Ocena nr 28 – Her infinity

 Blog — Her infinity
Autorka — Leslie
Oceniająca — Maxine

Uwaga! Ocena zawiera spojlery.
W zakładce „O blogu” wspomniałaś, że adres powstał z myślą o innym opowiadaniu, zakładam więc, że to, które przyjdzie mi oceniać, dostało go w spadku. Zastanawiam się, na ile będzie adekwatny do opowiadanej historii, bo sam w sobie jest intrygujący i krótki, a tym samym łatwy do zapamiętania. Dodatkowo na belce znajduje się napis „duch” po łacinie, co w kombinacji z adresem luźno tłumaczonym jako „jej nieskończoność” stawia interesujące pytania o możliwą treść.
Szatę graficzną bloga oceniam jak najbardziej pozytywnie. Połączenie mrocznego, animowanego nagłówka z ciemną kolorystyką podbiło moje serce. Brawa należą się tutaj Prudence, autorce szablonu — przy okazji muszę wspomnieć, że link do jej strony zamieszczony w „Informacjach” jest nieważny i przydałoby się coś z tym zrobić.
Na blogu nie ma tony niepotrzebnych gadżetów ani zakładek i chwała ci za to, ale mam pewne ale. Licznik wejść nieco psuje ogólny klimat, a zakładka prowadząca do strony głównej w menu jest niepotrzebna, bo z powodzeniem można kliknąć w nagłówek i osiągnąć ten sam efekt. Font, choć o dobrym kroju i z polskimi znakami, jest odrobinę za mały, przez co obawiam się, że długie czytanie będzie męczyć mój wzrok. Przydałoby się zwiększyć go do jedenastki lub chociaż dziesiątki. Pochwalić jednak należy prawidłowe sformatowanie tekstu.
Podstron masz niewiele — wszystkie niezbędne. „Linki” są w porządku, choć niestety oba blogi, które czytasz, są zablokowane dla niezaproszonych użytkowników, więc nie posiadają zbyt dużej wartości dla osób szukających lektury.

Zakładka „O blogu”
Ma znacznie większy font niż cała reszta. Przydałoby się to ujednolicić, gdyż wygląda to niechlujnie. Sprytnie wcisnęłaś tutaj dwie podstrony w jednej, bo na końcu pojawiło się kilka słów o tobie. Niestety, znalazło się też miejsce na kilka uwag:
„Blog stoi już około dwóch lat”. — Zastanawiam się, od jakiego czasu określenie „około dwa lata” widnieje na podstronie i jak bardzo ten okres jest błędny. Radziłabym zastąpić je datą, od której każdy mógłby sobie odliczyć, ile minęło od założenia bloga. Nie musiałaby być nawet dokładna, wystarczyłaby pora roku. Dodatkowo zastanawiam się, dlaczego usunęłaś cudzysłów przy wyrazie „stoi”. Bez niego to wyrażenie wygląda tutaj po prostu źle.
„Publikowałam na nim inną historię, jednak uznałam, że złe zakończenie, które sobie zaplanowałam, nie jest w moim stylu. Wewnętrzne „ja” buntowało się na myśl o tragicznym dla bohaterów końcu”. — Użycie niepoprawnego cudzysłowu. Prawidłowy powinien wyglądać tak: „”.
Mam wrażenie, że cały pierwszy akapit zdradza ton zakończenia. Przy okazji opowiadania o swoim starszym utworze (nawet jeśli nie wprost) przyznajesz, że ta historia skończy się dobrze, co jest oczywiście dość ogólnym pojęciem, ale z drugiej strony odbiera czytelnikowi pewien element zaskoczenia.  

Zapowiedź:
„Emma Winfield od dłuższego czasu miewa niezrozumiałe, lecz realistyczne sny”. — Spójnik „lecz” nie do końca tutaj pasuje, bo „niezrozumiałe” i „realistyczne” nie są ani przeciwieństwami, ani nie kontrastują ze sobą.
„Jej działania przyniosą nieuniknione konsekwencje i nikt nie będzie w stanie powstrzymać lawiny wydarzeń”. — Co właściwie to zdanie znaczy, tak naprawdę? Pierwsza jego część to oczywistość, bo każde działanie ma konsekwencje, natomiast druga to spojler, ale taki, z którego i tak nic nie wynika, a denerwuje swoją zdecydowanie niepotrzebną obecnością.
Tekst nie prezentuje się zbyt atrakcyjnie: dwa średnie zdania, dwa krótkie i jedno długie. Całość przypomina raczej suche sprawozdanie niż ciekawy wstęp do lektury. Brak mu dynamizmu i konkretnego tonu, wskazującego na to, z jakim typem historii będę mieć do czynienia. Horror? Fantasy? Thriller psychologiczny? Wszystko naraz? Nie jestem w stanie stwierdzić, a to niezbyt dobrze, bo jeśli ktoś znalazł się tutaj inaczej niż przez katalog, poczuje się zagubiony, gdyż nigdzie nie podałaś tego typu informacji.
Całą zapowiedź można by streścić w jednym zdaniu: „Emma Winfield ma dziwne sny i chce się dowiedzieć, co oznaczają”. Reszta to czyste ozdobniki, które co prawda ładnie brzmią, ale nie dają czytelnikowi zbyt dużego pojęcia, o możliwym kierunku opowiadania. Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad jej przepisaniem, bo w obecnym stanie nie jest zbyt atrakcyjna.  

A jeśli chodzi o część „O mnie”:
„Jestem kobietą (choć wolę określenie „dziewczyną”) po dwudziestce”. — Jeśli wolisz być określana „dziewczyną” po prostu napisz: „jestem dziewczyną po dwudziestce”. „Dziewczyna” to z definicji „młoda kobieta”, a osoba po dwudziestce zdecydowanie stara nie jest.
„Lubię pisać – dla siebie, czasem, by coś opublikować”. —  Lubisz pisać, żeby publikować? Na pewno to miałaś na myśli?
Podoba mi się, że na końcu zostawiłaś do siebie kontakt, to dobry znak.

Zanim przejdę do omawiania rozdziałów, chciałam tylko zaznaczyć, że przeczytałam oceny Gayaruthiel oraz Hiroki i w wielu momentach się z nimi zgadzam. Zauważyłam, że masz tendencję do pomijania niektórych uwag poprzednich oceniających, do czego oczywiście masz pełne prawo, jednak sądzę, że gdybyś je zastosowała, opowiadanie wiele by zyskało. Jeśli chciałabyś zrobić w przyszłości gruntowny „remont” opowiadania — różnica między rozdziałem szóstym a niedawno opublikowanym siódmym to prawie rok i mogłaś zmienić koncepcję co do niektórych rzeczy — polecam ci do nich wrócić. Poprawianie błędów to nie samo dostawianie brakujących przecinków czy pojedynczych słówek, tylko przede wszystkim zmiany fabularne, co wiąże się z dopisywaniem/usuwaniem nawet całych akapitów tekstu, jednak nie jest to takie straszne i trudne, jak się wydaje.

Treść:
Prolog
Wcięcia akapitowe szaleją — każde ma inną szerokość. Wydaje mi się, że zostały zrobione spacjami i dlatego tak się rozjechały. Spróbuj wklejać tekst z ustawionym wcześniej wcięciem w edytorze tekstu (linijka) albo poszukaj na nie kodu HTML, bo w obecnej formie wygląda to niedbale i psuje pozytywne pierwsze wrażenie.
„Ludzie powiadają, że sny są odzwierciedleniem naszych myśli i najgłębszych pragnień. Inni twierdzą, że to zwiastuny nadchodzącej przyszłości. Ciężko było nie zgodzić się z którąkolwiek z teorii, więc po części wierzyłam w obie. Dla mnie stanowiły zwiastun. Bardzo męczący zwiastun”. — Powtórzenie słowa „zwiastun” aż trzy razy nie wydaje się tutaj koniecznością. Dodatkowo dziewczyna wierzy w obie teorie, ale tylko jedna z nich jej dotyczy? W kontekście fragmentu kiepsko to brzmi. Jeśli chodzi o określenie „nadchodząca przyszłość”, cóż, przyszłość nie ma innego wyboru, jak nadejść, więc „nadchodząca” to dość zbędny ozdobnik (no i oczywiście pleonazm). Podobnych konstrukcji, niepotrzebnie powtarzających oczywistości, pojawia się w całym opowiadaniu dość sporo i na twoim miejscu szczególnie pod tym względem prześwietliłabym tekst. W niektórych przypadkach wypisywałam takie rzeczy, ale ominęłam dość, byś miała co robić.
„Przychodziły takie noce, po których godzinami dochodziłam do siebie, analizując, bo było prawdą, a co fikcją”. — Literówka. Nie bardzo rozumiem. Dziewczyna śni, więc wszystko to fikcja. Nawet jeśli ma prorocze sny i pewne wydarzenia mogą stać się prawdą, to w chwili, w której je analizuje, zapewne jeszcze nią nie są. No i po czym stwierdza, co jest prawdą? Zastanawiam się też, jak ona funkcjonuje, jeżeli tak długo po obudzeniu intensywnie myśli o tych snach. Chodzi do szkoły, więc te pierwsze kilka godzin spędza właśnie tam. Siedzi w ławce i zamiast słuchać nauczycieli, analizuje sny? Jej oceny muszą być zatem w kiepskim stanie, a i na pewno nie jest ulubienicą nauczycieli.
„Czasem traciłam poczucie rzeczywistości na rzecz nieprawdziwych obrazów, które mieszały mi w głowie”. — Ona ma te sny na jawie?
„Coraz trudniej radziłam sobie z ustalaniem faktów”. — Czy sny są tak bardzo podobne do jej życia, że nie umie zauważyć różnicy, czy jak?
Pierwszy akapit tekstu bardziej zdezorientował mnie, niż dostarczył informacji czy zaciekawił. Nie wiem, o co tu chodzi, i wiele rzeczy wydaje się nie mieć sensu. Twoja bohaterka zachowuje się jak ktoś, kto zażywa narkotyki, a nie posiada nadnaturalne zdolności. Zobaczę, jak będzie dalej, ale ten zagmatwany wstęp nie wróży dobrze.
„To nie ją każdej nocy dręczyły te same sny. Wizerunki tajemniczej kobiety i przerażającego mężczyzny o atramentowych oczach oraz ich nagie ciała złączone w jedno”. — Okej. Czyli nasza bohaterka codziennie śni to samo? To nie wygląda jak wizje ani „zwiastuny”, które trudno odróżnić od rzeczywistości, chyba że codziennie przed protagonistką na szkolnej ławce ktoś się obmacuje, ale myślę, że taką ewentualność można spokojnie wykluczyć.
„Dzieliłam jej obawy, miłość i gniew, a za dnia przed oczami stawał mi wizerunek wysokiej, ciemnowłosej wojowniczki o zaciekłym spojrzeniu”. — Teraz bohaterka ma zwidy, kiedy nie śpi. Co?
„Kim była? Dlaczego wciąż mi się pojawiała? W jej oczach było coś irracjonalnie znajomego. (...) Tylko one mogły sugerować, że może gdzieś już się spotkałyśmy. Cała reszta była zupełnie obca”. — Lepiej byłoby: „Dlaczego wciąż się pojawiała?”. Wiadomo, że tylko bohaterka ją widzi, nie trzeba tego podkreślać. Do tego wiem, co chcesz przekazać w tych zdaniach, ale wzmianka na temat oczu brzmi nieco dziwnie.
Cały drugi akapit prologu wcale nie poprawił mojego zdania o zaprezentowanej treści, a jeszcze je pogorszył. Tajemniczy wstępniak wydaje się teraz zakłamany w stosunku do relacji bohaterki ze snami, tego, czego one dotyczą i jak wyglądają. Wydaje się też, że protagonistka widzi dwie różne kobiety; choć zakładam, że ciągle chodzi o tę samą, opis tego nie sugeruje.
„Znów scaliłyśmy się w jedność”. — Wcześniej ta kobieta „scalała się” w jedność z jakimś mężczyzną (bohaterka patrzyła), a teraz nagle tajemnicza dama przerzuciła się na bohaterkę? Ewidentnie wywołujesz inne wyobrażenie tej sceny, niż zakładałaś. Lepiej nie używaj takich samych określeń do różnych sytuacji, bo potem wychodzą takie kwiatki.
„Tym razem w pobliżu nie czaił się ten człowiek o mrocznym spojrzeniu, z którym spędzałam czas”. — Myślę, że „ten” możesz spokojnie usunąć.
„Zamiast niego dookoła przebywało kilkanaście innych osób. Byli to wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”. — Czyli jednak bohaterka nie ma ciągle „tych samych snów”? W każdym kolejnym akapicie zmieniasz zdanie i zdecydowanie przestaje mi się to podobać.
„Wszyscy siedzieliśmy przy długim stole z ciemnego, grubo ciosanego drewna”. — „Siedzieli”? Bohaterka dość chaotycznie przechodzi od opowiadania o śnie do jego przeżywania — nie jestem fanką takich rozwiązań. Połączyłabym też to zdanie z poprzednim, żeby nie trzeba było najpierw dawać ogólnikowego „przebywało” oraz „kilkanaście osób”, które wnoszą tyle co nic. Ze swojej strony mogę zaproponować coś takiego: „Zamiast niego, dookoła ciemnego, grubo ociosanego stołu siedziało kilkanaście wojowników i wojowniczek”.
„Użyłam wszelkich sił, jakie posiadałam, by na nią spojrzeć”. — Nie bardzo rozumiem: w tym śnie bohaterka nie panuje nad „swoim” ciałem, prawda? Więc jak może wysilić się, żeby powieść wzrokiem na mapę? Zmusza tajemniczą kobietę, żeby to zrobiła siłą woli (to musiałby zabawnie wyglądać dla postronnych obserwatorów, te bardzo powoli i z wysiłkiem poruszające się gałki oczne)? Nie lepiej byłoby poczekać, aż ta kobieta z własnej woli popatrzyłaby na tę mapę? Bo zakładam, że w którymś momencie by to zrobiła, skoro się naradzają.
„Przez chwilę myślałam, że to jakaś fikcyjna kraina, lecz obraz zaczął się uwyraźniać”. — A tego to już wcale nie rozumiem. Bohaterka zakłada, że wojownicy będą ślęczeć nad mapą fikcyjnej krainy? Co oni, zagorzali fani fantasy, że grają w strategiczną planszówkę, poprzebierani w stroje z epoki? Nie do końca też wiem, co masz na myśli z tym „uwyraźnianiem się” (chyba miałaś na myśli „wyostrzenie się” obrazu) — bohaterka zmusiła tę kobietę, żeby zamrugała, zbliżyła się do mapy czy co się właściwie stało?
„Tuż pod moim nosem leżała mapa średniowiecznej Francji”. — Wielokrotnie było wcześniej mówione, że okres, w którym dzieje się opowiadanie, to nie średniowiecze. Przy przeglądaniu błędów nie zatrzymuj się tylko na poprawieniu jednego cytatu, ale postaraj się przeczytać całość i wyłapać powtarzające się błędy.
„Były na niej umieszczone jakieś punkty orientacyjne, ale nie miałam pojęcia, co oznaczały”. — „Jakieś” można wyrzucić, w końcu potem protagonistka wyjaśnia, że nie wie, co znaczą.
Z każdym kolejnym akapitem mam coraz więcej pytań. Bohaterka ciągle zmienia zdanie o tym, czym są jej sny albo inaczej, ty nie potrafisz tego opisać tak, żebym mogła zrozumieć, o co ci chodzi. Masz problem z używaniem precyzyjnego słownictwa i określeniem jasno sytuacji. Jeśli zamysłem było zdezorientować czytelnika, to ci wyszło, ale na pewno nie na dobre.
„— Usta automatycznie się otworzyły i z gardła wydobyło się parę słów”. — Ależ to zabrzmiało okropnie. Samobieżne, mechaniczne usta i tak dalej. Ja wiem, że bohaterka nie ma (ma?) władzy nad (nie)swoim ciałem, ale przeformułowałabym to i tak.
„O czym ja mówiłam?”. — Ale bohaterka czy tajemnicza kobieta? Nowy akapit powinien załatwić sprawę w rozróżnieniu.
„Kiedy nie musiałam niczego mówić, spoglądałam na pozostałych”. — Mam dysonans poznawczy. Bohaterka „kiedy nie mówi, spogląda na pozostałych”, ale przecież to nie ona mówiła, tylko Pandora — sama protagonistka stwierdziła, że „usta automatycznie się otworzyły” i tak dalej. Czyli to nie ona mówiła, tak jak i ona nie patrzyła — to wszystko robi Pandora, a bohaterka tylko biernie świadkuje temu, siedząc w ciele Pandory. Mimo to narratorka jakimś cudem zmusza Pandorę do patrzenia na mapę. Jak to działa?
„Nie były to zbroje, więc raczej nie należeli do czyichś strażników”. — Ale po co wciskasz „czyichś”? Tak jak wcześniejsze „jakiś” to kompletnie puste słowo. Strażnicy z definicji służą „komuś”, taką mają pracę. Bez takich oczywistości styl jest o wiele bardziej zwięzły, postaraj się więc tego unikać. Pisałyśmy o tym w jednym z naszych poradników — link.
„Przypominały lekkie szaty, które miały ułatwiać walkę wręcz i nie krępować ruchów podczas uników czy biegu”. — Wbrew pozor zbroja nie krępowała ruchów tak bardzo, jak się powszechnie uważa — link.
Były w jasnym kolorze i idealnie otulały sylwetkę. Każdy z ludzi siedzących przy stole miał wyszyty na piersi emblemat w kształcie słońca z sześcioma promieniami. Kim oni byli? Może asasynami? Który mógł być obecnie rok? Próbowałam ustalić więcej faktów, mimo wszystko będąc wdzięczną za tyle szczegółów”. — Powtórzenia „być” i „mieć”. „Wdzięczna”.
„Przed chwilą powiedziałam coś o jakiś zwiadowcach”. — „Jakichś”. Nie mogę się przyzwyczaić, że protagonistka mówi, że mówi, kiedy nie mówi, bo to Pandora mówi. Przecież ona nie stwierdziła, że jest Pandorą. Czuję, że poziom „złączenia się” bohaterek powinien być lepiej wyjaśniony, zanim wrzuciłaś nas w środek tego snu.
„A co, jeśli ci ludzie szykowali zamach? Albo próbowali mu zapobiec?”. — To trochę zabawne, kiedy bohaterka, miłośniczka historii, do tej pory nie zorientowała się, że to, co ogląda, ewidentnie nie jest „wizją przyszłości”, jak to określiła swoje sny w akapicie pierwszym, a przeszłością. Po którejkolwiek stronie ci wojownicy by nie stali, już dawno wąchają kwiatki od spodu.
„(...) odezwał się inny mężczyzna. Był młodszy od poprzedniego”. — Te dwa zdania możesz spokojnie połączyć w jedno: „(...) odezwał się inny mężczyzna, młodszy od poprzedniego”. Zawsze to okazja, żeby uniknąć czasownika „być”. Niestety nie znamy wieku starszego, więc ostatecznie ta informacja jest tylko w połowie użyteczna.
„Chciałam się odezwać, coś powiedzieć, by tego nie robili. Że to tylko blef. Mimo szczerych chęci i prób, moje usta pozostały zamknięte”. — „Coś” to kolejny po „jakichś” i „czyichś” wyraz z serii „jestem całkowicie bezużyteczny, ale jestem, bo lubię zajmować miejsce”. No i dlaczego bohaterka chce sabotować plany Pandory? Nie bardzo rozumiem, skąd się to wzięło. Przecież nie wie, która strona jest tą „dobrą”.
„Na chwilę zapomniałam o zdradzieckim usposobieniu Pandory i spróbowałam przypomnieć sobie jakieś historyczne fakty, które mogłam gdzieś wyczytać”. — Gdzie mogłaś wyczytać, bohaterko? Jak nie wiesz, to po co o tym mówisz? Zupełnie niepotrzebny dopisek, kolejny już zresztą. Dodatkowo mamy kolejny wyraz do kolekcji — „gdzieś”.
„Nic szczególnego nie zapadło mi w pamięć”. — Zdanie-zapychacz. Wiadomo, że jeśli bohaterce nic innego nie przyszło na myśl, to znaczy, że tego nie wie.
„Kiedy wróciłam do rozglądania się po pomieszczeniu, gdzieś nade mną rozległo się dzwonienie. Miałam wrażenie, jakby tuż obok wisiał ogromny dzwon z Notre Dame. Wszyscy towarzysze spojrzeli na mnie nieco przerażeni i na kilka chwil oniemieli. Próbowałam ignorować dźwięk, ale hałas z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Najstarszy z mężczyzn krzyknął coś z drugiego końca stołu i jakby zaczął się oddalać. Ten drugi, z blizną, uderzył pięściami w wypolerowany blat”. — Co się właśnie stało? Szczególnie przedostatnie zdanie jest niezrozumiałe. No i „»nieco« przerażeni”? Może „wystraszeni”? Cały sens pisania, że ktoś czuje się „przerażony” ma pokazać, jak wielki jest to strach, a ty kompletnie zabrałaś ten ciężki wydźwięk przez „nieco”. Zamiast osłabiać mocne słowa dodatkowymi wyrazami, używaj od razu takich, które mają adekwatne znaczenie.
„— Pandoro! — ryknął, a na jego groźnej twarzy pojawił się strach. — Wróć do nas! — dodał ciszej. — Pandoro... — Głos rozmazywał się w kakofonii przeróżnych dźwięków. Towarzysze zaczęli falować, a ich sylwetki zmieniały kształt. Spróbowałam przetrzeć oczy, lecz bezskutecznie. Chciałam im powiedzieć, że wciąż tam byłam, ale gardło mi się ścisnęło i zaczęłam się dusić, jakby ktoś zaciskał mi pętlę na szyi. Błądziłam wzrokiem, błagając o pomoc, ta jednak nie nadeszła”. — To trochę dziwne przejście, a na pewno dość straszne. Czy bohaterka za każdym razem, jak się budzi, czuje jakby umierała?
„Zacisnęłam powieki najmocniej jak tylko mogłam i kiedy znów je otworzyłam, ujrzałam rozgniewane oblicze matki”. — Brakuje przecinków przed „jak” oraz „i”.
„Masz już piętnaście lat...”. — Ja wiem, że w tym wieku to już można mieć dzieci i tak dalej, ale jak teraz wracam myślami do tajemniczej kobiety „scalonej w jedno” z tym podejrzanym gościem i bohaterki czującej wszystkie jej emocje to... no jakoś mi tak nieswojo. Przy okazji zastanawiam się też, na ile tak młody wiek protagonistki ma uzasadnienie w fabule.
„No to po mnie”. — Eh... już mi się nie podoba. Oczywiście, że jej matka musi być zołzą, no oczywiście. A ojciec poleciał w siną dal i jeszcze pewnie ma tajemniczą przeszłość. Brzmi to jak standardowi rodzice standardowej piętnastolatki ze standardowego opowiadania.
„Gestykulowała rękoma, jakby wygłaszała  mowę wagi państwowej”. — Da się gestykulować czymś innym, na przykład nogami? No i wkradła się podwójna spacja.
„Nigdy nie dałam jej powodu, by sądziła, że nie czuję względem niej wdzięczności. Jak zawsze dramatyzowała, bo prawie zaspałam do szkoły”. — Naprawdę? Ile ten budzik dzwonił, żeby aż przyszła jej matka i zaczęła się wydzierać? I jakie „prawie zaspałam do szkoły”? Jeżeli budzik wciąż dzwonił, kiedy bohaterka obudziła się, a zanim jej matka zaczęła zrzędzić, to i bez obecności matki protagonistka wstałaby o zwyczajnej porze. Chyba miało być dramatycznie dla samej dramatyczności.
„— Cudownie — skwitowała i oparła się o brzeg łóżka, nie zamierzając zostawić mnie choć na chwilę samą. —”. — Powinno być „samej” — źle odmieniłaś, bo: „zostawiać (kogo, co) samą”, ale już „nie zostawiać (kogo, czego) samej”. Masz białe tło na ostatnim myślniku — spróbuj usunąć formatowanie tego fragmentu, a jak nie pomoże to, hm… przepisz tekst z białym tłem od nowa i wklej do dokumentu.
„Kobieta na chwilę odwzajemniła mój uścisk, lecz zaraz wrócił jej destrukcyjny nastrój”. — „Destrukcyjny nastrój” nie jest zbyt pasującym określeniem w tej sytuacji, prędzej „zrzędliwy” albo „gderliwy”. Co ważniejsze, mamy narrację pierwszoosobową, bohaterka przytula się do matki, a tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się „kobieta”. Bohater musi określać innych w narracji pierwszoosobowej tylko tak, jakby nazwał ich w myślach. Nie sądzę, żeby protagonistka o matce myślała: „Kobieta znowu się wydziera” itd. Do tego najpierw bohaterka w próżni opowiada enigmatycznie o swoich snach, trochę też o koleżance i szkole, a potem o konkretnym śnie. Nagle jest w tym śnie, po czym niemal umierając, budzi się wprost w ramiona wrzeszczącej matki? Pojęcie czasu, miejsca i przestrzeni chyba tu nie istnieje.
„Kiedy dojechałam do szkoły i wysiadłam z autobusu przed samym budynkiem, niemal od razu dostrzegłam Marsy”. — To przejście było, cóż, szybkie. Może lepiej zrobić z tego nowy fragment lub oddzielić go od poprzedniego gwiazdkami albo linijką odstępu?
„Nigdy nie należałam do popularnych osób i się nimi nie interesowałam. Chciałam tylko ukończyć liceum, a potem dążyć do zdobycia jak najlepszego wykształcenia i doświadczenia, by nie mieć takich problemów jak rodzice. Mama stała się zgorzkniałą kobietą przed czterdziestką, a z ojcem nie miałam kontaktu od czterech lat. Zapamiętam go jako człowieka o bardzo specyficznym spojrzeniu na świat. Poza tym zawsze wolał zabawę od obowiązków. Nie winiłam go za to. Czułam jedynie żal, że moja rodzina nigdy nie była kompletna”. — A teraz bohaterka wraca do opowiadania o wszystkim, zamiast przeżywać sceny. Przecież połowy z tych rzeczy można się domyślić z kontekstu, a druga połowa wcale nie jest czytelnikowi teraz potrzebna. Relację z Marsy możesz pokazać w ich interakcjach, więc po co mi ją tłumaczysz  (bo narratorka z pewnością zwraca się do kogoś, sobie przecież tego nie opowiada)?
Byłyśmy blisko, ale nie na tyle, bym mogła stwierdzić, że nasza przyjaźń będzie tą na całe życie”.
„ — Co tak długo? — mruknęła, patrząc na mnie z wyrzutem. W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami i podążyłam za nią do szkoły. — Znów miałaś te sny? — szepnęła”. — Eee... czy przed chwilą nie napisałaś, że Marsy stała na deptaku, czyli też dopiero co przyszła? Jakby była wcześniej, to chyba poszłaby siedzieć pod klasę i zaczekała na bohaterkę tam, racja? Nie stałaby jak kołek przez pół godziny pod szkołą?
Znów pojawia się rzekome spóźnienie protagonistki, a przecież uczniowie wciąż się schodzą, więc nie może być aż tak późno. Jeśli obudził ją budzik, to chyba zawsze przychodzi o tej samej porze? Czy sugerujesz, że bohaterka nastawiła sobie w pokoju dwadzieścia budzików co dziesięć minut i wstała dopiero na ten dwudziesty? Nigdzie nie wspominasz, żeby dzwonił budzik w telefonie, więc na pewno nie wcisnęła drzemki ani nic takiego. Zwykłe budziki przestają dzwonić po pewnym czasie, nie? Więc jeśli wciąż dzwonił, nie mogło być tak późno, jak to wszyscy dookoła mi wmawiają. No i hej, jakoś zdążyła na autobus, który podwiózł ją prosto pod szkołę.
„Chcesz przed lekcją iść do łazienki i je zapudrować?”. — Nie sądzę, żeby puder skutecznie zamaskował cienie pod oczami, prędzej korektor.
„— Chodźmy już na historię”. — Znów białe tło na myślniku. Bohaterka ma teraz historię. Przypadek? Nie sądzę.
„Zajęłyśmy nasze miejsca w sali i potulnie czekałyśmy na nauczycielkę. Sekundy wydawały się być wiecznością. Zanim przyszła, zdążyłam już nawet opracować ewentualny przebieg rozmowy z mamą, kiedy wróci z pracy”. — To „potulne” czekanie brzmi dość śmiesznie. No i ten niepotrzebny patos z „sekundami”, plus bohaterka przyszła nie wiadomo jak późno, a jeszcze miała tyle czekania na nauczycielkę.
„W drugiej ręce trzymała kubek z parującą kawą. W tamtej chwili oddałabym wszystko za kilka łyków”. — A bohaterka nie mogła sobie zrobić w domu? A nie, przecież była taaak bardzo spóźniona. Bardzo starasz się udramatyzować te sceny, ale ja coś wcale nie odczuwam napięcia. Gdyby protagonistka naprawdę spóźniła się, dodatkowo na ważny test, wtedy przedstawianie tego w ten sposób miałoby sens, ale powiedz mi, kto się nigdy nie spóźnił do szkoły? To raczej żadne wielkie wydarzenie.
„Uwielbiałam historię i mojego entuzjazmu nie ostudził nawet zazwyczaj nielubiany przez uczniów temat wojny secesyjnej”. — Białe tło. Nie podoba mi się druga część tego zdania, jest mocno bezosobowa, przez co kłóci się z resztą narracji. Gdyby bohaterka użyła przykładu, np. stwierdziła, że „jej klasa znów będzie przysypiać na historii”, zabrzmiałoby to o wiele naturalniej.
„— Przepraszam — odezwałam się cichym głosem, patrząc, jak kobieta pakuje swoje rzeczy do brunatnej teczki”. — Zwykłe „cicho” wystarczyłoby.
„ — Oczywiście, Emmo, co cię trapi?”. — Wow, no i jest imię bohaterki! A już myślałam, że nie doczekam i do końca rozdziału będę zmuszona określać bohaterkę, no cóż, bohaterką.
„(...) odparłam i nieco się rozluźniłam”. — Na pewno rozluźniła się pod tymi relaksującymi „świdrującymi na wylot oczyma” nauczycielki.
„Chciałam spytać, czy wie coś pani na temat siedemnastowiecznej Francji i tajnych organizacji z tego okresu”. — Właściwie zastanawiam się, dlaczego Emma założyła, że to tajna organizacja, a nie no... jawne zgromadzenie czy coś w tym rodzaju. No i co to za tajna organizacja, jeśli byle nauczycielka historii by o niej wiedziała?
„Chciałam być przygotowana na to, co ujrzę”. — „Ujrzę” to trochę mało „piętnastolatkowe” określenie, no ale jak Emma lubi historię, to może przejdzie, ale tylko w ostateczności.
„A miałam ujrzeć jeszcze wiele”. — Spoiler alert!

Hm… no cóż. Z każdym kolejnym akapitem rozumiem fabułę coraz mniej. Czy prolog zachęcił mnie do dalszej lektury? Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Poziom tekstu jest całkiem przyzwoity, ale czy to wystarcza? Na pewno byłoby lepiej, gdybym bardziej rozumiała to, co się dzieje. Tajemnice są fajne, jasne, ale zdarzało mi się odczuwać zagubienie i kwestionować zarówno logikę wydarzeń, jak i myśli bohaterki, a to już nie jest takie fajne.
Odnośnie strony technicznej stwierdzam, że masz niezły warsztat — nie znalazłam zbyt wielu błędów w pisowni. Tekst czytało mi się dobrze, płynnie. Masz za to małe problemy z precyzyjnym wyrażaniem myśli, a dodatkowe informacje brzmią czasami, jakbyś zmieniała zdanie na temat snów bohaterki i ich natury.
Wstęp szumnie głosi, że sny są zwiastunem przyszłości, a potem, bum, dowiadujemy się, że protagonistka ląduje w przeszłości. Nie wiem, czy takie zwodzenie i mieszanie w głowie ma sens. Może gdyby bohaterka nie wiedziała, czym są jej sny, i snuła na ten temat dopiero teorie, byłoby lepiej, ale ona już w środku rozdziału zdaje sobie sprawę, że cofnęła się w czasie podczas tej wizji.
Pierwszy akapit nie wydaje się osadzony w żadnej linii czasowej, a nawet jeśli dzieje się przed nowym snem, to właściwie jaki jest jego sens? No bo tak, bohaterka naprodukowała się gadką o tych wizjach i co? Okazało się, że to wszystko nieprawda. Żadne tam stłumione pragnienia i myśli, żadne przyszłe wydarzenia, tylko teleportacja do przeszłości. Od razu nasuwają mi się skojarzenia z serią gier „Assassin’s Creed”, gdzie bohater wraca do pamięci swojego przodka. Myślę, że lepiej byłoby od razu iść w stronę świadomej Emmy, opowiadającej o wizjach takimi, jakimi są.
Przy okazji zastanawiam się, jak długo protagonistka ma te sny — jeśli od niedawna, na co poniekąd wskazuje narracja, to czy nie lepiej byłoby pokazać historię Emmy od pierwszej wizji, przedstawić cały jej proces myślowy i powoli zaznajomić czytelnika z bohaterką i otaczającą ją rzeczywistością? Coś takiego mogłoby zająć maksymalnie dwa rozdziały i wcale nie musiałoby być nudne, a powinno rozwiać wątpliwości wynikające z dużej ilości niewiadomych.
Zauważyłam też problemy z jasnym opisaniem więzi między Emmą a Pandorą. Nie mam pojęcia, jak to działa, i chociaż snuję pewne teorie na podstawie prologu, to jednak szczegóły szwankują.
Miałam wiele wątpliwości odnośnie logiki i fabuły. Rzekome prawie spóźnienie protagonistki, całe to gadanie matki o ojcu bohaterki, którego nie ma, nagła chęć Emmy do zdradzenia planów Pandory… jest tego dość sporo. Pewnie gdybym nie oceniała, nie zawracałabym sobie głowy analizowaniem zdania po zdaniu i brzmiałoby to dla mnie dobrze oraz ciekawie, ale jednak oceniam i widzę rysy na tym, zdawałoby się na pierwszy rzut oka, ładnym obrazku.
Jako rozpoczęcie historii ten rozdział spisuje się nieźle. Wprowadzasz kilka wątków, nakreślasz sytuację bohaterki i otaczające ją środowisko. Emmy niestety nie można zbyt dobrze poznać, bo w większości jest niemym świadkiem wydarzeń, a przez całą resztę niewyspaną nastolatką. Wyróżnia ją jednak chęć działania i jak na razie to cecha, która daje jej miano aktywnej bohaterki. Jak będzie z tym później, się okaże.
Wydaje mi się, że prolog ucierpiał na częstą bolączkę pierwszych rozdziałów/prologów, a mianowicie starałaś się upchnąć wszystkie fajerwerki naraz, żeby tylko zachęcić potencjalnych czytelników. W efekcie powstało coś przyzwoitego, a mogło być o wiele lepiej, gdybyś tylko skupiła się bardziej na przekazaniu spójnej historii.

