Blog – The story of new generation
Autor – Nemezis
Oceniająca – Legilimencja
1. Pierwsze wrażenie (2,5/5 pkt.)
Adres jest prosty do zapamiętania, sugeruje też, że będę mieć do czynienia z jakiegoś rodzaju fanfiction. Wita mnie dramatyczna muzyka, lecz nie przepadam za automatycznym odtwarzaniem, dlatego podziękuję temu dodatkowi, jakkolwiek ładna by ta muzyka nie była. Szablon na pierwszy rzut oka nieco przytłacza mnie mroczną kolorystyką.
2. Grafika: szablon, ułożenie, kolorystyka (3/5 pkt.)
Widać, że na siłę chciałaś umieścić na nagłówku wszystkich swoich bohaterów. Zdjęć postaci jest za dużo – gdyby stały w szeregu, a ujęcia pokazywały całe sylwetki, wtedy można byłoby odebrać ich jako drużynę gotową do walki, ale obecna kompozycja to zwyczajny chaos. Co poniektórzy nie nazwaliby tego w ogóle kompozycją. Układ trójkolumnowy wygląda schludnie, font nie stapia się z czarnym tłem. Wielki plus za ustawienie szarego koloru tekstu, który nie kontrastuje tak bardzo z ciemnością szablonu i nie męczy oczu. Nie mam uwag do układu – wszystko jest rozmieszczone w czytelny sposób. Jedynie stopka obsunęła Ci się w prawo. Całość prezentuje się estetycznie, choć odrobinę mrocznie. Uwagę mam za to do formatowania tekstu rozdziałów: brakuje wcięć przy akapitach. Dobrze jednak, że pamiętałaś o wyjustowaniu.
3. Treść opowiadania (36/85 pkt.)
Pod względem błędów omówię szczegółowo trzy najnowsze i trzy najstarsze rozdziały (w tym prolog) każdej z części, za wyjątkiem działu o logice tekstu, gdzie zdarzało mi się dodać inne rozdziały.
– Fabuła + świat przedstawiony (8/20 pkt.)
Prolog wzbudził we mnie mieszane uczucia. Przedstawiłaś czytelnikom punkt widzenia każdej postaci; są to nastolatkowie, od zawsze mieszkający w Obozie. Dziewczęta uważają, że żyją pod kloszem i muszą się wyszaleć, a przez to mają na myśli walki z niebezpiecznymi potworami. Nastolatkowie nie biorą pod uwagę tego, że rodzice pewnie chcą ich uchronić przed niebezpieczeństwami, którym sami, chcąc nie chcąc, musieli stawić czoła, będąc w ich wieku. Rozumiem, młodzież tak ma. Kwestia przepowiedni i prób unikania jej skutków wydaje mi się łatwa do przewidzenia; chyba każdy, kto czytał „Króla Edypa”, wie, jak takie rzeczy się kończą. Natomiast motyw dziecka, na którym ciąży presja znanych i cenionych rodziców, jest ostatnio także na topie. Zobaczymy, jak Tobie uda się rozwinąć ten skomplikowany wątek.
W rozdziale pierwszym skupiłaś się na osobie Bianki. Jest ona tylko obserwatorem w tym rozdziale. Szybko przeszłaś też do sedna, zupełnie jakbyś chciała zdać jedynie raport z sytuacji, a nie wprowadzić czytelnika w świat obozowiczów. Początek miał nawet potencjał, ale liczba powtórzeń i ubogi styl sprawiają, że na Twoich chęciach się kończy. Póki co pozbyłaś się rodziców, aby dać większą swobodę bohaterom.
Rozdział drugi przedstawia Leo, bohatera, który wzbudził moją sympatię. Wątek obyczajowy wyszedł Ci tutaj bardzo zgrabnie, a rozdział zakończyłaś w napięciu, bo nie wiemy, co spowodowało płacz Annabeth.
Kolejny rozdział jest na razie najciekawszym z dotychczasowych. Poznajemy poniekąd zagrożenie. Postać Sileny wydaje się ciekawa, zwłaszcza jej relacja z bliźniaczką oraz rodzicami. Gdybym nie wiedziała, że coś ukrywa, pomyślałabym, że chcesz ją kreować na typową zbuntowaną bez powodu nastolatkę, lecz w obecnej sytuacji wszystko do siebie pasuje.
Piszesz na tyle krótkie rozdziały, że trudno mi czasami napisać więcej niż jedno zdanie na temat danego odcinka. Przykładowo czwarty rozdział to tak naprawdę krótka scenka z życia Luke’a, która nie wnosi wiele do opowiadania. Przedstawiłaś nam nieco sposób myślenia chłopaka i to, że jak chyba wszyscy w tej historii, ma żal do swoich rodziców za trzymanie go z dala od niebezpieczeństwa. Jednak całość mogłaby zostać ze spokojem przyłączona do poprzedniego lub następnego rozdziału, przy wyraźnym graficznym oznaczeniu zmiany narracji na przykład poprzez gwiazdki w osobnej linii.
W piątym rozdziale brakowało mi wyszczególnienia, kto jest ojcem Esperanzy. Można się tego dowiedzieć z zakładki o bohaterach, jednak nie zwalnia Cię to z opisywania relacji w opowiadaniu. Taka podstrona to nie część opowiadania, a jedynie urozmaicenie bloga, nie powinno być tak, że coś jest w zakładce, ale w opowiadaniu nie ma o tym ani słowa. W tradycyjnych książkach również nie ma czegoś takiego jak spis bohaterów – przypadek? Przydałoby się w bardziej obszerny sposób przedstawić historię rodziny Valdez, liczę, że pojawi się to w dalszych rozdziałach. Poza tym wydaje mi się, że ukrywanie się Leo powinno zostać odkryte w zupełnie innych okolicznościach. Choć element zaskoczenia w tym rozdziale istnieje, to mógł być on znacznie większy, gdyby na przykład o „umowie” ojca Esperanzy dowiedziała się rodzina Jacksonów. Wprowadzasz bohaterów jeden za drugim, w sposób godny sprawozdania. Dlatego też pojawienie się Erynii i cały ten wątek z ukrywaniem się rodziny Valdez, na którym skupiasz się w tym rozdziale, nie wywołuje większych emocji – jest to po prostu kolejny punkt do odhaczenia na Twojej liście.
Gdybyś zamieniła kolejnością piątkę z szóstką, być może bardziej zainteresowałabyś czytelnika. Wówczas ten byłby ciekawy, jak to się stało, że Valdez żyje, a odpowiedź pojawiłaby się w kolejnym rozdziale. Myślę, że niepotrzebnie tak wyprzedziłaś fakty, zwłaszcza że główną linię fabuły prowadzą Jacksonowie. Szósty rozdział składał się główne z chaotycznych dialogów, które sprawiły, że nieco zagubiłam się w fabule. Zaczynam zastanawiać się, czy wybór narracji pierwszoosobowej jest tutaj dobrym rozwiązaniem. Bohaterów jest naprawdę sporo, w dodatku każdy ma swoją partię narracyjną. Choć każda wiąże się z całością, często nie zostaje odpowiednio wprowadzona do opowiadania, przez co mam wrażenie, że czytam tylko punkty z listy rzeczy, które mają się wydarzyć, nie zaś pełną historię. Byłoby dobrze, gdybyś wyraźnie zaznaczała zmianę miejsca akcji.
Siódemka, choć rzekomo pisana z perspektywy Sileny, stawia ją w pozycji biernego obserwatora. Brakuje tu spostrzeżeń, emocji oraz interpretacji dziewczyny. Ten rozdział tylko potwierdza, że powinnaś wybrać narrację trzecioosobową. Większość akcji dzieje się w tym samym miejscu, więc przechodzenie np. z polany do domku nie stanowiłoby żadnej przeszkody, a mogłabyś opisywać myśli dowolnych bohaterów. W obecnej sytuacji rozdziały są bardzo krótkie i zastanawiam się, czy nie jest to efektem tego, że chcesz trzymać się perspektywy jednej osoby w każdym z odcinków.
