Ocena nr 13 — W imię dobra

Adres bloga — W imię dobra
Autor — Undertow i Ilumnattia
Oceniająca — Maxine

Adres bloga prezentuje się całkiem ciekawie. Jestem jednak odrobinę niepewna. Tytuł to „W imię dobra” czy „Popioły”, jak zostało napisane na belce? A może „Popioły” są podtytułem opowiadania? Niestety, nigdzie nie zauważyłam odpowiedzi na to pytanie.
Szablon przypadł mi do gustu, wprowadza w odpowiedni nastrój. Czcionka w postach jest czytelna, o przyzwoitym rozmiarze, a kolory ładnie ze sobą współgrają. Szkoda tylko, że font użyty do nagłówków nie posiada polskich znaków, co psuje pozytywny odbiór reszty.
„Zrodzeni z popiołów” — czyli zakładka z bohaterami — wita mnie obszernymi opisami, szczególnie dwóch pierwszych pań. To nie najlepsze rozwiązanie. Odkrywacie zbyt dużo informacji naraz, których czytelnik po pierwsze i tak od razu nie zapamięta, a po drugie może czuć się zniechęcony do dalszej lektury, znając już prawie całą biografię postaci. Wolałabym dowiedzieć się tego podczas czytania rozdziałów, a nie podstrony.
W „Batalii o lepsze jutro” spodziewałam się znaleźć trochę podstawowych informacji o blogu. Przedstawiłyście za to fragment o organizacji oraz jej hymn i flagę. To na pewno ciekawe rozwiązanie, ale jednak chciałabym zobaczyć choć kilkuzdaniową, standardową regułkę „o opowiadaniu”. Warto, żeby odwiedzający wiedział, w jaki typ historii się pakuje przed rozpoczęciem lektury, a nie zawsze trafia na bloga przez katalog czy spis, na których owe informacje może znaleźć.
„Największe żołnierskie wpadki” to coś, z czym nie udało mi się jeszcze spotkać na innych blogach z opowiadaniami. Wypisanie własnych pomyłek wraz z komentarzem pokazuje wasz dystans do własnej twórczości. Macie za to plusik.
„Mapa świata”, „Przekazy z linii frontu” i „Zapytaj dowódcę” są przyjemnymi dodatkami. O reszcie zakładek nie wspomnę, gdyż są „standardowym wyposażeniem” bloga i nie mam żadnych uwag co do ich wykonania. Wydaje mi się jednak, że archiwum jest raczej niepotrzebne, jeśli  macie spis treści.
Zniknęła zakładka z informacjami o was. Czyżby na zawsze czy to tylko chwilowa przerwa i niedługo pojawi się ponownie w zaktualizowanej formie?
Widać też, że udzielacie się w mediach społecznościowych i nie ograniczacie tylko do bloga, o czym świadczą facebookowy fanpage i konto na Wattpadzie. Uważam to za dobre posunięcie z waszej strony.
Chciałabym wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, a mianowicie o muzyce. Po przejściu do kolejnych rozdziałów zawsze na starcie się pojawia. Co ciekawe, nie ma jej przy odwiedzaniu strony głównej czy zakładek i jej nagła obecność nieco mnie zdziwiła. Uznałabym to za wadę, ale dziwnym trafem szybko przyzwyczaiłam się do lecących w tle piosenek i wcale mi nie przeszkadzały, choć wydaje mi się, że może to irytować osoby, które do czytania potrzebują idealnej ciszy lub nie przepadają za takimi utworami. Najlepiej byłoby wyłączyć automatyczną playlistę i pozwolić czytelnikowi samemu zdecydować, czy chce jej słuchać, czy nie.
Zanim przejdę do treści, przyczepię się jeszcze estetyki tekstu w rozdziałach. Dobrze, że jest zawsze wyjustowany i używacie pauz, jednak brak wcięć akapitowych i odstępów między nimi tworzy wrażenie wielkich ścian tekstu, które nie prezentują się najlepiej, a i nie są najwygodniejsze do czytania. Warto byłoby też wyśrodkować gwiazdki oddzielające fragmenty i notki odautorskie.

Rozdział 1
Treść:
Rozdział pierwszy jest tak naprawdę opisem historii świata waszego opowiadania. Dwa pierwsze akapity to streszczenia. Trzeci początkowo wydaje się mieć w sobie zalążek sceny, ale ostatecznie również nim zostaje.
Radziłabym wam podzielić drugi akapit na dwa lub trzy krótsze, gdyż mówi o kilku różnych kwestiach. W obrębie jednego akapitu powinno się wspominać tylko o jednym aspekcie naraz.
Te wszystkie podane przez was informacje zaczynają się trochę mieszać przez swoje podobieństwo. Najpierw to Mocarstwo jest złe, wypuszcza hybrydy na ludność cywilną Jedności. Potem dobra Jedność, która z nim walczy, zwycięża, ale przeistacza się w równie złe państwo dyktatorskie. A główni bohaterowie należą do Ostatniego Bastionu, założonego przez Marka Gone po stracie ukochanej, są dobrzy i walczą z Jednością.
Miesiące wojny przedstawiacie w dwóch akapitach, opisując wszystko dość ogólnikowymi zdaniami. Tekst brzmi jak strona z podręcznika do historii i brak w nim jakichkolwiek emocji. Prawdopodobnie zyskałby, gdybyście przedstawiły go w formie opowieści jakiegoś ocaleńca (może Felixa?) opowiadającego rekrutom Bastionu wydarzenia z wojny. Nadawanie osobistego rysu historiom zawsze wydaje się bardziej poruszające niż bezosobowy opis.
Gdybyście jednak wolały pozostać przy kronikarskim charakterze pierwszego rozdziału, radziłabym wam używać więcej soczystych określeń, żeby trochę rozruszać nudnawe nakreślanie historii. Postarajcie się też o większą przejrzystość tekstu, ograniczcie natłok zbędnych w tym momencie informacji, a rozwińcie te, które są według was najważniejsze. Dzięki temu  pozbędziecie się wrażenia przypadkowości i chaosu. Uważam również, że powinien być to jedyny rozdział napisany przez was w takiej formie, ponieważ brak akcji i suche opisy przeszłości szybko nudzą i mogą zniechęcić czytelników do dalszej lektury.
Dzieje świata możecie z powodzeniem wprowadzać w dialogach, myślach bohaterów, retrospekcjach, a nawet całych scenach. Pokazałyście już lekcje o hybrydach i taktyce wojennej, nie widzę więc przeszkód, by nie dodać kilku mówiących o geografii, kulturze i historii.
Jeśli chodzi o występujących w rozdziale pierwszym bohaterów, nie ma tu zbyt dużej różnorodności, ale na sam początek opowieści w zupełności wystarcza. Bardziej duchem niż ciałem pojawiają się Wódz, który w błyskawicznym tempie znika z pola walki, i bezimienny „król” Jedności. Dziwnym posunięciem z waszej strony wydaje się skupienie na poległym Wodzu, zamiast na obecnym zagrożeniu, czyli królu. W końcu to on jest prawdziwym wrogiem Bastionu i bardziej logicznym krokiem byłoby to właśnie jemu poświęcić więcej czasu.
Ostatni akapit bardziej od wcześniejszych próbuje być sceną, ale też w połowie pozostaje opisem, więc ostatecznie powoduje lekki dysonans przy czytaniu. Wykonanie pozostawia wiele do życzenia, wychodzi to kiepsko i psuje całość. Zdecydujcie się, albo scena wykrwawiającej się na podłodze kobiety, albo opis założyciela Ostatniego Bastionu. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.
Zdecydowanym plusem jest wprowadzenie do równania hybryd, przeciwnika nieludzkiego i wywołującego grozę samą obecnością. To również mądre rozwiązanie w przypadku, gdy bohaterowie nie mogą walczyć w „prawdziwym wrogiem”, a potrzeba napędzić czymś akcję, czyli wszystkim dobrze znanym mięsem armatnim. Dodatkowo przez „nieludzki” czynnik tych stworów czytelnik ma wrażenie, że „czyste sumienie” postaci zostało zachowane, bo przecież zabił potwora, a nie prawdziwego człowieka. To ważne, jeśli zależy wam na szlachetnych bohaterach, ale też w większości zabija możliwość na wprowadzenie rozterek moralnych, co niestety może paskudnie spłaszczyć ich osobowość.
Jasno nakreśliłyście konflikt, z którym przyjdzie się mierzyć bohaterom „W imię dobra”, choć trochę zawiodła mnie jego jednowymiarowość. Brakuje w tym niejednoznaczności. Rozumiem jednak, że to dopiero początek i wiele może się jeszcze zmienić. Mam tylko nadzieję, że nie popadniecie w karykaturalnego wielkiego złego i biednych, uciśnionych bohaterów o gorejących sercach i śnieżnobiałych sumieniach. To jest wojna, drogie panie, i liczę na sporą dawkę brudu, krwi i trupów. Nie zawiedźcie mnie.
Uwagi:
„Na przełomie wieków, pokój zawiązany dziesiątki lat wcześniej zaczął przygasać”. — Przecinek postawiony przed „pokój” jest zbędny.
„Trzeba było powstrzymać tego kolosa, póki była nadzieja; póki jeszcze nie wszystko było stracone. To był czas decyzji podejmowanych w imię dobra”. — Niepotrzebne powtórzenia podkreślonych wyrazów „być”.
„W ten czas nikt nie mógł czuć się bezpieczny, za to wszyscy wiedzieli, że należy zwalczyć zło u źródła”. — Powinna się tutaj pojawić pisownia łączna, czyli „wtenczas”, gdyż używacie tego słowa w znaczeniu „w tamtym czasie”. Możecie zobaczyć tę zasadę tutaj.
„I te oczy zwykle pełne radości i blasku, teraz przygasłe i pełne cierpienia”. — Brakuje przecinka przed „zwykle”.
„Pomógł mu dawny znajomy, Felix Kamińsky, który od jakiegoś czasu mówił Makowi o byłych oficerach, którzy chcą walczyć z królem”. — Wkradła wam się literówka przy imieniu bohatera, powinno być „Markowi”. Dodatkowo niepotrzebnie powtórzyłyście wyraz „który”. Drugi raz mogłybyście go zamienić i napisać „pragnących walczyć” zamiast „którzy chcą walczyć”.
„Jego ukochana różyczka, którą obiecał chronić, leżała w stanie agonalnym na podłodze.” — Użyty przez was w tym zdaniu dobór słów nieźle namieszał mi w głowie. Kiedy określiłyście  Marię „ukochaną różyczką”, którą Mark obiecał chronić, z automatu pomyślałam, że chodzi o bezbronne dziecko, jego córkę, a nie „ukochaną”. Na waszym miejscu nieco przeformułowałabym je, choć oczywiście nie musicie tego robić, bo nie jest to błąd.
„Zanim umarła wyszeptała tylko jedno krótkie zdanie”. — Ale niestety nie dowiemy się jakie. Przecinek przed „wyszeptała” też przy okazji zjadło.
Ponadto trzy razy zmieniacie nazwę Mocarstwa. Najpierw to „Mocarstwo” potem „Mocarstwo Północy”, a na końcu „Wielkie Mocarstwo Północy”.

