Adres bloga od razu informuje o tematyce opowiadania,
to dobrze, więźniowie czasu brzmią
interesująco. Osobiście nie przepadam za Dramione, gdyż nie lubię książkowego
Malfoya, nie mam jednak zamiaru uprzedzać się z góry do Twojego tekstu,
czytywałam już opowiadania, w których autorzy kreowali go inaczej niż w sadze i
potrafiłam go polubić.
Wygląd bloga jest ogólnie nie najgorszy, wydaje się,
że jest Twojego autorstwa, gdyż nie ma nigdzie żadnej informacji na temat
pochodzenia szablonu. Postanawiam jednak zapytać, okazuje się, że zamówiłaś
szablon, ale w regulaminie szabloniarni nie było przymusu informowania o
źródle. Cóż, wydaje mi się, że przyzwoitość wymaga, aby jednak poinformować o
tym czytelników. Napisałaś także, że na nagłówku widać napis „Roonie”, zapewne
nick autorki. To prawda, ale jest tak ukryty, że trudno go dostrzec, nawet jak
się wie, czego szukać…
W każdym razie szablon jest w porządku, przedstawia
głównych bohaterów, utrzymany w mrocznym stylu zawiera ładny cytat.
Szare tło jest dla mnie odrobinę za ciemne, zmieniłabym także czcionkę z Times
New Roman na inną, aczkolwiek to kwestia gustu. Muszę się jednak przyczepić do
kilku rzeczy dotyczących zakładek znajdujących się na blogu.
Po pierwsze, znajdują się one zarówno na górze, jak i
po prawej stronie, a część się przez to powtarza (Strona główna, Wstęp, Bohaterowie, Stowarzyszenie DHL), co nie wygląda dobrze. Po drugie, niektóre z
zakładek są opatrzone buźką, co jest jeszcze gorsze. Wśród zakładek trzy z nich to odnośniki do innych stron: Katalogu
Granger, Stowarzyszenia DHL, Spisu opowiadań oraz ocenialni KKB – ale tak
naprawdę nie przechodzi się do nich bezpośrednio, tylko po otwarciu podstron na Twoim blogu, co jest mało praktyczne. Podejrzewam, że stworzyłaś do tego
celu oddzielne strony, tymczasem można to zrobić inaczej, a mianowicie w Bloggerze należy wejść w układ, następnie skonfigurować strony, na górze
kliknąć w „link zewnętrzny” i wpisać adres. Ale w tym przypadku najlepiej
byłoby stworzyć oddzielną podstronę zatytułowaną „linki” i tam wpisać wszystkie
adresy. Dziwi mnie, szczerze mówiąc, brak takiej zakładki, nie chcesz załączyć
na blogu listy opowiadań, które czytasz? Nawet jeśli nie, to przynajmniej
umieść w jednym miejscu katalogi i ocenialnie.
Zastanawia mnie, dlaczego po prawej stronie
zamieściłaś okienko zatytułowane „Witaj”, skoro nie ma pod nim żadnego tekstu?
Średnio też podoba mi się opis Ciebie jako autorki, połowicznie „czarodziejski”,
połowicznie „mugolski”, jeśli już chciałaś bawić się w tę „Krukonkę”,
pociągnęłabym to do końca. Fajnie za to, że odsyłasz zainteresowanych na swojego Aska. Zastanawia mnie także Twój nick, dlaczego zawarłaś w nim myślnik?
Kilka słów na temat Wstępu i Bohaterów: wstęp
dałabym właśnie jako „Witaj” po prawej stronie, umieszczając dodatkowo
informacje o zakazie kopiowania treści itd. Jeśli chodzi o postacie, nie lubię,
gdy autorzy się o nich nadmiernie rozpisują (spoilery!) lub dodają zdjęcia,
wolę, by to z treści wynikało, kto jak wygląda. Ale jeśli już się na to
decydujesz, powinnaś napisać, kto użyczył twarzy danej osobie (np. w ostatnim przypadku – Angelina Jolie), szczególnie
jeśli jest niekanoniczna, – a nigdzie
tego nie widzę.
Rozpisałaś się o Hermionie, później przy każdym
bohaterze jest coraz mniej informacji – co niby jest plusem, ponieważ dzięki
temu nie zdradzasz ich losów, ale świadczy również o niekonsekwencji. Ale skoro
już postanowiłaś to napisać, powiedz mi, dlaczego Hermiona jest u Ciebie
czystej krwi i należy do kilku domów? Jeśli masz zamiar zrobić z Granger
czarodziejkę czystej krwi, powinnaś w tej albo innej zakładce umieścić
informacje o tym, że łamiesz kanon nie tylko w zakresie samego paringu, a nie
widzę nigdzie takiej informacji. Dostajesz za to plus za zrobienie researchu i
wypisanie prawidłowych dat urodzin bohaterów z sagi.
W opisach postaci mieszasz czasy; ogólnie w
większości zakładek oraz w Twoim opisie znajdują się błędy interpunkcyjne i
stylistyczne, ale postanowiłam zająć się tymi, które znajdę w rozdziałach;
tutaj tylko sygnalizuję problem.
Nie tworzyłabym zarówno Spisu treści, jak i Archiwum,
to drugie bym wyrzuciła, zaś obserwatorów przeniosłabym na prawą stronę; tam,
gdzie pozostałe zakładki.
Masz też playlistę, która na szczęście nie włącza się
automatycznie. Jako pierwsza pojawiła się jedna z moich ulubionych piosenek My Heart will go on, więc ją puściłam,
mimo że na ogół nie słucham muzyki podczas czytania. Później także jej nie
wyłączam, większość piosenek trafia w mój gust, więc miło posłuchać.
Czas na treść. Dotychczas opublikowałaś siedem postów
głównego opowiadania oraz świąteczną miniaturkę,
odniosę się do obu. Postanowiłam, że w tej ocenie przyjmę następujący system:
będę omawiać każdy rozdział po kolei: treść i wszystkie rodzaje błędów, jakie
znajdę, a następnie zrobię podsumowanie w zakresie: fabuły, kreacji świata
przedstawionego, bohaterów, stylu. Pogrubieniem zaznaczyłam brakujące przecinki (czasem
również inne znaki interpunkcyjne, na przykład „?”), zaś powtórzenia podkreśliłam.
Dramione: więźniowie czasu
Prolog
Łączenie pogody z uczuciami to zawsze dobry zabieg,
podoba mi się również użycie czasu teraźniejszego, gdyż nadaje tekstowi
dynamizmu. Najpierw skupiasz się na stronie fizycznej, a później przechodzisz
do emocji, dobrze, choć jak na to, że Hermiona „tylko” czuje albo „tylko”
słyszy, odbiera otoczenie podejrzanie dużą ilością zmysłów.
Przemyślenia Granger dotyczą II wojny czarodziei,
która, mimo że skończyła się śmiercią Voldemorta, nadal dręczy dziewczynę i
właściwie trudno się dziwić, choć zdaje się, że musiałaś mocno nagiąć kanon, bo
nie wydaje mi się, żeby w sytuacji takiej, jak przedstawiła to Rowling, Hermiona
faktycznie by myślała poważnie o samobójstwie.
Refleksje są dość chaotyczne, w części z pewnością
dlatego, że Hermiona przeżywa ciężkie chwile. Ale z jednej strony dziewczyna
martwi się, że nie jest prawdziwą Gryfonką, bo inaczej miałaby odwagę się zabić
(z czym można polemizować, ale nie o to chodzi), z drugiej wini swoją gryfońską
naturę za niemożność bycia szczęśliwą, cokolwiek by to znaczyło, z trzeciej koniec
końców dochodzi do wniosku, że to tkwiąca w niej Gryfonka nie pozwala
wypowiedzieć uśmiercającego zaklęcia skierowanego na samą siebie, a w
zakończeniu: Hermiony Granger
nie ma, umarła podczas II bitwy o Hogwart, pozostała tylko cząstka Gryfona i
miłości...
Naprawdę więc już nie rozumiem, co Hermiona myśli o swoim „Gryfonie”, jak to
sama ujmuje. Inna kwestia, że nigdy nie lubiłam „zwalania” wszystkiego na to,
do jakiego domu się należy, przypinania łatek. Rowling miała naprawdę dobry pomysł, aby
rozdzielić Hogwartczyków w taki sposób, ale nie można twierdzić, że ten podział ściśle określa człowieka i oznacza, że posiada on tylko kilka cech
na krzyż, takich, które dany założyciel Hogwartu uważał za najważniejsze… Nie lubię
szufladkowania. Nie mówiąc już o tym, że powinno być „Gryfonki”, Hermiona to
kobieta.
Podoba mi się, że porównałaś te wydarzenia do prawdziwych
wielkich wojen XX wieku, to podkreśla ich okrucieństwo. Zastanawiam się, skąd
wzięłaś dane? Na polskiej Wikipedii jest napisane, że w I wojnie zginęło 14 mln
ludzi, a w II – wg różnych źródeł – 50-78 mln. Na Twoim miejscu napisałabym
odnośnik do źródła.
Błędy:
Deszcz..
Jak to pięknie byłoby umrzeć, tańcząc podczas ulewy. – „To” jest
zbędne. W prologu znajduje się dużo niepotrzebnych zaimków, „to”, „jakiś”. W
całym akapicie, nie tylko tutaj, po słowie „deszcz” występują dwie kropki; powinny być albo
jedna, albo trzy. W prologu znalazło się sporo
powtórzeń, niektóre z pewnością były celowe, jak np. „deszcz”, również „wojnę”
można by podciągnąć pod tę kategorię, ale np. „tylko” na początku oraz
nieszczęsne zaimki niestety się do niej nie zaliczają.
Co
mnie powstrzymuję – powstrzymuje
(trzecia osoba liczby pojedynczej).
Mimo,
że byłam jedyną osobą, nie śpiącą na wykładach
historii magii, to były to dla mnie kolejne statystyki, które mój łaknący wiedzy umysł, chłonął
jako suche fakty.
– „Mimo że”, podobnie jak „chyba że”, „szczególnie że”, to wyrażenia, w których
nie stawia się przecinka w środku. Pierwsze „to” jest absolutnie zbędne,
podobnie jak przecinek przed „chłonął” (tłumaczenie niżej). Ponadto „nie” z
przymiotnikami, nawet odczasownikowymi, piszemy łącznie, a więc „nieśpiącą”. Oddzielnie piszemy tylko je w stopniu wyższym i najwyższym (np. „nie
najgorszy”). Ostatni błąd, powinno być: „chłonął jak”. Przed „nieśpiącą”przecinek zbędny.
Gdybyś
zapytał rok temu Panny-Wiem-To-Wszystko, co to
wojna, odpowiedziała by ci wyuczoną regułkę. – Po pierwsze: nie
rozumiem, dlaczego nagle wyskoczyłaś ze zwrotem do tajemniczego „ty”
(podejrzewam, że czytelnika), a następnie w tym akapicie przechodzisz przez
prawie wszystkie możliwe osoby – tzn. pierwszą, drugą, trzecią… Lekki miszmasz.
Po drugie: „czym jest wojna” brzmiałoby lepiej.
Po trzecie: „odpowiedziałaby”, czasowniki w formie osobowej z partykułą
„by” piszemy łącznie, oddzielnie zaś z czasownikami w formie nieosobowej np.
„znaleziono by”. Po czwarte: „regułką”, nie „regułkę”. Po piąte: dlaczego Hermiona nazywa w taki sposób samą
siebie?
Walcząc, nie patrzysz, czy osoba, z którą walczysz, chce się poddać, czy jest konająca. – Ogólna zasada w interpunkcji brzmi: w
zdaniach złożonych należy oddzielać poszczególnie wypowiedzi podrzędne
(zawierające orzeczenie, a więc jakąkolwiek formę czasownika, również imiesłów)
za pomocą przecinków. Wyjątkami są łączniki albo/lub/i/oraz/ani
– wtedy nie stawiamy przecinków pomiędzy zdaniami podrzędnymi, chyba że używamy
określenia „podwójnego”, np. albo/albo – w takiej sytuacji przed drugim „albo”
stawiamy przecinek. Jeśli mamy zdanie wtrącone (tutaj: „z którą walczysz”),
należy je oddzielić przecinkami bądź myślnikami z obu stron. Z innych błędów:
lepiej brzmiałoby „kona”, strona bierna nie brzmi dobrze w języku polskim.
W
zamian za Order Merlina I Klasy, nie mam nikogo, co noc śnię o wojnie... – Tutaj zaś
pierwszy przecinek niepotrzebny, ponieważ jest wstawiony w połowie jednego
zdania podrzędnego. No i „pierwszej klasy”.
Połowa
kolegów z pracy deklaruje, że jest moim przyjacielem. Jakoś w szkolę,
traktowali mnie jak powietrze... Miałam przyjaciół, naprawdę... – Jednym
przyjacielem? Ponadto niepotrzebne powtórzenia tego słowa. „Szkole”, nie
„szkolę” oraz niepotrzebny przecinek przed „traktowali” (powyżej
wytłumaczenie). Swoją drogą, mnie tam nie dziwi, że połowa kolegów z pracy
deklaruje tę „przyjaźń”, w końcu Hermiona wraz z przyjaciółmi jest obecnie
bohaterką wojenną, nic dziwnego, że wszyscy zabiegają o jej względy,
szczególnie jeśli – jak okaże się niedługo – dziewczyna pracuje w ministerstwie.
Rozdział
I
Postanowiłaś zacząć od wpisu Hermiony do
pamiętnika, rozpoczynając akcję od maja. Zdaje się, że sprawdziłaś w Internecie
kalendarz na 1998 rok, to się chwali. Podoba mi się, że na wstępie napisałaś,
co dzieje się w życiu dziewczyny po wojnie, jak również wspomniałaś o Harrym i
Ronie. Mam jednak zastrzeżenia co do samej treści. Powiedz mi, jakim cudem
nawet komuś tak zasłużonemu jak Granger ktokolwiek pozwoliłby zostać
pełnoprawnym aurorem i pracować w ministerstwie? Szczególnie że, jak okaże się
już niedługo, dziewczyna od września wróci do szkoły, a więc nie ma nawet
PODSTAWOWEGO wykształcenia, nie mówiąc o ukończeniu kursów aurorskich, które z
pewnością nie należą do krótkich. Mogła dostać order, nawet tak szybko, ale na
pewno nie mogła zostać zatrudniona w ministerstwie!!! Ja rozumiem, że według
oryginału Harry i Ron nie zakończyli nauki w Hogwarcie, a mimo to tam pracowali, co uważam za dość dziwne, ale nawet jeśli pozwolono im tak postąpić,
z pewnością musieli przejść niejeden kurs i zdać niejeden egzamin, nim dostali stałą pracę (wg Harry Potter-wikia
został szefem Departamentu Aurorów dopiero po dziesięciu latach, więc wiesz).
Zastanawiam się też, w jaki sposób Hermiona poszukuje swoich rodziców, których
wysłała do Australii, przebywając w Londynie, nie umieściłaś nawet słowa na ten
temat.
Niestety, w dalszej części rozdziału
zatraciłaś styl pamiętnikowy na rzecz zwyczajnej narracji pierwszoosobowej.
Rozumiem, może chciałaś pokazać, co się działo w jakim czasie. Ale skoro wybrałaś pisanie pamiętnika, powinnaś być konsekwentna. Lepiej byłoby nie używać tego
słowa w tytule albo zastosować taką formę tylko do początku rozdziału. Tylko
wtedy musiałabyś zdecydować się na używanie jednego czasu.
Za grosz nie rozumiem, dlaczego – gdy
Granger wraca do domu – Harry, który z nią mieszka, najpierw informuje ją, że
jej rodzice pewnie nie żyją, a później podaje dziewczynie Eliksir Słodkiego
Snu, aby nie teleportowała się do ministerstwa i nie dowiedziała się, co i jak…
To dziwne.
Koniec końców jednak oboje udają się do
Australii i okazuje się, że ofiarami wypadku faktycznie są rodzice Hermiony.
Dziewczyna mocno to przeżywa, trudno się dziwić. Gdy wraca do Anglii, piszesz,
że spędza czas z Harrym i Ronem, ale to chyba nieprawda, ponieważ Weasley,
który niby nadal jest jej chłopakiem, zamknął się w sobie i nie szuka towarzystwa innych ludzi.
Czy śmierciożercy mają według Hermiony
gnić w więzieniu, czy jednak otrzymywać Pocałunek Dementora, bo piszesz dwie różne
rzeczy?
Okazuje się, że nasza cudowna trójka
bierze udział w rozprawach śmierciożerców; gdyby tylko jako świadkowie, okej,
ale trochę dziwi mnie, że również przeglądają papiery i dyskutują, jakby byli
co najmniej adwokatami. Nie brzmi to wszystko zbyt legalnie, świadkowie czytający
dokumentację dotyczącą sprawy… Podkreślam jeszcze raz, że Twoi bohaterowie nie
skończyli nawet siódmej klasy, ja rozumiem, zasłużyli się na wojnie, ale
wysłano by ich chociaż na jakiś kurs wcześniej, zanim pozwolono bawić się w
polityków i prawników!
Chwila, to Hermiona mieszka na Grimmauld
Place? Wydawało mi się z wcześniejszego opisu, że w jakimś małym, miłym
mieszkanku z przyjemnie urządzoną kuchnią…
To dość dziwne, że Granger,
pogrążona w chęci zemsty na wszystkich śmierciożercach, niektórym odpuszcza…
Ale z drugiej strony oznacza to, że nie zatraciła jeszcze zdrowego rozsądku.
Faktycznie komuś takiemu jak Malfoy albo Zabini przydałoby się nakazać wykonywanie
prac społecznych, a odbudowywanie Hogwartu z pewnością stanowi obecnie
priorytet.
Rozdział kończy się samobójczą śmiercią
Harry’ego. Cóż, aż tak mnie to nie zdziwiło, bo widać było, że chłopak sobie
nie radzi, mimo że napisałaś o tym tylko jeden rozdział. Zastanawia mnie
jednak, dlaczego Ron powiedział Hermionie, że krzyczała, przecież chyba nie
było go w ich mieszkaniu? Wtedy może uratowałby przyjaciela? No chyba że
później się tam zjawił? Hm…
Błędy:
Nie
będę pisać "Drogi Pamiętniczku", ani nic takiego – nieprawidłowy
cudzysłów, powinien on wyglądać „”. Zbędny przecinek przed „ani”.
Przecież
w tym momencie byłabym w stanie zdobyć myślodsiewnie. –
Myślodsiewnię.
Mimo
wszystko lubię pisać, zgrzyt pióra, szelest i zapach papieru uspokaja mnie. – Uspokajają.
Często popełniasz ten błąd, wymieniasz kilka rzeczy, a czasownik piszesz w liczbie pojedynczej, a nie mnogiej.
Dopiero
teraz, gdy przestałam żyć z chwili do chwili,
gdy przestałam walczyć o przetrwanie (…) – nie ma takiego
powiedzenia jak „z chwili do chwili”.
Chciałabym zauważyć, że powyższe błędy
są wypisane tylko z pierwszego, krótkiego akapitu.
Mimo
że cały czas staram się go wyrwać z domu i spędzać z nim czas, on jest
nieobecny.
– Pisałam już o tym wcześniej, ale podam ten przykład, aby jeszcze raz Ci
wytłumaczyć: bardzo lubisz zaimki. Faktycznie czasem trudno z nich zrezygnować.
Ale np. tutaj „on” jest zbędny, a i tak zostają dwie inne formy („go” i „z
nim”). Trzeba pozbywać się tych, które nie są konieczne.
Freddy
i Ginewra byli dla mnie jak rodzeństwo! – Ginevra. Swoją drogą, jeśli
postanowiłaś uśmiercić Ginny, to powinnaś napisać, że łamiesz kanon, żeby
czytelnicy wiedzieli, że robisz to z premedytacją (podobnie jak z czystą krwią
Hermiony). Wystarczyłaby ogólna informacja we „Wstępie”.
Nie sądzę, żeby Granger we własnym
pamiętniku wspominała o Harrym, używając jego nazwiska. Rozumiem, chciałaś
uniknąć powtórzeń, ale to już chyba byłby mniejszy błąd.
Nie
chciał wracać do Nory, w sumie nie dziwie się... – Nie dziwię
się. Piszesz w pierwszej osobie, a więc musisz pisać czasowniki z odpowiednią końcówką („ę” zamiast „e”). To bardzo
często pojawiający się błąd ortograficzny.
Myślałam,
że po wojnie zostanie aurorem, że jego cierpienie spotęguje chęć zemsty... Tak
jak w moim przypadku.
– Hermiona uważa, że zemsta to najlepsze, co człowiek może zrobić w takiej
sytuacji? Naprawdę nie jest z nią dobrze.
W
dzień chodzę od Nory, do mojego mieszkania, oraz kontynuuje poszukiwania
rodziców. W nocy zaś zmieniam się w bezimiennego aurora. Nie chcę, by robiono jakąś aferę z tego powodu. podobno jestem
w tym dobra... Mój szef powiedział mi, że jeśli tak dalej pójdzie, to w łapaniu Śmierciożerców pobije rekord Alastora
Moody'ego.
– Po pierwsze: „chodzę od Nory do mojego mieszkania”, bez przecinka, ale to i
tak brzmi dość dziwnie. Po drugie: „kontynuuję” oraz „pobiję” (pierwsza osoba
l. poj.). Po trzecie: zdanie o aferze
jest dość dziwne, brzmi, jakby ktoś miał robić Hermionie wyrzuty za bycie
dobrym aurorem. Po czwarte: „podobno” wielką literą.
Po
tylu tygodniach zlokalizowaliśmy kryjówkę Rudolfa Lestrange. – Po ilu,
jestem ciekawa? Może po prostu „wielu”?
Ukrywał
się w mugolskiej części Londynu w jakimś opuszczonym domu. Za nim ruszyłam ja i
dwójka moich kolegów. Mimo, że Śmierciożerca nie miał różdżki, potrafił
znokautować jednego z moich towarzyszy i odebrać mu magiczny patyk. – Po co to
„jakimś” oraz „moich”? O „mimo że” też już pisałam. Z nowych błędów: zamiast
„potrafił” – „zdołał”. Ponadto nie wiem, czy w pamiętniku ktoś określałby
różdżkę „magicznym patykiem”. Żeby uniknąć powtórzenia, możesz napisać „rozbroił
go”.
Nie
lubię tych momentów, ale byłam zmuszona użyć niewybaczalnego w obronie. Dopiero
Cruciatus ostudził jego zapały. – Niewybaczalnego czego? Zaklęcia,
trzeba dopisać. Czasów się nie czepiam, bo to pamiętnik. „Cruciatus” kursywą. Ostudzić można zapędy, nie zapały.
O
dziwo poczułam zapach naleśników, unoszący się w mieszkaniu (…) Zastałam tam
Harry'ego, który w mugolski sposób piekł naleśniki. – Powtórzenie,
już wiadomo, że to były naleśniki, które się smaży, a nie piecze. Po „dziwo”
przecinek.
