Blog – Nie-lotni
Autorka – Infinite Charlie
1. Pierwsze wrażenie (4/5 pkt.)
Podczas zapoznania się z Twoim blogiem nic nie wypala wzroku, więc wszystko wydaje się w porządku. Przeszkadza mi jedynie kolor liter: choć nie biały, kontrastuje dość mocno z czarnym tłem; przy dłuższej lekturze coś takiego najzwyczajniej w świecie męczy. Doradziłabym zmianę na parę odcieni ciemniejszy.
Podczas zapoznania się z Twoim blogiem nic nie wypala wzroku, więc wszystko wydaje się w porządku. Przeszkadza mi jedynie kolor liter: choć nie biały, kontrastuje dość mocno z czarnym tłem; przy dłuższej lekturze coś takiego najzwyczajniej w świecie męczy. Doradziłabym zmianę na parę odcieni ciemniejszy.
2. Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (3/5 pkt.)
Dobrze, teraz czas na bliższe oględziny. Oprócz wspomnianego wcześniej prawie białego tekstu w oczy rzucają się także tytuły, w których wybrany przez Ciebie font nie zawiera polskich znaków. Ze swojej strony radziłabym więc albo poszukać innego, albo pozostać przy proponowanym domyślnie przez bloggera, gdyż w tej formie nie wygląda to dobrze. Mała wskazówka: jeśli chcesz wybrać sobie fantazyjne litery, upewnij się, że krój pisma obsługuje „ą”, gdyż wtedy prawie na pewno da sobie radę z pozostałymi znakami diakrytycznymi.
Szablon, widzę, nie Twój, ale odnośnik do szabloniarni jest, więc wszystko okej. Co prawda na początku uznałam, że chyba zdecydowałaś się na jeden z domyślnych proponowanych przez bloggera; jeżeli Tobie odpowiada – w porządku. Mogłaś jednak wybrać lepiej, gdyż mocno oklepany cytat i nie mniej oklepany obrazek raczej nie pasują do lekkiego, humorystycznego opowiadania o skoczkach narciarskich.
Zastanowiłabym się nad utworzeniem osobnej zakładki dla ankiet, skoro już są zakończone i na dobrą sprawę zbędne. Pytań masz pięć, a jedno zajmuje całkiem dużo miejsca, przez co trzeba sporo poprzewijać, gdy chce się zobaczyć, czy w dodatkach znajduje się jeszcze coś godnego uwagi.
Dobrze, teraz czas na bliższe oględziny. Oprócz wspomnianego wcześniej prawie białego tekstu w oczy rzucają się także tytuły, w których wybrany przez Ciebie font nie zawiera polskich znaków. Ze swojej strony radziłabym więc albo poszukać innego, albo pozostać przy proponowanym domyślnie przez bloggera, gdyż w tej formie nie wygląda to dobrze. Mała wskazówka: jeśli chcesz wybrać sobie fantazyjne litery, upewnij się, że krój pisma obsługuje „ą”, gdyż wtedy prawie na pewno da sobie radę z pozostałymi znakami diakrytycznymi.
Szablon, widzę, nie Twój, ale odnośnik do szabloniarni jest, więc wszystko okej. Co prawda na początku uznałam, że chyba zdecydowałaś się na jeden z domyślnych proponowanych przez bloggera; jeżeli Tobie odpowiada – w porządku. Mogłaś jednak wybrać lepiej, gdyż mocno oklepany cytat i nie mniej oklepany obrazek raczej nie pasują do lekkiego, humorystycznego opowiadania o skoczkach narciarskich.
Zastanowiłabym się nad utworzeniem osobnej zakładki dla ankiet, skoro już są zakończone i na dobrą sprawę zbędne. Pytań masz pięć, a jedno zajmuje całkiem dużo miejsca, przez co trzeba sporo poprzewijać, gdy chce się zobaczyć, czy w dodatkach znajduje się jeszcze coś godnego uwagi.
3. Treść opowiadania
a) Fabuła i świat przedstawiony (14/20 pkt.)
a) Fabuła i świat przedstawiony (14/20 pkt.)
Prolog
Prolog spełnia swoją podstawową funkcję – po jego lekturze wiadomo, iż opowiadanie będzie związane ze skokami narciarskimi, więc mamy już jakiś punkt zaczepienia.
Opis skoku bardzo obrazowy i malowniczy, bez wysiłku można go sobie wyobrazić, jakby czytelnik był obecny pod skocznią i obserwował wszystko własnymi oczami. Gratulacje.
Problem mam natomiast z narratorem; w dalszej części będzie nim główna bohaterka, ale tu pojawia się trzecioosobowy. Sama zmiana to nic złego, trzeba by tylko powściągnąć jego komentarze wewnątrz tekstu, np. tu: Smaczku dodawała niemała rzesza (he, he) wariatów z transparentami – z „he, he” można zrezygnować.
To samo tyczy się zresztą stereotypowych komentarzy – o ile w narracji pierwszoosobowej byłyby one jak najbardziej do przyjęcia, o tyle w trzecioosobowej już trzeba się nad nimi zastanowić. Tekst nie straciłby na jakości, a żart można by przenieść w inne obszary.
Opis skoku bardzo obrazowy i malowniczy, bez wysiłku można go sobie wyobrazić, jakby czytelnik był obecny pod skocznią i obserwował wszystko własnymi oczami. Gratulacje.
Problem mam natomiast z narratorem; w dalszej części będzie nim główna bohaterka, ale tu pojawia się trzecioosobowy. Sama zmiana to nic złego, trzeba by tylko powściągnąć jego komentarze wewnątrz tekstu, np. tu: Smaczku dodawała niemała rzesza (he, he) wariatów z transparentami – z „he, he” można zrezygnować.
To samo tyczy się zresztą stereotypowych komentarzy – o ile w narracji pierwszoosobowej byłyby one jak najbardziej do przyjęcia, o tyle w trzecioosobowej już trzeba się nad nimi zastanowić. Tekst nie straciłby na jakości, a żart można by przenieść w inne obszary.
Rozdział pierwszy „Przeklęte rewiry”
Ech, „żarty” o molestowaniu nie są zabawne, niezależnie od konfiguracji. Po prostu nie. Być może w ten sposób kreujesz bohaterkę; przecież w świecie rzeczywistym również trafią się osoby, dla których tego rodzaju dowcip będzie zabawny, ale mimo wszystko dobrze byłoby piętnować taką postawę, chociażby poprzez pokazanie jednego bohatera (nawet i trzecioplanowego), któremu podobny żart nie przypadnie do gustu.
Ale okej, pierwsza scena i mam zagwozdkę: jakim cudem Tośce udało się zaplątać w siatkę odgradzającą tak, że wylądowała po jej drugiej stronie? Chyba nie poszła pobiegać tuż przy ogrodzeniu, by aż się o nie ocierać; jeśli chciała dostać się nielegalnie na teren skoczni, to w jakim celu, skoro po wszystkim nie chciała autografów? Dla sportu? Z nudów?
Kolejną rzecz stanowi sposób jej przedstawienia: zdecydowałaś się na narrację pierwszoosobową, w związku z czym towarzyszymy bohaterce przez cały czas. Nie trzeba wyskakiwać z ekspozycją w początkowym fragmencie rozdziału, skoro możesz pokazywać Tośkę stopniowo. Taki opis w opowiadaniu (nieważne, czy poważnym, czy humorystycznym) jest niedopuszczalny i najzwyczajniej w świecie może odstraszyć część potencjalnych czytelników:
Dziewczyna przecież ze mnie żadna. Mam poobijane łydki, moje wcięcie w talii zastąpiła prosta linia i bary mam trochę szerokie — ale żeby od razu, że jestem płeć brzydka? Odezwał się model Calvina Kleina.
Wywróciłam oczami, bo to nie pierwszy raz, kiedy zdegradowali mnie do mężczyzny, podczłowieka, hybrydy, hermafrodyty, i tak dalej. (...)
— Źle to zabrzmiało. Chodziło mi, że nie jesteś taka, no, przesadnie urocza.
Uroczy to był jego eufemizm. Ja i urok to dwie sprzeczne definicje. Nie interesują mnie zakupy, makijaż, lakiery do paznokci, tylko słodycze, książki i seriale. Lubię biegać i nałogowo słucham muzyki. W dzieciństwie mdliło mnie na widok jednorożców i wózków dla lalek. Nie dostaję skurczów macicy na widok przystojnych aktorów ani przesadnie metroseksualnych wokalistów. Moim ulubionym zajęciem jest wydzieranie się pod prysznicem, a nie plotkowanie o Ance, która zerwała z Rafałem, bo miał małego. (Swoją drogą — dobrze dziewczyna zrobiła). Nie dywaguję godzinami nad doborem ciuchów i fryzury — ubieram to, co mi akurat wypadnie z szafy na głowę i czeszę się w koński ogon albo wcale.
Kolejna scena, czyli ta w restauracji, przypomina mi filmowe rzucanie się tortami bądź bitwę na jedzenie w szkolnej stołówce. Oczywiście kelnerka może się potknąć, zdarza się każdemu, ale tutaj przedobrzyłaś – zupa na głowę, makaron na genitalia, a twarz w krocze... Bardzo pechowa sytuacja. Ratują ją trochę komentarze Tośki; zresztą już w tym momencie mogę stwierdzić, że jej narracja stanowi jedną z lepszych rzeczy w całym opowiadaniu; opis pracy w restauracji podczas upałów oraz ginących sztućców naprawdę dobrze wyszły.
Cliffhanger powiódł się połowicznie, gdyż chyba łatwo odgadnąć, kto znajdował się w przejeżdżającym samochodzie, niemniej opis całej sytuacji z autem Tośki wyszedł Ci dobrze. Moje serce podbił Tymek, naprawdę uroczy chłopczyk. Jego Tośka, co siem stało! brzmi tak, jak rzeczywiście mogłoby powiedzieć dziecko. Biorąc pod uwagę fakt, iż rzadko kiedy udaje się dobrze oddać zachowanie takiego małoletniego, by go nie przesłodzić lub nie uczynić z niego młodocianego geniusza, gratuluję podwójnie.
Rozdział drugi „Requiem dla świętego spokoju”
Tak jak się tego spodziewałam, można było bez pudła strzelić, kto znajdował się w czarnym samochodzie. Nie jest to wprawdzie ta sama grupa, co w restauracji, niemniej w początkowych scenach opowiadania pojawia się za dużo bohaterów, przez co żaden z nich nie jest w stanie zaprezentować się w wystarczającym stopniu. W tym rozdziale spokojnie mogłabyś ograniczyć się do Zniszczoła oraz Kubackiego; poza nimi masz jeszcze Antka i Tymka, co w tym momencie już daje nam cztery postacie. Wystarczy w zupełności, skoro Kusy i Krzysztof odzywają się bodaj raz czy dwa.
W jaki sposób Tośka wcześniej nie zauważyła dymu wydobywającego się spod maski? Przecież ta nie jest na tyle szczelna, żeby można go zobaczyć dopiero po jej podniesieniu. I dlaczego oni wszyscy wpakowali się do samochodu Antka, gdy zaczęło padać, skoro mieli swój, a ona i Tymek stali na zewnątrz? Opowiadanie nie jest pisane do końca na poważnie, w pierwszej kolejności ma być zabawnie, ale nie znaczy to, że bohaterowie z założenia mają zachowywać się w sposób pozbawiony logiki.
Dlaczego główny powód bohaterki, by nie iść na konkurs, stanowił argument, że mogłaby zostać zauważona i rozpoznana przez skoczków? Przecież spokojnie mogła się ustawić gdzieś w ostatnim rzędzie, jeśli już faktycznie nie chciała zrobić ciotce przykrości; tam zapewne nie zobaczyliby jej ani zawodnicy, ani kamera.
No i tak, Tośka wypowiada moje myśli: dlaczego zależy im na jej obecności na imprezie, skoro jej właściwie nie znają i widzieli dwa lub trzy razy na oczy? Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wyglądają ich rozmowy? I, skoro ona sama widzi bezsens tej sytuacji, czemu się zgadza? Fabularnie ma to swoje przyczyny, ale, jak wspominałam wyżej, trzeba pamiętać o logice.
Rozdział trzeci „Kruczek Wszechmogący”
Czyli Antek pojechała na tę imprezę, żeby zwymiotować u Zniszczoła w domu? Nie widzę innego powodu. Albo inaczej: wiem, w jakim celu ta sytuacja się pojawiła, po prostu środki zostały dobrane nieadekwatnie do zamiaru. Po pierwsze, znów mamy natłok bohaterów. Starasz się wspomnieć o wszystkich, co kończy się wyliczanką, który z nich co zrobił. Po drugie, czy naprawdę żaden z nich (oprócz Stocha) nie chciał pojechać do domu?
Impreza okazała się na szczęście grzeczną posiadówką z pizzą, piwem i xboxem, a nie spożywaniem alkoholu w ilościach hurtowych, bo wiem z doświadczenia (oceniającej), że i tak mogła wyglądać.
Zdobycie numeru od koleżanki z pracy wyszło autentycznie, podobnie jak chęć pożegnania się z Tośką. Dług wdzięczności bohaterki w stosunku do Zniszczoła, który podwiózł ją do domu – także. Ale dlaczego Kruczek uznał, że wzięcie jej do kadry na stanowisko asystentki będzie znakomitym pomysłem? I czy impreza odbyła się tylko po to, by Kot i Kubacki zasugerowali jej, że czeka ją ciężki sezon, bo już wiedzieli o tej propozycji? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Wspomnę o tym ostatni raz: opowiadanie nie jest utrzymywane w poważnym tonie, ale nie znaczy to od razu, że wszystko może dziać się bez logicznej przyczyny. Już więcej sensu miałaby sytuacja, gdyby np. zorganizowano konkurs na takie stanowisko, Tośka nakłamałaby w CV, aby dostać pracę, a potem próbowałaby udawać, że wie, co robi. Jasne, umieszczenie jej w sztabie jest konieczne dla fabuły, lecz nie powinnaś załatwiać tego w ten sposób.
Rozdział czwarty „Bezsenność w Klingenthal”
Skąd Antek wie, że Zniszczoł nie zmrużył oka przez całą drogę, skoro ona sama spała? Tośka nie jest narratorem wszechwiedzącym i nie ma prawa wiedzieć o takich rzeczach.
O właśnie, Aleksander w końcu wypowiedział na głos moje myśli: nie mogę zrozumieć, dlaczego skoczkowie latają za główną bohaterką, skoro ma ich ona w głębokim poważaniu i w zasadzie cały czas się na nich wydziera? Cieszy mnie podjęcie próby pokazania, że przeszkadza im tego typu zachowanie, szkoda tylko dlaczego jedynie na moment? I przy okazji: jego monolog można podzielić, gdyż razem z wtrąceniami narratora wygląda dość chaotycznie.
Zapewne zauważyłaś, że w sumie nie odnoszę się za wiele do samej fabuły, przynajmniej na razie. Wynika to w głównej mierze stąd, że chociaż dzieją się różne rzeczy, są one zepchnięte na boczny tor. Większość czasu zajmują przemyślenia Tośki oraz jej przekomarzania się ze skoczkami, które w zasadzie „zagłuszają” wydarzenia z opowiadania.
Sam opis konkursu wypadł nieźle, chociaż zabrakło mi dokładniejszego przedstawienia przynajmniej jednego skoku. W prologu wyszedł Ci naprawdę świetnie, i żałuję, że go nie powtórzyłaś. Nie stanowią one co prawda przewodniego tematu opowiadania, ale bądź co bądź nieco szkoda.
Historia z „pisiont groszy” udała Ci się wybornie, uśmiałam się przy niej. Gdybyś pokusiła się o więcej anegdotek w tym typie, a nie ciągłego wyzywania od „wrzodów na dupie” i ogólnego wrzeszczenia na siebie, od razu byłoby i przyjemniej, i zabawniej.
Rozdział piąty „Wichrowe wzgórze”
Tytuł wyjątkowo adekwatny do tego, co stało się w Kuusamo. Atmosferę oczekiwania oraz napięcia oddałaś bardzo dobrze, można było zauważyć, że cała kadra nie wiedziała za bardzo, co ze sobą zrobić.
Zawody koniec końców się nie odbyły, co wykorzystałaś do napisania swojego rodzaju przejściowego rozdziału. Niestety cały czas miałam wrażenie, że czytam opis wycieczki szkolnej, która z powodu deszczu nie może iść na zwiedzanie, tylko musi siedzieć w ośrodku. Czyli zamysł w porządku, wykonanie też, tylko zabrakło dopasowania do wieku bohaterów. Nie twierdzę co prawda, że dorośli ludzie są poważni, rozmawiają jedynie o fizyce kwantowej, wydarzeniach politycznych czy Platonie; wręcz przeciwnie. Sama lubię od czasu do czasu bardziej... przaśne żarty, ale bombardowanie nimi czytelnika przez większość tekstu nie stanowi dobrego pomysłu.
Rozdział szósty „Mały Norweg musi zniknąć”
Znów wyliczanka, który z bohaterów co zrobił. Starasz się nikogo nie pominąć (i chwała Ci za to), gdyż ogarnięcie takiej ilości postaci nie jest łatwym zadaniem, ale swojego rodzaju lista do odhaczenia też średnio zdaje egzamin.
No i proszę, pojawił się nowy bohater. Przypadł mi do gustu już na samym początku, głównie za sprawą wołania na Tośkę „Ątek” czy późniejszego nazywania Zniszczoła Aleksandrem, ponieważ nie wiedział, jak się skraca polskie imiona. Jego podejrzenia, że zmuszają Antoninę do pracy również mnie rozbawiły.
Po akcji z urodzinami coś przypuszczam, że Fannemel będzie stanowił swojego rodzaju konkurencję dla Zniszczoła. Nie zaskakuje mnie specjalnie obecność tego wątku, w sumie bardziej zdziwiłoby mnie, gdyby się nie pojawił. Na szczęście nie wychodzi on na główny plan; przedstawiasz go między wierszami, nienachalnie, za co należą Ci się gratulacje i podziękowania z mojej strony.
Miałam jeszcze ponarzekać na brak opisów skoków, ale po dłuższym zastanowieniu uznałam, że w zasadzie każdy wyglądałby identycznie, więc zrezygnuję. Mogłaś ewentualnie nieco dłużej zatrzymać się na spartaczonym skoku Zniszczoła, ale uwaga o kazachskiej kadrze wynagradza wszystko.
Rozdział siódmy „Kara Mustafa. Jazda na tyle po Niżnym Tagile”
Nie żebym cieszyła się z cudzego nieszczęścia, ale przyznam szczerze, że po zachowaniu Kubackiego (czyli tytułowego Mustafa) przez cały rozdział ten upadek był dość satysfakcjonujący. W końcu jakaś poważniejsza akcja, już nie mogłam się doczekać.
Upadek miał miejsce w sezonie 2014/15, a Ty opisujesz 15/16. Dalej zresztą (w przypadku mistrzostw w lotach) też Twoja wersja rozjeżdża się z tym, co miało faktycznie miejsce. Pisałaś, że trzymasz się kalendarza konkursów (z małym wyjątekim, o którym wspomniałaś w komentarzach odautorskich), ale czy w takim razie wyników już nie? Nie mam z tym problemu, po prostu wcześniej wychodziłam z założenia, że rezultaty będą się pokrywać z tymi rzeczywistymi. Prosiłabym więc o doprecyzowanie.
Scenę z Kotem wydłużyłaś chyba do granic możliwości; nie spodziewałam się uderzenia w jakieś poważne tony, w końcu to nie ten typ opowiadania, ale cała drama wyłącznie z powodu kosmetyków do włosów? Miałaś tu świetną okazję do rozbudowania postaci Kota poza dbanie o fryzurę; szkoda, że jej nie wykorzystałaś.
Coraz bardziej podoba mi się, jak kreujesz Fannemela; wychodzi Ci z niego zwyczajny, uprzejmy Norweg. Podczas pisania ocen podchodzę do czytanego tekstu na tyle obiektywnie, na ile mogę, ale powoli zaczynam go shippować z Tośką, co trochę mnie rozdziera wewnętrznie. No ale nic, punkt dla Ciebie. ;)
Z tym zwiększeniem zakresu obowiązków też nieco dziwna sprawa. Przełknęłam fakt, iż Antek trafiła do zespołu; powstaje pytanie, dlaczego dopiero teraz trener uznał, że dzięki jej obecności na treningach nie zapomni, co ma przekazać drużynie? Drugie pytanie brzmi: w jaki sposób Tośka ma mu pomóc zobiektywizować pewne rzeczy? Nie ma ona żadnego doświadczenia sportowego, szkoleniowego czy psychologicznego, które umożliwiałoby jej poprawić wyniki kadry. W końcu jej dotychczasowe zadania polegały na rezerwacji hoteli, budzeniu zawodników na śniadanie czy robieniu notatek na zebraniach. Ten czas z pewnością był za krótki, by mogła dowiedzieć się tyle, żeby doradzać trenerowi w sprawach stricte sportowych.
Rozdział ósmy „Mój wielki szwabski turniej”
Na początek rada odnośnie do szalejących kolorów: spróbuj skopiować tekst do Notatnika, aby usunąć całe formatowanie, a potem wrzucić go z powrotem na bloga; powinno pomóc.
Stanowczo przesadzasz z infantylizacją bohaterów. Mogą przytrafić się osoby, które ogarniają rzeczywistość w nieco mniejszym stopniu niż inni, jasna sprawa, ale nie uwierzę, kiedy próbujesz wmówić mi, że jeden z zawodników nie ma zielonego pojęcia, dokąd jadą (chodzi o Turniej Czterech Skoczni, czyli, jakby nie patrzeć, dosyć istotną imprezę dla skoczków) ani też czym różnią się te zawody od pozostałych (uwaga o dekoracji w środku konkursu). Naprawdę, bez przesady.
Podobały mi się krótkie streszczenia skoków w wykonaniu Tośki, jak również przedstawienie przez nią zasad rywalizacji, które różnią się od tych z Pucharu Świata. Wypadły nienachalnie, a zarazem sensownie i nawet laik jest w stanie nie pogubić się w tym wszystkim.
W Oberstdorfie również zmieniłaś zwycięzcę zawodów: z Freunda na Freitaga. Przyjmuję więc do wiadomości, że trzymasz się tylko kalendarza, wyników już niekoniecznie. Twoja decyzja, choć raczej nic by się nie stało, gdybyś zdecydowała się na podawanie faktycznych wyników. Celem opowiadania nie jest zwycięstwo kogoś z polskiej kadry, toteż zmiana nie wydaje się potrzebna.
O matko, przerobienie Skrobota na Chrobota wyszło Ci perfekcyjnie, uśmiałam się przy tym.
Widzisz, o taki opis mi chodziło, gdy przy pierwszym rozdziale czepiałam się ekspozycyjnego przedstawienia bohaterki: prezentujesz Tośkę jako osobę, która specjalnie nie dba o fryzurę, a z ubrań ma ze sobą tylko dresy. Tyle informacji wystarczy czytelnikowi całkowicie, nie ma potrzeby jeszcze łopatologicznie wykładać, że główna postać nie interesuje się specjalnie swoim wyglądem.
Po takiej ilości wypitego alkoholu w przeciągu zaledwie paru godzin Tośka raczej nie wypowiadałaby się zbyt sensownie. Widzę, po co był ten zabieg, ale bohaterce wystarczyłoby mniej kolejek, by wejść w fazę zwierzania się. Bardzo naturalnie wypadło przyjście reszty zawodników do Tośki oraz Zniszczoła w celu świętowania Nowego Roku, podobnie jak wzięcie się Antoniny w garść. Wyszła Ci dobra scena, pomijając ciągłe wyzwiska między postaciami.
Nie chce mi się wierzyć, że zawodnicy, wiedząc, że następnego dnia będą skakać w konkursie, piliby do takiego stopnia, by wymiotować po kątach czy się zataczać.
Dlaczego Tośka dziwi się, że ktoś siedzi nago w saunie? Wydaje mi się to dość normalne; może po prostu próbowałaś pokazać nieobycie dziewczyny, ale tylko zgaduję. Najpewniej chodziło o pole do stworzenia kolejnego żartu, biorąc pod uwagę, że komentarz na ten temat ciągnie się przez parę akapitów.
Rozdział dziewiąty „Smells like Slovenian spirit(us)”
Oho, sam tytuł rozdziału już podpowiada, czego się można po nim spodziewać. Zobaczymy, jak bardzo trafne okażą się moje przewidywania.
Widzę, że teraz Tośka będzie miała powody do zazdrości z powodu Agaty, mimo iż sama przed sobą nie chce się do tego przyznać. Cała scena wypadła bardzo autentycznie, zwłaszcza handlowanie Milkami. Rozumiem i popieram.
Jeśli już decydujesz się na upijanie swoich bohaterów, to najlepiej w takim właśnie momencie, czyli już po konkursie, a nie przed czy między jednym a drugim. Samo opowiadanie nie straciłoby w zasadzie nic, gdybyś nie wspomniała o tym, że jednemu śmierdziało z ust przetrawionym alkoholem, a drugi zwymiotował w autokarze, ale niech będzie.
Jakim cudem Antek nie wie, kim jest Apoloniusz Tajner? I dlaczego wyzywa obcych ludzi od popierdolów? Wyzwiska w swoim gronie są jeszcze zrozumiałe i stosunkowo często spotykane, ale obrażanie nieznajomych już niekoniecznie. Czyli jeśli kiedyś bohaterka szukałaby pracy, a ktoś by do niej w tej sprawie zadzwonił, też nazwałaby tę osobę frajerem, który jej przeszkadza? Kompletnie nie rozumiem wspomnianego zabiegu, a także robienia później z Tajnera całkowitego buca. Możesz mi wyjaśnić, co tego typu rozwiązanie miało na celu?
Jak się można było spodziewać, impreza okazała się całkiem... intensywna. Pomijam kolejny komentarz o tym, że takie rzeczy między konkursami nie powinny mieć miejsca; podobał mi się za to zabieg z wiadomością od Zniszczoła, której Tośka nie mogła odczytać ze względu na swój stan. Ogólnie (oczywiście nie zwracając uwagi na okoliczności) opis imprezy i upojenia jej uczestników wyszedł autentycznie, cały czas się zastanawiałam, jak to wszystko się skończy.
Rozdział dziesiąty „Ciekawy przypadek Aleksandra Zniszczoła”
Rozdział dziesiąty „Ciekawy przypadek Aleksandra Zniszczoła”
Hmm, muszę przyznać, że w początkowej części rozdziału nie działo się za wiele. To znaczy były skoki i w ogóle, ale trudno mi cokolwiek tam skomentować. Ciekawiej się zrobiło przy upadku Freunda oraz, oczywiście, przy opisie sukcesu Zniszczoła. Ta scena wyszła Ci bardzo emocjonująco; razem z Antkiem trzymałam za niego kciuki. :)
Nadszedł w końcu czas na zapowiadany bankiet. Ku mojemu zdziwieniu nie wypadł aż tak źle, głównie ze względu na spory samokrytycyzm głównej bohaterki. Opis schodzącej po schodach Tośki do czekającego na nią na dole Zniszczoła przypominał mi scenę z „Titanica”, dzięki czemu te za ciasne buty rozbawiły mnie chyba jeszcze bardziej.
Ogólnie tę drugą połowę traktuję jako przejściowy rozdział, więc podejrzewam, że w następnych pojawi się więcej akcji. Czytało się go całkiem przyjemnie, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby Tośka chociaż raz zachowywała się odrobinę milej. Mogłaś wykorzystać ten nietypowy dla niej ubiór, żeby nieco ją onieśmielić, dzięki czemu powstrzymałaby swój ostry język przynajmniej na chwilę. Pomimo wszystkiego rozdział na plus.
Rozdział jedenasty „Skazani na Sapporo”
Okej, skoro Antek kojarzy Małysza, powinna również Tajnera, nie ma innej opcji. Bo już mi przyszło do głowy, że może według Ciebie Tośka w tamtym czasie była po prostu za młoda, by o nich pamiętać, no ale nie. Mogłaś przemyśleć ten aspekt dokładniej, zwłaszcza w kontekście ich późniejszej rozmowy, która autentycznie wywoływała we mnie ciarki zażenowania, i to wcale nie z powodu skądinąd słusznego oburzenia pana Tajnera. Wydaje mi się, iż każdy inny pomysł na konflikt między tą dwójką byłby lepszy.
Co do zgubienia nart – czy czasem nie jest tak, że narty są dopasowane do konkretnego zawodnika? Poza tym chyba każdy z nich ma jakąś dodatkową w zapasie, gdyby coś się stało z pierwszą parą? Bo nie sądzę, żeby skoczkowie wymieniali między sobą sprzęt, gdyż inaczej można by kupić dwie lub trzy pary nart na drużynę i na pewno zdążyliby się nimi powymieniać pomiędzy skokami.
Scena w domu ciotki Marty z rodzicami Tośki wyszła Ci naprawdę dobrze; rzadko pojawiają się (przynajmniej do tej pory) jakieś poważniejsze fragmenty, ale zawsze stoją na wysokim poziomie. Bardzo chętnie przeczytałabym trudniejszy klimatycznie tekst Twojego autorstwa.
Rozdział dwunasty „Kuttin Zawodowiec”
Ojej, ojej. O ile nieogarnięcie recepcjonistki samo w sobie nie jest niczym niezwykłym, o tyle oczywiste konsekwencje, czyli fakt, że Tośka i Zniszczoł dostali łoże małżeńskie, to mniej więcej poziom wspólnych dormitoriów prefektów w ff o Harrym Potterze. Naprawdę, takie zabiegi są zbyteczne. Cieszę się, że ten wątek nie ciągnął się za długo, choć oczywiście pobudka w dość dwuznacznej pozycji musiała mieć miejsce.
Ogólnie opis zawodów w Norwegii wypadł całkiem sympatycznie; zastanawia mnie też, jaką wiadomość otrzymał Kamil Stoch, że nagle się wyłączył. Dobrze, że nie zdradzasz tajemnicy od razu, nawet w lekkim opowiadaniu nie powinno się wywalać wszystkiego kawa na ławę.
Scena między Antkiem i Fannemelem również bardzo miła, zastanawiam się tylko, czy praktycznie wszyscy twoi bohaterowie muszą ciągle żartować na tematy okołoseksualne? W tym jednym wypadku mogli chociażby (jakkolwiek słabe by to nie było) ponaśmiewać się trochę ze wzrostu Andersa oraz z tego, że np. jest równie niski co Antonina. W każdym razie upokorzyliby go w jej oczach, a cała sytuacja wypadłaby odrobinę lepiej niż dowcipy zaserwowane w obecnej formie.
Rozdział trzynasty „Śniadanie u Kubackiego”
Proszę Cię, zlituj się nad Murańką. Naprawdę próbujesz zasugerować, że on nie wie, iż leci samolotem? Mówię: rozumiem taki sposób kreacji bohatera, ale co za dużo, to niezdrowo. W przypadku Kruczka, który ciągle chce wychodzić w piżamie bądź bieliźnie, można przymknąć oko (aczkolwiek więcej sensu miałoby, gdyby np. zapomniał o jednej rzeczy, a nie całym ubraniu); tutaj zdecydowanie przesadziłaś.
Niemniej intryga z Kubackim całkiem mnie zainteresowała. Zgadzam się z Tośką: nie był to może jakiś wybitny pomysł, ale nieźle przedstawiłaś jego konsekwencje – najazd dziennikarzy i paparazzich, podejrzliwe spojrzenia członków sztabu czy też zaciekawienie zwykłych kibiców osobą Antka. Na uwagę zasługuje zresztą fakt, że rozstanie z dziewczyną nie stało się jakoś nagle – już we wcześniejszych rozdziałach pojawiała się sugestia, iż coś jest na rzeczy. Albo w ogóle nie odzywał, albo siedział z nosem w telefonie, ale nie rozmawiał; dobrze rozwiązane, naprawdę duży plus.
Końcowa scena z wywiadem i lepieniem bałwana również wypadła całkiem sympatycznie, a na komentarz o tym, że poleci on dalej niż Kubacki, parsknęłam śmiechem.
Rozdział czternasty „Nart Żyły wina”
To chyba jeden z lepszych rozdziałów jak dotąd. Przemiana (nawet jeśli tylko kilkunastogodzinna) Tośki zwyczajnej w Tośkę miłą była z jednej strony przerażająca, z drugiej mimo wszystko całkiem przyjemna. Ze sporym zainteresowaniem czytałam, do czego doprowadzi ta transformacja. Po tym wszystkim chyba najbardziej szkoda mi Fannemela, ale stał się on moim ulubionym bohaterem, więc pod tym kątem mogę być nie do końca obiektywna.
Po takim uderzeniu Antek powinna trafić do szpitala, skoro straciła przytomność. Na potrzeby tekstu zawieszam jednak swoją niewiarę i przyjmuję zmianę osobowości bohaterki bez konsekwencji w postaci wstrząśnienia mózgu.
Niestety kolejny raz większość żartów odnosiła się jedynie do podtekstów seksualnych. Opisaną przemianę charakteru (a także wewnętrzny głos Tośki, by wróciła do swojego prawdziwego „ja” – swoją drogą świetny zabieg) mogłaś wykorzystać na wiele przeróżnych sposobów. Szkoda, że nie wyczerpałaś do końca potencjału tego pomysłu.
Rozdział piętnasty „Draka w Willingen”
Cofam uwagę z omówienia poprzedniego rozdziału, ten wypadł jeszcze lepiej. Pierwsza część rozdziału nie zwiastowała burzy w kolejnej, dzięki czemu uderzyła ona ze zdwojoną siłą. Scena w cukierni wypadła bardzo sympatycznie; mogłaś dokładniej wspomnieć o tym cudzie cukierniczym z wystawy, nie obraziłabym się. :)
Ale się porobiło. Nie chcę za bardzo spojlerować, żeby nie zdradzać potencjalnym czytelnikom rozwoju wypadków, powiem więc tyle: rozmowa między Antkiem i Zniszczołem była bardzo emocjonująca, czytałam ją z zapartym tchem. Starasz się także łatać dziury fabularne z pierwszych rozdziałów, co oczywiście stanowi ogromny plus.
Doceniam też końcówkę i Twoje wyjaśnienie użytego zabiegu; masz rację, wypadek byłby mocno oklepany, zwłaszcza że już dwa się po drodze wydarzyły, choć bez jakichś większych konsekwencji zdrowotnych. Tutaj niekoniecznie wiadomo, czy faktycznie taka sytuacja nie miała miejsca, zwłaszcza biorąc pod uwagę komentarz o czystym sumieniu. Okazało się, że Zniszczoł parę rzeczy ukrywał, więc jego słowa zabrzmiały bardzo wymownie.
Wypowiedź spikera – złoto. Nie będę cytować, żeby nie zdradzać szczegółów, ale mimo powagi sytuacji parsknęłam śmiechem.
W ogóle coś mi podpowiada, że mam tu do czynienia ze sceną z prologu, prawda? Utkwiło mi w głowie oczekiwanie bohaterki na powtórzenie komunikatu po angielsku, bo z niemieckiego nie wszystko zrozumiała; w tej części również pojawiło się podobne zdanie.
Rozdział szesnasty „Co gryzie Macieja Kota”
Ciekawa zamiana, teraz to Tośka próbuje zachowywać się miło, a Zniszczoł na nią burczy. Zgadzam się, taki etap nauczki na pewno nie wyjdzie jej na złe, a prawdopodobnie pomoże w rozwinięciu szczątkowej empatii.
Biedny Murańka, brakowało jeszcze, żeby zaczął się ślinić, patrząc przez okno. Naprawdę nie masz dla niego litości, co?
Trudno też dziwić się Kubackiemu, iż broni kolegi z zespołu, choć jak dla mnie wypadek przy pracy to próba lekceważenia usłyszanych przez Antka słów, które naprawdę były ciosem poniżej pasa. Z jednej strony można by mieć nadzieję, że ta postać wykaże bardziej ludzki odruch i przyzna bohaterce rację, ale z drugiej nie po to kreowałaś go na złośliwą mendę, by teraz głaskał Tośkę po głowie.
No, jak Antonina pamięta, że Zniszczoł nie pije rano herbaty, tylko czarną kawę bez cukru, to rzeczywiście stał się dla niej kimś bliższym. Dobrze też, że pokazujesz Kruczka na bardziej ogarniętego niż we wcześniejszych rozdziałach, bo aż mnie dziwiło, jak taka niemota mogła zostać trenerem kadry, na dodatek podstawowej.
O, Kota wzięło na większe zwierzenia niż użalanie się nad ograniczeniem dostępu do kosmetyków. Miło z jego strony, że w sumie jako jedyny postanowił przeprosić Tośkę za całą sytuację.
W komentarzu odautorskim napisałaś, iż uważasz ten rozdział za „miałki”. Faktycznie, nie jest może zbyt porywający, ale po zaserwowanych we wcześniejszej części wydarzeniach przyda się chwila wytchnienia. Dajesz czytelnikom czas na poukładanie sobie, czyją stronę w tym sporze trzymają – Tośki czy Zniszczoła. Każde z nich ma swoje argumenty (osobiście bardziej jestem po stronie Antka, bo szantaż czy manipulacja nie należą do zbyt uczciwych środków), więc nie jest to konflikt kompletnie bezpodstawny.
Rozdział siedemnasty „Orzeł kontra kruczki”
Wydaje mi się, że nie ma co się dziwić, iż Tośka chce zrezygnować z pracy w sztabie; biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, byłabym naprawdę w szoku, gdyby zdecydowała się zostać.
Nawet na końcu Klimkowi nie odpuścisz. Gdyby ograniczyć jego zagubienie w rzeczywistości do ewentualnego mylenia krajów, w których się znajdują, bardziej miałoby to ręce i nogi. W końcu nie tylko dla niego Słowacja i Słowenia to jedno i to samo. Ty mocno przedobrzyłaś.
No, pojawił się jeszcze mój ulubieniec na koniec. Nie ma co, sympatyczna chłopina Ci z niego wyszła.
Nic dziwnego, że Antek nie chce odpuścić; gdyby Zniszczoł ją wcześniej przeprosił, to wtedy można by twierdzić, że się zawzięła. W tej sytuacji jednak nie ma się co zastanawiać.
O proszę, no i wyjaśniła się sprawa z Martą. Widzę, że intryga Kubackiego nie poszła w las; cieszy mnie również Twoja pamięć o zamknięciu pootwieranych wątków – właśnie tego czy Kamila i tajemniczego telefonu.
Ostatnia scena to cios poniżej pasa, naprawdę. Miałam nadzieję, że Zniszczoł wykorzysta tę okazję, by się zrehabilitować w oczach Antka, a tu coś takiego… Nieeleganckie zachowanie z jego strony, bardzo nieeleganckie. Dawno nie było mi kogoś żal tak jak wtedy Tośki.
Rozdział osiemnasty „Pożegnanie ze Słowenią”
Kto by się spodziewał, że Kubacki stanie w obronie Tośki na tyle, żeby pobić się z kolegą. Pochwalam, nawet jeśli był to chwilowy zryw. Ten bohater zrehabilitował się w moich oczach za swoje wszystkie złośliwości.
Wybielenie go było dobrym posunięciem. Podejrzewam, że relacja jego i Antka miała opierać się na przekomarzaniu się oraz wzajemnych docinkach, ale przez większą część tekstu trudno mi było odnaleźć w tym jakąś nutę sympatii, która przebijałaby się przez drobne złośliwości. Możliwe, iż wynika to z narracji, którą wybrałaś – w końcu całe otoczenie i wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Tośki, co oznacza brak obiektywizmu jej punktu widzenia, który zaburzają chociażby jej osobiste wrażenia. Dobrze byłoby od czasu do czasu przemycić dyskretne wskazówki, które ułatwiłyby czytelnikowi odkrycie prawdziwych intencji postaci.
Opis klubu wyszedł Ci bardzo realistycznie, aż czuć było specyficzną atmosferę i tłok, z jakimi zwykle ma się do czynienia w takich miejscach.
W końcowej scenie, już po wylądowaniu w Polsce, udało Ci się oddać zagubienie głównej bohaterki, gdy wiedziała, że w jej życiu kończy się pewien etap. Cieszę się również, iż Antek i Zniszczoł zdecydowali się na rozmowę.
Epilog
Powtórzę na początku to, co napisałam przy rozdziale siedemnastym: nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że starasz się domknąć naprawdę wszystkie wątki! Absolutnie nie spodziewałam się, że uwzględnisz także ten z weselem, a tu niespodzianka.
Podobał mi się również zabieg z klamrą, żeby i prolog, i epilog napisać z perspektywy narratora trzecioosobowego; ładnie spina całe opowiadanie.
Żałuję tylko, że nie pokazałaś tej oczyszczającej rozmowy ze Zniszczołem; zapewne zarówno on, jak i Tośka mieli sobie dużo do powiedzenia i chętnie przeczytałabym, jak cała sytuacja została wyjaśniona. Może w drugiej części pojawi się jakaś retrospekcja, hmm?
Dodatek świąteczny „Poszukiwacze zaginionej formy”
Jedyne, co tłukło mi się po głowie przez większą część rozdziału, to czy biedna Tośka sama musiała pichcić wszystkie wigilijne potrawy, a w dodatku w jeden dzień? Bo jeśli tak, to nieźle dała się wrobić. Szkoda, że żaden z chłopaków nie postanowił pomóc, zawsze byłoby jej łatwiej.
Dodatek walentynkowy „Miłość i inne złośliwości”
Ciekawym zabiegiem była tutaj zmiana narratora z Tośki na Zniszczoła; dzięki temu można dowiedzieć się, w jaki sposób on postrzega główną bohaterkę. Widać również, jak bardzo ich wspólna znajomość zmieniła Antka: za jego sprawą stała się ona o wiele mniej aspołeczną osobą niż w głównym opowiadaniu.
Samej fabuły oczywiście nie zdradzam; mogę tylko powiedzieć, podczas lektury tej sceny aż robiło się ciepło na sercu. Miło także przeczytać rozdział, w którym Antek nie krzyczy na wszystkich wokół.
Dodatek kobiecy „Jak zostać gwiazdą”
Nie przeszkadza mi fakt, że ta podrasowana wersja imprezy z ostatniego rozdziału nie trafiła do opowiadania głównego. Prawdopodobnie zabawniejsza byłaby scena, gdyby główny wątek tego dodatku stanowił popis wokalny Kubackiego; koniec końców Tośka już ma na koncie jeden występ.
Pod kątem technicznym nie mam tym trzem dodatkom nic do zarzucenia. Wprowadzenie tego rodzaju uzupełnień do tekstu wydaje się interesującym rozwiązaniem, gdy chce się np. pokazać, jaki sposób rozwoju bohatera miało się wcześniej na myśli bądź też, co nie trafiło do przedstawianej historii.
Pod kątem technicznym nie mam tym trzem dodatkom nic do zarzucenia. Wprowadzenie tego rodzaju uzupełnień do tekstu wydaje się interesującym rozwiązaniem, gdy chce się np. pokazać, jaki sposób rozwoju bohatera miało się wcześniej na myśli bądź też, co nie trafiło do przedstawianej historii.
b) Bohaterowie (14/20 pkt.)
Tośka (czy, jak sama woli, Antek) stanowi z pewnością najjaśniejszą gwiazdę Twojego opowiadania. Wykreowałaś ją naprawdę bardzo dobrze, z łatwością zapada czytelnikowi w pamięć, mimo iż w sumie niczym nie wyróżnia się z tłumu. Studentka, w wakacje dorabiająca jako kelnerka, wygląd przeciętny – osoba, jaką z łatwością można spotkać na ulicy. Monologi Antoniny sprawiają, że trudno jej nie polubić, chociaż charakteru nie ma, umówmy się, najmilszego. Deprymuje mnie również swojego rodzaju „uwstecznienie” podczas jej rozmów ze skoczkami. Nie wiem, czy ta zmiana z błyskotliwych monologów do wydzierania się na wszystkich dookoła i wyzywania od debili była zamierzona; jeśli nie – wiadomo, trzeba nad tym zapanować. Jeśli przemyślałaś tę decyzję, dobrze byłoby zastanowić się nad jej sensem, bo po kilku rozdziałach coś takiego bardziej męczy, niż śmieszy. Pozostaje jeszcze trzecia możliwość, mocno sugerowana zresztą przez Ciebie w tekście: towarzystwo skoczków tak na nią wpływa, czyli nakreślasz w ten sposób charakter innych bohaterów. Nie wiem jednak, dlaczego zdecydowałaś się na zachowanie „na głupkowatego nastolatka”; mogłaś wybrać lepiej.
W pamięć zapada jeszcze Zniszczoł, ale zapewne dlatego, że poza Antkiem na najwięcej czasu antenowego, przez co czytelnik może go lepiej poznać. W jego przypadku podobał mi się zabieg (może nieco oklepany, ale niech będzie), że wyniki w konkursach zależały w większości przypadków od jego aktualnych relacji z Tośką. Dziewczyna zaczyna kolegować się z Andersem – forma spada, ich relacje są dobre – chłopak zaczyna stawać na podium. Mówię, niby banał, ale uroczy na swój sposób. Jego nie do końca fair zachowanie z końcówki opowiadania (a zarazem z początku) nadaje mu odpowiedniego rysu; nie jest takim sympatycznym koleżką jak Fannemel, tylko czasem potrafi posunąć się do niekoniecznie uczciwych zagrywek. Czy to dobra cecha? Ogólnie nie, ale dla bohatera literackiego jak najbardziej.
Problem z resztą bohaterów polega na tym, iż trudno powiedzieć mi o nich więcej niż jedno, dwa słowa. Żyła robi za śmieszka, Kubacki jest wredny, Murańka zachowuje się, jakby był na ciągłym haju, a główny problem Kota stanowi jego fryzura; dopiero w końcowej fazie opowiadania ich charaktery zostają w pewnym stopniu bardziej rozbudowane, ale przydałoby się kilka scen z nimi wcześniej, aby nie kojarzyć ich jedynie po jednej cesze.
W pamięci utkwił mi Anders Fannemel, głównie ze względu na jego idiolekt. Urzekło mnie, jak mówił na skoczków z polskiej kadry pełnymi imionami, gdyż nie wiedział, jak się je skraca w polskim. Niby błahostka, lecz sprawia naprawdę wiele radości. Trudno mi niestety powiedzieć na jego temat coś więcej poza tym, że sprawia wrażenie sympatycznego.
Pojawia się więc pewna dziura między bohaterami pierwszo- i drugoplanowymi. Z Tośką nie ma problemu, ale Zniszczoła (oraz Kubackiego, niech mu będzie) uważam za postacie drugoplanowe. Reszta to raczej figury epizodyczne, które służą głównie do tworzenia sztucznego tłoku.
Kolejny problematyczny element stanowi mnogość pseudonimów bohaterów. Pierwsze kilka rozdziałów było istną mordęgą, by połapać się, kto jak się nazywa. Dobrze byłoby ograniczyć ich ilość lub wprowadzać je stopniowo do tekstu.
c) Styl i logika (17/20 pkt.)
Stylistycznie opowiadanie stoi na naprawdę wysokim poziomie. Język masz bogaty i urozmaicony. Żarty słowne (przede wszystkim w monologach bohaterki) oraz jej narracja wypadają naturalnie. Wymyślasz neologizmy (co ważne, sensowne); zwłaszcza „nartopuc” oraz „androzłom” chwyciły mnie za serce. Raz czy dwa pojawiły się informacje odnośnie rzeczy, których Antek nie mogła wiedzieć, bardzo dobrze poruszasz się w narracji pierwszoosobowej.
Przyczepię się nieco do logiki niektórych wydarzeń. Jak już zaznaczałam przy poszczególnych rozdziałach, nie wszystkie są uzasadnione tym, co dzieje się w opowiadaniu. Koronnym przykładem jest właśnie wzięcie Antka do sztabu. Wyjaśnia się to co prawda w dalszej części opowiadania, nawet argumentujesz ten pomysł w miarę logiczny sposób, ale mimo wszystko... O ile jeszcze mogę przełknąć, że Kruczek dał się przekonać kadrowiczom, o tyle nie do końca mam pewność, czy wszystkie prawne formalności zostały dopełnione – w końcu mamy do czynienia ze stanowiskiem, jakby nie patrzeć, państwowym, a przynajmniej finansowanym z budżetu państwa. Czy nikt się tam nie zastanawiał, dlaczego wybrano akurat ją? Koniec końców intryga wyjaśniła ten koncept (choć może nie w stuprocentowo satysfakcjonujący sposób), ale wcześniej nie miał on dla mnie większego sensu.
d) Poprawność gramatyczna i językowa (13/15 pkt.)
W cytatach pogrubiam elementy, do których piszę komentarz.
Rozdział pierwszy
Ja i urok to dwie sprzeczne definicje. – Na pewno masz na myśli „definicje”? Lepiej pasowałoby „rzeczy” bądź „sprawy”.
Bura od ciotki była niesamowita. Że się zamartwiała, że Tymon się darł, und so weiter. Halo, mam prawie dwadzieścia dwa lata! W takim wieku nie dostaje się już bury. Posłusznie jednak wysłuchałam kolejnego monologu, ponieważ miałam świadomość, że ta kobieta w tamtej chwili zapewniała mi dach nad głową. Mieszkam półtorej godziny drogi od Wisły, a przyjeżdżam tu wyłącznie latem, by pracować jako kelnerka w restauracji wujostwa. Nie jest to praca moich marzeń, ale zapewnia mi przyzwoite pieniądze, więc nie mam powodów do narzekań. Na wakacje jeżdżę wyłącznie palcem po mapie, a zatem nie muszę z niczego rezygnować! A teraz tylko czekam na rozpoczęcie pierwszego roku magisterium z filologii polskiej i pracy w księgarni. Radość sama w sobie. – Mieszanie czasów w obrębie jednego akapitu.
Rozdział drugi
— Odkąd kmiotkowie nazywają się Zniszczoł i są równie uparci, jak one — odezwał się niespodziewanie z tylnego okna Kusy. – „Ci kmiotkowie”, nie „te kmiotki”, więc w porównaniu powinno być „jak oni”.
Rozdział trzeci
(…) a z tym to nawet w suahili byś się nie doszedł do porozumienia. – „Byś się nie porozumiał” lub „byś nie doszedł do porozumienia”.
Może udzielać wywiadów dla Tadzia? – Wywiadu udziela się komuś, nie dla kogoś.
Rozdział piąty
(…) bo bym chyba zawał zeszła. – Zgubiłaś „na”.
Rozdział siódmy
(…) to się łaskawie Muraniek zlitował – Murańka, nie Muraniek. Jego nazwisko odmieniasz w ten sposób przez całe opowiadanie; nie wiem, na ile to zamierzony błąd w celu indywidualizacji językowej bohaterki, a na ile faktyczna pomyłka, więc na wszelki wypadek sygnalizuję.
Rozdział dziewiąty
— Także... tego. – „Tak że”, nie „także”. „Także” oznacza tyle co „również”, więc nie pasuje do kontekstu wypowiedzi.
Rozdział jedenasty
Mnie się wydaje, czy drugi raz w krótkim odcinku czasu Zniszczoł wybronił mojej paskudnej postawy wobec obcych ludzi? – Albo „wybronił moją paskudną postawę”, albo „bronił mojej paskudnej postawy”, przy czym ja skłoniłabym się ku drugiemu wariantowi.
Rozdział dwunasty
Otóż Szwaby spod wodzy Kuttina (…) – „Pod wodzą” lub „spod ręki”.
Rozdział siedemnasty
— Autografy po lewo, zdjęcia po prawo. – Nie wiem, na ile to błąd, a na ile stylizacja, więc na wszelki wypadek wolę napisać: powinno być albo „po lewej, po prawej”, albo „na lewo, na prawo”.
e) Ortografia, interpunkcja i zapis dialogów (8,5/10 pkt.)
W tym punkcie, podobnie zresztą jak w poprzednim, nie mam za bardzo na co narzekać. Dialogi zapisujesz prawidłowo; ogólnie pod kątem poprawności to jedno z lepszych (jeśli nie najlepsze) opowiadań, które przyszło mi oceniać, ale zdziwiłabym się naprawdę mocno, gdyby w Twoim przypadku było inaczej.
Zdarzały Ci się od czasu do czasu jakieś drobne potknięcia, dlatego też, zamiast skupiać się na poszczególnych rozdziałach, będę po prostu wypisywać błędy z zaznaczeniem, w którym miejscu tekstu się zdarzyły.
Rozdział pierwszy
— Eee tam — Bogdan machnął ręką. – Po „Eee tam” należy postawić kropkę, gdyż machanie ręką nie jest mówieniem. Zapewne drobne niedopatrzenie z Twojej strony, gdyż dalej nie popełniasz tego błędu.
Rozdział drugi
— Odkąd kmiotkowie nazywają się Zniszczoł i są równie uparci, jak one — odezwał się niespodziewanie z tylnego okna Kusy. – Bez przecinka przed „jak one”, gdyż w tym porównaniu nie ma orzeczenia.
Rozdział trzeci
Myślę, że powinnam się z tym zgłosić do jakiegoś Krajowego Rejestru Cudów Nad Wisłą, czy coś. – Przecinek przed „czy coś” zbędny; gdybyś w jego miejscu zastosowała „albo”, to wtedy nie użyłabyś go, tak więc z „czy” sprawa ma się identycznie.
(...), komentując kobiecie ciała – „kobiece”.
Rozdział czwarty
Gdybym mogła, udusiłabym jak kurę na rosół! Szanownego trenera za to (…) – Nie mam bladego pojęcia, skąd ten wykrzyknik przy „rosół”. Najpewniej uchował się z poprzedniej wersji opowiadania, ale teraz należy go usunąć, bo tylko zakłóca czytanie.
— Przykro mi, że zostałaś wpakowana w taką sytuację. — Akurat. Ton jego głosu mówił, że równie dobrze mógłby mnie walec przejechać, a on dalej w spokoju smarowałby sobie tosta dżemorem. – Od „akurat” należy przenieść tekst do nowego wiersza, gdyż nie opisujesz tu sposobu mówienia, tylko reakcję Tośki na jego słowa.
Rozdział szósty
Fannemel go znacząco wyprzedził — dlatego, że miej mu wiało pod narty. – „Mniej”, nie „miej”.
Zatkało konduktora pociągu w Wejcherowie. – Na pewno w „Wejcherowie”, a nie „Wejherowie”? Sprawdzałam, czy przypadkiem nie ma takiej miejscowości, grzebanie w Googlach jednoznacznie sugeruje błąd ortograficzny. Jeśli możesz, powiedz mi, czy faktycznie gdzieś istnieje „Wejcherowo”.
Rozdział siódmy
Nie, żeby jakoś uprzejmie, bo to w końcu wciąż był jeden z jełopów (…) – Bez przecinka.
Rozdział ósmy
Żyć-nie umierać. – Bez łącznika.
— Weź idź do Chrobota, wysmaruje te twoje Sporty 2000 i zaraz ci narta lepiej popcha na rozbiegu. – Cyfry i liczby w dialogach zapisuje się je słownie.
(…) a Wellinger łaził w kółko z rękawiczkami w ręce, pytając, czyje one są, a po odpowiedzi Twoje resetował się i dodawał: Czyli czyje?. – Bez kropki po znaku zapytania.
Syn Szamana złapał Austriaka za fraki, tak, że niski biedak zawisnął w powietrzu (...) – W sąsiedztwie „tak” wystarczy przecinek z jednej lub drugiej strony, z dwóch nie trzeba.
Rozdział dziewiąty
Żyć, nie umierać. – Przecinka w tym wyrażeniu też się nie stawia.
Rozdział dwunasty
(…) czym wywołał u nie tylko wywrót oczami. – „U mnie”.
Rozdział piętnasty
— TY ZAKŁAMNY GNOJU! – „Zakłamany”.
Rozdział siedemnasty
W każdy razie – W każdym razie.
Zaśmiał się durnowato i poszedł żreć do Skrobota. – Znając Żyłę, miałaś na myśli „rżeć”, prawda? Czy też zawodnik po prostu zgłodniał?
Rozdział osiemnasty
A ja Hamletowskie dramata w głowie rozgrywałam. – Słowo „hamletowski” jest przymiotnikiem, więc zapisuje się je małą literą.
4. Dodatki (3/5 pkt.)
Na koniec przyjrzę się dodatkom. Na stronie głównej, oprócz ankiet, znajdują się również buttony do szabloniarni oraz katalogów z opowiadaniami. Poza tym jest także lista czytelnicza, która razem z wcześniej wspomnianymi elementami spokojnie może trafić na osobną podstronę. Przy „Cyferkach” niczego nie ma, więc zastanowiłabym się nad ich celowością. W prawej kolumnie zostawiłabym więc tylko Obserwatorów oraz informacje od Ciebie.
Odtwarzacz co prawda jest, ale na szczęście muzyka nie włącza się automatycznie. Radzisz swoim czytelnikom, by podczas lektury poszczególnych rozdziałów słuchali wybranych przez Ciebie utworów; spróbowałam, nie rozpraszały mnie one za bardzo. Trzeba pamiętać o tylko o tym, że niektórzy wolą czytać w ciszy lub przy własnej playliście. Może pomyśl o lekkim przeformułowaniu tej informacji, by nie brzmiała tak rozkazująco? ;)
Brakuje mi jakiegokolwiek miejsca na kontakt z Tobą. Nie życzysz sobie spamu w komentarzach pod rozdziałami, co absolutnie rozumiem. Mało kto pała do niego sympatią, ale dobrze byłoby utworzyć osobną zakładkę dla osób, które nie są wyłącznie czytelnikami. Jeśli nie odpowiada Ci powyższe rozwiązanie, może mail w jakimś łatwo dostępnym miejscu? Chwilę się naszukałam, zanim znalazłam do Ciebie kontakt. Mogłabyś go zostawić przykładowo w zakładce „Charlie”, skoro wspominasz również o tym, że prowadzisz Tumblra oraz Twittera (przy okazji: Twitter jest zalinkowany tylko przy literze „T”, dobrze byłoby przeciągnąć link na całe słowo).
A co z pozostałymi zakładkami? „Strona główna” – wiadomo. W „Czy warto?” zdecydowanie lepiej wyglądałby tekst wyjustowany, a nie wyśrodkowany. Kłóciłabym się tylko ze zdaniem, że każdy czytelnik po wejściu na bloga idzie sobie przejrzeć galerię z postaciami; w książkach rzadko kiedy mamy spis bohaterów. Dlaczego w przypadku publikowanego w Internecie opowiadania miałoby być inaczej?
Zawsze jestem pełna podziwu dla osób, którym chce się robić trailery. Nie inaczej ma się sprawa w Twoim przypadku. Zwiastun mógłby co prawda nieco bardziej uchylać rąbka tajemnicy odnośnie do fabuły, choć zwrot „kadra w krzywym zwierciadle”, już podpowiada, czego można oczekiwać. Jedna uwaga: po „PS” nie stawia się kropki.
Jestem przeciwna umieszczaniu zdjęć znanych ludzi jako wizualnych odpowiedników postaci, jak zrobiłaś w zakładce „Nie-lotni”, ale skoro piszesz akurat o osobach prawdziwych, a nie fikcyjnych, to trudno oczekiwać innych fotografii. Moje zastrzeżenia budzi końcowy komentarz o tym, iż gify są Twojego autorstwa. One same może i tak, ale materiały filmowe, z których pochodzą, pewnie już nie, w związku z czym przydałoby się upewnić, czy można je w ogóle wykorzystać w ten sposób.
Opisy częściowo zalatują spojlerami (przynajmniej pod kątem zachowania bohaterów). Nawet jeżeli nie piszesz tego tekstu do końca na poważnie (przy czym absolutnie nie sugeruję, że nie zależy Ci na jego jakości), dobrze zostawić czytelnikowi miejsce do samodzielnej interpretacji postaci, a nie narzucać mu własny punkt widzenia.
W opisach wyeliminowałabym dwa przecinki:
(…) otrzymał zaszczytny tytuł Wartego Uwagi, imienia Antoniny Sochy – bez przecinka po „Uwagi”, gdyż jest to cała nazwa, a nie dodatkowa informacja.
No, chyba że jest się Tośką. – Bez przecinka po „no”. Według sjp przecinek ma prawo znaleźć się tam wtedy, gdy ta partykuła pełni funkcję wykrzyknienia.
„Rozdziały” – też jasne, co można tam znaleźć. Podoba mi się pomysł z przerobieniem tytułów filmów (głównie) na pasujące do tematyki opowiadania, zwłaszcza że odpowiadają one ich treści (to znaczy same tytuły, bo fabuła filmu już niekoniecznie, ale nie uważam tego za jakiekolwiek uchybienie). Co do błędów – w podsumowaniu drugiego rozdziału zbędny przecinek po „oczywiście”.
Uwaga techniczna: bez przecinka przed „usw.” Traktujemy ten skrót jak nasze „itd.”, przed którym przecież przecinka nie używamy.
Spisy opowiadań (podobnie jak wspomniane wcześniej ankiety) mogłabyś ściągnąć do jednej zakładki i tam je odpowiednio pogrupować, ale to już zostawiam Tobie do wyboru.
OCENA KOŃCOWA: Zdobyłaś 76,5 punktów na 100 możliwych, co daje ocenę dobrą.
Podsumowanie
Wybranie na głównych bohaterów opowiadania osób znanych, w jakiś sposób popularnych, a przede wszystkim istniejących w rzeczywistości (czyli po prostu zdecydowanie się na pisanie real person fiction) jest ryzykownym zabiegiem, który może przysporzyć sporo kłopotów. Zawsze może się bowiem przytrafić sytuacja, w której główny zainteresowany (czy zainteresowana) trafi na takie opowiadanie i nie będzie specjalnie zachwycony ze sposobu, w jaki został przedstawiony. Skoro Twoi bohaterowie są sportowcami, to pisze się o nich opowiadania, ale nie ma sensu mieszanie do fabuły ich rodzin; wystarczyliby sami zawodnicy.
Zawsze też można postawić się w sytuacji postaci: czy chciałabyś, żeby ktoś pisał opowiadanie z Tobą w roli głównej, w którym nie jesteś przedstawiona w korzystnym świetle? Raczej niekoniecznie.
Rozumiem, że wiele osób ma jakieś fantazje związane ze swoimi idolami, ale, no właśnie, lepiej, żeby zostały one fantazjami. Oczywiście rpf-y powstawały, powstają i powstawać będą; chciałam tylko nakłonić zarówno czytelników, jak i autorów do refleksji nad tym, czy to naprawdę konieczne. Ale już wystarczy umoralniającej gadki.
Chciałam zaznaczyć jeszcze jedno: w żadnym wypadku nie odejmowałam Ci punktów za wybór takiego, a nie innego rodzaju opowiadania, a bohaterów traktowałam jak postacie fikcyjne.
Co do samego tekstu: cieszę się, że drugi raz trafiłam na zakończony utwór. W ten sposób o wiele łatwiej ocenić, co się udało, a co nie; tekst po prostu broni się sam (bądź nie) i nie ma miejsca na tłumaczenia autora, że coś zostanie wyjaśnione w dalszej części.
Na plus zaliczam przede wszystkim warstwę językową. Dzięki monologom Antka (których jest na szczęście sporo) opowiadanie czyta się naprawdę przyjemnie. Niemniej przydałaby się większa równowaga między nimi a fabułą, gdyż momentami została ona mocno zepchnięta na boczny tor i dopiero pod koniec skupiasz się bardziej na wydarzeniach.
Sytuacja ta zmienia się, gdy przechodzisz do dialogów, głównie ze skoczkami. Podczas czytania ich rozmów czułam się, jakbym przeniosła się w czasie do gimnazjum, gdyż trudno mi uwierzyć, że żarty, w których kolega siada na kolana innego kolegi albo kelnerka przewraca się z jedzeniem i ląduje twarzą w kroczu gościa, bawią kogoś jeszcze poza nastolatkami, ewentualnie osobami nietrzeźwymi.
Jak już wspominałam wcześniej, dobrze też byłoby popracować nad bohaterami (w założeniu drugoplanowymi), którzy zalatują już trzecim planem. Wyliczanki, kto co zrobił, nie pomagają w wyobrażeniu ich sobie jako protagonistów, którzy mają większy wpływ na akcję utworu. Poprzez taki zabieg nadajesz im jedną, może dwie cechy charakteru, ale nie tworzysz z nich pełnokrwistych bohaterów. W przypadku Twojego opowiadania narracja pierwszoosobowa utrudnia ich dokładniejsze przedstawienie, bo kamera jest przyczepiona do głowy Tośki i z założenia nie możemy w tym czasie towarzyszyć innym postaciom, ale w takiej sytuacji dobrze byłoby zastanowić się nad rozwiązaniem tego problemu. Biorąc pod uwagę fakt, że wydarzenia z opowiadania miały faktycznie miejsce (mam tu na myśli udział tych, a nie innych zawodników w konkursach), poświęcenie większej ilości czasu innym bohaterom lub ograniczenie ich ilości byłoby dość problematyczne. W związku z tym zostaje pierwsze wyjście, chociażby coś w stylu pierwszych rozdziałów, tylko z różnymi postaciami: restauracja i dwóch zawodników, scena z samochodem i kolejnych dwóch, potem impreza i następna dwójka. Dzięki temu w scenie uczestniczyłoby trzech, może czterech bohaterów, a taką ilość łatwiej zaprezentować niż np. siedmiu jednocześnie.
Mimo tych uwag nie mogę powiedzieć, że Twoje opowiadanie mnie znudziło czy zirytowało w jakiś szczególny sposób. Bawiłam się całkiem nieźle, kilka razy naprawdę porządnie uśmiałam; w wolnej chwili z pewnością zerknę na kontynuację. Historia pisana nie do końca na poważnie nie znaczy od razu, że pewne rzeczy można sobie odpuścić. Chętnie przeczytam inne Twoje opowiadanie, najlepiej utrzymane w poważniejszych tonach. Jeżeli publikujesz w innym miejscu, daj znać.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. Jeżeli coś jest nie do końca klarowne lub chciałabyś, żebym bardziej rozwinęła któryś z punktów, to pisz śmiało.
Jeju, jeju, jeju! Pyndze odpowiadać!
OdpowiedzUsuńTak w dużym skrócie w kwestii szablonu: wiem, mnie też po czasie zaczęła męczyć ta biel fontu. Oraz to, że te nagłówki są takie, że polskich liter nie akceptują. Tyle że… nie mogę niczego zmienić, ponieważ wzięłam „gotowca” ze strony, którą widać na załączonym obrazku. Długo się zastanawiałam, czy go nie zmienić… ale zużyłam naprawdę wiele wiader Internetu, żeby znaleźć coś, co by mi nie przeszkadzało, nie było zbyt nachalne, a przy tym zbyt romantyczne, i tylko to wygrało.
Zgadzam się, na ten moment ankiety bym wywaliła. Chciałam to uczynić dawno temu, ale blog był w procesie oceny, więc nie mogłam.
1. Wiem i okropnie mi głupio z powodu tego początku. Tu nawet nie chodzi o to, by śmiać się z molestowanych, tylko o to, że ów strażnik złapał ją za łokieć, żeby ją wyprowadzić, a ona uznała to za przekroczenie granicy – zresztą miała do tego takie prawo. Wtedy jakoś nie przeszło mi to przez myśl, więc nie mam niczego na swoje usprawiedliwienie.
Tośka wcale nie chciała się tam dostać; ja sobie wyobraziłam to tak, że ześliznęła się z bardziej stromej strony zbocza i zjeżdżając na tyłku, wparowała w siatkę. Ale przecież można to było wyjaśnić, mea culpa.
Ta ekspozycja to na dzień dzisiejszy, trzy lata od napisania pierwszego rozdziału, źródło mojego fejspalmu. I w pełni się z Tobą zgadzam. Tam trochę dalej o wypadku też.
Opisy pracy w restauracji wyszły dobrze, bo Tośkowa właścicielka sama tak pracowała. :D
No i zdawałam sobie sprawę, że cliffhanger wcale nikogo nigdzie nie zawiesi i nawet nie starałam się tego ukryć.
PS A dziękuję, Tymon to także real person, ale nie fiction, bo to mój kuzyn. :) No dobrze, trochę go podrasowałam…
2. Tak w skrócie: jeśli czegoś nie komentuję, to znak, że się z Tobą zgadzam lub uważam, że to jakaś część Twojej opinii, która przecież z moją pokrywać się nie musi.
Tak naprawdę Tośka nie chciała iść ze strachu. Było jej przecież niedobrze, a panicznie boi się wymiotów, więc podała powód z tym niezwiązany. Wydawało mi się, że dość dobrze to zasugerowałam. Owszem, bała się, że jakoś się spotkają, bo na zawodach w tej części skoczni przechodzi się obok „domków” zawodniczych, z których mogliby ją dostrzec i np. zawołać.
3. W moim odczuciu te „wyliczanki” świadczyły o tym, że potrafię każdemu nadać inną czynność, a przy okazji pomóc czytelnikowi sobie wyobrazić sytuację. Nie mówię tu konkretnie o imprezie, ale potem, kiedy opisuję zawody, wydaje mi się to ważne. Dlatego że czynności i sposób, w jaki są wykonywane, świadczą o ich charakterze i roli w kadrze.
UsuńDla mnie motywacja Zniszczoła, jeśli czyta się ją z perspektywy kogoś, kto skończył całość, staje się oczywista: dlatego, że ją polubił i próbował stać się jej przyjacielem. Podkreślam: PRZYJACIELEM. Tośka miała znaleźć się w sytuacji, w której nie mogła narzekać ani być w jakiś nieusprawiedliwiony sposób chamska, bo Zniszczoł naprawdę chciał jej pomóc.
Nie zamierzałam pisać wszystkiego tylko na wesoło, żeby nie miało sensu, tylko być może moje „motywacje” nie zawsze były przekonujące. Zniszczoł przekonał Kruczka, że to będze dobry pomysł, bo wiedział, że w przeciwieństwie do szalonych fanek, ona im nie popuści i na pewno nie oleje Kruczka. Czy to dobry pomysł i logiczna motywacja – pewnie nie. Prawdę mówiąc, miałam inny plan i nie spełniłam go z tej jednej przyczyny, że… zgubiłam notatki. I mnie chciał szlag jasny trafić…
4. SKOCZKOWIE nie latają – tylko Zniszczoł. Co do „zagłuszania” fabuły: słusznie czujesz, bo istotną linią fabularną wcale nie są wydarzenia, tylko raczej, hmm, psychiczny świat postaci. A może to wynik mojego braku wyobraźni? Nie zamierzam się kłócić. A „pisiont groszy” to autentyk z ust Żyły. :) Jednak życie to najśmieszniejsza komedia.
5. Niestety, podczas przeciąganych, a na końcu odwołanych konkursów często tak wygląda życie skoczków. Muszą czekać, bo nic innego im nie pozostaje. A często też dostają mylne sygnały ze strony organizatorów, że jednak się zacznie, że coś będzie. Poza tym lokowana jest tutaj ważna informacja – o bankiecie.
6. Zdziwisz się pewnie, ale nie znoszę Fannemela – nie zawodnika, tylko tej postaci. Może i jest dobrze wykreowana, ale… miał się pojawić tylko na chwilę. Na dwa rozdziały. Ale potem stwierdziłam: „Skoro widują się co weekend… to przecież nie mogą udawać, że się nie widzą”. I szczerze mówiąc, przerażają mnie ludzie, którzy go „shippują” z Tośką. Brr!
Konkurencja… zależy w jakim sensie, bo Zniszczoł nie startuje do Tośki, a przynajmniej nie w takim świadomym sensie. Pod tą jego złością za „zadawanie się z wrogiem” kryje się, rzecz jasna, jakiś niepokój o to, że Tośka przestanie się z nim kumplować na rzecz innego faceta, ale na pewno nie konkurencja. Według czytelników – owszem. No i żaden wątek uczuciowy, nawet jeśli taki by tu potencjalnie był, nie mógłby być na pierwszym planie, bo to jest Tośka. I to wiele tłumaczy.
I tak, opisywanie ciągle skoków jest NIEMOŻLIWE. Uwielbiam oglądać tę dyscyplinę, ale pisanie o niej… to zupełnie inna para kaloszy.
7. Dla czytelników to oczywiste, bo się znają, ale tak, wymyślam sama wyniki. Z tej prostej przyczyny, że zależało mi na umieszczeniu Zniszczoła, a w sezonie 15/16, który był najgorszym polskim sezonem w skokach od bez mała dekady, prawie się nie pojawiał albo pojawiał się bardzo rzadko. Poza tym piszesz, jakbym ten wypadek Kubackiego PRZENIOSŁA z sezonu 14/15, a przecież Kot mówi: „A mnie się wydawało, że w poprzednim roku wysmarowałeś tu zadkiem w zeskok”.
UsuńCo do obiektywizacji: nie chodziło o sportowe kwestie, tylko zawodnicze. Że Kruczek może kogoś traktuje zbyt łagodnie przez to, że się z nimi tak dobrze dogaduje. W tym sensie Tośka miałaby być jego głosem rozsądku.
8. Próbowałam. Setki razy kopiowałam i wklejałam ponownie. I wielkość „kolorystycznej dziury” tylko się pogłębiała.
Co do takiej, a nie innej kreacji Klemensa Murańki (tak, forma „Muraniek” była używana z rozmysłem), to… jest to jak najbardziej celowe przerysowanie, które fani skoków rozumieją jak nikt inny. A to dlatego, że Klemens w swoich wywiadach sprawia takie właśnie „nieogarnięte” wrażenie (proponuję obejrzeć kilka wywiadów ze Skijumping.pl z nim w roli głównej) i moje przerysowanie… może wcale nie być tak dalekie od rzeczywistości.
Zdarzało się, że zawodnicy byli w wyraźny sposób zmordowani na twarzach podczas konkursu noworocznego. Tylko to ponownie zabieg z mojej strony – hiperbola. Plus nie wszyscy byli w takim stanie, co warto zaznaczyć.
Nago w saunie? Do tej pory widywałam tylko ludzi w ręcznikach/kąpielówkach, ale może za rzadko je odwiedzam, bo nie lubię.
9. O nie, Tośka nie jest zazdrosna, bo nie jest zakochana w Zniszczole. Zdenerwowało ją postawienie w niezręcznej sytuacji, w której nie wiedziała, jak zareagować.
Tośka nie połączyła obu tych nazwisk, przekonana, że Tajner, trener Małysza, odszedł wraz z nim. A poza tym sądziła, że ktoś robił sobie żarty, bo jego imię w jej mniemaniu jest śmieszne.
Otóż tak, mogę Ci wyjaśnić. Gdybyś była częściowo świata skoków, wiedziałabyś, jak zachowuje się i jakie kroki podejmuje Apoloniusz Tajner. Nie obchodzi go w ogóle nic poza skokami, chociaż jest prezesem ZWIĄZKU NARCIARSKIEGO, a nie ZWIĄZKU SKOKÓW NARCIARSKICH. Słynie ze swojego wielkiego zadufania, głupoty, zaślepienia i mizoginizmu. Przedstawienie go w ten sposób to nic innego, jak zwerbalizowanie wyobrażeń na temat jego osoby wśród kibiców.
10. Zapomniałaś o jednym rozdziale, wiesz?
11. Długość nart jest dopasowywana przede wszystkim do wzrostu i wagi zawodnika. I nie, zawodnicy nie mają kilku par nart, mają jedną. Wożenie i transport samolotem sprzętu narciarskiego sporo kosztuje przy pojedynczych parach nart, więc co dopiero, gdyby każdy miał kilka… Szalony pomysł. Wielokrotnie zdarzało się, że narty leciały innym samolotem i nie dotarły na miejsce na czas zawodów (tak przydarzyło się Japończykom i Finom). Raz też tylko Kasai dostał narty i zezwolono mu na pożyczenie ich koledze z drużyny o podobnych parametrach. Tak się składa, że Klemens Murańka i Kamil Stoch mają podobne parametry, więc tak, to jest możliwe. Nie demonizuj w ten sposób mojego pisania, bo to nie jest tak bez sensu, jak być może byś chciała.
12. Fajnie, ale proszę mnie nie sprowadzać do poziomu mocno średnich ff o HP, dobrze? Bo myślę, że to zdecydowanie nie ta liga.
UsuńPoza tym w tym przypadku to nie miało być wyłącznie dla fanu, ale dla miało też zmusić Tośkę do przełamania kolejnej bariery, co w szczegółach wyjaśnię później. I moi bohaterowie tym się różnią od słabej jakości ff o HP, że nie mają się ku sobie. To, że Ty tak interpretujesz, to już Twoja sprawa. Ponieważ na całej rozciągłości tekstu nie pada ANI JEDNA ALUZJA ze strony Tośki, że mogłaby czuć więcej niż tylko przyjaźń do Olka i vice versa. Komentarze Kubackiego z oczywistych względów nie mogą być traktowane serio.
Tośka sama żartuje na temat tego, że w sumie jest tego samego wzrostu, co Fannemel, a się go czepia. Wystarczy uważniej czytać.
13. Przede wszystkim rozdział prędzej Kubacki symulował chorobę i nie było go na zawodach, a w rzeczywistości przeżywał rozstanie.
Tak, to prolog. Mało kto to zauważył, więc bardzo mi miło!
A gdzie epilog? Jeśli celowo pominęłaś te dwa rozdziały, to daj znać.
W kwestii bohaterów:
TOŚKA – choć może lepiej jej tak nie nazywać; dla mnie powody jej zachowania są oczywiste, bo nakreśliłam dramatyczną część jej przeszłości, którą przemilczała. Jako osoba z rodziny patologicznej, Tośka nie potrafi wyrażać uczuć pozytywnych, ponieważ w jej domu było to nienaturalne i dziwne, za to wyrażanie złości i obrzucanie kogoś inwektywami już tak. Nie usprawiedliwia to jej, ale daje jakieś pojęcie o jej motywacji. Zniszczoł miał ją zmiękczyć i myślę, że poczyniła postępy. Może małe, ale jednak.
ZNISZCZOŁ – a Ty wiesz, że nawet się nie zorientowałam w tej zależności między relacjami a wynikami? Naprawdę, jeśli ta wyszło, to zupełnie niezamierzenie.
Co do reszty – muszę się nie zgodzić. Jeśli potrafisz ich określić tylko jednym słowem, to wynika to z pobieżnej lektury.
KUBACKI – nie jest tylko wredny. Bardzo cierpiał przez rozstanie, tylko poradził z nim sobie na swój sposób. Ma też o sobie wysokie mniemanie, ale w moim poczuciu jest wiernym przyjacielem, sprawiedliwym przede wszystkim, bo stanął w obronie Tośki. I był też w stanie przyznać się do pozytywnych uczuć wobec niej. Jego złośliwości też wynikały z pewnej specyficznej sympatii, bo podobnie jak Tośka, jest upośledzony w wyrażaniu uczuć. Ciekawostka: jego charakter miał mieć Zniszczoł, dlatego wielu czytelników widziało Tośkę w parze z mendą.
SIERŚCIUCH – jego zainteresowanie urodą to tylko wierzchołek góry lodowej, bo z tych niewielu rozmów wynikało, że jest bardzo inteligentną i wrażliwą bestią. A poza tym musi mieć lekkiego świra, bo jego najlepszym przyjacielem jest Piotrek Żyła. Dzięki niemu staje się o wiele bardziej pozytywną osobą. A poza tym ma wielki, wielki potencjał i jest bardzo ambitny, tylko musi nad sobą popracować.
ŻYŁA – jego każdy zna i przecież nie tylko śmieszkuje, nadal jest uważany za bardzo ważną i dobrze skaczącą postać w kadrze. Zawsze potrafił rozbawić towarzystwo, przynosił plotki, bo z wszystkimi się kumpluje. Potrafi narobić obciachu, ale jak wszyscy przejął się tym, że trzasnął Tośkę nartami i bardzo bał się jej reakcji.
MURAŃKA – celowo „Muraniek”, stanowi odzwierciedlenie, tylko nieco przerysowane, swojej prawdziwej postaci. Oprócz tego, że to w tak nielubiany przez Ciebie sposób nieogarnięty człowiek, to potrafi być samokrytyczny i nawet raz okazał się przytomniejszy od Antka. Też zawsze się bardzo przejmuje, a jego strach przed skokami w obawie o rodzinę wbrew pozorom nie jest taki głupi.
UsuńZbiorczo: według mnie każda z naprawdę pobocznych postaci została w jakiś sposób wyróżniona i zaznaczona, każda spełniała swoją rolę, nie będąc przy tym tłem, jak choćby milczący, ale zawsze wiedzący o wszystkim, godny zaufania Grzesiek Sobczyk czy mający wszystko w poważaniu, inteligentny, nieco ironiczny Kacper Skrobot. Poza Zbyszkiem Klimowskim i Łukaszem Gębalą każdy odegrał jakąś rolę na drodze uświadomienia Tośki w tym, że być może jest złą osobą, że źle postępuje i że przeszłość sprawiła, że się zagubiła. Nawet taki trener, który często umiał odgadnąć jej uczucia, choć w codziennych, ważnych sprawach pozostawał bardzo zagubiony.
Aha, no i zawsze, ZAWSZE mam z góry zaplanowany cały sens fabuły, ogólny jej zarys i szczegółowo każdy rozdział z osobna, żeby nie było, że sobie rozdziały z tygodnia na tydzień wymyślałam. Dlatego każde zamknięcie i wyjaśnienie było zaplanowane.
Jeśli chodzi o stylistykę i język, mam sobie sporo więcej do zarzucenia. Sporo, sporo więcej.
Bardzo dziękuję za ocenę, choć muszę przyznać, że spodziewałam się nieco lepszego rezultatu. Nie jest to aluzja do Twojej domniemanej surowości, tylko do tego, ze więcej od siebie wymagałam. Jeśli chciałabyś przeczytać mnie w innej, poważniejszej wersji, to mogę się zgłosić, tyle że pozostalibyśmy w tym samym świecie. NIEMNIEJ JEDNAK nie byłaby potrzebna żadna wiedza z dziedziny skoków, bo świat tych dwóch (krótkich, bo są to dwa łączące się ze sobą oneshoty) opowiadań zamyka się w dwóch osobach. Teksty znajdują się na moim blogu od „wolnej tfurczości”. Piszę też tekst o Grzegorzu Łomaczu, siatkarzu, ale tu wiedza o siatkówce też nie jest niezbędna. Pracuję również nad „zupełnie swoim” tekstem, ale to już jest zupełnie inny poziom zabawy. Jeśli byłabyś zainteresowana oceną któregokolwiek z tych tekstów, mogę się zgłosić, mogę też podać tylko linka, jeśli jesteś nimi zainteresowana na stopie prywatnej. Zapraszam też do czytania części drugiej, bo stopniowo staje się zupełnie inna, a wobec przedstawionej przez Ciebie krytyki jestem w stanie stwierdzić, że mogłaby Ci nawet przypaść do gustu. ;)
Aha, no i dodatek nazywa się „POSZUKIWACZE zaginionej formy”, nie „POSZUKIWANIE”, ale to już szczegół. W ogóle zdziwiłam się, że je przeczytałaś, bo to raczej wariacje na temat tego, co by było, gdybym inaczej poprowadziła fabułę i z główną osią fabularną nie mają nic wspólnego, nawet nie liczą się jako spin-offy.
Dziękuję i pozdrawiam!
PS Teraz dopiero przyuważyłam, więc podaję linki:
„Autobiografia”: http://charlies-oneshots.blogspot.com/search/label/autobiografia
„Polaroid”: http://charlies-oneshots.blogspot.com/search/label/polaroid
„Ratując Alaskę”: http://saving-alaska.blogspot.com
PS 2 I przepraszam, bardzo przepraszam za ten brak kontaktu! Ale mało kto chce się ze mną kontaktować. XD
Hej. :)
UsuńPrzepraszam, że tak długo zeszło mi z odpowiedzią, mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone.
Wiem, z szablonami wcale nie jest tak łatwo, jak to mogłoby się wydawać. Sądzę, że w Twoim przypadku można by spróbować zamówić sobie jakiś konkretny, a nie korzystać z tych ogólnych, zwłaszcza że Twoje opowiadanie nie należy do grupy najczęściej spotykanych.
1. Tośka jak najbardziej mogła odebrać zachowanie ochroniarza jako naruszenie granicy. Komentarz faktycznie trochę nie na miejscu, ale co do tego się zgadzamy.
O widzisz, o tym nie pomyślałam, że mogła się po prostu stoczyć, ale rzeczywiście, jakaś informacja o stromym terenie ułatwiłaby życie.
Takie facepalmy to absolutnie normalna rzecz. Jeżeli Cię to pocieszy, to dobrze, że to tylko jednorazowy wybryk.
2. Właśnie dlatego zastanawiałam się, dlaczego pomimo złego samopoczucia jednak poszła. Poza tym w sumie tylko chwilę tam posiedziała, usłyszała dwie sugestie o czekającej ją ciężkiej połowie roku, po czym ruszyła na poszukiwania toalety. Oczywiście, mogła bać się wymiotów, sama mam zresztą podobnie, dlatego tym bardziej wykręcałabym się złym samopoczuciem. No ale to ja, rozumiem, że inni mogą zachowywać się inaczej.
OK, o tych domkach nie wiedziałam, przyjmuję takie uzasadnienie. :)
3. Tak, zaznaczyłam dlatego w ocenie, że wiem, że starasz się nikogo nie pominąć, bo przecież kadra nie składa się z dwóch czy trzech zawodników. Jednak przez ten zabieg przez pierwszą połowę opowiadania miałam wrażenie, że traktujesz ich trochę po macoszemu i dopiero w drugiej części zaczynają odgrywać bardziej istotną rolę. Wydaje mi się, że przed tym w zasadzie kluczowym z mojego punktu widzenia, piętnastym rozdziałem, każdemu z nich przydałaby się nieco większa scena niż tylko taka wyliczanka.
Współczuję, zgubione notatki to jedna z gorszych rzeczy, i mówię to całkowicie poważnie. Najbardziej irytujące jest chyba to, gdy trochę się pamięta ogólny zamysł, ale za żadne skarby nie można sobie odtworzyć szczegółów.
Póki nie wiedziałam, dlaczego Kruczek zdecydował się na wzięcie Tośki do zespołu, to czułam się dość zagubiona, ale jakiekolwiek uzasadnienie (już mniejsza czy logiczne) jest zawsze lepsze niż brak jakiegokolwiek.
Podziwiam w takim razie dobre serce Zniszczoła, bo nie znam wielu osób, które chciałyby pomagać komuś, kogo ledwo znają i kto nie jest zbyt uprzejmy w stosunku do nich.
4. Tu masz rację, że faktycznie najbardziej zależy na niej Aleksandrowi, za duże uproszczenie z mojej strony.
5. Pewnie, że muszą czekać, z tym się absolutnie nie kłócę; bardziej chodziło mi o dziecinne zachowanie w trakcie tego oczekiwania, ale rozumiem, że po pewnym czasie może odbić każdemu. ;)
6. Widziałam w którymś z Twoich dopisków, że za nim nie przepadasz, ale i tak nie zmienia to faktu, że to sympatyczna postać.
Myślę, że takie podejście do tego bohatera wynika stąd, że Fannemel stanowi swojego rodzaju przeciwwagę dla Tośki – zawsze miły, spokojny, uprzejmy; takie też przynajmniej były moje odczucia, gdy ta dwójka przebywała razem – przy nim Antek trochę się hamowała, bo sama uznawała, że przecież krzywdy jej nie zrobił, w związku z czym widać było, że Norweg wpływa na jej zachowanie.
Na tym etapie to faktycznie może bardziej zadawanie się z wrogiem niż zazdrość taka miłosna, ale ja cały czas mam w pamięci ten dodatek walentynkowy. :) Wiem, że jego akcja dzieje się bodaj dwa lata po opisywanych wydarzeniach, no ale jednak... :)
Tak właśnie potem pomyślałam, bo uznałam, że gdybyś opisywała ciągle te skoki, to narzekałabym, że ciągle piszesz o tym samym. Raz na jakiś czas absolutnie wystarczy.
7. OK, w porządku. Mówię, samo wymyślanie wyników mi w żaden sposób nie przeszkadza, po prostu byłam ciekawa. :)
UsuńCo do upadku – za mocno zasugerowałam się wybranym przez Ciebie sezonem, w którym Kubacki nie upadł, tak że tekst Kota musiał mi umknąć. Moje niedopatrzenie.
Tośka nie zajmowała się sprawami stricte sportowymi, zgadza się, ale nie przypominam sobie sceny, w których Tośka podpowiadałaby trenerowi, że dla kogoś jest zbyt surowy, a dla kogoś innego wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że samo ograniczenie się do roli asystentki od spraw hoteli, zbiórek na śniadanie czy biletów lotniczych byłoby całkowicie wystarczające.
8. Co do zmiany koloru fontu: jeżeli się w jakimś stopniu na tym znasz, to możesz spróbować zmienić go w kodzie HTML. Jeśli nie, to jak wejdziesz w HTML obok Nowego Postu w edycji notek, to wyświetli się tekst notki razem z całym kodem zawierającym formatowanie. Trzeba tam po prostu poszukać słowa "color" i tam po dwukropku powinien być numerek, np. #000000 albo słowo oznaczające jakiś kolor, np. black. Wystarczy w to miejsce napisać inny numerek oznaczający kolor, jaki chce się uzyskać. Ważne tylko, żebyś oprócz numerka czy nazwy nie skasowała niczego więcej – np. średnika na końcu, bo może jej wyskoczyć błąd. Może być z tym trochę babrania się, ale jeśli to nie pomoże, to też już nie mam pojęcia co. :(
Ogarnięcie nieogarnięciem, ale z tym samolotem...? Ale powiedzmy, że skoro to kadra w krzywym zwierciadle, to niech mu tam będzie. :)
Część chodzi zawinięta w ręcznik, część w bieliźnie, a część faktycznie na waleta. Uznajmy więc, że Tośka również z sauny specjalnie nie korzysta i wszyscy będą zadowoleni.
9. OK, przyjmuję tłumaczenie co do osoby pana Tajnera, choć mimo wszystko to wydzieranie się przez telefon... No ale w końcu to Tośka. Jej późniejsza interpretacja imienia Tajnera była zabawna, przyznaję.
10. Za pominięcie rozdziału najmocniej przepraszam. :( Przed publikacją mocno walczyłam z formatowaniem (a jakże, w końcu to blogger) i zarówno dziesiątka, jak i osiemnastka oraz epilog zaginęły w boju. Rozdziały oczywiście już są dodane, jeśli chcesz, mogę Ci je dorzucić w komentarzu.
11. Nie demonizuję, a przynajmniej absolutnie nie miałam takiego zamiaru! Przyznaję, że sporo moich komentarzy może brzmieć, jakbym czepiała się dla samego czepiania, ale zapewniam, że wcale tak nie jest, po prostu zastanawiam się na głos, zwykle w oczekiwaniu wyjaśnienia autora. I tutaj dziękuję za informację odnośnie nart, zawsze się człowiek czegoś nowego dowiedział. :) Jeśli zawodnicy są podobnej postury oraz wagi, to rzeczywiście może to przejdzie, skoro ich osobistym nartom stała się krzywda.
12. Spokojnie, nie chciałam tu w jakikolwiek sposób urazić Ciebie czy Twojej twórczości; równie dobrze można powiedzieć, że istnieją dobre ff do HP i średnie o sportowcach, nie ma to znaczenia.
UsuńWiesz, miałam na ten temat dyskusję z resztą załogi – natrafiłyśmy na sporo kiepskich opowiadań, zarówno jako oceniające, jako czytelniczki ocen na innych ocenialniach czy podczas przeglądania różnych katalogów, i to niestety rzutuje trochę na nasze oceny. Nawet w tekstach, które mają teoretycznie być o charakterze innym niż romansowym, prędzej czy później taki wątek staje się główną osią fabuły; najpewniej z tego właśnie powodu niejako automatycznie zaczęłam i szukać czegoś takiego u Ciebie.
Drugim wnioskiem było to, że rzeczy, które powinny być normą w opowiadaniach, stają się na tyle rzadkie, że gdy w końcu się pojawią, to jesteśmy tym miło zaskoczone. :) Dlatego też jeśli gdzieś widać komentarz w stylu, że „coś nie wypadło tak źle, jak się spodziewałam”, to znaczy, że jest naprawdę dobrze.
Nie miałam tu na myśli tego, że Tośka się czepia wzrostu Fannemela, tylko to, że reszta zespołu mogłaby tak żartować, bo ich docinki są na tyle niesmaczne, że już lepiej, gdyby wyśmiewali jego wzrost, skoro on oraz Antek są praktycznie równego wzrostu. Drobna różnica. :)
13. Ostatni rozdział i epilog już dodałam. Mówię, jeśli będzie Ci wygodniej, to wkleję je tutaj, do komentarzy.
Co do Kubackiego – zaznaczyłam to przy rozdziale osiemnastym, że się zrehabilitował, ale w wyniku moich walk z bloggerem nie mogłaś tego przeczytać. :( Ale tu się zgadzamy, faktycznie okazał się dobrym przyjacielem.
Sierściuch – widać to było w szesnastym rozdziale, absolutnie się zgadzam. Powinnam może dodać, że właśnie dzięki ich rozmowie dajesz czytelnikowi lepszy punkt widzenia na argumenty drugiej strony, wtedy moja uwaga byłaby bardziej zrozumiała.
Czy przerysowanie Murańki jest nielubiane z mojej strony? Tak chyba bym tego nie nazwała; może gdyby Twoje opowiadanie miało bardziej absurdalny charakter, nie przeszkadzałoby mi to w żadnym stopniu; wręcz przeciwnie. Tutaj chyba po prostu odczuwałam za duży dysonans między jego zachowaniem a resztą opowiadania, zwłaszcza tymi poważniejszymi scenami. Po prostu zabrakło mi nieco równowagi w jego przypadku. :)
Wiesz, sama ocena to tak naprawdę... Tylko ocena, nie ma większego znaczenia. Ważne, czy wyciągniesz z niej coś dla siebie.
Bardzo dziękuję za linki. Pytałam o nie pod kątem prywatnym, bo (nawet jeśli nie odczułaś tego po ocenie) Twoje opowiadanie naprawdę mi się spodobało. Oczywiście jeśli zdecydowałabyś się do nas zgłosić z innymi tekstami, byłoby nam niezmiernie miło. :)
Tak mi z tymi „Poszukiwaczami” coś nie pasowało, bo to przecież były tytuły filmów, a brzmiał on właśnie „Poszukiwacze”, nie „Poszukiwanie”, ale oczywiście nie wpadłam na pomysł, żeby sprawdzić jeszcze raz tytuł. :/
Dziękuję bardzo za komentarz (oraz linki) i pozdrawiam serdecznie! :)