Ocena nr 25 – Świat Amandy

Adres bloga – Popłyniemy daleko
Autorka – Weronika Quatrr
Oceniająca – Krävariss

Adres bloga jest łatwy do zapamiętania i przyjemny w odbiorze; przywodzi na myśl delikatny romans lub historię o przyjaźni, która potrafi przełamać wszelkie przeciwności losu.
Wygląd bloga na pierwszy rzut oka jest skromny i estetyczny. Tekst pozostaje czytelny, jednak zestawienie ze sobą różu i jaskrawej zieleni na białym tle uważam za niemiłe dla oka. Rozdziały po lewej stronie gubią się na tle obrazka, który również wiele by zyskał, gdyby pozostał utrzymany w odcieniach czerni. Skoro na blogu widnieje spis rozdziałów, archiwum bloga jest zbędne. Podoba mi się za to abstrakcyjny klimat grafiki. Sprawia wrażenie wyjętej ze złego snu, podsycając moje zainteresowanie opowiadaniem.
Przejdźmy teraz do zakładek. Uważam, że „spam” powinien znaleźć się na samym końcu, ponieważ jest najmniej istotny dla historii. Spis treści to jedynie powtórzenie tego, co widnieje w pasku bocznym bloga, podobnie jak archiwum. Zostały w nim zawarte miniaturki lub dodatki, lecz skoro same rozdziały właściwe znajdują się już na stronie głównej, ta podstrona jest niepotrzebna. Zmieniłabym jej nazwę na „dodatki” i umieściła właśnie tylko te rozdziały bonusowe. Poza tym linki w sekcji „People on Fire” nie działają. Kolejna zakładka – „Potter Head” – prowadzi na adres Twojego opowiadania potterowskiego. Całkiem fajne rozwiązanie, jeśli czytelnicy chcieliby głębiej zapoznać się z twoją twórczością. Za to następna podstrona, będąca linkiem do, jak podejrzewam, następnej historii Twojego autorstwa, prowadzi na nieaktywnego bloga. Należałoby więc ją usunąć.
Przejdźmy teraz do najważniejszego punktu, a mianowicie do treści opowiadania.

Prolog
Czyli jeden z najważniejszych rozdziałów w całym opowiadaniu, ponieważ to najczęściej on decyduje o tym, czy nowy czytelnik postanowi zagłębić się w opowieść, czy stwierdzi, że jednak ów klimat mu nie odpowiada. Pierwsze zdanie sugeruje, że mamy do czynienia z nastoletnim romansem, którego siłą napędową będzie pokonywanie przeciwności związanych z kalectwem. W tym wypadku wybór narracji pierwszoosobowej to dobry pomysł, ponieważ odzwierciedla i skupia się na emocjach wewnętrznych głównej bohaterki. Na samym początku rzucił mi się w oczy klasyczny schemat: zmarły rodzic, którego w przeszłości znano jako dobrego, kochającego człowieka i którego wspomina się w samych superlatywach. Cieszę się jednak, że po tak ciężkim wydarzeniu charakter Amandy nie uległ przemianie na stereotypowy; widać, że starasz się jej nadać oryginalności i uczynić z niej miłą, sympatyczną osobę. Mam tylko nadzieję, że nie zajdzie to za daleko i nie będziemy mieli do czynienia z chodzącym ideałem.
Przeszłość bohaterki przed śmiercią matki była przyjemna i spokojna, lecz później dziewczynie zaczęła doskwierać rutyna. I to właśnie powtarzalność uczyniłaś głównym tematem podczas opisywania siedemnastych urodzin. Ciągle powtarzasz, jak to już wszystko działo się wiele razy, że w życiu Amandy nie ma nic nowego. Jej zachowanie jest moim zdaniem nienaturalne – w końcu na miłym przyjęciu, na którym pojawiła się jej rodzina i najbliżsi przyjaciele, ciężko się nudzić, szczególnie młodej osobie. Rozumiem, gdyby miała lat sześćdziesiąt lub osiemdziesiąt... lecz ona jest w kwiecie wieku, a opisuje wszystko tak, jakby przeżyła setki podobnych przyjęć. Po pewnym czasie czytelnik sam zaczyna odczuwać znudzenie głównej bohaterki, co nie powinno mieć miejsca w prologu. Dopiero na sam koniec rutynę przełamuje nowa twarz – młody, przystojny chłopak o imieniu Jensen. Przedstawiają się sobie i... prolog się urywa. Miałam wrażenie, że notka była niedokończona, niekompletna. Nie pojawiło się żadne typowe zakończenie lub choćby znak, że post zmierza ku końcowi, zostawiając mnie odrobinę zdezorientowaną i z nieprzyjemnym niedosytem.

Rozdział I
Okazał się o wiele dłuższy od prologu, lecz wciąż krótki. Spodobało mi się, że zaczęłaś od opisywania zwykłych porannych zajęć, by dopiero po chwili uświadomić czytelnikowi, że to tylko sen. A nawet coś więcej – koszmar. Było to efektowne i zaskakujące, za co należy Ci się ode mnie duży plus. Za to nie podobały mi się tak zwane przeze mnie „mechaniczne zdania”, czyli wiele zdań pojedynczych w jednym akapicie, przez co w mojej głowie brzmiały tak, jakby zostały wyprane z emocji.
Dowiadujemy się, co tak naprawdę jest głównym obiektem koszmarów bohaterki. Nieuchronność śmierci i to, w jaki sposób ją przedstawiłaś, uważam za intrygujące i zarazem straszne, przez co osiągnęłaś pożądany efekt. Jednak zbyt szybko wyrwałaś czytelnika ze sfery snów do rzeczywistości. Gdy koszmar się skończył, powinnaś zacząć pisać od nowego akapitu, w przeciwnym wypadku zaciera się granica między jawą a zmorą, pozostawiając po sobie uczucie dezorientacji.
Później mamy okazję poznać chrześcijańskie stowarzyszenie, do którego należy Amanda. Niestety ten akapit rozrasta się do rozmiarów nieproporcjonalnie dużych w stosunku do rozdziału, a biorąc pod uwagę to, że prawie nic konkretnego się tam nie dzieje, czytelnik odnosi wrażenie, że to tylko zabieg mający na celu wydłużyć i tak już krótki post. O wiele ciekawiej byłoby, gdybyś skupiła się na jakimś nietypowym lub zabawnym wydarzeniu bądź przybliżyła nam charakter któregoś z dzieci (na przykład najbliższego bohaterce lub tego, które wywiera na nią największy wpływ). Poza tym zaczynasz wyliczankę imion postaci, wśród których nie znamy praktycznie żadnego. Paręnaście imion zapisanych jedno po drugim przewija się w zdaniach, a czytelnik nie wie już, czy czyta opowiadanie, czy listę obecności. Gdy nie znamy tych bohaterów, podobne wyliczanki nie mówią nam niczego konkretnego. Gdybym nagle zaczęła po kolei wymieniać osoby z mojej klasy, efekt byłby podobny. Przedstawiając czytelnikowi postać tylko z nazwiska, nie uczynisz jej bohaterem z krwi i kości. Nie potrafiłam sobie wyobrazić ani jednego ze wszystkich dzieci, które wymieniłaś. O wiele lepiej byłoby, gdybyś opowiadała o nich jako o ogóle, skoro i tak żadne z nich nie odegra w przyszłości żadnej znaczącej roli.
Jak dla mnie to trochę dziwnym wydaje się fakt, że Jensen przytulił Amandę już po drugiej wymianie zdań. Mężczyźni, a szczególnie nastoletni chłopcy, nie są aż tak wylewni przy pierwszych spotkaniach. Zobaczmy, jak potoczą się dalej ich losy.

Rozdział II
Rozdział zaczyna się kolejnym koszmarem, w którym, prawdę mówiąc, nie można odmówić Ci kreatywności. Mimo to zachowanie głównej bohaterki zdaje się być nieco irracjonalne, nawet jak na sen. Budzi się nagle w obcym szpitalu, nad nią stoją obcy ludzie, matka bawi się skalpelem nad jej twarzą... a jedynym zmartwieniem Amandy w tym momencie jest to, żeby jej tego narzędzia przypadkiem nie wsadzono do oka.
Znów zbyt gwałtownie urwałaś sen na rzecz rzeczywistości. Ale za to ślady po skalpelu na policzku dziewczyny były intrygujące. Przedstawiłaś też rozmyślania bohaterki na temat różnych usprawiedliwień tego niezwykłego zjawiska, co wypadło bardzo naturalnie. Zdziwiło mnie jednak, że nikt z bliskich nie zauważył rany na jej policzku. Dokładnie tak, jakby ta zniknęła zaraz po wyjściu bohaterki z pokoju.
Zachowanie Jensena jest urocze, jednak mimo wszystko odnoszę wrażenie, że ich relacja rozwija się zbyt szybko. Poza tym w międzyczasie mamy też do czynienia z bardzo dziwną sytuacją:
- Co ty tu robisz cholerny dupku? Zostaw moją córkę w spokoju! Nie mało już nam namieszałeś w życiu? // - Twoja córeczka nie ma nic do mnie. To nie moja wina, że ty masz jakieś chore wymysły na mój temat! Amanda właśnie tego podsłuchała, przechodząc korytarzem, lecz zamiast zareagować w jakikolwiek sposób, udaje, że nic się nie stało, podobnie zresztą jak jej ojciec i Jensen. Kompletnie nie rozumiem. Nie sądzę, aby jakikolwiek dorosły, inteligentny mężczyzna, krzyczał na nastolatka per: „cholerny dupku”. Poza tym „twoja córeczka”...? W ustach młodej osoby zwracającej się do dwa razy starszego człowieka to brzmi po prostu źle. A próba znieważenia raczej nie wchodzi w grę, skoro Jensen przybył, aby zabrać córkę Daniela na randkę. Ponadto Amanda nie wydaje się zbytnio zainteresowana, dlaczego jej nowo poznany kolega wraz z ojcem tak zażarcie się kłócą. A potem jeszcze ich sobie przedstawia jak gdyby nigdy nic, co już całkowicie zbiło mnie z tropu. Dopiero co usłyszała przecież, że się znają – i to dość podejrzana relacja. Zdziwiło mnie także, że Daniel nie próbował w żaden sposób przeszkodzić randce, skoro odczuwał aż taką niechęć do chłopaka. Wracając do cytatu, zamiast „nie mało” powinno być: „niemało”.
Dziewczyna dopiero w trakcie spotkania zaczyna się zastanawiać, co zaszło pomiędzy Jensenem a jej ojcem. To dość szarmanckie, że chłopak postanawia zabrać ją w takie miejsce, lecz dziwi mnie, że nawet jej o tym nie uprzedził. W końcu zabierał ją do ekskluzywnej restauracji, mógł chociażby wspomnieć o tym, by ubrała strój wieczorowy. Tymczasem bohaterka musiała się wstydzić, że jej wygląd odstaje od towarzystwa. Co więcej, jej zachowanie jest sprzeczne z tym, które zostało przedstawione w prologu; ocenia ludzi po ich zawodzie wyrażając się o kelnerce w słowach: „Nawet ona była lepiej ubrana ode mnie”.
Jeśli niespodzianka miała być romantyczna, niezbyt udała się Jensenowi. Samo wydarzenie zostało opisane bardzo krótko, akcja urywa się, zanim pomiędzy Amandą i Jensenem dochodzi do sensownej wymiany zdań. Dziwne, zapowiadało się, że to będzie dość ważne wydarzenie. Za to znów wplatasz zaciekawiający element tajemnicy, który stawia całość w pozytywniejszym świetle i zachęca do dalszej lektury.
Rozmowa Amandy z sąsiadem była udana, choć brakowało mi opisów. Wyjaśnia się w niej kilka spraw, w tym także podejście jej ojca do śmierci swojej żony. Szkoda jednak, że nie rozwinęłaś bardziej tematu, skoro jest tak ważnym czynnikiem wpływającym na życie głównych bohaterów. Wyjaśnianie akcji przez dialogi to najprostsze z rozwiązań, da się również przedstawić tęsknotę Daniela za żoną w inny sposób. Mógłby na przykład mieć w pokoju poustawiane jej zdjęcia czy od czasu do czasu wspominać z rozżaleniem razem spędzone lata.