-Dzień
dobry, Miona- odparł, lekko unosząc kąciki warg, które za chwilę znów opadły. – Błędny zapis
dialogu, używasz dywizów zamiast myślników, nie robisz również spacji. Każdy
dialog zapisujesz błędnie, więc poniżej nie będę już cały czas zwracać na to uwagi. Odsyłam do Poradnika po lewej stronie. Ponadto,
dlaczego używasz tego frustrującego przezwiska „Miona”? Nie wiem, dlaczego w
blogosferze „aŁtoreczki” się zmówiły, aby go używać. Przecinek przed „Miona”
(zawsze stawiamy między wołaczem lub mianownikiem, który ma pełnić jego rolę, a
resztą wypowiedzi).
-Harry,
nie obrazisz się, jak pójdę spać. – Znak
zapytania na końcu, to pytanie, nawet jeśli retoryczne.
(…)
dawały nadzieję, A jeśli to nie oni? – Albo „a” małą literą, albo kropka
zamiast przecinka.
Starach
sparaliżował moje kończyny, upadłam na podłogę. – Dlaczego
tylko kończyny? Ponadto literówka: „strach”, nie „starach”.
1
czerwca 1998r., Londyn – spacja między „8” a „r.”. Ponadto wyraźniej
oddzielałabym wpisy z różnych dni od siebie.
Za
chwilę mam się teleportować z Harrym do Australii. Chciałam jak najszybciej
poznać prawdę.
– Okej, jednak będę się czepiać zmiany czasów we wpisach pamiętnikowych, po
pierwsze dlatego, że tylko pierwsza część rozdziału była tak naprawdę
pamiętnikiem, po drugie dlatego, że nawet w takiej formie oba zdania powinny być w
tym samym czasie, do wyboru w którym, ale w tym samym.
To
nie były moje ukochane, przypominające morze oczy, teraz wyglądały jak woda
podczas sztormu . – Morze
też może znajdować się podczas sztormu. Niepotrzebna spacja przed kropką
kończącą zdanie.
Chciałam go przytulić, chciałam, by trzymał mnie za rękę, gdy będę musiała
rozpoznać tych zmarłych ludzi w Australii, chciałam, by ze mną zamieszkał. – Napisałabym to zdanie w czasie teraźniejszym,
jeśli faktycznie uważasz to za wpis z pamiętnika (poprzednie zdania też),
ponadto dziwnie nazywać rodziców „tymi zmarłymi ludźmi”.
Tylko
ja i Harry, wciąż pochyleni, stróżowaliśmy nad grobem moich rodziców. Już nie
płakałam, te cztery dni zabrały wszystkie łzy, jakie miałam. Niektórzy mówią, że wypłakanie się daje ulgę. To nie prawda,
płakanie męczy i dlatego ludzie przestają ryczeć. – Chciałaś pokazać
tutaj rozpacz Hermiony i pewnie w miarę by się udało, nawet jeśli zrobiłabyś to
krótko, gdybyś nie zabiła całego klimatu poprzez użycie nieszczęsnego
kolokwializmu: „ryczeć”. Inne błędy: „nieprawda” zamiast „nie prawdy”, a
wyrażenie „stróżować nad grobem” dziwnie brzmi.
Widziałam wiele zwłok, wiele zmasakrowanych, wszystkim wiadomo, że niektórzy Śmierciożercy w swoim
okrucieństwie szukali bardziej wyrafinowanych sposobów tortur niż Cruciatus.
Jednak nigdy nie widziałam tak zranionego ciała
bliskiej osoby. Patrząc na rany, wiedziałam, że cierpieli przed śmiercią, że śmierć była dla nich ukojeniem. – Z fragmentu wynika, jakby wszystkie zwłoki, które
widziała Hermiona, należały do bliskich jej osób. Gdyby tak było, to chyba już
dawno siedziałaby w wariatkowie.
Nie
przejmowałam się, że jestem na celowniku pozostałych Śmierciożerców i tak moja
tożsamość pozostawała nieujawniona. – Trochę bez sensu, skoro była na
celowniku śmierciożerców (nazwę zapisujemy małą literą) – jak rozumiem, z
samego faktu, że walczyła po drugiej stronie – to powinna się przejmować, choć
oczywiście w granicach rozsądku, prawda? To, że nikt nie wie, iż pracuje jako auror,
mało w tym momencie jej pomaga, skoro i tak sporo ludzi na nią czyha, więc nie
można użyć tego jako argumentu.
Mimo
że nienawidzę Fretki, nie potrafię go wysłać do
więzienie. Blaise'a też nie. Taka kara nie byłaby sprawiedliwa. Uważam, że
jakieś prace społeczne... – Uchowaj, Boże, „Mionę” mogę jakoś przeżyć, ale ta „fretka”
to po prostu KATASTROFA. Podobnie jak „smoki” i inne. To nie podstawówka! „Więzienia”, nie „więzienie”.
Szczerze,
to nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy ktoś pod groźbą śmierci wyrabia mi Mroczny
Znak – wyrabiać
to ciasto albo kartę.
Harry,
cierpiący z powodu śmierci swojej dziewczyny, tak na prawdę siedzi w domu (…) –
Naprawdę.
Zrobiłam
niewielki krok w stronę Rudzielca. – Proszę, nie nazywaj bohaterów za pomocą
koloru ich włosów i to jeszcze wielką literą. Wygląda to mało profesjonalnie.
Poczułam
zapach, nie należał on do mojego chłopaka, tylko najlepszego przyjaciela. Moje
serce ścisnął żal, myślałam, że wróci, przeprosi. – Z powodu
niezgodności podmiotów odnosi się wrażenie, jakby to najlepszy przyjaciel
Hermiony miał wrócić i ją przeprosić.
Wtuliłam
się w niego mocniej, a moim łzą pozwoliłam płynąc swobodnie. – „Łzom”
(celownik liczby mnogiej: „-om”). „Łzą” to nadrzędnik liczby pojedynczej.
Na
stopach umieściłam tego samego koloru buty na niewielkim obcasie. – Założyłam.
Bałam
się konfrontacji z chłopakiem, ale przynajmniej dostrzegałam w nim najlepszego
przyjaciela sprzed wojny. – Myślałam, że to zaszczytne miano
posiadał Harry, nie Ron.
(…)
czarnoskóry chłopak, według koleżanek z jej rocznika, drugi najpopularniejszy
chłopak Slytherinu. Dwóch Aurorów, którzy kroczyli obok nich, pochyliło głowy w
kierunku naszej trójki w geście szacunku. – Błąd
gramatyczny, powinno być: „dwaj aurorów, którzy kroczyli (…)”. „Aurorów” małą
literą.
Ustawa,
którą napisałam w ochronie dobrego imienia czarodziei, za niedługo wejdzie w życie – po prostu „niedługo”. Przecinek
dostawiłam, ponieważ mamy tutaj zdanie wtrącone.
Blaise
opowiadał o dzieciństwie jego i Malfoy'a, o tym, jak zostali zmuszeni do
Śmierciożerstwa. –
W sadze nie używano sformułowania „śmierciożerstwo”. Ponadto przy odmianie
nazwiska „Malfoy” nie stosuje się apostrofu.
Jak
powszechnie wiadomo stosunki pomiędzy Ślizgonami, a Gryfonami nie były
najlepsze – przecinek
zbędny.
(…)
do wpuszczenia Śmierciożerców w mury Hogwartu – ?
„Śmierciożerców” małą literą.
Na
wyrok, jednak trzeba było czekać przez najbliższą godzinę (…) – przecinek
zbędny, ponieważ to jedno zdanie, nie dwa.
Było
tak, aż nastał dzień, 14 lipca. – W nagłówku wpisów do pamiętnika możesz
zapisywać daty liczbami, ale nie w narracji. Ponadto słowo „dzień” jest zbędne,
podobnie jak drugi przecinek.
Podobno
w Dolinie Godryka widoczna była Alecto Carrow. Takie sygnały często okazywały
się fałszywe, choćby dlatego, że czarodzieje widzieli osobę podobną, a w panice
zwoływali aurorów. – W
pierwszym zdaniu powinno być „widziano”. Drugie zaś jest mało logiczne, to
chyba normalne, że jak komuś wydawało się, że widział śmierciożercę, wzywał
(nie „zwoływał”) aurorów, prawda?
Skierowałam
nogi ku salonowi.
– A reszty ciała nie?
Rozdział
II
To druga część wpisu do pamiętnika,
równie „niepamiętnikowa” co pierwsza, niestety. Rozpoczynasz ją od sceny
pogrzebu Harry’ego. Hermiona tym razem uważa, że gryfońska odwaga powinna
zapobiec śmierci Pottera, ech. Później piszesz nagle: Czarne cienie kończyły mówić i wbrew zapewnieniom pośpiesznie
opuszczały cmentarną ziemię. Nie mam pojęcia, co masz na myśli. Granger
wyrzuca swoje myśli na głos, kierując je do Pottera. Dość chaotyczne wyznanie,
ale to dobrze, w końcu dziewczyna pogrążona jest w żałobie. Nie mogę jednak pozbyć
się wrażenia, że tkwi w niej naprawdę sporo egoizmu. Ponadto kiedy Hermiona
mówi o rodzicach, nie wiadomo, czy ma na myśli swoich, czy przyjaciela…
Następnego dnia, zupełnie nie rozumiem
dlaczego, Granger budzi się w nieznanej sobie sypialni urządzonej w ślizgońskim
stylu. Pokusiłaś się o opis, to dobrze, ale niestety sporo w nim powtórzeń
(„wężów”, „zaklęć”) i mieszania czasów. Szybko okazuje się, że to Malfoy Manor,
co wydaje się niesamowitym pójściem na skróty. To, że Hermiona była świadkiem w
procesie Draco, całkiem mi się podobało, miało uzasadnienie, ale to, żeby po
pogrzebie przyjaciela z niewiadomych powodów następnego dnia budziła się AKURAT
w domu Malfoya, jest mocną przesadą. Niby dlaczego Malfoy miał ją przygarniać
na noc i dlaczego właściwie tego potrzebowała? Śledził ją na cmentarzu?
Zemdlała tam i nie wróciła do domu? Nie jest to jasne… Przecież Hermiona ma
swój własny dom, nikt jej stamtąd nie wyrzucił. Dodatkowo dialog, który
wywiązuje się między głównymi bohaterami, napisałaś na poziomie
podstawówkowo-gimnazjalnym… Nie pasuje do młodych, ale dorosłych ludzi,
szczególnie takich, którzy przeżyli wojnę. Na szczęście nie trwa to długo,
ponieważ Hermiona po prostu ucieka z domu Mafloya. Nie sądzę, żeby można było
ot tak wybiec z takiego domu i się nie zgubić po drodze, ponadto chyba nawet
nie miała szansy zabrać swoich rzeczy… No, ale już niejednokrotnie dałaś do
zrozumienia, że Hermiona nie myśli rozsądnie. Dotychczas myślałam, że to z
powodu wielu okropnych wydarzeń, ale zaczynam zastanawiać się, czy nie tkwi w
tym coś jeszcze… czy nie chcesz zamienić jej w emocjonalnie niekontrolującą się
kobietę o mentalności trzynastolatki. Mam nadzieję, że nie. Przez długi czas
była moją ulubioną postacią w sadze i mimo że później kto inny zajął jej miejsce,
nadal mam do niej sentyment.
Zastanawia mnie też, czy prawdą jest, że
Draco miał spędzić tak wiele lat w Azkabanie, przecież chyba w ministerstwie
pracują inteligentni ludzie, którzy potrafiliby ocenić, w jaki sposób ukarać
chłopaka, nawet gdyby Hermiona nie była świadkiem…
No i jednak okazało się, że Granger
odbyła wcześniej na jakichś kursach aurorskich. Tylko że zastanawiam się, kiedy,
skoro już w maju, niedługo po bitwie o Hogwart, pracowała w ministerstwie jako
AUROR, a nie sądzę, żeby takie kursy trwały krócej niż dwa lata… Szczerze
mówiąc, to powinny być porządne studia.
Następny niby-pamiętnikowy wpis pochodzi
z dziesięciu dni później, piszesz w nim, że Hermiona podczas pomocy w odbudowywaniu
Hogwartu (dziewczyna robi to charytatywnie) zakolegowała się z Zabinim, ba –
brzmi to tak, jakby chłopak został jej nowym przyjacielem. Trochę dziwne, zważywszy, że
nadal powinna być w żałobie po poprzednich, a przede wszystkim, że jest
zdecydowanie za szybko na takie deklaracje, szczególnie jak przeżyło się tak
wiele. Mogłabyś napisać, że ku zdziwieniu dziewczyny Blaise okazał się
ciekawym rozmówcą i że nie wypytywał jej o problemy, ale bez przesady.
Aha, okazuje się, że Hermiona nie tylko
jest aurorem i niby-prawnikiem, ale posiada jeszcze moc ustawodawczą, ponieważ
pisze USTAWY, jak również ma czas i środki (ciekawe skąd, bierze kasę Harry’ego
z Gringotta, czy ministerstwo daje jej tak ogromną pensję? Dziewczyna nie chce,
żeby wyszło na jaw, że to ona przekazała pieniądze na budowę, co uważam za głupie, powinno być to powszechnie wiadome; na tym polega marketing – żeby dane wydarzenie
promowali ludzie znani – a nie ukrywajmy, że to właśnie taki przykład!) na
stworzenie Magicznego Domu Dziecka im. Harry’ego Pottera. Jej doba ma chyba
pięćdziesiąt godzin, a w ministerstwie kompletnie zapomnieli o jakimkolwiek
prawie. Pomysł z domem dziecka jest dobry, nawet bardzo, i szczerze mówiąc, na
tym etapie tylko on miałby szansę na realizację, gdyż szczególnie po śmierci
Wybrańca, społeczeństwo w pełni by to poparło. Ale cała reszta… Nie. Świat
Rowling może jest magiczny, ale i logiczny, panują w nim pewne zasady, prawo!
Z jednej strony chwali się Hermionę za
działalność dla społeczeństwa magicznego, ale z drugiej ni z tego, ni z owego
przechodzisz do akapitu, w którym opisujesz jej motywację do ścigania
śmierciożerców, pełno w tym chęci zemsty i, powiedziałabym, szaleństwa. Ta
dziewczyna zupełnie się nie kontroluje. Aż dziw, że może myśleć prawie w tym
samym momencie o pomocy sierotom i mordowaniu wrogów. Ja rozumiem, że
śmierciożercy zasługują na karę, poważną karę, ale jej słowa brzmią jak słowa
szaleńca.
Ponadto masz problem z przechodzeniem
pomiędzy akapitami. Czasem opisujesz to, co Hermiona robi w życiu, czym się
zajmuje, a potem nagle przeskakujesz do teraźniejszych wydarzeń, cały czas
mieszając czasy i style (patetyczny/kolokwialny); powoduje to lekką dezorientację.
Rozdział kończy się odkryciem przez
dziewczynę, że opuściła ją kolejna osoba – tym razem Ron. Co prawda nie umarł,
ale uciekł, co w pewien sposób jest chyba jeszcze gorsze. Pamiętnikowe wpisy
kończysz tym samym fragmentem, który stanowił początek prologu, dobre
zagranie, dzięki temu mamy klamrę kompozycyjną.
Błędy
Chłodny
podmuch smagał moje zziębłe policzki, susząc
wciąż spadające łzy. Mocniej wtuliłam się do własnego płaszcza, który dawał mi coraz mniej ciepła, w końcu całkiem namoknął od moich własnych łez. Ramiona
Rona, wyczuliwszy drżenie mojego ciała, otoczyły mnie ściślej. Tłum ludzi otaczał grób rodziców Harry'ego i... jego własny... Mówili tyle wspaniałych rzeczy o Harrym. – Zziębnięte. Powinno być:
„wtuliłam się w płaszcz”, „czując drżenie” („wyczuliwszy” ma inne znaczenie,
można wyczulić się na jakąś emocję na przykład). Wyjątkowo dużo powtórzeń i
wielokropków.
Stu
procentowy mieszkaniec Domu Lwa nie poddałby się! – Stuprocentowy.
„Dom Lwa” to wymysł Internetu, w sadze tego nie było.
Nagle
poczułam otulający mnie ciepły wiatr, taki różny od tego z pogrzebu. Harry,
pomyślałam. Potem nastała ciemność..
– Ładna myśl, dać w ten sposób Hermionie do zrozumienia, że Potter nadal
w jakimś sensie jest obok niej. Niestety przez niezbyt trafny dobór słów
wrażenie nie jest tak silne, jak mogłoby być. No i znów stosujesz znak
interpunkcyjny, który nazwałabym dwukropkiem poziomym. Tylko że taki nie
istnieje.
Czekaj?
Czy to dormitorium Ślizgonów?-pomyślałam. – Dziwny sposób na zapisywanie
myśli. Najlepiej zastosować kursywę. Zresztą nie wiem, do kogo Hermiona się
zwraca? Brak spacji przed i po dywizie, który powinien zostać zamieniony na pauzę
(myślnik) bądź półpauzę.
Nie, to nie możliwe... – Niemożliwe.
Brązowo,
zielone łoże było niczym dzieło sztuki, przedstawiające splatające się ze sobą węże.(…) Stało tam piękne zwierciadło, o ramach ze
szczerego srebra, jak łatwo się domyślić, zdobione było przeplatającymi się wężami. – „Brązowozielone” lub „brązowo-zielone”.
Pierwsze oznaczałoby, że łoże było koloru „pomieszanego”, drugie, że
równocześnie występowałyby na nim dwie barwy. Chyba chodziło Ci o to drugie.
Łoże nie może przedstawiać węży, na łożu się śpi. Co najwyżej jego część może
być w ten sposób ozdobiona. Ponadto nie wiem, czy to takie oczywiste, by wiedzieć,
że rama również została ozdobiona wężami. Pierwszy przecinek w drugim zdaniu
zbędny.
Byłam
pewna, że znajduje się w domu jakiegoś Ślizgona,
na sto procent arystokraty, najczęściej to oni byli takimi fanatykami własnego domu. Nie miał raczej złych zamiarów, nie zostawiłby
mi przecież różdżki do obrony. – Znajduję. Przestałam już liczyć, jak
wiele razy popełniłaś tego typu błąd. Mieszasz także czasy i powtarzasz nie
tylko słowo „dom” (który można nazwać „rezydencją”, „willą” na przykład), ale i
stereotypy. Swoją drogą, ciekawe, że Hermiona stała się nagle taką znawczynią
arystokratycznych czarodziejów. No, ale skoro ich łapie, to może się napatrzyła na
wnętrza ich domów. O ile są na tyle głupi, żeby ukrywać się w taki sposób.
Tydzień temu udało mi się ukończyć pisanie
ustawy o anty-dyskryminacji czarodziei mugolskiego pochodzenia i półkrwi.
Koniec z rasizmem wśród czarodziei! – Antydyskryminacji. W drugiej
wypowiedzi brakuje orzeczenia, przez co brzmi jak slogan wyborczy.
Po
pracy codziennie chodzę do Nory. Nic... Ron nie wychodzi z pokoju... Wiem, że
jest zrozpaczony, ale ja tez go potrzebuje! Razem siebie potrzebujemy! – Za dużo nieco
tych wielokropków, bardzo je lubisz. Ponadto literówka, powinno być „też”.
Dodatkowo „potrzebujemy siebie nawzajem”.
Wbiegłam
niczym torpeda do pokoju Rona, nie zastanawiając się nad dziwna miną bliźniaka
– dziwną.
Ponadto „bliźniaka” tu nie pasuje. Ktoś, kto zna sagę, wie, że George to
bliźniak Freda, ale z tego zdania wynika, jakby G. był bliźniakiem Hermiony, no
ewentualnie Rona.
Pokój
był pusty, dzisiejsze śniadanie i obiad od pani Weasley spoczywały nietknięte
na dywaniku pod drzwiami, gdzie małą dziurą, niczym więźniowi, podawała go mama
Rona. –
Po pierwsze, nie ma potrzeby dwa razy pisać, kto dostarczał posiłki Ronowi. Po
drugie, „gdzie małą dziurą” brzmi niefortunnie, przez takie wyrażenia psujesz
odbiór tekstu. Można byłoby napisać: „przez które, poprzez mały otwór (…)”.
Inna kwestia, że nie do końca rozumiem, dlaczego ta dziura w ogóle się
znajdowała w drzwiach. No chyba że pani Weasley specjalnie ją wyczarowała, żeby
przekazywać synowi posiłki, bo nie chciał wychodzić z pokoju, wtedy ma to sens.
W liście Rona
do Hermiony znajduje się trochę błędów, właściwie można by przymknąć na nie
oko, bo bohaterowie nie muszą pisać poprawnie, ale chyba jednak powinnam
zwrócić uwagę na niektóre z nich, bo wydaje mi się, że możesz nie być ich
świadoma. Oto fragment: Sam nie radzę Sobie z własnymi problemami,
wyjechałem, by móc od nowa poznać Siebie i na powrót stać się twoim
przyjacielem, a może jak pozwolisz, to kimś więcej. – „Sobie” małą literą,
za to „twoim” wielką, zwroty do adresata w listach zawsze tak piszemy, a nie od
czasu do czasu. No chyba że nie chcemy pokazać odbiorcy swojego szacunku, ale
myślę, że Ron chciał, ponieważ sam pisze, że kocha Hermionę. Szkoda więc, że
ucieka. Potrafię to zrozumieć, w końcu faktycznie oboje przeżywają ciężkie
chwile, ale smutno, że ani razu nie próbowali ze sobą porozmawiać, a przynajmniej
nie przedstawiłaś takiej konwersacji.
Rozdział III
Kończysz
formę pamiętnika, której tak naprawdę nigdy nie było, ale nadal mieszasz czasy.
Czyli to jeden z Twoich błędów. Już pierwszy akapit dobitnie to pokazuje.
Podobnie jak kolokwializmy, od których aż zaczynają boleć oczy… Niestety, błędy
te przewijają się prawie przez cały czas, znacznie zmniejszając przyjemność
czytania.
Hermiona postanawia
udać się na wakacje do Francji, mądra decyzja, potrzebuje przemyśleć wiele
spraw z dala od domu. Dziwi mnie jednak, że postanowiłaś wprowadzić, znów bez
słowa, Bernadette – dziewczynę z Beuxbatons, którą wedle Twoich słów Hermiona
poznała na Turnieju Trójmagicznym. Lepiej byłoby tego nie pisać, ponieważ nie
jest to zgodne z kanonem. Zresztą, nie do końca zrozumiałam, to w końcu Granger
zaprzyjaźniła się z Francuzką już na turnieju (niby pomagała jej w
przygotowaniu kreacji na bal bożonarodzeniowy) czy później, kiedy niechcący
wpadła na nią podczas którychś wakacji we Francji? Ponadto później piszesz, że
Hermiona spędzała każde lato w Tulon, w hotelu rodziców Bernadette, więc mam
już kompletny mętlik w głowie. Między Turniejem Trójmagicznym a obecnymi
wydarzeniami minęło pięć lat, nawet mniej!