Rozdział 2
Treść:
Jak rozdział pierwszy prezentuje się w miarę schludnie, tak drugi wcale. Przede mną ściana tekstu, żadnych akapitów, żadnych wcięć, żadnych odstępów. Musicie wiedzieć, że czytanie czegoś takiego to istna męczarnia dla oczu i taka oprawa potrafi bardzo skutecznie odstraszyć czytelnika.
Sam rozdział to właściwie rozdzialik w porównaniu do ostatnich części. Odnoszę wrażenie, że jego jedynym celem było dorzucenie wyjaśnień na temat historii. Powtarza się schemat pierwszego rozdziału. Mamy coś, co mogłoby być przyzwoitą sceną, ale ponownie bombardujecie informacyjnymi streszczeniami.
Fabularnie sytuacja przedstawia się średnio. Marka, przywódcę Bastionu, poznajemy w jego gabinecie, otoczonego dymem papierosowym i rozmyślającego o swoim nałogu oraz przeszłości. Jednak bardzo szybko i prawie niezauważalnie jego przemyślenia przechodzą w narrację. Rozwijacie w niej nieco tło fabularne, po czym znów wracacie do Marka, który tym razem zasypia. Sam sen jest króciutki, no i zupełnie nie przekonała mnie jego końcówka, czyli motyle. Nie mam pojęcia, skąd wpadłyście na pomysł połączenia tych wszystkich rzeczy w jedno, ale byłam mocno skonfundowana przy czytaniu.
Końcówka jest nieco lepsza, bo w końcu mamy jakiś dialog i poznaliśmy nową bohaterkę. Poruszacie sprawy Bastionu i dostajemy wgląd w myśli Marka na temat swoich podwładnych. W końcu coś zaczyna się dziać.
Uwagi:
Cały rozdział jest naszpikowany powtórzeniami słowa „być”. Radzę przeczytać go ponownie i je wyeliminować.
„Czyli nic nowego, Gone zapalił kolejnego papierosa”. — Część zdania po przecinku o wiele lepiej pasowałaby jako osobne zdanie.
„Jednak Marka mało to obchodziło, nie miał czasu myśleć o swoim życiu, skoro tera trwa wojna, którą muszą wygrać”. — Literówka w wyrazie „teraz”. Dodatkowo w jednym zdaniu użyłyście aż trzech różnych czasów. Zdecydowanie powinnyście trzymać się jednego, bo inaczej jest to błąd.
„Posądzani Denove o pogwałcenie konwencji pokoju i prowadzenie badań nad nową, niebezpieczną bronią, która miała zniszczyć cały świat”. — Myślę, że chodziło o „posądzali”.
„Wszystkie zarzuty były kłamstwem, ale ludzie Zamieszkujący tereny podległe Jedności o tym nie wiedzieli”. — Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego „Zamieszkujący” jest wielką literą?
„Jednak, kiedy już miała wypowiedzieć te słowa, to budził się”. — To „to” jest zupełnie zbędne.
„Tak, o ile taktykiem Irene była świetnym, to niestety, z relacjami miedzy ludzkimi miała problem”. — „Międzyludzkimi” piszemy łącznie. Zasadę o tym mówiącą możecie znaleźć tutaj. Zbędny jest też przecinek przed „z”.

Rozdział 3
Treść:
Rozdział trzeci zalicza wzrost jakości. Pozbywacie się opisów na rzecz sceny w stołówce. Takie przedstawienie życia w Bastionie działa o wiele lepiej. Plotki rekrutów, palenie i śmiechy wypadły całkiem przekonująco. Przyzwoicie poprowadziłyście też apel. Tak trzymać.
Poznajemy również  nowych bohaterów — wspomnianą w poprzednim rozdziale Irene i Marcusa, którzy od samego początku są dość wyrazistymi postaciami. No i w nareszcie pojawia się jakaś akcja, czyli wiadomość o złapaniu hybrydy. Jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się ten wątek.
Uwagi:
„Rekruci zajadający się pomyjami i gawędzący zdawali się nie przypominać tych samych żołnierzy odważnie broniących bezbronnych”. — Brakuje przecinków przed „zajadający się” i „zdawali się”, które to wprowadziłyby wtrącenie. Dodatkowo do „gawędzący” przydałoby się dopisać „ze sobą”.
„— Ja po prostu chciałem się na coś przydać- powiedział jeden z mężczyzn, dziobiąc widelcem ziemniaki”. — Przykleił się wam dywiz do „przydać”.
„A tak w ogóle to radzę wam się zbierać za chwilę mamy apel”. — To zdanie najlepiej podzielić po „zbierać” na dwa. Jeśli jednak postanowicie pozostać przy dwóch zdaniach, postawcie przecinek tym wyrazie.