Rozdział 1.
„Pandora i ja szłyśmy wąskim, spowitym w mroku korytarzem”. — Pisanie w liczbie mnogiej w stosunku do bohaterki i okupowanego przez nią ciała Pandory znacznie bardziej mi się podoba niż chaos z prologu. Zdecydowanie warto, byś i tam użyła takiej formy, żeby całość wydawała się jednolita. Myślę też, że jeśli szły w mroku, to świec nie mogło być dużo, jak piszesz zdanie niżej. Emma nie byłaby również w stanie zobaczyć wielu opisywanych przez nią szczegółów. Mogłabyś napisać coś w rodzaju: „Szłyśmy wąskim korytarzem, spowitym w blasku świec osadzonych na kinkietach” albo coś podobnego.
„Na ścianach wisiały liczne portrety i świece w  metalowych lichtarzach przymocowane do ściany”. — Podwójna spacja plus napisałaś: „na ścianach wisiały świece w lichtarzach przymocowane do ściany”. Sądzę, że nie muszę tego komentować. Dodatkowo, lichtarze to świeczniki stojące, a kinkiety to świeczniki przymocowane do ściany.
„Stąpałyśmy pewnym krokiem, co jakiś czas spoglądając za siebie”. — Trochę mi się to kłóci — były pewne siebie, ale oglądały się ciągle za przez ramię, jakby je ktoś śledził. Mogły oczywiście udawać pewność, żeby zwieść ewentualnego podglądacza, ale wtedy przydałaby się jakaś informacja o takim stanie rzeczy.
„Byłyśmy ubrane w długą, ciemną suknię uszytą z drogiego materiału”. — Zastanawiam się, po czym Emma poznała, że materiał był drogi i jak dostrzegła to w ciemnościach? Czuła, że był miękki, szeleścił przy poruszaniu się? Twoja bohaterka ma wiele zmysłów, których może użyć do opisywania.
„(...) serce biło szybko, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi”. — Białe tło. Brakuje mi tu dookreślenia, że to „im” biło serce. Niby nikogo tam innego nie ma, ale to zdanie brzmi jak niepełne bez tego.
„Nacisnęłyśmy posrebrzaną klamkę, a oczom ukazała się przestronna sypialnia”. — Znów, dziwnie wyglądają te oczy takie samiutkie. Powiedziałabym nawet, żeby z nich zrezygnować, bo coś ukazywać może się tylko oczom i wiadomo z góry, że bohaterki patrzyły. Napisałabym wtedy zwyczajnie „ukazała nam się przestronna sypialnia”.
„Na prawo, przy ścianie, stało wielkie łoże z baldachimem. Po drugiej stronie drewniana szafa i rozpalony kominek. Wewnątrz było przytulnie i intymnie. Dopiero po chwili dostrzegłyśmy jakiś ruch na łóżku”. — Zmieniłabym tutaj kolejność zdań, żeby najpierw dać kominek — wrażenie „przytulnie i intymnie”, a potem przejść do łóżka, na którym bohaterki zauważają ruch. Nie byłoby wtedy takiego skakania z jednego elementu wystroju do drugiego i najpewniej światło pierwsze przyciągnęłoby uwagę protagonistek po przejściu z półmroku.
„Pochłaniały nas w całości, a kiedy złączyliśmy się w pocałunku, znów byliśmy jednością. Ja, Pandora i on”. — Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że są w trójkącie z piętnastolatką. U Pandory to dziesięć lat różnicy, o jej partnerze nawet nie wspominając.
„Jednym, płynnym ruchem zdarł z nas górną warstwę sukni, a następnie gorset”. — Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić przy ówczesnej modzie.
„W końcu zjechał dłonią do uda i mocno je ścisnął, jakby chciał, by zmieściło się w jej wnętrzu”. — Jak niby całe udo miałoby mu się zmieścić w dłoni? Czy on jest olbrzymem?
„Wydawałoby się, że specjalnie przygotował sobie taki ubiór”. — Bohaterka w takim momencie na pewno o tym myśli, bo nie ma nic innego do roboty, na pewno. Poza tym tak długi akapit, jaki mi zaserwowałaś, to przesada, można by zrobić z niego dwa, trzy krótsze. Bo niby czyta się to w porządku, ale jednak brakuje chwili na zaczerpnięcie oddechu.
Tak, jak poprzednie oceniające (to jest Gayaruthiel i Hiroki), nie jestem pewna, czy tak długa scena erotyczna była tu potrzebna, to w końcu dopiero rozdział pierwszy i czytelnik praktycznie do tej pory nie wie, co się dzieje i o co w tym wszystkim chodzi. Zdecydowanie wolałabym w tym miejscu poznać Emmę i Pandorę, a nie słuchać ich jęków. Mocno rozbudowaną scenę kochanków widziałabym raczej w trójce albo chociaż dwójce, kiedy mniej więcej można się już zorientować, co się dzieje, a tak na wstępie dostałam w twarz kilkoma obrazowymi określeniami, jakich prędzej spodziewałabym się w erotyku. Sama scena została napisana dość zgrabnie, po prostu jej osadzenie mogłoby być bardziej fortunne. Przy okazji zastanowiłabym się nad umieszczeniem na blogu ostrzeżenia dla czytelników, którzy z różnych względów nie chcą czytać tego typu opisów.
„Mężczyzna spojrzał na nas z troską w oczach”. — Nowy akapit. No i wystarczyłoby samo „spojrzał na nas z troską”, końcówka czasownika sugeruje, że to „mężczyzna”, a patrzeć można tylko „oczami”.
„— Już niedługo, ukochana. Wkrótce razem stąd uciekniemy — rzucił, choć to wcale nie wydawało się być takie proste”. — Może: „Choć to wcale nie wydawało się takie proste, jak zabrzmiało w jego ustach”? Jakoś brakuje mi tutaj dookreślenia.
„Chciałam z być z mężczyzną”. — Pojawiło się nadprogramowe „z”. Z jakimkolwiek mężczyzną? Bo tak to brzmi.
Po całym dialogu stwierdzam, że na początku, kiedy Emma i Pandora idą korytarzem, zabrakło emocji. Jeżeli Pandora  martwiła się o Dagona, powinnaś to jakoś zasugerować przed ich spotkaniem. Ponoć Emma zna i dzieli jej stan emocjonalny, dlaczego więc tutaj skupia się na otoczeniu, a nie na burzy kotłującej się w Pandorze?
„(...) jednak znów byłam we własnym łóżku w domu w Bostonie”. — Dość sporo tu tego „w”.
„Czując się otępiała”. — „Czując się” można wyrzucić, „otępiałość” jest sama w sobie doznaniem.
„Co ja powinnam sobie myśleć?”. — Może „o tym” zamiast „sobie”? Przy okazji powiem jeszcze, że w późniejszych rozdziałach często używasz „ja” w podobnych kontekstach i tam wydają się zbędne, więc przy czytaniu postaraj się zwrócić na to uwagę.
„Spróbowałam więc znaleźć jakieś pozytywy”. — Od tego zdania dałabym nowy akapit, bo Emma zaczyna myśleć już o czymś innym niż do tej pory.
„Z pulsującą od bólu głową pojechałam do szkoły”. — Jeżeli głowa „pulsuje”, to raczej nie od czegoś innego niż bólu. No i czy ten ból głowy nie przeszkadzał jej wcale w myśleniu o Dagonie?
„Starałam się skupić na nadchodzących egzaminach, ale nie przynosiło to zamierzonego skutku”. — Jakiego skutku? Nie powinno się najpierw rzucać ogólnej, niezrozumiałej bez kontekstu myśli, a dopiero później tłumaczyć jej, bo czytelnik musi się wracać do wcześniejszych zdań, żeby móc to zrozumieć.
„Niczym odpowiednik mrocznego księcia z bajki”. — Do czego to się tyczy? Taka konstrukcja sugeruje, że dalej powinno coś jeszcze być, np. jeździł na czarnym rumaku. Albo cokolwiek innego.
„Zupełne odwzorowanie idealnego faceta, którego można spotkać w romantycznych książkach dla nastolatek”. — Ta sama sytuacja, co w poprzednim zdaniu, wrzuciłaś w środek nieodmienione i niełączące się z niczym zdanie.
„Po ponownym przeanalizowaniu faktu, który odkryłam, znów zwątpiłam w to, jakoby Dagon miał naprawdę egzystować”. — Jakiego faktu? Znów nie wiadomo, do czego to się tyczy.
„Z głośnym westchnięciem wysiadłam z autobusu”. — „Westnieniem”. Bohaterka, tak samo jak w prologu, wysiada z autobusu, nijak jednak czytelnik nie wyobraził sobie jej spoglądającej przez szybę, bo wspomniałaś o tym dopiero, gdy już jej tam nie było. Samo „pojechałam do szkoły” zinterpretowałam jak przeskok, po którym Emma już jest w budynku, a tu okazuje się, że jednak ona nawet tam jeszcze nie dotarła.
„Ukradkiem zerknęła na moją twarz, sprawdzając czy znów miałam swoje „nocne problemy”. — Przecinek przed „czy”. Czemu właściwie „ukradkiem”? Czy jako przyjaciółka nie może normalnie patrzeć na Emmę?
„Jedynie zniesmaczonego wyrazu”. — Miałaś tu wcześniej „twarzy” i go usunęłaś, dlaczego? Teraz można by pomyśleć, że Marsy zobaczyła jakiś lewitujący „wyraz” koło głowy Emmy, jak w odcinku „Sherlocka”.
„— Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie dłonie na biodrach. Marsy momentalnie odwróciła wzrok i nienaturalnie się zaśmiała”. — „Sobie” jest zbędne. Przez chwilę musiałam się zastanawiać, o co chodziło Emmie, bo ani trochę nie było to jasne.
„Dopiero na lekcji historii poczułam, że stres zaczął mnie opuszczać. (...) Dopiero odgłos odsuwanych krzeseł nieco mnie otrzeźwił”.
Masz niewyśrodkowaną gwiazdkę w środku rozdziału.
„W końcu doszło do tego, że litery zaczęły zlewać się w jedno. Nie byłam w stanie rozczytać pojedynczych wyrazów”. — Zlewanie się liter znaczy tyle, co niemożność rozczytania wyrazów, nie ma sensu się powtarzać.
„Ostatecznie przymknęłam lekko powieki, starając się uspokoić”. — Jak bardzo Emma przymknęła powieki? Na dwa milimetry, że lekko? Wyglądałaby wtedy chyba bardziej na zniesmaczoną czy podejrzliwą niż niespokojną, ergo — wystarczyłoby „przymknęłam powieki”.
„Rozmyślając nad swoimi nieznośnymi problemami, zapadłam w głęboki sen. Co jakiś czas nieznośna gałązka smagała nasz policzek”. — W tym wypadku najlepiej pozbyć się „nieznośnych problemów”, które nie brzmią zbyt dobrze.
„Byłyśmy ubrane w jasny, dopasowany strój. Na tyle luźny, by móc swobodnie uciekać i... walczyć”. — Połączyłabym te dwa zdania, używając „na tyle jednak luźny”. Nie jestem za to pewna, w jaki sposób ten strój był dopasowany. Dajesz zbyt mało szczegółów, żebym wyobraziła sobie ubranie Pandory — jasny, czyli jaki? Beżowy, błękitny, różowy, biały? Dopasowany — w sensie męski, taki jak na polowanie? Jeśli masz historyczne wstawki, to musisz zapewnić czytelnikowi kontekst, bo inaczej zostaje mu wyobrazić sobie Pandorę w białym T-shircie.
„Przy prawym udzie wisiał miecz w czarnej pochwie, odrobinę przypominający samurajską katanę”. — W jaki sposób przypominał katanę? Kształtem, zdobnictwem?
„Tuż pod materiałem w okolicach łydek miałyśmy przymocowane dwa sztylety”. — Pod materiałem czego? Sukni? Płaszcza? — Znów kłania się brak szczegółowego opisu stroju Pandory.
„(...) pozostałych trzech szerokie, srebrne miecze”. — W sensie, pokryte srebrem, jak wiedźmińskie? Czy tylko kolorem wyglądające na srebrne? Bo wiesz, srebro to nie najlepszy metal do wytwarzania broni.
„Byli o wiele zwinniejsi od nas”. — A Emma wiedziała to po tym, że zgrabnie wyskoczyli zza krzaków? To trochę szybki osąd, nie sądzisz?
„Z lewej nadciągała następna trójka, więc odskoczyłyśmy o metr w tył i wyszeptałyśmy pod nosem zaklęcie odrzucające”. — Co, to teraz jest tu magia? Tego się nie spodziewałam. Ani trochę.
„Gdyby tak się stało, nie byłby w stanie odrodzić się za kilka lat. Byłby martwy na amen”. — Czuję, że wiem coraz mniej. Magiczna „niby” katana zabijająca na amen, odradzanie się, magia? Czy coś mi umknęło? Interesujące to wszystko, nie powiem, zastanawiam się tylko, jak to wszystko wyjaśnisz.
„Wydała z siebie ostatnie westchnięcie przypominające zaskomlenie i umarła”. — Czyli właściwie co ta bestia zrobiła?
„Sekundy wydawały się być wiecznością”. — Bardzo podobne zdanie do tego z prologu, tutaj jednak użyte w dobrym kontekście —  za to plusik. Jednak pojawiające się „być” już jest zbędne.
„Kilka minut później zostałyśmy same z ostatnim przeciwnikiem. (...) Ostatni demon był najsprytniejszy ze wszystkich”. — Myślę, że bohaterki miały lepsze rzeczy do roboty niż sprawdzanie godziny, więc trudno, żeby wiedziały, ile trwała walka.
Co się właśnie stało? Czy przeniosłam się jakimś cudem do innego opowiadania? Nigdy bym się tego nie spodziewała po prologu i pierwszej połowie tego rozdziału. Wrzuciłaś mnie w scenę walki z demonami magicznym mieczem i zaklęciami. Nie wiem nawet, jak to skomentować, tak bardzo zmienił się ton i wydźwięk opowieści. Gdybyś chociaż minimalnie zasugerowała wcześniej coś takiego, ale nie, przecież czytałam uważnie i poza osobliwymi imionami bohaterów (które mogły być aliasami na potrzeby organizacji albo czymkolwiek innym) nic nie wskazywało na taki obrót spraw. Mam poczucie, że w pewien sposób popsuło do moje dotychczasowe wrażenie o opowiadaniu. Zapowiadało się na knucie, tajne organizacje i romans, a wyszło siekanie potworów. No cóż, zobaczę, jak historia potoczy się dalej.
„(...) ale jednocześnie pulsującą z bólu głowę. (...) Czułyśmy pulsujący ból, ale wciąż żyłyśmy”.
„Jego wzrok utkwiony był w miejscu, na którym trzymał dłoń”. — Chodzi ci o czoło Pandory czy miejsce, na którym trzymał dłoń, kiedy już kobieta otworzyła oczy? To nie jest jasne.
„Ze zdziwieniem odkryłyśmy, że żebra miałyśmy szczelnie owinięte jasnym bandażem, na którym widniała zaschnięta krew”. — Lubisz ten „jasny” kolor, nie? Bandaże z reguły są jasne — białe albo beżowe, dlatego każdy wyobrazi sobie właśnie je tak i nie musisz tego dopisywać. Takie szczegóły warto podawać tylko jeśli są inne od spodziewanych, np. bandaż byłby ciemny lub zrobiony z materiału, z którego zazwyczaj się go nie robi.
„(...) szepnęłyśmy i zmrużyłyśmy lekko powieki. (...) W odpowiedzi jedynie lekko kiwnęłyśmy”. — Może zamiast „kiwnęłyśmy” napisać „przytaknęłyśmy”, co sądzisz?
„Zacisnęłyśmy palce na szorstkiej, skórzanej pościeli i wbiłyśmy w mężczyznę rozgniewany wzrok”. — Skórzana pościel to coś oryginalnego, zdecydowanie. Znalazłam co prawda kilka wyników w Google z czymś takim, ale nie w odniesieniu do historii. Można wiedzieć, skąd przyszło ci coś takiego do głowy? Masz jakieś źródła, chętnie bym zobaczyła przykłady. A jeśli chodzi ci o łóżko zaścielone skórami zwierząt, à la chata barbarzyńcy, to wiedz, że robisz to źle.
„Uniósł jedną brew, przyglądając się naszej błazenadzie”. — Jeśli „brew”, to naturalnie, że „jedną”.
„A teraz na poważnie”. — To nieco zbyt nowocześne określenie jak na siedemnasty wiek, nie uważasz?
„— Mam pewne teorie — odpowiedziałyśmy, zagryzając delikatnie dolną wargę. Nasze serce zaczęło bić niemal niezauważalnie szybciej. Atmosfera panująca w pokoju zrobiła się gęsta i obezwładniająca”. — Ta zmiana nastroju jest trochę dziwna. Do tej pory rozmawiali dość swobodnie, Dagon nie zrobił też niczego, co mogłoby zaniepokoić bohaterkę. Zwyczajnie zapytał ją, czy wie, kim jest, a przecież nagle nie zmienił się w potwora na jej oczach ani nic w tym rodzaju.
„(...) przerwał, by spojrzeć nam prosto o oczy”. — „W oczy”.
„(...) z niezrozumiałych dla mnie powodów, zacząłem ci dopingować”. — Bardziej pasowałoby tutaj słowo „kibicować”, gdyż „dopingować” to według słownika „zachęcać kogoś do większego wysiłku lub do walki”, a Dagon siedział cicho w krzakach. No i nie brzmi to też nazbyt historycznie.
„— Nie — mruknął, unosząc lekko kąciki ust. Wciąż patrzyłyśmy na niego z lekkim niedowierzaniem, próbując odgadnąć ukryte intencje”.
„— Arthurowi się to nie spodoba — rzuciłyśmy, by sprawdzić jego reakcję. Nie miałyśmy pewności, na jakim szczeblu hierarchii się znajdował. Mógł być demonem z najniższej warstwy społecznej, a tacy nie mieli nawet pojęcia, jak nazywał się ich własny król”. — Z tego cytatu wynika, jakoby królem demonów był Arthur, ale w dalszych rozdziałach stwierdzasz, że Arthur to szef Obrońców Świtu. Nic z tego nie rozumiem.
„Nawet jeśli demon, z którym walczyłyśmy, zabiłby nas za pomocą szponów, odrodziłybyśmy się za dobrych kilka lat z wyczyszczoną pamięcią. Jeśli przebiłby nasze serce swoją świętą bronią, byłoby po nas”. — Czyli Emma to po prostu odrodzona Pandora. Ale chwila, czy to znaczy, że i ona jest demonem? I skąd właściwie zna tego Arthura? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
„Stałyśmy się dłużniczkami, ale to i tak o wiele lepsza perspektywa”. — Niż co?
„— Jeszcze nie śpię — mruknęłam, podnosząc się od biurka i pocierając obolały kark”. — „Wstając od biurka”.
„Postanowiłam jej posłuchać. Nie miałam już sił na analizę kolejnego zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie spróbuję nie myśleć o tym, co ujrzałam i jedynie zasnąć. Mimo to, tej nocy przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne, lecz typowe dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego nigdy nie spotkałam”. — Brakuje przecinka przed  „i”, bo zaczęłaś wtrącenie przecinkiem przed „co”, ale już go nie zamknęłaś. Zwróć na to uwagę, bo ten błąd pojawia się kilka razy. No i naprawdę? Miała rano siły na analizowanie swojego dziwacznego trójkąta, ale teraz była zbyt zmęczona, żeby zszokowała ją wizja walki z demonami, wiadomość o tym, że Dagon jest jednym z nich i że Pandora może się odrodzić? Jasne. Imperatyw tak bardzo.

Matka Emmy to czyste zło i nawet nie mogę traktować jej poważnie. Przychodzi tylko zrzędzić, że Emma śpi, i na tym polega jej rola. Do tej pory widzę ją jako całkowicie zmarnowany potencjał.
Czy scena z ranną Pandorą miała miejsce wcześniej niż reszta? Tak by wychodziło, ale to trochę dziwne, że najpierw sny były chronologiczne, a teraz pojawiło się coś starszego.
Sam rozdział wniósł sporo zamieszania, dodał calutką nową warstwę do opowiadania. Nie jestem pewna, czy podoba mi się kierunek, jaki obrałaś. Demony, walka z nimi i oczywiście romans z jednym z nich w moim odczuciu to dość oklepany wątek. Na razie trudno powiedzieć, co z tego wyniknie, dlatego wstrzymam się z werdyktem o tym, czy mi się podoba, czy nie.
Przynajmniej część tajemnic z prologu została wyjaśniona. Można śmiało założyć, że Emma to odrodzona Pandora, a sny to wspomnienia. Arthur, z którym nasza bohaterka miała wcześniej do czynienia i planowała atak, to król demonów, a Dagon jest powodem „zdrady” Pandory. Teraz zastanawiam się, czy po świecie razem z Emmą chodzi odrodzony Dagon, czy on też ma wspomnienia i za jakiś czas spotka się z protagonistką? A sama Emma zacznie rzucać nożami i walczyć z demonami? Na te pytania będę musiała pewnie trochę poczekać. W każdym razie, jestem zaintrygowana.
Uwielbiasz słowo „mimo”, szczególnie na początku zdań. Pojawiło się w rozdziale aż dziewięć razy. Postaraj się je ograniczyć choć trochę, bo stylizacja stylizacją, ale mnie to się wydaje bardziej na przypadkowe użycie (lub przyzwyczajenie do pewnych wyrazów, po które automatycznie sięgasz), popraw mnie, jeśli się mylę. Zdecydowanie nadużywasz też wyrazów „jakiś”, „jakieś”, również dziewięć razy. Zdarza ci się też przesadzić z „lekko”.

Rozdział 2.
„Miałam dużo czasu, więc zdążyłam nawet zjeść śniadanie i wypić kawę”. — Niepotrzebnie streszczasz, że bohaterka zjadła śniadanie i wypiła kawę, kiedy za chwilę to robi — czytelnik czyta to samo, w pewien sposób może mu się nawet wydać, że Emma zjadła dwa śniadania.
„Francja sprzed rawie czterystu lat”. — „Prawie”.
Członkowie tego zakonu wierzyli, że od tysiącleci i aż po kres świata walczą z demonami”. — Nieco nieforemne to zdanie — „wierzyli, że walczą”? Lepiej już trzymać się jednego czasu lub zmienić zdanie na coś w rodzaju „wierzyli, że aż po kres świata będą walczyć z demonami”.
Wszystkie informacje, jakie spisaliśmy, uzyskaliśmy od rzekomych świadków, z podań oraz legend”. — Jak stara jest książka, którą ma Emma, skoro jej autorzy informacje dostali prosto od świadków, bo tak właśnie to brzmi. Podoba mi się użycie na przemian myśli Emmy i cytatów z książki, dokładnie widać niezdecydowanie twojej bohaterki, choć jej przemyślenia są na mój gust nieco zbyt chaotyczne. Mam problem z poziomem przyswajania faktów przez Emmę — w jedne rzeczy wierzy bez zawahania, ale już o innych nie chce nawet słuchać. Rozumiem, że może nie ufać swoim snom, jednak, o dziwo, książka potwierdza niejako prawdziwość używania przez zakon magii i istnienie demonów. Nawet jeśli są to tylko relacje wieśniaków, Emma powinna raczej ucieszyć się z wieści, że wydarzenia, które widziała, mogły być prawdą. Może specjalnie kreujesz ją na niedowiarka, ale na razie z jej strony to wybrakowane niedowiarstwo i ciężko powiedzieć, czy miało być celowym zabiegiem, czy po prostu tak ci wyszło. Może, gdybym miała większe pojęcie o tym, jak Emma zachowywała się przed snami, łatwiej byłoby nakreślić jej sylwetkę. Mam wrażenie, że cokolwiek by nie zrobiła w takiej sytuacji, będzie wydawać się nielogiczna, a przynajmniej dziwna.   
„Spisałam adres mailowy tego mężczyzny z oficjalnej strony uniwersytetu i zadowolona z siebie, wyłączyłam przeglądarkę”. — Przecinek przed „wyłączyłam” jest niepotrzebny, chyba że postanowisz dodać przecinek przed „i”. „Tego” też jest raczej zbędne — w końcu wiadomo, o jakiego mężczyznę chodzi.
„Po powrocie do domu, zamiast uczyć się do nadchodzących egzaminów, miałam zamiar skontaktować się z tym mężczyzną”. — „Miałam zamiar się z nim skontaktować”.
„(...) ale chciałam wiedzieć coś więcej”. — O czym?
„Musiałam mieć pewność, że nie oszalałam i rzeczywiście mogę zobaczyć przeszłość”. — Czas teraźniejszy jest niepotrzebny.
„Przyciszyłam dzwonek i szybkim krokiem wyszłam z biblioteki”. — „Ściszyłam”.
„— Zapomnij — mruknęłam, zarzucając sobie plecak na jedno ramię”. — Ta sama sytuacja co z „jedną brwią”, ramię z założenia jest jedno (inaczej niż „ramiona”, których jest ewidentnie więcej niż jedno).
„(...) urwała i błyskawicznie zmieniła ton głosu na cierpiący”. — Jak brzmi „cierpiący” ton głosu? Ucięłaś nagle tę rozmowę, ale zaznaczyłaś, jak dalej wypowiadała się Marsy, i przeszłaś do powiedzenia, że Emma zgodziła się wagarować. Mam wrażenie, że po prostu nie chciało ci się dalej pisać tej sceny i wymyślać sposobu, przez który Emma uległa koleżance, a mogłaby to być okazja do pokazania przyjaźni bohaterek.
„Jak się ostatecznie okazało, nie tylko ja byłam na tyle głupia i nieodpowiedzialna, by pójść na te wagary. Dołączyły do nas jeszcze trzy osoby. Kate i Tyler, z którymi chodziłam na geometrię oraz Sean od wspólnych zajęć z chemii”. — Brak przecinka przed „oraz”. „Te” wydaje się zbędne.
„Równie przystojny i idealny, ale jakże niedostępny”. — „Także”?
„(...) zapytała Marsy zupełnie niepodobnym do niej tonem”. — Czyli jakim tak właściwie? Warto byłoby uściślić, w końcu czytelnik na razie nie zna zbyt dobrze Marsy, żeby określić, jak się zachowuje czy mówi.
„(...) który trzymałam obydwoma dłońmi, jakbym bała się że zaraz spadnie i pobrudzi mi ubrania”. — Brak przecinka przed „że”. „Obydwiema” — dłonie są rodzaju żeńskiego.
„— Gdybym ja się tym przejmowała... Ale szczerze? Mam to gdzieś. Ja również nie chciałam iść z wami na te wagary”. — Wyrzuciłabym któreś „ja”, bo nie brzmi to zbyt naturalnie.
„— Uznałem, że jednak nie jesteś taka nudna jak sądzili. — Parsknęłam z niedowierzania”. — Brak przecinka przed „jak”. Nie, nie rób tak, to okropnie myli czytelnika. Emma coś mówi — po myślniku są jej przemyślenia, Sean coś mówi, są jego przemyślenia, a nie na odwrót. Jak chcesz dać uwagę Emmy po tym, jak Sean coś mówi, daj nowy akapit. One nie gryzą, naprawdę. Tutaj masz odnośnik do naszego poradnika o dialogach — link.
„(...) roztrzepane włosy”. — To nie jest najlepsze określenie, może „rozczochrane”?
„Uchylił wieko plastikowego kubka z sokiem i nalał do niego trochę przezroczystego płynu. Potem, mimo mojego sprzeciwu, zrobił to ponownie. — Spróbuj teraz”. — Czemu on miał jej kubek? I jeszcze go niósł — jeśli kładła sobie ręce na biodrach, raczej by go nie trzymała? No i może raczej „wieczko”?
„Chyba tego mi było trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy”. — Zachowanie Marsy było bardzo nieoczekiwane. Praktycznie jej nie znamy, a po jednym występie „zdradza” swoją przyjaciółkę dla jakiejś bandy stereotypowych pustaków. Nie wiem, czy to było zamierzone i miało doprowadzić do tego, by bohaterka czuła się samotna (nie wyszło). Może chodziło tylko o to, by Emma została sama z Seanem (można było zorganizować coś takiego na milion innych sposobów, nie odbierając Emmie jedynej znajomej). Na tym etapie jestem dość zawiedziona bohaterami pobocznymi.
„Pół godziny później dołączyli do nas poprzedni towarzysze”. — Przeskakiwanie o pół godziny w jednym akapicie to niedobry pomysł. Proszę, oddzielaj tematy różnych rozmyślań od siebie, bo takie niezwiązane ciągi słów źle się czyta.
„Ich miny mówiły, że mieli do mnie jakiś problem”. — Przy dotychczasowej stylistyce wypowiedzi Emmy — prócz okazyjnych „choler”, całkiem poprawnej stylistycznie i bardziej oficjalnej niż normalnej nastolatki — takie zdanie wydaje się nie pasować. Reszta narracji Emmy nie wydaje się „nietrzeźwa”, więc nie można tego wziąć za argument. I tak, wolałabym zobaczyć tutaj jakąś „nietrzeźwą” narrację.
„Dopiero kiedy zdali sobie sprawę, że jestem pijana, bredzę od rzeczy i nienaturalnie głośno się śmieję, nieco się rozluźnili”. — Niepotrzebnie zmieniłaś nagle czas na teraźniejszy. No i dlaczego zdali sobie sprawę, że Emma bredzi i się śmieje? To raczej się po prostu zauważa. Mogli zauważyć na podstawie takiego zachowania, że bohaterka jest pijana, ale zdanie sugeruje jednak inaczej.
„Wtedy jednak coś zakuło mnie w sercu”. — „Zakłuło”.
„(...) odparłam bez pardonu i  nastała cisza”. — Podwójna spacja.
„Sean zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło”. — „Wiedząc”. Postaraj się częściej opisywać miny i gesty, zamiast mówić wprost, bo może się zdarzyć, że ktoś nie będzie w stanie wyobrazić sobie zakłopotania — zależy to też od tego, że każdy pokazuje emocje nieco inaczej, i warto by zadbać o różnorodność.
„(...) zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam go za bluzkę”. — Koszulkę? Mężczyźni nie noszą „bluzek”.
„Jeszcze przez jakiś czas spoglądałam w sufit, wspominając, a przynajmniej to, co się udało, dzisiejsze wydarzenia”. — Przez to wtrącenie zdanie staje się kompletnie niezrozumiałe.

Zero snów w tym rozdziale, za to dużo nastoletniego życia Emmy. Nie mogę powiedzieć, żeby mi się to nie podobało, takie lekkie sceny miały swój urok. Zaskoczeniem okazało się całkiem sporo wydarzeń. Znalezienie wzmianki o Obrońcach Świtu w książce — spodziewałam się, że nie będzie tak łatwo, chociaż może wyjdzie to na dobre fabule, zobaczymy. Emma mogłaby jednak wstrzymać się z tym listem do kolejnego dnia, jednak rozumiem, że zrobiła na fali wcześniejszych wydarzeń. Bo działo się sporo.
Wcześniejsze zachowanie protagonistki nie wskazywało na to, że rzuci się w wir pijaństwa, a tu proszę. Wyszło całkiem interesująco. Wprowadziłaś nowych bohaterów — szczególnie Sean odznaczył się charakterem: nie jestem jeszcze pewna swoich odczuć co do niego, zobaczymy, jaki okaże się później.
Wspomnienie śpiącej matki było przyjemnym smaczkiem.

Rozdział 3.
„Nie znałyśmy jego intencji, mógł zażądać za nas okupu, a jeśli był odważniejszy, to nawet zabić”. — Nie ustalili czasem, że Dagon nie ma zamiaru zabijać Pandory?
„Odnalazłyśmy bronie, które, jakże błyskotliwie ukryto w szafie”. — Przecinek przed „ukryto”.
„Nagle rozległo się kolejne skrzypienie”. — „Skrzypnięcie”.
„(...) a jedynie wyglądałyśmy niczym wijąca się kijanka”. — Może jednak nie „wyglądałyśmy”, bo Emma raczej nie widziała, jak wygląda.
„(...) odpowiedziałyśmy z poirytowaniem w głosie”. — Lubisz dodawać niepotrzebne określenia jak „powiedział głosem” albo „zobaczył oczami”. Brakuje tylko jeszcze „usłyszał uszami” i „powąchał nosem”. Nie można powiedzieć z poirytowaniem w czymś innym niż w głosie.
„Jego silne, umięśnione ciało przyciskało nas na tyle mocno, że nie mogłyśmy się oswobodzić, ale tak, by nie sprawiać bólu”. — Ale tak „słabo”, „delikatnie”? Brakuje tu określenia.
„— Nie sądziłem, że jesteś aż tak pyskata — mruknął i głośno powąchał nasze włosy. Wzdrygnęłyśmy się na dźwięk jego oddechu”. — Tu dźwięk i tu dźwięk — skupiłabym się na jednym.
„Uniósł wysoko brwi i powoli zaczął nas puszczać. Kiedy w końcu byłyśmy wolne, zaczęłyśmy pocierać obolałe nadgarstki”.
„(...) i nawet na nas nie patrząc, ruszył w stronę – jak przypuszczałyśmy – schodów. Przez jakiś czas stałyśmy niczym zaklęte, patrząc na oddalające się plecy Dagona”. — Masz tutaj półpauzę zamiast pauzy.
„Przeglądał jakieś papiery i pił napój z metalowego kielicha”. — A cóż innego mógł pić, jak nie napój?
„Na środku stołu leżało kilka potraw podanych na srebrnych tacach”. — Potrawy leżące na stole brzmią jakoś dziwnie. Jeśli już to raczej „stojące”.
„(...) więc nałożyłyśmy na talerz dwie kromki chleba, nieco ricotty i kilka herbatników”. — Zastanawiający dobór śniadania — chleb, ser i ciastka — mało sycący, jeśli Pandora szykowała się na walkę.
„Kiedy zaczęłyśmy rozglądać się za napojem, podeszła służąca i nalała do kielicha czerwone wino”. — A ta służąca to pojawiła się z powietrza, przyszła do pomieszczenia, a może cały czas tam była?
„— Spróbuj przepiórek, są przepyszne — mruknął Dagon, nadal nie odrywając wzroku od kartek z zapiskami”. — Dlaczego ciągle musisz powtarzać, że Dagon nie patrzy na Pandorę? Nieco to irytujące.
„Trucizna była raczej wyjątkowo słabym i niehonorowym sposobem na zabójstwo”. — „Słaby sposób na zabójstwo” — czy tylko dla mnie brzmi to dziwnie?
„Jedynym pomysłem, jaki wydawał się sensowny”. — „Jedynym sensownym pomysłem”.
„(...) zapytałyśmy zbyt emocjonalnym tonem”. — Czyli jakim?
„Jesteś taka młoda – rzucił”. — Pojawiła się półpauza zamiast myślnika.
„Zanim zdążyłyśmy wymyślić coś lepszego, mężczyzna w błyskawicznym tempie skoczył na stół i pobiegł po nim prosto do nas”. — „Wskoczył”. Niepotrzebnie też dodajesz określnik „po nim” — jak wskoczył na stół, to przecież nie biegł po podłodze. Dramatyzm jest dramatyczny. Nie mógł tak po prostu przybiec do niej koło stołu, zamiast tak barbarzyńsko rozwalać całe to śniadanie i tak dalej? Dagon wydaje się raczej cywilizowanym demonem.
„Z miną pełną trwogi przyjęłyśmy kopniaka w klatkę piersiową. Wraz z eleganckim krzesłem runęłyśmy na ziemię”. — Taki styl narracji, pełen szczegółów (eleganckie krzesło) i wolny (z miną pełną trwogi <właściwie skąd bohaterka wiedziała, jaką mają minę — dojrzała w lustrze?>), pasuje, gdy ktoś opowiada historię w pewnym dystansem. Emma, z drugiej strony, mimo że przeżywa coś, co stało się dawno, wciąż powinna mieć odczucie, jakby tam była i brała udział w wydarzeniach — tak też powinna komentować. Teraz, przynajmniej ze strony czytelnika, wygląda to tak, jakby twoja protagonistka oglądała wszystko w zwolnionym tempie i, spokojnie siedząc w kącie, opowiadała, co dzieje się obok niej. Pojawia się tutaj również mieszanie stylów — raz masz bijącą na kilometr patosem „minę pełną trwogi”, a zaraz potem zwyczajnego „kopniaka”. Efekt wychodzi komiczny. Pisałyśmy o tym w jednej z naszych trzynastek — link.
„Zważając na tę radość, dusił nas jeszcze mocniej, a jego oczy przybrały karmazynową barwę”. — „Biorąc pod uwagę radość, dusił jeszcze mocniej” — co to właściwie znaczy? Mam wrażenie, że powstał tu jakiś skrót myślowy. Myślę, że najlepiej w ogóle pozbyć się części „zważając na tę radość”.
„Po szybkim przeanalizowaniu sytuacji, jakimś cudem udało nam się sięgnąć po sztylet umocowany do prawej nogi”. — Co one analizowały? Nie lepiej o tym wspomnieć, zamiast streszczać?
„Należę do szlachty, moja droga — mruknął, widząc naszą przerażoną minę. — Znajduję się bardzo blisko samego króla, więc znam takie zaklęcia”. — To jest dość zastanawiające, że Pandora nie zna takich sztuczek, jeśli służy temu samemu królowi, bo z jej reakcji nie wynika, że tylko u Dagona takie coś ją dziwi.
„(...) patrząc wyczekującą na nasz miecz”. — „Wyczekująco”.
„Po pomieszczeniu rozszedł się nieprzyjemny dla ucha zgrzyt”. — Nie, bo właśnie, że nieprzyjemny dla nosa. Proszę, rozejrzyj się za takimi oczywistościami, bo to ani nikomu niepotrzebne, ani ładne.
„Wykorzystując nieuwagę przeciwnika, kopnęłyśmy go w brzuch, a gdy ten znalazł się na ziemi, podbiegłyśmy do niego. (...) Przeturlał się po ziemi, przez co zamiast w ciało, trafiłyśmy w podłogę. Nie zwracając uwagi na nasz błąd, podciął nam nogi, przez co ponownie runęłyśmy na ziemię. (...) Dagon podniósł się z ziemi, porzucając własny miecz, i po raz kolejny na nas usiadł”. — Zbędny przecinek przed „trafiłyśmy”.
„On miał rację, to my zachowałyśmy się jak dzikuski”. — „On” jest niepotrzebne.
„Nawet na nas nie patrząc, ruszył w kierunku schodów”. — Przy wcześniejszych schodach masz zdanie o takim samym wydźwięku, taka powtarzalność nie wygląda za dobrze
„Dagon był demonem, ale różnił się od innych. Który z nich uratowałby życie Obrońcy Świtu? Co za szkoda, że nie urodził się po właściwej stronie... Te słowa przyprawił nas o mdłości. A która strona była właściwa? Może to my urodziłyśmy się nie po tej, co trzeba...”. — „Przyprawiły”. Mam wrażenie, że to wypłynęło za szybko. Nie wiemy ani nic o demonach, ani o Obrońcach Świtu, więc czytelnik nic z takiego stwierdzenia nie wyniesie, bo nie ma rozeznania, kto jest tym dobrym, a kto złym (oczywiście nazwa „demon” kojarzy się źle i potwory, z którymi walczyła Pandora były „brzydkie”, ale to nie gwarancja rzeczywistych motywów obu stron).
„Zamaszystym ruchem odwróciłyśmy się od drzwi”. — Znów ten „zamaszysty ruch” — kiedy sobie to wyobrażam, wygląda to niestety komicznie.
„Odłożył jakieś kartki na blat i spojrzał na nas nieco osłupiały”. — Może „zdziwiony”, zamiast tego „»nieco«osłupiałego”?
„Gdy na nim spoczęłyśmy, zadałyśmy pytania. —  Po co było to wszystko?”. — Jeśli masz opis stwierdzający, że postać zaraz coś powie, zapyta albo krzyknie, stawiaj dwukropek zamiast kropki. Wspominamy o tej zasadzie w naszej siódemce o dialogach.
„Uznałyśmy to jako potwierdzenie”. — „Za”.
„Wytrzeszczyłyśmy oczy z niedowierzania i zaniemówiłyśmy. Dlaczego właściwie zabijałyśmy? Bo tak trzeba? Bo tak nam kazano? Bo toczymy wojnę? Nigdy się nad tym nie zastanawiałyśmy. Od dziecka wykonywałyśmy polecenia. Kiedy miałyśmy zaledwie pięć lat, zwerbowano nas do Obrońców Świtu, ale prawdziwa moc ujawniła się, gdy skończyłyśmy dwadzieścia wiosen. To właśnie wtedy przestałyśmy się starzeć, ciało osiągnęło zdolność całkowitej regeneracji, a na skórze w miejscu serca pojawiła się blizna w kształcie słońca. Był to bolesny proces, ale przyjęłyśmy to z dumą. Zarówno nasza matka jak i ojciec byli Obrońcami Świtu, dzięki czemu urodziłyśmy się czystej krwi i ze stuprocentową pewnością, że również odziedziczymy ten dar. Rodzice starali się o nas ponad sto pięćdziesiąt lat. Kobiety demony i Obrończynie płodne jedynie raz na około dwieście lat, więc byłyśmy niczym cud zesłany przez jakieś bóstwo”. —  Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Straszna ekspozycja, zupełnie nieciekawa i, bo ja wiem, nie na temat? A przynajmniej połowa tych informacji — w tym wszystko o rodzicach i rozmnażaniu Obrońców Świtu. Jak bardzo chciałabym poznać takie szczegóły, tak nie mogę się nimi cieszyć przez marne umiejscowienie ich i sposób podania. Pandora wychodzi tu na bezmyślną osobę, trochę jak ktoś, kto chodzi do kościoła tylko dlatego, że jego rodzice też chodzili. Taka pyskata panna, a nigdy się nad tym nie zastanawiała? Nie uważała, że to, co robi, było ważne, że zabija zagrożenie? Jasne, historia pokazała wiele takich przypadków, ale od bohaterki opowiadania spodziewałabym się czegoś innego. Dodatkowo brak przecinka przed „jak”, „kobiety-demony” i przeniosłabym „nasza” z jedenastego zdania do ósmego przed „prawdziwa”.
„— Zawsze zabijam — odparłyśmy chłodnym tonem, wstydząc się unieść głowę. Dagon spojrzał na nas nieprzeniknionym wzrokiem”. — Znów sytuacja, w której Emma nie powinna widzieć Dagona, a jednak dokładnie wie, co robił.
„Mimo gniewu, odczułyśmy ukłucie strachu. Jak dużo o nas wiedział? Czy odkrył, kim byłyśmy w społeczności Obrońców Świtu? Mieszkałyśmy tylko z matką, więc jej tożsamość mogła nie być już tajemnicą. Na szczęście ojciec całkiem nieźle się maskował. A co, jeśli to też zostało ujawnione?”. — Przecinek przed „odczułyśmy” zbędny. Te informacje wypadły już znacznie lepiej. Podałaś tylko to, co jest absolutnie niezbędne.
„Niemal po chwili uderzyło w nas jaśniejsze niż zwykle światło słoneczne”. — Czyli minęła mniej niż chwila, czyli... ile tak właściwie?
„Dagon mówił prawdę – z pewnością należał do szlachty”. — Pojawiła się półpauza zamiast pauzy.
„(...) który chwilę później  otworzył drzwi i nisko się ukłonił”. — Podwójna spacja.
„Chciałyśmy udać się na piętro, by przebrać się w coś bardziej odpowiadającemu młodej damie, lecz na nasze nieszczęście wpadłyśmy prosto na matkę”. — „Odpowiadającego”.
„— Skoro wróciłaś, rozumiem, że wykonałaś misję — bąknęła, udając się po filiżankę herbaty, którą odstawiła na stoliku w pokoju gościnnym”. — O, Pandora też ma nie za ciekawą matkę — mogą z Emmą łączyć się w bólu.
„Wystawne przyjęcia były o wiele bardziej przerażające niż walka z wrogiem”. — Pandora nie wygląda na kogoś, kto bałby się przyjęcia, sądząc po jej zachowaniu w obecności Dagona, ale kto wie, może pozwalała sobie na więcej, bo był demonem?

Tym razem cały rozdział został poświęcony snowi Emmy. Jest to bezpośrednia kontynuacja poprzedniego, co jest pewnego rodzaju nowością, bo do tej pory za każdym razem oglądałam coś innego.
Nie przepadam za Pandorą, tyle mogę powiedzieć po tym rozdziale. Krzykata, bezmyślna pannica — taka standardowa główna bohaterka. I tak, wychowanie na Obrończynię Świtu ją w pewien sposób usprawiedliwia, ale nic nie zmieni faktu, że zachowanie tej postaci drażni. Walka z Dagonem uświadomiła jej, że powinna się bardziej zastanowić nad swoimi działaniami i to oczywiście na plus, ale z drugiej strony wszystko działo się zbyt szybko. Jeden demon zgrywa miłego i dwadzieścia lat treningu poszło na marne? To mogła być sztuczka, żeby Pandora zaufała demonowi, a ona dała się podejść jak małe dziecko — wystarczyła odrobina dobroci i cały jej system wartości legł w gruzach. Nie czuję się przekonana.
Z kolei Dagon na razie to całkiem przyjemny bohater — nie denerwuje swoim zachowaniem, jest nieco protekcjonalny względem Pandory i wystarczająco „demoniczny”. Na razie mój faworyt.
Podobało mi się jednak, że rozszerzyłaś nieco ramy opowiadania i przekazałaś parę ciekawych informacji — niestety, nie wszystkie w odpowiednich momentach, ale lepiej tak niż wcale.

Rozdział 4.
„Podczas gdy Marie, odwróciła się, by dorzucić kilka pociętych kawałków drewna do kominka”. — Przecinek przed „odwróciła się” jest zbędny.
„Podczas pojedynków każdy był prawdziwy, nawet (zwłaszcza) wróg”. — Trudno, żeby walczyła z nieprawdziwymi wrogami, może raczej „szczery”? No i nawiasy nie wyglądają zbyt dobrze w tekście, szczególnie w pierwszoosobowej narracji (bohater wziął w nawias własne myśli?). Te tutaj już szczególnie źle wyglądają i lepiej byłoby zamienić je na myślniki.
„Woźnica zeskoczył ze swojego siedziska i otworzył drewniane drzwiczki”. — Jak Pandora mogła go widzieć ze środka powozu?
„Nieco dalej, w głębi pomieszczenia, stał długi stół, na którym leżały liczne potrawy: pieczone przepiórki w miodzie, faszerowane bażanty, wszelkiego rodzaju wędliny oraz sery, najróżniejsze owoce, krakersy, orzechy, pistacje i najznakomitsze wina. Na środku sali stali już goście, rozmawiając i popijając czerwone wino, które co chwilę dolewano”. — Może „zastawiony licznymi potrawami”? To „leżały” jest bardzo dziwne, jakby ktoś porozrzucał jedzenie prosto na stół. A pistacje to nie orzechy? Dodatkowo, z miejsca, w którym wskazała Gayaruthiel, usunęłaś krakersy, stąd natomiast już nie. Uwagi są uniwersalne i staraj się odnosić je do całego tekstu, a nie do pojedynczych cytatów.
„Cała nasza trójka ukłoniła się im z arystokratyczną gracją, a matka i pani Bellefleur zaczęły wymieniać się uprzejmościami”. — Nieźle się natrudziłam, żeby uświadomić sobie, że i siebie Emma policzyła, zastanawiałam się nawet, czy przypadkiem nie przyszedł z nimi woźnica.
„Młoda jasnowłosa dziewczyna lekko się skłoniła”. — Przecinek przed „jasnowłosa” — link.
„Nasze zachowanie było karygodne, a niechciane myśli zaprzeczały wszystkiego, w co wierzyłyśmy”. — „Wszystkiemu”.

Pobytu w przeszłości ciąg dalszy. Nie mam właściwie za dużo do powiedzenia o tym rozdziale. Nie działo się zbyt wiele ciekawych rzeczy, choć oczywiście wszechogarniający przepych przyjęcia był całkiem przyjemny do wyobrażania sobie. Opisy otoczenia idą ci całkiem nieźle, więc nie nie miałam z tym problemów.
Powrócił temat wieku Pandory — i w związku z tym, zastanawiam się, czy aby dobrze go dobrałaś. Dziesięć lat różnicy pomiędzy nią a Emmą to dość sporo. Jeżeli nie ma to żadnego sensu fabularnego, na twoim miejscu nieco bym go wypośrodkowała — choćby przez wzgląd na cały dialog z panię Bellfleur i domniemane staropanieństwo Pandory, ale też i na jej zachowanie. Nie sądzę, by pierwszy raz była na takim przyjęciu, a zachowuje się co najmniej jak zagubione dziecko. Gdyby miała nieco mniej lat, łatwiej można by było uwierzyć w jej niedostosowanie.
Dagon wyjawiający Pandorze swoje motywy jest za to albo bardzo głupi, albo bardzo cwany — na razie nie potrafię tego określić.
Co do etykiety dworskiej podczas przyjęcia wystarczająco jasno wypowiedziała się już Gayathuriel w swojej ocenie, więc nie będę powtarzać jej argumentów.

Rozdział 5.
„W trakcie lekcji historii po raz pierwszy w życiu nie byłam skupiona”. — Zastanawia mnie jedno — na początku opowiadania Emma stwierdziła, że często przez pierwsze godziny po obudzeniu się intensywnie myśli o snach. I tu pojawia się problem. Pierwsze zajęcia to historia. Jak w takim razie bohaterka zawsze była skupiona na tych lekcjach, mimo że jednocześnie myślała o snach?
„Ponownie spanikowałam i oblał mnie zimny pot”. — A kiedy spanikowała za pierwszym razem? Już parę razy piszesz coś takiego i za każdym razem się zastanawiam, co masz na myśli jako ten „pierwszy raz”.
„Mój strach spotęgował niespodziewany dźwięk dzwonka oznajmiający przerwę”. — „Oznajmiającego”. Nie wiem, co innego miałby oznajmiać, jeśli do tej pory Emma siedziała na lekcji? Przecież nie przesiedziałaby całej przerwy, nie zdając sobie z tego sprawy.
„Gdy inni uczniowie, w tym Marsy, byli już na korytarzu, ja dopiero sunęłam w kierunku wyjścia. (...) Najwolniej jak się tylko dało, sunęłam w kierunku sali chemicznej”.
„Tym razem Marsy nie czekała na mnie na korytarzu. Mimo to byłam tak zdenerwowana następną lekcją, że prawie nie zwróciłam uwagi na brak przyjaciółki”. — Więc po co o tym wspominasz, jeśli się tym nie przejęła? Piszesz o czymś w pierwszoosobówce = myślisz o tym, przejmujesz się tym, analizujesz to.
„W końcu wyciągnęłam z plecaka iPhona starszej generacji”. — „iPhone'a” — link.
„— Bo zwykłe poproszenie o numer jest zbyt mainstreamowe — mruknęłam i  w tej samej chwili do sali wszedł pan White”. — Podwójna spacja. Czyżby pan White miał na imię Walter?
„Kiwnęłam potakująco i pomachałam mu na odchodne”. — Nie da się kiwnąć przecząco, chyba że akcja odbywa się w Bułgarii. A nie odbywa się.
„— Daj mi swój numer, gdy się czegoś dowiem, wyślę ci smsa (...) Gdy godzinę później siedziałam już w autobusie, jak na złość otrzymałam smsa od Tylera”. — „SMS-a”.
„Zagryzłam wargę nie chcąc znów wyciągać przestarzałego telefonu”. — Przecinek przed „nie”.
„(...) dodała, a ja zdjęłam ubranie wierzchne i stanęłam przed rodzicielką”. — Cóż ma za ubranie „wierzchnie”? Płaszcz, kurtka, bluza? Nie wiem, po co tak cudaczyć, kiedy można nazwać to po imieniu i jeszcze o wiele bardziej dokładnie.
„— Nie trzeba, siadaj — odparła i postawiła na stole szklaną misę z puree. (...) Całkiem dobrze. Dostałam z doświadczenia z chemii C — odparłam”. — „Purée”.
„— Jak na ciebie, to nieźle — mruknęła. (...) — To dobrze. Do mnie nie dzwonił — mruknęłam, zastanawiając się, czy było mi to obojętne, czy wręcz przeciwnie”.
„Wyjechał do Włoszech ze swoją narzeczoną numer cztery”. — „Włoch”.
„— Z Marsy — odparłam, zastanawiając się, czy powinnam wymieniać nowych znajomych. — Idziemy do Tylera. To chłopak koleżanki — wyjaśniłam, a mama nie sprawiała wrażenia przeciwnej czy zaniepokojonej”. — Ten fragment ma inne formatowanie. Może „mającej coś przeciwko”?
„Obiecałam im, musiałam tam, przyjść”. — Zbędny przecinek przed „przyjść”.
Między zdaniami „Chciałam odkręcić wodę, by zwilżyć twarz, ale przypomniałam sobie o tej całej tapecie, która była do mnie przyklejona” a „— Dasz sobie radę — mruknęłam, trzymając kurczowo za umywalkę” masz niepotrzebny enter.
„Napięłam mięsnie ramion”. — „Mięśnie”.

Wraz z Emmą wracamy do teraźniejszości, która zbiera pokłosie swoich wcześniejszych wyborów. Sean zachowuje się lepiej, matka bohaterki po zastrzyku gotówki też stała się o dziwo znośna i nawet całkiem sympatyczna. Protagonistka z kolei, zwracając się do Pandory i próbując się do niej upodobnić, zaintrygowała mnie. Może Obrończyni Świtu nie jest najlepszym wzorem do naśladowania, ale fakt, że Emma stara się na niej opierać, było ciekawym zabiegiem. Rozdział całkiem przyjemny, choć bez fajerwerków.

Rozdział 6.
„(...) Seanowi, który całował się już chyba z drugą dziewczyną”. — Eh, a już zaczynałam się do niego przekonywać.
„— Czemu tu tak sama siedzi? — spytał, jakby naprawdę troszczył się o moje samopoczucie”. — „Siedzisz?”.
„Tym razem poprosiłam o drinka z kolą”. — „Colą”, bo nie masz tu na myśli rośliny, nie?
„Kiedy kolega przygotowywał nam napoje, a pozostali, albo dzielnie czekali na swoją kolej, albo podskakiwali wesoło, ktoś podszedł nieco bliżej i stanął po mojej prawej”. — Bez przecinka przed pierwszym „albo”.
„(...) i co najważniejsze – starszy” i „Ciężko było nie zauważyć rzucającego się w oczy podobieństwa ­– te same jasne włosy”. — Wkradły się półpauzy zamiast pauz.
„Wyciągnęłam niepewnie dłoń przed siebie, a chłopak chwycił ją w stalowy ucisk. Odczułam kolejną falę pieczenia, szczypania i rażenia prądem”. — To demon! Ratuj się, kto może! No i chyba raczej „uścisk”.
„Nie byłam w stanie ocenić, czy chłopak był przystojny, po prostu błagałam w myślach, by w końcu mnie puścił”. — Seriously? Jeżeli nie myślała o tym, czy był przystojny, to po co o tym wspominasz?
„Przyglądał się, przekrzywiając lekko głowę”. — Teraz z mruczenia i parskania wszyscy przerzucili się na przekrzywianie głów jak ptaki.
„Głośna muzyka pop, pijani, roztańczeniu nastolatkowie, wykrojone ubrania i mocny makijaż, nijak to się miało do przyjęcia z siedemnastowiecznej Francji”. — „Roztańczeni”. Jakie ubrania? Każde ubranie (materiał) trzeba najpierw wykroić. Hm… może „skąpe”?
„Uśmiechnęłam się na tą myśl”. — „Tę” — link.
„Jake również zamilkł”. — Znów „również” w sytuacji, gdy nie mówisz, że Emma zamilkła, tylko od razu stwierdzasz, że Jake też nic nie mówił. Jasne, z kontekstu wiadomo, że protagonistka się nie odzywa, ale to po prostu dziwne.
„Gdy usiadłam w kącie, tym razem Jake odpuścił. Zniknął mi z pola widzenia i nie zauważyłam go aż do momentu, gdy znaczna część imprezowiczów poszła do domu lub gdzieś zasnęła. Ja wciąż siedziałam na tym skórzanym fotelu niczym duch, obserwując wszystkich dookoła. Około czwartej nad ranem Marsy dosłownie padła na kanapę obok mojego siedziska. Ułożyła się na twardej poduszce i zwinęła w kłębek niczym mały kociak”. — Nie jestem zachwycona tymi przeskokami o kilka godzin, a ty serwujesz je cały czas. No i „kociak” raczej z natury jest „mały”. Nie musisz też pisać „tym”, to słowo niczego nie dodaje do zdania poza ilością literek. Takich określeń używa się raczej, gdy jest mowa o kilku rzeczach i bohater decyduje się na którąś. Tutaj fotel jest tylko jeden.
„Ostatecznie okazało się, że nie pozostało żadnego wolnego miejsca oprócz mojego nowego przyjaciela – fotela w kącie”. — „Żadne wolne miejsce”.
„— Ile tak właściwie masz lat? – spytałam, nie odwracając wzroku od małego skrawka ziemi, na którym rosły róże”. — Zauważyłam, że lubisz podawać dokładny wiek bohaterów. To ma jakieś większe znaczenie, czy po prostu chcesz być dokładna?
„Zamilkł na chwilę, po czym spojrzał na mnie szatańskim wzrokiem i szturchnął łokciem w ramię”. — „Szatański wzrok” dołącza do grona twoich ulubionych reakcji bohaterów.

Impreza imprezą, przedstawiłaś dość standardowo przejścia Emmy. Szczęśliwym trafem na scenie pojawił się nowy zawodnik. I to jaki. Jake ewidentnie kłamie, a sądząc po doznaniach bohaterki, jest albo Obrońcą Świtu, albo demonem. Mam wrażenie, że stanie się nowym obiektem uczuć naszej protagonistki (co zostało już odpowiednio zasugerowane) — tym razem na dłużej niż Sean, który co prawda swoim zachowaniem na imprezie odrzucił mnie niezmiernie, ale nie zaskoczył, bo czułam, że śliski z niego typ.

Rozdział 7.
„Nieprzespana noc, strawiony alkohol i fakt posiadania nowego znajomego dawały się we znaki”. — Jak fakt posiadania znajomego dał jej się we znaki? Chyba zrobiłaś tutaj za duży skrót myślowy, jeśli chodziło o to, że przez rozmowę z nim Emma wcale nie odpoczęła.
„Mama na szczęście nie zadawała pytań. Dostrzegła moje zmęczenie i z pewnością wyczuła też charakterystyczny zapach średniej jakości trunków, lecz mimo to odpuściła. Czując ulgę, padłam na łóżko niczym trup i z trudem zaczęłam ściągać z siebie ubrania”. — W tym momencie przypomniałam sobie, że Emma ma piętnaście lat i w ogóle nie powinna pić alkoholu. Jasne, matka mogła zostawić zrzędzenie na później, ale raczej nie odpuściłaby takiego tematu całkiem — raczej skomentowałaby, że, że Emma wdała się w ojca, woląc się upijać niż być odpowiedzialną — teraz też dziwi mnie bardziej jej wsparcie z wcześniejszego rozdziału, ale to można zwalić na karb euforii po niespodziewanym przypływie gotówki.
„W nasze oczy padały rażące promienie słoneczne”. — Odnoszę wrażenie, że uwielbiasz używać motywu zaślepienia bohaterki słońcem — przez siedem rozdziałów pojawiło się chyba ze trzy razy. To jakiś przekaz podprogowy związany z Obrońcami „Świtu”?
„Po lewej i prawej stronie od wejścia stały masywne schody prowadzące na rozległą antresolę”. — Stojące schody?
„Na tronie siedział mężczyzna, którego Pandora zwała Arthurem, przywódcą”. — Do tej pory byłam przekonana, że Arthur to król demonów, więc czuję się teraz co najmniej osobliwie. Wróć, proszę, do rozdziału, w którym Pandora mówi o nim z Dagonem, i przepisz dialogi tak, żeby miało to ręce i nogi, bo zauważyłam, że nie tylko ja miałam przyjemność wysnuć takie wnioski.
„Oprócz nas, w sali znajdowało się sześć osób”. — Przecinek przed „w” zbędny. Miałam wrażenie, że zastanę większą publiczność — musiało być tam okropnie pusto.
„— Nastały ciężkie czasy, przyjaciele — westchnął Arthur. — Nie będę was okłamywał, jest źle. // Wziął głęboki wdech. // — Demony rosną w siłę i to w zaskakującym tempie. Zwiadowcy informują, że te piekielne pomioty przemycają broń przez Paryż”. — Dlaczego wlasciwie to jest w osobnych akapitach — chciałaś wyróżnić jakoś ten fragment? Nie jest to tutaj konieczne.
„Ten, o groźnym obliczu – Liam”. — Przecinek jest tutaj niepotrzebny. No i znów zaplątała ci się półpauza zamiast pauzy.
„Po tych słowach pozostali z wyjątkiem Liama spojrzeli na mnie i Pan wymownie”. — Byłam pewna, że czegoś nie dopisałaś w tym zdaniu, gdy zobaczyłam „Pan”, a dopiero późniejsze nazwanie tak Pandory przez Liama rozjaśniło sytuację. Emma nigdy nie mówiła o Pandorze w ten sposób, więc jeśli już, coś takiego powinno pojawić się dopiero po zdaniu Liama. Emma mogłaby stwierdzić, że takie zdrobnienie jej się podoba albo coś w tym rodzaju.
„Ja wolałam jednak przeżyć”. — Ale ty nie zginiesz tak tak czy inaczej, Emmo. Poza tym ciężko mi powiedzieć, czemu Pandora uważa się za zdrajczynię — mogła po cichu powiedzieć Arthurowi o wszystkim i tyle.
„— Poradzę sobie — mruknęłyśmy, patrząc wymownie na dłoń Liama”. — „Wymownie” ponownie.
„Liam skamieniał na chwilkę, lecz w końcu nas puścił”. — Oho, kolejny kamieniejący bohater —  to musi być siła miłości, nie?
„Gdyby nie Liam, z pewnością zgubiłybyśmy się w tym labiryncie korytarzy i pomieszczeń”. — Pandora nigdy wcześniej tam nie była?
„Tylko broń artefaktowa była w stanie ostatecznie unicestwić piekielną istotę”. — Czyli mieczyk Pandory z wcześniejszego rozdziału był taką bronią?
„   Podziękowałam Pandorze, że miałam dostęp do jej myśli. W przeciwnym wypadku na pewno nie byłabym w stanie tego wszystkiego pojąć”. — Potrójna spacja. Jasne, bo z jej wytłumaczeniem od razu wszystko stało się prostsze. Do tego, jak właściwie Emma wyciągnęła te myśli? Ma dostęp do wszystkich wspomnień Pandory, czy ona monologowała o tym w myślach? Niezła próba wciśnięcia ekspozycji, choć znów, wydaje mi się, że część podanych informacji została doczepiona na siłę.
„Nie rozumiałyśmy tych słów. Pandora nigdy nie uczyła się zaklęć pieczętujących”. — Widzę, że łaciny też nie rozumie? Zastanawiam się, dlaczego Pandora idzie tam z Liamem. Odnoszę wrażenie, że nie powinna mieć dostępu do tego typu broni — skoro i nawet nie umie otworzyć zamka prowadzącego do niej.
„Po obu stronach stał jeden rząd kufrów”. — „Rząd” z definicji jest jeden.
„Nasze kufry z bronią znajdowały się mniej więcej w połowie pomieszczenia. Liam otworzył najpierw swój, po czym wyciągnął masywny, zapewne ciężki, miecz. Obejrzał go dokładnie z każdej strony i wsunął do pochwy na plecach. Potem chwycił naszą dłoń, przyłożył ją do kolejnego, mniejszego, kuferka i otworzył go za pomocą zaklęcia. Emocje wzięły górę i niezwykle uradowane chwyciłyśmy za naszą broń. Czując znajomą rękojeść i widząc błysk stali w półmroku, pozwoliłyśmy, by broń dodała nam mocy. Przyjemny wzrost energii potrafił być uzależniający”. — Nie mogę zrozumieć, dlaczego Pandora nie umie otwierać kufra z własną bronią — to osobliwe, a tym bardziej niepraktyczne w nagłej sytuacji zagrożenia. Noszenie miecza na plecach, szczególnie dużego, jest bardzo niewygodne, a czasem też niemożliwe do wyjęcia z pochwy — link.
„Wyglądał maksymalnie na trzydziestolatka. Wiedziałyśmy jednak, że liczył sobie około stu wiosen”. — Złączyłabym to w jedno zdanie.
„Liam, którego wszyscy się bali, Liam, który miał przeciętą brew, był świetnym wojownikiem i członkiem oddziału specjalnego, twierdził, że byłyśmy urocze?”. — Ta jego przecięta brew jest czymś ważnym, że ciągle o tym przypominasz?
„Przed snem zdążyłyśmy wypolerować miecz, by z klasą zabijać nim demony i bez dłuższego zwlekania opadłyśmy na łoże”. — Brakuje przecinka przed „i”. Strasznie mnie rozbawiło to zdanie, szczególnie część: „z klasą”. Pandora mogłaby może nałożyć na miecz jakiś olej albo użyć ostrzałki, żeby zwyczajnie zadbać o broń. Wiesz, po pierwszym ciachnięciu i tak ostrze pokryje się krwią.
„Pandora zasnęła zadziwiająco szybko, a ja po raz pierwszy miałam możliwość ujrzeć jej sny”. — To jest ciekawe, prawie jak „Incepcja”.
„Stałam z boku, przyglądając się mglistym wizerunkom demona o czarnych oczach i mojej gospodyni”. — W tym rozdziale po raz pierwszy używasz określenia „gospodyni” i stwierdzam, że brzmi dość osobliwie, z jakiej strony by na to nie patrzeć.
„Sama mi to pokazała na początku naszej przygody, a potem zaczęła przedstawiać historię od pierwszych, właściwych, wydarzeń”. — Hm... ciekawe, czyli twierdzisz, że Pandora ma wpływ na to, co widzi Emma? Ekhm... jak? Odniosłaś się tutaj zapewne do zarzutów oceniających, wolałabym jednak, żebyś dopisała zdanie w stylu: „O, wygląda na to, że te wydarzenia miały miejsce wcześniej” w rozdziale, w którym idziemy z Pandorą do lasu. Emma mogłaby zauważyć jakiś szczegół wskazujący na to, że cofnęła się bardziej w czasie, bo teraz to trochę musztarda po obiedzie, że tak powiem.
„Co za idiotka”. — Tego się nie spodziewałam. W ogóle nagła miłość Pandory do Dagona to dziwactwo, na tym etapie mogłaby być co najwyżej nim zauroczona, no ale Emma, jak już się zorientowałam, lubi czasem podramatywować.
„Uwijałyśmy się niczym mrówka, zapinając guziki jasnego, przewiewnego stroju”. — Wciąż brakuje mi jaśniejszego opisu tego stroju.
„(...) a następnie przypinając do ciała kilka sztyletów”. — To brzmi dość dziwnie.
„Trudno się dziwić – był prawą ręką naszego przywódcy. — Dziś też go nie zawiedziemy”. — A kiedy był ten inny raz, gdy go nie zawiedli? Jeśli miałaś na myśli, że nie zawiodą go jak zawsze, to zabrzmiało to dość kiepsko.
„(...) spytał szczupły, chłopak o brązowych, zaspanych oczach”. — Zbędny przecinek przed „chłopak”.
„— Nie zachowuj się jak tchórz, Gilles — warknęła w odpowiedzi Aude, ta sama pewna siebie blondynka, co wczoraj”. — Co wczoraj co? Odezwała się?
„Père-Lachaise. (...) // Popatrzyłyśmy na sprzeczających się spode łba. Tracili tylko czas i energię na bezsensowne kłótne. Chodźmy już zginąć, pomyślałam gniewnie Pandora. (...) Patrząc chronologicznie, scena seksu z Dagonem wciąż się nie wydarzyła. Uznawałam ją za punkt odniesienia, była najbardziej wysunięta w czasie. Nie wiedziałam jednak, co miało wydarzyć się w następstwie, ale podejrzewałam, że potem moja gospodyni zginie. (...) Bez słowa skierowaliśmy kroki do stajni i wyprowadziliśmy z boksów osiodłane już konie. Każdy z nas miał własnego”. — Białe tło w całym tym akapicie. Masz niepotrzebnie pogrubiony dywiz. Drugie zdanie brzmi, jakby obserwowały ludzi sprzeczających się spode łba, a nie, że one tak na nich popatrzyły. „Kłótnie”, „Pomyślała”. Raczej jasne jest też, że każdy miał swojego konia, trudno, żeby jeździli dwójkami.
„Czemu, do cholery, nazwała taką bestię „Okruch”?! Dla żartu? Nigdy przedtem nie widziałam tak wielkiego i potężnie zbudowanego konia”. — Czy mnie się tylko zdaje, czy ktoś zabrał mi zajęcie? I jak mam teraz komentować wszystkie nielogiczności?
„Z każdą upływającą godziną moja żywicielka pociła się i trzęsła coraz mocniej”. — Jak długo oni jechali? No i „żywicielka” nie ma za bardzo sensu, chyba że Emma postrzega się jako pasożyta.
„Utożsamiałam się z nią i z czasem zaczęłam traktować jak siostrę. Była mi bliska”. — To nagłe i hm... trochę obok reszty, że tak powiem.
„Mogłabym się nawet zaśmiać w duchu z komizmu sytuacji, ale w tamtej chwili byłam zagłuszana przez emocje Pandory”. — Coraz mniej podoba mi się ta super świadoma Emma i jej ironiczne uwagi, bo niestety psują klimat całkowicie.
„Nie wyglądali na zaniepokojonych”. — „-ały”, bo „demony”.
„Był wysoki i ciemnowłosy, a na plecach miał zarzucony czarny płaszcz. Stał wyprostowany i obserwował nas, jakby czekał na dogodny moment na ucieczkę lub atak”.
„W tamtym momencie byłyśmy skończone”. — Co? Dlaczego? Obawiam się, że nie bardzo rozumiem.
Między przedostatnim a ostatnim akapitem masz niepotrzebny enter.
„— Dagon… — szepnęłyśmy, po raz pierwszy jako jedność”. — A to ci nowina! Można było się tego spodziewać, no ale niech się trochę podziwią.

Ostatni rozdział opublikowałaś znacznie później niż wcześniejsze, nie zauważyłam jednak wielu zmian w poziomie opowiadania historii prócz zadziwiająco świadomej Emmy omawiającej głupotę Pandory, co niestety szybko okazało się nieco drażniące. Pomysł był dobry, tylko wykonanie już nie do końca. Przy okazji, jeśli już decydujesz się na komentującą protagonistkę, warto, abyś te komentarze dodała i we wcześniejszych rozdziałach, bo jest to nieco niekonsekwentne.
Już miałam narzekać, że nie pokazałaś jeszcze Obrońcow Świtu w akcji, a tu proszę, na sam koniec pozytywnie mnie zaskoczyłaś ich obecnością. Najbardziej wyeksponowałaś Liama, który okazał się całkiem poczciwym towarzyszem. Nie oponowałabym, gdyby jednak miał wobec Pandory romantyczne zamiary.
Sama Pandora, która odmówiła opowiedzenia o potencjalnym zagrożeniu reszcie Obrońców, nieco mnie zawiodła — to było tak standardowe „nikomu o tym nie powiem, bo uznają mnie za zdrajcę”, że aż przewróciłam oczami razem z Emmą. Końcówka rozdziału nie okazała się też dla mnie takim zaskoczeniem jak dla protagonistek, bo obecność Dagona w magazynie można było dość łatwo przewidzieć. Zastanawiam się jednak, co z tego wyniknie i chciałabym, abyś kontynuowała to opowiadanie, bo jak na razie było najlepiej napisane ze wszystkich przeze mnie ocenionych i wolałabym, żeby taki potencjał się nie zmarnował.

Podsumowanie:
Treść opowiadania:
Narracja:
Bardzo mi się spodobała ze względu na liczbę mnogą, która jest dość niespotykana. Niestety, według mnie podstawiłaś sobie nogę, pisząc, że Emma czuje i przeżywa wszystkie emocje Pandory. Narratorka nie zachowuje się jak ktoś, kto bierze udział w wydarzeniach, a patrzy na wszystko z dystansem, trochę, jak gdyby oglądała w kinie film. Spokojnie podziwia widoki i wystrój, kiedy powinna drżeć ze strachu i wrzeszczeć, że zaraz umrze albo rozpływać się pod dotykiem Dagona. Najbardziej cierpią przez to walki, które niezbyt różnią się od reszty narracji — są długie i dokładnie opisane, kiedy powinny być dynamiczne, a nawet nieco chaotyczne.
Nie mogę powiedzieć, że taki stan dotyczy tylko snów, bo Emma w codziennym życiu opisuje wszystko tak samo beznamiętnie. Jej narracja przypomina bardziej trzecioosobową niż pierwszoosobową. Pamiętaj, że w pierwszej osobie bohater dzieli się tylko tym, o czym myśli, więc nie możesz pisać stwierdzeń w stylu „był przystojny, ale teraz o tym nie myślałam”. Nie możesz też napisać, że Emma widziała coś, czego fizycznie nie była w stanie zobaczyć, np. wyrazu twarzy innej osoby, kiedy sama wpatrywała się w ziemię. To samo tyczy się reszty zmysłów.
Dodatkowo, na protagonistkę oddziałują czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, takie jak: stres, radość, niewyspanie, upojenie alkoholowe i wiele innych. Powinno mieć to wpływ na jej myśli — narrację. Pijana bohaterka będzie zauważać inne rzeczy i inaczej komentować je niż wtedy, gdy jest trzeźwa. Szczęśliwa Emma będzie używać różnych określeń od momentów, gdy czuje się nieszczęśliwa. Musisz brać to pod uwagę, inaczej narracja wydaje się płaska i bezosobowa, a przecież w pierwszoosobówce to protagonista gra pierwsze skrzypce. Dodatkowo dziewczyna na ogół nie wyraża się jak piętnastolatka, tylko ktoś starszy, co odbiera jej nieco uroku.
Mam wrażenie, że do tak napakowanego szczegółami (twoje uwielbienie opisów), niuansami świata przedstawionego (magia, historyczne realia), a do tego przefiltrowanego (Emma w ciele Pandory przeżywająca wszystko z drugiej ręki) opowiadania lepiej pasowałaby narracja trzecioosobowa (nawet twój styl brzmi bardziej trzecioosobowo), w której nie musiałabyś tak bardzo skupiać się na wnętrzu bohaterki (czego i tak nie robisz). Oczywiście szkoda tak niecodziennej liczby mnogiej, która jest z pewnością największym atutem twojego opowiadania. Jeśli chcesz ją zatrzymać, warto, abyś wprowadziła kilka mniejszych i większych zmian (o których wspomnę poniżej).

Fabuła:
Pomysł na to opowiadanie jest dość ciekawy: dziewczyna, która śni wizje przeszłości. I to nie byle jakiej, a pełnej demonów i magii. Zakazany romans co prawda trochę już trąci myszką, ale są sposoby, by stworzyć z takiego wątku coś interesującego.
Opierająca się głównie na retrospekcjach opowieść być może nie daje wielkiego pola do pokazania suspensu — wiadomo, że bohaterka nie zginie, a świat się nie skończy — ale przy sprawnym wykonaniu czytelnikowi powinna towarzyszyć cała paleta najróżniejszych emocji. Tutaj niestety tak nie było.
Wydaje mi się, że zaczęłaś tę historię nieco zbyt późno. Gdyby czytelnik śledził poczynania Emmy od pierwszych snów, łatwiej zrozumiałby ich naturę i stan emocjonalny bohaterki. A tak został wrzucony co prawda do interesujących wydarzeń, ale niestety niewiele z nich rozumie, bo nie może się na nich całkowicie skupić, kiedy co chwila zawiesza się na lukach logicznych.
Później nie jest wcale lepiej, bo przedstawiasz sny w kolejności niechronologicznej, tym samym powodując kolejny mętlik w głowie odbiorcy. Okej, chciałaś ukazać relację Pandory i Dagona, ale przecież za chwilę pokazujesz, jak się poznają, więc ta relacja wciąż się pojawia. Swoją drogą, miłość Pandory do Dagona to jakaś kpina, dosłownie zakochała się w nim po dwóch spotkaniach, wiedząc, że jest demonem, który prawdopodobnie pragnie jej śmierci. Wygląda to tak, jakbyś chciała przejść po prostu do kolejnych, ciekawszych wątków, byle tylko odhaczyć wszystko, co trzeba, żeby fabuła miała ręce i nogi.
Wątek Emmy w teraźniejszości był oczywiście mniej ciekawy od magii i demonów, ale zdecydowanie potrzebny, w końcu to główna bohaterka opowiadania. Jej przemiana z odludka do pewnej siebie dziewczyny ma potencjał, na razie wolno rozwijany w dość standardowym kierunku. Sama Emma nie jest postacią nazbyt oryginalną, ale mam pewne wyobrażenia, do czego prowadzi jej historia, więc jestem w stanie to przełknąć.
Myślę, że gdybyś miała ochotę przepisywać to opowiadanie, warto byłoby zacząć je in medias res, pokazując w prologu naradę Obrońców Świtu, żeby wzbudzić w czytelniku ciekawość, ale potem powrócić do Emmy powoli poznającej naturę swoich snów, tym razem już chronologicznie. Mniejsza ilość informacji naraz do przetworzenia, wolniejsze tempo pozwalające na dokładniejsze i jaśniejsze wytłumaczenie mechanik świata oraz lepsza szansa na poznanie Emmy przed jej zagłębieniem się w życie Pandory na pewno pomogłyby w pewniejszym osadzeniu historii w otaczającej rzeczywistości i pozbawiłoby je z niechcianego chaosu.

Świat przedstawiony:
Czas i miejsce akcji:
Mamy tutaj dwa równolegle istniejące miejsca: siedemnastowieczną Francję i współczesny Boston. Niestety, nie da się poczuć tak naprawdę ani jednego, ani drugiego. Bostonu nie prawie opisujesz wcale, a w opisach Francji omijasz tak wielką część obyczajowości ówczesnej ludności, że nawet piękne stroje i wnętrza nie pozwalają przenieść się czytelnikowi w czasie. Szkoda, bo oba miejsca mają swój oryginalny klimat i wystarczyłoby niewiele wysiłku, żeby go przywołać.  
Co do czasu — w przeszłości ustaliłaś rok, ale w teraźniejszości już nie i wiadomo tylko, że nie ma wakacji, bo bohaterka chodzi do szkoły i że zbliżają się egzaminy. Trochę to niewiele, jak na mój gust.

Opisy:
Są w porządku, choć miejscami bardzo je rozbudowałaś, a miejscami ich poskąpiłaś. Najbardziej to boli przy Pandorze — notorycznie unikałaś opisywania jej stroju do walki, nazywając go po prostu… strojem. Kiedy mamy do czynienia z tematyką historyczną, nie można omijać takich rzeczy, bo czytelnik nie jest w stanie zapełnić sobie luk — to twoim zadaniem jest dbałość o detale, dzięki którym opisywany przez ciebie świat ożyje. Widać, że się starasz, bo bardzo koncentrujesz się na wszechogarniającym przepychu panującym we Francji, jednak twoja uwaga skupia się głównie na wnętrzach, czasem ubraniach i daniach, a przecież jest jeszcze wiele innych aspektów takich jak: fauna i flora, pogoda, zapachy i dźwięki na ulicach itd. Nie udało ci się przywołać „francuskości”, którą znamy chociażby z filmów kostiumowych — może warto byłoby obejrzeć kilka i się zainspirować? Byłabym też przy okazji wdzięczna za nieco więcej szczegółów w teraźniejszości.
Masz problemy z mieszaniem stylów. W tym samym akapicie i jednej sytuacji potrafisz przeskakiwać od bardzo podniosłych określeń do zupełnie zwyczajnych, a nawet potocyzmów. Postaraj się ujednolicić język, którym się posługujesz, i dostosować słownictwo do konkretnej sytuacji, bo na razie jednym niedopasowanym słówkiem potrafisz zabić cały zbudowany w scenie klimat.
Podobnie jest z odpowiednim umiejscowieniem szczegółów. Starasz się przedstawiać każdą scenę z dużą ich ilością, by czytelnik mógł wszystko sobie wyobrazić, ale nie zastanawiasz się, czy one tam pasują. Przez to spowalniasz akcję w scenach walki lub rozpraszasz odbiorcę, gdy dzieje się coś ważnego. Pamiętaj, że czasem mniej znaczy więcej.
Postaraj się częściej skupić na innych zmysłach niż tylko wzroku; zwracaj uwagę na faktury, smaki, dźwięki, które na pewno ubarwiłyby opisy.
Nie musisz też po każdej linijce dialogowej informować, w jaki sposób została wypowiedziana dana kwestia, bo dużo można dowiedzieć się z kontekstu. Ewidentnie masz problem z wymyślaniem reakcji bohaterów, którzy notorycznie mruczą, unoszą brwi, parskają, przekrzywiają głowy i rzucają szatańskie spojrzenia. Bardzo mnie to irytowało przy czytaniu. Gdyby któryś z bohaterów mruczał, a drugi parskał, wzięłabym to za część charakteru postaci, ale oni wszyscy zachowują się tak samo. W pewnym momencie Dagon parskał tak często, że pomyślałam, iż może być koniem demonem, i zebrało mi się na śmiech. Proszę, przeskanuj tekst w poszukiwaniu powtarzających się reakcji i pozmieniaj je czym prędzej, bo przez nie twoje opowiadanie dużo traci.

Wydarzenia:
Większość tego, co zawarłaś w opowiadaniu, było ciekawe, choć zostało przedstawione dość zwyczajnie. Jak na razie nie pokazałaś też żadnych szalonych zwrotów akcji, ale to akurat wcale nie przeszkadza.
Przeszkadza za to wspomniany już brak chronologii i parcie z fabułą do przodu, byleby ominąć nudny wstęp, co wprowadza chaos i zagubienie.
Napisałaś, że wątek z listem do autora książki nigdzie nie prowadzi, i bardzo się tym zawiodłam. Słyszałaś może o strzelbie Czechowa? Chodzi w tym o to, by nie dodawać do tekstu niepotrzebnych szczegółów, które nie mają żadnego znaczenia, a list w tej chwili wydaje się taką niespełnioną obietnicą na coś więcej. Równie dobrze Emma mogła nie znaleźć kontaktu do autorów książki.

Więź Emmy z Pandorą:
W każdym rozdziale dowiaduje się czegoś nowego o tym połączeniu. Niestety, nie w tym dobrym sensie, gdyż podrzucasz strzępki informacji, które czasem sobie przeczą albo zwyczajnie nie pasują do reszty dotychczasowych wiadomości.
Czytelnik powinien razem z Emmą poznawać naturę jej snów, a zamiast tego zaczyna się zastanawiać, jak to wszystko działa. Przykładowo:
— czy Emma może w jakiś sposób kontrolować ciało Pandory (w prologu było o tym powiedziane przy okazji patrzenia na mapę),
— czy Emma widzi wszystkie myśli Pandory, czy tylko te, którymi ta się z nią podzieli (Emma w pewnym momencie dziękuje Pandorze za dostęp do jej myśli),
— czy Pandora ma wpływ na to, co widzi Emma (Emma stwierdza, że Pandora pokazała jej swoje wybrane sny),
— o co chodzi z Emmą widzącą Pandorę na jawie,
i tak dalej, i tak dalej.
Koniecznie trzeba to usystematyzować i nie ma nawet mowy, byś zostawiła to w takim stanie jak teraz. Na tej więzi opiera się całe twoje opowiadanie, dlatego wszystko tutaj musi być jaśniuteńkie jak słoneczko.

Magia:
Została przedstawiona bardzo pobieżnie. Używasz zwrotów typu „zaklęcie odrzucające”, ale czytelnik nie rozumie, co sprawia, że przeciwnicy wylatują na kilka metrów w powietrze. Po prostu Pandora coś szepcze i sruuu. Ta sama sytuacja pojawia się, gdy Liam otwiera kufer z bronią bohaterki — przykłada jej dłoń do kłódki (dlaczego? Oczywiście mogę się domyślać, ale akurat w takich miejscach nie powinnam) i wypowiada zaklęcie.
Dodatkowo napisałaś, że użył do tego łacińskich wersów, których Pandora nie rozumie. Ale przecież dziewczyna umie rzucać zaklęcie odrzucające, które, zakładam, też jest po łacinie. I co, wychodzi na to, że nauczyli jej tylko kilku słówek na pamięć bez zrozumienia ich znaczenia? Nie wiem jak tobie, ale mnie się wydaje, że należałoby, aby taka Obrończyni Świtu, miotająca zaklęciami, jednak znała łacinę. Wniosek z tego taki — powinna kojarzyć przynajmniej niektóre słowa wypowiadane przez Liama.
Innych, niezrozumiałych dla czytelnika rzeczy na tym etapie jest dość sporo. W pewnym momencie Emma stwierdza: „Podziękowałam Pandorze, że miałam dostęp do jej myśli. W przeciwnym wypadku na pewno nie byłabym w stanie tego wszystkiego pojąć”. Niestety, czytelnicy nie mają siedzącej im w głowie Pandory i są zdani tylko na informacje, którymi się z nimi podzielisz. A dzielisz się dość niechętnie.
Wybrałaś sobie bardzo niewdzięczną otoczkę do pokazywania magii — wszystkim, którzy biorą udział w scenach, nie trzeba jej tłumaczyć, z kolei Emma wie pewne rzeczy z powietrza, to znaczy, chciałam powiedzieć, od Pandory. Opcja, którą zastosowałaś, czyli oszczędzenie wyjaśnień i szczegółów na rzecz przedstawiania wydarzeń nadnaturalnych w sposób, w jaki ktoś mógłby opisać jedzenie śniadania, no cóż, nie sprawdza się. Brakuje podstawowej wiedzy, dzięki której czytelnik sam mógłby połączyć kropki i szczątki informacji, jakie zostawiasz, żeby stworzyć z nich pełny obraz sytuacji.
Na twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna z pokazywaniem elementów świata i skupiła się tylko na tych, które możesz łatwo wytłumaczyć, co z kolei należy robić etapowo. Małymi kroczkami wprowadziłabym czytelnika w koncept istnienia magii, a nie zasypywała go zaklęciami, artefaktami i zaklinaczami.
Zdaję sobie sprawę, że jesteś dopiero na początku opowiadania i masz jeszcze dużo do pokazania, ale warto, byś zadbała o fundamenty i spójność tekstu od samego prologu. Na razie zapowiada się, że do podstaw wrócisz później, ale obawiam się, że wtedy będzie już za późno.

Bohaterowie:
Bohaterowie główni:
Emma Winfield — to dość zwyczajna dziewczyna, która oprócz swojej nadprzyrodzonej zdolności nie jest nazbyt interesująca czy specjalnie rozwinięta pod względem charakteru. To jedna z tych bohaterek, które są czytelnikowi zazwyczaj obojętne i mają rolę pierwszorzędnego popychacza fabuły. Pomału jednak coś zaczyna w niej drgać i mam nadzieję, że niedługo stanie się nieco bardziej interesująca.
Zobaczyłam gdzieś, że nie przepadasz za Emmą, bo uważasz, że musisz pokazać ją w pewien ciebie sposób, żeby pasowała do fabuły, i zrobiło mi się przykro. Przecież wcale nie musi tak być — możesz dopasować fabułę do niej, odnaleźć cechy, które w niej lubisz, i to na nich się skupić. Nie musi być „zwykłą dziewczyną”, żeby być dobrą bohaterką. Może zachowywać się wrednie lub strachliwie, zadzierać nosa czy być nerdem — kimkolwiek chcesz. Uwierz, bohaterów których lubi twórca, łatwiej polubić czytelnikowi, bo przekładają się na to nie tylko nastawienie, ale też sposób opisywania i szczegółowość bohatera — jeśli za kimś nie przepadasz, nie masz ochoty się o nim rozpisywać.
Pandora (niestety wciąż nie znamy jej nazwiska) — pyskata, dość bezmyślna, żeby nie powiedzieć głupia, lubiąca ciachać demony mieczem dwudziestopięciolatka, która zachowuje się raczej jak nastolatka. Nie jest irytująca, ale myślę, że to głównie dlatego, że nie zrobiłaś z niej narratorki. Jako naczynie dla Emmy sprawdza się całkiem dobrze. Nie można się z nią nudzić i chwilowo to wystarcza.
Dagon — trudno o nim zbyt wiele powiedzieć, oprócz tego, że jest cwany, silny i na początku znajomości z Pandorą traktuje ją trochę jak dziecko. Ukazałaś go jako potężnego demona, mającego głowę na karku i lubiącego knuć. Jego miłość do Obrończyni Świtu pokazałaś tylko w pierwszym rozdziale, a i to niezbyt długo, więc nie mam jak ocenić szczerości jego uczucia. Ogólnie nie mogę na niego narzekać, niestety nie dotarłam do momentu, by dowiedzieć się, co wykombinował w związku z przemytem broni.
Bohaterowie poboczni:
Mogłabym powiedzieć o każdym może ze dwa zdania, ale to i tak byłoby głównie powtórzeniem tego, co zawarłam przy opisywaniu rozdziałów. Nie rozwinęłaś żadnego z nich specjalnie dobrze, jednak napisałaś dopiero siedem rozdziałów, które w dodatku zostały podzielone na dwa wątki główne, więc nie dziwi mnie ten stan rzeczy. Liczę, że w przyszłości jeszcze bardziej przyłożysz się do postaci matki, która zaczęła pomału wychodzić z karykaturalnej roli, jaką jej przydzieliłaś na początku opowiadania. Myślę też, że na uwagę będzie zasługiwał Jake, który co prawda pojawił się dopiero w ostatnim rozdziale, ale już jawi się jako obiekt uczuć Emmy.  

Logika:
Mam wrażenie, że niektóre nielogiczności wynikają z niewyjaśnionego jeszcze świata Obrońców Świtu i obecności demonów, jednak nie można na to przymykać oka nawet w takim wypadku. Każdy rozdział powinien być spójny i logiczny sam w sobie, a nie nabierać sensu za dwadzieścia kolejnych, gdzie nikt już nie będzie o tym pamiętał. Możesz oczywiście pozostawiać niektóre rzeczy niewyjaśnione albo podrzucać tropy, ale nie wolno ci dopuścić, by czytelnik zastanawiał się nad kwestiami, które powinien na tym etapie już rozumieć — chodzi tutaj głównie o zasady działania snów Emmy i Obrońców Świtu oraz ich walkę z demonami. Powinnaś od początku oddzielić grubą kreską to, co jest w twoim świecie możliwe, od tego, co nigdy nie powinno się wydarzyć. Do tej pory jednak czytelnik nie ma pojęcia o zasadach rządzących się w twojej rzeczywistości, przez co może być zagubiony albo ciągle kwestionować wydarzenia.

Styl:
Masz całkiem niezły styl, nie obyło się jednak bez okazyjnej, topornej ekspozycji. Wrzucałaś ją w miejscach, gdzie na dobrą sprawę nie była wcale potrzebna. Wynika to głównie z chęci nadrobienia braków wiedzy czytelnika o Obrońcach Świtu, która z kolei bierze się stąd, że Pandora nie spędza z nimi do tej pory zbyt dużo czasu. Przydałoby się to zmienić i nawet myślę, że niedługo tak będzie, ale do tej pory powstrzymaj się od wrzucania nadprogramowych informacji, gdyż owszem, cieszyłam się za każdym razem z nowej wiedzy, ale też i od razu smuciłam, bo mogłabym ją poznać w wiele ciekawszy sposób — z wydarzeń i dialogów.
Nie spodobały mi się też nagłe przeskoki w czasie w połowie akapitów. Jeżeli chcesz przenieść bohaterkę o dwie godziny do przodu, dodaj nowy akapit, być może oddziel to jakoś enterem, bo inaczej wprowadzasz chaos. Na razie brzmi to tak: „jadłam kanapkę, rozmyślając o niebieskich migdałach i dwie godziny później siedziałam już w kafejce na rogu, bla bla bla”. Upływ czasu jest ważny i nie powinno się wspominać o nim w biegu, ponieważ można się wtedy łatwo pogubić.

Stylizacja językowa, a raczej jej brak:
Brakowało mi w tym opowiadaniu stylizacji języka — w końcu połowa wydarzeń ma miejsce w siedemnastowiecznej Francji, a wypowiedzi bohaterów niestety na to nie wskazują; nie ma w nich też nic francuskiego. Od czasu do czasu rzucisz archaicznym słówkiem, ale to nie wystarcza.
Język Emmy we współczesności nie różni się prawie niczym od tego Pandory, a przecież dzielą je stulecia. Twoja protagonistka bardzo rzadko używa słownictwa stosowanego obecnie — gdyby ktoś pokazał mi wyrwany z kontekstu fragment rozdziału, nie byłabym w stanie powiedzieć, że to piętnastolatka. W jej narracji używasz tych samych starych wyrazów, którymi posługują się postacie z przeszłości. Dziewczyna może być miłośniczką historii, ale bez przesady.
Na twoim miejscu przyłożyłabym się również do sprawienia, by każda ważniejsza w opowiadaniu postać brzmiała charakterystycznie, bo i tego tutaj zabrakło.

Akapity:
Nie umiesz się nimi posługiwać za grosz, zarówno w dialogach, jak i w opisach. Nie wydaje mi się, żebyś rozumiała ich wartość, a mogą być bardzo pomocnym narzędziem narracyjnym. Rozdzielają myśli, wyznaczają tempo akcji, dają do zrozumienia, że jakaś linijka tekstu jest ważna, i pozwalają na płynne czytanie. Nadają klimat i określają ton. Postaraj się zwracać na nie większą uwagę, a zapewniam, że twoje opowiadanie tylko na tym zyska.
Teraz trochę teorii: Nowy akapit stawiamy zawsze, gdy w dialogu ktoś inny niż osoba mówiąca myśli lub coś robi. Przykłady:
zamiast:
„— Nie jest głupcem. Chyba zaczyna podejrzewać, że ci pomagam — mruknęłyśmy. Mężczyzna spojrzał na nas z troską w oczach”
powinno być:
„— Nie jest głupcem. Chyba zaczyna podejrzewać, że ci pomagam — mruknęłyśmy.
Mężczyzna spojrzał na nas z troską w oczach”
albo zamiast:
„— Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie dłonie na biodrach. Marsy momentalnie odwróciła wzrok i nienaturalnie się zaśmiała.
— Wyglądasz dziś wyjątkowo dobrze — odpowiedziała i ruszyła w kierunku wejścia do szkoły. No cóż, miałam dość przyjemną noc”
powinno być:
„— Myślałaś, że nie zauważę? — parsknęłam, kładąc sobie dłonie na biodrach.
Marsy momentalnie odwróciła wzrok i nienaturalnie się zaśmiała.
— Wyglądasz dziś wyjątkowo dobrze — odpowiedziała i ruszyła w kierunku wejścia do szkoły.
No cóż, miałam dość przyjemną noc”.

Akapity w opisach działają na podobnej zasadzie: jeżeli bohater zmienia temat (przykładowo rozmyśla o obiedzie, a potem przechodzi do jęczenia o tym, że rzuciła go dziewczyna), powinno stawiać się nowy akapit. Przykłady:
zamiast:
„Wciąż nie mogłam oddalić od siebie obrazu ukochanego, jego ciepła i dotyku. Moje ciało pragnęło tej bliskości. Co ja powinnam sobie myśleć? Że stworzyłam chłopaka, z którym spędzałam upojne noce? Przecież nie miałam żadnych zaburzeń mentalnych! Spróbowałam więc znaleźć jakieś pozytywy. Przede wszystkim dowiedziałam się, że Pandora faktycznie zdradziła swoich pobratymców na rzecz tego mężczyzny. Pomogła mu w bezpiecznej ucieczce, a on planował wspólny wyjazd z Francji”
powinno być:
„Wciąż nie mogłam oddalić od siebie obrazu ukochanego, jego ciepła i dotyku. Moje ciało pragnęło tej bliskości. Co ja powinnam sobie myśleć? Że stworzyłam chłopaka, z którym spędzałam upojne noce? Przecież nie miałam żadnych zaburzeń mentalnych!
Spróbowałam więc znaleźć jakieś pozytywy. Przede wszystkim dowiedziałam się, że Pandora faktycznie zdradziła swoich pobratymców na rzecz tego mężczyzny. Pomogła mu w bezpiecznej ucieczce, a on planował wspólny wyjazd z Francji”
albo zamiast:
„Sean zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam go za bluzkę i przyciągnęłam do siebie. Kiedy nasze ciała się zetknęły, poczułam między nami żar. Słyszałam głośny oddech chłopaka i kiedy uniosłam oczy, by spojrzeć na jego twarz, ujął w dłonie moje policzki. Na krótką chwilę zamarliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy. W końcu Sean zatopił swoje usta w moich, łącząc nas w namiętnym pocałunku. Nigdy wcześniej z nikim się nie całowałam. Byłam zdziwiona, że tak dobrze poszło mi nadążanie za ruchami jego języka. Nie miałam pojęcia, jak długo się całowaliśmy, ale najwidoczniej obydwoje nie chcieliśmy tego przerywać. Jego usta były ciepłe i wilgotne, a dłonie duże i bezpieczne. Gdy odsunęliśmy się od siebie, chłopak rzucił mi jedynie lakoniczne „do zobaczenia” i odszedł. Stałam tam jeszcze przez kilka chwil, po czym zatrzęsłam się z zimna i w końcu weszłam do domu. W środku wszystkie światła były zgaszone. Zapaliłam małą lampkę, stojącą w korytarzu i zobaczyłam mamę, która usnęła na kanapie w salonie. Na stoliku obok stał pusty kieliszek po winie. Uśmiechnęłam się do siebie i przykryłam rodzicielkę leżącym nieopodal kocem. Udałam się do swojego pokoju z zamiarem przebrania w piżamę, jednak przypomniałam sobie o tym antropologu, do którego miałam napisać. Niemal umierając ze zmęczenia, włączyłam komputer i postanowiłam stworzyć kilka sensownych zdań”
powinno być:
„Sean zrobił zakłopotaną minę, nie widząc, o co mi chodziło. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zeskoczyłam ze schodków, chwyciłam go za bluzkę i przyciągnęłam do siebie.
Kiedy nasze ciała się zetknęły, poczułam między nami żar. Słyszałam głośny oddech chłopaka i kiedy uniosłam oczy, by spojrzeć na jego twarz, ujął w dłonie moje policzki. Na krótką chwilę zamarliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy. W końcu Sean zatopił swoje usta w moich, łącząc nas w namiętnym pocałunku.
Nigdy wcześniej z nikim się nie całowałam. Byłam zdziwiona, że tak dobrze poszło mi nadążanie za ruchami jego języka. Nie miałam pojęcia, jak długo się całowaliśmy, ale najwidoczniej obydwoje nie chcieliśmy tego przerywać. Jego usta były ciepłe i wilgotne, a dłonie duże i bezpieczne. Gdy odsunęliśmy się od siebie, chłopak rzucił mi jedynie lakoniczne „do zobaczenia” i odszedł. Stałam tam jeszcze przez kilka chwil, po czym zatrzęsłam się z zimna i w końcu weszłam do domu.
W środku wszystkie światła były zgaszone. Zapaliłam małą lampkę, stojącą w korytarzu i zobaczyłam mamę, która usnęła na kanapie w salonie. Na stoliku obok stał pusty kieliszek po winie. Uśmiechnęłam się do siebie i przykryłam rodzicielkę leżącym nieopodal kocem.
Udałam się do swojego pokoju z zamiarem przebrania w piżamę, jednak przypomniałam sobie o tym antropologu, do którego miałam napisać. Niemal umierając ze zmęczenia, włączyłam komputer i postanowiłam stworzyć kilka sensownych zdań”.

Po dialogu nie powinno się też ciągnąć długich akapitów z przemyśleniami bohatera. Przykłady:
zamiast:
„— Może w odwrotnej kolejności? — spytałam z przekąsem, na co mama rzuciła we mnie leżącym nieopodal spranym T-shirtem i wyszła z pokoju. Postanowiłam jej posłuchać. Nie miałam już sił na analizę kolejnego zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie spróbuję nie myśleć o tym, co ujrzałam, i jedynie zasnąć. Mimo to, tej nocy przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne, lecz typowe dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego nigdy nie spotkałam”
powinno być:
„— Może w odwrotnej kolejności? — spytałam z przekąsem, na co mama rzuciła we mnie leżącym nieopodal spranym T-shirtem i wyszła z pokoju.
Postanowiłam jej posłuchać. Nie miałam już sił na analizę kolejnego zagmatwanego snu. Obiecałam sobie, że na razie spróbuję nie myśleć o tym, co ujrzałam i jedynie zasnąć. Mimo to, tej nocy przyszły do mnie nieco inne sny. O wiele mniej realne, lecz typowe dla zwykłych nastolatków. Śniłam o Dagonie, którego nigdy nie spotkałam”
albo zamiast:   
„— Niech ci będzie — przytaknęłam i upiłam kolejny łyk. Z każdym kolejnym smakowało mi coraz bardziej. W końcu otworzyliśmy zapasy Seana, a mój humor diametralnie się zmienił. Chyba tego mi było trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy. Poza tym całe życie byłam grzeczną dziewczynką. Należało mi się coś za te wszystkie lata przykładności i odpowiedzialności. W mojej głowie huczał głos, że mam tylko piętnaście lat i co powie na to mama, ale z każdym kolejnym łykiem cichł. W końcu wpadłam na głupi pomysł, co nie było takie trudne do przewidzenia”
powinno być:
„— Niech ci będzie — przytaknęłam i upiłam kolejny łyk.
Z każdym kolejnym smakowało mi coraz bardziej. W końcu otworzyliśmy zapasy Seana, a mój humor diametralnie się zmienił. Chyba tego mi było trzeba po tym, jak potraktowała mnie Marsy.
Poza tym całe życie byłam grzeczną dziewczynką. Należało mi się coś za te wszystkie lata przykładności i odpowiedzialności. W mojej głowie huczał głos, że mam tylko piętnaście lat i co powie na to mama, ale z każdym kolejnym łykiem cichł. W końcu wpadłam na głupi pomysł, co nie było takie trudne do przewidzenia”.

W twoim opowiadaniu tego typu błędów jest mnóstwo, więc nie próbowałam ich nawet wypisywać. Myślę, że znając zasady i mając do pomocy kilka przykładów, z powodzeniem sama poradzisz sobie z ich wyłapaniem i poprawieniem.

Dynamiczne walki:
Twoje walki nie są zbyt dynamiczne. Zbyt dużo uwagi poświęcasz niepotrzebnym szczegółom, które rozciągają i zabierają realizm przedstawianym wydarzeniom. Na przykładzie postaram się przerobić jedną z twoich walk:
Oryginalny fragment:
„W momencie, gdy wykonałyśmy długi skok nad zwalonym pniem, z obu stron wyskoczyły jakieś postacie. Automatycznie się zatrzymałyśmy i chwyciłyśmy za rękojeść. Zaczęłyśmy się rozglądać po naszych przeciwnikach. Każdy z nich trzymał jakąś broń. Dwóch miało topory, kolejny dość krótki morgensztern, a pozostałych trzech szerokie, srebrne miecze. Przełknęłyśmy głośno ślinę. Jeden na sześć to mała szansa na wygraną. Mimo to postanowiłyśmy walczyć, i tak nie miałyśmy już drogi ucieczki. Byli o wiele zwinniejsi od nas.
Pierwsi zaatakowali ci z toporami. Tuż obok naszej głowy przeleciało zabójcze ostrze. W ostatniej chwili zrobiłyśmy unik, odpychając się ręką od drzewa i lądując w zaroślach. Kiedy pozostali topornicy ruszyli w naszym kierunku, płynnym ruchem wyciągnęłyśmy miecz z pochwy. Wycelowałyśmy nim w przeciwników. Wszyscy mężczyźni spojrzeli po sobie i sekundę później ruszyli do przodu. Udało nam się zablokować atak jednego z mieczem, jednak drugi przebił nasze prawe ramię. Syknęłyśmy z bólu i podcięłyśmy kolejnego napastnika. Legł na ziemię z głośnym hukiem, lecz wiedziałyśmy, że to nic nie da. Z lewej nadciągała następna trójka, więc odskoczyłyśmy o metr w tył i wyszeptałyśmy pod nosem zaklęcie odrzucające. Ogłuszająca fala energii trafiła w tych z toporami i morgenszternem, sprawiając, że ich ciała poszybowały o kilkanaście stóp od nas i ostatecznie natrafiły na drzewa. Miałyśmy tyle szczęścia, że jeden z nich nabił się na złamaną gałąź. Gdy próbował się uwolnić, z jego ust trysnęła krew. Szamotał się jeszcze przez chwilę, aż prawdopodobnie konar zahaczył o jego serce. Szkoda tylko, że nie przebiłyśmy go naszym mieczem. Gdyby tak się stało, nie byłby w stanie odrodzić się za kilka lat. Byłby martwy na amen. Reszta warknęła z rozsierdzenia.
— Tylko tyle macie mi do zaoferowania? — parsknęłyśmy, a te słowa rozwścieczyły napastników jeszcze bardziej. Każdy z nich upuścił swoją broń i lekko zadrżał. Potem padli na ziemię, jakby przed nami klękali, a ich ciała zaczęły się deformować. Ręce i nogi urosły o kilka stóp, a zamiast paznokci pojawiły się ostro zakończone szpony, które zaciskały się na pojedynczych kępkach trawy. Ciała pokryły czarne łuski, a szkaradne paszcze nie przypominały żadnych istniejących stworzeń, nawet wilkołaków. — Pieprzone demony — syknęłyśmy z odrazą, jakbyśmy chciały wypluć własne słowa i przygotowałyśmy się do natarcia. Demony zaszarżowały na nas z pełną mocą. Jednego z nich zraniłyśmy w pysk, kolejnego w tułów, trzeci natomiast dźgnął nas swoim rogiem w żebra i odrzucił w tył niczym rozwścieczony byk. Uderzyłyśmy plecami w wystający z zarośli kamień i z głuchym świstem próbowałyśmy nabrać powietrza do płuc. Kremowy materiał zaczął nasiąkać krwią. Oni jednak nie czekali, aż wyliżemy się z ran. Wykonali kolejny atak. W ostatniej chwili odbiłyśmy się od ziemi i przyciskając dłoń do zranionego miejsca, zamachnęłyśmy mieczem. Trafiłyśmy jedynie powietrze i kilka gałązek. Demony zaśmiały się zmienionym, przerażającym głosem, który w pewien sposób przypominał śmiech hien. Zagryzłyśmy ze złości dolną wargę, próbując wymyślić jakiś plan. W przeciwnym razie zginiemy w tej głuszy. Gdy kolejny demon stanął na tylnych łapach, próbując zadrapać nas przednimi, kucnęłyśmy i nadziałyśmy go na miecz. Wszedł w niego gładko, niczym nóż w masło. Trafiłyśmy idealnie w serce, gdyż po chwili bestia padła nieruchoma. Wydała z siebie ostatnie westchnięcie przypominające zaskomlenie i umarła. Żyjąca czwórka warczała niczym rozjuszone wilki, ukazując swoje czarne kły. Gdy zaatakowali razem, zebrałyśmy resztki energii, by ponownie użyć zaklęcia odrzucenia. Zadziałało o wiele gorzej niż za pierwszym razem. Demony ledwie ją poczuły i znów ruszyły do natarcia. Raz po raz atakowały nas szponami, a my cięłyśmy niemal na oślep.
Sekundy wydawały się być wiecznością. Kilka minut później zostałyśmy same z ostatnim przeciwnikiem. Każde z nas ledwo stało, mimo to walczyliśmy do samego końca. Ostatni demon był najsprytniejszy ze wszystkich. Smagnął ogonem niczym batem w nasz prawy nadgarstek, przez co upuściłyśmy broń. Jego atramentowe, przerażające oczy spoglądały na nas z zadowoleniem. Zbliżył się bardzo powoli, a potem machnął wielką łapą. Trafił nas w klatkę piersiową. Upadłyśmy i nie miałyśmy już siły się podnieść. Leżałyśmy na splamionej krwią trawie, spoglądając tępo do góry. Tuż nad nami zawisła przerażająca morda demona. Wyszczerzył kły w karykaturalnym uśmiechu i już miał zadać ostateczny cios, kiedy nagle zwrócił łeb w kierunku własnej klatki piersiowej. Też tam zerknęłyśmy i z ogromnym zdziwieniem zdałyśmy sobie sprawę, że wystawało z niej kilkucentymetrowe ostrze. Demon przymrużył powieki i padł martwy tuż obok. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął miecz z ciała demona i uklęknął nieopodal nas. Utworzył usta, z których płynęły słowa, lecz jego głos był zbyt odległy dla naszych uszu. Kiedy obraz zaczął się rozmazywać, było już za późno, by cokolwiek zrobić. Straciłyśmy przytomność”.   
Moja wersja:
„Gdy przeskoczyłyśmy nad zwalonym pniem, z obu stron wyskoczyły na nas postacie. Stanęłyśmy, odruchowo chwytając rękojeść miecza. Wszyscy przeciwnicy mieli bronie:  jeden krótki morgensztern, dwóch topory, a trzech szerokie miecze. Przełknęłyśmy głośno ślinę. Aż sześciu do pokonania — marne szanse, byśmy wyszły z tego cało, ale nie zamierzałyśmy uciekać. Za późno na to.
Pierwsi zaatakowali ci z toporami — wprost na nas poszybowało zabójcze ostrze. Zrobiłyśmy unik i wylądowałyśmy w miękkich zaroślach. Chwyciłyśmy za miecz i wycelowałyśmy nim w przeciwników. Czas pokazać tym draniom, na co nas stać!
Rzuciłyśmy się do boju. Stal starła się ze stalą. Zablokowałyśmy cios. Wtedy drugie ostrze zraniło nas w ramię. Z furią podcięłyśmy napastnika, ale biegło w naszą stronę trzech kolejnych.
Odskoczyłyśmy, szepcząc zaklęcie odrzucające. Ogłuszająca fala energii trafiła prosto w ich ciała, wyrzucając je na kilkanaście stóp, gdzie uderzyły z hukiem o drzewa. Jeden zawisł, przebity gałęzią. Z jego ust trysnęła krew. Szamotał się zaledwie przez chwilę. Szkoda tylko, że nie przebiłyśmy go naszym mieczem. Gdyby tak się stało, nie byłby w stanie odrodzić się za kilka lat.
Reszta potworów warknęła z rozsierdzenia, wpatrując się w nas nienawistnie.
— Tylko tyle macie mi do zaoferowania? — parsknęłyśmy, co rozwścieczyło napastników jeszcze bardziej.
Upuścili broń, drżąc. Padli na ziemię, jakby przed nami klękali, a ich ciała zaczęły się przeobrażać. Ręce i nogi urosły o kilka stóp, a zamiast paznokci pojawiły się ostro zakończone szpony. Ciała pokryły się czarnymi łuskami, a szkaradne paszcze nie przypominały żadnych istniejących stworzeń.
— Pieprzone demony — syknęłyśmy, jakbyśmy chciały wypluć własne słowa, i przygotowałyśmy się do natarcia.
Potwory zaszarżowały na nas z pełną mocą. Jednego zraniłyśmy w pysk, kolejnego w tułów. Trzeci dźgnął nas swoim rogiem w żebra i odrzucił w tył niczym rozwścieczony byk. Uderzyłyśmy plecami o kamień i z głuchym świstem próbowałyśmy nabrać powietrza do płuc. Kremowy materiał naszej koszuli zaczął nasiąkać krwią.
Przeciwnicy wykonali kolejny atak. W ostatniej chwili odbiłyśmy się od ziemi i przyciskając dłoń do zranionego miejsca, zamachnęłyśmy mieczem. Trafiłyśmy jedynie powietrze i kilka gałązek. Demony zaśmiały się, podobnym do chichotu hien, przerażającym głosem. Zagryzłyśmy dolną wargę. Potrzebny był nam plan.
Gdy kolejny demon stanął na tylnych łapach, próbując zadrapać nas przednimi, kucnęłyśmy i nadziałyśmy go na miecz. Wszedł w niego gładko, niczym nóż w masło. Trafiłyśmy idealnie w serce. Bestia padła nieruchoma. Wydała z siebie ostatnie tchnienie i umarła.
Żyjąca czwórka warczała niczym rozjuszone wilki, ukazując czarne kły. Gdy zaatakowała razem, zebrałyśmy resztki energii. Demony ledwie poczuły tym razem zaklęcie odrzucenia  i znów ruszyły do natarcia. Raz po raz atakowały nas szponami. Cięłyśmy niemal na oślep.
Sekundy wydawały się wiecznością. Wreszcie zostałyśmy same z ostatnim przeciwnikiem. Dyszałyśmy głośno, słaniając się na nogach. Zostało nam tak niewiele do zwycięstwa.
Wtem demon smagnął ogonem niczym batem w nasz prawy nadgarstek, a broń wypadła nam z ręki. Atramentowe, przerażające oczy spoglądały na nas z zadowoleniem. Zbliżał się bardzo powoli, a potem machnął wielką łapą. Padłyśmy na splamioną krwią trawę, spoglądając tępo do góry, bez sił. Tuż nad nami zawisł pysk demona. Wyszczerzył kły w karykaturalnym uśmiechu i już miał zadać ostateczny cios, kiedy nagle zwrócił łeb w kierunku własnej klatki piersiowej. Wystawało z niej kilkucentymetrowe ostrze. Potwór przymrużył powieki i padł martwy tuż obok.
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął miecz z ciała demona i uklęknął nieopodal nas. Otworzył usta, lecz jego głos okazał się odległy, abyśmy mogły go usłyszeć. Kiedy obraz zaczął się rozmazywać, było już za późno, by cokolwiek zrobić”.
Widzisz różnicę? Mam nadzieję, że tak. Jest bardziej chaotycznie, wycięłam też parę niepotrzebnych szczegółów. Postawiłam na krótsze zdania, podzieliłam tekst na akapity i dodałam nieco obelg. Nie jest idealne, ale i nie temu miał służyć ten pokaz. Przeczytaj obie wersje i porównaj.

Dodatkowe rady:
— Czytaj książki, zwracając uwagę na to, w jaki sposób autorzy dzielą akapity i jak piszą dialogi (jakich używają reakcji, jak pokazują emocje bohaterów).
— Przed publikacją zawsze czytaj rozdział i w edytorze tekstu w funkcję „wyszukaj” wpisuj wyrazy, które zdarza ci się najczęściej powtarzać. Dzięki temu łatwiej zauważysz, jakich słów się pozbyć.
— Zrób plan opowiadania (o ile jeszcze go nie masz) i zaznacz wszystkie najważniejsze wydarzenia, a wtedy pomyśl, jak najlepiej wypełnić luki między nimi. Postaraj się, aby w każdym rozdziale czytelnicy dowiadywali się czegoś nowego o świecie przedstawionym (byle nie w formie ciągnącego się opisu).
— Spisz zasady działania więzi Emmy z Pandorą oraz magii w twoim świecie.
— Spróbuj spojrzeć na tekst oczami kogoś, kto go nie zna. (Szybciej to osiągnąć, gdy odłoży się rozdział na pewien czas i do niego nie zagląda.) Wtedy łatwiej zauważysz, czy jedynie z zamieszczonych w danym rozdziale informacji jesteś w stanie złożyć spójną, logiczną całość.
— Przykładaj większą uwagę do faktów historycznych.

Najczęściej powtarzane błędy techniczne:
— akapity (ściany tekstów, źle zapisywane dialogi),
— nagminne używanie „jakiś” (35 razy),
— nagminne używanie „lekko” (23 razy),
— ciągłe używanie tych samych stwierdzeń przy różnych bohaterach — unoszenie brwi (9 razy), parskanie (24 razy), i mruczenie (48 razy!),
— wypisywanie oczywistości typu „patrzeć wzrokiem”, „mówić głosem” itp.,
— zaimki „ten”, „tamten” itd. używane bez potrzeby,
— „zakuło” zamiast „zakłuło”.

Plusy i minusy opowiadania:
Zalety:
— ogólny wysoki poziom pisania,
— tematyka opowiadania,
— nietypowa narracja w liczbie mnogiej,
— przyjemny styl,
— niewielka ilość błędów językowych/gramatycznych/ortograficznych,
— optymalna długość rozdziałów,
— bardzo ładny szablon.

Wady:
— za mało rozwinięty świat przedstawiony (szczególnie: zasady działania magii i połączenia na linii Emma-Pandora),
— słabo przedstawione realia siedemnastowiecznej Francji,
— niezbyt interesujące bohaterki główne,
— kiepsko nakreślone charaktery postaci pobocznych,
— dużo niedopowiedzeń utrudniających zrozumienie fabuły.

Ocena końcowa: 4
Serdecznie zachęcam cię do kontynuowania tego opowiadania. Jest wiele rzeczy do poprawki, ale radzisz sobie z pisaniem całkiem nieźle, a historia Emmy i Pandory zasługuje na zakończenie. „Her infinity” to też pierwszy blog, który dostał u mnie czwórkę. Gratulacje! Na pewno będę śledzić twoje poczynania, więc nie znikaj z blogosfery, okej?

5 komentarzy:

  1. Hej! Przede wszystkim dziękuję za ocenę, na pewno zajęła sporo czasu, bo wiem, że jest duużo rzeczy do poprawki.
    Najpierw trochę usprawiedliwię te dziwactwa techniczne - nie mam pojęcia, jak one się dzieją i jak z nimi walczyć. Te białe tła i dziwnej długości marginesy mnie dobijają ;_;. A teraz poniżej wkleję kilka rzeczy, które chciałam wyjaśnić (pisane w notatniku, więc może być dziwna czcionka).„Wcięcia akapitowe szaleją — każde ma inną szerokość. Wydaje mi się, że zostały zrobione spacjami i dlatego tak się rozjechały.” – formatowałam je i walczyłam, ale na próżno . Część techniczna nie jest moją mocną stroną. Wkleiłam ten kod na wcięcia, ale jak widać, jest z nim coś nie tak ;/.
    „Przychodziły takie noce, po których godzinami dochodziłam do siebie, analizując,bo było prawdą, a co fikcją”. — Literówka. Nie bardzo rozumiem. Dziewczyna śni, więc wszystko to fikcja.” – źle to ujęłam, ale miałam na myśli, że laska nie ogarnia już po przebudzeniu (czy nadal jest we śnie, czy już nie).
    „Zamiast niego dookoła przebywało kilkanaście innych osób. Byli to wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”. — Czyli jednak bohaterka nie ma ciągle „tych samych snów”? W każdym kolejnym akapicie zmieniasz zdanie i zdecydowanie przestaje mi się to podobać.” – tu chciałam pokazać, że te sny się zmieniły, ich koncepcja, że przestała widywać tylko sexy „jakiejś” kobiety i mężczyzny, a wcielać się nią, ofc nie przedstawiłam tego, jak chciałam.
    „Przez chwilę myślałam, że to jakaś fikcyjna kraina, lecz obraz zaczął się uwyraźniać”. — A tego to już wcale nie rozumiem. Bohaterka zakłada, że wojownicy będą ślęczeć nad mapą fikcyjnej krainy? „ – tak, bo Emma myślała, że to tylko jej fantazja.
    „Tuż pod moim nosem leżała mapa średniowiecznej Francji”. — Wielokrotnie było wcześniej mówione, że okres, w którym dzieje się opowiadanie, to nie średniowiecze. „ – dzięki, że znalazłaś ten fragment, który szukałam i nie mogłam znaleźć, by poprawić.
    „ Wbrew pozor zbroja nie krępowała ruchów tak bardzo, jak się powszechnie uważa” – no, ale do najwygodniejszych na pewno nie należy.
    „„A co, jeśli ci ludzie szykowali zamach? Albo próbowali mu zapobiec?”. — To trochę zabawne, kiedy bohaterka, miłośniczka historii, do tej pory nie zorientowała się, że to, co ogląda, ewidentnie nie jest „wizją przyszłości”” – wiedziała, że to nie przyszłość, ale zastanawiała się, jakie wydarzenia (według chronologii) mogły nadejść.
    „„No to po mnie”. — Eh... już mi się nie podoba. Oczywiście, że jej matka musi być zołzą, no oczywiście.” – przecież nie jest zołzą… raczej histeryczką.
    „Eee... czy przed chwilą nie napisałaś, że Marsy stała na deptaku, czyli też dopiero co przyszła? Jakby była wcześniej, to chyba poszłaby siedzieć pod klasę i zaczekała na bohaterkę tam, racja? Nie stałaby jak kołek przez pół godziny pod szkołą?” – przecież nie napisałam, o której przyszła. I tak, czekała tam na koleżankę, zamiast pójść pod klasę.
    „[…] Assassin’s Creed”, gdzie bohater wraca do pamięci swojego przodka.” – akurat odrobinkę sugerowałam się Skyrimem. W AC nigdy nie grałam/czytałam/oglądałam.
    „Wydaje mi się, że prolog ucierpiał na częstą bolączkę pierwszych rozdziałów/prologów, „ – taaak, jest stanowczo do poprawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. „Jak niby całe udo miałoby mu się zmieścić w dłoni? Czy on jest olbrzymem?” – no właśnie o to chodzi, że tak mocną ścisnął, JAKBY chciał je całe złapać :D
    „W sensie, pokryte srebrem, jak wiedźmińskie? „ – haha, chodziło o kolor ;_;
    „Z tego cytatu wynika, jakoby królem demonów był Arthur, ale w dalszych rozdziałach stwierdzasz, że Arthur to szef Obrońców Świtu. Nic z tego nie rozumiem.” – Pandora tu mówiła o swoim przywódcy - Arthurowi nie spodoba się to, że uratował ją demon. Myślałam, że to oczywiste 
    „To jest dość zastanawiające, że Pandora nie zna takich sztuczek, jeśli służy temu samemu królowi, bo z jej reakcji nie wynika, że tylko u Dagona takie coś ją dziwi.” – no przecież nawet sam Dagon wspomniał, że Pandora marnuje się u Arthura xD, a skoro ona nie jest demonem, no to jej przywódca też nie.
    „ Podwójna spacja. Czyżby pan White miał na imię Walter?” – a dodałam sobie taki smaczek z Breaking Bad ;)
    „przekonana, że Arthur to król demonów, więc czuję się teraz co najmniej osobliwie. Wróć, proszę, do rozdziału, w którym Pandora mówi o nim z Dagonem, i przepisz dialogi tak, żeby miało to ręce i nogi, bo zauważyłam, że nie tylko ja miałam przyjemność wysnuć takie wnioski” – zdecydowanie muszę napisać ten dialog ponownie.
    „Dodatkowo dziewczyna na ogół nie wyraża się jak piętnastolatka, tylko ktoś starszy, co odbiera jej nieco uroku.” – to pewnie dlatego, że jestem od niej dużo starsza i czasem ciężko jest mi posługiwać się językiem „gimbusów”.
    „Napisałaś, że wątek z listem do autora książki nigdzie nie prowadzi, i bardzo się tym zawiodłam. „ – wiem, ale ostatnio uznałam, że warto go jednak pociągnąć i na pewno go jeszcze wykorzystam.

    Ogólnie to jestem bardzo zadowolona, że choć trochę Ci się podobało i uznałaś fabułę za interesującą oraz wartą kontynuowania.
    Zgadzam się z 95% Twoich zastrzeżeń i rad. Bardzo chcę kontynuować to opowiadania, a pewnego dnia je skończyć, tylko najpierw gruntownie je przeanalizuję i poprawię.
    Jeszcze raz wielkie dzięki!

    Leslie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Cieszę się, że ocena się przyda. To najważniejsze. :)

      Rozumiem problemy techniczne, też miałam kiedyś z nimi problemy na blogu, czasem dalej mam, jak chyba większość z nas. :P
      Białe tła ewidentnie wyglądają tak, jakby skopiowało ci się formatowanie z ustawionym wcześniej tłem — w edytorze bloggera tego nie odznaczysz, chyba że uda ci się znaleźć linijkę kodu w HTML-u posta wyglądającą jakoś tak: < SPAN STYLE="BACKGROUND-COLOR: WHITE;" > i ją usunąć. Nie powinno być to trudne, jeśli klikniesz F3 na klawiaturze i skopiujesz tekst do okienka wyszukiwania. ;)
      A czy po wklejeniu kodu dodatkowo miałaś inaczej ustawione wcięcia robione spacjami albo tabulatorem? To mogłoby spowodować rozjechanie się odstępów. Sama też nie jestem ekspertem, wcięcia zaznaczam sobie już w Wordzie linijką i jakoś to działa. :D

      Ponumeruję uwagi, żebyśmy się nie zgubiły w tym gąszczu ;)
      1. Ale jak może tego nie ogarniać? Przecież jej sny wcale nie wyglądają jak rzeczywistość (przynajmniej na podstawie tego, co pokazałaś w rozdziałach). Budzi się w łóżku we współczesnym Bostonie, idzie do szkoły i nie wie, że nie jest już w siedemnastowiecznej Francji?
      2. No nie przedstawiłaś. :P Niestety przy tak krótkim okresie przejścia od „mam jeden sen”(brzmi to, jakby Emma śniła codziennie to samo) do „mam różne sny” nie jest to zrozumiałe. Na tym etapie czytelnik nie ma pojęcia, co się dzieje i o co ci chodzi. Poświęciłaś temu wszystkiemu może z trzy akapity, a wypadało by przynajmniej rozdział na samo ustalenie zasad i zmian zachodzących w snach bohaterki. W ogóle jak to działa? Na początku Emma „widziała” te seksy z perspektywy osoby trzeciej, a potem dopiero jako ktoś biorący udział w wydarzeniach? Dlaczego?
      3. Okej, tylko przeszłaś od tego tak szybko do ustalenia, że to jednak Francja, że wydało mi się to dziwne i niepotrzebne. W ogóle jak to jest, że ona rozumie po francusku? Mózg jej automatycznie tłumaczy wszystko?
      4. Do usług. ;)
      5. Ale zapewnia potrzebną w walce ochronę i jak pokazuje historia, opłacało się ją nosić. :P Przy okazji chciałabym wiedzieć, jak wyglądały szaty Obrońców Świtu, bo „lekkie szaty” w siedemnastowiecznym wydaniu nic mi nie mówią i wahałam się między: „gościem w peruce, satynowych gatkach i rajstopach”, „fantasy magiem bitewnym”, „jedi”, i „księdzem”. :D
      6. Ale to tak nie brzmi. Tak zamotałaś na początku prologu, że już kompletnie nie wiadomo, czego się spodziewać.
      7. A to nie na to samo wychodzi? Tak pi razy oko?
      8. Narzekała, że Emma przyszła późno, więc założyłam, że sama musiała być już tam od jakiegoś czasu. Gdyby przyszła minutę przed Emmą, po co miałaby mieć do niej pretensje? To czekanie wydało mi się jakieś dziwne, gdyby jeszcze siedziała na ławeczce, gapiąc się w telefon czy coś w tym rodzaju, to okej, ale ona stała na środku i patrzyła, aż przyjdzie Emma.
      9. A widzisz, ja właśnie ze Skyrimem mam niewiele wspólnego. :P
      10. Cieszę się, że tak uważasz. :D (że widzisz błędy, a nie że... nieważne XD)

      Usuń
    3. 11. Ale nie mógłby. :D Zabrzmiało to trochę tak, jakby miał taki zamiar.
      12. Okej. Wiesz przy magicznych ostrzach lepiej pytać o takie szczegóły.
      13. Wcześniej napisałaś coś w rodzaju „niektóre demony nie znają nawet imienia swojego króla”, a potem pisałaś o Arthurze. Dagon wydawał się, jakby go znał, więc brzmiało to tak, jakby cały czas mówili o nim. Nigdzie nie wspomniałaś, że Arthur to szef Obrońców Świtu. -.-
      14. A skąd ja mam wiedzieć, że ona nie jest demonem? Może jest pół-demonem, w końcu używa magii i tak dalej. Nigdzie nie powiedziałaś, o co chodzi z tą walką Obrońców Świtu z demonami, skąd to wszystko się wzięło i tak dalej.
      15. :D
      16. Zdecydowanie.
      17. E tam, ludzie w każdym wieku czasem mówią jak gimbusy. Nie musisz też być na czasie z „młodzieżową mową”, ale przynajmniej warto, żebyś spróbowała z bardziej potocznym językiem. Ta podniosłość narracji najbardziej psuje wrażenie młodej bohaterki, wiesz, słowa takie jak: „wizerunki”, „ujrzę” i tak dalej. Zastanawiam się, dlatego wybrałaś sobie tak młodą bohaterkę.
      18. No to świetnie, bo zapowiadał się ciekawie. :)

      Super, że będziesz kontynuować to opowiadanie, szkoda byłoby zmarnować taki potencjał. Z chęcią będę je śledzić, kiedy już dojdziesz z nim do ładu. ;)

      Usuń