Zanim jednak
Granger się tam znajdzie, sama piszesz: Oczywiście
nie odbyło się bez propozycji stałego zatrudnienia jako auror (powinno być obyło, swoją drogą). Wyjaśniło się
więc, że nie była zatrudniona na stałe, ale to i tak nie usprawiedliwia tego
pomysłu. Wspominasz także o mieszkaniu Hermiony, zdecyduj się raz, a porządnie
gdzie ona mieszka, bo chyba jednak nie na Grimmauld Place. Rozumiem, jakbyś
miała dużo postów i się pomyliła, ale to dopiero trzeci rozdział.
W nocy Hermionie śni się Wiktor Krum. To
jeden z przykładów braku logiki w rozumowaniu dziewczyny. Dlaczego miałaby ot
tak pomyśleć, że ma z nim jakiś kontakt, skoro się jej przyśnił? Niby później
piszesz, że od pewnego czasu Granger ma sny stające się rzeczywistością, ale
wcześniej nie wspomniałaś o ani jednym takim przypadku, jakbyś dopiero teraz
wpadła na taki pomysł. Jednak kilkanaście zdań później Hermiona dochodzi do
wniosku, że wydarzenia z tego konkretnego snu nie mogą być prorocze, bo są zbyt
dziwne. Wspominałam coś o rozchwianiu emocjonalnym, prawda? Nie mówię, że narratorka nie ma do tego prawa, bo ma. Ale nie w taki sposób, nie, jakby szwankowało
jej zdroworozsądkowe myślenie, które według Ciebie chyba musi nadal posiadać,
skoro zajmuje tak ważne stanowiska w ministerstwie.
Po przebudzeniu Granger przedstawiasz
jej przemyślenia co do dziwnej wizji w czasie teraźniejszym, a później przechodzisz
do wykonywanych przez dziewczynę czynności: Nie
jestem w stanie oddać aż tyle, by ukoić ból. Zamiast tego podeszłam do mojej
szafki z eliksirami. Sama musisz przyznać, że ani stylistycznie, ani
gramatycznie, ani logicznie nie wygląda to dobrze.
W liście Hermiony do Kruma znajdują się
podobne błędy co w tym napisanym przez Rona w poprzednim rozdziale, co
utwierdza mnie w przekonaniu, że to Twoje błędy. Nie chodzi tylko o zwroty
grzecznościowe, ale również o końcówki, jak i powtórzenia. Skoro Granger uważa,
że ten list jest głupi, po co właściwie go wysyła?
Proszę, wytłumacz mi, gdzie znajduje się
to nieszczęsne mieszkanie Hermiony, skoro tuż po wyjściu z niego bez problemu
można się teleportować do Francji? Wydaje mi się, że teleportacja między
krajami nie powinna być taka łatwa. Być może Granger otrzymała pozwolenie z
ministerstwa, ale nie wspomniałaś o tym ani słowem.
Co najlepsze, Hermiona chyba wylądowała
prosto na plaży, bo podziwia jej uroki. Mało praktycznie, nie lepiej byłoby
udać się najpierw do hotelu rodziców jej przyjaciółki? Ponadto poprzez pisanie Czasem łapałam się na myśli, by pozostać we
Francji, nie wracać do Londynu, Hogwartu, odciąć się od magii dajesz do
zrozumienia, jakby Granger była w tym państwie już od dłuższego czasu, a nie od
jakichś kilku sekund. Nie wiadomo, jakim cudem dziewczyna
dostaje się do hotelu, choć początkowo miałam wrażenie, że to po prostu
przemyślenia dziewczyny, bo przecież nie było ani słowa o tym, że opuściła
plażę i weszła do jakiegokolwiek budynku!
Hermiona spędza miły dzień z rodziną
Daquin, je z nimi posiłek, a swojej przyjaciółce pozwala przeprowadzić
metamorfozę we własnym wyglądzie. Mało zgrabnie to opisujesz, bo na początku
wychodzi, jakby Granger opanowała maksymalnie w kilka godzin, choć zapewne
jedynie kilkanaście/kilkadziesiąt minut, przydatnych tricków dotyczących
makijażu czy fryzury, a dopiero później Bernadette mówi, że nauczy główną
bohaterkę tychże sztuczek. Ponadto jak na osobę, która nie interesuje się
modą, zaś ceni umysł, Hermiona jakoś szybko zmienia zdanie… Podejrzanie szybko.
Niby trochę się sprzeciwia, ale niespecjalnie. Pozwala Bernadette również na zmianę
całej swojej garderoby. Nie mówię, że się jej to nie przyda, wręcz przeciwnie,
ale nie opisałaś tego zbyt przekonująco; to wygląda, jakby dwie szalone, bogate
i mało rozgarnięte nastolatki dostały mnóstwo kasy i poleciały wykupić połowę
ubrań w mieście. Mało zachęcające. Ale przynajmniej teraz pamiętasz, by
bohaterki szukały ustronnego miejsca na teleportację.
W nocy Hermionie
znów śni się dziwny sen, tym razem jest Ślizgonką i rozmawia z Malfoyem i
Zabinim, znów mieszasz czasy i używasz tych dziecinnych zwrotów: „fretka”,
„smok”, „diabeł”, które zapisujesz wielkimi literami. Po przebudzeniu Hermiona
rozpoczyna dzień od makijażu. Jakoś bardzo wzięła sobie do serca metamorfozę.
Wczoraj mogła się w ogóle nie malować, a teraz zjeść śniadania bez umalowanych
oczu nie da rady? Ech… To raczej nie jest powrót do dawnej Hermiony, jak
piszesz. No chyba że chodzi jedynie o odzyskanie uśmiechu.
Następny dzień
dziewczyny spędzają na plaży. Z Twojego opisu wynika, jakby Hermiona jednocześnie
chodziła po plaży, odczytując aurę innych ludzi, oraz czytała książkę o
założycielach Hogwartu, którą dostała od przyjaciółki. Mało zgrabne. Ale pomysł
ciekawy. Z lektury wynika, że główna bohaterka prawdopodobnie ma wizje jak Rowena
Rawenclaw i potrafi „czytać” z ludzi jak Helga Hufflepuff. Nasuwa się
automatycznie pytanie, co z dwoma pozostałymi założycielami brytyjskiej szkoły
magii? Zaciekawiłaś mnie.
Podczas
wizyty
nad morzem Hermiona dostaje list od Kruma (dziwne, że sowa przyleciała
ot tak
na plażę pełną mugoli), w której ten wyraża chęć spotkania z Granger. Co
ciekawe, to chyba najlepiej napisany z dotychczas opublikowanych w
rozdziałach
listów, mimo że specjalnie siliłaś się w nim na błędy (pisałaś w
bezokolicznikach), aby pokazać, że Wiktor nadal ma problemy z
angielskim.
Bernadette, mimo protestów Hermiony, udaje się wysłać chłopakowi
odpowiedź
zwrotną informującą go o miejscu pobytu Granger. Przewidywalne,
aczkolwiek
interesujące. Najgorsze jest jednak to, że narratorka – niby wściekła na
przyjaciółkę za takie zagranie – dość szybko dochodzi do wniosku, że
właściwie
to całkiem dobrze, jakby Krum faktycznie odwiedził ją w Tulon. I gdzie
tutaj
logika, konsekwencja? To gorsze niż metamorfoza wyglądu… Podobnie jest
później
– kiedy wystrojone dziewczyny udają się wieczorem na imprezę (dlaczego
nie
dziwi mnie, że ubrałaś Hermionę w barwy Gryffindoru?! To już zakrawa o
kpinę). Dziewczyna niby na początku nie chce tańczyć z chłopakami, ale
później w ogóle
nie ma oporów i to przed wypiciem jakiegokolwiek alkoholu, aby tańcować z
obcymi
chłopakami do woli. Niestety trudno uwierzyć, żeby jej początkowa
niechęć do
makijażu czy pląsów była prawdziwa. Nie pasuje to wszystko do prawdziwej
Hermiony. Nie mówię, że nie miałaś prawa jej zmieniać, ale nie tak
diametralnie, nie tak szybko, szczególnie że sama chyba pragniesz, aby
początkowo była rozsądną, inteligentną, nieco sztywną dziewczyną po
ciężkich przejściach
(przeżyła wojnę i śmierć wielu bliskich osób!). Ktoś taki nie zmieni się
w
głupią trzpiotkę ot tak. Słabo ją kreujesz. Nie mówię, że nie przyda się
jej
zabawa, bo się przyda, ale nie w taki sposób, nie, żeby nie rozpoznała
od razu
chłopaka, którego przecież dobrze zna (ale to już czwarty rozdział).
Za zakończenie
rozdziału masz plus, gdyż nie napisałaś wprost, kto wziął Hermionę do tańca,
tylko kazałaś czytelnikowi czekać na odpowiedź do następnego rozdziału. Co
prawda, wydaje się pewne, że to będzie Krum, ale zabieg i tak pożądany.
Błędy:
Kurcze! – Kurczę. Które
tak naprawdę jest zbędne w opisie, gdyż jest kolokwializmem. Można inaczej
opisywać emocje, na milion różnych sposobów…
Wiele
osób nie popierało mojego wyboru i uważali za głupotę powrót do Hogwartu.
Jednak ja, Hermiona Granger, nie mogłam pozostać taka niedouczona. – A inni
mogliby pozostać niedouczeni? Ego Hermiony osiągnęło szczyt Mount Everest.
Ponadto „wiele osób (…) uważało”.
-Hermi...ono- wypowiedział z trudem moje
imię brunet, ale o dziwo prawidłowo. – Zły szyk.
Powinno być: „Wiktor wypowiedział moje imię z trudem, ale – o dziwo –
prawidłowo”. Nie „brunet”, pisałam już o tym wcześniej.
Poszłam do sowy Harry'ego. A raczej
mojej... Śnieżnobiałej sówki Hedwigi. Nazwanej na część poległej ulubienicy Harry'ego. –
Zamiast stosować tyle wielokropków, lepiej byłoby stworzyć jedno, porządne
zdanie.
Powoli
zwlokłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Nalałam wody. – Gdzie?
Piszą o mnie, o Ronie i Harrym, a nie
wiedzą nic, a nic. – Nic a nic. No i albo pisz „o” przy wszystkich
bohaterach, albo tylko przy „mnie”.
Bernadette
jak zwykle uwiesiła się mojej szyi, prawie mnie dusząc. – Jeśli już, to „u
mojej szyi”.
Trzy
ściany pomalowane zostały na czerwono, a ta, gdzie postawiono wejście na balkon, lśniła
złotem. Na drewnianej podłodze położono dywan w
czerwono-złote pasy. Już go uwielbiam.. Na tak mięciutkim, puszystym dywaniku wygodnie będzie się czytać książki. Wgodne małżeńskie łoże pościelono pościelą w barwach Gryffindoru. Po obu stronach łozka
(…) – Nie wierzę, wcześniej Hermiona, będąc w Malfoy Manor, zarzucała, że
ktoś, kto urządza z przepychem własną sypialnię w stylu ślizgońskim, musi być
przebrzydłym arystokratą. Najwyraźniej jeśli urządzi się pokój w innych barwach,
a mianowicie gryfońskich, nie ma w tym nic złego. Ponadto dziwi mnie stwierdzenie
„już go uwielbiam”, bo wcześniej pisałaś, że państwo Daquin specjalnie przygotowali
sypialnię dla Hermiony, więc chyba nie powinna być zdziwiona jej widokiem,
podejrzewam, że spała w niej co roku. Jeśli chodzi o inne błędy: nie można
postawić wejścia na balkon, a już szczególnie nie „na ścianie”. No i ten twój
nieśmiertelny dwukropek poziomy… Ponadto wyrażenie „pościelono pościelą” jest
jednym z najlepszych pleonazmów, jakie kiedykolwiek widziałam. Powtórzenia
zaznaczyłam, jest też literówka, powinno być: „łóżka”.
Rodzice
świętowali rocznice ślubu... – Rocznicę.
-
Proszę, możesz dołączyć do kolekcji- powiedziała, wskazując na mini
biblioteczkę na przeciwko łóżka. // Mnie i Bernadette różniło wiele, ale
jednoczyło jedno... Lubowanie się we wszelkich książkach.
To ona zadbała o to, by w moim pokoju nie brakowało książek.
Tak więc już się domyślałam, co jest zapakowane
w niebieski papier. –
„Dodać” zamiast „dołączyć”, „łączyło” zamiast „jednoczyło”, niepotrzebny
wielokropek. Ponadto powinno być: po prostu „biblioteczkę”, „naprzeciwko”. Każdy
by się domyślił, że prezentem jest książka, nie trzeba być Hermioną G. Znów
niepotrzebnie używasz czasu teraźniejszego (powinno być „było”/„zostało”
zamiast „jest”).
"Założyciele
Hogwartu- fakty, plotki i legendy". Daquin zawsze wiedziała, co kupić... To najnowsza książka o historii
brytyjskiej, magicznej szkoły – a po co ta ostania uwaga? To odkrycie
Hermiony? Halo, uczyła się w tej szkole przez sześć lat…! Nieprawidłowy zapis
cudzysłowu, w tytule książki powinien być myślnik zamiast dywizu oraz spacja
przed nim.
Przede
mną ukazało się bezkresne morze, które delikatnie wkraczało w terytorium lądu,
by za chwilę wrócić do poprzedniego stanu. – Uwielbiam, jak nagle ni z tego,
ni z owego silisz się na patos bądź poetyckie określenia.
O
dziwo, rozpoczęliśmy całkiem przyjemną pogawędkę
o nowym, francuskim Ministrze Magii. Mimo że państwo Daquin byli mugolami, to
bardzo ich interesował świat magiczny, do którego należała ich córka. Poczułam
się bardzo swobodnie w ich towarzystwie. – Nie wiem, czemu Hermiona dziwi
się, że państwo Daquin są dla niej mili i że czuje się w ich towarzystwie
dobrze. Przecież już wcześniej mówiła, że zachowują się wobec niej jak rodzice,
ponadto dali jej wypasiony pokój i łazienkę, nawet jeśli nie rozumiem czemu. Dlaczego
więc Hermiona, nie tylko w tym fragmencie, dziwi się, kiedy po raz kolejny
okazują się dla niej mili… Po „nowym” nie powinno być przecinka.
Pani
Jeanne i Bernadette mają płomiennorude włosy, pan Pierre raczej jest blondynem,
ale w świetle poszczególne pasemka lśniły miedzianymi refleksami. – Jeden z wielu
przykładów niezgodności czasów. I to
„raczej” mnie rozwala.
Czasami,
gdy siedziałyśmy po ciemku z moją francuską przyjaciółką, wydawało mi się, że
obok mnie przebywa Ginny. Moja jedyna przyjaciółka.. – Brawo, Hermiono,
zaprzeczyłaś sama sobie w sąsiadujących ze sobą zdaniach! Plus Twój ukochany „dwukropek
poziomy”.
To
dziwne, ale tylko rodzina Daquin zdrabniała moje imię i cóż, nawet lubiłam, jak
mnie nazywano Mioną. – No nie. Robił to Harry, robiła Hermiona… Więc nie
tylko Francuzi używają tego okropnego zdrobnienia.
-Mam
funty, więc chyba powinnam pójść do kantoru. – Chyba? Raczej na pewno, Hermiono,
gdzie się podziała twoja inteligencja?
No
cóż, Bernadette Daquin oprócz nieprzeciętnej inteligencji posiada też
nieprzeciętną urodę. Mówiąc krótko, moja przyjaciółka jest śliczna. – Dobrze, że
uściśliłaś, bo już się obawiałam, że to oznacza, iż Bernadette jest brzydulą.
Co
wakacje próbuję mnie zmienić. – „Próbuje”, bo to ona.
Błagam
Cię, nie szukaj wymówek – to część
dialogu, nie listu, a więc „cię” małą literą.
Dostała
prosto w głowę moją kochaną, czerwoną poduszką. Oczywiście to nie mogło zostać
zignorowane przez rudą. Chwyciwszy mojego złotego jaśka, walnęła mnie z całej
pety w twarz. – No
tak, jakie inne poduszki mogłaby kochać Hermiona, jak nie czerwone lub złote…
Choć chwila, innych i tak nie miała w tym pokoju! Naprawdę świetnie, że podczas
wojny na poduszki ważne jest podkreślanie, którą z nich woli Granger. No i
„ruda” jako wisienka na torcie.
Niebieskooka
brała wszystko, jak leciało po kolei, bym przymierzyła. Co drugi sklep po naszym przybyciu
pustoszał przynajmniej o połowę. – Serio, o połowę??? Niekończące się
zapasy gotówki? Pierwsze zdanie jest niepoprawnie ułożone, zmieniłabym je na
przykład na: „Bernadette kazała mi się przebierać praktycznie we wszystkie
ubrania dostępne w sklepach”.
Przymierzałyśmy
różne stroję, a ruda, ubrana jak jej babcia i mówiąca jej głosem, była tylko zwieńczeniem
naszej zabawy. – Stroje.
Ponadto my nie wiemy, jak wygląda „babcia rudej”, więc średnie to Twoje
porównanie.
Na
sam koniec poszłyśmy na pizze. Jedząc śniadanie,
niebieskooka na głos zastanawiała się, co jutro
ubiorę.
– Jakie śniadanie? Chyba kolację… Ponadto „pizzę”, nie „pizze”.
Od
mojej przyjaciółki jak zwykle biło ciepło, którym mnie darzyła na co dzień. – Ciepłem się
obdarza. Zresztą Hermiona jest we Francji niecałą dobę, więc „lekko”
przesadzasz z tym „na co dzień”.
Nie
rozumiem tego, czyżbym czuła, jakie ludzie mają
intencje? To głupie! Chyba naprawdę potrzebuję odpoczynku, albo wizyty z dobrym
psychiatrą! –
„Wyczuwała” brzmiałoby lepiej. Dodatkowo „albo wizyty u dobrego psychiatry”,
bez przecinka przed „albo”.
-Miona!-
usłyszałam jakby z oddali.- Miona, słuchasz mnie?!- dotarło do mnie dość ostre
pytanie. – To
lepszy przykład ukazania błędnego zapisu dialogów, gdyż nie tylko stosujesz
dywizy i brak spacji, ale również nie zapisujesz wielkimi literami początków opisów, jeśli nie odnoszą się one bezpośrednio do czynności mówienia.
Zarówno „usłyszałam”, jak i „dotarło” powinny być napisane wielkimi literami. Oprócz tego napisałabym: „ostro zadane pytanie”.
A
łazienka, przypominała mi tą prefektów. Środek pomieszczenia zajmowało ogromne
jacuzzi, a raczej basen. – Aha, czyli państwo D. dali Hermionie jeszcze
gryfońską łazienkę dla królów, nie wiedzieć czemu. Nie dziwi mnie już,
skąd Bernadette ma kasę na tyle ciuchów, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że Hermiona,
którą znam, pozwoliłaby jej zapłacić za swoje zakupy. A chyba tak musiało być…
Dodatkowo „tę” nie „tą” i zbędny przecinek w pierwszym zdaniu. W pierwszym zdaniu przecinek zbędny.
Nie
zorientowałam się, kiedy w moich oczach pojawiły
się łzy.
Wciąż nie rozumiałam, co tu się odprawia. – Wyprawiało.
Obudziłam
się oślepiona blaskiem słońca, które nieproszone wdarło się do mojego pokoju. – Bo słońce
potrzebuje zaproszenia od tak ważnej osobistości, jaką jest Hermiona G.
Pewnie
poszła naszykować śniadanie. – Przyszykować/przygotować.
Zobaczyłam
przerażoną dziewczynę, nie mogącą poradzić sobie z własną przeszłością. – Niemogącą.
Albo „niepotrafiącą”, w każdym razie łącznie.
-Mionko,
wyglądasz... pięknie- stwierdził Francuz. // Francuzki
pokiwały głowami. Jak zwykle w takich chwilach zarumieniłam się bardzo. – Boże, ojciec
przyjaciółki mówi tak do dziewiętnastoletniej Hermiony, a jego rodzina jeszcze
kiwa głowami? To CHORE! Szyk w ostatnim zdaniu jest błędny, powinno być np.:
„jak zwykle w takich chwilach/sytuacjach mocno się zarumieniłam”.
Od
jej gadania zakrztusiłam się własną śliną. – Czyją, jak nie własną? Przynajmniej w takiej sytuacji ;).
Ona
serio chciała mnie wyciągnąć na imprezę. // -Nie wiem,
czy to dobry pomysł – pierwsze zdanie powinno kończyć się wykrzyknikiem, a
zamiast „serio” napisałabym „naprawdę”. O ile w ogóle nie zrezygnowałabym z
tego stwierdzenia, bo to stawianie kropki nad „i”.
Tak rozpoczęłyśmy
bezsensowną bieganinę po plaży. No co? Musiałam jej jakoś wyrwać pocztę dla
mnie. – Oto
jeden z wielu przykładów kolokwializmów w tym opowiadaniu. Gdyby to „no co”
znalazło się w czyjeś wypowiedzi – okej. Ale błagam, nie w opisach! Zresztą nie
musisz tłumaczyć Hermiony. Miała prawo zacząć ścigać Bernadette, skoro ta
wzięła list zaadresowany do Granger („list to mnie” zamiast tej poczty,
proszę, nie dostała Bóg wie ilu wiadomości).
Na
nogi ubrałam czerwone buty na koturnie. – Założyłam.
Niebieskooka
podobnie jak ja wyprostowała włosy – określanie ludzi po kolorze oczu jest
chyba jeszcze gorsze niż po włosach.
Nawet
nie spojrzałam, z kim teraz tańczę, aż
usłyszałam znajomy głos. – „Tańczyłam”, żeby nie było niezgodności czasów.
Rozdział
IV
To faktycznie Krum, który – mimo że nie
widział Hermiony długi czas – zachowuje się wobec niej dość zaborczo. Rozumiem,
że chciał ją ochronić przed natrętnym, pijanym chłopakiem i dlatego powiedział
mu, że Granger to jego dziewczyna, ale traktował ją tak, zanim Francuz się
przypałętał. Nawet jeśli Wiktor chciałby chodzić z Hermioną, nie powinien
zachowywać się w taki sposób od pierwszej sekundy spotkania po długim czasie.
Gdy wymienieni wyżej mężczyźni się biją,
nie wiadomo skąd, tuż obok pojawia się Bernadette, która… podnieca się z tego
powodu jak dwunastolatka. No tak, to przecież taaaaakie romantyczne, kiedy
dwóch przystojniaków bije się o dziewczynę.
Hermiona na szczęście przynajmniej tutaj
nie traci kompletnie głowy i prosi o pomoc barmana, który rozdziela chłopaków.