Rozdział III
Rozmowa pomiędzy Amandą a ojcem stawia przed czytelnikiem jeszcze więcej pytań i zagadek do rozwiązania. Podobała mi się szczególnie dlatego, że kłótnia wyglądała na naturalną i niewymuszoną. Wprowadziłaś więcej opisów po wypowiedziach bohaterów, dzięki czemu uwydatniłaś najważniejsze emocje, czego brakowało mi w poprzednich rozdziałach. Reakcje zarówno jednej, jak i drugiej strony są autentyczne i wiarygodne. Podczas pobytu kuzynki wszystko wraca do normy i nagle zaczyna panować ogólnie radosna atmosfera, która udziela się i Amandzie, i ojcu, co wydaje mi się nieco sztuczne.

Rozdział IV
To jak dotąd niestety najbardziej chaotyczny i niespójny rozdział. Całość zaczyna się, gdy Amanda wraz z kuzynką, jej chłopakiem i Jensenem wyruszają na plażę, gdzie podczas wesołych zabaw uświadamia się nam, że od prologu minęły... dwa miesiące. Kiedy to się stało? Czytając opowiadanie, ma się wrażenie, że nie dzieli ich aż tak duża przestrzeń czasowa, a tu nagle taka niespodzianka. Wzmianki o upływającym czasie powinno się wplatać w tekst, ponieważ informowanie czytelnika o tak istotnej rzeczy w ostatniej chwili całkowicie burzy sposób, w jaki postrzegał całą historię. Dotąd wydawało mi się, że akcja działa się w ciągu zaledwie kilku-kilkunastu dni.
Znów także mam wrażenie, że relacje pomiędzy Jensenem a Amandą rozwijają się zbyt szybko. Rozumiem, że w teorii minęło sporo czasu, odkąd się poznali, lecz za mało skupiasz się na opisie uczuć i emocji, a biorąc pod uwagę długość rozdziałów (a raczej ich krótkość), efekt jest taki, że dla czytelnika akcja pędzi do przodu w zatrważającym tempie.
W koszmarze także brakuje mi emocji. Dziewczyna, patrząc przez otwór w drzwiach, widzi związanego Jensena bez twarzy, co okazuje się dziełem jej matki. I byłby to bardzo dobry pomysł, gdyby nie fakt, że w jednej chwili role całkowicie się odwróciły. Ni stąd, ni zowąd matka bohaterki zmienia się w normalną kobietę, której jeden przyjazny uśmiech zdobył zaufanie Amandy. Jeżeli od dawien dawna dziewczynie śniły się koszmary, w których rodzicielka nieustannie dręczyła ją i przerażała, dlaczego tak szybko uwierzyła w jej dobre intencje? Szczególnie biorąc pod uwagę, że to jest świadomy sen. Amanda nie doszukuje się żadnego podstępu, za to teraz wyraźnie odczuwa zło bijące z Jensena, który próbuje wyważyć dzielące go od nich drzwi. Nie wydaje się zbytnio zdziwiona zaskakującym faktem na temat swojego przyjaciela. Uciekając przed nowym sprawcą koszmaru, matka przekazuje Amandzie ważną informację, dzięki której przybliżasz nam nieco jej postać i wygląd. Podoba mi się to, właśnie podobnych wstawek brakowało mi w większości tekstu.
Na sam koniec wprowadzasz kolejną tajemnicę, lecz po całym tym wydarzeniu jako czytelniczka czułam się skonfundowana i zagubiona w tej opowieści. Szczególnie że nie wyjaśniasz, dlaczego matka bohaterki dręczyła ją wcześniej w snach ani dlaczego w ogóle pojawia się w jej podświadomości, skoro właśnie przez to naraziła ją na ogromne niebezpieczeństwo. No cóż, pozostaje mi więc mieć nadzieję, że wszystko wyjaśni się w dalszych rozdziałach.

Rozdział V
Kiedy Amanda się budzi, okazuje się, że jest już w domu i zaczyna wątpić w realność poprzedniej wyprawy z przyjaciółmi, co uważam za dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że została przez Jensena przyniesiona z plaży prosto do łóżka. Przecież była nadal w stroju kąpielowym, prawda? Poza tym nie potrafię sobie wyobrazić reakcji ojca bohaterki na to, że młodzieniec,  którego dopiero co wyzywał we własnym domu, przynosi na rękach jego bezwładną córkę i mówi: „Ależ spokojnie, ona tylko śpi”. No i jakie myśli mogły chodzić po głowach zwykłych przechodniów na widok nastoletniego chłopca niosącego dziewczynę w stroju kąpielowym przez miasto/wieś jak gdyby nigdy nic? Z tego, co nam wiadomo, Jensen jeszcze nie zdał prawa jazdy, choć wyciąganie na osiedlu z tylnego siedzenia bezwładnego ciała w skąpym ubraniu również musiałoby być nieco podejrzanym widokiem.
Przeprosiny Amandy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że postanowi podjąć tak dojrzałą decyzję. Reszta rozdziału to głównie skąpy opis nocowania przyjaciółki, podczas którego nie dowiadujemy się niczego nowego. Skoro Zosia jest kimś ważnym dla Amandy, warto by poświęcić jej trochę więcej uwagi, aby czytelnik nie odnosił wrażenia, że opowiadanie składa się z samych głównych bohaterów. Mimo że dość wiele osób przewija się w Twojej historii, niemal każda z nich wydaje się tylko nic nieznaczącym tłem. Nie mają wyraźnie zarysowanych charakterów ani żadnej znaczącej roli, dlatego pamięć o nich szybko zanika.

Rozdział VI
Rozdział miał być przeznaczony głównie poznaniu Kasi, jednak mam wrażenie, że nie dowiedziałam się o niej prawie niczego konkretnego. Mimo wszystko cieszy mnie to, że okazała się porządną kobietą, a nie typową wredną macochą, która próbuje wyeliminować bohaterkę z życia nowego partnera na wszelkie możliwe sposoby. Znów byłoby jednak lepiej, gdybyś opisała kilka rozmów pomiędzy Amandą, ojcem i Kasią, skupiła się mocniej na uczuciach wewnętrznych bohaterki i przedstawiła rozwijanie relacji pomiędzy postaciami. Warto również wspomnieć, w jaki sposób Daniel poznał swoją towarzyszkę i jak długo utrzymywał jej istnienie w tajemnicy. Rozdział w większości ucieka od tego, czemu miał być pierwotnie przeznaczony, przez co staje się niekonkretny.

Rozdział VII
Podczas opisu spotkania Amandy ze szkolnymi przyjaciółmi znów przewija się wiele imion, na szczęście nie tak chaotycznie jak w rozdziale I. Mimo to nie nakreśliłaś wyraźnie żadnego z nich, przez co czytelnik po skończonym rozdziale nie pamięta ani jednego bohatera, a nawet jeśli, to szybko o nim zapomni.
Natomiast kolejny sen był pomysłowy, wreszcie wiele rzeczy zaczyna się wyjaśniać. Wyklarowałaś kwestię koszmarów bohaterki, dzięki czemu czytelnik nie czuje się już tak zagubiony nagłą przemianą z matki z horroru w kochającą, troskliwą rodzicielkę. No i odkrywamy, że silna wiara chrześcijańska Amandy okazuje się o wiele ważniejsza, niż się na początku zdawało, za co należy Ci się ode mnie kolejny plus. Widać, że przemyślałaś to i wcześniej poukładałaś wszystko w głowie tak, by łączyło się w logiczną całość.

Rozdział VIII
Początek, w stosunku do końca poprzedniej notki, jest bardzo mylący. Urwałaś akcję w najbardziej intrygującym momencie (co oczywiście nie jest niczym złym, podsyca zainteresowanie czytelnika opowiadaniem), lecz zamiast ją kontynuować, przenosisz nas w czasie o tydzień do przodu, powodując lekkie rozczarowanie. W jaki sposób Amanda zdołała się wybudzić? Kiedy to się stało? Jak blisko podeszła do niej czarna postać? Prawdopodobnie na te pytania nigdy nie dostaniemy odpowiedzi.
Wyjazd do Brukseli odbył się stanowczo zbyt szybko. Pierwszego września nauczyciele informują o tym, że ma się odbyć, a trzynastego już wyjeżdżają? W rzeczywistości wyprawy za granicę wymagają (co najmniej) kilkumiesięcznych przygotowań. Trzeba sporządzić listę chętnych, wynegocjować ceny dla grupy, zająć miejsca w hotelach, zebrać pieniądze (a zawsze znajdą się uczniowie, którzy z wpłaceniem będą się spóźniać)... Ponadto nie każdy rodzic jest w stanie dać 500 zł od ręki. Na samo zdecydowanie się na wyjazd także potrzeba paru tygodni.
Nie rozumiem, dlaczego dopiero teraz Jensen poprosił Amandę o chodzenie. Przecież wcześniej zdążyli się już pocałować wiele razy (i to naprawdę namiętnie), przecież od wakacji zbliżyli się do siebie na tyle, by oficjalnie stać się parą. Dlaczego więc pytanie pada dopiero teraz? Bo na pewno nie dlatego, że się wstydził.

Rozdział IX
Kolejny wyjątkowo ambitny sen, to mi się podoba. Od połowy jednak zaczyna zgrzytać: dlaczego w momencie, w którym matka każe Amandzie odciąć sobie nogę, bohaterka nie reaguje w żaden sposób, tylko bierze nóż i posłusznie wykonuje polecenie? Skoro wie, że to się dzieje we śnie, ponieważ potrafi je rozróżniać, dlaczego w żaden sposób nie próbuje się wybudzić? W końcu w rozdziale VII udało jej się to zrobić (choć nadal nie wiadomo jak i kiedy). W świadomych snach ludzie z reguły zachowują zdrowy rozsądek, a nie sądzę, aby Amanda tak po prostu usiadła i grzecznie próbowała odciąć sobie nogę, gdyby ją o to poproszono. A gdy matka z koszmarów podchodzi, by pomóc jej w tym zadaniu, bohaterka również nie reaguje w żaden konkretny sposób. Nie ucieka, nie szamota się, nie walczy. Zachowuje się jak kukiełka podatna na wszystko. Poprzez brak lub znikomą ilość opisów uczuć wewnętrznych czasami odnosi się wrażenie, że Amanda tylko omawia, co się wokół niej dzieje, zamiast być częścią swoich własnych przygód, co nie powinno mieć miejsca w narracji pierwszoosobowej.
Dlaczego dziewczyna czuje aż tak ogromną różnicę po prośbie Jensena? Przecież tulili się i całowali już wcześniej, tak że oprócz chodzenia za rękę nic nowego tak naprawdę się nie wydarzyło. Znów mamy spotkanie z Zosią, tym razem w sprawie rozmowy o najświeższym związku bohaterki, lecz szkoda, że dziewczyna nie została opisana w żaden sposób. Naprawdę chciałabym poznać kogoś więcej niż Amandę i Jensena.

