Ocena nr 7 – Królewna w liceum

Autorka — Only Dream
Oceniająca — Maxine


Pierwsze wrażenie (4/5 pkt.)
Moje pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Elementy szablonu są wyważone, nie czuję się przytłoczona ich ilością ani kolorystyką. Wszystko zachowuje czytelność.
Adres jest po polsku i pozwala na szybkie odnalezienie się w temacie opowiadania. Poszczególne wyrazy mogłaś oddzielić myślnikami, ale tytuł jest na tyle łatwy do przeczytania, że nie uważam tego za problem.
Wita mnie niebieski szablon z dodatkiem pomarańczowych akcentów. Kolory ładnie się łączą i przywodzą mi na myśl szlachetność oraz bogactwo, a więc to, co powinno znaleźć się w opowiadaniu o królewnie. Na pierwszy plan wybijają się dwie postaci, więc zakładam, że oś opowieści będzie kręcić się wokół dwójki bohaterów. Zobaczymy, czy moje przypuszczenia się sprawdzą.


Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (3/5 pkt.)
Nagłówek: Na pierwszy plan wysuwają się dwie postaci, zamaskowana blondynka — zakładam, że tytułowa królewna i ciemnowłosy chłopak, którego twarz rozpoznaję od razu, gdyż jest to nikt inny jak Dylan O’Brien. Patrzy gdzieś w dal, natomiast dziewczyna spogląda prosto na nas. Mojej wewnętrznej perfekcjonistce przeszkadza niebieska linia ciągnąca się przez twarz bohatera. Psuje to obraz całości. W tle znalazły się zdjęcia budynków, miasto po jednej stronie, a po drugiej część eleganckiej rezydencji. Czyżby symbolizowały różnice między zwykłym życiem a mieszkaniem w pałacu? Luźno może też nawiązywać do tego cytat umieszczony na dole nagłówka. Na tym etapie nie pozostaje mi nic innego poza zgadywaniem.
Szablon: Napis na belce jest powtórzeniem tytułu, co w gąszczu otwartych zakładek pomogło mi szybko odnaleźć bloga. Sam szablon wykonano starannie, wszystkie czcionki mają polskie znaki i odpowiedni rozmiar. Nazwy gadżetów i zakładek nawiązują do tematyki i sprawiają, że blog wygląda spójnie.
Ułożenie: Szablon ma wyśrodkowany układ, więc łatwo skupić wzrok na tekście, dodatkowo zaakcentowanym przez białe tło. Zakładki znajdują się na górze i nie ma problemu z ich odnalezieniem. Nie jestem zwolenniczką dużej ilości gadżetów, ale jeśli nie przeszkadzają mi w odbiorze tekstu, nie mam zamiaru się czepiać. U ciebie jednak trochę ponarzekam. Nie jestem pewna, czy gadżet z tłumaczeniem jest potrzebny, nawet jeśli znajduje się na dole strony. Takie same odczucia mam co do archiwum, w końcu wyżej masz stronę ze spisem treści, więc na dobrą sprawę to powielenie tego samego.
Kolorystyka: Jest przyjemna, nie męczy oczu podczas czytania, mimo że błękitny i pomarańczowy są kolorami przeciwstawnymi. Sprawia to, że całość nie wygląda mdło. Jaśniejsze miejsca pozwalają na łatwe skupienie na nich wzroku. Osobiście przyciemniłabym odrobinę tła gadżetu ze stronami i tekstu, bo mocno wybijają się na ciemniejszym niebieskim, ale to tylko propozycja.
Rozdziały: Radzę ci wyjustować ich treść. Wygląda to o wiele lepiej niż tekst wyrównany do lewej jak u ciebie. Justowanie nadaje klarowności i sprawia, że jest bardziej czytelny. Poza tym, jedno pytanie — czy ty robisz wcięcia akapitowe spacjami? To naprawdę kiepska metoda. Są do tego o wiele lepsze narzędzia — choćby tabulator lub ustawienie linijki w edytorze tekstu. Istnieją też na to kody w HTML–u i CSS–sie. Do tego wstawianie na końcu rozdziałów obrazków wydaje mi się zupełnie niepotrzebne, zwłaszcza że nie podajesz ich źródła, a same w sobie niewiele wnoszą.
Czcionki w rozdziałach niekiedy zawodzą, niezbyt często, ale jednak: zauważyłam już, że przy listach zmienia się z Times New Roman na Georgię, ale to pewnie było zamierzone, choć przez to czcionka wygląda w tych miejscach na większą i daje to uczucie pewnej niespójności. Od połowy rozdziału piątego czcionka nagle się zmienia, tak samo pod koniec rozdziału dziewiątego — te dwa przypadki radzę poprawić, bo wygląda to strasznie. Prolog, rozdział dziesiąty i pamiętniki to jedyne części bez dodanego inicjału. Dodatkowo, gdy zaczynasz rozdziały od dialogu, ten ozdobnik wygląda trochę dziwnie. Plus taka ciekawostka, której pewnie nie zauważyłaś: rozdziały drugi, czwarty i piąty zaczynają się od „Ooo” lub „Oh” i to wołanie zawsze pochodzi ze strony Maxima. Do tego chciałabym nadmienić, że „oh” to niepoprawna forma, więc powinno być „och”.
Czasami pojawia się niebieski kolor oddzielający myśli Aylin albo Maxima od reszty tekstu. Wygląda na to, że początkowo zapominałaś o tym, bo widzę ten zabieg raz w rozdziale drugim, potem kolor wraca w rozdziale szóstym, gdy ster przejmuje Maxim, jest w trzech zdaniach w rozdziale siódmym, mamy sześć takich zdań w ósmym, trzy w dziewiątym, trzy w dziesiątym, dwa w jedenastym, pięć w dwunastym, sześć w trzynastym i dwa w czternastym. Zazwyczaj to pojedyncze zdania lub wyrazy i nie jestem pewna, czy tego typu wyróżnienie to konieczność przy takich ilościach tekstu. Może lepiej sprawdziłoby się jednak wtopienie ich w narrację, gdyż i tak zazwyczaj dodajesz na końcu wtręty typu „pomyślał/a”, a sama narracja sprawia wrażenie wystarczająco mocno nacechowanej pod względem osobowości bohaterów. Do tego te zdania są oddzielone dodatkowo osobnym akapitem i kursywą, a samo to już jest pewnego rodzaju wyróżnieniem. Jeśli postanowisz zostawić to tak, jak wyglądało do tej pory, radzę nie zapominać o tym zabiegu, a nawet używać go częściej, ale za to w odpowiednich momentach, żeby czytelnik nie miał przy nich poczucia zbędności i przypadkowości.


Treść opowiadania (46/85 pkt.):
Fabuła + świat przedstawiony: (12/20 pkt.)
Prolog:
Jest króciutki. To tylko nieco ponad trzysta pięćdziesiąt słów. Zastosowałaś tutaj narrację pierwszoosobową, ale w dalszych rozdziałach jest już trzecioosobowa. W Dekrecie znalazłam informację, że reszta rozdziałów została przerobiona na trzecioosobówkę. Dlaczego więc zostawiłaś prolog w pierwotnej wersji?
Od samego początku wrzucasz czytelnika na głęboką wodę, zaczynając tekst od dialogu. Czuję się trochę zagubiona, bo nie jestem przyzwyczajona do tego typu zabiegów.
Napisana przez ciebie scena rozbawiła mnie. Szczególnie „Siadasz z Maximem, albo wstawiam ci uwagę.” To wszystko bardziej przypomina mi bardziej czasy gimnazjum, a nie liceum. To takie „Nie będę z nim siedzieć, bo jest głupi i śmierdzi.” Cała ta sytuacja wydaje mi się nieco przerysowana. Pogarda wylewająca się z Aylin, ta myślowa wiązanka, którą puściła, to taki typowo nastolatkowy angst. Jeśli ma już osiemnaście lat, to zachowuje się dość dziecinnie, ale z drugiej strony, kto wie, jak ją wychowywali w pałacu? Na razie nie mam wystarczającej ilości informacji, żebym mogła to stwierdzić.
Brakowało mi trochę opisów. Czegoś, do czego mogłabym się odnieść. Nie wiem, czy nauczyciel przybrał surowy ton czy bezsilny? Może zezłościł się i zrobił czerwony na twarzy, może opadł na krzesło, albo stuknął dziennikiem? Chciałabym to wiedzieć, podobny opis na pewno dałby mi punkt odniesienia co do zachowania belfra.
Aylin zrozumiała, dlaczego ojciec wysłał ją do szkoły, ja natomiast niekoniecznie. Mogę się jedynie domyślać, że chodziło o poznanie świata zwykłych ludzi. Mam nadzieję, że przekonam się o prawdziwości swoich przypuszczeń już niedługo.
Rozdział 1:
Rozdział zaliczyłabym raczej do krótkich, ale wcale to nie przeszkadza, gdyż dopiero wdrażamy się tę historię. Listy przeplatają się z narracją trzecioosobową, dostajemy trochę informacji o powodach zesłania Aylin do pospólstwa oraz poznajmy nazwy miast i kraju, w którym przyszło mieszkać królewnie.
Pojawiają się też nowe postacie — część rodziny, z którą Aylin zamieszkała po przeprowadzce do Lotos oraz ojciec Aylin, król Lustyki. Jest ich w sam raz, nie za dużo, ale też nie za mało. Nie wprowadzają swoim pojawieniem się chaosu, a raczej popychają wydarzenia do przodu. Jose i Ingrid na razie nie wybijają się niczym szczególnym, ot, po prostu kolejni członkowie służby pałacowej, którzy nie mogą przyzwyczaić się do mieszkania z królewną pod jednym dachem. Ojciec za to został przedstawiony jako całkiem dobra osoba, rozumiejąca wagę kontaktu klasy rządzącej z poddanymi.
Przy okazji jego listu wplatasz nam informacje o umiejętnościach Aylin, co daje nam też słabe pojęcie na temat tego, w czym jest dobra, a czego królewnie brakuje w edukacji. W narracji pojawia się też tajemniczy Daminik, mieszkaniec Uniki, i choć nie wiem, czy to państwo czy miasto, cieszę się, że brak listu od niego wprowadza królewnę w irytację, bo dzięki temu mamy jakiś cień emocji. Na koniec mamy fajną scenę, w której Aylin decyduje się zacząć żyć jak zwykła dziewczyna, i ta pozytywna końcówka, jak dla mnie, ratuje dość średni rozdział.
Cieszę się też, że zaczęłaś pomału wprowadzać elementy świata przedstawionego: brak linii telefonicznych i konieczność korzystania z tradycyjnej poczty. Takie szczegóły zawsze ubarwiają tekst i nadają mu niezbędnego realizmu, przy czym, nie wiem jak inni, ale uwielbiam poznawać wizje światów wymyślanych przez autorów, nawet jeśli zmiany względem rzeczywistości są niewielkie. Mam nadzieję, że w trakcie pisania kolejnych rozdziałów nie zapomnisz o dodawaniu kolejnych cegiełek informujących nas o świecie otaczającym Aylin.
Rozdział 2:
Ten rozdział okazał się być jeszcze krótszy niż pierwszy. Także nic dziwnego, że w treści nie pojawiło nic nadzwyczajnego. Dostałam dwie sceny — szkolną, na końcu której poznajemy koleżankę z klasy królewny: Kate, dziewczynę, która na razie nie wyróżnia się niczym szczególnym, — i w domu Aylin, z czego ta druga była prawie w całości listami.
Najpierw wypowiem się o pierwszej. Cóż mogę powiedzieć, nie podobała mi się. Zachowanie wszystkich w tej klasie jest naprawdę dziwne. Szerzej wypowiadam się o tym w „logice”. Do tego wciąż nie kupuję tego przekomarzania się na poziomie gimnazjum (i tak niestety zostaje mi do samego końca), a o tym jest praktycznie połowa rozdziału.
W drugiej czytelnik otrzymuje list Daminika, wprowadzający jego postać. Nienajgorzej pokazuje „sztywność” księcia, ale liczne powtórzenia szybko zabijają zbudowany w nim klimat. Odpowiedź Aylin jest pod tym względem lepsza i wyszła ci naturalniej. Rozdział zakończony jest krótkim podsumowaniem, które ma nas zapewnić o zmianie zachodzącej w Aylin, lecz jest na tyle mało rozwinięte, że ciężko uwierzyć w jego prawdziwość. Na szczęście parę linijek wcześniej, w korespondencji, dostajemy kilka dodatkowych zdań jej opinii o świecie poza pałacem i to ostatecznie ratuje końcówkę. Jest średnio, wciąż nie przekonałam się do historii. Zobaczę, jak będzie później.
Rozdział 3:
Początek trzeciego rozdziału to powrót Aylin do pałacu. Pierwszy fragment pokazuje nam królewnę w jej pokoju, tęsknotę za sukniami, swoimi kątami. Potem przechodzimy do krótkiej rozmowy ze służącą. Nie dowiadujemy się z niej co prawda za dużo, ale dobrze przedstawiłaś relację królewny ze swoimi podwładnymi.
Później przenosimy się do Aylin i jej ojca. Rozmawiają przez chwilę, da się odczuć, że mają dobry kontakt, a król interesuje się życiem córki. Bardzo zasmuciłaś mnie ucięciem, a właściwie całkowitym pominięciem, rozmowy z doradcami, ale o tym wypowiedziałam się szerzej w logice. Do tego wydaje mi się, że zupełnie nie przemyślałaś sprawy ślubu Daminika i Aylin. To znaczy, pewnie wydawało ci się to dobrym pomysłem, wprowadzającym zamieszanie i napędzającym akcję, ale bądźmy szczere, pozbawiłaś tym samym wszystkich biorących udział w tym projekcie logicznego myślenia. Dlaczego, o tym też napisałam więcej w logice.
Ostatnia scena to spotkanie sam na sam Aylin i Daminika w pałacowych ogrodach. Młodzi pocieszają się wzajemnie, a potem dochodzi do nienajgorzej opisanego pocałunku, który jednak szybko zostaje zakończony przez księcia. Aylin jest niezadowolona, nie ma co się jej dziwić, ale zastanawia mnie w tej sprawie jedna kwestia. Czy powściągliwość Daminika ma jakiś inny powód niż „zachowanie godności” królewny? Bo jeśli chłopak nic nie czuje do Aylin, cała sprawa ślubu staje się wtedy jeszcze bardziej absurdalna i niepotrzebna niż zakładałam do tej pory.
Rozdział 4:
W czwórce powracamy na znane podwórko, czyli szkolne korytarze i naszego ulubionego, rzucającego docinki jak z rękawa, Maxima. Młodzi obrażają się nawzajem i nie chcą współpracować na lekcji, co wzmaga złość u nauczycielki, jednak ta tylko grozi im dodatkową pracą i nic poza tym. Ostatecznie Aylin zyskuje przychylność kolegi z ławki dość głupawym czynem. Aylin, proszę, zachowuj się częściej jak królewna, a nie jak nastolatka, bo wyraźnie ci to nie służy.
Potem przechodzimy do listów i tym samym ojca Aylin. Zdobył moją sympatię, jest w tym całym szaleństwie buzujących, młodzieńczych hormonów ostoją normalności. W liście od niego pojawiła się tylko jedna rysa, przeszkadzająca mi w bezgranicznym lubieniu go — generalizowanie na temat zajęć żony i starszej siostry królewny. Ale poza tym, jak na razie, jest moim ulubionym bohaterem, choć nie pojawia się zbyt często.
Końcowa scena pokazuje naszą dziedziczkę poza pałacem, domem i szkołą, więc to nowość. Królewna wpada na pomysł, żeby wybrać się na przechadzkę po mieście i poznać lepiej okolice, w których przyszło jej zamieszkać. Podoba mi się ten pomysł, masz okazję na pokazanie przedmieść i interakcji Aylin z nieznanym otoczeniem. Widać, że dziewczyna nie jest przystosowana do takiego życia i chętnie zobaczyłabym więcej scen, w których sobie nie radzi. Przykładowo, choćby z rozkładem autobusów, o którym wspomniałaś, gdzie gubi się i nie może wrócić do domu. To byłby dobry moment na pokazanie jej tego nie do końca przyjaznego, świata, a nam, czytelnikom, na jego przybliżenie.
Sama scena przedstawia Aylin przypadkowo natrafiającą na swoją koleżankę Kate oraz jej młodszego brata i jego kolegów bawiących się piłką. Królewna jest zafascynowana życiem zwykłych ludzi, wyglądem ulic, a nawet normalnymi, oczywiście tylko dla czytelnika, plotkarami. Zostaje poproszona o podanie chłopcom piłki, a to z kolei daje okazję do porównania pałacowego dzieciństwa królewny z tym, które miała okazję zaobserwować teraz. Wyszło ci to nawet zgrabnie, nie obyło się co prawda od standardowych głupotek, ale ostatecznie było całkiem w porządku.
Rozdział 5:
Rozdział zaczął się dość zwyczajnie i na pewno nie przypuszczałabym tego, co miało się wkrótce się wydarzyć. Choć nie byłam zachwycona wcześniejszym wybrykiem Aylin, ten wywołał u mnie dwa, inne niż poprzednio, uczucia: rozbawienie i obrzydzenie naraz. Przecież to było tak bardzo niehigieniczne, Aylin, coś ty sobie myślała? Jednakże, gdy już wyobraziłam sobie tę scenę, kiedy królewna przejechała językiem po policzku Maxima niczym pałacowy bernardyn, nie zostało mi nic innego, jak głośno się zaśmiać i nie wiem, jakim cudem żaden inny uczeń w klasie nie zauważył tego i choćby nie zdusił śmiechu. Poza tym, nie mam żadnego innego pomysłu, jak to skomentować. Oczywista była pozytywna reakcja Maxima na to wszystko. Ten chłopak jest naprawdę szalony.
Kolejna scena bardzo przypomina mi pewne inne wydarzenie z popularnego swego czasu cyklu o wampirach. Nasza protagonistka jest nieuważna, znikąd pojawia się samochód, w ostatniej chwili pojawia się „bohater” ratujący ją od marnego końca pod kołami rozpędzonego pojazdu.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Cała opisana przez ciebie scena jest tak bardzo nienaturalna, jak to tylko możliwe. Zastanów się chwilę, wejdź w skórę swojej bohaterki. Pędzi w twoją stronę rozpędzone auto. Coś cię odpycha, ty orientujesz się, że to chłopak i: „Hm… nigdy nie byłam tak blisko z chłopakiem. Tylko bijące serca, nie namiętność, ale na początek też spoko. Mmm… śliczne ma oczka” — myślisz, leżąc na chłopaku na środku drogi, ledwie uchodząc z życiem, ludzie się gapią, wrzeszczą, kierowca pewnie dostał w tym czasie zawału, ale hej, nic się nie stało. Coś tam niby cię boli, ale jednak lepiej skupić się na tym, że on maca cię po głowie. W sumie to nic ci nie jest, nie potrzebujesz zobaczyć się z pielęgniarką szkolną, a już nie daj borze szumiący z doktorem. Nie trzeba niczego konsultować z żadnymi służbami, niczym nie zainteresował się ani jeden pracownik szkoły. Lepiej przekomarzać się ze swoim „wybawcą” o tym, jak na ciebie leci, a potem starym zwyczajem obrazić siebie nawzajem i rozejść w różne strony. W końcu to nic takiego, mogłaś co najwyżej, hm… no nie wiem, umrzeć?
I gdybyś napisała, że to auto jechało pięć kilometrów na godzinę, że zatrzymało się przed Aylin, a Maxim w sumie pojawił się tam tylko na doczepkę i po prostu się przewrócili z rozpędu, jakoś bym to jeszcze przyjęła. Ale ty wspominasz to tak: „Jakieś 6 metrów od siebie zobaczyła maskę samochodu. Jadącego samochodu. 4 metry. Zamknęła oczy czekając na zderzenie. W ryk silnika wdarł się pisk hamulców. Za późno. Coś uderzyło w nią z impetem, ale z zupełnie innej strony, niż się spodziewała.” To wszystko sugeruje napięcie, poczucie, że Aylin mogłoby stać się coś poważnego, jeśli auto trafiłoby w nią. A ty dwie minuty po całym zajściu traktujesz całą sytuację jak normę. Jakby ktoś wpadł na nią z piłką na w-fie. Tyle, że tutaj był beton, po którym oboje się potoczyli, a nie gumowa podłoga. Aylin samym upadkiem, nawet odciążonym przez Maxima, mogła zrobić sobie coś poważnego. Poza tym nikt się nią nie zajął — ani stojące obok koleżanki, nawiasem mówiąc, patrzące na całą sytuację równie lekkim okiem i plotkujące, ani na dobrą sprawę Maxim, bo zmył się chwilę później po całej sprawie, ani dosłownie nikt inny. Nikt nie podbiegł i nie zapytał, czy wszystko w porządku.
A jeśli to naprawdę nie było nic groźnego, to po co ta początkowa dramaturgia? Żeby zmartwić odbiorcę opowiadania? To tak nie działa. Chcesz wywołać w czytelniku emocje? Nie spłaszczaj ich bezsensownymi rozwiązaniami zaraz po tym, jak je wywołasz. Jeśli już zdecydowałaś się na ten incydent, mogłaś spokojnie pociągnąć temat jeszcze przez jeden rozdział, wspomnieć o boleściach Aylin, nie wiem, problemach ze wstawaniem, zwolnieniem na wf-ie. A ty zdajesz się robić zupełnie odwrotnie, wkładając w usta królowej słowa: „Aylin! Wyglądasz wprost zachwycająco!”. Jakby nic się nie stało, a jej matka była ślepa. Ukrywanie zadrapań makijażem? Wolę o tym nawet nie myśleć, choćby z przyczyn czysto higienicznych. Jeśli chciałaś wprowadzić tę scenę tylko dlatego, żeby Aylin i Maxim się do siebie zbliżyli, równie dobrze mogłaś wymyślić masę innych rzeczy. A tutaj nie dość, że sztampowa akcja, to jeszcze przedstawiona dość nierealistycznie.
Dość tych narzekań, wracamy do pałacu. Nasza bohaterka spotyka się z matką i starszą siostrą Caroline przy herbatce. Jest w porządku, moje odczucia mniej więcej pokrywają się z sugestiami/myślami Aylin, nie mam żadnego dysonansu poznawczego. Sama scena nie jest co prawda zbyt oryginalna, kobiety rozmawiają po prostu o nowym życiu królewny, ale spełnia swoją rolę — przedstawienie do tej pory pomijanych członkiń rodziny królewskiej. O wiele bardziej podoba mi się to, co następuje po niej — pojawia się król i Danton. Może i tutaj nie dzieje się nic ciekawszego, ale wśród męskiego grona czuję jednak większy pierwiastek „królewskości”. Pojawiają się doradcy, Aylin niepokoi się nawet obecnością jednego z nich. A potem następuje końcówka, gdzie królewna zastanawia się nad tym wszystkim, co spotkało ją do tej pory.
Rozdział 6:
Przechodzimy do rozdziału szóstego, który okazuje się być nie lada niespodzianką. Już sam tytuł wprowadza zamęt i dezorientację, tak samo jak pierwsze zdania, w których widać, że zmieniłaś perspektywę na męską, co jest u ciebie nowością. Nie mam za to żadnych wątpliwości, że chodzi o Maxima, zanim jeszcze wspominasz jego imię. Jestem szczerze zainteresowana tym rozwojem wydarzeń i pozwoleniem czytelnikowi poznać drugą stronę konfliktu na linii Aylin-Maxim. Wreszcie dzieje się coś przyciągającego uwagę.
Narrację całego rozdziału nierozerwalnie połączyłaś z osobą Maxima, jakby chłopak przetransformował swój sposób myślenia na tego biednego opowiadacza. Nawet nie wiem, czy wypisywać ci te wszystkie kolokwializmy, które się pojawiły, bo wiem, że umieściłaś je tam z premedytacją. Ale tak diametralna zmiana z wcześniejszych, spokojnie prowadzonych rozdziałów wywołuje dziwne wrażenie. Czułam się, jakbym oglądała komedię i ktoś nagle zmienił całą scenerię na jakby wyjęte z horroru, umazane krwią ściany.
W samym rozdziale nie dzieje się zbyt dużo w sensie zewnętrznym. Ot, Maxim podtapia się, żeby nie myśleć o Aylin. A potem idzie na spacer i jednak o królewnie myśli. I to właśnie wnętrze oraz myśli chłopaka przejęły ten kawałek tekstu. Jest wprost nasączony przemyśleniami Maxima od początku do końca. Jest krótki, to prawda, i choć niby nic się nie dzieje, pod kopułą Maxima wrze. I ty wszystkie te emocje przedstawiasz naprawdę dobrze. W tym momencie zaczęłam się dziwić, dlaczego zmieniłaś narrację z pierwszo na trzecioosobową, bo wydaje mi się, że lepiej czujesz się w tej pierwszej. W tej, w której myśli bohatera pokrywają się z narratorem, bo on sam opowiada swoją historię. Gdzie kolokwializmy nie byłyby błędem, a świadomą kreacją, gdzie emocje i wnętrze bohatera znalazłyby się na pierwszym miejscu. Przyznam się, że jestem ciekawa i z chęcią przeczytałabym tę pierwszą wersję z oryginalną narracją. Wydaje mi się, że opowiadanie by na niej zyskało.
Co do samych przemyśleń Maxima. Są raczej przewidywalne, ale wcale mi to nie przeszkadza. Pokazujesz zupełnie odmienny od Aylin tok myślenia. Czyta się to dobrze i z zaciekawieniem, a przede wszystkim szybko i nie czułam znużenia, jak to zdarzało mi się wcześniej przy lekturze „Królewny”. Oczywiście wiadomo, że Carlaise „ma coś” do Aylin, a teraz tylko dobitnie to potwierdziłaś.
Rozdział 7:
Nareszcie wspomniałaś coś o przeszłości i świecie przedstawionym, dzięki, tego mi brakowało.
Sama rozmowa Aylin z Kate nie porwała mnie zupełnie. Cała ta sprawa z domniemanym homoseksualizmem Maxima była od początku spalona po rozdziale szóstym, gdzie wyraźnie zostało zaznaczone, co i do kogo Maxim czuje. Żadnego zaskoczenia, żadnych emocji, bo potyczki słowne już mnie ani nie ziębią, ani nie grzeją.
Podobały mi się za to listy, szczególnie ten Daminika, bo Aylin niestety zaczyna przeginać z tym ciągłym: „Życie w Lotos nie jest takie złe i nawet mi się podoba.” Tym razem obyło się bez powtórzeń, jest w miarę naturalnie, biorąc pod uwagę charakter jego nadawcy, i „po królewsku”, bo pojawiają się polityczne motywy.
Końcówka mówiąca o przemyśleniach Aylin jest w porządku. Królewna zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji przyszłego związku tej dwójki. Naturalnie wychodzą na jaw jej obawy i chęć niezawiedzenia ojca.
Rozdział 8:
Ten rozdział jest jednym z dłuższych w opowiadaniu.
Początek jest optymistyczny, zabawy królewny z Voltem lekko napisane, dialog z Dantonem nie zachwyca, ale też nie przeszkadza. Natomiast rozmowa z królem nuży. Dlaczego? Z prostego powodu — nie podajesz właściwie żadnych nowych informacji. Wiem, że to wstęp do dalszych wydarzeń, ale mogłaś się bardziej postarać, a niestety przeprowadziłaś tę rozmowę zbyt ogólnikowo.
Potem Aylin opowiada Caroline o swoim życiu w Lotos, koleżankach i Maximie. Szczerze, ten dialog niezbyt mi się podobał, brzmiał niezbyt królewsko, bardziej w tonie nastolatkowych ploteczek, a przecież tylko Aylin miała okazję wyrwać się z pałacu. Starsza siostra powinna wciąż zachowywać się jak królewna, a tego w jej zachowaniu niestety mi zabrakło. Początkową nudę wynagrodziłaś mi na szczęście fragmentem o jeździe konnej. Niestety, nie znam się na terminologii, więc nie mam pojęcia, czy pojawiły się tu jakieś nieścisłości, ale sama scena była lekka i przyjemna w odbiorze. Pokazałaś Aylin w jej żywiole, w otoczeniu, które uwielbia. Poproszę więcej takich.
Potem wracamy z Aylin do męskiego grona. Królewna śmieje się z Dantonem, potem przychodzi król i we trójkę prowadzą pogawędkę. Podobało mi się, nie śmiałam się co prawda tak histerycznie jak twoi bohaterowie, ale to już druga udana scena tego rozdziału. Ostatnią bombą, którą na mnie zrzuciłaś, okazał się list od Daminika. Wyjaśnienie sprawy elekcji okazało się cokolwiek mętne, ale cieszę się, że sprawy poszły do przodu. No, a w międzyczasie pojawił się, co prawda tylko z imienia, baron Simons, i mam nadzieję, że wyniknie z tego grubsza afera, wprowadzająca więcej pobocznych wątków pałacowych, intryg i polityki, jak to powinno być w opowiadaniu o królewnie. Już zacieram łapki na samą myśl.
Rozdział 9:
Przed rozdziałem napisałaś notkę o zmianie narracji, informując, że nowy narrator jest wszystkowiedzący. Muszę się z tym jednak nie zgodzić, bo narracja zmienia się momentami w coś całkiem innego, o czym często wspominam w błędach.
Zaczynamy od krótkiego fragmentu mówiącego o tym, że Aylin nie może poradzić sobie z wcześniejszymi rewelacjami, przez co zarywa noc i spóźnia się do szkoły. Wykorzystałaś tę okazję do przedstawienia czytelnikom nowego bohatera — Alexa, klasowego kolegi. Chłopak od pierwszych chwil jest łatwy do zapamiętania przez swoje „kurde” i jak na znajomego Maxima przystało, zachowuje się w sposób dość wyluzowany. Szybko przechodzimy do kolejnej przepychanki słownej naszej ulubionej pary, co po raz pierwszy w historii, nie zostało całkowicie zignorowane. Nasze gołąbki dostały bowiem karę i muszą wspólnie napisać pracę. Szkoda jednak, że pominęłaś cały ten proces, bo mogłoby wyniknąć z tego wiele ciekawych smaczków o historii Lustyki.
Dostajemy za to wgląd w wygląd paczki wspólnych znajomych tej dwójki, która akurat im się przygląda. Każde z nich jest inne, a nieznajomy pozostał tylko „czarnowłosy” chłopak. Jestem ciekawa, jak pociągniesz rozwinięcie ich postaci, bo to, co pokazałaś tutaj, stanowi według mnie wstęp do czegoś większego.
Rozdział 10:
Dziesiątka to jeden z krótszych rozdziałów. To tak naprawdę tylko jedna scena, gdyż to, co dzieje się później, można by nazwać bezpośrednią kontynuacją wcześniejszych wydarzeń. A cóż takiego się stało? Według mnie to, co powinno wydarzyć się już dawno. Nasza dwójka bohaterów dostała karę, powiedzmy, że, adekwatną do swoich przewinień. Oczywiście o wiele bardziej podobał mi się pomysł pana Collinsa, ale praca u bibliotekarki też mnie satysfakcjonuje. Na końcu Aylin i Maxim zawarli sojusz, co mnie cieszy, bo mam nadzieję, że zmniejszy to ilość wyrzucanych przez nich do siebie wyzwisk. I to tyle, naprawdę, nic więcej się tutaj nie stało, ale chociaż udało nam się dojść do jakiegoś zwrotu akcji, a to zawsze plus.
Z pamiętnika Aylin fragment 1.:
Cóż, „fragment” to rzeczywiście fragment. Jest całkiem nieźle napisany, „streszcza” sprawy dwóch chłopców w życiu królewny i pokazuje stosunek Aylin do nich. Jest napisany wiarygodnie, są tutaj uczucia królewny. Szkoda, że nie wpadłaś na pomysł z pamiętnikiem trochę wcześniej, ale to nic, czego nie dałoby się nadrobić.
Rozdział 11:
Ten rozdział przyniósł ze sobą trójkę nowych bohaterów. Dwóch przystojnych barci i ich kuzynkę z piekła rodem, będącą jednocześnie romantycznie zainteresowaną Maximem.
Wszystko zaczyna się dziwnym zachowaniem wspólnych znajomych królewny i kolegi z ławki. Sprawa wyjaśnia się dopiero z przybyciem do szkoły najbardziej stereotypowego pustaka, z jakim spotkałam się od dłuższego czasu. No nic, mogłaś się lepiej postarać, ale jakoś to przeżyję. Elita zaczęła panoszyć się po swoim powrocie z wycieczki i… oczywiście została skutecznie obrażona przez Aylin, zazdrosną o Maxima. Potem mamy jeszcze próbę Elity w zajęciu miejsca w ławce razem z Maximem, co jednak skutecznie powstrzymała pani Jones. Potem lekcja mija i na szkolnym korytarzu poznajemy dwóch braci bliźniaków — Diega i Hugona, z czego ten drugi spodobał się Aylin z wzajemnością, co z kolei nie spodobało się Maximowi. Mamy tu więc sytuację zazdrości z obu stron i jestem ciekawa, jak bardzo namieszasz.
Rozdział 12:
Zaczynamy krótkim streszczeniem opisującym oczekujących na piątek bohaterów. Nasza grupa ostatecznie umawia się w klubie Sensation i dopina wszystkie szczegóły wyjścia, w tym to, kto zawiezie Aylin na miejsce. Tu żadnego zaskoczenia nie ma, bo wiadomo było, że wybór padnie na Maxima. Na szczęście, od pojawienia się w grze o serce królewny Hugo, pewne kwestie zaczynają robić się ciekawsze, gdyż dziewczyna lubi obu chłopaków.
Przed wybraniem się do klubu Aylin i Maxim muszą odpracować ostatni szlaban. Na chwilę pojawia się również groteskowa Elita, ale na szczęście szybko się ulatnia.
Pokazujesz czytelnikom rozmowę tej dwójki z Hugo, pomysłodawcą pójścia na imprezę. Maxim jest wyraźnie zazdrosny o Mendozę i nawet się z tym specjalnie nie kryje, a całus królewny tylko jeszcze bardziej go irytuje. Czuję, że niedługo będzie nam się szykować bitwa o serce Aylin, która otwarcie pokazuje zainteresowanie Hugo, natomiast o Maximie myśli skrycie. Ha, dostajemy go nawet złorzeczącego w bibliotece, podczas jego rozmowy z bibliotekarką. Na koniec raczysz czytelników krótkim dialogiem o miejscu zamieszkania Aylin, co by Carlaise wiedział, gdzie po nią przyjechać.
Następnie zostajemy świadkami przygotowań królewny do imprezy. Dziewczyna rozmawia z niewidzianą ostatnio przez czytelników Ingrid, która przekonuje ją, że dziedziczka dobrze wygląda. Zaraz później pod dom Aylin podjeżdża Maxim i już razem z królewną bez słowa dojeżdżają pod klub.
Na pytanie o trunek Aylin wybiera whisky, ku zdziwieniu reszty, gdyż inne dziewczyny wybierają drinki. Fajnie nawiązałaś tym do życia królewny w pałacu. Potem przechodzisz do krótkiego opisu zabawy grupy, a kulminacją rozdziału staje się wspólny taniec Aylin i Maxima, podczas którego iskrzy. Chociaż nie, to był raczej taniec na rurze Dragona, ich szkolnego kolegi. Szkoda, że nie poświęciłaś opisowi więcej miejsca, mogłoby być o wiele zabawniej, niż wyszło.
Rozdział 13
Rozdział trzynasty u ciebie nie okazał się być wcale pechowy. Wręcz przeciwnie, nadzwyczaj mi się podobał. Mam wrażenie, że pisanie z „perspektywy” Maxima idzie ci jakoś lepiej, naturalniej. Jakbyś nie musiała przejmować się tą całą otoczką królewskości, którą zachowujesz przy pisaniu o Aylin. Gdyby wszystkie rozdziały wyglądałyby tak, jak ten, byłabym o wiele szczęśliwsza. A co takiego się stało, że tak chwalę?
Początek nie zapowiadał fajerwerków. Zaczęliśmy szybkim opisem tego, co przez noc robili inni bohaterowie, a potem zajęłaś się fragmentem Aylin. Był okej, ale jak zwykle urwałaś w najciekawszym momencie, jakbyś bardzo nie chciała i za wszelką cenę unikała wszystkich czynności typowych dla dziedziczki korony. Dlaczego Aylin w ogóle jest tą królewną, jeżeli wcale nie opisujesz tej części jej życia? Zastanawiałam się nad tym przez całe opowiadanie i do tej pory nie mam pojęcia.
Za to fragment o Maximie. Mniam, to było pyszne. Zaczynasz powoli, od codziennej rutyny Carlaise'a, przy dźwiękach muzyki jego brata i wrzaskach sąsiadów. Poznaję drugą część Lotos, tę zdecydowanie mniej cukierkową i bliższą ponurej rzeczywistości. A potem Max zostawia swój dom i idzie się przejść. Jest pierwszy listopada, więc nasz bohater udaje się na cmentarz do swojego przyjaciela i zaczyna z nim rozmawiać. Tak, bo cichy głosik w głowie Maxima przybiera postać Seta. „Duch” uświadamia mu, że czuje coś do Aylin i radzi robić mu właśnie to, co wydaje się najprostszą i najtrudniejszą rzeczą zarazem — kochać ją.
No i jak mam tu się nie rozpływać? To było tak bardzo w punkt, bez przedobrzenia, bez zbędnego patetyzmu ani śmieszności. Mam szczerą nadzieję, że ten poziom się utrzyma i przyszłe rozdziały też takie będą.
Z pamiętnika Aylin — fragment 2.
Aylin w pamiętniku porównuje życie zwykłej dziewczyny do tego, co czeka ją w pałacu. Coraz bardziej przekonuje się, że bycie królową nie jest tym, czego pragnie. Stanowczo nie podoba jej się też wizja zamążpójścia. Rozumie niezbędność tej sytuacji, ale nie potrafi dojrzeć w niej żadnych pozytywów. Ostatecznie postanawia, za radą swojej starszej siostry, jak najpełniej wykorzystać czas, jaki pozostał jej w Lotos.
Rozdział 14
Czternastka to ostatni oceniony przeze mnie rozdział. Powracamy do szkoły wraz z Aylin, która zauważa pogorszenie się nastroju Maxima. Powracają śmieszkowate żarciki, ale nie wszystko wraca całkowicie do normy. Dostajemy też dłuższy fragment z Kate, która uważa, że Aylin i Hugon nie pasują do siebie, natomiast Aylin i Maxim owszem. Nasza królewna wraca piechotą do domu i zachwyca się krajobrazami. Chwilę później dostajemy krótki list od króla, w którym ten zachwala przeprowadzoną przez córkę Radę. Wciąż ubolewam, że nic z niej nie pokazałaś. A nuż pojawiłby się ten podejrzany baron Simons i namieszał? W każdym razie, król uspokaja córkę w temacie niepokojów na granicy i ponownie pyta o jej wrażenia z mieszkania w Lotos. Aylin rozmyśla przy okazji o możliwościach przychodzących z życia jako zwykła nastolatka. Nihil novi.
Następnie przenosimy się do skateparku, gdzie Aylin i jej przyjaciele jeżdżą na deskach. Początkowo jest tylko ona i Kate, które oglądają młodsze dzieciaki, ale potem przychodzą chłopaki i zaczyna się prawdziwy pokaz. Aylin, jako że nie potrafi jeździć, siedzi tylko i obserwuje resztę. Najwięcej uwagi poświęca oczywiście Maximowi i co rusz ich spojrzenia się przecinają. Ich żarty ponownie wchodzą na niebezpieczny temat męskiego przyrodzenia i chyba już wszyscy zaczynają rozumieć, że coś się dzieje pomiędzy tą dwójką. Na końcu dostajemy opis imprezy odbywającej się w parku, gdzie Maxim zaprasza wszystkich na swoje przyjęcie urodzinowe w klubie, w którym byli razem ostatnio.
Cóż, rozdział nie porwał mnie tak, jak trzynastka, ale było dobrze, na pewno lepiej niż na początku opowiadania. Wydaje mi się, że z Aylin wciąż krążysz wokół ślubu i jej odczuć związanych z przeprowadzeniem się do Lotos i to dobrze, ale zabierasz się do tego nie do końca od właściwej strony i praktycznie od jakiegoś czasu nie wprowadzasz do tych wątków niczego nowego. Zdanie Aylin wciąż jest to samo. Natomiast ze strony Maxima ciągle dostajemy jakieś zmiany, które są prawdopodobnie bardziej widoczne przez to, że jest go po prostu mniej, ale jednak jego punkt widzenia bardziej mnie wciągnął. Jestem ciekawa, jak potoczy się sprawa przyszłego przyjęcia, więc pewnie doczytam kolejny rozdział, gdy już wyjdzie, ale tym razem jako zwykła czytelniczka. A potem zobaczymy.
Bohaterowie (12/20 pkt.)
Bohaterowie twojego opowiadania podzieliłabym na trzy grupy: tych, z perspektywy, których odkrywamy tę historię, tych, którzy mają zarysowany charakter i tych, którzy plątają się po planie bez celu i pełnią funkcję tła.
Pozwolę zacząć sobie od tej ostatniej kategorii i przechodzić w górę, bo dwa pierwsze przystanki nie zajmą nam wiele czasu. O żadnej z wymienionych niżej postaci nie jestem w stanie napisać więcej niż kilku zdań. Zaliczają się do nich:
Xana Louisa Santos — matka Aylin. Lubi pałacowe życie i pochodzi z Turysu. To naprawdę tyle. Nie wiem, czy chociaż raz użyłaś jej imienia w tekście. Jest tu tak potrzebna, jak kolejna sofa w nowym pokoju królewny. Tak nawiasem, zauważyłaś, że drugie imiona pary królewskiej są swoimi odpowiednikami?
Caroline Laura Santos — starsza siostra Aylin. Ładna, ale z jakichś niewiadomych powodów nie może zostać królową. Spędza większość czasu u boku matki, chciałaby poznać życie za pałacem, ale się boi. Aylin określa ją zazwyczaj mianem radosnej i beztroskiej.
Jose i Ingrid — członkowie rodziny, u której zatrzymała się Aylin po przeniesieniu do Lotos. Nie mogą odzwyczaić się, że mają zwracać się do królewny „bez tytułów”.
Mata i Lisa — koleżanki Aylin nie dostały nawet osobnych podpunktów, ale sama często wrzucasz je razem, więc to nie powinien być problem. Obie wyglądają dość specyficznie i właściwie na tym kończy się moja wiedza na ich temat. Pamiętam tylko, że Mata to ta „biała”, a Lisa „fioletowa”, jedna z nich rzuca cytatami po łacinie, a druga ma chłopaka — Dragona, o którym wiem tyle, że mało się odzywał i świetnie zatańczył na rurze w Sensation.
Diego i Hugon Mendoza — bliźniaki o południowym wyglądzie. Aylin miała z Hugonem coś na kształt związku, ale zostało to właściwie tylko wspomniane. Diego spotyka się z Kate.
Nauczyciele: pani Jones i pan Collins — ona wzięła sobie za cel pogodzenie Aylin i Maxima. On chciał ich wywlec do dyrektora, za co zyskał mój dogłębny szacunek.
Elita — Pojawia się epizodycznie, żeby straszyć Maxima. Należy do jednej z ważnych rodzin w królestwie, ma sporo rodzeństwa i lubi tandetne ciuchy.
Alex — Kolega z klasy Aylin i Maxima. Ma czerwone włosy i często powtarza „kurde”. Jego tęczówki mają niesamowity kolor przechodzący pomiędzy niebieskim a zielenią.
Kategoria druga:
Kate Olivander — wiemy o niej tyle, że chodzi z Aylin do klasy, jest jej koleżanką, spotyka się z Diego i ma młodszego brata Kita. A, i jeszcze to, że chce zeswatać królewnę z Maximem i uważa, że są dla siebie stworzeni. No, i jest szafirowa.
Danton (który nie doczekał się nawet nazwiska) — wierny doradca króla, ojciec chrzestny Aylin; nie ma żony, ale posiada za to psa, bernardyna Volta. Lubią razem z Aylin śmiać się pałacowych balów i dobrze się dogadują. Zdobył moją sympatię,
Christian Louis Santos — Król Lustyki i kochający ojciec. Moja ulubiona postać w opowiadaniu. Ma dystans do siebie i stara się dbać o swoje córki. Lubi żartować z Dantonem o starych dziejach. Przez większość czasu pojawia się w listach, w których wydaje się prawdziwie zainteresowany życiem Aylin.
Daminik Henryk Pascoe — książę Uniki i przyszły mąż Aylin. Ona określa go mianem „sztywnego”, a sam chłopak należy do typu, który nie chce się zbytnio obściskiwać przed ślubem. W listach mówi zazwyczaj o ustawach i małżeństwie, z którego się cieszy. Jest przystojny i nie wyobraża sobie, że mógłby się znaleźć na miejscu Aylin, wśród pospólstwa. A mam jeszcze pytanie. Czy Daminik jest Polakiem? Nazwisko nie wskazuje, ale drugie imię już owszem.
I najbardziej wyczekiwana, kategoria pierwsza, a wraz z nią, dwójka głównych bohaterów opowiadania:
Maxim Carlaise — męski protagonista opowiadania. Łobuz i zawadiaka. Ma młodszego brata, fajne auto i umie jeździć na desce. Mieszka w najbiedniejszej dzielnicy, a od połowy rozdziałów jego największym zmartwieniem jest uciekanie od Elity. Zaczął robić się ciekawy od momentu, gdy postanowiłaś dać mu własne rozdziały. Uwielbia kłócić się z Aylin i kiedy wreszcie przyznał, że ją kocha, jestem pewna, że akcja ruszy do przodu. Początkowo uważałam go za chamskiego dupka, ale wgląd w jego życie wewnętrzne zmienił go w niejednoznaczną i zarazem najciekawszą postać opowiadania.
Aylin Erica Santos (Mington) — Tytułowa królewna. Postać z niewykorzystanym potencjałem. Nudna furiatka (tak, oksymoron jest tu celowy). Gdyby była córką śmieciarza, wcale nie zrobiłoby mi to różnicy. Fabule prawdopodobnie też. Jej królewskość wraca, kiedy ci wygodnie, cały czas powtarza, jak to w Lotos jej się podoba, jak obowiązki królewny są głupie i jak bardzo nie chce wyjść za mąż za Daminika. Wszystkie powinności królewny w pałacu wypełnia doskonale, ale ani razu nie widzieliśmy niczego, co by to potwierdziło. Piszesz, że potrafi grać na kilku instrumentach i to lubi, a nie widziałam jej nawet trzymającej trójkąta na lekcji muzyki. Podobała mi się za to scena z jazdą konną i nie obraziłabym się, gdybyś dała takich więcej, bo rzadko pokazujesz Aylin robiącą to, co kocha. Obecnie jest w związku z Hugonem Mendozą, ale podczas czytania nie miałam wrażenia, żeby jego los naprawdę ją obchodził. Prawdopodobnie skończy jako dziewczyna Maxima, sama przyznałaś to w którymś z komentarzy. Przez całe opowiadanie jej postać balansowała na cienkiej linii prowadzącej do stania się irytującą postacią, ale ostatecznie jeszcze jej nie przekroczyła. Poza interakcjami z Maximem wydaje się nawet fajną dziewczyną, miłą i pozytywnie nastawioną do otaczającego ją świata, ale gdy znów zaczyna obrażać Carlise'a niewybrednymi określeniami, cały czar pryska. Ma swoje „momenty”, gdy staje się porządną, mądrą, młodą kobietą, którą czeka przyszłość na tronie Lustyki, ale niestety w większości jej zachowanie odpowiada średnio rozgarniętej nastolatce. Co w innym przypadku, by mi nie przeszkadzało, ale mówimy tu o osobie, którą kreujesz na przyszłą władczynię i starasz się opisywać jako ekspertkę w sprawach państwowych, a lamę w kwestiach nastolatków, nierozumiejącą spraw poza pałacem. Dla mnie to po prostu dziewczyna z sąsiedztwa, może z wymiany studenckiej, ale nie prawdziwa królewna. I chyba na tym polega największa wada tej postaci.


Styl + logika (7/20 pkt.)
Prolog:
„Siadasz z Maximem, albo wstawiam ci uwagę.” — Nie wiem, dlaczego nauczyciel upiera się, by królewna usiadła razem z Maximem. Nie znam powodów niechęci Aylin do chłopaka — nie mam pojęcia, czy jest uzasadniona czy nie, przez co nie mogę kibicować żadnej ze stron, a cały konflikt przyjmuję z obojętnością. Jeśli Aylin uczęszcza na zajęcia już od jakiegoś czasu — dlaczego nie ma swojego stałego miejsca? Wszystko jest mocno chaotyczne. Dodatkowo przecinek przed „albo” jest zbędny. Możemy postawić go jedynie gdy „albo” pojawia się więcej niż raz w zdaniu albo jeśli występuje w postaci wtrącenia, albo jako dopowiedzenie, skonkretyzowanie danej kwestii.
„Gdy tak stałam, patrząc na Maxima z (jestem o tym całkowicie przekonana) widoczną niechęcią, przypomniały mi się słowa ojca.” — A ja jestem, może nie całkowicie, ale jednak przekonana, że nawiasy, zarówno tutaj, jak i pojawiające w dalszych rozdziałach opowiadania, są zbędne. Kilka zdań należałoby odrobinę przepisać, ale uważam, że nie ma potrzeby dopisywania tych wtrętów, które z powodu zapisu w nawiasach tylko rozpraszają. Wystarczyłoby złączyć je z resztą tekstu zwykłym wtrąceniem, tak, jak ja to zrobiłam w pierwszym zdaniu, wydzielając je jedynie przecinkami. W dalszej części oceny już nie będę odnosić się do tej kwestii, wydaje mi się, że raz wystarczy. Sama zdecydujesz, czy zrezygnujesz z tego zabiegu.
„(…) przypomniały mi się słowa ojca.” — Aylin musi mieć świetną pamięć. Na raz wyrecytowała w myślach słowa swojego ojca. Całe sześć zdań bez zająknięcia. Chyba że król powtarzał je wielokrotnie, ale to niestety z tekstu nie wynika.
„Rzuciłam torbę na podłogę, starając się nie okazywać niechęci tak jawnie.” — No nie wiem. Rzucanie torbą to raczej nie jest najlepszy sposób na nieokazywanie pogardy. Wydaje mi się, że jest raczej odwrotnie.
„Wystrzelił balona z gumy.” — Nauczyciel nie zwrócił Maximowi uwagi, że nie powinno się żuć gumy na lekcji? Albo chociaż żeby nie robił tego tak ostentacyjnie? No i do tego pozwala im na tę całą wymianę zdań, która dezorganizuje mu lekcję. Mocno wybiórczy ten nauczyciel. Ponadto źle odmieniłaś słowo „balon”, które w bierniku pozostaje nieodmienne, czyli powinno być po prostu „balon”.
Rozdział 1:
Nie podobają mi się niektóre początkowe opisy, wydają się suche, bez życia. Dobrze, jeżeli są szczegółowe, ale u ciebie brzmi to jak wiązanka cech, których momentami pojawia się za dużo. Przez to czuję się jak w wyliczance i kompletnie nie wczuwam się w klimat. Już pierwsze zdanie jest dość przytłaczające.
„Szła ścieżką prowadzącą do dużych, ozdobnych, drewnianych drzwi”. Duże, ozdobne, drewniane — trzy przymiotniki występujące po sobie i żeby było ciekawiej, wcale nie tak szczegółowe, jak mogłoby się na początku wydawać. Później używasz różnych gatunków drewna przy opisach, tu zatrzymałaś się na „drewnianych”, co daje mi niezliczoną ilość opcji do wyboru, bo mogą być i sosnowe, i bukowe, a przez to ich wygląd może diametralnie się różnić. Duże i ozdobne są niewiele lepsze w tej sytuacji, bo dla dziecka „duży” jest maluch, a dla dwumetrowego mężczyzny — ciężarówka.
To samo powtarza się już kawałeczek dalej, czyli: „Postawiła torbę przy szerokich, bogato zdobionych, pokrytych bordowym dywanem schodach i poszła do urządzonej w jasnych kolorach kuchni”. Najgorsze jest według mnie to: „(…) wiszące tam obrazy przedstawiały wspaniałe widoki.” — Wspaniałe, czyli jakie? Zapierające dech w piersiach krajobrazy pustyni? Niesamowite rafy koralowe i ławice egzotycznych ryb? Aylin mogłaby zwrócić uwagę na jeden konkretny obraz, który szczególnie jej się podoba. To byłby też świetny moment do wrzucenia paru wskazówek na temat świata przedstawionego. Mamy w końcu Lustykę i Lotos, więc na pewno nie jesteśmy w prawdziwym świecie. A może? Czy mają tam Paryż i Wieżę Eiffla? Może któryś krajobraz przedstawiałby zamek albo zabytek któregoś z innych państw — przykładowo wspomnianej w tekście Uniki.
Żeby nie było tak grobowo, znalazło się też miejsce na pochwałę i przykład opisu, który mi się podoba: „Usiadła na kanapie w kolorze wiśniowym i zapatrzyła się w ogród za wielkimi, przeszklonymi drzwiami” . — Nie ma tutaj tej wyliczanki, dziewczyna siada na kanapie, czyli jest pretekst, żeby ją opisać i dodatkowo Aylin zapatruje się w ogród, zwraca na niego uwagę, ergo jest w jakiś sposób ważny. Ponadto kolor wiśniowy jest szczegółowy, a całe zdanie nie sprawia wrażenia przeładowanego jak poprzednie. Podobnie jest z: „Lawendowe ściany i podłoga z ciemnego drewna uspokoiły dziewczynę. Rozejrzała się powoli. Mahoniowe meble bardzo jej się podobały. Podeszła prosto do biurka stojącego na lewo od wejścia. Na nim czekały już listy”. — Do tego opisu wplatasz emocje bohaterki i jej przekonania, dzięki czemu mamy okazję lepiej ją poznać. Obym w przyszłości napotkała więcej takich zdań. Tak trzymać.
Nie wiem, jak to inaczej ująć, ale wydaje mi się, że narrator brzmi momentami niespójnie. Czasem wydaje się być zupełnie wtopiony w historię, a czasem nagle pojawia się znienacka z wtrętami typu: „nasza Aylin” albo „To przecież oczywiste, prawda?” jakby mówił o sobie i (domyślnie) czytelniku — czyli był narratorem ujawnionym.
„Początkowo nie mogła przyzwyczaić się do rozmiarów nowego domu i nowych przestrzeni”. — Powtórzenia.
„Były w tym samym wieku. Jednak Ingrid była trochę wyższa…”. — Powtórzenia.
„Zupełnie inaczej niż wystawne, bogate życie w pałacu, do którego była do tej pory przyzwyczajona. Usiadła na szerokim, wyściełanym parapecie i ze stojącego na nim pudełka wyjęła kartki i pióro. Lubiła pisać z tatą. Zawsze, gdy był na jakimś wyjeździe, znalazł czas na list do córki. A ostatnio trochę go zaniedbywała. Była wściekła na niego za to, że wydelegował ją z pałacu i umieścił w jakiejś nieznanej jej dzielnicy w Lotos”. — Powtórzenia.
„Ta dzielnica była dość zamożna, ale wiedziała, że wiele innych nie trzyma się tak dobrze. Musiała poznać dobrze to miejsce”. — Powtórzenia. Poza tym pomieszałaś podmioty i zdanie sugeruje, że to dzielnica wiedziała, że nie trzyma się dobrze.
„Nie będę Cię skazywać na życie, którego nie chcesz. Jeżeli po miesiącu nadal będziesz chciała wrócić do domu, nie będę protestować”. — Powtórzenia.
„Zupełnie inaczej niż wystawne, bogate życie w pałacu, do którego była do tej pory przyzwyczajona. (…) Zawsze, gdy był na jakimś wyjeździe, znalazł czas na list do córki. A ostatnio trochę go zaniedbywała. Była wściekła na niego za to...”. — Powtórzenia.
„- O... - Bez tytułów - przerwała wchodzącej do pomieszczenia dziewczynie. - Mów mi po imieniu”. — Nie mam pojęcia, jaki tytuł zaczyna się od „O”. Może Ingrid chciała powiedzieć „Orchidee tak ładnie dzisiaj rozkwitły”, a Aylin już wyskakuje z tym „Bez tytułów”.
„Jednak Ingrid była trochę wyższa i lepiej zbudowana, ale mimo chłopięcej sylwetki ładna”. — To zdanie jest dla mnie w jakiś niezrozumiały sposób koślawe. Jakby chłopięca sylwetka przekreślała to, czy ktoś jest ładny. Przy czym „lepsza budowa” i „wyższy wzrost” nie zawsze idą w parze z „chłopięcością”, a zdanie sugeruje inaczej.
„Albo o Twój ulubiony film fantastyczny?”. — Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie podoba mi się to zdanie. Wydaje się takie oderwane od reszty. Po pierwsze, co mnie ucieszyło, dowiedziałam się, że mają w Lustyce fantastykę, a po drugie to, że król zapewne lepiej zna się na gatunkach filmowych niż jego córka. Co może być oczywiście możliwe, ale po tak krótkim czasie i zbyt powierzchownym przedstawieniu obu postaci, po prostu jakoś nie pasuje.
Rozdział 2:
„Wiedziała, że może wydawać się to dziwne, że córka króla spokojnie chodzi po stolicy, nie wzbudzając niczyjego zainteresowania”. — Powtórzenie.
„Indywidualność wyglądu była dla Aylin jedną z większych niespodzianek, gdy po raz pierwszy weszła do budynku szkoły. (...) W pałacu wszystko było stonowane, proste i spokojne”. — Powtórzenie.
„- Proszę cię - jęknęła królewna. - Dobrze, że uciekł po pierwszej lekcji. Nie wiem, jak wytrzymałabym z nim przez wszystkie 7 godzin”. — Proszę cię, zapisuj liczby słownie. Forma, którą tu zastosowałaś, jest niepoprawna. Poza tym, to „wszystkie” wydaje się niepotrzebne.
„A po jej narodzinach wielu rodziców nazywało potem swoje córki nadanymi jej imionami”. — To „potem” wydaje mi się zbędne w tym zdaniu, bo wcześniej piszesz „po jej narodzinach”, więc to powtarzanie tego samego.
„Na balach bywała rzadko, a jeśli już na którymś się pojawiała, to zamaskowana. Ten pomysł podsunął jej kiedyś ojciec. W głębi duszy podejrzewała, że już wtedy planował to wszystko. Dzięki temu była nierozpoznawalna”. — No nie wiem, czy to najlepszy pomysł, żeby poddani nie znali swojej przyszłej władczyni. Raczej powinni zostawać powoli przyzwyczajani i zaznajamiani z osobą Aylin, jej aktywnością dworską i całą resztą, bo jeśli nagle król umarłby (powiedzmy), to lud zupełnie nie znałby następczyni i mogłyby pojawić się w związku z tym niepokoje, a może i nawet bunty.
„Dziedziczka miała ochotę wyrwać mu zwisający z kącika ust papieros”. — Powinno być od nowego akapitu, bo nie odnosi się do Maxima.
„- Nie wyobrażasz sobie nawet, co jeszcze mogę pokazać - powiedziała spokojnie, sięgając po zapalonego przez niego przed chwilą papierosa. Ignorując pełne niedowierzania spojrzenie chłopaka rzuciła fajka na podłogę pomiędzy ich krzesłami i przydeptała tlący się koniec. - Oszalałaś?! To był mój ostatni! - wykrzyknął, patrząc na pozostałe na deskach resztki. - Właśnie przedłużyłam twoje życie o jakieś pięć minut. Podziękujesz później - odparła wyjmując książki i nie patrząc na niego”. — Cała ta sytuacja jest zupełnie nie na miejscu, bo z opisu wynika, że są w klasie. Nieważne, w jakim są państwie czy nawet wszechświecie, ale kto normalny pali w klasie i jeszcze nikt nie zwraca mu uwagi? Ostatecznie mogłabym uznać to za kreację świata, ale Aylin wyraźnie zaznacza, że palenie jest niezdrowe, czyli nie powinno się tego robić w miejscu publicznym i to do tego jeszcze w zamkniętym pomieszczeniu. Plus, po wyrazach „chłopaka” i „wyjmując” powinny znaleźć się przecinki.
„- Wariatka - mruknął, patrząc na dziewczynę wilkiem.
- Ignorant - rzuciła szeptem, ponieważ właśnie weszła nauczycielka.
- Damulka.
- Błazen.
- Pierdolona królewna.
- Niewychowany imbecyl.
Kątem oka zauważyła, że otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Co tu dużo mówić. Nie spodziewał się po takiej damulce aż takiej zawziętości i takiego słownictwa. Nabrał powietrza, szykując się do rzucenia kolejnego epitetu”.
Mnie Aylin wcale nie zaimponowała swoim zachowaniem. Odpowiadanie na pyskówki jest raczej beznadziejną formą radzenia sobie z konfliktami. Ale jak kto woli, choć królewna raczej nie powinna zniżać się do takiego poziomu, a wygrania bezsensownej kłótni z jakimś chłopakiem na pewno nie było w planach jej ojca na zintegrowanie się ze społeczeństwem. Aylin, proszę cię, bierz przykład z mądrzejszych, nie głupszych od siebie.
„Odsunęli swoje krzesła w przeciwne strony tak ostentacyjnie, że zarówno klasa, jak i nauczycielka, wybuchnęła śmiechem. - Dobrze sobie radzisz z Maximem”. — Poprawnie powinno być „wybuchła”. Ponadto, pomiędzy tymi zdaniami zostawiłaś pustą linijkę, pewnie żeby oddzielić od siebie dwa fragmenty. Część autorów daje w tym miejscu gwiazdki albo jakieś inne ozdobne elementy. Może fajnie wyglądałyby trzy wyśrodkowane korony? Wrzucę kilka, które według mnie wyglądają ładnie: ♛ ♚ ♕ ♔.
„- Dobrze sobie radzisz z Maximem. - Kate spojrzała na koleżankę wymownie, gdy wychodziły razem ze szkoły. Mimo odmienności (a raczej zwyczajności) od razu ją polubiła. Była spokojna i ułożona, ale Kate (która niejedno w życiu już widziała) czuła, że ta nowa może jeszcze się rozkręcić”. — Czytając po raz pierwszy, dopiero przy „ale Kate” zorientowałam się, że narracja się zmieniła i dziko przeskoczyła do innej bohaterki. Do tego fragment z jej punktu widzenia pojawia się jedynie na przestrzeni kilku linijek tekstu i nie jestem pewna, czy ma to w ogóle sens. Takie skakanie z bohatera na bohatera zauważyłam jeszcze w dalszych rozdziałach i osobiście uważam, że w większości przypadków wypada kiepsko, bo nie ma większego uzasadnienia w fabule, a wrzuca parę pojedynczych myśli i wraca do Aylin. Jeżeli już skłaniasz się ku narracji oczami bohaterów, rób to rozważnie i przemyśl, czy nie lepiej byłoby przemycić ich myśli w dialogu, zamiast niepotrzebnie dezorientować czytelnika. Ewentualnie zaznacz dokładnie, która postać przejmuję chwilowo rolę narratora.
„Aż tęskni się za przed-europejską metodą nauczania - rzuciła Aylin ironicznie”. — Szkoda, że nie pociągnęłaś bardziej tematu. Do tej pory zastanawiam się, czym mogłyby być te „przed-europejskie metody nauczania” i jak mają się do historii twojego uniwersum. Nie bój się tłumaczyć swojego świata, czytelnik na pewno się tym nie znudzi, jeśli nie będziesz sadzić całych akapitów na tematy gospodarki ściekowej Lustyki. O innych rzeczach na pewno z chęcią by posłuchali, ja na pewno.
„Więcej możliwości znajomości i rozwoju”. — Znajomości czego? Planu londyńskiego metra? Przepisu na bigos? Zagranicznych ustaw?
„Jedzie mój ban”. — Masz świadomość, że „ban” jest zapożyczeniem z niemieckiego? Czy to ma mnie w jakiś sposób naprowadzić, że świat, w którym żyją bohaterowie, opanowali Niemcy? Niestety nic w dalszych rozdziałach na to nie wskazuje.
„Potrząsnęła głową i rozejrzała się wokoło. Na myślenie będzie jeszcze czas”. — W drugim zdaniu nagle zmieniasz czas wypowiedzi na przyszły. Czyżby pojawił się narrator profetyczny? A jeśli to myśli Aylin, czy nie powinny być jakoś zaakcentowane? Zrobiłaś tak na początku rozdziału, używając innego koloru i kursywy. Dlaczego nie teraz?
„Na myślenie będzie jeszcze czas. Teraz musiała skupić się na ulicach, którymi wracała do domu. Chciała poznać swoje miasto, a to był pierwszy do tego krok”. — Powtórzenia.
Uznałam, że dobrze będzie zacytować cały list Daminika, żeby coś ci pokazać. Proszę:
„Bardzo ucieszył mnie Twój ostatni list. Raduje mnie myśl, że Ty również przejawiasz zainteresowanie reformami w zakresie szkolnictwa i funduszy oszczędnościowych. Kolejny wspólny temat!
Jak słusznie zauważyłaś, zarówno organizacja szkolnictwa, jak i kwestia funduszy oszczędnościowych przedstawia się w naszych krajach w dość odmienny sposób. Lecz jeśli oboje wyrażamy swe zainteresowanie w przedstawionych kwestiach, to co stoi nam na przeszkodzie do otwartego zaprezentowania naszym ojcom naszych uwag i poprawek w tych kwestiach? Uważam, że może to pozytywnie wpłynąć na pertraktacje pokojowe pomiędzy naszymi państwami. Powinniśmy niezwłocznie przedstawić naszym ojcom kwestię ujednolicenia systemów szkolnictwa i funduszy oszczędnościowych naszych królestw. Kto wie, może posunie to do przodu kwestię sojuszu, którą od lat rozważają nasze państwa?
A jak radzisz sobie z życiem poza pałacem? Pomysł wydaje się ciekawy, aczkolwiek mam pewne zastrzeżenia co do jego słuszności.
Proszę o niezwłoczne powiadomienie mnie, o Twoim zdaniu w kwestii przedstawienia naszych planów na zgromadzeniu debatującym. Mogłaby to być doskonała sposobność do ponownego spotkania”.
Cóż, Daminik nie pisze sztywno i oficjalnie (choć to też, ale to akurat świadomie wybrana przez ciebie cecha) ale okropnie się powtarza i traktuję przez to Aylin jak idiotkę, której kilka razy trzeba mówić to samo. Może to twoja nieuwaga albo niepewność. Wydaje mi się, że jednak chodzi o to drugie i gdzieś o tym wspominałaś, bo choć książę może mieć sztywny styl, raczej nie powinien pisać w ten sposób. Wyobraź sobie reformę, którą miałby stworzyć wspólnie z Aylin i w której dziesięć razy na każdej stronie pisałby to nieszczęsne „szkolnictwo” i „fundusze oszczędnościowe”. Miało wyjść oficjalnie, wyszło raczej kiepsko. Postaraj się znaleźć jakieś odpowiedniki dla tych słów lub postaraj się zmienić ich szyk, żebyś nie musiała się powtarzać.
„Ale po ostatnim liście od ojca i pewnych doświadczeniach z normalnego życia, mogła myśleć tylko o tym, jak sztywno on pisze”. — Teraz zmieniłaś narrację na teraźniejszą. Proszę cię, pozostań przy jednej narracji. Jeśli przez dwadzieścia stron piszesz „poszła”, nie zmieniaj tego nagle na „idzie”, w jednym jedynym zdaniu. Gdybyś napisała „(…) mogła myśleć tylko o tym, jak sztywno pisał” zdanie nie zmieniłoby sensu, pozostało w spójnej narracji, a i jeszcze mogłabyś pozbyć się tego zbędnego „on”, bo czasownik jasno dawałby do zrozumienia, że królewna wspomina o Daminiku.
„I do tego prawie wcale nie zainteresował się (czas przeszły) tym, że ona może (czas teraźniejszy) na swój sposób przeżywać to całe wygnanie z pałacu”. — Tutaj pojawia się dokładnie ta sama sytuacja.
„Mam okazję osobiście przekonać się o wadach i zaletach naszego systemu szkolnictwa. Nasze propozycje umożliwiają lepszy rozwój indywidualny, aczkolwiek zauważam pewne kwestie świadczące na korzyść obecnego ustroju”. — Powtórzenie. Uważam, że logicznym jest, że rozmawiają o „ich” systemie, a nie jakiegoś innego kraju, więc nie widzę sensu w tym ciągłym podkreślaniu tego słowa. Ta uwaga tyczy się również po poprzedniej sytuacji.
„Uważam, że wszystkie sugestie i przeciwstawienia…”. — Nie jestem pewna, czy o to słowo ci chodziło. Myślę, że raczej chciałaś napisać „zastrzeżenia”, ale jeśli się mylę, popraw mnie.
„Była w tym świecie od 2 tygodni, ale czuła, że nie jest już taka jak kiedyś. Dawniej pisanie z Daminikiem o reformach było dla niej czymś ważnym, interesującym. Teraz to wszystko było nudne, sztywne. Zawsze była królewną. Mając 10 lat znała już 5 języków, umiała grać na 4 instrumentach i potrafiła wyrecytować połowę ustaw obowiązujących w jej kraju. Nigdy nie była nastolatką”. — Powtórzenia. („Jest” to forma teraźniejsza od „był”.) Plus brakujący przecinek po „lat” i dodatkowo wszystkie liczby powinny być zapisane słownie.
Rozdział 3:
„Po głównych schodach dostała się na drugie piętro”. — Powinno być: głównymi schodami.
„Wpadła do swoich komnat i od razu weszła do garderoby”. — Kolokwializm.
„Brakowało jej ich długich spódnic, gorsetów i falban”. — Bardzo ciekawi mnie, jak to się stało, że dwieście lat później od teraźniejszości wróciliśmy do starodawnych sukien.
„Nareszcie Aylin poczuła, że jest sobą”. — Mieszanie czasów.
„Wiedziała, że jest na swoim miejscu”. — Znów mieszanie czasów.
„Jasna suknia z zsuniętymi z ramion rękawami podkreślała jej ciemniejszą karnację, a obcisły gorset i szeroka, długa do ziemi spódnica, uwydatniały zaokrąglenia ciała”. — Może zamiast jasna, lepiej byłoby dokładnie określić kolor, np. kość słoniowa, ecru, beż albo też mięta, błękit czy brzoskwinia, bo to też „jasne” kolory.
„- Pewnie w tronowej”. — Nie wiem, czy zgubiłaś tu słowo sali czy użyłaś skrótu myślowego.
„Podeszli do nich doradcy, aby omówić plan debat pokojowych. Wypowiadała się automatycznie”. — Bardzo nie podoba mi się drugie zdanie. To świetna okazja, żeby przedstawić Aylin jako królewnę, a nie nastolatkę. Pokazać jej mądrość i wiedzę w sprawach państwa. Wydaje mi się, że obawiałaś się, że nie masz odpowiedniej wiedzy, aby pisać takie dialogi albo uznałaś je za niepotrzebne. Jeśli to drugie, to bardzo mi przykro, gdyż ta część życia Aylin powinna jednak być bardziej widoczna na przestrzeni opowiadania, bo czasami ciężko naprawdę uwierzyć, że ta dziewczyna jest królewną. Do tego to „automatycznie”. Pamiętam je jeszcze z innego rozdziału. Człowiek to niestety nie automat i choć rozumiem, co miałaś na myśli, Aylin musiała jednak włożyć jakiś wysiłek w rozmowę z doradcami. Mogłaś napisać, że nie przywiązywała do odpowiedzi zbyt dużej uwagi albo że była wycofana i odpowiadała jedynie zapytana o jakąś kwestię. Nie ucinaj potencjalnie najciekawszych tematów. Mogłaś zawrzeć tu sporo cennych informacji na temat świata przedstawionego, podać kilka szczegółów o zmianach względem naszej rzeczywistości.
„Nie wiedziała, czy to ona pierwsza zacisnęła mocniej palce na dłoni Daminika, czy on na jej, ale ostatecznie siedzieli nachyleni do siebie w desperackim akcie dodania sobie nawzajem odwagi, ściskając swoje dłonie, przerażeni tym, że inni tak łatwo dyskutują o tym, jak ma potoczyć się ich życie, jakby ta decyzja nie miała piorunującego wpływu na losy dwójki młodych ludzi”. — To wszystko jest jedno zdanie. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby podzielenie go na dwa krótsze, bo można przy czytaniu go dostać zadyszki. Plus powtórzenie.
„Można powiedzieć, że przyszłość Aylin była od początku zaplanowana. Miała o rok starszą siostrę, ale jeszcze przed jej narodzinami zadecydowano, że to ona, mimo że młodsza z córek, zostanie dziedziczką tronu i korony Lustyki. Od początku jej edukacji kładziono szczególny nacisk na naukę o kontaktach międzynarodowych, sojuszach i innych powiązanych z nimi kwestiach. I dlatego, gdy jako główny warunek sojuszu pomiędzy Uniką a Lustyką postawiono małżeństwo księcia z królewną, wszyscy bez zastanowienia wytypowali Aylin”. — Co nie ma żadnego sensu, mówiąc szczerze. Po pierwsze, dlaczego na starcie założono, że pierwsze dziecko zostaje z automatu skreślone jako pretendentka do tronu? Nie wyjaśniłaś tego w żaden sposób. Nie mogę wziąć pod uwagę żadnej choroby Caroline ani innej dysfunkcji niepozwalającej jej objąć tronu, bo piszesz, że nie pojawiła się wtedy jeszcze na świecie. Przez to pomysł z ominięciem jej w linii sukcesji wygląda na zwykły kaprys, niepoprzedzony za sobą żadnymi argumentami. Po drugie, dlaczego książę Uniki nie miałby wziąć ślubu ze starszą siostrą? Jej niewykształcenie w sprawach politycznych nie ma żadnego znaczenia w kwestii bycia żoną i matką jego dzieci. Nazwisko i pochodzenie posiada takie samo, jest starsza i nie byłoby żadnego problemu z tym związkiem w momencie, gdyby Aylin przejęłaby tron Lustyki po ojcu.
„Debaty i pertraktacje przeciągały się przez lata nie tylko dlatego, że było tak wiele spraw do omówienia. Głównego problemu nie stanowił nawet młody wiek tej dwójki. Przeszkoda leżała głębiej. Mianowicie Daminik, jako jedyny dziedzic korony Uniki, miał obowiązek pozostać w swoim królestwie, a Aylin, jako królewna wybrana przez rodziców na przyszłą królową, również była zobowiązana do pozostania w Lustyce. Głównym punktem wszystkich debat było przekonywanie siebie nawzajem przez obie delegacje o słuszności zamieszkania nowej pary królewskiej w danym kraju. Absurd, co?”. — Twój narrator zadał mi pytanie i wiesz co? Zamierzam na nie odpowiedzieć. Tak, to kompletny absurd. Mam ochotę walnąć głową o blat biurka. Dlaczego? Powtarzam, dlaczego, Daminik nie może po prostu poślubić Caroline? To załatwiłoby wszystkie problemy. Przy obecnej sytuacji piętrzą się za to nowe: co się stanie po ślubie Aylin i Daminika, kiedy będą musieli samodzielnie rządzić swoimi państwami — zostaną połączone w jedno? Mało prawdopodobne. Zbyt dużo zmian musiałoby zajść. Nie znam nawet geografii tych państw, więc nie mam pojęcia, czy chociaż znajdują się obok siebie. Nastąpi unia personalna? W którą stronę? Co będzie z dziećmi tej pary? Które obejmie tron którego państwa? Podzielą się? A jeśli Aylin i Daminik doczekają się tylko jednego dziecka? Co wtedy? Wiem, po co stworzyłaś ten konflikt. Chciałam ci tylko dobitnie pokazać, że zawiera w sobie więcej dziur niż ser szwajcarski i radzę ci na porządne ich zalepienie. Bo może wydawać ci się, że to nieważne i chodziło tylko o trójkąt miłosny, ale to w końcu historia o królewnie, a nie zwykłej nastolatce. Polityka jest tu równie ważna i potrzebna, by zachować klimat i realizm opowiadania. Na razie po prostu zmniejszyłaś wszystkim doradcom, królom i wszystkim innym zaangażowanym osobom w ten ślub o połowę inteligencji. Plus, powtórzenia.
„- Ja też. A do kiedy u nas zostajecie?”. — Lepiej pasuje zostaniecie.
„W takim razie nie będę ci towarzyszyć do końca. W niedzielę wracam do domu w Lotos”. — Końca czego?
„- Cóż... Powoli zaczynam się w nim odnajdować”. — Lepiej pasuje odnajdywać.
„Zazwyczaj starali się traktować to wszystko lekko, ale z biegiem czasu pertraktacje posuwały się dalej, uświadamiając im ogrom odpowiedzialności, którą na siebie biorą tym wyborem”. — Pomieszałaś czasy w narracji. Przeszłaś z przeszłego w teraźniejszy, co jest błędem.
„To pokazywało Aylin, jak bardzo różnią się dzieci królewskie od zwykłych nastolatków”. — Może lepiej pasowałoby uświadamiało?
„Nikt nie powinien być zmuszany w tak młodym wieku do podejmowania decyzji rzutujących później na całe życie”. — A myśli to kto? Aylin, narrator, który zaczął wyrażać swoją opinię? Nawet nie wiedziałam, że masz w opowiadaniu narratora ujawnionego. Poza tym, chyba wszyscy w tym wieku muszą podjąć taką decyzję, choćby o wyborze dalszej drogi po ukończeniu szkoły. Może to nie rządzenie państwem albo wzięcie ślubu, ale to tak samo „rzutuje na całe życie”.
„Spojrzał jej w oczy. W szafirowej barwie tęczówek księcia obawa mieszała się z niepewnością”. — Jestem pewna, że w rozdziale wystarczy raz wspomnieć o niezwykłym kolorze oczu Daminika, powtarzanie tego faktu to przesada, która szybko zaczyna męczyć. Poza tym, zdanie wcześniej sugeruje opisanie oczu Aylin, a nie jego. On spojrzał w jej oczy, nie swoje.
„(...)więc już po chwili niszczyła wysiłki...”. — Ale ostatecznie jej się nie udało? Lepiej pasowałoby zniszczyła.
„Gdy ich języki zetknęły się, oplótł ramionami jej talię, przeciągając bliżej siebie młode ciała”. — To był tam ktoś jeszcze, pomiędzy nimi? Wiem, że przyciągnął swoje „ciało” do Aylin, ale to zdanie zabrzmiało jak wstęp do trójkąta.
„(…) znajdując sobie zajęcie w badaniu dotykiem dość umięśnionych barków księcia”. — Jak dla mnie, „dość” osłabiło przymiotnik „umięśnione”. Czy taki efekt chciałaś uzyskać?
„Ale Aylin pasowało to”. — Kolokwializm, plus dziwny szyk zdania.
Rozdział 4:
„Przestrzeń między nimi pełna była nie tylko napięcia i niechęci, ale też papierków, połamanych ołówków, jedzenia i wszystkiego, czym obrzucali się w wolnych chwilach (czyli takich, kiedy nie kłócili się słownie). Na plus Aylin mogła zapisać, że po tym, jak zdeptała mu raz fajka, nie zapalił przy niej ponownie”. — Łaskawca. Poza tym, serio? Są oddaleni od siebie o maksymalnie czterdzieści centymetrów i rzucają w siebie papierami? To już lepiej dźgać się nawzajem tymi, również wspomnianymi, połamanymi ołówkami po rękach. A poza tym, Maxim taki biedny, a rzuca jedzeniem? Nie szanuje się pracy rodziców, co? No i ciekawe, w której ławce oni siedzą, że tego nie widać i nauczyciel nie zareagował. I jeszcze pytanie: oni przez cały dzień są w jednej klasie, a po godzinach lekcyjnych nikt tych gabinetów nie sprząta, że mają tam taki syf? Przecież Aylin dopiero tam przyszła.
„Gdybyś był chociaż po części tak zabawny, jak myślisz, że jesteś”. — Nie jestem pewna, czy użycie kursywy w dialogu ma sens. Mogłaś dopisać w didaskaliach, że Aylin podkreśliła to słowo i wyszłoby to o wiele lepiej.
„- Przepraszam za spóźnienie. - Nauczycielka niemalże wbiegła do klasy, ledwo utrzymując w objęciach kilkadziesiąt teczek. - Wypadła mi nagła sprawa, dlatego na tej lekcji będziecie pracować samodzielnie. To znaczy beze mnie, ale w parach. Tak jak siedzicie w ławkach”. — W sensie, że ona będzie zajmować się tymi teczkami, a nie że wyjdzie z klasy i ich zostawi samych, prawda?
„- Panno Mington i panie Carlaise, proszę natychmiast wrócić na swoje miejsca...”. — Wiesz, że to czwarty rozdział, a ty pierwszy raz nazwałaś Aylin i Maxima nazwiskami? W jej przypadku fałszywym, bo prawdziwe poznaliśmy z listów, ale nie uważasz, że to odrobinę za późno? Ja bym to umieściła maksymalnie w drugim rozdziale, w końcu to dwie najważniejsze postacie w opowiadaniu, a nie jakaś koleżanka Aylin czy przypadkowy doradca.
„(…) - powiedziała nauczycielka zrezygnowanym tonem i z miną dobitnie świadczącą o tym, że wolałaby dostać choroby żołądkowej, niż po raz kolejny słuchać sprzeczek tej dwójki, która od samego początku urozmaicała jej lekcje swoimi niekończącymi się dyskusjami i kłótniami”. — Mam świetną radę dla tej zmęczonej nauczycielki. Co by pani powiedziała, żeby rozsadzić tę dwójkę? Sprawdzony sposób, w mojej szkole zawsze działało.
„- Zachowajcie się jak dorośli ludzie, a nie dzieci w podstawówce. Macie pracować razem, koniec dyskusji. A jeśli wydarzy się jeszcze jedna jakaś sprzeczka lub kłótnia, zakończona latającymi zeszytami i podręcznikami, to zadam wam pracę, która będzie wymagać waszej współpracy nawet poza szkołą”. — No dobrze, nauczycielka zachowała jednak jakieś pozory dyscypliny. Zobaczymy, czy to powstrzyma tę dwójkę.
„Stwierdzenie, że go nie lubiła, byłoby totalnym niedopowiedzeniem”. — Kolokwializm.
„- Oczekuje pani rzeczy niemożliwych - odpowiedział po chwili chłopak. - Oczekuję tylko tego, że przestaniecie w końcu utrudniać mi pracę. Od początku roku nie było dnia wolnego od kłótni, jeśli oboje byliście obecni w szkole.- Więc dlaczego kazała nam pani usiąść w jednej ławce? Byłoby spokojniej, gdybym nie musiała siedzieć z tym wyrzutkiem społeczeństwa. - To raczej ja jestem w tym układzie poszkodowany, madonno za dychę. -Nie pochlebiaj sobie. - Spokój! Czytajcie tekst i znajdźcie w nim jak najwięcej motywów zaczerpniętych ze starożytności”. — No właśnie, dlaczego nauczycielka kazała im usiąść razem? Jeszcze do tego zbyła pytanie Aylin najstarszym sposobem świata. Chwila, to ta sama nauczycielka, która była nauczycielem w prologu? Zmieniła płeć, czy podobna sytuacja zdarzyła się też na innych lekcjach i nie zostało to dopowiedziane?
„- Czy ty też masz wrażenie, że ten motyw człowieka pierwotnego tak wyraźnie odnosi się do ciebie? - wyszeptała cicho po chwili. Nie mogła powstrzymać tej uwagi cisnącej się jej na usta”. — Dzieeeciuuch! Nie ty autorko, twoja bohaterka, co by nie było nieporozumień. Ups, wyszło na to, że ja zrobiłam to samo, nieważne.
„Jak gdyby nic podkreśliła interesujące ją zdanie i przewróciła kartkę”. — A to nie powinno być jak gdyby nigdy nic, jeśli już? Dodatkowo brakujący przecinek przed „podkreśliła”.
„Prawie dostała zawału, gdy zobaczyła wplątaną w nie gumę do żucia”. — Nie dramatyzujesz aby za bardzo? Na pewno nie dostałaby zawału od czegoś takiego.
„Nikt nie widział, że spoliczkowała Maxima podręcznikiem”. — He, he, he, nie. Podręcznikiem w twarz? Auć! To musiało boleć i mam nadzieję, że to nie była książka w twardej oprawie, bo jakby Aylin się porządnie zamachnęła, to co najmniej siniak murowany. To jest królewna? Osoba, która ma rządzić w przyszłości państwem? Gdybym tam mieszkała, wiałabym gdzie pieprz rośnie, bo jeśli Aylin może zdenerwować taki byle chłystek, żeby uciekała się do przemocy, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak podobne emocjonalnie sytuacje przełożyłyby się na rządzenie przez nią państwem. Rozumiem, zniszczył jej włosy, ale żeby książką? Gdyby była mądra, zgłosiłaby to nauczycielce i na pewno nie musiałaby siedzieć więcej z tym dupkiem. Owszem, dupkiem, bo Maxim na tym etapie nie jest dla mnie nikim więcej niż irytującą muchą i nic go nie usprawiedliwia. A Aylin pod jego wpływem zaczyna robić się tak samo irytująca jak on.
„- Przysnąłeś? - Nauczycielka popatrzyła na nią i na niego. Znów na nią i znów na niego. Coś jej tu nie grało. I to bardzo”. — Od kiedy nauczycielka przejmuje funkcję narratora?
„Przecież byli swoimi największymi wrogami”. — „Swoimi” jest zbędne.
„Dopiero wtedy dziewczyna odważyła się spojrzeć na swojego towarzysza niedoli. W jego wzroku nadal było coś dziwnego, co jednak tym razem rozpoznała. To było uznanie. I może nawet okruchy szacunku. Nigdy nie przypuszczała, że dopiero uderzając kogoś książką po twarzy, zyska tej osoby szacunek. Ale nie po raz pierwszy zadziwiły ją prawa rządzące światem zwykłych ludzi”. — O kurczę, naprawdę zdobyła jego szacunek w ten sposób? Minęło dwieście lat i ludzie nic się nie zmienili, a jeszcze wrócili do barbarzyńskich metod.
„Może jednak nie jesteś tak sztywna i beznadziejnie nudna, na jaką wyglądasz…”. — Beznadziejnie nudna i sztywna? Aylin, która non stop kłóci się z Maximem, która rzuca w niego przedmiotami i obraża, była dla niego nudna? Muszę przyznać, chłopak ma niezwykle wysokie standardy i o większości swojej klasy pewnie myśli jak o amebach.
„Twoja mama i siostra lubią rozmawiać tylko o ubraniach, kosmetykach i modnych fryzurach. Nie mają zdania na temat najnowszych ustaw, nie wypowiadają się na żaden związany z państwem temat, np. poborów do wojska. A Danton nie potrafi rozmawiać o niczym innym”. — Królu, nie łam mi serca i nie kłam. Z dalszych rozdziałów dobrze wiem, że Danton nie rozmawia tylko o ustawach. Co do pierwszego zarzutu odnośnie damskiej części jego rodziny nie mogę się wypowiedzieć, bo znam te bohaterki zbyt mało, ale gdyby król się postarał, na pewno znalazłby z nimi choć jeden wspólny temat. Poza tym list super, może mało królewski, ale to w końcu prywatna korespondencja, a nie projekt ustawy. Dobra robota.
„Jej tata, wielki, potężny król, zawsze trochę lękliwie zerka na małego, niepozornego Dantona. A w jego towarzystwie czuje się zdenerwowany, jeśli nie pracuje. Ale lubi go, tak jak jego córka”. — Skąd ta nagła zmiana czasu narracyjnego? Spokojnie mogłabyś napisać to w czasie przeszłym, nie sprawiłoby to, że te wydarzenia przestałby być aktualne. Poza tym, całe opowiadanie dzieje się w przeszłości — przez większość czasu piszesz „był, robił, myślał”, więc to i tak nie ma znaczenia.
„Mi też brakuje naszych wspólnych gier…”. — Powinno być mnie, gdyż to początek zdania, a w takich przypadkach forma mi jest niepoprawna.
„Tęsknię za wami i za pałacem, ale muszę przyznać, że nowy świat przyciąga mnie do siebie coraz bardziej. Z każdym dniem staje się coraz bardziej fascynujący. Jestem taka podekscytowana! Tak, staję się coraz bardziej samodzielna”. — Powtórzenia.
„(…) jest to bardziej zabawne niż jakiekolwiek inne”. — Jakiekolwiek inne co? Przeżycie? Doświadczenie? Zdanie jest niedokończone i nie mam pojęcia, o co mogło chodzić.
„PS Przymusowe pobory to zły pomysł! Wielu z tych chłopaków jest drobniejszych ode mnie. Zamiast tego pobory powinny być dla chętnych, ale niech wiążą się z nimi jakieś dodatkowe korzyści, jeśli ktoś zaciąga się z własnej woli. To taka mała sugestia”. — To akurat fajny przykład tego, że Aylin to jednak mądra dziewczyna. Chciałabym zobaczyć więcej takich zdań, więcej rozmów i jej opinii na tematy państwowe, więcej jej jako królewny.
„Osiedle Wschodnie było wyraźnie biedniejsze od Słonecznego. Oprócz zwykłych domów były tam też bloki i całe kamienice. Samochody były starsze, a niektóre ściany i mury pokrywały graffiti. Nie wiedziała czemu, ale od razu spodobała jej się ta dzielnica. Było tam mniej sztywno niż na osiedlu, które zamieszkiwała”. — Powtórzenia.
„(…) nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu wpływającego na twarz”. — Wpływający uśmiech, hm… chyba nie o to ci do końca chodziło.
„To wszystko było tak odmienne od tego, co widziała w pałacu, ale jednocześnie nie mogła powstrzymać myśli, że ci ludzie byli szczęśliwi…”. — Powtórzenia.
„Spojrzała do dołu”. — Powinno być: w dół.
„- Mogłaby pani podać nam piłkę? - Odwróciła się w stronę, z której dochodził wesoły głos. Na środku ulicy stała grupa chłopców, na oko dziesięcioletnich”. — A mnie się wydaje, że byli jedenastoletni. Czasami bardzo określić czyjś wiek, szczególnie dokładny. Mnie przykładowo zawsze odejmowano dwa, trzy lata, mojej koleżance za to dodawali. Może ci chłopcy są biedni, przez to nie urośli zbytnio i dlatego wydają się Aylin młodsi niż są? A co jeśli gdzieś tam pałęta się czyjeś młodsze rodzeństwo i nie wszyscy mają to zasugerowane przez narratora dziesięć lat? Lepszym rozwiązaniem byłoby podać jakąś grupę wiekową, np. chłopcy uczęszczający do szkoły podstawowej albo cokolwiek innego, według ciebie pasującego.
„Gdy była już na chodniku rzuciła ją w stronę chłopców. Łatwiej byłoby kopnąć taki balon...”. — Powtórzenia i brakuje przecinka po chodniku.
„- Postanowiłam sobie, że poznam miasto...”. — To „sobie” jest niepotrzebne.
„Uśmiech Ali na pewno był trochę ironiczny, ale nie mogła nic na to poradzić”. — Na pewno był, ale narrator jednak taki pewny już nie był. A jeśli to prawda, to nie ma sensu podawać tego w wątpliwość. Do tego: (…) można było śmiało powiedzieć, że dorastała na innej planecie. Dla niej rozrywką nie była gra w piłkę…”. — Powtórzenia.
„Nie potrafiłaby zatańczyć na dyskotece, ale bez problemu mogła uczyć kogokolwiek wszystkich tańców klasycznych”. — Wiesz, że znajomość danej rzeczy nie daje stuprocentowej szansy na to, że ten ktoś będzie potrafił uczyć innych?
„Uwielbiała grać na pianinie, skrzypcach, flecie, saksofonie, wiolonczeli, a nawet akordeonie czy organach, ale ta pasja rozwinęła się w niej, ponieważ musiała na jakimś instrumencie grać, a nie dlatego, że tego po prostu chciała”. — Ale gdyby nie chciała, zatrzymałaby się na tym nieszczęsnym pianinie. Poza tym, naprawdę uważasz, że Aylin jest aż tak zdolna, by przy ogromie swoich innych zajęć została multiinstrumentalistką? Zrozumiałabym maksymalnie trzy różne instrumenty, ale tyle? Aylin to nie geniusz, tylko osiemnastolatka, która ma zostać w przyszłości królową, a nie zawodowym muzykiem. Nie wydaje mi się, by miała wystarczająco dużo czasu na doskonalenie się w tej dziedzinie, jeśli — sama wspominasz o tym chwilę później — jej życie było prawie całkowicie sterowane przez osoby postronne.
„Wyobraźcie sobie, że to wasza rzeczywistość. Nie jest wcale tak fajnie, nie? A najlepsze jest to, że gdyby nie mały eksperyment króla, nigdy by się nawet nie dowiedziała, jak wiele naprawdę straciła”. — Narratorze, dlaczego do mnie mówisz? Powinnam się bać?
„- Serio nie wiesz, co to gra w gumę? - Patrzyła na brązowowłosą z takim zdumieniem na twarzy, że królewnie aż zachciało się śmiać”. — Po pierwsze: brązowowłosa. To nie jest dobre określenie na kogokolwiek, naprawdę, możesz mi wierzyć. A po drugie: ja się nie dziwię, że Aylin może tego nie wiedzieć. Ja się dziwię, że to jeszcze istnieje. No bo, serio, mija dwieście lat i nikt nie wymyślił żadnej lepszej zabawy podwórkowej? No i chyba nie we wszystkich krajach dzieciaki się w to bawią nawet teraz. Ale co ja tam wiem? Na pewno nie to, gdzie jest Lustyka, na gruzach jakiego państwa powstała, ani jaką ma technologię, zabawy, popkulturę? Przenieśliśmy się do przodu w czasie, ale całkowicie nie czuję tej zmiany, przeciwnie wszystko wydaje się być po staremu, a pewne rzeczy nawet zostały cofnięte.
Rozdział 5:
Od momentu wymiany liścików czcionka zaczęła szaleć.
„Ale tym razem nie było między nimi pogardy. Zamiast tego te spojrzenia były badawcze…”. — Powtórzenia.
„Aylin poczuła, że między nami historia dopiero się zaczyna”. — Chyba raczej między nimi. Plus powtórzenie „między” w: „Przez resztę dnia między tą parą przepływały tylko spojrzenia”. — Po czym znów wracają pływające, niczym statki, spojrzenia.
„Na innych lekcjach nie siedzieli razem, ale zazwyczaj niedaleko siebie. Dlatego nic nie przeszkadzało im na wgapianiu się w siebie z mieszaniną wyzwania, ciekawości i czegoś jeszcze, czego nie potrafili określić. „Może to były początki fascynacji?”. — Powtórzenia i znów pojawia się narrator niepewny.
„- Dzisiaj też zwiedzasz osiedla? - Kate uśmiechnęła się do koleżanki”. — Zdanie jest okej, ale zrobiłaś dość dziwny podział na części rozdziału. Wydaje mi się, że lepiej byłoby przyłączyć streszczenie dnia do poprzedniego fragmentu, a wymienione przeze mnie zdanie zrobić pierwszym w nowym.
„Matka wymagała od niej natychmiastowego spotkania, o czym została poinformowana tego dnia na przerwie przez Ingrid”. — Matka została poinformowana przez Ingrid, że wymagała natychmiastowego spotkania? Gdzieś ci się zgubił podmiot w tym zdaniu.
„Kate, Mata i Lisa zaśmiały się”. — Do tego zdania wizualizowałam sobie tę scenę jako rozmowę tylko Aylin i Kate i na początku zdziwiłam się, skąd nagle wzięły się te imiona.
„Zaczęły rozmawiać. Po miesiącu w Lotos królewna orientowała się już nieco w poruszanych przez młodzież tematach. Aktorzy, współcześni autorzy książek, sport, nowe postępy technologiczne. Gadały właśnie o jutrzejszych lekcjach, gdy kilka metrów od nich rozległ się głośniejszy od innych pisk”. — A ja po czterech rozdziałach nie miałam okazji zorientować się w podobnych tematach w najmniejszym stopniu, nad czym bardzo ubolewam. Dlaczego i tym razem zupełnie ucinasz świetną możliwość do wspomnienia o którejkolwiek z powyższych rzeczy? Poza tym „gadały” to kolokwializm.
„W ryk silnika wdarł się pisk hamulców”. — E, co? Przed moimi oczami stanął dość komiczny obrazek, gdzie silnik był zakończony lwią głową z rozdziawioną paszczą, do której „wdzierały” się małe, piszczące wiewiórki hamulcowe. Komiczne. To było niepotrzebne, naprawdę? Tak tylko chciałam się podzielić wizją. (Tak, udaję twojego narratora.)
„(…) że w końcu utworzyła zaciśnięte do tej pory oczy”. — Literówka: otworzyła.
„Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że ktoś obejmuje ją ramionami i przyciska do swojego ciała, gdy tak toczyli się po betonie”. — Zmiana czasu w środku zdania. Powinno być: obejmował ją ramionami i przycisnął do swojego ciała.
„A było to umięśnione, męskie ciało. Jeszcze nigdy nie była tak blisko chłopaka. Nawet będąc z Daminikiem i przytulając się do niego czuła, jak oddziela ich od siebie jego dystans i sztywność. Ale tym razem nie było niczego takiego”. — Powtórzenia. A tak poza tym, to serio? Rozwodzisz się, że myśli Aylin zaczęły krążyć wokół umięśnionego, męskiego ciała, a nie na przykład ja żyję! albo innej trywialnej rzeczy? Samo wspomnienie o różnego rodzaju „ciałach”, bliskości i całej reszcie jest okej, jeżeli nie są to myśli a) pierwsze po tak szokującym przeżyciu, b) nie są opisane jako dominujące. Mogłaś gdzieś ukradkiem rzucić coś o fajnym ciałku Maxima, kiedy cała sytuacja zdążyła się unormować, ale wciskając takie tekstu w tym samym akapicie, co sam wypadek nie jest najlepszym pomysłem, bo po prostu odbiera temu wydarzeniu naturalność.
„Zaśmiał się i wypuścił dziewczę z uścisku”. — To „dziewczę” pojawia się u ciebie w opisach od czasu do czasu. Wiesz, że to przestarzała forma? Byłoby to w porządku, gdybyś trzymała się takiego słownictwa przez cały czas, ale ty mieszasz je z kolokwializmami i zwykłymi wyrazami, a przez to wychodzi tylko dziwny zlepek niepasujących nijak do siebie wyrażeń.
„Przez chwilę rozważała wstanie, ale jej kości zaprotestowały”. — Wyciągnęły transparenty i krzyczały: Nie będziemy wstawać! Precz z wyzyskiem! Takie wyrażenia są w porządku w przypadku dialogów, w narracji — niekoniecznie, nawet jeśli rozumiem, co miałaś na myśli.
„- Nie mam - wtrąciła lekko zbulwersowana tak niegodziwą sugestią pod jej adresem”. — Jeżeli używasz mocnego określenia, tutaj akurat „zbulwersowana”, proszę nie zmniejszaj jego wagi dodawaniem „lekko”. Lepiej użyć słowa od razu mniej nacechowanego emocjonalnie, choćby „wzburzona”, „obrażona”. Po co niszczyć cały efekt jaki daje dane wyrażenie? Podam ci dość wulgarny przykład, ale myślę, że na nim najlepiej będzie to widać: Byłam lekko wkurwiona tym, że śmiałeś zasugerować, że posiadam jaja. Wkurwiony człowiek nie może być „wkurwiony lekko”, samo słowo dosadnie sugeruje poziom wzburzenia i wszystkie próby umniejszenia tego stanu powodują ocieranie się o śmieszność. To tak jakby powiedzieć, że dziewięćdziesięciolatka jest trochę stara, albo kobieta, która czekała na swój ślub od wielu lat i w końcu się doczekała, jest odrobinę szczęśliwa.
„- Lalka Barbie”. — Dobrze wiedzieć, że po dwustu latach pewne rzeczy się nie zmieniają i fabryki lalek Barbie wciąż istnieją.
„Matka podeszła do królewny i uściskała ją lekko…”, „odpowiedziała, dygając przed nią lekko”. — Powtórzenia.
„Tylko jeden, inny strój sprawiał wtedy, że miała się równie dobrze”. — Ja wiem jaki! Uniform kanalarza. Tak, na pewno o to chodzi, żadne tam ciuchy do jazdy konnej ani nic podobnego.
„Materiał podstawowy pokrywała długa do ziemi warstwa tiulu. Następnie druga, krótsza warstwa tiulu, zakończona dekoracyjnym motywem liści ozdobionych klejnotami. Ostatnia warstwa wykonana była z tego samego materiału co gorset…”. — Powtórzenia.
„Wiedziała, że wygląda w niej świetnie. I nie widziała potrzeby żeby udawać, że tak nie jest.” — Tak, trzymaj, Aylin, dość już naczytaliśmy się o dziewczynach nieznających swojego „piękna”. Wreszcie jakaś świadoma swojego własnego ciała bohaterka. Plus, zabrakło przecinka przed „żeby”.
„Była rok starsza, ale miały prawie identyczne sylwetki. Caroline była trochę szczuplejsza i mniej umięśniona. Miała jaśniejsze włosy i szmaragdowe oczy. Jej skóra była jasna, a uśmiech wprost promienny. Zawsze wyglądała uroczo i słodko. Ali wiedziała, że z wyglądu nic jej nie brakuje, i że wiele dziewczyn może marzyć o takim wizerunku, ale Caroline to prawdziwa piękność. Przy tej radosnej osóbce to szarooka wyglądała na starszą siostrę. Była poważniejsza i nie miała w sobie jej beztroski. Nie mogła cieszyć się tak życiem, gdy wiedziała co ją czeka w przyszłości”. — Powtórzenia plus mylące podmioty i brak przecinka przed „co”.
„Gdy ich mijała skłaniali się przed nią. Gdy spojrzała na ostatniego z nich coś przyciągnęło jej uwagę”. — Szkoda, że nie wspomniałaś co to było. Plus powtórzenia i brakuje przecinka w pierwszym zdaniu przed „skłaniali” oraz „co”.
„- A to psisko nadal nie daje królewnie spokoju?”. — Nie miałam pojęcia, że to zdanie wypowiedział Danton aż do akapitu niżej, gdzie o nim wspominasz.
„Przecież jesteś moim ojcem chrzestnym”. — Dobrze wiedzieć, że Aylin to chrześcijanka. Dobrze wiedzieć, że w ogóle jest tam jakaś wiara. Tylko dlaczego muszę wyciągać te wszystkie wnioski z jakichś przypadkowych dialogów? Jeżeli robisz nowy świat, a przynajmniej przyszłość, to nie zostawiaj wszystkiego, jakby nic się przez ten czas nie zmieniło. Raz wspomniałaś o Internecie i telefonach, ale od tego czasu cisza. Gdybyś pisała obyczajówkę o polskiej nastolatce żyjącej w dwa tysiące szesnastym roku, to bym się nie czepiała takich rzeczy. Ale w obecnej sytuacji nie widzę innego wyjścia.
„Siedziała na ławce w ogrodzie. Było już późno, ale nie mogła spać. Obciągnęła w dół rękawy swetra. Spotkanie z matką wydawało jej się nudne. Królowa myślała tylko o wygodzie. Nie przejmowała się tym, że jej córka właśnie poznaje ludzi, których największym zmartwieniem nie jest to, jaką suknię założyć do obiadu, tylko to, aby w ogóle ten obiad mieć. Matka zawsze była według niej trochę zapatrzona w siebie i w życie pałacowe, a teraz dodatkowo wydawała się Ali płytka i egoistyczna. Caroline była do niej podobna, ale też myślała o innych. Czasami bywała nawet za miękka i bezpośrednia. I Aylin wiedziała już, dlaczego ojciec powiedział, że ona się do tego eksperymentu nie nadaje. Nie zgodziłaby się na noszenie spodni. Według niej spodnie były tylko dla mężczyzn, a w zwykłym życiu nie zawsze wygodnie jest nosić suknie. Gdyby ktoś ją obrażał, tak jak Ali obrażał Maxim, nie nauczyłaby się odpłacać mu tym samym, jak jej siostra się nauczyła, tylko płakałaby w łazience po każdej lekcji. Aylin wiedziała, że Caroline była cudowna, ale jednocześnie za miękka na takie życie. Tu twardym trzeba się urodzić, lub nauczyć się tego w pierwszych latach życia, inaczej społeczeństwo cię przetrawi i zostawi krwawiącego na krawędzi nędznego życia”. — Powtórzenia.
„Jednocześnie nie mogła pozbyć się myśli, że w baronie Simonsie zobaczyła coś znajomego, co poznała dopiero w życiu w Lotos. Ale nie miała najmniejszego pojęcia co to było”. — Powtórzenia.
„Ale one przecież nie mogły jej nic odpowiedzieć.” — Może raczej na nic.
Rozdział 6:
Rozdział 7:
„- No z Maximem. A z kim innym? - odpowiedziała niebiesko-włosa niecierpliwie, przewracając oczami”. — Dum, dum, duuum. NIEBIESKO-WŁOSA. Z dywizem w środku. A przez sześć rozdziałów tak dobrze ci szło. Dlaczego??? To jest tak bardzo złe, że myślałam, że wszyscy już o tym wiedzą. Nikt normalny nie określa swoich znajomych kolorem włosów, oczu, numerem buta ani długością palców u lewej ręki. Mówi się Kasia, Zosia, Franek. Nie długopalczasta, krzywozęba, krótkonogi, nawet jeśli robi to narrator. I jeszcze ten dywiz pośrodku. Nie, nie, nie. Ja dziękuję, ja wymiękam. Proszę, nie używaj w przyszłych rozdziałach czegoś takiego, w ostateczności jakiejś brunetki czy coś, a nie sinoszarokoperkowowłosej. Widziałam podobne określenia w późniejszych rozdziałach, ale nie mam zamiaru szarpać sobie nerwów i ich wypisywać. Myślę, że raz wystarczy.
„Ta nowa czasami wydawała się aż zbyt nieogarnięta jak na te czasy”. — Dajesz jedno zdanie z perspektywy Kate, którego nie da się przykleić do niczego. Po co? Mogłaś po prostu dorzucić coś w stylu: zdaniem Kate, przemknęło przez myśl Kate, a ty na dwie sekundy zrobiłaś z niej coś w rodzaju narratora, któremu czytelnik wchodzi do głowy.
„- No homo. — Ale to się mówi po tym, jak powiesz coś gejowskiego, a nie do tłumaczenia koleżance, że ich kolega może być innej orientacji. Nie dziwię się, że Aylin nie wie, o co chodzi.
„(…) jak Danton w różowych bokserkach pląsa beztrosko po kafelkach, nucąc pod nosem "Call me maybe"”. — Dobrze wiedzieć, że ten utwór przetrwał próbę czasu. Poza tym, zły cudzysłów.
„Ali miała wrażenie, że gapi się na koleżankę tak, jak przeciętny mieszkaniec Wiecznego Lodu patrzyłby się po raz pierwszy na pustynię”. — Wieczny Lód to jakiś wymyślony przez ciebie kraj?
„Z wielkim znakiem zapytania wyglądającym z jej źrenic”. — To musiał być przerażający widok.
„Słowa wychodzące z ust błękitno-krwistej stawały w gardle mówiącej”. — Nie jestem pewna, czy to najlepsze określenie, jakie mogłaś tu wstawić.
„Oczywiście, że słyszała o takich zjawiskach. Telewizję mieli. Co prawda w Lustyce nadawane były tylko trzy programy, ale zawsze coś. Internet też był. Nie miał takiego zasięgu, zastosowania i możliwości, jakie posiadł podobno w starym świecie, ale i tak informacje krążyły. Na oficjalnych stronach ciekawych rzeczy nie było, ale czasem jacyś samozwańczy techniczni robili rewolucje, umieszczając na nich różne zakazane, wariackie filmiki i inne materiały. Pewne rzeczy były szokujące. A to…”. — Tak, więcej o świecie. Moje zgniłe serduszko się raduje. A kim są ci „techniczni”, jeśli można wiedzieć? Plus, powtórzenia.
„Komu ja to mówię”. — A nie powinien być na końcu znak zapytania?
„No po prostu. Jesteś grzeczna, miła i tak dalej. Nie jesteś chamska i bezczelna. To nie twoja działka”. — Nie kłam Kate, to nie ładnie. Jeżeli są koleżankami, to na pewno wie choćby o słownych przepychankach Aylin z Maximem, bitwach na jedzenie, policzkowaniem książką i całej reszcie.
„Jesteś homo?”, „Królewno... Takie słowa nie pasują damie”. — Ale to słowo nie jest obraźliwe, więc w czym rzecz? Oznacza tyle co człowiek i Aylin, wykształcona królewna, raczej powinna tym wiedzieć. Rozumiesz, te wszystkie homo sapiens, homo habilis, homo erectus.
Znów przy liścikach rozmiar i krój czcionki zaczyna szaleć.
„Jego uśmiech trochę zbladł, gdy kilka minut później drugie śniadanie pewnej osoby (którym była kanapka z dżemem) przykleiło się do jego bluzy”. — Na początku pomyślałam, że to kanapka byłą tą osobą.
„(…) tylko z trójką służących, wśród wszystkich tym głośnych….”. — Powinno być tych.
„Miała ochotę zawyć z żalu, zgnieść list i wyrzucić go w przeciwległy koniec pokoju. Powstrzymywała ją jedynie myśl, że takie zachowanie nie przystoi królewnie”. — Czy tylko ja tu czegoś nie rozumiem? Aylin zachowuje się bardzo nie po królewsku przez cały czas pobytu w szkole. Co jej szkodzi raz rzucić jakąś kartką o ścianę? Robiła gorsze rzeczy.
„Dla niej była to powinność, a nie wyróżnienie. (…) Nie potrzebny był jej Pascoe, aby się dowartościować”. — Powtórzenie.
„Gdy wy jeszcze beztrosko się bawicie, oni są już zaręczani z (często) nieznanymi ich osobami”. — Nie bardzo rozumiem, o co tu chodzi.
„Taka była rola królewskich dzieci. Myśleliście, że ich życie to bajka?”. — Ktoś musiałby żyć pod kamieniem, żeby tak pomyśleć. Albo być dzieckiem. Znów pojawił się narrator zwracający się do mnie i za nic nie mogę pojąć dlaczego. Jeśli tę historię opowiada stary, moralizujący dziadek na bujanym krześle, skąd tak dobrze znamy wszystkie emocje i szczegóły z życia bohaterów? Jeśli historię opowiadają sami bohaterowie, dlaczego znienacka pojawia się taki gość i mówi „Życie królewny jest ciężkie, głupki”. Dlaczego czasem narrator jest przekonany co do swoich racji, a czasem tylko przypuszcza? Zdecyduj się na jedną opcję, a jestem przekonana, że wszystkim będzie się lepiej czytało.
Rozdział 8:
(...)że jest w drogiej, jedwabnej, bordowej sukni”. — Znów pojawiła się wyliczanka, jak w pierwszym rozdziale. Dawno się nie widzieliśmy.
„Była jedyną osobą, której pies był bardziej posłuszny niż właścicielowi”. — Powtórzenie.
(...)patrząc przelotnie na duży zegar na ścianie”. — Powtórzenie.
„Mi ono nie przeszkadza”. — Mnie.
„- Co cię trapi, Ali? - zapytał po chwili”. — No właśnie, co? Narracja ani razu nie zająknęła się, że coś jest nie tak, tak samo dialogi.
„Owszem, Daminik jest przystojny, ale to nie o wygląd przecież chodzi”. — Zmiana czasu.
„Przywołała na twarz uśmiech, który chyba nie miał odbicia w jej oczach”. — Znów wkradł ci się niepewny narrator.
„(…)Ali poczuła, że jej siostra może nie być taka, jaka się na początku wydaje. Że pod tą maską beztroski i radości kryje się zupełnie inna osoba”. — Czego ja nie odczułam zupełnie, bo jej dialogi są właśnie beztroskie i radosne.
„Ale powstrzymuje mnie to, że nie dałabym sobie rady w tym obcym świecie.”, „Podziwiam to, że dajesz radę to wszystko opanować, wytrzymać.”, „Ja nie dałabym rady”. — Wiem, że to dialog, ale od królewny oczekiwałabym jednak bardziej rozbudowanego słownictwa.
„Tak było od zawsze. I o ile obie były w pewnym sensie więzione w pałacu, to jej siostra żyła dodatkowo w szklanej bańce, którą utworzyła wokół niej matka. Król już dawno stwierdził, że to młodsza królewna to ta twardsza z jego córek. Ona nigdy nie kwestionowała zdania ojca, ale w tamtej chwili zaczęła się zastanawiać nad tym, kim naprawdę jest Caroline, która była dla niej zawsze starszą siostrą, którą jednak mimo wszystko traktowała jakby była młodsza”. — Powtórzenia.
„Zapytałam się, czy masz chłopaka”. — Nieprawda, Caroline zapytała Aylin, a nie siebie. Wcześniej już udało popełnić ci się taki sam błąd.
„Mi nie wolno mieć takiego wybranka.”, „Mi raczej nie wypada”. — Mnie, znowu.
„Myślę o tym, ilu z nich będzie miało zmarnowane życie przez służbę w wojsku lub coś innego. Ja po prostu nie mogę. - Powiedziałaś o tym ojcu? - Nie”. — Nigdy wcześniej nie wspomniałaś o wątpliwościach Aylin w tym temacie. Nie wystarczy raz czegoś rzucić w dialogu, żeby czytelnicy w to uwierzyli. Oni muszą zobaczyć zmagania królewny, usłyszeć jej myśli, kiedy patrzy na kolegów i koleżanki z klasy. Na razie to dla mnie tylko puste słowa.
„Lisa ma fioletowe, krótkie włosy, nosi żółte soczewki, a obie ręce od nadgarstków do barków ma wytatuowane w cytatach łacińskich. Ale jest bardzo miła i taka trochę filozoficzna. I często wtrąca do wypowiedzi coś po łacinie. Mata ma za to długie do kolan, białe i proste włosy, a końcówki farbuje na różowo. Oczy ma czarne. A skórę barwi na całkowicie biały kolor. Wygląda nieco upiornie i zazwyczaj jest taka bardziej cicha i smutna. I jest raczej pesymistką. (…) [Kate] Włosy ma całkowicie szafirowe, ale czasami ich końcówki są białe. Szafirowe oczy i rzęsy. Czasem nawet jej skóra ma lekko błękitny odcień. Na twarzy ma czarne tatuaże, ale chyba robi je henną, bo ciągle zmieniają kształt, lub nie ma ich wcale. Jest mojego wzrostu. I chyba nie znam równie radosnej i żywiołowej osoby. Zazwyczaj zachowuje się jak mały szczeniak”. — Te opisy wydają się bardzo złe w jakiś nieokreślony dla mnie sposób. Dwóm pierwszym dziewczynom poświęciłaś do tej pory tak mało czasu antenowego, że nie miałam pojęcia, że w ogóle jakoś wyglądają. A teraz raczysz mnie takim dialogiem, jakbyś nagle sobie przypomniała, że takie bohaterki istnieją i warto byłoby coś z tym zrobić. O Kate wiemy za to więcej, a tutaj praktycznie powtórzyłaś wszystkie znane nam do tej pory informacje, może poza kolorem skóry i wzrostu.
Dla mnie, jako czytelniczki, te cechy nie są najważniejsze i podanie ich raz zupełnie wystarczy. Wolałabym raczej dowiedzieć się podobnych rzeczy mimochodem, wrzucanych od czasu do czasu do dialogów między dziewczynami. Czegoś w rodzaju: Kate związała swoje szafirowe włosy w kucyk. Ogólnie chodzi o to, by cech nie sypać jak z rękawa, ale pokazywać je w sytuacjach, gdy są widoczne. Powyższe zdanie mogłoby towarzyszyć przebieraniu się dziewcząt na wf, albo na zajęciach z chemii, gdy uczniowie przeprowadzaliby jakieś eksperymenty. Poza tym, poświęciłaś dwa razy więcej miejsca na ich wygląd niż charaktery, które oczywiście też powinny zostać przedstawione w scenach, a nie opisach, ale to w pewien sposób jednak świadczy o Aylin, nawet jeśli styl jej koleżanek jest wysoce inny niż pałacowa moda. Mogłaś wspomnieć o zainteresowaniach dziewczyn, miejscu ich zamieszkania, przedmiotach, w których są dobre, chłopakach, no wiesz, szkolnych rzeczach, które dla Caroline powinny być równie interesujące, co wygląd dziewczyn. Co prawda, rzucasz po dwie cechy każdej z nich, ale to wydaje się dość wymuszone. Dla mnie ta część dialogu powinna zostać albo napisana od nowa, albo zupełnie pominięta. Odpuściłam nawet podkreślanie wszystkich powtarzających się ma, które oczywiście drażnią przy czytaniu. Ogólnie często nie wspominałam o powtórzeniach w dialogach, bo sama dopuszczam taką opcję, ale jednak radzę ci przeczytać ponownie rozmowy twoich bohaterów, gdyż na pewno znajdzie się jeszcze kilka przykładów podobnych temu zacytowanemu przeze mnie wyżej.
„Skórę ma raczej normalną”. — Raczej, czyli jest szansa, że pod koszulką ma cudne czyraki? Albo w ciemności robi się zielony i świeci?
„(…) co mówi do niej siostra”. — Zmiana czasu.
„Och, zmieńmy temat. - No ok”. — Nie wierzę, że Caroline tak szybko się poddała. Poza tym „ok” jest niepoprawne. Można to zapisywać wielkimi literami — OK, O.K. Poprawne formy to też okay lub okej.
„Poza tym nie wiem, jak jeszcze opisać ci to wszystko. To jest takie różne, że nie mogę znaleźć słów, aby wyrazić swoje uczucia”. — Mnie się zdaje, że po prostu ci się nie chciało tego opisywać. Mylę się?
„Rudowłosy chłopak pojawił się przed nimi niespodziewanie”. — A nie wystarczyłby rudy? W końcu rude mogą być tylko włosy.
„(…) jeden z kilku uszytych specjalnie dla niej stroi do jazdy konnej”. — Powinno być strojów.
„(…) od tego, że była królewną. Mogła być wyłącznie sobą”. — Powtórzenia.
„Chyba, że królowa była nieobecna. (...) Przy władczyni nigdy nie było wiadomo…”. — Powtórzenia.
„Wyszła na taras na pierwszym piętrze, który wychodził na ogrody za pałacem...”. — Powtórzenia.
„W pałacu była królewną, a w szkole tylko jedną z wielu dziewczyn. (…) To było takie... normalne”. — Powtórzenia.
„(…) że owych mężów było całkiem sporo i każdy z nich był znany w towarzystwie, lady przez prawie całe bale była nieprzytomna…”. — Powtórzenia.
„A czy pamiętasz bal kostiumowy w 2200. roku, wydany na cześć urodzin Aylin?”. — A po co tam ta kropka po roku, który oczywiście i tak jest zapisany źle. Ale przynajmniej wiemy, który rok mamy obecnie. Dwa tysiące dwieście osiemnasty. Nieco ponad dwieście lat od rzeczywistości, a wydaje się, jakby właściwie nic, oczywiście poza tym, że wróciła monarcha i nie ma telefonów, się nie zmieniło. Jak to w ogóle jest możliwe? Ja tego nie wiem i zdaje się, że ty chyba też, a przynajmniej nie zdawałaś sobie z tego sprawy i rzuciłaś byle jaką liczbą. No bo gdzie się podział cały postęp technologiczny i kulturowy? Pomyśl, jak wyglądał świat w dziewiętnastym wieku, a jak prezentuje się teraz. Całkiem inaczej, prawda? Wydaje mi się, że tutaj powinno zajść bardzo podobne zjawisko, tyle że z twojej narracji nic takiego nie wynika. A szkoda, bo to mógłby być naprawdę ciekawy wątek, całe to poznawanie świata z przyszłości, jego różnic i wszystkich zmian, jakie zaszły przez ten całkiem spory kawałek czasu.
„"...zbyt pozytywnym postrzeganiu świata na skutek działania substancji odurzających..."”. — Niepoprawny cudzysłów.
„Gdy jej tata i Danton nie byli królem i jego doradcą, tylko dwójką przyjaciół przekomarzających się i dogryzających sobie. Niestety, bardzo rzadko miała okazję być tego świadkiem”. — Powtórzenie.
Kiedyś podczas jesieni kwiaty i drzewa traciły liście. Teraz jedynie w zimie pogoda robiła się chłodniejsza i z nieba padał lód”. — Zmienił się im klimat? I poza padaniem z nieba lodu nic się nie zmieniło? Insekty nie opanowały świata, rzeki nie wysychały, rośliny i zwierzęta nie poumierały z braku przystosowania do nowego środowiska? Chcę wiedzieć więcej.
„Głos jednego z lokai wdarł się bezceremonialnie do jej małego świata.” — Powinno być lokajów.
„Tak jest. - Gary skłonił się”. — Kim jest Gary? Tak, wiem, że służącym, ale czym nagle zasłużył sobie na imię? Tego zaszczytu zwykle dostępują jedynie ważne postacie.
„Podczas obrad w Regnanie ustalono, że młodszy królewicz zawrze małżeństwo z moją starszą, przyrodnią siostrą i obejmą władzę w Unice, a my będziemy mogli sprawować rządy w Lustyce”. — Co za młodszy królewicz? Aylin ma młodszego brata i nic o tym nie wspomniałaś? No bo nic innego w tym miejscu nie pasuje. A poza tym to dość pokrętne rozwiązanie, wsadzanie na tron jakiegoś królewicza, żeby rządził z przyrodnią siostrą Daminika. Dziwne to wszystko.
Rozdział 9
„Nagle drzwi łazienki męskiej otworzyły się z hukiem”. — A nie powinno być czasem męskiej łazienki?
„W ostatniej chwili przekręciła się na tyle, żeby wylądować na tyłku, a nie na lewym łokciu”. — Kolokwializm. Może na pośladkach?
„Cholera! Sorry, maleńka. - Cóż za ordynarne słownictwo - wyrzuciła z siebie mimowolnie. Skrzywiła się. Nawet chyba bardziej ze względu na słowa, które usłyszała, niż na ból spowodowany upadkiem”. — Nie wierzę w to. Poziom słownictwa Aylin podczas kłótni z Maximem potrafił przybrać podobny poziom.
„A potem spojrzała w jego iskrzące tęczówki, których barwa oscylowała pomiędzy wszystkimi odcieniami niebieskiego a zielenią. Ten kalejdoskop oczarował ją. Zanurzyła się w nim tak bardzo, że zapomniała nawet o trwającej już lekcji”. — Że co? Ktoś przewraca Aylin, zachowuje się według niej jak cham, a ona myśli sobie O, jakie piękne oczka? Okej.
„Dziedziczce zrobiło się gorąco. Jeszcze żaden chłopak nie był tak blisko niej. Oprócz Daminika. Choć go można było już nazwać jej narzeczonym. I tych chłopaków, z którymi bawiła się, gdy była mała. No i Kima, który czasem jeździł z nią konno. I Maxima, z którym siedziała w ławce, i który ostatnio uratował ją przed samochodem. I kompletnie nie wiedziała, czemu te wszystkie sytuacje przemknęły jej przed oczami”. — Ja też tego nie rozumiem. Niby z nikim nie była tak blisko, a była. Więc o co chodzi?
„Uczyli się w jednej klasie już półtora miesiąca, ale nigdy wcześniej nie rozmawiali. I nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć, jak bardzo niesamowitą barwę mają jego tęczówki”. — Czy to akurat jest takie ważne?
„Wypowiedź Maxima przerwał prawie krzyk nauczycielki”. — „Prawie krzyk”, czyli co?
„Od jutra będziecie siedzieć razem na każdej lekcji”. — To jakiś rodzaj zemsty? Pytanie na kim, bo raczej nie na tej dwójce, a raczej na innych nauczycielach i reszcie klasy, którzy będą musieli znosić ich wybryki.
„Ostrzegałam was. Kara za niesłuchanie poleceń nauczyciela”. — To powinno zdarzyć się już dawno temu. Brawa dla pani nauczycielki.
„Lekko go zamurowało”. — Kolokwializm.
„Zaraz potem już wiedział, że to nie był dobry pomysł. Skąd? Bo w oczach dziewczyny, które (nawiasem mówiąc) były dość blisko jego twarzy, zobaczył wybuch bomby atomowej”. — Powtórzenia. Jasne, na pewno akurat to zobaczył.
„Na korytarzu było już niewiele osób, ale wszyscy odwrócili się w ich stronę. Nie ma co się dziwić. Takiego wrzasku (a raczej tak mocnego głosu i wydobytych z jej gardła decybeli) pozazdrościłby Ali niejeden śpiewak. Maxim nie był pewny, czy pisk, który rozdźwięczał się w jego uszach, wygenerował jego mózg, czy to echo pękania jego bębenków usznych. Skrzywił się delikatnie. Po tak niepozornej postaci nie spodziewał się takiego ryku”. — Powtórzenia. Poza tym, naprawdę? „Skrzywił się delikatnie” w takiej sytuacji?
„(...)więc pomalowany na czarno paznokieć dziewczyny boleśnie wbił się w jego klatę”. — Kolokwializm.
„- Jak myślicie? Nie pozabijają się? - zapytała niebiesko-włosa swoich towarzyszy. - Raczej nie. Ale, kurde, może być ciekawie. - Myślę, że stanie się to, co im pisane. Alea iacta est [kości zostały rzucone] - powiedziała melodyjnym głosem fioletowo-włosa. - Pewnie ucierpi najwyżej biblioteka. Chociaż może i oni - powiedziała melancholijnie białowłosa, a obejmujący ją czarnowłosy chłopak skinął głową, zgadzając się z towarzyszką”. — Oh, hell no! Dziesięć razy lepiej byłoby użyć imion, a nie tych „-włosych”. Wiadomo przecież, że to Kate, Mata i Lisa.
„- Pewnie tak. Tak to już jest. Consummatum est [stało się]”. — Od tego zdania czcionka zaczęła szaleć.
„(…) zaproponowała szafirowa dziewczyna”. — Znaczy, zrobiona z szafiru?
„(…) ich wypad cieszył ich jeszcze bardziej”. — Powtórzenia.
Rozdział 10
„Czujecie ten konflikt w powietrzu? Nie? To dziwne…”. — Narratorze, przestań.
„Profesor Collins nigdy nawet nie pomyślał, że którakolwiek jego lekcja może być taka żywiołowa…”. — Po co jest tak kursywa? Pojawia się jeszcze w kilku innych miejscach, a ja nie bardzo rozumiem cel tego rozwiązania. Jeżeli użyte przez ciebie słowo nie oddaje w pełni tego, co chciałaś przekazać, znajdź po prostu inne, lepsze, a nie baw się w te niby sarkastyczne żarciki.
„(…) ich program nauczania niektórych przedmiotów był rozszerzony. W tym przypadku o stosunki polityczne pomiędzy krajami”. — To bardzo fajny pomysł, żeby opisać taką lekcję. Mogłaby być naprawdę cennym źródłem informacji. Albo w ogóle dostosować plan lekcji Aylin tak, żebyś mogła przemycać jak najwięcej ciekawych smaczków.
„Aylin bezbłędnie wymieniła wszystkie kraje, z którymi Lustyka zawarła sojusze, uwzględniając również rok ich nawiązania. Wspomniała również państwa, z którymi prowadzili rozmowy pokojowe oraz te, które były dopiero w planach. W każdym przypadku określiła, czy jest to królestwo, republika, monarchia kilku-rodowa czy coś innego”. — No nie! Potencjał zmarnowany zupełnie i ostatecznie nie dowiedziałam się niczego. Dlaczego, autorko? Przecież to była idealna okazja na ruch w stronę pokazania nam geografii twojego świata. Może w końcu dowiedziałabym się, czy Lustyka sąsiaduje z Uniką i w miejscu jakich dawnych państw się znajdują. A tak poza tym, co to jest „monarchia kilku-rodowa”? Nie możesz rzucać sobie takich określeń, potem zostawiać ich bez słowa. Czytelnik jest skołowany, pomyśli, że coś przegapił, powinien to rozumieć, ale nie może, bo tych niezbędnych informacji nie otrzymał.
„Poczuł, że nareszcie ma jakiegoś naprawdę pojętnego i zdolnego ucznia”. — Zmiana czasu.
„(…) odezwał się Max do swojej towarzyszki, gdy tylko usiadła na swoim miejscu”. — Powtórzenie.
„Ale na swoje usprawiedliwienia mam jego rozmiar”. — E, co? Może: Ale na swoje usprawiedliwienie znam jego rozmiar.
„Profesor Collins słuchał tej rozmowie lekko zaniepokojony”. — Powinno być: przysłuchiwał się.
„Sarkastyczne prychnięcia i ironiczne tony tego duetu mocno mu nie pasowały”. — Kolokwializm.
„Dziewczyna odbiła piłeczkę”. — No i znowu to samo co poprzednio. Ja już nie wiem. Jakbyś chciała użyć tego związku, ale wiedziała, że to niepoprawne i dałaś to w taki niewidzialny cudzysłów.
„Cisza! Oboje do dyrektora! W tej chwili!”. — Tak. Wreszcie ktoś na poważnie wziął sprawę tej dwójki. O nie, chyba powinnam kibicować im, a nie nauczycielowi. Ups.
„Sama nie wiedziała, czemu uparła się, aby ta dwójka siedziała razem, ale już słysząc pierwsze ich protesty na tę propozycję, postawiła sobie za cel, aby wprowadzić ten duet na drogę przyjaźni i zgody”. — Przecież to bez sensu i do tego przyniosło dokładnie odwrotny skutek. Nie mam pojęcia, czego uczą na studiach pedagogicznych w Lustyce, ale powinni natychmiast zmienić program.
„Oni się ze sobą zgadzają!”. — Jej, myśli nauczycielki takie ważne, że aż dostały kolor. A wcześniej jakoś tak nie było. Z profesorem Collinsem też. Więc czemu teraz? Ach, bo nadszedł czas na magiczne słowo! Naprawdę, zaczynam mieć sporo wątpliwości na temat zasad pisania przez ciebie tego opowiadania, tak bardzo to wszystko wydaje mi się nieuporządkowane.
„Jones popatrzyła troszkę niepewnie na stojących przed nią uczniów”. — Troszkę niepewnie, troszkę pewnie, a troszkę zabójczo. Co nam z tego wychodzi? Szkolna kucharka, której uczniowie podwędzili ciasto zarezerwowane na szkolną potańcówkę. Tak, wiem, że nie jestem zabawna.
„Aylin stała obok chłopaka i modliła się do wszystkich znanych jej sił...”. — Naprawdę chciałabym poznać te siły. Może w Lustyce mają jakąś inną religię, a ja zupełnie nie mam o tym pojęcia? Może te wszystkie rzeczy, które uważam w opowiadaniu za głupoty, mają swoje wytłumaczenie w innej wierze i towarzyszącym jej systemie moralnym?
„No bo któż to słyszał, aby królewna wychowana w pałacu, trafiła do dyrektora za złe zachowanie? Przecież to… To wprost śmieszne…”. — A dla mnie to wcale nie jest śmieszne. Nie potrafi się zachować, to może być nawet i królową, a i tak powinni nauczyć ją poprawnego zachowania. W końcu Aylin ma rządzić w przyszłości. Chciałabyś, żeby twoją królową była niezdyscyplinowana dziewucha z niewyparzoną gębą? Nie sądzę.
„(…) nauczyciel zaproponował mu odwiedzenie gabinetu dyrektora. Nie był pewny, ale przewidywał, że liczba ta była większa, niż jego wiek. A to wcale nie tak mało…”. — Po tylu razach to nie powinni go już wywalić czy coś?
„Do końca miesiąca będziecie pomagać pani Bowman w prowadzeniu biblioteki”. — W porównaniu z wizytą u dyrektora to raczej lekka kara. Powinni się cieszyć, że nauczycielka wymyśliła im tylko coś takiego. Ostatecznie mogli myć szkolne toalety.
„- De fumo in flammam [z dymu w ogień - z deszczu pod rynnę]- wykrzyknęła radośnie wytatuowana dziewczyna”. — Skąd mam wiedzieć, o kogo chodzi? Tam co druga osoba ma tatuaże.
„- Dura lex, sed lex [surowe prawo, ale prawo] - odpowiedziała nieco zgaszonym głosem dziedziczka”. — Nie znam się na łacinie, więc nie o to chodzi. Mam raczej pytanie. Skąd Lisa wiedziała o całym zajściu, tak, że od razu przeszła do komentowania go? Przecież to działo się na korytarzu, nie w klasie.
„O kurde. - Usłyszeli pełne zdziwienia stęknięcie. - Zrobiła to. Zrobiła TO”. — Nie wiem, co było w tym takiego szokującego. Poprzednim razem obśliniła Maximowi pół twarzy. Czemu miałaby odpuścić przy pieczętowaniu umowy?
Z pamiętnika Aylin fragment 1.:
„(…) czy najlepszym wyjściem nie będzie dyskretne (lub wręcz przeciwne) pozbycie się Carlaise'a”. — Może lepiej wręcz przeciwnie.
„Odnoszę wręcz wrażenie, że decydując się na te, jakże drastyczne, postępowanie, przysłużyłabym się znacząco społeczeństwu”. — Zła odmiana: to postępowanie.
„On najzwyczajniej w świecie, w rozwoju rozumowym pozostał na etapie pięciolatka najwyżej”. — Ten „rozwój rozumowy” najzwyczajniej w świecie brzmi dziwnie. No i „najwyżej” brzmiałoby lepiej po „pozostał”.
„Między innymi to, że będę odpowiedzialna za lud, któremu będę jednocześnie służyć”. — Powtórzenia.
Rozdział 11
„(…) urozmaicały nudne lekcje klasy trzeciej ogólnej liceum”. — Już wcześniej napisałaś, do jakiej dokładnie klasy chodzą nasi bohaterowie, więc wydaje mi się, że użycie tego, brzmiącego dość kiepsko, pełnego nazewnictwa, jest zbędne. Samo liceum w zupełności powinno wystarczyć.
„(…) że to raczej nie najbardziej wpływowi ludzie królestwa wywołały dziwny nastrój tej trójki”. — Powinno być: wywołali.
„Czarne spodnie, koszulka i kurtka skórzana idealnie podkreślały jego sylwetkę i karnację”. — Lepiej brzmi skórzana kurtka. A tak na marginesie, jaką karnację ma Maxim, bo chyba mi gdzieś to uciekło?
„Szybko zganiła się w myślach za skupianie się na takich głupotach”. — Powtórzenie.
„(…) lecz kolorek wcale nie znikł”. — Kolokwializm i powinno być zniknął.
„Głos Kate zatrzymał go w miejscu. Ali podążyła wzrokiem w miejsce…”. — Powtórzenie.
„Była na przedzie tego pochodu. W różowych, 20-centymetrowych szpilkach szła jak na szczudłach - kołysała się na boki niczym chorągiewka na wietrze. Chmura poskręcanych loków miała identyczny kolor jak włosy Alexa, a oprócz tego ozdabiały je różowo-białe pasemka i sznureczki nawleczonych na pojedyncze pasma koralików. Jej naturalna opalenizna już z daleka wysyłała komunikat "uwaga, solara!". Tipsy w kolorze pasemek biły po oczach, aż Ay miała ochotę wydrapać sobie gałki oczne, aby nie musieć na nie patrzeć. Wielkie jak u glonojada, pomalowane na bordowo usta i złoty cień na powiekach wywoływały podobne odczucia (nie tylko u królewny). Czerwone tęczówki nadawały jej nieco upiorny wygląd. Różowa koszulka sprawiała wrażenie, że za chwilę pęknie, rozsypując wokoło guziki, a widząc jej spódnicę, Ali doszła do wniosku, że sukienki do połowy uda, które zastała w swojej garderobie w Lotos...”. — Ten opis jest tak pięknie stereotypowy i wyolbrzymiony, że nie omieszkałam go wkleić w całości. Rozumiem motywy jego powstania, a poza tym, całkiem nieźle ci wyszedł, ale... Dlaczego to nigdy nie może być dziewczyna, która wygląda normalnie, która nie jest pusta, i nie jest jędzą? Dlaczego tak się dzieje? Bo łatwiej pokonać takiego przeciwnika, wiedząc, że czytelnik od razu jej nie polubi? A gdyby rywalką Aylin była miła i dobra dziewczyna? Czy to nie byłoby dziesięć razy bardziej interesujące i pozostawione w szarych barwach? Ja wiem, że tacy ludzie istnieją, ale w opowiadaniach ten typ prawie zawsze musi się znaleźć.
„...można znać za habity, w porównaniu do stroju tej dziewczyny”. — Literówka: uznać.
„(…) burza krwistych loków...”. — „Krwistych”, jak stek?
„Mnie przynajmniej stać na jakiś wyjazd. Nie to co wy”. — Powinno być was.
„Grono pedagogiczne również nie przepadało za tą córką lorda”. — Ha, nawet nauczyciele nie lubią Elity.
„Mam rozumieć, że lekceważysz moje polecenia? Świetnie. Uwaga z zachowania wystarcza, czy chcesz również odwiedzić gabinet dyrektora? - zapytała z nutką groźby w głosie.” — Pani Jones trochę mnie przeraża. I to nie z powodu propozycji kary dla Elity. Ta dziewczyna nie chce zmienić miejsca i już ma iść do dyrektora, a Aylin i Maxim wyprawiali cyrki przez kilka tygodni, zanim nauczycielka zareagowała w jakikolwiek sposób. Do dość stronnicze, moim skromnym zdaniem, kimkolwiek nie byłaby ta uczennica.
„Szafirowa wzruszyła ramionami…”. — Nadal dziwnie mi patrzeć w tekst, kiedy nazywasz Kate „szafirową”.
„Chyba uznałbym to jako pomyłkę w szpitalu…”. — A nie powinno być za pomyłkę?
Rozdział 12
„Aylin i Maxim ze łzami w oczach powitali początek ich ostatniego dnia wspólnego szlabanu”. — Już po ich szlabanie? Serio? Nie pokazałaś ani jednej sceny z nimi męczącymi się w bibliotece. Jaki był właściwie cel tego zabiegu?
„Hugo, Diego, Dragon i Alex na myśl o wieczornej popijawie prawie skakali ze szczęścia. Kate, Mata i Lisa już od rana myślały nad kreacjami na wyjście”. — Tak, bo wszystkie osoby należące do tej samej płci reagują identycznie na myśl o imprezie. Pouczające.
„Został tylko pewna znana z pamiętnych kłótni parka i chłopak z dredami”. — Literówka: została.
„Jeszcze ta sowa poskarży się Jones, że się spóźniliśmy”. — O, tego określenia na bibliotekarkę nie znałam. To coś rzeczywistego czy zostało wymyślone przez ciebie/Maxima?
„Rzeczywiście. Po słowach Carlaise'a zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec ostatniej godziny lekcyjnej”.— Nie wiem, dlaczego rozdzieliłaś „rzeczywiście” i resztę na dwa zdania. Według mnie przecinek załatwiłby sprawę równie dobrze.
„Był w czwartej klasie i miał inny plan, ale starał się z nią spotkać na każdej przerwie, pomagał jej nosić książki i rozbawiał ją. Był kulturalny, ale nie przesadnie, tak jak baronowie i lordowie w pałacu. (…) Nasza królewna była bezsprzecznie zauroczona w Hugonie Mendoza”. — Powtórzenie plus Mendozie.
„Pytanie chłopaka zatrzymało Aylin w połowie schodów. Stanęła i obejrzała się do tyłu. Maxim stał na szczycie schodów z niewyraźną miną i dłońmi wbitymi w kieszenie skórzanej kurtki”. — Powtórzenia.
„Jej rodzina musiała być dziana”. — Kolokwializm.
„Patrząc na barwne stroje i makijaż dziewczyn, Ali stwierdziła, że wypada przy nich trochę blado”. — Zmiana czasu. Powinno być: wypadała przy nich trochę blado.
„Carlaise zamknął auto i podeszli o przyjaciół”. — Literówka do.
„Spod podwiniętych rękawów białej koszuli wyłaniały się cienkie sznurki tuszu, układające się w zawiłe tatuaże”. — Te „sznurki tuszu” brzmią dość dziwnie.
„Czujecie tą niezręczność?”. — Nie, nie czuję. I co teraz, narratorze? Plus, tę.
„- Browara, bo jeszcze potem prowadzę - burknął Max”. — W Lustyce można prowadzić auto po piwie?
[Widziała] „Migające światła, czarne stoliki, czerwone kanapy, tańczący ludzie.” — Źle odmienione. Powinno być: tańczących ludzi.
„Teraz już jej to nie przerażało. Podobało jej się to. Czuła w tym taką... magię”. — Powtórzenia.
„- Ej, zatańczcie razem! - wypalił nagle Alex. Dragon, Max i Ay spojrzeli na chłopaka jak na debila, za którego w tamtej chwili faktycznie go wzięli”. — Tak, bo nie wiadomo, o kogo dokładnie chodzi i pewnie pomyśleli, że mają tańczyć we trójkę.
„Te młodzieżowe tańce były dość... frywolne. Niby w tańcach towarzyskich partnerzy też tańczą bardzo blisko siebie, ale to wygląda ładnie i dostojnie. A tu... Nowoczesne tańce przypominały jakieś tańce godowe małpiszonów”. — Powtórzenia.
„Prowadzić może, ale ona zdominować się nie da”. — Zmiana czasu. Powinno być: Prowadzić mógł, ale ona zdominować się nie dała.
„Ale ich taniec chyba podobał się innym, ponieważ słyszała radosne okrzyki Kate”. — Znów pojawił się narrator niepewny?
Rozdział 13:
„Dzień po pamiętnej imprezie był dniem niesłychanie cichym (w przeciwieństwie do poprzedzającego go wieczora). Większość chłopaków spała snem mocnym, budząc się co jakiś czas wyłącznie dla uzupełnienia płynów. U dziewczyn nie było wcale o wiele lepiej. Nocujące u Kate niewiasty prowadziły uparty bój zarówno z pragnieniem, jak i z sennością. Ostatecznie wszystkie trzy stwierdziły, że sen jest o wiele bardziej przekonujący. Zasnęły równie szybko jak się przebudziły”. — Powtórzenia.
„Dwie osoby z tej niecodziennej grupy jednak nie spały już od samego rana. Oczywiście, że była to nasza para. Jednak każde z nich nie spało z zupełnie innych powodów”. — Powtórzenia.
„Aylin już wcześnie rano ruszyła w drogę do pałacu. Siedząc w samochodzie i przykładając do skroni chłodną butelkę z wodą, myślami była gdzieś indziej, w zupełnie różnym aucie, w innym towarzystwie. Wciąż nieświadomie wracała do jazdy powrotnej z Maximem. Szumiało jej już trochę wtedy w głowie. No może nie tak trochę. Zwykłe siedzenie w samochodzie wydawało jej się łożem królewskim”. — Powtórzenie.
„Jednak jego wysiłki spełzły na niczym, a pies zszedł z Ay dopiero wtedy, gdy sam uznał, że takie powitanie wystarczy”. — No i znów nie wiem, po co ta kursywa.
„- Królowa i królewna Caroline wybrały się do Daruum, stolicy Turysu, aby odwiedzić rodziców królowej. A król musiał udać się na południe naszego królestwa, ponieważ konieczna była interwencja wojska na granicy z Fantare”. — Jej, nowe nazwy! Szkoda, że tylko one, ale dobre i to.
„Przewodzenie Radzie było obowiązkiem króla, którego obecnie nie było. Jej obawy potwierdziły drzwi, przed którymi się zatrzymali. Komnata Koronna, będąca także salą obrad”. — Powtórzenia.
„O ile królewna wstała, powiedzmy, dobrowolnie, o tyle Maxim został brutalnie, żeby nie powiedzieć okrutnie, ze stanu nieświadomości wyrwany. Z pięknego, głębokiego snu nie wyrwało go pragnienie...”. — Powtórzenie.
„Nieco zirytowany (czytajcie – nieźle wściekły)”. — Czemu nie napiszesz po prostu „wściekły” od razu, tylko bawisz się w te nawiasy?
„Taniec z Nią”. — Nia to jakaś nowa koleżanka? To nie list, żeby wciskać tu wielkie litery.
„Gdyby nie to, że pokaz Dragona został utrwalony na zdjęciach i nagraniach, Maxim byłby pewny, że taniec z Aylin tylko mu się przyśnił”. — Ale przecież, pomimo układu zawartego wcześniej, mogło okazać się, że Dragon zgodził się to zrobić z jakiegoś innego powodu, a Maximowi tylko zdawało się, że tańczył z Aylin. Gdybyś napisała, że nagrali ich taniec, nie miałabym się o co czepiać.
„(…) dotykając palcami zawijasów wyciętych w białej skale liter.” — Nie bardzo wiem, o co tu chodzi.
„Ten świat jednak jest tylko dla żywych, a wołanie martwych do ludzi nie dociera, więc Carlaise nie usłyszał nagłej odpowiedzi od zmarłego przyjaciela. Są jednak rzeczy przekraczające ludzkie pojęcie. Maxim rozmawiał z Setem. Nie wykluczał, że cichy głosik w jego umyśle wykreował sobie sam, w odpowiedzi na dręczące go pytania i kwestie, których sam rozwiązać nie mógł”. — Nie wiem, co o tym powiedzieć. Te zdania są fajne, naprawdę fajne. Czasem zmieniasz jednak czas i to trochę zgrzyta. Poza tym jestem ciekawa, czy to prawda, że Max rozmawia z Setem. W końcu minęło dwieście lat, nie wiadomo, co stało się przez ten czas i do czego mogło doprowadzić.
„Jednak czasem wydawał się on być zbyt wredny i boleśnie podobny do głosu Millisa, aby był tylko tworem umysłu Maxa”. — Powtórzenia.
„Max nie wiedział skąd ona pochodzi...”. — Powinno być skąd pochodziła, bo inaczej zmieniasz czas.
„Max... Pamiętasz moją Care? Ona była bogata, a nie przeszkadzała jej moja bieda”. — Nie wiem dlaczego, ale na dziewięćdziesiąt procent jestem pewna, że chodzi o siostrę Aylin.
„To tylko ona robi to specjalnie”. — Co?
„Ten Set, czy cokolwiek to jest, miał rację”. — Zmiana czasu. Powinno być „było”.
„Była taka delikatna i miała tę cholerną wyższość w oczach. Nadal taka jest, ale bez tego nie byłaby sobą”. — Powtórzenia.
„Czasem żałował, że sam nie ma skrzydeł”. — Zmiana czasu. Powinno być „miał”
Z pamiętnika Aylin fragment 2.
„Zwłaszcza te spędzone w pałacu. Nie potrafię sobie już wyobrazić spędzania całych dni, tygodni i miesięcy w pałacu”. — Powtórzenie.
„Bez tych wszystkich zobowiązań i zaplanowanej z góry przyszłości. (…) Ten brak zobowiązań, możliwość decydowania o sobie samej, szansa na prawdziwą miłość... Ale zamiast tego mam zobowiązania, przyszłość kraju na swojej głowie i małżeństwo zawarte jako gwarancja zawarcia sojuszu między królestwami”. — Powtórzenia.
„Co prawda władza w królestwie Daminika nie będzie tak silna jak w przypadku, gdybyśmy to my byli parą rządzącą, lecz ze wsparciem w postaci sojuszu z Lustyką ich pozycja na arenie międzynarodowej będzie dość stabilna.”. — Powtórzenie plus brakuje przecinka przed władza.
Rozdział 14:
„(...) że potem chłopak brał jej torbę i szedł z nią do jej szafki, a następnie pod jej salę…”. — Powtórzenia.
„Jednak nie był taki jak zawsze. (…) Nawet jego włosy nie były tak sterczące i błyszczące jak zazwyczaj „To, że Max nie prychnął lekceważąco, było jeszcze dziwniejsze od jego postawy. (…) Naprawdę był ostatnio jakiś dziwny”. — Powtórzenia.
„To co ci?”. — Widać, że królewna już na dobre przyswoiła sobie język młodzieży.
„Tęskniła za rodziną, ale musiała przyznać, że życie jako zwykła nastolatka jest naprawdę fascynujące”. — Może powinno być: Życie zwykłej nastolatki było naprawdę fascynujące.
„Nie musiała być sztywna i wyrachowana. Nie musiała uważać na każde swoje słowo. Mogła być sobą. (…) Było jeszcze wcześnie, więc Ay szybko napisała odpowiedź dla rodziciela, po czym zarzuciła na siebie kurtkę, wzięła torebkę i wybiegła z domu”. — Powtórzenia.
„Ona mając dziesięć lat głównie uczyła się podstaw prawnych na których funkcjonuje Lustyka i innych podobnych głupot.” — Głupot? Okej, jak wywołasz wojnę albo kryzys w państwie, Aylin, to będziesz musiała przypomnieć sobie te „głupoty”. Plus, przecinek po prawnych.
„Wzrok Aylin zatrzymał się dłużej na czarnej desce Carlaise'a, na której był narysowany srebrny koń”. — Moje brwi zaczęły poruszać się porozumiewawczo. Oczywiście, że to musiał być koń. I to jeszcze srebrny, niczym oczęta Aylin. Pewnie Max kupił deskę tydzień wcześniej, żeby zaimponować dziedziczce.
„Myśl o tym, że według prawa to jest pewnego rodzaju wandalizm, zasmuciła ją”. — Przecież jeżdżą na skateparku, specjalnie wyznaczonym do tego miejscu, więc to raczej jest zgodne z prawem.
„(…) zapytała, z niepokojem zauważając, iż jej głos zrobił się nieco ochrypły, a wzrok niepokojąco zbaczał na usta Maxima”. — Powtórzenie.
„Czasami miewał wrażenie, że od chwili, w której odepchnął to irytujące babsko sprzed samochodu, minęły wieki. Setki lat wypełnionych największą torturą, jaką był brak jej ciepła, dotyku skóry, ciężaru. To było straszne, a jednocześnie miał nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał tego znosić, bo każdy kontakt z tą dziewczyną wzbudzał w nim takie uczucia, których sam się bał. Wiedział już, że to właśnie ona może być dla niego wszystkim. Że równie dobrze może być jego końcem”. — Powtórzenia.


Poprawność gramatyczna + językowa (11/15 pkt.)
Prolog:
„(…) żałosny, godny pożałowania...”. — Oba te wyrazy znaczą właściwie to samo, a pojawienie się ich zaraz obok siebie w tej wyliczance obelg wygląda dość kiepsko. Radziłabym usunąć któryś z nich.
„A po 2 tygodniach”. — Liczby w tekstach literackich zapisujemy słownie. Powinno być „dwóch”.
Rozdział 1:
Rozdział 2:
„Siedziała na łóżku i patrzyła się na kartkę”. — „Się” zupełnie zbędne. Jest oczywiste, że ona patrzyła, a nie kto inny. Można myć się, ale przyjmijmy, że patrzymy a nie patrzymy się. W większości przypadków podobnych wyrazów to „się” jest niepotrzebne, bo logiczne jest, kto wykonuje daną czynność.
Rozdział 3:
„Głos ojca przywitał dziewczynę, gdy tylko wkroczyła do sali debat. Przyszła do niej od razu po wyjściu z pokoju”. — Pomieszałaś podmioty. Nie mam pojęcia, czy Aylin poszła do sali debat czy na odwrót.
„Ona miała wtedy 7 lat, a on 9”. — Siedem i dziewięć.
„Przez jakiś czas szli w milczeniu ścieżkami ogrodów. Opierała się na ramieniu księcia, ale myślami wróciła do szkoły. Znów zamieni suknie na spodnie. I pałac na pełne rozwrzeszczanych nastolatków korytarze. Daminika na Maxima. Ale jakaś jej część nie mogła już się tego doczekać”. — Kto? Wiem, że Aylin, ale wcale tego nie zaznaczyłaś w zdaniach.
„Chciała przeczesać je palcami, ale wiedziała, że nie byłoby to odpowiednie zachowanie”. — To zdanie powinno znaleźć się w nowym akapicie.
Rozdział 4:
„- Aylin i Maxim. - Słysząc słowa pani profesor, podnieśli głowy. - To miała być współpraca”. — Reakcja powinna znaleźć się w osobnym akapicie.
„No bo po co miałby bronić tą dziewczynę?”. — Powinno być „tę dziewczynę”.
„Przeczytała to chyba ze 3 razy”. — „Trzy”.
„Z rozmyślań wyrwało dziewczynę uderzenie w nogi”. — Szyk zdania jest niepoprawny.
„Zafascynowana dziedziczka tronu patrzyła, jak okrągły przedmiot przeskakuje pomiędzy ich chudymi nogami”. — Zdanie powinno znaleźć się w nowym akapicie.
Rozdział 5:
„(…) chcąc zmyć z jego oblicza tą pewność siebie”. — Powinno być tę pewność siebie.
„Jakieś 6 metrów od siebie zobaczyła maskę samochodu. Jadącego samochodu. 4 metry”. — Sześć i Cztery.
Rozdział 6:
Rozdział 7:
„(którego istnienie owy ton również poddawał w wątpliwość)”. — „Owy” to obecnie forma przestarzała, do tego uznawana jako błąd. Poprawnie powinno być ów.
„Spojrzał na tą pieprzoną damulkę zdumiony”. — Powinno być tę damulkę.
„Spojrzał pytająco na tą irytującą dziewuchę...”. — Powinno być tę dziewuchę.
Rozdział 8:
„Polubiłam tamte życie”. — Powinno być tamto. To życie, nie „te życie”.
Rozdział 9:
„(…) gdy on cofał się do tyłu”. — Nie można cofać się do przodu. Jest to pleonazm, czyli popularnie nazywane masło maślane.
„(…) mamy teraz tą dodatkową pracę...”. — Powinno być tę pracę.
Rozdział 10:
Z pamiętnika Aylin fragment 1.:
Rozdział 11:
„(…) że myśli nad odpowiedzią na te zagadnienie...”. — Powinno być to zagadnienie.
Rozdział 12:
„W przeciwieństwie do ciebie opanowałam tą jakże skomplikowaną sztukę i czasem zdarza mi się z tego korzystać.” — Powinno być tę sztukę i z niej korzystać.
„Chyba ze trzy razy przejechałem tą ulicę, patrząc…”. — Powinno być tę ulicę.
Rozdział 13:
„Te krótkie pięć minut...”. — Powinno być to pięć minut.
Z pamiętnika Aylin fragment 2.:
Rozdział 14:
„(…) niosąc za sobą tą samą rutynę”. — Powinno być tę rutynę.


Ortografia + interpunkcja + zapis dialogów (3/10 pkt.)
Zapis dialogów:
Dialogi są zapisane niepoprawnie, za pomocą dywizów (-). Powinnaś użyć półpauzy (–) lub pauzy (—) w zależności od upodobania, gdyż obie wersje są poprawne.
Dodatkowo, didaskalia po wypowiedzi dialogowej bohatera mogą znajdować się w tym samym akapicie tylko wtedy, jeżeli odnoszą się do tego samego bohatera. Jeśli opisujesz, co w tym czasie robił inny uczestnik rozmowy, zapisz to od nowego akapitu. Przykład:
„- Nie, Maximie. Ojciec zawsze powtarzał mi, że czasem trzeba zlitować się nad przypadkami beznadziejnymi - odpowiedziałam patrząc na niego znacząco. Odwróciłam się do tablicy. Dziewczyny z ławki obok parsknęły śmiechem”. — Podkreślona część jest już reakcją koleżanek Aylin, a nie jej samej, więc nie powinna znajdować się w tym samym akapicie.
Przez większość tekstu w dialogach nie oddzielasz imiesłowów od czasowników w didaskaliach. Przykład:
„Ojciec zawsze powtarzał mi, że czasem trzeba zlitować się nad przypadkami beznadziejnymi - odpowiedziałam patrząc na niego znacząco”. — Przed „patrząc” powinien znaleźć się przecinek.


Ortografia, interpunkcja:
Prolog:
„Dziewczyna słysząc swoje imię podniosła wzrok i spojrzała na Aylin”. — Brakuje przecinka po „imię”, który oddzielałby imiesłów „słysząc” od czasownika „podniosła”. Dodatkowo, brakuje przecinka po wyrazie „wzrok”, bo to zdanie wtrącone.
„Gdy ktoś przyjdzie mnie odwiedzić mamy udawać rodzinę”. — Brakuje przecinka przed „mamy”. Dodatkowo, to zdanie powinno być zapisane od nowego akapitu, a przykleiło się do poprzedniego.
„'wasza wysokość' ”. — Dwa wiszące apostrofy nie zastępują cudzysłowu. Poprawnie powinno wyglądać to: „wasza wysokość”.
„Odkąd zlikwidowano linie telefoniczne komunikacja kulała na stopniu globalnym”. — Brakuje przecinka po „telefoniczne”. „Kulająca komunikacja” brzmi bardzo dziwnie.
"przygoda". — Niepoprawny cudzysłów. Powinien wyglądać tak: „”.
Rozdział 1:
„- No bywa denerwujący i cholernie irytujący”. — Brakuje przecinka po „no”.
Rozdział 2:
„Muzyka odzwierciedlała jej ponury nastrój.Requiem for a dream”. — Zjadło ci spację pomiędzy zdaniami.
Rozdział 3:
„W tamtej chwili sama nie potrafiła ocenić, czy miała szczęście wychowując się w pałacu, czy pecha, bo straciła możliwość zwykłego, beztroskiego dzieciństwa”. — Brakujący przecinek po „szczęście”.
„- Wasza wysokość. - Odwróciła się w stronę drzwi z westchnieniem”. — Tekst po dialogu powinien być w następnym akapicie, bo mówi to ktoś inny.
„ - Daj spokój, Ali. Chodź tu. Tata przytulił ją, a po chwili przyjrzał się córce badawczo. - I jak tam się trzymasz? Dajesz radę?”. — A to, dla odmiany, powinno być w tym samym akapicie, bo reakcja należy do ojca, który wypowiada tę kwestię i nic mu nie przerywa.
„- To świetnie. - Uśmiechnął się. Ruszyli w stronę podwyższenia. - Słyszałem, że ty i Daminik chcieliście dodać jakiś nowy punkt do naszego dzisiejszego spotkania”. — Tutaj znów jest źle, bo „ruszyli w stronę podwyższenia” nie odnosi się już tylko do ojca, więc nie może być w tym samym akapicie.
„- Wiedziałem, że po nią nie pójdziesz. - Uśmiechnął się król. Podszedł do komody i wyjął z niej ozdobny kuferek. Po chwili głowę Aylin zdobił już wysadzany kamieniami szlachetnymi diadem”. — Ostatnie zdanie powinno znaleźć się w nowym akapicie.
„- Chyba wiem co masz na myśli”. — Brakuje przecinka przed „co”.
„Zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć”. — Brakuje przecinka przed „co”.
Rozdział 4:
„Słysząc kpiący ton Maxima dziewczyna przewróciła oczami”. — Brakuje przecinka po „Maxima”.
„Nie odwróciła się aby obserwować jego wkroczenie do klasy”. — Brakuje przecinka po „się”.
„I wiesz co ci powiem?”. — Brakuje przecinka przed „co”.
„(…) że o wiele lepiej bawiłam się słuchając jak mój ojciec tłumaczy mojej siostrze jak powstają dzieci, niż gdy słucham ciebie”. — Brakuje przecinka przed „się” oraz oboma „jak”.
„Nadal patrząc na siebie nieufnie usiedli na krzesłach, które jednak odsunęli od siebie na maksymalną odległość”. — Brakuje przecinka przed „nieufnie”.
„Huk uderzenia poniósł się po klasie. Kilka osób drgnęło z zaskoczenia, w tym nauczycielka, która wylała przez to trochę kawy. Ale gdy wszyscy podnieśli głowy, Aylin siedziała już na swoim miejscu patrząc spokojnie w książkę”. — Brakuje przecinka przed „patrząc”.
„Gdy podniosła głowę Maxim szedł już do drzwi, ale odwrócił się”. — Brakuje przecinka przed „Maxim”.
„Sąsiadki rozmawiające ze sobą wychylając się z okien…”. — Brakuje przecinka po „sobą”.
„I tak wyszło że chodzę po osiedlach”. — Brakuje przecinka przed „że”.
„(…) machnęła ręką wykonując nieokreślony znak”. — Brakuje przecinka przed „wykonując”.
Rozdział 5:
„Gdy nauczycielka weszła do sali przerzuciła włosy z lewego ramienia na prawe...”. — Brakuje przecinka po „sali”.
„Nauczycielka podniosła głowę patrząc na kłótliwy duet badawczo”. — Brakuje przecinka przed „patrząc”. Zdanie brzmiałoby lepiej, gdybyś przeniosła „badawczo” przed „na”.
„(…) starając się nie wybuchnąć śmiechem widząc jego zmieniające się w szaleńczym tempie miny”. — Brakuje przecinka przed „widząc”.
„Zamknęła oczy czekając na zderzenie”. — Brakuje przecinka przed „czekając”.
„Otworzyła drzwi pasażera zanim zdążył to zdobić Jose”. — Brakuje przecinka przed „zanim”. Plus wkradła ci się literówka przy „zrobić”.
„- To do jutra, Maximie - pożegnała się wsiadając do samochodu”. — Brakuje przecinka przed „wsiadając”.
„Gdy spojrzała w lusterko wsteczne zauważyła, że Maxim przyglądał się ich Astonowi dopóki nie zniknęli za zakrętem”. — Brakuje przecinków przed „zauważyła” i „dopóki”.
„Czy wszystko jest tak ciekawe jak to pokazują w telewizji?”. — Brakuje przecinka przed „jak”.
„No może oprócz pałacowych luksusów”. — Brakuje przecinka przed „może”, bo „no” to wtrącenie.
„Gdy tylko go zobaczyła uśmiechnęła się na wspomnienie miny Maxima”. — Brakuje przecinka przed „uśmiechnęła się”.
„Uczyła się chodzić opierając się o jego grzbiet”. — Brakuje przecinka przed „opierając”.
Rozdział 6:
„(…) spadała na chłopaka mocząc jego koszulkę”. — Brakuje przecinka przed „mocząc”.
„W końcu podniósł głowę odważając się na siebie spojrzeć”. — Brakuje przecinka przed „odważając”.
„(…) że wygląda jakby był spocony jak świnia”. — Brakuje przecinka przed „jakby”.
„(…) że było to o wiele bardziej spowodowane ignorowanymi przez niego uczuciami niż by chciał”. — Brakuje przecinka przed „niż”
„(…) po chwili wpadł na chłopaka prawie zbijając go z nóg”. — Brakuje przecinka przed „prawie”.
Rozdział 7:
„Kogo by denerwował gdyby mnie nie było?”, — Brakuje przecinka przed „gdyby”.
„(…) zapytała Ali unosząc brwi”. — Brakuje przecinka przed „unosząc”.
„Unikasz odpowiedzi czyli coś jest na rzeczy...”. — Brakuje przecinka przed „czyli”.
Rozdział 8:
„Chodź do mnie mały!”. — Brakuje przecinka przed „mały”.
„Myślę, że lepiej będzie jeśli na czas jej trwania pójdę do matki i siostry”. — Brakuje przecinka przed „jeśli”.
„(…) odpowiedziała Aylin patrząc w okno...”. — Brakuje przecinka przed „patrząc”.
„Dziewczyna zacisnęła mocno powieki ciesząc się, że ojciec nie widzi teraz jej twarzy”. — Brakuje przecinka przed „ciesząc się”, plus zmiana czasu z przeszłego na teraźniejszy.
„Kiedy nie znała innego życia wszystkie obowiązki związane ze swoim przyszłym stanowiskiem przyjmowała spokojnie”. — Brakuje przecinka przed „wszystkie”. Plus „swoim” jest niepotrzebne.
„Gdy o nim myślała czuła tylko obowiązek”. — Brakuje przecinka przed „czuła”.
„Chciałabym wiedzieć jak tam naprawdę jest”. — Brakuje przecinka przed „jak”.
„(…) zapytała szarooka śmiejąc się cicho”. — Brakuje przecinka przed „śmiejąc”.
„(…) prawie spadła na biednego i niewinnego psa słysząc to pytanie”. — Brakuje przecinka przed „słysząc”.
„Kiedy na nich patrzę widzę swoich przyszłych podwładnych”. — Brakuje przecinka przed „widzę”.
„Słysząc to Aylin spojrzała pytająco na siostrę”. — Brakuje przecinka przed „Aylin”.
„Korzystaj z tego póki możesz”. — Brakuje przecinka przed „póki”.
„Nie wiem czy dam radę”. — Brakuje przecinka przed „czy”.
„Dopiero słysząc wesołe i zaciekawione pytanie Caroline zorientowała się…”. — Brakuje przecinka przed „Caroline”.
„Zakrztusiła się wciąganym do płuc powietrzem słysząc to wyznanie”. — Brakuje przecinka przed „słysząc”.
„(…) odpowiedział doradca uciekając spojrzeniem w niebo”. — Brakuje przecinka przed „uciekając”.
„Cóż... Musimy cię opuścić Aylin”. — Brakuje przecinka przed „Aylin”.
Rozdział 9:
„(…) gdy tak karzę!”. — Powinno być „każę”, gdyż odmiana pochodzi od „kazać”, a nie „karać”.
„Wyhamowała tylko co przed nimi, a w następnej sekundzie poczuła jak jakaś niezidentyfikowana siła zbija ją z nóg”. — Brakuje przecinka przed „co”.
„(…) zapytał uśmiechając się szeroko”. — Brakuje przecinka przed „uśmiechając”.
„(…) dodał Max wykonując niedbały ruch ręką”. — Brakuje przecinka przed „wykonując”
„Gdy na niego spojrzała wydawał się być niezwykle zamyślony”. — Brakuje przecinka przed „wydawał”.
„(…) jak długo można wytrzymać siedząc tak sztywno jak ta dziewczyna”. — Brakuje przecinka przed „siedząc”
„(…) powiedziała Aylin zakręcając jednocześnie butelkę”. — Brakuje przecinka przed „zakręcając”
„Parsknął śmiechem słysząc zadziorność w jej głosie”. — Brakuje przecinka przed „słysząc”
„(…) powiedział łamiącym się głosem wskazując na swoje ubranie”. — Brakuje przecinka przed
„wskazując”.
Rozdział 10:
„(…) odpowiedziała nawet na niego nie patrząc”. — Brakuje przecinka przed „nawet”.
Z pamiętnika Aylin fragment 1.:
Rozdział 11:
„Lecz jak widzę twoi rodzice nie mieli za grosz oryginalności”. — Brakuje przecinka przed „jak”.
„(…) odpowiedziała belferka patrząc na uczennicę obojętnym wzrokiem”. — Brakuje przecinka przed „patrząc”
„Gdy uczniowie pochylili się nad książkami kąciki ust belferki uniosły się lekko do góry”. — Brakuje przecinka przed „kąciki”.
„(…) gdy Jones karze nam razem usiąść”. — Powinno być „każe”.
Rozdział 12:
„(…) a po korytarzu przetoczył się wrzask, formułujący się w coś na kształt zdrobnionego imienia Carlaise'a "Maxiu"”. — Dałaś zły cudzysłów. Powinien wyglądać tak: „”. Może przed „Maxiu” powinnaś dostawić myślnik albo dwukropek?
„(…) lecz nie zdarzyła nic powiedzieć”. — Powinno być „zdążyła”, a nie „zdarzyła”.
„Czemu jej powiedziałaś gdzie jestem?”. — Brakuje przecinka przed „gdzie”.
„(…) zapytał chłopak ignorując nieprzychylne spojrzenie Maxa”. — Brakuje przecinka przed „ignorując”.
„Odkąd się poznali poświęcał jej dużo uwagi”. — Brakuje przecinka przed „poświęcał”.
„On skwaszony jakby najadł się cytryny, idący jak skazaniec do więzienia. Ona radosna jak po zażyciu pewnych substancji psychoaktywnych, z radości i szczęścia niemalże unosząca się w powietrzu”. — Brakuje przecinka przed „jakby”.
„(…) bibliotekarka dyskretnie niczym jakiś superbohater podkradła się do Maxima i szturchnęła go lekko łokciem”. — Brakuje przecinka przed „dyskretnie” i „podkradła”, bo to wtrącenie.
„No ale miała pozwolenie ojca, więc…”. — Brakuje przecinka przed „ale”.
„Gdy podeszła do niego spojrzał na nią kątem oka”. — Brakuje przecinka przed „spojrzał”.
„No ale nie przesadzajmy z tą zgodą - burknął Maxim”. — Brakuje przecinka przed „ale”.
„(…) powiedział chłopak zdejmując kurtkę”. — Brakuje przecinka przed „zdejmując”.
„Nawet mimo słabego światła widział ich niezwykłą barwę”. — Brakuje przecinka przed „widział”.
„Dragon, jako równie honorowy co pozostała dwójka człowiek, podszedł do swojego zadania nad wyraz poważnie”. — Brakuje przecinka przed „co” .
Rozdział 13:
„Chyba po raz pierwszy, stojąc tutaj nie odczuwała tej charakterystycznej dumy i radości”. — Brakuje przecinka przed „nie”.
„Masując się po obolałej żuchwie wciągnął spodnie na tyłek i…”. — Brakuje przecinka przed „wciągnął”.
„Oszczędzę wam wglądu na kłótnie towarzyszące rodzinie Carlaise'ów przy śniadaniu. Wspomnę jedynie, że biedny Maxim zbyt wiele to się nie najadł, więc niedługo potem, w podłym nastroju, ruszył na miasto.” — Twój narrator ujawniony również używa kolokwializmów, bo „ruszył na miasto” to nie do końca poprawna forma. Poza tym, powinno być wglądu we, a nie „wglądu na”.
„Gdy się upije jest znośna”. — Brakuje przecinka przed „jest”.
„Gdy ją odwoziłem była taka prawdziwa… Nie, wtedy nie była taka twarda. Wtedy była normalna. Mówiła coś o odpowiedzialności, którą będzie musiała przejąć po ojcu. Odniosłem wrażenie, że jest on kimś ważnym. Nie wiem. Może jakimś baronem lub lordem i będzie musiała przejąć po nim tytuł? (…) Wiesz, w ogóle nie przypuszczałem że będzie mogła tyle wypić. (…) Wiem, że bywają i takie, co piją z gwinta czystą, ale nie spodziewałem się tego po niej”. — Brakuje przecinka przed „że” plus powtórzenia.
„Powiedz mi co mam teraz robić”. — Brakuje przecinka przed „co”.
„Wychodząc z części przeznaczonej dla wojskowych obejrzał się za siebie”. — Brakuje przecinka przed „obejrzał”.
Z pamiętnika Aylin fragment 2.:
„Wiem, że mój ślub będzie widowiskowy jak z bajki”. — Brakuje przecinka przed „jak”.
Rozdział 14:
„Jose widząc entuzjazm królewny tylko pokręcił głową”. — Brakuje przecinka przed „tylko”.
„Niebieskowłosa widząc swego rodzaju przyciąganie między tą dwójką zrezygnowała z kazania o ich dziecinnym zachowaniu”. — Brakuje przecinka przed „zrezygnowała”.


Dodatki (3/5 pkt.)
Dodatki: Kursor w kształcie korony nawiązuje do treści opowiadania i jest ciekawym urozmaiceniem strony. Nie jest świecący, nie ciągną się za nim żadne błyskotki, nie rozprasza. W prawej kolumnie znalazł swoje miejsce również shout, przez który rozmawiasz z czytelnikami. To dość ciekawe rozwiązanie i sama miałam okazję z niego skorzystać. Oba dodatki oceniam pozytywnie.
Zakładki: Każda z zakładek opatrzyłaś podwójnym nazewnictwem. Przez to czcionka jest mała i ma się wrażenie długich ciągów tekstu. Na twoim miejscu powiększyłabym font o punkt albo dwa w zależności, czy będzie to dobrze wyglądało przy obecnym szablonie. Do tego przy każdej nazwie po obu stronach dodałaś dywizy, pewnie mające pełnić funkcję dekoracyjną, ale według mnie tylko niepotrzebnie rozciągają tekst. Do tego dochodzą jeszcze te „strzałeczki”, które masz pomiędzy nazwami, a które nie wyglądają najlepiej. Zrobiłam szybki test u siebie i wiem, że z powodzeniem możesz je zastąpić ładniej wyglądającym znakiem: → , który wystarczy skopiować, a odczucia estetyczne na pewno się poprawią.
Dzięki dwóm nazwom jestem pewna, gdzie trafię po kliknięciu na zakładkę. Wydaje mi się jednak, że czytelnik powinien wiedzieć, gdzie zostanie przeniesiony już po przeczytaniu pierwszego członu i ten drugi jest niepotrzebny. Nazwy są raczej łatwe i intuicyjnie można domyślić się, co oznaczają (sama miałam tylko chwilowe wątpliwości przy „sekretarzu dworu” i „malarzu pałacu”). A jeśli masz wątpliwości, czy czytelnicy je zrozumieją, po prostu wymyśl takie, do których będziesz miała pewność, że nikogo nie zmylą.
Dzieje rodu przenoszą mnie do paru słów odnośnie treści opowiadania. Tekst jasno określa, z czym będę miała do czynienia w opowiadaniu, jest napisany prostym i zrozumiałym językiem.
Pałacowa biblioteka to oczywiście spis treści. Każdy rozdział jest opatrzony numerem i tytułem w nawiasie. Kolory czcionki nawiązują do szablonu. Wszystko jest czytelne i uporządkowane.
Przechodzę do Trupy artystycznej. Dostaję zdjęcia/gify poszczególnych bohaterów z krótkimi ich opisami. Wydaje mi się, że niektóre z nich podają nam zbyt dużo informacji, przykładowo przy matce królewny stwierdzasz, że nie jest złą postacią, wrzucasz też zdanie: „Czy poradzi sobie, gdy jej wygodne życie legnie w gruzach?” — choć przez wszystkie przeczytane przeze mnie rozdziały nie zauważyłam nic takiego. Albo przy Daminiku, cytując „Ale czy jest tak pusty, jak się wydaje?” — nie stwierdziłabym, że książę jest „pusty”. Wolałabym też dojść do tego sama, a nie przeczytać na podstronie. Swoją drogą ciekawe, że rodzice księżniczki są „odgrywani” przez aktorów grających parę w „Pretty woman”, na które nie tak dawno miałam okazję rzucić okiem, bo leciało w telewizji.
Piszesz również, że wygląd bohaterów może różnić się od osób na zdjęciach i nie powinnam zwracać na to uwagi. W takim razie po co w ogóle zamieszczasz zdjęcia? Jak dla mnie, to trochę mija się z celem. Bardziej byłabym zadowolona z krótkiego opisu wyglądu, jeśli koniecznie chciałaś pokazać mi bohaterów. Osobiście, zrezygnowałabym i z takiego rozwiązania, zostawiając jedynie opisy, które już są, niektóre z nich przepisała, szczególnie uważając, żeby przypadkiem nie wyjawić zbyt wiele. Dodatkowo napisałaś, że masz w planach uzupełniać opisy na bieżąco, ale dla nowego czytelnika, który nie śledzi opowiadania od początku, byłby to po prostu chamski spojler.
Stronę Sekretarz dworu okraszasz kilkoma zdjęciami ściągniętymi z Internetu. Mam nadzieję, że gdzieś dalej znajdę choć wymienionych ich autorów. To samo tyczy się zdjęć w „bohaterach”. Przywłaszczanie sobie ot tak czyjegoś wizerunku lub pracy jest nie tylko złe, ale też niezgodne z prawem. Po przejrzeniu całego bloga niestety nie znalazłam żadnej informacji oprócz jednego komentarza, w którym przyznajesz, że chłopak, który gra Maxima, to Dylan. Przedstawię to w ten sposób: na pewno nie chciałabyś, żeby ktoś bezczelnie wklejał całe akapity twojego opowiadania na swojego bloga bez żadnej informacji, że pochodzą od ciebie. Sama podstrona zawiera krótki opis twojej osoby i linki do miejsc, gdzie można cię spotkać, czyli nic nadzwyczajnego. Mała uwaga, emotikony stawia się po kropce.
Zakładka Audiencje niespodziewanie przenosi mnie na twojego aska. Nie mam zamiaru go czytać, ale fajnie, że stworzyłaś miejsce, gdzie twoi czytelnicy mogą zadawać ci pytania.
Inne królestwa to po prostu zbór czytanych/polecanych przez ciebie blogów. Przeklikałam szybko po linkach, żeby przekonać się, czy wszystkie są aktualne. Okazuje się, że piątka zalinkowanych przez ciebie blogów nie istnieje. Radzę zaktualizować tę zakładkę.
Na koniec zostaje mi Malarz pałacu, gdzie wspominasz o autorce szablonu i wstawiasz zwiastun opowiadania. Po co wspominasz o starym szablonie, skoro już go nie ma? Według mnie zwiastun powinien pojawić się w zakładce Dzieje rodu, bo po przeczytaniu opisu można by go od razu obejrzeć. Sam zwiastun jest ciekawym dodatkiem i przyjemnie mi się go oglądało. Dał mi mały wycinek tego, czego mogę się spodziewać w samej treści opowiadania.


Podsumowanie
„Królewna w liceum” to całkiem przyjemne i lekkie opowiadanie o nastolatkach, choć potoczyło się w zupełnie inną stronę, niż spodziewałabym się po samym opisie. To jednak wciąż dobra rozrywka na całkiem przyzwoitym poziomie i ma w sobie potencjał, by stać się czymś więcej, szczególnie że nowsze rozdziały mają już mniej błędów, a akcja zaczyna skręcać w dobrym kierunku. Główne grzechy opowiadania to: ilość błędów gramatycznych, mała wiarygodność głównej bohaterki oraz potknięcia logiczne. Gdyby nie to, dałabym opowiadaniu czwórkę. Czego jeszcze mi zabrakło?
Oczywiście większej ilości motywów pałacowych i pokazania różnic pomiędzy pałacem a stolicą. Wciąż mam też nadzieję, że powróci wątek barona Simonsa. Mocno przeszkadzało mi bardzo słabe zarysowanie świata przedstawionego w opowiadaniu. Jeżeli minęło nieco ponad dwieście lat od naszej rzeczywistości, zmiany powinny być bardziej zauważalne.
Do tego popracowałabym nad postacią Aylin i spróbowała ją bardziej uwiarygodnić, bo na razie średnio ci się to udało. Za mało tu także pełnokrwistych postaci pobocznych. Na dobrą sprawę całe opowiadanie ciągną postacie królewny i Maxima, a reszta to niestety statyści. Dobrym pomysłem byłoby tchnięcie więcej życia w przyjaciół królewny w Lotos i jej starszej siostry Caroline.
Zastanawiam się, czy opowiadanie nie byłoby lepsze, gdybyś wróciła do narracji pierwszoosobowej. Twoje rozdziały są mocno emocjonalne, dużo w nich „potocyzmów”, a sam narrator miejscami wydaje się lekko stronniczy lub też całkowicie przejmuje styl myślenia bohatera, o którym opowiada dany fragment. Tak stało się w rozdziale szóstym, gdy po raz pierwszy stery przejął Maxim. Do tego wyraźnie widać, że narracja w twoim opowiadaniu potrafi się zmieniać: raz jest to narrator wszystkowiedzący, który czasem się ujawnia, czasami wydaje się niepewny, a czasami ma takie samo zdanie jak bohater i używa kolokwializmów, a wręcz wydaje się zupełnie transparentny. Postaraj się zdecydować na jeden typ „opowiadacza” i trzymaj się go.
Dobrze byłoby też, abyś trzymała się mniej więcej podobnej długości rozdziałów. Wiadomo, że czasem jest to trudne, a przy Pamiętnikach pewnie i niemożliwe, ale dobrze, gdyby poszczególne odcinki nie różniły się długością bardziej niż o ten przykładowy tysiąc wyrazów. To zapobiegnie rozczarowaniu czytelników krótszymi tekstami. Zazwyczaj trzymasz się rozdziałów do trzech tysięcy wyrazów i radzę zostać przy tej długości. Nie ma tu miejsca na zanudzenie, ale nie jest za krótko.
Co do licznych powtórzeń, szczególnie „być” i „mieć” przy opisach. Postaraj się odłożyć gotowy tekst na tydzień lub, w miarę możliwości, na dłużej. Nie zaglądaj, nie poprawiaj. A potem przeczytaj całość i nanieś potrzebne poprawki. W ten sposób twój mózg zdystansuje się od napisanych przez ciebie słów i jest większa szansa, że zobaczysz pomyłki. Tyczy się to do wszystkich rodzajów błędów, także tych logicznych. W tym jednak wypadku postaraj się pomyśleć o problemach z innej strony, np. postaw się w pozycji nauczyciela podczas kłótni głównych bohaterów. Świeże spojrzenie prawie zawsze przynosi ciekawe efekty i przemyślenia.
To, co wydaje się największą bolączką tekstu, jest też rdzeniem samego opowiadania. A jest to tematyka. Aylin to królewna, a ty zdajesz się mieć minimalną wiedzę na temat polityki, władzy i życia osób związanych z takim środowiskiem. Dlatego najczęściej starasz się unikać sytuacji, w których Aylin musi zrobić coś związanego z jej obowiązkami albo wręcz ucinasz w tym miejscu tekst, a twój narrator chwali królewnę za to, jak dobrze sobie poradziła. To wręcz okropne. To tak, jakbyś pisała o muzykach, a jedyną muzykę, jaka pojawiałaby się w życiu bohaterów, byłoby radio stojące na szafce w kuchni. Niby obecne, ale jak za długo gra, to lepiej wyłączyć i iść obejrzeć serial w telewizji, bo tam przynajmniej można pooglądać obrazki.
W ten sposób przez większość czasu mam jednak wrażenie, że z Królewny w liceum zostało samo liceum. I gdyby to była zwyczajna obyczajówka z wątkiem romansowym, dziejąca się w naszej rzeczywistości to większość twoich braków po prostu by nie istniała, a historia wciąż byłaby ciekawa. A tak, obdarta z całej otoczki i klimatu, wydaje się po prostu słaba. Właśnie tego brakuje twojemu opowiadaniu, klimatu i betonowych fundamentów, czegoś, co sprawi, że uwierzę w ten świat i nawet pomimo wad, poczuję jego prawdziwość i będę chciała się w nim zanurzyć. Przemierzać ulice Lotos, bawić się razem z paczką Aylin w Sensation, a nawet wysyłać staromodne listy do Daminika. Trudno jednak chodzić po kartonowym mieście kartonowego świata, gdy z nieba leje deszcz i wszystko się rozpływa. A na razie właśnie to serwujesz swoim czytelnikom.
Być może postawiłaś sobie zbyt wygórowany cel, a być może koncepcja przeniknięcia królewny do ludu przestała wydawać ci się tak interesująca, jak na początku i wolałaś zająć się innymi, bardziej obyczajowymi wydarzeniami. Trudno mi to jednoznacznie stwierdzić, bo widzę, że nie poddałaś się w próbach wplatania pojedynczych wątków królestwa, przykładowo ślubu Aylin z Daminkiem, a od czasu do czasu dodajesz informacje o przyległych państwach i możliwych wojnach na horyzoncie.
Twoje mocne strony:
— Pomysł na opowiadanie.
— Lekki styl.
— Postać Maxima i rozdziały poprowadzone z jego perspektywy.
— Relacja między Aylin a jej ojcem i Dantonem.
Twoje słabe strony:
— Nie do końca wiarygodna postać Aylin.
— Początki relacji między Aylin a Maximem.
— Kreacja świata przedstawionego i zagadnień związanych z życiem na królewskim dworze.
— Powtórzenia, szczególnie wyrazu „być”.
— Zły zapis dialogów, liczb i nawiasów.
— Mieszanie czasów narracyjnych; zmieniająca się narracja; kolokwializmy w narracji.
— Interpunkcja.
— Odmiana form „tą” i „tę”.
— Nieoddzielanie imiesłowów od czasowników przecinkami.
Czy będę kontynuować lekturę opowiadania po zakończeniu oceny?
Tak, przeczytam kolejne dwa rozdziały, które się ukażą. Chcę przekonać się o poczynionych przez ciebie postępach i z ciekawości, jak potoczy się wątek przyjęcia urodzinowego Maxima. Jeśli nie odczuję żadnej poprawy, a akcja nie stanie się bardziej interesująca niż dotychczas, wtedy dam sobie spokój.
Na sam koniec życzę ci powodzenia w dalszym pisaniu, bo widzę tutaj sporo chęci i pomysłów. Mam też nadzieję, że choć długo na nią czekałaś, moja ocena będzie dla ciebie pomocna i wyciągniesz z niej kilka przydatnych rad. A jeśli z czymś się nie zgadzasz, chętnie podyskutuję w komentarzach. Może tym razem ja spojrzę świeżym okiem na twoją twórczość i zobaczę w niej więcej pozytywnych elementów?

Ocena: Uzyskałaś 56 punktów, co daje ocenę DOSTATECZNĄ.   

5 komentarzy:

  1. Robienie akapitów tabulatorami jest prawie tak złe jak robienie ich spacjami. :/ Moim zdaniem nie powinnaś proponować autorce bloga takiego rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznałam, że podam autorce kilka opcji do wyboru. Wcale nie musi wybrać akurat tej metody.
      Jak sam zauważyłeś - to rozwiązanie jest prawie tak złe jak spacje, ale tutaj odstępy przynajmniej są równe.

      Usuń
  2. W odpowiedzi na komentarz:

    Szkoda, że odeszła - czekałam na ocenę i był to jedyny powód, dlaczego jeszcze nic nie zmieniałam.

    Ale zdarza się :). Dalej będę czekać. Wracam więc do wolnej kolejki?

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sherbe

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ocenę ;)
    Dopiero teraz znalazłam trochę czasu, aby wszystko ogarnąć.
    Nie będę się kłócić i usprawiedliwić, ale dodam, że nie piszę w Wordzie,tylko od razu w bloggerze, a tam nie ma czegoś takiego jak tabulatory, czy pauzy,od których zapisać można dialog. Używam takich środków, aby wiadomo było o co chodzi i nie uważam, żeby to był wielki problem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się na przyszłość. ;)
      Trochę szkoda, że nie napisałaś nic więcej, ale cieszę się, że postanowiłaś się odezwać.
      Pozwolę się z Tobą nie zgodzić co do reszty komentarza. Uważam, że środki z których korzystamy nie zwalniają nas z poprawnej pisowni. Pauzy można wklejać odpowiednim skrótem klawiaturowym, wcięcia dodać w kodzie - blogger umożliwia takie rozwiązanie. Zastępowanie pauz dywizami to tak, jakby ktoś zastępował "w" literką "v", bo zepsuł mu się klawisz na klawiaturze. Tak samo niedopuszczalne, bo po prostu niepoprawne.

      Usuń