Ósmy rozdział powinien być połączony z siódmym. Próbujesz tutaj rozwinąć wątek obyczajowy, lecz brakuje opisów uczuć, kontekstu sytuacji, w zasadzie jakichkolwiek opisów. Choć bohaterowie się kłócą, nie wywiera to żadnego wrażenia. Kolejny punkt z listy zakupów odhaczony.
Dziewiątka podrywa akcję do przodu, ale znowu mam wrażenie, że albo nie możesz się czegoś doczekać, albo po prostu nie lubisz silić się na opisy, bo ostatnio jest ich coraz mniej.
Następny rozdział już na samym początku kusi obszernymi akapitami. Szczerze wątpię, żeby boski miecz miał mniejszą siłę przebicia pudła od środka niż przemiana w niedźwiedzia. Poza tym to musiała być naprawdę wielka skrzynia, skoro Sammy miał szansę wziąć odpowiedni zamach w takiej postaci. Widać, że przepowiednia się spełnia, chociaż w żadnym z poprzednich rozdziałów nie miałam okazji poznać pełnej jej pełnej treści, mimo że wszyscy naokoło zdają się ją znać.
Mam wrażenie, że w rozdziale jedenastym Silena straciła nieco na swoim charakterze. Pokazujesz rozterki związane z jej sekretem, lecz coś mi tu nie gra – kiedy ją poznaliśmy, była wręcz dumna ze swoich konszachtów z „ciemną stroną”. Teraz jest bardziej płaczliwa. Podobał mi się za to opis walki z jej perspektywy: wszystko było chaotyczne, widać, że nie nadążała za tym, co się dzieje. Ładnie wpasowało się w kontekst.
Dwunasty rozdział był dopełnieniem poprzedniego – po raz kolejny mogłaś z powodzeniem połączyć te dwa fragmenty. Nie zwalniasz z akcją. Czytelnik wręcz może dostać zadyszki. Przydałby się moment na oddech, gdzie bohaterowie porozmawiają ze sobą, będą mieli chwilę na rozpoznanie sytuacji, a czytelnik zdobędzie okazję bliższego poznania Twoich postaci.
Trzynastka okazała się dla Ciebie pechowa, gdyż obfitowała w błędy, które postanowiłam wypisać poniżej. Znowu dużo akcji. Zaczyna mnie to męczyć, wraz z ciągłym przeskakiwaniem do perspektywy innego bohatera oraz w inne miejsce.
Rozdział czternasty również jest dość streszczeniowy i bardzo łzawy. Odmiany słowa „płacz” pojawiały się chyba w każdym akapicie – proponuję zwrócić na to uwagę i postarać się użyć bogatszego słownictwa. Doczekałam się spokojniejszego postu, lecz był on tak pobieżnie napisany, że ani nie przejęłam się, w zamyśle wzruszającą, rozmową Leo z rodzicami, ani nie zrobiło na mnie wrażenia to, że Percy’emu i Annabeth porwano dzieci. Nie wystarczy pisać o łzach i płaczu, żeby zarazić tym czytelnika. Ten musi znać kontekst dokładnie (na co choruje matka Leo?), musi lubić bohaterów, nie może być obojętny na ich losy. Przy Twoich pobieżnych opisach trudno to osiągnąć. To, że piszesz fanfiction, a zatem Twoje opowiadanie jest raczej dla tych, co czytali książki, wcale nie zwalnia Cię z obowiązku opisywania relacji pomiędzy postaciami oraz tłumaczenia powiązań między nimi – zwłaszcza że w przypadku tej historii nie skupiasz się na dobrze znanym Percym czy Annabeth, a ich dzieciach, więc nie wszystko tu jest takie oczywiste.
Następny rozdział – w ogóle nie rozumiem pewnej rzeczy z początku – o tym w dziale „logika”. Zaserwowałaś czytelnikom kolejny urywek swej opowieści. Takie strzępki nie są w ogóle satysfakcjonujące. Czuję się dokładnie tak, jak po obejrzeniu pierwszego odcinka nowych „Milionerów”: brakuje mi emocji, prawdziwości i większej ilości informacji, wszystko dzieje się za szybko, a kiedy już zaczynam akceptować nową formę, to Hubert Urbański się ze mną żegna.
Mam wrażenie, że coraz szybciej przechodzisz do momentu, na który czekałaś przez całe opowiadanie, bo jeszcze bardziej skupiasz się na akcji, popełniając tym samym więcej błędów – spójrz do działu o logice. Zdarzały Ci się też literówki.
Rozdział osiemnasty koncentruje się na Leo i rozwija wątek poboczny. Dobrze, że nie zamierzasz skupiać się wyłącznie na wątku (który jest dość chaotyczny) dzieci Percy’ego, ale też rozwinąć tę część. Trochę zaskoczył mnie ruch Sileny w stronę Leo, nie wydawała się wcześniej wielce zainteresowana. Poza tym mam wrażenie, że gdy chłopak zszedł do rodziców z bagażem, któryś z nich powinien zwrócić uwagę na te tobołki i spytać go, co zamierza.
Dziewiętnastka to przedostatni rozdział „Części pierwszej”. Kończy się przedstawieniem osoby, którą powinno się kojarzyć z oryginalnej serii, chociaż tam już nie żyje. Ale w świecie mitologii wszystko jest możliwe, tak?
Ostatni rozdział pierwszej części to perspektywa Sileny, która na szczęście odzyskuje tu swój charakter. Gdy opisujesz ją w rozdziałach z perspektywy innych postaci, czasami zastanawiam się, czy to ta sama osoba. Doczekałam się też pełnej treści przepowiedni, o której wszyscy mówią. Nie myślisz, że to trochę za późno? Jak Ty byś się czuła, będąc na imprezie, na której wszyscy mówią o jakimś wydarzeniu czy osobie, o której nie masz pojęcia, a reszta nie chce się tym z Tobą podzielić szczegółowymi informacjami? Prawdopodobnie pragnęłabyś opuścić to miejsce lub faktycznie wyszłabyś z niej czym prędzej. Tak samo czuje się Twój czytelnik aż do tego rozdziału. Jednak teraz, z racji, że czekał tak długo, nie jest już entuzjastycznie nastawiony do ujawnienia przepowiedni. Prawdopodobnie jego reakcja to: „No w końcu, dziękuję, łaskawco!”.
Podsumowanie Części Pierwszej
Rozdziały były bardzo chaotyczne. Tak skupiałaś się na akcji, że jako czytelnik zapomniałam już, o co chodzi w tych wszystkich walkach. Wydaje mi się, że ta część twojego opowiadania, na którą składa się aż dwadzieścia rozdziałów (na tyle krótkich, że z powodzeniem można kilka z nich połączyć w jeden), miała pokazać drogę młodszego pokolenia do przejęcia tak zwanej pałeczki w ratowaniu świata. Tylko że tu nie było żadnej, nazwijmy to, walki pomiędzy pokoleniami, bo rodzice Twoich bohaterów niemal za każdym razem wyłącznie chcieli wyręczyć młodszych, a jeśli zabraniali swoim pociechom podejmować jakieś ryzyko, to wówczas mroczne siły same „zabierały” dzieciaki i tyle z tego wychodziło. Nie odnoszę wrażenia, żeby nastolatkowie pokazali swoim rodzicom, że są dojrzali do walki – a wydaje mi się, że taki miał być zamysł. Jeśli już, to rodzice dorośli do tego, żeby pozwolić im sprawdzić swoje umiejętności w praktyce – to też ważny aspekt, ale również powinien być lepiej opisany.