Rozdział X
Chyba jak dotąd najdłuższy i, moim zdaniem, najlepszy rozdział, jaki udało ci się napisać. Opisy miejsc i uczuć nie są już skrócone i mechaniczne, a wyprawa do Brukseli naprawdę przypominała typową wycieczkę szkolną. Wszyscy zachowywali się naturalnie (no, może poza Amandą i Stevenem, którzy bawili się w berka na placu zabaw: nie sądzę, aby siedemnastoletnie osoby były tak chętne do dziecinnych zabaw przy rówieśnikach). Pojawia się więcej postaci, z czego jedna z nich zaczyna nabierać charakteru, co również mi się podoba. Jak dotąd historia była uboga w bohaterów; mimo że przewinęło się już ich naprawdę sporo, to o niemal żadnym nie dało się stwierdzić nic konkretnego. W rozdziale skupiłaś się także na rozwijaniu relacji pomiędzy Amandą i Stevenem, często za pomocą małych, pozornie nic nieznaczących momentów, które jednak służyły powolnemu zacieśnianiu wspólnych więzi. Brakowało mi tego podczas emocjonalnego zbliżania się bohaterki z Jensenem – tam wszystko działo się o wiele za szybko. Para nie zdążyła się nawet porządnie poznać, a już dochodziło do romantycznych scen. Ze Stevenem widać wyraźną więź przyjaźni, która nie jest ani wymuszona, ani zbudowana na szybko. Amanda znała go już wcześniej, lecz czytelnik poznaje go powoli: krok po kroku, bez nadmiernego przeładowania.
Niestety muszę Ci powiedzieć, że żadnej wycieczki szkolnej za granicę nie da się zorganizować w dwa tygodnie. Ze względów praktycznych coś takiego po prostu nie przejdzie. W ogóle same przygotowania co do takiego wyjazdu trwają co najmniej kilka miesięcy i są planowane o wiele wcześniej. Po zebraniu listy potencjalnych uczestników, trzeba znaleźć odpowiednią noclegownię, wynegocjować cenę, zaplanować trasę zwiedzania, wynająć przewodnika oraz zebrać pieniądze. Wiele rodzin nie jest w stanie dać pięćset złotych od ręki, zwykle zbiera się je więc na raty.
Znów mam zastrzeżenie co do zachowania Amandy we śnie. Gdy śniła jej się Bruksela, jej reakcje zdawały się ograniczone, jakby w ogóle ich nie miała. Na widok matki w sklepie dziewczyna zachowała się, jakby to była najzwyklejsza w świecie sklepikarka, z którą nic jej nie łączy, a chyba powinna odczuwać chociaż lekki niepokój po tych wszystkich koszmarach. Za to gdy ukazała jej się parę chwil później u progu drewnianej chatki, potraktowała ją całkiem inaczej niż jeszcze parę chwil temu. Nie zastanowiło jej nawet to, że raz była w sklepiku, a parę minut później przeteleportowała się do domku jednorodzinnego? Skoro Amanda w swoich wizjach umiała rozróżniać sny, to znaczy, że były to sny świadome, więc powinna kierować się tą samą logiką co w rzeczywistym świecie.
Końcówka rozdziału okazała się bardzo udana. Wprowadza magiczną atmosferę tajemniczości i sprawia, że jestem zainteresowana dalszą częścią.

Rozdział XI
Sen zaczął się dobrze. Podoba mi się ten surrealizm, jaki wprowadzasz, jednak nadal czasami czuję się, jakby bohaterka bardziej opisywała to, co się działo, niż brała w tym udział.
Później mamy bardzo ciekawą scenę, w której to Amanda odkrywa niezwykłe właściwości nabytego lustra. Moment z pewnością był magiczny i ciekawy, ale byłby jeszcze bardziej magiczny i ciekawy, gdybyś mocniej skupiła się na emocjach bohaterki. To największa zaleta i główna cecha narracji pierwszoosobowej, z której nie korzystasz. Amanda zachowuje się jak robot zaprogramowany na to, by spełniać twoją wolę. Weszła do środka, nawet nie zastanawiając się, czy powinna to zrobić, czy nie. Nie spróbowała domyślić się, dlaczego tajemniczy głos w głowie nakazywał jej zanurzyć się w lustro ani co czeka ją po drugiej stronie, czemu ten przedmiot jest magiczny i akurat ona go znalazła, jak wróci z powrotem, czy stanie jej się coś złego, gdy przekroczy granicę... Amanda po prostu wykonuje polecenia bez próby przemyślenia sytuacji. Jej jedynym zmartwieniem jest to, czy przypadkiem nie utknie w ramce.
W końcu poznajemy prawdziwą tożsamość matki Amandy, jednak jej historia wydaje się nieco niekompletna. Jako anioł musiała znać konsekwencje zawarcia paktu z diabłem, i to lepiej niż ktokolwiek inny. Miała świadomość niebezpieczeństwa zostania niewolnikiem piekieł, ale i tak postanowiła poświęcić się dla miłości. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że gdy dany jej czas się skończył... tak po prostu się schowała, aby uniknąć kary. Gdy doszło do spłacenia długu, w przypływie strachu ukryła się, narażając rodzoną córkę na niebezpieczeństwo.
Niemniej historia zaczyna zmierzać w ciekawym kierunku.
Pojawia się też kolejny kreatywny sen, w którym Amanda odnajduje wiadomość przeznaczoną dla swojej matki. Niemniej fakt, że ma ona na imię Anastazja, nie powinien pojawić się w przypisach dolnych, a być gdzieś po drodze w tekście. Wygląda to tak, jakbyś wcześniej po prostu zapomniała poinformować o nim swoich czytelników i poszła na łatwiznę. W przypisach dolnych zwykle stawia się komentarze, dygresje, objaśnienia obcojęzycznych wyrazów i tym podobne.
Szkoda, że znów zbyt nagle wyrwałaś nas ze snu Amandy, nawet nie siląc się na to, by zaznaczyć, kiedy ów sen się skończył. Musisz to wyrekawym kierunku i z chęcią sięgam po kolejny rozdział.

Rozdział XII
Gdy piszesz, że bohaterka jest całkowicie odmieniona, powinnaś również opisać, na czym ta zmiana polega. Jak na razie nie zauważyłam niczego nietypowego w zachowaniu Amandy. Nie pojawiło się też płynne przejście pomiędzy jawą, a snem. Należy je wyraźnie zaznaczać, bo inaczej w wydarzeniach panuje nieporządek. Jest bardzo emocjonująca sytuacja, bohaterka nie może złapać tchu, dzieje się coś niezwykłego... i nagle po przecinku: „Dalej spałam już bez snów”. To wprowadza niepotrzebne zamieszanie, czytelnik czuje się jak ryba wyjęta z wody.
Powiem to wprost: śmierć Amelii nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Głównie dlatego, że nawet nie wiedziałam, kim ona jest. Poświęciłaś jej jedno czy dwa zdania w którymś z minionych rozdziałów, a to stanowczo za mało, by zapoznać się z postacią. Jej zniknięcie było nagłe i niespodziewane, lecz nie rozpacza się po postaci, której się nawet nie zna. Widać, że chciałaś wywołać smutek i żal w czytelniku, lecz aby to osiągnąć, powinnaś wcześniej zbudować podstawę, na której opierałaby się nasza sympatia do tej dziewczynki. Dać kilka dialogów, opisać kilka przygód z jej udziałem... Amelia pojawiła się niegdyś w tle jako nieistotna postać i jej wątek jak dotąd nigdy już nie został poruszony. Rozumiem, gdyby jej śmierć miała jakiś szczególny wpływ na życie dziewczyny i późniejszy rozwój akcji, jednak widzę, że nie taki był twój cel. Amanda nadal pozostała Amandą, a opowiadanie jest uboższe w postać, której i tak prawie nie istniała. Zamiast tego mogłaś opisać rozważania bohaterki na temat wiadomości, którą ujrzała we śnie. Mam czasem wrażenie, że nigdy nie zastanawia się nad tym, co ją spotkało, tylko przyjmuje kolejne dziwne wydarzenia bez zastrzeżeń, jakby się tego spodziewała.

Rozdział XIII
Podobała mi się rozmowa Jensena i Amandy. Była szczera i tajemnicza. Skoro jednak bohaterka jest chrześcijanką i wierzy w anioły, dlaczego nie jest pewna istnienia demonów? Religia chrześcijańska zakłada istnienie obu stron. Wierząc w Boga, wierzy się jednocześnie w diabła. Poza tym Amanda ufała słowom matki i wiedziała, że rodzicielka zawiązała pakt z samym Lucyferem, więc jak może poddawać w wątpliwość istnienie demonów?
Opowieść Jensena była niezwykle zagmatwana. Poprzez ogromną ilość powtórzeń i kaleczeń języka polskiego trudno się połapać w tej historii. Dla przykładu: Demon błąkały się po wszechświecie, aż znalazły Ziemie. Zainteresował się nią, chciał jednak poznać resztę świata. Tak więc podzielił się na pół; jeden został, a drugi błąkał się dalej. – No to w końcu na początku były dwa demony czy jeden? A może w wyniku rozdzielenia były już trzy, z czego dwa nie pozostały na Ziemi? A może to na początku był jeden, tylko podzielił się na dwa? Potem ten demon, który pozostał, znów dzieli się na pół, przez co kompletnie nie wiadomo już, o co chodzi. Poza tym dlaczego ta opowieść tak bardzo różni się od wersji biblijnej? Jest pod kilkoma względami podobna, ale w gruncie rzeczy bardzo odmienna, więc Jensen powinien wyjaśnić, skąd ją zna i dlaczego w kościołach głosi się co innego.
Reakcja Amandy na prawdziwe pochodzenie Jensena była zbyt zwyczajna. Tak jakby zdradził jej jakiś pomniejszy fakt, a nie szokującą informację. Dziwne, że bohaterka po tym wszystkim nie miała do niego prawie żadnych pytań. Przecież to nie jest coś, o czym człowiek dowiaduje się ot tak.

Rozdział XIV
Początek jest bardzo dobry – przybliżasz nam postać Amandy i nadajesz jej więcej charakteru, opisując przywiązanie dziewczyny do Arki, choć powinno się to znaleźć już dawno w poprzednich notkach. Poznawanie głównej bohaterki dopiero w końcowych rozdziałach nie jest rozsądnym zabiegiem.
Wraz z kolejnym niespodziewanym ostrzeżeniem i nowym zadaniem robi się coraz ciekawiej. Jednak poprzez bardzo małą ilość znaczących bohaterów łatwo się domyślić, kto może być tym Synem Śmierci. Być może jednak zaskoczysz mnie jakimś niespodziewanym zwrotem akcji, tak że na razie nie będę zgadywać. Tak czy owak słowa Jensena w szpitalu utwierdzają mnie w przekonaniu, że moje przypuszczenia mogą okazać się trafne.
Duża ilość pytań retorycznych na samym końcu to udany zabieg – buduje napięcie oraz uzupełnia opowiadanie o to, czego w wielu momentach było jak na lekarstwo: rozważania bohaterki na temat zaistniałej sytuacji. Z dobrymi przeczuciami zabieram się za dalszą lekturę.

Rozdział XV
Koleżanki Amandy musiały pozostawać albo niezwykle zaaferowane dyskoteką, albo mało spostrzegawcze, skoro nie zauważyły nienaturalnego stresu głównej bohaterki. Amanda była przecież przerażona Śmiercią, która nawiedzała ją co chwilę, a takie rzeczy widać po człowieku. Szczególnie, gdy chmura pojawiła się za plecami Mileny i Nikoli, a tylko Amanda mogła ją zobaczyć. Nawet wówczas dziewczyny nie dostrzegły żadnej dziwnej reakcji? Mimo że, jak wynika z tekstu, protagonistka zatrzasnęła im drzwi przed nosem bez pożegnania? A co z momentem, gdy Śmierć non stop szła za nimi tuż tuż? Czy Amanda naprawdę tak świetnie umiała ukrywać swój lęk przez całą drogę?
Wyjaśnia się kolejna tajemnica dotycząca Jensena. Od trzynastego rozdziału było to dość oczywiste, tak że nie wywarło na mnie wielkiego wrażenia. Tak czy owak jego gotowość do poświęcenia i wyznanie miłości sprawiły, że ten moment miał swój subtelny urok. Jednak jeśli Daniel wiedział o tym wszystkim od początku, a mimo to zaufał słowom pół-demona i pozwolił swojej córce się z nim spotykać, okazał się wyjątkowo nierozważnym i naiwnym ojcem. Myślę, że żaden kochający rodzic nie dopuściłby do narażania swojego dziecka aż w tak wielkim stopniu.