Rozdział 4
Treść:
Rozdział czwarty jest o wiele dłuższy od poprzednich. Zaczyna się zrzędzeniem Edgara na Irene i przechwalaniem się porucznika. Można i tak, Wills mojej sympatii na pewno tym nie zdobędzie, choć całkiem możliwe, że był to zamierzony krok z waszej strony.
Ogólnie rzecz biorąc, słowne przepychanki między Irene a Edgarem z początku rozdziału były co najmniej nie na miejscu i zupełnie nieprofesjonalne. W końcu nie byli sami, tylko w towarzystwie kolegów po fachu, no i przede wszystkim znacznie wyższego rangą Marka.
Poza tym nareszcie jakaś akcja. Pojawienie się hybrydy odpowiednio zagęściło atmosferę i pokazało czytelnikowi zagrożenie, z którym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. Bo choć stwór jest uwięziony, od razu wydaje się niebezpieczny.
Trochę dziwne wydaje się, że hybryda zaczekała, aż wszyscy się wygadają, a dopiero potem zaczęła robić sobie krzywdę. Myślę, że lepiej wyglądałoby, gdyby nagle przeszkodziła rozmowom i skupiła tym całą uwagę zgromadzonych na sobie.
Późniejsze badania nad hybrydą prowadzone przez Arfanielę nie dają mi najlepszego obrazu Bastionu. Ci wszyscy bojaźliwi strażnicy to jakaś kpina. Zrozumiałabym jeszcze krzyczącego Karla, ale żołnierzy specjalnie szkolonych do walki z hybrydami już nie bardzo. A tak w ogóle to nie mam pojęcia, dlaczego fiolka z Panaceum wypadła Arfanieli z rąk.
Wspomnienie pani Bowline w samym środku akcji z wrzaskami hybrydy to już całkowite nieporozumienie. Okej, pomyślała, że umrze, ale mogła uciekać. Poza tym, co właściwie się stało? Bestia zaczęła wyć i pękło lustro weneckie, tylko nigdzie nie ma informacji, że oswobodziła się z więzów, więc o co ten cały szum? O ten dym i dziurę w podłodze? Jeśli lustro pękło, to dym powinien się rozejść, a ludzie móc przez się przez nie wydostać z pomieszczenia. Jeśli jednak ludzie znajdujący się w pomieszczeniu zatruliby się gazem, na podłodze powinno leżeć więcej osób, a nie tylko Arfaniela. Co z innymi poszkodowanymi? Chyba tego nie przemyślałyście.
Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, choć nie wiem, dlaczego Arfaniela cieszyła się możliwością pobrania próbki od hybrydy. Czy tkanka nie powinna zostać zainfekowana przez Panaceum? To raczej zmieniłoby wyniki, a i sam jej stan daje wiele do życzenia, w końcu opisałyście ją obrzydliwym smrodem zgnilizny.
Końcówka fragmentu z rozdwojeniem jaźni u pani naukowiec tylko spotęgowała moją reakcję na całość, którą, gdybym miała opisać jednym słowem, brzmiałaby: „Wut?”. Napisanie dobrego wątku o osobie z zaburzeniem dysocjacyjnym tożsamości jest niezwykle trudne i bardzo łatwo popaść tutaj w przesadę i karykaturalność. Bez odpowiedniej wiedzy na ten temat przejście na poziom horroru klasy Z to tylko chwila. Wydaje mi się, że nie jesteście jeszcze gotowe, by pisać o tym w wiarygodny sposób i na waszym miejscu albo wycięłabym ten wątek, albo nieco go zmieniła. Na razie mam co do niego skojarzenia z „Niezwykłym przypadkiem doktora Jekylla i pana Hyde’a” i nie są one niestety pozytywne.
Na szczęście w porę przenieśliśmy się do Irene, która przejęła pałeczkę swoimi przemyśleniami. Drażniła mnie tu jedna kwestia — jeśli opisujecie ciągle tę samą bohaterkę, nie ma potrzeby wymieniać jej imienia czy stopnia wojskowego co dwa zdania. Podmiot domyślny zupełnie daje radę w takiej sytuacji. Czytelnik doskonale wie, o kim jest prowadzona narracja i dopiero, gdy zmieniacie postać, napomknijcie, o kim mowa.
Cóż, instrukcje Marka były dość łatwe do odgadnięcia, choć nie bardzo rozumiem, dlaczego uparł się, by Irene pracowała akurat z Willsem. Zawsze mogli przeprowadzić współpracę bardziej pośrednio, z udziałem zastępcy porucznika albo asystenta. Domyślam się, że wdarł się tu po prostu Imperatyw.
I gdyby nie ostatnia scena w pokoju z monitoringiem, uznałabym ten rozdział za stracony. Przynajmniej wiadomo, że teraz naprawdę będzie się działo.
Uwagi:
„To jego oddział dokonał niesamowitego czynu, jakim było schwytanie żywej hybrydy. Tak, to dzięki nim Ostatni Bastion zyskał okazję do zbadania wciąż żywego stwora”. — Oba te zdania znaczą właściwie to samo, więc uważam, że powinnyście pozbyć się drugiego.
„Sam Edgar już snuł plany jak wykorzystać owo odkrycie do własnych celów. Chodziło głównie o awans. Czyż takie odkrycie nie zasługuje na stosowną nagrodę?” — Powtórzenie wyrazu „odkrycie”, plus brakuje przecinka przed „jak”.
„Przecież to on Edgar Wills znalazł żywą hybrydę!” — Brakuje przecinków przed „Edgar” i „znalazł”, bo imię i nazwisko bohatera są wtrąceniem.
„Wills nie rozumiał dlaczego, Irene tak szybko awansowała”. — Przecinek w niewłaściwym miejscu. Powinien znaleźć się przed „dlaczego”.
„Do sali obrad weszła, a właściwie wleciała Irene, a zaraz później Aprfaniela wraz z Markiem i kilkoma innymi ważnymi osobami”. — Literówka w imieniu.
„— Ale chyba nie zrobiliście jej krzywdy, prawda? — Edgar spojrzał na Irene i uśmiechnął się cierpko”. — Reakcja Edgara powinna pojawić się w nowym akapicie, gdyż tutaj wypowiada się Irene, a wypowiedź i reakcja mogą być w jednym akapicie tylko, jeśli należą do jednej osoby. Ta sama sytuacja pojawia się wielokrotnie w późniejszych fragmentach.
„Kiedy żołnierze wciągnęli ów worek do środka pomieszczenia, Edgar nakazał wyjąć to, co było w środku”. — Powtórzenie wyrazu „środek”.
„Mieli do czynienia z tymi stworzeniami, wiedzieli, jak wyglądają, jednak pierwszy raz istota przekroczyła mury Bationu żywa”. — Literówka przy „Bastionie”.
„— Naprawdę świetna robota, Edgarze. Jednak chciałbym poznać dokładne okoliczności złapania stwora. — Edgar pobladł lekko i podrapał się po czole. — To może napiszę wszystko w raporcie? A teraz, no, lepiej by było zbadać tego stwora, prawda? — Mężczyzna spojrzał na Arfaniele dając jej do zrozumienia, że to jej robota”. — Shady Edgar jest intrygujący. Ja tam nie widzę zbyt wielu opcji na złapanie takiej hybrydy. Chyba że ją od kogoś dostał, ale to znaczyłoby, że kolaboruje z Jednomyślnością. Hm… Do tego powinnyście napisać „byłoby” zamiast „by było” i dopisać przecinek przed „dając”.
„Po słowach przełożonej otrząsnął się z otępienia na tyle, że był w stanie pospiesznie wyjąć strzykawkę z kieszeni, pojadać ją kobiecie”. — Literówka przy „podać”. Choć ciekawe, czy ta strzykawka była smaczna. Zamiast przecinka przed „podać” lepiej pasowałoby „i”.
„— Brawo Edgar, dzięki tobie nareszcie możemy mieć nadzieję. Nigdy ci tego nie zapomnimy. — powiedział Gone poklepując Edgara po ramieniu”. — Po pierwsze macie nadprogramową kropkę po „zapomnimy” i zabrakło wam przecinka przed „poklepując”. Przed imieniem również powinien znaleźć się przecinek, a pierwsze zdanie zyskałoby po podzieleniu na dwa osobne.
„Co prawda nic wielkiego się nie stało, ale gdyby się stało, to faktycznie mogło być nieciekawie”. — Powtórzyłyście dwa razy wyraz „stało się”. „Nieciekawie” — cóż, to raczej niekoniecznie odpowiedni dobór słów, bo gdyby hybryda się oswobodziła, byłaby to raczej masakra czy krwawa łaźnia w zależności, co kto woli. Poza tym Bastion nie jest chyba najlepszy w rozpoznawaniu zagrożenia, biorąc pod uwagę ich podejście do środków ostrożności względem bestii.
„Oni i pozostali żołnierze rozeszli się w swoją stronę. Arfaniela kazała przyprowadzić hybrydę do laboratorium położonego najdalej od dowództwa, miało to zabezpieczyć centrum w razie ucieczki stwora. Podwładni położyli istotę na metalowym stole, przypinając przy tym wszystkie kończyny tytanowymi kajdankami, by uniemożliwić ucieczkę. Kobieta poszła przebrać się w biały kitel, kiedy niespodziewanie do szatni wparował Karl. Widząc swoją przełożoną ubraną tylko w stanik i majtki, puścił papiery trzymane w ręce i odwrócił się w stronę drzwi”. — Czy wszyscy udali się w jedną stronę? Dodatkowo w połowie zupełnie zmieniłyście scenę, a nie przeszłyście do nowego akapitu. Dziwnie to wyszło. A poza tym, serio? Upuszczenie papierów było słabe. Jeśli to miało być zabawne, to nie wyszło. Poza tym w miejscu przed „miało”, gdzie postawiłyście przecinek, lepszym rozwiązaniem byłby średnik.  
„To prawda, że schwytano żywą Hybrydę?” — Dlaczego zapisałyście „Hybryda” wielką literą? Do tej pory pisałyście małą.
„Tak naprawdę poznali się przez przypadek, jeden z gości wykonujących papierkową robotę, pomylił się i zamiast zapisać Karla do plutonu porucznika Kamińskiego, słynącego ze swojego awangardowego traktowania rekrutów i kiepskich żartów, przydzielił go Bowline, jako długo wypraszanego asystenta”. — Mogłybyście podzielić to zdanie na dwa krótsze, w tej formie po prostu ciężko się to czyta. Dodatkowo zabrakło przecinka przed „pomylił się”. Zmieniłyście też nazwisko jednej z postaci. Do tej pory używałyście pisowni „Kamińsky”, a teraz napisałyście „Kamiński”. Często je przekręcacie, dlatego podrzucam wam link do odmiany nazwisk z „-y” na końcu.
„Pani doktor, nie znosiła jego niezdarności i tego, że cały czas się jąka”. — Niepotrzebny przecinek przed „nie” i raczej powinno być „jąkał”, skoro cała narracja dzieje się w czasie przeszłym.
„Drużyna, która miała przeprowadzić eksperymenty była selektywnie wybrana przez samą Arfaniele”. — Imię tej postaci powinno zostać odmienione jako „Arfanielę”, tak samo jak „Anielę, Kasię, Zosię”. Brakuje również przecinka przed „była”, który zakańcza wtrącenie.
„Pięcioosobowa grupa pochyliła się nad nieprzytomny stworem, na którego padał snop światła”. — „Nieprzytomnym stworem”.
„Te słowa nie były kierowane tylko, do żołnierzy, ale także do każdego uciśnionego człowieka na tym świecie”. — Zbędny przecinek przed „do”.
„Kobieta chciała, aby te krótkie zdanie dało ludziom nadzieje, aby uwierzyli, że wygrana nadal jest możliwa, tylko trzeba o nią zawalczyć”. — „To” zdanie. Formę „te” używamy w liczbie mnogiej. Plus pojawiła się literówka w wyrazie „nadzieja”.
„Nikt nie był zdziwiony tym faktem, wszyscy wiedzieli, że te stwory dostawały za dużo obrażeń, aby przeżyć, jednak teraz mieli pewność”. — Nie mam pojęcia, o co tu chodzi. To zdanie nadaje się tylko do całkowitej poprawki.
„Mężczyzna, który zadał jej pytanie, odwrócił się i chwycił jeną z fiolek z napisem owego kwasu. Była to jedna z najagresywniejszych substancji na świecie”. — Literówka w „jedną”. Zamiast „z napisem” mogłybyście użyć „z nazwą”. Brzmiałoby to o wiele lepiej.
„Tamten okres był jednym z najtrudniejszych w jej życiu. Choroba matki, ciąża, nauka, brak pracy i ciągłe żerowanie na Franku, sprawiało, że była kłębem nerwów”. — Mówi się „kłębkiem nerwów”. Dodatkowo przecinek przed “sprawiało” jest niepotrzebny, a wyraz powinien zostać odmieniony jako „sprawiały”.
„Od zawsze chciała zobaczyć, ten legendarny, wielki błękit, a teraz, w czasie kiedy jej życie się sypało, spełniła jedno ze swoich największych marzeń”. — Zbędny przecinek przed „ten”, a „w czasie” jest niepotrzebne w tym zdaniu.
„— Nie izoluj się, potrzebujemy cię. — powiedział z udawanym uśmiechem”. — Niepotrzebna kropka przed „powiedział”.
„Jej mieszkanie nie należał do wielkich, ale mogła pochwalić się własną łazienką i dwoma pokojami”. — Literówka: „należało”. Własna łazienka zabrzmiała w tym kontekście jak luksus. Trudno, żeby Arfaniela ją z kimś dzieliła, skoro mieszka sama.  
„Kobieta zamknęła oczy, licząc, że to coś pomoże, gdy nagle w jej głowie rozległ się głos: — Myślałaś, że przede mną uciekniesz? — zapytało ją jej własne alter ego”. — No właśnie. I tu pojawia się to, o czym wspomniałam wcześniej w „treści”. Ten fragment brzmi bardzo nienaturalnie i po prostu źle.
„Kiedy dotarła pod gabinet Generała, zamiast zapukać, po prostu nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi”. — A tutaj sprawa podobna do wcześniejszej „Hybrydy”. Stopni wojskowych nie zapisuje się wielką literą, toteż nie widzę powodu, byście jej używały.
„— Wejdź do środka i zamknij drzwi. — Kobieta natychmiast to zrobiła, a następnie klapnęła na fotel, który stał przed biurkiem.// — A kto pozwolił ci usiąść?// Irene natychmiast wstała i powiedziała:// — Przepraszam, nie chciałam.// — Po prostu usiądź — Mark westchnął cicho i machnął ręką.// — Tak jest, generale! — powiedziała, po czym usiadła i dodała — A powiedź, co myślisz po pokazaniu młodym hybrydy?” — Chciałam tylko nadmienić, że nie było to ani potrzebne, ani śmieszne.
„— Jeśli uda nam się ustabilizować stwora, to może. — Irene rozpromieniła się i klasnęła w dłonie.// — A potem spróbujemy ruszyć projekt nowej broni, tak? — Mark kiwnął głową”. — Tutaj brak znajomości zasad pisania dialogów zupełnie was pogrążył. Z narracji wynika, że niezdecydowana Irene klasnęła w dłonie, a Mark kiwnął głową po zapytaniu samego siebie.
„Irene zamrugała kilka razy, jakby chciała się upewnić, że nie jest sen, lub jakieś omamy słuchowe”. — Czegoś chyba zabrakło w tym zdaniu. Podejrzewam, że „to” pomiędzy „jest” i „sen”, choć pewności oczywiście nie mam. Dodatkowo niepotrzebnie postawiłyście przecinek przed „lub”.
„— Z ust mi to wyjęłaś, ty i Edgar zajmiecie się wyselekcjonowaniem odpowiednich osób, a potem nauczycie ich jak efektywnie łapać hybrydy.// — Pewnie. W takim razie marcepanowe i żadne inne, okay? Już mam dość tych z likierem”. — A tutaj chyba się wam coś usunęło, bo od razu z hybryd przeszłyście na czekoladki, tyle, że nie ma to większego sensu. Dodatkowo zabrakło przecinka przed „jak”.
„Bez problemu widziała w ciemności, więc szybko dostrzegł postać stojąca w rogu pokoju”. — No i znowu literówki — „dostrzegła”, bo przez to zmieniłyście waszej  bohaterce płeć i “stojącą”.

