Adres bloga –
Nowy świat Andrei
Autorka – Maggie
Oceniająca –
Condawiramurs
1. Pierwsze
wrażenie (8,5/10 pkt.)
Po adresie strony można wnioskować, że w
życiu dziewczyny o imieniu Andrea nastąpi prawdziwa rewolucja. Nie jest on zbyt
wymyślny, ale pozwala czytelnikowi myśleć, że będzie miał do czynienia z opowiadaniem, co jest plusem.
Gdy strona się otworzy, włącza się
muzyka, osobiście za tym nie przepadam, bo jest to dla mnie rozpraszające (choć
plus za wybranie Zimmera zdobyłaś). Wolę, jeśli ewentualne piosenki dołączane
są w rozdziałach, dzięki czemu czytelnik może sam zdecydować, czy chce włączyć
muzykę.
Blog wygląda schludnie i przejrzyście. Opublikowałaś
już sporo rozdziałów, co niektórych może odstraszać, ale tak na dobrą sprawę to
dobrze, ponieważ wtedy czytelnik może wkręcić się w historię, no i ma także
pewność, że autor nie porzuci opowiadania. Po liczbie
Obserwujących można wnioskować, że opowiadanie powinno być dobre, w końcu jest
ich aż osiemdziesięciu trzech.
Podsumowując, na pierwszy rzut oka
strona zachęca do zatrzymania się na niej na dłużej.
2. Grafika (14/15 pkt.)
Sama nigdy nie próbowałam robić
szablonów i podziwiam każdego, kto się tym zajmuje, więc już za to masz u mnie
plus. Jako że lubię wszelkie odcienie niebieskości, trafiłaś grafiką w mój
gust, podoba mi się, że nagłówek jest z boku, a nie u góry, to oryginalne. Może
jest nieco za ciemno, ale to kwestia gustu. Co prawda od jakiegoś czasu wolę
szablony minimalistyczne, Ty zastosowałaś aż trzy kolumny, ale i tak mi się
podoba, jest schludnie. Nieco dziwnie wygląda to, że linki po lewej stronie
wychodzą poza szerokość nagłówka, powinnaś także zwrócić uwagę na to, że w poszczególnych postach zmienia się czasem rodzaj czcionki (to zauważyłam,
rzecz jasna, podczas lektury opowiadania).
3. Treść
opowiadania (37,5/70 pkt.)
W fabule skupię się przede wszystkim na akcji opowiadania i swoich odczuciach, w mniejszym stopniu na błędach, o których będzie niżej. Postanowiłam wypisać dokładnie zastrzeżenia tylko z niektórych rozdziałów. Z postów o numerach sześć-piętnaście oraz dwadzieścia-trzydzieści trzy w ogóle nie wypisywałam błędów prócz tych, o których wspomniałam w fabule. Przy wskazywaniu błędów wymieniam wszystkie z danego fragmentu, dlatego w części styl mogą pojawić się uwagi dotyczące interpunkcji itd.
W fabule skupię się przede wszystkim na akcji opowiadania i swoich odczuciach, w mniejszym stopniu na błędach, o których będzie niżej. Postanowiłam wypisać dokładnie zastrzeżenia tylko z niektórych rozdziałów. Z postów o numerach sześć-piętnaście oraz dwadzieścia-trzydzieści trzy w ogóle nie wypisywałam błędów prócz tych, o których wspomniałam w fabule. Przy wskazywaniu błędów wymieniam wszystkie z danego fragmentu, dlatego w części styl mogą pojawić się uwagi dotyczące interpunkcji itd.
a – fabuła (11/20 pkt.)
W prologu
poznajemy sześcioletnią dziewczynkę, która podczas zabawy w ogrodzie odkrywa
niecodzienny dar – potrafi zapanować nad wiatrem. Czuje z tego powodu radość,
ale nie wiedzieć czemu, zupełnie nie jak dziecko, postanawia nikomu o tym nie
mówić. Chwilę później słyszy wydobywający się z domu szloch, okazuje się, że
płacze jej matka, ponieważ zaginął brat dziewczynki. Prolog w założeniu nie najgorszy,
stanowi dobre wprowadzenie do historii, widać już, że będziemy mieć do
czynienia z fantastyką prawdopodobnie osadzoną w realiach dzisiejszego świata.
Pierwszy rozdział pisany jest z perspektywy
Andrei, która ma już szesnaście lat, choć szczerze mówiąc, przez długi czas
zachowuje się na mniej. Jej brat nadal się nie odnalazł, przez co matka na kilka
dobrych lat popadła w depresję. Dziewczyna jednak wciąż wierzy, że chłopak
żyje. Nie zapominasz wspomnieć o jej darze, okazuje się, że z biegiem czasu
odkryła, że panuje również nad ziemią, a nie tylko nad wiatrem, choć nie było
to łatwe. Szkoda, że tak krótko się nad tym skupiłaś, jestem ciekawa, jakim
cudem udawało jej się tak długo oszukiwać innych, że dziwne wydarzenia to nie
jej sprawka.
Nagle z opisów związanych z przeszłością
przechodzisz do teraźniejszości, a mianowicie rozmyślania narratorki przerywa
Alex, współlokatorka Andrei. To niespodziewany przeskok w akcji, który powinnaś
dokładniej zaznaczyć, bo tak to na początku nie wiedziałam, skąd nagle pojawiła
się druga dziewczyna. Powinnaś w opisie podkreślić, że Alex wyrwała narratorkę
z rozmyślań.
Okazuje się bowiem, że od roku Andrea
nie mieszka z rodzicami, tylko w internacie. Najwyraźniej jest zadowolona z
tego faktu, gdyż w domu nie dogadywała się z matką i sama zabiegała o
wyprowadzkę, co początkowo poparł ojciec, a dopiero po długich namowach rodzicielka.
Akcję umieściłaś w Nowym Jorku, po czym poinformowałaś, że rodzice Andrei
mieszkają „na początku” miasta, a ona sama „w środku” i odwiedza ich w
weekendy. Zastanawia mnie, czym dla Ciebie jest ten początek, mało fortunne
sformułowanie, za środek (centrum) można by przyjąć Manhattan (chyba że geograficznie, to wtedy Brooklyn), ale początek? Hm… W każdym razie
pomysł z internatem jest dobry, ponieważ dzięki mieszkaniu w takim miejscu
można nawiązać bliższe znajomości i nauczyć się odpowiedzialności już w młodym
wieku. Dość szybko wymieniłaś imiona przyjaciół Andrei, których jest dużo i nie
da się tego zapamiętać, ale akurat tego się nie będę czepiać, bo zapewne chodziło Ci o
podkreślenie, że narratorka czuje się w internacie dobrze i ma swoją
paczkę znajomych.
Alex proponuje Andrei przejażdżkę wraz z
ich trzecią przyjaciółką, Chloe, do galerii handlowej, na co narratorka
radośnie przystaje. Jednak niestety podczas jazdy psuje się im samochód.
Dziewczyny, początkowo mocno przerażone, nie przejmują się jednak tym za bardzo
i po przepchaniu auta na bok (dziwi mnie, że nikt im nie pomógł!) oraz
zadzwonieniu po pomoc drogową idą po… lody. Mocno naciągane, o czym wspominam także
w logice, ale najgorsze
jest to, że nie wiadomo nawet, gdzie one jedzą te lody. Początkowo byłam
przekonana, że w środku lodziarni, ale później jakimś tajemniczym sposobem
okazuje się, że nie dość, iż znajdują się na dworze, to chyba i przy drodze, bo
nagle widzą pomoc drogową. Tylko że
później piszesz, że siedziały przy stoliku… Miszmasz. Musisz zaznaczać w opisie
dokładnie, że bohaterowie się przemieszczają, bo inaczej nie ma w tekście
spójności, a przy dłuższych akcjach można się całkowicie pogubić. Ponadto
zastanawia mnie, jakim cudem Andrea chce nagadać nauczycielowi trygonometrii, że gnębi kolejną
z jej przyjaciółek? Wydaje mi się, że narratorka jest dość
rozchwiana emocjonalnie, najpierw opisuje swoje wspomnienia jak mała
dziewczynka, a nie szesnastolatka, później proponuje pójście do lodziarni po
zepsuciu samochodu, a następnie bardzo przejmuje się tym, że Nicole może
mieć problemy z trygonometrią, mimo że sama przed chwilą o mały włos uniknęła wypadku
samochodowego, co w ogóle nią nie wstrząsnęło.
Jej przyjaciółki wydają się być w
porządku, choć obie płytko traktują płeć przeciwną, nawet Chloe, która ma
chłopaka. Szczerze mówiąc, na razie zbytnio się nie wciągnęłam, no i
przeszkadza mi ten brak logiki i przejść, jak również to, że w dialogach nie pojawia się
zbyt dużo didaskaliów. Styl też pozostawia wiele do życzenia. Ciekawi mnie jednak wątek nadprzyrodzony, więc myślę, że jako czytelniczka dałabym Ci
szansę. Poza tym mam nadzieję, że skoro piszesz to opowiadanie już rok i
dodajesz rozdziały naprawdę często (podziwiam!), to styl znacznie Ci się
poprawił. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Rozdział drugi zaczyna się dość
nerwowym ubieraniem się dziewcząt w szkolne mundurki. Podkreślasz, zupełnie
niepotrzebnie, praktycznie kilka razy w niewielkiej ilości zdań, niechęć
narratorki do tego typu stroju; nie mówię już o tym, ile przez to znajduje się
tam powtórzeń…
Później opisujesz dość dokładnie szkolny
dzień. Okazuje się, że Andrea nie dogaduje się z jednym z kolegów, Nathanem,
który cały czas jej dokucza, a odzywki między nimi są na poziomie pięciolatków.
Aż dziw, że Andrea, która jak na razie wydaje się całkiem inteligentna, daje mu
się podchodzić w taki sposób. Wspominasz także o balu absolwentów i nie wiadomo
dlaczego, bohaterowie dochodzą do wniosku, że w związku z tym wyjadą w góry.
Kompletnie bez sensu. Dlaczego mieliby to robić, skoro większość chce iść na bal? Rozdział kończysz sceną z lekcji
trygonometrii, na której Andrea, chcąc ukarać nauczyciela za znęcanie się nad
Nicole (a jednak znalazła sposób), za pomocą swoich mocy próbuje zrobić wyrwę w podłodze pod jego
stopami. Jednak zamiast tego wywołuje bardzo silny wiatr, co znacznie ją
osłabia. Pan Lewis sprawia wrażenie, jakby był na nią zły, ale jest jeszcze
jedna osoba – Nathan – który chyba zdaje sobie sprawę, że to Andrea wywołała wichurę. Podejrzewałam, że dlatego, iż jest wampirem. Nie tylko z powodu opisów
bohaterów, ale dość szybko (wg mnie za szybko) dałaś to do zrozumienia, mówiąc,
iż Nathaniel unika światła słonecznego i że zawsze dociera do szkoły szybciej
niż reszta paczki, mimo że wychodzi później. Ciekawe, swoją drogą, którędy
idzie.
Post może i zawiera ciekawą scenę utraty
kontroli nad mocami, ale nie będę ukrywać, że dość słaby styl oraz mało spójne
opisy nie ułatwiają czytania. W dodatku odnoszę wrażenie, że twoi bohaterowie
są dość puści. Nawet Andrea, która wydaje się być całkiem inteligentna,
aczkolwiek dość rozchwiana emocjonalnie (pewnie hormony), zachowuje się czasem gorzej
niż pięciolatka…
W trzecim rozdziale Andrea nadal
wychodzi z sali lekcyjnej, w której wywołała zamieszanie, a później wraz z przyjaciółkami
wciąż kieruje się w stronę sali gimnastycznej. Trochę długo! Dziewczyny
omawiają te wydarzenia, podobnie jak mijający ich uczniowie; ach, ta
siła i szybkość rozprzestrzeniania się plotek! W rozmowie cały czas powtarzasz
słowo „wiatr” oraz podkreślasz w przemyśleniach narratorki, jak bardzo
niepodobne do Chloe jest rozmyślanie. Skoro Andrea tak uważa, to po co się z nią
przyjaźni? A może tak naprawdę narratorka jest zła, że dziewczyny roztrząsają
przyczynę niespodziewanej wichury? W końcu aż za dobrze wie, czyja
to wina… jej samej.
Co najlepsze, wiatr wcale nie mija.
Andrea, zamiast udać się na WF (na który według wszelkich opisów dawno już powinna dojść),
zostawia nagle przyjaciółki i postanawia sprawdzić, co się dzieje na dworze.
Nie wspominasz nic na temat, że dziewczyny za nią poszły, ale w jakiś magiczny
sposób materializują się obok narratorki. Przynajmniej później, kiedy Andrea je
zostawiła i usiadła na ławce, by spróbować zlikwidować jakoś tę wichurę, to
wyraziłaś w tekście zdziwienie dziewczyny na widok Chloe tuż obok niej. Znów
problemy z przejściami.
Andrei udaje się nieco zmniejszyć siłę
wiatru. Następnie wraz z przyjaciółkami idzie na WF. Tym razem naprawdę…
Choć też nie do końca. Nagle bowiem narratorka wpada na pomysł, aby udać się na
wagary, na co jej przyjaciółki z ochotą się godzą. Nie ma znaczenia, że a)
Andrea to niby nieśmiała i dobra uczennica, b) dziewczyny boją się
nauczycielki, c) były już w trakcie przebierania, więc trochę późno się
zreflektowały. Ale nie! Nie wiadomo, w jakich strojach, chyba w na pół
zwyczajnych, na pół sportowych, postanawiają wydostać się ze szkoły –
bezskutecznie. Słysząc nagły hałas, chowają się do schowka, ale niestety Alex
kicha i nauczycielka je znajduje. Za karę każe trzem niedoszłym wagarowiczkom zrobić
piętnaście okrążeń wokół sali. Swoją drogą, na początku pomieszczenie miało 24
m w jedną stronę, a później podajesz jego wymiary jako 44 m na 30 m. Nie dość
więc, że jest niekonsekwentnie, to jeszcze… czy one mają radar w oczach? Większość
ludzi nie umie poprawnie ocenić długości pięciu metrów! Nie za dobrze idzie to bieganie
naszym bohaterkom. Nie potrafię zrozumieć problemu Andrei z liczeniem okrążeń,
pogubiła się już przy drugim. Okej, może jest wykończona, ale to wtedy powinna
zemdleć i już, a nie tak…
Gdy lekcja się kończy, nie wiedzieć
czemu, przyjaciółki nie czekają na Andreę i ta wychodzi z przebieralni na samym
końcu. Bardzo inteligentnie wpada na pomysł, żeby ponownie wykorzystać swoje
moce na zemszczenie się na nauczycielu… tym razem pani od WF-u, rzecz jasna.
Zdaje się kompletnie nie pamiętać, że rozpętała już tego dnia wichurę, której
nie potrafiła opanować. Nie, z wielką radością twierdzi, że powinna mścić się ponownie. Oczywiście, genialny pomysł nie wychodzi za dobrze. Andrea doprowadza do
tego, że podłogi w całej szkole zaczynają się niebezpiecznie trząść. Kiedy próbuje
w miarę bez szwanku wreszcie wydostać się ze szkoły, co idzie jej naprawdę
mozolnie, robi sobie obciach na oczach starszego o rok chłopaka, Erica – upada
i zjeżdża tyłkiem po schodach, przez co z trudem dochodzi do domu, tak bardzo
ją bolą cztery litery. Uwzięłaś się na nią nieźle. Najbardziej mnie rozwala, że
Andrea, podsumowując ten bardzo długi i dość rozwleczony w czasie piątek (w
międzyczasie bowiem wydarzenia przeszły do czwartego rozdziału),
dochodzi do wniosku, że najgorsze jest to, że Eric mógłby rozpowiedzieć w
szkole, dlaczego dziewczyna ma problemy z chodzeniem. Nie martwi się tym, że
rozpętała podwójne piekło. Nie zastanawia się nad tym, że silne emocje, które
odczuwała, potęgowały zasięg żywiołów. Nie myśli o tym, że może mściwość nie
jest taka dobra. Nie. Ona uważa, że zrobiła sobie obciach, bo upadła. I że się
nie uczesała. Chyba jednak nie jest za mądra. Nawet jeśli mimo bólu i mało
przyjemnego dnia po powrocie ze szkoły W PIĄTEK wieczór odrobiła pracę domową z
trygonometrii i angielskiego.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się,
że będziesz tak długo opisywała jeden dzień, liczyłam na to, że szybciej
poznamy nadprzyrodzoną część świata. Wydarzenia opisujesz w dość męczący
sposób, bardzo rozwlekasz akcję. Piszesz, że ktoś gdzieś idzie, a za kilka
linijek okazuje się, że jeszcze tam nie doszedł. Musisz popracować nad
opisami. Ponadto lubisz stawiać kropki nad „i”. Dla przykładu: ludzie naprawdę
wiedzą, że jak jest sobota, to nie trzeba iść do szkoły, a czytelnicy z
pewnością zapamiętali, że współlokatorka Andrei ma na imię Alex. Ponadto często
w opisach kilka razy podkreślasz to samo, zupełnie niepotrzebnie. Zobacz tutaj,
przykład z innego rozdziału: Stanęłam
przed szeroką, metalową furtką, pomalowaną na czarno. Była to nadzwyczajna w
świecie furtka. Złapałam za klamkę, która kształtem przypominała muszelkę. Po
zewnętrznej stronie była wypukła, natomiast po wewnętrznej
wklęsła. Uśmiechnęłam się lekko. Nacisnęłam na nią, po czym ją pchnęłam
(…) – po pierwsze, zdanie o nadzwyczajnej furtce jest kompletnie zbędne. Po
drugie, każdy wie, jak wygląda muszelka.
W rozdziałach od piątego do ósmego opisujesz następny dzień,
czyli sobotę. Znów bardzo długo. Początkowo skupiasz się na wciąż bolącym tyłku
Andrei, a zamiast tego mogłabyś pokusić się o jakiś opis: samej dziewczyny, jej
pokoju, czegokolwiek innego. Później przechodzisz do akcji, a mianowicie Alex
odwozi Andreę do jej rodziców, przy czym wcześniej narratorka zachowuje się
bardzo niekoleżeńsko i egoistycznie w momencie, gdy zarzuca przyjaciółce, że ta
i tak nie zrozumie jej problemów; to bardzo niewdzięczne, zważywszy na to, że
Alex chciała jej pomóc. Ponadto co z nich za przyjaciółki, skoro najwyraźniej
Alex nie wiedziała o tym, że narratorka ma brata o imieniu Theo, który zaginął?
Jeśli zaś wiedziała, z tekstu to nie wynika, w ogóle ten dialog między nimi
napisałaś dość chaotycznie i powinnaś go poprawić.
Po drodze do domu narratorka obserwuje
niezbyt najwyraźniej lubiane przez siebie miasto i dochodzi do wniosku, że jest
w nim za mało zieleni. Może i prawda, aczkolwiek wbrew pozorom Central Park to
nie jedyny park na Manhattanie i dość często na rogach ulic znajdują się
skrawki zieleni. Inna
kwestia, że nikt raczej nie jeździ po Manhattanie samochodem, jeśli chce
dojechać gdzieś szybko, tylko korzysta z metra. Istnieje szansa, że według
Twoich wyobrażeń dziewczyny nie mieszkają w tej dzielnicy, ale chyba jednak
tak, skoro po pierwsze to „centrum”, a po drugie wszędzie są drapacze chmur.
Po raz pierwszy opisujesz coś dłużej, a
mianowicie rodzinny dom Andrei, co się chwali. Brakuje tutaj tła. Jednak, szczerze
mówiąc, opis leży i kwiczy, bo cały czas tylko wymieniasz barwy poszczególnych elementów domu, co jest nużące. Dopiero na końcu, kiedy
wspominasz o tym, że Andrea lubiła zawsze wychodzić nocą na taras i podziwiać
gwiazdy, czytelnik czuje jakieś zainteresowanie. Ogólnie z opisami jest
niestety dość kiepsko. Albo niepotrzebnie się w nich powtarzasz, albo leżą
przez styl, albo sama sobie zaprzeczasz. Więcej przykładów będzie na dole.
Okazuje się, że rodziców Andrei
odwiedziła ciotka narratorki, Margaret, wraz z małym Tommym. Kobieta do
najprzyjemniejszych nie należy, zaś synek – a i owszem, to słodki czterolatek.
Trochę szkoda, że od razu na wstępie nie napisałaś o antypatii między ciotką a
siostrzenicą, bo później nieco sztucznie wyszło. Zdziwiła mnie również
tak duża troska rodziców o szesnastoletnią narratorkę. Jednak zważywszy na to,
że stracili jedno dziecko, można ją zrozumieć. Tylko że wtedy dziwne wydaje
się, że Andrei udało ich się przekonać do pomysłu z internatem.
Nastolatka
zabiera siostrzeńca na plac zabaw, na którym spotyka swoją przyjaciółkę i
jej kuzynkę. Okazuje się, że Tommy „jest zakochany” w małej Amy. Cóż za zbieg
okoliczności! Andrea początkowo zupełnie nie potrafiła sobie poradzić na
pytanie małego, czym jest miłość, ale później jakoś daje radę. Oczywiście trudno
powiedzieć, żeby czterolatek zakochał się w dziewczynce, ale jednak
narratorka powinna zachować się bardziej pedagogicznie. Ładna scena, swoją
drogą, taka pocieszna, miło poczytać o słodkich dzieciach. Tommy jest
zdecydowanie milszy niż jego matka.
Po
powrocie do domu chłopiec zaczyna oglądać bajkę, a Andreę znowu coś trafia i
wychodzi ponownie na spacer. Dziwnie działają w tej dziewczyny hormony i
emocje. Mam wrażenie, że, może z powodu problemów z mocami, większość
jej zachowań oraz wniosków, które wysnuwa, jest dość absurdalnych. W dość
chaotycznym opisie strachu/niestrachu głównej bohaterki przed ciemnością dochodzi
ona do wniosku, że powinna udać się na cmentarz, na którym pochowany jest
(właściwie tylko w teorii) jej brat! Na miejscu postanawia zapalić znicz,
jednak nie ma zapałek… Nawet mnie to nie dziwi. W każdym razie w ten sposób
odkrywa swój kolejny dar – umiejętność panowania nad ogniem – ponieważ nagle
jej ręka zaczyna płonąć. Andrea wpada w panikę, co można zrozumieć, ale nie
wiem, dlaczego nie ogarnęła o wiele szybciej, że ogień nic jej nie robi, a więc
pewnie należy do kolejnego daru. Tymczasem ona powtarza to sobie w myślach z
pięćset razy, a i tak panikuje. Zauważyłam, że kiedy chcesz pokazać większe
emocje dziewczyny, tracisz nad tekstem kontrolę, przez co wpadasz w logiczne
pułapki i mnóstwo powtórzeń.
W każdym razie powyższa przygoda uświadamia
dziewczynie, że panuje ona nad trzema żywiołami. Dlatego po powrocie do domu
sprawdza, czy umie także oddziaływać na wodę – wreszcie przebłysk mądrości.
Oczywiście okazuje się, że tak, choć znów do końca nad tym nie panuje (i Ty
też, aczkolwiek opis wyszedł lepiej niż ten z cmentarza). Andrea zastanawia
się przez kilka zdań, co to może oznaczać i czy aby na pewno jest zwykłym
człowiekiem, ale później nie zawraca już sobie głowy. Dziwi mnie to, ja bym się
zastanawiała cały czas, zaś nie przywiązywałabym aż tak ogromnej wagi
do bolącego tyłka przez pół rozdziału… Nie rozumiem, dlaczego Andrea czasem
zachowuje się tak kompletnie nierealnie. Na przykład wyżyma ubrania nad podłogą zamiast
nad wanną i się potem dziwi, że jest cała mokra. Albo zapomina o swoich urodzinach.
Serio, dopiero wieczorem, po sprawdzeniu teorii z wodą, zauważa, że to dzień
jej urodzin! Lekko z tym przesadziłaś według mnie, ponadto chyba się pomyliłaś, bo narratorka
powinna obchodzić siedemnaste urodziny.
Wraz z powrotem pamięci głównej bohaterki okazuje się, że musiało dojść do amnezji zbiorowej, bo nagle o jej
urodzinach przypominają sobie wszyscy. Wygląda to tak, jakbyś nagle wpadła na
ten pomysł i usilnie próbowała załatać dziurę w niekonsekwencji... Aczkolwiek całkiem dobrze Ci się udaje, ponieważ – pomimo pierwotnej
irytacji, którą odczuła nawet sama narratorka, związanej z tym, że nagle jej
wszyscy przyjaciele zaczęli do niej wydzwaniać (spotkali się i wpadli na taki
pomysł) – życzenia wypadają całkiem zabawnie i przyjemnie. Następnie Andrea idzie na dół do rodziców, z którymi świętuje urodziny.
Podczas oglądania rodzinnych fotografii dziewczyna nieoczekiwanie natyka się na
zdjęcie, na którym znajduje się jej matka i nieznany Andrei mężczyzna.
Rodzicielce udaje się wyrwać córce zdjęcie, ale ta je odzyskuje w
zadziwiająco łatwy sposób. Trudno uwierzyć, aby ktokolwiek był na tyle głupi,
by dać się nabrać na tak nieudolne, przykro mi to mówić, sztuczki… Gdyby matka
odeszła, np. z powodu dzwoniącego telefonu, byłoby znacznie bardziej realnie, a
więc i logiczniej…
W rozdziale dziewiątym Andrei
udaje się wydusić z matki prawdę na temat zdjęcia, okazuje się, że tajemniczy
mężczyzna to biologiczny ojciec narratorki, który zawrócił w głowie matce dziewczyny,
a następnie ją porzucił. Andrea oczywiście jest wściekła, aczkolwiek postanawia
nic nie mówić ojcu (tzn. mężczyźnie, który ją wychował), gdyż nie chce go ranić.
Wreszcie ukazuje jakieś normalniejsze emocje! No i może być to jakaś podstawa
do wyjaśnień mocy nastolatki. Niedługo później Andreę zabiera Alex i jadą… do
centrum handlowego, bo gdzieżby inaczej. Ech. Wcześniej spotykają niechcący
wujka narratorki, który okazuje się być równocześnie policjantem. Oczywiście Alex robi do niego słodkie oczka, chyba wystarczy, żeby pojawił się na
horyzoncie jakikolwiek w miarę przystojny przedstawiciel płci męskiej, aby ta
dziewczyna zaczynała wariować, trochę to wkurzające.
W kolejnym, dziesiątym rozdziale,
podziwiam niezmiennie pokręcony charakter Andrei. Otóż okazuje się, że Eric,
chłopak, który widział ten NIEWYOBRAŻALNIE wielki obciach, jakim był upadek narratorki
na cztery litery, postanawia ją szantażować – jeśli Andrea nie pójdzie z nim po
szkole do kina, to chłopak wyjawi wszystkim jej wielki sekret. Początkowo dziewczyna
próbuje jakoś walczyć, ale wyjątkowo szybko godzi się na propozycję chłopaka.
Zupełnie jej nie rozumiem. Skoro wkurza ją takie zachowanie, a następnie
twierdzi, że tak naprawdę nie ma dla niej znaczenia, czy Eric to rozpowie
czy nie, po cholerę się godzi? I to tak szybko? A jeśli naprawdę chciała z
nim pójść, powinna była go trzymać dłużej w niepewności, choćby dla zasady.
Ale szczerze, zupełnie nie rozumiem, czemu miałaby chcieć iść na randkę z kimś,
kto w taki sposób do niej zagaduje, kto szantażuje ją O NIC. Mnie by to na
pewno radochy nie sprawiło. A przecież wcześniej nawet się tym całym Erikiem
nie interesowała. Co najlepsze, okazuje się, że całkiem nieźle się z nim
dogaduje na tej pseudorandce. Ba, opowiada mu o swoim bracie, o którym nie
wiedzą nawet tzw. przyjaciółki. Pomieszanie z poplątaniem, ot co.
Inne części rozdziału są bardziej
logiczne. Trwa dalsza wojna z facetem od trygonometrii, który karze narratorkę
dodatkową pracą domową, przez co ta wieczorem zasypia w środku rozwiązywania
zadań.
W rozdziale jedenastym nieco
przyspieszasz, to dobrze. Już mnie męczyło to rozwlekanie akcji. Okazuje się,
że Andrea zgodziła się pójść na bal absolwentów z Erikiem (nie skomentuję). Zrozumiałam
też wreszcie, jaki związek miało PÓJŚCIE na to wydarzenie z wyjazdem w góry –
taki, że można się z niego URWAĆ, by następnie wyjechać. Mało logiczne. Andrea
zakłada na bal w sukienkę, którą kupiła na zakupach z Alex, choć kiedy
wymieniałaś nowe ubrania w poprzednim rozdziale, nie wspomniałaś ani słowem o jakiejkolwiek
sukience. Opisujesz kreacje pozostałych dziewczyn, faktycznie, muszą wyglądać
naprawdę dobrze, ale rozwaliłaś mnie tekstem: Jej sukienkę sięgającą do kolan, trudno było rozróżnić z ciemnymi
włosami, które związała w elegancki kok – to gdzie Chloe miała tę suknię,
na głowie?
Wszyscy przyjaciele są pozytywnie
zdziwieni kreacją Andrei. Nathan oczywiście dokucza dziewczynie, że wystroiła
się tak dla Erica, choć i jemu widać, że się podoba (nigdy nie starałaś się
tego ukrywać). Domyślna Andrea jak zwykle rzuca oczywistymi oczywistościami, a
mianowicie „odkrywa”, że Nathanowi chodzić musi o Erica (chłopak nie wymówił żadnego
imienia). Mimo że N. wcale nie powiedział nic aż tak złego, narratorka jak
zwykle bardzo się unosi. Kompletnie nie rozumiem, czemu tak łatwo daje
się wyprowadzać z równowagi. Zła jak osa opuszcza przyjaciół i wpada na… Erica,
a potem idą razem na bal. Na szczęście opisałaś miejsce uroczystości, i to nie
najgorzej, choć było tam nieco zgrzytów – powtarzanie kolorów i „których” oraz
podkreślenie, że Andrea nigdy nie była w kuchni ( a) czemu miałaby być, b) skąd
w takim razie wiedziała o dokładnej jej lokalizacji?).
Przebieg wydarzeń na balu to według mnie
nieporozumienie. Nawet jeśli Eric kochał się wcześniej po cichu w Andrei, a chyba
musiał (choć nie wiem, czemu uważał, że najlepiej podrywać kogoś za pomocą
szantażu), to znali się bliżej dopiero KILKA dni. Okej, mógł ją zabrać na bal.
Ale mówić, że ją kocha? I to najwyraźniej NA POWAŻNIE? Chyba nie umie oceniać
własnych uczuć. To było niesamowicie sztuczne. Za szybko, za szybko!
Oczywiście, w międzyczasie Andrea tańczyła z Nathanem… Nie rozumiem, dlaczego ta
dziewczyna daje sobą pomiatać i manipulować. Ericowi nie powie nic do słuchu
prócz tego, że jest dla niej tylko kumplem, a następnie „cześć”, gdyż nie chce
go jeszcze bardziej ranić (a w międzyczasie ją jeszcze pocałował), na
Nathana zawsze jest wściekła, ale chłopak w ogóle nie musi się starać szukać
choćby minimalnie wyrafinowanych odzywek, bo Andrea zawsze rezygnuje z jakichkolwiek
słownych potyczek. Zupełnie tego nie rozumiem i mam wielką nadzieję, że narratorka
się zmieni, bo jej postać wyjątkowo mnie męczy.
Rozdział dwunasty to powtórzenie jedenastki...
W trzynastce Andrea oczywiście
analizuje swoje zachowanie wobec Erica, zamiast podejść do tego racjonalnie,
tzn.: zadręcza samą siebie i uważa się winną temu, iż nie odwzajemnia jego
uczuć. Tymczasem w ogóle nie powinna była się godzić na pierwsze spotkanie…
Więc przynajmniej z tym, że trzeba było to inaczej rozegrać, zgadzam się
CAŁKOWICIE. Oczywiście w międzyczasie przewija się przez jej dziki umysł myśl o
(nie)żyjącym bracie i własnych mocach, w które nadal nie wierzy, mimo że z nimi
żyje (sic!).
Później jednak jest lepiej: opisujesz
wydarzenia, a nie skupiasz się na frustrujących rozkminach głównej bohaterki. W
dodatku w opisach znajduje się zdecydowanie mniej błędów logicznych niż wcześniej,
tylko czasem coś zgrzyta. Bardzo podoba mi się opis rozpalania ogniska przez
Nathana i to, jak Andrei udaje się mu w tym przeszkodzić. Później podczas gry w butelkę jest więcej niż oczywiste, że ktoś będzie kazał Andrei pocałować
Nathana, ale udaje jej się z tego wybrnąć. Widać coraz dokładniej, co knujesz
;). Podobało mi się, jak pokazałaś przyjaźń między nimi. Albo przynajmniej
dobre koleżeństwo, bo przyjaźnią bym tego nie nazwała. Ale nie dziwię się, że
dziewczyna czuje się zadowolona, nawet jeśli znajomi ją zdenerwowali swoimi
pomysłami. Najwyraźniej gdy się odpręży, jest mniej denerwująca. Mimo że ten
rozdział zaczął się podobnie jak pozostałe, a i później nie był idealny, to
wyróżnia się na tle dotychczasowych i mam nadzieję, że oznacza to tendencję
wzrostową.
Z tekstu wynika, że Andrea jako mała
dziewczynka mogła zostać zaatakowana przez jakieś stworzenie. Potwierdzać to
może sen z rozdziału czternastego, w którym dziewczyna spotyka się oko w
oko z wilkiem. A później z Nathanem, któremu krew spływa z ust. Andrea budzi
się przerażona. Później wybiera się z przyjaciółmi na spacer, ale w pewnym momencie
się od nich oddala. Nagle słyszy zbliżających się ludzi… Niespodziewanie w jej
głowie pojawia się głos, który każe jej szybko wejść na drzewo i pozostać
niezauważoną. Dziewczyna, ku mojemu zdziwieniu, słucha tej tajemniczej porady!
Całe szczęście, może zmądrzała? Nie wiem tylko, jak wysoko udało jej się wejść? Później w trakcie rozmowy dwóch tajemniczych mężczyzn młodszemu z nich udaje
się ją dostrzec (i nic nie mówi)… Równocześnie jednak, kiedy po ich odejściu
pojawia się Nathaniel, wydaje się, że dziewczyna musiała wejść naprawdę
wysoko, bo nagle gałąź się łamie, a ona spada w nieskończoność, aby w końcu
wylądować prosto w ramionach chłopaka. Dość przewidywalne, aczkolwiek jakiś
urok w tym jest. Podoba mi się ta tajemnicza rozmowa, wydaje się, że
mężczyźni mogą być łowcami albo wilkołakami, skoro wspominali o watasze… ale z
pewnością polowali na wampiry. Ciekawe. Muszę przyznać, że opisy są lepsze, bo
czuję strach o Andreę. Nadal jednak zdarzają się zgrzyty, np. we fragmencie o idących daleko ludziach, którzy wyglądają jak punkciki, ale
jednocześnie twierdzi, że ich plecaki muszą być mega wypchane.
Tendencja wzrostowa utrzymuje się, tylko
że cały czas, kiedy na Andreę działa więcej emocji, to i na Ciebie też
(dlaczego ona cały czas wmawia sobie, że jej dary itd. nie są prawdą i że nadaje
się do psychiatryka, no bez przesady, przecież sama dobrze wie, że panuje nad
mocami, a więc to prawda, powinna robić wszystko, by się dowiedzieć, o co chodzi, ja bym
dawno próbowała wypytywać Nathana na jej miejscu). Dlatego w końcówce tego
rozdziału trochę się gubisz. Aczkolwiek udaje Ci się mnie zaciekawić, a musisz
wiedzieć, że przez dobre kilka rozdziałów byłam wręcz znudzona. Jestem
zaintrygowana tajemniczym głosem, który nagle pojawił się w głowie Andrei.
W rozdziale piętnastym jak zwykle
skupiona na sobie narratorka ma gdzieś, że przyjaciółka pyta ją o samopoczucie.
Później, wieczorem, po raz pierwszy w życiu Andie się upija. Jak się
okazuje, ma naprawdę słabą głowę, a w dodatku zupełnie nie kontroluje swoich
mocy. Podpala las. Na szczęście Nathan zapobiega katastrofie, a mianowicie
używa swoich wampirzych mocy, by nakazać Andrei „ugaszenie” pożaru. Rano dziewczyna nic nie pamięta. Boli ją głowa i
postanawia udać się na spacer, podczas którego zostaje zaatakowana przez
mężczyznę. Widziała już go wcześniej, kiedy siedziała na drzewie. Oczywiście, z
opresji ratuje ją po raz kolejny Nathan, powinien zatrudnić się jako ochroniarz
narratorki, miałby spory zysk.
W szesnastce N. próbuje, i to nie
raz, wytłumaczyć dziewczynie, o co w tym wszystkim chodzi. Andrea znów nie potrafi
się ogarnąć i praktycznie każdą informację, którą słyszy z ust chłopaka, od
razu w myślach, a czasem i na głos, neguje. Nie mogę z nią wytrzymać, szczerze
mówiąc. Od dawna wie, że zdarzają się jej dziwne rzeczy z powodu mocy,
więc dlaczego nie przyjęła tego nadal do wiadomości? Dlaczego tak bardzo dziwi
ją, że Nathan jest akurat wampirem, skoro nawet jej się to przyśniło? Dlaczego
zachowuje się jak psychopatka? To przez te ucieczki i ataki staje się
nienormalna, a nie przez moce! W każdym razie koniec końców dziewczyna dowiaduje
się, kim jest – dhampirem, czyli połączeniem człowieka i wampira. Oprócz tego
istnieją w Twoim świecie także wilkołaki i czarownice.
Te rewelacje czytałoby się z milion
razy lepiej, gdyby Andrea wszystkiego nie interpretowała w tak irytujący sposób, nie
dochodziła do chorych wniosków, za to dała Nathanowi po prostu mówić… a później
by sobie wszystko analizowała. Jeśli nadal będzie się tak zachowywać, to nie
dowiemy się, dlaczego wilkołaki na nią polują ani nie poznamy żadnych
szczegółów dotyczących poszczególnych ras chyba przez kolejnych dziesięć
rozdziałów…
W rozdziale siedemnastym Andrea
ponownie ucieka Nathanowi, bo nie może już go słuchać (BOŻE!). Tym razem prosto
w niebezpieczny las, jest bowiem pełnia. Chłopakowi udaje się ją koniec końców
dopaść, tylko że przy okazji Andrea się rani i zaczyna krwawić. Nathan nie może
opanować żądzy krwi i prawie ją atakuje… tylko że w tym momencie pojawiają
się wilkołaki, które napadają na wampira. Rozpoczyna się bitwa między Nathanem
i Andreą a wielkimi wilkami, trwająca przez cały rozdział. Koniec końców
czwórka zwierząt ginie, a Andrea zostaje jeszcze bardziej ranna i mdleje. Muszę
przyznać, że dobrze to opisałaś. Przede wszystkim ze względu na dynamikę oraz
dokładność; podoba mi się także, że wplatasz w walkę różne moce Andrei: ogień,
wodę. Opis niszczysz czasem tym, że dodajesz irytujące przemyślenia Andrei, na
które, nie wiedzieć czemu, ma czas nawet podczas bitwy. Na szczęście jest ich o
wiele mniej niż zwykle (prócz początku). Czasami zdarzają się nielogiczne posunięcia podczas walki, ale ogólnie dobrze ją opisałaś. Pamiętaj tylko o likwidacji powtórzeń, no i logice, np.
Andrea z powodu deszczu myliła wilkołaki z drzewami, ale jednocześnie potrafiła
dokładnie ocenić wygląd oczu wilków.
Rozdział osiemnasty, dziewiętnasty i
częściowo dwudziesty to rozmowa między Andreą a Nathanem. Początkowo
dziewczyna budzi się, odczuwając ogromny ból, tak jakby cała się paliła. Jak
zwykle popada w „emonastroje”, choć teraz to może bardziej racjonalne ze
względu na ból. Atakuje w myślach Nathana, w końcu gdyby nie on, to się by
niczego nie dowiedziała i żyła jak kiedyś. Raczej się myli, ponieważ wilkołaki
i tak chciały ją dopaść, ale po raz pierwszy jej niechęć wobec N. ma racjonalne
wyjaśnienie… A, i wkurza mnie, że nazywasz krew rubinową cieczą, to nie poezja.
Najwyraźniej Andrea przeszła przemianę,
stąd tak duża dawka bólu, i ostatecznie stała się dhampirem. Omawia to zresztą
w tej wyjątkowo długiej rozmowie z Nathanem. Jednak nie rozumiem, dlaczego akurat
teraz doszło do przemiany. Co takiego się stało? Początkowo wydawało mi się, że
może N. musiał ją ugryźć, bo inaczej Andie by się wykrwawiła, i zamienia się w
stuprocentowego wampira, ale najwyraźniej nie. Według Twojej wersji z niewiadomych
powodów nagle zamienia się w stuprocentowego… dhampira. Bohaterowie sami nie
wiedzą, dlaczego akurat teraz. Moje pytanie jednak brzmi, a na to ani N., ani
Andrea nie wpadli, dlaczego dziewczyna posiadała umiejętności panowania nad
żywiołami wcześniej? Czy to oznacza, że jest kimś jeszcze prócz dhampirem, czy
może te umiejętności były takim… wstępem do ostatecznej przemiany? Szkoda, że
nic o tym nie wspomnieli.
Andrea dowiaduje się wiele o
nadprzyrodzonych gatunkach, wyjawia również Nathanowi prawdę o swoim bracie.
Sama w zamian dowiaduje się o tym, jak Nathan został wampirem. Teraz musi
trzymać się z chłopakiem, ponieważ inaczej by sobie nie poradziła w nowej
skórze (w końcu pragnie krwi, no i nie może wyjść na słońce). Nie
rozumiem jednak, dlaczego aż tak zmienili nastawienie do siebie w tak krótkim
czasie? Choć bardziej dziwi mnie w tej kwestii Nathaniel. Czemu nagle przestał jej
dogryzać? Rozumiem, że pewnie on nigdy jej tak do końca nie nienawidził, ale
dlaczego zmienił swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni? Jedyne wyjaśnienie, jakie
przychodzi mi na myśl, to takie, że być może interesował się Andreą już od
dawna, ale chcąc ją bronić przed sobą, próbował wmówić samemu sobie, że nic do
niej nie czuje… Ciekawe.
Rozmowa generalnie jest ciekawa, ale
prócz tego, że niesamowicie długa, to jeszcze czasem mało logiczna, głównie
przez słabe kojarzenie dziewczyny – np. to jak chciała wychodzić na słońce,
mimo że wie, czym to grozi… No, ale taka jej uroda. Koniec końców para
wydostaje się z jaskini, w której się ukryła. Nie wiem, jakim cudem, bo jednak
las nie mógł nagle zostać całkowicie zacieniony…! Nagle A&N słyszą okrzyki swoich
przyjaciół, którzy ich poszukują. Oczywiście nie mogą już do
nich powrócić, w końcu dziewczyna dopiero co przeszła przemianę i nie potrafi
kontrolować żądzy krwi.
Jak się można więc spodziewać, próbuje
zaatakować jedną osobę z grupy, a mianowicie Nicole. Nathan zapobiega
katastrofie i zdąża nawet zmusić niedoszłą ofiarę do odejścia (a zapewne i
zapomnieć o ataku, w końcu wampiry, dosłownie jak w Vampire Diaries, potrafią hipnotyzować ludzi). W rozdziale dwudziestym
pierwszym, kiedy już opadają z Andrei emocje i agresja wobec Nathana,
dopadają ją wyrzuty sumienia. Mimo że niektóre wnioski są dość denerwujące,
to przynajmniej aż tak długo nas nie zadręczasz jej przemyśleniami. Jednak nieco
dziwi mnie stwierdzenie, że właśnie Nicole uważała za najbliższą przyjaciółkę, nigdy
nie dała tego do zrozumienia, jedyne uczucie, jakie według mnie żywiła wobec tej
dziewczyny, to zazdrość. No i rozwaliło mnie też to, że kiedy Andrea dowiaduje
się o hipnozie, momentalnie przestaje się przejmować tym, że chciała zabić przyjaciółkę,
tylko odczuwa ogromną radość, iż Nicole nic nie pamięta… Ja rozumiem, ulgę,
nawet radość, ale nie aż tak wielką!
Andrea i Nathan udają się, z prędkością
błyskawicy, do ruin starego zamku. Opisów nadal nie nazwałabym świetnymi, lecz
nie składają się już tylko z kolorów i powtórzeń, są bardziej rozbudowane.
Ponadto często podkreślasz w nich pewną specyfikę związaną z nowym
postrzeganiem świata przez narratorkę, wszystko jest dla niej bardziej
intensywne, ma lepszy słuch, wzrok… Aczkolwiek mogłabyś nie pisać za każdym
razem, że słyszy przepływającą gdzieś rzeczkę, bo to już się robi nudne.
Ponadto zastanawia mnie jedno – skoro tak mocno działa na nią krew ludzi, ale nie chce pić ich krwi, to
czemu nie ma chrapki na wiewiórki czy myszy (tych drugich to, jak się okazuje,
wręcz się boi)?
W dalszej części rozdziału Andrea testuje swoje nowe umiejętności – np. skakanie z wieży. Podczas drugiej próby Nathanowi udaje się zatrzymać ją w powietrzu. Dziewczynę tak bardzo denerwuje zachowanie chłopaka, że sprawia, iż ziemia pod stopami chłopaka zaczyna się rozpadać. Nie umie tego zatrzymać (a w międzyczasie wreszcie ktoś, czyli akurat Nathan, uzmysławia jej, że ma poważne braki w inteligencji, Boże, ile na to czekałam), nie panuje nad emocjami. Jednak w końcu się uspokaja, świadomość, że jej przyjaciele mogą zginąć z powodu powiększającej się przepaści, robi swoje.
W dalszej części rozdziału Andrea testuje swoje nowe umiejętności – np. skakanie z wieży. Podczas drugiej próby Nathanowi udaje się zatrzymać ją w powietrzu. Dziewczynę tak bardzo denerwuje zachowanie chłopaka, że sprawia, iż ziemia pod stopami chłopaka zaczyna się rozpadać. Nie umie tego zatrzymać (a w międzyczasie wreszcie ktoś, czyli akurat Nathan, uzmysławia jej, że ma poważne braki w inteligencji, Boże, ile na to czekałam), nie panuje nad emocjami. Jednak w końcu się uspokaja, świadomość, że jej przyjaciele mogą zginąć z powodu powiększającej się przepaści, robi swoje.
Kończysz opisywać tę sytuacji w rozdziale
dwudziestym drugim, w którym następnie Nathan idzie do domku po rzeczy
swoje i Andrei (a właściwe ich część, gdyż inaczej nie pozostałoby to
niezauważone przez przyjaciół. Dobrze, że to dodałaś, bo bym się czepiała),
a Andrea dokładnie zwiedza zamek i zaczyna go sprzątać. Opisane nie najgorzej,
choć nie rozumiem, dlaczego Andrea wyciera meble suchą szmatką, z której cały
kurz opada na podłogę, mało rozsądnie. Ponadto dziwne wydaje mi się nagłe
pojawienie się tej szmatki, jak również zdjęcia ojca dziewczyny. To musi być
magia…
Po
powrocie N. znów dokucza Andrei, choć chwilę później chłopak wykazuje się
wyjątkową dojrzałością, najwyraźniej też ma rozdwojenie jaźni od czasu do
czasu. Następnie para opuszcza zamek i udaje się do ruin (to Twoje dosłowne
słowa, choć ja ich nie rozumiem, bo przecież sam zamek nimi jest). Znajdują drzwi, a za nimi schody prowadzące w dół. Panuje tam ogromna
ciemność, taka, że nawet superwzrok Andrei na nic się zdaje. Nathan także
gdzieś znika, mimo że schodził tuż przed nią. Pewnie specjalnie… ech. W każdym
razie, zdenerwowanej dziewczynie udaje się w końcu stworzyć ogień, przez co
zauważa… kościotrupy. Zapewne weszli więc do starego grobowca. Nie dziwię się więc
jej przerażeniu… Nathan pojawia się i zaczyna ją pocieszać, przynajmniej tyle
dobrego, choć po cholerę w ogóle znikał? Zresztą fakt, że udali się tam po
ciemku, zupełnie do mnie nie przemawia… Dobija mnie też, że dwójka głównych
bohaterów cały czas się o siebie obija. Ponadto Andrea często „widzi” uśmiech
Nathana, nawet jak jest on odwrócony do niej tyłem!
W rozdziale dwudziestym trzecim w
tajemniczym grobowcu dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy. Andrea i Nathan
zostają ofiarami przedziwnych wizji tworzonych przez… czarownicę, która jednak
po jakimś czasie uznaje, że czas zaprzestać robić im z mózgów papkę i się
przywitać. To wyjątkowo dziwna postać, niby stara, a młoda, pełna sprzeczności.
Sprawia wrażenie szalonej, a jednocześnie widać, że posiada sporą wiedzę. Muszę
przyznać, że mi się podoba, jest pozytywnie zakręcona, nietuzinkowa, robi
wrażenie. Lubię magię w jej wykonaniu, choć mam zastrzeżenia co do
wyczarowania… telewizora. Według mnie to bezsensowne, bo chyba prądu i kontaktu
to już by nie mogła stworzyć. W każdym razie, gdy tylko bohaterowie
włączają odbiornik, natrafiają na wiadomości, w których jest mowa o
zaginięciu A&N. Przewidywalne aż do bólu.
Ponadto zastanawia mnie, skąd Jessi (tak ma na imię czarownica) wzięła
słodycze, bo wg mnie jedzenia nie powinno dać się wyczarowywać z niczego,
szczególnie że wcześniej sama powiedziała, że trzeba znaleźć jakieś jedzenie.
Co automatycznie wywołuje we mnie pytanie – jakim cudem Andrea jako świeżo narodzony
dhampir – tak dobrze się trzyma bez jedzenia i krwi? Nie mówiąc już o tym, że
mam wrażenie, iż ten pierwszy dzień w nowej odsłonie dziewczyny trwa niesamowicie
długo, samą narratorkę to już chyba męczy, bo zasypia wreszcie na kanapie… Jednak
na granicy snu i jawy słyszy, jak Jessi informuje Nathaniela, iż jest jego
siostrą…
Sprawia to, że, już w rozdziale
dwudziestym czwartym, dziewczyna się rozbudza, by dowiedzieć się prawdy o
Jessice (która pokazuje swoje prawdziwe ja,
a więc przestaje wyglądać jak staruszka). Czarownica opowiada swoją historię,
nie do końca zgrabnie, ale dość przekonująco. W końcu A&N zaczynają jej
wierzyć, choć i dla mnie opowieść jest grubymi nićmi szyta: w celu przekonania
towarzystwa dziewczyna pokazuje im wizje. Ale nie jest wyraźnie napisane, na
jakiej zasadzie… Bo przecież równie dobrze mogłaby je za pomocą czarów
„wytworzyć”! Jednak okey, wierzę, że to siostra Nathana. W
związku z tym podoba mi się mało inteligentna kłótnia między rodzeństwem,
typowa sytuacja.