Rozdział XVI
Dlaczego zdradziłaś nam tak wielki spoiler jeszcze przed rozpoczęciem rozdziału? Teraz, gdy wiadomo, co się wydarzy, nie zrobi to na czytelniku żadnego wrażenia. Swój własny komentarz kończący opowiadanie powinnaś umieścić na samym końcu, aby niepotrzebnie nie zdradzać przebiegu zdarzeń.
Rozdział podobał mi się najbardziej ze wszystkich szesnastu. Miał w sobie najwięcej akcji, o wiele bardziej rozwinięte opisy emocji wewnętrznych i był dobrym zwieńczeniem wszystkiego, co budowałaś od samego początku tej opowieści.
Zacznę jednak od tego, że zachowanie matki Jensena wydawało się trochę irracjonalne, biorąc pod uwagę fakt, że skoro tak bardzo pragnęła potomstwa, to zawsze mogła pójść do domu dziecka. Nie musiała od razu uciekać się do satanistów, szczególnie że jako dorosła kobieta musiała wiedzieć, że takie rzeczy zwykle kończą się katastrofą.
Bardzo przypadł mi do gustu moment w kościele. Był cichy, spokojny, a jednocześnie pełen majestatu i uroku, szczególnie dzięki wzniosłej modlitwie. Jednak powinnaś później wspomnieć, na przykład w przypisach dolnych, że nie jest ona twojego autorstwa lub na samym początku napisać jej prawdziwy tytuł.
Scena ich pożegnania również okazała się w porządku. Nie była przydługa, a zawierała w sobie wszystkie potrzebne emocje, wzbudzające swego rodzaju smutek. Ale później, gdy Jensena opanował wewnętrzny demon i nie był już sobą, zachowywał się, jakby wcale mu się nie chciało nikogo atakować. Nie wyglądało to tak, jakby ten chłopak, który kochał Amandę, powstrzymywał potwora od ataku, ale tak, jakby to właśnie potwór średnio miał ochotę na atak. Później jednak mamy świetną scenę, która neutralizuje tamto wrażenie.
Szczerze mówiąc, niespodziewany zwrot akcji na samym końcu zaskoczył mnie jednocześnie w pozytywnym i lekko negatywnym sensie. Miałam cichą nadzieję, że to właśnie matka wybawi Amandę, ponieważ jej wątek zdaje się urywać w końcowych rozdziałach i nagłe poświęcenie za córkę byłoby wspaniałym zadośćuczynieniem za swoje postępowanie. Jednak teraz widzę, dlaczego poświęciłaś więcej czasu tamtemu bohaterowi i powiem, że jest to w miarę udany zabieg. Niesamowity zbieg okoliczności, ale w końcu to nigdy nie miała być całkiem realistyczna historia.

Epilog
Rzadko w blogosferze można natrafić na zakończone opowiadania, dlatego na samym wstępie chciałabym Cię pochwalić, że mimo wszystko udało Ci się znaleźć w sobie siłę i doprowadzić historię Amandy do końca.
Spodziewałam się, że epilog wyjaśni wiele kluczowych spraw, naprostuje wątki i przedstawi zakończenie, dzięki któremu nie będę już miała żadnych pytań. Zamiast tego zrodziło się we mnie jeszcze więcej wątpliwości, wzrosła też ilość dziur fabularnych.
Na samym początku przedstawiasz refleksje Amandy, co mi się podobało. Ponadto jej przemyślenia na temat Jensena i tego, co razem przeszli, sprawiły, że naprawdę poczułam silną więź pomiędzy tą parą. To nie były wspomnienia słodkich randkowych momentów, ale miłość pomimo przeciwności.
Problemy zaczynają się, gdy Steven zaprasza Amandę do siebie. Nie potrafię uwierzyć, że nie zareagowała w żaden sposób na to, co wtedy powiedział. Dziewczyna mogła być zmęczona, nawet ranna, ale skoro udało jej się dobiec aż do domu, to przecież nie miała żadnych szczególnych urazów, więc dlaczego? Zmachanie się wystarczy, aby nie odczuć żadnych emocji związanych ze śmiercią tak bliskich osób? Gdybyś napisała, że bohaterka machnęła ręką, efekt zbytnio by się nie różnił. Poza tym kto zamordował jej bliskich i w jakim celu? To zwykli ludzie, którzy nigdy nie interesowali Śmierci. Dlaczego nagle się to zmieniło?
Moja druga seria pytań brzmi: skąd bohaterowie wiedzieli, kiedy nadejdzie ten moment? Steven określa go z dokładnością do ostatniej minuty, a, jeśli dobrze pamiętam, już wcześniej Jensen wspominał coś niecoś o pozostałym im czasie. Czy ta informacja została zawarta w jakiejś przepowiedni? A może sam diabeł wyjawił Anastazji ową tajemnicę, gdy zawierała z nim pakt? Z opowiadania wynika, że bohaterowie wiedzą o tym od samego początku sami z siebie. Dokładnie tak, jakby bez żadnych pytań słuchali nakazów fabuły.
Później dobrze przedstawiłaś emocje Amandy związane z losem matki i zmęczeniem całą sytuacją, lecz kolejna wiadomość zbiła mnie z tropu. Kim konkretnie są wtajemniczeni? Dlaczego nigdy wcześniej w opowiadaniu nie pojawił się po nich żaden ślad? Skoro od początku wiedzieli o wszystkim, dlaczego nigdy nie przybyli pomóc Amandzie choćby w zrozumieniu całej sytuacji? Gdzie się podziewali podczas przemiany pod kościołem, o której przecież musieli wiedzieć? Jeśli Steven należał do nich od samego początku, nie powinien jakoś zareagować na rozwijającą się miłość Amandy i Jensena (inaczej, niż zwykłą zazdrością)? Wątek wtajemniczonych został wprowadzony i zakończony jednym zdaniem, a przecież wydawać by się mogło, że to naprawdę ważne dla przebiegu fabuły. A pytania bohaterki, na które każdy czytelnik chciałby poznać odpowiedź, zostają zbyte pocałunkiem.
Kolejną sprawą jest Wandy, które musiała odnaleźć Amanda. Nigdy tego nie zrobiła, ta część fabuły została otwarta w jednym rozdziale, wspomniana w drugim i nigdy potem nie poruszona. Następnie mamy niewyjaśniony wątek wpływu Jensena na rodzinę dziewczyny. W jednym ze snów matka bohaterki sugeruje, że to właśnie Jensen ją zabił, ale według opowiadania, kiedy utraciła swą fizyczną formę, chłopak miał przecież około ośmiu lat. Nadal nie wiadomo również, co takiego zrobił w przeszłości Jensen, że Daniel zareagował tak ostro na jego przybycie.
Sama końcówka także została zbytnio skrócona, jakby pisana w pośpiechu. Miała swój subtelny urok – skojarzyła mi się ze Śpiącą Królewną, lecz nie wyklarowałaś zbytnio, co konkretnie się wydarzyło. Wygląda na to, że Śmierć jednak przybyła po Amandę, ale... co dalej? Ona zasnęła? Umarła? Zemdlała...? I w jaki sposób jej się udało wyjść na prostą? Czyżby to wpływ matki? A może to siła miłości? Jak widzisz, w opowiadaniu jest wiele luk, które należałoby w przyszłości uzupełnić.

Bohaterowie
Postaci, które miały wpływ na opowiadanie, nie było zbyt wiele. Wśród całej masy imion, które przewinęły się w tekście, potrafię wyróżnić co najwyżej pięć z nich. Cała reszta stanowiła niedopracowane tło, nawet nie znaliśmy ich wyglądu. Były to zaledwie puste nazwy bez twarzy, lecz nie osoby z krwi i kości.
Amanda – o głównej bohaterce wiedzieliśmy niewiele. Rzadko cokolwiek wspominałaś na temat jej wyglądu, chyba tylko na samym początku, tak że ciężko mi jest przywołać jakiekolwiek charakterystyczne cechy ubioru czy też twarzy. Przez większość czasu zdaje się opisywać wydarzenia, zamiast czynnie brać w nich udział, sprawiając wrażenie osoby szarej i bez emocji. Jako pół-anioł jest bez grzechu, czyli praktycznie bez wad, a bardzo trudno jest wykreować takiego bohatera w sposób realistyczny i jednocześnie interesujący. Niestety Amanda nie ma w sobie nic niezwykłego. Czasami zdarzy się wzmianka o jej dobroci serca, lecz nawet tego bywa zbyt mało. Została rzucona w nurt wydarzeń i płynie wraz z prądem, to wszystko. Poprzez brak przemyśleń nie znamy jej tak dobrze, jak powinniśmy. Można o niej powiedzieć, że jest najzwyklejszą w świecie dziewczyną.
Jensen – mimo że z założenia miał być negatywnym bohaterem, to chodzący ideał. Wyróżnia się umiejętnościami z fizyki i matematyki, pochodzi z bogatego domu, ma dobre maniery, jeździ drogim samochodem, dobrze się ubiera, jest miły i czarujący. Słowem: królewicz, o jakim marzy skrycie większość dziewczyn. W nim także nie znalazłam niczego niezwykłego, co jakoś szczególnie przywiązałoby mnie do tej postaci. Jego postępowanie uważam za irracjonalne – skoro urodził się, by zabić Amandę, dlaczego od samego początku jest taki szarmancki? Zabiera ją na randkę, wręcza kwiaty... Czy przypadkiem (a przynajmniej w pierwszych rozdziałach) nie powinien knuć jakiegoś podstępu, próbować ją potajemnie skrzywdzić? Albo na odwrót: będąc świadomym swojego przeznaczenia, unikać bohaterki, by nie zrobić jej krzywdy? Tymczasem zachowuje się jak wyidealizowany, zauroczony nastolatek. Aż do ostatniego rozdziału nic nie wskazuje na to, że coś łączy go z demonami. Para zbliża się do siebie w najprostszy sposób z możliwych, bez żadnych przeciwności ani wewnętrznych oporów. Sam element zmiany koloru tęczówek zależnie od nastroju to dobry pomysł, jednak niewystarczający. Można założyć, że jego zachowanie miało być jedynie zabiegiem mającym na celu zaskoczenie czytelnika przy ujawnianiu tożsamości Syna Śmierci, lecz to także okazało się oczywiste. Nie ma nikogo oprócz Jensena, na kogo mogłyby paść przypuszczenia. W tym przekonaniu utwierdza czytelnika również jeden ze snów w poprzednich rozdziałach. Niestety nie da się o chłopaku powiedzieć niczego niezwykłego, jeśli chodzi o sam charakter. Jak na pół-demona jest zaskakująco dobry i potulny. Jeśli chciałaś przez to pokazać, że pomimo swego pochodzenia ta ludzka, współczująca część pozostaje silniejsza, to według logiki Jensen powinien choćby na początku unikać Amandy, aby jej nie skrzywdzić. Niemniej podoba mi się, że podjęłaś próbę przekazania morału o tym, aby oceniać ludzi według czynów, a nie pochodzenia.
Daniel – ojciec Amandy. Człowiek, który znał prawdziwe oblicze Jensena, a mimo to pozwolił swojej córce się z nim spotykać. Czy prawdziwy kochający rodzic byłby aż tak łatwowierny? Daniel zaufał chłopakowi, którego przeznaczeniem było zniszczyć jego córkę. Nie ingerował w ich związek ani w żaden sposób nie próbował powstrzymać młodych przed zbliżeniem się do siebie. Tak po prostu. Negatywne wrażenie pogłębia dodatkowo fakt, iż niczego nigdy nie wyjawił swojemu dziecku. Zakładam, że jeżeli wiedział, jak bardzo Śmierci zależało na zgładzeniu dziewczyny, to choć częściowo znał prawdę o swojej żonie i Amandzie. I nawet wtedy jej nie ostrzegł? Nie wspomniał chociaż, by uważała na Jensena? Ani o tym, że jest pół-aniołem? Przez to wszystko, chociaż na początku zdawał się być ważną postacią, mniej więcej od połowy opowiadania zaczyna zmywać się z tłem. Nie przyszedł nigdy do Amandy porozmawiać o jej problemach, nie zauważył jej przerażenia ani tego, jak często śniły jej się koszmary... A nawet jeśli, pozostawał w większości obojętny i nie ingerował w sprawy bohaterki. W założeniach miał być dobrym i troskliwym ojcem, lecz ostatecznie wyszedł na takiego, który, pod powłoką troski, w rzeczywistości odstawia losy swojej córki na dalszy plan.
Matka Amandy – w gruncie rzeczy nie wiadomo o niej prawie nic oprócz tego, że jest aniołem, który uciekł od spełnienia obietnicy. Opuściła Raj z miłości, lecz kiedy przyszło do spłacenia długu, stwierdziła, że to jednak nie było tego warte, i ukryła się, sprawiając, że gniew Piekieł skierował się na jej córkę. Gdyby kochała ją tak bardzo, jak twierdziła, oddałaby się Lucyferowi dobrowolnie, by Amanda mogła być bezpieczna. Tymczasem korzystała z faktu, że dopóki żyje główna bohaterka, dopóty żyje również ona. Przez większość czasu widzimy jej zniekształconą wersję, która nawiedza Amandę w snach poprzez życzenie urodzinowe.

Uwagi
Wstęp:
W ciągu całej historii pojawiła się ogromna ilość literówek i błędów językowych, dlatego będę wypisywać tylko te najistotniejsze. W zapisie dialogów używałaś dywizu (-) zamiast pauzy (—) lub półpauzy (–), co jest błędem. W wielu rozdziałach nie ma akapitów albo są zrobione za pomocą pojedynczych spacji. Proponuję także jeszcze raz przejrzeć tekst w poszukiwaniu literówek, zadań rozpoczętych małą literą i zdań niezakończonych kropką.
Legenda:
  1. (,) — brakujący przecinek,
  2. (-) — nadprogramowy przecinek lub znak,
  3. Podnios(ę) — poprawa literówki,
  4. [jakieś słowo] — brakujący, acz niezbędny wyraz. Na przykład: „Aneta spóźniła [się] na obiad”,
  5. (.) — brakująca kropka.


Prolog
Mając 15 lat(,) myślałam, że moje(-) życie jest do dupy, póki nie poznałam Oliwiera, chłopaka, który już do końca swoich dni musi jeździć na wózku(-) przez wypadek samochodowy z winny kierowcy. — Mieszanie czasów; umieszczając to zdanie na samym początku prologu, sugerujesz, że opowiadanie właśnie na tym będzie się skupiało: na przyjaźni polegającej na przełamywaniu barier związanych z kalectwem. Tymczasem już nigdy więcej przez całe opowiadanie o nim nie wspominasz, co jest dość mylące. Poza tym „winy” pisze się przez jedno „n”. Za to liczby powinno zapisywać się słownie.
Potem(-) doszłam do wniosku, że jestem biedna, zdanie jednak szybko zmieniłam(,) kiedy wychodząc ze sklepu(,)  pod drzwiami zauważyłam śpiącego bezdomnego(.) (D)ałam mu kupioną sobie bułkę i 10 zł, bo 
dla mnie nie znaczyło to wiele, nie to co dla niego. Obudził się(,) spojrzał na mnie załzawionymi oczami i powiedział proste dziękuje — od nowej linijki powinno się zaczynać się nowy akapit. Absolutnie nie można stawiać entera w połowie zdań. Ponadto powinnaś napisać proste „dziękuję”.
Mam to po mamie, niezmiern(ą) chęć pomocy światu i stawianie cudzego dobra ponad swoim. — Odmiana oraz składnia: „mam to po mamie” lepiej by brzmiało.
Mam to po mamie, niezmierna chęć pomocy światu i stawianie cudzego dobra ponad swoim. Właśnie... (m)ama. Nie żyje(,) odkąd skończyłam pięć lat. Tata ciągle mi powtarza, że jestem kropka w kropkę jak mama, to pochlebiające. — Powtórzenia.
W tym rozbudowanym akapicie masz bardzo wiele informacji niepowiązanych ze sobą, radzę je rozdzielić.
-Pomyśl życzenie(,) słonko- jak co roku powiedział ojciec. — Dywiz przyklejony do słów.
Ale czego dziewczyna, która ma wszystko(,) może sobie życzyć?
Miał lekko postawione włosy. Czarną skórzaną kurtkę i białą bluzkę. — Te dwa wyrażenia lepiej połączyć w całość; ponadto bluzki noszą kobiety, a mężczyźni koszulki.
Gdy jej pytania dobiegły końca, uprzejmie ją przeprosiłam i poszłam nalać sobie picia, modląc się w duchu by ktoś mnie zaczepił i tym samym pomógłby mi zakończyć te wypytywanie.
Tata, ciocia Karolina i jej syn Michaś, Wujek Wojtek, kuzyni: Mirek, Bogdan, Damian, Łukasz, Piotrek, kuzynki: Nikola, Natalia, Monika, Zosia, Weronika, Milena i oczywiście moi przyjaciele, Ci z Arki i Ci ze szkoły. — Radzę zrezygnować z tej wyliczanki, skoro nie znamy żadnego z wymienionych bohaterów i żadnego nie poznamy. Lepiej napisać po prostu, że na przyjęcie przyszła rodzina Amandy lub opisać dokładniej kilku z nich. Pisanie „ Ci” oraz „ Wujek” dużymi literami to błąd.
- Jest super! Zresztą jak zawsze!- "jak zawsze"- pomyślała znudzona, jednak uśmiechnęła się do kuzynki — skąd Amanda wie, co myśli jej kuzynka? Przecież nie siedzi jej w głowie. W języku polskim prawidłowy cudzysłów zapisuje się ten sposób: „ ”.

Rozdział I
Poszłam do łazienki. Nie miałam pojęcia, która była godzina. Byłam jednak przebudzona. Postanowiłam się umyć. Weszłam do prysznica. Gorąca woda odprężała moje ciało. Myłam włosy. Cała kabina była zaparowana. Spojrzałam na lustro i wtedy moim oczom ukazał się ten niezwykły napis POMÓŻ MI. Wystraszyłam się, a światło w łazience zamrugało i zgasło. Starłam napis. Wtedy w lustrze(,) zamiast zobaczyć moje oblicze(,) zobaczyłam mamę. Miała smutny wyraz twarzy. — Bardzo duża liczba następujących po sobie zdań prostych sprawia, że ten fragment brzmi bardzo mechanicznie i niezgrabnie, jakby był pozbawiony emocji. Powinnaś tworzyć bardziej rozbudowane konstrukcje i usunąć powtórzenia. Poprawne stwierdzenie to: „weszłam pod prysznic”.
Tylko moich nocnych krzyków budzących go mu brakuje. — Bez „budzących go”. Aby osiągnąć zamierzony efekt, powinnaś dodać na początku: „jeszcze”.
Dziewczyny miały ochotę na jakieś ciasto. Jakimś cudem namówiły na to Siostrę. Ugniataliśmy ciasto. — Powtórzenia. Przed „ugniataliśmy” przydałoby się słówko „razem” ponieważ całość brzmi dziwnie.
Potem włączyliśmy sobie film. Gdzie jest Nemo? — Potem włączyliśmy film „Gdzie jest Nemo?”.
Szłam chodnikiem(,) słuchając mojej ulubionej piosenki(,) [i/oraz] tanecznym krokiem wracałam do domu.
- Może (c)ię odprowadzić?- (U)śmiech sam wkradł się na moją twarz. — Skoro to nie Amanda wypowiada te słowa, powinnaś rozpocząć narrację bohaterki od kolejnego akapitu.
Coś w nim przygasło(.) — nie ma takiego powiedzenia.
Stefan to nasz sasiad — a mnie się wydaje, że sąsiad.
W tym rozdziale brakuje kropek po kilku zdaniach, które sugeruję dopisać.

Rozdział II
- To nic(.)- (P)odeszła moja mama z skalpelem w ręku(.)- Nie wierć się(,) kochanie. Może trochę zaboleć(-) - powiedziała(,) przybliżając skalpel do mojego oka. Przez moment wystraszyłam się, że wsadzi mi go w oko. — Po pierwszej wypowiedzi powinno być: „Mama podeszła ze skalpelem w ręku”; powtórzenia.
Wtedy poczułam(,) jak coś wbija się w moją skórę. Zaczęłam krzyczeć. Nie mam pojęcia dlaczego spojrzałam na swoją rodzicielkę.  Myślę, że dlatego, iż właśnie wbijała jej skalpel w twarz. To bardzo dobry powód.
W myślach obiecałam sobie, że już nigdy nie będę oglądać horrorów
. Mama znów schyliła się nade mną i zaczęła śmiać swoim psychicznym śmiechem. — Po co to przejście?; zwrotu „psychiczny śmiech” jest bardzo potoczny.
Podniosłam się nie przerwalnie kszycząć. — Błąd ortograficzny: powinno być „krzycząc”; dodatkowo „nieprzerwanie”.
Zamrugałam gwałtownie kilka razy(,) mając nadziej(ę), że to tylko wzrok płata mi figle.
Pewnie wtedy(,) gdy poczułam, że coś wbija mi się w twarz(,) to były moje paznokcie. Rana jednak była zbyt cienka. — Powtórzenia; rana nie jest cienka, co najwyżej płytka.
zaczęłam odliczać(,) by uspokoić skołatane nerwy.
- Poczekaj! Daj mi chwil(ę)(,) zaraz wrócę!- powiedziałam(,) szybko wbiegając na schody.
Będąc już w domu(,) napisałam do Jensena.
Chwil(ę) potem odpisał do mnie. — Odpisał (komu, czemu?) mi.
Na pierwszy rzut oka wyglądał zachwycająco jak zawsze.
- A ty co zamawiasz?- zapytał(.) (S)pojrzałam mu w oczy. Już wiedziałam co mi nie pasuje. — Według następstwa czasów powinno tam być: „pasowało”. Poza tym, rozpoczynając nowy wątek po wypowiedzi, trzeba pisać od następnego akapitu.
Tata zawsze wracał przede mną do domu. Kochanie(,) wrócę o dwudziestej. Jestem u Stefana. Postanowiłam poczekać. — Czytelnik nie będzie się domyślał, co powiedział narrator, a co jest napisane na kartce. Lepiej wiadomość oznaczyć cudzysłowem lub kursywą.
Będąc już pod ich domem zastałam nie codzienny widok. — Niecodzienny.
- Nie piję. Nie mówił(,) gdzie się? — Gdzie się... co?

Rozdział III
Wspomnienie matki wygasło we mnie. — Wspomnienie matki we mnie wygasło.
- cudownie(.)- (M)ój głos rozmarzył się na samo wspomnienie nocy, a w zasadzie ranka — to w końcu nocy czy ranka? Głos nie może się rozmarzyć. Poza tym od kiedy rozpoczynamy wypowiedź małą literą?
Kiedy myślałam, że już mi nie odpowie. Powiedział opanowanym tonem: — nie rozdziela się zdań podrzędnie złożonych. Powinno być: „Kiedy już myślałam, że mi nie odpowie, powiedział opanowanym tonem:”.
- Nie(,) tato... Zostawiłeś mi karteczkę, że wrócisz o 20. Cztery godziny później nadal Cię nie było. — W opowiadaniach powinno się pisać cyfry słowami. Ta dwudziestka jest czytana „dwadzieścia”, a stwierdzenie „wrócisz o dwadzieścia” nie brzmi zbytnio po polsku; wołacz musi być oddzielony od reszty zdania znakiem interpunkcyjnym.
Postanowiłam odwiedzić sąsiadów, ale Ciebie tam nie było. — To nie list, tylko opowiadanie. Nie używamy tu form grzecznościowych w postaci dużych liter.
Niezręczne milczenie wypełniały jedynie nasze oddechy. — Naprawdę da się wypełnić milczenie? Lepiej brzmi „przerywały”.
(...) zadrwiłam(,) udając(,) iż wierze w swoje racje. — Wierzę.
W jego oczach błyszczał nie przyjemny blask kojarzył mi się z czymś przykrym, skruchą? — Tu z kolei zrobiłaś jedno zdanie z dwóch. Po słowie „blask” należy postawić kropkę. Ponadto partykułę „nie” z przymiotnikami w stopniu równym pisze się razem.
wzięłam głębszy oddech. — Wdech.
Adam specyfikował się ty(m), że lubił zajmować mój wolny czas z Zosią — to zdanie jest niezrozumiałe ze względu na dziwną konstrukcję; „specyfikować się” znaczy „wyszczególniać, konkretyzować”, więc to słowo tu nie pasuje. Może lepiej brzmiałoby „charakteryzował się".
Poczułam(,) jak coś przewraca mi się w brzuchu. — Co takiego? Kot?
spojrzał na mnie(,) lekko przekręcając główę. — Głowę.
Gdybym była sama z tat(ą), milczałabym, jeśli (nawet) nie kłóciła się.
Jej chłopak już wszedł do środka, natomiast Jensen(,który schował się za nim) czekał w drzwiach. — Jak ten przecinek zawędrował do wtrącenia w nawiasie? Ponadto nawias sam w sobie jest tu zbędny.

Rozdział IV
Przyjemnie było wygrzewać się na słońcu(,) do póki nie usłyszałam krzyki. — Dopóki, krzyków.
  Waliłam go rękami i nogami - bezskutecznie(,) i tak wrzucił mnie do wody. Ochlapałam go wodą, a on chyba uznał to za początek nowej zabawy(,) bo odwzajemnił mój ruch. — Powtórzenie.
Podeszłam do niego polwoli. — Powoli.
Gdy byłam już wystarczająco blisko niego. Zaczęłam wodzić palcami po jego torsie, aż doszłam do pleców. — Znów rozdzieliłaś zdanie podrzędne na dwie części. Po słowie „niego” powinien znaleźć się przecinek.
To Adam go zaprosił. Wiedział, że mi się spodoba. Jensen urodził się w Anglii, tak przynajmniej mówił mi Adam. – Powtórzenie.
Wśród zebranych zauważyłam Stivena. – Spolszczenie angielskiego imienia nie brzmi dobrze.
Uśmiechnął się(,) pokazując swoje białe idealne zęby, a ja odpowiedziałam mu tym samym. – „Idealnie białe zęby” lub  „białe, idealne zęby”. Poza tym czyichś zębów raczej pokazać nie mógł, więc słowo „swoje” jest tu niepotrzebne.
(...) odszepnęłam i pocałowałam go w policzek(,) bardzo blisko ust.
Zamknęłam oczy.Otworzyłam oczy. – Powtórzenie; brak spacji.
Ściany były ciemno niebieskie. Brudne. Szafa i regał ciemnobrązowe. Zakurzone. – Po co te przymiotniki poza zdaniami? Lepiej je dołączyć; ciemnoniebieskie.
To była Mama. – Po raz drugi piszesz „mama” dużą literą. Przecież to nie jest nazwa własna. W narracji pierwszoosobowej możesz zapisywać „Mama”, ale wtedy musisz być konsekwentna i używać owego zapisu przez cały czas.
 Uciekłyśmy z mamą wgłąb pokoju. – W głąb.
Przez moment patrzyła mi prosto w oczy, a ja czułam, że jestem kochana bardziej niż w innych zawsze. – Co miało oznaczać to zdanie?
Mama miała jasno niebieskie oczy. Takie jak ja. Uwielbiałam w je patrzeć – jasnoniebieskie, w nie.

Rozdział V
Zupełnie nie rozumiałam tego(,) co się wydarzyło.
Tata mnie przytulił(,) a ja odwzajemniłam uścisk.
W ten sposób wiedziałabym(,) jak wygląda(,) i nie musiała(bym) z nią rozmawiać.
Lody wsadziłyśmy do zamrażalki – zamrażarki.
- Dziękuje!- krzyknęłyśmy, a tata od krzyczał 'proszę'. – Co najwyżej „odpowiedział”. Apostrofy nie są zamiennikami cudzysłowu.
If I stay poszedł na pierwszy ogień. – Skoro to tytuł filmu, powinien brzmieć „If I Stay” i być opatrzony cudzysłowem.

Rozdział VI
Dni minęły szybko. – To mało dokładne jak na zdanie rozpoczynające rozdział.
Nie miałam pojęcia(,) jak ta kobieta mnie przyjmie.
Co(,) jeśli ja nie polubię? – Jej. W przypadku gdy mówimy „polubić (kogoś/coś)” używamy odmiany w bierniku (ją), a jeśli „nie polubić (kogo/czego)”, to w dopełniaczu (jej).
Moje sny nigdy nie były normalne i to mnie intrygowało. Wciągu minionych dni moje sny były normalne i przyjemne. – Powtórzenia; w ciągu.
W drodze w nieznane zadzwoniłam do Jensena. – Wędrowała po swoim mieście, prawda? Nawet jeśli krążyła bez celu, nie wybierała się w żadne „nieznane”.
Wzięłam szklankę i również nalałam sobie picia – i również nalałam sobie czegoś do picia.
Okazało się, że Kasia jest miła i inteligentna. – Mieszanie czasów.
Kaznodzieja mówił swoje kazanie, inne niż zwykle mówił, że czasem grzech jest dobry, łatwo można go usprawiedliwić, bo liczy się większe dobro i zabójstwo jest dobre, bo niszczy złe jednostki. – To zdanie brzmi jak zlepek myśli. Trzeba by je przekształcić: „Kaznodzieja mówił swoje kazanie, które było inne niż zwykle”. Resztę należy zawrzeć w nowym zdaniu oraz usunąć powtórzenia.
Kazał wnieść krzyż z wierną. – Z wierzącą. Ale kazał wnieść i krzyż, i wierzącą, czy krzyż, na którym była przybita wierząca?
Jakiś koleś podszedł do niej i przebił jej bok. – Sformułowanie „jakiś koleś” skutecznie niszczy atmosferę grozy.

Rozdział VII
Od domu do szkoły samochodem mam dziesięć minut jazdy. Zmiana czasu z przeszłego na teraźniejszy.
Zanim wysiadłam z auta(,) pocałowałam Jensena w policzek.
Kiwnęła przygaszona głową. – W jaki sposób głowa może kogoś „przygasić”? Sugeruję zmianę na: Przygaszona kiwnęła głową.
Ksiądz mówił(,) jak ważna jest nauka.
Nie wiedza pomaga w grzechu. – Niewiedza.
- Uważaj na Jensa - zdawał się mówić i przy okazji nie poruszać wargami. Zdawał się mówić i zdawał się nie poruszać wargami? To co takiego robił w rzeczywistości?
Chwilę później poczułam ręce na tali. – Talii.
Cząstka mnie, jaka płynie w twojej krwi(,) nadal żyje. – Która płynie.
- O kim mówisz? //- (O) Lucyferze – przecież matka Amandy dopiero co przed chwilą wyznała, że nie może jej tego zdradzić. Zmieniła zdanie w ciągu kilku sekund?
(…) wszystko zaczęło gnić, niebo spochmurniało, mama zaczęła popłakiwać. Poczułam strach. I nagle wszystko zaczęła pochłaniać czarna dziura. – Powtórzenia; powinnaś rozpocząć całość od nowego akapitu.
Znów je zamknęłam, tym razem rozpaczliwie, nie było szansy(,) bym się nie obudziła. – Za dużo zaprzeczeń. Nie wiadomo, czy chodziło o to, że nie ma nadziei na przebudzenie, czy o to, że przebudzi się na pewno.

Rozdział VIII
Miałam przeczucie, że to wszystko dzieje się w rzeczywistości, nie tylko w mojej głowie. Miałam umrzeć, bardzo się tego bałam. – Powtórzenie.
Moja mama chowała się przed samym diabłem, goniła ją śmierć, a ja zawarłam jakiś pakt z nim na mocy, którego miałam koszmary. – Zawarłam z nim jakiś pakt, na mocy którego miałam koszmary.
Demon(y) błąkały się po wszechświecie, aż znalazły Ziemi(ę).
- 13 września macie wyjechać. Wycieczka będzie trwać tydzień. Będziecie zwiedzać muzea i komitet Europejski. Wycieczka kosztuje 500  złotych. – W opowiadaniach liczby pisze się pełnymi słowami; Parlament Europejski; podwójna spacja między „500” a „złotych”.
Kilka dni później już szykowałam walizkę. Pomino(-) że został mi jeszcze tydzień. – Te dwa zdania powinnaś połączyć w jedno, oddzielając je przecinkiem; pomimo.
Nauczyciele zdążyli się już rozkręcić z zadawaniem prac domowych i moje życie kręciło się tylko i wyłącznie wokół szkoły i Jensena, z czasem było go coraz mniej. – Powtórzenie; z tego zdania wynika, że Jensena było coraz mniej, a nie czasu.
Spędzaliśmy całe wieczory u mnie(-) albo u niego(,) ucząc się.
Nie spodziewałam się go tu, myślałam bardziej, że jest jeszcze na dworzu. – Na dworze; nie da się myśleć „bardziej”. Można myśleć albo nie myśleć.
Położył swoje ręce po obu stronach mojej twarzy. Lekko przekręcił ją w lewo i położył swoje wargi na moich. – Powtórzenia; nie trzeba dodawać „swoje” do „ręce”, przecież wiadomo, że nie użył cudzych.
Nie czułam jednak bicia jego serca, tak mi się wydaje. – Mieszanie czasów.

Rozdział IX
Wszędzie było brudno(.) (G)dy kończyłam czytać jeden pokój i zabierałam się za drugi(,) poprzedni (ten czysty) z nieznanych mi powodów wracał do stanu bałaganu. – Przy odpowiednio skonstruowanym zdaniu nie trzeba uzupełniać takich błahostkowych informacji za pomocą nawiasów. Poza tym sądzę, iż pokoje się czyści, niekoniecznie czyta.
Osoba, która zleciła mi sprzątanie(,) lada moment mijała się stawić(.) (U)słyszałam ciężkie kroki, które echem rozchodziły się po całym domu. – Miała.
Poczułam(,) jak ktoś dyszy mi na karku. – „dyszy mi w kark” lub „Poczułam czyjś oddech na karku”.
Był tak zimny, że nie dowierzałam w to, że należy do mojej matki, ale to nie była ona. – Rozumiem, o co konkretnie chodziło, ale z tego zdania trudno wywnioskować, co ma na myśli główna bohaterka. Dodatkowo: powtórzenia i mieszanie czasów.
Nie posłuszne dziecko! Nie dobra dziewucho! – Nieposłuszne; niedobra.
Mama ubrana była w (p)iękną suknię, wyglądała jak panna z dworu z osiemnastego wieku.
Im bliżej kuchni się znajdowałyśmy(,) tym bardziej zaczęła machać ręką, w której po chwili zauważyłam coś na kształt batu z czymś ostrym na końcu. – Zaczynała; bata. Amanda jest wyjątkowo niezdecydowaną narratorką, w opowiadaniach trzeba konkretnie stwierdzać, co czym jest; machać ręką można „mocniej”, lecz nie „bardziej”. Najlepiej również pozbyć się słowa „zaczęła”.
Poczułam nie straszliwy ból. – Jeśli nie straszliwy, to jaki? Myślę, że chciałaś napisać „w niej”.
Krew płynęła stróżkami, płakałam i krzyczał. – Kto taki krzyczał?; strużkami. „Stróżka” to określenie na kobietę-stróża.
Miał puste oczy i wyglądał na smutnego, pomimo ironicznego uśmieszku. Przez moment patrzył na mnie takim smutnym wzrokiem, jakby to i dla niego było nieprzyjemne doznanie. Przez moment było mi go żal. – Powtórzenia.
Do szkoły poszłam prze szczęśliwa, nic nie mogło mi zepsuć humoru i tak było. – Przeszczęśliwa; „i tak było” można z tego zdania spokojnie wyrzucić, nabierze wtedy więcej sensu.
Nie ma potrzeby wyróżniać SMS-ów takim ostrym fioletem.

Rozdział X
Sklepikarze płynnie mówiący w języku francuskim próbowali wcisnąć mi jakieś drobiazgi, ale mnie nie interesował żaden z nich(.) (C)hociaż sikający chłopiec czy atonium wyglądały bardzo interesująco(,) nawet na nie nie patrzyłam i szłam przed siebie. – Chyba chodziło ci o „atomium”. Należałoby także wyjaśnić, że to zabytki i atrakcje w Brukseli, ponieważ nie każdy czytelnik na pierwszy rzut oka zorientuje się, że Amanda, mówiąc o sikającym chłopcu, ma na myśli rzeźbę; skoro akcja dzieje się w Brukseli, to logiczne, że sklepikarze będą płynnie mówić w ojczystym języku, więc to słowo jest niepotrzebne.
Cudowna atmosfera towarzyszyła w tym miejscu. – Temu miejscu.
Po raz ostatni odwróciłam głowę by upewnić się, (czy) budynek jeszcze tam stoi, nie stał. – Mieszanie czasów; przed ostatnim wyrażeniem przydałby się jakiś sensowny spójnik.
- Jesteś już(,) słoneczko!- powiedziała radosnym tonem(.) - Chodź(,) odłóż lusterko na stół i chodź- powiedziała nalegającym tonem, zasiała we mnie ziarno wątpliwości, cofnęłam się o krok.- No wchodź!- prawie krzyknęła z niezadowoloną miną powtórzenia; skoro matka pospieszała Amandę, powinno być: „naglącym tonem” zamiast „nalegającym tonem”.
- Nie- powiedziałam stanowczym tonem i odsunęłam się(,) kiedy mama chciała mnie wciągnąć. – Coś za dużo tych „tonów”; dwa kolejne wyrażenia po przecinkach są odrębne, więc trzeba je napisać jako osobne zdania.
Kiedy byliśmy już gotowi jechać na lotnisko Chopena(,) w naszą stronę biegł jakiś chłopiec w naszym wieku. – Powtórzenia; przybiegł lub podbiegł; Chopina.
Samolot mieliśmy o godzinie 15, (w) Brukseli mieliśmy zawitać około godziny szesnastej. – Dlaczego raz godzinę piszesz liczbą, a raz słownie?
Po naszej lewej mieszkał Steven z Michałem, a po prawej [] Natalia i Weronika.
Wyjęłam komputer z torby podręcznej i rozłożyłam się na łóżku. Po mimo(-) że nie był dostępny na (F)acebooku(,) zaczęłam do niego pisać. Po wysłaniu pierwszej wiadomości od razu się pojawił. Prosił(,) bym wysłała mu jak najwięcej zdjęć i przyznał, że już za mną tęskni. – Pomimo. To słodkie, że Amanda napisała do komputera, choć wydaje mi się, że miałaś na myśli Jensena. Powinnaś o tym wspomnieć gdzieś w zdaniach. Poza tym czy nie byłoby logiczniej napisać „laptop” zamiast komputera? Ciężko sobie wyobrazić, aby tak wielki i nieporęczny sprzęt zmieścił się w torbie podręcznej.
Muzeum było wielkie i po ogólnym wytłumaczeniu, na którym piętrze(,) co się znajduje(,) wszyscy się rozdzielili.  – Należy zaznaczyć, przez kogo to zostało wytłumaczone.
Wyglądały na bardzo stare, nie które były zniszczone. – Niektóre.
Obok drzwi po lewej były umieszczone plastikowe czaszki ustawione do góry nogami z dziwnym pojemnikiem przyczepionym w miejsce(,) w którym powinien być kręgosłup. – Miejscu; powtórzenia.
Trzeciego dnia szliśmy przez park do muzeum sztuki antycznej, (ale) gdy tylko zobaczyłam plac zabaw(,) natarczywie jak mała dziewczynka zapragnęłam tam pójść. – Słowo „natarczywie” tu nie pasuje.
Steven zauważył moją zmianę humoru i postawił [mnie] na własne nogi. – Postawił (kogo, co) mnie; słowo „własne” trzeba wyrzucić.
Przez moment Steven wstrzymał pojęcie, coś zgasło w jego oczach(,) które przed chwilą jeszcze zionęły zapałem. – Co oznacza „wstrzymać pojęcie”? Rozumiem wstrzymanie oddechu, wstrzymanie ruchu, ale o wstrzymywaniu pojęcia jeszcze nie słyszałam.
Steven zaproponował(,) żebyśmy szli ciągle prosto.
Mały(,) ciężko zauważalny sklepik. – Ledwo zauważalny.
Weszłam do środka i od razu zauważyłam to(,) po co przyszłam. Średniej wielkości lusterko z czarną rączką i obramowaniem(-) wyglądało zwyczajnie i łatwo można było je przeoczyć. – To są zdania kropka w kropkę skopiowane z pierwszego akapitu. Po co się powtarzać?

Rozdział XI
Od czasu powrotu do hotelu Steven nie odzywał się do mnie, jedynie patrzył na mnie intensywnym wzrokiem pełnym wyrzutu. – Wzrok nie może być „intensywny”, bo to oznacza „o dużym natężeniu”, co z patrzeniem nie ma nic wspólnego. Spojrzenie by mogło.
Wieczorem(,) kiedy wróciłyśmy z kolacji do pokoju(,) opowiedziałam dziewczynom o lusterku.
Dopiero teraz dostrzegłam, że mój chłopak ma podbite oko. Uśmiechnął się przepraszająco i kazał uciekać.- Poczekaj(,) Amiś!- wołał kulejący Jensen, potem zwrócił się do swojego sobowtóra. No to w końcu kazał jej uciekać, czy poczekać? Bo z tego zdania wynika, że to powiedziała jedna i ta sama wersja Jensena.
Nikola spojrzała na mnie niedowierzającym tonem(.) (J)uż wiedziałam, że zrobiłam błąd(,) opowiadając im o tym, musiałam jakoś wyjść z tej sytuacji, bo uznają mnie albo za jakąś kłamczuchę(-) albo wariatkę. – Nie da się spojrzeć tonem; należy usunąć „jakąś”, aby uniknąć powtórzenia.
Niesamowita ciemność ogarnęła nie tyle moje oczy, jak serce. – Sformułowanie „nie tyle moje oczy, jak serce” jest zwyczajnie nie po polsku. Proponuję na przykład: „ogarnęła nie tyle moje oczy co serce”.
Byłam jak w transie(.) (P)odeszłam do niego(,) dotykając opuszkami jego twarzy (i) nie przerwanie patrząc mu w oczy. – Nieprzerwanie.
Odsunął się ode mnie i nagle usłyszeliśmy specyficzny odgłos otwieranej windy. Wyszedł z niej bliźniaczy Jensen kulejący na lewą nogę. Dopiero teraz dostrzegłam, że mój chłopak ma podbite oko. Uśmiechnął się przepraszająco i kazał uciekać. – Który chłopak miał podbite oko? Który kazał uciekać? Skoro było ich nagle dwóch, to nie jest oczywiste.
- Poczekaj(,) Amiś!- wołał kulejący Jensen, potem zwrócił się do swojego sobowtóra(:)- Czekaj! A ty co tu robisz? Miałeś zostać w domu- zaśmiał się bez krzty wesołości głos Jensena. Nie usłyszałam odpowiedzi, widocznie głos w myślach mógł być kierowany tylko do jednej osoby(.)- No dobrze, masz szczęście(,) Amiś! Wrócę kiedy indziej, masz szczęście, że (o)n tu jest. Do zobaczenia!- (J)ego odgłos dochodził z daleka, tak bardzo daleka, że podniosłam się wyczerpana. Przez moment miałam wrażenie, że widzę twarz w ciemnościach, ale po zapaleniu lampki upewniłam się, że to tylko złudzenie. Dotknęłam swojej szyi i wyczułam miejsce, które Jensen całował. – Ten akapit jest napisany tak chaotycznie, że nie wiadomo już, co się w nim wydarzyło; głos nie może się śmiać, to w końcu nie jest człowiek.
Moje usta zrobiły się na kształt litery O”. – Ułożyły się.
Wtedy przestałam spadać; obok mnie pojawiła się śliczna(,) blond włosa dziewczyna. Miała delikatne rysy twarzy i proste, blond włosy. – Blondwłosa; nie ma potrzeby dwa razy wspominać o tym samym fakcie. Zamiast tego w pierwszym przypadku można napisać: jasnowłosa.
Na sobie miała białą szatę, która ładnie komponowała się z jej bladą cerą. Patrzyłam na nią zaciekawiona, wtedy uśmiechnęła się i zaczęła do mnie mówić, tak jakby. – Nadużywasz słów „jakby”. Powinnaś opisywać sytuację taką, jaka jest w rzeczywistości, a nie wprowadzać czytelnika w błąd.
- Witaj(,) Amando, czekałam na ciebie(.)- (P)rzez całe życie słyszała ten głos, jednak była pewna, że należy do niej samej. To ona tłumaczyła jej francuski, radziła wejść do lusterka. – Czemu Amanda nagle zaczęła o sobie mówić w trzeciej osobie?
- Kim jesteś?- spytałam pewna, że mój głos będzie słyszalny w jej czaszce; głuche echo powiodło po całym tym (?pomieszczeniu?) – nie wiadomo, czym jest ten zbiór znaczków wokół „pomieszczeniu”. Czy to niedopatrzenie przed edycją, czy celowy zabieg?
- Jestem twoim Angel. Skoro tu przyszłaś znaczy, że chcesz poznać prawdę. – Dlaczego Anioł nie może się po prostu nazwać „Aniołem”? Używanie angielskiego w tej sytuacji niszczy jej wzniosłość.
Daj mi chwilę(.) - (I) nie oczekując (na co? Na kogo?)(,) zmieniła miejsce.
(…) spytała, a ja przecież coś wiedziałam(:) mieszkałam z ojcem, moja matka nie żyła; pokręciła ze smutną miną głową. – Pokręciła głową ze smutną miną; powinnaś jeszcze dodać tu podmiot.
Wtedy pełna najróżniejszych emocji poszła do Lucyfera. – Warto by dodać, jakich konkretnie emocji.

Rozdział XII
Wróciliśmy już z wycieczki, a ja byłam jak odmieniona, nawet tata to zauważył. – A więc rzeczywiście była odmieniona czy była „jak odmieniona”?
Gdy wróciliśmy w niedziele wieczorem do domu. Zasnęłam głębokim snem. – To powinno być jedno zdanie; niedzielę.
Mój puls jednoznacznie przyśpieszył. – Nie mógłby przyspieszyć niejednoznacznie.
(Z) (g)łębi pokoju ktoś wydał dziwny gardłowy dźwięk, coś pomiędzy warknięciem(-) a krzykiem wściekłości.
Wyciągnęłam ręce przed siebie i(,) próbując namacać przestrzeń(,) sunęłam do przodu. – Nie da się namacać przestrzeni. Przed i po użyciu imiesłowu należy stawiać przecinki.
Coś świsnęło koło mojego ucha, to coś rzuciło czymś we mnie. – Za wiele domyślników.
Na plecach poczułam(,) jakby ktoś mokrymi rękami drapał mnie. Tylko to nie do końca było drapanie, wbijał swoje pazury w moje plecy. – Mnie drapał; znów brakuje tu konkretnego opisu rzeczywistości.
Widocznie było bardzo ważne(.) (I)nne kartki były listami lub wycinkami z gazet, wzięłam co dłuższe z nich i schowałam do tylnej kieszeni moich spodni.
Nie miałam klucza, a te coś, znów w postaci czarnej chmury(,) sunęło w moją stronę, kiedy był(o) wystarczająco blisko(,) zmienił(o) się w Stevena(,) [który] zaczął mnie podduszać. – To; zaczęło. Jeśli podmiot jest w rodzaju nijakim, należy konsekwentnie odmieniać w zdaniu czasowniki.
(…) odsunęła się ode mnie, opuściła głowę i potarła nosem. – Spuściła; nos.
Wpadła pod samochód jechał zbyt szybko – wpadła pod samochód, który jechał zbyt szybko.
Wstałam i odeszłam(,) nie odwracając się.

Rozdział XIII
Demon, ten pierwotny(,) nie był zły. Był okrutny, mroczny, bezlitosny, ale dotrzymywał słowa.  To wybitnie zaprzecza samemu sobie. Jedna dobra cecha nie jest w stanie zneutralizować dziesięciu innych. Da się być złym i honorowym równocześnie. Wtrącenia trzeba i zaczynać, i kończyć: za pomocą przecinków bądź myślników.
- Wierzysz w Boga?- przez te cztery miesiące naszej znajomości nigdy nie pytałam go o to. //- Zdaj(ę) sobie sprawę, że istnieje, ale nie wierzę. – To zdanie także zaprzecza samemu sobie. Wiara w Boga to przekonanie o Jego istnieniu. To tak, jakby powiedzieć, że nie lubi się optymistów, ale osoby pozytywnie nastawione do świata już tak.
- Udowodnij(.) - (Z)łączyliśmy usta i nie było nic oprócz nas. – Po wypowiedzi Jensena należy rozpocząć dalsze opisywanie od nowego akapitu.
Nie zależnie od mimiki (jego) twarzy(,) miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. – Niezależnie.
Jensen zamyślił się(,) a potem odpowiedział(:)
Panował haos, wtedy Bóg stworzył Ziemi(ę). Demon błąkały się po wszechświecie, aż znalazły Ziemi(ę). Zainteresował się nią, chciał jednak poznać resztę świata. – Chaos. Poprzez mieszanie odmian nie wiadomo, czy był jeden demon, czy kilka, i kto zainteresował się Ziemią. Bóg? Demon?
Demony zesłane podziemie były niezadowolone, Lucyfer to wykorzystał (i) namówił je do buntu przeciw Aniołom, (ponieważ) chciał napaść na samego Boga i zająć (J)ego miejsce. – Pod ziemię; prawie w ogóle nie używasz spójników, a one są potrzebne przy konstruowaniu zdań.
W ten sposób świeci mało rzeczy, na przykład serca dobrych osób, aniołów, a i Niebo. – Bez a” .
uśmiechnął się i podniósł mój pod brudek. – Podbródek.
(…) nie przerywając kontaktu wzrokowego(,) odszukał moją rękę.

Rozdział XIV
Codziennie zmieniali się. – Codziennie się zmieniali.
Potem była już tylko ciemność, ale skoro była ciemność(,) to gdzieś musiało być światło, a z nią jasność. – To nie takie oczywiste.
Znajć wandy. – Znajdź; skoro „Wandy” to nazwa własna, powinna być pisana wielką  literą.
(…) zmarszczyła brwi w niby zamyśleniu i pocałowała mnie w policzek. – Niby-zamyśleniu.
Wszystko przyspieszyło. – Co konkretnie Amanda miała na myśli? Otoczenie przecież nie mogło nagle przyspieszyć, a jeśli tak, to w którą stronę i z jaką prędkością się poruszało?
Przez głową przebiegały mi złe myśli. – Przez głowę.
Następnego dnia(,) kiedy Jensen wychodził(,) zaprosiłam go do siebie.
Amanda udałaby, że to zwykłe przywidzenie, gdyby nie to(,) co powiedział jej Jensen. Pół demon i pół anioł są parą, to brzmi tak niewiarygodnie! Ale tak wygląda prawda, a przynajmniej jej zalążek. Chciałabym zobaczyć świat jego oczami. – Nagła zmiana narracji z pierwszoosobowej na trzecioosobową; pół-demon i pół-anioł.

Rozdział XV
Ja swoje problemy zachowywałam wyłącznie dla siebie. No(,) może jeszcze dla Lusterka. – Amanda opowiadała Lusterku o swoich problemach? Ponadto jesteś niekonsekwentna: możesz zaznaczyć, że owo lustro jest wyjątkowe poprzez zapis wielką literą, ale powinnaś pisać w ten sposób od samego początku, a nie na przemian.
Mrugnęłam(,) a postać zniknęła (i) pozostała czarna chmura dymu, ta czarna chmura dymu. – Nie warto powtarzać dwa razy tego samego.
Gdyby Milena właśnie nie przyszła(,) na pewno zajęłabym się dokładniej paznokciami, za co jej dziękuję.  – Za co byłam jej wdzięczna.
Wkońcu stanęłam. – W końcu.
Nagle obok mnie pojawił się Jensen(, który) pocieszył mnie(, a ja) poczułam się o wiele lepiej. – Brak spójników.

Rozdział XVI
Tego miejsca nei da się zastąpić. – Nie.
Został nam niecały miesiąc. – Skąd bohaterka wie, ile czasu zostało do... właściwie to nie do końca wiadomo czego konkretnie. Czyżby data dopadnięcia Amandy przez Śmierć była już z góry ustalona? Czyżby mówiła o tym jakaś przepowiednia? Czemu akurat za miesiąc, a nie na przykład za dwa...?
Nie rozumiałam tego(,) jak mogła pozwolić urodzić potwora. To znaczy Jensa. – To dziwne, z jaką łatwością przychodzi Amandzie myśleć o Jensenie jako o potworze, skoro dotąd był dla niej milutki i potulny jak baranek. Sam przecież stwierdził, że nie chce niczego innego, tylko ją całować.
Lekarz stwierdził, że płód jest nieżywy. Przepłakałam wiele noc(y), aż zauważyłam(,) jak się porusza. – Skoro płód znajdował się we wnętrzu brzucha matki Jensena, nie mogła zauważyć jego ruchu. To fizycznie niemożliwe. Mogła ów ruch co najwyżej poczuć.
Opanowałam emocję. – Emocje.
Pamiętaj(,) człowiek nie może dać sobie sam rady z takimi siłami ciemności...
Wzrusza ramionami. Ten gest roz[z]łaszcza mnie i przygnębia. – Nagła zmiana czasu na teraźniejszy.
Przez moment było niezręcznie(,) (d)opóki nie zaproponowałam miejsca. 
Jensen póścił moją rękę i po(d)szedł bliżej. – Puścił.
Patrzył na ołtarz rozdziawionymi ustami. – Nie da się patrzeć ustami.
Nikt nie wyjdzie z tego żywym – żywy.
I ja też nie chcę być żywa(,) jeśli nie będę mogła ich już nigdy zobaczyć, tym samym mama też tak(,) więc nie lepiej to wszystko zakończyć? – Co takiego mama „tak”?
Czy to musi się tak skończyć? Czy on musi umrzeć? Jak ktoś tak piękny może być potworem? // - Nauczysz mnie się modlić?- spytał(,) spuszczając wzrok. // To była dla niego nowość. //  Jak ktoś tak piękny może być potworem? Czy on musi umrzeć? Czy to musi się tak skończyć? Kopiuj-wklej poprzednich zdań nie jest dobrym pomysłem.
Piękna pogoda(,) by umrzeć. Odrazu żałuję swoich słów. – Od razu. Amanda tego nie wypowiedziała, ale pomyślała.
On tego chciał(,) nie mogłam więc tego zrobić.
Drapał korę jak dzikie zwierze. – Zwierzę.
Dotykam jego ramię i czuję odtrącenie. – Jego ramienia.
A wtedy zauważam Go. – Jego. Poza tym, skoro to nie Bóg, dopełnienie powinnaś napisać małą literą.
Jeszcze go niezauważył. – Nie zauważył.

Epilog
W gardle cłuję gulę. – Czuję.
Twarz mam mokrę od łez. – Mokrą.
Dopiero wtedy zrozumiałam(,) do czego ludziom potrzebna jest wiara. – Człony zdań złożonych podrzędnie muszą być rozdzielone przecinkiem.
Pomimo tego, że Jensen był pół demonem(,) sprawił, że czuję, że żyję. – Podwójne „że” nie wygląda najlepiej. Myślę, że pierwsze z nich powinnaś zastąpić „iż”. Słowo „czuję” powinno być zapisane w czasie przeszłym.
nie zasłóżył na to. – zasłużył (od słowa: zasługa).
Teraz poczułam to. Te wszystkie wiary. – W jaki sposób poczuła wszystkie wiary? Przecież nie mogła nagle uwierzyć we wszystkich bogów. Słowo „poczułam” lepiej w tym wypadku zastąpić „zrozumiałam”. Dzięki temu całość nabiera logiki.
Gdyby nie Steven(,) on już bym nie żyła. – Po co to „on”?
- Daniel i Kasia nie żyją. - (G)dybym nie była tak zmęczona(,) zapytałabym(,) skąd wie.
mówił szybko, przez co [jego] słowa wydawały się nie wyraźne. – Niewyraźne.
Jeśli dożyję jutra(,) najpewniej stracę głos.
Słucham? Co to wtajemniczeni? Jest was więcej? – Czy to pytanie Amandy, czy jej myśli? Brakuje bowiem pauzy lub półpauzy na początku. Ponadto Amanda powinna zapytać: „kim są”, skoro mowa jest o grupie ludzi. Słowo „wtajemniczeni” należałoby zapisać kursywą/w cudzysłowie/wielką literą, ponieważ wygląda na to, że to nazwa własna.
Musiałam być wporządu wobec siebie i jego. – W porządku.
- Minęła minuta.- oznajmił bardziej sobie niż jej. – Amanda wówczas zemdlała, zatem to logiczne, że nie mówił do niej.
Czy znajdowała się właśnie w tunelu? Jeśli tak, to czy niedługo nie zobaczy światła? Czy Śmierć właśnie tam ją zabrała? – Kto zadaje te wszystkie pytania w narracji trzecioosobowej? Ponadto o czym jest mowa przy „tam”? Ponieważ podejrzewam, że nie chodziło Ci o to, że Śmierć zabrała Amandę to tunelu.
Pomieszczenie ograniczało się jedynie do brązowego i białego koloru. Minimalistycznie urządzone. Bardziej przypominało pokój emeryta niż nastolatka. – Pomieszczenie nie może się ograniczać do kolorów. Równoważnik lepiej połączyć z pierwszym zdaniem, na przykład: „Pomieszczenie było minimalistycznie i nowocześnie urządzone, panowały w nim jedynie biel i brąz”.
Położył ją na łóżku. Okrył białym prześcieradłem w brązowe wzory kwiatów. – Te dwa zdania również lepiej połączyć, a końcówka lepiej by brzmiała tak: „w kwieciste, brązowe wzory”.
Amanda wyglądała(,) jakby spała. Te kilka godzin były wystarczająco męczące. Zasłużyła na sen. Jakby na zaprzeczenie [tych] słów otworzyła oczy. – „Było” zamiast „były”; powtórzenie. Ponadto, bazując na tych zdaniach, nie wiadomo już, co konkretnie się z nią stało. Mieszasz również narrację zależną (z perspektywy Amandy) z niezależną, przez co tekst jest chaotyczny i niejasny.

Podsumowanie
Opowiadanie „Świat Amandy” otrzymuje ode mnie ocenę dopuszczającą.
W trakcie czytania historii widać, że dobrze wcześniej przemyślałaś, w jaki sposób chcesz poprowadzić akcję i następujące po sobie wydarzenia. Kolejne sekrety są odkrywane stopniowo, więc praktycznie cały czas ma się do czynienia z coraz to większą ilością tajemnic. Elementy fantastyczne również nie pojawiają się od razu, a w większości pozostają subtelne. Kolejną zaletą opowiadania są niewątpliwie sny głównej bohaterki, dzięki którym mamy szansę ujrzeć kilka kreatywnych, mrocznych scen. Parę razy próbujesz też skłonić odbiorcę do refleksji.
Jednak z drugiej strony bardzo rzuca się w oczy niedbałość i chaotyczność tekstu. Fabuła ma wiele niedomówień, które zdają się kluczowe, aby w pełni zrozumieć opowiadanie. Często brakuje w niej także logiki, a kilka wątków sprawia wrażenie wymyślonych na poczekaniu. Tło jest ubogie, praktycznie go brak. Nie wiadomo nawet, w jakim mieście rozgrywa się akcja, znamy jedynie nazwy dwóch ulic. Można zakładać, że wydarzenia mają miejsce w Polsce, jednak jeśli to prawda, obcojęzyczne imiona takie jak Steven lub Jensen są bardzo mylące. Za mało bohaterów zapada w pamięć. Problem stanowi również mieszanie narracji przeszłej z teraźniejszą.
Do opisywania zdarzeń używasz głównie zdań prostych, przez co niektóre akapity brzmią jak wyliczanka, a to stanowi jedną z największych wad i należy nad tym popracować. W zdaniach złożonych natomiast zapominasz o spójnikach, więc łączysz ich człony zazwyczaj za pomocą przecinków, co nie wygląda najlepiej. W każdym rozdziale pojawiają się powtórzenia. Nie dbasz o literówki, akapity, kropki na końcach zdań ani o spacje. Czasami również zdarzają Ci się błędy ortograficzne oraz niepoprawna odmiana rzeczownika.
Wszystkie wymienione mankamenty dotyczące stylu da się wypracować, trzeba tylko poćwiczyć. Masz zadatki na dobrego pisarza. Potraktuj „Świat Amandy” jako rozgrzewkę. Kto wie, może za parę lat napiszesz to opowiadanie od nowa i zaskoczysz mnie całkiem nowym i profesjonalnym podejściem do fabuły? Tego życzę Ci z całego serca!
Tutaj zamieszczam parę linków, które mam nadzieję pomogą Ci w dalszym rozwoju pisarskim:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz