa wcale nie jest czytelnikowi
teraz potrzebna. Relację z Marsy możesz pokazać w ich
interakcjach, więc po co mi ją tłumaczysz (bo narratorka z
pewnością zwraca się do kogoś, sobie przecież tego nie
opowiada)?
„Byłyśmy
blisko, ale nie na tyle, bym mogła stwierdzić, że nasza przyjaźń
będzie tą na całe życie”.
„
— Co tak długo? — mruknęła, patrząc na mnie z wyrzutem. W
odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami i podążyłam za nią do
szkoły. — Znów miałaś te sny? — szepnęła”. — Eee... czy
przed chwilą nie napisałaś, że Marsy stała na deptaku, czyli też
dopiero co przyszła? Jakby była wcześniej, to chyba poszłaby
siedzieć pod klasę i zaczekała na bohaterkę tam, racja? Nie
stałaby jak kołek przez pół godziny pod szkołą?
Znów
pojawia się rzekome spóźnienie protagonistki, a przecież
uczniowie wciąż się schodzą, więc nie może być aż tak późno.
Jeśli obudził ją budzik, to chyba zawsze przychodzi o tej samej
porze? Czy sugerujesz, że bohaterka nastawiła sobie w pokoju
dwadzieścia budzików co dziesięć minut i wstała dopiero na ten
dwudziesty? Nigdzie nie wspominasz, żeby dzwonił budzik w
telefonie, więc na pewno nie wcisnęła drzemki ani nic takiego.
Zwykłe budziki przestają dzwonić po pewnym czasie, nie? Więc
jeśli wciąż dzwonił, nie mogło być tak późno, jak to wszyscy
dookoła mi wmawiają. No i hej, jakoś zdążyła na autobus, który
podwiózł ją prosto pod szkołę.
„Chcesz
przed lekcją iść do łazienki i je zapudrować?”. — Nie sądzę,
żeby puder skutecznie zamaskował cienie pod oczami, prędzej
korektor.
„—
Chodźmy już na historię”. — Znów białe tło na myślniku.
Bohaterka ma teraz historię. Przypadek? Nie sądzę.
„Zajęłyśmy
nasze miejsca w sali i potulnie czekałyśmy na nauczycielkę.
Sekundy wydawały się być wiecznością. Zanim przyszła, zdążyłam
już nawet opracować ewentualny przebieg rozmowy z mamą, kiedy
wróci z pracy”. — To „potulne” czekanie brzmi dość
śmiesznie. No i ten niepotrzebny patos z „sekundami”, plus
bohaterka przyszła nie wiadomo jak późno, a jeszcze miała tyle
czekania na nauczycielkę.
„W
drugiej ręce trzymała kubek z parującą kawą. W tamtej chwili
oddałabym wszystko za kilka łyków”. — A bohaterka nie mogła
sobie zrobić w domu? A nie, przecież była taaak bardzo spóźniona.
Bardzo starasz się udramatyzować te sceny, ale ja coś wcale nie
odczuwam napięcia. Gdyby protagonistka naprawdę spóźniła się,
dodatkowo na ważny test, wtedy przedstawianie tego w ten sposób
miałoby sens, ale powiedz mi, kto się nigdy nie spóźnił do
szkoły? To raczej żadne wielkie wydarzenie.
„Uwielbiałam
historię i mojego entuzjazmu nie ostudził nawet zazwyczaj
nielubiany przez uczniów temat wojny secesyjnej”. — Białe tło.
Nie podoba mi się druga część tego zdania, jest mocno bezosobowa,
przez co kłóci się z resztą narracji. Gdyby bohaterka użyła
przykładu, np. stwierdziła, że „jej klasa znów będzie
przysypiać na historii”, zabrzmiałoby to o wiele naturalniej.
„—
Przepraszam — odezwałam się cichym głosem, patrząc, jak kobieta
pakuje swoje rzeczy do brunatnej teczki”. — Zwykłe „cicho”
wystarczyłoby.
„
— Oczywiście, Emmo, co cię trapi?”. — Wow, no i jest imię
bohaterki! A już myślałam, że nie doczekam i do końca rozdziału
będę zmuszona określać bohaterkę, no cóż, bohaterką.
„(...)
odparłam i nieco się rozluźniłam”. — Na pewno rozluźniła
się pod tymi relaksującymi „świdrującymi na wylot oczyma”
nauczycielki.
„Chciałam
spytać, czy wie coś pani na temat siedemnastowiecznej Francji i
tajnych organizacji z tego okresu”. — Właściwie zastanawiam
się, dlaczego Emma założyła, że to tajna organizacja, a nie
no... jawne zgromadzenie czy coś w tym rodzaju. No i co to za tajna
organizacja, jeśli byle nauczycielka historii by o niej wiedziała?
„Chciałam
być przygotowana na to, co ujrzę”. — „Ujrzę” to trochę
mało „piętnastolatkowe” określenie, no ale jak Emma lubi
historię, to może przejdzie, ale tylko w ostateczności.
„A
miałam ujrzeć jeszcze wiele”. — Spoiler alert!
Hm…
no cóż. Z każdym kolejnym akapitem rozumiem fabułę coraz mniej.
Czy prolog zachęcił mnie do dalszej lektury? Szczerze
powiedziawszy, nie wiem. Poziom tekstu jest całkiem przyzwoity, ale
czy to wystarcza? Na pewno byłoby lepiej, gdybym bardziej rozumiała
to, co się dzieje. Tajemnice są fajne, jasne, ale zdarzało mi się
odczuwać zagubienie i kwestionować zarówno logikę wydarzeń, jak
i myśli bohaterki, a to już nie jest takie fajne.
Odnośnie
strony technicznej stwierdzam, że masz niezły warsztat — nie
znalazłam zbyt wielu błędów w pisowni. Tekst czytało mi się
dobrze, płynnie. Masz za to małe problemy z precyzyjnym wyrażaniem
myśli, a dodatkowe informacje brzmią czasami, jakbyś zmieniała
zdanie na temat snów bohaterki i ich natury.
Wstęp
szumnie głosi, że sny są zwiastunem przyszłości, a potem, bum,
dowiadujemy się, że protagonistka ląduje w przeszłości. Nie
wiem, czy takie zwodzenie i mieszanie w głowie ma sens. Może gdyby
bohaterka nie wiedziała, czym są jej sny, i snuła na ten temat
dopiero teorie, byłoby lepiej, ale ona już w środku rozdziału
zdaje sobie sprawę, że cofnęła się w czasie podczas tej wizji.
Pierwszy
akapit nie wydaje się osadzony w żadnej linii czasowej, a nawet
jeśli dzieje się przed nowym snem, to właściwie jaki jest jego
sens? No bo tak, bohaterka naprodukowała się gadką o tych wizjach
i co? Okazało się, że to wszystko nieprawda. Żadne tam stłumione
pragnienia i myśli, żadne przyszłe wydarzenia, tylko teleportacja
do przeszłości. Od razu nasuwają mi się skojarzenia z serią gier
„Assassin’s Creed”, gdzie bohater wraca do pamięci swojego
przodka. Myślę, że lepiej byłoby od razu iść w stronę
świadomej Emmy, opowiadającej o wizjach takimi, jakimi są.
Przy
okazji zastanawiam się, jak długo protagonistka ma te sny — jeśli
od niedawna, na co poniekąd wskazuje narracja, to czy nie lepiej
byłoby pokazać historię Emmy od pierwszej wizji, przedstawić cały
jej proces myślowy i powoli zaznajomić czytelnika z bohaterką i
otaczającą ją rzeczywistością? Coś takiego mogłoby zająć
maksymalnie dwa rozdziały i wcale nie musiałoby być nudne, a
powinno rozwiać wątpliwości wynikające z dużej ilości
niewiadomych.
Zauważyłam
też problemy z jasnym opisaniem więzi między Emmą a Pandorą. Nie
mam pojęcia, jak to działa, i chociaż snuję pewne teorie na
podstawie prologu, to jednak szczegóły szwankują.
Miałam
wiele wątpliwości odnośnie logiki i fabuły. Rzekome prawie
spóźnienie protagonistki, całe to gadanie matki o ojcu bohaterki,
którego nie ma, nagła chęć Emmy do zdradzenia planów Pandory…
jest tego dość sporo. Pewnie gdybym nie oceniała, nie zawracałabym
sobie głowy analizowaniem zdania po zdaniu i brzmiałoby to dla mnie
dobrze oraz ciekawie, ale jednak oceniam i widzę rysy na tym,
zdawałoby się na pierwszy rzut oka, ładnym obrazku.
Jako
rozpoczęcie historii ten rozdział spisuje się nieźle. Wprowadzasz
kilka wątków, nakreślasz sytuację bohaterki i otaczające ją
środowisko. Emmy niestety nie można zbyt dobrze poznać, bo w
większości jest niemym świadkiem wydarzeń, a przez całą resztę
niewyspaną nastolatką. Wyróżnia ją jednak chęć działania i
jak na razie to cecha, która daje jej miano aktywnej bohaterki. Jak
będzie z tym później, się okaże.
Wydaje
mi się, że prolog ucierpiał na częstą bolączkę pierwszych
rozdziałów/prologów, a mianowicie starałaś się upchnąć
wszystkie fajerwerki naraz, żeby tylko zachęcić potencjalnych
czytelników. W efekcie powstało coś przyzwoitego, a mogło być o
wiele lepiej, gdybyś tylko skupiła się bardziej na przekazaniu
spójnej historii.
Rozdział
1.
„Pandora
i ja szłyśmy wąskim, spowitym w mroku korytarzem”. — Pisanie w
liczbie mnogiej w stosunku do bohaterki i okupowanego przez nią
ciała Pandory znacznie bardziej mi się podoba niż chaos z prologu.
Zdecydowanie warto, byś i tam użyła takiej formy, żeby całość
wydawała się jednolita. Myślę też, że jeśli szły w mroku, to
świec nie mogło być dużo, jak piszesz zdanie niżej. Emma nie
byłaby również w stanie zobaczyć wielu opisywanych przez nią
szczegółów. Mogłabyś napisać coś w rodzaju: „Szłyśmy
wąskim korytarzem, spowitym w blasku świec osadzonych na
kinkietach” albo coś podobnego.
„Na
ścianach wisiały liczne portrety i świece w metalowych
lichtarzach przymocowane do ściany”. — Podwójna spacja
plus napisałaś: „na ścianach wisiały świece w lichtarzach
przymocowane do ściany”. Sądzę, że nie muszę tego komentować.
Dodatkowo, lichtarze to świeczniki stojące, a kinkiety to
świeczniki przymocowane do ściany.
„Stąpałyśmy
pewnym krokiem, co jakiś czas spoglądając za siebie”. — Trochę
mi się to kłóci — były pewne siebie, ale oglądały się ciągle
za przez ramię, jakby je ktoś śledził. Mogły oczywiście udawać
pewność, żeby zwieść ewentualnego podglądacza, ale wtedy
przydałaby się jakaś informacja o takim stanie rzeczy.
„Byłyśmy
ubrane w długą, ciemną suknię uszytą z drogiego materiału”. —
Zastanawiam się, po czym Emma poznała, że materiał był drogi i
jak dostrzegła to w ciemnościach? Czuła, że był miękki,
szeleścił przy poruszaniu się? Twoja bohaterka ma wiele zmysłów,
których może użyć do opisywania.
„(...)
serce biło szybko, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi”. —
Białe tło. Brakuje mi tu dookreślenia, że to „im” biło
serce. Niby nikogo tam innego nie ma, ale to zdanie brzmi jak
niepełne bez tego.
„Nacisnęłyśmy
posrebrzaną klamkę, a oczom ukazała się przestronna sypialnia”.
— Znów, dziwnie wyglądają te oczy takie samiutkie.
Powiedziałabym nawet, żeby z nich zrezygnować, bo coś ukazywać
może się tylko oczom i wiadomo z góry, że bohaterki patrzyły.
Napisałabym wtedy zwyczajnie „ukazała nam się przestronna
sypialnia”.
„Na
prawo, przy ścianie, stało wielkie łoże z baldachimem. Po drugiej
stronie drewniana szafa i rozpalony kominek. Wewnątrz było
przytulnie i intymnie. Dopiero po chwili dostrzegłyśmy jakiś ruch
na łóżku”. — Zmieniłabym tutaj kolejność zdań, żeby
najpierw dać kominek — wrażenie „przytulnie i intymnie”, a
potem przejść do łóżka, na którym bohaterki zauważają ruch.
Nie byłoby wtedy takiego skakania z jednego elementu wystroju do
drugiego i najpewniej światło pierwsze przyciągnęłoby uwagę
protagonistek po przejściu z półmroku.
„Pochłaniały
nas w całości, a kiedy złączyliśmy się w pocałunku, znów
byliśmy jednością. Ja, Pandora i on”. — Wciąż nie mogę się
przyzwyczaić do myśli, że są w trójkącie z piętnastolatką. U
Pandory to dziesięć lat różnicy, o jej partnerze nawet nie
wspominając.
„Jednym,
płynnym ruchem zdarł z nas górną warstwę sukni, a następnie
gorset”. — Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić przy ówczesnej
modzie.
„W
końcu zjechał dłonią do uda i mocno je ścisnął, jakby chciał,
by zmieściło się w jej wnętrzu”. — Jak niby całe udo miałoby
mu się zmieścić w dłoni? Czy on jest olbrzymem?
„Wydawałoby
się, że specjalnie przygotował sobie taki ubiór”. — Bohaterka
w takim momencie na pewno o tym myśli, bo nie ma nic innego do
roboty, na pewno. Poza tym tak długi akapit, jaki mi zaserwowałaś,
to przesada, można by zrobić z niego dwa, trzy krótsze. Bo niby
czyta się to w porządku, ale jednak brakuje chwili na zaczerpnięcie
oddechu.
Tak,
jak poprzednie oceniające (to jest Gayaruthiel i Hiroki), nie jestem
pewna, czy tak długa scena erotyczna była tu potrzebna, to w końcu
dopiero rozdział pierwszy i czytelnik praktycznie do tej pory nie
wie, co się dzieje i o co w tym wszystkim chodzi. Zdecydowanie
wolałabym w tym miejscu poznać Emmę i Pandorę, a nie słuchać
ich jęków. Mocno rozbudowaną scenę kochanków widziałabym raczej
w trójce albo chociaż dwójce, kiedy mniej więcej można się już
zorientować, co się dzieje, a tak na wstępie dostałam w twarz
kilkoma obrazowymi określeniami, jakich prędzej spodziewałabym się
w erotyku. Sama scena została napisana dość zgrabnie, po prostu
jej osadzenie mogłoby być bardziej fortunne. Przy okazji
zastanowiłabym się nad umieszczeniem na blogu ostrzeżenia dla
czytelników, którzy z różnych względów nie chcą czytać tego
typu opisów.
„Mężczyzna
spojrzał na nas z troską w oczach”. — Nowy akapit. No i
wystarczyłoby samo „spojrzał na nas z troską”, końcówka
czasownika sugeruje, że to „mężczyzna”, a patrzeć można
tylko „oczami”.
„—
Już niedługo, ukochana. Wkrótce razem stąd uciekniemy — rzucił,
choć to wcale nie wydawało się być takie proste”. — Może:
„Choć to wcale nie wydawało się takie proste, jak zabrzmiało w
jego ustach”? Jakoś brakuje mi tutaj dookreślenia.
„Chciałam
z być z mężczyzną”. — Pojawiło się nadprogramowe „z”. Z
jakimkolwiek mężczyzną? Bo tak to brzmi.
Po
całym dialogu stwierdzam, że na początku, kiedy Emma i Pandora idą
korytarzem, zabrakło emocji. Jeżeli Pandora martwiła się o
Dagona, powinnaś to jakoś zasugerować przed ich spotkaniem. Ponoć
Emma zna i dzieli jej stan emocjonalny, dlaczego więc tutaj skupia
się na otoczeniu, a nie na burzy kotłującej się w Pandorze?
„(...)
jednak znów byłam we własnym łóżku w domu w Bostonie”. —
Dość sporo tu tego „w”.
„Czując
się otępiała”. — „Czując się” można wyrzucić,
„otępiałość” jest sama w sobie doznaniem.
„Co
ja powinnam sobie myśleć?”. — Może „o tym” zamiast
„sobie”? Przy okazji powiem jeszcze, że w późniejszych
rozdziałach często używasz „ja” w podobnych kontekstach i tam
wydają się zbędne, więc przy czytaniu postaraj się zwrócić na
to uwagę.
„Spróbowałam
więc znaleźć jakieś pozytywy”. — Od tego zdania dałabym nowy
akapit, bo Emma zaczyna myśleć już o czymś innym niż do tej
pory.
„Z
pulsującą od bólu głową pojechałam do szkoły”. — Jeżeli
głowa „pulsuje”, to raczej nie od czegoś innego niż bólu. No
i czy ten ból głowy nie przeszkadzał jej wcale w myśleniu o
Dagonie?
„Starałam
się skupić na nadchodzących egzaminach, ale nie przynosiło to
zamierzonego skutku”. — Jakiego skutku? Nie powinno się najpierw
rzucać ogólnej, niezrozumiałej bez kontekstu myśli, a dopiero
później tłumaczyć jej, bo czytelnik musi się wracać do
wcześniejszych zdań, żeby móc to zrozumieć.
„Niczym
odpowiednik mrocznego księcia z bajki”. — Do czego to się
tyczy? Taka konstrukcja sugeruje, że dalej powinno coś jeszcze być,
np. jeździł na czarnym rumaku. Albo cokolwiek innego.
„Zupełne
odwzorowanie idealnego faceta, którego można spotkać w
romantycznych książkach dla nastolatek”. — Ta sama sytuacja, co
w poprzednim zdaniu, wrzuciłaś w środek nieodmienione i niełączące
się z niczym zdanie.
„Po
ponownym przeanalizowaniu faktu, który odkryłam, znów zwątpiłam
w to, jakoby Dagon miał naprawdę egzystować”. — Jakiego faktu?
Znów nie wiadomo, do czego to się tyczy.
„Z
głośnym westchnięciem wysiadłam z autobusu”. — „Westnieniem”.
Bohaterka, tak samo jak w prologu, wysiada z autobusu, nijak jednak
czytelnik nie wyobraził sobie jej spoglądającej przez szybę, bo
wspomniałaś o tym dopiero, gdy już jej tam nie było. Samo
„pojechałam do szkoły” zinterpretowałam jak przeskok, po
którym Emma już jest w budynku, a tu okazuje się, że jednak ona
nawet tam jeszcze nie dotarła.
„Ukradkiem
zerknęła na moją twarz, sprawdzając czy znów miałam swoje
„nocne problemy”. — Przecinek przed „czy”. Czemu właściwie
„ukradkiem”? Czy jako przyjaciółka nie może normalnie patrzeć
na Emmę?
„Jedynie
zniesmaczonego wyrazu”. — Miałaś tu wcześniej „twarzy” i
go usunęłaś, dlaczego? Teraz można by pomyśleć, że Marsy
zobaczyła jakiś lewitujący „wyraz” koło głowy Emmy, jak w
odcinku „Sherlocka”.
„—
Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie
dłonie na biodrach. Marsy momentalnie odwróciła wzrok i
nienaturalnie się zaśmiała”. — „Sobie” jest zbędne. Przez
chwilę musiałam się zastanawiać, o co chodziło Emmie, bo ani
trochę nie było to jasne.
„Dopiero
na lekcji historii poczułam, że stres zaczął mnie opuszczać.
(...) Dopiero odgłos odsuwanych krzeseł nieco mnie otrzeźwił”.
Masz
niewyśrodkowaną gwiazdkę w środku rozdziału.
„W
końcu doszło do tego, że litery zaczęły zlewać się w jedno.
Nie byłam w stanie rozczytać pojedynczych wyrazów”. — Zlewanie
się liter znaczy tyle, co niemożność rozczytania wyrazów, nie ma
sensu się powtarzać.
„Ostatecznie
przymknęłam lekko powieki, starając się uspokoić”. — Jak
bardzo Emma przymknęła powieki? Na dwa milimetry, że lekko?
Wyglądałaby wtedy chyba bardziej na zniesmaczoną czy podejrzliwą
niż niespokojną, ergo — wystarczyłoby „przymknęłam powieki”.
„Rozmyślając
nad swoimi nieznośnymi problemami, zapadłam w głęboki sen.
Co jakiś czas nieznośna gałązka smagała nasz policzek”.
— W tym wypadku najlepiej pozbyć się „nieznośnych problemów”,
które nie brzmią zbyt dobrze.
„Byłyśmy
ubrane w jasny, dopasowany strój. Na tyle luźny, by móc swobodnie
uciekać i... walczyć”. — Połączyłabym te dwa zdania,
używając „na tyle jednak luźny”. Nie jestem za to pewna, w
jaki sposób ten strój był dopasowany. Dajesz zbyt mało
szczegółów, żebym wyobraziła sobie ubranie Pandory — jasny,
czyli jaki? Beżowy, błękitny, różowy, biały? Dopasowany — w
sensie męski, taki jak na polowanie? Jeśli masz historyczne
wstawki, to musisz zapewnić czytelnikowi kontekst, bo inaczej
zostaje mu wyobrazić sobie Pandorę w białym T-shircie.
„Przy
prawym udzie wisiał miecz w czarnej pochwie, odrobinę
przypominający samurajską katanę”. — W jaki sposób
przypominał katanę? Kształtem, zdobnictwem?
„Tuż
pod materiałem w okolicach łydek miałyśmy przymocowane dwa
sztylety”. — Pod materiałem czego? Sukni? Płaszcza? — Znów
kłania się brak szczegółowego opisu stroju Pandory.
„(...)
pozostałych trzech szerokie, srebrne miecze”. — W sensie,
pokryte srebrem, jak wiedźmińskie? Czy tylko kolorem wyglądające
na srebrne? Bo wiesz, srebro to nie najlepszy metal do wytwarzania
broni.
„Byli
o wiele zwinniejsi od nas”. — A Emma wiedziała to po tym, że
zgrabnie wyskoczyli zza krzaków? To trochę szybki osąd, nie
sądzisz?
„Z
lewej nadciągała następna trójka, więc odskoczyłyśmy o metr w
tył i wyszeptałyśmy pod nosem zaklęcie odrzucające”. — Co,
to teraz jest tu magia? Tego się nie spodziewałam. Ani trochę.
„Gdyby
tak się stało, nie byłby w stanie odrodzić się za kilka lat.
Byłby martwy na amen”. — Czuję, że wiem coraz mniej. Magiczna
„niby” katana zabijająca na amen, odradzanie się, magia? Czy
coś mi umknęło? Interesujące to wszystko, nie powiem, zastanawiam
się tylko, jak to wszystko wyjaśnisz.
„Wydała
z siebie ostatnie westchnięcie przypominające zaskomlenie i
umarła”. — Czyli właściwie co ta bestia zrobiła?
„Sekundy
wydawały się być wiecznością”. — Bardzo podobne zdanie do
tego z prologu, tutaj jednak użyte w dobrym kontekście — za
to plusik. Jednak pojawiające się „być” już jest zbędne.
„Kilka
minut później zostałyśmy same z ostatnim przeciwnikiem.
(...) Ostatni demon był najsprytniejszy ze wszystkich”. —
Myślę, że bohaterki miały lepsze rzeczy do roboty niż
sprawdzanie godziny, więc trudno, żeby wiedziały, ile trwała
walka.
Co
się właśnie stało? Czy przeniosłam się jakimś cudem do innego
opowiadania? Nigdy bym się tego nie spodziewała po prologu i
pierwszej połowie tego rozdziału. Wrzuciłaś mnie w scenę walki z
demonami magicznym mieczem i zaklęciami. Nie wiem nawet, jak to
skomentować, tak bardzo zmienił się ton i wydźwięk opowieści.
Gdybyś chociaż minimalnie zasugerowała wcześniej coś takiego,
ale nie, przecież czytałam uważnie i poza osobliwymi imionami
bohaterów (które mogły być aliasami na potrzeby organizacji albo
czymkolwiek innym) nic nie wskazywało na taki obrót spraw. Mam
poczucie, że w pewien sposób popsuło do moje dotychczasowe
wrażenie o opowiadaniu. Zapowiadało się na knucie, tajne
organizacje i romans, a wyszło siekanie potworów. No cóż,
zobaczę, jak historia potoczy się dalej.
„(...)
ale jednocześnie pulsującą z bólu głowę. (...) Czułyśmy
pulsujący ból, ale wciąż żyłyśmy”.
„Jego
wzrok utkwiony był w miejscu, na którym trzymał dłoń”. —
Chodzi ci o czoło Pandory czy miejsce, na którym trzymał dłoń,
kiedy już kobieta otworzyła oczy? To nie jest jasne.
„Ze
zdziwieniem odkryłyśmy, że żebra miałyśmy szczelnie owinięte
jasnym bandażem, na którym widniała zaschnięta krew”. —
Lubisz ten „jasny” kolor, nie? Bandaże z reguły są jasne —
białe albo beżowe, dlatego każdy wyobrazi sobie właśnie je tak i
nie musisz tego dopisywać. Takie szczegóły warto podawać tylko
jeśli są inne od spodziewanych, np. bandaż byłby ciemny lub
zrobiony z materiału, z którego zazwyczaj się go nie robi.
„(...)
szepnęłyśmy i zmrużyłyśmy lekko powieki. (...) W
odpowiedzi jedynie lekko kiwnęłyśmy”. — Może zamiast
„kiwnęłyśmy” napisać „przytaknęłyśmy”, co sądzisz?
„Zacisnęłyśmy
palce na szorstkiej, skórzanej pościeli i wbiłyśmy w mężczyznę
rozgniewany wzrok”. — Skórzana pościel to coś oryginalnego,
zdecydowanie. Znalazłam co prawda kilka wyników w Google z czymś
takim, ale nie w odniesieniu do historii. Można wiedzieć, skąd
przyszło ci coś takiego do głowy? Masz jakieś źródła, chętnie
bym zobaczyła przykłady. A jeśli chodzi ci o łóżko zaścielone
skórami zwierząt, à la chata barbarzyńcy, to wiedz, że robisz to
źle.
„Uniósł
jedną brew, przyglądając się naszej błazenadzie”. — Jeśli
„brew”, to naturalnie, że „jedną”.
„A
teraz na poważnie”. — To nieco zbyt nowocześne określenie jak
na siedemnasty wiek, nie uważasz?
„—
Mam pewne teorie — odpowiedziałyśmy, zagryzając delikatnie dolną
wargę. Nasze serce zaczęło bić niemal niezauważalnie szybciej.
Atmosfera panująca w pokoju zrobiła się gęsta i obezwładniająca”.
— Ta zmiana nastroju jest trochę dziwna. Do tej pory rozmawiali
dość swobodnie, Dagon nie zrobił też niczego, co mogłoby
zaniepokoić bohaterkę. Zwyczajnie zapytał ją, czy wie, kim jest,
a przecież nagle nie zmienił się w potwora na jej oczach ani nic w
tym rodzaju.
„(...)
przerwał, by spojrzeć nam prosto o oczy”. — „W oczy”.
„(...)
z niezrozumiałych dla mnie powodów, zacząłem ci dopingować”. —
Bardziej pasowałoby tutaj słowo „kibicować”, gdyż
„dopingować” to według słownika „zachęcać kogoś do
większego wysiłku lub do walki”, a Dagon siedział cicho w
krzakach. No i nie brzmi to też nazbyt historycznie.
„—
Nie — mruknął, unosząc lekko kąciki ust. Wciąż
patrzyłyśmy na niego z lekkim niedowierzaniem, próbując
odgadnąć ukryte intencje”.
„—
Arthurowi się to nie spodoba — rzuciłyśmy, by sprawdzić jego
reakcję. Nie miałyśmy pewności, na jakim szczeblu hierarchii się
znajdował. Mógł być demonem z najniższej warstwy społecznej, a
tacy nie mieli nawet pojęcia, jak nazywał się ich własny król”.
— Z tego cytatu wynika, jakoby królem demonów był Arthur, ale w
dalszych rozdziałach stwierdzasz, że Arthur to szef Obrońców
Świtu. Nic z tego nie rozumiem.
„Nawet
jeśli demon, z którym walczyłyśmy, zabiłby nas za pomocą
szponów, odrodziłybyśmy się za dobrych kilka lat z wyczyszczoną
pamięcią. Jeśli przebiłby nasze serce swoją świętą bronią,
byłoby po nas”. — Czyli Emma to po prostu odrodzona Pandora. Ale
chwila, czy to znaczy, że i ona jest demonem? I skąd właściwie
zna tego Arthura? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
„Stałyśmy
się dłużniczkami, ale to i tak o wiele lepsza perspektywa”. —
Niż co?
„—
Jeszcze nie śpię — mruknęłam, podnosząc się od biurka i
pocierając obolały kark”. — „Wstając od biurka”.
„Postanowiłam
jej posłuchać. Nie miałam już sił na analizę kolejnego
zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie spróbuję nie
myśleć o tym, co ujrzałam i jedynie zasnąć. Mimo to, tej nocy
przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne, lecz typowe
dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego nigdy nie
spotkałam”. — Brakuje przecinka przed „i”, bo zaczęłaś
wtrącenie przecinkiem przed „co”, ale już go nie zamknęłaś.
Zwróć na to uwagę, bo ten błąd pojawia się kilka razy. No i
naprawdę? Miała rano siły na analizowanie swojego dziwacznego
trójkąta, ale teraz była zbyt zmęczona, żeby zszokowała ją
wizja walki z demonami, wiadomość o tym, że Dagon jest jednym z
nich i że Pandora może się odrodzić? Jasne. Imperatyw tak bardzo.
Matka
Emmy to czyste zło i nawet nie mogę traktować jej poważnie.
Przychodzi tylko zrzędzić, że Emma śpi, i na tym polega jej rola.
Do tej pory widzę ją jako całkowicie zmarnowany potencjał.
Czy
scena z ranną Pandorą miała miejsce wcześniej niż reszta? Tak by
wychodziło, ale to trochę dziwne, że najpierw sny były
chronologiczne, a teraz pojawiło się coś starszego.
Sam
rozdział wniósł sporo zamieszania, dodał calutką nową warstwę
do opowiadania. Nie jestem pewna, czy podoba mi się kierunek, jaki
obrałaś. Demony, walka z nimi i oczywiście romans z jednym z nich
w moim odczuciu to dość oklepany wątek. Na razie trudno
powiedzieć, co z tego wyniknie, dlatego wstrzymam się z werdyktem o
tym, czy mi się podoba, czy nie.
Przynajmniej
część tajemnic z prologu została wyjaśniona. Można śmiało
założyć, że Emma to odrodzona Pandora, a sny to wspomnienia.
Arthur, z którym nasza bohaterka miała wcześniej do czynienia i
planowała atak, to król demonów, a Dagon jest powodem „zdrady”
Pandory. Teraz zastanawiam się, czy po świecie razem z Emmą chodzi
odrodzony Dagon, czy on też ma wspomnienia i za jakiś czas spotka
się z protagonistką? A sama Emma zacznie rzucać nożami i walczyć
z demonami? Na te pytania będę musiała pewnie trochę poczekać. W
każdym razie, jestem zaintrygowana.
Uwielbiasz
słowo „mimo”, szczególnie na początku zdań. Pojawiło się w
rozdziale aż dziewięć razy. Postaraj się je ograniczyć choć
trochę, bo stylizacja stylizacją, ale mnie to się wydaje bardziej
na przypadkowe użycie (lub przyzwyczajenie do pewnych wyrazów, po
które automatycznie sięgasz), popraw mnie, jeśli się mylę.
Zdecydowanie nadużywasz też wyrazów „jakiś”, „jakieś”,
również dziewięć razy. Zdarza ci się też przesadzić z „lekko”.
Rozdział
2.
„Miałam
dużo czasu, więc zdążyłam nawet zjeść śniadanie i wypić
kawę”. — Niepotrzebnie streszczasz, że bohaterka zjadła
śniadanie i wypiła kawę, kiedy za chwilę to robi — czytelnik
czyta to samo, w pewien sposób może mu się nawet wydać, że Emma
zjadła dwa śniadania.
„Francja
sprzed rawie czterystu lat”. — „Prawie”.
„Członkowie
tego zakonu wierzyli, że od tysiącleci i aż po kres świata walczą
z demonami”. — Nieco nieforemne to zdanie —
„wierzyli, że walczą”? Lepiej już trzymać się jednego czasu
lub zmienić zdanie na coś w rodzaju „wierzyli, że aż po kres
świata będą walczyć z demonami”.
„Wszystkie
informacje, jakie spisaliśmy, uzyskaliśmy od rzekomych świadków,
z podań oraz legend”. — Jak stara jest książka, którą ma
Emma, skoro jej autorzy informacje dostali prosto od świadków, bo
tak właśnie to brzmi. Podoba mi się użycie na przemian myśli
Emmy i cytatów z książki, dokładnie widać niezdecydowanie twojej
bohaterki, choć jej przemyślenia są na mój gust nieco zbyt
chaotyczne. Mam problem z poziomem przyswajania faktów przez Emmę —
w jedne rzeczy wierzy bez zawahania, ale już o innych nie chce nawet
słuchać. Rozumiem, że może nie ufać swoim snom, jednak, o dziwo,
książka potwierdza niejako prawdziwość używania przez zakon
magii i istnienie demonów. Nawet jeśli są to tylko relacje
wieśniaków, Emma powinna raczej ucieszyć się z wieści, że
wydarzenia, które widziała, mogły być prawdą. Może specjalnie
kreujesz ją na niedowiarka, ale na razie z jej strony to wybrakowane
niedowiarstwo i ciężko powiedzieć, czy miało być celowym
zabiegiem, czy po prostu tak ci wyszło. Może, gdybym miała większe
pojęcie o tym, jak Emma zachowywała się przed snami, łatwiej
byłoby nakreślić jej sylwetkę. Mam wrażenie, że cokolwiek by
nie zrobiła w takiej sytuacji, będzie wydawać się nielogiczna, a
przynajmniej dziwna.
„Spisałam
adres mailowy tego mężczyzny z oficjalnej strony uniwersytetu i
zadowolona z siebie, wyłączyłam przeglądarkę”. — Przecinek
przed „wyłączyłam” jest niepotrzebny, chyba że postanowisz
dodać przecinek przed „i”. „Tego” też jest raczej zbędne —
w końcu wiadomo, o jakiego mężczyznę chodzi.
„Po
powrocie do domu, zamiast uczyć się do nadchodzących egzaminów,
miałam zamiar skontaktować się z tym mężczyzną”. — „Miałam
zamiar się z nim skontaktować”.
„(...)
ale chciałam wiedzieć coś więcej”. — O czym?
„Musiałam
mieć pewność, że nie oszalałam i rzeczywiście mogę zobaczyć
przeszłość”. — Czas teraźniejszy jest niepotrzebny.
„Przyciszyłam
dzwonek i szybkim krokiem wyszłam z biblioteki”. — „Ściszyłam”.
„—
Zapomnij — mruknęłam, zarzucając sobie plecak na jedno ramię”.
— Ta sama sytuacja co z „jedną brwią”, ramię z założenia
jest jedno (inaczej niż „ramiona”, których jest ewidentnie
więcej niż jedno).
„(...)
urwała i błyskawicznie zmieniła ton głosu na cierpiący”. —
Jak brzmi „cierpiący” ton głosu? Ucięłaś nagle tę rozmowę,
ale zaznaczyłaś, jak dalej wypowiadała się Marsy, i przeszłaś
do powiedzenia, że Emma zgodziła się wagarować. Mam wrażenie, że
po prostu nie chciało ci się dalej pisać tej sceny i wymyślać
sposobu, przez który Emma uległa koleżance, a mogłaby to być
okazja do pokazania przyjaźni bohaterek.
„Jak
się ostatecznie okazało, nie tylko ja byłam na tyle głupia
i nieodpowiedzialna, by pójść na te wagary. Dołączyły do
nas jeszcze trzy osoby. Kate i Tyler, z którymi chodziłam na
geometrię oraz Sean od wspólnych zajęć z chemii”. — Brak
przecinka przed „oraz”. „Te” wydaje się zbędne.
„Równie
przystojny i idealny, ale jakże niedostępny”. — „Także”?
„(...)
zapytała Marsy zupełnie niepodobnym do niej tonem”. — Czyli
jakim tak właściwie? Warto byłoby uściślić, w końcu czytelnik
na razie nie zna zbyt dobrze Marsy, żeby określić, jak się
zachowuje czy mówi.
„(...)
który trzymałam obydwoma dłońmi, jakbym bała się że zaraz
spadnie i pobrudzi mi ubrania”. — Brak przecinka przed „że”.
„Obydwiema” — dłonie są rodzaju żeńskiego.
„—
Gdybym ja się tym przejmowała... Ale szczerze? Mam to gdzieś. Ja
również nie chciałam iść z wami na te wagary”. —
Wyrzuciłabym któreś „ja”, bo nie brzmi to zbyt naturalnie.
„—
Uznałem, że jednak nie jesteś taka nudna jak sądzili. —
Parsknęłam z niedowierzania”. — Brak przecinka przed „jak”.
Nie, nie rób tak, to okropnie myli czytelnika. Emma coś mówi —
po myślniku są jej przemyślenia, Sean coś mówi, są jego
przemyślenia, a nie na odwrót. Jak chcesz dać uwagę Emmy po tym,
jak Sean coś mówi, daj nowy akapit. One nie gryzą, naprawdę.
Tutaj masz odnośnik do naszego poradnika o dialogach — link.
„(...)
roztrzepane włosy”. — To nie jest najlepsze określenie, może
„rozczochrane”?
„Uchylił
wieko plastikowego kubka z sokiem i nalał do niego trochę
przezroczystego płynu. Potem, mimo mojego sprzeciwu, zrobił to
ponownie. — Spróbuj teraz”. — Czemu on miał jej kubek? I
jeszcze go niósł — jeśli kładła sobie ręce na biodrach,
raczej by go nie trzymała? No i może raczej „wieczko”?
„Chyba
tego mi było trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy”. —
Zachowanie Marsy było bardzo nieoczekiwane. Praktycznie jej nie
znamy, a po jednym występie „zdradza” swoją przyjaciółkę dla
jakiejś bandy stereotypowych pustaków. Nie wiem, czy to było
zamierzone i miało doprowadzić do tego, by bohaterka czuła się
samotna (nie wyszło). Może chodziło tylko o to, by Emma została
sama z Seanem (można było zorganizować coś takiego na milion
innych sposobów, nie odbierając Emmie jedynej znajomej). Na tym
etapie jestem dość zawiedziona bohaterami pobocznymi.
„Pół
godziny później dołączyli do nas poprzedni towarzysze”. —
Przeskakiwanie o pół godziny w jednym akapicie to niedobry pomysł.
Proszę, oddzielaj tematy różnych rozmyślań od siebie, bo takie
niezwiązane ciągi słów źle się czyta.
„Ich
miny mówiły, że mieli do mnie jakiś problem”. — Przy
dotychczasowej stylistyce wypowiedzi Emmy — prócz okazyjnych
„choler”, całkiem poprawnej stylistycznie i bardziej oficjalnej
niż normalnej nastolatki — takie zdanie wydaje się nie pasować.
Reszta narracji Emmy nie wydaje się „nietrzeźwa”, więc nie
można tego wziąć za argument. I tak, wolałabym zobaczyć tutaj
jakąś „nietrzeźwą” narrację.
„Dopiero
kiedy zdali sobie sprawę, że jestem pijana, bredzę od rzeczy i
nienaturalnie głośno się śmieję, nieco się rozluźnili”. —
Niepotrzebnie zmieniłaś nagle czas na teraźniejszy. No i dlaczego
zdali sobie sprawę, że Emma bredzi i się śmieje? To raczej się
po prostu zauważa. Mogli zauważyć na podstawie takiego zachowania,
że bohaterka jest pijana, ale zdanie sugeruje jednak inaczej.
„Wtedy
jednak coś zakuło mnie w sercu”. — „Zakłuło”.
„(...)
odparłam bez pardonu i nastała cisza”. — Podwójna
spacja.
„Sean
zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło”. —
„Wiedząc”. Postaraj się częściej opisywać miny i gesty,
zamiast mówić wprost, bo może się zdarzyć, że ktoś nie będzie
w stanie wyobrazić sobie zakłopotania — zależy to też od tego,
że każdy pokazuje emocje nieco inaczej, i warto by zadbać o
różnorodność.
„(...)
zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam go za bluzkę”. — Koszulkę?
Mężczyźni nie noszą „bluzek”.
„Jeszcze
przez jakiś czas spoglądałam w sufit, wspominając, a przynajmniej
to, co się udało, dzisiejsze wydarzenia”. — Przez to wtrącenie
zdanie staje się kompletnie niezrozumiałe.
Zero
snów w tym rozdziale, za to dużo nastoletniego życia Emmy. Nie
mogę powiedzieć, żeby mi się to nie podobało, takie lekkie sceny
miały swój urok. Zaskoczeniem okazało się całkiem sporo
wydarzeń. Znalezienie wzmianki o Obrońcach Świtu w książce —
spodziewałam się, że nie będzie tak łatwo, chociaż może
wyjdzie to na dobre fabule, zobaczymy. Emma mogłaby jednak wstrzymać
się z tym listem do kolejnego dnia, jednak rozumiem, że zrobiła na
fali wcześniejszych wydarzeń. Bo działo się sporo.
Wcześniejsze
zachowanie protagonistki nie wskazywało na to, że rzuci się w wir
pijaństwa, a tu proszę. Wyszło całkiem interesująco.
Wprowadziłaś nowych bohaterów — szczególnie Sean odznaczył się
charakterem: nie jestem jeszcze pewna swoich odczuć co do niego,
zobaczymy, jaki okaże się później.
Wspomnienie
śpiącej matki było przyjemnym smaczkiem.
Rozdział
3.
„Nie
znałyśmy jego intencji, mógł zażądać za nas okupu, a jeśli
był odważniejszy, to nawet zabić”. — Nie ustalili czasem, że
Dagon nie ma zamiaru zabijać Pandory?
„Odnalazłyśmy
bronie, które, jakże błyskotliwie ukryto w szafie”. —
Przecinek przed „ukryto”.
„Nagle
rozległo się kolejne skrzypienie”. — „Skrzypnięcie”.
„(...)
a jedynie wyglądałyśmy niczym wijąca się kijanka”. — Może
jednak nie „wyglądałyśmy”, bo Emma raczej nie widziała, jak
wygląda.
„(...)
odpowiedziałyśmy z poirytowaniem w głosie”. — Lubisz dodawać
niepotrzebne określenia jak „powiedział głosem” albo „zobaczył
oczami”. Brakuje tylko jeszcze „usłyszał uszami” i „powąchał
nosem”. Nie można powiedzieć z poirytowaniem w czymś innym niż
w głosie.
„Jego
silne, umięśnione ciało przyciskało nas na tyle mocno, że nie
mogłyśmy się oswobodzić, ale tak, by nie sprawiać bólu”. —
Ale tak „słabo”, „delikatnie”? Brakuje tu określenia.
„—
Nie sądziłem, że jesteś aż tak pyskata — mruknął i głośno
powąchał nasze włosy. Wzdrygnęłyśmy się na dźwięk jego
oddechu”. — Tu dźwięk i tu dźwięk — skupiłabym się na
jednym.
„Uniósł
wysoko brwi i powoli zaczął nas puszczać. Kiedy w końcu
byłyśmy wolne, zaczęłyśmy pocierać obolałe nadgarstki”.
„(...)
i nawet na nas nie patrząc, ruszył w stronę – jak
przypuszczałyśmy – schodów. Przez jakiś czas stałyśmy niczym
zaklęte, patrząc na oddalające się plecy Dagona”. —
Masz tutaj półpauzę zamiast pauzy.
„Przeglądał
jakieś papiery i pił napój z metalowego kielicha”. — A cóż
innego mógł pić, jak nie napój?
„Na
środku stołu leżało kilka potraw podanych na srebrnych tacach”.
— Potrawy leżące na stole brzmią jakoś dziwnie. Jeśli już to
raczej „stojące”.
„(...)
więc nałożyłyśmy na talerz dwie kromki chleba, nieco ricotty i
kilka herbatników”. — Zastanawiający dobór śniadania —
chleb, ser i ciastka — mało sycący, jeśli Pandora szykowała się
na walkę.
„Kiedy
zaczęłyśmy rozglądać się za napojem, podeszła służąca i
nalała do kielicha czerwone wino”. — A ta służąca to pojawiła
się z powietrza, przyszła do pomieszczenia, a może cały czas tam
była?
„—
Spróbuj przepiórek, są przepyszne — mruknął Dagon, nadal nie
odrywając wzroku od kartek z zapiskami”. — Dlaczego ciągle
musisz powtarzać, że Dagon nie patrzy na Pandorę? Nieco to
irytujące.
„Trucizna
była raczej wyjątkowo słabym i niehonorowym sposobem na
zabójstwo”. — „Słaby sposób na zabójstwo” — czy tylko
dla mnie brzmi to dziwnie?
„Jedynym
pomysłem, jaki wydawał się sensowny”. — „Jedynym sensownym
pomysłem”.
„(...)
zapytałyśmy zbyt emocjonalnym tonem”. — Czyli jakim?
„Jesteś
taka młoda – rzucił”. — Pojawiła się półpauza zamiast
myślnika.
„Zanim
zdążyłyśmy wymyślić coś lepszego, mężczyzna w błyskawicznym
tempie skoczył na stół i pobiegł po nim prosto do nas”. —
„Wskoczył”. Niepotrzebnie też dodajesz określnik „po nim”
— jak wskoczył na stół, to przecież nie biegł po podłodze.
Dramatyzm jest dramatyczny. Nie mógł tak po prostu przybiec do niej
koło stołu, zamiast tak barbarzyńsko rozwalać całe to śniadanie
i tak dalej? Dagon wydaje się raczej cywilizowanym demonem.
„Z
miną pełną trwogi przyjęłyśmy kopniaka w klatkę piersiową.
Wraz z eleganckim krzesłem runęłyśmy na ziemię”. — Taki styl
narracji, pełen szczegółów (eleganckie krzesło) i wolny (z miną
pełną trwogi <właściwie skąd bohaterka wiedziała, jaką mają
minę — dojrzała w lustrze?>), pasuje, gdy ktoś opowiada
historię w pewnym dystansem. Emma, z drugiej strony, mimo że
przeżywa coś, co stało się dawno, wciąż powinna mieć odczucie,
jakby tam była i brała udział w wydarzeniach — tak też powinna
komentować. Teraz, przynajmniej ze strony czytelnika, wygląda to
tak, jakby twoja protagonistka oglądała wszystko w zwolnionym
tempie i, spokojnie siedząc w kącie, opowiadała, co dzieje się
obok niej. Pojawia się tutaj również mieszanie stylów — raz
masz bijącą na kilometr patosem „minę pełną trwogi”, a zaraz
potem zwyczajnego „kopniaka”. Efekt wychodzi komiczny. Pisałyśmy
o tym w jednej z naszych trzynastek — link.
„Zważając
na tę radość, dusił nas jeszcze mocniej, a jego oczy przybrały
karmazynową barwę”. — „Biorąc pod uwagę radość, dusił
jeszcze mocniej” — co to właściwie znaczy? Mam wrażenie, że
powstał tu jakiś skrót myślowy. Myślę, że najlepiej w ogóle
pozbyć się części „zważając na tę radość”.
„Po
szybkim przeanalizowaniu sytuacji, jakimś cudem udało nam się
sięgnąć po sztylet umocowany do prawej nogi”. — Co one
analizowały? Nie lepiej o tym wspomnieć, zamiast streszczać?
„Należę
do szlachty, moja droga — mruknął, widząc naszą przerażoną
minę. — Znajduję się bardzo blisko samego króla, więc znam
takie zaklęcia”. — To jest dość zastanawiające, że Pandora
nie zna takich sztuczek, jeśli służy temu samemu królowi, bo z
jej reakcji nie wynika, że tylko u Dagona takie coś ją dziwi.
„(...)
patrząc wyczekującą na nasz miecz”. — „Wyczekująco”.
„Po
pomieszczeniu rozszedł się nieprzyjemny dla ucha zgrzyt”. —
Nie, bo właśnie, że nieprzyjemny dla nosa. Proszę, rozejrzyj się
za takimi oczywistościami, bo to ani nikomu niepotrzebne, ani ładne.
„Wykorzystując
nieuwagę przeciwnika, kopnęłyśmy go w brzuch, a gdy ten znalazł
się na ziemi, podbiegłyśmy do niego. (...) Przeturlał się
po ziemi, przez co zamiast w ciało, trafiłyśmy w podłogę.
Nie zwracając uwagi na nasz błąd, podciął nam nogi, przez co
ponownie runęłyśmy na ziemię. (...) Dagon podniósł się
z ziemi, porzucając własny miecz, i po raz kolejny na nas
usiadł”. — Zbędny przecinek przed „trafiłyśmy”.
„On
miał rację, to my zachowałyśmy się jak dzikuski”. — „On”
jest niepotrzebne.
„Nawet
na nas nie patrząc, ruszył w kierunku schodów”. — Przy
wcześniejszych schodach masz zdanie o takim samym wydźwięku, taka
powtarzalność nie wygląda za dobrze
„Dagon
był demonem, ale różnił się od innych. Który z nich uratowałby
życie Obrońcy Świtu? Co za szkoda, że nie urodził się po
właściwej stronie... Te słowa przyprawił nas o mdłości. A która
strona była właściwa? Może to my urodziłyśmy się nie po tej,
co trzeba...”. — „Przyprawiły”. Mam wrażenie, że to
wypłynęło za szybko. Nie wiemy ani nic o demonach, ani o Obrońcach
Świtu, więc czytelnik nic z takiego stwierdzenia nie wyniesie, bo
nie ma rozeznania, kto jest tym dobrym, a kto złym (oczywiście
nazwa „demon” kojarzy się źle i potwory, z którymi walczyła
Pandora były „brzydkie”, ale to nie gwarancja rzeczywistych
motywów obu stron).
„Zamaszystym
ruchem odwróciłyśmy się od drzwi”. — Znów ten „zamaszysty
ruch” — kiedy sobie to wyobrażam, wygląda to niestety
komicznie.
„Odłożył
jakieś kartki na blat i spojrzał na nas nieco osłupiały”. —
Może „zdziwiony”, zamiast tego „»nieco«osłupiałego”?
„Gdy
na nim spoczęłyśmy, zadałyśmy pytania. — Po co było to
wszystko?”. — Jeśli masz opis stwierdzający, że postać zaraz
coś powie, zapyta albo krzyknie, stawiaj dwukropek zamiast kropki.
Wspominamy o tej zasadzie w naszej siódemce o dialogach.
„Uznałyśmy
to jako potwierdzenie”. — „Za”.
„Wytrzeszczyłyśmy
oczy z niedowierzania i zaniemówiłyśmy. Dlaczego właściwie
zabijałyśmy? Bo tak trzeba? Bo tak nam kazano? Bo toczymy wojnę?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałyśmy. Od dziecka wykonywałyśmy
polecenia. Kiedy miałyśmy zaledwie pięć lat, zwerbowano nas do
Obrońców Świtu, ale prawdziwa moc ujawniła się, gdy skończyłyśmy
dwadzieścia wiosen. To właśnie wtedy przestałyśmy się starzeć,
ciało osiągnęło zdolność całkowitej regeneracji, a na skórze
w miejscu serca pojawiła się blizna w kształcie słońca. Był
to bolesny proces, ale przyjęłyśmy to z dumą. Zarówno nasza
matka jak i ojciec byli Obrońcami Świtu, dzięki czemu
urodziłyśmy się czystej krwi i ze stuprocentową pewnością, że
również odziedziczymy ten dar. Rodzice starali się o nas ponad sto
pięćdziesiąt lat. Kobiety demony i Obrończynie są płodne
jedynie raz na około dwieście lat, więc byłyśmy niczym
cud zesłany przez jakieś bóstwo”. — Nie, nie, nie i
jeszcze raz nie. Straszna ekspozycja, zupełnie nieciekawa i, bo ja
wiem, nie na temat? A przynajmniej połowa tych informacji — w tym
wszystko o rodzicach i rozmnażaniu Obrońców Świtu. Jak bardzo
chciałabym poznać takie szczegóły, tak nie mogę się nimi
cieszyć przez marne umiejscowienie ich i sposób podania. Pandora
wychodzi tu na bezmyślną osobę, trochę jak ktoś, kto chodzi do
kościoła tylko dlatego, że jego rodzice też chodzili. Taka
pyskata panna, a nigdy się nad tym nie zastanawiała? Nie uważała,
że to, co robi, było ważne, że zabija zagrożenie? Jasne,
historia pokazała wiele takich przypadków, ale od bohaterki
opowiadania spodziewałabym się czegoś innego. Dodatkowo brak
przecinka przed „jak”, „kobiety-demony” i przeniosłabym
„nasza” z jedenastego zdania do ósmego przed „prawdziwa”.
„—
Zawsze zabijam — odparłyśmy chłodnym tonem, wstydząc się
unieść głowę. Dagon spojrzał na nas nieprzeniknionym wzrokiem”.
— Znów sytuacja, w której Emma nie powinna widzieć Dagona, a
jednak dokładnie wie, co robił.
„Mimo
gniewu, odczułyśmy ukłucie strachu. Jak dużo o nas wiedział? Czy
odkrył, kim byłyśmy w społeczności Obrońców Świtu?
Mieszkałyśmy tylko z matką, więc jej tożsamość mogła nie być
już tajemnicą. Na szczęście ojciec całkiem nieźle się
maskował. A co, jeśli to też zostało ujawnione?”. — Przecinek
przed „odczułyśmy” zbędny. Te informacje wypadły już
znacznie lepiej. Podałaś tylko to, co jest absolutnie niezbędne.
„Niemal
po chwili uderzyło w nas jaśniejsze niż zwykle światło
słoneczne”. — Czyli minęła mniej niż chwila, czyli... ile tak
właściwie?
„Dagon
mówił prawdę – z pewnością należał do szlachty”. —
Pojawiła się półpauza zamiast pauzy.
„(...)
który chwilę później otworzył drzwi i nisko się ukłonił”.
— Podwójna spacja.
„Chciałyśmy
udać się na piętro, by przebrać się w coś bardziej
odpowiadającemu młodej damie, lecz na nasze nieszczęście
wpadłyśmy prosto na matkę”. — „Odpowiadającego”.
„—
Skoro wróciłaś, rozumiem, że wykonałaś misję — bąknęła,
udając się po filiżankę herbaty, którą odstawiła na stoliku w
pokoju gościnnym”. — O, Pandora też ma nie za ciekawą matkę —
mogą z Emmą łączyć się w bólu.
„Wystawne
przyjęcia były o wiele bardziej przerażające niż walka z
wrogiem”. — Pandora nie wygląda na kogoś, kto bałby się
przyjęcia, sądząc po jej zachowaniu w obecności Dagona, ale kto
wie, może pozwalała sobie na więcej, bo był demonem?
Tym
razem cały rozdział został poświęcony snowi Emmy. Jest to
bezpośrednia kontynuacja poprzedniego, co jest pewnego rodzaju
nowością, bo do tej pory za każdym razem oglądałam coś innego.
Nie
przepadam za Pandorą, tyle mogę powiedzieć po tym rozdziale.
Krzykata, bezmyślna pannica — taka standardowa główna bohaterka.
I tak, wychowanie na Obrończynię Świtu ją w pewien sposób
usprawiedliwia, ale nic nie zmieni faktu, że zachowanie tej postaci
drażni. Walka z Dagonem uświadomiła jej, że powinna się bardziej
zastanowić nad swoimi działaniami i to oczywiście na plus, ale z
drugiej strony wszystko działo się zbyt szybko. Jeden demon zgrywa
miłego i dwadzieścia lat treningu poszło na marne? To mogła być
sztuczka, żeby Pandora zaufała demonowi, a ona dała się podejść
jak małe dziecko — wystarczyła odrobina dobroci i cały jej
system wartości legł w gruzach. Nie czuję się przekonana.
Z
kolei Dagon na razie to całkiem przyjemny bohater — nie denerwuje
swoim zachowaniem, jest nieco protekcjonalny względem Pandory i
wystarczająco „demoniczny”. Na razie mój faworyt.
Podobało
mi się jednak, że rozszerzyłaś nieco ramy opowiadania i
przekazałaś parę ciekawych informacji — niestety, nie wszystkie
w odpowiednich momentach, ale lepiej tak niż wcale.
Rozdział
4.
„Podczas
gdy Marie, odwróciła się, by dorzucić kilka pociętych kawałków
drewna do kominka”. — Przecinek przed „odwróciła się” jest
zbędny.
„Podczas
pojedynków każdy był prawdziwy, nawet (zwłaszcza) wróg”. —
Trudno, żeby walczyła z nieprawdziwymi wrogami, może raczej
„szczery”? No i nawiasy nie wyglądają zbyt dobrze w tekście,
szczególnie w pierwszoosobowej narracji (bohater wziął w nawias
własne myśli?). Te tutaj już szczególnie źle wyglądają i
lepiej byłoby zamienić je na myślniki.
„Woźnica
zeskoczył ze swojego siedziska i otworzył drewniane drzwiczki”. —
Jak Pandora mogła go widzieć ze środka powozu?
„Nieco
dalej, w głębi pomieszczenia, stał długi stół, na którym
leżały liczne potrawy: pieczone przepiórki w miodzie, faszerowane
bażanty, wszelkiego rodzaju wędliny oraz sery, najróżniejsze
owoce, krakersy, orzechy, pistacje i najznakomitsze wina. Na
środku sali stali już goście, rozmawiając i popijając czerwone
wino, które co chwilę dolewano”. — Może „zastawiony
licznymi potrawami”? To „leżały” jest bardzo dziwne, jakby
ktoś porozrzucał jedzenie prosto na stół. A pistacje to nie
orzechy? Dodatkowo, z miejsca, w którym wskazała Gayaruthiel,
usunęłaś krakersy, stąd natomiast już nie. Uwagi są uniwersalne
i staraj się odnosić je do całego tekstu, a nie do pojedynczych
cytatów.
„Cała
nasza trójka ukłoniła się im z arystokratyczną gracją, a matka
i pani Bellefleur zaczęły wymieniać się uprzejmościami”. —
Nieźle się natrudziłam, żeby uświadomić sobie, że i siebie
Emma policzyła, zastanawiałam się nawet, czy przypadkiem nie
przyszedł z nimi woźnica.
„Młoda
jasnowłosa dziewczyna lekko się skłoniła”. — Przecinek przed
„jasnowłosa” — link.
„Nasze
zachowanie było karygodne, a niechciane myśli zaprzeczały
wszystkiego, w co wierzyłyśmy”. — „Wszystkiemu”.
Pobytu
w przeszłości ciąg dalszy. Nie mam właściwie za dużo do
powiedzenia o tym rozdziale. Nie działo się zbyt wiele ciekawych
rzeczy, choć oczywiście wszechogarniający przepych przyjęcia był
całkiem przyjemny do wyobrażania sobie. Opisy otoczenia idą ci
całkiem nieźle, więc nie nie miałam z tym problemów.
Powrócił
temat wieku Pandory — i w związku z tym, zastanawiam się, czy aby
dobrze go dobrałaś. Dziesięć lat różnicy pomiędzy nią a Emmą
to dość sporo. Jeżeli nie ma to żadnego sensu fabularnego, na
twoim miejscu nieco bym go wypośrodkowała — choćby przez wzgląd
na cały dialog z panię Bellfleur i domniemane staropanieństwo
Pandory, ale też i na jej zachowanie. Nie sądzę, by pierwszy raz
była na takim przyjęciu, a zachowuje się co najmniej jak zagubione
dziecko. Gdyby miała nieco mniej lat, łatwiej można by było
uwierzyć w jej niedostosowanie.
Dagon
wyjawiający Pandorze swoje motywy jest za to albo bardzo głupi,
albo bardzo cwany — na razie nie potrafię tego określić.
Co
do etykiety dworskiej podczas przyjęcia wystarczająco jasno
wypowiedziała się już Gayathuriel w swojej ocenie, więc nie będę
powtarzać jej argumentów.
Rozdział
5.
„W
trakcie lekcji historii po raz pierwszy w życiu nie byłam
skupiona”. — Zastanawia mnie jedno — na początku opowiadania
Emma stwierdziła, że często przez pierwsze godziny po obudzeniu
się intensywnie myśli o snach. I tu pojawia się problem. Pierwsze
zajęcia to historia. Jak w takim razie bohaterka zawsze była
skupiona na tych lekcjach, mimo że jednocześnie myślała o snach?
„Ponownie
spanikowałam i oblał mnie zimny pot”. — A kiedy spanikowała za
pierwszym razem? Już parę razy piszesz coś takiego i za każdym
razem się zastanawiam, co masz na myśli jako ten „pierwszy raz”.
„Mój
strach spotęgował niespodziewany dźwięk dzwonka oznajmiający
przerwę”. — „Oznajmiającego”. Nie wiem, co innego miałby
oznajmiać, jeśli do tej pory Emma siedziała na lekcji? Przecież
nie przesiedziałaby całej przerwy, nie zdając sobie z tego sprawy.
„Gdy
inni uczniowie, w tym Marsy, byli już na korytarzu, ja dopiero
sunęłam w kierunku wyjścia. (...) Najwolniej jak się tylko
dało, sunęłam w kierunku sali chemicznej”.
„Tym
razem Marsy nie czekała na mnie na korytarzu. Mimo to byłam tak
zdenerwowana następną lekcją, że prawie nie zwróciłam uwagi na
brak przyjaciółki”. — Więc po co o tym wspominasz, jeśli się
tym nie przejęła? Piszesz o czymś w pierwszoosobówce = myślisz o
tym, przejmujesz się tym, analizujesz to.
„W
końcu wyciągnęłam z plecaka iPhona starszej generacji”. —
„iPhone'a” — link.
„—
Bo zwykłe poproszenie o numer jest zbyt mainstreamowe — mruknęłam
i w tej samej chwili do sali wszedł pan White”. — Podwójna
spacja. Czyżby pan White miał na imię Walter?
„Kiwnęłam
potakująco i pomachałam mu na odchodne”. — Nie da się kiwnąć
przecząco, chyba że akcja odbywa się w Bułgarii. A nie odbywa
się.
„—
Daj mi swój numer, gdy się czegoś dowiem, wyślę ci smsa
(...) Gdy godzinę później siedziałam już w autobusie, jak na
złość otrzymałam smsa od Tylera”. — „SMS-a”.
„Zagryzłam
wargę nie chcąc znów wyciągać przestarzałego telefonu”. —
Przecinek przed „nie”.
„(...)
dodała, a ja zdjęłam ubranie wierzchne i stanęłam przed
rodzicielką”. — Cóż ma za ubranie „wierzchnie”? Płaszcz,
kurtka, bluza? Nie wiem, po co tak cudaczyć, kiedy można nazwać to
po imieniu i jeszcze o wiele bardziej dokładnie.
„—
Nie trzeba, siadaj — odparła i postawiła na stole szklaną
misę z puree. (...) Całkiem dobrze. Dostałam z doświadczenia z
chemii C — odparłam”. — „Purée”.
„—
Jak na ciebie, to nieźle — mruknęła. (...) — To dobrze. Do
mnie nie dzwonił — mruknęłam, zastanawiając się, czy było mi
to obojętne, czy wręcz przeciwnie”.
„Wyjechał
do Włoszech ze swoją narzeczoną numer cztery”. — „Włoch”.
„—
Z Marsy — odparłam, zastanawiając się, czy powinnam wymieniać
nowych znajomych. — Idziemy do Tylera. To chłopak koleżanki —
wyjaśniłam, a mama nie sprawiała wrażenia przeciwnej czy
zaniepokojonej”. — Ten fragment ma inne formatowanie. Może
„mającej coś przeciwko”?
„Obiecałam
im, musiałam tam, przyjść”. — Zbędny przecinek przed
„przyjść”.
Między
zdaniami „Chciałam odkręcić wodę, by zwilżyć twarz, ale
przypomniałam sobie o tej całej tapecie, która była do mnie
przyklejona” a „— Dasz sobie radę — mruknęłam, trzymając
kurczowo za umywalkę” masz niepotrzebny enter.
„Napięłam
mięsnie ramion”. — „Mięśnie”.
Wraz
z Emmą wracamy do teraźniejszości, która zbiera pokłosie swoich
wcześniejszych wyborów. Sean zachowuje się lepiej, matka bohaterki
po zastrzyku gotówki też stała się o dziwo znośna i nawet
całkiem sympatyczna. Protagonistka z kolei, zwracając się do
Pandory i próbując się do niej upodobnić, zaintrygowała mnie.
Może Obrończyni Świtu nie jest najlepszym wzorem do naśladowania,
ale fakt, że Emma stara się na niej opierać, było ciekawym
zabiegiem. Rozdział całkiem przyjemny, choć bez fajerwerków.
Rozdział
6.
„(...)
Seanowi, który całował się już chyba z drugą dziewczyną”. —
Eh, a już zaczynałam się do niego przekonywać.
„—
Czemu tu tak sama siedzi? — spytał, jakby naprawdę troszczył się
o moje samopoczucie”. — „Siedzisz?”.
„Tym
razem poprosiłam o drinka z kolą”. — „Colą”, bo nie masz
tu na myśli rośliny, nie?
„Kiedy
kolega przygotowywał nam napoje, a pozostali, albo dzielnie czekali
na swoją kolej, albo podskakiwali wesoło, ktoś podszedł nieco
bliżej i stanął po mojej prawej”. — Bez przecinka przed
pierwszym „albo”.
„(...)
i co najważniejsze – starszy” i „Ciężko było nie zauważyć
rzucającego się w oczy podobieństwa – te same jasne włosy”.
— Wkradły się półpauzy zamiast pauz.
„Wyciągnęłam
niepewnie dłoń przed siebie, a chłopak chwycił ją w stalowy
ucisk. Odczułam kolejną falę pieczenia, szczypania i rażenia
prądem”. — To demon! Ratuj się, kto może! No i chyba raczej
„uścisk”.
„Nie
byłam w stanie ocenić, czy chłopak był przystojny, po prostu
błagałam w myślach, by w końcu mnie puścił”. — Seriously?
Jeżeli nie myślała o tym, czy był przystojny, to po co o tym
wspominasz?
„Przyglądał
się, przekrzywiając lekko głowę”. — Teraz z mruczenia i
parskania wszyscy przerzucili się na przekrzywianie głów jak
ptaki.
„Głośna
muzyka pop, pijani, roztańczeniu nastolatkowie, wykrojone ubrania i
mocny makijaż, nijak to się miało do przyjęcia z
siedemnastowiecznej Francji”. — „Roztańczeni”. Jakie
ubrania? Każde ubranie (materiał) trzeba najpierw wykroić. Hm…
może „skąpe”?
„Uśmiechnęłam
się na tą myśl”. — „Tę” — link.
„Jake
również zamilkł”. — Znów „również” w sytuacji, gdy nie
mówisz, że Emma zamilkła, tylko od razu stwierdzasz, że Jake też
nic nie mówił. Jasne, z kontekstu wiadomo, że protagonistka się
nie odzywa, ale to po prostu dziwne.
„Gdy
usiadłam w kącie, tym razem Jake odpuścił. Zniknął mi z pola
widzenia i nie zauważyłam go aż do momentu, gdy znaczna część
imprezowiczów poszła do domu lub gdzieś zasnęła. Ja wciąż
siedziałam na tym skórzanym fotelu niczym duch, obserwując
wszystkich dookoła. Około czwartej nad ranem Marsy dosłownie padła
na kanapę obok mojego siedziska. Ułożyła się na twardej poduszce
i zwinęła w kłębek niczym mały kociak”. — Nie jestem
zachwycona tymi przeskokami o kilka godzin, a ty serwujesz je cały
czas. No i „kociak” raczej z natury jest „mały”. Nie musisz
też pisać „tym”, to słowo niczego nie dodaje do zdania poza
ilością literek. Takich określeń używa się raczej, gdy jest
mowa o kilku rzeczach i bohater decyduje się na którąś. Tutaj
fotel jest tylko jeden.
„Ostatecznie
okazało się, że nie pozostało żadnego wolnego miejsca oprócz
mojego nowego przyjaciela – fotela w kącie”. — „Żadne wolne
miejsce”.
„—
Ile tak właściwie masz lat? – spytałam, nie odwracając wzroku
od małego skrawka ziemi, na którym rosły róże”. —
Zauważyłam, że lubisz podawać dokładny wiek bohaterów. To ma
jakieś większe znaczenie, czy po prostu chcesz być dokładna?
„Zamilkł
na chwilę, po czym spojrzał na mnie szatańskim wzrokiem i
szturchnął łokciem w ramię”. — „Szatański wzrok” dołącza
do grona twoich ulubionych reakcji bohaterów.
Impreza
imprezą, przedstawiłaś dość standardowo przejścia Emmy.
Szczęśliwym trafem na scenie pojawił się nowy zawodnik. I to
jaki. Jake ewidentnie kłamie, a sądząc po doznaniach bohaterki,
jest albo Obrońcą Świtu, albo demonem. Mam wrażenie, że stanie
się nowym obiektem uczuć naszej protagonistki (co zostało już
odpowiednio zasugerowane) — tym razem na dłużej niż Sean, który
co prawda swoim zachowaniem na imprezie odrzucił mnie niezmiernie,
ale nie zaskoczył, bo czułam, że śliski z niego typ.
Rozdział
7.
„Nieprzespana
noc, strawiony alkohol i fakt posiadania nowego znajomego dawały się
we znaki”. — Jak fakt posiadania znajomego dał jej się we
znaki? Chyba zrobiłaś tutaj za duży skrót myślowy, jeśli
chodziło o to, że przez rozmowę z nim Emma wcale nie odpoczęła.
„Mama
na szczęście nie zadawała pytań. Dostrzegła moje zmęczenie i z
pewnością wyczuła też charakterystyczny zapach średniej jakości
trunków, lecz mimo to odpuściła. Czując ulgę, padłam na łóżko
niczym trup i z trudem zaczęłam ściągać z siebie ubrania”. —
W tym momencie przypomniałam sobie, że Emma ma piętnaście lat i w
ogóle nie powinna pić alkoholu. Jasne, matka mogła zostawić
zrzędzenie na później, ale raczej nie odpuściłaby takiego tematu
całkiem — raczej skomentowałaby, że, że Emma wdała się w
ojca, woląc się upijać niż być odpowiedzialną — teraz też
dziwi mnie bardziej jej wsparcie z wcześniejszego rozdziału, ale to
można zwalić na karb euforii po niespodziewanym przypływie
gotówki.
„W
nasze oczy padały rażące promienie słoneczne”. — Odnoszę
wrażenie, że uwielbiasz używać motywu zaślepienia bohaterki
słońcem — przez siedem rozdziałów pojawiło się chyba ze trzy
razy. To jakiś przekaz podprogowy związany z Obrońcami „Świtu”?
„Po
lewej i prawej stronie od wejścia stały masywne schody prowadzące
na rozległą antresolę”. — Stojące schody?
„Na
tronie siedział mężczyzna, którego Pandora zwała Arthurem,
przywódcą”. — Do tej pory byłam przekonana, że Arthur to król
demonów, więc czuję się teraz co najmniej osobliwie. Wróć,
proszę, do rozdziału, w którym Pandora mówi o nim z Dagonem, i
przepisz dialogi tak, żeby miało to ręce i nogi, bo zauważyłam,
że nie tylko ja miałam przyjemność wysnuć takie wnioski.
„Oprócz
nas, w sali znajdowało się sześć osób”. — Przecinek przed
„w” zbędny. Miałam wrażenie, że zastanę większą
publiczność — musiało być tam okropnie pusto.
„—
Nastały ciężkie czasy, przyjaciele — westchnął Arthur. — Nie
będę was okłamywał, jest źle. // Wziął głęboki wdech. // —
Demony rosną w siłę i to w zaskakującym tempie. Zwiadowcy
informują, że te piekielne pomioty przemycają broń przez Paryż”.
— Dlaczego wlasciwie to jest w osobnych akapitach — chciałaś
wyróżnić jakoś ten fragment? Nie jest to tutaj konieczne.
„Ten,
o groźnym obliczu – Liam”. — Przecinek jest tutaj
niepotrzebny. No i znów zaplątała ci się półpauza zamiast
pauzy.
„Po
tych słowach pozostali z wyjątkiem Liama spojrzeli na mnie i Pan
wymownie”. — Byłam pewna, że czegoś nie dopisałaś w
tym zdaniu, gdy zobaczyłam „Pan”, a dopiero późniejsze
nazwanie tak Pandory przez Liama rozjaśniło sytuację. Emma nigdy
nie mówiła o Pandorze w ten sposób, więc jeśli już, coś
takiego powinno pojawić się dopiero po zdaniu Liama. Emma mogłaby
stwierdzić, że takie zdrobnienie jej się podoba albo coś w tym
rodzaju.
„Ja
wolałam jednak przeżyć”. — Ale ty nie zginiesz tak tak czy
inaczej, Emmo. Poza tym ciężko mi powiedzieć, czemu Pandora uważa
się za zdrajczynię — mogła po cichu powiedzieć Arthurowi o
wszystkim i tyle.
„—
Poradzę sobie — mruknęłyśmy, patrząc wymownie na dłoń
Liama”. — „Wymownie” ponownie.
„Liam
skamieniał na chwilkę, lecz w końcu nas puścił”. — Oho,
kolejny kamieniejący bohater — to musi być siła miłości,
nie?
„Gdyby
nie Liam, z pewnością zgubiłybyśmy się w tym labiryncie
korytarzy i pomieszczeń”. — Pandora nigdy wcześniej tam nie
była?
„Tylko
broń artefaktowa była w stanie ostatecznie unicestwić piekielną
istotę”. — Czyli mieczyk Pandory z wcześniejszego rozdziału
był taką bronią?
„
Podziękowałam Pandorze, że miałam dostęp do jej
myśli. W przeciwnym wypadku na pewno nie byłabym w stanie tego
wszystkiego pojąć”. — Potrójna spacja. Jasne, bo z jej
wytłumaczeniem od razu wszystko stało się prostsze. Do tego, jak
właściwie Emma wyciągnęła te myśli? Ma dostęp do wszystkich
wspomnień Pandory, czy ona monologowała o tym w myślach? Niezła
próba wciśnięcia ekspozycji, choć znów, wydaje mi się, że
część podanych informacji została doczepiona na siłę.
„Nie
rozumiałyśmy tych słów. Pandora nigdy nie uczyła się zaklęć
pieczętujących”. — Widzę, że łaciny też nie rozumie?
Zastanawiam się, dlaczego Pandora idzie tam z Liamem. Odnoszę
wrażenie, że nie powinna mieć dostępu do tego typu broni —
skoro i nawet nie umie otworzyć zamka prowadzącego do niej.
„Po
obu stronach stał jeden rząd kufrów”. — „Rząd” z
definicji jest jeden.
„Nasze
kufry z bronią znajdowały się mniej więcej w połowie
pomieszczenia. Liam otworzył najpierw swój, po czym wyciągnął
masywny, zapewne ciężki, miecz. Obejrzał go dokładnie z każdej
strony i wsunął do pochwy na plecach. Potem chwycił naszą dłoń,
przyłożył ją do kolejnego, mniejszego, kuferka i otworzył go za
pomocą zaklęcia. Emocje wzięły górę i niezwykle uradowane
chwyciłyśmy za naszą broń. Czując znajomą rękojeść i
widząc błysk stali w półmroku, pozwoliłyśmy, by broń
dodała nam mocy. Przyjemny wzrost energii potrafił być
uzależniający”. — Nie mogę zrozumieć, dlaczego Pandora nie
umie otwierać kufra z własną bronią — to osobliwe, a tym
bardziej niepraktyczne w nagłej sytuacji zagrożenia. Noszenie
miecza na plecach, szczególnie dużego, jest bardzo niewygodne, a
czasem też niemożliwe do wyjęcia z pochwy — link.
„Wyglądał
maksymalnie na trzydziestolatka. Wiedziałyśmy jednak, że liczył
sobie około stu wiosen”. — Złączyłabym to w jedno zdanie.
„Liam,
którego wszyscy się bali, Liam, który miał przeciętą brew, był
świetnym wojownikiem i członkiem oddziału specjalnego, twierdził,
że byłyśmy urocze?”. — Ta jego przecięta brew jest czymś
ważnym, że ciągle o tym przypominasz?
„Przed
snem zdążyłyśmy wypolerować miecz, by z klasą zabijać nim
demony i bez dłuższego zwlekania opadłyśmy na łoże”. —
Brakuje przecinka przed „i”. Strasznie mnie rozbawiło to zdanie,
szczególnie część: „z klasą”. Pandora mogłaby może nałożyć
na miecz jakiś olej albo użyć ostrzałki, żeby zwyczajnie zadbać
o broń. Wiesz, po pierwszym ciachnięciu i tak ostrze pokryje się
krwią.
„Pandora
zasnęła zadziwiająco szybko, a ja po raz pierwszy miałam
możliwość ujrzeć jej sny”. — To jest ciekawe, prawie jak
„Incepcja”.
„Stałam
z boku, przyglądając się mglistym wizerunkom demona o czarnych
oczach i mojej gospodyni”. — W tym rozdziale po raz pierwszy
używasz określenia „gospodyni” i stwierdzam, że brzmi dość
osobliwie, z jakiej strony by na to nie patrzeć.
„Sama
mi to pokazała na początku naszej przygody, a potem zaczęła
przedstawiać historię od pierwszych, właściwych, wydarzeń”. —
Hm... ciekawe, czyli twierdzisz, że Pandora ma wpływ na to, co
widzi Emma? Ekhm... jak? Odniosłaś się tutaj zapewne do zarzutów
oceniających, wolałabym jednak, żebyś dopisała zdanie w stylu:
„O, wygląda na to, że te wydarzenia miały miejsce wcześniej”
w rozdziale, w którym idziemy z Pandorą do lasu. Emma mogłaby
zauważyć jakiś szczegół wskazujący na to, że cofnęła się
bardziej w czasie, bo teraz to trochę musztarda po obiedzie, że tak
powiem.
„Co
za idiotka”. — Tego się nie spodziewałam. W ogóle nagła
miłość Pandory do Dagona to dziwactwo, na tym etapie mogłaby być
co najwyżej nim zauroczona, no ale Emma, jak już się
zorientowałam, lubi czasem podramatywować.
„Uwijałyśmy
się niczym mrówka, zapinając guziki jasnego, przewiewnego stroju”.
— Wciąż brakuje mi jaśniejszego opisu tego stroju.
„(...)
a następnie przypinając do ciała kilka sztyletów”. — To brzmi
dość dziwnie.
„Trudno
się dziwić – był prawą ręką naszego przywódcy. — Dziś też
go nie zawiedziemy”. — A kiedy był ten inny raz, gdy go nie
zawiedli? Jeśli miałaś na myśli, że nie zawiodą go jak zawsze,
to zabrzmiało to dość kiepsko.
„(...)
spytał szczupły, chłopak o brązowych, zaspanych oczach”. —
Zbędny przecinek przed „chłopak”.
„—
Nie zachowuj się jak tchórz, Gilles — warknęła w odpowiedzi
Aude, ta sama pewna siebie blondynka, co wczoraj”. — Co wczoraj
co? Odezwała się?
„Père-Lachaise.
(...) // Popatrzyłyśmy na sprzeczających się spode łba. Tracili
tylko czas i energię na bezsensowne kłótne. Chodźmy już zginąć,
pomyślałam gniewnie Pandora. (...) Patrząc chronologicznie, scena
seksu z Dagonem wciąż się nie wydarzyła. Uznawałam ją za punkt
odniesienia, była najbardziej wysunięta w czasie. Nie wiedziałam
jednak, co miało wydarzyć się w następstwie, ale podejrzewałam,
że potem moja gospodyni zginie. (...) Bez słowa skierowaliśmy
kroki do stajni i wyprowadziliśmy z boksów osiodłane już konie.
Każdy z nas miał własnego”. — Białe tło w całym tym
akapicie. Masz niepotrzebnie pogrubiony dywiz. Drugie zdanie brzmi,
jakby obserwowały ludzi sprzeczających się spode łba, a nie, że
one tak na nich popatrzyły. „Kłótnie”, „Pomyślała”.
Raczej jasne jest też, że każdy miał swojego konia, trudno, żeby
jeździli dwójkami.
„Czemu,
do cholery, nazwała taką bestię „Okruch”?! Dla żartu? Nigdy
przedtem nie widziałam tak wielkiego i potężnie zbudowanego
konia”. — Czy mnie się tylko zdaje, czy ktoś zabrał mi
zajęcie? I jak mam teraz komentować wszystkie nielogiczności?
„Z
każdą upływającą godziną moja żywicielka pociła się i
trzęsła coraz mocniej”. — Jak długo oni jechali? No i
„żywicielka” nie ma za bardzo sensu, chyba że Emma postrzega
się jako pasożyta.
„Utożsamiałam
się z nią i z czasem zaczęłam traktować jak siostrę. Była mi
bliska”. — To nagłe i hm... trochę obok reszty, że tak powiem.
„Mogłabym
się nawet zaśmiać w duchu z komizmu sytuacji, ale w tamtej chwili
byłam zagłuszana przez emocje Pandory”. — Coraz mniej podoba mi
się ta super świadoma Emma i jej ironiczne uwagi, bo niestety psują
klimat całkowicie.
„Nie
wyglądali na zaniepokojonych”. — „-ały”, bo „demony”.
„Był
wysoki i ciemnowłosy, a na plecach miał zarzucony czarny płaszcz.
Stał wyprostowany i obserwował nas, jakby czekał na dogodny moment
na ucieczkę lub atak”.
„W
tamtym momencie byłyśmy skończone”. — Co? Dlaczego? Obawiam
się, że nie bardzo rozumiem.
Między
przedostatnim a ostatnim akapitem masz niepotrzebny enter.
„—
Dagon… — szepnęłyśmy, po raz pierwszy jako jedność”. — A
to ci nowina! Można było się tego spodziewać, no ale niech się
trochę podziwią.
Ostatni
rozdział opublikowałaś znacznie później niż wcześniejsze, nie
zauważyłam jednak wielu zmian w poziomie opowiadania historii prócz
zadziwiająco świadomej Emmy omawiającej głupotę Pandory, co
niestety szybko okazało się nieco drażniące. Pomysł był dobry,
tylko wykonanie już nie do końca. Przy okazji, jeśli już
decydujesz się na komentującą protagonistkę, warto, abyś te
komentarze dodała i we wcześniejszych rozdziałach, bo jest to
nieco niekonsekwentne.
Już
miałam narzekać, że nie pokazałaś jeszcze Obrońcow Świtu w
akcji, a tu proszę, na sam koniec pozytywnie mnie zaskoczyłaś ich
obecnością. Najbardziej wyeksponowałaś Liama, który okazał się
całkiem poczciwym towarzyszem. Nie oponowałabym, gdyby jednak miał
wobec Pandory romantyczne zamiary.
Sama
Pandora, która odmówiła opowiedzenia o potencjalnym zagrożeniu
reszcie Obrońców, nieco mnie zawiodła — to było tak standardowe
„nikomu o tym nie powiem, bo uznają mnie za zdrajcę”, że aż
przewróciłam oczami razem z Emmą. Końcówka rozdziału nie
okazała się też dla mnie takim zaskoczeniem jak dla protagonistek,
bo obecność Dagona w magazynie można było dość łatwo
przewidzieć. Zastanawiam się jednak, co z tego wyniknie i
chciałabym, abyś kontynuowała to opowiadanie, bo jak na razie było
najlepiej napisane ze wszystkich przeze mnie ocenionych i wolałabym,
żeby taki potencjał się nie zmarnował.
Podsumowanie:
Treść
opowiadania:
Narracja:
Bardzo
mi się spodobała ze względu na liczbę mnogą, która jest dość
niespotykana. Niestety, według mnie podstawiłaś sobie nogę,
pisząc, że Emma czuje i przeżywa wszystkie emocje Pandory.
Narratorka nie zachowuje się jak ktoś, kto bierze udział w
wydarzeniach, a patrzy na wszystko z dystansem, trochę, jak gdyby
oglądała w kinie film. Spokojnie podziwia widoki i wystrój, kiedy
powinna drżeć ze strachu i wrzeszczeć, że zaraz umrze albo
rozpływać się pod dotykiem Dagona. Najbardziej cierpią przez to
walki, które niezbyt różnią się od reszty narracji — są
długie i dokładnie opisane, kiedy powinny być dynamiczne, a nawet
nieco chaotyczne.
Nie
mogę powiedzieć, że taki stan dotyczy tylko snów, bo Emma w
codziennym życiu opisuje wszystko tak samo beznamiętnie. Jej
narracja przypomina bardziej trzecioosobową niż pierwszoosobową.
Pamiętaj, że w pierwszej osobie bohater dzieli się tylko tym, o
czym myśli, więc nie możesz pisać stwierdzeń w stylu „był
przystojny, ale teraz o tym nie myślałam”. Nie możesz też
napisać, że Emma widziała coś, czego fizycznie nie była w stanie
zobaczyć, np. wyrazu twarzy innej osoby, kiedy sama wpatrywała się
w ziemię. To samo tyczy się reszty zmysłów.
Dodatkowo,
na protagonistkę oddziałują czynniki zewnętrzne i wewnętrzne,
takie jak: stres, radość, niewyspanie, upojenie alkoholowe i wiele
innych. Powinno mieć to wpływ na jej myśli — narrację. Pijana
bohaterka będzie zauważać inne rzeczy i inaczej komentować je niż
wtedy, gdy jest trzeźwa. Szczęśliwa Emma będzie używać różnych
określeń od momentów, gdy czuje się nieszczęśliwa. Musisz brać
to pod uwagę, inaczej narracja wydaje się płaska i bezosobowa, a
przecież w pierwszoosobówce to protagonista gra pierwsze skrzypce.
Dodatkowo dziewczyna na ogół nie wyraża się jak piętnastolatka,
tylko ktoś starszy, co odbiera jej nieco uroku.
Mam
wrażenie, że do tak napakowanego szczegółami (twoje uwielbienie
opisów), niuansami świata przedstawionego (magia, historyczne
realia), a do tego przefiltrowanego (Emma w ciele Pandory
przeżywająca wszystko z drugiej ręki) opowiadania lepiej
pasowałaby narracja trzecioosobowa (nawet twój styl brzmi bardziej
trzecioosobowo), w której nie musiałabyś tak bardzo skupiać się
na wnętrzu bohaterki (czego i tak nie robisz). Oczywiście szkoda
tak niecodziennej liczby mnogiej, która jest z pewnością
największym atutem twojego opowiadania. Jeśli chcesz ją zatrzymać,
warto, abyś wprowadziła kilka mniejszych i większych zmian (o
których wspomnę poniżej).
Fabuła:
Pomysł
na to opowiadanie jest dość ciekawy: dziewczyna, która śni wizje
przeszłości. I to nie byle jakiej, a pełnej demonów i magii.
Zakazany romans co prawda trochę już trąci myszką, ale są
sposoby, by stworzyć z takiego wątku coś interesującego.
Opierająca
się głównie na retrospekcjach opowieść być może nie daje
wielkiego pola do pokazania suspensu — wiadomo, że bohaterka nie
zginie, a świat się nie skończy — ale przy sprawnym wykonaniu
czytelnikowi powinna towarzyszyć cała paleta najróżniejszych
emocji. Tutaj niestety tak nie było.
Wydaje
mi się, że zaczęłaś tę historię nieco zbyt późno. Gdyby
czytelnik śledził poczynania Emmy od pierwszych snów, łatwiej
zrozumiałby ich naturę i stan emocjonalny bohaterki. A tak został
wrzucony co prawda do interesujących wydarzeń, ale niestety
niewiele z nich rozumie, bo nie może się na nich całkowicie
skupić, kiedy co chwila zawiesza się na lukach logicznych.
Później
nie jest wcale lepiej, bo przedstawiasz sny w kolejności
niechronologicznej, tym samym powodując kolejny mętlik w głowie
odbiorcy. Okej, chciałaś ukazać relację Pandory i Dagona, ale
przecież za chwilę pokazujesz, jak się poznają, więc ta relacja
wciąż się pojawia. Swoją drogą, miłość Pandory do Dagona to
jakaś kpina, dosłownie zakochała się w nim po dwóch spotkaniach,
wiedząc, że jest demonem, który prawdopodobnie pragnie jej
śmierci. Wygląda to tak, jakbyś chciała przejść po prostu do
kolejnych, ciekawszych wątków, byle tylko odhaczyć wszystko, co
trzeba, żeby fabuła miała ręce i nogi.
Wątek
Emmy w teraźniejszości był oczywiście mniej ciekawy od magii i
demonów, ale zdecydowanie potrzebny, w końcu to główna bohaterka
opowiadania. Jej przemiana z odludka do pewnej siebie dziewczyny ma
potencjał, na razie wolno rozwijany w dość standardowym kierunku.
Sama Emma nie jest postacią nazbyt oryginalną, ale mam pewne
wyobrażenia, do czego prowadzi jej historia, więc jestem w stanie
to przełknąć.
Myślę,
że gdybyś miała ochotę przepisywać to opowiadanie, warto byłoby
zacząć je in medias res, pokazując w prologu naradę Obrońców
Świtu, żeby wzbudzić w czytelniku ciekawość, ale potem powrócić
do Emmy powoli poznającej naturę swoich snów, tym razem już
chronologicznie. Mniejsza ilość informacji naraz do przetworzenia,
wolniejsze tempo pozwalające na dokładniejsze i jaśniejsze
wytłumaczenie mechanik świata oraz lepsza szansa na poznanie Emmy
przed jej zagłębieniem się w życie Pandory na pewno pomogłyby w
pewniejszym osadzeniu historii w otaczającej rzeczywistości i
pozbawiłoby je z niechcianego chaosu.
Świat
przedstawiony:
Czas
i miejsce akcji:
Mamy
tutaj dwa równolegle istniejące miejsca: siedemnastowieczną
Francję i współczesny Boston. Niestety, nie da się poczuć tak
naprawdę ani jednego, ani drugiego. Bostonu nie prawie opisujesz
wcale, a w opisach Francji omijasz tak wielką część obyczajowości
ówczesnej ludności, że nawet piękne stroje i wnętrza nie
pozwalają przenieść się czytelnikowi w czasie. Szkoda, bo oba
miejsca mają swój oryginalny klimat i wystarczyłoby niewiele
wysiłku, żeby go przywołać.
Co
do czasu — w przeszłości ustaliłaś rok, ale w teraźniejszości
już nie i wiadomo tylko, że nie ma wakacji, bo bohaterka chodzi do
szkoły i że zbliżają się egzaminy. Trochę to niewiele, jak na
mój gust.
Opisy:
Są
w porządku, choć miejscami bardzo je rozbudowałaś, a miejscami
ich poskąpiłaś. Najbardziej to boli przy Pandorze — notorycznie
unikałaś opisywania jej stroju do walki, nazywając go po prostu…
strojem. Kiedy mamy do czynienia z tematyką historyczną, nie można
omijać takich rzeczy, bo czytelnik nie jest w stanie zapełnić
sobie luk — to twoim zadaniem jest dbałość o detale, dzięki
którym opisywany przez ciebie świat ożyje. Widać, że się
starasz, bo bardzo koncentrujesz się na wszechogarniającym
przepychu panującym we Francji, jednak twoja uwaga skupia się
głównie na wnętrzach, czasem ubraniach i daniach, a przecież jest
jeszcze wiele innych aspektów takich jak: fauna i flora, pogoda,
zapachy i dźwięki na ulicach itd. Nie udało ci się przywołać
„francuskości”, którą znamy chociażby z filmów kostiumowych
— może warto byłoby obejrzeć kilka i się zainspirować? Byłabym
też przy okazji wdzięczna za nieco więcej szczegółów w
teraźniejszości.
Masz
problemy z mieszaniem stylów. W tym samym akapicie i jednej sytuacji
potrafisz przeskakiwać od bardzo podniosłych określeń do zupełnie
zwyczajnych, a nawet potocyzmów. Postaraj się ujednolicić język,
którym się posługujesz, i dostosować słownictwo do konkretnej
sytuacji, bo na razie jednym niedopasowanym słówkiem potrafisz
zabić cały zbudowany w scenie klimat.
Podobnie
jest z odpowiednim umiejscowieniem szczegółów. Starasz się
przedstawiać każdą scenę z dużą ich ilością, by czytelnik
mógł wszystko sobie wyobrazić, ale nie zastanawiasz się, czy one
tam pasują. Przez to spowalniasz akcję w scenach walki lub
rozpraszasz odbiorcę, gdy dzieje się coś ważnego. Pamiętaj, że
czasem mniej znaczy więcej.
Postaraj
się częściej skupić na innych zmysłach niż tylko wzroku;
zwracaj uwagę na faktury, smaki, dźwięki, które na pewno
ubarwiłyby opisy.
Nie
musisz też po każdej linijce dialogowej informować, w jaki sposób
została wypowiedziana dana kwestia, bo dużo można dowiedzieć się
z kontekstu. Ewidentnie masz problem z wymyślaniem reakcji
bohaterów, którzy notorycznie mruczą, unoszą brwi, parskają,
przekrzywiają głowy i rzucają szatańskie spojrzenia. Bardzo mnie
to irytowało przy czytaniu. Gdyby któryś z bohaterów mruczał, a
drugi parskał, wzięłabym to za część charakteru postaci, ale
oni wszyscy zachowują się tak samo. W pewnym momencie Dagon parskał
tak często, że pomyślałam, iż może być koniem demonem, i
zebrało mi się na śmiech. Proszę, przeskanuj tekst w poszukiwaniu
powtarzających się reakcji i pozmieniaj je czym prędzej, bo przez
nie twoje opowiadanie dużo traci.
Wydarzenia:
Większość
tego, co zawarłaś w opowiadaniu, było ciekawe, choć zostało
przedstawione dość zwyczajnie. Jak na razie nie pokazałaś też
żadnych szalonych zwrotów akcji, ale to akurat wcale nie
przeszkadza.
Przeszkadza
za to wspomniany już brak chronologii i parcie z fabułą do przodu,
byleby ominąć nudny wstęp, co wprowadza chaos i zagubienie.
Napisałaś,
że wątek z listem do autora książki nigdzie nie prowadzi, i
bardzo się tym zawiodłam. Słyszałaś może o strzelbie Czechowa?
Chodzi w tym o to, by nie dodawać do tekstu niepotrzebnych
szczegółów, które nie mają żadnego znaczenia, a list w tej
chwili wydaje się taką niespełnioną obietnicą na coś więcej.
Równie dobrze Emma mogła nie znaleźć kontaktu do autorów
książki.
Więź
Emmy z Pandorą:
W
każdym rozdziale dowiaduje się czegoś nowego o tym połączeniu.
Niestety, nie w tym dobrym sensie, gdyż podrzucasz strzępki
informacji, które czasem sobie przeczą albo zwyczajnie nie pasują
do reszty dotychczasowych wiadomości.
Czytelnik
powinien razem z Emmą poznawać naturę jej snów, a zamiast tego
zaczyna się zastanawiać, jak to wszystko działa. Przykładowo:
—
czy Emma może w jakiś sposób kontrolować ciało Pandory (w
prologu było o tym powiedziane przy okazji patrzenia na mapę),
—
czy Emma widzi wszystkie myśli Pandory, czy tylko te, którymi ta
się z nią podzieli (Emma w pewnym momencie dziękuje Pandorze za
dostęp do jej myśli),
—
czy Pandora ma wpływ na to, co widzi Emma (Emma stwierdza, że
Pandora pokazała jej swoje wybrane sny),
—
o co chodzi z Emmą widzącą Pandorę na jawie,
i
tak dalej, i tak dalej.
Koniecznie
trzeba to usystematyzować i nie ma nawet mowy, byś zostawiła to w
takim stanie jak teraz. Na tej więzi opiera się całe twoje
opowiadanie, dlatego wszystko tutaj musi być jaśniuteńkie jak
słoneczko.
Magia:
Została
przedstawiona bardzo pobieżnie. Używasz zwrotów typu „zaklęcie
odrzucające”, ale czytelnik nie rozumie, co sprawia, że
przeciwnicy wylatują na kilka metrów w powietrze. Po prostu Pandora
coś szepcze i sruuu. Ta sama sytuacja pojawia się, gdy Liam otwiera
kufer z bronią bohaterki — przykłada jej dłoń do kłódki
(dlaczego? Oczywiście mogę się domyślać, ale akurat w takich
miejscach nie powinnam) i wypowiada zaklęcie.
Dodatkowo
napisałaś, że użył do tego łacińskich wersów, których
Pandora nie rozumie. Ale przecież dziewczyna umie rzucać zaklęcie
odrzucające, które, zakładam, też jest po łacinie. I co,
wychodzi na to, że nauczyli jej tylko kilku słówek na pamięć bez
zrozumienia ich znaczenia? Nie wiem jak tobie, ale mnie się wydaje,
że należałoby, aby taka Obrończyni Świtu, miotająca zaklęciami,
jednak znała łacinę. Wniosek z tego taki — powinna kojarzyć
przynajmniej niektóre słowa wypowiadane przez Liama.
Innych,
niezrozumiałych dla czytelnika rzeczy na tym etapie jest dość
sporo. W pewnym momencie Emma stwierdza: „Podziękowałam Pandorze,
że miałam dostęp do jej myśli. W przeciwnym wypadku na pewno nie
byłabym w stanie tego wszystkiego pojąć”. Niestety, czytelnicy
nie mają siedzącej im w głowie Pandory i są zdani tylko na
informacje, którymi się z nimi podzielisz. A dzielisz się dość
niechętnie.
Wybrałaś
sobie bardzo niewdzięczną otoczkę do pokazywania magii —
wszystkim, którzy biorą udział w scenach, nie trzeba jej
tłumaczyć, z kolei Emma wie pewne rzeczy z powietrza, to znaczy,
chciałam powiedzieć, od Pandory. Opcja, którą zastosowałaś,
czyli oszczędzenie wyjaśnień i szczegółów na rzecz
przedstawiania wydarzeń nadnaturalnych w sposób, w jaki ktoś
mógłby opisać jedzenie śniadania, no cóż, nie sprawdza się.
Brakuje podstawowej wiedzy, dzięki której czytelnik sam mógłby
połączyć kropki i szczątki informacji, jakie zostawiasz, żeby
stworzyć z nich pełny obraz sytuacji.
Na
twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna z pokazywaniem elementów
świata i skupiła się tylko na tych, które możesz łatwo
wytłumaczyć, co z kolei należy robić etapowo. Małymi kroczkami
wprowadziłabym czytelnika w koncept istnienia magii, a nie
zasypywała go zaklęciami, artefaktami i zaklinaczami.
Zdaję
sobie sprawę, że jesteś dopiero na początku opowiadania i masz
jeszcze dużo do pokazania, ale warto, byś zadbała o fundamenty i
spójność tekstu od samego prologu. Na razie zapowiada się, że do
podstaw wrócisz później, ale obawiam się, że wtedy będzie już
za późno.
Bohaterowie:
Bohaterowie
główni:
Emma
Winfield — to dość
zwyczajna dziewczyna, która oprócz swojej nadprzyrodzonej zdolności
nie jest nazbyt interesująca czy specjalnie rozwinięta pod względem
charakteru. To jedna z tych bohaterek, które są czytelnikowi
zazwyczaj obojętne i mają rolę pierwszorzędnego popychacza
fabuły. Pomału jednak coś zaczyna w niej drgać i mam nadzieję,
że niedługo stanie się nieco bardziej interesująca.
Zobaczyłam
gdzieś, że nie przepadasz za Emmą, bo uważasz, że musisz pokazać
ją w pewien ciebie sposób, żeby pasowała do fabuły, i zrobiło
mi się przykro. Przecież wcale nie musi tak być — możesz
dopasować fabułę do niej, odnaleźć cechy, które w niej lubisz,
i to na nich się skupić. Nie musi być „zwykłą dziewczyną”,
żeby być dobrą bohaterką. Może zachowywać się wrednie lub
strachliwie, zadzierać nosa czy być nerdem — kimkolwiek chcesz.
Uwierz, bohaterów których lubi twórca, łatwiej polubić
czytelnikowi, bo przekładają się na to nie tylko nastawienie, ale
też sposób opisywania i szczegółowość bohatera — jeśli za
kimś nie przepadasz, nie masz ochoty się o nim rozpisywać.
Pandora
(niestety wciąż nie znamy jej nazwiska) — pyskata, dość
bezmyślna, żeby nie powiedzieć głupia, lubiąca ciachać demony
mieczem dwudziestopięciolatka, która zachowuje się raczej jak
nastolatka. Nie jest irytująca, ale myślę, że to głównie
dlatego, że nie zrobiłaś z niej narratorki. Jako naczynie dla Emmy
sprawdza się całkiem dobrze. Nie można się z nią nudzić i
chwilowo to wystarcza.
Dagon
— trudno o nim zbyt wiele powiedzieć, oprócz tego, że jest
cwany, silny i na początku znajomości z Pandorą traktuje ją
trochę jak dziecko. Ukazałaś go jako potężnego demona, mającego
głowę na karku i lubiącego knuć. Jego miłość do Obrończyni
Świtu pokazałaś tylko w pierwszym rozdziale, a i to niezbyt długo,
więc nie mam jak ocenić szczerości jego uczucia. Ogólnie nie mogę
na niego narzekać, niestety nie dotarłam do momentu, by dowiedzieć
się, co wykombinował w związku z przemytem broni.
Bohaterowie
poboczni:
Mogłabym
powiedzieć o każdym może ze dwa zdania, ale to i tak byłoby
głównie powtórzeniem tego, co zawarłam przy opisywaniu
rozdziałów. Nie rozwinęłaś żadnego z nich specjalnie dobrze,
jednak napisałaś dopiero siedem rozdziałów, które w dodatku
zostały podzielone na dwa wątki główne, więc nie dziwi mnie ten
stan rzeczy. Liczę, że w przyszłości jeszcze bardziej przyłożysz
się do postaci matki, która zaczęła pomału wychodzić z
karykaturalnej roli, jaką jej przydzieliłaś na początku
opowiadania. Myślę też, że na uwagę będzie zasługiwał Jake,
który co prawda pojawił się dopiero w ostatnim rozdziale, ale już
jawi się jako obiekt uczuć Emmy.
Logika:
Mam
wrażenie, że niektóre nielogiczności wynikają z niewyjaśnionego
jeszcze świata Obrońców Świtu i obecności demonów, jednak nie
można na to przymykać oka nawet w takim wypadku. Każdy rozdział
powinien być spójny i logiczny sam w sobie, a nie nabierać sensu
za dwadzieścia kolejnych, gdzie nikt już nie będzie o tym
pamiętał. Możesz oczywiście pozostawiać niektóre rzeczy
niewyjaśnione albo podrzucać tropy, ale nie wolno ci dopuścić, by
czytelnik zastanawiał się nad kwestiami, które powinien na tym
etapie już rozumieć — chodzi tutaj głównie o zasady działania
snów Emmy i Obrońców Świtu oraz ich walkę z demonami. Powinnaś
od początku oddzielić grubą kreską to, co jest w twoim świecie
możliwe, od tego, co nigdy nie powinno się wydarzyć. Do tej pory
jednak czytelnik nie ma pojęcia o zasadach rządzących się w
twojej rzeczywistości, przez co może być zagubiony albo ciągle
kwestionować wydarzenia.
Styl:
Masz
całkiem niezły styl, nie obyło się jednak bez okazyjnej, topornej
ekspozycji. Wrzucałaś ją w miejscach, gdzie na dobrą sprawę nie
była wcale potrzebna. Wynika to głównie z chęci nadrobienia
braków wiedzy czytelnika o Obrońcach Świtu, która z kolei bierze
się stąd, że Pandora nie spędza z nimi do tej pory zbyt dużo
czasu. Przydałoby się to zmienić i nawet myślę, że niedługo
tak będzie, ale do tej pory powstrzymaj się od wrzucania
nadprogramowych informacji, gdyż owszem, cieszyłam się za każdym
razem z nowej wiedzy, ale też i od razu smuciłam, bo mogłabym ją
poznać w wiele ciekawszy sposób — z wydarzeń i dialogów.
Nie
spodobały mi się też nagłe przeskoki w czasie w połowie
akapitów. Jeżeli chcesz przenieść bohaterkę o dwie godziny do
przodu, dodaj nowy akapit, być może oddziel to jakoś enterem, bo
inaczej wprowadzasz chaos. Na razie brzmi to tak: „jadłam kanapkę,
rozmyślając o niebieskich migdałach i dwie godziny później
siedziałam już w kafejce na rogu, bla bla bla”. Upływ czasu jest
ważny i nie powinno się wspominać o nim w biegu, ponieważ można
się wtedy łatwo pogubić.
Stylizacja
językowa, a raczej jej brak:
Brakowało
mi w tym opowiadaniu stylizacji języka — w końcu połowa wydarzeń
ma miejsce w siedemnastowiecznej Francji, a wypowiedzi bohaterów
niestety na to nie wskazują; nie ma w nich też nic francuskiego. Od
czasu do czasu rzucisz archaicznym słówkiem, ale to nie wystarcza.
Język
Emmy we współczesności nie różni się prawie niczym od tego
Pandory, a przecież dzielą je stulecia. Twoja protagonistka bardzo
rzadko używa słownictwa stosowanego obecnie — gdyby ktoś pokazał
mi wyrwany z kontekstu fragment rozdziału, nie byłabym w stanie
powiedzieć, że to piętnastolatka. W jej narracji używasz tych
samych starych wyrazów, którymi posługują się postacie z
przeszłości. Dziewczyna może być miłośniczką historii, ale bez
przesady.
Na
twoim miejscu przyłożyłabym się również do sprawienia, by każda
ważniejsza w opowiadaniu postać brzmiała charakterystycznie, bo i
tego tutaj zabrakło.
Akapity:
Nie
umiesz się nimi posługiwać za grosz, zarówno w dialogach, jak i w
opisach. Nie wydaje mi się, żebyś rozumiała ich wartość, a mogą
być bardzo pomocnym narzędziem narracyjnym. Rozdzielają myśli,
wyznaczają tempo akcji, dają do zrozumienia, że jakaś linijka
tekstu jest ważna, i pozwalają na płynne czytanie. Nadają klimat
i określają ton. Postaraj się zwracać na nie większą uwagę, a
zapewniam, że twoje opowiadanie tylko na tym zyska.
Teraz
trochę teorii: Nowy akapit stawiamy zawsze, gdy w dialogu ktoś inny
niż osoba mówiąca myśli lub coś robi. Przykłady:
zamiast:
„—
Nie jest głupcem. Chyba zaczyna podejrzewać, że ci pomagam —
mruknęłyśmy. Mężczyzna spojrzał na nas z troską w oczach”
powinno
być:
„—
Nie jest głupcem. Chyba zaczyna podejrzewać, że ci pomagam —
mruknęłyśmy.
Mężczyzna
spojrzał na nas z troską w oczach”
albo
zamiast:
„—
Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie
dłonie na biodrach. Marsy momentalnie odwróciła wzrok i
nienaturalnie się zaśmiała.
—
Wyglądasz dziś wyjątkowo dobrze — odpowiedziała i ruszyła w
kierunku wejścia do szkoły. No cóż, miałam dość przyjemną
noc”
powinno
być:
„—
Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie
dłonie na biodrach.
Marsy
momentalnie odwróciła wzrok i nienaturalnie się zaśmiała.
—
Wyglądasz dziś wyjątkowo dobrze — odpowiedziała i ruszyła w
kierunku wejścia do szkoły.
No
cóż, miałam dość przyjemną noc”.
Akapity
w opisach działają na podobnej zasadzie: jeżeli bohater zmienia
temat (przykładowo rozmyśla o obiedzie, a potem przechodzi do
jęczenia o tym, że rzuciła go dziewczyna), powinno stawiać się
nowy akapit. Przykłady:
zamiast:
„Wciąż
nie mogłam oddalić od siebie obrazu ukochanego, jego ciepła i
dotyku. Moje ciało pragnęło tej bliskości. Co ja powinnam sobie
myśleć? Że stworzyłam chłopaka, z którym spędzałam upojne
noce? Przecież nie miałam żadnych zaburzeń mentalnych!
Spróbowałam więc znaleźć jakieś pozytywy. Przede wszystkim
dowiedziałam się, że Pandora faktycznie zdradziła swoich
pobratymców na rzecz tego mężczyzny. Pomogła mu w bezpiecznej
ucieczce, a on planował wspólny wyjazd z Francji”
powinno
być:
„Wciąż
nie mogłam oddalić od siebie obrazu ukochanego, jego ciepła i
dotyku. Moje ciało pragnęło tej bliskości. Co ja powinnam sobie
myśleć? Że stworzyłam chłopaka, z którym spędzałam upojne
noce? Przecież nie miałam żadnych zaburzeń mentalnych!
Spróbowałam
więc znaleźć jakieś pozytywy. Przede wszystkim dowiedziałam się,
że Pandora faktycznie zdradziła swoich pobratymców na rzecz tego
mężczyzny. Pomogła mu w bezpiecznej ucieczce, a on planował
wspólny wyjazd z Francji”
albo
zamiast:
„Sean
zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło. Zanim
zdążył cokolwiek powiedzieć, zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam
go za bluzkę i przyciągnęłam do siebie. Kiedy nasze ciała się
zetknęły, poczułam między nami żar. Słyszałam głośny oddech
chłopaka i kiedy uniosłam oczy, by spojrzeć na jego twarz, ujął
w dłonie moje policzki. Na krótką chwilę zamarliśmy w bezruchu,
patrząc sobie w oczy. W końcu Sean zatopił swoje usta w moich,
łącząc nas w namiętnym pocałunku. Nigdy wcześniej z nikim się
nie całowałam. Byłam zdziwiona, że tak dobrze poszło mi
nadążanie za ruchami jego języka. Nie miałam pojęcia, jak długo
się całowaliśmy, ale najwidoczniej obydwoje nie chcieliśmy tego
przerywać. Jego usta były ciepłe i wilgotne, a dłonie duże i
bezpieczne. Gdy odsunęliśmy się od siebie, chłopak rzucił mi
jedynie lakoniczne „do zobaczenia” i odszedł. Stałam tam
jeszcze przez kilka chwil, po czym zatrzęsłam się z zimna i w
końcu weszłam do domu. W środku wszystkie światła były
zgaszone. Zapaliłam małą lampkę, stojącą w korytarzu i
zobaczyłam mamę, która usnęła na kanapie w salonie. Na stoliku
obok stał pusty kieliszek po winie. Uśmiechnęłam się do siebie i
przykryłam rodzicielkę leżącym nieopodal kocem. Udałam się do
swojego pokoju z zamiarem przebrania w piżamę, jednak przypomniałam
sobie o tym antropologu, do którego miałam napisać. Niemal
umierając ze zmęczenia, włączyłam komputer i postanowiłam
stworzyć kilka sensownych zdań”
powinno
być:
„Sean
zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło. Zanim
zdążył cokolwiek powiedzieć, zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam
go za bluzkę i przyciągnęłam do siebie.
Kiedy
nasze ciała się zetknęły, poczułam między nami żar. Słyszałam
głośny oddech chłopaka i kiedy uniosłam oczy, by spojrzeć na
jego twarz, ujął w dłonie moje policzki. Na krótką chwilę
zamarliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy. W końcu Sean zatopił
swoje usta w moich, łącząc nas w namiętnym pocałunku.
Nigdy
wcześniej z nikim się nie całowałam. Byłam zdziwiona, że tak
dobrze poszło mi nadążanie za ruchami jego języka. Nie miałam
pojęcia, jak długo się całowaliśmy, ale najwidoczniej obydwoje
nie chcieliśmy tego przerywać. Jego usta były ciepłe i wilgotne,
a dłonie duże i bezpieczne. Gdy odsunęliśmy się od siebie,
chłopak rzucił mi jedynie lakoniczne „do zobaczenia” i odszedł.
Stałam tam jeszcze przez kilka chwil, po czym zatrzęsłam się z
zimna i w końcu weszłam do domu.
W
środku wszystkie światła były zgaszone. Zapaliłam małą lampkę,
stojącą w korytarzu i zobaczyłam mamę, która usnęła na kanapie
w salonie. Na stoliku obok stał pusty kieliszek po winie.
Uśmiechnęłam się do siebie i przykryłam rodzicielkę leżącym
nieopodal kocem.
Udałam
się do swojego pokoju z zamiarem przebrania w piżamę, jednak
przypomniałam sobie o tym antropologu, do którego miałam napisać.
Niemal umierając ze zmęczenia, włączyłam komputer i postanowiłam
stworzyć kilka sensownych zdań”.
Po
dialogu nie powinno się też ciągnąć długich akapitów z
przemyśleniami bohatera. Przykłady:
zamiast:
„—
Może w odwrotnej kolejności? — spytałam z przekąsem, na co mama
rzuciła we mnie leżącym nieopodal spranym T-shirtem i wyszła z
pokoju. Postanowiłam jej posłuchać. Nie miałam już sił na
analizę kolejnego zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie
spróbuję nie myśleć o tym, co ujrzałam, i jedynie zasnąć. Mimo
to, tej nocy przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne,
lecz typowe dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego
nigdy nie spotkałam”
powinno
być:
„—
Może w odwrotnej kolejności? — spytałam z przekąsem, na co mama
rzuciła we mnie leżącym nieopodal spranym T-shirtem i wyszła z
pokoju.
Postanowiłam
jej posłuchać. Nie miałam już sił na analizę kolejnego
zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie spróbuję nie
myśleć o tym, co ujrzałam i jedynie zasnąć. Mimo to, tej nocy
przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne, lecz typowe
dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego nigdy nie
spotkałam”
albo
zamiast:
„—
Niech ci będzie — przytaknęłam i upiłam kolejny łyk. Z każdym
kolejnym smakowało mi coraz bardziej. W końcu otworzyliśmy zapasy
Seana, a mój humor diametralnie się zmienił. Chyba tego mi było
trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy. Poza tym całe życie
byłam grzeczną dziewczynką. Należało mi się coś za te
wszystkie lata przykładności i odpowiedzialności. W mojej głowie
huczał głos, że mam tylko piętnaście lat i co powie na to mama,
ale z każdym kolejnym łykiem cichł. W końcu wpadłam na głupi
pomysł, co nie było takie trudne do przewidzenia”
powinno
być:
„—
Niech ci będzie — przytaknęłam i upiłam kolejny łyk.
Z
każdym kolejnym smakowało mi coraz bardziej. W końcu otworzyliśmy
zapasy Seana, a mój humor diametralnie się zmienił. Chyba tego mi
było trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy.
Poza
tym całe życie byłam grzeczną dziewczynką. Należało mi się
coś za te wszystkie lata przykładności i odpowiedzialności. W
mojej głowie huczał głos, że mam tylko piętnaście lat i co
powie na to mama, ale z każdym kolejnym łykiem cichł. W końcu
wpadłam na głupi pomysł, co nie było takie trudne do
przewidzenia”.
W
twoim opowiadaniu tego typu błędów jest mnóstwo, więc nie
próbowałam ich nawet wypisywać. Myślę, że znając zasady i
mając do pomocy kilka przykładów, z powodzeniem sama poradzisz
sobie z ich wyłapaniem i poprawieniem.
Dynamiczne
walki:
Twoje
walki nie są zbyt dynamiczne. Zbyt dużo uwagi poświęcasz
niepotrzebnym szczegółom, które rozciągają i zabierają realizm
przedstawianym wydarzeniom. Na przykładzie postaram się przerobić
jedną z twoich walk:
Oryginalny
fragment:
„W
momencie, gdy wykonałyśmy długi skok nad zwalonym pniem, z obu
stron wyskoczyły jakieś postacie. Automatycznie się zatrzymałyśmy
i chwyciłyśmy za rękojeść. Zaczęłyśmy się rozglądać po
naszych przeciwnikach. Każdy z nich trzymał jakąś broń. Dwóch
miało topory, kolejny dość krótki morgensztern, a pozostałych
trzech szerokie, srebrne miecze. Przełknęłyśmy głośno ślinę.
Jeden na sześć to mała szansa na wygraną. Mimo to postanowiłyśmy
walczyć, i tak nie miałyśmy już drogi ucieczki. Byli o wiele
zwinniejsi od nas.
Pierwsi
zaatakowali ci z toporami. Tuż obok naszej głowy przeleciało
zabójcze ostrze. W ostatniej chwili zrobiłyśmy unik, odpychając
się ręką od drzewa i lądując w zaroślach. Kiedy pozostali
topornicy ruszyli w naszym kierunku, płynnym ruchem wyciągnęłyśmy
miecz z pochwy. Wycelowałyśmy nim w przeciwników. Wszyscy
mężczyźni spojrzeli po sobie i sekundę później ruszyli do
przodu. Udało nam się zablokować atak jednego z mieczem, jednak
drugi przebił nasze prawe ramię. Syknęłyśmy z bólu i
podcięłyśmy kolejnego napastnika. Legł na ziemię z głośnym
hukiem, lecz wiedziałyśmy, że to nic nie da. Z lewej nadciągała
następna trójka, więc odskoczyłyśmy o metr w tył i
wyszeptałyśmy pod nosem zaklęcie odrzucające. Ogłuszająca fala
energii trafiła w tych z toporami i morgenszternem, sprawiając, że
ich ciała poszybowały o kilkanaście stóp od nas i ostatecznie
natrafiły na drzewa. Miałyśmy tyle szczęścia, że jeden z nich
nabił się na złamaną gałąź. Gdy próbował się uwolnić, z
jego ust trysnęła krew. Szamotał się jeszcze przez chwilę, aż
prawdopodobnie konar zahaczył o jego serce. Szkoda tylko, że nie
przebiłyśmy go naszym mieczem. Gdyby tak się stało, nie byłby w
stanie odrodzić się za kilka lat. Byłby martwy na amen. Reszta
warknęła z rozsierdzenia.
—
Tylko tyle macie mi do zaoferowania? — parsknęłyśmy, a te słowa
rozwścieczyły napastników jeszcze bardziej. Każdy z nich upuścił
swoją broń i lekko zadrżał. Potem padli na ziemię, jakby przed
nami klękali, a ich ciała zaczęły się deformować. Ręce i nogi
urosły o kilka stóp, a zamiast paznokci pojawiły się ostro
zakończone szpony, które zaciskały się na pojedynczych kępkach
trawy. Ciała pokryły czarne łuski, a szkaradne paszcze nie
przypominały żadnych istniejących stworzeń, nawet wilkołaków. —
Pieprzone demony — syknęłyśmy z odrazą, jakbyśmy chciały
wypluć własne słowa i przygotowałyśmy się do natarcia. Demony
zaszarżowały na nas z pełną mocą. Jednego z nich zraniłyśmy w
pysk, kolejnego w tułów, trzeci natomiast dźgnął nas swoim
rogiem w żebra i odrzucił w tył niczym rozwścieczony byk.
Uderzyłyśmy plecami w wystający z zarośli kamień i z głuchym
świstem próbowałyśmy nabrać powietrza do płuc. Kremowy materiał
zaczął nasiąkać krwią. Oni jednak nie czekali, aż wyliżemy się
z ran. Wykonali kolejny atak. W ostatniej chwili odbiłyśmy się od
ziemi i przyciskając dłoń do zranionego miejsca, zamachnęłyśmy
mieczem. Trafiłyśmy jedynie powietrze i kilka gałązek. Demony
zaśmiały się zmienionym, przerażającym głosem, który w pewien
sposób przypominał śmiech hien. Zagryzłyśmy ze złości dolną
wargę, próbując wymyślić jakiś plan. W przeciwnym razie
zginiemy w tej głuszy. Gdy kolejny demon stanął na tylnych łapach,
próbując zadrapać nas przednimi, kucnęłyśmy i nadziałyśmy go
na miecz. Wszedł w niego gładko, niczym nóż w masło. Trafiłyśmy
idealnie w serce, gdyż po chwili bestia padła nieruchoma. Wydała z
siebie ostatnie westchnięcie przypominające zaskomlenie i umarła.
Żyjąca czwórka warczała niczym rozjuszone wilki, ukazując swoje
czarne kły. Gdy zaatakowali razem, zebrałyśmy resztki energii, by
ponownie użyć zaklęcia odrzucenia. Zadziałało o wiele gorzej niż
za pierwszym razem. Demony ledwie ją poczuły i znów ruszyły do
natarcia. Raz po raz atakowały nas szponami, a my cięłyśmy niemal
na oślep.
Sekundy
wydawały się być wiecznością. Kilka minut później zostałyśmy
same z ostatnim przeciwnikiem. Każde z nas ledwo stało, mimo to
walczyliśmy do samego końca. Ostatni demon był najsprytniejszy ze
wszystkich. Smagnął ogonem niczym batem w nasz prawy nadgarstek,
przez co upuściłyśmy broń. Jego atramentowe, przerażające oczy
spoglądały na nas z zadowoleniem. Zbliżył się bardzo powoli, a
potem machnął wielką łapą. Trafił nas w klatkę piersiową.
Upadłyśmy i nie miałyśmy już siły się podnieść. Leżałyśmy
na splamionej krwią trawie, spoglądając tępo do góry. Tuż nad
nami zawisła przerażająca morda demona. Wyszczerzył kły w
karykaturalnym uśmiechu i już miał zadać ostateczny cios, kiedy
nagle zwrócił łeb w kierunku własnej klatki piersiowej. Też tam
zerknęłyśmy i z ogromnym zdziwieniem zdałyśmy sobie sprawę, że
wystawało z niej kilkucentymetrowe ostrze. Demon przymrużył
powieki i padł martwy tuż obok. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna
wyciągnął miecz z ciała demona i uklęknął nieopodal nas.
Utworzył usta, z których płynęły słowa, lecz jego głos był
zbyt odległy dla naszych uszu. Kiedy obraz zaczął się rozmazywać,
było już za późno, by cokolwiek zrobić. Straciłyśmy
przytomność”.
Moja
wersja:
„Gdy
przeskoczyłyśmy nad zwalonym pniem, z obu stron wyskoczyły na nas
postacie. Stanęłyśmy, odruchowo chwytając rękojeść miecza.
Wszyscy przeciwnicy mieli bronie: jeden krótki morgensztern,
dwóch topory, a trzech szerokie miecze. Przełknęłyśmy głośno
ślinę. Aż sześciu do pokonania — marne szanse, byśmy wyszły z
tego cało, ale nie zamierzałyśmy uciekać. Za późno na to.
Pierwsi
zaatakowali ci z toporami — wprost na nas poszybowało zabójcze
ostrze. Zrobiłyśmy unik i wylądowałyśmy w miękkich zaroślach.
Chwyciłyśmy za miecz i wycelowałyśmy nim w przeciwników. Czas
pokazać tym draniom, na co nas stać!
Rzuciłyśmy
się do boju. Stal starła się ze stalą. Zablokowałyśmy cios.
Wtedy drugie ostrze zraniło nas w ramię. Z furią podcięłyśmy
napastnika, ale biegło w naszą stronę trzech kolejnych.
Odskoczyłyśmy,
szepcząc zaklęcie odrzucające. Ogłuszająca fala energii trafiła
prosto w ich ciała, wyrzucając je na kilkanaście stóp, gdzie
uderzyły z hukiem o drzewa. Jeden zawisł, przebity gałęzią. Z
jego ust trysnęła krew. Szamotał się zaledwie przez chwilę.
Szkoda tylko, że nie przebiłyśmy go naszym mieczem. Gdyby tak się
stało, nie byłby w stanie odrodzić się za kilka lat.
Reszta
potworów warknęła z rozsierdzenia, wpatrując się w nas
nienawistnie.
—
Tylko tyle macie mi do zaoferowania? — parsknęłyśmy, co
rozwścieczyło napastników jeszcze bardziej.
Upuścili
broń, drżąc. Padli na ziemię, jakby przed nami klękali, a ich
ciała zaczęły się przeobrażać. Ręce i nogi urosły o kilka
stóp, a zamiast paznokci pojawiły się ostro zakończone szpony.
Ciała pokryły się czarnymi łuskami, a szkaradne paszcze nie
przypominały żadnych istniejących stworzeń.
—
Pieprzone demony — syknęłyśmy, jakbyśmy chciały wypluć własne
słowa, i przygotowałyśmy się do natarcia.
Potwory
zaszarżowały na nas z pełną mocą. Jednego zraniłyśmy w pysk,
kolejnego w tułów. Trzeci dźgnął nas swoim rogiem w żebra i
odrzucił w tył niczym rozwścieczony byk. Uderzyłyśmy plecami o
kamień i z głuchym świstem próbowałyśmy nabrać powietrza do
płuc. Kremowy materiał naszej koszuli zaczął nasiąkać krwią.
Przeciwnicy
wykonali kolejny atak. W ostatniej chwili odbiłyśmy się od ziemi i
przyciskając dłoń do zranionego miejsca, zamachnęłyśmy mieczem.
Trafiłyśmy jedynie powietrze i kilka gałązek. Demony zaśmiały
się, podobnym do chichotu hien, przerażającym głosem. Zagryzłyśmy
dolną wargę. Potrzebny był nam plan.
Gdy
kolejny demon stanął na tylnych łapach, próbując zadrapać nas
przednimi, kucnęłyśmy i nadziałyśmy go na miecz. Wszedł w niego
gładko, niczym nóż w masło. Trafiłyśmy idealnie w serce. Bestia
padła nieruchoma. Wydała z siebie ostatnie tchnienie i umarła.
Żyjąca
czwórka warczała niczym rozjuszone wilki, ukazując czarne kły.
Gdy zaatakowała razem, zebrałyśmy resztki energii. Demony ledwie
poczuły tym razem zaklęcie odrzucenia i znów ruszyły do
natarcia. Raz po raz atakowały nas szponami. Cięłyśmy niemal na
oślep.
Sekundy
wydawały się wiecznością. Wreszcie zostałyśmy same z ostatnim
przeciwnikiem. Dyszałyśmy głośno, słaniając się na nogach.
Zostało nam tak niewiele do zwycięstwa.
Wtem
demon smagnął ogonem niczym batem w nasz prawy nadgarstek, a broń
wypadła nam z ręki. Atramentowe, przerażające oczy spoglądały
na nas z zadowoleniem. Zbliżał się bardzo powoli, a potem machnął
wielką łapą. Padłyśmy na splamioną krwią trawę, spoglądając
tępo do góry, bez sił. Tuż nad nami zawisł pysk demona.
Wyszczerzył kły w karykaturalnym uśmiechu i już miał zadać
ostateczny cios, kiedy nagle zwrócił łeb w kierunku własnej
klatki piersiowej. Wystawało z niej kilkucentymetrowe ostrze. Potwór
przymrużył powieki i padł martwy tuż obok.
Wysoki,
ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął miecz z ciała demona i
uklęknął nieopodal nas. Otworzył usta, lecz jego głos okazał
się odległy, abyśmy mogły go usłyszeć. Kiedy obraz zaczął się
rozmazywać, było już za późno, by cokolwiek zrobić”.
Widzisz
różnicę? Mam nadzieję, że tak. Jest bardziej chaotycznie,
wycięłam też parę niepotrzebnych szczegółów. Postawiłam na
krótsze zdania, podzieliłam tekst na akapity i dodałam nieco
obelg. Nie jest idealne, ale i nie temu miał służyć ten pokaz.
Przeczytaj obie wersje i porównaj.
Dodatkowe
rady:
—
Czytaj książki, zwracając uwagę na to, w jaki sposób autorzy
dzielą akapity i jak piszą dialogi (jakich używają reakcji, jak
pokazują emocje bohaterów).
—
Przed publikacją zawsze czytaj rozdział i w edytorze tekstu w
funkcję „wyszukaj” wpisuj wyrazy, które zdarza ci się
najczęściej powtarzać. Dzięki temu łatwiej zauważysz, jakich
słów się pozbyć.
—
Zrób plan opowiadania (o ile jeszcze go nie masz) i zaznacz
wszystkie najważniejsze wydarzenia, a wtedy pomyśl, jak najlepiej
wypełnić luki między nimi. Postaraj się, aby w każdym rozdziale
czytelnicy dowiadywali się czegoś nowego o świecie przedstawionym
(byle nie w formie ciągnącego się opisu).
—
Spisz zasady działania więzi Emmy z Pandorą oraz magii w twoim
świecie.
—
Spróbuj spojrzeć na tekst oczami kogoś, kto go nie zna. (Szybciej
to osiągnąć, gdy odłoży się rozdział na pewien czas i do niego
nie zagląda.) Wtedy łatwiej zauważysz, czy jedynie z
zamieszczonych w danym rozdziale informacji jesteś w stanie złożyć
spójną, logiczną całość.
—
Przykładaj większą uwagę do faktów historycznych.
Najczęściej
powtarzane błędy techniczne:
—
akapity (ściany tekstów, źle zapisywane dialogi),
—
nagminne używanie „jakiś” (35 razy),
—
nagminne używanie „lekko” (23 razy),
—
ciągłe używanie tych samych stwierdzeń przy różnych bohaterach
— unoszenie brwi (9 razy), parskanie (24 razy), i mruczenie (48
razy!),
—
wypisywanie oczywistości typu „patrzeć wzrokiem”, „mówić
głosem” itp.,
—
zaimki „ten”, „tamten” itd. używane bez potrzeby,
—
„zakuło” zamiast „zakłuło”.
Plusy
i minusy opowiadania:
Zalety:
—
ogólny wysoki poziom pisania,
—
tematyka opowiadania,
—
nietypowa narracja w liczbie mnogiej,
—
przyjemny styl,
—
niewielka ilość błędów językowych/gramatycznych/ortograficznych,
—
optymalna długość rozdziałów,
—
bardzo ładny szablon.
Wady:
—
za mało rozwinięty świat przedstawiony (szczególnie: zasady
działania magii i połączenia na linii Emma-Pandora),
—
słabo przedstawione realia siedemnastowiecznej Francji,
—
niezbyt interesujące bohaterki główne,
—
kiepsko nakreślone charaktery postaci pobocznych,
—
dużo niedopowiedzeń utrudniających zrozumienie fabuły.
Ocena
końcowa: 4
Serdecznie
zachęcam cię do kontynuowania tego opowiadania. Jest wiele rzeczy
do poprawki, ale radzisz sobie z pisaniem całkiem nieźle, a
historia Emmy i Pandory zasługuje na zakończenie. „Her infinity”
to też pierwszy blog, który dostał u mnie czwórkę. Gratulacje!
Na pewno będę śledzić twoje poczynania, więc nie znikaj z
blogosfery, okej?
Hej! Przede wszystkim dziękuję za ocenę, na pewno zajęła sporo czasu, bo wiem, że jest duużo rzeczy do poprawki.
OdpowiedzUsuńNajpierw trochę usprawiedliwię te dziwactwa techniczne - nie mam pojęcia, jak one się dzieją i jak z nimi walczyć. Te białe tła i dziwnej długości marginesy mnie dobijają ;_;. A teraz poniżej wkleję kilka rzeczy, które chciałam wyjaśnić (pisane w notatniku, więc może być dziwna czcionka).„Wcięcia akapitowe szaleją — każde ma inną szerokość. Wydaje mi się, że zostały zrobione spacjami i dlatego tak się rozjechały.” – formatowałam je i walczyłam, ale na próżno . Część techniczna nie jest moją mocną stroną. Wkleiłam ten kod na wcięcia, ale jak widać, jest z nim coś nie tak ;/.
„Przychodziły takie noce, po których godzinami dochodziłam do siebie, analizując,bo było prawdą, a co fikcją”. — Literówka. Nie bardzo rozumiem. Dziewczyna śni, więc wszystko to fikcja.” – źle to ujęłam, ale miałam na myśli, że laska nie ogarnia już po przebudzeniu (czy nadal jest we śnie, czy już nie).
„Zamiast niego dookoła przebywało kilkanaście innych osób. Byli to wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”. — Czyli jednak bohaterka nie ma ciągle „tych samych snów”? W każdym kolejnym akapicie zmieniasz zdanie i zdecydowanie przestaje mi się to podobać.” – tu chciałam pokazać, że te sny się zmieniły, ich koncepcja, że przestała widywać tylko sexy „jakiejś” kobiety i mężczyzny, a wcielać się nią, ofc nie przedstawiłam tego, jak chciałam.
„Przez chwilę myślałam, że to jakaś fikcyjna kraina, lecz obraz zaczął się uwyraźniać”. — A tego to już wcale nie rozumiem. Bohaterka zakłada, że wojownicy będą ślęczeć nad mapą fikcyjnej krainy? „ – tak, bo Emma myślała, że to tylko jej fantazja.
„Tuż pod moim nosem leżała mapa średniowiecznej Francji”. — Wielokrotnie było wcześniej mówione, że okres, w którym dzieje się opowiadanie, to nie średniowiecze. „ – dzięki, że znalazłaś ten fragment, który szukałam i nie mogłam znaleźć, by poprawić.
„ Wbrew pozor zbroja nie krępowała ruchów tak bardzo, jak się powszechnie uważa” – no, ale do najwygodniejszych na pewno nie należy.
„„A co, jeśli ci ludzie szykowali zamach? Albo próbowali mu zapobiec?”. — To trochę zabawne, kiedy bohaterka, miłośniczka historii, do tej pory nie zorientowała się, że to, co ogląda, ewidentnie nie jest „wizją przyszłości”” – wiedziała, że to nie przyszłość, ale zastanawiała się, jakie wydarzenia (według chronologii) mogły nadejść.
„„No to po mnie”. — Eh... już mi się nie podoba. Oczywiście, że jej matka musi być zołzą, no oczywiście.” – przecież nie jest zołzą… raczej histeryczką.
„Eee... czy przed chwilą nie napisałaś, że Marsy stała na deptaku, czyli też dopiero co przyszła? Jakby była wcześniej, to chyba poszłaby siedzieć pod klasę i zaczekała na bohaterkę tam, racja? Nie stałaby jak kołek przez pół godziny pod szkołą?” – przecież nie napisałam, o której przyszła. I tak, czekała tam na koleżankę, zamiast pójść pod klasę.
„[…] Assassin’s Creed”, gdzie bohater wraca do pamięci swojego przodka.” – akurat odrobinkę sugerowałam się Skyrimem. W AC nigdy nie grałam/czytałam/oglądałam.
„Wydaje mi się, że prolog ucierpiał na częstą bolączkę pierwszych rozdziałów/prologów, „ – taaak, jest stanowczo do poprawy.
„Jak niby całe udo miałoby mu się zmieścić w dłoni? Czy on jest olbrzymem?” – no właśnie o to chodzi, że tak mocną ścisnął, JAKBY chciał je całe złapać :D
OdpowiedzUsuń„W sensie, pokryte srebrem, jak wiedźmińskie? „ – haha, chodziło o kolor ;_;
„Z tego cytatu wynika, jakoby królem demonów był Arthur, ale w dalszych rozdziałach stwierdzasz, że Arthur to szef Obrońców Świtu. Nic z tego nie rozumiem.” – Pandora tu mówiła o swoim przywódcy - Arthurowi nie spodoba się to, że uratował ją demon. Myślałam, że to oczywiste
„To jest dość zastanawiające, że Pandora nie zna takich sztuczek, jeśli służy temu samemu królowi, bo z jej reakcji nie wynika, że tylko u Dagona takie coś ją dziwi.” – no przecież nawet sam Dagon wspomniał, że Pandora marnuje się u Arthura xD, a skoro ona nie jest demonem, no to jej przywódca też nie.
„ Podwójna spacja. Czyżby pan White miał na imię Walter?” – a dodałam sobie taki smaczek z Breaking Bad ;)
„przekonana, że Arthur to król demonów, więc czuję się teraz co najmniej osobliwie. Wróć, proszę, do rozdziału, w którym Pandora mówi o nim z Dagonem, i przepisz dialogi tak, żeby miało to ręce i nogi, bo zauważyłam, że nie tylko ja miałam przyjemność wysnuć takie wnioski” – zdecydowanie muszę napisać ten dialog ponownie.
„Dodatkowo dziewczyna na ogół nie wyraża się jak piętnastolatka, tylko ktoś starszy, co odbiera jej nieco uroku.” – to pewnie dlatego, że jestem od niej dużo starsza i czasem ciężko jest mi posługiwać się językiem „gimbusów”.
„Napisałaś, że wątek z listem do autora książki nigdzie nie prowadzi, i bardzo się tym zawiodłam. „ – wiem, ale ostatnio uznałam, że warto go jednak pociągnąć i na pewno go jeszcze wykorzystam.
Ogólnie to jestem bardzo zadowolona, że choć trochę Ci się podobało i uznałaś fabułę za interesującą oraz wartą kontynuowania.
Zgadzam się z 95% Twoich zastrzeżeń i rad. Bardzo chcę kontynuować to opowiadania, a pewnego dnia je skończyć, tylko najpierw gruntownie je przeanalizuję i poprawię.
Jeszcze raz wielkie dzięki!
Leslie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCieszę się, że ocena się przyda. To najważniejsze. :)
UsuńRozumiem problemy techniczne, też miałam kiedyś z nimi problemy na blogu, czasem dalej mam, jak chyba większość z nas. :P
Białe tła ewidentnie wyglądają tak, jakby skopiowało ci się formatowanie z ustawionym wcześniej tłem — w edytorze bloggera tego nie odznaczysz, chyba że uda ci się znaleźć linijkę kodu w HTML-u posta wyglądającą jakoś tak: < SPAN STYLE="BACKGROUND-COLOR: WHITE;" > i ją usunąć. Nie powinno być to trudne, jeśli klikniesz F3 na klawiaturze i skopiujesz tekst do okienka wyszukiwania. ;)
A czy po wklejeniu kodu dodatkowo miałaś inaczej ustawione wcięcia robione spacjami albo tabulatorem? To mogłoby spowodować rozjechanie się odstępów. Sama też nie jestem ekspertem, wcięcia zaznaczam sobie już w Wordzie linijką i jakoś to działa. :D
Ponumeruję uwagi, żebyśmy się nie zgubiły w tym gąszczu ;)
1. Ale jak może tego nie ogarniać? Przecież jej sny wcale nie wyglądają jak rzeczywistość (przynajmniej na podstawie tego, co pokazałaś w rozdziałach). Budzi się w łóżku we współczesnym Bostonie, idzie do szkoły i nie wie, że nie jest już w siedemnastowiecznej Francji?
2. No nie przedstawiłaś. :P Niestety przy tak krótkim okresie przejścia od „mam jeden sen”(brzmi to, jakby Emma śniła codziennie to samo) do „mam różne sny” nie jest to zrozumiałe. Na tym etapie czytelnik nie ma pojęcia, co się dzieje i o co ci chodzi. Poświęciłaś temu wszystkiemu może z trzy akapity, a wypadało by przynajmniej rozdział na samo ustalenie zasad i zmian zachodzących w snach bohaterki. W ogóle jak to działa? Na początku Emma „widziała” te seksy z perspektywy osoby trzeciej, a potem dopiero jako ktoś biorący udział w wydarzeniach? Dlaczego?
3. Okej, tylko przeszłaś od tego tak szybko do ustalenia, że to jednak Francja, że wydało mi się to dziwne i niepotrzebne. W ogóle jak to jest, że ona rozumie po francusku? Mózg jej automatycznie tłumaczy wszystko?
4. Do usług. ;)
5. Ale zapewnia potrzebną w walce ochronę i jak pokazuje historia, opłacało się ją nosić. :P Przy okazji chciałabym wiedzieć, jak wyglądały szaty Obrońców Świtu, bo „lekkie szaty” w siedemnastowiecznym wydaniu nic mi nie mówią i wahałam się między: „gościem w peruce, satynowych gatkach i rajstopach”, „fantasy magiem bitewnym”, „jedi”, i „księdzem”. :D
6. Ale to tak nie brzmi. Tak zamotałaś na początku prologu, że już kompletnie nie wiadomo, czego się spodziewać.
7. A to nie na to samo wychodzi? Tak pi razy oko?
8. Narzekała, że Emma przyszła późno, więc założyłam, że sama musiała być już tam od jakiegoś czasu. Gdyby przyszła minutę przed Emmą, po co miałaby mieć do niej pretensje? To czekanie wydało mi się jakieś dziwne, gdyby jeszcze siedziała na ławeczce, gapiąc się w telefon czy coś w tym rodzaju, to okej, ale ona stała na środku i patrzyła, aż przyjdzie Emma.
9. A widzisz, ja właśnie ze Skyrimem mam niewiele wspólnego. :P
10. Cieszę się, że tak uważasz. :D (że widzisz błędy, a nie że... nieważne XD)
11. Ale nie mógłby. :D Zabrzmiało to trochę tak, jakby miał taki zamiar.
Usuń12. Okej. Wiesz przy magicznych ostrzach lepiej pytać o takie szczegóły.
13. Wcześniej napisałaś coś w rodzaju „niektóre demony nie znają nawet imienia swojego króla”, a potem pisałaś o Arthurze. Dagon wydawał się, jakby go znał, więc brzmiało to tak, jakby cały czas mówili o nim. Nigdzie nie wspomniałaś, że Arthur to szef Obrońców Świtu. -.-
14. A skąd ja mam wiedzieć, że ona nie jest demonem? Może jest pół-demonem, w końcu używa magii i tak dalej. Nigdzie nie powiedziałaś, o co chodzi z tą walką Obrońców Świtu z demonami, skąd to wszystko się wzięło i tak dalej.
15. :D
16. Zdecydowanie.
17. E tam, ludzie w każdym wieku czasem mówią jak gimbusy. Nie musisz też być na czasie z „młodzieżową mową”, ale przynajmniej warto, żebyś spróbowała z bardziej potocznym językiem. Ta podniosłość narracji najbardziej psuje wrażenie młodej bohaterki, wiesz, słowa takie jak: „wizerunki”, „ujrzę” i tak dalej. Zastanawiam się, dlatego wybrałaś sobie tak młodą bohaterkę.
18. No to świetnie, bo zapowiadał się ciekawie. :)
Super, że będziesz kontynuować to opowiadanie, szkoda byłoby zmarnować taki potencjał. Z chęcią będę je śledzić, kiedy już dojdziesz z nim do ładu. ;)