Jakiś czas później Andrei udaje się w
końcu zasnąć, co kończy się koszmarem, w którym pojawia się nieznany
dziewczynie wampir… Nie rozumiem, dlaczego A&N dziwią się, że chłopak nie
usłyszał myśli narratorki, gdy ta spała. Przecież miała zamknięte oczy, a z
tego, co pisałaś, Nathaniel może czytać w czyimś umyśle tylko podczas patrzenia
temu komuś w oczy.
Jessica, najwyraźniej
najinteligentniejsza z towarzystwa, dość szybko dochodzi do wniosku, że owym
wampirem musi być ojciec dziewczyny (ciekawe, czy naprawdę nie przypominał
kolesia ze zdjęcia czy to znów głupota Andrei). Najwyraźniej wampir próbuje się z skontaktować
z córką, bo później, na jawie, po raz kolejny rozpoczyna się akcja z
pojawiającym się ni stąd, ni zowąd zdjęciem, na którym ojciec nie tylko się
porusza, ale i po raz pierwszy się odzywa. To faktycznie dość niepokojące.
Rozdział kończy się akcentem humorystycznym, i dobrze, bo już za dużo tutaj rewelacji i niezbyt miłych wydarzeń, ale przede
wszystkim pragnę zauważyć, że sama się już pogubiłaś w czasie. Piszesz na
końcu, jakby dopiero nadszedł wieczór, a z tekstu wynika, że wieczór to chwila,
w której Jessica wyznaje, iż jest siostrą Nathana… Czyżby wraz z zostaniem
dhampirem zmieniła się w Twoim świecie długość doby? Chyba nie. Ponadto okazuje
się, że dhampiry nie są częstym zjawiskiem, a powstają tylko w wyniku bardzo
silnej, niebezpiecznej magii… W końcu okazuje się, że wampiry nie rozmnażają się biologicznie, co ma większy sens.
W rozdziale dwudziestym piątym głównym
wątkiem pozostaje tajemnicza postać ojca Andrei (Michaela) oraz jego zdjęcie.
Za pomocą magii ojciec przyzywa do siebie córkę i tym samym po raz pierwszy
rozmawia z nią. Podoba mi się jego kreacja: szalony, dość okrutny, nieprzewidywalny. Intryguje mnie, co ten facet kombinuje. Ale
jeśli naprawdę chce, aby Andrea do niego dołączyła, to jego zachowanie w ogóle do
tego nie zachęca. Zamiast cokolwiek wytłumaczyć nastolatce, mówi jej, że Andie jest
tylko pionkiem w jego grze i że nie musi nic wiedzieć.
Kiedy narratorka „wraca” do zamku, w
rozmowie z Jessi dochodzi do wniosku, że Michaelowi ktoś musi pomagać…
Prawdopodobnie czarownica Hilda, która para się czarną magią i powstaje nieuchwytna
dla reszty wiedźm od ponad trzystu lat.
Rozdział dwudziesty szósty rozpoczynasz
kolejną wizją. Tym razem jest to wycinek z wydarzeń odbywających się w
rodzinnym domu Andrei. Pewnie Michael sprawił, z pomocą Hildy, by dziewczyna to
wszystko widziała. Muszę przyznać, że podobał mi się ten fragment. Narracja
trzecioosobowa bardziej pasuje. Może dlatego, że wtedy nie znajduje się w
tekście tak wiele denerwujących przemyśleń Andrei (choć i tak widać znaczną poprawę w tym zakresie). Ponadto można się więcej dowiedzieć… Otóż okazuje się,
że biologiczny ojciec w tym samym czasie składa wizytę rodzicom Andrei,
którzy opłakują zaginięcie nastolatki, w celu uzmysłowienia Johnowi, że Andrea
nie jest jego córką. Michael celowo rozkochał w sobie niegdyś matkę A., a następnie
zostawił ją, ponieważ wcześniej John potrącił samochodem ukochaną wampira.
Tamta zemsta najwyraźniej Michaelowi jednak nie wystarczyła, co świadczy o jego
zrypanej psychice. Po osiemnastu latach wraca, aby wcielać w życie swój chory
plan. Trochę się go boję, szczerze mówiąc.
W każdym razie, jeśli chodzi o
małżeństwo rodziców Andrei, to Michael doprowadza do jego rozpadu, w rozdziale dwudziestym
siódmym okazuje się bowiem, że Jessi miała wizję o ich nadchodzącym rozwodzie
(odpowiednie papiery). Przy czym mowa była o tym już wcześniej, tylko że
rodzeństwo nie chciało wyjawić Andrei, o co chodzi w ich sekretnych rozmowach.
Dziewczyna zamiast im jakoś inteligentnie grozić, np. że pójdzie do miasta sama
poznać prawdę (jeśli w ogóle, bo szczerze mówiąc, powinna się ich dopytywać,
argumentując to w ten sposób, że skoro dyskutują o jej rodzicach, ma
prawo wiedzieć), postanawia zagrać na uczuciach Nathana jako chłopaka i
wskakuje mu bez zastanowienia na kolana, a następnie daje się mu nabrać na
pocałunek w policzek oraz w usta, nie otrzymując w zamian niczego, tzn. nie
dowiadując się prawdy. Szczerze mówiąc, to skrajna głupota: po pierwsze, że w
ogóle myślała, że to coś da, po drugie, że wcieliła ten plan w życie, po trzecie,
że nie mając nigdy chłopaka ani niby nir interesując się płcią przeciwną, ot tak robi coś takiego.
Przynajmniej tyle z tego dobrego, że w
tym rozdziale WRESZCIE przeskakujesz kilka dni i dopiero po tym czasie Andrea
dowiaduje się od Jessi o rozwodzie rodziców. Myślałam, że będziesz nadal
rozciągać akcję w nieskończoność…! Po dowiedzeniu się prawdy o rodzicach dziewczyna
nie doznaje aż tak wielkiego szoku, by biec do NY, to dobrze. Zamiast tego postanawia
wybrać się na spacer do lasu (wkurza mnie, że ona zawsze odchodzi, jak coś
dzieje się nie po jej myśli, kompletnie nie panuje nad emocjami… Chociaż teraz
jest z tym NIECO lepiej). W lesie, nie wiedzieć, Z JAKIEJ PAKI, wpada na…
Erica. Może chłopak nadal jej szukał, nie wiem, ale to lekka przesada. Już się
obawiałam, że Andrea na niego nie napadnie, co byłoby zbyt idealistyczne, ale
jednak to robi. Nie rozumiem, czemu nie ma żądzy krwi cały czas, ale okej. W
każdym razie, mimo że A. tego nie planowała, udaje jej się zahipnotyzować
Erica, by zapomniał o ataku. Jakimś cudem dziewczyna zmusza się do zaprzestania
spożywania krwi chłopaka, zanim ten traci przytomność, choć nie wiem, skąd w
niej tyle jasności umysłu ani jakim cudem tak dokładnie rozpoznaje emocje
chłopaka.
Następnie Andrea po raz kolejny dotyka
magicznej fotografii ojca, mimo że stara się tego nie zrobić, i zostaje
przeniesiona do lasu, w którym tym razem nikogo nie ma… tylko ciemność.
Dziewczyna zaczyna iść i wpada na tajemniczą chatkę. W rozdziale dwudziestym
ósmym jedno z okolicznych drzew, a konkretnie dąb, ożywa i wrzuca Andreę
bez jej woli do wnętrza domku, który okazuje się znacznie większy, niż
dziewczyna sądziła. Nie kapuję, dlaczego ona jeszcze się nie nauczyła, że nie
powinno się zwiedzać takich miejsc. Dopiero kiedy A. słyszy czyjś głos, zaczyna
uciekać, choć rzecz jasna za bardzo się to nie udaje. Okazuje się, że natknęła
się na wiedźmę Hildę, która zgodnie z domysłami Jessi faktycznie pomaga
Michaelowi. Choć może nie do końca, ponieważ kiedy pojawia się wampir, wiedźma
się go zupełnie nie słucha. Zamiast tego wraz ze swoimi siostrami atakuje córkę
i ojca, a później także rodzeństwo Hillerów (czyli Nathana i Jessi), którzy
jakimś cudem pojawiają się, aby uratować – po raz tysięczny – biedną Andreę.
Opis walki wyszedł dynamicznie, podobało mi się, że Hilda zabrała Andrei
moce żywiołów i przekazała każdej siostrze po jednym. Na początku jednak, kiedy
pisałaś „wiedźma”, nie było wiadomo, czy chodzi Ci o Hildę, czy o jedną z jej
sióstr, później się polepszyło.
W
dwudziestym dziewiątym bohaterowie się… teleportują, choć według opisu
brzmi to bardziej jak przyspieszony bieg wampirów, a nie magiczna zmiana
miejsca. W ucieczce pomaga im babka rodzeństwa (przy okazji zabiera też, z
niewiadomych powodów, ojca Andrei, najwyraźniej nie uważa go za wroga). Nie
wiem, dlaczego Nathan bądź Andrea nie spytali o powód. Sama babcia
zachowuje się jak nastolatka, sposób, w jaki się wypowiada, zupełnie nie pasuje do jej wieku! Kobieta
prawie nic nie tłumaczy, to Jessi w dalszej części rozdziału informuje
Andreę o czymś naprawdę istotnym, a mianowicie, że moce czterech żywiołów
należały niegdyś do sióstr Hildy, ale w niewiadomy sposób zostały
przetransportowane i skumulowane w… Andrei. Do czasu oczywiście, bo teraz
dzięki czarownicy pierwotne właścicielki odzyskały moce. Przy okazji
dowiadujemy się także, że kiedyś nadprzyrodzone istoty żyły ze sobą w zgodzie,
ale przez to, że wilkołaki zabiły matkę Hildy, wszystko się posypało. Dodatkowo
w tym rozdziale Andi znów powraca do swojej ulubionej czynności, a mianowicie mało
logicznych przemyśleń. Dosłownie w jednym akapicie stwierdza, że z jednej strony
to super, że nie posiada już tych nieszczęsnych darów, nad którymi nie umiała
panować, a z drugiej ubolewa, że teraz to już nigdy się przed nikim nie obroni,
bo przecież nawet jak posiadała moce, to słabo sobie radziła. Ech, a już powoli
jej przechodziło. W każdym razie dopiero dzięki temu rozdziałowi wiemy, że moce
żywiołów nie miały NIC wspólnego z byciem dhampirem… Jest to dla mnie dość
dziwne, bo wydaje się, że Jessi wiedziała o tym wcześniej, dlaczego więc nic
nie mówiła? Czemu Nathan nigdy nie powiedział narratorce wprost, że
posiadanie mocy czterech żywiołów nie jest typową dodatkową mocą wampirów ani
dhampirów, a Andrea nigdy o to nie pytała? Nie twierdzę, że powinnaś
nam wszystko od razu powiedzieć, ale dziwi mnie, że narratorka nie zadaje
pytań.
W rozdziale trzydziestym A&J rozmawiają z wilkołakami, które przychodzą w okolice domu Isabelli, gdzie
zatrzymała się trójka głównych bohaterów. Prócz krótkiej wzmianki o tym, że
Andie wolała zamek, nikt nic nie mówi o poprzednim miejscu zamieszkania, jakby
to w ogóle nie istniało, jakby nie zostawili tam swoich rzeczy… Nagłe przybycie
wilkołaków, i to z dość pokojowymi zamiarami, jest dość dziwne, gdyż wiemy już,
że wyjątkowo nie lubią się one z innymi nadprzyrodzonymi gatunkami. Okazuje
się, że pragną znaleźć Hildę i
najwyraźniej na tym zależy im bardziej niż na walce z dziewczynami. W dalszej
części notki Jessi zaczarowuje Andreę tak, by mogła bezpiecznie przejść przez
wioskę czarownic; w końcu w Twoim świecie ogólnie poszczególne gatunki nie
przepadają na innymi. Ten rozdział, niby obfitujący w postaci i rozmowy, jest przejściowy. Ale to nic złego, wręcz przeciwnie, na ogół za szybko
biegniesz z akcją i takie przestoje są niezbędne zarówno dla bohaterów, jak i
czytelników!
W rozdziale trzydziestym pierwszym
Andrea opuszcza chatę i wyrusza na spacer, podczas którego okazuje się, że jej
ojciec żywi się krwią nieznanej kobiety. Jak zwykle Michael zachowuje się dość
dziwnie, tym razem próbuje przekonać córkę, że wcale nie jest taki najgorszy. Mówi, że pertraktował wcześniej z Hildą, ponieważ ta obiecała mu
w zamian za Andreę, że wskrzesi jego ukochaną, czego tak naprawdę nie miała
zamiaru zrobić. Pewnie miało to w jego mniemaniu wytłumaczyć go przed córką, ale zyskuje odwroty efekt. I nic więc dziwnego, w końcu chciał ją oddać czarownicy.
W dalszej części posta okazuje się, że
chłopak o niebieskich oczach, z którym Andrea spotkała się już jakiś czas temu
(kiedy siedziała na drzewie i podsłuchiwała rozmowę, nie wiedząc jeszcze o
istnieniu magicznego świata), kontaktuje się z nią. Uciekł od swojej watahy ze
względu na przepowiednię, która mówi, że trzy osoby, każda innego gatunku,
naprawią więzi między istotami nadprzyrodzonymi (nie mam pojęcia, czemu
nazywasz tak tylko wilkołaki). Według niego to on, Andrea i któraś z czarownic,
choć nie wiadomo która. Stawiam, że Jessi, ale zobaczymy. Najwyraźniej
przygotowałaś dla Andrei specjalną misję, na co czekałam, szczerze mówiąc, od
dawna. Chłopakowi udaje się przekonać Andreę o prawdziwości swoich słów i udają
się razem do chaty.
W rozdziale trzydziestym drugim, od
którego to zmieniasz narrację na trzecioosobową, okazuje się, że chłopak –
wilkołak, o imieniu Dominic – jest dawnym przyjacielem Jessi. Para bardzo cieszy
się ze spotkania po latach. Dzieci nie mogły się bowiem nadal przyjaźnić, kiedy
Dominic przeszedł przemianę, a dziewczyna zaczęła czarować, w końcu należały do
innych gatunków. Bella postanowiła więc przeprowadzić się z wnuczką. Nie do
końca to rozumiem, w końcu babcia już wcześniej była świadoma tego, że jej wnuczka
jest czarownicą, więc dlaczego w ogóle pozwalała na te spotkania? No i dziwi
mnie też trochę, że wiedźma mieszkała w sąsiedztwie wilkołaków…
Wedle tłumaczeń Dominica okazuje się, że
Hilda odebrała magiczny płomień wilkołakom i czarownicom. Tylko wampirom
jeszcze nie. Jeśli kobieta zdobędzie wszystkie trzy, będzie mogła stworzyć
armię zagrażającą wszystkim nadprzyrodzonym gatunkom. Nie do końca wiadomo, z
czego ta armia miałaby się składać ani jak udało się kobiecie wykraść pewnie
dość pilnie strzeżone płomienie (i czym tak naprawdę one są), ale pomysł
wydaje się ciekawy, szczególnie w połączeniu z treścią przepowiedni.
W rozdziale trzydziestym trzecim nie
ma Andrei i muszę przyznać, że naprawdę podoba mi się ten rozdział. Jest
bardziej mroczny i z oczywistych względów pozbawiony przemyśleń dziewczyny. Przedstawiasz
wizytę Nathana u wampirów. Chłopak pragnie przestrzec swoich pobratymców przed
niebezpieczeństwem, uczulić, by pilnowali płomienia. Dodatkowo, nie do końca
rozumiem, dlaczego pyta nowego przywódcę wampirów, Vincenta, czy ten pozwala mu
na poszukiwanie trzeciej osoby z przepowiedni. Nic nie wskazywało do tej pory,
żeby Hiller kogokolwiek pytał o zdanie w jakiejkolwiek kwestii. Ale i tak podoba mi
się ten rozdział, ma klimat, no i miło poczytać o przyjaciołach Nathana, mam
nadzieję, że Harry będzie się częściej pojawiał.
W rozdziale trzydziestym czwartym i
piątym Andrea, Dominic i Nathan, przemienieni magicznie w postaci
przypominające wiedźmy, udają się do wioski czarownic w poszukiwaniu trzeciej
osoby z przepowiedni. Nie wiedzą, jak wygląda ta dziewczyna, lecz dzięki mocy
przepowiedni A&D będą w stanie ją wyczuć.
W wiosce rozdzielasz naszych bohaterów,
co mi się podoba, ponieważ dzięki temu możemy zobaczyć, jak każdy z nich sobie
poradzi. Wampirowi udaje się pójść za dwiema czarownicami, które udają się na
rozmowę z Hekate, przywódczynią, do wielkiej komnaty. Kobieta ta planuje
zgodzić się na rozejm, który proponują wampiry. Chwilę później ma wizję
mówiącą, że w wiosce czarownic znajduje się trzech intruzów. Na tę wieść Nathanowi
udaje się szybko wydostać na zewnątrz, jednak okazuje się, że Andrea już wpadła
w kłopoty i czarownice wypytują ją, kim jest. D&N, chcąc ratować
przyjaciółkę, podpalają jedną z chat czarownic, jednak na nic się to zdaje.
Mimo że udaje im się teleportować, Hekate i tak ich dopada, a następnie zamyka
w niewidzialnej pułapce. Bohaterowie nie potrafią się pogodzić z tym, że nie
mogą się stamtąd wydostać i za wszelką cenę podejmują kolejne próby. Już
chciałam napisać, że to dość bezsensowne, szczególnie w wykonaniu Dominica i
Nathana, bo raczej nie są tacy głupi, ale ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że
Andrei faktycznie udaje się przeniknąć niewidzialną barierę.
Hekate jest tym równie zdziwiona co
pozostała trójka, jednak przynajmniej wie, o co chodzi. Początkowo dziwnie się
zachowuje, raz dając Andrei do zrozumienia, że jej wszystko wytłumaczy, raz
nie, ale koniec końców, pozostawiając chłopców w więzieniu, „teleportuje”
siebie i Andreę na jakiś nadmorski klif. Tam opowiada dziewczynie legendę o
dwóch czarownicach, z których jedna została zmuszona do zabrania mocy drugiej,
a w trakcie tego procesu część tych mocy przeszła na nią samą. Okazuje się, że
to samo spotkało Andreę i Hildę. Podczas pojedynku dziewczyna otrzymała od
złej wiedźmy część czarnej mocy, co może być dla niej niebezpieczne. Podoba mi
się to całkiem, choć za grosz nie rozumiem, czemu Hekate najpierw uwięziła całą
trójkę, a później wszystko Andrei na spokojnie powiedziała. Tak samo nie
kapuję, dlaczego później H. wyjawiła im, gdzie mogą znaleźć trzecią osobę z
przepowiedni… Być może dlatego, że sama pragnie spokoju, ale w takim razie dlaczego
Nathan, kiedy dowidział się, że Hekate chce zawrzeć sojusz z wampirami i wilkołakami,
nie uznał, że mądrzej będzie się ujawnić i porozmawiać z przywódczynią czarownic,
zamiast próbować ratować Andreę i uciekać?
W dalszej części rozdziału przedstawiasz
kolejną perspektywę, w której opisujesz dziewczynę z przepowiedni. Zakończyła
ona właśnie nauki u wiedźmy imieniem Awena. Ładnie wyszedł Ci ten opis.
Wzruszyłam się, kiedy dziewczyna opuszczała swoją mentorkę… a jeszcze bardziej
w następnym rozdziale, gdy Awenę zabił dziwny, dwunożny, latający stwór.
Podejrzewam, że przywódczynią tej bestii jest nie kto inny jak Hilda i przeraża
mnie to. Dobrze, że przynajmniej dziewczyna chyba jeszcze żyje. To ostatni z
opublikowanych rozdziałów, czas więc na podsumowanie.
Jak widzisz, mam sporo zastrzeżeń.
Oprócz stylu i błędów w logice najpoważniejszym błędem jest rozciąganie wątków. Czytelnik odnosi wrażenie, że bohaterowie nigdy nie
jedzą, nie śpią, a każda doba trwa co najmniej sto godzin. Musisz koniecznie
nad tym popracować, dodając choćby krótkie opisy, przerywniki. Z tego powodu
bardzo długo trwa, zanim dochodzisz do głównego wątku opowiadania – piętnaście
rozdziałów przed wejściem w nadprzyrodzoną rzeczywistość, a kolejnych
kilkanaście, nim wreszcie dowiemy się, że główny bohater ma do spełnienia misję
– a w takich opowiadaniach to podstawa. Z rozwlekaniem w nieskończoność akcji
wiąże się również to, że tak naprawdę, mimo iż czytelnik mógł już dawno domyśleć
się, że Nathanowi podoba się Andrea, w tekście nie ma o tym większych wzmianek.
Drugim problemem jest narratorka, którą
trudno polubić. To bardzo nielogiczna postać, a jej przemyślenia, szczególnie
na początku, odpychają od lektury opowiadania. Jest niesamowicie egoistyczną,
mało bystrą osobą, wyolbrzymiającą bzdety, a nieskupiającą się na ważnych
sprawach. W narracji pierwszoosobowej bohater nie może odpychać, bo to niszczy
odbiór opowiadania. Przechodzisz po ponad trzydziestu rozdziałach na narrację
trzecioosobową – jeśli chodzi o aspekt techniczny, to nie powinno się tak
robić. Ale w tym przypadku to duża zmiana na plus. Co prawda na razie
napisałaś w ten sposób tylko kilka rozdziałów, ale czyta się je o wiele lepiej
niż poprzednie. Pewnie dlatego, że po pierwsze, nie ma już cały czas
denerwującej Andrei, po drugie – ogólnie piszesz lepiej, po trzecie – można
poznać lepiej innych bohaterów i zaciekawić czytelnika, po czwarte – bardziej
skupiasz się na szczegółach, jak np. opis miejsc, gdy piszesz w trzeciej
osobie. Uważam, że najlepiej byłoby, gdyby całe opowiadanie zostało napisane w
narracji trzecioosobowej.
Nie można jednocześnie nie wspomnieć o
tym, że widać postęp w Twoim pisaniu. Początkowo skupiałaś się tylko na Andrei
i braku jej logiki, opisy były chaotyczne, pełne powtórzeń, praktycznie nie
poznaliśmy żadnych innych bohaterów prócz narratorki. Później Twój język zaczął
się rozwijać, udowodniłaś też, że masz naprawdę dużo pomysłów, a również
postacie zaczęły być bardziej wyraziste, szczególnie gdy zmieniłaś sposób
narracji. Pod koniec parę razy nawet się wzruszyłam, czułam też
zainteresowanie, a przecież przez dobre piętnaście rozdziałów byłam głownie
wkurzona z powodu zachowania Andrei. Dlatego właśnie postanowiłam dać Ci
jedenaście, a nie dziewięć czy dziesięć punktów.
b)
Bohaterowie (6/15)
Jak widać w fabule, nie polubiłam Andrei, więc ze względu na i tak bardzo długą ocenę nie będę się powtarzać. Nie
mówię, że bohaterowie nie powinni mieć wad, wręcz przeciwnie, ale ona posiada
głównie trudne do tolerowania wady takie jak: dziecinada, brak logiki, chore
rozumowanie, egoizm (i to naprawdę ogromnego stopnia). Nawet w momentach, kiedy
niby chce komuś pomóc, myśli tylko o sobie. Właściwie nie wiemy nic więcej o
jej przyjaciołach, ponieważ dziewczyna skupia się tylko... na sobie. Podobno
dobrze się uczy, nie imprezuje i celowo nie ma chłopaka, ale jednocześnie
zazdrości najbliższym sobie ludziom, że mają pary.
Z biegiem czasu Andrea staje się
bardziej znośna, pewnie również przez lepszy styl, więcej wydarzeń, wejście w
świat nadprzyrodzony, ale nadal ma poważne braki w rozumowaniu i skupia się
przede wszystkim na sobie.
Nie mogę opisać praktycznie żadnego „przyjaciela”
prócz Nathana z ludzkiego okresu życia Andrei, ponieważ tak naprawdę w ogóle
się na nich nie skupiłaś. Mogę jedynie stwierdzić, że koleżanki narratorki są
zbyt do siebie podobne, takie typowe amerykańskie nastolatki, i to też dość
denerwujące, a pewnie i tak myślą logiczniej niż Andrea… Np. taka Alex, która
zainteresowała się złym samopoczuciem narratorki, a w zamian otrzymała opieprz.
Nathan w zamierzeniu miał być zapewne
tzw. złym chłopcem, który w głębi duszy jest wrażliwy i prawy. Cóż, nie do
końca to wyszło, choć właściwie nawet się z tego cieszę. Po pierwsze, jak na
drugiego głównego bohatera nie piszesz o nim dużo. Ale z tego, co
wiemy, to: początkowo, jeszcze w „ludzkiej” szkole, jego głównym zadaniem
było denerwowanie Andrei. Nie musiał się zbytnio wysilać, ponieważ dziewczyna
kompletnie sobie nie radziła w rozmowach, więc trudno powiedzieć, czy N. jest
bystry. Ale później się okazuje, że w miarę tak, choć w porównaniu np. z Jessi
nie do końca. Mimo to nie da się ukryć, że prócz tego, iż bywa wkurzający, to
zależy mu na Andrei i że bez niego dziewczyna by sobie nie poradziła. Jest
nieco zbyt pewny siebie, dumny, impulsywny, ale ma dobre zamiary, widać, że
potrafi zrobić wiele dla tych, na którym mu zależy. Całkiem go lubię, ale
po trzydziestu pięciu rozdziałach powinien być o wiele lepiej wykreowany.
Jessicę na przykład od początku
opisujesz w ciekawy sposób. Jej pojawienie się w opowiadaniu to jedno z
lepszych zagrań. Dziewczyna jest nieprzewidywalna, inteligentna, nieco szalona,
ale widać, że bardzo jej zależy, by zostać zaakceptowaną przez Andreę i brata
i że ma dobre zamiary. Lubię jej
„zakręcenie”.
W Michaelu podoba mi się jego
niejednoznaczność. Nie można go lubić, w końcu bardzo brzydko potraktował matkę
Andrei, a również później się nie wykazał, ale jednocześnie wierzę, że
pozostało w nim coś dobrego, że jego niezbyt moralnie dobre działania
podyktowane zostały wielkim cierpieniem po stracie ukochanej… Jednocześnie
podoba mi się, że jest takim typowo złym wampirem, przynajmniej na pokaz.
O pozostałych bohaterach trudno coś powiedzieć,
bo dopiero niedawno się pojawili. A to już trzydziesty piaty rozdział,
podkreślę raz jeszcze. Jak widać więc, kreacja postaci słabo wygląda w Twoim
wykonaniu. Dominic ma zadatki na ciekawego bohatera, ale to dopiero wyjdzie w
praniu.
– styl + logika (6/15 pkt.)
STYL
Początkowo
dobrze nie jest, wręcz odwrotnie. W trakcie pisania poprawia Ci się technika,
ale nadal potrafisz zaskoczyć dziwną składnią bądź niefortunnymi wyrażeniami.
Prolog
W przestronnym ogrodzie, zarośniętym różnymi gatunkami kwiatów, drzew, krzewów,
biegała sześciolatka. Jej długie brązowe lśniące włosy, były w totalnym
nieładzie, a duże szare oczy, śmiały się do całego świata. Wyczerpana
bieganiem, usiadła na trawie. Zwróciła niewinną twarzyczkę ku niebu i
podziwiała na nim ruszające się chmury. – Po przestronnym
(…). Ponadto „zarośnięty” brzmi źle. Niepotrzebne są też przecinki po „włosy” i
„oczy”. W ostatni zdaniu „ruszające się po nim”.
Usiadła
na huśtawce ogrodowej i zaczęła rysować na kartce rysunek. – Naprawdę nie
trzeba mówić, że ktoś rysuje rysunek. Powtórzenie niepotrzebne.
Rozdział
I
Już
dziesięć lat minęło od zaginięcia mojego brata. Do tej pory się nie odnalazł.
Nie wiadomo dlaczego, z jakich przyczyn i kto mógł go uprowadzić. Najgorsze w
tym wszystkim jest to, że nawet nie znaleziono jego ciała. W kocu uznali go za
zmarłego, ale ja nie chciałam w to uwierzyć. Codziennie modliłam się o to, by
go jeszcze kiedyś zobaczyć, ale moje prośby nie zostały wysłuchane. Straciłam
już w to wiarę. Strasznie mi go brakuje. – Powtarzasz się i mieszasz czasy,
co jest niedopuszczalne i powtarza się w większości opisów. Wszystko musi być
napisane w czasie przeszłym. Jest też literówka, powinno być „w końcu”,
dodatkowo „ani kto mógł go uprowadzić”.
Pani
Charlotte codziennie do nas przychodziła, robiła obiady, a przede wszystkim
opiekować się mamą, która w tym czasie popadła w depresją – opiekowała/depresję.
Poza tym lepiej brzmi „gotowanie obiadów” niż ich „robienie”.
Pogrzeb brata był dopiero wtedy, gdy uznali go
za zmarłego. Dziwnie się czułam jak chowali tą pustą trumnę... Osobiście wolę
unikać takich uroczystości. Nie lubię ich, ponieważ później w nocy śnią mi się
koszmary, w których pojawia się zmarła osoba. Brr. Jednak tym razem nie miałam
nic do gadania. Theo to mój brat... Nie mogłam mu tego zrobić! Nie mogłam go
zawieźć! On na moim miejscu zrobiłby to samo, co ja. Wstyd by mi było, gdyby
mnie tam nie było... – Powtórzenia czasowników „zrobić” i „być”. W
pierwszym zdaniu można zamienić „być” na „odbyć się”, w innych też, np.
„odczuwałabym wstyd” itd. Brakuje przecinka po „czułam” w drugim zdaniu,
mówi się „tę trumnę”, a nie „tą” („tę” w bierniku). Nie jestem też za
kolokwializmami czy onomatopejami w opisach, o czym już wspominałam. No i błąd
ortograficzny, powinno być „zawieść”.
Dużo
czasu spędzałam na opanowaniu swojej umiejętności. Przez co zaniedbywałam
naukę, ale nie miałam innego wyjścia. – Najlepiej połączyć te dwa zdania w
całość.
Żeby
nie wzbudzić podejrzeń zapytałam: "A gdyby mieli?". Tata przez chwilę
się zastanawiał i uznał, że mam zbyt bujną wyobraźnię, ale gdy nadal pytałam go
o to samo to odpowiedział, że takie osoby wysłaliby na jakieś badania,
obserwacje przeprowadzane przez naukowców, albo po prostu wysłaliby tych ludzi
do psychiatryka, bo zostałyby uznane za nienormalne. –
Zarówno w tym fragmencie, jak i we wcześniejszych z lubością powtarzasz takie
słówka jak „ten”, „taki”, „jakiś”, z których większość jest kompletnie zbędna.
Wygląda to mało profesjonalnie. Ponadto to zdanie jest wyjątkowo długie, przez
co staje się nielogiczne. Po pierwsze, z powodu powtórzeń, po drugie, wychodzi na to,
że „ludzie zostałyby”, a więc mamy błąd gramatyczny. Brakuje też przecinków po
„podejrzeń” i po „samo”.
Już
niedługo minie rok, ja mieszkam w internacie. – odkąd
mieszkam.
Po
długich namowach mama w końcu dała się namówić i tak tu się znalazłam. – powtórzenie
namawiania.
Zakupy
kochałam, a rzadko znajdowałam na nie czas. – Zła
kolejność, o wiele lepiej brzmiałoby „kochałam zakupy” albo „kochałam chodzenie
po sklepach”, bo słowo „zakupy”. było już wcześniej.
Alex to ładna dziewczyna i to
wykorzystuje oczywiście. Chodziła już z co najmniej połową chłopaków ze szkoły
i to z tymi najprzystojniejszymi, a chodzi tu do szkoły dopiero niecały rok. To
nie fair, że zmienia ich jak rękawiczki – Proponuję: „Alex
należała do pięknych dziewcząt, świetnie umiejących wykorzystać swoje wdzięki.
Zmieniała chłopaków jak rękawiczki, zupełnie nie przejmując się ich uczuciami.
Wybierała tylko najprzystojniejszych”. Chyba lepiej, hm?
-Pomoc
drogowa przyjechała- odezwała się Chloe. Z Alex popatrzyłam w stronę, którą ona
wskazywała.-Jacy przystojniacy...- dodała z uznaniem, gdy tylko przestała się
na nich gapić. – Która „ona”? Chyba Chloe, choć z treści
wynika, że Alex. Ponadto „wraz z Alex” brzmiałoby znacznie lepiej.
Szybkie
iście utrudniało mi to, że na ulicach było pełno ludzi, którzy wracali z pacy.
Jak musiałam się zatrzymać, bo było czerwone światło to myślałam, że ta chwila
trwa wiecznie. To światło mnie irytowało pod tym względem, że świeciło dłużej
niż zielone. Z wielką ulgą przyjęłam to, że światło się zmieniło – „szybkie
IŚCIE”? A co to za słowo, na Boga? Ponadto niepotrzebnie powtarzasz słowa
„światło”, a zdanie zaczynające się od „jak” brzmi źle stylistycznie i całe bym
zmieniła. To po nim właściwie też – na przykład na: „irytowało mnie, że cały
czas musiałam stać na czerwonym świetle”. No i powinno być „pracy”.
Rozdział
II
Na
korytarzu ściany były koloru białego. Zawsze mnie to dobijało. Wszędzie dominowała
biel. Nie dość, że była na korytarzu, to jeszcze była ona we wszystkich
pokojach, łazienkach... Nawet szkoła, do której chodzę jest pomalowana na
biało, mimo że to zupełnie inny budynek. Zawsze pocieszałam się tym, że
bynajmniej kwiaty są innego koloru... – Przynajmniej kwiaty. Przykład niezbyt dobrego opisu, niestety niejedynego w opowiadaniu. Nie dość, że pojawiają się w nim powtórzenia, to
jeszcze pod koniec piszesz oczywistości. Brakuje przecinka po „chodzę”.
Od
razu usłyszałam rozmowy, które niosło echo z dołu na górę.
– Rozmowę. Echo niosło.
Ta,
żeby przyszła na czas, graniczyło z cudem – Zdanie
kompletnie niezrozumiałe. Pomylenie podmiotów.
Dziwnie
się czułam, ale nie umiałam wyobrazić sobie, jak czuła się moja przyjaciółka
jak to usłyszała. – Powtórzenie słowa „czuć” oraz brak
przecinka przed drugim „jak”, które najlepiej byłoby zmienić na „gdy”.
Jak
zwykle uśmiechał się zadowolony z tego, że jeszcze bardziej niż się dało w
świecie mnie wkurzył. – A cóż to za dziwne powiedzenie? No i
„niż się dało” to zdanie wtrącone.
Jak
już zostałam w niej sama, dopiero wtedy poszłam na trygonometrię, bo nie
chciałam się na nią spóźnić lub Chciałam go jakoś zlikwidować, bo przypominał wichurę, ale nie mogłam
jednak tego uczynić. – Nie można powtarzać dwa razy tego samego: używać
łącznie „jak” i „dopiero wtedy” czy „ale” i „jednak”.
Wiatr
tak mocno zawiał, że otworzył okno i wdarł się do klasy. Zaczęło mi wiać w
uczy, więc je zakryłam rękoma. Kartki, co leżały na biurku zaczęły latać po
całej klasie. Był to niezapomniany widok, nie do opisania! Mogłabym patrzeć na
to całe wieki. Przez ten widok zapomniałam, że to ja wywołałam ten wiatr – Po
pierwsze: nie widzę nic niesamowitego w widoku latających kartek. Tzn. nie aż
tak, żeby kompletnie zgłupieć. Po drugie: „uszy”, po trzecie: „kartki, które”. Po trzecie: „wiatr” zamiast „ten wiatr”. Po czwarte: przecinek po "biurku”.
Rozdziały
III i IV
To
był chyba nowy news w szkole. Przez następne kilka dni nikt nie będzie gadał o
niczym innym, tylko o tym. Masakra. –
Denerwują mnie niesamowicie te kolokwializmy w opisach. Przez to automatycznie
tekst staje się bardziej dziecinny i mniej profesjonalny. Emocje można opisać
zupełnie inaczej. Oczywiście w dialogach takie słowa są wręcz pożądane, skoro
piszesz o nastolatkach, ale nie w opisach, proszę! No i „nowy news”, bezcenne
sformułowanie.
Ludzie
nie wiedzą, że na świcie znajduje się człowiek, który nie jest taki jak inni
ludzie, że tym człowiekiem jestem ja i ja wywołałam ten wiatr! – Boże,
jaka ta Andrea jest pyszna. No i „świecie”. Ponadto po co powtarzasz „ludzi” i
mieszasz czasy?
Mówiąc
szczerze, to normalny nauczyciel nie zrobiłby wielkiej afery z tego, że uczeń
spóźnił się na lekcję. Co najwyżej zrobiłby ci kazanie, ale nauczycielka wf-u
jest inna. – WF-u. A skąd to nagłe przejście na „ty”? O
mieszaniu czasów już nawet mi się nie chce pisać.
Małżeństwo
już sporo lat pracuje w tej szkole i z czego, co wiem to jeszcze dłużej niż
dyrektor jest tu dyrektorem. – ???
Biegłyśmy
dopóki nie zniknęłyśmy w widoku z sali gimnastycznej. – ???
Chyba raczej „biegłyśmy, dopóki nie zniknęłyśmy z zasięgu wzroku osób
zgromadzonych na sali gimnastycznej”. Ponadto nie do końca wiem, jak właściwie
nauczycielka wf-u miałaby je zobaczyć? Chyba że zamiast ścian sala miała
wstawione szyby, ale nie sądzę.
Pomieszczenie,
gdzie panie sprzątające trzymały rzeczy do sprzątania znajdowało się koło nas –
w którym. Ponadto panie sprzątające, rzeczy do sprzątania… masło maślane. Przecinek przed „znajdowało”.
Otworzyłam
drzwi i tam razem z przyjaciółkami weszłam. Fuj! Ale smród! Myślałam, że się
porzygam! Tan zapach domestosu i innych świństw. Brr. W pomieszczeniu było
strasznie ciasno i ledwo, co tam wszystkie się mieściłyśmy. – „Domestos”
z wielkiej litery. W pierwszym zdaniu „tam” zbędne. „Ledwo co” – bez przecinka.
No i niepotrzebne te onomatopeje i kolokwializmy („porzygam”).
-Zaraz
kichnę- poinformowałam z wielkim, bólem przyjaciółki. // -Nie! Powstrzymaj to-
błagała Nicole z Chloe, ale było już za późno. // Już po chwili
kichnęłam. Nie umiałam tego zrobić cicho, bo nie umiałam. Nigdy mi to nie
wychodził. – Ten fragment to jakaś katastrofa. „Nie
umiała, bo nie umiała”? Co to w ogóle ma być? Nic dziwnego, że nie umiała, nikt
nie umie kichać cicho, nasza fizjologia nam nie pozwala. Ponadto literówka –
wychodziło. Ponadto „błagały Nicole i Chloe”.
Wszyscy
tam zebrani od razu popatrzyli w naszą stronę. Paula, która tam stała
wytrzeszczyła oczy, gdy nas zobaczyła. Uśmiechnęłam się do niej krzywo, ale ta
dalej na nas patrzyła. – Serio, to logiczne, że Paula też
tam stała, bo chyba nie wisiała przy suficie. No i to nieszczęsne „ta”. Ponadto
„która tam stała” jest zdaniem wtrąconym i powinno kończyć się przecinkiem.
Nie
wiedziałam, czy liczy te okrążenia, ale modliłam się w duchu, żeby ich nie
liczyła. Sama liczyłam okrążenia, ale to trwało wieki. Czas dłużył mi się
strasznie. – powtórzeeeeeeenia, znów. No i
„strasznie” to kolokwializm.
(…)
Miał piegi i włosy koloru rudego i to bardzo ognistego. Nie to, co moja
przyjaciółka Nicole. Ładny to nie był, ale za to sprytny tak.
– Przez nagłą zmianę podmiotów nie jest jasne, kogo dotyczy ostatnie zdanie.
Wiadomo, że chłopaka, ale gramatycznie to błąd. Ponadto ognisty to ODCIEŃ. I
pisze się „nie, to co moja przyjaciółka…”
Ooo...
Hak mi. Zrobiło mi się ciepło na sercu, ponieważ oprócz moich przyjaciół ktoś
jeszcze podziela mój los – pojęcia nie mam, co to miało
znaczyć? „Jak” zamiast „hak”.
Rozdział
V
(…)
Osób?- zdziwiła się jeszcze bardziej moja przyjaciółka. Uniosła jedną brew.- W
jakim sensie? // -Przypominające go trochę z wyglądu, albo jak w przypadku
twojego chłopaka... Mające to samo imię. – „Przypominających” i
„mających”. Wiadomo, że jedną brew, skoro nie brwi. Ponadto brak przecinka
przed „albo”.
Jeszcze
tak niewiele i już z rodzicami! – Gramatyka leży i
kwiczy. Żadnego orzeczenia, nic?
(…)
zaczęłam się powoli wycofywać do tyłu w stronę drzwi wyjściowych. – W jaki sposób
można byłoby wycofać się do przodu? Masło maślane, bardziej naukowo pleonazm.
Rozdział
XVI
To
wszystko było dla mnie czymś nie do ogarnięcia. Nie wiedziałam, co mam o tym
wszystkim myśleć. – Kropki nad „i” po raz milionowy. Niestety psują one
opisy i sprawiają, że Andrea jest irytująca oraz dziecinna.
Krew
już dawno przestała lecieć, ale rana do końca się nie zagoiła. Wciąż się
sączyła. – Rana
się sączyła?
Nie
wiedziałam, co to ma wspólnego z tą kobietą, o której chcę zyskać jakiekolwiek
informacje. –
zmiany czasu + niepotrzebne „tą”.
Co
chwila otwierałam buzię, by coś powiedzieć, ale z moich ust żadne dźwięki się
nie wydobywały i musiałam je zamykać. Musiało to wyglądać bardzo śmiesznie, ale
mało co mnie to obchodziło. – Zmieniałbym kolejność w pierwszym zdaniu
na „z moich ust nie wydobywały się żadne dźwięki”. Ponadto „zamknąć”, czasownik
w formie dokonanej. Po drugie, Andreę interesuje wszystko, co jest z nią
związane. Uważa, że obciach wieku to upaść niechcący przed chłopakiem albo mieć
niepoukładane włosy…
(…)
typowych wampirów. Przyciąga nie tylko ich, ale i wilkołaki. – Wilkołaki i
wampiry to one, nie oni. Błędów gramatycznych z tymi dwoma rzeczownikami jest
sporo, a to tylko jeden z przykładów. Powinno być „je” zamiast „ich”.
Zorientowałam
się, że oto właśnie wszyscy z moich przyjaciół byli z kimś związani, a co
najlepsze, wszyscy moi przyjaciele to pary! – ??? Mało
fortunne sformułowanie. Rozumiem, że chodzi o to, że nie dość, iż wszyscy
przyjaciele Andrei są w związkach, to jeszcze na ogół dobrali się pomiędzy
sobą, tak?
Po
przebytej drodze przeszłam niewielki kawał korytarza i weszłam do swojego
pokoju, który dzieliłam z Nicole. – Niewielki kawał??? Czytelnicy
naprawdę zapamiętali, że Andrea mieszka w pokoju z Nicole, nie ma też potrzeby
pisać „swojego”. Zamiast „po przebytej drodze” o wiele brzmiałoby na przykład
„następnie”.
—
W dniu, jak poszłaś z resztą na spacer, ja powiedziałem, że coś popsuło mi się
w aucie i muszę zostać. To było kłamstwo. Tak napra... // — Domyśliłam się —
przerwałam mu w pól słowa (…) – pół. Ponadto, wow, Andie, skąd się wziął ten
nagły przypływ logiki? „W dniu, jak” zmieniłabym na „w dniu, kiedy/w którym”
albo „wtedy, gdy”. Ponadto, teraz robisz egoistę z Nathana? Po co to „ja”?
Zazwyczaj
siebie unikamy, bo nie chcemy mieć ze sobą nic wspólnego. – Kropka nad „i”
w wykonaniu Nathana. A więc to Twoja tendencja, nie samej Andrei. Błagam,
uważaj na to!
Rozdział
XVII
To
było za wiele – tego.
Nic
nie mogłam poradzić na to, że byłam mała w przeciwieństwie co do niego. – No raczej,
taka już jej natura. „W przeciwieństwie DO niego”.
Oni
coś myśleli, a Nathan wypowiadał swoje zdanie na głos. Bardzo mnie to
zaintrygowało. Dotarło też do mnie, że wampir przez ten cały czas, kiedy
wydawało mi się, że zna moje myśli, on je czytał! Gdybym od początku wiedziała,
kim jest, to to nie byłoby dla mnie takim szokiem. Tak teraz musiałam
powstrzymywać się, by nie otworzyć ze zdziwienia buzi, co w takiej sytuacji
byłoby komiczne. – Mało
zgrabnie opisałaś ten proces czytania sobie nawzajem w myślach, zgrzyta
stylistycznie. No i rozwala mnie, że A. nadal myśli w takich sytuacjach o tym,
że mogłaby sobie narobić obciachu, impossible.
(…)
zauważyłam, że brązowe zwierzę, które jeszcze przed chwilą było przede mną
jakieś kilka centymetrów, stał trzy metry (…) – stało. Przecinek
po „chwilą”.
Rozdział XVIII
Chciałam
jęknąć, ale moje suche wargi nie miały zamiaru się podnieść. – A może „otworzyć”?
Boleść
wciąż dawała o sobie znać. – ???
(…) w
coś strasznie okropnego – Pleonazm + kolokwializm.
Czułam,
jak moje, jak dotąd słabe paznokcie, które przy każdej okazji jaka mnie
kiedykolwiek dopadła łamały się, wbijały się teraz w moją skórę, prawdopodobnie
pozostawiając na niej swoje odciski w postaci półksiężyców. – Nieco za długie
zdanie, można by je rozdzielić na pół albo zrezygnować z niektórych określeń.
Ponadto, wow, czyżby Andrea miała coś nieidealnego w sobie? Brakuje przecinków
po „okazji” i „dopadła”, ponieważ to zdanie wtrącone.
Od
samej głowy, aż po sam czubek palców u stóp. – Jeden czubek? No i
powtórzenie „sam”.
Moje
serce biło już straszne szybko, co wydawało mi się niemożliwe. Miałam wrażenie,
że wybuchnie jak jakaś bomba zegarowa i po nim jak i po mnie nie będzie co
zbierać. Przez moje gardło zaczął się wydobywać kolejny krzyk, który zmusił
usta do ponownego otwarcia się, by wrzask mógł wyjść na ten świat. – Porównania
dziwne, a już szczególnie to „po nim, jak i po mnie (…)”. No i jakoś
niebezpiecznie porównałaś wrzask do porodu.
(…)
mocniej powieki i zaczęłam oczekiwać na skończenie się tej okropnej męki. Serce
zabiło jeszcze raz, uderzając bardzo mocno. Spowodowało to okropny ból przez
który myślałam, że ktoś perfidnie przebił je ostrym sztyletem. Czekałam aż
odpłynę w nicość, ale mój narząd na powrót zaczął bić. Natomiast ból, jaki do
tej pory mi towarzyszył, zniknął (…) – Powinnaś rozpocząć od nowego
akapitu moment, w którym dziewczynę nagle opuszcza ból. Dodatkowo brakuje
przecinka przed „przez który” (choć to zdanie akurat w ogóle dziwnie brzmi, no
i jeszcze to nieszczęsne „perfidnie” zupełnie nie pasuje). Brak także przecinka
między „czekałam” a „aż”.
To
mi nie pasowało mi musiałam się dowiedzieć, dlaczego tak było? Przebywanie
tutaj przypominało mi to, co wydarzyło się w nocy, a tak bardzo pragnęłam, by o
tym zapomnieć. – I musiałam/pragnęłam zapomnieć.
Teraz dowiedziałam się, że ja tutaj należę i
jestem jedną z ich stworzeń. – Jakich „ich stworzeń”, co?
(…)
pozostawić przyjaciół, to bym jakoś zniosła, bo w końcu nie są mi aż tak bardzo
bliscy, ale i tak by mi ich brakowało. Rodzice to w końcu najbliższe mi osoby. – Niezgodność
podmiotów, przez co zdania brzmią nielogiczne. No i wreszcie A. przyznaje, że przyjaciele
nie są dla niej zbyty bliscy. Cóż, to jest grupa dobrych znajomych, a nie
przyjaciół, ot co.
Jak
dzisiaj pamiętałam, jak po nocach płakałam, bo było mi okropne smutno, a moje
serce z dania na dzień rozpadało się na milion malutkich kawałeczków – drugie „jak”
zamień na „kiedy”, zaś „bo” na „gdyż” albo „ponieważ” (często powinnaś to
robić, szczerze mówiąc). Literówki: „okropnie”, „dnia”.
Ja
sama bałabym się powiedzieć swojemu dziecku takie coś, bo nie wiedziałabym, jak
by zareagowała. – Zareagowało. No i „takie coś” brzmi źle.
(…) upust mojej złości. Czułam jak
ze mnie ubywa, ale za to na jej miejsce wskakiwał niewyobrażalny ból,
spowodowany tymi wszystkimi wydarzeniami. – Co ubywa? Przecinek po
„czułam”. „Wskakiwał” brzmi dziwnie.
Starałam
się odgonić tą ponurą myśl, która co chwile pojawiała się na powrót – Przegonić/tę/chwilę/ponownie.
(…) przez co musiałam wyglądać jak psychicznie
chora fanka Justina Biebera, którego właśnie zobaczyła i śliniła się na jego
widok. – słiiiiiiiiiitaśnie
do kwadratu. Zonk. Błagam, zrezygnuj z takich gadek w opisach.
Nathan
gdy patrzył na mnie, wydawało mi się, że czuje się tak samo podle, jak ja. – Zdanie
stylistycznie leży i kwiczy. Proponuję na przykład: „Patrząc na Nathana,
doszłam do wniosku, że musiał czuć się co najmniej tak samo podle jak ja”.
—
Nasza nienawiść jest od samego początku. Od początku naszego istnienia. Nie mam
pojęcia, skąd to się wzięło – Nathan, proszę, chociaż ty nie stawiaj
kropek nad „i”! Powinno być: „mówi się, że nienawiść między nami istnieje od
samego początku, nie mam pojęcia, skąd się wzięła.”
Jedni
mają te, co posiada cała reszta bez wyjątków, a pozostali jeszcze dodatkowe,
ale takich dużo nie jest (…) – Mało fortunne zdanie, zmieniłabym całe.
Na przykład tak: „część umiejętności posiadamy wszyscy, ale niektórzy z nas
potrafią coś jeszcze, coś unikatowego (…)”.
(…) pamiątki koło oka i przez dobre bite dni z
nim chodził, a ja czułam się okropnie głupi mimo, iż zapewniał mnie, że nic się
nie stało. Ja i tak wciąż miałam poczucie winy, bo w końcu nieźle mu
przywaliłam i było mi z tym źle. Teraz starałam się, by nie było taj sytuacji z
Nathanem, choć ciekawiło mnie, czy w ogóle by coś poczuł? – Głupio, mimo
iż/wciąż czułam się winna/Nie chciałam, by podobna sytuacja powtórzyła się z
Nathanem.
Rozdział
XXXIV
—
Dlaczego? — Oczy Vincenta patrzyły na Nathana z niedowierzaniem. – A może po prostu
„Vincent patrzył”, hm?
Jesteś
jeszcze młody i nie marnuj życia na takie coś. – Na coś takiego.
Nathan
nie był z tego zadowolony, ale wiedział, że nie zmieni zdania przywódcy.
Westchnął ze zrezygnowaniem. Pokręcił lekko głową i zdenerwowany wyszedł z
domu. Harry za nim. Nie rozumiał, dlaczego przyjaciel chciał iść na
poszukiwania. Również był zdania, że szukaniem trzeciej osoby powinny zająć się
ci, o których jest mowa w przepowiedni. Mieszanie się w to nie musiało
koniecznie pomóc. –
W narracji trzecioosobowej musisz zwrócić uwagę na obecność różnych podmiotów i
nie dopuścić do ich niezgodności. W opisach przez to czasem nie wiadomo, kto co
robi. Podobnie w dialogach trzeba częściej dawać do zrozumienia, kto się
wypowiada. W tym przykładzie w połowie akapitu zmieniasz narratora z Nathana na
Harry’ego. Z innych błędów: „Harry za nim” powinno być częścią poprzedniego
zdania, dodatkowo „powinni zająć się ci”, a najlepiej, aby nie powtarzać
czasownika być w ogóle zmienić to zdanie.
Później
wyszedł z pokoju, pozostawiając osłupiałych wampirów, do których echo niosło
dźwięk jego lekkich kroków – osłupiałe wampiry. Już o tym wcześniej
pisałam. Dodatkowo „do których echo (…)” brzmi bardzo niezgrabnie.
Nigdy
nie wiedziała, co ma na myśli jej opiekunka, którą uważała za swoją matkę, gdyż
jej nigdy nie miała. Zmrużyła oczy w nadziei, że może wtedy coś zobaczy. To nie
pomogło. Rozchyliła usta, by coś powiedzieć, cokolwiek, ale skończyło się na
ich zamknięciem. – Po pierwsze: „gdyż tej nigdy nie miała”. Choć tak
naprawdę najlepiej w ogóle byłoby to zmienić, ponieważ każdy ma matkę,
niektórzy tylko jej nie znają. Po drugie: „na ich zamknięciu”.
Wstała
od stołu, a książkę oddała swojej nauczycielce. Ta przyjęła ją – nie trzeba
podkreślać, że opiekunka wzięła książkę (ten czasownik pasuje tu o wiele
lepiej)
Gdy
już księga zniknęła, obie wiedziały, że pojawiła się u czarownicy, która miała
nauczać kolejną osobę. – Gdy księga zniknęła. Ponadto „pojawiła się” odnosi
się do książki, to wiemy, ale przez niezgodność podmiotów można by pomyśleć, że
do którejś z czarownic.
Miała
nadzieję, że jak przywódca nie pozwoli mu pójść, on posłucha. Nie wiedziała, że
ma tak nieodpowiedzialnego brata. Myślała, że wie, w co się pakuje. Nie
potrafiła powiedzieć, co nim kierowało. – Po pierwsze: mogłabyś wspomnieć
choć raz, kim jest „ona”. Po drugie: zdania są dość wyszczekane, można by je
połączyć. Po trzecie: „w co się pakuje” tyczy się Nathana, a nie jego siostry.
Po czwarte: powtórzyłaś słowo „wiedzieć”.
To
źle może się skończyć. – To źle się może skończyć.
Kiedyś
w ten sposób chciał odnaleźć Andreę, ale nie mógł, ponieważ całkowite
połączenie się osób z przepowiedni robi się, gdy złączą się za pomocą złapania
za dłonie. – ?! Po
pierwsze „robi się” to kolokwializm, po drugie pomieszałaś czasy, a po trzecie,
generalnie kulawo wyszło Ci to tłumaczenie.
Wampir
Zastanawiał się, jakim cudem czarownicom to się nie nudziło. Wszystko było
poukładane w tym samym szyku i było niemal identyczne. Z pewnością założyłby
się, że wnętrza wszystkich chat również wyglądają tak samo. Czarownice ceniły
sobie porządek, a ułożenie wszystkiego w ten sam sposób może miało odstraszać? – Powtarzanie
„być” oraz „wszystkiego”. „Zastanawiał” małą literą.
Czuł,
że użyto tam magii, ponieważ pomieszczenie nie zmieściłoby się w takim
pomieszczeniu. Szczególnie że znajdowały się drzwi. Przez jasność, jaka
dochodziła znad przeciwka, Nathan zawahał się, czy iść dalej. W górze zauważył
okna, przez które przedostawało się światło dzienne – z naprzeciwka. Pomieszczenie
nie zmieściłoby się w pomieszczeniu, bo znajdowały się tam drzwi: logiczne i w
ogóle bez powtórzeń. Inne błędy: „z powodu jasności, która (…)” oraz „na górze”.
Wampir
ich obydwoje wziął za ręce i teleportowali się do lasu. Nathan planował
wylądować zupełnie gdzie indziej i nie miał pojęcia, dlaczego stało się
inaczej. W oddali usłyszeli krzyki przepełnione zszokowaniem i złością. Nie
chcieli przypadkiem zostać znalezieni, więc ruszyli biegiem jak najdalej od
miejsca zdarzenia. Mieli nadzieję, że już nic nie spotkają na swojej drodze,
ale niespodziewanie uderzyli w niewidzialną ścianę. Chcieli zawrócić, ale za
nimi ściana była również. Jak się okazał, byli zamknięci w czymś na kształt
dużego pojemnika. – „Wampir
wziął ich obydwoje”, „dlaczego stało się inaczej” – zbędne. Dodatkowo
„szokiem”. Nie miała tu miejsce żadna zbrodnia, więc „miejsce zdarzenia” brzmi
mało fortunnie. Wyrażenie „za nimi ściana była również” nie dość, że ma złą składnię, to
jest mało fortunne ze względu na powtórzenia.
Rozdział
XXXV
Nie
sądzili, że któraś z czarownic, a tym bardziej ich przywódczyni, mogłaby mieć
wizję, że poszukują ostatniej osoby z przepowiedni. Za każdym razem, gdy
próbowali się wydostać, musieli zderzyć się z niewidzialną ścianą, która
otaczała ich z każdej możliwej strony. Nawet znajdowała się na górze. Zaczynało
ich to irytować, ale mimo to nie przestawali próbować. Dla kogoś stojącego z
boku musiało wyglądać to zabawnie, gdyż trzy osoby zamknięte w niewidzialnym
,,czymś’’ za wszelką cenę chciały wyjść na zewnątrz, a stojąca na uboczu
czarownica miała założone na piersi ręce i z lekkim rozbawieniem patrzyła ma
swoich więźniów. – W
pierwszym zdaniu: „poszukują” nie odnosi się do czarownic, niezgodność podmiotów.
Potem „zderzali się”, a nie „musieli się zderzyć”. Następnie składnia:
znajdowała się nawet na górze”. W ostatnim zdaniu: „niewidzialne coś” brzmi
mało profesjonalnie, ponadto „próbowały” brzmiałoby lepiej niż „chciały”, a
czarownica „patrzyła NA więźniów”.
Ściana,
w miejscu, gdzie była dłoń Andrei, zadrżała, ujawniając swoje istnienie. – Mało zgrabne
zdanie. Proponuję: „w miejscu, w
którym znajdowała się dłoń Andrei, niewidzialna ściana drgnęła, ujawniając swoje
istnienie”.
To
było dla niej coś wywołujące ogromny szok. – To „coś” jest naprawdę
katastroficzne.
Nikt
wtedy nie wiedział, że z powodu połączenia, które zostało wytworzone pomiędzy
czarownicami przez czar, którym odbiera się moce, część mocy Morgany
przedostała się do Mary. Zorientowano się dopiero wtedy, gdy Morgana nie mogła
wykonywać pewnych rzeczy. Niestety zaklęta zniknęła. – W pierwszym
zdaniu znalazło się za wiele „których”, przez co logika wypowiedzi nieco
zanikła. Powtórzyłaś także „moce”. No
i co to za słowo „zaklęta” użyte jako podmiot?
—
Teraz nikt nie będzie mógł czytać w twoich myślach. //— Tak zawsze? – Tak na zawsze.
Miała
zamknięte oczy. Jej cała twarz była w zmarszczkach, natomiast siwe włosy upięte
w luźnego warkocza, dodającego sobie uroku. – (…) siwe włosy
upięła w luźny warkocz dodający jej uroku.
Bestia
była w ogromnych rozmiarach, a co najważniejsze, bardzo silna. – Ogromnych
rozmiarów.
Z
jego ust ciekła ślina, która kropelkami spadała na ziemię, wypalając dziury w
miejscach, w które wylądowała. Wiedziała, gdzie ma lecieć. – Ślina wiedziała,
gdzie ma lecieć? Brak logiki ze względu na niezgodność podmiotów. Ponadto „w
których”.
To
bestia rzucała w nią kolcami, wydobywającymi się z jej ust i mającymi taką samą
truciznę, co ślina. Zaczęła uciekać. – Ślina zaczęła uciekać? Jakoś
lubisz personifikować tę ślinę, nie powiem. Ponadto w pierwszym zdaniu też
nie wiadomo, z czyich ust wydobywały się kolce: bestii czy ofiary. Musisz
dodawać informację o osobach, aby nie mieć problemu z niezgodnością podmiotów.
W okolicach rozdziału dwudziestego z
lubością pisałaś „jaki” zamiast „który”.
LOGIKA
Na
początku jest z nią naprawdę źle. W ostatnich rozdziałach zdecydowanie się
poprawiasz, prawie nie ma tego typu błędów.
Prolog
Jak
na swój wiek była bardzo mądra i wiedziała, że nie potrafiłaby panować na tym
żywiołem. (…) Potrafiła to, czego inni nie umieli, ale gdzieś głęboko w
sobie czuła, że tak nie powinno być. Przeraziło ją to. Wiedziała, że ludzie nie
umieją takich rzeczy, a osoba, która to potrafi, nie jest normalna. Postanowiła
to zachować w tajemnicy i nikomu tego nie mówić, nawet rodzicom. Tak odkryła
swój nieludzki dar... – Coś za mądra ta Andrea jak na
sześciolatkę. Dziecko byłoby zachwycone, jakby umiało coś takiego i nie
myślałoby, czy to możliwe, czy nie, a przynajmniej nie od razu. Jakoś nie chce
mi się wierzyć, że jak już by doszła do wniosku, że jednak potrafi panować nad
wiatrem, to nie powiedziałaby tego rodzicom, o ile wcześniej nie stałoby się
coś strasznego związanego z tą mocą, a tutaj tak nie było. Ponadto wyrażenie
„nieludzki dar” jest za bardzo pejoratywne. „To” aż roi się w tym fragmencie…
Nagle
rozległ się rozpaczliwy szloch. Zaniepokojona zaczęła nasłuchiwać. Przerażona
stwierdziła, że płacz należy do jej matki. Szybko niczym torpeda, pobiegła do
domu. – Niesamowity słuch – czyżby kolejna
umiejętność? Ponadto „jak torpeda” i już bez przecinka
Poruszę jeszcze kwestię zaginięcia barta. Jak dla
mnie zbyt dużą robią z tego tragedię, zaginął to nie znaczy umarł, szczególnie
jeśli ma osiemnaście lat, to może sobie znikać na dłuższy czas… Powinni
rozpocząć poszukiwania, a nie siedzieć i się zamartwiać. Owszem, później
okazuje się, że minęło dziesięć lat, a brata nadal nie ma, więc rozpacz jest
uzasadniona, ale nie tak szybko, nie w prologu.
Rozdział
I
Odkąd
mama wyleczyła się z depresji, bez przerwy się o coś mnie czepiała, na przykład
o to, że za dużo czytam książek lub że się uczę lub za późno wracam do
domu... – czepiała się, że się uczy? Szczególnie
że chwilę później piszesz, że marzyła o tym, aby córka została prawnikiem?
Ponadto przecinek przed drugim „lub” (reguła niżej).
Plus „mnie o coś” – zmiana kolejności.
Alexandra
chciała coś powiedzieć, ale w tym samym momencie coś strasznie huknęło, a
samochód automatycznie zwolnił. Strasznie nim trzęsło. Za nami jakieś
auto głośno zahamowało, a jego kierowca zaczął wykrzykiwać pod naszym adresem
przeróżne wyzwiska. Klną jak szewc. Jeszcze gorzej niż kierowcy ciężarówek! To
wszystko tak szybko się działo, że nawet nie wiem, kiedy z przyjaciółkami
zaczęłam piszczeć. Alex i Chloe z przerażonymi minami były przytulone do
siebie, a na dodatek miały wytrzeszczone oczy. Ja z taką samą miną przywarłam
do fotela. Nie miałam do kogo się przytulić... Za nami kierowcy samochodów
trąbili klaksonami. – Mało logiczne. Rozumiem, że Alex i
Chloe, skoro mogły się do siebie przytulać (nie „być przytulone”, to język
polski, nie angielski, używamy częściej strony czynnej), to siedziały z przodu?
Jakim więc cudem Andrea mogła dostrzec wyraz ich twarzy? Zresztą nawet jakby
mogła, to raczej sama miała spory problem. Oprócz tego okna musiały być otworzone,
skoro dziewczyny słyszały przekleństwa kierowcy, a nigdzie o tym nie
wspomniałaś. Ponadto w dwóch pierwszych zdaniach powtarzają się niepotrzebnie
słowa „strasznie” i „coś”, a to pierwsze to w ogóle nie pasuje do końca do
opisu, bo jest kolokwializmem. No i z tym piszczeniem to też do końca nie
trafiłaś, bo niby co ma szybkość wydarzeń do konieczności wydawania takiego
dźwięku? Ostatnie zastrzeżenie to błąd ortograficzny – on „klął jak szewc”,
„klną” to „oni”.
Następnie Andrea idzie z paczką do
szkoły, dochodzi pod nią, a potem: „Tam
pożegnaliśmy się, a ja z Matthewem i Nicole poszłam na historię”. To z kim
się niby pożegnała?! Z którymi przyjaciółmi? No i „Matthew”.
-Pomyślałam
sobie, że moglibyśmy gdzieś pojechać- powiedziała najwidoczniej niezadowolona z
tego, że nie okazałam nawet najmniejszego entuzjazmu. – Nie
widzę w tej wypowiedzi nawet grama sugestii, z której powodu Alex mogłaby być
niezadowolona, ale okej.
Rozdział
II
Oczywiście
mnie to jakoś specjalnie nie interesuje. Po prostu jestem ciekawa. – SZCZYT
logiki po raz drugi. Andrea W OGÓLE sobie nie zaprzecza.
Po
raz pierwszy wywinęłam nauczycielowi taki numer. Nigdy wcześniej nie przyszłoby
mi to do głowy. No, ale jak człowiek się wkurzy, to różne rzeczy przychodzą mu
na myśl... – Podejrzewam, że Lewis denerwował Andreę
już od dawna, więc mało w tych stwierdzeniach logiki.
-Zbierajcie
papiery!- warknął Lewis. // To do mnie jakoś nie dotarło. –
Chyba jednak dotarło, skoro to usłyszała. Inna kwestia, że się nie przejęła.
Rozdział
III
Ten wiatr... Jak ja mam u licha go
zlikwidować?! Jeszcze nigdy nie wywołałam takiej wichury. Zawsze był to mały,
niegroźny wiaterek, który zazwyczaj udawało mi się zlikwidować... Im staję się
starsza, to tym mam większe trudności z użyciem mojego daru. Miałam już go
prawie opanowany, a tu proszę! Wymknął mi się spod kontroli. Czy znowu przed
dwa lata, albo i dłużej będę musiała się uczyć nad nim panować? A co, jeśli tym
razem mi się nie uda i stanę się niebezpieczna dla otoczenia? Co ja wtedy
zrobię? Ucieknę, czy co? Przecież to nie może się tak skończyć – przeczysz
sobie w tym fragmencie. To w końcu dotychczas panowała nad swoimi umiejętnościami czy nie?
Wydaje mi się, że chodzi Ci o to, że po wielu trudach udało jej się opanować
moc, a teraz z niewiadomych powodów wymyka się jej znów spod kontroli. Ale to z
powyższego akapitu NIE wynika.
Dopadły
mnie Chloe z Nicole. Nawet nie wiem, która się mnie o to zapytała. Obie
uśmiechały się promiennie, ale najbardziej Nicole. –
Bardziej Nicole. Nie było trzech osób, a tylko dwie.
Ucieszyłam się, że tak bardzo ją to cieszy.
Zrobiło mi się z tego powodu ciepło na sercu. // -Jasne, że widziałam. Ale była
beka!- zaśmiałam się głośno. // -Lewis nie zapomni tego do końca życia!- mówiła
Chloe.
"Ja szczególnie ", pomyślałam zmartwiona. // -Widziałyście, jak to okno się otworzyło? Przecież wcześniej było zamknięte. To nie jest normalne, że tak nagle się otworzyło- powiedziała tonem, jakby właśnie odkryła coś ważnego. – I po co ta kropka nad „i”, Chloe? To powtarzanie… Również w tym cieszeniu się narratorki na początku…
"Ja szczególnie ", pomyślałam zmartwiona. // -Widziałyście, jak to okno się otworzyło? Przecież wcześniej było zamknięte. To nie jest normalne, że tak nagle się otworzyło- powiedziała tonem, jakby właśnie odkryła coś ważnego. – I po co ta kropka nad „i”, Chloe? To powtarzanie… Również w tym cieszeniu się narratorki na początku…
Zrobiło
mi się głupio, bo gdybym nie kichnęła, to nauczycielka by nas nie znalazła i
dawno byłybyśmy poza szkołą. – To pierwsze to może i
racja, ale poza szkołą by nie były, bo nadal by się kryły w tym schowku.
-Wymiękasz?-
spytał złośliwie Nathan, gdy go mijałam nie wiem który raz. Spiorunowałam go
wzrokiem i przyśpieszyłam tak, że dogoniłam przyjaciółki.
// Przebiegłyśmy już cztery okrążenia.
Miałam tego serdecznie dosyć. Myślałam, że padnę! – Andrea
raczej wie, który raz przebiegła koło Nathana, skoro przed chwilą była na
trzecim okrążeniu, a teraz jest nas czwartym… Chyba że aż tak nie myśli.
Czułam,
że na twarzy mam wypieki. Musiałam je mieć, bo moje przyjaciółki też je miały. –
Kolejny szczyt logiki. Nie mówię już nawet o powtórzeniach.
Gdy
skręcałam, to te kilka metrów biegłam z zamkniętymi oczami. Dopiero gdy
wiedziałam, że zaraz będę musiała skręcać to je otwierałam. –
??? Brakuje przecinka przed „to” w drugim zdaniu.
Wstałam
z ławki. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mogłam chodzić. Byłam taka
padnięta. Szłam jak stara babcia. Dobrze, że nikogo nie było w pobliżu. To
byłby obciach. Wyszłam z szatni kiedy do głowy wpadł mi pomysł, żeby zemścić
się na nauczycielce wf-u. – Nie mogła chodzić, mimo
że wstała i szła (nawet jeśli „jak babcia”). Ponadto nagle magicznie odzyskała
siły i poszła się mścić. Mało logiczne. Brakuje przecinka po „szatni”.
Rozdział
IV
Mowę
mi odebrało. // -Ale on jest odważny- powiedziałam do siebie. –
Szybko jakoś tę mowę odzyskała.
Rozdział
V
Spodni
nie chciałam ubierać, bo i tak wiedziałam, że nie dam rady ich założyć – Matko…
Zaczęłam
przyglądać się ponuremu obrazowi miasta. Wszędzie była droga –
w mieście to bardzo dziwne, że są drogi…
Ludzie,
którym się przyglądałam to szli na jakieś zakupy, do pracy, lub po prostu byli
na spacerze... – Skąd ona niby wie, gdzie szli przechodnie?
Jest jakąś wyrocznią? Zdanie jest też mało poprawne gramatycznie z „to szli”,
ponadto brakuje przecinka przed „to”, zaś zbędny jest ten przed „lub”.
Rozdział
XVI i XVII
(…)
a ręce miałam owinięte wokół swoich nóg. Wciąż się trzęsłam ze strachu, a w tej
pozycji czułam się bezpiecznie. Byłam pod ostrzałem spojrzenia Nathana, który
bacznie mi się przyglądał. – Kolejne przykłady stawiania kropek nad „i” w
ostatnim zdaniu. A wcześniej… to co, w końcu się boi, czy czuje się
bezpiecznie? Jakbyś dodała „względnie” przed bezpiecznie, byłoby znacznie
lepiej.
Nathan
musiał go rozpalić, bo ja nie byłam w stanie. Przez cały ten czas odkąd
siedziałam tu z nim, nie odzywaliśmy się od siebie. – „Ten”, „tu” itd.
Po co? Ponadto przez niezgodność podmiotów wygląda na to, że Andrea siedzi z
czymś, co Nathan rozpala, a więc ogień. Zresztą trochę dziwnie brzmi, że „nie
była w stanie” rozpalić ognia, skoro to jest jedna z jej wyjątkowych
umiejętności.
To
było pewne, bo żaden normalny człowiek nie posiada takich umiejętności, jak ja.
Nie wiedziałam jednak, dlaczego powiedział, że nie jestem do końca człowiekiem.
Przecież ja nim byłam. Nie robiłam niczego, co nie byłoby ludzkie... – Halo, po raz
kolejny sobie przeczysz, Andreo. To w końcu uważasz, że jesteś człowiekiem czy
nie, bo zmieniasz opinię w czterech krótkich zdaniach?! Dodatkowo, cały czas
zdarza Ci się używać tego nieszczęsnego czasu teraźniejszego.
Przełknęłam
z trudem ślinę, bo nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie sądziłam, że
robiłam takie coś – o
jakie „coś” chodzi Ci w drugim zdaniu? Podejrzewam, że o podpalenie lasu,
aczkolwiek logicznie nie wynika to z tekstu. Nie mówiąc już o powtórzeniu i o
tym, że drugie zdanie w ogóle nie jest potrzebne…
Wzięłam
głęboki wdech i zgarnęłam włosy do tyłu, bo zasłaniały mi cały widok. Jak
słyszałam ten głos w głowie, to on powiedział, że muszę ufać Nathanowi. – Po pierwsze,
jakoś długo te włosy jej nie przeszkadzały, a niby zasłaniały całą widoczność
(lepsze słowo). Po drugie, znów tzw. zaimkoza.
—
Jesteś kim podobnym — wypalił, co wywołało na mojej twarzy szok. // —
Niby skąd to przekonanie o tym? — zapytałam słabo. Musiałam oprzeć się o
ścianę, by Nie upaść. // — Pewna osoba mi o tym powiedziała... – Aaa, duże braki
w logicznym rozumowaniu Andrei przeszły na Nathana, bójcie się, bogowie. Serio,
narratorka naprawdę pyta, skąd Nathan wie, że dziewczyna też nie jest
zwykłym człowiekiem?? Na jego oczach podpaliła, cholera, las! I to powinien jej
odpowiedzieć, tonem pełnym sarkazmu. Chyba że chodziło Ci o to, by Nathan znów
nawiązał do czarownicy, ale powinnaś to zagaić w inny, bardziej logiczny
sposób. No i powinno być: „jesteś kimŚ podobnym do mnie”, a najlepiej „jesteś
podobna do mnie” oraz „nie upaść” zamiast „nie upaść”.
Właśnie
usłyszałam już kolejne słowa, które wydawały mi się jakąś głupotą! Czarownica!
Jeszcze czego! Wiedziałam, że żyły w średniowieczu, choć to nie była prawda, bo
uznawano za nie kobiety, które po prostu znały się na ziołach i tym podobne.
Osądzali je za jakąś magię, choć to było kłamstwo i biedne były spalane na
stosie. A były niewinne. – BOŻE, widzisz i nie grzmisz?! Po
pierwsze, skąd ona jest taką znawczynią średniowiecza oraz czyjeś winności bądź
niewinności? Po drugie, serio, już nawet nie mam siły pytać, dlaczego Andrea neguje
każde zdanie wydobywające się z ust Nathana, skoro WSZYSTKO wskazuje na to, że
żyje w świecie nadprzyrodzonym?! Mogłaby się zamknąć, wysłuchać chłopaka, a
dopiero po zakończeniu rozmowy zacząć o tym myśleć! Aż chce mi się zacząć
przeklinać. Gdyby nie te bezsensowne wstawki z jej strony, tę rozmowę czytałoby
się znacznie lepiej, w końcu zawiera naprawdę ciekawe informacje!
Jeszcze
nigdy nie przypuszczałam, że może mnie spotkać takie coś. – „Jeszcze”,
seriously? Dlaczego w ogóle by miała? Przecież nie otrzymała do tej pory żadnych
przesłanek o istnieniu wampirów czy wilkołaków, co najwyżej czarów.
Otworzyłam
szeroko oczy, bo po opuchliźnie nie było już żadnego śladu. Drżącą dłonią
dotknęłam swojej nogi w miejsce, gdzie powinna się ona znajdować. – Nic z tego nie
rozumiem. Szukała swojej nogi? A jeśli chodzi o opuchliznę, to dlaczego nie mogła
otworzyć oczu wcześniej i czemu w pierwszym zdaniu jest „bo”?
Od
ponad godziny siedziałam w szopie — dokładniej w drzwiach — gdzie było narąbane
drzewo. Nikt nie wiedział, że tutaj byłam, ale bardzo mnie to cieszyło. – Wtf? Jeśli
siedziała w drzwiach, to chyba było bardzo łatwo ją znaleźć. Po prostu nikt,
najwyraźniej, nie szukał! Andreo, naucz się wreszcie, że nie jesteś pępkiem
świata.
Podziwiałam
te malutkie stworzonka, że mimo iż były bardzo malutkie i to jeszcze były
jednymi z najmniejszymi zwierzątek, to wciąż ciężko procowały, mimo tych
wszytych rzeczy, które je spotykały. – Po pierwsze, dwa razy podkreślasz, że
mrówki są „tak małe”. Po drugie, zła odmiana, powinno być „najmniejszych”. Po trzecie,
znajdują się tutaj dwie literówki, powinno być „pracowały” i „wszystkich”.
Ponadto co takiego złego spotyka mrówki?
Nie
było tak ponuro jak zazwyczaj. – Jeszcze niedawno Andrea zachwycała się
widokiem gór, uważała, że jest pięknie…
Dzięki
temu w oddali słyszałam, jak ptaki ślicznie śpiewają, co samo zapraszało, by
się do nich dołączyć i śmiać się wesoło. – To w końcu
dołączyć się, aby śpiewać, czy się śmiać? Ponadto śmieje się na ogół wesoło. No
i „samo zapraszało” nie brzmi dobrze.
Już
byłam pewna, że ten głos nie zostawił. Że ta osoba mnie zostawiła! A teraz
znowu rozbrzmiewa w mojej głowie i śmie mi mówić o jakiś bzdurach! Jak tam
można?! – W
pierwszym zdaniu „mnie”. W ostatnim „tak”. W przedostatnim „jakichś”. Niepotrzebna
zmiana czasu oraz kolejna kropka nad „i”. Ponadto znów to niezdecydowanie
Andrei, na początku uważała, może i słusznie, że słyszenie głosów w myślach nie
jest normalne. Następnie nie chciała mieć do czynienia z tym głosem. A teraz,
kiedy powrócił, to robi mu wyrzuty, że ją wcześniej zostawił. Nie mogę
wytrzymać z jej niezdecydowaniem.
Starałam
się mu uciec, ale wiedziałam, że nie uda mi się to. Przecież doganiał mnie! –
(…)Wbiegłam do ciemnego lasu (…) Nie wiedziałam, dlaczego postanowiłam uciec
akurat tam. – Kolejny
przykład szczytu logiki, a nawet dwóch. Skomentuję tylko drugi – skoro znów
postanowiła uciekać, to gdzie miała to robić, jak nie do lasu, jeśli tylko taką
opcję posiadała?!
Pisnęłam
w przerażenia, bo wbiegłam w jakieś chaszcze, które miały kolce. Do tego się
jeszcze wywróciłam, a w tym samym momencie słyszałam dźwięk rozrywanego
materiału. No pięknie. Co najgorsze wpadłam w błoto, gdzie o mało co nie
wsadziłam twarzy. Było tak ciemno, że niczego nie widziałam. Syknęłam, bo
podczas upadku kolce poraniły trochę moją buzię. Czułam, jak wbijały mi się w
skórę, co było bardzo bolesnym doznaniem. – W każdym zdaniu jest coś nie tak.
Powinno być: „z przerażenia”. O „jakieś” nie mam siły już pisać. Dodatkowo
ciekawe, że Andreę bardziej przerażają kolce niż to, że upadła. Dalej: „w
błoto, w które o mało co (…). Ciekawe, że widziała kolce i błoto, skoro było
tak ciemno, że „nic nie widziała” (zamiast „niczego”). Ostatnie pytanie – jak w końcu poraniły ją te kolce: trochę czy bardzo?
Nawet
po powieki, które zamknęłam, by nie zrobić sobie czegoś z oczami, bez których
najprawdopodobniej bym sobie nie poradziła. Nie chciałam być ślepa. Chciałam
się ruszyć (…) –
ach, ta logika. Raczej nikt, droga Andreo, nie chciałby oślepnąć. I to wcale
nie dlatego, że wszyscy ludzie są egoistami, którzy uważają, że ich oczy są
najpiękniejsze. Nie, instynkt nakazuje nam w chwilach zagrożenia ratować to, co
najważniejsze. A wzrok to najważniejszy ludzki zmysł. Niepotrzebne „po” +
czasy.
Gdy
były już wystarczająco blisko, zerwałam się z miejsca nie zważając na silny ból
– przed
chwilą była zaklinowana i NIE mogła się poruszyć. Ale jak usłyszała Nathana, to
wszelkie prawa fizyki uleciały do równoległego wszechświata. Brak przecinka po „miejsca”.
W
pewnym momencie ktoś mnie złapał. Domyśliłam się, kto to był. – BRAWO,
ANDREA!
—
Nathan! Puść mnie! — krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, przez co głos już
miałam całkiem ochrypły. – Tyle nowych umiejętności zdobyła, a chrypkę ma po
trzech słowach?
Miałam
ochotę mu uciec, ale wiedziałam, że nie dałbym rady. Do tego jeszcze dookoła
było strasznie ciemno i ponuro, co mnie przerażało i przez to odrzucałam swoje
myśli na daleki plan. Bałam się, że się zgubię, a ja nie znałam tak dobrze tych
gór. Poza tym ogarnął mnie strach. Pojawił się klimat, który powodował na mojej
skórze gęsią skórkę. Miałam dziwne przeczucie, że coś może się wydarzyć, ale
nie miałam zielonego pojęcia, co. – „Nie dałabym”, nie rób z Andrei
chłopca. Mylisz klimat z pogodą. Ponadto, jeszcze przed chwilą Andie chciała
uciec Nathanowi najdalej, jak się da, ale wystarczyło, żeby ją dopadł i już
zmieniła zdanie? Jakbyś od razu napisała, że nagle przeczucie nakazało Andrei
zostać z chłopakiem, brzmiałoby to znacznie logiczniej. Ostatni przecinek zbędny.
(…)
powiedział pewny siebie Nathan, ale mimo to i tak zauważyłam, że jest
przerażony. Czy on się bał? – Geniusz logiki.
Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę z tego, że rzeczywiście na niebie był księżyc.
Jeszcze świecił prosto na mnie! – Wow, cóż za spostrzegawczość. A czy tam
nie było przypadkiem drzew zasłaniających księżyc w całości? Ponadto o pełni
mówiono już od dłuższego czasu, więc skąd to zdziwienie?
Zostawał
mi jedynie mój dar, ale w chwilach zagorzenia bardzo trudno było mi go użyć. – Zagrożenia.
Ponadto Andrea potrafi wywołać swój dar w różnych momentach, to, że go nie
kontroluje, to inna sprawa. Ale faktycznie, lepiej nie ryzykować, jak wampir ma
chrapkę na twoją krew.
Było
mi strasznie głupio i źle, że ja tak stronę, a mój kolega cierpi. Chłopak, a
raczej wampir wydostał się jakimś cudem z paszczy zwierzęcia i szybkim ruchem
wskoczył mu na grzbiet – BOŻE MIŁOSIERNY… Po pierwsze, „stoję”. Po drugie,
jakoś łatwo sobie Nathan poradził. Po trzecie, te myśli Andrei w chwilach
kryzysowych…
Miałam
ochotę się rozpłakać, bo wiedziałam, że już po mnie. Byłam zła na siebie, bo za
wcześnie wydawałam na siebie wyrok śmierci. Mogłam jeszcze z tym poczekać, ale
żadna inna myśl nie przychodziła mi do głowy. – Ludzie, no to
w końcu za wcześnie czy nie? Niech się laska zdecyduje. A najlepiej, to
zamiast rozmyślać, niech się skupi na ratowaniu życia.
Chciałam
krzyczeć jak osoba, która właśnie uciekła ze szpitala psychiatrycznego, ale
głos nie chciał mi się przecisnąć przez gardło. – Andrea właśnie
zauważyła, że coś może być z nią nie tak! Ale akurat w takim momencie każdy
mógłby się drzeć jak cholera i to nie byłoby NIC dziwnego. Nie sądzę też, aby
głos nie mógł się przecisnąć przez gardło.
Wytrzeszczyłam
oczy i myślałam, że zaraz zemdleję, a pierwszy raz miałam takie przeczucie. – Chyba nie po
raz pierwszy.
Tak
bardzo chciałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi – wreszcie,
Boże, doczekałam się!!!
Nie
mogłam sobie wyobrazić, że miałabym uciec jak ten tchórz i zostawić Nathana.
Samego – uciekała
kilka akapitów wcześniej bez żadnych skrupułów, ale okej. Nie mówię, że ucieczki
w takim momencie nie można zrozumieć, wręcz przeciwnie, ale chodzi o logikę.
Mimo
iż z całego serca go nienawidziłam, chciałam, a nawet pragnęłam mu pomóc. – Kilka zdań
wcześniej pisze „może go nie lubiłam”. A w poprzednim rozdziale, jak myślała o
swoim potencjalnym chłopaku, na myśl przyszedł jej nie tylko Eric, ale i
Nathan. SERIOUSLY, NIENAWIDZI GO???
Czasami
dziwiło mnie, że dzieci plączą z byle jakiej błahostki. Ja akurat miałam
wytłumaczenie i powód. – Dla dzieci ich powód jest najważniejszy na świecie. Andrea
jako dziewczynka pewnie płakałaby bardziej niż dziesięcioro innych dzieciaków z
powodu w stylu: „nie ma mojego ulubionego rodzaju lodów, to się rozbeczę na amen”.
Bo rozumiem, że jednak chodzi Ci o czasownik „płakać”, a nie „plątać”?
(…)
a ja co najgorsze nie byłam w stanie się ruszyć. Strach mnie sparaliżował od
stóp, do głowy. Z szeroko otwartymi oczami oczekiwałam na jego dalsze
poczynania. Nie wiedziałam czemu, ale naszła mnie ochota, by zginąć. Tak. Ja
naprawdę tego chciałam. Było to bardzo dziwne, bo chciałam jeszcze pożyć, bo
byłam bardzo młoda, a jednocześnie łaknęłam szybkiej i bezbolesnej śmierci. Te
odczucia w ogóle do sobie nie pasowały. Wiedziałam, że byłam dziwna, ale żeby
aż tak? Nie możliwe. –
Boże, dostrzegła swoje dziwactwo, tzn. to, co naprawdę jest w niej dziwne
niezależnie od tego, do jakiej rasy należy. Dodatkowo „co najgorsze” z obu
stron należy zamknąć przecinkami, „niemożliwe” zaś powinno być napisane
łącznie. Brak przecinka w zdaniu o strachu; no i pomieszanie podmiotów (wychodzi, jakby poczynania dotyczyły strachu).
Wstrzymałam
oddech, bo ono się nie ruszało. W moich oczach zgromadziły się łzy. Zwierzę nie
żyło. Zawsze lubiłam zwierzaki. Nawet te groźne. Nigdy nie mogłam patrzeć, jak
jakieś cierpiało. Teraz jednego Nathan zabił. Nie. Nie znienawidziłam go, ale
zrobiło mi się żal wilka mimo, iż chciał
nas zabić. – Co,
na Boga? Taka się nagle empatia obudziła w Andrei? Zazdrości przyjaciołom, nie
widzi ich problemów, nie interesuje się ich sprawami, ale nagle sobie
przypomina, w trakcie walki, że lubi zwierzęta, więc to smutne, że Nathan zabił
takie, które chciało ukatrupić zarówno chłopaka, jak i samą Andreę. Nawet ktoś
nie tak egoistyczny i dziwny jak A. odczułby radość w tej chwili. Może
później by w jakiś sposób żałował tej śmierci, ale nie w takiej chwili. Po
prostu nie. Przecinek przed „mimo”.
Długo
na to nie oczekiwałam, ponieważ gdy usłyszałam kolejne łamiące się kości,
skoczyły na mnie. – A
co do tego ma łamanie kości?
Rozdział
XVIII
(…)
kropel potu, które spływały mi po całej twarzy, pozostawiając za sobą mokry
ślad, który prawdopodobnie mienił się w blasku promieni słońca. – W życiu nie
czuła tak wielkiego bólu, a mimo to ma siłę na takie porównania?
Byłam
pewna, że moja jak dotąd nieskazitelna skóra była cała poparzona. Bałam
się, że stała się zwęglona i przypominała wyglądem czarny węgiel, który
połyskiwał się w słońcu.– No tak, jaką inną mogłaby mieć idealna Andrea?
Zresztą jak coś się zwęgli, to na ogół jest czarne jak węgiel. No i znów te
poetyckie porównania w chwilach agonii…
Krew
w moich żyłach stała się nienaturalnie gorącą i płynęła pod wielkim ciśnieniem.
–
gorącA. Ponadto skąd ona wie, jak płynie jej krew i pod jakim ciśnieniem? Ma
ciśnieniomierz w mózgu?
Łzy
natomiast nie były w stanie przecisnąć się przez moje mocno zaciśnięte powieki,
które prawdopodobnie były złączone ze sobą w idealnie prostą kreskę. – Tak, na pewno
była idealnie prosta, w końcu należy do idealnej Andrei. Ponadto nie ma potrzeby
cały czas w tym opisie podkreślać, że części ciała należą do dziewczyny poprzez
używanie różnych odmian zaimka „mój”.
(…)
narastający ból, który przyprawiał mnie o płacz. – Nie można przyprawiać
o płacz. O dreszcze co najwyżej.
Od
pond bardzo długiego czasu spod moich powiek wydostała się łza wielkości
grochu. – Nie
rozumiem, to ile czasu się ta wielka łza „wydostawała”? I jakie „pond”?
(…)
jak te części różnych urządzeń, których wynalazki nie wyrabiają i zostają
dookoła wyrzucane ze swojego miejsca. – ???
W
przekonaniu, że mogę się już ruszać, skuliłam się w kłębek, jakby to było
lekarstwem na ten cały ból (…) – skąd to nagłe przekonanie i możliwość
ruchu?
Chciałam
krzyknąć na całe gardło, pokazując tym samym, co ze mną jest, ale chciałam być
twarda. –
Boże, serio? Wcześniej miała bardziej racjonale wytłumaczenie na to, że leży
cicho – po prostu nie była w stanie otworzyć ust. W takim momencie każdy by się
darł, jakby mógł. Nikt nie chciałby być twardy. Ponadto powinno być „co ze mną
jest nie tak”.
Dopiero
po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że on wydostaje się z moich ust, których
nie wiedziałam w jakim momencie zdołałam otworzyć. Mój wrzask spłoszył ptaki,
które siedziały na koronach drzew. – Jednak za chwilę krzyczy, nie ma już tych
głupich przemyśleń. Powinno być: „z ust, które cudem zdołałam otworzyć”. Skąd
wiedziała, że ptaki są na gałęziach i że je spłoszyła? Może usłyszała, za
pomocą tego swojego supersłuchu, ale nie jest to jasne, zresztą w agonii raczej
by nie zwróciła na to uwagi.
Jeszcze
wykazywałam się rozsądkiem, ale nie zawsze i miałam wtedy nieprzyjemnie
konsekwencje. – Ja
bym powiedziała, że już od dawna nie wykazuje się rozsądkiem, ale jeśli w końcu
to zauważyła, to może istnieje dla niej jeszcze jakaś szansa?
(…)
leżąca pod moimi nogami z szeroki otwartymi oczami, przepełnionymi przerażeniem.
W pewnym momencie zachłysnęłam się powietrzem, bo było to coś okropnego. Nie
wybaczyłabym sobie, gdybym coś jej zrobiła. Jej i innemu mojemu przyjacielowi.
Załamałabym się i prawdopodobnie popadła w depresję, o ile tak się da. – No tak, Andrea
na pewno nigdy by nie popadła w depresję. Przecież ktoś tak świetny jak ona nie
miałby powodów, aby się załamać. Oprócz tego: „szeroko”, no i „jej lub
komukolwiek innemu”.
Rozdział
XIX
Często
robiłam tak, jak miałam słuchać czyiś opowieści, a wysłuchiwałam ich z ogromną
chęcią, ponieważ uwielbiałam dowiadywać się o ludziach nowych rzeczy. – Może, ale nie
zauważyłam. Jak dla mnie Andrea zawsze była skupiona przede wszystkim na
sobie, o innych nie chciała słuchać. Ale cóż, w takiej sytuacji, to pewnie
nawet ktoś tak egocentryczny zamieniłby się w słuch. Powinno być „czyichś”.
Oczywiście
jeśli chodzi o te wszystkie cechy, a mianowicie słuch, siła i tak dalej, to je
posiadasz, co zapewne zauważyłaś, ale są słabsze. Jesteś ode mnie wolniejsza,
choć tobie to raczej wydaje się inaczej. Nie posiadasz tych wszystkich rzeczy,
ale za to masz, a raczej powinnaś posiadać umiejętność telekinezy, umieć się
teleportować, a przede wszystkim hipnotyzować. – Jakich rzeczy
nie posiada? Chyba posiada wszystko, tylko w mniejszej mierze? Ponadto to nie
rzeczy, tylko umiejętności. Powinno być „siłę”. No i powtarzasz w tym
fragmencie z zamiłowaniem słowo „posiadać”.
Rozdział
XXXIV
—
Najlepiej będzie, jak się rozdzielimy — szepnął wilkołak, kiedy minęli jedną z
prawdziwych czarownic. // Pozostali pokiwali głową i każdy poszedł w swoją
stronę. – Zastanawia mnie, skąd wiedzieli, co jest czyją stroną, skoro w
ogóle tego nie omówili. I czy mieli wspólną głowę?
(…)
po czym wolnym tempem, ale dość szybkim, by szybciutko zniknąć w pola wodzenia,
pognała jak najdalej. – Że co?! To w końcu Andrea szła, biegła czy wolno
się przemieszczała?! Powtórzyłaś tutaj słowo „szybko”, tempem nie może pognać,
no i kolejna literówka, powinno być „widzenia”. W tym krótkim fragmencie mamy
więc zarówno błąd logiczny, jak i stylistyczne.
Nie
spodziewał się grupki czarownic, otaczającej jedną z nich. – Jedną z czego?
Bo z tekstu ani wcześniej, ani później to nie wynika.
Na
szczęście wampiry posiadały dar telekinezy, jednak zanim go użył, za pomocą
swojej wyjątkowej umiejętności sprawił, że niebo się zachmurzyło, jakby
zbierało się na burzę — Nathan potrafił zapanować nad pogodą. Zrobiło się
znacznie ciemniej. Wampir wykorzystał dar telekinezy i tak jak kiedyś, wzniósł
Andreę ponad ziemię. Ta nie krzyknęła, ponieważ podejrzewała, że nie bez powodu
to się dzieje. – Po
pierwsze, wiemy już, że Nathan potrafi panować nad pogodą, przynajmniej
częściowo, bo kiedy dawno temu Andrea rozpętała wichurę, to nic z tym nie zrobił
(ciekawe dlaczego, hm?). Nie musisz też dwa razy pisać o darze telekinezy. W ogóle to wielki szacun dla Andrei,
zaczyna najwyraźniej ogarniać, ponieważ nie zaczęła krzyczeć! Powinno być „że
nie dzieje się to bez powodu”.
Rozdział
XXXV
Kąciki
ust Hekate znacznie podniosły się. Nie zdziwiło jej, że dhampirzyca nie miała o
niczym pojęcia. Kto mógłby to wiedzieć, jak nie ona sama? Jedyna
posiadała tą wiedzę. – O kim mówisz w trzecim zdaniu, o Hekate czy Andrei?
W ostatnim powinno być „jako jedna posiadała tę wiedzę”. A w pierwszym zdaniu znacznie podnoszące się
kąciki ust niezbyt dobrze brzmią.
Miała
szkarłatne bez źrenic oczy, posyłające każdemu mordercze spojrzenie. – Po pierwsze,
jakie „każdemu”, skoro była tam jeszcze tylko jedna osoba? Po drugie, szyk,
powinno być: „miała/posiadała szkarłatne oczy pozbawione źrenic (…)”. Po trzecie, jakim cudem mogła widzieć bez źrenic?
– ortografia (8,5/10 pkt.)
Prolog
Jak
by chciał, żeby coś zrozumiała. – Jakby.
-Ale
dla czego?- chciałam się dowiedzieć. Tom to fajny chłopak. Z nim Alex była
szczęśliwa. To była świetna para. Co było powodem ich rozstania? –
Nie dość, że powinno być „dlaczego”, to jeszcze są powtórzenia czasownika
„być”, a ostatnie zdanie jest więcej niż zbędne!
Rozdział
II
Toleruje
go jedynie ze względu na resztę paczki, do której należę... – TolerujĘ.
A
poza tym, to bal absolwentów ma być dopiero w przyszłym tygodniu w piątek
popołudniu... – Po południu.
Ja
zawsze się na niego wściekam, a gdy ja mu odpyskuje, to on nic sobie z tego nie
robi! – co zrobię? Nie mówię już o tym, że odpyskujĘ, ale w
ogóle to słowo jest jakieś… dziwne. No i to nieszczęsne „ja”, które tak
uwielbiasz w pierwszych rozdziałach. Nie rób z Andrei większej egoistki, niż
już jest. Język polski ma to do siebie, że choćby dzięki końcówkom czasowników
wiadomo, w jakiej osobie się wypowiadamy!
Może
to dla tego, że chciałam się na nim odegrać za to, co robił Nicole. – Dlatego.
Zamiast
udzielić jej jakiś korków (…) – jakichś.
W
tej chwili czułam się wspaniale, a za razem byłam przerażona. – Zarazem.
Rozdział
III
Wstrzymałam
oddech, bo myślałam, że to pomorze, ale nie. – PomoŻe.
To aż boli!
Gdy
ktoś spóźni się na jej lekcję, karze biegać dwadzieścia długości (…) –
kaŻe. Boli jeszcze bardziej.
Wygarnęłam
bym jej to, co o niej myślę (…) – wygarnęłabym.
Przy tym rozdziale aż sprawdziłam w
komentarzach, czy nikt nie zauważył tak rażących błędów. Zauważył, ale nie
wiedzieć czemu, ich nie poprawiłaś.
Rozdział
V
-Nie
ważne- odparłam. Nie chciałam jej opowiadać o tym wczorajszym zdarzeniu. – Nieważne.
No i po co „tym”, odpowiedz mi?!
Zamknięty
w sobie otwierający się tylko wtedy, gdy musi i widzący świat w barwach czarno
białych... – czarno-białych. Ponadto brakuje
przecinek po „sobie” i „musi”.
Jechałyśmy
ulicami Nowego Yorku – Nowego Jorku. Jak spolszczać, to
całość, a nie tylko część nazwy.
Rozdział
XVI
Wydawało
mi się, a raczej byłam pewna tego, że nie mówił tego od tak. – Ot tak.
A
choć przez chwile nie pomyślałeś (…) – chwilĘ.
Rozdział
XVIII
Nie
puszczę Cię – cię.
To nie list, żeby „Ty/Cię” pisać wielką literą.
Wydawało
mi się to być niemożliwością szczególnie, że łzy takie nie powinny być. To było
wbrew prawą natury! – Wydawało się to niemożliwe. „Prawom”, zresztą tutaj dużo rzeczy jest
przeciwko prawom natury, Andreo, powinnaś się skapnąć jakieś kilkanaście
rozdziałów wcześniej! Przecinek przed
„szczególnie”, a nie po.
Rozdział
XIX
Śmieje
się –
śmiejĘ się (mówi Nathan).
Rozdział
XXXV
Na
niebie znajdowały się gdzie nigdzie chmury. (…) Wiatr bawił się włosami Andrei
i Hekate, układając je w nieład. – Gdzieniegdzie. Wiatr układał w nieład
włosy? To chyba niezamierzony oksymoron.
(…)
rządnej zemsty za to, co jej zrobiono. – Żądnej.
Nie potrzebne było jej światło, bo bez niego
doskonale wiedziała, gdzie podąża. – „niepotrzebne”, „bez niego i tak”.
e – interpunkcja + zapis dialogów + inne (6/10 pkt.)
INTERPUNKCJA
Rozdział
I
Raz
nawet wiatr, który wywołałam zrzucił ze ściany zegarek, który spadł na
nauczyciela. – zdanie
„który wywołałam” jest zdaniem wtrąconym, więc musi być oddzielone od reszty
przecinkami z OBU stron. W każdym zdaniu złożonym zdania podrzędne muszą być
oddzielone przecinkami z wyjątkiem „i”/,,oraz”/,,albo”/,,lub”, chyba że mamy
konstrukcję „albo/albo” i analogiczne, wtedy przed drugim członem stawiamy
przecinek!
Jak
oznajmiłam rodzicom, że chcę zamieszkać w internacie. to tylko tata poparł moją
decyzję. – Przecinek
zamiast kropki.
Jeśli
chodzi o zakupy to zawsze! – Przecinek po „to”.
(…)
jak ludzie, którzy stali w co najmniej kilometrowym, albo i dłuższym korku
odjeżdżali i posyłali nam gniewne spojrzenia. – To jest właśnie
ten przykład „albo”. No i przecinek po „korku”.
-Nie
on ze mną moja panno, tylko ja z nim- powiedziała oburzona. – Przecinek po
„mną”, zawsze przed wołaczem stawiamy ten znak interpunkcyjny.
A
moje przyjaciółka zanim związała się z Tomem, mogła go lepiej poznać... – Przecinek przed
„zanim” patrz punkt pierwszy. Często również nie stawiasz przecinka przed „ile”
w zdaniach złożonych. No i „moja”.
Powoli
jadłam swoją słodycz. Mimo, że był zimny, to i tak było mi gorąco. Czułam jak
krople potu spływają mi po twarzy. – „mimo że”, podobnie jak „chyba że” lub
„prawie że” to wyjątek, nie stawiamy pomiędzy członami tych wyrażeń przecinków.
Jak coś, to stawiamy przecinek PRZED takim wyrażeniem. Dodatkowo brakuje
przecinka po „czułam”. No a jeśli chodzi o logikę, o jedzeniu lodów było
napisane dobrych kilka zdań wcześniej, więc nagły powrót do ich konsumpcji i
nazywanie ich słodyczą jest dość ryzykowne. Ponadto słodycz to „ona”, nie „on”.
A
poza tym, żaden którego znam, nie wpadł mi w oko. – Przecinek przed „który”…
Toż to podstawa. Pierwszy zaś niepotrzebny.
Rozdział
II
Nie
było, co narzekać. –
Przecinek zbędny.
Gdy
szedł to patrzył pod nogi. – Brak przecinka po „szedł”. Zresztą lepiej brzmiałoby
„idąc, patrzył pod nogi”.
Jakbym
zrobiła nie wiadomo, co – Przecinek zbędny.
Rozdział
XXXIV
Ale
siedząc w miejscu i tak nic nie zdziałamy. – Przecinek po „miejscu”.
Podniosła
zgiętą w pięść dłoń, ale z wyciągniętym palcem wskazującym i uśmiechnęła się
triumfalnie. – Przecinek
po „wskazującym”. Ponadto dłoń może być w pięść „zaciśnięta”, nie „zgięta”.
Wszyscy
byli niemal, w stu procentach przekonani, że przywódca wampirów nie zgodził się
na uczestnictwo Nathaniela w poszukiwaniach. – Przecinek po „niemal” zbędny.
Rozdział
XXXV
Nie
mam pojęcia o czym mówisz – Przecinek po „pojęcia”.
—
Ciesz się tą chwilą póki możesz. – Przecinek po „chwilą”.
ZAPIS DIALOGÓW
Właściwie wszystkie
dialogi w pierwszych rozdziałach są zapisane nieprawidłowo. Podejrzewam, że
wiesz, o czym mówię, ponieważ od szesnastego rozdziału zaczęłaś zapisywać je w
miarę poprawnie. Na wszelki wypadek przesyłam linki: http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
oraz http://www.ekorekta24.pl/aktualnosci-jezykowe/16-opracowanie-tekstu/122-myslnik-pauza-polpauza-i-dywiz-lacznik-czym-sie-roznia-i-jak-je-stosowac
INNE
Rozdział
I
Ja
muszę zająć się młodsza kuzynką – młodszĄ.
Mi do szczęścia chłopak
nie jest potrzebny. – Mnie. Na początku zdania zawsze
piszemy „mnie”, a nie „mi”
"cześć"
– Prawidłowy
cudzysłów wygląda tak ,,”.
Rozdział
II
Przymrużyłam
oczy(…) – Co zrobiła? Chyba zmrużyła.
-No,
że mnie nie polubią... Bynajmniej matka Pala- wyjaśniała. // -No co
ty?! Jak ciebie można nie polubić?!- wybuchłam. Paula to fajna
dziewczyna. Dobrze wychowana i niczego jej nie brakuje. –
Po pierwsze: nie „bynajmniej”, a „przynajmniej”. To nie są synonimy –
http://portalwiedzy.onet.pl/140089,,,,bynajmniej_a_przynajmniej,haslo.html. Po
drugie: „Paula”, nie „Pala”. Po trzecie: czy Andrea naprawdę uważa, że życie jest
na tyle łatwe, że jak ona uważa kogoś za „fajnego” (okropny kolokwializm, be!),
to każdy inny musi też tak sądzić i od razu trzeba wybuchać na samą myśl, że
Paula obawiała się, czy mama jej chłopaka obdarzy ją sympatią? Jeden z wielu
przykładów egoizmu głównej bohaterki. Ech… Po czwarte: w ostatnim zdaniu
pierwsza część to równoważnik, a druga już nie i niezbyt dobrze brzmi to
gramatycznie.
Rozdział
III
-Ale
dudni w uszy – w uszach.
-No
wstawać!- popędziła pani Lewis. – Popędziła nas.
Na
kolką to troszkę pomogło, bo aż tak nie bolało – kolkę.
I znów stawiasz kropkę nad „i”.
Rozdział
IV
Z czego,
co wiem, to jeszcze nikt nigdy nie dał jej w kość. Ja będę pierwszą osobą, ale
nikt nie będzie o tym wiedział. – Z tego. No i
powtórzenie słowa „być”, którego można by uniknąć, pisząc np. „ale nikt się o tym
nie dowie”.
Posiadanie
moich umiejętności zmienia mnie na złe. – Nie trzeba pisać
„moich”, ach, ta Andrea-egoistka. Ponadto „zmienia mnie na złe” nie brzmi
dobrze.
Wyszłam
z szatni i rozglądnęłam się dookoła, czy nikogo nie ma w pobliżu. – Rozejrzałam.
Wyglądałam
pewnie jak te postacie z bajek, które się skradają. –
Źle to brzmi gramatycznie. Może na przykład: „przypominałam zapewne skradające
się postacie z kreskówek”.
Słyszałam,
jak ktoś odbija sobie piłkę. – Sobie? A może nie sobie?
Ale
czemu te problemy nie pojawiły się wcześniej tylko teraz, kiedy za niedługo
będę miała siedemnaście lat? – Niedługo.
Rozdział
V
Trudno
było mi założyć i ściągnąć spódnicę, bo tyłek mnie bolał i to mi to
utrudniało... – Zmienić spódnice.
Rozdział
XVI
To
mi nie grało – Coś
mi nie grało.
Nathan zaczął się niecierpliwić i
pomachał i dłonią przed oczami. – Mi.
—
Nie — powiedział pewny sobie. – Pewny siebie!
Zaczęłam
się bawić swoimi placami. – Miała swoje place? Ale bombowo.
Oparłam
się o ścianę i zesunęłam się na zimną podłogę. – Zsunęłam.
Mój
wygląd przypominał posąg. – ???
Odwęglam
wzrok od swojego odbicia. – Jeszcze większe „???” ???
To
wszytki było bardzo dziwne. – Wszystko.
Szybkim
krokiem przeszłam przez całą drogę, dzieląca mnie od szopy do domu. – dzielącą. No i „całą”
nie jest potrzebne.
Stałam
jak ta głupia i tylko przystawałam z nogi na nogę. – Która głupia?
Ponadto sformułowanie brzmi „przestępować z nogi na nogę”. Nie „przystawać”,
nie „stąpać”, tylko „przestępować”.
(…) pisnęłam,
ale szybko zakryłam sobie ręka usta. Ma twarz Nathaniela wstąpił szeroki
uśmiech. – ręką/na.
Tyle,
że ta szokująca wiadomość nie chciała mi się zadomowić w głowie. – zadomowić? „Tyle
że”, to wyjątek, podobnie jak „mimo że”.
Rozdział
XVII
Poczułam,
że skręca mi się w żołądku. – Nie znam takiego sformułowania. Wujek
Google też nie.
Naszła
mnie myśl, że gdzieś się schował i zaraz się na mnie rzuci, ale mijały co
koleje sekundy – bez
„co”.
Zrobiłam
krok do tylu, po czym następny. – Tyłu.
Już
byłam tak bliska, by uciec (…) – Blisko.
Deszcz
przybrał na sile i był wielkości grochu, co dawało się odczuć, a w
szczególności na twarzy. – Krople, a nie deszcz, to faktycznie mogą być
wielkości grochu. „A” niepotrzebne.
Jednak
ta nie trawiła tak długo jak poprzednie. – Co trawiła?
Rozdział
XVIII
Byłam
taką małą, bezbronna roślinką, która jest narażona na niebezpieczeństwo. –
porównanie-mistrz.
BezbronnĄ.
To
jeszcze pogarszało cała sprawę. – CałĄ.
Jeszcze
dalej płynął strumień wody (…) skapował prawdopodobnie do rzeki. – SKAPOWAŁ???
Zajęła
mi to ułamek sekundy (…) – zajęło.
Nie
mogłam znieś myśli, że ich więcej nie zobaczę. – znieść.
Rozdział
XIX
Tam
poznałem swoich kumpli, ale najbardziej zakumulowałem się z Jamesem i
Harrym. – Zakumplowałem.
—
Nie — potwierdził i uśmiechnął się szeroko, pokazują rząd swych śnieżnobiałych
zębów. –
Pokazując.
Nathan
wybuchł niekontrolowanymi śmiechem, a ja spuściłam wzrok. – Niekontrolowanym.
Kątek
oka zauważyłam, że chłopak wciąż się szczerzy. – Kątem.
Ubierają
się w stare łachmany, maja szpiczasty kapelusz, jak w bajkach... – Mają. No i
„zupełnie jak w bajkach” brzmiałoby lepiej. Kapelusze w liczbie mnogiej.
—
Skąd miałam wedrzeć? –
Wiedzieć.
Posiadany
moc hipnozy. – Posiadamy.
Dopiero
po kilku sekundkach – sekundach.
— A u mnie tak nie było — zauważyłam za zdziwieniem – ze.
Chciałam
w końcu to zmienić i wyjść z tej skorupiki, ale zorientowałam się, że nie
będzie łatwo. –
skorupki. Och, widzę, że Andrea zaczyna naprawdę coś dostrzegać, wow.
—
To wszytko? — zapytałam, nie kryjąc zszokowana – szoku/wszystko.
Rozdział
XXXIV
Rozmyślał
tylko o jednym, obstawiając argumenty za i przeciw. – Argumentów
obstawiać nie można.
Bardzo
zażyła się z podopieczną i nie chciała dopuścić do siebie myśli, że coś mogłoby
się jej stać. Traktowała ją jak własną, rodziną córkę. – Oto przykład
wielu literówek, które pojawiały się w opowiadaniu. Powinno być „zżyła” oraz
„rodzoną”. Choć z „rodzonej” w ogóle można zrezygnować, bo już napisałaś, że
„własną”. Nie stawiaj tak wielu kropek nad „i”.
Nie
odezwała się, bo uznała, że nie ma po co. I tak miała mało co do mówienia.
Wszystko stało się dla niej obojętne. – Znów te emo nastroje i powtarzanie się.
Ponadto powinno być „mało co do powiedzenia”, jak już.
Po
dość długiej chwili Dominic i Andie w końcu zdecydowali się przystanąć na
propozycję Jessici (…) – Przystać na propozycję/Jessiki.
Próbowała
wyrównać oddech, lecz nadal być szybki i cążki, a ona sama zdenerwowana. – Był. Cążki i
nożyczki?
Dhampirzyca
powili przeniosła na nią wzrok. – Kto co powił?
Zadowolony
Dominic zwinnie omijał co kolejne osoby, stające na jego drodze. – Stojące. Ponadto
„co” jest zbędne.
Gdy
tylko usłyszał płynące z jednej z nich ust słowo ,,pokój’’ postanowił je
śledzić. – Z jednej z nich ust? Bez
przesady, to słowo nie płynęło.
Rozdział
XXXV
Czarne,
zapierające dech w piersiach skrzydła o ostrym zakończeniu i kształtem
przypominający trójkąt, tylko czekały (…) – Przypominające.
Robisz sporo literówek w ostatnich
rozdziałach. Jakbyś ich nie czytała. Czasem wygląda to wręcz na autokorektę.
4. Dodatki,
zakładki (4/5 pkt.)
Na blogu panuje porządek i
przejrzystość. Zawarłaś krótki, ciekawy opis opowiadania i klarowny spis treści.
Znajdują się tutaj linki do innych stron, na których się udzielasz, lista
blogów, które czytasz, miejsce na pytania, spam… Wszystko uważam za niezbędne.
Może Liebster Award niekoniecznie, ale rozumiem, jeśli ktoś bierze w tym udział.
Tylko że powinnaś według mnie wykasować te posty spośród rozdziałów, ponieważ
czasem trzeba kliknąć z trzy razy „nowszy post”, aby przedrzeć się do kolejnej
części opowiadania.
Umieściłaś także dwie ankiety, dotyczące:
czytania oraz ogólnej opinii na temat opowiadania. Zawsze mnie zastanawia,
dlaczego autorzy w ankiecie pierwszego typu dają odpowiedzi w stylu „jestem tu
przypadkiem” – jeśli to prawda, taka osoba raczej w ogóle nie zwróci uwagi
na ankietę. Nie myślałaś o dodaniu pytania dotyczącego ulubionych bohaterów? Ja
bym była ciekawa.
Mam zastrzeżenia co do zakładki Bohaterowie – jako że jest ich sporo, nie
neguję jej istnienia, jednak uważam, że jeśli postanowiłaś umieścić zdjęcia
postaci, to opisy wyglądu są bardziej niż zbędne. Nie trzeba również
informować czytelnika na wstępie, że ktoś nie ma jeszcze pary, ale ją znajdzie,
zlikwidowałabym także część historia, bo
zawiera sporo spoilerów. W opisach pierwszych, nadprzyrodzonych bohaterów
niezbyt poprawnie opisujesz ich umiejętności – tzn. używasz jednocześnie
czasowników, jak i rzeczowników – lepiej byłoby wszędzie zastosować
równoważniki zdań – przykład: umiejętności: włada
nad 4 żywiołami i inne, jakie posiadają dhampiry (wyjdzie w rozdziałach) –
nie brzmi to dobrze gramatycznie, liczby pisze się słownie, no i na dodatek to nieszczęsne „wyjdzie w
rozdziałach” aż razi w oczy, powinno być też „innymi”. Podoba mi się jednak konsekwencja w tej zakładce,
każda postać opisałaś na tej samej zasadzie.
Streszczenie
z
pewnością potrzebne jest przy tak wielu rozdziałach, podoba mi się też, że
postanowiłaś opisywać posty po dwa. Jednak niestety początek tej zakładki nie
jest dobrze napisany, zbyt mocno skupiasz się na odczuciach, zamiast na treści,
czasem mieszasz także czasy. Później jest lepiej.
Nie wspomniałam wcześniej celowo o jednej
z zakładek, a mianowicie o mnie.
Podoba mi się sposób, w jaki ją stworzyłaś. Krótko, ale refleksyjnie, niektóre
wypowiedzi nieco się ze sobą kłóciły, a przez to tym bardziej wypadłaś w tym
niecodziennym opisie prawdziwie. Zdjęcia dobrze wpasowują się w nastrój.
Efekt nieco psuje ciągły tekst na końcu, w którym większości się
powtórzyłaś. Mogłabyś z niego zrezygnować, a o ulubionej piosence wspomnieć
wcześniej, tak mi się wydaje, dzięki czemu nie byłoby też zapewne powtórzenia
słowa „moje”.
PODSUMOWANIE
Otrzymałaś 64 pkt – dostateczny. Przyznam szczerze, że jeśli nie byłoby ostatnich dziesięciu rozdziałów, pewnie otrzymałabyś dopuszczający. Opowiadanie wymaga gruntownych poprawek pierwszych rozdziałów, najlepiej zmiany na narrację trzecioosobową, ale nie da się ukryć, że masz interesujące pomysły, a twój styl uległ poprawie. Myślę, że przydałaby Ci się dobra beta.
Otrzymałaś 64 pkt – dostateczny. Przyznam szczerze, że jeśli nie byłoby ostatnich dziesięciu rozdziałów, pewnie otrzymałabyś dopuszczający. Opowiadanie wymaga gruntownych poprawek pierwszych rozdziałów, najlepiej zmiany na narrację trzecioosobową, ale nie da się ukryć, że masz interesujące pomysły, a twój styl uległ poprawie. Myślę, że przydałaby Ci się dobra beta.
Wiesz, ja tutaj jedynie towarzysko, więc za bardzo się mną nie przejmuj, ale... ojaciejulek, ale długaśna ocena! W życiu takiej nie widziałam, serio, nawet za czasów świetności onetu. Ale to właśnie pokazuje Twoje zaangażowanie do tego, co robisz. Świetna robota, C.!
OdpowiedzUsuńCóż, długość proporcjonalna do ilości rozdziałów na ocenianym blogu:)
UsuńNiezależnie od ilości rozdziałów - naprawdę dobra robota. Kto wie, może kiedyś i ja się skuszę i zgłoszę do oceny ;)
UsuńDługaśna ocena? Nie jest taka długa. W Internetach krążą o wiele dłuższe.
UsuńHejo! :3
OdpowiedzUsuńNa początku powiem: Wow! I to jakie wielkie WOW! Już kilka razy zostałam oceniona, ale ocena nigdy nie była tak bardzo długa! Jestem pełna podziwu dla Ciebie! :D I przede wszystkim z całego serducha dziękuję za poświęcenie czasu na moje wypociny! ♥
No to lecimy po kolei! :D
Szczerze powiedziawszy to miałam problem z wymyśleniem linku do bloga, dlatego jest taki xD Zmieniłabym na inny, ale nie chcę już tego robić, ponieważ osoby, które tutaj są, mogą później nie trafić. Wolę nie ryzykować (:
Naprawdę nie wiem jakim cudem muzyka włącza Ci się automatycznie, bo jest ustawiona, że trzeba kliknąć, by ją odtworzyć. Jest już od bardzo dawna i nigdy się nie zdarzyło, żeby włączyła się sama. Może przez przypadek coś kliknęłaś?
Utwór ,,Time’’ jest po prostu bajeczny ♥
Miałabym dokładnie takie samo zdanie o szablonach, ale postanowiłam coś stworzyć sama i oto siedzę w szablonach już od roku (a uwierz, że początki były koszmarne) :D
Chodzi Ci o to, że menu jest trochę odsunięte od posta? To akurat zrobiłam specjalnie (:
,,Mocno naciągane, co wspominam także w logice, ale jest jeszcze gorsze jest to, że nie wiadomo nawet, gdzie one jedzą te lody.’’ dwa razy napisałaś ,,jest’’
UsuńNaprawdę dodaję rozdziały często? Na początku tak było, później już pojawiały się coraz rzadziej. Szkoła dobija, a to jeszcze 3 gimnazjum i nas męczą -.-
,,Nie martwi się rym, że rozpętała podwójne piekło.’’ tym (opis 3 rozdziału)
,,A, i wkurza mnie, że naszywasz krew rubinową cieczą.’’ nazywasz. (opis rozdziału 18, 19, 20) A dlaczego to Cię wkurza? Tak jakoś mnie zaciekawiło (:
,,Okazuje się, że to samo spotkało Andreę i Hekate.’’ powinno być Hildę (ostatni rozdział). Hekate to ta przywódczyni czarownic.
Nie sądziłam, że tak rozpiszesz się na te wszystkie rozdziały. Jestem pełna podziwu! Zdaję sobie sprawę (już od bardzo dawna), że początki są bardzo koszmarne (dlatego nowych czytelników przed tym ostrzegam i mówię, że lepiej będzie, gdy przeczytają streszczenie). Na pewno było dużo błędów. Poprawiłabym je, ale zawsze, gdy chcę się za nie zabrać, dostaję kolejne zamówienia na zwiastuny i szablony xD Początki były koszmarnie słabe. Wiem, że mega źle wykreowałam główną bohaterkę (szczególnie ją! (gdybym cofnęła czas, to zmieniłabym ją o 180 stopni)), wszystko było takie dziecinne i wg, ale zaczynałam to pisać, jak byłam w 1 gimnazjum, więc rozumiesz. Teraz to jestem 3 klasa, więc inaczej na wszystko patrzę. Podziwiam, że w ogóle przetrwałaś ten początek. Naprawdę! Wspomniałaś o ,,Vampire Diaries’’. Powiem, że nie oglądałam i nie czytałam tego (dziwne, co nie? xD), więc nie wiem, jakie tam wampiry mają zdolności. Staram się, by moje postacie były oryginalne, dlatego m.in. wprowadziłam takie coś jak krwawe łzy u wampirów i dhampirów. Cieszę się bardzo, że zauważyłaś zmiany w moim stylu pisania i że w ogóle coś Cię zaciekawiło. Również uważam, że pisanie z perspektywy trzecioosobowej idzie mi lepiej, niż pierwszoosobowej ;) Hah! I zgodzę się, że jest to przede wszystkim odpoczynek od Andrei! xD
UsuńDziękuję bardzo za wskazanie błędów, a kolejne stokrotne dzięki za to, że napisałaś, w których rozdziałach występują. W najbliższym czasie postaram się je poprawić. Ech. Ile już razy czytałam rozdział, a jak coś znalazłam, to był cud. Moje biedne oczka już nie wyłapują tych wszystkich błędów. Chlip :( Nad poprawnym układaniem zdań wciąż pracuję. Jeszcze czasami się zdarza, że w złej kolejności są poukładane wyrazy. A ile już razy chciałam źle napisać zdanie, co dopiero po dłuższej chwili zastanowienia orientowałam się, że jest źle xD Zawsze byłam kiepska z ortografii. Niestety. To moja słaba strona. No ale to nie zmienia tego, że kocham pisać nad życie ♥
UsuńEch. Logika to chyba jedna z tych najgorszych rzeczy, jaka mi idzie :/ Przyznaję się, że często piszę pod wpływem impulsu i tak jakoś wychodzi... Chcę, by było dobrze, a zawsze coś źle napiszę i lipa :/ Będę musiała bardziej skupiać się nad tym, co bazgrolę.
Cóż... Jak już wspomniałam, ortografia, interpunkcja i itd., to moja słaba strona. Bardzo słaba... Natomiast z powtórzeniu wciąż walczę. Często wchodzę na internet i szukam wyrazów bliskoznacznych, jak nie wiem, jakie słowo użyć.
Dziękuję z całego serducha za linki! Na pewno w nich skorzystam, bo się przydadzą! :D
Wiem, że ,,bynajmniej’’ i ,,przynajmniej’’ znaczy co innego. Od kiedy w komentarzu mi o tym napisali, zaczęłam zwracać na to uwagę ;)
UsuńJeśli chodzi o ankietę z ulubionym bohaterem, to raczej nie mam po co takiej zakładać, bo wszyscy piszą, że ich ulubionym bohaterem jest Nathan. Niewielka ilość osób (bardzo mała) lubi Jessi i Dominica. Wiadomo, że jakby było na najmniej lubianego bohatera/bohaterkę, to na pewno wygrałaby Andrea. To jest pewne! xD
Do bohaterów dodałam opis oglądu, ponieważ zdjęcie nie zawsze zgadza się z prawdziwym wyglądem bohatera. Trudno jest znaleźć odpowiednią osobę, która by pasowała. Nad tą zakładką popracuję i dostosuję się do uwag :D
Szczerze? Wiedziałam, że będzie kiepsko, ale nie sądziłam, że na tyle dobrze, by dostać 3 :D Nie wiem, czy poprawiłabym wcześniejsze rozdziały. Błędy na pewno, ale resztę... Nie. Jeszcze coś bym pozmieniała i wyszłoby na to, że zaczęłabym pisać od początku, a szczerze powiedziawszy to tego nie chcę. Jeszcze czytelnikom by się coś pomieszało.
Jeszcze raz z całego serca dziękuję za tak naprawdę bardzo długą i wyczerpującą ocenę. Jeszcze nie natknęłam się na taką, gdzie wszystko byłoby tak pięknie, przejrzyście i dokładnie opisane. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Widać, że przykładasz się do tego, co robisz :D
Do takich blogów, jak ten, zgłaszam się właśnie po to, by ktoś pokazał mi moje błędy. Przede wszystkim żeby ktoś spojrzał na moje wypociny profesjonalnym okiem, bo jako autorka opowiadania nie znajdę tego, co jest źle :/ A po takiej ocenie zawsze staram się nie popełniać wciąż tych samych byków.
JESZCZE RAZ BAAARDZO DZIĘKUJĘ!!!! ♥♥♥
Czy do ponownej oceny można się zgłosić, poprawiając tylko błędy? I czy w kolejnej ocenie będzie pod uwagę brany początek, czy tylko to, co zostało nieocenione? (:
Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
A! I jeszcze jeśli chodzi o tą betę. Już raz jedna osób mi to powiedziała, bym jakąś sobie znalazła, ale nie zgodziłam się. Beta podsyła już gotowy, poprawiony rozdział. Nie pisze dlaczego ma być tak, a nie inaczej. Choć może gdyby się ją poprosiło, to by napisała... No ale z tym dla niej za dużo roboty. Niestety. Wolę uczyć się na własnych błędach i sama je poprawiać, gdy ktoś takie mi wytknie (:
UsuńJeszcze raz pozdrawiam cieplutko i po raz kolejny DZIĘKUJĘ!!! :***
Uważam, że jak się człowiek do czegoś zabiera, powinien robić to na poważnie. dzięki za wytknięcie literówek, poprawię.
UsuńNie da się ukryć, że wygląd bloga podciągnął Ci nieco ocenę. Ale mimo wszytsko uważam, że w ostatnich rozdziałach jest progres. Zapomniałam napisać w ocenie, ale uwazam, że nie powinnaś się spieszyć. Owszem, początkowo dodawałaś notki bardoz często, ale zobacz, jaka była ich jakość. a i tak nawet w nich są literówki. musisz spokojnie i dokładnie czytać rozdziały przed ich publikacją. A co do poprawienia, wiem, że to ciężka praca i musisz to rozłożyć, ale mimo wszystko uważam, że przez kiepski początek opowiadanie dużo traci, potencjalony czytelnik może przestać czuytać, kiedy zobaczy,że akcja się tak wlecze, a główna bohaterka jest irytujca, a przecież później akcja się zmienia, nawet jeśli nadal są niedociągnięcia.
Ach, sama się nie popisałam w tym komentarzu, jeśli chodzi o ilość literówek ;D
UsuńTeż tak uważam. Nie widzę sensu w robieniu czegoś tak na odczepnego.
UsuńNa początku miałam wątpliwości, że wygląd w ogóle się spodoba :D No ale muszę przyznać, że to jeden z tych najlepszych, jaki zrobiłam. Muzyka wciąż sama Ci się włącza, jak wejdziesz na bloga (wciąż nwm jak u Ciebie mogło tak być, bo jest ustawione, że włącza się za kliknięciem)?
Te pierwsze rozdziały pojawiały się tak często, bo zanim założyłam bloga, to napisałam kika rozdziałów do przodu. Później i tak dodawałam rozdziały rzadziej, bo już się skończyły i jeszcze do tej pory nie udało mi się napisać nawet jednego do przodu xD I zapomniałam wspomnieć, że na początku nie czytałam rozdziałów. Stąd ta duża ilość literówek.
Wiem, że początki mogą zniechęcić, jednak zawsze jak pojawi się nowy czytelnik i chce wszystko nadrobić, bo historia go zaciekawiła, to zawsze ostrzegam, że początek jest dziecinny, nudny, słaby i w ogóle bez sensu xD
A co w końcu z tą ponowną oceną? Jak zgłoszę się za kilka rozdziałów (i na pewno do Ciebie, bo już jesteś rozeznana :)), to przy ocenianiu będzie brana całość opowiadania, czy tylko te rozdziały, co zostały nieocenione? No i przede wszystkim czy będę musiała poprawić błędy w wcześniejszych rozdziałach i jak nie, to czy będzie to miało jakiś wpływ na ocenę? (:
Cóż, ten fragment dotyczący muzyki napisałam przy moim pierwszym albo drugim wejsciu na blog , nie wiem, czemu wtedy się wlaczyl, ale pozniej faktycznie nigdy sie tak nie stało. Przepraszam, nie zauważyłam, ze to zostało.
UsuńJesli chodzi o kolejną ocenę, to nie ma sensu się zgłaszać, jesli nie poprawisz poprzednich notek. Owszem, pewnie zauważę kolejny progres w nowych rozdzialach, ale tu chodzi o ocenę całości opowiadania.
Hm. Okej. Wystarczy samo poprawienie błędów?
UsuńPrzede wszystkim, choc w pierwszych rozdziałach to najlepiej takze zmianę tresci, zeby ta Andrea nie była az tak egoistyczna...
UsuńWiesz. Wolę nie brać się za zmianę treści, bo zacznę zmieniać jeszcze więcej rzeczy, a nie chcę zaczynać pisać od początku...
UsuńMaggie - mylisz bete z edytorem/korektorem. Beta wlasnie ma wskazac dlaczego tak i tak zmienila w danym zdaniu, odeslac do konkretnych poradnikow, wskazac, ktory fragment caly poprawic, poniewaz jest nielogiczny, czasami nawet powiedziec, ze caly rozdzial kest do ponownego napisana, poniewaz ma za duzo bledow logicznych czy przyczynowo-skutkowych. Nie ma wykonac calej roboty za Ciebie, ale uczyc, wskazywac i pomagac. To edytor poprawia tylko bledy bez wskazania, ze np. dany pomysl jest sredni i mozna to lepiej, ladniej opisac. Beta podpowie Ci jak to zrobic, a edytor tylko poprawi przecinki.
UsuńPozdrawiam,
Rzan. :)
Musiałaś strasznie się napracować nad tą oceną...
OdpowiedzUsuńNaprawdę wielki podziw dla Ciebie ;)
37 stron w wordzie xD
UsuńZ ciekawości sobie zajrzałam i wow, podziwiam cię strasznie! Taka długa ocena... Musiałaś nad nią sporo czasu spędzić. Super, że tak się w to angażujesz, bo takie oceny z prawdziwego zdarzenia z pewnością spełnią swoje role i okażą się przydatne dla autorów opowiadań. Także życzę Ci mnóstwo energii i wytrwałości na dalej!
OdpowiedzUsuńDziękuję! to naprawdę niesamowicie miłe, że ludzie, którzy czytają moje opowiadanie, wchodza tutaj i tak odbierają moją pracę :*
UsuńPo kiego grzyba streszczasz opko? O.o Chyba tylko po to, żeby ocenka była o połowę dłuższa...
OdpowiedzUsuńNie jest on zbyt wymyślny, ale spełnia najważniejszą rolę, a mianowicie informuje potencjalnego czytelnika o tym, że Twój blog to opowiadanie, prawdopodobnie autorskie.
Eee, lol. W jaki sposób Nowy świat Andrei wskazuje na opowiadanie? Blog z takim adresem równie dobrze mógłby być np. pamiętnikiem albo blogiem DIY.
trzech..
To miał być wielokropek czy jednak kropka?
że nagłówek jest z boku, a nie z góry
Raczej a nie u góry.
linki po lewej stronie wychodzą „poza” szerokość nagłówka
Eee, a po co ten cudzysłów?
w fabule skupię się przede wszystkim na akcji opowiadania i o swoich odczuciach
O jest doskonale zbędne.
Chwilę później słyszy wydobywające się z domu szloch
Wydobywający.
nie wiadomo nawet, gdzie one jedzą te lody. Początkowo byłam przekonana, że w środku lodziarni, ale później jakimś tajemniczym sposobem okazuje się, że nie dość, iż znajdują się na dworze, to chyba i przy drodze, bo nagle widzą pomoc drogową. Tylko że później piszesz, że siedziały przy stoliku… Miszmasz.
Bo absolutnie nie jest możliwe, żeby lodziarnia miała tzw. ogródek. Nope, nevah.
Ponadto zastanawia mnie, jakim cudem Andrea chce nagadać nauczycielowi, że gnębi kolejną z jej przyjaciółek z trygonometrii?
Z tego zdania wynika, że to przyjaciółka z trygonometrii, a nie, że nauczyciel tę przyjaciółkę gnębi z trygonometrii. ;)
Dlaczego mieliby to robić, skoro chyba większość, no może prócz Andrei, chce iść na ten bal?
Jakby pominąć Andreę, to i tak nadal jest większość, więc troszku bez sensu. ;)
na której Andrea chcąc ukarać nauczyciela za znęcanie się nad Nicole (a jednak znalazła sposób), próbuje zrobić wyrwę w podłodze pod jego stopami.
Przecinek przed chcąc.
rozumiem ach ta siła i szybkość rozprzestrzeniania się plotek!
Przecinek lub myślnik przed ach.
Andrea, zamiast na wf (na który wg wszelkich opisów dawno już powinna dojść), zostawia nagle przyjaciółki i postanawia sprawdzić, co się dzieje na dworze.
Żeby to zdanie było poprawne po zamiast dodaj udać się. // @WF patrz niżej.
Większość ludzi nie umieją ocenić długości pięciu metrów!
Skoro większość ludzi, to nie umie/nie potrafi. // Btw, skąd te dane?
tym razem pani od wf-u
http://sjp.pwn.pl/slowniki/wf.html
A, w ogóle dlaczego uważasz, że w CENTRUM NY w budynkach takich jak internat może nie być wind?!
Może internat mieści się w starym budynku, w którym nie było później możliwości zainstalowania wind? Dopuszczasz taką ewentualność? // Pierwszy przecinek do kosza.
Ponadto domków jednorodzinnych w centrum NY raczej nie ma
A wiesz to z...?
Istnieje szansa, że według Twoich wyobrażeń dziewczyny nie mieszkają w tej dzielnicy, ale chyba jednak tak, skoro po pierwsze to „centrum”, a po drugie wszędzie są drapacze chmur.
Lolnope, zawaliłaś research. xD https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Manhattan_neighborhoods
Absolutnie caluśki Manhattan to drapacz chmur na drapaczu chmur. Szczególnie np. taki Sugar Hill, Inwood, Striver's Row, Astor Row, Little Germany, SoHo, Nolita, wymieniać dalej? Już nie mówiąc o tym, że faktycznie w centrum Nowego Jorku znajduje się część Brooklynu i Queens, nie tylko Manhattan.
Andrea początkowo zupełnie nie potrafiła sobie poradzić na pytanie małego, czym jest miłość, ale później jakoś poszło.
Albo nie potrafiła sobie poradzić z pytaniem (...), albo nie potrafiła sobie poradzić z odpowiedzią na pytanie (...).
Oczywiście, trudno powiedzieć
Zbędny przecinek.
Dziwnie działają w tej dziewczyny hormony i emocje.
U tej dziewczyny.
Mam, wrażenie
I zbędny przecinek.
Mnóstwo powtórzeń w tej ocence. Tak samo mocno rzuca się w oczy ta straszna wielokropkoza.
Oczywiście, okazuje się
Kolejny zbędny przecinek.
rozdziału….
Kropki ci się rozsypały.
Np. wyżyma wodę nad podłogą zamiast nad wanną
UsuńLol, wyżyma się coś nasączonego wodą, nie wodę samą w sobie, a tak wynika z tego zdania.
Aczkolwiek całkiem dobrze Ci się to udaje, ponieważ – pomimo pierwotnej irytacji, którą odczuła nawet sama narratorka, związanej z tym, że nagle jej wszyscy przyjaciele zaczęli do niej wydzwaniać (spotkali się i wpadli na taki pomysł).
Ponieważ pomimo pierwotnej irytacji co...? Urwało ci od sensu.
Podczas oglądania rodzinnych fotografii dziewczyna nieoczekiwanie natyka się na zdjęcie, na której znajduje
Na tej zdjęci się znajduje? (Na którym).
Rodzicielce udaje się wyrwać córce zdjęcie, ale narratorka je odzyskuje i to w zadziwiająco łatwy sposób.
Lolciu, to brzmi tak, jakby zdjęcia oglądały matka, córka i narratorka. Wiem, że córka i narratorka to jedna osoba, ale brzmi to tak, jakby było inaczej. ;) (Yup, nazywanie bohaterki narratorką troszku ssie).
Oczywiście, Alex robi do niego słodkie oczka
Zbędny przecinek.
dziesiątym rozdziale, podziwiam niezmiennie pokręcony charakter Andrei.
Zbędny przecinek.
A przecież wcześniej nawet się tym całym Ericiem nie interesowała.
Erikiem.
o którym nie wiedzą nawet tzw. przyjaciółki Pomieszanie z poplątaniem, ot co.
Brak kropki kończącej zdanie.
który kara narratorkę dodatkową pracą domową
Karze.
przez co ta wieczorem zasypia w środku rozwiązywania zadań
Brak kropki na końcu zdania.
Andrea zgodziła się pójść na bal absolwentów z Ericiem
I znów: Erikiem.
Ok., mógł ją zabrać na bal.
http://sjp.pwn.pl/slowniki/okej-okay-OK.html
To, czego ty używasz, to skrót od około. http://sjp.pwn.pl/so/ok;4479913.html
(a, w międzyczasie, to ją jeszcze pocałował)
Te przecinki wyglądają na zbędne.
Później, w trakcie w gry butelki
Znaczy butelka grała? Na gitarze czy saksofonie? (Chyba chodziło ci o w trakcie gry w butelkę).
Równocześnie jednak kiedy po ich odejściu pojawia się Nathaniel, to wydaje się, że dziewczyna musiała wejść naprawdę wysoko
Przecinek przed kiedy.
by się dowiedzieć wtf, ja bym dawno próbowała wypytywać Nathana na jej miejscu…
Przecinek lub myślnik przed wtf.
przyjaciółka pyta się ją o samopoczucie.
To pyta ją czy siebie? (Hint: się do kosza).
Nawala ją głowa
Yup, słowo boli jest takie passé.
na które nie wiedzieć czemu, ma czas nawet podczas bitwy.
Albo wywal ten przecinek, albo dostaw drugi przed nie, wtedy będzie poprawnie.
Szkoda że nic o tym nie wspomnieli.
Przecinek przed że.
No ale, taka jej uroda.
Przecinek przesuń przed ale.
w końcu wampiry, dosłownie jak w Vampire Diaries, potrafią hipnotyzować ludzi
Lolciu, ze wszystkich przykładów, akurat to kiepskie coś. ;D
Hmm, ciekawe, ile razy jeszcze coś cię rozwali.
Opisy nadal nie nazwałabym świetnymi
Opisów.
Ponadto zastanawia mnie jedno – skoro tak mocno działa na nią krew ludzi, to czemu nie ma chrapki na wiewiórki czy myszy
Eee, ponieważ, jak się domyślam, zwierzęca krew smakuje inaczej? Poza tym: ile by musiała wyssać tych wiewiórek czy myszy, żeby się nasycić... Plażo, proszę.
że dwójka głównych bohaterów, cały czas się o siebie obija.
Zbędny przecinek.
Sprawia wrażenie szalonej, a jednocześnie widać, że posiada sporą wiedzę.
A to się wyklucza?
Andrea-świeżo narodzony dhampir
Pauza lub półpauza zamiast dywizu i dwie spacje do tego.
że ów wampirem musi być ojciec dziewczyny
Owym.
W końcu normalnie wampiry się nie rozmnażają, jak się okazuje. To ma większy sens.
W taki sposób jak inne gatunki nie, ale wampiry rozmnażają się poprzez przemienienie, czyli osoby, które zostają przez nie przemienione, w są ich potomstwem.
Tym razem jest to wycinek z wydarzeń odzywających się w rodzinnym domu Andrei.
Odbywających.
że biologiczny ojciec w równoległym czasie składa wizytę rodzicom Andrei
Lolciu, to brzmi tak, jakby się działo w innym wymiarze. (Po prostu w tym czasie).
w celu uzmysłowieniu Johnowi
UsuńUzmysłowienia.
Po osiemnastu latach wraca, aby wcielać w życie swój chory plan. Trochę się go boję, szczerze mówiąc.
Tego planu? ;)
że nie mając nigdy chłopaka ani niby się tym nie interesując, nagle bez skrupułów robi coś takiego…
LE GASP! Pocałunek!!!111eleven
Co za totalna zdzira...
*facewall*
choć rzecz jasna, za bardzo się to nie udaje.
Albo wydzielasz rzecz jasna z obu stron, albo wcale.
czyli Natana i Jessi
Nathana.
Nie wiem, dlaczego Nathan bądź Andrea się nie spytali, dlaczego.
Zbędne powtórzenie i ostatni przecinek, no, chyba że zmienisz końcówkę np. na nie spytali, w jakim celu, zamiast np. na nie spytali o powód. // Się przy spytali jest do wyrzucenia.
Dlaczego Andrea nigdy się o to nie pytała?
Siebie samą miała pytać?
W rozdziale trzydziestym A. i Jessi rozmowa z wilkołakami, które przychodzą w okolice domu Isabelli
Gramatyka zdechło. (Rozmawiają).
W dalszej części postu okazuje się
Posta.
kiedy Dominic przeszedł przemianę, a dziewczyna zaczęła czarować, w końcu należały do innych gatunków. Bella postanowiła więc przeprowadzić się z wnuczką. Nie do końca to rozumiem, w końcu babcia już wcześniej była świadoma tego, że jej wnuczka jest czarownicą, więc dlaczego w ogóle pozwalała na te spotkania?
Ponieważ nie każde dziecko wilkołaka przechodzi przemianę?
i czym te tak naprawdę one są
Albo te, albo one.
Dodatkowo, nie do końca rozumiem dlaczego, pyta nowego przywódcę wampirów
Dodatkowo nie do końca rozumiem, dlaczego pyta nowego przywódcę wampirów (...) <= tak to powinno wyglądać.
żeby Hiller kogokolwiek pytał się w czymkolwiek o zdanie…
Jeżu jak byku, znów to się... DO KOSZA!
czarownice wypytują się, kim jest.
Aarghh!
że nie mogą z się stamtąd wydostać
Z do kosza.
Hekate jest tym równie zdziwiona co pozostała trójka
Przydałby się przecinek przed co.
ale w takim razie, dlaczego Nathan
Bez przecinka.
Dobrze że przynajmniej dziewczyna chyba jeszcze żyje.
Przecinek przed że.
Z rozwlekaniem w nieskończoność akcji wiąże się również to, ż tak naprawdę, mimo iż czytelnik mógł już dawno domyśleć się, że Nathanowi podoba się Andrea, tak naprawdę nie ma o tym większych wzmianek.
Yup.
trzecio osobową
Łącznie.
w większości napisałam dlaczego powyżej
Składnia.
początkowo, jeszcze w „ludzkiej” szkole jego głównym zadaniem było denerwowanie Andrei.
Przecinek przed jego.
Brakuje przecinka przed „czułam” w drugim zdaniu
Spójrzmy: Dziwnie się czułam jak chowali tą pustą trumnę... Jak widzimy, przecinka brakuje PO czułam.
którzy wracali z pacy
Och.
Nawet szkoła, do której chodzę jest pomalowana na biało
Brakuje przecinka przed jest.
Zawsze pocieszałam się tym, że bynajmniej kwiaty są innego koloru...
Lol. xD
niestety nie jedynego w opowiadaniu.
Oj, coś mi się zdaje, że niejedynego.
górę..
O, dwukropek się przewrócił.
Nie można powtarzać dwóch razy tego samego:
Dwa razy.
Kartki, co leżały na biurku zaczęły latać po całej klasie.
Brakuje przecinka przed zaczęły.
nauczycielka wf-u
Wyżej poruszyłam tę kwestię.
Pomieszczenie, gdzie panie sprzątające trzymały rzeczy do sprzątania znajdowało się koło nas
Brakuje przecinka przed znajdowało.
Nic dziwnego, że nie umiała, nikt nie umie kichać głośno, nasza fizjologia nam nie pozwala.
LOLWUT.
No i „strasznie” to kolokwializm.
Twoja ocenka też jest nimi przeładowana.
I pisze się „nie, to co moja…”
Lolciu, skąd ta rewelacja?
Ponadto brak przecinka przed „albo”. To wyjątek.
To przecinka przed albo nie stawia się tylko w ramach wyjątku? Och.
–Mało
Zabrakło spacji.
(…) zauważyłam, że brązowe zwierzę, które jeszcze przed chwilą było przede mną jakieś kilka centymetrów, stał trzy metry (…) – stało. Przecinek po „chwilą”.
Po kij tam przecinek?
Czułam, jak moje, jak dotąd słabe paznokcie, które przy każdej okazji jaka mnie kiedykolwiek dopadła łamały się, wbijały się teraz w moją skórę, prawdopodobnie pozostawiając na niej swoje odciski w postaci półksiężyców. – (...) Brakuje przecinków po „okazji” i „dopadła”, ponieważ to zdanie wtrącone.
UsuńPrzecinek przed drugim jak jest zbędny, chyba że wydzieli się tę frazę, wtedy trzeba dołożyć jeszcze jeden przed paznokcie.
przyjaciele nie są dla niej zbyty bliscy.
Zbyt.
przez dobre bite dni z nim chodził
O jeżu.
nie trzeba podkreślać, że opiekunka wzięła książkę (ten czasownik pasuje tu o wiele lepiej)
Brakuje kropki.
To źle może się skończyć. – To źle się może skończyć.
A najlepiej: To może się źle skończyć.
„Zastanawiał” z małej litery.
Rusycyzm. (Małą literą).
jaka dochodziła znad przeciwka
A to jest całkowicie poprawne. Yup.
która(…)
Brakuje spacji.
Nie miała tu miejsce żadna zbrodnia, więc „miejsce zdarzenia” brzmi mało fortunnie.
Lolwut, miejsce zdarzenia tak bardzo zarezerwowane dla zbrodni. <3 // Nie miała tu miejsca (...).
Ponadto w pierwszym zdaniu to też nie wiadomo
To jest zbędne.
Ponadto to
Litości...
Jak dla mnie zbyt dużą robią z tego tragedię, zaginął to nie znaczy umarł, szczególnie jeśli ma osiemnaście lat, to może sobie znikać na dłuższy czas…
Kwa, serio?
no i powinno być „lub że”
Nieprawda.
Następnie, Andrea idzie z paczką do szkoły
Zbędny przecinek.
narratorka naprawdę się pyta, skąd Nathan wie
Się do kosza.
Przecież nie miała do tej poru
Pory.
A jeśli chodzi opuchlizny
O opuchliznę.
zerwałam się z miejsca nie zważając na silny ból
Brakuje przecinka przed nie zważając.
ale nie miałam zielonego pojęcia, co.
Zbędny przecinek.
więc skąd ta zdziwa?
Lolwut. Ktoś tu się czepiał kolokwializmów, a potem wyjeżdża z takimi potworkami.
BOŻE MIŁOSRIERNY…
Lol, jaki?
–Andrea
Brak spacji.
A w poprzednim rozdziale jak myślała o swoim potencjalnych chłopaku na myśl przyszedł jej nie tylko Eric
Przecinek przed jak i na myśl. // Potencjalnym.
amen”.
Po co to zamknięcie cudzysłowu, skoro zabrakło otwarcia?
Strach mnie sparaliżował od stóp, do głowy. Z szeroko otwartymi oczami oczekiwałam na jego dalsze poczynania.
Bez przecinka. // Na poczynania tego strachu, yup.
ale zrobiło mi się żal wilka mimo, iż chciał nas zabić.
Ten przecinek powinien stać przed mimo.
Pozostali pokiwali głową
Wspólną?
Że co?!?!
Dorzuć jeszcze kilka wykrzykników i pytajników.
posiadała szkarłatne oczy pozbawione źrenic
Więc najprawdopodobniej była ślepa jak kret. ;)
Nie mówię już o tym, że odpyskujĘ, ale w ogóle to słowo jest jakieś… dziwne….
LOLWUT. // Znów ci się kropki sypią.
że dzięki końcówkom czasownikom wiadomo, w jakiej osobie się wypowiadamy!
Tylko czasownikÓW?
pisać z wielkiej litery
Wielką literą.
Wydawało mi się to być niemożliwością
Rozumiem, że uważasz to sformułowanie za poprawne, skoro pozostawiasz je bez komentarza.
Raz nawet wiatr, który wywołałam zrzucił ze ściany zegarek, który spadł na nauczyciela. – zdanie „który wywołała” jest zdaniem wtrąconym, więc musi być oddzielone od reszty przecinkami z OBU stron.
Który wywołałam.
Ta sama zasada dotyczy się
Po kij to się?
A poza tym, żaden którego znam, nie wpadł mi w oko. – Przecinek przed „który”… Toż to podstawa.
Zapomniałaś napisać, że przed żaden nie powinno być przecinka.
Ale siedząc w miejscu i tak nic nie zdziałamy . – Przecinek po „miejscu”.
Jeśli nie byłoby i – owszem, ale jest, więc przecinka nie potrzeba.
oczy(…)
Brakuje spacji.
Po drugie „Paula”, nie „Pala”. Po drugie
Po drugie drugie?
Po trzecie, w ostatnim zdaniu
Po czwarte jednak. ;)
No i powtórzenie słowa „być”, które można by uniknąć
Którego.
Jeszcze większe „???” ???
Usuń???????????????????????????? <= Nie żałuj sobie.
Ubierają się w stare łachmany, maja szpiczasty kapelusz, jak w bajkach... – Mają. No i „zupełnie jak w bajkach” brzmiałoby lepiej.
Bida z nyndzą jak kapelusz wspólny.
Po dość długiej chwili Dominic i Andie w końcu zdecydowali się przystanąć na propozycję Jessici (…) – Przystać na propozycję.
Jessiki.
Próbowała wyrównać oddech, lecz nadal być szybki i cążki, a ona sama zdenerwowana. – Cążki i nożyczki?
Był.
z jednej z nich ust
Yup.
to taka osoba raczej w ogóle nie zwróci uwagę na ankietę.
Uwagi.
włada nad 4 żywiołami i inne, jakie posiadają dhampiry (wyjdzie w rozdziałach) – nie brzmi to dobrze gramatycznie, liczby pisze się słownie, no i na dodatek to nieszczęsne „wyjdzie w rozdziałach” aż razi w oczy.
I innymi mocami.
zbyt bardzo skupiasz się na odczuciach
Za bardzo lub zbyt mocno.
ostatnioch
Ostatnich.
najlepiej zmianę na narrację trzecioosobową
Zmiany (bo opowiadanie wymaga).
Uff.
Żeby to zdanie było poprawne po zamiast dodaj udać się.
UsuńZjadłam przecinek sprzed po.
w są ich potomstwem
A tu dodałam niepotrzebne w.
Pominęłam też tę kropkę w tytule:
UsuńOcena nr 1. – Nowy świat Andrei
Do kosza z nią.
To prawda, za bardzo streściłam opowiadanie i obecnie z tym walczę. Dziękuję za uwagi, naniose poprawki. Jesli chodzi o stosowanie kolokwializmów, uwazam, ze w ocenie mozna sobie na nie pozwolić, w opisach w opowiadaniach nie za bardzo.
UsuńBoru, połowa ocenki to streszczenie opka. Gdyby wywalić to, co niepotrzebne, miałaby z 15-20 stron, z czego połowa to wypisane błędy. Tak wiec napracowałaś się nad poprawnością, ale poza tym niewiele z oceny autorka wyniosła. Sama w komciu napisałaś jej, że trzeba zadbać o poprawność i zmienić "bycie egoistką" bohaterki, a będzie dobrze. Nope, nie będzie.
OdpowiedzUsuńI nie ma co się w komciach szczycić długością ocenki, skoro większość tekstu powinna wylądować w koszu.
Fajnie, że się starasz, jednak najpierw naucz się eliminować swoje błędy. Wrzuciłaś niezbetowany tekst, moja droga, a to nie świadczy o Tobie dobrze.
//M