Ale dziwi mnie, szczerze mówiąc, że nie interweniowali ochroniarze, którzy z
pewnością powinni być obecni na takiej imprezie.
Zastanawia mnie, jakim cudem Bernadette
zdołała zdobyć z samego rana trzeci bilet do zoo, przecież Krum zjawił się
dopiero wieczorem w Tulon. Chyba że dziewczyna postanowiła zaryzykować, bo była
pewna, że Wiktor przyjedzie… Właściwie mogła tak sądzić.
W każdym razie trójka znajomych udaje
się do zoo, w którym znajdują się zarówno zwykłe zwierzęta, jak i te magiczne. W
trakcie pobytu przedstawiasz wreszcie naprawdę dobry opis emocji (mało zgrzytów
stylistycznych, za to sporo refleksji połączonych z fizycznością – skaleczeniem
się przez Hermionę). Wreszcie
odniosłaś się do przeszłości, pokazałaś, że Hermiona nie zapomniała o
tragicznych wydarzeniach, nawet jeśli zachowuje się, jakby tak było. Szkoda, że
rzadko o tym wspominasz i szkoda, że jeśli już to robisz, to nie w taki sposób
jak tutaj: subtelnie, ale dobitnie.
Szkoda trochę, że nie opisałaś w ogóle
zwierząt „mugolskich”, ale na szczęście w magicznej części się to zmieniło,
choć bardzo krótko, niestety, ją opisałaś. Hermiona wpada w jakiś amok i
zaczyna podniecać się wszystkimi znajdującymi się tam zwierzętami, aż w końcu w
chwili najwyższego podniecenia myli Bernadette z Ginny, przez co jej nastrój
znów się gwałtownie pogarsza. Przypomina mi to nieco chorobę dwubiegunową, ech.
Granger udaje się do łazienki, choć
pojęcia nie mam, gdzie wśród tych magicznych lasów i łąk takowa miałaby się
znajdować. Oczywiście prawie od razu pojawia się tam bojący się o Hermionę
Krum. Przecież znany Bułgar na pewno ma prawo wejść do damskiej toalety bez
żadnych problemów… Przekonuje Granger, żeby poszła z nim do mugolskiej części.
Przed chwilą tam byli, ale spoko, może jednak jej nie obejrzeli? Trudno
powiedzieć, ponieważ sama o tym nie wspomniałaś. Nagle Hermiona słyszy jakiś
dziwny głos, za którym postanawia pójść, mimo że Wiktor zdaje się go nie
słyszeć. Okazuje się, że dziewczynę przywołuje ogromny pyton z terrarium.
Gdybyś opisała to nieco dłużej, zbudowałabyś napięcie, wyszłoby znacznie
lepiej. Niemniej jednak okazuje się, że Granger posiada umiejętności
Slytherina, a więc moje spekulacje z poprzedniego rozdziału zdają się
sprawdzać. Oczywiście Granger, jak zwykle kiedy nie wie, jak sobie poradzić,
ucieka – tym razem dość skutecznie, ponieważ teleportuje się do hotelu. Ktoś
mógł ją zauważyć, ale co z tego, prawda?
Tym razem Krum za nią nie podąża.
Podobnie gdy spotyka się z nią wieczorem, nie drąży tego tematu, za co
dostaje u mnie plus. Może jednak potrafi się wycofać, kiedy trzeba? Szybko
jednak okazuje się, że nie. Podczas spaceru nad morzem Hermiona i Wiktor
zaczynają się przekomarzać, chlapać itd., a potem chłopak nagle ją całuje. Ech…
Oczywiście co robi Granger? Ucieka po raz kolejny. Nie mogę już z nią
wytrzymać. Zakończenie rozdziału byłoby ładne, refleksyjne, gdybyś wspomniała
choć w jednym zadaniu, że Granger obserwowała latające ptaki.
Zanim przejdę do błędów, jedno pytanie:
dlaczego Hermiona zwraca się do pani Daquin na „ty”?
Błędy:
A tu przede mną stoi wysoki, przystojny i sławny Krum, a
raczej tylko przystojny i wysoki, tu go nikt nie
zna. – Hm,
może jednak ktoś go zna, na przykład Bernadette i jej rodzice…? Nie mówiąc już
o tym, że znów stosujesz czas teraźniejszy („staje” zamiast „stoi”, a najlepiej
„stanął”). Dopisałabym po pierwszym „tu” nagle.
Dziś
nawet ja musiałam przyznać, że prezentuje się dobrze (…) – A co, Hermiona
na ogół nie potrafi przyznać, że ktoś dobrze wygląda?
Jednak
nie odpowiedział mi tym samym, a raczej nabrałam wrażenia, że spochmurniał na
moje stwierdzenie. – Odniosłam
wrażenie. I bez „raczej”.
Już
miał mnie zaprowadzić na parkiet, gdy podszedł
do mnie jakiś, no dość przystojny, blondyn,
niestety już lekko podpity. – Przez te kolokwializmy psujesz
opowiadanie. Jak można w opisie dać „no dość przystojny”?! Swoją drogą w kimś „lekko
podpitym” raczej nie ma sporego zagrożenia, w „zataczającym się” to może i tak.
Szczególnie że – jak podejrzewam – Hermiona była bardziej pijana niż Francuz,
bo wypiła już „drinki”, które raczej nie należały do bezalkoholowych.
Nie
wiedziała,m czy pierwsze opieprzyć Bułgara, że
wygaduje bzdury, czy tego Francuza. – Najpierw. Mieszanie czasów.
Już wyciągał rękę, by dotknąć mojego policzka, gdy dostał z pięści w
twarz, zanim zdążyłam w ogóle zareagować. – Nielogiczne zdanie, nie
wiadomo, kto uderzył Kruma w twarz, wygląda, jakby była to Hermiona
niekontrolująca własnych kończyn górnych.
Wprawdzie
na kursach aurorskich, trzeba było opanować niektóre sztuki walki, ale raczej
wtrącając się w bitwę dwóch gości, przy których nikłam, na pewno dostałabym w
twarz. – „Nikłam” tu nie pasuje. Pierwszy
przecinek zbędny. „Raczej” do kosza, bardzo lubisz to słowo, a na ogół zupełnie
nie pasuje do kontekstu.
(barman) Był to umięśniony, wysoki brunet, który wyglądał mi na takiego, co może coś zaradzić. Dzięki Bogu, zareagował na
moją prośbę i z trudem rozdzielił bijącą się dwójkę. – Cóż, barman
nie powinien dopuszczać do bijatyk w swoim klubie, nawet jeśli byłby
chucherkiem. Ale tak naprawdę od takich interwencji, jak już pisałam, powinni
być ochroniarze. „Wyglądał mi na takiego, co może coś zaradzić” nie brzmi
dobrze, zmieniłabym to na przykład na: „wyglądał na osobę, która potrafiłaby
rozdzielić walczących”.
-Ok-
oznajmiłam (…)
– Dopuszczalne są tylko takie formy zapisu: „Okay/Okej/ O.K. /OK”. Sama również
dowiedziałam się o tym dopiero niedawno.
Wzięłam
zapasy eliksiru na kaca, oczywiście z zamysłem, że przeznaczę go dla
Bernadette. No cóż jeszcze nie miałam okazji zastosować go na sobie. – Jeśli
„zapasy”, to „one”, a więc nie „go”, tylko „je”/„ich”. Przecinek po „cóż”.
Pośpiesznie
wzięłam prysznic i ogarnęłam włosy. – Co zrobiła z włosami? Umyła je, ułożyła?
To opowiadanie, opisy nie gryzą. „Ogarnąć” to nieładny kolokwializm i skrót
myślowy, którego używasz bardzo często.
Dzięki
Bogu, mogłam oglądać, jak zrywa się gwałtownie i
rozgląda dookoła.
-Rany Boskie! To tylko ty, Miona! // -Nie tylko, ale aż (…) – Myślę, że Bernadette szybko się zerwała, a więc: „zobaczyłam, jak zerwała się gwałtownie i rozejrzała dookoła” (musi być zgodność czasów). Swoją drogą, nie wiem, za co tu dziękować Bogu. „Boskie” powinno być napisane małą literą.
-Rany Boskie! To tylko ty, Miona! // -Nie tylko, ale aż (…) – Myślę, że Bernadette szybko się zerwała, a więc: „zobaczyłam, jak zerwała się gwałtownie i rozejrzała dookoła” (musi być zgodność czasów). Swoją drogą, nie wiem, za co tu dziękować Bogu. „Boskie” powinno być napisane małą literą.
Do
sali weszła z taką siłą, że praktycznie wpadłyśmy na czekającego na nas
Wiktora. – Czyli
chyba jednak obie weszły?
Daquin
spojrzała na niego rozpromieniona. Czasem zastanawiałam się, czy ona faktycznie
jest pełnoletnia. – Ciekawe,
ja tak samo myślę nie tylko o Daquin, ale i o Granger. Najczęściej
powtarzający się błąd, czyli mieszanie czasów, też się pojawił.
-To
w takim razie umówmy się za dwie godziny przed
hotelem- oznajmiła zadowolona. // I faktycznie o umówionej godzinie Wiktor już na nas czekał. – A dlaczego
miałby nie czekać?!
Jak
można się było spodziewać, otaczały nas tłumy
ludzi, przeważnie dzieci i ich rodziców. Nie wiem,
kiedy poczułam to ukłucie zazdrości. – Bez „to”, „nie wiedziałam” zamiast
„nie wiem”, a najlepiej: „mimowolnie poczułam (…)”.
Bernadette
stuknęła różdżką cegłę poniżej malunku, na samym dole i szczycie, a przed
nami ukazała się droga do raju Hagrida. – Nie rozumiem, jeśli stuknęła
poniżej malunku, to dlaczego na szczycie? Określenie „raj Hagrida” nie brzmi
dobrze, nie ma takiej nazwy własnej, mogłabyś napisać, że według Hermiony dla
Hagrida zoo byłoby rajem.
Ogromny
obszar wypełniały jeziora, rzeki, lasy, morza, a nawet góry. Magiczne
stworzenia swobodnie przemieszczały po swoim terenie, oczywiście na okrągło
pilnowane przez obsługę obiektu. Uwagę przykuwały smoki, które oczywiście nie
były na wolności. Od razu zauważyłam Rogogona Węgierskiego. Bez namysłu
podbiegłam do stanowiska tych olbrzymów. – Hermiona musi mieć albo
niesamowity wzrok, skoro zobaczyła tak wiele różnych formacji krajobrazu, albo
jednak obszar wcale nie jest taki duży i las czy jeziora do dużych nie należą.
Najwyraźniej nie wszystkie zwierzęta są na wolności, więc wygląda to
niezgrabnie, można byłoby napisać, że „z wyjątkiem smoków”. Ponadto byłoby
naprawdę miło, jakbyś rozszerzyła opis o większą ilość fauny. „Swoim” do kosza.
Jeśli jeden Rogogon, to jeden olbrzym.
Wiktor
pamiętasz! Podczas Turnieju Trójmagicznego Harry z takim walczył! O Matko jaka
byłam przestraszona. Choć od razu wiedziałam, że da radę. W końcu tyle
ćwiczyliśmy Accio, że nawet Ron, by to zakapował. A to chiński ogniomiot! Świetnie
sobie dałeś radę! – Oto
idealny przykład Hermiony-dwunastolatki. Przed chwilą była pogrążona w smutku,
myśląc o swoich rodzicach, a teraz podnieca się smokami, które chyba nie należą
do jej zainteresowań, jak małe dziecko. Przy okazji obraża Rona i Kruma
właściwie też, sugerując, jakby ten miał problemy z pamięcią. Jeśli chodzi o
inne błędy, powinno być: „Chiński Ogniomiot” „Accio” kursywą, bez przecinka po
„Ron”, „Pamiętasz, Wiktor?!”
Niestety dalej Hermiona zachowuje się
jeszcze gorzej: -Latałam
nawet na takim. Czego to się w życiu nie robiło! Nie ma to jak ucieczka z banku
Gringotta na smoku!- odparłam z uśmiechem, przypominając sobie przejażdżkę.- A
to hipogryf!- Wskazałam na zwierzę i delikatnie ukłoniłam się przed nim, na co
stworzenie odpowiedziało tym samym.-Na nim leciałam
w trzeciej klasie! – Po pierwsze, ile to jej życie trwa, raptem
dziewiętnaście lat! Po drugie, myślę, że Krum wie, czym jest hipogryf. Po
trzecie, wychodzi na to, jakby Hermiona latała na hipogryfie, który znajduje
się w zoo, a to raczej niemożliwe. Po czwarte, drugie „to” do kosza. Po piąte,
kropka po „przejażdżkę” (patrz zapis dialogów).
Najlepsze jest to, że Hermiona podnieca
się także tym, że latała na testralach, które jest w stanie zobaczyć, mimo że
dostrzeżenie tych stworzeń jest możliwe dopiero po zobaczeniu czyjejś śmierci...
Znalazłam
się w czyiś ciepłych ramionach. – Czyichś.
Ostatnia,
samotna łza nie mogła się powstrzymać, by nie udowodnić chłopakowi, że jestem w
rozsypce. – Znów
ta nietrafiona poezja… Jeśli Hermiona wcześniej płakała, Wiktor zdołał
zobaczyć, że z dziewczyną nie jest dobrze. Łzy raczej nie mają siły woli, by
się powstrzymywać bądź nie. No i po raz tysięczny mieszasz czasy.
To
musi mi się wyobrażać... – To musiało mi się śnić/Musiałam to sobie wyobrazić.
Boże, co ze mną nie tak?!
Na początku jakieś chore sny, potem nagle odczuwam intencje ludzi, a teraz
gadam z wężami! – Im
Hermiona jest czymś bardziej podekscytowana, tym styl jest gorszy, zaczynasz
nie tylko mieszać czasy, ale i skracać zdania bądź tworzyć ich równoważniki,
używasz dużo kolokwializmów… Musisz zacząć nad tym panować.
Może
cała ta rzeczywistość, jest tylko obrazem wariatki. – Wyobrażeniem. Bez
przecinka.
Kobieta,
o dziwo, wzięła ze sobą flaszkę Eliksiru Słodkiego Snu. – Czyli ten
eliksir to wódka, tak?
Miałam
do wyboru, albo mieć przyjaciela, albo go całkiem odsunąć i stracić go na
zawsze. Spotkam się z nim, choć nie wiem, jak mu cokolwiek wytłumaczyć. Sama
nic nie wiem i raczej nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że te wszystkie
wydarzenia to prawda.
– Zamiast wypisywać błędy, napiszę swoją wersję tego fragmentu (mimo że nadal
uważam, że brzmi nieco zbyt melodramatyczne, zważywszy na to, że Hermiona chyba
w ogóle nie utrzymywała kontaktu z Krumem przez pewien czas, a więc nie sądzę,
by mogła nazywać go przyjacielem): „Miałam do wyboru albo nadal mieć
przyjaciela, albo całkowicie odsunąć od siebie Wiktora, stracić go na zawsze.
Postanowiłam, że się z nim spotkam, mimo że nie wiedziałam, jak miałabym mu
cokolwiek wytłumaczyć. Przecież sama nie rozumiałam, co się ze mną działo…”.
Przed pierwszym „albo” nie stawia się przecinka.
-Hej! I jak
się czujesz?- zapytała z uśmiechem. // Byłam zaskoczona. Ruda zdawała się w
ogóle nie wiedzieć o incydencie z wężem. Wiktor okazał się godnym
zaufania. – Cóż, pytanie
Bernadette mogło równie dobrze tyczyć się rozmowy Hermiony z pytonem, jest
bardzo ogólne, więc dziwny wniosek wysnuła Granger. Dodatkowo powinno być
„godny zaufania” zamiast „godnym zaufania”, no i kolejny raz pojawia się
nieszczęsna „Ruda”, którą raz zapisujesz małą, a raz wielką literą.
Franca
chciała mi załatwić randkę... – „Franca” to dlatego, że chciałaś
znaleźć niepochlebne wyrażenie związane z Francją? Olaboga.
(…)
a nie potrafię chyba już kochać. Zresztą moje serce należy do Rona. – Podobnie
piękne przeczenie samej sobie w sąsiadujących zdaniach jak w przypadku jedynej
przyjaciółki, Hermiono.
Wiedziałam,
że jej intencje są szczere, ale w końcu muszę sama podejmować decyzję w moim
życiu. // -Tak, wiem, rozumiem, nie będę oszukiwać biednego Wiktorka, a teraz powiedz
mi, co ubrać- odparłam żartobliwie, kończąc
niewygodny temat. // I Bernadette przestała drążyć w tej dyskusji. – Aha, czyli nie tylko Granger szybko
rezygnuje z własnego stanowiska, Bernadette również to robi. Zaczynam odnosić
wrażenie, że tylko dlatego, żebyś mogła pójść na skróty. Tylko że z tego powodu
Twoi bohaterowie robią się niekonsekwentni i nieprzekonujący. Powinno być:
„decyzje/” oraz „Bernadette przestała drążyć”, bez „w tej dyskusji”.
Po pierwsze, pogadać o dzisiejszym zdarzaniu z Wiktorem, wyjaśnić, że nie wiem,
co się ze mną dzieję. // Po drugie, twardo
określić, na czym stoimy. Wyjaśnić mu, że zależy
mi na przyjaźni. – „Dzieje”
(trzecia osoba, nie pierwsza), ponadto to jedna myśl, więc akapit niepotrzebny.
Mieszasz czasy.
Przez
kolejną chwile szliśmy w milczeniu, ale nie takim uciążliwym. Ta cisza, była na
potrzeba, by poukładać sobie te wszystkie informację w głowię. – „Chwilę” (bo
jedną, kolejną wykreśl), „informacje” (bo wiele), głowie (narzędnik l. poj.). Przecinek po „cisza” zbędny, „nam” zamiast „na” oraz „potrzeba” zamiast „potrzebna”.
Oczywiście
nie pozostałam mu dłużna i pociągnęłam go za mną. Co skończyło się prawie
przygnieceniem mnie jego atletycznym ciałem. – „(…) za sobą, co
omal nie zakończyło się przygnieceniem mnie przez jego ciało”. „Atletyczne” tu
naprawdę nie pasuje.
Dopiero
teraz ocknęłam się i zdałam sobie sprawę, co
zaszło. Odepchnęłam Wiktora i bez namysłu wykrztusiłam. – „Sprawę z tego,
co zaszło”. Dwukropek na końcu drugiego zdania, nie kropka.
Rozdział
V
Hermiona, pragnąc chwili wolności,
zamienia się w… kruka. Tym sposobem odkrywa zdolność do animagii, trudnej
dziedziny magii, której nigdy nie ćwiczyła. Z książki o założycielach okazuje
się, że potrafił to Godryk Gryffindor, co potwierdza wcześniejsze
przypuszczenia. Muszę przyznać, że to ciekawy wątek, zastanawia mnie, jak go dalej pociągniesz. Fragmenty z książki o założycielach Hogwartu niestety nie są
napisane w odpowiednio poważnym stylu. Rozumiem, że Twój pomysł związania
Godryka i Roweny oraz „potomka Johna Gryffindora” jest autorski, bo w sadze nic
o tym nie było. Należałoby więc umieścić wyjaśnienie.
Ku mojemu zdziwieniu Hermiona dochodzi
do całkiem dojrzałych wniosków, spotyka się z Krumem i mówi mu wprost, że
chłopak może liczyć tylko na przyjaźń. Nareszcie. Wcześniej jednak przeżywa
chwilowe załamanie nerwowe związane z utratą wielu bliskich ludzi. Szczerze
mówiąc, dziwi mnie stwierdzenie, że cały czas o tym rozmyśla, bo jakoś nie
zauważyłam, kiedy bawiła się nad morzem, w sklepach bądź na imprezach jak gdyby
nigdy nic… Jakby się jeszcze upijała, to mogłabym zrozumieć, że to niezbyt
mądry sposób ucieczki, ale tak, to nie do końca. Co ciekawe, wystarczyła tylko
zgoda Kruma na przyjaźń, by Hermiona zaczęła „świetne” wakacje w towarzystwie
Bułgara i Francuzki, jakby znów kompletnie zapominała, dosłownie w sekundę, o
wydarzeniach z Anglii. Odnoszę wrażenie, że Granger ma przeżywać żałobę tylko
wtedy, kiedy jest to wygodne akurat dla Ciebie. Ponadto w jej przemyśleniach
zdziwiły mnie dwie rzeczy: w jaki sposób Hermiona szuka Rona, skoro siedzi we
Francji, spędzając większość czasu nad morzem, i dlaczego uważa za głupotę
przypominanie sobie o chłopaku?
Rzeczony artykuł Skeeter powinien być
napisany kursywą lub w cudzysłowie.
W rozdziale tym mamy również
niespodziewaną zmianę narracji na trzecioosobową, w dodatku z zupełnie innej
perspektywy. To mało profesjonalny zabieg. Wyskoczyłaś z tym jak Filip z
konopi. Lepiej byłoby stosować go od początku, choć wtedy najlepiej byłoby w
całości zmienić narrację na trzecioosobową. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że
krótki fragment z perspektywy tajemniczej kobiety wpatrującej się w lustro mnie
zaciekawił. Wydaje się, że mamy do czynienia z… biologiczną matką Hermiony. Drugi wątek dotyczył odbudowywania Hogwartu. Szkoda, że tak krótko opisałaś
rozmowę Draco i Blaise'a, bo gdyby nie używali tych okropnych przezwisk,
miałaby zalążek na dobry dialog. Zdziwiło mnie, że Malfoy nie wie, czy idzie
do Hogwartu we wrześniu, skoro jest świadomy, że nie pójdzie do Azkabanu?
Najwyraźniej wie to jednak nowa nauczycielka transmutacji, która z niewiadomych
przyczyn postanawia się przedstawić Malfoyowi i Zabiniemu. Dość dziwne. Ciekawe jest nazwisko kobiety, Gaunt. Mam przeczucie, że może się ona okazać
matką Hermiony. Tylko czy na pewno dałabyś tak szybko wskazówkę? Możliwe…
Błędy:
Przerażona
odwróciłam się w stronę balkonu. Ujrzałam ptaka o lśniących, czarnych piórach.
Nie wiedziałam, ci się dzieję! – Rozumiem, że
Hermiona zobaczyła w szybie balkonu swoje odbicie, tak? Należy to dopisać, aby
fragment był zrozumiały. Powinno być „co się dzieje”.
Popędziłam
nad morze (…) – Poleciałam.
Czarownica
średniego wieku, wpatrywała się z uwielbieniem w zwierciadło. Kobieta czujnie,
oczami koloru nieba, oglądała widok pojawiający się w tafli szkła. – W średnim wieku.
Dlaczego patrzyła z uwielbieniem? Przecinek w pierwszym zdaniu zbędny.
Widok na ogół się ogląda, bo jak inaczej? „Oczami koloru nieba” nie pasuje do
reszty wypowiedzi.
Dało
się usłyszeć echo, dźwięku, jakie wydała spadająca łza, rozbijająca się o
kamienną posadzkę. – Nie sądzę, żeby dało się to usłyszeć, chyba że
kobieta ma nadnaturalny słuch. Przecinek należy przesunąć za „dźwięku”, ponadto „jaki”,
nie „jakie”.
(…)
i gwałtownie upadła na zimną, nieczułą podłogę (…) – Podłoga to nie
człowiek, żeby być „nieczułą”.
Odkąd
moje łóżko jest tak ciasne i niewygodne? Poza tym słońce do tej pory nigdy mi
nie przeszkadzało, dzięki zasłonom. – Od kiedy. Słońce przeszkadzało jej już w
którymś z poprzednich rozdziałów.
Okazało
się, że dzisiejszej nocy nie spędziłam w cieplutkim łóżku, śniąc piękne rzeczy, ale na leżaku na balkonie. Roześmiałam
się głośno. Może zbyt wielka ilość jodu zrąbała mi mózg i dlatego śniły mi się takie
głupoty. Miałam wejść do środka, gdy zobaczyłam coś czarnego spoczywającego na moim dzisiejszym miejscu spoczynku. Schyliłam się po
tajemniczy przedmiot. W moich rękach wylądowało,
połyskujące na granatowo, krucze pióro. Z wrażenia ponownie usiadłam na leżaku.
Czyżby mój sen nie był tylko zwykłym sennym
marzeniem? – Zonk…
Jakbyś pisała z perspektywy piętnastolatka wąchającego klej, może przeżyłabym
to „zrąbała”, ale nie tutaj. Na końcu znak zapytania zamiast kropki. Ponadto
dlaczego Hermiona nagle uważa, że w łóżku śniłyby się jej piękne rzeczy, kiedy
na ogół są to koszmary albo średnio przyjemne wizje? Inne błędy: powinno być
„wstałam i już miałam wejść do środka”, „w moich rękach znalazło się”. W
wyrażeniu „na moim dzisiejszym miejscu spoczynku” spokojnie można wykreślić
„moim”.
Jednym
ruchem ręki przywołałam książkę o założycielach Hogwartu – magia
bezróżdżkowa w sadze nie jest częsta, tylko najpotężniejsi potrafią ją stosować,
o czym sama piszesz w dalszej części rozdziału, co oznacza Twoje przeoczenie w
tym zdaniu.
Gryffindor to jedyny człowiek o
wrodzonym talencie animagii (nie mylić z metamorfomagiem) i przemiany w
kilka zwierząt. – „ (…) talencie do animagii (nie mylić z
metamorfomagią) i do przemiany w kilka zwierząt”.
Według
legend Slytherin i Gryffindor nie pokłócili się tylko o charakter szkoły, ale
właśnie o kobietę. – „Charakter”
nie brzmi tu dobrze.
Niestety
śledząc ogromne drzewo genealogiczne, zatrzymuje się ono na Johnie
Gryffindorze, przy którym widnieje napis (1874 rok- dalszy los rodu nieznany). – „Niestety,
prześledziwszy ogromne drzewo genealogiczne, zauważyłam, że zatrzymało się ono
(…)”. Myślnik zamiast dywizu i spacja przed nim.
Niestety
znów drzewo pozostało urwane. – Urwało się.
Harry
był potomkiem Ignotusa, brata, który od Śmierci zdobył pelerynę niewidkę,
przez co również Salazara Slytherina. – Pelerynę-niewidkę. „Zdobył od Śmierci”,
szyk. Nie wiadomo, jakiego brata.Podwójna spacja.
Jak
się okazuję, wszystkie czysto krwiste rodziny są
ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. – Czystokrwiste. Czas należy zmienić na przeszły. A jeśli
w teraźniejszym, to „okazuje”.
Z
tej linii ostatni ukazał mi się Zachariasz, mój rówieśnik z Hufflepuffu. Ale
znów szczegóły nie były znane. Jakby ktoś nie chciał, by poznano całą prawdę o założycielach. – „Z tej linii jako ostatni
widniał (…)”. Jeśli chodzi o logikę, to może po prostu drzewa genealogiczne są
zbyt zawiłe albo nie wszyscy potomkowie są znani? Ja rozumiem, że niedługo na
jaw wyjdzie wielka tajemnica pt. Hermiona – potomkini wszystkich założycieli
(albo coś w tym stylu), ale takie wyjaśnienie byłoby całkiem logiczne. Nie
doszukiwałabym się od razu wielkiego spisku w tych drzewach genealogicznych.
Wściekła
cisnęłam książką o łóżko, jednak przypomniawszy sobie, że rzuciłam dziełem
literackim, podbiegłam i sprawdziłam, czy nie uszkodziłam cennego tomu. Dzięki
Bogu, poduszki zamortyzowały upadek. Wzięłam prysznic. – Właściwie
błędów tu dużo nie ma, nareszcie, prócz logicznego – brakuje przejścia między
zostawieniem książki a pójściem do łazienki i wzięciem prysznica. Już wyrażenie
„postanowiłam wziąć prysznic” byłoby lepsze.
Dlaczego
nieszczęścia przychodzą parami? Mogli by się już nade mną zlitować i dać mi
spokój. – Przysłowie
brzmi „nieszczęścia chodzą parami”. I nie wiem, kogo miałaś na myśli, pisząc
„mogli by”, ale wiem za to, że to błąd ortograficzny i powinno być „mogliby”.
Musiałam
postawić sprawę jasno, bo wczorajsza sytuacja w szczególności jest moją winą. –
„(…)
sytuacja była przede wszystkim moją winą”.
A
może jakbym się załamała, chłopcy byliby ze mną i to oni opiekowaliby się mną
bez ustanku, – zakończyłaś
zdanie przecinkiem, a nie znakiem zapytania. „To oni” zbędne.
Miałam
dość... Czy wspomnienia i sumienie nie
mogą dać mi choć chwili spoczynku? – „Odpoczynku”, jak już. Podwójna spacja
między „sumienie” a „nie”. Podwójna spacja.
Miałam
nadzieję, że Bernadette za niedługo się obudzi. Przecież oszaleję! Pośpiesznie
ubrałam dżinsowe szorty i błękitny t-shirt z napisem "Book are better than
people". – „Niedługo”,
nie „za niedługo”, „założyłam”, nie „ubrałam”, „books”, nie „book”. Ponadto w
drugim zdaniu niepotrzebny czas teraźniejszy i błędnie zapisany cudzysłów.
Podobno
animagowie jedną myślą potrafią zamienić się w jedno
zwierzę, wyjątek stanowi Godryk Gryffindor* mistrz transmutacji, który umiał zamieniać się w więcej
niż jedno stworzenie. – Czasy. No i
dlaczego ten odnośnik przy „Gryffindorze”?
O Matko,
ja muszę się zarejestrować, przecież łamie prawo! – „Matko” małą
literą, choć tak naprawdę jest to kolokwializm, który nie powinien znaleźć się
w opisie. „Łamię”.
Nie
wiem, czy bardziej się cieszyć z tej umiejętności czy niepokoić jej
niewiadomego pochodzeniem. – Jej niewiadomym pochodzeniem. Czasy.
Dziewczyna
lekko zdziwiona dopiero po chwili oddała uścisk. – Odwzajemniła.
-Nic
się nie stało, rozumiem, że musiałaś poukładać sobie to,
co zaszło między tobą, a Krumem. Zresztą ja też przesadzałam. – Ostatni
przecinek w pierwszym zdaniu zbędny. „Przesadziłam”, nie „przesadzałam”.
Chyba
nie powinnam ci sprowadzać kolejnego faceta, jak chcesz już o jednym zapomnieć.
– „Jeśli”,
nie „jak”. Bardzo często tak piszesz, czasem to bez znaczenia, ale czasem
niestety nie. Ponadto: „jeśli chcesz zapomnieć o innym”.
Popatrzył
na mnie strapiony. Wyczułam, że jego aura z ciepłej zamieniła się w
rozczarowanie. // - Musimy pogadać, przejdziemy się. // Znów przechadzaliśmy
się piaszczystą plażą. – Nie jest jasne, kto się wypowiada, pewnie Hermiona.
Brakuje opisów oraz przejścia na plażę.
Czarodzieje,
zajmujący się bez ustanku odradzaniem świetności szkoły, własnie odpoczywali, wylegując się na hogwarckich błoniach. – Właśnie.
Ponadto chyba jednak nie odradzali świetności szkoły bez ustanku, skoro akurat
odpoczywali.
Jedni, starsi, przypominali sobie beztroskie szkolne lata,
kiedy to Hogwart był ich drugim domem. Drudzy, którzy planowali kontynuację
nauki magii, snuli marzenia i ambicje związane z nowym rokiem. – A ci drudzy
nie mogli być starsi? Spokojnie można by należeć do obu wymienionych grup… „To”
zbędne.
Nie mógł jednak pojąc jednego, jak ta
bohaterska trójca, o której mówiono wszem i wobec, nie mogła przetrwać, gdy już
nic nie przeszkadzało ich przyjaźni. – Pojąć. Szczerze mówiąc, też do końca nie
mogę tego pojąć.
Kiedy
nie było Voldemorta, a ich jednym zmartwieniem okazywał się mecz Quidditcha. – Ich jedyne
zmartwienie stanowił. „Quidditcha” małą literą.
Książęta
Slytherinu zamilkli. – To gorsze niż fretki, smoki i diabły razem wzięte.
No
cóż, była atrakcyjna, ale na pierwszy rzut oka
widoczna stała się różnica wieku. –Dało się zauważyć. Rozumiem, że chcesz
unikać powtórzenia słowa „być” i bardzo dobrze, ale musisz stosować odpowiednie
czasowniki, żeby zdanie dobrze brzmiało.
Rozdział
VI
We wstępie rozdziału piszesz, ze Hermiona
spędziła resztę miesiąca wraz z Daquin i Krumem, imprezując i chodząc na plażę.
Dziwi mnie więc, że w przeddzień powrotu do Anglii, kiedy dostaje list od
Wiktora, waha się, czy powinna się z nim spotkać. Nawet jeśli uważa, że Bułgar
wciąż czuje do niej coś więcej, to choćby z grzeczności należy się zgodzić na
spotkanie, a skoro i tak widzieli się codziennie, jej
rozterki są po prostu nielogiczne.
Dziwi mnie, że Krum pisze listy do
Hermiony, skoro mieszkają w tym samym hotelu.
Kiedy wydaje się już, że Granger doszła w miarę do siebie – postanawia wracać do Anglii i tamtejszych problemów – psujesz to
wrażenie opisem jej ostatniego spotkania z Krumem, na które przygotowuje się
bardzo dokładnie, choć niby nie chce dawać mu żadnych nadziei… Sama się dziewczyna
prosi.
Podczas spotkania sen z rozdziału
trzeciego faktycznie okazuje się wizją przyszłości – Wiktor pyta Hermionę, czy
chce zostać jego dziewczyną, ona odmawia, a następnie… bez słowa się
teleportuje. Chyba trzeba zacząć liczyć, ile razy uciekła skądś tylko dlatego,
że rozmowa szła nie po jej myśli… Nie do pomyślenia. Po pierwsze, doskonale
wiedziała, że chłopak czuje do niej coś więcej, nawet jeśli zgodził się na
przyjaźń (mógł więc nie wyskakiwać z tym tak szybko), po drugie, nie wiem, czy
aby na pewno jest to powód do tego, by kończyć z nim definitywnie znajomość, a
tym bardziej uciekać w tak dziecinny sposób.
Oczywiście w rozdziale po raz kolejny
dokładnie opisujesz proces „upiększania (się)” Hermiony, czasem również
Bernadette. Serio, jedne z najdłuższych opisów w tym opowiadaniu dotyczą stroju
bądź makijażu. Nawet gdyby Granger nie miała NAPRAWDĘ poważnych problemów w
swoim życiu, dlaczego uważasz, że to aż tak ważne? Chyba lepiej było wstawić
porządny opis Tulon, plaży, którejś imprezy, Wiktora, czegokolwiek innego, ale
nie CAŁY czas wyglądu…! Co najlepsze, to są naprawdę długie akapity, a na
przykład pokój czy zoo opisujesz ledwo na dwa zdania, a i tak brzmią one na
wymuszone.
W dalszej części rozdziału opisujesz
ostatni dzień Hermiony we Francji, który spędza w większości z rodziną Daquin.
Krum jeszcze raz próbuje porozmawiać z Granger, ale ta szybko ucina rozmowę,
choć przynajmniej się już nigdzie nie teleportuje. To znaczy, teleportuje, ale
dopiero kiedy musi już wracać do Londynu. W mieszkaniu odwiedza ją sam Minister Magii, Kingsley Shacklebolt. Teraz już się nie dziwię, dlaczego w Twoim świecie władza
pozwala na absurdy, o których wspominałaś wyżej, zrobiłaś po prostu z najważniejszego polityka mało
rozgarniętego człowieka. Mężczyzna sprawia wrażenie, jakby to Hermiona posiadła o wiele
większą władzę od niego, a wypowiada się z pewnością nie jak Minister Magii.
Najbardziej mnie rozwaliło, że Hermiona poinformowała go, że nie będzie na
razie aurorem, bo wraca do Hogwartu. To co, jakby do niej nie przyszedł, nawet
nie raczyłaby powiadomić ministerstwa o swoim powrocie do szkoły? Wcześniej
obawiałam się, że zrobisz z niej „superhero”, która będzie w ciągu dnia uczyć
się w szkole, a po nocach nadal łapać śmierciożerców. Ale mam wrażenie, że
nadal planujesz, aby Granger pisała ustawy oraz zajmowała się tworzeniem domu dziecka,
co także uważam za paranoję. Nie chodzi tylko o brak jakiejkolwiek prawnej
podstawy do tego, by osoba, która nie ukończyła nawet szkoły, mogła zajmować
się prawem, polityką czy wymierzaniem sprawiedliwości, ale także o logistykę…
Ona będzie w szkole, na Boga, jak może pisać w międzyczasie ustawy? Jak
ustawę przygotowywać może JEDNA osoba, o ile ustrojem nie jest tyrania?! To największe
absurdy tego tekstu. Chciałabym także zauważyć, że dialog między Hermioną a
Kingsleyem był chyba najdłuższym opublikowanym do tej pory na blogu.
Rozdział kończy się krótką sceną
opisującą powrót uczniów do Hogwartu. Nikt nie rozpoznaje zmienionej Granger,
umalowanej i ubranej w modne ciuchy. Oczywiście dochodzi do jej spotkania z
Malfoyem i Zabinim, czemuż by nie, w końcu chłopcy muszą się zadziwić wyglądem
Gryfonki. Co najlepsze, Hermiona zauważa, że Draco wyprzystojniał, przy czym
przypominam, że widziała go z miesiąc temu. Chyba że Malfoy też ma tajemniczego
przyjaciela, który pozwolił mu dokonać metamorfozy. Mam nadzieję, że nie, bo
byłoby to dziwne. Scena przewidywalna aż do bólu.
Błędy:
Wakacje
nie ubłagalnie chyliły się ku końcowi. – „Nieubłaganie miały się”.
Państwo
Daquin okazali mi tak wiele ciepła przez ten czas, że najchętniej zostałabym tu
jeszcze z rok. Zresztą proponowali mi, żebym zamieszkała z nimi i zaczęła
chodzić do Beauxbatons, jednak nie potrafię... Moje miejsce jest w Hogwarcie, a
pozostanie tu byłoby ucieczką od problemów. – „Przez cały ten czas”, pierwsze „tu” zamień na przykład na: „z nimi”, a drugie:
„we Francji”. Po pierwsze, dzięki temu nie ma powtórzeń, a po drugie, tekst
staje się bogatszy w słownictwo. Zastanawia mnie, jak według państwa Daquin
Hermiona miałaby jednocześnie u nich mieszkać i chodzić do Beuxbatons? O
czasach już mi się nawet nie chce pisać.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Automatycznie jednym ruchem
dłoni sprawiłam, że drzwi się otworzyły.
O
mojej umiejętności poruszania przedmiotów Bernadette dowiedziała się, gdy
wkurzona nie mogłam sięgnąć po książkę z wysokiej pułki. Po prostu ściągnęłam
ją w inny sposób. Świadkiem tego była oczywiście Daquin, nie wiem, jak mogłam jej nie zauważyć. – Półki. Ponadto
wiemy już, że Bernadette wie, więc nie ma sensu tego powtarzać. Czasy.
Nawet
nie wie, jak będę tęsknić. Nie chciałam się
żegnać... Mimo wszystko powinnam być zadowolona. Z innymi nie dane mi było się
pożegnać. – Niedane.
Czasy.
Mój
brzuch jakby na samą myśl o jedzeniu wydał
wymowny odgłos. No cóż, na prawdę byłam głodna,
a na myśl o pysznym posiłku miałam ochotę biec do jadalni. Ruda, domyślając się moich potrzeb, chwyciła mnie za dłoń
i gwałtownie pociągnęła w stronę drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie
czekało na nas jedzenie. Rodzina Bernadette
obdarzyła nas pięknym uśmiechem. – Po pierwsze: „wymowny” brzmi nieco
dziwnie, ponadto lepiej byłoby napisać „żołądek”. Po drugie: „naprawdę”. Po
trzecie: „weszłyśmy”, bo to były same dziewczyny. Po czwarte: „w którym”, nie „gdzie”.
Po piąte: czy rodzina Bernadette miała wspólne usta, żeby obdarzyć dziewczyny
jednym uśmiechem?
Oczywiście
czułam miłość, jaka od nich wszystkich bije. Nie
potrzebowałam do tego moich nowych "super mocy", jednak moje miejsce
jest w Hogwarcie, no i po części w Ministerstwie
Magii, gdzie musiałam wprowadzić parę zmian w konstytucji. – „Czułam
bijącą od nich miłość”. Zrezygnowałabym z określenia „super moce”, które
pachnie nieudanym kolokwializmem i to jeszcze mało poprawnym. Nadal nie mogę
się zdecydować, czy na widok zdań, w których sugerujesz, że jedna osoba, w
dodatku dziewiętnastolatka, która nie ukończyła szkoły, może zmieniać
konstytucję, powinnam zacząć płakać, czy się śmiać. Zamiast „gdzie” lepiej „w
którym”.
Pani
Daqiun obdarzyła mnie uśmiechem pełnym wsparcia. – Daquin.
Bernadette
zaśmiała się krótko i podeszła do mojej szafy, a raczej do tego, czego jeszcze nie spakowałam. – Czyli do
czego?
Widziałam,
że jej uwagę przykuły szorty z wysokim stanem w kolorze ciepłego brązu, prawie
identycznego jak moje oczy, Do tego wybrała
luźną bluzkę, z dłuższym tyłem, a krótszym przodem, która nie odkrywała mi
całego brzucha tylko dzięki spodenkom. Do tego
ubrałam w kolorze koszulki, niebieskie japonki. Makijaż pozostał maksymalnym
minimum. Tusz do rzęs i jasno różowy błyszczyk. Niestety Bernadette musiała się
porządzić i w ostatniej chwili nałożyła mi delikatnego, błękitnego cieniu do
powiek, Pozostały włosy... Tu postanowiłam się wtrącić i poprosiłam Daquin o
zrobienie mi kłosa. – Wcześniej napisałam już o moim stosunku co do tak
szczegółowych opisów stroju, makijażu i fryzury. Japonki się zakłada, nie
ubiera. Makijaż z pewnością nie był absolutnym minimum. Ponadto „Do” oraz „Pozostały”
powinny być napisane małymi literami. Na końcu napisałabym wyraźnie, że kłos to
rodzaj fryzury, bo nie wszyscy muszą wiedzieć. „Nałożyć cień”, nie „cieniu”
(dopełniacz, swoją drogą, brzmi „cienia”). „Jasnoróżowy”, nie „jasno różowy”.
Wiktor już czekał z bukietem kwiatów. Wzięłam
głęboki wdech, mam nadzieję, że to nie znaczy tego,
co myślę. – „To
nie znaczy tego”, bardzo rozbudowane słownictwo, nie mówiąc już o czasach.
Nie
szliśmy daleko, ale było to raczej ustronne miejsce. Wiktor wyjął różdżkę i
przywołał koc oraz koszyk z prowiantem. Czyli jednak piknik... Skądś kojarzyłam tą sytuacje. Coś w rodzaju deja-vu. // No
nic, przez pierwszą godzinę pałaszowaliśmy
doskonałą szarlotkę i zaczęliśmy pić czerwone wino za udane wakacje. (…) Już wiem, skąd znam tą sytuację. Puściłam lampkę z
winem. Patrzyłam, jak czerwony alkohol tworzy ogromną plamę na kocu. Ta sytuacja jest wprost wyjęta z mojego snu. Nawet nie
wiem, co mnie bardziej przeraża... Fakt, że
przewidziałam sytuację, czy to, że jednak Wiktor zadał to pytanie, przekreślając naszą przyjaźń. Przecież wiem, że
licząc na jego wsparcie, będę go raniła. – Powtórzenia, błędy
interpunkcyjne, kolokwializmy, ortograficzne (pisze się „Déjà vu”, ponadto tutaj „tę
sytuację”, nie „tą sytuacje”)…
Błędy logiczne: jedli szarlotkę przez godzinę? Raczej zjedli ją szybciej, to
wino mogli sobie długo popijać. O czasach szkoda pisać.
W
moim obecnym stanie mogłabym cie tylko skrzywdzić. – Cię.
Musiałam
o siebie zadbać i zainteresować się umiejętnością proroczych snów... Teraz już
byłam pewna cholernego "daru" – myślałam, że Hermiona już dawno
uwierzyła w swoje dziwne moce, skoro nawet zaczęła niektóre z nich ćwiczyć, jak
na przykład magię bezróżdżkową. Nie rozumiem też, dlaczego Granger nagle
stwierdziła, że dar ze snami jest „cholerny”, skoro w poprzednim zdaniu nic nie
wskazywało na jej frustrację. Niepoprawny cudzysłów.
Po
prostu siedziałyśmy w zupełniej ciszy. Dopiero po dłuższej chwili potok słów,
dosłownie wylewał się z moich ust: – Zupełnej/wylał się. Przecinek zbędny.
Po
wzięciu prysznica Bernadette dosłownie posadziła mnie na krześle przed lustrem.
– Kto
wziął prysznic, według Ciebie chyba Hermiona, według zdania – Bernadette.
Ruda
miała zaprotestować, ale przerwałam jej własnymi słowami: // -Z chęcią- odparłam z uśmiechem. – Nie rozumiem, dlaczego „własnymi”?
-Zapomniałbym
wspomnieć. Jakiś chłopak od rana chciał się dostać do ciebie Mionka, ale
powiedziałam mu, że śpisz- puściła do mnie oko pani Daquin. – Pani D.
jeszcze nie załapała, kim jest Krum? Szczególnie że według Bernadette cała jej
rodzina należy do fanów Bułgara???
Jednym
zaklęciem poprawiłam rozmazany makijaż. Zrobiłam już to całkiem odruchowo. Co
ta Daquin ze mną zrobiła?! – A raczej, co Ty zrobiłaś z biedną
Hermioną?
Co
do ustawie o skrzatach. Podnieśliśmy standardy ich życia, tyle możemy zrobić. –
Co
do ustawy o skrzatach, podnieśliśmy (…).
Jak
wszystko załatwione, to się będę zbierał. – Tak właśnie według Ciebie
wypowiada się najważniejszy człowiek w polityce brytyjskich magów. Nie dość, że
używając mnóstwa kolokwializmów, to jeszcze niepoprawnie.
Ludzie
mijali mnie, nawet nie zdając sobie sprawy, kim jestem. No cóż,
teraz trzeba było spojrzeć mi prosto w twarz, by zauważyć we mnie Granger. Jak
zwykle wyjęłam książkę, tym razem podręcznik do transmutacji, i zajęłam się czytaniem. – Czy ona
naprawdę zaczęła czytać książkę na stojąco wśród tłumu uczniów i ich rodziców?
Podsumowanie
Niestety opowiadanie nie jest dobre.
Masz pomysł, nawet ciekawy, widzę, że chcesz zrobić z Hermiony ważną postać,
być może związaną więzami krwi z każdym z założycieli Hogwartu. Dodatkowo
miałaś naprawdę duże pole do popisu w dziedzinie psychologii, opisywania uczuć,
rozterek Hermiony po stracie tak bliskich osób. Z jednej strony dzięki Granger
zakończyła się wojna, nadeszły czasy pokoju, jest bohaterką i powinna być
szczęśliwa, z drugiej jednak zwycięstwo zostało okupione tak dużą ilością
ofiar, że to właściwie niemożliwe. Nie udało Ci się tego dobrze opisać.
Próbujesz pokazać żałobę i rozpacz Granger, to, że dziewczyna sobie nie radzi, że próbuje
być silna, nie rozumiejąc, że prośba o pomoc wcale nie jest słabością. Niestety
robisz to w sposób mało przekonujący – tak jakby H. była skończoną egoistką
bądź jakby tak naprawdę wystarczyło tylko zmienić jej ubrania, nałożyć makijaż
i wysłać na imprezę, aby zapomniała o wszystkich przykrych wydarzeniach. Nie mówię, że to kompletnie nietrafiony
pomysł – ludzie często rzucają się w wir zabawy czy używek po traumatycznych
wydarzeniach – ale u Ciebie nie o to chodzi. Ty po prostu chcesz zrobić z
Hermiony super laskę w przyspieszonym czasie, aby Draco zwrócił na nią uwagę,
więc bez skrępowania to czynisz, nie zwracając uwagi na całą resztę, przekonującą kreację bohaterów.
W innych aspektach także często idziesz
na skróty. Kiedy nie wiesz już, co napisać, albo chcesz przejść do dalszych
wydarzeń, po prostu urywasz rozmowę lub opis w połowie. Przejścia pomiędzy
wydarzeniami są słabe. Jeśli czytelnik niechcący przeskoczy jedną linijkę
tekstu, może nic nie zrozumieć, gdyż w międzyczasie byłaś w stanie rozpocząć na
przykład nowy dzień bez wyraźnego odstępu od poprzednich wydarzeń. Poświęcasz
wiele czasu bzdetom. Również w kwestii bohaterów próbujesz sobie ułatwiać.
Odnoszę wrażenie, że postać Bernadette była Ci potrzebna jedynie po to, aby
Hermiona przeszła metamorfozę w wyglądzie oraz otrzymała książkę o
założycielach. Granger, pełna egoizmu, ani razu nie spytała swojej tak zwanej
przyjaciółki o jej życie. Jedyne, co można powiedzieć o Francuzce, to to, że
jest dość szaloną optymistką, która lubi chłopców, ale chyba musiała przeżyć
zawód miłosny, skoro traktuje ich tak, a nie inaczej. Czy mam rację, niestety
nie sposób się dowiedzieć, ponieważ Hermiona myśli tylko o sobie.
Podobnie jest z Krumem, przy nim odnoszę
wrażenie, że pojawił się tylko po to, aby pokazać, że Granger nie jest gotowa,
aby się z kimś związać. Choć jeszcze niedawno chodziła z Ronem, którego niby
bardzo kochała, ale nie widać było zbytnio, by o niego walczyła. Tak naprawdę,
nie można powiedzieć o Wiktorze nic prócz tego, że łamie angielski i raz jest
nachalny, a raz opiekuńczy, zupełnie jakby miał rozdwojenie jaźni.
Sama Hermiona zupełnie mi nie odpowiada,
może i powinna zachowywać się irracjonalnie, zważywszy na
okoliczności, ale Ty robisz z niej mało roztropną trzynastolatkę, która – nie
wiedzieć, na jakiej zasadzie – zajmuje w brytyjskim ministerstwie bardzo wysoką
pozycję. Tymczasem jest egoistyczna nawet w swojej żałobie, skupia się na mało
istotnych sprawach, bardzo łatwo zmienia zdanie, jakby zupełnie go nie
posiadała. Podobało mi się, że pokazałaś, iż z jednej strony dąży do
sprawiedliwości, a z drugiej kieruje nią mocna chęć zemsty, której chyba nie
jest w stanie kontrolować, szkoda jedynie, że nie pociągnęłaś tego wątku dalej,
a zamiast tego wysłałaś ją do Francji i zmieniłaś na crazy teenage girl.
Myślałam, że pisząc o bohaterach, będę
musiała wypowiadać się o Draco, ale tak naprawdę prawie go nie było; faktycznie
postąpiłaś zgodnie z tym, co napisałaś we wstępie – główni bohaterowie nie
padli sobie w ramiona w trzecim rozdziale – ale przesadziłaś w drugą stronę.
Malfoy, zdaje się, ma być tutaj postacią równorzędną Hermionie, więc powinnaś
już na tym etapie o wiele mocniej się na nim skupić. Może pisać z jego
perspektywy w pierwszej osobie?
Nie można powiedzieć, żebyś zupełnie
uciekała od opisów, nie, również tych dotyczących emocji, które zazwyczaj
stanowią moją ulubioną część opowiadania. Właściwie w tekście znajduje się
całkiem sporo opisów wydarzeń ogólnych, tzn. opisujesz przeszłość Hermiony lub
to, co obecnie robi, ale kiedy już wkraczasz w akcję, to zapominasz o tle – nie
opisujesz pomieszczeń, imprezy, morza. Najdokładniej skupiasz się na modzie i
urodzie, a więc lista priorytetów została odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni.
Opisy uczuć na ogół są dość chaotyczne, choć czasem zdarzały się dobre
wyrażenia. Dialogi niestety leżą i kwiczą, nie tylko dlatego, że wszystkie zostały błędnie zapisane, ale również z powodu ich treści. Na ogół są krótkie i kończą się
„ucieczką” Granger, nieumiejącej poradzić sobie z problemami. Mało dojrzałe,
szczególnie w przypadku kogoś, komu pozwolono pisać ustawy… Nie ma też praktycznie
żadnych wtrąceń po myślniku. A jakże wiele można o kimś powiedzieć nie tylko przez to,
co mówi, ale i jak mówi. A, właśnie, u Ciebie wszyscy odzywają się tak samo,
niezależnie od wieku i pozycji – jak mało rozgarnięci gimnazjaliści.
Dwa pierwsze rozdziały były chyba
najlepsze, dlatego że można było usprawiedliwić mieszanie czasów oraz chaos
myślowy, skoro nazwałaś je pamiętnikiem Granger, ponadto skupiały się na
ważnych aspektach jej życia. Nawet jeśli miało się wrażenie, że Harry, Ron i Hermiona
zachowują się nieco jak Emo-gimnazjaliści, można było ich usprawiedliwić ze
względu na straty, jakie ponieśli w wojnie, którą wygrali. Na wojnie nigdy nie
ma tylko wygranych i tylko przegranych… Niestety te rozdziały tak naprawdę nie
powinny nosić miana pamiętnika, gdyż nim po prostu nie są.
Poprzez stosowanie takich wyrażeń jak
„złota/e trójca/trio”, „Miona”, „Fretka”, „Smok”, „Diabeł” moim zdaniem
niszczysz magię tego opowiadania, nie mówiąc już o tym, jak bardzo kiczowata
staje się wtedy narracja.
Od
strony technicznej też nie jest dobrze. Gdybym była betą, złapałabym się za
głowę. Prawie w każdym zdaniu można byłoby się czegoś dopatrzyć. Jednym z
większych problemów jest nieustanne mieszanie czasów i używanie kolokwializmów
w opisach, szczególnie kiedy Hermiona angażuje się w coś emocjonalnie. Z
drugiej strony potrafisz zaskoczyć refleksyjnym, poważnym stwierdzeniem, tylko
że zazwyczaj zupełnie niepasującym do reszty. W tekście jest sporo wszystkich
rodzajów błędów: ortograficznych, gramatycznych, stylistycznych,
interpunkcyjnych… Niestety. A szkoda, bo, powtórzę jeszcze raz, pomysł uważam
za dobry, starasz się także dozować odpowiednio informacje, nie podając
wszystkiego jak na tacy, lecz stopniowo ujawniając chociażby kolejne dary
Hermiony. Również niektóre zabiegi, jakie stosujesz, na przykład pisanie listów
albo użycie klamry kompozycyjnej, podobały mi się. Niestety nie ratuje to
ogólnego odbioru tekstu.
Wigilijna Pełnia
Trzyczęściowa miniaturka, z której nie będę wypisywać błędów. Skupię się na moich odczuciach dotyczących fabuły,
bohaterów i logiki.
Akcja odbywa się w okresie bożonarodzeniowym w siódmej klasie, już po
wojnie. Nie wiedzieć czemu, Ron i Harry wrócili na ten rok do Hogwartu. Początek,
w którym Hermiona biegnie za Weasleyem, opisałaś dość infantylnie, przydałby się w zamian dłuższy, wprowadzający w klimat opis.
Dalej przeżywam déjà vu. Co prawda
narracja jest trzecioosobowa, ale już w drugiej scenie dokładnie opisujesz
ubiory dziewcząt na wieczerzę, tylko że rolę Bernadette przejmuje Ginny. Może
gdybym nie przeczytała głównego opowiadania, nie rzuciłoby mi się to aż tak w
oczy, ale sama się prosisz, szczególnie że podkreślasz rolę „Ulizanny”,
wspaniałego środka zmniejszającego objętość włosów. Co najlepsze, nawet Draco
zastanawia się nad tym specyfikiem, obserwując Granger już na samej wieczerzy
(Ginny i Hermiona, piękne i młode, robią, oczywiście, furorę, przewidywalne,
podobnie jak to, że przestają być w centrum uwagi dokładnie wtedy, kiedy do
sali wchodzą Draco i Blaise): Pijąc wodę
zastanawiał ile musiała nawalić „Ulizanny” na głowę, by jej włosy wyglądały
normalnie. Jednak zabolała go głowa od nadmiaru myśli i nalał sobie kolejną
szklankę wody. Przeraża mnie, że myślisz, że mogłaby
go rozboleć głowa od tak bardzo zaawansowanego procesu myślowego. No chyba że
silisz się na ironię, ponieważ wcześniej wspominałaś, że Draco wyglądał tak,
jakby przed chwilą był na jednej ze ślizgońskich imprez, ale nie wydaje mi się.
Rzeczone imprezy chyba muszą być faktycznie niesamowite, skoro postanowiono
urządzić jedną tuż przed wieczerzą wigilijną (à propos, powinnaś opisywać 25.12., a
nie wigilię, w Anglii panują inne zwyczaje świąteczne niż w Polsce, zabrakło
researchu). Tylko ciekawe, z kim się na niej bawił, jeśli wedle Twoich słów w
Hogwarcie została „garstka uczniów”. Nie mówiąc już o tym, że chyba Hermiona
nie należy do stałych bywalczyń ślizgońskich domówek…
Okazuje się, że Blaise stał się
przyjacielem „szlachty Gryffindoru” (za jakie grzechy ich tak nazywasz?!). Brzmi to naciąganie, naprawdę Ron i Harry
mieliby pokochać chłopaka tylko za wspólną miłość do quidditcha? Przynajmniej z
Malfoya nie zrobiłaś ich „psiapsióły”, twierdzisz, że jego stosunek do Gryfonów
jest… poprawny. I dobrze.
Dość
krótko opisujesz wieczerzę; skoro
to taki ważny dzień w życiu uczniów, mogłabyś się trochę rozpisać.
Wymienić
potrawy, poinformować, o czym rozmawiali, stworzyć choćby ułudę tego, że
nie
chcesz od razu przeskakiwać do głównego wątku opowiadania… No, ale tak
się niestety
nie dzieje. Kiedy Gryfoni znajdują się już w swoim pokoju wspólnym,
Hermiona
odkrywa, że zgubiła kolczyk i krzyczy „zapomniałam!”. Nie można
zapomnieć
czegoś, co się zgubiło… W każdym razie stanowi to pretekst, aby
dziewczyna
wróciła do Wielkiej Sali, w której znajduje się, rzecz jasna, Malfoy
trzymający w ręce kolczyk Hermiony. Spostrzegawczy jak na swój stan. Za
to Granger mniej, bo nie wiedzieć czemu, nie załapała od razu, że skoro
Draco
powiedział „tego szukasz”, to pewnie chodzi o jej zgubę… Oczywiście
Malfoy droczy
się z Granger, zamiast oddać jej własność, w pewnym momencie mówi, że
chce
przebywać z nią dłuższy czas. Na te słowa niespodziewanie w podłodze
robi się…
dziura. Szkoda, że zniszczyłaś opis tego zdumiewającego wydarzenia.
Gdybyś
lepiej opisała, co takiego zrobiło się na posadzce, jak również samo
spadanie
czy uczucia bohaterów, ta niecodzienna sytuacja wywarłaby na czytelniku o
wiele większe wrażenie.
Hermiona upada na Draco. Zamiast
rozejrzeć się wkoło, para zaczyna się kłócić (nie wiem, czy śmiać się, czy
płakać)… Sprzeczkę przerywa im Dumbledore, który dawno powinien nie żyć. Nie
napisałaś ani jednego słowa na temat otoczenia bohaterów, gdzie konkretnie
spadli i dlaczego znajduje się tam akurat Dumbledore… Okazuje się, że jest
środek nocy, więc dyrektor chyba powinien spać, a jeśli nie – przebywać w swoim
gabinecie/sypialni, a nie oczekiwać na spadających z sufitu uczniów.
Nielogiczne. W każdym razie starzec zaprowadza zdezorientowaną parę do swojego
gabinetu, mijając po drodze czterech chłopaków.
Przechodzisz na ich perspektywę, ciekawe
jest jednak to, że trójka idących w ogóle nie zobaczyła nastolatków. Niby
dlaczego nie, nie mają oczu? W każdym razie okazuje się, że tą czwórką są…
Huncwoci, a więc mogli znajdować się pod peleryną-niewidką, ale nie ma o tym
nawet najmniejszej wzmianki. Ponadto przez jakie drzwi, na Boga, przeszli
H&D&D?
Mimo tych nieścisłości muszę przyznać,
że zainteresował mnie zwrot wydarzeń. Najwyraźniej postanowiłaś przenieść
Hermionę i Draco dość mocno w czasie, prosto do mojej ulubionej „ery” –
Huncwotów. Ciekawe. Niestety moje zainteresowanie szybko przemienia się we
frustrację, kiedy moją ukochaną, hogwarcką czwórkę (no, może trójkę, bo Petera
nie lubię) traktujesz bardzo stereotypowo. W krótkim dialogu, pomimo rzadkiego
zaznaczania, kto co mówi, można wyjątkowo łatwo się połapać, ponieważ James
jest bucem zakochanym w Evans, niewidzącym własnych błędów, Remus – kujonem, a
Syriusz – Casanovą już myślącym o poderwaniu dziewczyny, którą przed chwilą
zobaczył. Załamię się chyba.
Później znów, ni z tego, ni z owego
przechodzisz do perspektywy Draco i Hermiony. Z czasami się polepszyło, ale z
przejściami wręcz odwrotnie. Nie mówiąc już o tym, że gdybym miała wypisywać
błędy, to już na tym etapie zajęłyby dwie albo trzy strony. Ale dobrze,
wracajmy do treści. Dumbledore na wstępie mówi: -No więc jak cofnęliście się w czasie? I chociaż wiecie, który jest
rok?- zadał pytanie, obdarzając uczniów łagodnym spojrzeniem. Naprawdę
myślisz, że dyrektor będący autorytetem w brytyjskim świecie magii mógłby się
wypowiedzieć w taki sposób? Scena ta jest prawdopodobnie najdłuższą konwersacją
między bohaterami, jaką dotychczas miałam okazję u Ciebie przeczytać, może sam
dialog nie jest bardzo rozbudowany, ale przynajmniej pojawiły się jakiekolwiek
opisy pomiędzy wypowiedziami. Dwójka głównych bohaterów przeżywa
szok, kiedy dowiadują się, że trafili do roku 1977. Pomysł, dlaczego tak się
stało oraz jak to odwrócić, uważam za dobry. Nie będę go tutaj zdradzać, powiem
tylko, że załatwiłaś dla swojej ulubionej pary pół roku w Hogwarcie za czasów
Huncwotów.
Nie najgorszy fragment niestety
niszczysz dwiema rzeczami: po pierwsze, dlaczego zarówno Hermiona, jak i Draco
uważają za głupotę pytania Dumbledore’a o znajomość francuskiego? Powinni się
domyślić, że dyrektor musi to robić z premedytacją (na całe szczęście zaczął
zachowywać się bardziej rozsądnie). Po drugie, końcówka: - Trzeba też was jakoś ulokować na tą noc. // -W moim wypadku jest to bezsensu.
Na pewno nie zasnę tej nocy, a nawet jakby to pójdę do Pokoju Życzeń-
stwierdziła Gryfonka. // Malfoy potwierdził moje słowa skinieniem głowy.
Nie odzywał się. Jego wzrok skierowany był na okno, gdzie z zamyśleniem
obserwował ciemność, która okryła cały świat. Nie wytrzymała już dłużej. Szybko
wypowiedziała słowo „Dobranoc” i udała się do wieży astronomicznej. Malfoy
został. Dlaczego? Tego Hermiona miała się dowiedzieć jeszcze tego samego dnia o
poranku. Szła pędem, nie zauważając obecności drugiej osoby. Nieostrożny
Syriusz Black zgubił różdżkę. W sumie miał wrócić tylko po nią, ale widząc
nieznaną dziewczynę podążył jej śladem. Nagle z cienia wyłonił się również
blondyn. Gryfon pośpiesznie schował się za najbliższym filarem, a gdy Malfoy
ruszył w kierunku wieży astronomicznej udał się za nim. Teraz nie mógł zostawić
wszystkiego samemu sobie. Miał cel. Musiał dowiedzieć się wszystkiego o
tajemniczej dwójcę. // Hermiona
spojrzała w górę na tysiące gwiazd i Księżyc. One nigdy się nie zmieniają. Są
takie same jak w 1998 roku i Malfoy.
Nie będę wypisywać błędów gramatycznych, ortograficznych,
interpunkcyjnych czy stylistycznych, powiem tylko tyle, że to idealny przykład
problemu z przejściami, no i logiką też. Po pierwsze, dlaczego Hermiona uważa,
że może w taki sposób zachowywać się w gabinecie dyrektora – najpierw prosić go
o pomoc, a później wychodzić, kiedy i gdzie chce? Zachowuje się o wiele, wiele
bardziej niegrzecznie niż Malfoy, jakby pozjadała wszelkie rozumy świata. Po
drugie, czy uważasz, że Pokój Życzeń znajdował się w Wieży Astronomicznej? Po
trzecie, jakim cudem mogłaś umieścić w jednym akapicie zakończenie wizyty
Hermiony u dyrektora (i niby dlaczego Malfoy tam został?), szybki spacer
Hermiony o poranku (jak to tego samego dnia, chyba następnego?), pojawiającego się ni stąd, ni zowąd Syriusza, a na końcu
tajemniczy powrót do Granger, która patrzy na księżyc i gwiazdy przez
tajemnicze, bliżej nieokreślone przez narrację okno, mimo że niby jest rano.
Katastrofa.
Następnie przedstawiasz kilka
akapitów przemyśleń tej trójki, trochę je mieszając (i nadal nie tłumacząc,
gdzie oni właściwie się znajdują). Absolutną perełką w rozumowaniu Hermiony
jest: Kompletnie nie przewidziała, że się
przeniesie, co będzie dalej – a niby dlaczego miała myśleć, że się przeniesie w
czasie?! Na szczęście myśli Draco są o wiele lepsze, pozbawione kolokwializmów,
za to posiadające głębię; powiedziałabym wręcz, że dojrzałe, szkoda tylko, że
nie mają przełożenia na jego dotychczasowe zachowanie. Dalej przedstawiasz
perspektywę Syriusza-Casanovy, a tym samym wracasz do stylu, do którego
niestety zdążyłam przywyknąć podczas lektury tego opowiadania. Nie rozumiem
też, dlaczego jedno spojrzenie w oczy Hermiony nasunęło Draco przemyślenie, że
dziewczyna tęskni za swoimi przyjaciółmi… Często pojawiają się w twoich
rozdziałach dziwne wnioski, do których któryś z bohaterów nagle doszedł; w tym
przypadku dziewczyna mogła się przejmować naprawdę z wielu powodów i raczej nie
chodziło wyłącznie o to, że nie ma obok jej przyjaciół… Chodziło o to, że
chciałaby po prostu wrócić do własnej czasoprzestrzeni! Podobnie chwilę
później, kiedy Hermiona pyta, dlaczego Draco jej nienawidzi, a w zamian
słyszy z jego ust długą odpowiedź, bardzo szybko dochodzi do wniosku, że Malfoy
miał o wiele gorsze dzieciństwo niż Potter. Po pierwsze, to nie licytacja, po
drugie, nie jej to oceniać. Owszem, nie dziwię się, że poczuła wobec Draco
współczucie, pewnego rodzaju zrozumienie – ale nic z tego nie oznacza, że Harry
miał bądź nie miał gorzej…
Gdybyś pisała takie kwiatki po to, aby podkreślić ironię
– W ogóle to najdłuższa wypowiedz jaką
miała zaszczyt wysłuchać z jego arystokratycznych ust – nie czepiałabym
się, nawet jeśli nie jestem fanką takich stwierdzeń. Ale ty to robisz, aby
pokazać szczere zainteresowanie Hermiony Malfoyem i to mnie autentycznie
przeraża. Za kogo Ty ich masz?
Przedstawiasz refleksje Syriusza, na szczęście nieco
lepsze niż „jak poderwać Hermionę?”, ale cóż – w końcu dowiedział się, że
przybysze są z przyszłości, więc musiał poświęcić temu choć chwilkę czasu. Następnie
powracasz do rozmowy między Hermioną a Draco i ponownie zamieniasz chłopaka w
trzynastolatka twierdzącego, że najlepszym sposobem zaimponowania dziewczynie
jest postawa dokuczającego jej luzaka… Dlaczego to robisz?! Bohaterowie
zaczynają oczywiście wykłócać się o wyższość Gryffindoru nad Slytherinem, a ja
mam ochotę się rozpłakać. Całe szczęście, że sami zauważają, jak bardzo to infantylne
(i przewidywalne), bo wybuchają śmiechem, a następnie Malfoy odchodzi, mówiąc,
że idzie spać. A więc jednak błąd popełniłaś, pisząc, że to ranek. Chyba że w
jakiś sposób magicznie przeskoczyłaś do następnego dnia, ale nie sądzę, bo nasi
„niby-Francuzi” nie mieli jeszcze przydziału do domów.
Hermiona odpala papierosa (serio? I jeszcze
tłumaczysz, że ona tak naprawdę nie pali?! Brak słów), a chwilę później słyszy
huk. Oczywiście od razu wie, że to czyjeś ciało, w końcu jest taaaaka mądra.
Byłam przekonana, że Syriusz nie wytrzyma już dalej w ukryciu i jak widać, nie myliłam się. Hermiona początkowo chce zastosować na nim Obliviate, ale nasz Casanova przekonuje ją, żeby tego nie robiła, a
on w zamian nic nikomu nie powie. Nietrudno się domyślić, że Granger się
zgadza. Mogłabym tego nie czytać, a byłabym pewna, że tak się stanie.
Powiedz mi, na jakiej podstawie Hermiona mogłaby mu naprawdę zaufać? Nie
powinna mu NIC mówić! Nie powinien wiedzieć o NICZYM! Owszem, jakimś
usprawiedliwieniem może być to, że Granger znała o wiele starszego Syriusza, ale
sama szybko zauważa, że młody Black zachowuje się dość infantylnie (podobnie do
Draco, ale jakoś wobec niego nie ma takich zarzutów… Ludzie). To naprawdę
nieroztropne z jej strony. Syriusz niby powiedział, że Hermiona może zagwarantować
sobie jego milczenie za pomocą Wieczystej Przysięgi, na co dziewczyna się nie
zgodziła – i trudno się dziwić – ale szczerze mówiąc, każdy mógłby to
powiedzieć, licząc na to, że druga strona i tak nie wyrazi zgody, a jakby co –
wycofać się… Ponadto według Ciebie, jeśli ktoś dmuchnie komuś dymem
papierosowym w twarz, to jest „ślizgoński”. Uwielbiasz te łatki przypięte do
domów niekoniecznie przez samą Rowling, ale internautów, co? Cóż, ja wręcz
przeciwnie. Wtedy powstają rzeczy znacznie gorsze np. Hermiona jako „nadworna
kujonka Hogwartu”. Strach się bać.
Następnego dnia bohaterowie zostają przydzieleni do
domów, nie trzeba wspominać, gdzie trafiają. Z jednego z opisów wychodzi na to,
że rozmowa z Dumbledorem musiała być dłuższa, gdyż przytaczasz w rozmyślaniach
Hermiony słowa dyrektora. Ciekawe, byłam pewna, że przedstawiłaś wcześniej całą
konwersację, od początku aż do niegrzecznego wyjścia Granger z gabinetu, a nie
pojawił się tam przytaczany w tej chwili cytat.
Hermiona szybko poznaje przyszłych
rodziców Harry’ego, a fragment związany z jej rozterkami dotyczącymi
poinformowania ich o przyszłości po prostu muszę przytoczyć w całości: Nie ma prawa zmienić przyszłości. Prawa
czasu są surowe. Życie za życie. Ocalę Potterów, ktoś będzie musiał ich
zastąpić. Może to okrutne, ale Hermiony nie zniechęcił ten fakt. Raczej coś
innego. Jeśli przeżyliby Potterowie, może nikt nie powstrzymałby Voldemorta,
nadal panoszyłby się po świecie. Może by się nie dostała do Hogwartu, zginęłaby
jako szlama. To wydarzenie jest tak ważne w historii, że jego zmiana mogłaby
pozbawić życia tysiące osób. Może i w końcu samego Harry’ego. – Nie
dość, że zmieniasz tutaj podmioty i mieszasz czasy, to logika tego wszystkiego
leży i kwiczy. Hermiona nie chce uratować rodziców Harry’ego dlatego, że mogłoby
to oznaczać śmierć kogoś innego. Nie, ona nie chce tego robić, bo wypłynęłoby
to na historię na tyle mocno, że ONA sama mogłaby już nie żyć. W ogóle nie jest
egoistką, w ogóle.
Oczywiście na uczcie musisz
przedstawić sprzeczki między Jamesem i Lily oraz udowodnić, że Lunatyk jest
inteligentny, przecież trzeba wspomnieć TYLKO o tym, co było w kanonie, czyż nie?
Podoba mi się jednak to, że Draco
obserwuje Hermionę i najwyraźniej się o nią troszczy, gdyż walczy jak lew,
kiedy jeden ze Ślizgonów – Carrow – ją obraża (mimo że ustalono, iż dziewczyna
będzie nosić nazwisko „Lacroix”, czarodziejów pochodzących z Francji, aby
uczniowie nie dziwili się jej „przyjaźni” ze Ślizgonem. Dobry pomysł). Może i w
tym momencie Malfoy trochę szarżuje, ale przynajmniej wypowiada się dojrzale i
pełnymi zdaniami. Szkoda, że nie robi tego w stosunku do Hermiony, dlatego
właśnie bardzo mnie dziwi, że Granger zdaje się go naprawdę lubić.
Kolejna perełka (oprócz ortografów w
stylu „włębi” zamiast „w głębi”) to: Ojciec
jego przyjaciela, którego nigdy nie poznał. Brzmi to tak, jakby Draco nigdy
w życiu nie poznał własnego przyjaciela.
Oczywiście Huncwoci urządzają Hermionie
imprezę powitalną, Lily niby się sprzeciwia, ale nie ma nic do gadania, a
Granger całuje Syriusza. Czy mogło być bardziej przewidywalnie? Przynajmniej za
koniec masz plus, bo nie spodziewałam się, że główna bohaterka będzie próbować
wykraść Huncowotom ich mapę i że Black ją na tym przyłapie. Ale oczywiście za
to przewinienie wymusza na Hermionie, żeby poszła z nim na randkę do Hogsmeade,
więc oczywistości powracają wyjątkowo szybko. Ech.
Z niewiadomych powodów dziewczyna ma w
dormitorium tylko dwie współlokatorki, a nie cztery. Czemu nie zrobić dla nich od
razu hotelu pięciogwiazdkowego?
Następnego dnia Granger zmusza Draco do
chodzenia z nią do biblioteki w celu wyszukiwania informacji o ich sytuacji.
Wreszcie Hermiona przypomina znajomą mi dziewczynę i wykazuje się zdrowym
rozsądkiem. Niestety już w następnym fragmencie niszczysz to krótkotrwałe wrażenie,
nie mogąc powstrzymać się, by nie wspomnieć o „łazienkowych przygotowaniach” Granger
(Mimowolnie za pomocą kilku ruchów
różdżki poprawiła to i owo), bo Dumbledore dostarczył jej wszystkie
potrzebne rzeczy. Oczywiście kosmetyki były z tego wszystkiego NAWAŻNIEJSZE,
choć nie zapominasz też o „modnych ubraniach” i „kilku parach butów”. Wyobrażenie
dyrektora zastanawiającego się nad wyborem odpowiedniego
obuwia dla Hermiony będzie mnie prześladować chyba do końca życia…
Dziewczyna spotyka Draco na lekcji
eliksirów, na których – oczywiście – musi z nim pracować. Jako że chłopak
wytrąca ją z równowagi, to ona rzuca w niego Upiorogackiem. Dojrzała Hermiona, która z pewnością nie
zachowywałaby się w taki sposób na lekcji, gdybyś choć trochę kierowała się
kanonem! Cofam swoje poprzednie słowa, jednak Granger nadal nie przypomina mi
tej z sagi. A wierz mi, tamta też mnie denerwowała, lecz w porównaniu z Twoją
była wspaniałą postacią. Przynajmniej, w większości przypadków, logiczną.
Rozdział kończysz obroną przed czarną magią, na której – OCZYWIŚCIE –
nauczycielka każe naszej cudownej parze odbyć pojedynek. Jak można się
domyślać, jest on zażarty, a Draco niestety nie zachowuje się honorowo.
Chociaż tu mogłaś mnie zaskoczyć, nie obraziłabym się.
Następnie Draco i Hermiona spotykają się
w bibliotece. Podczas poszukiwania informacji na temat podróży w czasie
Malfoyowi wymyka się parę słów za dużo i obrażona Granger ucieka z biblioteki.
Szczerze mówiąc, akurat w tym przypadku nie dziwię się, że poczuła się
dotknięta, ale mam nieprzyjemne wrażenie déjà vu z głównego
opowiadania. Oczywiście na korytarzu Hermiona wpada na Syriusza, czy mogło być
bardziej przewidywalnie? Black zabiera ją do Pokoju Życzeń, a ona mu się zwierza.
Łapa jej doradza i to całkiem mądrze. Jak widać, jeśli chce, to potrafi,
dobrze, nie zniszczyłaś go całkowicie. Nie wiem tylko, dlaczego uważasz, że
Syriusz może nazywać Lily „Rudą” w rozmowie z nowo poznaną dziewczyną, przecież
ta dopiero co przyjechała. Może i pochodzi z przyszłości, ale dlaczego Black
miałby z góry założyć, że ich zna?
Hermiona udaje się do lochów, aby
pogodzić się z Draco i udać z nim na szlaban, który dostali za niepoprawnie
przeprowadzony pojedynek. Nie jest to łatwe zadanie, w końcu nie zna hasła.
Napatacza się Carrowa, który chyba już na tym etapie życia ma manię wielkości i
nie jest do końca normalny. Na szczęście w odpowiednim miejscu pojawia się
drugi obrońca Hermiony, czyli oczywiście Malfoy, i ratuje ją z opresji… Ech.
Przecież Granger sama w życiu by sobie z niczym nie poradziła, potrzebuje zawsze i
wszędzie swoich obrońców!
Szlaban spędzają w Zakazanym Lesie na
poszukiwaniu składniku do Eliksiru Wielosokowego. Tym razem też się sprzeczają,
ale na o wiele poważniejsze tematy – a mianowicie o toczącą się wojnę. Hermiona
coraz bardziej chce wziąć w niej czynny udział, przestrzec swoich nowych
znajomych z Gryffindoru między innymi przed Peterem-zdrajcą (młodociani
śmierciożercy postanowili zrobić w lesie zebranie… oczywiście główni bohaterowie
mieli na tyle dużo szczęścia, że nie zostali zauważeni przez „złych”). Dobrze,
że nie zapominasz o tej kwestii, bo to najbardziej problematyczne w takiej
sytuacji – chciałoby się powiedzieć o przyszłości, zareagować, ale nie powinno
się przecież ingerować w przebieg wydarzeń, w los… Fragment ten jest więc
całkiem dobry, również dlatego, że pokusiłaś się o nieco więcej opisów uczuć i
wydarzeń (aczkolwiek i tutaj czasem miałaś niezgrabne przejścia, ten problem
występuje permanentnie). Chciałam również zauważyć, że opisałaś dopiero dwa czy
trzy dni, a więc trudno powiedzieć, żeby Draco mógł uznać, że Hermiona mocno
zbliżyła się do Gryfonów…
Mafoy, świadom, iż Granger nie znajduje
się w stabilnym stanie psychicznym – rozdarta między chęcią interwencji a
świadomością konsekwencji mieszania w czasie – postanawia, bez jej zgody,
„poczęstować” ją Eliksirem Słodkiego Snu. Zabiera ją więc do kuchni, dolewa
wywar do herbaty, a następnie transportuje do Pokoju Życzeń.
Oczywiście niedługo później pojawia się tam czujny obrońca Hermiony numer jeden, czyli Syriusz. To robi się już męczące. On chyba naprawdę musiał ich śledzić, bo przecież w Pokoju Życzeń nie mógłby zauważyć na mapie ich nazwisk… Chyba że to kolejne z Twoich niedopatrzeń. Podczas rozmowy dwóch obrońców Hermiony (mogliby sobie zapisać ten zawód w CV) Draco dowiaduje się, że Syriusz zna prawdę o ich pochodzeniu. Jednak Malfoy nie ma tak właściwie możliwości nic z tym zrobić, bo Granger z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby za jej plecami rzucił na Blacka Obliviate. Z tym akurat w pełni się zgadzam, dobrze, że nie próbowałaś wykombinować niczego innego. Miło, że czasem Twoi bohaterowie potrafią zachować się dojrzale, szkoda tylko, że zawsze wydaje się to przypadkiem.
Oczywiście niedługo później pojawia się tam czujny obrońca Hermiony numer jeden, czyli Syriusz. To robi się już męczące. On chyba naprawdę musiał ich śledzić, bo przecież w Pokoju Życzeń nie mógłby zauważyć na mapie ich nazwisk… Chyba że to kolejne z Twoich niedopatrzeń. Podczas rozmowy dwóch obrońców Hermiony (mogliby sobie zapisać ten zawód w CV) Draco dowiaduje się, że Syriusz zna prawdę o ich pochodzeniu. Jednak Malfoy nie ma tak właściwie możliwości nic z tym zrobić, bo Granger z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby za jej plecami rzucił na Blacka Obliviate. Z tym akurat w pełni się zgadzam, dobrze, że nie próbowałaś wykombinować niczego innego. Miło, że czasem Twoi bohaterowie potrafią zachować się dojrzale, szkoda tylko, że zawsze wydaje się to przypadkiem.
Po niewiele wnoszącym epizodzie z
biblioteki nadchodzi dzień randki Hermiony i Syriusza. Zanim dziewczyna się na
nią uda, oczywiście musi przygotować się w dormitorium. Na szczęście nie
skupiasz się aż tak bardzo na przygotowaniach, a przynajmniej nie tylko na
nich, ponieważ przedstawiasz rozmowę między Granger a Evans (wrzucając przy tym
francuskie słówka w wypowiedzi Hermiony, robisz to również w innych
konwersacjach. Dobrze, bo dzięki temu jej rzekome pochodzenie jest bardziej
przekonujące). Temat dotyczy rzecz jasna chłopców, Hermiona dochodzi do wniosku,
że Lily wcale nie nienawidzi Jamesa.
Na randce z Syriuszem Granger cieszy się,
że ten nie traktuje jej jak pustej lali. Szkoda, że w ogóle tak myślała, chyba
ma niskie mniemanie o sobie. Z dalszych ciekawych wniosków – Hermiona zauważa,
że Black zupełnie różni się od Draco. Według mnie nie. Obaj zachowują się,
jakby mieli dwie osobowości – niemyślącego dzieciaka próbującego szpanować
głupimi słówkami i gapiącego się na wszystko, co ma cycki, oraz dojrzewającego,
inteligentnego chłopaka potrafiącego troszczyć się o innych. Ciężka sytuacja. W
każdym razie później przychodzi James i Hermiona postanawia poradzić
mu w sprawie
Lily. Na szczęście nie mówi nic, co mogłoby sugerować ich przyszłość,
rada jest
naturalna, ale dobra. Jak już przy tym jesteśmy, trochę mnie dziwi, że
do tej
pory Syriusz nie próbował nic wyciągnąć z Granger na temat nadchodzących
wydarzeń. Myślę, że każdy by próbował, nawet jeśli miałby świadomość, że
to nie
najmądrzejszy pomysł. A ktoś, komu zdarza się najpierw robić, a potem
myśleć, z pewnością nie zdołałby wytrzymać długo bez zadania takiego
pytania…
James znika, ale oczywiście randkę
przerywa pojawiający się nie wiadomo skąd Draco. Hermiona wścieka się na niego.
Ich sprzeczka wygląda tak, jakby Syriusz wcale nie siedział obok albo jakby
nagle ogłuchł i nie reagował na to, że kłócą się właśnie o niego. Dopiero kiedy
postanawiasz zakończyć tę dysputę, Black odzyskuje głos. Nie możesz czegoś
takiego robić, „używać” bohatera tyko wtedy, kiedy jest Ci wygodnie i tylko do
określonych celów… Tutaj Black jest Ci
potrzebny do tego, aby wraz z Draco założyć się, który wypije więcej Ognistej
Whiskey, dlatego dajesz mu głos, ale wcześniej był Ci zbędny, tak? To mogłaś go
chociaż wysłać do łazienki, choć to też byłoby słabe rozwiązanie.
Co do pomysłu zakład – taa, czemu nie,
robić coś takiego zupełnie na widoku, gdzie w każdej chwili mogą pojawić się
odwiedzający Hogsmeade nauczyciele. Z pewnością nikt nieproszony NIC nie
zauważy! Podoba mi się także to, że według Ciebie takie zakłady są „gryfońskie”.
WTF?
Z niewiadomych powodów Hermiona wychodzi
z Trzech Mioteł, aby znaleźć resztę Huncwotów i powiedzieć im, co robi Black.
Nie rozumiem, co chciała uzyskać, bo żadnej pointy nie ma. Następnie, znów
samotnie, Granger rusza w kierunku Wrzeszczącej Chaty. Zastanawiam się, czy ona
jest świadoma własnych czynów. Tam spotyka na Lily. Okazuje się, że Evans też
należy do niezłych egoistek, bo zamiast zainteresować się Hermioną, myśli tylko
o sobie i Jamesie. Granger przekonuje ją, by dała Potterowi szansę.
Pod koniec drugiej części miniaturki
dowiadujemy się, że ani Black, ani Malfoy nie wygrali, gdyż obaj padli w tym
samym momencie. Hermiona i Lily przetransportowały niesfornych ochroniarzy tej
pierwszej do Łazienki Jęczącej Marty, aby dostali nauczkę. Nawet nieskacowany
człowiek pewnie nie mógłby wytrzymać tych jęków, ale spoko. Czy ja dobrze
zrozumiałam, że według Ciebie oni spędzili tam dwie doby? Nikt nie zauważył ich
zniknięcia? Do tej sytuacji w ogóle nie powinno dojść, nikt nie powinien
sprzedać im Ognistej Whiskey w biały dzień w miejscu, w którym w każdej chwili
mogli znaleźć się nauczyciele, ale jeśli nawet jakimś cudem by się tak stało, z
pewnością ktoś zainteresowałby się dwudniową nieobecnością
chłopaków! Ech… W każdym razie miło, że dziewczęta przynajmniej przyniosły im
śniadanie.
Najwyraźniej Malfoy nie uczy się na
błędach, ponieważ kiedy kilka dni później Zabini zaprasza go na imprezę, zgadza
się bez wahania. Oczywiście Hermiona idzie z nim, a przygotowania do
imprezy, w których uczestniczy nie kto inny jak Lily, opisujesz jak zwykle nadzwyczaj
dokładnie. Wspólny taniec głównych bohaterów przedstawiasz całkiem ładnie, ale
wystarczy, żeby pojawił się Carrow i wszystko się sypie – nie tylko humor
Draco, ale i narracja. W kilku zdaniach Malfoy pije wódkę, a później bierze
Hermionę do swojego dormitorium. Oczywiście upijają się w nim na umór. Piszesz,
jakby Granger nigdy wcześniej nie piła, a to nieprawda – przypomnij sobie
imprezę powitalną zorganizowaną przez Huncwotów na jej cześć. Bohaterowie
wspominają chwile, które razem przeżyli w swoich czasach, a na końcu się
całują. W opisie stwierdzasz ot tak, że Hermiona kocha Draco. Wcale nie
sztuczne, w ogóle… Ale niestety tego się właśnie spodziewałam.
Rano Hermiona nie jest zachwycona tym,
co zrobiła (oboje wszystko pamiętają), ale szybko jej przechodzi. Trudno
powiedzieć, czy już od tej pory główni bohaterowie tej miniaturki ze sobą
chodzą, czy nie, bo napisałaś to wyjątkowo niezrozumiale. Nie pokusiłaś się o
przedstawienie rozmowy Blacka z Granger, tak jakby w momencie, w którym
zdecydowałaś uświadomić Hermionę, że już ma kochać Draco, Syriusz zaczął być
tylko przyjacielem na papierze. Nie zapominasz jednak wstawić jeszcze nieco na
siłę Carrowa oraz wspomnieć o tym, że James i Lily zaczęli ze sobą chodzić, a
Granger uwielbia spędzać z nimi czas. Oni chyba z nią nie za bardzo, raczej
woleliby być sami…
Miniaturka kończy się oczywiście balem
bożonarodzeniowym. Główni bohaterowie wybierają się na niego jako para, nie
znaleźli żadnych zaklęć ani wskazówek, w jaki sposób przeniosą się do swojej rzeczywistości,
więc trochę się denerwują. Ale jakoś nie za bardzo. Nie na tyle, aby Hermiona
uważała, że powinna dać Syriuszowi do zrozumienia, że niedługo prawdopodobnie
odejdzie i się z nim pożegnać (przecież Black nie jest Ci już potrzebny,
Hermiona wie, kogo kocha, więc co się przejmować Łapą, nie?). Nie na tyle, aby
rozmyślać, co zrobią, jeśli utkwią na zawsze w tej rzeczywistości. Brakuje
jakichkolwiek refleksji, opisów. Po prostu, kiedy zegary wybijają dwunastą w
nocy, Draco po raz kolejny wypowiada życzenie – że chce być już zawsze tam,
gdzie Hermiona – ich usta łącza się w
namiętnym pocałunku, a ziemia osuwa się spod ich nóg i spadają…
Zupełnie nieprzewidywalnie i niekiczowate.
Zdajesz sobie sprawę, że czasowo opowiadanie nie trzyma się kupy? Wedle tego, co pisałaś, wszystkie
wydarzenia w miniaturce mogły trwać co najwyżej miesiąc, a zapewne krócej.
Tymczasem od początku września do końca grudnia jest nieco więcej czasu. Miałaś
naprawdę dobry pomysł, a środkowa część miniaturki miewała całkiem dobre momenty. Podróże w czasie dają duże pole do popisu, przede
wszystkim pod względem psychologicznym, bohaterowie stają przed dylematami, czy
powinni mówić, co wiedzą, czy nie… Wspominałaś o tym w drugiej części, ale
niestety w ostatniej, wyjątkowo krótkiej i napisanej jakby w pośpiechu,
zupełnie przestałaś zwracać na to uwagę. Przecież trzeba było już połączyć
naszego Księcia Slytherinu i Szlachciankę Gryffindoru, więc co się przejmować
całą resztą? Nie chce mi się już nawet pisać, jak potraktowałaś moje biedne,
ukochane pokolenie.
Podsumowanie całości
Podsumowanie całości
Długo wahałam się, co Ci postawić.
Postanowiłam, że zdecyduje o tym ostatnia część miniaturki. Niestety zaważyła na niekorzyść. Stawiam Ci jedynkę
z plusem. Otrzymujesz go za
nietuzinkowe pomysły oraz próby stosowania pewnych dobrych zabiegów (klamra
kompozycyjna) i niektóre, nieco dojrzalsze fragmenty. Potrafiłaś mnie rozśmieszyć
i to nie raz, ale niestety był to raczej śmiech przez łzy. Chodzi mi o nazywanie
bohaterów „szlachtą” bądź „książętami” albo przedstawianie Dumbledore’a jako
chłopca na posyłki dla nastoletnich dziewcząt. Niestety oba opowiadania są słabe.
Zastanawiam się, czy czytasz rozdziały przed publikacją w całości, wydaje mi
się, że nie, a powinnaś. Nie zastanawiasz
się zbytnio nad tłem, nie myślisz o logice podczas kreacji bohaterów, drugoplanowych
postaci „używasz” tylko tak, jak Ci pasuje, a błędów jest bardzo dużo (ciekawe, że 28.02. wstawiłaś informację mówiącą, że beta poprawiła prolog głównego opowiadania oraz miniaturkę, ale nie odnoszę takiego wrażenia...).
Przed Tobą
dużo pracy, ale posiadasz chęci, wyobraźnię i nietuzinkowe pomysły, a to ważne. Myślę, że masz szansę sprawić, aby Więźniowie czasu stali się dobrym opowiadaniem.
Dzięki za ocenę, będę się starać :)
OdpowiedzUsuńSpis opowiadania
OdpowiedzUsuńA nie Spis opowiadań?
tym czasem można to zrobić inaczej
Oesu, serio? Tymczasem!
a mianowicie w bloggerze należy wejść w układ
Brak wielkiej litery w nazwie własnej: Bloggerze.
tę „krukonkę”
Brak wielkiej litery w nazwie własnej: Krukonkę.
Fajnie za to, że odsyłasz zainteresowanych na swojego aska Zastanawia mnie także Twój nick
Brak wielkiej litery w nazwie własnej: Aska. // Brak kropki na końcu zdania.
Zastanawia mnie także Twój nick, dlaczego zawarłaś w nim myślnik?
Bo chciała?
Kilka słów na temat „wstępu” i „bohaterów”
Brak wielkich liter w nazwach zakładek.
Jeśli masz zamiar i zrobić z Granger czarodziejkę czystej krwi
I jest zbędne.
reaserchu
Nie ma takiego słowa. Jest za to research.
Dostajesz za to plus za zrobienie reaserchu i wypisaniu prawidłowych dat urodzin bohaterów z sagi.
Wypisanie.
Masz też play listę
Łacznie: playlistę.
Jako pierwsza pojawiła się jedna z moich ulubionych piosenek My Heart will go on
Dobrze by było postawić przecinek lub myślnik przed tytułem piosenki.
która mimo że skończyła się śmiercią Voldemorta, nadal dręczy dziewczynę
Przecinek przed mimo.
co Hermiona myśli o swoim „Gryfonie”
Loooool, a na wierzchu go nosi?
ani przypisywanie łatek ze względu na to
Przyczepiania/przypinania łatek.
Zastanawiam się, skąd wzięłaś dane? Na polskiej wikipedii jest napisane, że w I wojnie zginęło 14 mln ludzi, a w II – wg różnych źródeł – 50-78 mln. Na Twoim miejscu napisałabym odnośnik do źródła.
Loooool, pewnie z... LE GASP!... lekcji historii? // Brak wielkiej litery w nazwie własnej: Wikipedii. (Serio, Wiki jako jedyne słuszne źródło wiedzy – gniję doszczętnie).
Po drugie, nieco za dużo tych przecinków.
Aha.
nie mówiąc już o braku profesjonalizmu.
W fanopku, profesjonalizmu, aha.
przez co mamy sporo powtórzeń (...) W tekście znalazło się sporo powtórzeń
Ktoś tu komuś powtórzenia wypomina, lol.
podciągnąć do tej kategorii
Podciągnąć pod kategorię/przypisać do kategorii.
Mimo, że byłam jedyną osobą, nie śpiącą na wykładach historii magii
Zapomniałaś wspomnieć, że przecinek przed nieśpiącą też jest zbędny.
odpowiedziała by ci wyuczoną regułkę.
Regułką.
zamknął się w sobie i prawie w ogóle
Prawie w ogóle co?
Czy śmierciożercy mają według Hermiony gnić w więzieniu czy jednak otrzymywać Pocałunek Dementora
Przydałby się przecinek przed czy.
ale wysłano by ich chociażby na jakiś kurs wcześniej
Chociaż.
zanim pozwolono bawić się w polityków
Ugh.
nieprawidłowy cudzysłów, powinien on wyglądać ,,”
Lolnope, cudzysłowu nie tworzy się z przecinków.
Zbędny przecinek przed „ani”
Brak kropki na końcu zdania.
Często masz ten błąd
Błędy się popełnia, nie ma.
uspokaja mnie. – Uspokajają.
(...) wymieniasz kilka rzeczy, a czasownik piszesz w pierwszej osobie.
Lolciu, kpisz sobie, czy masz aż takie braki w podstawowej wiedzy?
Oba czasowniki są w TRZECIEJ OSOBIE. Różni je tylko liczba: pierwszy – pojedyncza, drugi – mnoga.
Piszesz w pierwszej osobie, a więc musisz pisać czasowniki przez „ę”.
Ale totalnie wszystkie, np. umię, jestę, rozumię itp. ;)
„Cruciatus” kursywą.
Albo w cudzysłowie.
Dopiero Cruciatus ostudził jego zapały.
Raczej zapędy.
więc poniżej nie będę już za każdym razem zwracała na to uwagę.
Uwagi.
„Aktoreczki”
Ach te Cichopek i inne Więdłochy.
Przecinek przed „Miona” (zawsze stawiamy między wołaczem lub mianownikiem, który ma pełnić jego rolę, a resztą wypowiedzi)
Brak kropki na końcu zdania.
nie potrafię go wysłać do więzienie
Więzienia.
wyrabiać to można upoważnienie
Nope, upoważnienie się wystawia lub po prostu daje.
Bałam się konfrontacji z chłopakiem, ale przynajmniej dostrzegałam w nim najlepszego przyjaciela sprzed wojny. – Myślałam, że to zaszczytne miano posiadał Harry, nie Ron. Weasley był/jest jej chłopakiem.
UsuńNo tak, jak został jej chłopakiem, to automatycznie przyjaźń wygasła. Yup, totalnie.
czarnoskóry chłopak, według koleżanek z jej rocznika, drugi najpopularniejszy chłopak Slytherinu. Dwóch Aurorów, którzy kroczyli obok nich, pochyliło głowy w kierunku naszej trójki w geście szacunku. – Czyjego rocznika? Ponadto błąd gramatyczny, powinno być: „dwóch aurorów,.których kroczyło (…)”. „Aurorów” małą literą, podobnie jak „pocałunek dementora” w innym miejscu.
Kurwaco. Dwóch aurorów, których kroczyło? Ja pierdolę, co ich kroczyło i jak to w ogóle wygląda? xD (Dwóch aurorów, kroczących obok nich, pochyliło głowy/Dwaj aurorzy, którzy kroczyli obok nich, pochylili głowy). // Jak to z czyjego rocznika? Osoby, która jest narratorem.
o tym jak zostali zmuszeni do Śmierciożerstwa
Przecinek przed jak.
Było tak, aż nastał dzień, 14 lipca. – W nagłówku wpisów do pamiętnika możesz zapisywać daty liczbami, ale nie w narracji. Ponadto słowo „dzień” jest zbędne, podobnie jak przecinki.
Lolnope, ten przed aż jest potrzebny.
Skierowałam nogi ku salonowi. – A reszty ciała nie?
Resztę.
mimo że później kto inny zajął to miano
Troszkę kulawo to brzmi.
Tylko że zastanawiam się, kiedy
Zbędny przecinek.
okazał się ciekawym rozmówca
Rozmówcą.
Dziewczyna nie chce, żeby wyszło na jaw, że to ona przekazała pieniądze na budowę, co uważam za skrajną głupotę, powinna to mówić wszystkim, a najlepiej namówić Rona, by do niej dołączył, na tym polega siła w show biznesie – żeby dane wydarzenie promowali ludzie znani, a nie ukrywajmy – to właśnie taki przykład!
O kurwełe, show-biznes w potteroopku. http://sjp.pwn.pl/sjp/show-biznes;2575384.html
Już pomijam fakt, że wpychanie innym do gardeł patrzcie, jaka jestem hojna, jakie mam dobre serce, no patrzcie! Widzicie? WIDZICIEEEEEE?!! to wiocha na maksa i kompletnie mija się z celem, jakim jest dobroczynność sama w sobie, tylko sprowadza się do kręcenia szumu wokół siebie, a odwracania uwagi od istoty sprawy. Ba, miliony anonimowych darczyńców właśnie płaczą, jacy to są głupi i fokle. JKJP, osłabiasz mnie, dziewczyno.
Świat Rowling może jest magiczny, ale i logiczny, panują w nich pewne zasady, prawo!
Nim.
a potem nagle „przechodzisz” do teraźniejszych wydarzeń
A po co ten cudzysłów?
Chłodny podmuch smagał moje zziębłe policzki, susząc wciąż spadające łzy. (...) – Nie sądzę, żeby policzki mogły być zziębłe, człowiek jako całość – tak.
Ale bzdura. Oczywiście, że mogła mieć zziębnięte tylko policzki, przecież one były nieosłonięte. Równie dobrze mogłyby jej zziębnąć ręce, jakby nie włożyła rękawiczek.
Czy to dormitorium Ślizgonów?-pomyślałam. (...)
Brak spacji.przed dywizem, który powinien zostać zamieniony na pauzę (myślnik) bądź półpauzę.
Tylko przed?
kiedy niechcący wpadła na nią podczas któryś wakacji we Francji?
Którychś.
Oczywiście nie odbyło się bez propozycji stałego zatrudnienia jako auror.
Nie obyło raczej.
zdecyduj się raz, a porządnie gdzie ona mieszka
(...) zdecyduj się raz a porządnie, gdzie ona mieszka/zdecyduj się raz, a porządnie, gdzie ona mieszka (...). (Zależy: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/raz-a-dobrze;218.html)
bo chyba jednak nie na Grimmuald Place.
Grimmauld.
Wydaje mi się, że teleportacja między krajami nie powinna być takie łatwa.
Taka.
Nie wiadomo, jakim cudem, dziewczyna dostaje się do hotelu
Drugi przecinek do kosza.
Mało zgranie to opisujesz
Zgrabnie.
Niby trochę się sprzeciwia, ale nie specjalnie.
Niespecjalnie.
że główna bohaterka prawdopodobnie ma wizje jak Rowena Rawenclaw i potrafi „czytać” z ludzi, jak Helga Hufflepuff.
UsuńWizję. // Przecinek przed pierwszym jak. // I do kosza. // Przecinek sprzed drugiego jak powinien wylecieć. No chyba że traktujesz jak Helga Hufflepuff jako dopowiedzenie.
do następnego rozdziały.
Rozdziału.
Wiele osób nie popierało mojego wyboru i uważali za głupotę powrót do Hogwartu. Jednak ja Hermiona Granger nie mogłam pozostać taka niedouczona. – A inni mogliby pozostać niedouczeni? Ego Hermiony osiągnęło szczytu Mount Everest. Ponadto „wiele osób (…) uważało”.
Hermiona Granger powinno być wydzielone przecinkami. // Sięgnęło szczytu/osiągnęło szczyt.
wygodnie będzie się czytać książki.
A na wuj to się?
nawet jeśli nie rozumiem, czemu.
Bez przecinka.
i cóż nawet lubiłam jak mnie nazywano Mioną.
(...) i, cóż, nawet lubiłam, jak mnie nazywano Mioną.
Więc nie tylko Francuzi używają to okropne zdrobnienie.
Tego okropnego zdrobnienia.
No cóż Bernadette Daquin oprócz nieprzeciętnej inteligencji posiada też nieprzeciętną urodę.
Przecinek przed Bernadette.
a ruda ubrana jak jej babcia i mówiąca jej głosem, była tylko zwieńczeniem naszej zabawy.
Przecinek przed ubrana.
Chyba naprawdę potrzebuję odpoczynku, albo wizyty z dobrym psychiatrą! – (...) Dodatkowo „albo wizyty u dobrego psychiatry”, bez przecinka przed „albo”.
Można to potraktować jak dopowiedzenie, wtedy przecinek jest zasadny.
początków didaskaliów
Jak widzę, że ktoś pisze didaskalia, kiedy mowa o prozie, to mnie trzęsie.
Od jej gadania zakrztusiłam się własną śliną. – Czyją, jak nie własną?
No wiesz, zależy od sytuacji. xD
skoro ta wzięła list „zaadresowany” do Granger
Na wuj ten cudzysłów?
chciał ją ochronić przed natrętnym opijanym chłopakiem
A kto tego chłopaka opijał? (Pijanym).
Gdy wymienieni wyżej chłopcy się biją
Mężczyźni raczej.
Gdy wymienieni wyżej chłopcy się biją, nie wiadomo, skąd tuż obok pojawia się Bernadette
Drugi przecinek do kosza. No, chyba że nie wiadomo skąd traktujesz jako wtrącenie, wtedy drugi powinien stać przed tuż, ale na pewno nie tam, gdzie go postawiłaś.
zwykł zwierzęta
Zwykłe.
W tamtej chwili bohaterowie rozmawiali, więc nie mogli zmienić tematu.
Przecież właśnie w rozmowie można zmienić temat. ;p
ale co z tego prawda?
Przecinek przed prawda.
bo wypiła już „drinki”
Są tez bezalkoholowe drinki, wiesz? ;)
Wprawdzie na kursach aurorskich, trzeba było opanować niektóre sztuki walki, ale raczej wtrącając się w bitwę dwóch gości (...) na pewno dostałabym w twarz – To miło, że Granger tak dba o własną twarz.
No tak, w końcu każdy lubi czasem dostać po mordzie.
Najlepsze jest to, że Hermiona podnieca się także tym, że latała na testralach, które jest w stanie zobaczyć, mimo że dostrzeżenie tych stworzeń jest możliwe dopiero po zobaczeniu czyjejś śmierci…
No ba, w końcu Hermiona nigdy nie była świadkiem niczyjej śmierci. Oh, wait...
Może cała ta rzeczywistość, jest tylko obrazem wariatki. – Wyobrażenie. Bez przecinka.
Wyobrażeniem.
Kobieta o dziwo wzięła ze sobą flaszkę Eliksiru Słodkiego Snu. – Czyli ten eliksir to wódka, tak?
Wut? // O dziwo powinno być wydzielone przecinkami.
Franca chciała mi załatwić randkę... – „Franca” to dlatego, że chciałaś znaleźć niepochlebne wyrażenie związane z Francją? Olaboga.
Eee, a nie mogła go użyć ot tak?
Przez kolejną chwile szliśmy w milczeniu, ale nie takim uciążliwym. Ta cisza, była na potrzeba, by poukładać sobie te wszystkie informację w głowię. – „Chwilę” (bo jedną, kolejną wykreśl), „informacje” (bo wiele), głowie (narzędnik l. poj.).
Zbędny przecinek przed była. // Nam potrzebna.
Fragmenty z książki o założycieli Hogwartu niestety nie są napisane w odpowiednio poważnym stylu.
Założycielami.
Popędziłam nad morze (…) – Poleciałam.
A nie mogła popędzić, bo...?
Dlaczego patrzyła się z uwielbieniem?
UsuńNa wuj to się?
„Zdobył od śmierci”
A to nie było pisane wielką literą?
Jak się okazuję , wszystkie czysto krwiste rodziny są ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. – Czas należy zmienić na przeszły. A jeśli w teraźniejszym, to „okazuje”.
Czystokrwiste.
A może jakbym się załamała, chłopcy byliby ze mną i to oni opiekowaliby się mną bez ustanku, – zakończyłaś zdanie przecinkiem, a nie znakiem zapytania. „To” zbędne.
Jeśli proponujesz wyrzucenie to, to powinno wylecieć też oni.
–Dało
Brak spacji.
Hermina
Hermiona.
a w tej sytuacji, skoro robiła i tak widzieli się codziennie
Wut.
Kiedy wydaje się już, że Granger w miarę się ogarnęła
Popatrzmy trochę wyżej:
„Ogarnąć” to nieładny kolokwializm i skrót myślowy
Ojej. xD
Sama się dziewczyna prosi…
„Panie sędzio, bo ona miała za krótką spódniczkę!”.
Mtaa.
Wiktor pyta Hermionę, czy chce zostać jego dziewczyną, a ona odmawia, a następnie…
Pierwsze a do kosza.
porządny opis Tulon plaży
Zabrakło przecinka.
To znaczy, teleportuje
Zbędny przecinek.
W mieszkaniu odwiedza ją sam minister magii, Kingsley.
Lolciu, to tak, jakby napisać A potem na spotkanie przyszedł prezydent, Andrzej. xD
Jak pisać ustawę może JEDNA osoba, o ile ustrojem nie jest tyrania?!
Lolciu, od kiedy to tyrania i ustawy występują jednocześnie?
Państwo Daquin okazali mi tak wiele ciepła przez ten czas (...) – Wykreśl „tak”
A z jakiej racji?
nie ma sensy tego powtarzać.
Sensu.
ż jedna osoba
Że.
Po prostu siedziałyśmy w zupełniej ciszy. Dopiero po dłuższej chwili potok słów, dosłownie wylewał się z moich ust: – Zupełnej/wylał się.
A zbędny przecinek?
Nie dość, że używając mnóstwo kolokwializmów
Mnóstwa.
ani razu nie spytała się swojej tak zwanej przyjaciółki o jej życie.
Na wuj to się?
a wiec lista priorytetów
Więc.
Dwa pierwsze rozdziały były chyba najlepsze dlatego, że można było usprawiedliwić mieszanie czasów oraz chaos myślowy
Przecinek przesuń przed dlatego.
Poprzez stosowanie takich wyrażeń jak „złota/e trójca/trio” (...) moim zdaniem niszczysz magię tego opowiadania, nie mówiąc już o tym, jak bardzo kiczowata staje się wtedy narracja.
A parę linijek wyżej:
Nawet jeśli miało się wrażenie, że złota trójca zachowuje się nieco jak Emo-gimnazjaliści
Ojej, chyba niszczysz magię tej łocenki. Nie masz wrażenia że staje się wtedy kiczowata? ;)
W tekście jest sporo wszystkich rodzajów błędów, ortograficznych, gramatycznych, stylistycznych, interpunkcyjnych…
Dwukropek lub myślnik zamiast pierwszego przecinka.
Pijąc wodę zastanawiał ile musiała nawalić „Ulizanny” na głowę, by jej włosy wyglądały normalnie. (...)
Nie wiem, czy to dobrze, że Malfoy zna nazwy takich specyfików.
A co w tym dziwnego? (Omg, to na pewno demon dżęder!!!1111eleven).
zabrakło reaserchu
Lol, czego?
Blablablabla, streszczenie.
hogwardzką
Hogwarcką (bo HogwarT, nie HogwarD).
że Pokój Życzeń znajdował się na Wieży Astronomicznej?
W wieży, ewentualnie na szczycie wieży.
Syriusza, który nie wiadomo, z jakiej paki ani właściwie GDZIE, się napatoczył
(...) Syriusza, który, nie wiadomo, z jakiej paki ani właściwie GDZIE, się napatoczył (...)
Chociaż nadal mnie to zdanie boli. Masakra.
która patrzy się na księżyc
I po raz kolejny: na wuj to się?!
dziwne wniosku
Wnioski.
Podobnie chwilę później, kiedy Hermiona pyta się, dlaczego Draco jej nienawidzi, a w zamian słyszy z jego ust długą odpowiedź
Wtrącił się, buc jeden, przecież ona pytała siebie. Oh, wait...
w końcu dowiedział się, że przybysze są z przeszłości, więc musiał poświęcić temu choć chwilkę czasu.
Przyszłości.
Syriusz nie wytrzyma już dalej w ukryciu i jak widać, się nie myliłam.
UsuńNie dość, że przecinek z odwłoka (no chyba że chcesz zrobić z tego wtrącenie, wtedy musisz dostawić drugi), to jeszcze szyk końcówki taki piękny.
Nie trudno się domyśleć
Nietrudno. // Domyślić: http://sjp.pwn.pl/slowniki/domyślić.html
(Domyśleć ma inne znaczenie: http://sjp.pwn.pl/sjp/domyslec;2453331.html).
że Granger się zgadza. Mogłabym tego nie czytać, a byłabym pewna, że tak się nie stanie.
Nie stanie? ;D
a jak co – wycofać się…
Jakby.
Hermiona nie chce uratować rodziców Harry’ego dlatego, że mogłoby to oznaczać śmierć kogoś innego. Nie, ona nie chce tego robić, bo wypłynęłoby to na historię na tyle mocno, że sama mogłaby już nie żyć. W ogóle nie jest egoistką, w ogóle.
zmiana mogłaby pozbawić życia tysiące osób. Może i w końcu samego Harry’ego.
No co za egoistyczna sucz...
Lunatyk jest inteligentny, przecież trzeba wspomnieć o wszystkich łatkach, czyż nie?
Ach ten fandom, w końcu Rowling przedstawiała go jako debila. Oh, wait...
Granger zdaje się go naprawdę lubić
Brak kropki na końcu zdania.
imprezę przywitalną
Powitalną.
„kilku par butów”
Parach.
Jako że chłopak wytrąca go z równowagi
Tego dziewczyna, tego eliksira czy tego lekcja? (Ją).
a Draco niestety nie zachowuje się niehonorowo.
A to chamiszcze! Oh, wait...
Przecież Granger sama w życiu by sobie z niczym poradziła
Nie poradziła.
pokusiłaś się na nieco więcej opisów uczuć i wydarzeń
(...) o nieco więcej opisów (...).
niemyślącego dzieciaka próbującego szpanować głupimi słówkami i gapiącymi się na wszystko
Gapiącego.
Hermiona postanawia radzi mu w sprawie Lily.
Postanawia radzi? Aha.
komu zdarza się najpierw robić, a potem myśleć, być impulsywnym
Powtarzasz się.
kiedy zegar wybijają dwunastą w nocy
Zegar wybija/zegary wybijają.
drugoplanowe postaci „używasz” tylko tak, jak Ci pasuje
Drugoplanowych.
błędów jest bardzo dużo (ciekawe, że 28.02. wstawiłaś informację mówiącą, że beta poprawiła prolog głównego opowiadania oraz miniaturkę, ale nie odnoszę takiego wrażenia...).
Bo to zalezy od tego, kto betuje. ;)
*spacji.przed
UsuńSpacja zamiast kropki.
*to mnie trzęsie
Mną.
*Założycielami
Założycielach.
Dziękuję za komentarze
UsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i zapraszamy. :)
UsuńBardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuń