Blog – Zwyciężę
Autorka – Katarzyna T.
Oceniająca – Kvist
Na początku oceny omówię krótko szatę graficzną i zakładki, a potem skupię się na poszczególnych rozdziałach, komentując najpierw treść, a potem ewentualne błędy.
Widzę, że szablon przeszedł kolejną zmianę. Choć mój stosunek do szaty graficznej ogranicza się do podejścia, że póki oczy nie wypływają, to wszystko jest dobrze, tak pozwolę sobie stwierdzić, że obecny wygląda lepiej niż ten z motywami przypominającymi „Park Jurajski”. Biel i szarość pasują zarówno do siebie, jak i do nagłówka. Tekst jest wyjustowany, font czytelny, czyli wszystko gra.
Jeśli chodzi o dodatki, to w tym wypadku również nie mam jakichś specjalnych uwag. Na Twoim miejscu zastanowiłabym się jedynie nad przeniesieniem linków z rozdziałami „Walczę i zwyciężę” do zakładki z opowiadaniami; wprowadziłoby to więcej porządku na blogu.
Podoba mi się również tablica z aktualnościami – niby nie zawiera dużo informacji, ale to, co najważniejsze, zostało napisane.
W archiwum (a dokładniej w styczniu 2017) masz zalinkowane podstrony jako osobne posty. Nie żeby to jakoś specjalnie przeszkadzało, po prostu zwracam uwagę i podpowiadam przy okazji, że możesz to napisać w zakładce, bez konieczności publikowania tego wcześniej.
Umieszczenie wtyczki Google+ oraz obserwatorów na dole strony też było dobrym posunięciem – ze względu na wielobarwność w porównaniu do tła szablonu mogłyby one trochę rozpraszać podczas lektury.
Po najechaniu na tytuł zakładki tekst przesuwa się nieco w lewo. Nie wiem, czy taki miał być efekt, czy może coś poszło nie tak, ale dla mnie wygląda to nieco dziwnie. Jeśli jednak chciałaś, żeby tak się prezentowały, to się nie czepiam.
Jeśli chodzi o zawartość zakładek, mam w sumie dwa zastrzeżenia. Po pierwsze nie wiem, jaki jest cel umieszczania podstron, na których nic się nie znajduje (streszczenia i szablony). Ich dodanie, gdy już przygotujesz treść bądź inną zawartość, to tak naprawdę kilka kliknięć. Dzięki temu unikniesz wrażenia niedopracowania czy niedokończenia, które pojawiło się u mnie, gdy zobaczyłam, że nic tam nie ma.
Po drugie uwaga bardziej stylistyczna: w zakładce „Autorka” najpierw piszesz o sobie w pierwszej osobie, a w końcówce przechodzisz do trzeciej. O wiele lepiej wyglądałoby, gdybyś zdecydowała się na jedną wersję.
Innych zastrzeżeń nie mam. Dodam jeszcze tylko, że to miło z Twojej strony, że chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o czytelnikach. Dobrze też, że starasz się wykorzystywać inne strony do promowania swojej twórczości (Facebook, Wattpad). Zawsze to szerszy zasięg i większa możliwość dotarcia do odbiorców.
Ale dobrze, wystarczy na ten temat, pora przejść do najważniejszej rzeczy – tekstu. Zgodnie z tym, co ustaliłyśmy, oceniam tylko pierwszą, już zakończoną część opowiadania. Rozdziały podzielone na dwie części traktuję jako jeden. Pod kątem poprawności nie będę skupiać się na konkretnych postach; jeśli coś zwróci moją uwagę, z pewnością o tym wspomnę.
Prolog
Ogólnie mogę powiedzieć, że prolog spełnia swoją podstawową funkcję – wprowadza nam bohaterów (zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych), mamy też pokazany zalążek akcji i odkrywania prawdy – co takiego zrobił Tony Gradner, że trafił do więzienia oraz, co w sumie jest jeszcze bardziej interesujące, dlaczego został wypuszczony.
W jednym z postów informacyjnych widziałam, że zrezygnowałaś z umieszczenia w prologu Alysson, która to pojawia się w późniejszych rozdziałach. Twoja decyzja, chociaż ja uważam, że nie byłoby źle, gdybyś ją zostawiła jako swojego rodzaju łącznik między prologiem a właściwym opowiadaniem, skoro żaden z pozostałych występujących tam bohaterów nie pojawia się później. No, przynajmniej oficjalnie.
Zastanawia mnie również kwestia tego, w którym stanie sądzony był Gradner; w prologu nie trafiłam na żadną wzmiankę dotyczącą miejsca akcji, nie licząc pierwszej sceny w Afganistanie. Jeśli w tym, w którym toczy się fabuła kolejnych rozdziałów, to powinien nie żyć; w Idaho obowiązuje kara śmierci. Nie jest to jednak bezpośredni zarzut (bo tego po prostu jeszcze nie wiem), sygnalizuję tylko ewentualny problem.
Błędy:
(…) na tumany kurzu i piachu smagane przez lekki wiatr. – Lepiej pasowałoby tu słowo „wzbijane”.
(…) przy akompaniamencie wesołych, często perwersyjnych piosenek (…) – Zamiast słowa „perwersyjny” lepiej pasowałoby „prostacki” lub „ordynarny”.
Zrezygnowałabym z ostatniego akapitu: Wtedy nie wiedział jeszcze, że idzie na kolejną, tym razem samotną, wojnę z przeciwnikiem, który okaże się o wiele silniejszy, niż żołnierz przypuszczał. – Taki profetyzm, zwłaszcza w opowiadaniach kryminalnych, nie jest dobrą rzeczą. W pewien sposób zdradza, co się będzie działo, dodatkowo mocno pachnie ekspozycją nie tylko co do samej akcji, ale i do przebiegu potencjalnego śledztwa.
Na samym końcu, już w komentarzu od Ciebie, pojawił się błąd z niepoprawnym użyciem „także”. Wersja pisana łącznie (której użyłaś) oznacza „również”, a to, co chciałaś napisać, to było „tak że”, czyli „tak więc”.
Rozdział 1
Mamy skok czasowy o pięć lat do przodu, bohaterowie też inni niż w prologu. Ciekawi mnie, jak potoczy się akcja oraz jak połączysz ze sobą oba wątki.
Opis miejsca treningu trzeba by naprawdę mocno skrócić. Wystarczyłaby informacja, że Catherina ma klucze od znajomego; taka ilość wiadomości z pewnością buduje pełny obraz świata, żeby czytelnik miał poczucie, że całość nie wisi w próżni (i ja to naprawdę dobrze rozumiem), ale taki natłok informacji, zwłaszcza gdy okazuje się, że są one w gruncie rzeczy zbędne, niepotrzebnie rozprasza i po prostu męczy.
Opis głównej bohaterki jest dość ekspozycyjny – i tutaj też wiem, że trzeba ją jakoś przedstawić czytelnikowi, ale zamiast rzucać suchy, pozbawiony emocji opis, lepiej się trochę nagimnastykować i pokazać to w opowiadaniu. Niech Catherina kogoś obezwładni albo powali mocnym ciosem. Lub niech ktoś zapyta, gdzie się tego nauczyła. Wiadomo, że takie budowanie postaci wymaga o wiele więcej pracy, ale po pierwsze – warto, po drugie – nie ma też potrzeby odkrywania przed czytelnikami od razu wszystkich kart.
Poza tym opis treningu wypadł bardzo naturalnie, a przy okazji nie mamy tu do czynienia z nadmiarem fachowej terminologii: widać, że wiesz, o czym piszesz, ale to w sumie nic dziwnego, skoro masz doświadczenie z boksem.
Opis Colina niestety również zalatuje ekspozycją: (…) zdaniem wielu kobiet szalenie przystojny, zdaniem Catii: nieziemsko irytujący, wartościowy, choć kłamliwy, stworzony do manipulowania, uzależniony od szybkich samochodów, mocnego alkoholu oraz kobiet. No tak się bohaterów nie przedstawia, zwłaszcza że kawałek dalej opisujesz, że szybko jechali oraz że Colin wydał na samochód niemało pieniędzy.
Tutaj pozwolę sobie na mały offtop: przyznam, że przed oczami stanął mi Dean Winchester, więc jako że powoli zaczyna się wątek kryminalny, to chyba będę miała wizję Deana (Colina) pracującego w wydziale kryminalnym rodem z „CSI”. Nie żeby mi to przeszkadzało, lubię oba seriale. Koniec prywaty.
Jeśli śledczy ustalili, jak ofiara zginęła, to ustalili, a nie dopuszczają dwie możliwości. Jeśli upadła, to upadła, jeśli ktoś ją popchnął, to ktoś ją popchnął. Jedno albo drugie.
Ciekawi mnie też, w jaki sposób Sophie udało się zataić jej pochodzenie przed najbliższymi, w tym przed mężem. O wiele więcej sensu miałoby, gdyby wymyśliła sobie jakąś wiarygodną historyjkę. Bo czy na pytanie swojego przyszłego męża, skąd jest, np. gdy się dopiero poznali, odpowiadała, żeby się nie interesował albo że to nie jego sprawa? Przypuszczam, że gdyby faktycznie nic nie wiedziała (na skutek jakiegoś urazu czy choroby), powiedziałaby o tym wprost. Ale po prostu utajenie… Nie trzyma mi się to kupy.
O, a tutaj zdanie ze stertą papierów jest właśnie tym, o czym mówiłam wcześniej. Na biurku Collina leży pełno dokumentów, u Catheriny nie ma nic. Wniosek: Bonnet zostawia papierologię na ostatnią chwilę, a pani Morgan woli to załatwić od razu, jest obowiązkowa. Dałaś to wyraźnie do zrozumienia, więc dopowiadanie tego zdaniem Problem polegał na tym, że Colin nienawidził pracy papierkowej, więc zawsze odkładał ją jak najdalej w czasie jest naprawdę zbyteczne. To po prostu widać po zachowaniu czy otoczeniu bohaterów.
Błędy:
(…) odkąd skończyła naście lat. (…) Pewnego dnia przyszła tam również szesnastoletnia dziewczyna imieniem Catherina. – Nie wiem, czemu na początku chciałaś ukryć wiek bohaterki, skoro zdradziłaś go potem kilka linijek dalej. Mogłaś od razu napisać, ile miała lat, gdy zaczynała treningi.
Jeszcze piętnaście, a może dwadzieścia, lat temu ten parterowy (…) – Słowa „a może dwadzieścia” lepiej wyglądałyby, gdybyś umieściła je w nawiasie. Jeśli jednak nie chcesz tego robić, wtedy ten drugi przecinek trzeba by przesunąć i umieścić przed słowem „ten”, gdyż teraz przerwa oddechowa wypada w dość nienaturalnym miejscu.
— Jesteś nieskupiona — usłyszała nagle, gdy prawy prosty (…) – Kropka po „nieskupiona”; „usłyszała” wielką literą, gdyż nie jest to czynność związana z mówieniem. To chyba jedyny błąd tego rodzaju u Ciebie, więc zakładam, że wyniknął on z przeoczenia, a nie niewiedzy.
— Piętro niżej w czterysta trzynaście. Możecie odejść. – Przed „w czterysta trzynaście” przydałby się przecinek, bo aż się prosi, żeby potraktować to jako dopowiedzenie.
pseudo-uczucie – Cząstka „pseudo” ma łączną pisownię, więc bez dywizu.
(…) Catherina i Colin przesłuchali jeszcze ogrodnika, który nie znał odpowiedzi na prawie żadne z zadanych pytań odnośnie życia osobistego swojego szefostwa oraz znajomych zmarłej. – Tutaj chciałaś napisać, że przesłuchali ogrodnika i znajomych zmarłej, wobec czego trzeba wstawić przecinek przed „oraz”, gdyż teraz z tego zdania wynika, że ogrodnik nie znał szczegółów z życia znajomych państwa Campbellów.
Rozdział 2
Dobrze wyszły Ci zeznania gosposi – brzmią bardzo naturalnie, dokładnie tak, jak można by się spodziewać po osobie, która zwykle nie ma większej styczności z policją. Zakończenie sceny wymaga jednak pewnej poprawki: lepiej wyglądałoby, gdybyś pisała, co bohater zrobił, a nie, co chciał zrobić; całe zdanie (i w ogóle sytuacja) nabierze po prostu większej mocy. Napisz więc, że Colin przepuścił Catherinę w drzwiach, patrząc przy tym na jej pośladki, bez dodawania, że jego zachowanie nie wzięło się z dobrego wychowania – czytelnicy bez problemu coś takiego wyłapią.
Scena z prysznicem, podkreślająca muskulaturę Colina, jest w porządku, choć krótki przeskok do wiadomości, że Catherina lubiła takie widoki, nieco rozprasza, gdyż nie do końca wiadomo, dlaczego to wtrącenie się w ogóle tam znalazło. Pewne zastrzeżenia mam także do sposobu, w jaki przekazałaś informację o spożywaniu alkoholu – znów wkradła się tu ekspozycja. Parę zdań wcześniej miałaś znakomitą okazję, by zaznaczyć, że Bonnet nie stroni od procentów; pisałaś, że spędził noc w klubie, więc aż się prosiło o dopisek, że widać, że ma kaca, być może boli go głowa lub stoi przed nim butelka z wodą, z której wypił już ponad połowę.
Kolejna scena (rozmowa w garażu) ponownie broni się bardzo naturalnie brzmiącymi dialogami oraz nienachalną informacją o problemach finansowych Colina. Szkoda tylko, że znów zostało to popsute dodatkowymi, całkowicie zbędnymi dopowiedzeniami. Tutaj tak naprawdę istnieją dwa wyjścia: albo przedstawisz te wydarzenia, albo wspomnisz o nich jedynie mimochodem (tak jak kilka linijek wcześniej, gdy Catia chciała pożyczyć mu pieniądze). Dla czytelnika to żadna przyjemność czytać tak naprawdę streszczenie tego, co dzieje się z głównym bohaterem. Doceniam fakt, że Twoje postacie mają swoje przywary i nie są chodzącymi ideałami. To naprawdę bardzo się chwali. Jednak sposób, w jaki to osiągasz, wymaga sporych zmian.
Opis śniadania Catii i Jake’a zdecydowanie na plus, lecz niestety tylko do momentu, w którym mowa o przyszłej teściowej – ponownie mamy do czynienia z pełnoprawną ekspozycją. Cały fragment opisujący relację Catheriny i pani Smith należy poprawić, a najlepiej wyrzucić i przedstawić w konkretnej scenie.
Podobnie ma się zresztą sprawa z technicznym Arthurem: wystarczy tak naprawdę informacja, że jest technicznym, który ciągle siedzi w pracy. Potem żartobliwa wzmianka o tym, że mimo to ma rodzinę oraz dziecko, i już, sprawa załatwiona. Nie trzeba pisać biografii każdego bohatera. Niektórzy z nich istnieją po prostu po to, by spełniać jakieś określone funkcje.
Bardzo podoba mi się, że Twoje postacie (jak to często ma miejsce w opowiadaniach kryminalnych) nie wpadają od razu na jedyne słuszne rozwiązanie sprawy. Mają swoje domysły, to oczywiste, ale i tak muszą wszystko sprawdzić. Dobra robota.
Błędy:
— Nie duchach tylko cieniu. Znowu nie przykładasz się do śledztwa! – Brak przecinka przed „tylko”.
Potem równie szybko podeszła do szafy, z której wyjęła swoją ukochaną czarną kurtkę ze skóry syntetycznej — nigdy naturalnej. – To zdanie wyszło trochę (nomen omen) nienaturalnie. Wystarczyłoby skończyć na tym, że to sztuczna skóra.
Zarzuciła na ramiona kurtkę i ubrała buty. – W co ubrała te buty? Prawidłowo: „założyła”.
(…) dwa potężne, hebanowe biurka (…) – Mało prawdopodobne, żeby dwóch poruczników dorobiło się w swojej pracy dwóch hebanowych biurek, nawet jeśli mowa o amerykańskiej policji.
nie pokłóciłaś się z Jake’m – Jakiem. Tak, wiem, wygląda to dziwnie, bierze się to jednak stąd, że w języku polskim ostatnia głoska brzmi inaczej niż w języku angielskim, dlatego pomijamy nieme -e oraz apostrof. Dokładniejsze wyjaśnienie tutaj.
Robi to sposobem albo wbija mi szpilę w plecy (…) – Połączyłaś tutaj dwa związki frazeologiczne: „wbijać szpilę” i „wbijać nóż w plecy”, więc albo zmieniasz szpilę na nóż, albo rezygnujesz z pleców.
Śledczy uśmiechnęli się pod nosem. – Mieli jeden? „Pod nosami”.
Rozdział 3
Bardzo ładny, plastyczny opis Silent Glade, wrzucony w odpowiednim momencie, wtedy, kiedy jest na to odpowiednia pora w tekście. Z jednej strony może wydawać się trochę za sielski, ale jeśli uwzględni się późniejsze wydarzenia, tworzy to naprawdę interesujący kontrast.
Myślałam, że zaczekam z tą uwagą do podsumowania, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to już teraz: bardzo podobają mi się dialogi między Twoimi bohaterami, nieważne, czy przesłuchują świadka, rozmawiają z komendantem czy ze sobą: wszystkie wypadają niezwykle naturalnie. Wtrącenia narratora są nienachalne, wnoszą sporo informacji odnośnie zachowania czy emocji postaci… Naprawdę świetna robota!
Wtrącenia odautorskie lepiej wyglądałyby na końcu rozdziału, aczkolwiek wtedy dobrze byłoby umieścić je w każdym momencie, w którym używasz imperialnych jednostek odległości, długości czy wagi. Jeśli tego nie robisz, to zaznaczenie, że rozmiar buta był większy niż ofiary, wystarczyłby w zupełności.
Przeszukanie domu trwało jak dla mnie trochę za krótko – z jednej strony pasuje to oczywiście do takich pobieżnych, powierzchownych oględzin; wiadomo, że więcej wyjdzie po zbadaniu śladów, przedmiotów itd. Z drugiej jednak – opis wypada naprawdę bardzo dobrze, aż chciałoby się poczytać trochę więcej, żeby próbować zgadnąć samemu, co się stało. Podoba mi się, że nie podajesz od razu wszystkiego na tacy, tylko podsuwasz możliwe rozwiązania, nie podpowiadając przy tym, które z nich jest prawidłowe.
O, przyznam szczerze, że takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam. Wiem, że do tej pory nie pisałam za wiele na temat fabuły, ale do niej wrócę później. Niemniej jednak takie zaskoczenie wzbudza zainteresowanie tym, co będzie działo się dalej.
Widzę, że spodobało Ci się nazywanie duetu Catii i Colina „CC”. Do samego skrótu nic nie mam, fajny pomysł, który podkreśla więź między bohaterami, ale stosowany w nadmiarze staje się irytujący; wygląda to trochę tak, jakby nie chciało Ci się pisać ich pełnych imion. I znów: o ile zrozumiałabym użycie tego w dialogu, tak gdy pojawia się w partiach narratorskich, nie wypada to za dobrze.
Ech, już prawie udało mi się wyrzucić ekspozycję z pamięci, a tu znów się pojawiła, tym razem w historii relacji ojca Catheriny i komendanta Martineza. Za wiele szczegółów, za duży nawał wiadomości. Oprócz planu wydarzeń dobrze też rozpisać sobie (mniej więcej oczywiście), w jakim momencie tekstu będą przekazywane konkretne fakty. Nie trzeba od razu wyrzucać wszystkiego od razu za jednym zamachem; taki nadmiar informacji potrafi naprawdę przytłoczyć podczas lektury. Sama rozmowa z komendantem jednak to po prostu czyste złoto, mogę sobie życzyć jedynie więcej takich dialogów.
O taki opis Colina chodziło mi wcześniej – nie piszesz tutaj, że lubi sobie wypić, tylko po prostu pokazujesz to jego zachowaniem. Gdyby tak to wyglądało od samego początku, nie wyłożyłabyś wtedy całej jego charakterystyki kawa na ławę, tylko dawkowałabyś czytelnikowi te informacje w odpowiednich ilościach.
Błędy:
Miała na sobie spodnie w damskim kroju – Spodnie o damskim kroju.
— Jechałem z pracy, ale są roboty drogowe na US 20-tce, więc (…) – Liczby w dialogach zapisuje się słownie.
Na jednej fotce panowała jesień – „Fotka” to wyraz potoczny; można go użyć w dialogu, ale w „normalnym” opisie stylistycznie lepiej zostać przy „zdjęciu” lub „fotografii”.
Wiedział, że jeśli podcięcia naczyń szyjnych dokonano w pozycji siedzącej lub stojącej, to plamy krwi będą mieć typowe rozmieszczenie — krew pokryje całą przednią część ubrania wskutek spływania ku dołowi. Natomiast przy pozycji leżącej ucierpi jedynie część materiału. – Jeśli ofiara siedziałaby na krześle i w tym momencie poderżnięto by jej gardło, to czy krew nie bryzgnęłaby również do przodu?
Nieśmiało przełożyła przez próg jedną nogę i zajrzała na korytarz – Po prostu „przestąpiła próg”. Nogę mogła przekładać np. przy przechodzeniu przez ogrodzenie.
(…) nie jest w stanie zrozumieć zachowania i uczuć Catii tak dobrze, jak Colin, dlatego (…) – Bez przecinka przed „jak Colin”. Jest to porównanie, w którym nie ma czasownika, więc przecinek jest zbędny.
Rozdział 4
Bardzo podobała mi się scena z Jakiem. Ładnie opisałaś relację między narzeczonymi, co podkreślają dialogi na wysokim poziomie. Na plus zaliczam także, że znów zgrabnie przemyciłaś informację o tym, że Jake dobrze tańczy. Udało się to zrobić bez opisywania, że od dziecka uczestniczył w konkursach tanecznych, na które uparcie wysyłała go matka itd. Jak więc widać, da się przedstawić bohatera bez uciekania do ekspozycji.
Przesłuchanie rodziców ofiary, ich reakcje, emocje, wszystko to wypada wiarygodnie. Można zauważyć, że rozkręcasz się z opowiadaniem i muszę przyznać, że podoba mi się ono coraz bardziej, uwzględniając przy tym moją ogólną niechęć do kryminałów. Mam nadzieję, że dalej też tak będzie to wyglądało.
Równie dobrze wypadła także scena w barze. Podkreślasz główne „zainteresowania” Colina jego zachowaniem, specjalnie tworzysz mu możliwość pokazania jego charakteru. Nie streszczasz, że był w klubie, widział gościa szarpiącego kelnerkę, wobec czego go obezwładnił, a potem flirtował z uratowaną przez siebie kobietą. Znów się powtórzę, ale w tym wypadku warto zaznaczyć: tak właśnie powinna wyglądać kreacja bohatera.
W tym rozdziale będę miała parę zastrzeżeń merytorycznych: po pierwsze w Stanach nie ma raczej zwyczaju świętowania imienin, chociażby ze względu na sporą ich różnorodność. Po drugie nie istnieje pojęcie „stałego zameldowania”, można mówić prędzej o stałym adresie. O nowym miejscu zamieszkania mają obowiązek informować cudzoziemcy. Po trzecie bliscy ofiar powinni zostać wezwani w pierwszej kolejności na identyfikację zwłok, żeby uniknąć sytuacji, w której na przykład będą opłakiwać rzekomo zmarłą osobę, która jednak okaże się żywa.
Rodzice zamordowanej kobiety też nie mieliby wiele do powiedzenia, gdyby śledczy weszli do domu z nakazem przeszukania rzeczy ofiary. Rozumiem, że tu zachowanie Colina i Catii wzięło się raczej z grzeczności i nie uzależniali oni wizyty w pokoju dziewczyny od ewentualnej zgody rodziców, ale na wszelki wypadek wolę o tym wspomnieć.
Błędy:
— Jaja sobie robicie!? – Najpierw znak zapytania, potem wykrzyknik. Zastosowana przez Ciebie kolejność sugeruje niepewność komendanta, a nie oburzenie czy złość, które raczej odczuwał, sądząc po dalszej części jego wypowiedzi.
często stawali się nieuchwytni przez lata – „Często stawali się nieuchwytni na lata” lub „byli nieuchwytni przez lata”.
Trzech a pięć czy dziesięć robiło ogromną różnicę. – „Trzech a pięciu czy dziesięciu”.
CC pokręcili przecząco głowami. – Zawsze kręci się przecząco (chyba że mowa o Bułgarii), więc wystarczy tylko informacja, że pokręcili głowami.
Śledczy zabezpieczyli też komputer, na którym rzekomo pisała powieść (…) – Słowo „rzekomo” sugeruje, że wcale tego nie robiła; tutaj można by to zamienić chociażby na „według zeznań rodziców”.
Ale zapytam, może wpadniemy na godzinę albo półtora. – Jeśli godziny, to „półtorej”. „Półtora” dotyczy rodzaju męskiego i nijakiego (np. półtora tygodnia, półtora dnia, bo: ten tydzień, ten dzień), ale godzina jest rodzaju żeńskiego, dlatego używamy liczebnika „półtorej”.
Rozdział 5
Scena u koronera wypadła bardzo dobrze i, jak do tej pory, to chyba moja ulubiona rozmowa w całym opowiadaniu. Dynamiczna, wnosząca sporo interesujących (nie tylko dla opowiadania) informacji, mogę powiedzieć tylko jedno: więcej.
Cieszy mnie też, że starasz się różnicować wypowiedzi swoich bohaterów. Z idiolektami spotykam się niestety bardzo rzadko w internetowych opowiadaniach, a tutaj taka miła niespodzianka.
Kolejne zaskoczenie wiąże się z Albertem Rainem. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale to dobrze. Widać, że akcję opowiadania masz dobrze rozplanowaną, a całe śledztwo prowadzi do konkretnego rozwiązania, do którego droga wcale nie jest taka łatwa. Sprawia to, że całą historię czyta się z naprawdę sporym zainteresowaniem.
Zainteresowanie to niestety momentalnie słabnie, kiedy dostajemy notkę biograficzną kolejnego bohatera. Zastanów się, ile z tych informacji czytelnik naprawdę potrzebuje, żeby zrozumieć, jak ważny i przytłaczający był dla Colina widok wisielca. Podkreślam: to dobrze, że Twoje postacie mają za sobą różne przeżycia i doświadczenia, które wpływają na ich zachowanie oraz reakcje, ale po prostu nie powinnaś tego wprowadzać w taki sposób.
Rozmowa z sąsiadką Alberta również wypadła bardzo dobrze, ale podczas czytania tej sceny przyszła mi do głowy jedna myśl: jesteśmy bez mała na półmetku opowiadania, a większość sprawy (zaznaczam, że naprawdę interesującej) posuwa się w gruncie rzeczy przez rozmowy, czy to z koronerem, czy ze świadkami albo z innymi policjantami. Przydałoby się jakieś urozmaicenie: obserwacja podejrzanego, może pościg… Póki co całe śledztwo wygląda tak, że porucznicy jadą na miejsce przestępstwa, wysnuwają jakieś wstępne hipotezy, rozmawiają ze świadkiem, potem z innymi policjantami, a następnie albo znów z kimś rozmawiają, albo znajdują kolejnego trupa. Dobrze byłoby nad tym popracować.
Zastanawiam się również, jakiej wielkości (tak mniej więcej) jest Silent Glade. Z jednej strony przy wcześniejszym opisie miejscowości wspominasz o wieżowcach, projektach znanych architektów czy różnych uczelniach, co sugeruje, że to spore miasto; później pojawia się informacja o tym, że już kilkanaście mil od jego centrum zaczynają się tereny rolnicze, czyli pewnie już obrzeża, a następnie piszesz o szemranych okolicach, które niejako automatycznie sugerują, że jednak będzie to miasto większych rozmiarów. Nie piszę tego dla samego czepiania się, po prostu chciałabym wiedzieć, jak duże faktycznie jest Silent Glade.
Błędy:
— Zmarła wskutek uduszenia, co chyba nie jest żadnym zaskoczeniem, skoro ktoś zmasakrował jej gardło. – Jeśli ktoś ma poderżnięte gardło, to umiera z powodu wykrwawienia, a nie uduszenia.
Wypłata dopiero za tydzień, a trzeba jeszcze zatankować Dodge’a… – Wynagrodzenie w Stanach w większości przypadków wypłacane jest tygodniowo. Przyznam szczerze, że nie mam całkowitej pewności, jak to wygląda w przypadku policji, ale z tych informacji, do których dotarłam, wynika, że tak samo. Żeby więc oddać to, co miałaś na myśli w tym zdaniu, można zrezygnować z czasowych wstawek i zaznaczyć, że Colin już dużo wydał i nie ma jak wyjść do klubu.
Choć nie przyjechali radiowozem, a samochodem nieoznakowanym, i nie byli ubrani w mundury, kamizelki kuloodporne zdradzały ich profesję. – To co to za ukrycie w takim razie? Poza tym kamizelkę kuloodporną można założyć również pod ubranie, co zresztą wiele osób robi (chociażby osobiści ochroniarze).
Coli uśmiechnął się pod nosem – Colin.
Choć sam mógł pochwalić się dużym zainteresowaniem wśród kobiet, nie czuł potrzeby, by rozpowiadać o tym na prawo i lewo. – W jednym z początkowych rozdziałów chwalił się, że poznał nową laborantkę „z każdej strony”, więc tutaj z twierdzeniem, że tego nie robił, byłabym dość ostrożna.
Dwie już nie żyły, jedna miała piętnaście lat i przebywała w zakładzie poprawczym, a pozostałe nigdy nie wyszły za mąż i Rain było ich nazwiskiem rodowym. – W związku z tym mogły być kimś z rodziny, chociażby siostrami.
Ubrał kurtkę (…) – Znów: albo „założył”, albo „ubrał się”.
Według Colina wyglądała jak przekwitnięta prostytutka usiłująca wszystkimi możliwymi sposobami napędzić sobie klientów. Catherinie przyszły na myśl podobne skojarzenia. – Rozumiem, że bohaterowie nie muszą mieć pozytywnych cech i mogą pojawić się u nich poglądy, które niekoniecznie będą zgadzać się z moimi. Takie zachowanie w przypadku Catii, która wcześniej oburzała się na komentarze Longa, zalatuje jednak mocną hipokryzją i nie współgra z tym, co pokazałaś wcześniej. Nie wiem, czy na pewno chodziło Ci o takie nakreślenie postaci, ale bardziej przypomina to pewne niedopracowanie czy przeoczenie.
Rozdział 6
No tak, chwilę wcześniej narzekałam na nieco monotonny sposób prowadzenia śledztwa, to teraz dostałam coś innego, co oczywiście bardzo mnie cieszy. Niby jest to zwyczajne grzebanie w Internecie, ale już stanowi urozmaicenie na tle poprzednich metod poszukiwania przestępców.
Dobrze, że dajesz swoim bohaterom (czytelnikom również) chwilę oddechu od śledztwa. Takie „uspokojenie” fabuły, a nie pędzenie na złamanie karku, by tylko dotrzeć do punktu kulminacyjnego, bardzo dobrze świadczy o Twoim warsztacie. Oglądanie dwugodzinnego filmu akcji, w którym bohaterowie tylko by ze sobą walczyli, byłoby nudzące i męczące jednocześnie; tak samo miałaby się sytuacja z kryminałem w formie książkowej.
Czy Jacob nie powinien teraz brać udziału w próbach do przedstawienia w Portland? Wiem, że chciał dogrywać kwestię urlopu, ale skoro w ekipie zabrakło tancerza, to można przypuszczać, że sprawa była dosyć pilna.
A nie, teraz widzę, że Jake jednak wyleciał; po prostu początek wypowiedzi Catii zabrzmiał tak, jakby pytała go o to, gdy był w domu. Mogłaś pokusić się o pokazanie ich pożegnania; taka cegiełka do zilustrowania ich relacji bardzo by się przydała.
Scena w klubie wypadła nieźle, szkoda tylko, że nie było okazji zobaczyć w tekście tego, na co skarżyła się Catia. Miałaś do tego znakomitą sposobność, skoro przyjeżdżała w odwiedziny matka Jake’a. Tam mogłaś pokazać jego podejście do ślubu, wesela i zaproszeń, a potem przytoczyć to w słowach Morgan, żeby było wiadomo, na co dokładnie narzeka. Tymczasem niestety wizyta przyszłej teściowej nie została w ogóle poruszona, przez co czytelnik nie miał możliwości, by wyrobić sobie na ten temat własne zdanie. O wiele lepiej rozwiązałaś to w przypadku Gbura: tam wiadomo, dlaczego Catia jest tak na niego cięta; czy słusznie – to już można sobie ocenić podczas lektury, ale przynajmniej dałaś taką możliwość. Tutaj niestety tego zabrakło.
Zwykle drażnią mnie uczucia rodzące się między głównymi bohaterami (zwłaszcza gdy nie jest to typowy romans), gdyż zdecydowanie za często kończy się to tym, że czytamy o uczuciowych rozterkach postaci, a nie o tym, co faktycznie powinno znaleźć się w tekście. Na szczęście tutaj sprawa nie jest tak do końca jednoznaczna, jak można by tego oczekiwać, więc muszę przyznać, że z zainteresowaniem czekam na rozwinięcie tego wątku.
Błędy:
Cała czwórka zdawała sobie sprawę, że zabójstwo Alberta Raina stawia jego postać w zupełnie innym świetle. – Stawiało. Mieszanie czasów w jednym zdaniu nie wygląda za dobrze.
Zamiast się złościć, że poddaję pewne rzeczy pod wątpliwość (…) – Po pierwsze mówi się „podawać”, nie „poddawać”, a po drugie „w wątpliwość”, a nie „pod wątpliwość”. Link.
(…) gdyż ilość osób bawiących się tego dnia w Andromedzie była naprawdę imponująca. – Kilka linijek wcześniej nazwę klubu pisałaś kursywą, tutaj już normalnie. Dobrze byłoby zdecydować się na jedną wersję zapisu.
Rozdział 7
Powiązanie Colina ze śledztwem (zwłaszcza w kontekście ostatniej sceny) to całkiem ciekawe zagadnienie, lecz nie zaszkodziłoby wspomnieć o tym wcześniej; wzmianka o samochodzie przy pierwszej wizycie na Forest Hill to jednak trochę za mało, a informacje na temat Marca nie są jednoznaczne na tym etapie fabuły. Biorąc pod uwagę fakt, że w gruncie rzeczy masz dwóch bohaterów, warto o tym napomknąć – skoro inni zauważają, że Colina coś martwi, to tym bardziej przydałyby się jakieś jego przemyślenia na ten temat.
Scena przesłuchania żony Michaela oraz rodziców Rebekki wyszła dobrze, zwłaszcza z tą wisienką na torcie w postaci darcia kartonów. Niby nic specjalnego, a czuć ich autentyczną rozpacz. Widać też, że z jednej strony sprawa robi się coraz bardziej zagmatwana, a z drugiej – że śledczy w końcu wpadli na konkretny trop.
Podoba mi się też zabieg, w którym SMS-y nie są pisane poprawnie – błędy gramatyczne czy brak interpunkcji tylko uwiarygodniają tę wymianę zdań, zwłaszcza że widać, że z poprawnością językową nie masz większych problemów.
Błędy:
System wyszukał go, bo ma podobny kod genetyczny do swojego brata bliźniaka Paula. – Jeżeli to brat bliźniak, kod genetyczny jest identyczny, nie podobny. Chyba że miałaś na myśli bliźnięta dwujajowe.
Mężczyźni potwierdzili ruchem głowy. – Mieli jedną? Lepiej brzmiałoby na przykład „skinęli głowami”.
Rozdział 8
Skoro technikom udało się bez problemu ustalić, do kogo należy Camaro, to czy nie można było wcześniej spróbować odnaleźć Muñeza? Czyli zobaczyć, jakie samochody do niego należą i poinformować chociażby drogówkę, żeby starała się zatrzymywać kierowców prowadzących ten model samochodu? Wiem, że Muñeza o nic nie oskarżono, ale policja mogła dać znać Morgan i Bonnetowi, gdzie mężczyzna się znajduje, a ci mogliby go wtedy spokojnie przesłuchać (albo przynajmniej spróbować).
Zastanawia mnie, skąd Colin ma pewność, że jedzie za prawidłowym samochodem; ten na parkingu w końcu też mógł zostać podstawiony, a sam Muñez nawet nie musiał wychodzić z domu. Mimo to opis pościgu wypada bardzo dobrze, widać już, że akcja zmierza powoli w stronę momentu kulminacyjnego.
O, mniej więcej o coś takiego chodziło mi, gdy narzekałam, że Catherina skarży się na Jake’a: w tym momencie łatwiej ocenić czytelnikowi, które z nich tak naprawdę ma rację i po prostu opowiedzieć się po którejś ze stron; w końcu zarówno Catia, jak i Jacob dzierżą solidne argumenty i w sumie trudno jest nie zgodzić się z obojgiem.
Błędy:
— Pierdolony pacan – Słowa te nie bardzo pasują do siebie pod kątem stylistycznym; skoro już zdecydowałaś się na użycie wulgaryzmu, to drugie słowo dobrze byłoby utrzymać na podobnym poziomie albo zmienić pierwsze na łagodniejsze określenie.
— 027 do 00. // — 00 zgłaszam się. — Usłyszała. – W wypowiedziach bohaterów liczby zapisuje się słownie.
Rozdział 9
O, już myślałam, że zapomniałaś o treningach Catii; szkoda, że nie pojawiła się na ich temat żadna wzmianka od pierwszego rozdziału aż do tej pory. Przez to cały ten pomysł wydawał się opuszczony, a szkoda, bo biorąc pod uwagę, że sama trenowałaś, można by się dowiedzieć czegoś nowego o tej dyscyplinie.
Zaczęłam się zastanawiać nad jedną rzeczą: kiedy prolog zacznie się łączyć z obecną historią; do końca pierwszej części zostało tak naprawdę już niewiele, a jak do tej pory nie pojawiła się jeszcze żadna wzmianka na ten temat.
O teorii spiskowej nie będę się wypowiadać za wiele, żeby niepotrzebnie nie spojlerować. Powiem tak: mają rozmach, nie wiem, czy może trochę nie za duży. Wydaje mi się, że ograniczenie zasięgu tej organizacji wyłącznie do USA (albo nawet do jednego stanu) nadałoby całej sprawie więcej wiarygodności.
Ha, czuję się prawie tak, jakbyś czytała mi w myślach! Chciałam nawiązanie do prologu, to dostałam, bardzo dobrze. Podoba mi się, jak wszystkie wątki powoli zaczynają łączyć się w jedną spójną całość.
Błędy:
Częściej zachowywała się jak kumpel, niż jak kobieta. – Bez przecinka.
Po prostu się spóźniliśmy, a teraz cały świat poniesie za to konsekwencje. – „Poniesie tego konsekwencje” lub „za to odpowie”.
Rozdział 10
Zaczynam mieć problem z tym, żeby skomentować tak, by nie zdradzić zbyt wiele potencjalnemu czytelnikowi. Jeśli więc coś będzie brzmiało zbyt ogólnikowo – z góry przepraszam.
Historia Alysson (i przy okazji Cardony) wypadła całkiem interesująco. Domyślam się, że Dan najpewniej upozorował własną śmierć, przystąpienie do tej tajnej organizacji oznacza „zniknięcie dla świata”, a trumny nie otwarto. Zastanawiam się, czy to czasem nie z nim rozmawiała Catia, ale nawet jeśli nie, to pozwolę sobie wysnuć takie wyobrażenia.
Cała wymiana zdań między Colinem a Catią była przejmująca, zwłaszcza w kontekście tego, co wydarzy się w kulminacyjnym momencie opowiadania. Można było wręcz zauważyć targające nimi (zwłaszcza Bonnetem) emocje i autentycznie czułam, jak bardzo mi go żal. Wypadło to dobrze i autentycznie, mogę tylko życzyć sobie więcej takich momentów.
Zgrzytnęła mi jedna rzecz: nazywanie tajemniczego informatora „Sojusznikiem” dość mocno narzuca czytelnikowi, jak powinien traktować tę osobę. W tym wypadku zdecydowałabym się na bardziej neutralne określenie, które pozwoli zdecydować, czy traktujemy tę postać jako bohatera pozytywnego czy negatywnego.
Błędy:
— O co chodzi z Marcem? – Markiem.
Rozdział 11
Zaskoczyło mnie wplątanie Jake’a w całą sprawę; podejrzewałam zastosowanie tutaj następującego schematu: Catia będzie go chronić za wszelką cenę, a on będzie miał wyrzuty, że ta nic nie chce mu powiedzieć. Widzę jednak, że może skończyć się na tym, iż para znajdzie się po przeciwnych stronach barykady.
Nie podejrzewałam o bycie wtyką akurat tej osoby. Przypuszczam, że większość spodziewała się kogoś innego w tej roli, a tu takie zaskoczenie. Bardzo lubię podczas lektury, gdy postać, którą uważa się za pozytywną, wcale taka pozytywna nie jest, a jeszcze bardziej, gdy negatywna okazuje się tak naprawdę dobrą. Takie zagranie na sympatiach czytelników to niezwykle pożądana rzecz.
Dlaczego Colin nie miał na sobie kamizelki, skoro pchał się w potencjalnie niebezpieczne miejsce? Na rozmowę z bliskimi ofiar ją założył, gdy chciał jechać do koleżanki znajdującej się w potencjalnie niebezpiecznym miejscu – już nie. Domyślam się, że pewnie się spieszył i nie myślał do końca racjonalnie (zwłaszcza po tym, co stało się w poprzednim rozdziale), ale jakieś resztki potencjalnego instynktu samozachowawczego powinny mu pozostać.
Po reakcji Catheriny na zagrożenie nasuwa mi się jedno pytanie: czy ona na pewno nadaje się do tej pracy? Widok trupa (który wcale nie ma wnętrzności na wierzchu, a grzecznie sobie wisi, i to nie tygodniami), pościg ulicami miasta czy strzelanina wpędzają ją w ogromny stres. Jest on na tyle duży, że kobieta (niedługo co prawda, ale jednak) ma problem z wykonywaniem swoich obowiązków. Gdyby taka blokada dotyczyła jednej tylko rzeczy (na przykład szybkiej jazdy samochodem, ponieważ Catia przeżyłaby w dzieciństwie wypadek), byłoby to jeszcze zrozumiałe. W tej sytuacji może jednak pojawić się podejrzenie, że dostała tę pracę wyłącznie dzięki wstawiennictwu ojca.
Pomimo tych zastrzeżeń uważam ostatnią scenę za bardzo udaną, czytałam ją z zapartym tchem. Zastanawiam się, kto na samym końcu uratował Catię. Mam pewne podejrzenia, ale póki co zachowam je dla siebie. Bardzo ciekawi mnie, jak opowiadanie potoczy się w drugiej części, więc na pewno jeszcze do niego zajrzę.
Błędy:
Wysiądź na stacji 59 Street – Cyfry w dialogach zapisuje się słownie.
Nie wiedziała nawet, kiedy i skąd pojawił się przed nią jeden z Japończyków. – Tak możesz napisać, jeśli wcześniej zaznaczałaś, że jest tam minimum dwóch Japończyków. Nic takiego nie miało miejsca, więc wystarczy napisać po prostu „pojawił się przed nią Japończyk”.
Podsumowanie
Na początek chciałam zaznaczyć, że cieszę się, że mogłam ocenić Twoje opowiadanie. Czytało mi się je bardzo przyjemnie i z pewnością zajrzę do Ciebie, by poznać dalsze losy tej historii. A teraz do rzeczy.
Z tego, co udało mi się zauważyć, jest to trzecia wersja opowiadania, i to widać. Nie wiem, czy korzystasz z pomocy bety, czy sama zajmujesz się korektą, ale ważne, że są tego efekty. Błędów interpunkcyjnych znalazłam ledwie parę, językowych również niewiele. Nie wpływały one znacząco na czerpanie przyjemności z lektury. W końcu trzeba pamiętać o tym, że nadal jest to tekst amatorski, więc to normalne, że zdarzają się jakieś potknięcia.
Pod kątem stylistycznym też nie mam wielu zarzutów – zdania złożone nie tracą po drodze sensu, słownictwo masz bogate, a pióro lekkie. Widać to zwłaszcza w dialogach, które brzmią niezwykle naturalnie, dzięki czemu ma się uczucie, jakby się uczestniczyło w tej rozmowie, a nie tylko czytało jej zapis. Podoba mi się także zabieg, którego użyłaś w trzecim rozdziale, a mianowicie korzystanie przez śledczych z różnych zmysłów – nie tylko wzroku i (w przypadku trupów) węchu, ale też słuchu. Dzięki temu podczas lektury można się jeszcze lepiej wczuć w całą sprawę.
Jak zapewne udało Ci się wywnioskować z uwag do poszczególnych rozdziałów, fabuła również trzyma poziom. Przedstawiane przez Ciebie wydarzenia układają się w logiczną i przede wszystkim spójną całość. Widać, że dokładnie przemyślałaś, jak cała historia ma się rozwijać oraz jak zakończyć.
Kolejny mocny punkt (jeśli nie najmocniejszy) stanowią bohaterowie, zarówno ci pierwszo-, jak i drugoplanowi. Nie zlewają się oni w jedną masę, każdy z nich wyróżnia się na tle pozostałych. Momentalnie zapadają w pamięć, a to dzięki temu, że każdy z nich ma już zarysowaną przeszłość oraz bagaż doświadczeń, które rzutują na ich zachowanie w przestawionej przez Ciebie historii.
Relacje między bohaterami także nakreśliłaś całkiem dobrze. Historia relacji Catii i Colina wypada wiarygodnie, tak samo jak stosunki między Morgan a Martinezem – mają swoje powody, żeby za sobą nie przepadać, i to widać po tym, jak odnoszą się do siebie.
Zabrakło mi sprecyzowania, w jakich dokładnie okolicznościach poznali się Catherina i Jacob. Przedstawiasz ich jako ludzi z całkiem innych środowisk, a tu już na samym początku mamy informację, że są narzeczeństwem i wkrótce będą brać ślub.
Na szczególną uwagę zasługuje wprowadzenie idiolektów u niektórych postaci, czy to jąkania, czy jakichś charakterystycznych dla nich powiedzonek. Rzadko kiedy, naprawdę rzadko, udaje mi się trafić na taki zabieg w blogosferze, więc gdy w końcu już się na niego natknę, to cieszy on podwójnie.
Żeby jednak nie było aż tak kolorowo, to teraz parę zastrzeżeń, które niestety w pewnym stopniu odbierały mi przyjemność z lektury.
W moim odczuciu główny problem Twojej twórczości stanowi bardzo ekspozycyjne wprowadzanie do tekstu nowych bohaterów, których za jednym zamachem starasz się przedstawić tak szczegółowo, jak to tylko możliwe. Popatrz sobie na te opisy:
Stawiał w klubach mnóstwo drinków dziewczynom, które mu się podobały, wciąż ulepszał coś w Dodge’u albo kupował wyposażenie do swojego domowego barku z alkoholami. Nie miał problemów z wydaniem stu, dwustu czy nawet czterystu dolarów na butelkę whisky, o ile wiedział, że cena idzie w parze z jakością.
Jego zainteresowania i przyjemności wymagały bezustannych nakładów gotówki, więc Colin ją dostarczał. W krytycznych sytuacjach chodził nawet do kasyn. Czasem coś wygrał, ale najczęściej po prostu powiększał swoje długi. Nigdy jednak nie znajdował się w aż tak złej sytuacji, by prosić o pomoc Catherinę. Był na to zbyt dumny.
Jej przyszła teściowa, Alessa Smith, była szanowaną tancerką stylów: latynoskiego i nowoczesnego. Zajmowała wysokie miejsca zarówno w stanowych, jak i państwowych zawodach, wznosząc swoje nazwisko na wyżyny klasy. Marzyła, by jej jedyny syn związał się z kobietą elegancką, dystyngowaną, przykładającą ogromną wagę do kultury i manier. Jednym słowem pasującą do ich stylu życia i zainteresowań. Była zdruzgotana, gdy cztery lata temu Jacob zapoznał ją z Catheriną. Obie panie nie polubiły się już od pierwszego spotkania, a wraz z upływem czasu wzajemna niechęć tylko rosła.
Działały na siebie jak płachta na byka. Alessa miała nadzieję, że ten związek to tylko chwilowa fascynacja i nie potrafiła ukryć rozczarowania, gdy Jacob wyznał, że się oświadczył. Do kobiety nie docierało, że jej przyszła synowa będzie policjantką, która biega po mieście z bronią i obcuje z trupami. Poza tym Catia nie chodziła w sukienkach, nie interesowała się tańcem w stopniu większym, niż wypadało, i nie potrafiła odnaleźć się na salonach. Nie pasowała do standardu życia Smithów, przez co w oczach Alessy była po prostu brudaską i chłopką, która w ogóle nie powinna poznać jej syna.
Początkowo Morgan mocno przeżywała tę niepochlebną opinię swojej przyszłej teściowej, ale po czasie przestała się nią przejmować. Zrozumiała, że skoro Jake oświadczył się jej, a nie dziewczynie z wyższych sfer, to znaczy, że właśnie taką żonę chciał mieć. Starała się nie odpowiadać na docinki pani Smith, a podczas rodzinnych spotkań skupiać się tylko na rozmowie z ojcem Jacoba. Z nim, w przeciwieństwie do Alessy, dogadywała się świetnie.
Kilka lat temu Paul Morgan pełnił zaszczytną funkcję Komendanta Departamentu Policji Silent Glade i często uciekał się do metod, które nie podobały się niektórym podwładnym. Gdy ktoś raz mu podpadł, potem przez całą służbę miał tylko pod górkę. Morgan na nic nie przymykał oczu, nie pozwalał na żadne błędy, nie tolerował przekraczania pewnych granic albo nadużywania władzy, chyba że robił to on sam. Miał też zasady, których nikt nie mógł naruszyć. W innym wypadku wylatywał z pracy z wilczym biletem bez możliwości kontynuowania służby gdzieś indziej.
Obecny komendant, a wtedy kapitan Martinez, nigdy nie potrafił się z nim porozumieć. Mężczyźni nadawali na innych falach, mieli różne podejście do niektórych kwestii i wiele spraw chcieli rozwiązać w inny sposób. I żaden z nich nie zamierzał ustąpić albo wyciągnąć ręki, by zażegnać spór.
Na przestrzeni lat ich niechęć zmieniła się w jawną rywalizację i nienawiść. Martinez chciał za wszelką cenę pokazać, że jest wybitnym specjalistą i to on powinien zajmować fotel komendanta, a Morgan na każdym kroku podkładał mu kłody pod nogi. Uważał, że mężczyzna nie jest godny nawet stanowiska kapitana, bo niejeden krawężnik ma od niego większe osiągnięcia i wiedzę.
Gdy kilka lat temu ojciec Catii został zastrzelony w trakcie akcji, w której w ogóle nie musiał brać udziału, Martinez nie okazał ani krzty żalu. Z uśmiechem na ustach zajął miejsce swojego rywala i całą swoją niechęć do Paula przeniósł na Catherinę. Tym bardziej, że w niektórych aspektach kobieta mocno przypominała mu swojego ojca. Nowy komendant na każdym kroku przypominał jej, że teraz on tutaj rządzi, a nazwisko Morgan nic już w departamencie nie znaczy. Buntowniczy charakter Catheriny nie chciał na to pozwolić.
Jak już wspominałam przy omawianiu poszczególnych rozdziałów, taka forma prezentacji postaci jest zwyczajnie nieatrakcyjna dla czytelnika i przypomina prędzej charakterystykę ze szkolnej lektury. Jak zaznaczyłam wcześniej, to dobrze, że chcesz, żeby Twoi bohaterowie mieli swoje własne życie, żeby ich obecność w opowiadaniu nie była ich głównym zadaniem, że po prostu robisz z nich pełnoprawne osoby z krwi i kości. Bo właśnie pomijając sposób, w jaki wprowadziłaś je do tekstu, to są naprawdę barwni ludzie! Przyszła teściowa, która gardzi narzeczoną syna? Komendant, który nie zawsze stosuje metody zgodne z prawem? To brzmi bardzo dobrze, ale gdy przyjmuje formę notki biograficznej, to już nie jest tak interesujące.
Rehabilitujesz się w przypadku Colina – pokazujesz, w jaki sposób spędza wolny czas, że faktycznie dużo pije, że oglądają się za nim kobiety (a on za nimi). I teraz odpowiedz sobie na pytanie: czy gdybyś zrezygnowała z tego ekspozycyjnego opisu, to postać Bonneta coś by na tym straciła? Czy byłoby wtedy niemożliwe ustalić, jaki tryb życia prowadzi?
Rozumiem, że sprawa wygląda trochę inaczej, gdy mowa o ludziach, którzy już nie żyją. Ale i w takim przypadku wrzucanie półstronicowego opisu zawierającego informacje o całym życiu danego bohatera nie stanowi dobrego wyjścia. Pamiętaj, że nie wszystko od razu trzeba podać czytelnikowi na tacy – niech odkrywa prawdę razem z głównymi postaciami.
Kolejną rzeczą, która stanowi problem, jest swojego rodzaju brak równowagi między opisami a dialogami; chodzi mi o to, że tak mniej więcej do połowy opowiadania śledztwo posuwa się głównie przy pomocy rozmów między bohaterami, a jeśli dostajemy już jakiś opis, to wypada on dość zdawkowo. W późniejszych rozdziałach jest już lepiej pod tym względem, widać postęp, co oczywiście cieszy i należy Ci się za to pochwała. Te wcześniejsze jednak wymagają poprawek pod tym kątem.
Przyznam szczerze, że zdziwiłam się trochę, gdy zobaczyłam, że skończyłaś opowiadanie po jedenastu rozdziałach, ale skoro tak naprawdę przez większość czasu zajmujesz się samym śledztwem, a dopiero w późniejszej jego części prywatnym życiem bohaterów, to w sumie nic dziwnego. Zmienia się to tak naprawdę w okolicach szóstego rozdziału, wcześniej (jak na przykład w trzecim rozdziale) mamy tego jedynie zalążki. Nie zaszkodziłby dopisanie tak z dwóch, może trzech rozdziałów, które spowolniłyby trochę początkowe mordercze tempo, a które pozwoliłyby na lepsze wprowadzenie i pokazanie bohaterów. Można by skupić się chociażby na Jake’u, który (jak się okazuje już pod koniec) będzie najwidoczniej odgrywał dość istotną rolę albo na jego matce, w przypadku której odczuwam chyba największy niedosyt.
Kiedy podejmuje się decyzję umieszczenia akcji w innym kraju, trzeba mieć na uwadze, że nie wszystko będzie wyglądało tak jak u nas. Ogólnie raczej zdajesz sobie z tego sprawę, niemniej jednak parę takich nie do końca sprawdzonych rzeczy (jak chociażby kwestia imienin czy obowiązku meldunkowego) się wkradło. Oczywiście nie jest to taka skala jak pisanie, że w amerykańskich szkołach dzieci uczą się polskiego czy mają lekcje religii, ale jednak stanowi to pewne niedociągnięcie. Dobrze więc wyrobić w sobie nawyk sprawdzania takich rzeczy, co do których nie mamy stuprocentowej pewności, a w przypadku umieszczania akcji opowiadania w innym kraju, trzeba tego pilnować podwójnie.
Pomimo tych zastrzeżeń opowiadanie czytało mi się przyjemnie, dlatego uważam, że zasługujesz na ocenę dobrą z naprawdę dużym plusem. Będzie jeszcze lepiej, gdy popracujesz nad tymi elementami, o których wspominałam wcześniej, czyli nad wprowadzaniem do tekstu bohaterów bez uciekania się do ekspozycji oraz zachowaniem równowagi między opisami a dialogami (chociaż już w dalszych rozdziałach widać było poprawę pod tym względem). Cała reszta (czyli potknięcia językowe czy niedociągnięcia merytoryczne) to kwestia większego i dokładniejszego researchu. Czasem lepiej sprawdzić rzecz, której jesteśmy pewni tak na dziewięćdziesiąt procent, niż wypuścić jakiegoś babola.
Mam nadzieję, że ocena okazała się pomocna i zapraszam do dyskusji. Jeśli zauważysz jakieś niejasności bądź nie zwróciłam uwagi na coś, na czym szczególnie Ci zależy, to pisz, chętnie dopowiem.
Przy okazji wszystkich naszych czytelników chciałam zaprosić na nasz profil na Facebooku. Strona co prawda jeszcze raczkuje, ale już wkrótce znajdziecie tam nie tylko informacje o nowych postach, lecz również inne dodatkowe materiały, które z pewnością pomogą w pisaniu.
Hej! ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś mi komentarz, bo nie zauważyłam tego maila. Przyznam, że z małym stresem podeszłam do przeczytania tej oceny, ale chyba nie było powodu.
Ale od początku:
Jeśli chodzi o te zakładki, to streszczeń po prostu zapomniałam zalinkować, więc w sumie dobrze, że zwróciłaś na to uwagę, bo już to poprawiłam. A co do szablonów, to hm, to teraz jedyna zakładka, która jest niedopracowana, więc myślę, że nie stworzy to czytelnikowi żadnych problemów. Kiedyś uzupełnię.
Prolog:
Usunęłam część o Alysson, bo prolog był za długi i akcja się rozłaziła. Głównym motywem ma tam być Dan i to wyjście z więzienia, a tak to powstawały flaki z olejem. Także z mojej perspektywy to dobra zmiana ;)
A co do tego, gdzie był sądzony Tony... nie wchodziłabym tak bardzo w szczegóły. Nie dostał kary śmierci, żyje i już. To ma znaczenie dla akcji.
Z tym perwersyjny -> prostacki, to chyba bardziej mi to moje pasuje ;D
A z usunięciem ostatniego akapitu się w sumie zgadzam. Lepiej będzie bez tego. To brzmiało trochę... kiczowato jak teraz o tym myślę ;D
1.
Kurcze powiem Ci, że chyba niewiele podyskutujemy na temat Twoich uwag (tych poważnych). A to dlatego, że ja się z nimi zgadzam. Jak czytam czyjeś opowiadanie, to od razu wychwytuję jak ktoś za bardzo "eksponuje postać" i że o czymś opowiada zamiast pokazać w tekście. U kogoś widzę takie rzeczy aż za wyraźnie, a u siebie w ogóle. I niby wiem, że tak jest źle, że nie powinno się tak robić, ale zawsze mi się wydaje, że ja tego nie zrobiłam ;D Dopiero jak ktoś mi zwróci uwagę, to widzę, że jednak tak. Dlatego dobrze, że o tym napisałaś.
Trochę zmodyfikowałam ten fragment z przedstawieniem CC.
Co d przeszłości Sophie masz rację, to dziwne, by mąż nie dopytywał. Usunęłam to zdanie i po kłopocie. Dziewczyna nie miała rodziny, poumierali i sprawa z głowy xD
2.
Tu w sumie nie mam uwag. Ze wszystkim się zgadzam. Ten opis Colina i długów skróciłam, nienawiść Catii i Alessy również. Napomknęłam tylko o tym, a może uda mi się jakiś szerszy fragment wrzucić gdzieś dalej.
OdpowiedzUsuń3.
Z tą US 20-tką się chyba nie zgodzę. To jest nazwa drogi, więc moim zdaniem liczba powinna zostać. Bo idąc tym tokiem rozumowania to zdanie "Katarzyna oglądała serial Hotel 52" też powinnam zapisać jako "Katarzyna oglądała serial Hotel pięćdziesiąt dwa" co wygląda przynajmniej śmiesznie ;D
Wtrąceń odautorskich staram się nie dodawac na koncu rozdziału, bo na blogach to jest mega denerwujące. Przynajmniej dla mnie. Trzeba przewijać całą stronę, a potem znowu szukać miejsca, w którym się było. Długiego opisu bym w [] nie zamieściła - trudno, niech czytelnicy przewijają - ale taki szczególik jak przeliczenie numeru buta jak najbardziej.
Skrót CC przestał mi się podobać, więc chyba w ogóle go usunę xD
Z opisem nienawiści ojca Catii i Martineza rzeczywiście przegięłam. Skróciłam to mocno, zawierając tylko najważniejsze informacje.
4.
Przyjmuję uwagi w całości. No może prawie w całości. Bo nie zgodzę się z tym, że powinni od razu wezwać rodziców ofiar. Było napisane w tekście, że odkryli ich tożsamość poprzez testy DNA (próbka od ofiary kontra próbka, którą rodzice przynieśli na policję po zgłoszeniu zaginięcia). Więc mają pewność (może nie 100% ale jednak), że Andie to Andie. Wobec tego od razu przystąpili do pytań, a dopiero potem poprosili, żeby rodzice ją zidentyfikowali - by procedurom stało się zadość.
A to "Moglibyśmy teraz zobaczyć pokój Andie?" rzeczywiście było z grzeczności ;D
Dobra, na dziś to tyle. Przeczytałam Twoją ocenę dwa razy. Raz - tak ogólnie, szybko, bo byłam ciekawa jak mnie oceniłaś, a za drugim razem powoli i na spokojnie analizując każdy rozdział osobno i od razu poprawiając nieścisłości. Kończę na 4, jak znajdę chwilę to wrócę i dodam komentarze do kolejnych uwag.
Teraz odniosę się tak ogólnie do całości tego, co napisałaś. Przede wszystkim chcę Ci ogromnie podziękować, że zwróciłaś mi uwagę na te cholerne opisy, z którymi przesadzam. Musiałam "usłyszeć", że tu i tu zanudzam, żeby to dostrzec. Teraz wiem, że po prostu MUSZĘ się tego wystrzegać i nie ma dróg na skróty. Łatwiej jest coś opisać, niż pokazać, ale nie! Koniec. Ma być to pisane porządnie i będzie.
Druga sprawa, wiem, że skiepściłam ten wątek matki Jacoba. Chyba nie jesteś pierwszą osobą, która mi napisała, że żaluje, że tak to olałam, bo to mogło być ciekawe. Szczerze? Nie chciało mi się o tym pisać. Wolałam brnąć w śledztwa, miłostki Colina itp. Sądziłam, że Alessa ma tak mały wpływ na opowiadanie, że można tylko o niej napomknąć. Ale teraz widzę, że jakiś (nawet mały) fragment naprawdę by się przydał. I przede wszystkim więcej Catii i Jacoba. Chociaż o jakieś dwa fragmenty. Super pomysłem było to, żebym pokazała ich pożegnanie. Muszę pomyśleć, gdzie takie coś wstawić.
O tym jak się poznali chciałam kiedyś napomknąć w retrospekcji. W części II. Ale teraz w sumie nie wiem, czy to nie za późno?
Reasumując: ogromnie dziękuję za pracę, jaką włożyłaś w tę ocenę i nawet nie wiesz jak się cieszę, że opowiadanie (pora kilkoma kwestiami) Ci się spodobało. Normalnie jestem w niebie <3
Ale mam jeszcze jedno pytanie... W poprzednich wersjach dostawałam opinie (od facetów, od dziewczyn nie) , że Catia jest za bardzo chłopska. Że to taki babochłop, za którym nikt by się na ulicy nie obejrzał i który wcale faceta nie podnieci xD Więc w tej wersji starałam się ją pokazać jako dość delikatną, bardziej babską, ale nadal w jakimś sensie twardą, bo w końcu policjantka. I moje pytanie, czy odebrałaś Catię jako kogoś kto jest totalnie niekobiecy i przerysowany pod względem swojego "bycia hero"?
O, to miałam nosa, żeby odezwać się również na blogu, bardzo się cieszę. ;)
UsuńMówię: ja z tymi zakładkami wstrzymałabym się, do czasu, dopóki nie będę miała tam czegoś do dodania, ale to ja. Jeśli tak Ci wygodniej, no to okej.
Wbrew pozorom takie szczegóły są właśnie dość istotne, gdyż może okazać się, że Tony właściwie nie powinien żyć. A jeśli żyje, to po prostu dobrze byłoby zaznaczyć, że był sądzony właśnie w stanie, który kary śmierci nie przewiduje. Nie ma co strzelać sobie w stopę już na samym początku.
Ha, wiem, o czym mówisz, w swoim tekście trudniej wyłapać takie rzeczy niestety, w innych opowiadaniach jakoś szybciej rzuca się to w oczy.
Co do US-20 to sprawa ma się tak, że zależy, gdzie się tych cyfr używa: zauważ, że nie zwracałam na to uwagi, gdy pojawiały się one np. w policyjnych raportach. Chodzi po prostu o to, że gdy bohater mówi, to wypowiada “dwadzieścia”, a nie “20”, po prostu mówi daną liczbę słowem. Z kolei w przykładzie przytoczonym przez Ciebie wypowiada się narrator, ale nie jest to dialog “na żywo”, dlatego tam można użyć cyfr.
Same wtrącenia odautorskie są w porządku, czasem nawet trudno przeczytać jakiś trudniejszy tekst bez nich. Zwykle wygląda to jednak tak, że w książkach są one na dole strony, co z wiadomych względów nie sprawdzi się na blogu. W środku tekstu (przynajmniej według mnie) nie wyglądają za dobrze, dlatego zasugerowałam inny sposób przedstawienia różnicy w rozmiarach obuwia.
Przyznaję, że dokładnych procedur (zwłaszcza tych w USA, gdzie najpewniej każdy stan również ma swoje własne) nie znam, po prostu zwróciłam uwagę na to, że najpierw powinno się poprosić bliskich o określenie tożsamości ofiary, zanim się uzna, że to faktycznie ta osoba. Jeśli jednak procedury wyglądają inaczej - no to inna sprawa. ;)
Alessa wpływ na opowiadanie może faktycznie mieć znikomy, ale jest istotna w życiu dwójki bohaterów, więc po takim wprowadzeniu zasługuje przynajmniej na jedną scenę, żeby czytelnik miał zwyczajnie szansę ustosunkować się do tego. Poza tym pomoże to też w lepszym wykreowaniu postaci - może Jacob zgadza się na wszystko, co proponuje jego matka, czym tylko irytuje Catię? A może ona tak naprawdę źle przyjmuje jej rady, bo jest zwyczajnie uprzedzona? Chociażby po to przydałaby się scenka z udziałem Alessy.
No i właśnie, to jest duży problem z czytaniem opowiadań na blogach: zdecydowana większość z nich jest po prostu nieukończona, przez co czasem nie widać jeszcze sceny, która miałaby miejsce w późniejszym etapie. Jeśli masz pomysł, jak to pokazać w drugiej części, to możesz z tym poczekać. W końcu scenę zawsze można przenieść czy pokombinować z kolejnością wydarzeń. Jeśli więc uznasz, że retrospekcja będzie gdzieś pasować, to jej użyj, potem zobaczysz, jak to wypadło. ;)
Co do Twojego pytania o Catię, to po prostu… O.o
A tak serio: nie wiem, jak postać Catii została wykreowana wcześniej, ile w niej zmieniłaś. Wersja, z którą miałam do czynienia teraz, była jak najbardziej w porządku: dobrze wykreowany bohater, który ma zarówno swoje mocne, jak i słabe strony; w ogóle podkreślałam, że nie masz problemu z kreacją postaci, gdyż w zasadzie wszystkie wypadają bardzo wiarygodnie. W przypadku Catii zwróciłam uwagę na to, że chyba za dużo rzeczy ją stresuje w pracy, ale to w zasadzie jedyne zastrzeżenie. Jeżeli według męskiej części czytelników “niekobiece” jest uprawianie boksu czy niechęć do noszenia sukienek, a jedynym zadaniem bohaterek jest bycie atrakcyjnym dla męskiego oka obiektem, to nie mam pytań. Zanim więc napiszę jakiś niemiły komentarz w stosunku do Twoich czytelników, to powiem po prostu, że wcale nie odebrałam Catii jako kogoś przerysowanego. Radziłabym więc pisać swoje i nie zwracać uwagi na komentarze tego typu.
Cieszę się, że ocena Cię usatysfakcjonowała. :) Mnie Twoje opowiadanie czytało się bardzo przyjemnie i z pewnością będę do Ciebie zaglądać.
Jako czytelniczka obu wersji pozwolę sobie się wtrącić do wątku kreacji Catii. W żadnej wersji nie stwierdzilabym, ze Catia jest niekobieca i jak babochlop, ale jeśli miała w tę stronę jakieś zapędy, to w pierwszej odsłonie, w tej z pewnością nie. Jest świetnie wyważona, niejednoznaczna bohaterka.
UsuńJeśli natomiast chodzi o całość, bardzo cieszę się, ze blog „Zwycieze” został oceniony w ten sposób, Ruda, dobrze wiesz, jak bardzo lubię to opowiadanie i jak bardzo nie mogę się doczekać właściwej akcji, dowiedzieć się, co wymyśliłaś. Jest mi niesamowicie miło, ze mogę oglądać niesamowity progres, jaki zrobiłaś od pierwszych Twoich opowiadań, jakie czytałam, do notek II części , które obecnie betuję (i mam nadzieję, ze niedługo się coś na moim mailu pojawi :p)
Dobry z plusem? Myślałam, że akurat kto jak kto, ale Ruda dostanie choćby piątkę xD
UsuńA ja tam powiem, że jeśli Catia jest dla facetów jak babochłop to może się boją, że przy takiej kobietce spada im męskość, co źle działa na ich ego? 8) Niektórzy faceci boją się kobiet zaradnych, co potrafią o siebie zadbać i nieźle przyłożyć, ale to nie znaczy, że przestaje być kobietą delikatną i seksowną. Są gusta i guściki, ale Catia to nie babochłop.
Nie ma tak łatwo. ;)
UsuńNie chciałam być zbyt ostra w komentarzu odnośnie tego, jak męska część czytelników zapatruje się na postać Catii, powiem więc tylko, że podpisuję się pod Twoim zdaniem rękami i nogami. :)