Twoja historia ma ogromny potencjał, bo poruszasz ważne i ciekawe kwestie obyczajowe, co w fandomie Percy’ego jest dość popularne. Jednak za bardzo skupiasz się na tym, żeby w opowiadaniu była krew, miecze i potwory. Myślę, że zachłysnęłaś się ogromem możliwości, jakie daje świat mitologii, spychając przez to na drugi plan historie bohaterów: to, co przeżywają w danym momencie, ich rozterki, pragnienia, wspomnienia. Staraj się rozbudować opisy – zarówno akcji, jak i przemyśleń bohaterów. Więcej wskazówek w podsumowaniu, tymczasem przechodzę do Części Drugiej.
Rozdział pierwszy nawiązuje płynnie do wydarzeń w poprzedniej części. Przyznam, że płonące tosty to dość absurdalny pomysł. Nie do końca też rozumiem, w jaki sposób pojawiły się kolce, które przygwoździły przeciwnika. Z Twojego opisu wynikałoby, że są zasługą Sammy’ego, który przemienił się w jeżozwierza, ale zrobił to tylko na moment, więc nie była to zbyt dobra pułapka. Chyba że część kolców zwierzęcej postaci wypadła. Co wciąż jest wątpliwe, bo nie są one raczej na tyle mocne, żeby unicestwić Kymopoleję. W każdym razie – udało się, akcja może mknąć do przodu.
W kolejnym rozdziale pojawia się Silena i znowu zmienia się w kogoś zupełnie innego, ponieważ piszesz o niej z perspektywy pozostałych osób. W oczach Leo jest ona znacznie bardziej wrażliwa oraz płaczliwa. Mogłoby to być uznane za plus, ale przecież w pierwszych rozdziałach opisałaś ją jako dbającą wyłącznie o swój interes, odtrącającą innych, ale także przepełnioną strachem. Czy gdybyś miała opisać ten rozdział z jej punktu widzenia, zachowałaby się tak samo? Obecnie omawiany odcinek nie wniósł wiele do całości, był tylko wymianą zdań pomiędzy Leo a Sileną. Sam ten wątek jak najbardziej warto poruszyć, ale mógłby to być bardziej element dłuższego rozdziału niż rozdział sam w sobie.
Trzeci rozdział spodobał mi się, ponieważ daje pretekst do refleksji nad postacią Percy’ego. Pokazujesz, że każda postać, nawet ta, która określana jest bezsprzecznie jako „ta dobra”, ma swoje wady. Postać Bianki w ogóle do mnie nie przemawia. Wie, że ma nóż w bucie, a go nie używa, potem nagle płacze… Chociaż powód płaczu jest uzasadniony, to moment, w którym zaczęła ronić łzy, w ogóle nie wydaje się odpowiedni.
Zaczyna mnie męczyć to, że wciąż nie wiem, kto stoi za tym całym zamieszaniem. Jasne, wspominasz tajemniczo, że chodzi o jakiegoś „Pana”, że jest potężniejszy od Kronosa i Gai itd., ale jesteśmy już za połową opowiadania – nie uważasz, że wypadałoby w końcu przedstawić złoczyńcę? Tymczasem nastolatkowie znowu muszą z kimś walczyć, pokazujesz nam kolejnego przeciwnika, a ja już jestem naprawdę tym znużona.
Piąty rozdział to niespodziewane wydarzenie. Przejęłam się, ale wiesz dlaczego? Bo znam postać, której zrobiłaś krzywdę, z oryginalnej serii. Gdybym miała opierać się wyłącznie na tym, co sama opisujesz, nie przejęłabym się wielce. Myślę, że to, co się wydarzyło, to ciekawy i na pewno niespodziewany zwrot akcji, jednak widząc, jak wszystko gładko się tu układa, podejrzewam, że rozpacz z tego odcinka może szybko zostać uleczona.
Szósty rozdział mógłby być rozwinięciem piątego, ponieważ jego ciężar przechyla się w stronę sprawy z poprzedniego. Nie mam w zasadzie nic do dodania, wszelkie uwagi, jakie mam do tego rozdziału, byłyby powtórzeniem tego, co już napisałam.
Do siódemki mam jedno zasadnicze pytanie – ile czasu Thalia siedziała w tych lochach? Przez x czasu nie mogła znaleźć rozwiązania, jak wydostać się z tego miejsca, a nagle pyk i jest? Chyba sama widzisz, że to niedorzeczne.
Dobra, mogłaś najpierw opisać, jak się wydostali z tego obozu, a nie w kolejnym rozdziale nagle wyrzucasz ich „na powierzchnię” bez śladu wytłumaczenia. Musiałam przeczytać ten fragment dwa razy, żeby upewnić się, że czegoś nie przeoczyłam. Pod koniec poprzedniego rozdziału zrobiłaś nagle pauzę w najciekawszym momencie – okej, to częsty zabieg. Ale teraz przeszłaś do nowej sceny, do nowej osoby i nagle wrzucasz ludzi z poprzedniego aktu tutaj, zupełnie jakby wyskoczyli z kapelusza. O ile wcześniej też skakałaś z miejsca na miejsce, to chociaż starałaś się zachować ciągłość historii, o tyle teraz poszłaś zwyczajnie na łatwiznę, bo nie ukrywajmy – bohaterowie byli w czarnej dupie, sama napisałaś, że wyjście z tamtego lochu graniczyło z cudem. Zamiast przedstawić nam rewolucyjny pomysł ucieczki, po prostu przeszłaś do efektu końcowego. Jestem zbulwersowana. Wiadomość o śmierci jednej z postaci przekazałaś bardzo beznamiętnie – mimo że polały się łzy. Niestety, tak jak już pisałam – płacz to nie wszystko, co należy zrobić, aby wzbudzić żal w czytelniku.
Dziewiątka – kolejna scenka, a nie rozdział. Przynajmniej dałaś chwilę oddechu czytelnikowi. Miły epizod w tym szale potworów.
Dziesiątka – nie, naprawdę trudno było przewidzieć, że nie uśmiercisz nikogo… Poza tym czy „porównywanie próbek krwi” to nie za bardzo „ludzki” i „zwyczajny” sposób na badanie zbrodni jak na Obóz Herosów? Mam też nadzieję, że dobrze uzasadnisz poczynania „złej strony”, bo, prawdę mówiąc, nie widzę powodu, dla którego mieliby tylko udawać zabicie pewnej osoby.
Czy chcesz już zakończyć to opowiadanie? Bo mam wrażenie, że im bliżej końca, tym krótsze piszesz rozdziały (a wydawałoby się, że to niemożliwe). Trudno mi cokolwiek o nich napisać, ponieważ to wręcz migawki scenek, które wnoszą coraz mniej. Na przykład jedenasty rozdział to opis tego, że (znowu) coś zaatakowało trójkę bohaterów, są w klatce, a Esperanza ma skaleczoną kostkę. Co to wniosło do fabuły? Nie widzę, abyśmy byli o krok bliżej do poznania przeciwnika herosów, a zbliżamy się do końca opowiadania. Przez całą historię bohaterowie z czymś walczą, ale nadal nie wiadomo przeciwko komu. I kto miałby w tym interes oraz motyw. Nastolatkowie też nie robią nic wielce przełomowego – ciągle walczą, stale im się udaje. To już się robi nudne, bo żaden z nich tak naprawdę nie pokonał swoich słabości. W Twoim opowiadaniu nie było chyba ani jednego momentu przełomowego, no może z wyjątkiem końca pierwszej części, ale to jedynie kropla w morzu potrzeb. Bohaterowie tak naprawdę nie robią nic sami, do niczego sami nie dochodzą, bo są nieustannie wrzucani do nowych jaskiń czy labiryntów, do których nie dostali się z własnej woli – są bierni. To, że udaje im się pokonywać potwory, wcale nie czyni ich aktywnymi uczestnikami fabuły. Bo widzisz: Esperanza z chłopakami wciąż jest w Labiryncie Chaosu i nic nie wskazuje na to, by to się miało zmienić. Z kolei pozostała trójka, kiedy miała własnymi siłami wydostać się z pułapki, została przez ciebie wrzucona przez portal do przyjaciół, przebywających w bezpieczniejszym miejscu. Zabrałaś im szansę współpracy, główkowania i samodzielnego kierowania swoim losem. To nie są prawdziwe, żywe osoby, lecz marionetki, którymi mało kto się interesuje, bo co w tym ciekawego, skoro z góry wiadomo, że im się uda. Czasami aż trudno uwierzyć w takie zbiegi okoliczności. Myślę, że to też wina nieujawnionego przeciwnika – gdyby wiedzieli, komu stawiają czoła, łatwiej byłoby im podejmować decyzje, które będą faktycznie do czegoś prowadzić. W chwili obecnej robią po prostu to, co muszą, bo wrzuciłaś ich w taką, a nie inną sytuację.
Dwunastka – jest i ratunek dla nieszczęśników w Labiryncie. Tylko jak reszta ich namierzyła? Jak tam się dostała? Cóż, znowu poszłaś na łatwiznę.
Rozdział trzynasty – na szczęście Bianca była w stanie zapanować nad zupą. Ach… Dlaczego tu wszystko jest takie łatwe? Tylko pozornie im utrudniasz życie tymi potworami, bo koniec końców i tak zawsze ich pokonują, i to bez większego problemu. Postaw im jakieś prawdziwe wyzwanie, którego rozwiązanie zajmie więcej niż jeden akapit, a może będzie ciekawiej. Opisów podobnych walk było tutaj już tak wiele, że kolejny nie robi wrażenia.
Rozdział czternasty – kolejny opis walki i to z punktu widzenia Sammy’ego, a nie Nico, który walczy. To doskonale podsumowuje Twoje opowiadanie: nie prezentujesz nam emocji głównego bohatera w danej sytuacji, tylko ochłapy z drugiej ręki. To kolejny powód, dla którego znacznie lepiej byłoby wybrać narrację trzecioosobową, bo w tym momencie pojawia się pytanie: dlaczego nie opisałaś walki z potworem z perspektywy głównego zainteresowanego?
Rozdział piętnasty – ponownie połączyłabym z poprzednim. Kontynuacja walki i jej rozwiązanie. Znowu z punktu widzenia obserwującej postaci, a nie tej grającej pierwsze skrzypce.
Podsumowanie
Przede wszystkim nie rozumiem kompletnie podziału na części. Pierwsza niczym nie różni się od drugiej. Jeśli nie chciałaś straszyć liczbą rozdziałów, wystarczyłoby połączyć kilka z nich w jeden – jak już wspominałam, piszesz krótko i nieraz po łebkach opisujesz sytuację. Wydłużenie rozdziałów wyszłoby Ci na dobre.
W związku z tym, że piszesz w zasadzie streszczenia, bardzo trudno naprawdę wciągnąć się w Twoją historię. Siódma walka z rzędu nie robi już na nikim wrażenia (aczkolwiek podziwiam, że masz nowe pomysły na te starcia), a wręcz męczy. Nie pomaga też to, że piszesz na przemian z perspektywy aż sześciu osób. O ile na początku próbowałaś jakoś odróżnić postacie od siebie, o tyle z czasem zaczynają zlewać się w jedną masę i nie czuję zmiany, gdy zmieniasz punkt widzenia z Luke’a na Sammy’ego.
Bardzo przeszkadza mi, że Twoi bohaterowie nie znaleźli się w żadnej z opisanych przez Ciebie sytuacji z własnego wyboru. Po prostu wrzucasz ich w różne niebezpieczne miejsca, a oni nie mają innego wyjścia, jak tylko jakoś sobie z tym poradzić. A zwykle radzą sobie świetnie. Złamana noga? To nic, kolega nastawi. Prawie umieram? O, na szczęście jestem córką Posejdona i w okolicy jest woda, która mnie uzdrowi. Zawsze wszystko im wychodzi. A gdyby tak naprawdę utrudnić życie bohaterom?
Co też mnie niemiłosiernie rozzłościło, to pokazywanie wyłącznie rezultatu postępowania postaci, a nie ich drogę do sukcesu. Wyobraź sobie, że ktoś nowo poznany powiedział Ci: „zdobyłem złoty medal!”, ale nie chciał ci już powiedzieć, za co go dostał, jak długo na to pracował i tak dalej. Zostaje niedosyt, prawda?
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, to prawie go nie ma. Nie opisujesz otoczenia. Napiszesz może dwa zdania, że są w grocie i że panuje ciemność. Tyle. A co z zapachami? Co z teksturą ścian? Polecam zapoznać się z naszym poradnikiem na temat tła historii.
Kwestia narracji też pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że byłoby lepiej dla tego opowiadania, gdybyś pisała w trzeciej osobie, daje Ci to znacznie więcej możliwości – pisałyśmy o tym w tym poradniku. Ujednoliciłoby to historię, przeskoki nie byłyby aż tak irytujące, łatwiej byłoby się połapać w fabule.
– Bohaterowie (8/20 pkt.)
Masz bardzo wiele postaci w swojej historii i nie ukrywam, że nieraz nie mogłam się połapać, kto jest kim. Przeskakiwanie co rozdział do innej osoby wcale nie pomagało w odnalezieniu się w sytuacji. Na Twoim miejscu zdecydowałabym się na jednego, góra trzech bohaterów, z perspektywy których bym pisała.
Bianca Jackson – postać kompletnie bez wyrazu, nie jestem w stanie uformować sobie o niej opinii, gdyż jeśli pojawiały się rozdziały z jej perspektywy, nie skupiały się jakoś szczególnie na przeżyciach, myślach czy opiniach. W drugiej części zaczyna rozumieć, że „przygody” wcale nie są takie fajne. Szkoda, że nie rozwinęłaś tego momentu, w którym najprawdopodobniej zaczyna rozumieć, że niepotrzebnie psioczyła na rodziców za to, że chcieli ją trzymać z dala od niebezpieczeństw – na tym polega dojrzewanie. To byłby przełomowy moment, ale co tam, ważniejsza jest walka.
Silena Jackson – zapowiadała się na najciekawszą personę w Twoim opowiadaniu. Początkowo przedstawiona jako wyrachowana, przepełniona żalem i złością. Wydawała się najbardziej skomplikowaną osobą z całej gromady, ale potem chyba zmieniłaś zdanie i plany dotyczące Sileny. Zapomniałaś totalnie, że miała być „podwójnym agentem” – w części drugiej nie poświęcasz temu miejsca. Za to niepokojąco zaczyna przypominać swoją nijaką siostrę. Im dalej w las, tym bardziej mnie zaskakuje jej życzliwość w stosunku do innych, na którą w ogóle się nie zapowiadało. Zadziwiła mnie jej wielka sympatia do Leo przedstawiona w ósmym rozdziale – nie została wspomniana wcześniej, nie z jej strony. Gdy piszesz z jej perspektywy, nigdy nie wspominasz o Leo, a z innych rozdziałów wynika, że jednak nie jest jej obojętny. O co więc chodzi?
Luke Jackson – widzi świat w czarno-białych barwach. W pewnym rozdziale dał się poznać jako typowy syn Ateny, który jest w stanie opisać każdy proces biologiczny z wyszczególnieniem statystyk dotyczących użycia mięśni. Poza tym nie jestem w stanie nic więcej o nim powiedzieć, ponieważ nie poświęciłaś mu zbyt wiele czasu.
Leo Grace – podoba mi się jego nastolatkowy sposób bycia. Przekonuje mnie jego bunt, bo denerwują go typowe dla tego wieku sprawy: dziewczyny, rodzice, a nie wybujałe marzenia o walkach z potworami (no bo serio, ile jest osób, które dobrowolnie chciałyby zmierzyć się z potworem mogącym w minutę cię pożreć?). Szczególnie urzekło mnie to, że chowa przed wszystkimi zdjęcie swojej sympatii. Nawet romantyczne. Generalnie przedstawiłaś go jako wrażliwego chłopaka, kochającego swoich rodziców, skłonnego do poświęceń. Leo jest chyba najlepiej zbudowana postać w tym opowiadaniu, która dostała też najwięcej „czasu antenowego”, jeśli chodzi o przemyślenia.
Sammy Zhang – choć pojawiał się często, naprawdę nie jestem w stanie wiele o nim powiedzieć. Wiem, że umie się przemienić w różne zwierzęta. Poza tym jest nijaki, nie potrafię określić jakiejkolwiek cechy jego charakteru, pewnie dlatego, że w większości swoich rozdziałów jedynie relacjonuje wydarzenia, których był świadkiem, nie zaś w których odegrał ważniejszą rolę. W zakładce o bohaterach sugerujesz, że to buntownik, ale nie widać tego w Twojej historii. Zauważyłam jedynie jego niechęć i uprzedzenie do Nico.
Esperanza Valdez – Na początku, gdy jeszcze opisywałaś ją w towarzystwie rodziny, zastanawiałam się, gdzie podziało się poczucie odosobnienia? Wprawdzie ukrywali się przed światem. Nie brakowało jej przyjaciół? Z dalszej części: najpierw kwiczy, że trzyma Luke’a za rękę, a potem stwierdza, że przecież on nie jest wcale taki fajny i ciekawy, ale koniec końców coś zaczyna iskrzyć. Pocałunek był całkiem udany.
Nico – syn Hadesa. Wiadomo o nim tyle, że przez wzgląd na swoje mroczne moce nie jest lubiany wśród rówieśników, jedynie Bianka traktuje go jak kogoś, kogo nie trzeba się bać. Nie został on wprowadzony odpowiednio do historii – po prostu w pewnym momencie się pojawia i zostaje w opowiadaniu. Wydaje mi się, że ta postać mogłaby mieć ogromny potencjał, jednak niestety nie został on wykorzystany.
O Piper wiem zaś tyle, że jest umierająca. Co jej się stało? Wielu bohaterów drugoplanowych, którzy potem okazują się jakoś związani z głównymi bohaterami, w ogóle nie wprowadzasz do opowiadania, przez co nagle czytam o kimś o imieniu Piper, a dopiero w następnym rozdziale dowiaduję się, że jest to ciocia Sileny i Bianki. Przez takie braki wzbudzasz konsternację u czytelnika. Nieważne, czy jest to fanfiction, czy też nie, pewne rzeczy muszą być po prostu opisane.
Jeśli chodzi o rodziców bohaterów, to przewijają się w tle, generalnie przedstawieni są jako ci troskliwi i dobrzy.
– Styl + logika (5/20 pkt.)
Prolog.
Nie tylko ja tak uważam [że rodzice traktują mnie jak lalkę]. Mam kilkoro popleczników. – W tym kontekście „poplecznicy” brzmią niefortunnie, lepiej napisać coś w stylu: „jest parę osób, które sądzi tak, jak ja”. Porównanie do lalki, jako do osoby, na którą się chucha i dmucha, też nie do końca mnie przekonuje, bardziej pasowałoby nawiązanie do powiedzenia „obchodzić się z kimś/czymś jak z jajkiem”.
Z tą różnicą, że ona ma oczy po tacie, a ja jego kolor włosów. //Luke to wykapany tata, który po mamie odziedziczył tylko kolor włosów. – Powtórzenia.
Rozdział 1.
(…) raczej to zauważył, ale oczywiście mi się upiekło. Jak zwykle. // Zdjęłam buty, skarpetki i weszłam do wody. Oczywiście mogłam wejść w ubraniu i wyjść całkowicie sucha, ale wolałam poczuć się jak zwykła półbogini, o ile półbogini może czuć się zwykła. // Weszłam głębiej do wody, teraz sięgała mi pasa. Poczułam nagły przypływ energii. Wskoczyłam do wody i zanurkowałam w jeziorze. Gdybym zrobiła to od strony plaży, zaraz zbiegłby się tłum dzieciaków, które piszczałby, że się topię. Są w Obozie dla półbogów, a dziwi ich, że umiem oddychać pod wodą. No może nie do końca oddychać. Nie jestem córką Posejdona, tylko jego wnuczką, więc moje moce są nico słabsze. Nie oddycham pod wodą, ale potrafię wstrzymać oddech przez kilkadziesiąt minut i mówić pod wodą. // Rozpędziłam się i wyskoczyłam z wody, zrobiłam piruet w powietrzu i wpadłam do wody. Gdy wynurzyłam głowę, usłyszałam oklaski. – To początek rozdziału, ale dalej wcale nie jest lepiej. Mimo że Twoje rozdziały są krótkie, są przepełnione powtórzeniami. Polecam chociażby słownik synonimów online. Ponadto mówienie wiąże się z oddychaniem – jeśli może mówić pod wodą, to znaczy, że może też oddychać.
Dlaczego Nico nienawidził mojego imienia? Dostałam je po jego zmarłej siostrze. Sama siebie nienawidzę za to imię i nienawidzę moich rodziców za to, że mi je dali. Myśleli, że to poprawi Nicowi nastrój? – Pierwsza osoba może nieco zwalniać z obowiązku unikania powtórzeń na rzecz np. oddania emocjonalizmu wypowiedzi, jednak warto urozmaicić swój tekst innymi wyrażeniami. W tym przypadku w pierwszym zdaniu zamiast czasownika „nienawidzić” można użyć „nie znosić”. No i nienawidzenie siebie przez noszenie konkretnego imienia to chyba zbyt mocne określenie; myślę, że większą niechęcią darzy imię niż samą siebie.
Moje miały kolor zgniłej zieleni, co mój tata nazywał "morską zielenią". Dla mnie morska zieleń, to ostatni kolor jakim mogłabym nazwać swoje oczy. – Tutaj drugą „zieleń” z powodzeniem można usunąć: sens pozostanie ten sam, a uniknie się powtórzenia. Kolejne zdanie zaś może brzmieć następująco: „Dla mnie takie określenie jest ostatnim, jakim mogłabym użyć do opisu swoich oczu”.
Rozdział 2.
Bawiłem się na plaży, kiedy zobaczyłem spanikowanego pegaza, gnającego prosto na mnie. Dzieci Apollina i Hermesa wrzuciły do stajni jakieś zioła i spłoszyły pegazy. Jeden z nich wybiegł na zewnątrz. Moi rodzice nie zdążyli do mnie dobiec. Wtedy Silena wbiegła między mnie a konia i uspokoiła go. Potrafiła mówić jego językiem. Moi rodzice wydali ucztę na jej cześć, a ja zadurzyłem się bez reszty. Do tej pory kocham ją bezgranicznie, ale ona, nie kocha mnie. – Ta urocza historia mogłaby wzbudzić jakieś uczucia w czytelniku, gdyby składała się ze zdań złożonych, nie zaś z krótkich zdań, przypominających sprawozdanie. W obecnej postaci czytelnik nie jest w stanie w pełni utożsamić się z Leo, gdyż to, co podałaś, jest jedynie suchą przystawką, bez żadnych przypraw. Jeśli jednak dodasz nutkę dramatyzmu, opiszesz bardziej jego strach przed rozpędzonym pegazem, przed którego wchodzi Silena z całą swoją gracją i wdziękiem… Wtedy może i czytelnik zakocha się w tej heroicznej dziewczynie.
Rozdział 13.
Spadaliśmy w ciemność, krzycząc wniebogłosy. A raczej Sammy i ja krzyczeliśmy. Esperanza wyciągnęła rękę w stronę naszego łóżka i chwyciła się ramy. // - Musimy wejść na jedno łóżko! - krzyknęła. - Wtedy nas nie rozdzieli. // Po czym zaczęła wdrapywać się na ramę. Potem podała mi rękę. Wpełzłem na łóżko i pomogłem Sammy'emu. Usiedliśmy wszyscy troje na łóżku. Włosy mieliśmy ułożone pionowo do góry, trzymane pędem powietrza. Ubrania też podnosiły się na w górę. Esperanza poszperała w swoim magicznym pasie i wyciągnęła taśmę klejącą. Przymocowała nią bluzkę do spodni i pas do ciała. – Nie do końca rozumiem, co tu się zadziało. Wdrapali się na łóżko, które też spadało? W poziomie? Jak w „Alicji w Krainie Czarów”? Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest prawdopodobne? No i o jaki pas Ci chodzi we fragmencie „przymocowała pas do ciała”? Fragment z „włosami ułożonymi pionowo do góry” jest niezgrabny. Może chodziło Ci o to, że podmuch powietrza targał włosami bohaterów? Poza tym pojawiają się powtórzenia.
Musisz teraz użyć o 20% więcej mięśni, by oddychać. Zmęczymy się więc 20% szybciej. – Liczby w opowiadaniu piszemy słownie.
Esperanza była w ogóle nie wystraszona ani zaniepokojona. – Lepiej brzmiałoby: „Esperanza w ogóle nie była wystraszona czy zaniepokojona” lub „Esperanza nie była ani wystraszona, ani zaniepokojona”.
Wszystkie jednakowe, ale z różnymi symbolami wyrytymi na nich. – Czyli jednak nie jednakowe.
Były na nich znaki bogów. - To znaki bogów! - wykrzyknąłem. – Aha. Czyli przekazałaś tę samą informację w dialogu jak i w narracji. Wystarczyłoby raz, czytelnik już przyjął to do wiadomości.
Rozdział 15.
Podbiegłam do niego i już chciałam go obudzić, kiedy moja ręka przeszła przez jego ciało jak przez galaretkę. Ciężko, ale przeszła. // Wrzasnęłam przeraźliwie i odsunęłam się. Przynajmniej wiedziałam, że śpi, bo klatka piersiowa podnosiła mu się i opadała. Czemu on śpi? Nie pozostawało mi nic innego jak zwinąć się w kłębek koło niego i spróbować również zasnąć. – Jak to „ręka przeszła przez niego jak przez galaretkę”? Był bezkształtną masą? Jeśli tak, to dlaczego bardziej niż to, martwi ją fakt, że ten śpi? Czy brak kości i materialności nie jest większym problemem? Dlaczego to zignorowała i, jakby to nie było w ogóle dziwnie oraz niepokojące, sama poszła spać? Nie widzę w tym za grosz sensu.
Rozdział 16.
Esperanza zwisała mi bezwładnie z ramienia. Jej włosy plątały mi się wokół rąk. Może wytworzyć sobie nowe, więc chyba nie obrazi się jeśli... Wyciągnąłem z jej kieszeni grzebień, który zmienił się w miecz. // - Niezłe cacko - mruknąłem i machnąłem nim szybko. // Włosy Esperanzy lężały teraz na posadzce. A raczej chyba tam leżały, ponieważ przez tę ciemność nie mogłem nic zobaczyć. – Pominę już wyrażenie, że koleżanka „zwisała mu z ramienia”, bo bardziej chodzi mi o to, że te włosy tylko „plątały mu się wokół rąk”… To, że Esperanza może sobie magicznie zmieniać wygląd, kiedy i jak tylko chce, nie zmienia faktu, że wystarczyłoby, żeby Sammy je odgarnął do tyłu, albo je jakoś związał.
Rozdział 17.
Może gdyby nie była ohydna, byłaby piękna. – Tak, i „nie byłabym sobą, gdybym była inna”, a „kto umarł, ten nie żyje”… No cóż, na tym polega prawo podwójnego zaprzeczenia: jeśli nie byłaby nieładna (ohydna), to byłaby piękna. Chodzi mi o to, że to dość oczywiste, toteż taki opis nie wnosi nic do całości.
Dławiłem się. Znaczy nie całkiem. Nie było to przyjemna uczucie, ale się nie dusiłem. Trochę jakbym jadł błoto. – Z tego opisu wynika, że jego pierwsze określenie było jak najbardziej poprawne.
Rozdział 18.
Nie rozumiem, dlaczego Leo mówi, że jedynym rozwiązaniem na chorobę jego matki jest Lekarstwo Lekarza – przecież jego mama jeszcze żyje, natomiast Lekarstwo Lekarza podaje się po śmierci. Chyba że taki jest plan – podać jej ten magiczny medykament tuż po śmierci, a tego nie wiem, nigdzie nie opisałaś nawet, na co ta kobieta choruje.
Rozdział 1.
Wiedziałem, że pełne imię Sammy'ego to Samuel ale nikt się tak do niego nie zwracał. Zastanawiałem się, czy na akcie urodzenia nie ma napisane Sammy. – Skoro wiedział, że jego pełne imię to Samuel, to raczej na pewno w akcie urodzenia jest wpisane takie imię.
Nagle coś dziwnego stało się z grawitacją. Pokój okręcił się. I teraz stałem na suficie. Oczywiście nie posiadałem super przyczepnych butów, więc zacząłem spadać w ciemność. Esperazna, Sammy i Kymopoleja poszli moim śladem (a raczej spadli). – Grawitacja pozostała normalna (w końcu spadli), to przestrzeń się zmieniła. I naprawdę, NAPRAWDĘ, nie znoszę, jak ktoś mówi/pisze, że coś ktoś zrobił, a potem dodaje: „a raczej” i mówi to samo, tylko innymi słowami lub coś kompletnie sprzecznego. Nie zaszkodziłoby również, gdybyś pisała bardziej złożone zdania – w tym przypadku zaczęłaś trzecie zdanie od spójnika, który z powodzeniem mógłby posłużyć utworzeniu zdania złożonego: „Pokój okręcił się i teraz stałem na suficie”.
Rozdział 2.
Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej bandaże i chusteczki antybakteryjne. Podeszła do mnie i zaczęła opatrywać mi dłonie. Nie wiedziałem skąd wiedziała gdzie trzymam bandaże, ale się nie odzywałem. – Powtórzenia. Ostatnie zdanie można zapisać w następujący sposób: „Nie miałem pojęcia, skąd wiedziała, gdzie trzymam takie rzeczy, ale się nie odzywałem”.
- Jak tylko ich uwolnimy, od razu pojedziemy po lekarstwo - powiedziała. - Obiecuję. // Nic nie powiedziałem. (…) // Wtedy poczułem złość. Czy między nami wszystko w porządku. – Znowu powtórzenia. Ostatnie zdanie powinno być zakończone znakiem zapytania, warto też zapisać je kursywą bądź ująć w cudzysłów, gdyż jest to powtórzenie w myślach tego, co chłopak przed chwilą usłyszał.
Ogólnie rzecz biorąc, masz bardzo prosty, wręcz ubogi styl. Twoje zdania są krótkie, jak zresztą Twoje rozdziały. Przydałoby się rozwinąć wypowiedź, bo momentami można to odebrać jako szczekanie. Takie hasłowe pisanie pasuje do relacji walk, jednak nie pomaga wczuć się w otoczenie, nie jest także przydatne do opisów zarówno tła, jak i uczuć. Co świadczy też o kiepskim stylu, to mnóstwo powtórzeń, obecnych w Twoim tekście. Aby urozmaicić swoje opowiadanie, czytaj książki lub blogi innych, co pozwoli Ci chłonąć nowe słownictwo, a podczas pisania zaglądaj do słownika synonimów.
– Poprawność gramatyczna + językowa (10/15 pkt.)
Prolog.
Mam kilkoro popleczników. – Kilku popleczników.
Jak porcelanową lalką. – Niezgodność odmiany, powinno być „lalkę”.
Kocham swoich rodziców cały sercem – całym sercem.
Rozdział 1.
Gdybym zrobiła to od strony plaży, zaraz zbiegłby się tłum dzieciaków, które piszczałby, że się topię. – Który (tłum).
bił mi brawo, ze swoim kpiącym uśmieszkiem. – Uśmieszek siedział obok i też bił brawo? Przecinek w tym miejscu nie ma sensu.
Uwaga na odmianę imienia Nico – w miejscowniku „c” zmienia się na „k” – z Nikiem (źródło). Tym samym zdanie: Chyba nie znowu z Nickiem? jest błędne. W późniejszych rozdziałach masz też problem z odmianą imienia „Luke”. Luke – Lukiem (źródło).
Silena zawołał mnie, ale zignorowałam ją. – Zawołała.
Tam mieliliśmy się całą rodziną. – Mieliliście się?
Stanęłam na umywalką i przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze. – „Nad umywalką”, ewentualnie „na umywalce”, ale podejrzewam, że nie o to chodziło.
Rozdział 3.
Bianca zawsze sprawiała wrażenie tej mądrzejszej i inteligentniejszej bliźniaczki. (…) Ja odziedziczyłam większą część po Posejdonie. – Większą część czego? Brakuje dopełnienia. Może: „większość talentów”?
Nie zawiedź mnie, Sileno Jackson, albo gorzko pożałujesz. – To zdanie przedstawia konsekwencję: zawiedziesz mnie, to pożałujesz. Dlatego spójnik „albo” nie pasuje, gdyż wyraża alternatywę. Zamiast niego powinno być słowo „bo”.
Rozdział 13.
Była nawet ładna, ale rozumu i uprzejmości za grosz. – W drugiej części zdania brakuje czasownika („nie miała za grosz”).
nad nami ziała ciemność. – Nie jestem pewna tej kolokacji. Dlaczego „nad nami”?
Rozdział 18.
Mama siedziała na fotelu w salonie i udawała, że czyta. Tak na prawdę przez dwadzieścia minut nie przewróciła ani jednej strony. – Połączyłabym to w jedno zdanie: zamiast kropki po pierwszym wstawiłabym myślnik.
O dziwo dużo młodszy Rafael radzi sobie dużo lepiej niż Rose. – Przeszłaś do czasu teraźniejszego, podczas gdy całość jest w przeszłym.
Po ostatniej sprzeczce Percy i tata nie odzywają się do siebie i patrzą spod łba na mnie i Silenę, kiedy jesteśmy razem. – Znowu mieszanka czasów. To dość dziwne, gdyż nie robiłaś tego wcześniej. Skąd ta zmiana?
Ma iść ze mną (sam na sam) poza Obóz, bez zgody rodziców, bez misji, bez przepowiedni, z wojną na karku, z zaginiony rodzeństwem i przyjaciółmi. – Z takiej konstrukcji wynika, że rodzeństwo było niegdyś zaginione, ale wyruszy z nimi na poszukiwania Lekarstwa. Lepiej byłoby napisać: „kiedy jej rodzeństwo zaginęło”.
Wydawałem sobie polecenia, nie mogąc impulsywnie nic robić. – „Impulsywnie” nie do końca tu pasuje, bo chodzi Ci o to, że Leo jest zszokowany tym, że dostał buziaka w policzek od Sileny. Może podkreśl to wprost: „będąc tak zszokowanym tym, co się stało”?
Rozdział 1.
Jej ojciec powinien nie żyć, a matka podrywać dalej zajętych herosów, jak na przykład mój drogi brat, a twój ojciec, Luke. – Wiem, że tu Kymopoleja zwraca się do Luke’a, lecz w tym zdaniu wygląda to tak, jakby jego ojciec miał na imię Luke.
Rozdział 2.
Clarisse zmarszczył brwi. – Zmieniłaś płeć Clarisse.
– Ortografia + interpunkcja + zapis dialogów (5/10 pkt.)
Prolog.
moje moce są nico słabsze. – Nieco.
Rozdział 1.
Oprócz zwykłego domku numer 3 – w opowiadaniach liczby powinny być pisane słownie.
Dla mnie morska zieleń, to ostatni kolor jakim mogłabym nazwać swoje oczy. – Brak przecinka przed „jakim”, natomiast pierwszy przecinek powinno się usunąć.
gdy tylko uchyliłam drzwi łazienki usłyszałam – brak przecinka przed „usłyszałam”. Pamiętaj o oddzielaniu od siebie czasowników, które sugerują zdanie podrzędne, znakami interpunkcyjnymi.
Oj niedobrze. – Po „oj” jako wołaczu powinien być przecinek.
— Znacie zasady. Silena — zwróciła się do mojej siostry. — Ty tu rządzisz, a wy — zwróciła się do mnie Luke'a. — Macie jej słuchać. – W zasadzie w tym przypadku kropki po wtrąceniach narratora nie są potrzebne, bo Annabeth ciągnie tutaj swoją wypowiedź, a nie zaczyna nowej. Wtedy też dalsza część jej wypowiedzi małą literą.
Rozdział 2.
Leo Grace VS świat śmiertelników! – Raczej unikaj takich skrótów w narracji. „Vs” nie pisze się dużymi literami, a małymi.
— Nie rozumiem — odpowiedziałem. Jak to nie całkiem sam. – Drugie zdanie to pytanie, a nie twierdzenie, dlatego należy się znak zapytania, a nie kropka. Warto byłoby też zaznaczyć niepewność chłopaka w jego wypowiedzi, dodając wielokropek zakończony znakiem zapytania. Jeśli zdanie to jest myślami Leo, powinno zostać ujęte w cudzysłów lub zapisane kursywą, jeśli zaś jest wypowiedzią, zabrakło przed nim myślnika.
Do tej pory kocham ją bezgranicznie, ale ona, nie kocha mnie. – Drugi przecinek jest niepotrzebny.
kilku osobową świtą – kilkuosobową.
chciałbym mieś rodzeństwo – mieć.
Po za tym nigdy nie spotkałabym Jasona i nie byłoby ciebie. – Poza tym.
Na pewno powie mi co mam zrobić w związku z Sileną. – Przecinek przed „co”.
Rozdział 13.
spojrzałem na Esperanzę spod łba – spode łba. Pojawiła się też podwójna spacja.
DOkładnie. – Nadprogramowa wielka litera.
- (…) Szkoda, że nie wiem, gdzie oni teraz są. - pojedyncza łza stoczyła się po jej policzku. – „Pojedyncza łza” to straszna klisza. Poza tym „pojedyncza” powinno być napisane wielką literą. No i skoro łza, to raczej się nie „stoczyła”, lecz „spłynęła”. Wstawiłaś też dywizy zamiast (pół)pauz.
Rozdział 18.
O dziwo dużo młodszy Rafael radzi sobie dużo lepiej niż Rose. – Przecinek po „o dziwo”, ponieważ jest to wyraz wyrażający okrzyk, tak jak „oj” czy „ach”.
Jedynym wyjściem jest lekarstwo lekarza – podkreśloną nazwę pisze się wielkimi literami.
na prawdę – naprawdę.
- Musze iść. – Muszę.
Nic co piękne nie trwa wiecznie. – Przecinek przed „co” oraz po „piękne”. Można wyobrazić sobie obecność słowa „jest (piękne)”, dlatego taki domyślny czasownik należy oddzielić od drugiego. Co piękne to też zdanie wtrącone, stąd przecinki z obu stron.
Leo musisz wstać. – Przecinek po „Leo”, czyli po wołaczu. Ponadto warto byłoby zapisać to zdanie w tekście kursywą, gdyż są to słowa, które chłopak mówi sam do siebie.
Rozdział 19.
usiadł gwałtowanie – gwałtownie.
Rozdział 20.
To jeż moi przyjaciele i moje rodzeństwo! – Też.
Wepchnęłam plecak z powrotem po łóżko – pod łóżko.
pan D – Pan D. – z kropką na końcu.
Rozdział 1.
Wiedziałem, że pełne imię Sammy'ego to Samuel ale nikt się tak do niego nie zwracał. – Brak przecinka przed „ale”.
spojrzała proso na moje ręce. – Prosto.
Wtdy małe płonące tosty uderzyły w nią. Krzykęłam. – Literówki: „wtedy” oraz „krzyknąłem”.
Rozdział 2.
Czułem jak z wazonem rozpada się część moich problemów. – Przecinek przed „jak”, brakuje także słowa "wraz" przed "z wazonem".
Starałem się uspokoić oddech i logicznie myśleć Nagle usłyszałem pukanie i do mojego pokoju zajrzała Silena. – Zapomniałaś o kropce na końcu pierwszego zdania.
Nie wiedziałem skąd wiedziała gdzie trzymam bandaże, ale się nie odzywałem. – Przecinek przed „skąd” oraz „gdzie”.
Wiedziała ile znaczy dla mnie mama. – Przecinek przed „ile” (oddzielanie orzeczeń).
Clarisse zrozumiała o co mi chodzi. – Przecinek po „zrozumiała”.
Rozdział 3.
Odskoczyłam od dziewczyny jakby powiedziała, że choruje na jakąś zakaźną chorobę. Gdy wypowiedziała swoje imię poczułam jakby ktoś rąbnął mnie w tył głowy. – Brak przecinka przed dwoma „jakby” oraz „poczułam”.
za mą była już tylko ściana. – Za mną.
Nie wiedziałam czy to był skutek jej dotyku czy przerażenia jakie wywoływały u mnie jej słowa i czarne oczy. – Brakuje przecinka przed „czy” – gdy powtarzamy spójniki, przed drugim i każdym kolejnym powinien stać ten znak interpunkcyjny. Przecinek przed pierwszym czy w tym przypadku stawiamy, ponieważ wprowadza zdanie podrzędne.
Nico wyrwał się byłym Łowczynią. – Łowczyniom – wyrwał się komu?/czemu? Forma: „Łowczynią” dotyczy narzędnika (z kim? z czym?). Zajrzyj do tego linka po więcej informacji.
Teraz mogę robić co mi się podoba i nikt mi w tym nie przeszkodzi. – Przecinek po „robić” oraz po „podoba” (zamknięcie zdania wtrąconego).
Rozdział 13.
Chciałam myślć – myśleć.
Wyskoczyłam z kotła i upadła na ziemię. – Upadłam.
Przeturlałam się kawałek, a potem znieruchomiałam Kostka już mnie nie bolała. – Zapomniałaś o kropce.
w nasza stronę. – Naszą.
byłą cała we krwi. – Była.
Był okropnie blady. tracił dużo krwi Wzdrygnąłem się na myśl, że sam pewnie wyglądam niewiele lepiej. – Coś dziwnego zadziało się tutaj z kropkami i tym samym z wielkimi i małymi literami.
Rozdział 14.
Czułem się jakbym miał watę w uszach – przecinek przed „jakbym”.
Nawet nie wiedzieliśmy czym on do końca był. – Przecinek przed „czym”.
na około – naokoło.
Esperanza wyglądała jakby zaraz miała zemdleć z przerażenia. – Przecinek przed „jakby”. W tym przypadku człon porównawczy wchodzi w skład wypowiedzenia złożonego.
Rozdział 15.
Czułam się jakbym połknęła kwas, który powoli rozpuszczał mi cały układ pokarmowy. – Przecinek przed „jakby”.
Ogólnie rzecz biorąc: musisz popracować nad interpunkcją. Częstym błędem był brak przecinka po wołaczu. Gubisz też końcówki rodzajów, czasami także kropki na końcu zdania, zdarza Ci się źle odmienić słowo. Dialogi raczej piszesz dobrze, jednak nie zawsze stawiasz (pół)pauzy. Sporadycznie pojawiają się ortografy, głównie dotyczą pisowni razem-osobno – tu masz link do najczęściej popełnianych błędów pod tym względem, a tu do ogólnych zasad. Polecam dokładnie sprawdzić tekst przed publikacją. Najlepiej odstawić „świeży” rozdział na jakiś czas i potem przejrzeć go świeżym okiem.
4. Dodatki (4,5/5 pkt.)
Wszystkie nominacje do Liebster Blog Award wrzuciłabym na jedną podstronę, na której byłyby ewentualnie jeszcze odnośniki do poszczególnych odpowiedzi – po co śmiecić sobie stronę główną? Zakładka „O Obozie” przedstawia tematykę bloga, załączyłaś „tekst reklamowy”, który przyciąga uwagę. Co ciekawe, każdy bohater ma u Ciebie własną podstronę, na której są gify z aktorami ich „grającymi”, informacje o rodzinie oraz jak wygląda. Nie są to dane potrzebne czytelnikowi, bo powinien dowiedzieć się tego z opowiadania, a poza tym, skoro dodajesz zdjęcia postaci, to każdy już wie, jak mniej więcej wyglądają te postacie. Myślę, że jeśli bardzo chcesz mieć taką zakładkę, to wystarczy zalinkować imię bohatera do jednej animacji. Przydałoby się podać jeszcze źródło, skąd wzięłaś te gify. Plusa dostajesz na pewno za nazwy zakładek – są związane z fandomem, ale jednocześnie można się łatwo domyślić, co zawierają. Poza omówionymi podstronami masz też odnośniki do blogów i spis rozdziałów, czyli pełen pakiet.
Podsumowanie
Dostajesz 46 punktów na 100 możliwych, co daje dopuszczający. Nie zniechęcaj się jednak. Masz fajne pomysły, tylko skupiasz się za bardzo na walkach i „akcji”. Tylko że przez „akcję” nie zawsze rozumie się rzucanie sztyletami i tym podobne. Chodzi o to, żeby bohaterowie zmieniali swoją sytuację życiową, a Twoi, mimo że cały czas skaczą wokół potworów, w rzeczywistości stoją w miejscu. Dotyczy to też płynności prowadzenia fabuły i jej zróżnicowania – raz walka, raz rozmowa na temat dalszej taktyki, potem może skupienie na emocjach bohaterów, by zaraz wrócić do żywego wymachiwania mieczem. To nie znudzi czytelnika ani też go nie zmęczy. Sposób narracji oraz ubogi styl też mocno wpłynął na ocenę. Przeskakiwanie pomiędzy sześcioma postaciami to jednak za dużo dobrego. Ponadto zbliżasz się do końca historii, a nadal nie wiadomo, komu stawiają czoła Twoi bohaterowie. Starałaś się wspominać o tym kimś, ale de facto nie dawałaś wystarczających poszlak, by czytelnik mógł sam główkować i zgadywać, kto to może być. Podobnie było z kwestią przepowiedni – wprowadziłaś ją w ostatnim rozdziale pierwszej części, kiedy potencjalny czytelnik mógł już porzucić opowiadanie z frustracji. Pojawiło się stosunkowo mało błędów językowych i ortograficznych, ale mało treści = mało błędów.
Na plus tej historii zaliczam postać Leo oraz pomysły na walki i potwory, a także regularność publikacji – w świecie blogowym to jednak ważny element, który pomaga znaleźć stałych czytelników.
Polecam zajrzeć do naszej zakładki „Poradniki”, gdzie znajdziesz dużo przydatnych linków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz