Adres bloga – Wilcze Dzieje
Autor – MlodaLarwa
Oceniająca – Kvist
Ocenę zacznę od omówienia dodatków. Pierwszą uwagę mam do ramki „Tablica”. W ogłoszeniu z 28.08.2015 użyłaś niepoprawnych cudzysłowów oraz dywizu. Prawidłowy zapis powinien wyglądać tak: „”, a zamiast dywizu należy użyć pauzy (—) lub półpauzy (–). Zamiast Wybaczcie za zamęt powinno być „wybaczcie zamęt” albo „przepraszam za zamęt”.
OK, teraz lewa strona: zakładka „Wilcze Dzieje” prowadzi do strony głównej, ciekawiej robi się w kolejnej.
Sam zwiastun jest przygotowany starannie, zarówno wybrane przez Ciebie sceny, jak i muzyka pasują do siebie naprawdę świetnie, więc za to ogromny plus, ale mam dwie uwagi: po pierwsze, jeśli ogląda się go na Twoim blogu, to prześwitują deski z tła, co nieco przeszkadza, a po drugie, jest odrobinę za długi; wydaje mi się, że sceny walk można by trochę skrócić, a sam zwiastun nie straciłby przez to na wartości.
Do zakładki z bohaterami na ogół podchodzę dość sceptycznie, gdyż często można się tam natknąć albo na zdjęcia aktorów i piosenkarzy, a także na smakowite spojlery, ale na szczęście u Ciebie nie ma tego problemu. Grafiki, stworzone, jak się domyślam, przez Ciebie, klimatycznie bardzo pasują do treści opowiadania i spełniają swoją rolę – pokazują, jak Ty wyobrażasz sobie bohaterów, ale przy tym i tak są oni opisani w tekście. Świetnie.
Jedna uwaga, ta sama, co przy zwiastunie: prześwitujące deski tła, przez które obrazki wyglądają, jakby były przezroczyste.
Kolejna zakładka, „Mapa krainy”, jest dobrym pomysłem, zwłaszcza że mamy tu do czynienia ze światem autorskim. Oprócz tego samego zarzutu, co we wcześniejszych przypadkach, czyli prześwitującego tła, mam jeszcze jedno zastrzeżenie: na mapie Wielkiej Puszczy czerwone napisy nie są dobrze widoczne na ciemnozielonym i brązowawym tle; dobrze byłoby to poprawić.
Jeśli chodzi o Drzewa Rodowe – to również dobre rozwiązanie, chociaż mam uwagę co do wprowadzonych przez Ciebie poprawek. Poprzekreślane na czerwono imiona i wpisane nowe wyglądają trochę niechlujnie. Nie lepiej skorygować napisy tak, żeby zmiany nie były widoczne, a listę poprawek podać pod spodem? Wiem, że z pewnością napracowałabyś się nad tym bardziej, ale prezentowałoby się to zdecydowanie lepiej.
Następna zakładka dotyczy mitologii stworzonego przez Ciebie świata; jest to również dobry pomysł, choć szkoda, że spora jej część znajduje się w tekście głównym i została z niego skopiowana. Skoro decydujesz się na wprowadzenie takiej zakładki, nie ma potrzeby powtarzać tego samego w treści opowiadania. Więcej sensu miałoby wymienienie najważniejszych bogów panteonu Hue`teotla i nazwanie ośmiu epok; w tej sytuacji odnosi się wrażenie wtórności. Na samej treści mitów skupię się w części poświęconej rozdziałom.
Drobna techniczna uwaga: lepiej byłoby ujednolicić nazwy epok: Epoka Czasu, Epoka Ziemi, Epoka Powietrza itd.
Kolejne dwie zakładki, w których prezentujesz Kult Czarnego Księżyca i Infernalny Kult Trójjedni, są lepsze od poprzedniej; wyjaśniasz pokrótce, o co chodzi w obu kultach, przedstawiasz najważniejsze ceremonie – w ten sam sposób dobrze byłoby właśnie przygotować poprzedni opis.
Pozostałe zakładki są „klasyczne”, więc nad nimi nie będę się rozwodzić, zatem przejdę do szablonu.
Całość jest przejrzysta, font ma odpowiedni rozmiar i kolor, czyli wszystko gra. Szablon, jak widzę, został przygotowany przez Ciebie; za to również ogromne brawa.
Rozdział pierwszy
Schyłek 1775 roku II Ery – Czyli chodzi o Epokę Ziemi? Z dalszej części Twojego opowiadania wynika, że akcja toczy się w Epoce Drewna, czyli w szóstej erze. Jeśli to niedopatrzenie, to należy je poprawić, jeśli jakiś inny system liczenia czasu – uściślij, bo wprowadza to niepotrzebne zamieszanie.
(…) bogini pożerającej nieczystości, wchłaniającej grzechy istot ziemskich, oczyszczającej dusze żyjących, zwanej Tą, Która Pożera Grzechy. – Powtórzenie. „Wchłaniającej grzechy” można spokojnie pominąć.
Nieopodal stali młodzi szamani, uderzający w bębny i grzechoczący kośćmi, wybijając mantryczny rytm. (…) Mantra wygrywana przez pozostałych szamanów – Na pewno „mantryczny”? Mantra związana jest z powtarzaniem niektórych sylab, słów czy wersów. Może lepiej pasowałoby tu „jednostajny” albo „monotonny”?
(…) lykanin silny, stanowczy, który zdobył pozycję nie tylko poprzez walkę, ale i szacunek. – Przypuszczam, że chodziło Ci o to, że był on poważany nie tylko za swoje zasługi na polu walki (inaczej nie rozumiem, dlaczego szacunek jest wymieniony osobno), ale to dobrze byłoby opisać trochę dokładniej, skąd ten szacunek się wziął.
Od tamtej pory Lodowe Pustkowia były kolonią Co`athl pilnowaną czujnie przez syna Nan`naanatl – Mezmę.. – Nadprogramowa kropka.
Zamilknijcie, dzieci lasu, albowiem spotka was gniew Tego, Który Stworzył się Sam i Cały Świat. – Tutaj lepiej pasowałoby „albo” lub „inaczej”. Za sjp: „Albowiem” – spójnik przyłączający zdanie wyjaśniające przekazaną wcześniej informację. W Twoim zdaniu nic nie jest wyjaśniane; trzeba użyć innego spójnika.
„Legenda O Tej, Która Pożera Grzechy” jest zdecydowanie najmocniejszym punktem tego rozdziału. Podczas czytania odnosi się wrażenie, że faktycznie taki mit mógł istnieć, że ma on ręce i nogi, naprawdę, czysta przyjemność. Mogę sobie życzyć tylko więcej takich fragmentów.
Pod względem językowym i technicznym również nie mam nic do zarzucenia; jest to dobrze ułożony, przemyślany tekst, który spełnia również jedną z ważniejszych funkcji mitów – wychowawczą (czyli: nie róbcie tak, bo spotka was kara). Jednym słowem – gratulacje.
Rozdział drugi
Pośród tego chaosu wywołanego przez matkę ziemię – Nurandes – o przetrwanie walczyła niewielka osada położona nad Kryształową Rzeką. (…) W tamtejszych okolicach niełatwo było o pokarm (…). – Mam jedno zastrzeżenie: skoro wiedzieli, że ryb będzie w tym czasie trochę mniej, to nie łowili większej ich ilości wcześniej, by następnie je uwędzić lub ususzyć? Chyba nie pierwszy rok mieszkali na tych terenach, żeby mieli nie wiedzieć, jak wyglądają zimy?
Choć nigdy nie darzyła Tuuki sympatią, znała jego możliwości. Wiedziała, że kilkudniowa śnieżyca nie sprawiłaby problemu wiekowemu lykaninowi. – Rozumiem, że wyruszyli na tę wyprawę jeszcze przed rozpoczęciem śnieżycy? Bo jeśli w trakcie, to Tuuka nie popisał się w tym momencie intelektem.
Jedyne, co potrafiła robić, gdy przemówiła po raz pierwszy, to bajanie. – Wydaje mi się, że tutaj lepiej pasowałoby „odkąd”.
(…) traumatyczne przeżycia, które skrywały się gdzieś w głębi jej umysłu, odbiły swoje piętno w stale przygaszonym blasku oczu i wewnętrznym smutku oraz pustce. – Chyba chodziło Ci o to, że te przeżycia były widoczne w oczach i smutku, ale wtedy zdanie to jest do poprawki.
To mówiąc, Znajda naskrobała na kamiennej ścianie bawialni ścieżki księżyca i słońca okalających ziemię. – Powinno być „ścieżki (…) okalające”. Poza tym, „księżyc”, „słońce” i „ziemia” są tu użyte w kontekście obiektów astronomicznych, więc powinny być zapisane wielką literą.
Dmuchnęła w nią, a wówczas ze wzburzonego pyłu wykiełkowała łodyżka zboża. – Dlaczego w takim razie w osadzie panował głód, skoro Znajda wie, jak wyczarować zboże? Zaznaczasz później, że czary były iluzją, ale trochę trudno mi się z tym zgodzić, skoro dziewczyna wiedziała też, jak zamienić wodę w lód. Coś takiego iluzją nie jest.
— Bożkowie w przeciwieństwie do bogów są śmiertelni – wtrącił Jyrki. – „W przeciwieństwie do bogów” jest wtrąceniem, więc powinno być oddzielone przecinkami z obu stron.
— Następna była boginka Drewna. Nieposkromiona w swej niszczycielskiej twórczości. Jest symbolem harmonii. – O ile „niszczycielska twórczość” ma jeszcze jakiś sens, tak zestawienie tego jeszcze z harmonią – już niekoniecznie. Poza tym: czy drewno faktycznie jest niszczycielskie? Może korzenie, które mocno się rozrastają, ale i tak kłóciłabym się z takim doborem słów. „Jest” lepiej byłoby zastąpić innym zwrotem, żeby uniknąć powtórzenia.
Sam mit o historii świata i panujących żywiołach jest, tak jak poprzedni, bardzo interesujący i naprawdę świetnie opisany. Na uwagę zasługuje również postać Znajdy; doskonale wpisuje się w klimat i mam nadzieję, że pociągniesz jej temat.
Rozdział trzeci
Zatopiona we własnej rozpaczy bełkotała niczym rozpłakany bękart (…) – Dlaczego właśnie „bękart”? Czy płacz bękarta różni się czymś od płaczu innego dziecka? Może miałaś na myśli „bachora”? Bękart – dziecko pochodzące ze związku pozamałżeńskiego, inaczej „z nieprawego łoża”.
Samica wybudzona już z obłąkańczej stagnacji ciało i umysł miała napełnione pychą, mogła budzić niewątpliwy podziw. – Trochę przekombinowałaś w tym zdaniu; orzeczenie „miała” za bardzo nam tu miesza. Lepiej brzmiałoby to na przykład tak: „Samica, wybudzona już z obłąkańczej stagnacji, o ciele i umyśle napełnionymi pychą, mogła budzić niewątpliwy podziw”.
— Dość już bycia salonowym psem! – O ile dla lykan porównanie ich z psem faktycznie mogłoby być obraźliwe, tak wyrażenie „salonowy pies” jest charakterystyczne dla naszego kręgu kulturowego i trochę trudno jest mi wyobrazić sobie, by mogło ono funkcjonować w Twoim świecie.
Wilczyca zogniskowała spojrzenie na rzeczonym alfie. – Lepiej byłoby po prostu „skupiła”. Ogniskowanie dotyczy raczej światła lub gromadzenia się wokół czegoś. Czy spojrzenie może się gromadzić? Raczej nie.
Jej karmazynowa aura rozedrgała się, pulsując dookoła. – Lykanie mają aury? Wszyscy? Tylko ci z rodu Ra`guarrów? Jeżeli tylko ci rodowi, to dlaczego nie wspominasz o niej, gdy wprowadzasz postać Verethragna? Wydaje mi się, że dobrze byłoby to trochę uściślić.
Sceny, w których pojawia się Yvoo’hne, są, podobnie jak mity, jednymi z lepszych fragmentów w całym tekście. Jej postać wnosi ożywczą atmosferę, która niszczy podniosłość chwili i dodaje swojego rodzaju naturalizmu; już pierwsze wypowiedziane przez nią zdanie sprawiło, że ją polubiłam. Podoba mi się też fakt, że lata, które spędziła w odosobnieniu, znacząco wpływają na jej zachowanie – kobieta jest dzika i ledwo nad sobą panuje.
Rozdział czwarty
Jarząca się, żółta błyskawica rozszczepiła niebo, a echo jej grzmotu poniosło się ponad równiną. – Błyskawica jest światłem, więc nie wydaje echa. „Jej” do wyrzucenia.
Przemieniony w formę crinos alfa szarpał się w ucisku krwiopijcy. – Skoro wcześniej zapisywałaś takie formy kursywą („vitae Przedwiecznych”, „niewielki pierwiastek nemurire”, „starając się zbudzić larvę”), to dobrze byłoby użyć jej i w tym wypadku.
Alfa przetoczył się na bok, zrzucając z siebie wampiryczne truchło. – Wampirze.
Opis pościgu i walki między wilkołakiem i wampirem jest bardzo dobry, choć samo słowo „wampir” było powtórzone zdecydowanie za często, więc to należałoby poprawić (zwłaszcza że w dalszej części tekstu używasz w stosunku do nich określenia „Zimni Ludzie”). Podobało mi się, jak zaznaczałaś „wyższość” krwiopijców nad lykanami oraz ich wzajemną pogardę. Liczę na to, że w przyszłości zajmiesz się i tym wątkiem.
Dźwignął się do góry, po czym gwałtownie opadł na plecy. – Pleonazm; trudno jest dźwignąć się w dół, skoro samo dźwiganie jest związane z podnoszeniem.
Poniżej torsu, aż po pas był owinięty bandażami. – Skoro zdecydowałaś się wydzielić „aż po pas”, to powinno być oddzielone przecinkami z obu stron.
Właściwie, nie pamiętał co było dalej. – Brak przecinka przed „co było dalej”. Przecinek po „właściwie” jest zbędny.
(…) ale nie truj mi rzyci wszymi przepychankami. – Waszymi.
Wydaje mi się, że Arial powinien trochę bardziej zmartwić się tym, co zrobił podczas Krwawych Łowów; w końcu nie tylko on będzie miał z tego powodu problemy. Poza tym, czy sami mieszkańcy nie wiedzieli, co się stało? Rozumiem, że Arial faktycznie mógł nie zdawać sobie z tego sprawy; był w amoku, po czym został poważnie zraniony. Reszta chyba jednak widziała, że któryś nie wrócił z polowania?
Rozdział piąty
Pomiędzy leniwym brzęczeniem powiewających na sznurze kosteczek rozległ się zachrypnięty szept. – Wydaje mi się, że „powiewać” pasuje bardziej do jakiegoś materiału; w tym przypadku lepiej brzmiałoby może „poruszających się pod wpływem wiatru”.
Co ciekawe, Nan`naanatl nagle dziwnie zniknęła z lykańskich salonów, gdzie zazwyczaj było jej pełno. – W przypadku „salonów” uwaga będzie podobna do tej przy „salonowym psie”: takie sformułowanie pasuje bardziej do naszego kręgu kulturowego i nie widzę go w Twoim świecie. Poza tym, z Twoich opisów można wywnioskować, że lykanie żyją raczej skromnie, a wszelkie zgromadzenia odbywają się raczej na dworze, ewentualnie w jakiejś hali, którą ciężko jednak jest nazwać salonem.
Właściwie, mógłby ją pomylić z samcem (…) – Zbędny przecinek.
— To nie brzmi na przysługę z twojej strony, zjeżdżaj, zapchlony psie. – Wydaje mi się, że te zdania lepiej byłoby oddzielić kropką, ewentualnie średnikiem.
Pojedyncze chaty były niczym innym jak zamieszkałymi jaskiniami. – Zamieszkanymi. „Zamieszkały” odnosi się do kogoś mieszkającego gdzieś na stałe, a jaskinie raczej nigdzie nie mieszkają.
(…) zaschnięta skóra poorana zmarszczkami, która przywodziła na myśl bardziej korę brzozy, aniżeli twarz. – Kora brzozy jest raczej gładka, więc w tym wypadku to porównanie jest odrobinę nietrafione; lepiej pasowałaby tu kora dębu, która jest bardziej spękana i chropowata.
Podoba mi się, jak każdemu miejscu, które opisujesz, starasz się nadać własną historię, a także to, że każde z nich jest obecne w świadomości innych mieszkańców. Wszystko funkcjonuje w jakichś zależnościach, a nie obok siebie; wydarzenia w jednej osadzie mają wpływ na drugą. Nie jest to łatwy zabieg, a jednak nad tym panujesz.
Co do samego rozdziału: pierwsza scena, w gospodzie, była bardzo żywa i czytałam ją z ogromną przyjemnością, druga jednak, choć językowo nie mam jej nic do zarzucenia, była trochę za wolna, za ciężka, a same opisy (same w sobie naprawdę bardzo dobre) przytłaczały wydarzenia.
Rozdział szósty
W powietrzu nad pobojowiskiem unosił się multum zapachów (…) – „Multum” jest traktowane raczej jako liczebnik niż rzeczownik; nawet jeśli potraktować by to słowo jako rzeczownik, to byłby on rodzaju nijakiego, a nie męskiego. W związku z tym powinno być „unosiło się multum zapachów” (analogicznie do „mnóstwo” jako do liczebnika).
Dobrze odnalazłaś się w opisie treningu, przeprowadzanego przez Lisicę. Był on przedstawiony dynamicznie, z bohaterami nie działo się nic dziwnego i nie rozmnożyły im się nagle części ciała (co się czasami podczas opisu walk zdarza). Podoba mi się też relacja, jaką budujesz między Yvoo’hne a Verethragnem, zwłaszcza ten moment, gdy mężczyzna okręcał sobie wokół palca kosmyk jej włosów. Taka dbałość o szczegóły jest naprawdę godna pochwały.
Zakrztusiwszy się, podniosła się powoli do góry. – Skoro się podniosła, to wiadomo, że nie w dół.
Jej piękna dotychczas twarz wyschła jak niedojrzały kwiat (…) – Niedojrzałe kwiaty raczej nie są wyschnięte. Lepiej pasowałoby tu słowo „przekwitły”.
Ostatnia scena, w której lykanie otrzymują dość niepokojące wieści, jest naprawdę świetnie przedstawiona. Podoba mi się zwłaszcza to, że każdy z bohaterów reaguje na nie na swój sposób: część chce przebłagać bogów, kolejni odnaleźć zaginionego przywódcę, a jeszcze inni próbują zapanować nad zamieszaniem i skontaktować się z innymi plemionami. Pokazuje to kolejny raz, że dobrze radzisz sobie z kreowaniem bohaterów.
Podsumowanie
Mocnym punktem Twojego opowiadania, oprócz wspomnianych wcześniej mitów, są niezwykle plastyczne opisy; czytelnik jest w stanie bez problemu wyobrazić sobie przedstawiane przez Ciebie otoczenie, bohaterów czy, przede wszystkim, sceny walk. Wiele osób ma problem z odpowiednio dynamicznym opisaniem pojedynków, ale Tobie się to udaje. Gratuluję.
Kolejną zaletą Twojego tekstu są niewątpliwie bohaterowie. Wykreowałaś ich naprawdę bardzo dobrze; różnią się między sobą, na swój sposób reagują na różne wydarzenia, a ich zachowanie jest dobrze uzasadnione. Krótko – są oni po prostu wiarygodni psychologicznie. Moją ulubioną bohaterką stała się Yvoo’hne z mocnym, dobrze zarysowanym charakterem. Świetna robota.
Podoba mi się też, że rozsiałaś osady po różnych zakątkach świata, w związku z czym zmagają się z różnymi problemami: część żyje w niesprzyjającym klimacie, część ma problem z tym, kto i jak powinien rządzić. Nie są one od siebie jednak odosobnione; to, co dzieje się w jednej, ma wpływ na drugą.
To wszystko kojarzy mi się trochę z wikińskimi osadami, zarówno pod względem trybu życia, jak i kulturowym, a z kolei imiona bogów przywodzą mi na myśl Indian. Nie jest to absolutnie żaden zarzut, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że takie wyszukiwanie inspiracji czy odwołań do innych kultur może być niezłą zabawą zarówno podczas czytania, jak i pisania.
Doceniam też swojego rodzaju słowotwórstwo, głównie przy nazwiskach, w których pojawia się człon „Ra”, a przy osadach „Co” (Ra`varrth, Ra`reheter, Ra`obara, Ra`Guarr; Co`athl, Co`sael). Jest to niewątpliwa zaleta Twojego opowiadania, bardzo podobają mi się takie zabiegi w autorskich tekstach, gdy widać, że autor przyłożył się do wykreowanego przez siebie świata.
Jednym z zarzutów, jaki mogę postawić, jest to, że czasami gubisz się w opisach, jak chociażby wtedy, gdy przedstawiasz boginkę drewna; o ile gramatycznie jest poprawnie, tak sens gdzieś się zapodział.
Moja rada: lepiej skup się na treści niż na formie. Po napisaniu zdania przeczytaj je na głos; już wtedy można wyłapać, że sens gdzieś umknął. Zastanów się też, czy użyte przez Ciebie słowa są adekwatne do tego, co opisujesz oraz czy się wzajemnie nie wykluczają.
Szkoda też, że zgłosiłaś się z tylko sześcioma rozdziałami, do tego raczej krótkimi, które ciągle są jeszcze w zasadzie wprowadzeniem do głównej akcji. Jest mi przez to trochę ciężko ocenić, jak wychodzi Ci prowadzenie wielowątkowej fabuły; póki co wszystko znajduje się jeszcze tak naprawdę na etapie przedstawiania bohaterów.
Być może część moich uwag odbierzesz jako swojego rodzaju czepialstwo, ale Twoje opowiadanie jest na tyle dobre, że można wymagać od niego więcej niż od innych. Bez względu na wszystkie te zarzuty z przyjemnością będę czytać kolejne rozdziały, a w tym momencie wystawiam Ci ocenę BARDZO DOBRĄ.
Gratuluję i życzę powodzenia w dalszym pisaniu!
Dziękuję serdecznie za ocenkę. Skomentuję ją dziś lub jutro, jak złapię wolną chwilę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Larwa.