Rozdział 5
Treść:
Rozdział zaczyna się prawie w tym samym momencie, w którym zakończył się poprzedni, z tą różnicą, że jesteśmy teraz z Karlem.
Wszystko jest strasznie chaotyczne w tej bazie. Karl sam zgaduje, gdzie się udać, nie ma żadnego odgórnie ustalonego miejsca czy instrukcji w przypadku włączenia się alarmu. Nie pojawia się też komunikat czy sygnał, dzięki którym można by się zorientować, co się stało i gdzie. Karl mógł wleźć w sam środek walki z hybrydą i zostałaby po nim mokra plama, bo nikt nie zajął się odpowiednią komunikacją. Wygląda też na to, że oprócz niego nie ma nikogo na korytarzu, co jest dość dziwne. Tak samo jak to, że Irene jest bardziej zła niż przestraszona ucieczką hybrydy, a do tego nie może się z nikim skontaktować, bo linie cały czas są zajęte. Sytuacja wydaje się więc dość odrealniona i coraz bardziej frustruje mnie niekompetencja Bastionu. Chyba czas zacząć kibicować Jednomyślności.
Wyprawa Irene z Karlem po korytarzach Bastionu niezbyt mnie wciągnęła i dobrze, że na swojej drodze spotkali Felixa Kaminsky’ego, choć zupełnie niepotrzebnie zrobili „wejście smoka”. Gdyby Irene powiedziała, kto idzie, nie byłoby tej głupoty z omdleniem Karla. Poza tym świetny ruch z włączaniem światła, na pewno bestia tego nie zauważy. Tak samo, jak nie usłyszy wystrzału. Nie miałabym problemu, gdyby to była banda nastolatków włócząca się po nawiedzonym domu, ale wyszkoleni do takich akcji ludzie, zachowujący się tak głupio, to przesada. No i super, że dopiero teraz dowiedzieliśmy się, że sygnał był zakłócany. Wcześniej się nie zorientowali czy jak?
Cóż, od początku można było domyślić się, że generał nie przeżyje zranienia przez bestię, ale dobrze, że pokazałyście tę scenę. Dzięki temu dałyście czytelnikom trochę więcej informacji o hybrydach. Szkoda tylko, że Kaminsky pod koniec swojego żywota przeszedł w dość patetyczną gadkę, ale kto umierającemu zabroni, nie?
Karl i jego super pomysł ataku o dziwo zadziałał. No powiedzmy, bo ktoś wykończył stwora od tyłu. Nie mam pojęcia, co o tym sądzić. Plan wydawał się dość głupi i z małą szansą powodzenia. W każdym razie dobrze, że hybryda została unieszkodliwiona.
Uwagi:
„Zaklną w duchu, bo nie miał zwyczaju mówić tego na głos, tak wychowywała go babcia.” — Powinno być „zaklął”, gdyż forma, którą zastosowałyście, odnosiłaby się tylko i wyłącznie do wielu osób, do tego wykonujących tę czynność w czasie przyszłym. Mówiąc o mężczyźnie, który coś zrobił, zawsze dodajemy na końcu końcówkę „-ł”, nieważne, czy wcześniej jest „ą”, czy jakakolwiek inna litera np.: „kładł, zjadł, uciekł” itd.
„Jednak nie zastał jej w środku, a nawet jeśli tam była nie ujawniła się. I wtedy niespodziewanie za drugich drzwi weszła Irene.” — Brakuje przecinka przed „nie” i powinno być „zza” zamiast „za” w drugim zdaniu.
„Gdzieniegdzie odzienie było lekko dziurawe.” — Używanie tak przestarzałego wyrazu jak „odzienie” w opowiadaniu, gdzie dotychczas posługiwałyście się nowoczesnymi zwrotami, po prostu nie pasuje i wprowadza niepotrzebne zamieszanie.
„— Chy-chyba nas zaatakowano. — powiedział, podchodząc do niej.” — Nie mam pojęcia dlaczego, ale powtórzyłyście ten błąd już któryś raz z kolei. W przypadku innych określeń piszecie dobrze, a przy tym nieszczęsnym „powiedział” zdarza wam się zostawiać kropkę na końcu zdania. Czyżby przez nieuwagę?
„Odpowiedział jej sygnał zajętości.” — Możecie napisać, że „okazało się, że było zajęte”. Powinno brzmieć nieco lepiej.
„Wiedziała, że jeszcze nie pora wzywać posiłki, ale zrobi, to jeśli sytuacja będzie tego wymagać.” —  Przecinek powinien znaleźć się przed „jeśli”.
„Morris wyciągnęła z kieszeni jakąś papierową torebeczkę i potrząsnęła nią, zawartość zabrzęczała cicho, a Irene uśmiechnęła się pod nosem.” — Jak dla mnie po „potrząsnęła nią” mogłoby zaczynać się drugie zdanie. Często odnoszę takie wrażenie, czytając wasz tekst. Jakbyście na siłę chciały tworzyć długie zdania, nieważne, czy ma to sens, czy nie.
„Morris znalazła sposób jak sobie z tym poradzić, najpierw stworzyła igły, które przebijały skórę hybryd.” — To samo powtarza się tutaj. Po „poradzić” bez żadnego problemu można by zakończyć zdanie. Gdybym miała wypisywać wszystkie takie przypadki z poprzednich rozdziałów, ta ocena byłaby o połowę dłuższa. Brakuje przecinka przed „jak”.
„— No to pora się zbierać. Karl spojrzał na Irene, która wyciągała coś z fartucha. Okazało się, że była to broń, którą major natychmiast odbezpieczyła. Chłopak spojrzał z przestrachem na swoją przełożoną i już chciał coś powiedzieć, ale ona była szybsza.// — Wyjmij broń, idziemy!// Karl zbladł. Przypomniał sobie, że zostawił swój pistolet na biurku. Bał się o tym powiedzieć Irene. Ale ta szybko wyczuła, że coś jest nie tak i zapytała lodowatym tonem:// — Bo masz broń prawda? — uniosła własny pistolet do góry, spojrzała poważnie na chłopaka. Ten wzdrygnął się i pokręcił głową. Wtedy Morris zniknęła za drzwiami pracowniami, po kilku sekundach wyszła z niej trzymając w ręku broń.// — Odbezpiecz i idziemy, od teraz każdego dnia będę sprawdzać czy nosisz broń. I tylko spróbuj jej nie mieć— powiedziała lodowatym tonem, podając chłopakowi pistolet. Ten chwycił broń i modlił się, żeby to wszystko się dobrze skończyło.” — Ilość powtórzeń słowa „broń” w tych akapitach jest zdecydowanie zbyt duża. A tak właściwie to po co asystent miałby nosić przy tyłku cały czas broń, skoro siedzi w zamkniętej i strzeżonej bazie? Plus brakuje przecinków przed „prawda”, „trzymając” i „czy”. „Uniosła” powinno być zapisane wielką literą. Zabrakło też spacji po „mieć” i pauzy po „zbierać”.
„Ani śladu hybrydy pomyślał chłopak.” — Brakuje przecinka przed „pomyślał”. Poza tym, już dawno to podejrzewałam, ale teraz już całkowicie się przekonałam, że zupełnie nie dbacie o ten tekst. Ilość literówek, powtórzeń i brak przecinków mnie poraża. Zupełnie jakbyście nie czytały, co piszecie, tylko od razu wrzucały to na bloga.
„Chciała pomóc Felixowi, a nie wysłuchiwać, wyjątkowo nie śmiesznych żartów.” — „Nieśmiesznych”. „Nie” z przymiotnikami piszemy łącznie. Dodatkowo niepotrzebnie postawiłyście przecinek przed „wyjątkowo”.

Rozdział 6
Treść:
Cieszę się, że powrócił Mark, ale zupełnie nie rozumiem, jak mógł nie wiedzieć o wydostaniu się hybrydy przed wiadomością od Irene. W końcu to on rządzi tym całym bajzlem, nie mylę się? Nie ma ludzi od takich spraw? A i jeszcze takie pytanie na koniec — on grał sam ze sobą w te szachy? To trochę smutne.
Gone zbiera ekipę i idą zapolować na bestię. Super, że bohater dostrzega niedorzeczność całej tej sytuacji razem ze mną. Pytanie tylko, dlaczego to wyszło tak późno? Już Karl na samym początku powinien zauważyć, że coś jest nie tak, ale on zachowywał się, jakby to było normalne. Potem to samo działo się z Irene, która dopiero pod koniec zorientowała się o próbie sabotażu Bastionu. O to czepiałam się wcześniej. A wystarczyłoby tylko kilka zdań Karla na samym początku o braku funkcjonującego systemu komunikacji i problem z głowy.
Nie wiem, czy macie świadomość, ale kompletnie nie obchodzą mnie poniesione w tym rozdziale ofiary. I wcale nie nienawidzę Flina za jego czyny. Jeśli mam być szczera, zupełnie mnie to nie obchodzi, bo nie dałyście mi wcześniej poznać tych ludzi. Przykro mi, ale nie potrafię przejąć się kukiełkami, o których istnieniu słyszę pierwszy raz.
Gone to jednak słaby przywódca. Stać i nic nie robić to każdy potrafi. Polubiłam jednak Flina, który nie bał się działać i sprytnie podszedł do ucieczki, choć niestety nie do końca poszła po jego myśli.
Cała rozmowa Marka z Irene to koszmarek, ale wybaczam, bo wmawiam sobie, że to przez szok tamtej dwójki. No i niestety nie wiadomo, kto załatwił bestię. Szkoda.
Nie mam zielonego pojęcia, czemu służył fragment Arfanieli. Powspominała sobie i nic poza tym. Nie dostaliśmy żadnych przełomowych informacji o niej ani o Bastionie. Jak dla mnie mogłoby jej wcale nie być. No dobrze, jednak ta scena miała jakiś cel. Rozwinęłyście nią wątek ze złym alter ego pani naukowiec. Nie jestem w stanie zrozumieć, co dzieje się w głowie Arfanieli, jeżeli nie widzi w swojej podwójnej osobowości zagrożenia, nie tylko dla siebie, ale dla całego Bastionu.
Oficer Hanks ma na razie u mnie czystą kartę. Zobaczymy, jak jego postać się rozwinie.
Obrady nie miały w sobie nic specjalnego, zatem pozwolę sobie od razu przejść do sceny przesłuchania.
Flin Mood oficjalnie został moim ulubionym bohaterem tego opowiadania. Zabawny, z charakterem, oddany sprawie. Tyle w temacie. Scena z jego udziałem od razu nabrała rumieńców i nawet Gone trochę się rozruszał. Szkoda tylko, że tak uszkodził Mooda, ale jeszcze się chłopaka poskłada.
Uwagi:
„Nie wszystko można przewidzieć, a już na pewno nie wtedy, kiedy grę wchodzi czynnik ludzki”. — „W grę”.
„Ale jakim cudem to coś się uwolniło”. — To pytanie, więc na końcu powinien znaleźć się znak zapytania zamiast kropki.
„Jedność wciąż była bardzo silna, była bardzo trudny do pokonania wrogiem”. — E, co? Nie dość, że okropne powtórzenie, to jeszcze ta odmiana, a właściwie jej brak.
„Kiedy Lee upadł na podłogę, już nie żył, a kolejny grad pocisków zmierzała w stronę żołnierzy”. — „Zmierzał”.
„Panował w nim lekki półmrok, bo jedynym źródłem światła był snop dochodzący z pomieszczenia, w którym trzymano panaceum”. — Przykro mi, ale wyobraziłam sobie świecący snop siana, stojący w rogu pokoju.
„Jeden z mężczyzn odtworzył powoli drzwi, kierując lufę karabinu w stronę otwieranej przestrzeni”. — Co to za przyszłość, że drzwi się odtwarza? Powtarza się też wyraz „otwierać”.
„Wtedy ukrytkiem spojrzał na swój komunikator i już wiedział, co zrobić”. — To już mnie nawet nie bawi. Ukrytek? „Ukradkiem”, jeśli już.
„Szybko wstał i podbił do Brucka”. — Czy Flint zamierza podrywać Bucka? Jeśli nie, to zdanie jest niepoprawne.
„Bruck ocknął się. Źle się czuł. I, co gorsza, nie przypominał sobie, żeby kładł się spać na podłodze”. — Nie jestem pewna, czy taki był wasz cel w tym zdaniu, ale melduję, że wcale mnie to nie rozbawiło.
„Gone zacisnął dłonie w pięść”. — Dwie dłonie, jedna pięść.
„Co działo się potem, wiedzieli”. — Aha, czyli co się działo? Ewidentnie zabrakło tutaj „nie”.

Rozdział 7
Treść:
Zaczynamy od przesłuchania Karla w gabinecie Marka. Powracają przepychanki na linii Wills-Morris. Nihil novi. Aha, czyli Midway boi się Irene. Pytanie dlaczego, bo choć obawiał się jej, to wcześniej raczej nie panikował w jej obecności. Przecież razem łazili, gdy szukali bestii. Dziwne.
Zawiodło mnie rozwiązanie sprawy zabójstwa bestii. Wydawało mi się, że zrobiła to osoba, która pojawiła się na końcu wcześniejszego rozdziału, a nie cherlawy asystent, mający w bezpośrednim starciu  z hybrydą bardzo niewielkie szanse na przeżycie.  
Powróciliśmy do dawno niewidzianych rekrutów. To miła odmiana, zwłaszcza że ostatnie ich pojawienie się wyszło wam całkiem przyjemnie. No i miałyście okazję poopowiadać trochę o hybrydach. Spodobało mi się też, że postanowiłyście wprowadzić święto do waszego opowiadania. Uważam to za bardzo fajny smaczek, który niestety rzadko jest wykorzystywany, a potrafi dodać klimatu opowieści.
Walka słowna Irene kontra „pan majster” nie była niczym ciekawym, nie wniosła za wiele do całości i w sumie po co tam była? Znów nabijanie literek, czy pokazanie, jak bardzo Wills nie cierpi pani major? Już to wiem. Nie ma potrzeby powtarzać. Zaintrygowała mnie za to dziewczyna, która dała Irene liścik. Ciekawe, co w nim jest. Jak dla mnie rozwiązania tej zagadki są dwa. Albo wiadomość od śp. Felixa, albo rekrutka bardzo polubiła nową wykładowczynię.
Widać już, gdzie wcisnęłyście fragment polskości, o którym wspomniałyście w którymś z komentarzy. Oczywiście, że w robotnikach. Oby tylko panom fachowcom nie zachciało się wyburzać ścian nośnych, to chyba Bastion jakoś przeżyje.
Ha, no i zgadłam co do tamtej rekrutki. Jednak wersja druga, choć miałam nadzieję, że może zamieszacie nieco z notką Felixa, który mógłby ujawnić kolejnych spiskowców.
Nie pomyślałabym, że sprawa przesunięcia paru ścian doczeka się takiego rozwinięcia. Ale podobało mi się, jak Arfaniela wstawiła się za Karlem, więc nie będę narzekać.
Wow, nareszcie znaleźliśmy się po drugiej stronie barykady. Witamy panią Barbarę. Ale co to? Poza Bastionem ujawnił się kolejny przeciwnik Jednomyślności — 005 — czyżby do akcji wkroczyła jednostka Jamesa Bonda? Poza tym, to było trochę w stylu „Igrzysk Śmierci”, nie sądzicie?
Końcówka całkiem w porządku. Pogłębiacie relację Marka i Irene. Bardzo mi się to podoba i przyjemnie się o tym czytało. Dowiedzieliśmy się również o istnieniu potencjalnego wspólnika Flina, co daje wam wiele możliwości na rozwinięcie tego wątku. No i uzyskaliśmy trochę więcej informacji o kontroli ze strony ministerstwa, dzięki czemu poruszyłyście kwestię kreacji świata przedstawionego, co bardzo lubię. Tym pozytywnym akcentem kończę swoją przygodę z waszym opowiadaniem.
Uwagi:
„Ostatnio Gone palił coraz więcej, ale tylko w taki sposób mógł rozładowywał stres i pozbyć się negatywnych emocji”. — Rozładowywać.
„Jego żołnierze o tym wiedzieli, zgodzili się iść za nim i heroicznie walczyć w imię dobra.” — Tytuł wpleciony w tekst. To było nawet fajne za pierwszym razem, ale jak rzucacie tym w co drugim rozdziale, jakoś straciło urok.
„To była cena, za niesienie nadziej”. — Sam się nadziej. Proszę, przysiądźcie nad tymi literówkami. To przestało być zabawne. Dodatkowo, niepotrzebnie postawiłyście przecinek przed „za”.
„— No... Hybryda wstawiła rękę do środka, ja nie wiem, no myślałem wtedy tak szybko, to było ryzykowne i nie w moim stylu. Bałem się”. — Szkoda, że nie była wstawiona.
„— Nabrałem krew generała do strzykawki, zawsze jakieś nosze po kieszeniach”. — Mam teorię — Karl bierze w żyłę, dlatego nosi ze sobą strzykawki. Bo w sumie, po co asystentowi strzykawki? Dodatkowo zgubiłyście ogonek w „noszę”.
„Mieściło w sobie kilka rzędów siedzeń dla uczniów i jedną mówcie”. — A co to są te „mówcie”? Pewnie jakieś urządzenia do komunikacji z przyszłości. Szkoda, że nie użyli ich w czasie ataku hybrydy.
„— Witajcie na pierwszych zajęciach Wiedzy Ogólnej w tym roku”. — Wreszcie to zrozumiałam. Wy wszystko nazywacie wielką literą. Nieważne, czy trzeba, czy nie. Tak jest po prostu bardziej. Bardziej, Bardziej.
„— A czy mamy jakąś broń, która może je zniszczyć? Bo jeśli nie, to nasza walka wydaje się trochę bezsensu”. — Poprawnie powinnyście napisać „bez sensu”. Słowa „bezsens” używa się w trochę innym kontekście.
„Drugim miejscem jest Pacha, tam, jeśli ktoś wystrzeli serie kul, może mieć pewność, że hybryda jest załatwiona”. — Pacha na pewno czuje się zaszczycona wielką literą, którą jej przydzieliłyście.
„Arfaniela westchnęła, jej były mąż zapewne, ma rację, a ona”. — Po pierwsze, niepotrzebnie dałyście przecinek przed „ma”, a po drugie, czegoś zabrakło na końcu tego zdania, przez co traci sens.

Podsumowanie:
„W imię dobra” było dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia. Między czytaniem kolejnych rozdziałów musiałam robić sobie przerwy, a masa literówek i powtórzeń tak bardzo przytłoczyła mój mózg, że prawdopodobnie nie wyłapałam połowy popełnianych przez was subtelniejszych błędów. I dodam tylko, żeby nie było niejasności, nie wypisywałam wszystkich tych, które zauważyłam.
Każdy z waszych rozdziałów ma inną długość. Zaczynacie od niecałego tysiąca, a kończycie na siedmiu tysiącach słów. To ogromna rozbieżność. W przyszłości postarajcie się nad tym zapanować. Przyzwyczaicie tym czytelników do pewnego standardu i będą wiedzieli, czego mogą się po was spodziewać.
Jedną z waszych największych bolączek są streszczenia, szczególnie w początkowych rozdziałach. Większość z nich możecie z powodzeniem zastąpić scenami i opowieść tylko by na tym zyskała. Z powodzeniem używałyście już retrospekcji, które również lepiej nadają się do przedstawienia historii. Zawsze pozostają jeszcze listy, wycinki z gazet, dialogi i wspomnienia bohaterów. Ludzie na ogół nie przepadają za streszczeniami, bo są nudne i nie zawierają odpowiedniego ładunku emocjonalnego. A czytelnik właśnie tego potrzebuje — przeniesienia się do świata książki i przeżywania przygód wraz z bohaterami.
Interpunkcja i dialogi to coś, na czym musicie się skupić, jeśli chcecie, żeby wasze opowiadanie było porządne. Gorąco zachęcam was do przeczytania poradnika o dialogach autorstwa Condawiramurs, który możecie zobaczyć tutaj. Powinien rozwiać większość waszych wątpliwości. Interpunkcja to bardziej złożona kwestia i tutaj odeślę was do sjp i prostych przecinków, ale mam nadzieję, że same poszukacie także innych źródeł.
Za mało skupiacie się na świecie przedstawionym i tle opowieści. Podajecie kilka nazw, ale głównie tłumaczycie rzeczy związane z hybrydami, a to niestety za mało. Wymyśliłyście własne państwa, lecz nie jestem w stanie wyobrazić  sobie ich społeczności, kultury, architektury. A nawet technologii poza tą wojskową. Nie wiem, w jakich czasach dzieje się akcja ani jak rozmieścić podane przez was miejsca na mapie. Nie mam zbyt wielu informacji o geografii tych miejsc — nie przypominam sobie nic poza wspomnianymi przez was ostrymi zimami i pustynnym klimatem w Denove, co samo w sobie wydaje się już dość sprzeczne. Pamiętam jeszcze tylko morze ze wspomnień Arfanieli i choć widać to na mapce zamieszczonej w zakładce, nigdzie indziej nie wspominacie, że bohaterowie znajdują się na wyspie. Czasem próbujecie coś pokazać, dodać parę smaczków, jak przy okazji pojawienia się oficera Hanksa czy wprowadzenia święta, ale to wciąż za mało. Przemyślcie, jak powinien wyglądać wasz świat i małymi kroczkami wprowadzajcie wszystkie detale. Nie samą akcją człowiek żyje.
Nie udało mi się zapałać sympatią do żadnego z waszych bohaterów, nie licząc Flinta, za którym teoretycznie nie powinnam przepadać. Przez większość czasu trudno było mi odróżnić Irene od Arfanieli w narracji i ostatecznie zlały mi się w jedną osobę. Karl mógłby zostać w przyszłości porządnym bohaterem, ale przed nim długa droga. Wills to dupek i wcale nie staracie się, żeby był czymś więcej. A Gone... Gone to palacz, co uwielbiacie podkreślać, i niezbyt dobry przywódca Bastionu. To w sumie tyle, co mogłabym powiedzieć o bohaterach.
Fabuła opowiadania nie jest zbyt oryginalna po wysypie całej masy książek o podobnym temacie, ale cieszę się, że postawiłyście na dorosłych bohaterów zamiast niedojrzałych rekrutów. Intryguje też nowy wróg Jednomyślności, ale nie miałam zbyt dużo czasu na poznanie go, więc nie mogę się nim szerzej wypowiedzieć. Spodobał mi się też koncept hybryd. Niestety nie mogę powiedzieć niczego dobrego o samym Bastionie. Gdyby to była dopiero co otworzona placówka z samymi żółtodziobami na pokładzie, potknięcia nie wydawałyby się tak rażące, ale jak na ośrodek wojskowy, funkcjonujący od kilku lat — jest cienko. Poza tym bohaterowie, mimo tak długiego okresu wojny, zdają się nie posiadać zbyt wielu informacji o swoim wrogu. Cud, że udało im się przeżyć tyle czasu.
Przed wami wiele pracy, jeżeli zależy wam na prowadzeniu dobrego opowiadania, ale wierzę, że gdybyście naprawdę się przyłożyły, łatwo zniwelowałybyście większość moich zarzutów co do waszego pisania. Pytaniem pozostaje, czy macie na to wystarczająco dużo samozaparcia i chęci.

Rady:
— Czytajcie tekst przed publikacją, najlepiej dwa, trzy dni po jego napisaniu. Zdarzają się wam duże ilości literówek i powtórzeń, które można w ten sposób łatwo wyeliminować.
— Czytajcie napisany przez was tekst na głos. Wasze zdania w większości brzmią bardzo koślawo i wręcz sztywno. Przeczytanie ich głośno pozwoli wam łatwiej wyłapać takie potworki.
— Tworzycie spore ilości zdań złożonych, które tak naprawdę wcale nie wymagają takiej konstrukcji i często brzmiałby o wiele lepiej, gdyby zostałby podzielone na krótsze. Jeżeli nie ma potrzeby, nie widzę sensu tworzenia sztucznie dłuższych zdań, niż to konieczne, szczególnie w dialogach, gdzie ludzie zazwyczaj używają krótkich wypowiedzi.
— Logika i zasady panujące w Bastionie są takie, jakie w danym momencie pasują wam do fabuły i mają bardzo niewiele wspólnego z tym, jak mogłoby to wyglądać naprawdę. Zastanówcie się nad przeczytaniem paru książek o wojnie i tego typu instytucjach, najlepiej biograficznych i naukowych. Lepsze zrozumienie tematu = lepsze opowiadanie.
— Warto byłoby zainwestować w trochę większą ilość opisów zarówno bohaterów, jak i otoczenia. To, że opisałyście wygląd postaci w zakładce, a potem raz przy ich przedstawieniu, nie daje wam zwolnienia od robienia tego w późniejszych rozdziałach. Przechadzając się z członkami organizacji po Bastionie, nie zapamiętałam nic poza białym pokojem, w którym trzymano hybrydę na początku opowiadania. Jak dla mnie, bohaterowie poruszają się po pomalowanych na szaro prostokątach z drzwiami i oknami. Opisy otoczenia bardzo pomogłyby zbudować klimat tego opowiadania, więc nie zaniedbujcie ich. Wszechogarniająca szarość, industrialny styl i sztucznie oświetlenie ciasnych korytarzy Bastionu, którymi przeciskają się bohaterowie, od razu sprawiają, że czytelnik będzie postrzegał rzeczy jako bardziej surowe. Nie zapominajcie o używaniu wszystkich pięciu zmysłów w opisach i tego, jak otocznie oddziałuje na nastrój i myśli bohaterów.
— Mało jest u was scen, a więcej gadania. Takiego o niczym, streszczeniowego i niewiele wnoszącego do całości. Opisywanie bohaterów i opowiadanie o ich przeszłości nie sprawi, że ich poznam. Chcę widzieć ich decyzje teraz, w scenach, a nie słuchać wewnętrznych monologów, retrospekcji i sklejek informacyjnych. Piszecie dużo, ale w większości kręcicie się w kółko i powtarzacie to samo.
— Częściej dzielcie tekst na akapity. W jego obrębie najczęściej mówi się tylko o jednej rzeczy, a wy upychacie do nich, ile się da, w międzyczasie często zmieniając narratorów, z czego powstaje chaos. Starajcie się nad tym popracować.

Zalety:
— interesujący pomysł na opowiadanie,
— ciekawa kreacja hybryd,
— postać Flina Mooda,
— przyjemna dla oka szata graficzna bloga.
Wady:
— liczne literówki i powtórzenia, szczególnie czasownika „być”,
— kulejąca składnia i logika,
— powtarzające się błędy interpunkcyjne i ortograficzne,
— częściowo niepoprawny zapis dialogów,
— chaotyczna narracja,
— mieszanie czasów,
— powtarzanie oczywistości myślami bohaterów,
— słabo wykreowany świat przedstawiony,
— płascy bohaterowie.

Ocena końcowa: DOPUSZCZAJĄCY z plusem za pomysł i ostatni, całkiem dobry, rozdział.

33 komentarze:

  1. Czytam w imie dobra. Mi bardzo sie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nick drugiej autorki to "Iluminattia"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za zwrócenie uwagi i przepraszamy za pomyłkę.

      Usuń
  3. Myślałam, że to jakiś żart. Serio 2? Ocena niektóre błędy wskazała poprawnie i myślę, że dziewczyny wezmą sobie je do serca, ale opko czytam od początku i... Wkurzyłam się trochę, jak to przeczytałam.
    Najbardziej zdziwiło mnie to, że Oceniająca napisała, że bohaterowie są płascy. Ja nie wiem, jak wielkim ignorantem trzeba być, żeby pisać takie dyrdymały. Niestety ta ocena utwierdziła mnie w fakcie, że nie warto marnować czasu na tę ocenialnię. Swojego bloga tu nie zgłoszę, przykro mi.
    Wiem, że to jest zdanie tylko i wyłącznie Maxine, ale, no jestem w głębokim szoku, że naprawdę dobrą historię można tak pocisnąć. Zwłaszcza że obserwowałam już wasze inne oceny i pamiętam takie cudeńko jak ''Księżniczka w liceum'', czy coś w tym stylu. Dostało chyba 3+. Z ciekawości przeczytałam trochę i nie mogę wyjść ze zdziwienia, że tamto bardziej podobało ci się od WID. Zresztą pamiętam też ocenę bloga mojej Skoiastel, która też mnie trochę rozczarowała. Dobra, więcej już się na ten temat nie odezwę, bo szkoda mi liter.
    W ocenie tez jest dużo błędów, ba logistyczne mnie najbardziej rozwalały, ale niestety nie chce mi się ich wszystkich wyłapywać. Sama musisz sobie poradzić...
    I tym sposobem dotarliśmy do końca mojego komentarza. Wiem, strasznie się rozpisałam i bóldupiłam, ale naprawdę poczułam, że muszę stanąć w ich obronie.
    Pozdrawiam.
    Zszokowana Impotencja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć.
      Przykro mi, że ocena ci się nie spodobała, ale jak dobrze zauważyłaś, jest to wyłącznie moja opinia o opowiadaniu i oczywiście nie musimy się zgadzać.
      Uważam jednak, że niepotrzebnie wciągnęłaś do dyskusji opowiadania innych autorów i opinię o całej ocenialni. To nie miejsce na takie wywody. Chętnie za to podyskutuję na temat „W imię dobra”.
      Wspomniałaś o bohaterach. Podtrzymuję swoje zdanie i uważam, że nie są wystarczająco dobrze wykreowani. Przez prawie cały czas pozostają utrzymywani w schemacie swojej podstawowej funkcji, np.: Wills — którego głównym celem jest uprzykrzanie życia Irene. Brak w nich dynamizmu i tylko Karl pozytywnie zaskakuje pod koniec.
      Szkoda, że nie wypisałaś popełnionych przeze mnie błędów. W ten sposób nie jestem w stanie się do nich odnieść.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
    2. Komentarz w częściach!
      To może ja się wypowiem. Fajnie, że wypisałaś błędy, które popełniłyśmy za to plus, bo wiemy już, co poprawić (nadal nie mamy bety, więc ciężko nam to wszystko ogarnąć). Ale zarzut o płytkich postaciach jest trochę...
      Czy ty oczekujesz, że postać zmieni się na zawołanie? Nie uważasz, że to dopiero jest płytkie i głupie? Wills- ma powody, żeby się tak zachowywać. Nie zauważyłaś, że podczas przesłuchania spokorniał? Nic nie świta? W dalszych rozdziałach Edgar ma swoje pięć minut, zmienia się z dupka w kogoś dość sympatycznego. Ale aby do tego doszło muszą zaistnieć pewne... Okoliczności. A rektutka, która polubiłaś to siostra porucznika. Tak, wiem spoiler.
      Dalej. Napisałaś, że to nie Karl powinien wykończyć hybrydę, ale dlaczego? Bo tak? Bo jest cherlawy? To rozumiem, że lepiej, aby zrobiła to jakaś Mary Sue, ok.
      Morris... postać chyba najtrudniejsza do opisywania, bo poznajemy ją od tej chłodnej strony. Potem przy ucieczce hybrydy jej zachowanie się zmienia. Nie zauważyłaś tego? Nie zauważyłaś też, że na przesłuchaniu Willsa puściły jej nerwy. Coś takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca, o czym wspomina Mark w kolejnym rozdziale. Potem Irene zauważa jak Edgarowi drżą ręce i od tamtej pory nie odezwała się już ani razu.
      Arfaniela- postać, która boryka się z traumą, ale mimo tego stara się jakoś pomagać Bastionowi. Wstawia się za Karlem i próbuje jakoś go wspierać. Jej alter ego też nie jest takie oczywiste jak Ci się wydaje. Fakt, że stara się jakoś dogadać z byłym mężem też nieistotny, prawda?

      Gone- Rozumiem, że przykro Ci, bo biedaczek sam gra w szachy. No w kolejnych rozdziałach nie będzie grał sam. Nie martw się. W sumie jego jednym problemem jest to, że pali, tak. Jest tak płaską postacią, że nawet reszta o tym wspomina.

      Podobają Ci się hybrydy? Super! Szkoda, że nie dowiesz się co dalej planujemy z nimi zrobić. Podpowiedź brzmi- one nie są takie zezwierzęcone totalnie. No ale...


      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Dalsza część komentarza
      No i mój największy zarzut do ciebie: zgodzę się z tym, że rozdział z ucieczką hybrydy był okropny. To fakt. Pisałyśmy go na raty i to widać. Sporo w nim głupot, bo niestety nie wszystko obgadałyśmy tak jakbym tego chciała. Jednak, co do broni nie zgodzę się. Nie wiesz jaki panują wewnętrzne zasady w Bastionie (tak wiem, powinnyśmy o tym wspomnieć), każdy musi broń nosić przy sobie, bez względu na to czy jest naukowcem czy dyżurnym czy jeszcze kimś innym. Jedynie cywile są zwolnieni z tego obowiązku. Dalej. Gone dowiaduje się o ataku dopiero od Morris, bo alarm został uruchomiony w innym skrzydle oddalonym od biura Gona o spory kawałek. To dyżurni mają za zadanie obserwować i informować, co się dzieje. To do nich należało poinformowanie przełożonych. Jednak już wtedy (co oczywiście jest później wyjaśnione) telefony są odcięte od linii. Ostatecznie Nott(jeden z dyżurnych), włącza alarm, żeby powiadomić chociaż tych, którzy obecni są w na tym poziomie. Nie wiem czy zauważyłaś, ale już na początku rozdziału jest informacja, że większość oficerów już śpi. Czyli są w innej części budynku. Jedynie Karl i Morris (oraz jak się dowiadujemy później Felix) są w budynku(no dobra nie licząc Flina i dyżurnych). Twój zarzut o braku jakiś wytycznych też jest bez sensu. Karl pobiegł w stronę gabinetu Morris, bo wiedział, że musi zawiadomić kogoś wyższego rangą. Najbliżej była ona. Jeśli to zrobił, dowodzenie przejmuje major. Ona próbowała dodzwonić się do dyżurnych na próżno (linia już wcześniej została uszkodzona- o czym wspomniałam). Następnie usłyszeli kroki. Ciężkie i człapiące. Morris uznała,że musi działać, bo największym zagrożeniem wtedy była hybryda. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest jakiś zamachowiec. Sygnał był, a to, że posiłki jeszcze nie przybyły, to norma. Wyobrażasz sobie odział uzbrojonych żołnierzy pojawiający się w kilka sekund? Bo ja nie. Ale ok. Idziemy dalej. Omdlenie Karla to durnota, fakt. Po informacji Felixa staje się jasne, że są w czarnej ... d i z dyżurnymi musiało się coś stać, skoro to tej pory nikogo nie wezwali. Co do samego alarmu. Złapali hybrydę po raz pierwszy, wyobrażasz sobie, że nagle wszędzie mają jakieś sygnalizatory "UCIECZKA HYBRYDY?" Karl mógł się domyślić o co chodzi. Trzymanie hybrydy w Bastionie było błędem, to chciałyśmy pokazać.
      Fajnie, że spodobała Ci się rekrutka i jej karteczka dla Morris. Ale czy nie widzisz, że twoje przypuszczenia odnośnie notki od Felixa są głupie? Generał wręczył liścik młodej nierozgarniętej dziewczynie? A nie lepiej jakby powiedział o swoich przypuszczeniach Irene? Markowi? Arfanieli? Nie widzisz, że to jest trochę nie teges?
      Ale masz rację odnośnie braku opisywania pomieszczeń. Popracujemy nad tym. O każdej rzeczy, o której wspomniałaś wiedziałam wcześniej. Jednak ja nastawiałam się na rozbudowywanie akcji. A na poprawki przyjdzie czas. Przyjdzie
      O reszcie nie będę pisać, bo nie mam na to czasu. W każdym razie dzięki za poświęcony czas. Szkoda, że nie przyjrzałaś się bliżej charakterom postaci. Drobnym sygnałom, które starałyśmy się pokazać.
      Nikt nie zmienia się z dnia na dzień. Takie kreowanie postać, to dopiero robienie z nich płytkich
      głupków.

      No tak rozpisałam się.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Hej.
      Swoją opinię o bohaterach mogę opierać jedynie na wydarzeniach przedstawionych do tej pory w opowiadaniu. Nie jestem w stanie przewidzieć ich przyszłych zachowań, przeszłości czy powiązań z innymi. Nie mam również wglądu w to, jak wy ich postrzegacie. Do dyspozycji dostałam tylko wycinek ich życia, przekazany w rozdziałach, i jedynie na tym mogę się opierać.

      Oczywiście, że nie oczekuję, iż postać zmieni się na zawołanie. Ale zmiana to nie tylko całkowite przekształcenie osobowości postaci w kogoś zupełnie nowego. To też odkrywanie kolejnych warstw tego samego bohatera. To interakcje pomiędzy nimi, ich zainteresowania, motywacje i lęki.

      Stworzyłyście dobre bazy dla swoich bohaterów, ale to nie znaczy, że są to postacie z krwi i kości. To materiał do stworzenia czegoś więcej i całkiem możliwe, że przy większej liczbie rozdziałów moja opinia o nich mogłaby ulec zmianie, bo z każdym rozdziałem wypadają trochę lepiej.

      Płaskich postaci nie uważam za kompletnie złe. Gdyby były złe, napisałabym o nich: „źle skonstruowane”, „irytujące” albo „niewiarygodne”. Wasi bohaterowie po prostu jeszcze nie dotarli do poziomu, w którym mogłabym uznać ich za pełnowymiarowych, za kogoś, w kogo istnienie mogłabym uwierzyć i kibicować mu.

      Część drobiazgów, o których wspomniałaś, była dla mnie po prostu niezrozumiała, m.in. zachowanie Irene po ataku hybrydy. Inne zarysowałyście zbyt powierzchownie, żebym zwróciła na nie większą uwagę i uznała, że warto wspomnieć o nich w ocenie, co nie znaczy, że nie zauważyłam ich obecności. W głównej mierze skupiłam się na tym, co uważałam, że będzie z waszej strony wymagało poprawy.

      Co do twojego drugiego komentarza. Gdybyście przedstawiły w opowiadaniu zasady życia w Bastionie przed atakiem hybrydy i znałabym te informacje, które wypisałaś teraz, nie miałabym powodu, aby zwrócić wam na to uwagę. Tłumaczenie zasad po ataku przestaje mieć jednak sens, bo negatywne uczucia związane z brakiem logiki w tamtym momencie pozostają.

      Moje przypuszczenia mogą być głupie, ale pozostaje fakt, że to tylko przypuszczenia. Po prostu uznałam, że taki zwrot akcji mógłby być interesujący.

      Mimo naszej różnicy zdań, wciąż mam nadzieję, że ocena pomoże wam w poprawie „W imię dobra”.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. Hej hej,
      Wiem, że na razie nie wszystkie postaci zarysowałyśmy dość dobrze, ale mamy w tym cel. Każda cecha powinna się ujawniać pewnych sytuacjach. Pokazałyśmy jedynie schematyczne działanie, aby potem ludzie mogli zobaczyć, że pozory mogą mylić i nie warto kogoś oceniać na podstawie kilku przesłanek. Stąd mój zarzut. Ja zwyczajnie nie podejmuję się oceny czyjeś osoby, kiedy mam za mało informacji na jej temat. Gdybyś napisała, że postacie są takie i takie (bo na razie tyle o nich wiesz), ale zapowiadają się ok, to uwierz mi nie miałabym żadnego ale. Żadnego. Podejrzewam, że inaczej odbieramy słowo "płaskie" dla mnie postać, która tak nazwano to nic innego, jak głupia kukła... bez żadnych cech, motywacji, celów. Nasze postacie mają cele, marzenia i przywary. Owszem na chwilę obecną mało jest o nich jako takich, ale później będzie tego dużo, dużo więcej. Kilka przesłanek już się pojawiło. Wiem, nie każdy je wyłapuje.
      Cały rozdział z pościgiem za hybrydą był zły, dlatego chcę go zmienić. Ucieczkę Flina pisałam na pełnej wenie, a całą resztę w ratach...
      Dzięki za ocenę. Planujemy napisać pierwsze rozdziały jeszcze raz. Niektóre postacie rozbudujemy (bo już wcześniej odkryłyśmy ich potencjał). W ogóle wszystkie pomysły zbieramy w jedną całość. Musimy mieć czas na logiczne poukładanie tego (dla mnie jest to piekielnie ważne), dlatego na chwilę obecną zawieszamy publikację nowych rozdziałów.

      Wiesz, ja naprawdę się cieszę, że niektóre elementy Ci się podobały. Nie mam Ci też niczego za złe.
      Na pewno weźmiemy sobie twoje rady do serca:)

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Eee, dziewczyny nie przejmujcie się, poprawcie błędy, posłuchajcie kilku rad, ale tą bezsensowną krytyką (chyba wiecie o co mi tu chodzi) nie zadręczajcie się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My się nie przejmujemy, chill. Jesteśmy niczym wagon tybetańskich mnichów.

      Usuń
  5. Tutaj muszę stanąć po stronie Maxine. W tej chwili czekam na ocenę Legilimencji i zdaję sobie sprawę, że może nie być pozytywnie :DD. Nie rozumiem waszych komentarzy dziewczyny (autorki bloga). Wkurzacie się, że oceniająca pisze o płytkich postaciach, to po co się zgłaszałyście tutaj ? To jest krytyka. Nie pozytywna, nie negatywna tylko po prostu krytyka. Z waszych komentarzy wynika, że spodziewałyście się samych superlatyw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. My nie spodziewałyśmy się samych pochwał. Napisałam już na początku, że dziękujemy za zwrócenie uwagi na błędy. Jednak, to jak Oceniająca opisała postaci nijak ma się do tego jakie są w rzeczywistości. Każda cecha charakteru skądś się wzięła. Później wszystko jest wyjaśnione. Rozumiesz, prawda? My często gramy szczegółami. Jeśli się ich nie wyłapie, to ma się problemik.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Każdy może odbierać postacie inaczej. Jeśli Maxine uznała je za płytkie, to jest to jej zdanie i bezsensowne jest spieranie się, a na postacie z krwi i kości nie składają się tylko szczególiki.

      Usuń
  6. Ale dała wam kopa xd
    No, ale musicie się wziąć do roboty bo wasza historia jest naprawdę świetna!

    Czółko kochani!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopuszczający to bardzo słuszna ocena i sprawiedliwa. Nie oszukujmy się, nie jest to aż tak dobre, czytałam o wiele, wiele lepsze i ciekawsze. Po za tym, po tym co odwaliły na samym początku, z tą Kadżką i kiepskim żartem z opowiadaniem, to czego można się spodziewać? Nikt ich na poważnie nie weźmie. Większość komentujących u nich są z anonima - ciekawe, co? Pewnie same sobie wstawiają komentarze... No, bo aż tyle osób bez kont? Podejrzane. No, ale przecież się nie przyznają, więc ;) A fabuła strasznie przewidywalna i zbyt popularna i nudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. O tak. Na to czekałam, aby ktoś wyciągnął opka, które pisałyśmy wcześniej. Serio? Jak głupim trzeba być, żeby którekolwiek z nich brać na poważnie? Teraz serio się staramy napisać coś ciekawego. Ale ok, widać niektórzy skreślili nas mimo tego, że się staramy. Spoko. Tak siedzimy nonstop przed kompem i piszemy komentarze na własnego bloga, ba! Osiągnęłyśmy nowy poziom czyli... Kłócimy się same ze sobą. To ma sens, serio! W sumie to nie, ale spoko. Statystyka nie kłamie, wejścia na bloga z innych stron też nie. Ludzie komentujący u nas, to osoby, które pamiętają nas jeszcze z CZ jak powoli zaczynałyśmy pisać bardziej na serio. Anonimku sam komentujesz incognito... hipokryzja tak bardzo.

      Usuń
    3. Dodam jeszcze coś, bo nie wyczymie. Serio, jak można nie widzieć różnicy między tym co robimy teraz, a tym co pisałyśmy wcześniej? A potem się ludzie dziwicie, że autorzy przestają pisać. Mają zwyczajnie dość. Dla mnie wcześniejsze opowiadania były zabawą, żartem. Ale widać niektórzy nadal (mimo naszych wyjaśnień) mają z nami jakiś problem. Przykre.

      Usuń
    4. Widocznie nikt tej różnicy nie widzi, skoro dostałyście dopa ;)
      Przeszłość (Kadżka...) się za wami ciągnie. Zmieniłyście nick, ale to nic nie dało ;)

      Usuń
    5. Ty nie widzisz, ale to nie znaczy, że wszyscy są tak ślepi jak ty:)

      Usuń
    6. Widocznie oceniająca jest ślepa (wg. Ciebie/Was) skoro dostałyście dopa. Nie zrozumiałaś? Poprzednie opowiadanie było żartem mówisz... Fajnie, okej. Dobrze sie bawiłyście, ale większość czytelnikow poważnie traktuje pisanie i czytanie, więc podchodzą z dystansem do waszej opowieści...😉
      Ps. Wynajmijcie betę, może bedzie lepiej?

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Ja jestem pewna, że oceniająca nie brała pod uwagę wcześniejszych gówno opek. Skoro ona jest ponad to, to reszta komentujących też powinna. To obecne opko jest lepsze od "Jelenia" chociaż nadal jest przeciętnym czytadłem bez polotu. Nadal jednak nie wiem po co ktoś wyciągnął przeszłość Kadżki. Co to ma do oceny? Proponuję, żeby wszyscy zaczęli brać przykład z Maxine, a nie z anonima, który robi gówno burzę. Oceniane było "W imię dobra" a nie "Obszczane Jelenie" i inne dziwa.

      Irytek

      Usuń
    9. Słonko ty moje, to ty nie zrozumiałaś. Ale ja ci wytłumaczę, ocena zawsze jest subiektywna. Oceniające oceniła jak oceniła bo uważa, że opowiadanie (w tamtej chwili) było takie i siakie. Tak, jak wiem, że to opowieść nie jest mega super dobra, ale inna niż troll opka. Za to ty uznajesz, że od czasów żartowego opka nic się nie nie zmieniło. Wiesz, że to jest błąd logiczny? Jeśli twoim zdaniem obecna opowieść jest zła, bo dostała dopa. To teraz pytanie brzmi czy wiesz jaką ocenę dostało by troll opko. No nie wiesz. Potrzebna tu jest ocena TEJ samej osoby, czyli Maxine, bo to ona subiektywnie dała nam dopa. Wiesz, ja nie mam zapędów na bycie "poważną pisarką" ja jestem rysownikiem, który od czasu do czasu coś tam napisze. Ostatnie duże opko skończyłam może siedem lat temu od tamtego czasu nic nie pisałam (z wyjątkiem troll opowieści). No chyba rozumiesz, nie? Właśnie dlatego przyjęłam rady i nie robię o ocenę burzy. Bierzemy wszystkie błędy na klatę i staramy się je poprawić, to źle? Jak mówiłam wcześniej planujemy napisać nową wersje tej historii.

      PS. Szukamy bety, też uważam, że jest neizbędna.Poprzednia wykrzyknęła
      yolo! i poszła w siną dal.
      PS.2 A i to mój ostatni post tutaj, jak masz ochotę wyjść z cudownej anonimowości i podyskutować ze mną to prosze> iluminattia.official@gmail.com

      Usuń
    10. Przepraszam bardzo, ale czy Maxine wspominała coś o wcześniejszych tworach Illuminati i Undertow? Oceniająca podeszła do sprawy profesjonalnie i chwała jej za to. Każdy kto pamięta Jelenia, ten widzi OGROMNĄ różnicę miedzy nim a W imię dobra mówię, to jako dawny hejter tego troll opka. Twierdzenie, że ocena jest wyznacznikiem do porównania tych dwóch opek, to bullshit. Anonimie - twoje wnioski są wyciągnięte z dupy.Tylko skończone zero (nie boję się użyć tego określenia), może tak dołować, kogoś kto podejmuje próby poprawy. Do tego dodajmy, że każdy człowiek zasługuje na drugą szanse. A autorki swoją postawą (przyjęciem krytyki) pokazały, że chcą się rozwijać. I za to je hejtujecie? Sorry, ale to z wami jest coś nie tak. Mam propozycję dla ocenialni - każdy komentarz, który będzie nawiązywał do poprzednich tworów autorek zostanie skasowany. Jestem pewna, że jeśli dyskusja będzie nadal trwać, to polecą wióry.

      Detektyw Kamila

      Usuń
  8. A i przy okazji przepraszam autorki bloga za pousuwane komentarze (te pierwsze zwykle są bardziej złośliwe). Możecie je pousuwać, to się zrobi estetyczniej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze nie ma sensu dalej ciagnąć tutaj tej dyskusji

      Usuń
    2. Powiedziałam, że dziękuje za krytykę i że weźmiemy ją sobie do serca. Nie moja wina, że anonim wciął się w dyskusję i zaczął rzucać argumentami ad personam. W sumie masz racje... Lepiej zakończyć ten temat (albo przynajmniej przestać zaśmiecać wam bloga).Jeśli ktoś chce sobie ze mną podyskutować to zapraszam tu > iluminattia.official@gmail.com

      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Anonim z 20:04 braki w inteligencji nadrabia butą. Ocenialnio, powinnaś się wstydzić za takich fanów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że ocenialnia to fanpage o.o hahahaha

      Usuń
    2. Czytasz tego bloga więc widocznie go lubisz, myślenie u ciebie tak bardzo...

      Usuń